Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
-Uczę się od najlepszych- puścił do niego oko szeroko się się uśmiechając. Fakt, dokąd zaczęli się jego włosy zdecydowanie urosły, a on nie miał czasu żeby doprowadzić ich do porządku. A po za tym dobrze się czuł w takiej fryzurze, i Namida też nie narzekał, a tak jakoś z zasady nie ufał fryzjerowi. Ten to zawsze coś skonopści, i chce żeby mu za to jeszcze zapłacić! często zawyżona stawkę! I daje tonę lakieru, bez sensu, Czasami co prawda zdarza się ładna fryzjerka która przez dobre dwadzieścia minut będzie myć i masować głowę pytając troskliwie "Taka woda może być?". Ale to już nie to samo jak się kogoś ma. Wtedy fryzjer to strata czasu i pieniędzy. Taaaaak, każdy facet ma w sobie coś z żyda! Wiec trudno było się Simonowi dziwić ze pogrążony w swoich zawiłych myślach, zdziwiła go taka nagła zmiana tematu, ale wcale nie dawał tego po sobie poznać.: -Że tak teraz? Już???-uniósł się nieco na łokciach, patrząc uważnie na swojego chłopaka. W sumie co im szkodziło,rok szkolny dopiero się zaczął nie mieli im z czego odjąć tych 35 punktów! Chwilunia! Simonowi już NIE MOGLI odjąć przecież był studentem! A straszeni chciał być z Namidą i przy tym "pierwszym razie"
- Uhm... noo nie w tym momencie... Nie mam ani ochoty ani siły wstawać i jeszcze telepać się do Londynu... Ale mam już pomysł i z pewnością będziemy musieli się tam wybrać niedługo, koniecznie! Zarzucił swemu chłopakowi ręce na szyje, przyciągając go do siebie i całując mocno. Oh, nigdy nie będzie miał dość tych ust, to na pewno! Zaśmiał się sam do siebie w duchu... cieszył się dosłownie jak nieprzymierzając małe dziecko. - Ah,... zastanawiam się, co w domu powiedzą, jak tylko im o tym napiszę. - westchnął, układając się znowu wygodnie na miękkiej pościeli. Na myśli miał oczywiście ich zaręczyny, a nie tatuaż. To akurat ojciec by przeżył... Ale nie był pewien, jak zareaguje gdy dowie się, że Nami chce wyjść za mąż, a nie "ożenić się" ...
-Ja też mam pomysł na nowy, jeszcze nie zdecydowałem gdzie...-uśmiechnął się, i chwile potem odpowiadał z rozkoszą na pocałunek. Mógłby go całować cały czas, i chyba by mu nie zbrzydło! Jak Nami wspomniał o pisaniu do domu, Simon zamyślił się na chwile. Matka jeszcze nie wyszła ze szpitala, a z tego co wiedział Natalii była teraz na podroży poślubnej ze swoim mężulkiem. Chyba nie chciał o tym mówić dziewczyną. Nie teraz gdy przeżywały to co przeżywały. Pierwsze siedem sióstr, myślały jak im powiedział ze to tylko młodzieńczy bunt, miały nadzieje że z tego wyrośnie. Kto wie czy jakby powiedziałby im o zaręczynach, mogłyby go wydziedziczyć. Chociaż nie, teraz to on był od wydziedziczania! Ale mogłyby uznać to za hańbę i traktować jeszcze chłodniej niż wcześniej. Ach te hiszpanki... -Muszę poznać twoja mamę-powiedział żeby zmienić temat-No i musimy zrobić sobie sami trochę zdjęć-przytulił się do Namidy mniej więcej tak, i przymknął oczka. Zapomniał o wszystkich problemach i porostu cieszył się chwilą...
- To suuuuper, to jak wybierzemy się już do Londynu, to może strzelimy sobie razem tatuaże, tak od razu, o... - zamyślił się na moment, w myślach już widząc swój przyszły tatuaż. Nie mógł się go doczekać i pewnie gdyby nie faktyczny ból w dolnych rejonach ciała, to już by byli w stolicy Anglii. Przytulił mocniej Simona, zamykając oczy... Był strasznie zmęczony i miał ochotę się zdrzemnąć. - Koniecznie musisz ją poznać! Mam nadzieje, że już niedługo. Ona też strasznie chce Cię poznać. - dodał od razu, zresztą, zgodnie z prawdą jak najbardziej. Ojciec był bardziej sceptyczny, ale nie miał zamiaru mu tego mówić przecież.
Simon rozkoszując się zapachem swojego chłopaka, opierał się żeby nie zasnąć. zdecydowanie za dużo "atrakcji" jak na jeden wieczór, nawet jak dla Simonka. Szukał jakiegoś przyjemnego tematu do rozmowy, ale jego mózg już naprawdę wolno pracował. Przeze głowę przelatywały strzępki wspomnień, chłopak szukał w nich jakiegoś ciekawego wątku. Nagle coś mu się przypomniało: -Nami-zapytał cicho, głośniej mu się nie chciało, i nie wiedział potrzeby- Czy kolczyk w górze ucha bardzo boooli?- zerknął na niego pytająco Bardzo mu się podobał mały wężyk w jego uchu i chyba chciałby mieć więcej miejsc na takie błyskotki.
Leżał, przyjemnie rozluźniony, z ukochaną osobą przy swoich ramieniu... O tak, stanowczo było tak baaaaardzo dooobrze... - Hmmm? - zamruczał, gdy usłyszał swoje imię. Otworzył oczy, zerkając ukradkiem na Simona. Czyżby zastanawiał się nad powiększeniem ilości kolczyków? A podobno tak bardzo się bał... - Oczywiście, że nie! Wystarczy się rozluźnić i nic nie poczujesz, zaufaj mi. - powiedział twardo. - Zobacz, ja w samych uszach mam ich 8, a wiedz, że mam bardzo niski próg bólu... A tego to się naprawdę nie czuje. - zachęcał Simona, a jakże! Głównie dlatego, że samemu chciał mu ten kolczyk zrobić, jeśli już się zdecyduje!
Simon zamyślił się na chwile. Chciałby mieć jeszcze kolczyki. Póki co tylko w uchu,ale potem... kto wie. -Chyba chciałbym mieć jeszcze przynajmniej dwie dziurki. W twoim prezencie jestem zakochany- uśmiechnął się delikatnie.. Przy okazji, uśmiechnie się do Namidy żeby en ponownie go przedziurawił. Teraz już się tak nie bał. To było dużo przyjemniejsze niż tatuaże, a jak bosko wyglądało. Chłopak położył się na brzuchu chcąc sobie popatrzeć na swojego chłopaka. Z jego ust nie znikał delikatny uśmiech. Nagle coś mu się przypomniało, przez co jego uśmiech przybrał łobuzerską barwę: -Już nie musisz biegać. A Twoje 'zbędne' kalorie, znikną bez śladu-zaśmiał się cicho i cmoknął do krótko w pełne usta.
- Aaaaww, to taaaakie słodkie. - rozmarzył się. Strasznie bardzo mocno się cieszył, że Simonowi się to spodobało, że naprawdę chciał mieć więcej kolczyków. Miał nadzieje, że Simon ten przywilej przekłuwania pozostawi jemu. Naprawdę już się nie mógł doczekać! Mimo wszystko, zarumienił się na słowa Simona. Szybko jednak odzyskał swoją pewność siebie, wskazując na brzuch, tuż nad swoim biodrem. - Tu jeszcze trochę zostało! A poza tym, ćwiczyć należy systematycznie, wiesz, efekt jojo i te sprawy! - mimo poważnego głosu, który zresztą cudem chyba tylko utrzymywał, cały czas się uśmiechał. Miał gdzieś, że wygląda idiotycznie mrużąc oczy, które swoją drogą iskrzyły się szczęściem, i po prostu uśmiechał się szeroko.
On też już nie mógł się doczekać o kolczykowania. Już nawet wiedział jakie błyskotki dobierze żeby pasowały do wężyka. Już nawet wiedział gdzie kupi i ile zapłaci! Awww.. -Uważam że wyglądasz świetnie, ale te ćwiczenia są taaak przyjemne...- Łobuzerski uśmiech nie znikał z ust studenta. Przysunął się do Namidy i złożył na jego ustach namiętny,ciepły pocałunek wodząc dłonią na linii jego bioder, chcąc się z nim podrażnić. W sumie już troszkę odpoczął i mógłby jeszcze raz...
- Pff, no oczywiście, że są! Bezsprzecznie! - zaśmiał się, oddając szybko pocałunek. Nie mógł się wręcz powstrzymać, przecież... to tego właśnie pragnął, no! Ale tak zupełnie nagle... coś mu przyszło do głowy. Odsunął się kawałek, siadając na łóżku (chociaż już nie z uśmiechem, ale starał się do tego specyficznego, dziwnego bólu w dole pleców przyzwyczaić) i patrząc w oczy Simonowi. - Hej... a ten... bo ten... - zaplątał się, właściwie nie wiedząc, jak ubrać myśli w słowa, żeby nie zabrzmieć zwyczajnie... dziwnie czy wulgarnie. - Bo wiesz... Nie myśl sobie, że zawsze... będę na dole, no. Nie jestem babą, też jestem facetem i... też... mogę... - czuł, jak strasznie czerwony był na twarzy. Ale koniecznie musiał tą sprawę załatwić.
wybacz, że kazałam Ci tyle czekać, ostatnio w ogóle nie mam weny : /
Simon już się rozcałował na całego… Gdy te drugie usta nagle gdzieś znikły. Nieco skołowany podniósł się na łokciach, patrząc uważnie na swojego chłopaka. Przez te parę sekund milczenia, przez głowę przelatywały mu najróżniejsze i najdziwniejsze myśli. Zrobił coś nie tak? Może za bardzo się pośpieszył? Nie chciał robić nic wbrew Namidzie, nie chciał mu się narzucać. Jednak to co powiedział jego (tak na marginesie cudowny) narzeczony nawet e najbardziej śmiałych myślach nie przyszło mu do głowy. Strasznie go drażniło to że stereotypowo jeden z nich musiał zastępować kobietę. A to wcale nie było tak! Nie chciał sam być tak traktowany, ani nie chciał aby Nami się tak czuł. To było by chore! Simon wcale nie uważał go za kobietę, absolutnie go tak nie traktował, nie chciał. Westchnął sobie cichutko, chcąc powiedzieć coś tak aby nie namieszać. Spojrzał w tak bardzo kochane przez siebie czekoladowe tęczówki, a jego duża dłoń znalazła się na dłoni Namidy: -Doskonale Cię rozumiem, ba! Nawet nie chcę żebyś zawsze był na dole- teraz i on się nieco zarumienił.- A to że niedawno wyszło jak wyszło… to, no tego- język nieco zaczął mu się plątać- Nie musimy tak zawsze…możemy próbować na różne… hmmm sposoby-przymknął oczy czując że gada strasznie nie składnie… Ale chyba wystarczająco jasno… skąd ja to znam...
- No... - zająknął się, bo w sumie... To, co powiedział Simon brzmiało bardzo poważnie i naprawdę mu wierzył. No... ich pierwszy raz był taki... ale Namida nie mógł przecież powiedzieć, że naprawdę mu się podobało robienie tego... w taki sposób. Chciał po prostu postawić sprawę jasno. Nie chce być po prostu traktowany jak dziewczyna. Nie chce dostawać kwiatków czy innych bzdet... Ale za czekoladki by się nie obraził. Nie, czekoladki są spoko! W sumie, to zjadłby coś słodkiego. - Cieszę się, że się zrozumieliśmy. - uśmiechnął się lekko, jakoś uspokojony w kwestii swojej męskości. Jeez, gdyby tylko ojciec wiedział... Ale nie będzie wiedział, ot co! Namiś ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Był naprawdę zmęczony... - Zostajemy tutaj... czy wracamy do swoich pokoi...? - spytał, w sumie nie wiedząc, co powinni zrobić. Rozejrzał się za swoimi ciuchami, które były... gdzieś.
Wszystko w sumie było dobrze, ale dało się wyczuć napiętą atmosferę. Simon udawał że tego nie czuje, ale było to niemal a-wykonalne. Nie wiedział co ze sobą zrobić, oczy nadal miał przymknięte, nieco ze zmęczenia. No ale w sumie każdy związek przechodzi mało komfortowe chwile, nie zawsze może być kolorowo. Tylko oczywiście Simon myślał, że to wszystko jego wina. Co za masakra, jednym słowem. Ale głowa do góry...i gadam bez sensu.: -W sumie to mi to obojętne... Chociaż przydałoby żebym się przespał, muszę się przygotować do wykładu-westchnął przeciągle. Naprawdę dobrze by było żeby się pouczył...
- W takim razie chodź! - powiedział szybko, kładąc się wygodnie i mocno przytulając Simona do siebie. Czuł dokładnie jego zapach, który tak przyjemnie go odurzał. Uśmiechał się do siebie jak głupi, ale nie mógł nad tym zapanować. - Wiesz... naprawdę się cieszę, że jesteś przy mnie. - szepnął rozczulony na maksa. Normalnie nad tym też nie panował! Powiedział nawet - Kooocham Cię... Tak... Był tego przecież pewny, nie straciłby, cholera, cnoty, gdyby go nie kochał, co nie?! - Idź spać... Przecież nie chcę, żebyś z mojej winy opuścił się w nauce. Musisz się pilnie uczyć. Ja też, bo przecież może jednak pójdę na te głupie studia... - mówił cały czas, lekko zaspanym głosem, już z zamkniętymi oczami. Był naprawdę zmęczony.
Jeju jak zwykły gest czy coś tam może wszystko zmienić. Simon przytulił się mocno do swojego chłopaka. Czuł się bezpiecznie, dobrze, i nic nie chciał zmieniać. Było dobrze tak jak było. Lubił słuchać tak miłych rzeczy ze strony Namidy, to było takie...słodkie. Już bardzo sennym głosem szepnął tylko: -Ja Ciebie też, bardzo bardzo- wysłuchał oczywiście o studiach i o nauce, ale jego mózg nie wymyslił żadnej trafnej odpowiedzi i po prostu oddał się do miękkiej i spokojnej krainy Morfeusza. To był jedyny facet który mógł go przytulać oprócz Namidy, o!
Chcąc nie chcąc musiał trzymać ją za tyłek, żeby nie spadła mu z rąk. Na początku było ciężko, wszak polecieli razem w przód, w kierunku stołu prawie na nim lądując i gdyby Lavrenty nie wyciągnął pospiesznie obu rąk, Corin z pewnością nie wyszłaby z tego cało. Później na szczęście było już lepiej, choć jej oddech na jego ciele nieco go dezorientował. Ponownie nachodziły go dziwaczne myśli, których musiał pozbywać się jak najszybciej, coby nie zrobić nic głupiego. O dziwo dalsza droga nie minęła wcale tak źle, naprawdę powinni dać mu nagrodę za lawirowanie pomiędzy krzesłami i stolikami z dodatkowym obciążeniem, jakim była dziewczyna. Swoją drogą, nanosił się ostatnio Miedwiediew wszelkich dziewcząt, oj nanosił, aż dziw, że mu jeszcze coś w krzyżu nie łupnęło, wszak zbyt silny to on nigdy nie był, a przynajmniej na takiego nie wyglądał... Nie licząc kilku potknięć i kilku naprawdę niebezpiecznych sytuacji, w których prawie lądowali na drodze, wszystko poszło zgodnie z planem i aktualnie Lavrenty, wielce już zmęczony i zziajany, wchodził na kolejne piętro. - Siódme... - rzucił oddychając ciężko kilka razy. - Jesteśmy na miejscu... - rzekł przerywając kolejnymi oddechami i w końcu puścił dziewczynę pozwalając jej tym samym zejść. - Daj mi chwilkę odpocząć... to znaczy ja odpocznę, a Ty pomyśl o jakimś pokoju z miękką pościelą. - machnął ręką, po czym pochylił się w przód wspierając dłonie na kolanach. Jakby zamiast robić głupot popracował nad kondycją byłby zaiste mistrzem, a tymczasem ledwo kilka kilometrów i kilka schodków wystarczyło, by kompletnie zbić go z nóg. Zatoczył się wspierając plecami o ścianę i wbił spojrzenie w dziewczynę. Momentalnie jego usta wykrzywił szeroki uśmiech. - Hej, ale dotrzymałem słowa, nie? Obiecałem niesienie i doniosłem! - zauważył najwidoczniej wielce z siebie zadowolony. - No i nie zabiłem nas, chociaż momentami było ciężko. - kiwnął głową zaśmiewając się przy tym głośno, po czym odepchnął się od ściany przystając na przeciwko niej.
Szczerze mówiąc nie miała nic przeciw temu, żeby ją trzymał za cztery litery. Oczywiście w innej sytuacji skończyłoby się to ogromnym burakiem na jej twarzy i pewnie by przez następny tydzień unikała go, ale teraz właściwie i tak kontaktowała trochę jak przez mgłę, z nieznacznym opóźnieniem. Oj coś mi się zdaje, że jutro skończy się nie dość, że na kacu to i braku wiedzy o tym, co dzieje się dzisiaj. A przecież mają jeszcze jedną buteleczkę. Bój się boga. Trzeba przyznać, podróż bardzo bezpieczna nie była. Nie raz nie dwa miała ochotę piszczeć w chwili szybkiego szoku i gwałtownie wywołanego strachu, kiedy widziała, że zaraz będą leżeć. Ale po pierwsze, była za blisko uszu chłopaka i pewnie by mu coś zrobiła krzykiem, szczególnie, że wiedziała, że jest chorowity co właściwie nie przeszkadzało jej ani trochę. Po drugie Lavrenty i tak ich zawsze ratował z opresji. - Powinni tu zrobić windę, albo coś w tym stylu nie uważasz? - Powiedziała jeszcze do jego ucha, po czym, trzeba przyznać, niechętnie zeszła z niego i stanęła obok spoglądając na niego lekko zmartwiona. Chyba nie powinna go aż tak męczyć. W końcu swoje ważyła, a niósł ją przez długi odstęp czasu. Kiwnęła głową ze zrozumieniem słysząc, że to właśnie ona ma się zająć wejściem do pokoju życzeń. Spojrzała niepewnie na ścianę i przegryzła wargę. Przeszła trzy razy wzdłuż ściany intensywnie skupiając się nad konkretnymi rzeczami w tym pokoju. Po chwili pojawiły się wielkie, dębowe drzwi. Odwróciła wzrok w stronę chłopaka z uśmiechem. - Zobacz, udało się - Pochwaliła się, a jej oczy błyszczały w tym momencie jak gwiazdki. Zawsze cieszyła się z drobnych rzeczy, dlatego było ją bardzo łatwo zadowolić. I dla tego chyba była też naiwna, a przez to wykorzystywana, ale to już inna bajeczka. - Jesteś niezwykły! Muszę przyznać, że wątpiłam w twoje siły. Niesłusznie - Pochwaliła go i zaklaskała cicho, jakby to co zrobił było na prawdę wyczynem godnym nagrody Nobla... Właściwie to tak było. Dwie tony na brzuchu i wszedł siedem pięter. Cud. Zachichotała ze swoich myśli. - Dziękuje za podwózkę - Rzuciła jeszcze. Zbliżyła się do chłopaka i ucałowała jego policzek z niezwykłą delikatnością. Właściwie nie policzek a skórę zaraz przy kąciku ust, jakby "spudłowała" i niechcący trochę za blisko warg się przesunęła. Potem, co dziwne tylko odrobinę spłoszona - chyba alkohol dodaje sporej pewności siebie, Otworzyła drzwi i weszła do sypialni jaką sobie wymarzyła chodząc trzy razy obok ściany. - Magnifiquement - Szepnęła po francusku, czasem kiedy się bała lub czymś zachwycała to zapominała angielskiego, ale tylko przez chwilę. Szczególnie, że uważała, że podziw lepiej oddaje język kraju, z którego pochodziła. Sypialnia była taka, jakby żywcem wyjęto ją z XIX wiecznego pałacu, w końcu uwielbiała te czasy. Ręcznie robione dywany, zasłony, abażury! Obrazy w pozłacanych ramach, które przedstawiały krajobrazy zakazanego lasu i jakiegoś miejsca w okolicy Hogsmeade, jednakże sprzed wielu lat. Ogromne lustro, do którego lepiej było nie zaglądać w takim stanie szczerze mówiąc. Wszystko utrzymane w tym momencie w półmroku, co nadawało ciekawego nastroju. - Zawsze o takiej sypialnii marzyłam... - Wyszeptała bardziej do siebie niż do jej towarzysza, przysiadając na skraju łóżka... No wprawdzie małżeńskiego, ale i w tym nie widziała teraz żadnego problemu, a wręcz przeciwnie, to były tylko same korzyści.
- Świetnie! - rzucił widząc drzwi. W zasadzie trochę bał się tego, co będzie w pokoju, ale gdyby on miał wyobrazić sobie odpowiednie miejsce na dalsze picie, pewnie nawet nie byłoby tam łóżka, tylko stolik do pokera, ruletka, papierosy i hektolitry w barku... No cóż. - Wątpiłaś? No daj spokój... - naburmuszył się nieco słysząc jej słowa. Jakże mogła wątpić w jego siłę? Złość przeszła mu szybciej niż się pojawiła, szczególnie, że poczuł jej usta bardzo blisko swoich i to go trochę spłoszyło. Czyżby było po nim widać, że zdarzyło mu się kilka razy jakoś dziwacznie, zupełnie inaczej na nią spojrzeć? Jak nie na przyjaciółkę? Bo przecież byli tylko przyjaciółmi, a przynajmniej w mniemaniu Lavrentego, wszak nawet nie miał pojęcia o uczuciu, jakim darzy go dziewczyna. - Nie ma sprawy. - rzekł uśmiechając się lekko. Spojrzał za dziewczyną wchodząc do pokoju zaraz po niej i przymknął drzwi. Rzeczywiście wszystko było niesamowite, jak wyjęte z jakiejś bajki, co trochę Miedwiediewa spłoszyło, co było jeszcze dziwniejsze. Rzadko czuł się gdziekolwiek niekomfortowo, chyba nigdy nie zabrakło mu słów, a teraz? Teraz spojrzał na Corin tak, jakby była dla niego jedynym chodzącym ideałem. To wnętrze dziwnie na niego wpływało. Na szczęście zanim cokolwiek powiedział zdążył ugryźć się w język i trochę ogarnąć. Nieco krzywy uśmiech wpełzł na jego usta, uniósł lewą dłoń tym samym odgarniając włosy, po czym ruszył w kierunku lustra. Nikogo nie zdziwi fakt, że lubił się przeglądać. Może to już zahacza o narcyzm, ale jakoś nigdy nie chwalił swojego wyglądu, wręcz przeciwnie, zawsze coś mu się nie podobało. I tym razem grymas wskoczył na twarz chłopaka. Pochylił się nieco przecierając oczy. - Tak. Rzeczywiście jest ładnie. Ja bym chyba nie potrafił sobie czegoś takiego wymyślić. - rzekł odwracając się w kierunku dziewczyny. - No bo wiesz, pierwsze co mi przyszło do głowy to zadymiona klitka ze stolikiem do jakiś gier karcianych i pełnym barkiem. - zaśmiał się głośno postępując kilka kroków w kierunku łóżka. - Ale tu podoba mi się dużo bardziej. - pokiwał energicznie głową, co sprawiło, że zatoczył się prawie wpadając na jedną ze ścian. Udało m się jednak utrzymać równowagę i już za chwilę siedział obok Cornelii wbijając w nią spojrzenie. Kolejny szeroki uśmiech wykrzywił jego usta, a chłopak rzucił się do tyłu tym samym kładąc na posłaniu. - Jakie wygodne. - westchnął palcami przejeżdżając po pościeli. Przymknął nawet na moment oczy, co nie było zbyt dobrym pomysłem, wszak zaczęło kręcić mu się w głowie. By więc nie zasyfić pokoju wymiocinami otworzył gały i uniósł się nieco wspierając na łokciach. Ponownie wbił spojrzenie w dziewczynę. - Kupno jeszcze jednej butelki chyba nie było dobrym pomysłem... - szczególnie, że już od jakiegoś czasu mówił trochę niewyraźniej niż zwykle, czego pewnie nawet nie zauważyła będąc w podobnym stanie. Przez moment milczał nie zwracając na nic uwagi, najwidoczniej myślał o czymś intensywnie, nawet brwi zmarszczył, a zaraz ponownie się odezwał. - Albo zmieniam zdanie. Było świetnym pomysłem. - rzucił rozradowany kiwając łepetyną.
- Wybacz mi proszę moje wątpliwosci. Popełniłam tym ogromny błąd - Powiedziała tonem takim jakby w każdej chwili mogła się tu przed nim ukorzyć i błagać go na kolanach o litość całując po nogach. No dobra, nie przesadzajmy, klęczeć to nie ona tylko przed nią. Przez chwilę obserwowała jego minę zastanawiając się czy jakoś szczególnie zareaguje na tą, pewnie niespodziewaną, bliskość. Skoro są przyjaciółmi to przecież musi mu się wydać to dziwne, prawda? Przynajmniej do tego dążyła. Miała nadzieję, że wstrząśnie nim dylemat jak w wierszu Mickiewicza. Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? A dzisiaj miała na prawdę idealną okazję do wszelkich bliższych relacji z nim. - Może trochę przesadziłam - Skrzywiła się delikatnie widząc to, że chłopak spłoszył się w owym pokoju. No, ale skoro już mogli tutaj być sami, razem to jakoś tak, w połowie podświadomie, chciała stworzyć w tym miejscu bajkę, może nawet taką, która kończy się jak kopciuszek czy królewna śnieżka. Lubiła mugolskie historyjki kiedy była mała, rodzice nigdy nie odgradzali jej od tego drugiego świata, a potem wychowała się wśród takich ludzi, którzy magii nie posiadają. Cóż. Spojrzała na niego chcąc wyczytać z jego twarzy jakieś konkretne uczucia. Zdziwił ją jego wzrok, nigdy jeszcze nie spostrzegła, żeby właśnie tak się na nią patrzał. Spuściła lekko głowę spoglądając w prawo, a jej i tak już zarumienione policzku od ciepła jakie wstrząsało jej ciałem teraz stały się jeszcze bardziej różowe, na szczęście niewiele. - Narcyz - Powiedziała śmiejąc się pod nosem. Wytknęła lekko język w jego stronę. Nie uważała, że jakoś przesadnie się zajmuje swoją urodą, ale nie skomentować go w takiej okazji byłoby na prawdę wielką stratą. - No wiesz, albo mój mózg został jakoś tak wyprany przez kosmitów, że mam za dużą wyobraźnię, albo po prostu za często myślę o marzeniach... - Szepnęła cicho wciąż rozglądając się po pomieszczeniu. Przejechała dłonią po drewnianym oparciu łóżka z jakąś taką czułością. Wybuchnęła śmiechem widząc, że chłopak po raz kolejny prawie się przewrócił. Dobrze, że ona chociaż chodziła prosto, ale zdecydowanie mniej wypiła. Zasłoniła usta dłonią żeby pomóc sobie jakoś się uspokoić. W końcu, po jakiejś minutce się udało. - Cieszę się, że ci się podoba. A stolik do gry można tutaj wstawić w każdej chwili - Uśmiechnęła się delikatnie kładąc się plecami na pościel i spoglądając na niego. Bawiła się skrawkiem pościeli ugniatając go w ręce. Na chwilę się usiadła żeby rozpuścić włosy, a gumkę która je przytrzymywała założyć na nadgarstek. Loczki opadły jej na ramiona i sięgały do tali. Rozeszły się odrobinę na boki kiedy znowu się położyła. Od razu było znacznie wygodniej. - Pijemy prosto z butelki czy połasimy się na jakieś szklanki? - Spytała najwyraźniej również uważając, że ostatnia buteleczka czegoś mocnego jest bardzo dobrym pomysłem.
- Narcyz? No weź, jakbym bł narcyzem, to bym się w tym lustrze utopił... - cóż za wspaniałe nawiązanie do mitologii! Swego czasu naprawdę interesowały go historie o greckich bogach, ba, miał nawet swoją ulubioną, która zawsze wywoływała uśmiech na jego ustach, wszak kto by się nie śmiał słysząc o Apollinie, który jedynie rzucając dyskiem zabija swego serdecznego przyjaciela? Może to dziwne, ale odkąd poznał tę opowiastkę ani razu nie miał dysku w ręce... - Każdy myśli o marzeniach... czasem. Ja w sumie nie wiem czy o tym myślę. Myślę sobie tylko, że fajnie by było na przykład znowu budząc się w nocy zerknąć czy Gideon już śpi. Jak byliśmy mali, to mieliśmy łóżka na przeciwko i zawsze jak się budziłem, na przykład żeby iść po coś do picia, to patrzyłem czy Gideon już śpi, a teraz patrzę i nie widzę. - westchnął ciężko. Bezsens płynął z jego ust w większych ilościach niż zwykle. Ale co się dziwić? Dobrze, że mógł w ogóle mówić, a nie leżał i kwiczał, że zaraz umrze bo mu wątroba pęka. - W zasadzie nigdy Cię ie pytałem, albo nie pamiętam, o czym tak bardzo marzysz czego tak strasznie chcesz? - zapytał przekręcając się na bok, by wygodniej mu było patrzeć na dziewczynę. Wsparł jeden łokieć na łóżku i ułożył głowę na nadgarstku. - Stoliki do gry są czadowe, ale tylko psułyby klimat tego pokoju... - kiwnął łepetyną na tyle, na ile mógł, po czym rozejrzał się za butelką z whisky. Oj, jeśli jeszcze coś w siebie wleje, na pewno nie będzie dobrze... Ale co tam, jak się upijać to dozgonnie, a później drapać się po głowie zastanawiając jak to możliwe, że budzi się obok swojej przyjaciółki i nie wie gdzie jest i jak się tu znalazł... O, z pewnością szybko znalazłby wytłumaczenie... - Prosto z butelki! No chyba, że się po mnie brzydzisz, wtedy trzeba coś znaleźć... - rzucił pełen powagi spoglądając na dziewczynę. Zaiste to zastanawiające po kim tak naprawdę Lavrenty brzydziłby się pić... Po niezbyt trzeźwych mężczyznach spod sklepu? Nie, raczej nie, pewnie gdyby zechcieli podzieliłby się z nimi, a później z braku laku sam pił... Bywał ohydny... Bywał, bo zazwyczaj był po prostu nieco dziwaczny, trochę urokliwy i dużo nadopiekuńczy...
- Możliwe, możliwe. Jak ja bym spojrzała to by pewnie pękło... Albo zamieniłabym samą siebie w kamień - Podchwyciła temat mitologii greckiej, o której a pro po też dosyć dużo wiedziała. Jednakże bardziej niż same przypowiastki interesował ją rysopis bogów, a najbardziej kochała, o ile można nazwać to miłością, Hadesa i Afrodytę. A takiego ogara piekieł to by sama chciała mieć! A co! - To musiało być bardzo fajne. Ja niewiele pamiętam z okresu, kiedy byłam mała. A przez wiele lat miałam sama pokój w sierocińcu, także ciężko było żyć. Najgorsze chyba jest to, że do dzisiaj kiedy się budzę z jakiegoś potwornego koszmaru o pająkach to nie mam się do kogo przytulić z płaczem - Powiedziała cicho, a w jej tonie było odrobinę smutku, chociaż na twarzy nadal widniał delikatny uśmieszek. Nie chciała jakoś szczególnie przejmować się swoim życiem. Większość wspomnień już dawno zostawiła za sobą i starała się żyć przyszłością i teraźniejszością, skoro przeszłość aż tak kopnęła ją w dupę. Ale są większe nieszczęścia! - O czym marzę... Czy ja wiem? Jest na pewno wiele rzeczy. Ale chyba tak, jak każda dziewczyna. O wielkiej miłości? O bardzo opiekuńczym chłopaku, dla którego będę najważniejsza... Ale chyba zdecydowanie bardziej o rodzinie - Spoglądała na niego z dołu przerywając właściwie co zdanie, jakby się dokładnie zastanawiała nad tym wszystkim. Każda nastolatka marzyła o chłopaku, więc nie była inna. Tylko, że jej po prostu był potrzebny ktokolwiek bliski. Ktoś, kto ją po prostu będzie przytulał, kiedy jest taka potrzeba... - Nie mam nic przeciwko piciu po tobie - Powiedziała chowając to, jak bardzo jej się podoba ta sytuacja. Boże! Leży sobie z nim na łózko i.. Boże, a ona już ma cholera jasna jakieś fantazje. Lepiej, żeby zmieniła tok myślenia. Może łyczek pomoże? Wzięła butelkę, którą to jakiś czas temu kurczowo do siebie tuliła, jakby ją miała uratować przed upadkiem na schodach przy piątym piętrze. Odkorkowała naczynie i przez chwilę napawała się jego mocnym, świeżym zapachem. Potem upiła ze cztery mniejsze łyczki i wystawiła trunek w kierunku chłopaka. Oblizała się łapczywie.
Spoważniał słysząc o jej przeszłości. Wiedział o niej już wcześniej, owszem, ale dopiero teraz go to tak naprawdę uderzyło. Mimo, że sam nie miał zbyt dobrego kontaktu ze swymi rodzicami, to jednak zawsze był przy nim brat. Brat, z którym łączyło go coś więcej niż więzy krwi i w zasadzie było to widoczne przy każdym ich spotkaniu. Sam nie wiedział co ma jej odpowiedzieć, dziwne, bo zazwyczaj nie brakowało mu wytłumaczeń. - Wiesz... myślę, że kiedyś znajdziesz kogoś takiego... - rzucił siląc się na uśmiech, chociaż wcale mu do śmiechu nie było, oj nie. Jej marzenia sprawiły, że usta Lavrentego wygięło szczere zadowolenie. Wystawił w jej kierunku rękę i poczochrał ją po włosach. - Moja mała Corin marzy o wielkiej miłości? - rzucił, po czym sam poprawił jej kosmyki, które uprzednio potargał. - Co do rodziny, masz przecież mnie, no... - mruknął ponownie się zaśmiewając. Tak, na niego mogła liczyć, przecież to oczywiste, że gdyby ktokolwiek ją skrzywdził, Miedwiediew, jak starszy brat dałby mu popalić, jakkolwiek miałoby to się dla niego skończyć. Czasami był za odważny... - Chyba niczym się ode mnie nie zarazisz... - wzruszył lekko ramionami, a gdy podała mu butelkę wstał do pozycji siedzącej krzyżując nogi. Uniósł flaszkę jak do toastu i sam upił kilka łyczków. Trunek palił jego podniebienie i gardło bardziej niż uprzednio, więc skrzywił się oddając dziewczynie butelkę. - Matko... to jest ohydne. - stwierdził, choć w zasadzie było całkiem smaczne... Przetarł rękawem usta znów wlepiając ślepia w dziewczynę.
No cóż, dziewczyna przed nikim nie kryła tego, co ją kiedyś spotkało. Oczywiście wyłączała niektóre zbyt bolesne fakty z całej historii, ale nie były bardzo znaczące. Zazdrościła ludziom, szczególnie Lavrentemu, kiedy widziała, może trochę niezdrowe relacje między nim, a jego bratem, ale jednak niezwykle bliskie i rodzinne jej zdaniem. Ale jeśli dzięki temu wszystkiemu ona, mogła poznać jego to właściwie nie żałuje tak bardzo. Mała Corin? Ughm... Wyłysiej wredny panie z Moskwy!! Czy on ją kurcze musi tak traktować? Spojrzała na niego wzorkiem mówiącym, że jest irytującym bałwanem i dziewczyna ma ochotę się na niego rzucić. Nadęła lekko policzki i wydała z siebie donośne prychnięcie obrażonej kotki. - Nie jestem mała! - Mruknęła zirytowanym tonem, ale szczerze mówiąc nie było widać po niej, żeby była jakaś bardzo zła. Dlaczego? Może przez to, że przed mała, było moja co niezwykle ucieszyło jej serce. - Ale ty nie jesteś jak rodzinaaa - Jęknęła kładąc się. Z każdą chwilą coraz gorzej się czuła, to trzeba było przyznać. A co do Lavrentego, to on nie może być jak rodzina no! Nie akceptujemy tutaj związków kazirodczych! Zaśmiała się ze swoich głupiutkich myśli, po czym jej wzrok ponownie czuły został wbity w chłopaka. - Chyba? Nie masz pewności? - Spytała spoglądając na niego ze sztucznym przerażeniem. Słysząc jego słowa i widząc lekkie skrzywienie zaśmiała się głośno. Chyba przy nim nie dało się zbyt długo być czysto spokojnym i poważnym. Odebrała mu ponownie buteleczkę. Napiła się, tym razem tylko trochę. - Wiesz... To prawie jak pocałunek. Wymiana śliny i w ogóle - Powiedziała po chwilowym zastanowieniu uśmiechając się głupkowato, bo dobrze wiedziała, że to nie ma ze sobą nic wspólnego. Ale wyobraźnia już szalała.
- Oczywiście, że nie jesteś mała... - rzekł z powagą, po czym roześmiał się głośno i wręcz rzucił na dziewczynę ponownie czochrając jej włosy. W zasadzie o mało nie spadli z łóżka i gdyby zabawa Lavrentego nie skończyła się tak szybko z pewnością leżeliby teraz na podłodze albo płacząc albo śmiejąc się w niebo głosy. Odsunął się nieco ponownie zasiadając na wyrku ze skrzyżowanymi nogami. - Jak to nie jak rodzina? - uniósł jedną brew wlepiając w dziewczynę spojrzenie. No dobra, może ostatnio rzeczywiście zdarzało mu się inaczej patrzeć na Corin, ale z drugiej strony z Gideonem łączyły go prawdziwe więzy krwi i nie przeszkadzało im to w obściskiwaniu się, przytulaniu i innych dziwacznych rzeczach, kto tak naprawdę wie co robili gdy znikali razem w jakimś pokoju... Co dziwniejsze Miedwiediew nigdy o tym nie mówił... Zmarszczył brwi słysząc jej kolejne słowa. - Niektóry uparcie twierdzą, że powinienem iść do lekarza. - wzruszył ramionami. W sumie jakby nie patrzeć on bł wiecznie chory. A to na zwykłą grypę, a to na coś poważniejszego... Ostatnie słowa dziewczyny zupełnie zbiły go z tropu. Zaczerwienił się jeszcze bardziej niż wcześniej i podrapał trochę niemrawo po potylicy. - Pocałunek?... - zapytał. Nie to, żeby nie chciał, ale z drugiej strony z tego co wcześniej mówiła miała kogoś na oku, więc lepiej się nie wtrącać. Szkoda tylko, że nie wiedział, iż Cornelia czai się na niego, o matulu, sam przecież mówił jej jak ma to robić! - Nie... nie jak pocałunek, patrz... - tutaj upił jeszcze łyka i odstawił butelkę na podłogę obok łóżka, po czym podpierając się na rękach zbliżył się do dziewczyny i lekko cmoknął jej usta, po czym odsunął się z szerokim uśmiechem powracając na swoje miejsce. Wyszczerzył się w głupawym uśmiechu ponownie łapiąc za butelkę. Wychylił sporą ilość alkoholu i znów wyciągnął flaszkę kierunku dziewczyny.
- Najwyżej będziemy mieli oboje przeziębienie i wylądujemy razem w łózko z aspirynką i termometrem - Wytknęła język w jego stronę. No cóż. Nawet jakby oboje kichali i prychali to i tak wizja wspólnego spędzania czasu była dla niej jak najbardziej przyjemna. A jeszcze w łóżku i pod kołderką. Mrr.... O boże. Na prawdę jej z każdą chwilą coraz bardziej odwala. No tak, kompletnie nie jak pocałunek. Wiedziała to... Ale całkowicie zbij ją z tropu kiedy się zbliżył i... Czy on na prawdę ją cmoknął? A może to omamy wywołane ilością wypitego alkoholu? Tak, na pewno. A może... Miała tyle pytań w głowie, tyle kłótliwych myśli i nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Wzięła butelkę i nie komentując tego, co się stało upiła kilka łyków. Kurna, powoli się kończyło. Postawiła ową butelkę na półce. - Nawet się nie obejrzysz, a będę od ciebie dużo wyższa! - Mruknęła chociaż oczywiście nie było to ani odrobinę możliwe. Pisknęła kiedy to dorwał się do jej włosów jednocześnie starając się w jakiś sposób "obronić", ale nie wiele to dawało pewnie dla tego, że nie chciała w gruncie rzeczy przerywać zabawy.... Oj, dwojako to zabrzmiało. - Idiota - Rzuciła podśmiewając się, kiedy już usiadł. Chwilę spoglądała na niego w ciszy. Potem na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Najzwyczajniej w świecie zaczęła go gilgotać. Położyła go na wyrko i zawisła nad nim nie przerywając czynności i jak na razie ignorując to, że mają twarze tak blisko. Dopiero po chwili to zrozumiała. Spoglądała na niego niepewnie, a dokładnie na jego wargi. Wcześniejszy pocałunek - o ile był prawdziwy, tak bardzo ją kusił... - Wiesz... Ja na prawdę nie chcę żebyś był jak rodzina... - Wyszeptała cichutko. Przełknęła ślinę. No dobra, może nie powinna. To najgorsza decyzja w życiu i na pewno jej pożałuje. Odsunęła się na kilka centymetrów. Nie może przecież go pocałować... A chrzanić zasady i całą resztę! Ponownie się zbliżyła ale tym razem zrobiła to tak szybko, żeby nie miał prawa zdążyć zareagować. Wpiła się w jego usta zamykając przy tym oczy.
Miał łaskotki, ba, nawet coś więcej! Wystarczyło, że ktoś jedynie pomachał palcami a on już wręcz umierał ze śmiechu. Tak było i tym razem, nic dziwnego. Pomiędzy jednym chichotem a drugim z jego ust wydostawało się tylko przytłumione "przestań", albo "już koniec". Łzy pociekły mu z oczu, można rzec, strumieniami, spływając po skroniach między włosy i na pościel. Starał się złapać dziewczynę za ręce, coby ją zatrzymać, ale nijak mu nie wyszło, więc pozostało jedynie błaganie. Jej słowa sprawiły, że momentalnie cała nagła wesołość z niego uleciała. Spoważniał unosząc jedną brew. Nie rozumiał o co jej chodziło, czyżby miała go dość? I już miał coś powiedzieć, kiedy tak nagle, najzwyczajniej w świecie ich usta połączyły się na dłużej. Najpierw zmrużył oczy i nawet wsparł dłonie na talii dziewczyny, ale zaraz coś go uderzyło, walnęło tak mocno, dziwne myśli wypełniły jego umysł tak nagle, że aż ugryzł Corin w język, tym samym przerywając wszystkie te igraszki. Przecież była dla niego jak siostra! A nawet coś więcej, jak w ogóle mogło dojść do czegoś takiego! Powinien się wstydzić za swój poprzedni czyn. Podniósł się nieco opierając na łokciach i spojrzał na Puchonkę. - Przepraszam, ale ja... chyba jednak wrócę do dormitorium... - kiwnął delikatnie łepetyną nie spuszczając wzroku z Corneli. Naprawdę wydało mu się to lepszym rozwiązaniem, nie chciał psuć tego, co było między nimi, a cały ten wieczór ewidentnie do tego dążył, choć nie mógł powiedzieć, że mu się nie podobało. Kto wie, może nazajutrz najzwyczajniej w świecie pożałuje swej decyzji o ucieczce? A może w ogóle nie będzie nic pamiętał? Tego i jeszcze więcej dowiecie się w kolejnym poście!...