Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Śmiała się z tego jak on się śmieje, może to było trochę dziwne ale jak wiadomo ten odruch jest diabelnie zaraźliwy. Dlatego też ciężko jej było się tak normalnie uspokoić, ale i tak zrobiła to, co zrobiła. Kiedy nie poczuła jakiegoś szczególnie mocnego odepchnięcia pogłębiła owy pocałunek. Była niezwykle szczęśliwa. Tak, nie jest źle! Nie zaczął na nią krzyczeć... A potem nagle cała ta radość wyleciała z niej kiedy tylko poczuła lekki ból w okolicy języka. Także chcąc czy nie chcąc musiała się odsunąć, ale nie wydała z siebie jakiegoś konkretnego odgłosu. Spoglądała na niego niepewnie, ale kiedy tak po prostu chciał jej teraz uciec automatycznie posmutniała. Jej powieki zadrżały, a więc od razu odwróciła spojrzenie i zeszła z niego. Usiadła obok przywołując na usta tak sztuczny uśmiech, że to aż raziło. - Jasne... Nie ma problemu. Jeśli chcesz... to idź - Wydobyła z siebie głos cudem nie świadczący o tym, że w każdej chwili mogłaby się teraz popłakać. Może to rzeczywiście dobry pomysł. On pójdzie spać, ona pójdzie spać. I kto wie, pewnie nawet nie będą już myśleć o tym, albo uznają, że to zwykły sen. Pogłaskała się po ramieniu jakby się jej nagle zrobiło trochę za zimno.
Podniósł się z łóżka otrzepując ubranie kilkoma wyuczonymi ruchami, po czym przez ramię zerknął na dziewczynę. Odwrócił się jeszcze w jej kierunku uśmiechając pokrzepiająco, po czym wyciągnął rękę, i już miał poklepać dziewczynę po ramieniu, kiedy w ostatniej chwili cofnął dłoń. - Tak będzie lepiej. Zobaczymy się... jutro. - rzucił wzruszając lekko ramionami. Schował za plecami dłonie jeszcze moment stojąc w miejscu. Rozglądał się trochę niepewnie dookoła, pociągnął kilka razy nosem i bujnął się kilkukrotnie na stopach. Palce, pięty, palce, pięty.... To dziwne, ale przez myśl przemknęło mu nawet by jednak zostać tutaj i jeszcze trochę poszaleć. Owszem, wydawało mu się to wyjątkowo kuszące, jednak ostatecznie rzucił raz jeszcze okiem na dziewczynę szepcząc czy tym bardzo ciche "to cześć", po czym odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Oparł dłoń na klamce ponownie zatrzymując się na moment. Mogłoby się nawet wydawać, iż jednak zmienił zdanie, ale uchylił drzwi cichutko wymykając się z pokoju. Zaraz już go nie było...
//koniec, dziękuję za grę, i mam nadzieję, że to nie ostatnia ;>
Stanęliśmy przed pokojem, spojrzałem znacząco na Marg tym razem to do Niej należał wybór scenerii, nie mogłem się doczekać cóż takiego wymyśli. Chciałem by to właśnie Ona tego dokonała, powodów było wiele choćby to że chciałem wiedzieć więcej o Płomyczku, a to mogło mi całkiem sporo powiedzieć. Poza tym to wielka frajda otwierać Pokój Życzeń i ujrzeć miejsce które chciało się zobaczyć. Byłem we wspaniałym humorze droga tutaj choć spędzona głównie w ciszy i napięciu oczekiwania była relaksująca i upajająca jednocześnie. Minęła spora chwila i dlatego pojawił się w moim umyśle pewien niewielki pomysł. Nadal trzymając Ukochaną za rękę powiedziałem cichym lekko chropowatym głosem na dodatek przepełnionym figlarnością. - Na Twój rozkaz Księżniczko wejdziemy do Twojego królestwa. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy, jednocześnie ukłoniłem się teatralnie wskazując drzwi.
Wiedziała, że tym razem to ona decyduje i w sumie bardzo jej się to podobało. Popatrzyła na niego niewinnie i odwróciła wzrok, ukrywając uśmieszek. Mina jej się zmieniła, kiedy usłyszała z ust Yavana jakieś pierdoły o księżniczkach. Przewróciła oczami. - Nie będę teraz żadną księżniczka, nie licz na to. - Powiedziała zadziornie i sięgnęła po różdżkę. Przymknęła oczy i szybko weszła do pokoju. Od razu zdjęła buty. Wyszła właśnie na plażę. Była noc. Popatrzyła na swoje stopy. - Zobacz! PIASEK! - Pisnęła przez ramię do swojego narzeczonego. Pragnęła, żeby było bardzo romantycznie. Czekała, aż Yavan do niej dołączy.
Zadziorna, buntownicza te określenia idealnie do Niej pasowały, szczególnie kiedy się tak zachowywała, silnie, wręcz władczo. A określenie „ księżniczka ” dzisiaj na pewno do Płomyczka nie pasowało. Kiedy pchnęła drzwi i weszła do środka postąpiłem za Ukochaną nie mogąc się doczekać miejsca które za chwilę ujrzę, specjalnie zamknąłem oczy by spotęgować efekt. Kiedy przestąpiłem próg pomieszczenia od razu dobiegł mnie rozradowany głos Marg, a kiedy to się stało otworzyłem oczy i zamarłem z wrażenia. Sceneria była piękna, ale Płomyczek na tym tle to było nie do opisania i tylko w moich zwierciadłach można było wyczytać co właśnie widzę i czuję. Trochę zajęło mi otrząśniecie się, kiedy to nastąpiło ściągnąłem buty i ruszyłem lekkim krokiem sunąc po piasku. - Pięknie Płomyczku. - powiedziałem czule i chwyciłem Jej dłoń tak by nasze palce się złączyły. Pochyliłem się nad Margaret i pocałowałem namiętnie delikatnie gładząc językiem Jej wargi.
Margaret miała nadzieje, że chociaż troszkę zaszokuje swojego ukochanego. Udało jej się! Była niesamowicie zadowolona ze swojej pracy. Uśmiechnęła się pod nosem do samej siebie i pogratulowała w duchu. Była tak podniecona całą tą oprawą i wszystkim co się działo i wszystkim co się dopiero stanie. Pocałunek Yavana zadziałał na nią dopełniając czary. Oderwała się od niego i pobiegła w stronę wody. Najpierw zdjęła bluzkę, później odpięła stanik. Tak, zdecydowanie miała ochotę na kąpiel. Musiała się zatrzymać, żeby rozebrać się od pasa w dół. Teraz miała na sobie tylko i wyłącznie pierścionek zaręczynowy. Wbiegła do wody i zanurkowała. Chłodna woda orzeźwiła nieco jej ciało. Wystawiła głowę nad powierzchnię. - Yavan! No chodź tu, głuptasie! - Krzyknęła, śmiejąc się przy tym słodko.
Jak zawsze żywiołowa! Miałem nadzieję że kiedyś mi się także udzieli tego typy zachowanie. Biorąc pod uwagę Płomyczka to było to nawet prawdopodobne. Ruszyłem z wolna w kierunku Ukochanej nie odrywając wzrok od Niej, uśmiech nie potrafił zniknąć z moich ust co bardzo mnie cieszyło. Chciałem jak najszybciej dołączyć do Margaret, więc kurtka szybko pozostała na piasku tak samo spodnie jak i reszta mojego odzienia. Tylko kiedy ściągałem koszulę zdałem sobie sprawę że zapomniałem o jednej rzeczy, bandażach na moim brzuchu szybko zanurkowałem. Był to odruch nawet go dobrze nie rozumiałem, pokonałem pod wodą dzielącą nas przestrzeń i wynurzyłem się tuż przy Ukochanej. - Wiesz nie pamiętam by mnie ktoś kiedyś tak nazwał. - powiedziałem rozbawiony – A co do miejsca to wręcz idealne, szczególnie z księżycem w tle.
Gryfonka myślała, że ten ślimak już nigdy nie ruszy. Skrzyżowała ręce na piersiach i czekała cierpliwie, chociaż jej mina mówiła co innego. W reszcie się doczłapał! Nie mogła nie zauważyć tych bandaży,. Postanowiła spytać o nie już po wszystkim, żeby teraz nie psuć tej niesamowitej atmosfery. - Nikomu innemu nie pozwoliłbyś tak się nazwać. - Powiedziała szybko. - Wiem, ma się ten talent, co? - Zachichotała, położyła dłonie na jego ramionach i spojrzała w jego oczy bardzo wyzywająco.
- Masz rację całkowitą rację nawet moje siostry tego nie próbują i naprawdę nie wiem dlaczego! - ostatnie słowa wypowiedziałem by każdy wiedział że to kłamstwo, a raczej przeciągnięcie gry. Lubiłem te przekomarzania słowne, najczęściej je przegrywałem, ale dostarczały mi sporo radości i niepowtarzalnych widoków. No Płomyczek który gra i to z taką pasją i umiejętnościami to wspaniały widok. Z moich rozmyślań wybiły mnie dłonie Ukochanej, spojrzałem w Jej zwierciadła i zauważyłem wyzwanie. Na moich ustach pojawił się leciutki uśmiech nie wile mówiący. - Przyjmuję. - powiedziałem chropowatym głosem i pewnym ruchem przysunąłem Marg ku sobie jedną ręką Ją delikatnie przytrzymałem, a drugą powoli sunąłem po tali Ukochanej muskając Jej miękką skórę. Jednocześnie moje wargi powędrowały ku szyi Płomyczka zaczynając pieszczoty. Jak ja tego pragnąłem! By ponownie pieścić Jej ciało, by moje usta mogły bez żadnych ograniczeń całować Ukochaną! Choć moje ruchy były powolne to nie pozbawione żarliwości i pasji chciałem by poczuła każdy nawet najmniejszy dotyk i by czerpała z tego rozkosz.
Uśmiechnęła się złowieszczo, kiedy Yavan przyjął jej wyzwanie. No to zaczynamy! Przemknęło przez jej głowę. Zamruczała cicho, kiedy przyciągnął ją ku sobie. Oddała się zupełnie jego pieszczotom. Nic innego nie zdołałaby teraz uczynić. Było jej tak dobrze, tak cudownie! Miała ochotę wykrzyczeć to całemu światu, ale nie teraz, nie w tej chwili... Już tak długo na to czekała, już tak długo o tym marzyła. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a całe ciało pokryło się gęsią skórką. - Nie przestawaj. - Wyrwało się z jej ust. W zasadzie wydawało jej się, że tylko o tym pomyślała, ale najwidoczniej pragnienie to było zbyt silne, żeby nie zostało przez nią wypowiedziane. Oplotła go w pasie nogami. Stwierdziła, że tak będą o wiele bliżej, a w wodzie przecież wiele nie waży, więc powinno być tez wygodnie.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak mocno tęskniłem za Płomyczkiem i jak bardzo pożądałem Jej podczas naszego rozstania. Całe moje ciało drżało od pragnienia i rozkoszy jakie powodowała bliskość Ukochanej. Moje usta wodziły powoli po delikatnej szyi, a kiedy usłyszałem słowa Marg szybo nachyliłem się nad Jej uchem tak by mogła poczuć mój gorący oddech i wyszeptałem tak cicho by nie mogła być pewna czy na pewno usłyszała mój głos. - Nie zamierzam Kochanie. - przygryzłem lekko ucho Płomyczka by sprawić trochę bólu, ale jeszcze więcej przyjemności. Następnie skierowałem się ku ustom Ukochanej i nasze wargi złączyły się w namiętnym pocałunku, jednocześnie dłonią gładziłem Jej kark pogłębiając doznania. Delikatnie ssałem dolną wargę Margaret by po chwili skupić się na górnej. Moje usta poruszały się szybko, z pewnością i potrzebą, którą tylko Płomyczek mogła spełnić. Gdy poczuła ciepły język pieszczący jej wargi uchyliła usta. Smakowałem Ją bez pośpiechu z niemalże bolesną powolnością. Po chwili mój język dotknął Jej, by zachęcić do wspólnego tańca. Przez cały ten czas spoglądałem na Narzeczoną pełnym pożądania i miłości wzrokiem.
Z twarzy Gryfonki nawet na ułamek sekundy nie schodził uśmiech. Tylko co jakiś czas przygryzała wargę w uczuciu niewymiernej rozkoszy, jaką czuła. Nie chodziło o same pieszczoty, ale głównie o tą tęsknotę, którą cała była przesiąknięta. Lubiła czuć przyjemność poprzez ból, dlatego, kiedy przygryzł jej ucho jęknęła nieznacznie. Podczas pocałunku zamknęła oczy i nie zamierzała ich otwierać jeszcze jakiś czas. Popiskiwała z uśmiechem, kiedy ssał jej wargi. Strasznie ją to łaskotało. Położyła dłonie na plecach Yavana i samymi opuszkami palców wodziła po nich. Sama niesłychanie to lubiła, więc miała nadzieję, że sprawi mu to nie lada przyjemność. Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Oderwała się od swojego ukochanego i stojąc przed nim w wodzie popatrzyła z rozbawieniem w jego oczy i zanurkowała, ciągnąc go za sobą. Miała nadzieję, że zrozumie, co chce zrobić.
Odgłosy które wydobywały się z ust Płomyczka powodowały że przechodziły mnie przyjemne dreszcze które doprowadzały mnie blisko granicy szaleństwa. Nasza rozłąka sprawiła że oboje pragnęliśmy wszystkiego co może zaoferować druga osoba i jednocześnie chcieliśmy tą drugą osobę obdarować. Popiskiwania Płomyczka także mnie rozbawiły reakcja tak nieoczekiwana że aż naturalnie pasowała do Ukochanej. Westchnąłem z przyjemności kiedy poczułem palce Margaret na swoich plecach które gładziły moje zniszczone ciało powodując przemiłe doznania. Narzeczona odsunęła się ode mnie i spoglądając mi w oczy pociągnęła za sobą w odmęty, trudno mi było odgadnąć co takie wymyśliła Ukochana, ale zamierzałem się dowiedzieć!
Kiedy już byli pod wodą, Margaret odczekała moment, żeby dowiedzieć się, czy Yavan zorientował się w tym wszystkim. Najwidoczniej jednak to nie nastąpiło. Pokiwała tylko głową z niedowierzaniem i przyciągnęła narzeczonego do siebie. Zawsze chciała całować się pod wodą! Właśnie teraz miała okazję tego spróbować. Uśmiechnęła się do siebie i przytknęła swoje usta do ust Yavana. Zaczęła całować go bardzo łapczywie, mocno się w niego wtulając. W jej ciele było teraz jeszcze więcej podniecenia niż mogło być. Czuła się tak cudownie, tak świetnie. Niestety zaczęła odczuwać brak tlenu w organizmie. Zacisnęła powieki i kontynuowała pocałunek. Miała zamiar nie przestawać tak długo jak tylko się da. W końcu nie wytrzymała i odbiła się od dna, nie puszczając Yavana. Wynurzyli się na powierzchnię i Margaret oderwała swoje usta od niego i mocno zaczerpnęła powietrza, po czym znów pociągnęła go na dno, żeby pocałunek powtórzyć.
Musiałem przyznać że zaskoczyła mnie całkowicie, jak ja jestem nie domyślny! Byłem zły na siebie, nawet po mojej głowie chodziły myśli że wcale nie jestem romantyczny i zawsze niszczę to co Płomyczek stara się stworzyć. Cóż nie miałem zbyt wiele czasu na użalanie się nad sobą ponieważ pocałunek był inny niż te dotychczas, posiadał w sobie pewną magię. Nie potrafiłem określić jaką lub dzięki czemu, możliwe że to nasz pierwszy...nie zastanawiając się dłużej odwzajemniłem pocałunek. Jedną ręka przytrzymywałem jak najbliżej siebie Ukochaną, a drugą wplotłem w Jej płomieniste włosy. Doznania były niesamowite, pogłębiały się wraz z upływem czasu, a Margaret wyglądała przepięknie w odmętach rozświetlanych promieniami księżyca. Wynurzyliśmy się tylko po to by zaczerpnąć powietrza i ponownie zanurkować, tym razem obiema rękoma przytrzymałem Płomyczka i tak złączeni powoli opadaliśmy złączeni w magicznym pocałunku. Tak! Ta magia o której wcześniej myślałem nadal istniała. Tym razem pragnąłem by trwało to wszystko jeszcze dłużej.
To smutne, bo czy możliwe jest, że kiedykolwiek znajdą idealną parę? Może i tak, ale czy będą to mogli docenić. W końcu w idealnych związkach muszą być miejsca na złość, kłótnie, zazdrość i inne zdecydowanie nie idealne sprawy. Więc moją ogólną refleksją jest, że dążą do czegoś w większym stopniu nie możliwego. Akurat zakładam, że Holden byłby dla niej idealną partią i nie przyniósłby taki opłakany skutek jak romans ze szkolnym podrywaczem. Więc Quentin powinien się czuć wyjątkowo, skoro był pierwszym mężczyzną, którego spotkała pierwszy raz w życiu i od razu trzyma go za rączkę. Ba! Nawet usiadła prawie przypadkiem na kolanach. - Wierzę, ale ja nie jestem dobry w opowiadaniu historii swojego życia – powiedział wzruszając lekko ramionami i biorąc do ręki alkohol. - Nie lubisz też języka francuskiego? – zapytał unosząc do góry brwi. Kobiety zazwyczaj lubiły Francję. Wino, wieża Eiffla, najsłynniejsze marki na zakupach i takie tam. Nie pamiętał kiedy ostatnio w Szwajcarii był z kobietą, mówiąc jej miłe słowa w twardym języku niemieckim. Zazwyczaj go używał, ale do swoich partnerek wybierał francuski. Nie odpowiedział nic na jej propozycję innego alkoholu. Chociaż przyszło mu na myśl, że może to się dla niego źle skończyć. Jak to zwykle bywało. Ale jak mógł jej odmówić! - Kamikaze – mruknął. Oczywiście przyniósł mu po chwili całą butelkę zrobionego przez siebie drinku, bo pewnie skrzaty przechodzą jakiś kurs barmański wcześniej, czy coś takiego. - Nie wiem. Bo był śmieszny i ciekawie wyglądał – powiedział po chwili. W sumie nie miało to chyba drugiego dna, oprócz tych dwóch rzeczy. – A ty na co dzień jesteś niewidzialna? – zapytał rozbawiony jej sposobem myślenia. Oczywiście mówił to w kontekście, że nie ma przyjaciół, i takie tam, bo może potwierdzić, że teraz widzi ją normalnie. Bardzo przyjemnie siedziało mu się z Audką na kolanach, ale krzesło było trochę twarde, a wokół kręciły się skrzaty. - Chodźmy stąd – powiedział delikatnie podnosząc się z miejsca z dziewczyną, biorąc ją znowu za łapkę, a do drugiej niebieściutki alkohol. Przez chwilę zastanawiał się głośno nad jakąś lepszą miejscówką, aż w końcu skierował się byle gdzie i przez przypadek znaleźli się aż pod pokojem życzeń. Tricheur mniej więcej wiedział co robić, ale w umyśle miał alkohol i trudno mu było się skupić czego chce, więc okazało się, że weszli do niezbyt wielkiego, aczkolwiek przytulnego pokoju ze stolikiem, krzesełkami, kanapą, łóżkiem i takie tam. Przy okazji z kiblem, do którego musiał udać się Szwajcar. - Studiujesz już Audrey? – Banalne pytanie o wiek, które jakoś rzadko kiedy zadajemy padło, kiedy wyszedł ze ślicznej toalety i skierował się w stronę gryfonki.
Truuudne sprawyyyy. No właśnie, Holden był pod tym względem nieszkodliwy, ale tak się złożyło, że znów zniknął, tuż po złożonej obietnicy. A mówił, że nie zostawi jej znowu, jako przyjaciółki. Zero informacji, ani słowa wyjaśnienia. Chyba sama skazała się na takie zamartwiania innymi, bo na siebie nie patrzyła już tak bardzo. Choć próbowała to zmienić. - Oj tam oj tam - mruknęła. Na pewno nie był też taki zły w opowiadaniu, ale alkohol trochę poskromił wścibskość Aud i nie miała ochoty go namawiać. Były ciekawsze rzeczy do roboty. I tematy do rozmowy. - Do francuskiego nic nie mam, sami francuzi trochę mnie drażną - skrzywiła się lekko. - Na pewno jest lepszy niż niemiecki - dodała, (jakimś cudem) przypominając sobie jego przekleństwo w tymże języku. A wino bardzo lubiła, może nawet trochę za. Kac zabójca dwa razy proszę! - To urocze - skomentowała wybór Szalonego Kapelusznika. - Czy ja wieeeem, chyba nie aż tak. Raczej, hmm, raczej wolno zbliżam się do śmierci - stwierdziła wesoło. Och tak, beztroski ton przy temacie śmierci, genialnie, panno Primrose. Bardzo chętnie przystała na propozycję znalezienia jakiegoś innego miejsca, ale na trzeźwo nie pomyślałaby, że doszliby aż na siódme piętro. Jak widać był to całkiem ciekawy przypadek. - Nie - odpowiedziała krótko - ostatni rok przed studiami - dodała, siadając wygodnie na kanapie, po obczajeniu, gdzie się znaleźli. Nie udało jej się zorientować, że to właśnie jej kochany pokój życzeń. Stwierdziła tylko, że nigdy tu nie była. - Tamte gąbczaste włosy były zawaliste! - stwierdziła, przyglądając się Quentinowi, aby potem jeszcze raz zlustrować całe pomieszczenie. - O ja, hyhy - wybełkotała, dostrzegając pomarańczową perukę, leżącą na stoliku. - No patrz, magia - dodała, podchodząc do Tricheura. Nałożyła sztuczne włosy na jego głowę, a następnie zatrzymała ręce na jego ramionach, krzyżując lekko dłonie za szyją Szwajacara. - Ślicznie - skomentowała z uśmieszkiem.
Okej więc już nie mówimy o Holdenie. W końcu jego już praktycznie nie ma, a poza tym, czyż Quentin nie jest równie przystojny (jeśli nie bardziej, hehe) i na dodatek ciekawszy, niż jej poprzedni partner? Miejmy nadzieję, że Aud tak myśli, bo jak nie to się pogniewamy. Szczerze mówiąc był świetny w opowiadaniu! Jeśli nie byłby złodziejem, pewnie zostałby bardem, czy czymś równie interesującym na miarę Olelgetesa. W końcu kto jak kto, ale on uwielbiał słuchać swojego głosu. A przynajmniej tak do wyglądało, ale po prostu lubił dużo rzeczy mówić. Ale nie akurat o tym. I może to był całkiem ciekawy temat, ale co najwyżej dla przyszłej narzeczonej, która wie o Queniu wszystko, a nie prawie nieznajomej dziewczyny. - A to świetnie. Też nie przepadam za francuzami – powiedział wzruszając ramionami i mając przed oczami wizję mrocznego Klaudiusza, niedobrego cygana, który przewyższa go o ponad głowie i którego nie lubimy. - A masz coś do Niemców?- zapytał jeszcze mrużąc swoje ciemne oczka. - No tak, z pewnością bardziej urocze niż twoja odpowiedź- stwierdził kręcąc lekko głową. Musieli być zdecydowanie wstawieni. Głowa Quentina była już ciężka, jakby nosił na niej hełm. Całe szczęście, że nie zaczął próbować zdejmować coś z głowy, bo Aud uznałaby go za całkowitego idiotę. A droga na to piętro była istną katorgą. Nogi Tricheura plątały się niemiłosiernie, ale w miarę skutecznie próbował to maskować. A przynajmniej on sądził, że skutecznie. - Acha – powiedział tylko na jej odpowiedź, bo i tak nie miał siły obliczać ile to dokładnie lat. Chyba akurat, żeby nie była za młoda. Cóż więc po zachowaniu Aud, należy wywnioskować, że również nie była zbyt trzeźwa. Zresztą, ileż oni wypili. Na dodatek z czasem, bo tak intensywnym piciu, był coraz bardziej nieogarnięty. Nawet przez chwilę nie był pewny co ląduje mu na głowie. - Ślicznie – powtórzył po niej, patrząc na dziewczynę, której rączki czuł na karku. Tricheur zbliżył się nieznacznie do Gryfonki, był dokładnie naprzeciwko niej. I stwierdzając w myśl staropolskiego przysłowia, że raz kozie śmierć, na dodatek napędzany alkoholem, położył dłonie w talii dziewczyny i dosyć nagle pocałował ją w usta.
Oj, oczywiście, że był bardzo atrakcyjny. W innym wypadku zwiałaby zaraz po ujrzeniu go bez przebrania, wymyślając jakąś genialną wymówkę. Na przykład… magiczne ptaszki czekają, muszę je nakarmić, aby były jutro w formie do wykonywania swoich supertajnych misji i zadań, dzięki którym świat stanie się lepszy! W każdym razie nie miała zamiaru narzekać, bardzo przyjemnie się na niego patrzyło, a towarzyszem do spędzania czasu także był dobrym. No tak, ale należy wspomnieć, że Audrey nie wiedziała, jak historia Szwajcara wygląda! Miała szczęście, że alkohol odbierał jej tą jedną z gorszych cech charakteru. Niemniej jednak, bardzo chętnie posłuchałaby kiedyś, jak coś opowiada, aby przekonać się, jak bardzo to lubi. Przy okazji – procenty zbliżają, więc czemu nie? Lekko zaciemniony umysł nie zawsze współpracował ze zdrowym rozsądkiem! Przynajmniej u Gryfonki. - Zależy – powiedziała, śmiejąc się chwilkę, po czym uniosła lekko brew. – Ale to pewnie przez stereotypy, bo znam kilku i są naprawdę… różni – stwierdziła. – Do Szwajcarów urazy nie żywię – dodała, uśmiechając się cwaniacko. Pominęła fakt, że nie miała okazji poznać ich na tyle, aby określić jakąś wspólną cechę charakteru. Normalnie skojarzyłyby jej się te magiczne, świetne zegarki, ale teraz nie wszystko dochodziło tam, gdzie powinno. Dwa kroki bliżej kaca. Chyba już nie miała chęci na trunki, była wystarczająco otumaniona tym, co zdążyła wypić. - Oj tam oj tam! – skomentowała. – Nie byłam złośliwa, chybaaa. Miała też zamiar skomentować jakoś inteligentnie (MHM) fakt, że Queniowi też podoba się peruka (w sumie nie było opcji, żeby się nie podobała!), ale zatkał jej usta własnymi, czym trochę ją zaskoczył. Ona się tu sobie ładnie podpiera na zachwianym studencie, aby nie stracić równowagi, a kończy się na tym, że… się całują, no. Niezbyt wiedziała, czy powinna mieć coś przeciwko, czy tak jest dobrze. Na pewno było to bardzo przyjemne (odjąć stan upojenia alkoholowego, chociaż pod pewnymi względami to także było fajne), ale w sumie jakieś opory moralne powinna mieć. Powinna, ale nie musiała. Inaczej, miałaby, gdyby była trzeźwa, ale nie była, więc… nie miała. Odwzajemniła pocałunek i przesunęła zgrabną dłoń po policzku chłopaka, kierując ją na szyję i zatrzymując przy obojczyku. - Szybki jesteś – stwierdziła błyskotliwie, przerywając na chwilę, ale przed tym zdążyła też leciutko przygryźć wargę Tricheura. No tak, a ty zbyt uległa.
Swoją drogą to byłoby całkiem śmieszne, gdyby któreś z nich nagle zaczęło wymyślać niestworzone historie co też muszą teraz zrobić, gdyby nie spodobałby się któremuś z nich druga osoba. Znaczy Tricheura by to rozbawiło, a Aud byłaby albo zażenowana, że musi się wykręcać, ale zasmucona, że Szwajcar, musi iść do toalety i w ogóle nie wrócić na ten przykład. Okej, kiedyś na pewno jej coś opowie, albo wygłosi jakiś swój długi monolog, w których był też całkiem dobry. Ale niekoniecznie swoją historię, chyba, że będzie chciał ją wystraszyć swoją osobą, jak będzie miał jej dość, wtedy ona ucieknie, tylko będzie się dymiło. Ale oczywiście nie zakładajmy tej pesymistycznej wersji. Chyba u nikogo alkohol nie kojarzył się ze zdrowym rozsądkiem. - Ja też znam kilku, ale żaden z nie okazał się fajny – powiedział wywracając oczami. Oprócz kochanego Klaudiusza dwóch prawie wrobiło go w rabunek i więzienie, więc nie miał przyjemnych wspomnień z obcowaniu z tymi ludźmi. Pewnie znał jeszcze z dziesięciu normalnych francuzów, ale tak to już bywa, ze zapamiętuje się najgorsze. - Bo Szwajcaria nie kojarzy się z niczym, przez swój nudny naród. Chyba, że z punktualnymi ludźmi z zegarkami. Co jest całkiem słuszne- stwierdził uśmiechając się kpiąco. Jeśli chodzi o stereotyp, to może akurat nie w jego przypadku, ale często tak było. Okej, Quentin też nie zdążył na to odpowiedzieć, bo jak wiadomo mężczyźni skupiają się tylko na jednej rzeczy, a on akurat się skupił na tym, że chce pocałować Audrey, a nie słuchaniu co mówi. W każdym razie nie tylko nie dostał w pysk oburzony, ale pocałunek został odwzajemniony. Super, nie? Kiedy się oderwała uśmiechnął się lekko i delikatnie kręcąc głową. - W zasadzie zazwyczaj to nie. A jeśli tak mówisz, powinnaś poznać Dextera Vanberga – powiedział cicho, nie odsuwając się od niej. Faktycznie, wierzcie lub nie, ale Quentin zazwyczaj okradał i upijał się do nieprzytomności, a nie zaliczał nowo poznane dupeczki. To domena Dexa. Więc w sumie spoko, że była uległa, nie powinna mieć wyrzutów.
No więc czekamy z niecierpliwością na jakiś monolog, oby tylko był interesujący, bo nie sądzę, żeby uśmiechała jej się wizja udawania zainteresowanej i utrzymywania oczu w stanie „tak oczywiście jak najbardziej ależ oczywiście że cię słucham”. A znając naszą nie-kochaną Audkę, na pewno wszczęłaby śledztwo dotyczące Quenia, gdyby tak dowiedziała się o jego strasznej historii. Prześledziłaby jego przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość (oczywiście, że potrafiła, hmph!) i wiedziałaby o nim wszystko. Oczywiście żartuję, nawet jej wścibskość nie osiągała takich rozmiarów, była to raczej wersja pijanej Aud, która próbuje uczynić świat lepszym. Albo przynajmniej siebie. - Aaa, zegarki – mruknęła, odpływając na chwilę w zamyślenie. No tak, i wszystko jasne, już kojarzyła, co to za kraj, nawet kiedyś tam była, chyba. Zresztą, jej rodzicie strasznie lubili wyjeżdżać na wakacje poza Anglię. – No to rzeczywiście – dodała od rzeczy. Jeśli Quentin wolał wersję bardziej hardkorową, to powinien znaleźć sobie kogoś innego. Chociaż nie, chyba tylko poobcować z mniej wstawioną Gryfonką, która na pewno by na to nie pozwoliła. Pomijając fakt, że nie podpierała by się na jego ramionach. Bo widzicie, po ostatnich (no w sumie nie tak bardzo ostatnich!) przeżyciach, Primrose postanowiła, że nie da sobie znów złamać serduszka. Jakże bezwzględna decyzja! A do tego jaka rozsądna, szczególnie przy tym, że często można ją było spotkać upitą. By the way, dodatkowo, chyba kierując się w stronę samodestrukcji, dziewczyna zauważyła, że pasują do siebie nawet z wyglądu. No bo przecież oboje byli chudzi, hehe! Troszkę za, ale to nic. Szybko odgoniła od siebie tą myśl, co przyszło bardzo łatwo, o wiele łatwiej, niż ostatnio. Przecież nie zakocha się upita. - To ten od Veritaserum, co nie? – zapytała, marszcząc lekko brwi. Właśnie stwierdziła, że nie chciałaby być kimś na jedną noc, bo byłoby to poniżej jej zbioru wartości. Zaskakujące stwierdzenie, jak na taki stan, panno Primrose. – Skoro jest szybszy od ciebie, to chyba nie mam ochoty – stwierdziła, wyplątując się z uścisku. Chwyciła dłoń studenta i poczłapała w stronę kanapy, gdzie usiedli, a Aud objęła go w pasie i ułożyła się wygodnie. - Czyli zrobiłeś wyjątek? – zapytała podejrzliwie.
Czy cokolwiek z Quentinem może nie być interesujące! Aud go jeszcze zdecydowania za mało znała, skoro tak myślała. Chociaż okej, może jego monologi mogą być czasem dosyć nudne, ale sam już nie pamiętał kiedy jakiś mówił. No chyba, że liczyć ten w czasie szantażowania Sary. No to miejmy nadzieję, że jednak nie zdecyduje się grzebać w jego przeszłości, a tym bardziej przyszłości, której wcale Szwajcar nie chciał znać, o nie. Kiwnął tylko głową na jej słowa. Cóż skoro tam była to szkoda, bo może skoro lubi podróżować to pojechałaby tam w wakacje i spotkała się z Quentinkiem, który w końcu mieszkał sobie sam prawie w centrum miasta, na utrzymanie innych. Na pewno chciałaby zobaczyć ten sielski obrazek. Ale Quentin nie miał ochoty szukać sobie w tej chwili nikogo innego, nie nie nie, Audka była tutaj jak najbardziej na miejscu i mógł ją podtrzymywać i nawet tylko przytulać, bo naprawdę nie miał myśli, żeby teraz rzucić się na łóżko z ledwo poznaną dziewczyną. Faktycznie pasują do siebie pod względem tego, że są trochę wychudzeni! Są drobni, młodzi, piękni i na dodatek prawie tego samego wzrostu, ale lepiej nie mówić Tricheurowi o tym podobieństwie. Nie zakocha się upita? Szwajcar milion razy zakochiwał się po pijaku! Raz były to jednoimprezowe zauroczenia, a czasem następnego dnia, wciąż był przekonany, że kogoś tam kocha. Ale on miał to do siebie, że równie szybko się „zakochiwał” co „odkochiwał”. Kiwnął głową, kiedy zapytała o nazwę zespołu, po czym roześmiał się słysząc to mówi. - Wszystkie tak mówicie – powiedział nie mając nic złego na myśli, po prostu z autopsji ,wiedział, że każda powie o nie, Dexter Vanberg tylko przeleci i porzuci, nie będę z nim, po czym kiedy tamten jest zainteresowany, idą za nim pokornie do łóżka. Niezadowolony, że przerwała im całowanie, ale grzecznie się jej poddając usiadł obok niej i objął ją ramieniem. - No, powiedziałbym po prostu, że zazwyczaj jeśli już to na imprezach zadaję się ze znajomymi mi dziewczynami – wyjaśnił powoli i zaczął bawić się włosami dziewczyny.
No w sumie czemu nie? Zawsze mogła wybrać się do Szwajcarii, nawet bez rodziców. Do wakacji było jednak bardzo dużo czasu, ale z dwumiesięczną przerwą najbardziej kojarzył jej się poprzedni rok. Na początku bardzo miły. Najgorsze było w tym to, że mimo zapominania wiekami, i tak zawsze wdzierała się jakaś myśl, choć już nie raniła. Z pewnego punktu było to nawet zabawne. Audrey też nie zamierzała sobie szukać kogoś innego, bo było jej… wygodnie. Nietrzeźwy umysł nie myśli trzeźwo, dlatego zwraca się uwagę na rzeczy oczywiste. A to właściwie było oczywiste. Jak to, że go polubiła, więc nie było sensu szukać kogoś innego, o. I sama raczej rzadko myślała o wykorzystywaniu łóżka na ten sposób, więc miło wiedzieć, że nie chciał jej w ten sposób wykorzystać. Bo pijana, bądź co bądź, i tak by uległa, prędzej czy później. A potem by żałowała. No cóż, raz już się jej udało, ale nie była wtedy tak do końca pijana, bo przecież zdążyła wytrzeźwieć. Quentin musiał mieć bardzo ciekawe życie z tymi miłostkami, skoro tak łatwo przychodziło mu się zakochiwać. I przy okazji wiele szczęścia, że trwały krótko. To nie fair, ona nie miała tak łatwo. - Ale jak to prawda! – zarzekała się. – Jednorazowy numerek, a potem będą wyrzuty sumienia – mruknęła pochmurnie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Mógł się trochę zdziwić jej punktem widzenia, bo kto by podejrzewał, jaka wtedy była? Teraz była inna, już mało kto znał dawną Audrey. Ona nie poszłaby za nim pokornie do łóżka. Wróć, poszłaby. Wstawiona. Czyli większość przypadków wskazuje na to, że jednak by poszła. Z początku nie odpowiedziała nic, tylko pozwoliła mu bawić się włosami. Potem jednak przejechała palcem po jego dłoni i chwyciła ją, wplatając swoją. Podniosła się i pocałowała go delikatnie. - To już bardziej fair – skomentowała poprzednią kwestię. – A to całkiem przyjemne – stwierdziła, szepcząc mu do ucha.
Super, więc niech się wybiera, żeby zobaczyć ten iście szalony kraj. Może się nauczy zadawać z grzecznymi typami, a nie podejrzanymi, starszymi chłoptasiami z wymiany. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że Tricheur nie jest normalnym, porządnym chłopcem! E tam wygodne. To wcale nieładne słowo na określenie tego! Quentin na pewno poczułby się urażony, gdyby usłyszał, że tak myśli. Wygodna może być kanapa na której sobie leżą, a nie przebywanie akurat z nim. Więc odpowiedzią lepszą byłby chociażby fakt, że go polubiła. Tylko nie rozpędzajmy się z tym, że Quenio jest taki poczciwy, jeśli chodzi o podrywanie kobiet, bo przecież jeśli Audrey dałaby mu jakiekolwiek znaki, że chce, nie odmówiłby jej, nawet nie myśląc czegoś w stylu: A nie będziesz miała wyrzutów sumienia? O nie, o tym możemy zapomnieć. Ciekawe życie to on miał, ale te miłostki były chyba w tym najmniej ciekawe. Bo czy zakochiwanie się na krótko można porównać z traumatycznym wspomnieniem pobytu w więzieniu? Bo sam Tricheur miał gęsią skórkę, kiedy ktoś wspomina to miejsce, nawet przez przypadek. Temat tabu. Sam prawie nikomu nie powiedział swoich wspomnień stamtąd, o nie. Więc może uznajmy, że Aud miała całkiem łatwo i odrobinę mniejsze problemy niż on! - Skoro jesteś o tym przekonana – powiedział wzruszając ramionami. – Jak dla mnie nie ma w tym nic złego. Znaczy jeśli chodzi o Dextera, bo on jest świetny – stwierdził po chwili, robiąc filozoficzną minę. Gdyby na przykład to Bowes- Lyons zaliczał wszystkie dupeczki, z pewnością Tricheur uznałby to za szczyt chamstwa. A Vanberg zaliczał je z odpowiednią klasą i cwaniactwem. Nie rozumiem, czyli teraz prędzej by poszła czy kiedyś? Odwrócił głowę w jej kierunku, kiedy go pocałowała i uśmiechnął się błogo. Jak on kochał imprezy. Głaskał kciukiem jej dłoń, która była teraz spleciona z jego. - A nie powinno się odbierać sobie przyjemności – powiedział, również cicho odwracając drugą ręką jej twarz tak, żeby była naprzeciwko niego i by mógł pocałować ją odrobinę dłużej i namiętniej, bo tak go kusiła i kręciła.
No oczywiście, że widać, iż nie jest z niego normalny, porządny chłopiec! Był za chudy, zbyt przystojny i miał zdecydowanie za śliczny uśmiech. No nie zaufaj tu takiemu, który uśmiechem podbija serce. Okej, może nie do końca mam to na myśli, ale Quenio wydawał się taki niewinny, kiedy szczerzył ząbki! Poza tym Audrey nie była zainteresowana porządnymi chłopcami, no, może czasem się ktoś trafił, ale zakładam, że to zupełnie przypadkowo i zaraz wracała na swój tryb, w którym wolała mieć trochę przyjemności, skoro już tak wybiła się z rytmu pilnej uczennicy. - Uwierzyłbyś, że kiedyś lubiłam się uczyć? – zaśmiała się cicho, wspominając stare, nuuuudne czasy. No tak, zastąpienie nauki alkoholem to rzeczywiście najlepsza decyzja jej życia. Ale kiedy jej było wygodnie! Oczywiście, że go polubiła, ale na jej prosty rozum – wygodnie jej się leżało, miała przy sobie kogoś, kto był miły, więc było dobrze. No nie wątpimy, że Tricheur potrafi zająć się kobietą w odpowiedni sposób. W tym rzecz, że Audrey zdarzało się dawać znaki nieświadomie. Teraz na przykład bezkarnie całowała sobie chłopaka, którego prawie nie znała, wcale nie protestując. A pytaniem o wyrzuty sumienia zapewne bardzo by ją rozbawił, co byłoby kolejnym plusem! Przy więzieniu miłostki były sielanką, ale bardziej przyjemną. Chyba nie znam nikogo, kto twierdziłby, że w kiciu jest fajnie. Ale co do problemów, tu mogę się śmiało zgodzić. - Pewnie tak, skoro ma tyle fanek – stwierdziła, wzruszając ramionami. Na chwilę obecną nie wiedziała, czy chciałaby go poznać. Klasa i cwaniactwo w zaliczaniu dupeczek ujęta w takie słowa raczej by jej nie przekonała. Czyli poszłaby wtedy, kiedy byłaby upita, czytaj – przez większą część doby, bo w trakcie kaca raczej nie w głowie były jej takie rozrywki, a na trzeźwo była zbyt cnotliwa. Skutki leczenia po ostatnich przygodach? Możliwe. - Skoro tak mówisz – rzuciła między pocałunkami, chwilę później pieszcząc jego policzek nosem i przerzucając usta na szyję. Przy okazji przeczesała dłonią włosy studenta. Nie tylko ona kręciła.
Tristan w końcu wstał z łóżka. Przez ostatni tydzień, leżał w łóżku. Rozmyślając nad tym wszystkim co stało się w pokoju marzeń. Od czasu do czasu, wykorzystał, pierwszoroczniaka, do przynoszenia alkoholu i papierosów. Bo narkotyków wnosić, by nie dał rady. Lecz radził sobie za pomocą eliksiru Felix. Co się działo z Tristanem? Nie był już miły i przyjazny, a tym bardziej chętny do pomocy. Już prędzej by dobił. Wszystkie pozytywne uczucia w nim umarły. Kim był Tristan? Pamiętacie, jak wspominał że czuje w sobie, czyjąś obecność Tą "Ślizgońską" Wersję samego siebie? Teraz ona nim rządziła. Wolał ją nazywać "Ślizgońską" Wersją niż tą "Złą" Tristan już nie był Tristanem! Ubrany w czarne dresy i białą podkoszulkę, odsłaniające jego mięśnie, wchodził właśnie na siódme piętro, omijając przy tym zręcznie pokój marzeń. Mówicie że to nie jego styl? To nie był styl, starego Tristana, lecz nie tego nowego. Właśnie wszedł do pokoju życzeń. I zdejmując od razu swoja podkoszulkę. Czy zastanawiacie, się nad tym, że ów pokój ma swoją pamięć? Chodzi o to, że nie ważne jak zostawicie ów pokój, i tak zastaniecie go takim samym, o ile życzycie sobie tego samego. Czego tym razem życzył sobie Tristan? Już nie szukał swej samotni. Owszem był otoczony murami, przez które nie przebije się NIKT! nawet ONA! lecz nie nosił już maski. Wzrok zimny i cyniczny, złowrogi uśmiech, i nie miły wyraz twarzy. Mówicie że tak nie morze wyglądać Puchon? To nie widzieliście Tristana! Tristan wchodząc, do pokoju, miał wszystko czego sobie życzył. Różnorakie barierki do podciągania się, worki treningowe i inne przydatne mu rzeczy. Tristan położył na stole, paczkę papierosów, połówkę czystej wódki i napój Felixa który sam zważył. Oraz swoją podkoszulkę. Oczywiście kieliszek, a raczej literatka już była. W sumie były dwie, czemu? Tego nie wiedział, lecz i to go nie interesowało. Tristan zaczął od rozgrzewki mięśni, których już dawno nie ćwiczył! Zaczął od rozciągania swoich mięśni. Ah! To był, wspaniały widok! Potem rozgrzewał się za pomocą, ćwiczeń, a raczej pompek. Najpierw dwadzieścia zwykłych, potem na pięściach, następnie an jednej ręce i na drugiej. Po czym na jednej i na drugiej ręce z pół obrotowym skłonem. Kiedy już skończył rozgrzewkę, zaczął podciągać się na drążku. Jego mięśnie pięknie pracowały, zwłaszcza w momentach, podciągania się i gwałtownego skoku, do góry by uchwycić się tego wyżej położonego. Następnie przeszedł do sztuk walki. Na początki ćwiczył z gruchą i workiem treningowym, ćwicząc zejście do parteru, różne duszenia typu "Kimura" czy też pozycje "Północ- Południe" Kiedy przeszedł do worka treningowego, uderzał go najpierw z lewej, potem z prawej by zakończyć mocnym kopnięciem z pół obrotu. Jak się okazała zbyt mocnym, bo worek pękł... To wszystko było spowodowane, tym że JĄ widział przed swymi oczyma Jedyną osobą którą pokochał, i która go porzuciła... Tristan podchodził do stołu...