Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Najważniejszym zadaniem jest oddychanie, powtarzał sobie za każdym razem, gdy słyszał stukot kopyt. - MERDE JA UMIERAM! PRZECIEŻ JESTEM DOBRYM CZŁOWIEKIEM ZABIJCIE KOGO INNEGO! – darł się w niebo głosy. Bruno, pomijając fakt, że był chory psychicznie, odczuwał niesamowitą potrzebę życia. Po pierwsze uważał, że jest jedynym takim geniuszem na świecie, który zmieni jego bieg i ogólnie po prostu jest najlepszy, więc nikt nie ma prawa go zabić, w szczególności jakiś śmierdzący koń! Próbował liczyć w głowie do dziesięciu, ale myliły mu się cyferki. Co było na Merlina po szóstce? Skupiał się na oddychaniu, mówił sobie, że to narkotyki sprawiają, że ma jazdy i nikt go nie zabije. Darł się, krzyczał, wił z bólu jakby co najmniej obdzierali go ze skóry. Czy nie było gorszego cierpienia od tego psychicznego? Fizycznego bólu łatwo było się pozbyć. Wystarczyło wmówić sobie, że tak naprawdę się nic nie czuje. W głowie Bruno miał niesamowity bałagan. Przed oczami przebiegło mu całe życie. Dlaczego nie pożegnał się z rodzeństwem?! - Faleroy! Zabierz mnie stąd! – wydarł się, zwijając się w jakiś szalony kłębek i zakrywając głowę rękami. Zaczął myśleć, że przecież jak te straszne, upierdzielone gównem kopyta przebiegną po jego czaszce, to cały geniusz, a raczej mózg, rozpryśnie się w tym piekielnym pokoju życzeń i już będzie po nim. Na pewno te chude łapeczki ochronią go! - Nie zabijaj mnie! – krzyknął jeszcze raz, gdy tylko poczuł jak kumpel nim potrząsa. Czy już nadeszła śmierć? Dlaczego nie mógł napisać nawet listu pożegnalnego? Ratunku, chciał umrzeć, chciał żyć, niech go ktoś zabierze stąd. Nie wiedząc dlaczego, rzucił się na Merlina i opatulił go nogami i rękami. Nie chciał umrzeć sam. Przytulił się do niego jak małpka, trzęsąc się ze strachu. Czy ktoś widział jeszcze w takim stanie pana Bedau? Nagle poczuł jak niesamowicie boli go tyłek, a Merlin leży na nim. Nie było bańki? Ani stukotu kopyt? Co się do diabła działo? - Nie ma ich?! – spytał wciąż przerażony, rozglądając się na boki.
Faleroy był naprawdę niezwykle zdumiony, kiedy Bruno zdecydowanie przerażony i zupełnie zdezorientowany, prosił go o pomoc. Dlatego też oczywiście próbował, ale co biedna ciapa Merlin, który ledwo potrafi zaklęcie przywołujące, ma zrobić z taką wielką magią jak ta ogromna bańka! Więc nie dziwmy się specjalnie, że biedaczek po chwili znalazł się w środku razem ze Ślizgonem, próbując go ogarnąć, bo nie było zbyt dużego pożytku w bańce z wrzeszczącego chłopca. Faleroy wyciągnął nawet różdżkę i zaczął dźgać powłokę w której byli, chociaż w jego umyśle nie było żadnego sensownego zaklęcia (jak zawsze). Nagle Bedau przywarł do niego, a zaskoczony Merlin spojrzał na niego zastanawiając się co zrobić. - Wszystko będzie dobrze – mruknął w końcu, nie do końca przekonany jak powinien się zachować, bo spychanie go z siebie raczej nie było świetnym pomysłem. Faleroy w sumie w myślach zaczął tworzyć swój testament, za który zabierał się miliony razy, ale nigdy mu nie wyszło. Teraz przeklinał wszystko, że nigdy tego nie zrobił. Zły na siebie, również wyciągnął chude rączki, by objąć Bruna i spokojnie umierać wraz z nim. Przynajmniej miło będzie, faktycznie, dryfować na wieki w tej bańce, ale nie samotnie. Może jak Bedau umrze będzie mógł jeszcze trochę przeżyć, jedząc swojego kumpla? Fujka. Rozważając te niezbyt apetyczne teorie nie zauważył, że ktoś nie tylko wszedł do pokoju, ale też jakimś niesamowitym, magicznym sposobem, zepsuł bańkę, więc Merlin nagle znalazł się na Ślizgonie, po raz kolejny mamrocząc tu pod nosem przekleństwa. - Nie ma kogo? – zapytał się najpierw, dźwigając się z chłopaka, po czym zaczął się otrzepywać dokładnie. Spojrzał podejrzliwie na dziewczynę, która uratowała ich od niechybnej śmierci. - Tak, miło z twojej strony, z pewnością poradzilibyśmy sobie wcześniej, ale Bedau zupełnie ześwirował, o co chodziło? – zapytał zrzucając niesamowicie sprytnie winę na kolegę. Z resztą słusznie, to przecież nie on został uwięziony w bańce, z której nie ma z pewnością powrotu, o ile nie znasz jakiś czarów na najwyższym poziomie.
Dahlia aka Vanessa ze stoickim spokojem przyglądała się tej dwójce ślizonów, gdzie Bruno darł się jakby go obdzierano żywcem ze skóry, a drugi nieznany jej jegomość chyba próbował go uspokoić. Jednakże obejrzała zaledwie mały kawałeczek tej scenki, bowiem potem ona, książę w lśniącej zbroi uratowała ich... zaklęciem, które znali wszyscy. Ale to nic, zapewne po prostu w panice o nim zapomnieli! Chociaż i tak bardziej jej się chciało śmiać niż im współczuć. Zapewne było to spowodowane brakiem empatii i wiedzy na temat tego, co się działo z Francuzem w tej całej pokracznej bańce, która teraz pewnie będzie im wszystkim spędzać sen z powiek. Czy któreś z nich jeszcze odważy się robić bańki mydlane? Przekręciła lekko główkę na bok, pozwalając swoim kasztanowym włosom spaść na ramię i przyglądała się wciąż, tej cudownej i wspaniałej scence, gdzie obydwaj chłopcy spadają na ziemię i są zapewne obolali. No właśnie, kogo niby nie ma? Asekuracyjnie gryfonka aka krukonka rozejrzała się dookoła, prostując się nieznacznie, ale nikogo ani niczego podejrzanego nie dostrzegła. Wzruszyła zatem ramionami i uznała, że może schować różdżkę, co też uczyniła, jak już było wcześniej wspomniane. Sama jednak nie zadała pytania, o cóż takiego chodziło panu Bedau, i w sumie dobrze, bo blondyn ją ubiegł. Chyba miał jakieś geny wili, bo wyglądał zdecydowanie za bardzo atrakcyjnie! I co więcej Slater aka Walker z trudem starała się, aby nie gapić się na niego non stop, a wierzcie mi, to był nie lada wyczyn! Co chwilę starała się przerzucić spojrzenie błękitnych tęczówek to na znanego jej ślizgona, to na ścianę, sufit, okno, wszystko po prostu było teraz takie fascynujące! Och, tak, zapewne - przeszło jej przez myśl, kiedy usłyszała, że chłopcy mieli sobie zaraz poradzić z tą bańką. Jak łatwo się domyślić, nie uwierzyła to w ogóle, co skwitowała jedynie wzruszeniem ramionami. - To przepraszam, że was wypuściłam, zawsze mogę wyczarować nową! - odparła wesolutko-ironicznie, choć oczywiście nie zamierzała tego robić. To byłoby niemiłe w stosunku do Bruna, zdecydowanie! - No, to chyba mnie już nie potrzebujecie? - spytała, tak w ramach grzecznościowych. Może trzeba było Bedau gdzieś zanieść? Ten drugi nie wyglądał na osiłka, bez obrazy! Niby istnieją jeszcze zaklęcia, ale po tym, co widziała, wątpiła w ich umiejętności rzucania czarów...
A czy Merlin nie byłby przerażony, gdyby największa jego fobia chciałaby go zabić? Bruno cholernie bał się koni, zwłaszcza i kopyt, które z niewyobrażalną siłą uderzały w ziemię. Biegły w tym samym rytmie co serce chłopaka. Śmierć, która nadeszła tak nagle, niesamowicie go zaskoczyła. Przecież jeszcze jako wielki pan geniusz nie zostawił żadnego dobytku naukowego po sobie! Pomijając oczywiście kilka eliksirów, ale Bruno na razie dokładnie planował każdy projekt, aby potem zrealizować go z wielkim kopem. Tym czasem wepchnęli go do Pokoju życzeń na pewną śmierć. Czy Bruno nie mógł jeszcze mieć marzeń? Chłopak nawet nie patrzył, co wyprawia jego kumpel. On cały czas się trząsł ze strachu i przerażony patrzył po całym pomieszczeniu. - Oni tu wrócą – rzekł cicho, tuląc do siebie Merlina. Czy nie powinni po prostu wstać i zwiewać stamtąd? Na szczęście przyszedł ratunek. Bruno nie ogarniał, co wyprawia Faleroy z bańką i w jaki sposób chce z niej wyjść. Po prostu miał atak paniki i nic nie było w stanie go ruszyć z tej podłogi. Nawet nie zastanawiał się, że pokazuje innym, jakie ma słabości, że w ogóle to są właśnie uczucia, więc powinien kryć je głęboko w sobie. A tym czasem Bruno tulił się do Falerora jak małe dziecko. - Chcieli mnie zabić! – krzyknął zaraz, jeszcze mocniej ściskając chłopaka. Spojrzał na Dahlie ala Vanessę, nie wiedząc co ma powiedzieć. Przytul mnie? Razem? W trójkę? Wynieście mnie stąd? Zabierzcie? – Najpierw się wszystko dwoiło, troiło, a potem ten dźwięk! – złapał się za głowę, mówiąc zupełnie chaotycznie. Czy Bruno nie powinien zmienić swoich psychotropów na coś mocniejszego? – Zabierzcie mnie stąd – jęknął błagalnie, nie wyobrażając sobie, że mógłby spędzić tu trochę więcej czasu. Zdecydowanie będzie musiał podziękować zarówno Vanessie/Dahli jak i Faleroy, może sprawi im specjalny prezent; magiczną fiolkę, której po prostu nie będą potrafili się oprzeć? Na pewno jak dojdzie do siebie, to napisze do nich listy z super podziękowaniami i propozycjami. Teraz jednak przerażonym wzrokiem patrzył to na jedno to na drugie, modląc się, aby myśleli bardziej racjonalnie od niego.
Pernill z uśmiechem na twarzy kierował się w stronę pokoju życzeń. Mimo faktu, iż Adrien i Tugwood nie zamienili słowa podczas wędrówki to gryfon wiedział, że tego wydarzenia nie zapomni przez bardzo długi czas. Gdy w końcu oboje stanęli przed pustą ścianą, Pernill zamknął oczy wyobrażając sobie swoją ukochaną sypialnię którą niestety zostawił w Londynie. - Gotowe. - rzucił nawet na niego nie patrząc. Po wejściu do pokoju Pernill Tugwood stwierdził, że pokój życzeń po raz kolejny go nie zawiódł.Pomieszczenie wyglądało zupełnie tak jak gryfon tego chciał. Nawet plakaty i zdjęcia były w tym samym miejscu. Zaraz po tym jak oboje weszli do pokoju drzwi jakby wyparowały zostawiając tą dwójkę samych. Tugwood stanął naprzeciwko studenta i powoli zaczął się rozbierać.Pierw pozbył się koszuli, później butów, skarpet, spodni. Nie minęło parę minut a Pernill już był nagi, gotowy. -Tak jak Ci obiecałem, moja różdżka. - zbliżył się do niego oddając mu swój ukochany i niezawodny przedmiot.
To co było najbardziej dziwne to to, że przez całą drogę do pokoju życzeń nie zamienili żadnego słowa, a przecież trochę czasu zajęło im wejście na samą górę, ale wcale mu to nie przeszkadzalo. Co jak co, ale pokój życzeń chyba był najbardziej odpowiedni, przecież tutaj nikt nie wejdzie, nikt niepowołany, skoro nie wie co sobie wyobrazić i kogo to nikt tutaj nie wejdzie. A więc nawet Daina wyobrażając sobie Adriena nie znajdzie go tutaj, bo znajdował się z Pernillem, a w dodatku w jego pokoju. Gdy się tylko znaleźli na samej górzej Adrien nieco odetchnął, bo trochę ta droga była męcząca. Szedł wolnym krokiem za Pernillem, a ten jak zawsze się śpieszył, chociaż nie ma się mu co dziwić, w końcu chciał tego, tak? Chyba najbardziej tego pragnął, tak mu się wydawało, przecież jakby tak nie było olałby go prostym sikiem i tyle by było z ich spotkania. Rozejrzał się po jego pokoju, ale nawet nie zdążył nic powiedzieć, pochwalić go bo ten stał już przed nim nago. Spojrzał na niego trochę z lekkim skrzywieniem. - Hola, hola. Nie powiedziałem, że to zrobimy... Dopiero się zastanawiam. - powiedział do niego i spojrzał na przedmiot podawany mu. To była różdżka tego gryfona. No po co mu ona? Co on zdziała tą różdżką? Krzywdy mu chyba nie zrobi, prawda? - Wiesz, że ja lubię grę wstępną, a więc ubierz się. - mruknął. No tego chyba nie zapomniał, prawda?
Nagi Pernill zamknął oczy i ugryzł się w język aby nie powiedzieć czegoś czego mógłby później żałować. Odwrócił się także na pięcie i zaczął nakładać na siebie ubrania, oczywiście jego szata nie była w takim ładzie jak przedtem, ale miał na sobie wszystko to co uczeń Hogwartu powinien mieć.Niechcianą różdżkę położył na szafce obok zdjęć swoich przyjaciół i ponownie wrócił do Adrien'a. - Nie zapomniałem, myślałem, że po prostu chcesz przejść do głównej atrakcji. - uśmiechnął się nadal przygryzając dolną wargę. -Masz na coś ochotę? Lubie spełniać twoje zachcianki, ale tylko i wyłącznie w pomieszczeniu gdzie jesteśmy we dwoje. -dodał aby nie przyszło mu na myśl proszenie Tugwood'a o odrobienie pracy domowej. Gryfon nie mógł się doczekać, jego serce biło jak dzwoń a oddech stawał się z sekundy na sekundę coraz cięższy.
Szczerze powiedziawszy to chciał go trochę przetrzymać, dlaczego by nie. Zresztą Pernill dobrze wiedział, że ten lubił się droczyć nie tylko z nim, ale też z innymi. Nawet ze swoją siostrą, którą gdzieś ostatnio wcięło i to dość porządnie, bo nawet nie widywał jej w pokoju wspólnym, a tam zawsze spędzali razem wieczory, teraz tak nie ma. Jak ją tylko spotka to będzie musiał jej to wygarnąć. Nie długo Adrien wyprowadzi się ze swojego rodzinnego domu i co wtedy? Wtedy w ogóle nie będą się widzieć, pewnie by chciała, aby zamieszkać ze swoim bratem, rodzice nie mieliby nic przeciwko, jednak on stanowczo by odmawiał. Nie chciałby mieć przy sobie caly czas siostry i błagać ją o to, żeby wyszła z domu gdy ktoś go odwiedzi, bo nie po to zaczyna się mieszkać samemu, żeby ktoś nad Tobą stał i patrzył jakie kroki popełniasz, bo to już ma w domu i od tego właśnie chciałby jak najszybciej uciec. Miał na to pieniądze, jednak nie mógł nic ciekawego znaleźć, a na razie jeszcze nie ma takiej tragedii, aby na gwałt sie wyprowadzać. Spojrzał na gryfona. Ubrał się. I bardzo dobrze. Widać nic się nie zmienił to co Adrien powiedział dla niego to była świętość. Lubił to, dlaczego by nie. Chyba jedynie głupiec by tego nie lubił. - Szczerze powiedziawszy mam ochotę na piwo kremowe. - powiedział. Wcale go nie okłamywał, bo ono przyszło mu na myśl, ale tez powiedział to, aby się z nim podroczyć, a wcale to nie byłby głupi pomysł jakby Pernill na to wpadł przy alkoholu zawsze łatwiej załatwia się sprawy.
Pernill czekał na coś naprawdę pikantnego, ostrego i pełnego żądzy, ale jedynie czego się doczekał to... prośba o piwo kremowe. Po raz kolejny zgryz gryfona się zacisnął pod pływem agresji. -Skąd ja Ci teraz wezmę piwo kremowe? - uniósł brew krzyżując obie ręce na klatce piersiowej. Chłopak go powoli drażnił, ale Tugwood nie należał do tych co się szybko poddawali.Szatyn mógł dusić w sobie uczucia przez spory czas, ale oczywiście później musiał się na kimś wyżyć aby przynieść sobie ulgę. -Wiesz? - uśmiechnął się do niego delikatnie otwierając swoje malinowe wargi. Przejechał po nich koniuszkiem języka. -Zawsze się zastanawiałem czemu lubisz wydawać ludziom rozkazy.Podbudowuje Cię to w pewien sposób? - spytał zbliżając się do niego.Obecnie Pernill stał tak blisko ślizgona, że czuł jego oddech na swojej twarzy.
Niby miał go tym zdenerwować, ale tak na prawdę mógł mu załatwić piwo kremowe. Będzie musiał się niebawem wybrać gdzieś do Hogsmeade, nawet dlatego, że chciał sobie obejrzeć już mieszkanie dla siebie. Chcial ze sobą wziąć Dainę, może ona zamieszkałaby z nim? Zgodziłaby się? Byłby w siódmym niebie, ale czy to dojdzie do skutku to już jedynie zależy od ślizgonki. - No to już chyba nie należy do moich problemów... - powiedział do niego i zasmiał się. Czy Pernill na prawdę nie wziął to za żart? A może mu tak bardzo zależało, że nawet byłby w stanie ściągnąć dla niego to piwo kremowe, a on na pewno by skorzystał z sytuacji, dlaczego nie. Skoro mial tak bardzo ochotę na ten trunek to pewnie i by się napił. Ale co z tym fantem zrobi Pernill to już w jego zasięgu. - Może i podbudowywuje, a może nie... - z nim rozmowa była na prawdę ciężka, a cokolwiek się od niego dowiedzieć to już graniczyło z cudem.
Pernill co jakiś wywracał oczami i wzdychał niczym niezadowolona nastolatka. Z sekundy za sekundę płomień namiętności gasł a gryfon przygryzał swoją dolną wargę aby nie powiedzieć czegoś czego mógłby żałować. - Wiesz... straciłem ochotę. -uśmiechnął się do niego mierząc jego ciało jakby emitowało ostry fetor. Jego wzrok był przesiąknięty niesmakiem i litością. -Jesteś w związku z kimś innym a mimo tego przyszedłeś tu ze mną. Nie powiedziałeś 'nie'. -wyszeptał przybliżając się do niego jeszcze bardziej. Ich usta prawie się stykały. -Ja jestem sam, nie mam nikogo i właśnie teraz straciłem resztki ochoty na zabawę z tobą.Jesteś przystojny, ale twój charakter jest splamiony czarną duszą jaka siedzi w twoim bosko wyrzeźbionym ciele. - dodał nakładając na siebie krawat. Musiał jakoś wyglądać po wyjściu z pokoju aby nikt go o nic nie podejrzewałem. -Teraz role się zamienią. Ty będziesz biegał za mną a wiesz czemu? Bo zrozumiesz, że ja Ciebie najzwyczajniej w świecie nie chcę i nie potrzebuje. Fakt, fajnie byłoby się z tobą powygłupiać, ale za co? Nie oddam swojej dumy za paręnaście minut zabawy.
No i o to chodziło właśnie. Co prawda chłopak go bardzo nakręcił w Wielkiej Sali, ale był zoobowiązany co do Dainy i nie chciał nic z tym robić, naruszać ich dotychczasowych dróg, bo one byly bardzo jasne i przejrzyste. - No co Ty... A ja się już tak nakręciłem... - stracił ochotę? Pewnie jeden ruch ślizgona i chłopak wskoczyłby na niego jak wiewiórka na ostatniego orzecha. Jednak chcial jeszcze trochę poczekać, przecież nikt go nie śpieszył nie? A Pernill pewnie szybko go nie zostawi... - Ja nigdy nie mówię nie. Lubię jazdę na wilkeij karuzeli, a Daina i tak by się o niczym nie dowiedziała. Bo kto by jej powiedział... - spojrzał na niego trochę ostrzegawczo, zreszta jakby chciał coś z tym fantem zrobić już pewnie by jej powiedział, bo nie raz to robili, chociaż jeszcze nie wtedy gdy byli razem, ale Daina pewnie by mu nie uwierzyła, bo niby dlaczego miałaby wierzyć gryfonowi, skoro tak bardzo ich nie lubiła? Adrien też ich nie lubił, ale zdarzały sie wyjatki. Pernill miał farta, że był w stu procentach czarodziejem, bo inaczej nie mieliby o czym rozmawiać. - No już nie przesadzaj. Nic jeszcze nie stracone. - uśmiechnął się do niego kusząco. Być może by to zrobili, ale pewnie ich drogi znowu by się rozeszły na parę tygodni, bo tak było od kiedy ze sobą zerwali. - Widzę, że nareszcie zmądrzałeś misiek. - powiedział do niego i objął go. Czy mogliby jeszcze spróbować? Dlaczego by nie? Przecież nic mu takiego nie groziło, a jeśli Pernill nic by nie powiedział Dainie to wszystko było możliwe.
-Nakręciłeś się? Ja też byłem podniecany parę minut temu, ale jakoś... straciłem ochotę. - wyszczerzył się do niego i wzruszył ramionami pokazując, że zbytnio mu nie zależało. Trochę wyolbrzymiał, gdyby Adrien zaczął go całować gryfon na pewno by go nie odetchnął, ale Tugwood od zawsze lubił koloryzować i ubarwiać. -Daina? To ta twoja nowa zabawka, tak? - udał zamyślonego, ale dokładnie wiedział kim była ślizgonka. Nawet wiedział jak wyglądała, znajomi Pernill'a zaraz po usłyszeniu plotek na temat tej dwójki zaczęli szpiegować dziewczynę. -Nie słyszałem, nie widziałem. Pewnie szara myszka. -wyszeptał zaraz po tym jak Adrien go objął. Tugwood nic nie zrobił, tylko przyłożył dłonie do klatki piersiowej Goldenvild'a. -Ma czystą krew czy gustujesz teraz w szlamach? - spytał wiedząc, że ten komentarz go zaboli.Kiedy usłyszał 'misiek' źrenice gryfona się powiekszyły, buźka delikatnie otworzyła a wyraz twarzy symbolizował wniebowstąpienie. Dzięki jednemu słowu wszystkie wspomnienia Pernill'a wróciła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. -Mi... misiek?
Oj tak. Za czasów Pernilla to on na prawde lubił dramatyzować i tak dalej. Adrien jak jedynie sopjrzał na inną dziewczynę to Pernillowi żyłka wyskakiwała, na szczęście to zostało zakończone. To właśnie w chłopaku mu się najbardziej nie podobało. Nie chciał znowu wracać do tego samego. Pewnie Pernill by mu obiecał, że na pewno taka sytuacja się nie powtórzy, ale nie uwierzyłby w to. Bo nie raz mu to samo obiecywał i na początku jedynie byly znikome spojrzenia, a potem od razu zaczynał się wydzierać. Westchnął jedynie na jego pierwsze stwierdzenie. Oj, Pernill był bardzo trudnym człowiekiem. Zmieniał się bardzo często i nie raz trudno za nim nadążyć, chociaż w tej sytuacji to wcale nie był zdziwiony jego zachowaniem, skoro wcześniej Adrien oficjalnie chciał go wkurzyć. - To nie jest moja zabawka Pernill... Mi na niej na prawdę zależy, to jest kobieta mojego życia. - powiedział do niego, chociaż sam nie był tego pewny. To samo przecież mówił Pernillowi i co? I teraz już nie są razem, więc jego słów się na prawdę nie słucha, a Pernill chyba o tym najlepiej wiedział. - Szlamy nie przeszkadzają mi już, ale Daina jest czystokrwistą czarownicą. - wcale nie patrzył teraz na czystość krwi, ale też nie można ukryć, że były mu obojętne. Spojrzał na niego ze zdziwieniem. Wiedział, że przez to jedno słowo Pernillowi wrócą wszystkie dawne czasy, chciał w nim obudzić trochę tamten czas i przypomnieć mu jak było mu dobrze z Adrienem, bo chyba było, prawda? - Zawsze tak do Ciebie mówiłem. A co mam mówić inaczej? Bo wymyśleniem dla Ciebie przezwiska nie będzie wcale takim trudnym zadaniem. - mruknął, ale w ogóle sie nie uśmiechał, miał normalny wyraz twarzy.
- Nie jest twoją zabawką? A to dziwne, bo to samo mówiłeś o mnie, pamiętasz? - uśmiechnął się nadal mając obie dłonie na jego klatce piersiowej. Co jakiś czas ruszał nimi w górę w dół, ale oczyska miał wlepione w porcelanową twarz ślizgona. -Pamiętasz jak mi mówiłeś, że bardzo mnie kochasz? Że nie wyobrażasz sobie życia beze mnie i, że nie spotkałeś w swoim życiu takiego osobnika jakim jestem ja?- spytał wiedząc, że Adrien na pewno to pamiętał, ale nie chętnie chciał do tego wracać. - Wiem, że jest czystej krwi. Znajomi mi powiedzieli. - wyszeptał oblizując obie wargi. Nie minęła chwila a Pernill niespodziewanie zatopił się w malinowych wargach ślizgona.Zaczął delitkanie a później dotknął jego języka swoim. Odlepił się. - Przezwisko dla mnie? Jakie? Ideał? - puścił mu oczko błądząc dłońmi po jego silnych ramionach.
Może i mówił to samo, ale z Dainą wiązał na prawdę dalekie plany i miał nadzieję, że one jak najbardziej będą mialy rację bytu. Nie chciał jej w żaden sposób zranić, dlatego Pernill trochę mu w tym przeszkadzał, bo Adriena trochę do niego ciągnęło mimo iż mówił co innego to nie znaczy, że to samo czul. Chciałby mieć z nim dobre kontakty, on pewnie również nie miałby nic przeciwko, dlatego był mu za to wdzięczny, ale Pernill dobrze o tym wiedział, że Adrien jest przede wszystkim nie wierny i potrafił zaleźć za skórę, a więc wcale nie powinno go to dziwić. - Pamiętam. Ale chce się ustatkować, a myślę, że Daina jest najlepszym punktem zaczepienia. - powiedział. Daina to nie to co inne laski, ona go bardzo pociągała i bardzo mu się podobała. Nie musiał z nią spać, żeby wiedzieć, że jest dla niego stworzona, miał nadzieję, że ona myśli tak samo. - Mówiłem, ale Pernill z Tobą było całkiem co innego. Byłem jeszcze smarkaczem... Nie wiedziałem do końca czego chce od życia. - mruknął i po chwili poczuł jego usta na swoich. Nie można powiedzieć, bo Adrien odwzajemnił ten pocałunek, a nawet przymknął oczy, bo wspomnienia wróciły, a były tylko i wyłącznie dobre. - Ideał? Nie masz czasami za dużego mniemania o sobie? - zapytał unosząc brwi. Co prawda był dobrym partnerem, ale czy idealnym? Miał swoje wady, ale też i zalety jak każdy człowiek.
- Najlepszym punktem zaczepienia? Adrien, nie za dużo nadziei w nią pokładasz? Mówisz o niej w samych superlatywach a nikt nie jest człowiekiem idealnym... oprócz mnie. -uśmiechnął się do niego delikatnie przygryzając dolną wargę. Teraz dłonie zaczęły błądzić w okolicy podbrzusza i kroku. Tugwood udawał niewiniątko, więc zaczął gadać o rzeczach zwyczajnych, ale jego dłonie nie były tak niewinne jak on sam. -Nie byłeś smarkaczem tylko byłeś sobą.Pod koniec naszego związku dokładnie wiedziałem, że mnie zdradzałeś a mimo tego nadal chciałem z tobą być. -powiedział zbliżając się do jego twarzy. Pernill chciał ponownie poczuć smak jest pełnych, mokrych warg. - A ona? Myślisz, że zaakceptowałaby twoją prawdziwą twarz? - stało się. Oboje połączyli się w mokrym pocałunku. Był ostry i nie okiełznany zupełnie jak ich 'związek'. -Pamiętasz ile razy rozpaliłem twoje zmysły? - wyszeptał mu do ucha dotykając ustami jego szyi. -Ile razy robiliśmy rzeczy o których innym się nie śniło?
Dobrze, jak dobrze. Tak sobie, ale dobrze. Na pewno ktoś, kto byłby w tym pomieszczeniu obecny uznałby ten wątek za bardzo ciekawy do podesłania obserwatorowi. W końcu Obserwator jako wyrocznia wspaniałości i skromności w jednym ciele, na pewno doceniłby obrazy z Pokoju Życzeń. Nagie ciała i dziwna gra wstępna, która kończy się na wyliczaniu kochanków... Ale czasem nawet powierzchowne życzenie nie wydaje się być zbyt mocne, aby dopełnić radość wielkiej... Która uratuje skołatane serce. I nieważne było co teraz czują chłopcy. Wszystko się rozwiąże za jednym zamachem, kiedy będą tego chcieli. Na razie, jednak nie tylko chłopcy wydawali się rozochoceni. Zaczarowane poduszki pragnące bliskości ludzkich ciał zaczęły podrywać się ze wszystkich kątów w tym pokoju, aby napierać na chłopaków. Najwidoczniej poduszeczki mają dobrego cela i mocną siłę przyłożenia. No trudno... Chyba na to nie ma zaklęcia? Powodzenia.
Może i Pernill miał rację, ale jak na razie nie chciał tego związku psuć. On mu sie bardzo podobał, znaczy się ten związek i jeśli nic się nie zmieni chłopak będzie z nią na dobre i na złe. Pernill nie powinien mu w tym przeszkadzać, bo nie wiązał z nim żadnych większych planów. Może gdyby teraz z nim był pewnie by to inaczej wyglądało, bo Adrien trochę nabrał rozumu, a wtedy jeszcze nie wiedzial sam czego chce. Chociaż nadal jest pewny swojej orientacji, z pewnością nie jest heteroseksualny, a biseksualna, podobają mu się i chłopcy i dziewczyny, chociaż z przewagą na dziewczęta. Ale Pernill był wielkim wyjątkiem. - Pernill nie chce być nie miły, ale nie jesteś osobą idealną. Nikt nie jest, nawet ja. - powiedział do niego i uśmiechnął się lekko. Adrien wiedział sam co powinien zmienić, ale nikt tego nie chciał u niego zmieniać dlatego on też nie myślał o zmianie. - Daina jest dziewczyną, która już mi sie podobała będąc z Tobą, więc nie jest dziewczyną na jeden dzień. - mruknął. Czuł jego dłonie, ale nie był na nie jakoś zwyczajnie uczulony, dlatego wcale mu to nie przeszkadzało. Spojrzał jedynie na nie przelotnie i znowu przeniósł wzrok na chłopaka z Gryffindoru. Adrien jedynie wzruszył ramionami na jego drugie stwierdzenie. - Prawdziwą twarz? A co masz na myśli? - zapytał. O co mu chodziło? O to, że jest bi? To ona o tym doskonale wiedziała. Przy tym pocałunku Adrien wcale nie wkładał swojej pracy. - Pernill... Nie wracajmy do tego. - mruknął. Nie chciał zniszczyć swojego związku, a Pernill mógłby mu w tym jak najbardziej przeszkodzić. Nagle poczuł jak poduszki ze wszystkim stron zaczęły na nich napawać. Tak jakby chciały ich do siebie przyciągnąć czy coś w tym stylu. Kompletnie nie wiedział co sie dzieje dlatego nawet sie trochę zdenerwował. - Cholera co jest?! - warknął sam do siebie, ale spojrzał na Pernilla w końcu to jego pokój to on wymyślał to miejsce więc może to jest jego sprawka.
- Wiem, że nie jestem. Oczywiście żartowałem. - dodał, ale w sumie skąd Adrien miał wiedzieć? Tugwood nigdy się nie przechwalał, ale to, że miał spore mniemanie o sobie to wiedział każdy z uczniów Hogwartu.Pernill nie przestawał, jego dłonie stawały się coraz śmielsze, ale zarazem delikatniejsze. Chłopak starał się nie wywoływać gwałtownych ruchów. -Przestaniemy w końcu o niej gadać? Zaczynam jej już nie lubić. -odburknął kręcąc głową. Tylko Daina i Daina. Czyżby ta laska rzuciła na niego jakiś urok lub dalała mu jakiegoś wywaru czy eliksiru? Mówił tylko i wyłącznie o niej. - Teraz nie ma Dainy, tylko jestem ty i ja... powiedziałbym 'my' ,ale nie ma żadnych nas. - zaznaczył nadal zatapiając się w jego oczach. -Nie chcesz do tego wracać? - wybauszył oczy jakby wybudził się z wieloletniego transu. -Czemu? Nie chcesz pamiętać jak mruczałem Ci do ucha? Nie chcesz pamiętać jak pierwszy raz się bzyknęliśmy w sowiarni? Nie chcesz pamiętać jak zarwaliśmy łóżko? - uśmiechnął się chcąc poznać jego reakcję. Czuł, że Adrien powoli przechodził na jego stronę. Tugwood zatopił swoją prawą dłoń w spodniach studentka slytherin'u, ale niestety ich zabawa została zbyt szybko przerwana. Chmara poduszek rzuciła się na nich , zupełnie jakby ktoś rzucił na nie jakiś czar. -Co tu się dzieje? - warknął nie mogąc stanąć w spokoju. Poduszki rzucały nim na wszystkie strony. -Zrób coś! Moja różdżka jest obok łóżka, nie dosięgnę. - dodał w stronę Aiden'a.
O tak. Pernill miał bardzo wysoką samoocenę, ale w tym są do siebie podobni. Adrien również uważa sam siebie za idealnego chłopaka, chociaż tak na prawdę nim nie był. Pewnie dlatego kiedyś tam spiknęli się ze sobą i coś ze sobą kręcili, ale na pewno to nie zależało tylko od tego. Po prostu podobali się sobie, a Adrien również chciał spróbować jak to jest bycie z chłopakiem i akurat trafiło na niego, szkoda. Bo szczerze powiedziawszy lepiej jakby gryfon na niego nie wpadł, bo z innym pewnie byłby do tej pory, a z Adrienem związek dość szybko się zakończył, chociaż parę miesięcy to nie jest też tak krótko. Ciekawe co by powiedzieli jego rodzice, a zwłaszcza jego ojciec. Pewnie by się na niego strasznie wkurzył i powtarzałby, że tak Cię nie wychowałem synu, ale kto wie jaki i on był. Może i Pernill miał rację, Adrien nie powinien cały czas w kółko powtarzać o ślizgonce, ale tak jakoś wyszło. Adrienowi na niej zależało, ale tak na prawdę trudno się jeszcze na ten temat wypowiadać, bo kto wie czy Adrienowi to nie przejdzie, chociaż nie wydawało mu się. Kiwnął jedynie głową, że o niej już nie będą rozmawiać, ale kto wie czy ślizgon jeszcze nie zejdzie na jej temat. - Owszem, Pernill to były nawet miłe wspomnienia, ale nie lubie wracać do tego co było. To już minęło... - powiedział do niego całkiem szczerze. Po co rozdrapywać stare rany skoro są nowe? - Nie mówię, że nie było fajnie, bo było. - mruknął jedynie tyle. Nawet czasami wracał do tego myślami, ale szybko przestawał o tym myśleć. Bo im bardziej się zagłębiał w tych wszystkich wspomnieniach tym bardziej miał ochotę do tego wrócić, ale nie teraz, nie w tej chwili. - Zrób coś, ale co? Nie znam żadnego zaklęcia. - powiedział do niego.
-Jesteś studentem do jasnej cholery, nie możesz niczego zrobić? Gdzie masz swoją różdżkę? -wrzasnął będąc coraz bardziej poddenerwowanym.Nie mógł z nim w spokoju porozmawiać, bo nawet Hogwart był przeciwko nim.Głupie zaczarowane poduszki. -Dosyć mam tego wszystkiego. -syknął przez zęby i ruszył na ślepo w stronę łóżku. Jakimś cudem gdy Tugwood się wydostał zrozumiał, że poduszki za nim nie poleciały dlatego też zwinnym ruchem chwycił za różdżkę. -Finite. - krzyknął celując w przedmioty które w mgnieniu oka opadły na podłogę. Tugwood pokręcił głową. - Na czym skończyliśmy? - spytał już uśmiechnięty.Mimika twarz gryfona od zawsze była zmienna jak pogoda. W ułamku sekundy Pernill potrafił ze smutnego zamienić się w uśmiechniętego a później złego. -Aha... - podszedł bliżej i stanął tam gdzie wcześniej. Z brwią lekko uniesioną ku górze Tugwood włożył jedną ze swoich dłoni w spodnie Adrien'a.
Może i był studentem, ale co związku z tym? Wcale nie musiał znać wszystkich zaklęć, aby wiedzieć co w trawie piszczy. W zaklęciach nie był zawsze dobry, owszem w pierwszych klasach lubił czarować, ale teraz jego różdżka jest bardzo rzadko używana. Ma ją zawsze przy sobie, bo nie wiadomo co się takiego może stać, a jednak dla czarodzieja to jest jedyna osłona. Jednak jeszcze mu się nie zdarzyło, aby użyć jej w celach obronnych. Zauważył, że Pernill się trochę wkurzył, ale tym się w ogóle nie przejmował, bo wiedział, że za neidługo mu to przejdzie jak zawsze. Był zmienny jak pogoda i w tym się różnił z Adrienem, bo Adrien jak wstanie lewą nogą to bez kija nie podchodź przez cały dzień i nikt, ani nic nie jest w stanie naprawić jego humoru, chociaż bardzo rzadko wstaje lewą nogą. Zresztą po nim to bardzo trudno określić czy jest w dobrym humorze czy też nie. Patrzył cały czas na jego twarz. Poczuł jego dłoń na swoim przyrodzeniu, ale wcale nie protestował, ani nie robił nic w tym kierunku, aby go od tego zamiaru uwieść. W końcu trochę się namęczył, żeby wtargnąć na to ostatnie piętro, więc na marne tutaj by nie przychodził. - Co robisz? - zapytał. Coś powiedzieć musiał, a był ciekawy jego reakcji czy przestanie i go to wkurzy czy też całkiem odwrotnie, bo po nim mógł sie już wszystkiego spodziewać jak to po Pernillu.
- Co robię? Bawię się. -Pernill uśmiechnął się bardziej do siebie.Cieszył się, że Adrien jeszcze tutaj był i nie wybiegł tylko po to aby spotkać się ze swoją dziewczyną. Najwidoczniej Pernill jeszcze swoim uroku nie stracił. Tugwood niespodziewanie uklęknął i zabrał się za rozpinanie spodni ślizgona. Co jakiś patrzył na jego twarz aby dowiedzieć się chodź troszkę o tym o czym myślał. Chciał się dowiedzieć czy Adrien będzie gotowy na tego typu 'krok' czy raczej pobiegnie z powrotem do wielkiej sali na jednej nóżce. -Tego typu zabawy lubiłeś najbardziej. -wyszeptał ściągając jego spodnie do kostek. Przed twarzą miał białe bokserki ślizgona w których ukrywała się wspaniała i smakowita nagroda.
Bawi się. Owszem, Adrien uwielbiał tego typu zabawy i Pernill o tym doskonale wiedział, ale tutaj, teraz? Teraz kiedy ma dziewczynę mial się zabawiać z innym chłopakiem? Tym bardziej, że ze swoim byłym. Przerażała go ta myśl, a zarazem zaczynała mu się bardzo podobać. Przecież nic takiego się nie stanie, prawda? Każdy raz nie dwa idzie na bok, Daina pewnie byłaby zadowolona z tego faktu, że zrobił to z chłopakiem, a nie z inną dziewczyną, chyba dla dziewczyny jest gorsze jak jej chłopak zdradzi ją z inną kobietą niżeli z chłopakiem, a to że z chłopakiem wcale ją nie powinno dziwić, bo dobrze wiedziala jakiej jest orientacji. - Owszem, ale nie wiem czy jest to odpowiednia chwila. - powiedział do niego, ale skoro nie chciałby już dawno zabrałby go z okolic swojego krocza, tak? Stał tak spoglądając w dół na niego. Jednak po chwili na jego ustach pojawił sie uśmiech i wcale nie miał zamiaru protestować.
-Adrien, na tego typu zabawy zawsze jest pora. -uśmiechnął się do niego z dołu. Nadal klęczał na kolanach i raczej nie zamierzał wstawać przez 'grube' paręnaście minut.Zaraz po tym jak na twarzy ślizgona pojawił się uśmiech, Pernill chwycił za bieliznę Adrien'a i zwinnym ruchem pociągnął ją w dół. Tuż przed twarzą chłopaka znajdowała się stojąca męskość,Goldenvild'a. Tę cześć ciała w chłopaku Tugwood kochał najbardziej, więc wyobraźcie sobie jaki szeroki był jego uśmiech gdy miał 'ją' tuż przed swoją twarzą. Gryfon chciał coś od siebie dodać, ale później zrozumiał, że nie było takiej potrzeby. Jeszcze Adrien by się rozmyślił czy coś palnął o swojej dziewczynie. Kto wiedział. Po oblizaniu warg Pernill Tugwood umieścił męskość chłopaka w swoich ustach i zacisnął wargi najbardziej jak się tylko dało.Zaczął także ruszać głową w przód i w tył narzucając przy okazji dość szybkie tempo. Członek Adrien'a rósł jeszcze bardziej, a do tego był 'umazany' od śliny gryfona.Wspaniale to wyglądało. Pernill nie przestawał, głową ruszał coraz szybciej. Tylko od czasu do czasu wyjmował 'go' z ust aby wziąć głęboki oddech i pobawić się członkiem Adrien'a dłonią.