Znalazła się wyżej i bliżej Cassiusa. Zdecydowanie było jej tu lepiej niż na dole. Bliżej ziemi, pozbawiona sił, żeby tak naprawdę siłować się z ciężkością dogniatającą ją do podłogi. Nie wiedziała czy dobrze było się godzić, żeby brat ją wyręczał w zwykłej codzienności, w której, czy tego chciała czy nie, czasem tak silnie bolała ją głowa. Była mu jednak wdzięczna, że chciał jej oszczędzić marnowania energii i odebrać chociaż trochę tego bólu, który ją męczył i trawił jej lepsze samopoczucie. Nie miewała wiele dni, takich jak ten. Nawet, kiedy miała migreny. Nie każdą przeżywała tak intensywnie jak tą dzisiejszą. Ułożyła dłonie na kasjuszowej szyi nie musząc mu dziękować za to, że był obok. Miała nadzieję, że on wiedział, że jest mu za to wdzięczna.
—
Mówiłeś też, że Terry Watts to pusty cwel, a okazał się inteligentnym, bystrym chłopakiem – mruknęła nieco żałośnie na swoją obronę, chociaż w typowo celestynowy sposób. Bez urazy, bez wypominania. Łagodnie i nieinwazyjnie, stwierdzając fakty, bo nie miała pamięci do głupich szczegółów, tylko po prostu wiele rzeczy było, jakie Cassius jej mówił i wiele z nich się nie sprawdziło, więc nauczyła się, że pomimo miłości i ufności jaką go darzyła, czasami musiała myśleć niezależnie od niego. Miewali w pewnych sprawach zupełnie odmienne gusta.
W ciszy, przymknęła powieki, opierając bok twarzy na piersi brata i pozwoliła mu się przesuwać wzdłuż ściany, gdziekolwiek zamierzał ją zabrać. Nie miała najmniejszych intencji się mu opierać. Dobrze, że przynajmniej on wiedział dokąd zmierza. Ona nie miała ostatnio pojęcia. Oczami wyobraźni sięgała teraz domu, bo właśnie tam się chciała znaleźć. W swoim pokoju, na miękkim łóżku, gdzie mama przynosiła jej okłady, a tato podsuwał jej w tajemnicy zwinięte jointy. Tak naprawdę Cassius nie musiał jej mówić, żeby sobie coś wyobraziła. Sięgała wspomnieniami do tamtych swojej sypialni. Chociaż ucieszyłoby ją, gdyby miała w niej jeszcze więcej miejsca i gdyby mogła ją dzielić razem z bratem. Uniosła rozproszona spojrzenie, na dźwięk jego właśnie słów.
—
Hmm?Wtedy obok nich pojawiły się drzwi. Drzwi, które po przekroczeniu prowadziły ich do pokoju, który do ułudy przypominał jej własny, ale znacznie większy, pozbawiony wielkich dwuskrzydłowych okien, które zasuwała zasłonami, kiedy bolała ją głowa. W pomieszczeniu panował półmrok, rozganiany jedynie przez łunę unoszących się w powietrzu lampionów, jakie puszczali razem w Dzień Duchów za dzieciństwa. Wokół pachniało świeżymi kwiatami, sumiennie wymienianymi przez mamę. Bogato zdobione wazony poukładane były na większości szafek i stołków. Po przeciwległej stronie znajdowało się też identyczne łóżko, jakie Cassius miał u siebie w pokoju, do którego uciekała, kiedy śniło jej się coś złego.
—
O – wyrwało jej się spomiędzy warg, kiedy weszli i tylko stabilnie silny ból głowy dawał jej sygnał, że nie śni sobie tego.
—
Jak to zrobiłeś? — spytała, bo właśnie spełnił jej życzenie, a choć słyszała plotki, że gdzieś w Hogwarcie, prawdopodobnie na tym piętrze, znajduje się miejsce, w którym spełniają się pragnienia, nie sądziła, że to Cassius jest tym cudotwórcą, który się nimi zajmuje.
—
Jakie lubisz ciasto?Głupie pytanie, ale chciała wiedzieć. Skyler chciał jej upiec coś, co będzie tylko chciała. Nie chciała nic. Prócz jego czasu, ale skoro jego nie mogła mieć, może chociaż jej brat dostanie kawałek pysznego deseru?
-------
https://www.czarodzieje.org/viewtopic.php?t=19880