Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Piotr tego dnia spacerował po wiszącym moście i oglądał zdobyty kilka dni temu "Niebiański pierścień", zastanawiał się przy tym co porabia Diana, od kilku dni jej nie widział, jego pierścień rodowy, zwany też ognistym, nie wiadomo, czemu zaczął się żarzyć na czerwono. Była noc, Piotr zaczął się gorączkowo rozglądać i szukać wrogów, ale nic nie znalazł, nagle z lasu dobiegł go dziki ryk, kilku centaurów. Piotr był już poza terenem, na którym nie działała teleportacja, więc zakręcił się w kółko i pierwsza myśl jaka mu przyszła do głowy to polana w centrum lasu na, której leżał smok. Już po chwili Piotr znajdował się obok smoka i dwóch centaurów, rozpoznał w nich Krinza i Minuza, podbiegł do nich. Piotr zatrzymał się w połowie drogi, no tak ale on jest głupi, przecież napastnik, ciągle jest w pobliżu, Piotr biegł dalej w stronę Centaurów, ale wyciągnął z kieszeni pelerynę niewidkę i zarzucił ją na siebie, po czym zawrócił, aby napastnik pomyślał, że dalej biegnie w stronę centaurów, w rzeczywistości biegł teraz w przeciwnym kierunku. Minuz i Krinzo zaczęli wypatrywać wroga. Pierścień Piotra miał pewną ciekawą właściwość, kiedy się zbliżał do wroga, bardziej się żarzył, Piotr schowany pod peleryną niewidką w krzakach, skierował pierścień, w kilka kierunków, w końcu Pierścień się jaśniej zaświecił. Piotr już wiedział gdzie jest napastnik, wyciągnął różdżkę i szepną: -"Imperio!" Poczekał aż zaklęcie poszybuje w stronę przeciwnika i szybko pod peleryną, uciekł w kolejne krzaki bojąc się, że dostanie z pocisku, a centaury dziko rycząc czekały dalej przed smokiem, na wypadek, jakby trzeba było znowu rzucić się na ratunek smokowi. Smok właśnie obudził się staną na czterech łapach i zaryczał, pocisk wymierzony w jego szyję nie przebił jej. Ze strony obozowiska, właśnie pędziło stado centaurów, Piotr zaś namierzył przeciwnika, poprzez pierścień i kazał mu się ujawnić, sprawdzając w ten sposób, czy przeciwnik uległ zaklęciu imperio. Piotr żałował teraz, że nie ma z nim Diany, tylko ona potrafiła uspokoić smoka, a teraz w centrum lasu szykowało się istne piekło, Smok, Zabójca, Centaury, no i Piotr pośrodku tego rozgardiaszu.
No, no, uroczo, smok nie zdechł i zaczynał się budzić, a na dodatek teleportujący się czarodziej i dwa centaury wyskoczyły z okolicznych chaszczy. Musiały siedzieć tam ukryte już od dłuższego czasu a teraz... przemyślenia przerwał mi nagły fakt zniknięcia chłopaka. Musiał być jakoś związany z kopytnymi bo nie rzuciły się na niego. Czyżby człowiek ministerstwa odpowiedzialny za chodowlę smoków? A może czarodziej ekscentryk hodujący go dla samego dreszczyku emocji? Wyglądał młodo więc obie opcje odpadały, musiał być uczniem lub studentem. niepokojące jednak było jego nagłe zniknięcie. Lekko podekscytowany przygotowałem się na atak, wiedząc że coś się święci położyłem się niżej na konarze i ułożyłem karabin do ponownego strzału... Blask rzuconego czaru przeciął powietrze uderzając z lekkim hukiem jakiś metr od mojej głowy. Przeciwnik musiał znać miejsce mojego położenia, lecz albo nie umiał strzelać albo nie wiedział dokładnie gdzie jestem. Przełożyłem szybko broń na plecy szykując się na okazję do zmiany pozycji ciesząc się że dzieciak nie kontynuował ostrzału dalej. Z dzikim uśmiechem poczekałem aż smok obudzi się w pełni, by rycząc z bólu i furii stanąć w pozycji bojowej na tylnych łapach, to wraz z hukiem nadciągania stada centaurów wystarczyło by posłużyć mi za zasłonę dźwiękową. Z cichym trzaskiem teleportowałem się nad drzewo po przeciwnej stronie polany, opadając bezszelestnie w swobodnym spadku, łapiąc rękami upatrzony konar i podciągając się na niego. Manewr nie był perfekcyjny lecz dwa czteronogi patrzyły w stronę w którą trafił młodzieniec a nowe dopiero nadciągały. Miałem więc czas by ukryć się w koronie drzewa i rzucić czar Protego Totalum chroniący przed odnalezieniem mojej kryjówki. Szczerze zakładałem że ukryty pod osłoną niewidzialności wróg nie zdoła mnie już teraz namierzyć z taką łatwością żadnym dziwnym urokiem czy czarem a jego wzrok jak i spojrzenia innych istot będą omijać moją kryjówkę. Rozgardiasz narastał, poczekałem aż stado centaurów wpadnie na pole i oddałem kolejny cichy strzał. Tłumik i zaklęcie ciszy wytłumiło odgłos oraz ogień wylotowy. Z lekkim szumem posłałem niewidzialną kulę wprost w podbrzusze bestii. Naturalnie wiedziałem że tak mały kaliber nie zabije gada tej wielkości od razu, wywoła jednak potworny ból u smoka który jeśli dobrze znam ich mentalność żuci się na wszystko co jest w pobliżu czyli czteronogich. Z uśmiechem zadowolenia widziałem już oczami wyobraźni bitwę. Smok zionący ogniem i palący centaury i one same szyjące z łuku do gada. Chłopak kimkolwiek był znał i centaury i smoka, sądząc po tym jakiego czaru użył znał się nieźle na czarnej magii więc pewnie to on hodował nielegalnie gada jednak... Użycie przy kopytnych niewybaczalnego? Te stworzenia już raczej nigdy nie zaakceptują już go u siebie. Zbyt wiele zginęło w bitwie ze śmierciorzercami w czasie oblężenia szkoły by pozwoliły mu pałętać się po lesie, wiedząc że używa mrocznej sztuki. Być może były jakieś wyjątki od tego ale skąd mam to wiedzieć? ,,Biedny chłopcze chciałeś bronić przyjaciół a zrobiłeś sobie najpewniej wrogów. Teraz smok pozabija większość centaurów a niedobitki będą ścigać ciebie. Proste zwierzęta nie rozumieją mojej broni i jej działania jestem więc raczej bezpieczny"... Uśmiechnąwszy się do swych myśli przeładowałem cicho broń czekając na rozwój wydarzeń
Zjawiłem się na polanie, poinformowany przez alarm. Zaraz zobaczymy co i jak Cave Inimicum. Rozwścieczony ranny smok co on robi tak blisko zamku, stado centaurów, jakiś dzieciak, i jeszcze do tego jakiś komando na drzewie myślący że się ukrył, a świeci od niego tarczą na kilometr. Dobra czas zająć się robotą za którą mi płacą. Co tu zrobić z Smokiem myśl Aleksander jest Napój Medei, jedyny specyfik który może uśpić i uspokoić rozwścieczonego smoka jeszcze się nie wybudził to dobrze najpierw smok potem reszta. Powiedziałem szybko Lughowi by się przygotował a sam wezwałem Berth by mi natychmiast przyniosła miksturę z leża, zjawiła się to sekundzie z butelkę mikstury, cieszyłem się że mam chopla na punkcie starych receptur, choć tu bardziej starożytnych. Lugh porwał natychmiast Miksturę i wzleciał nad smokiem, by po chwili zapikować w kierunku głowy, by wzbić się na sekundę przed zderzeniem wylewając zawartość na łeb bestii, mikstura zadziałała pomału usypiając i oszałamiając smoka, aż ten padł oszołomiony na ziemię. Teraz czas uspokoić sytację ale najpierw komando, w jego kierunku ruszyły zaklęcia Bubbleforce zamykając go w bańce antymagicznej uniemożliwiającej rzucanie zaklęć i aportownanie się i Expelliarmus rozbrajając delikwenta. Spojrzał w kierunku centrum, czas ratować dzieciaka, Lugh leciał w jego kierunku dopadając go w swe pazury i unosząc w powietrze tak szybko jak mógł, teraz trzeba uspokoić Centaury to najtrudniejsze,ale najpierw posłał Berth po Morpheusa. Wyszedłem spokojnie w ich kierunku, modląc się bym nie skończył jak jeż.: - Szacowni, Wstrzymajcie się z wymierzaniem kar, Ci osobnicy należą do ludzi i przez ludzi zostaną ukarani, Wasze Rady w tej sprawie zostaną uwzględnione a wręcz będą miały znaczący wpływ na tą decyzje, lecz wybaczcie mi moje wtargnięcie na waszą ziemię, Jestem Aleksander Brenden Profesor Obrony nad czarną magią i Eliksirów, opiekun Revenclawu, i jako taki błagam was za wybaczenie wtargnięcia przez moją osobę i tych dwojga- wskazałem w kierunku bąbla który właśnie wraz z zawartością został do mnie ściągnięty i znajdował się obok, centaury nie spuszczały zarówno mnie jak i bąbla, po chwili Chłopiec wylądował opodal natychmiast otoczony przeze mnie Bubbleforce, dostarczony przez feniksa, który teraz wylądował na moim ramieniu.- Czy jesteście gotowi wziąć to pod rozwagę- spojrzał w kierunku opuszczanych łuków, ze mnie- Czy mogę opuścić waszą ziemię z tym jeńcami, a w późniejszym czasie przysłać tu czarodziei by odtransportowali smoka w bezpieczne miejsce- dojrzałem skinienie głową,
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Nie 6 Lis 2011 - 17:44, w całości zmieniany 1 raz
Gdy padło pierwsze zaklęcie zakląłem szpetnie i natychmiast odwróciłem się w kierunku z którego padło, widząc następny czar mknący w moim kierunku. sięgnąłem dłonią w obrębie bańki blokując go rękawicą nasyconą zaklęciem tarczy którą kupiłem rok temu. Silny czar szarpną nią lecz wytrzymała rozgrzewając się jedynie nieco. W tym momencie poczułem jedynie szarpnięcie i poczułem jak bańka zaczyna lewitować w stronę nieznanego czarownika gdy ten rozpoczął już pacyfikację sytuacji poniżej. Wciąż uzbrojony dzięki zablokowaniu Expelliarmusa mogąc poruszać się wewnątrz bąbla założyłem na plecy karabin i sięgnąłem po dwa przedmioty. Mój nóż i Granat szturmowy który naszykowałem na wszelki wypadek, gdyby smok jednak jakoś mnie zwietrzył i trzeba by użyć większego kalibru. Jego zadaniem było spowodować ogromny wybuch jednak na stosunkowo małym skumulowanym terenie przebijając ściany czy niszcząc pojazdy pancerne przy zarazem minimalnej ilości odłamków lecz ogromnym huku. Nie śpiesznym ruchem wydobyłem zawleczkę gotując się do rzutu i czekałem. ,,Mój Nóż" jak pieszczotliwie nazywałem mój ulubiony sztylet zrabowany z ciała jednej z moich pierwszych ofiar, posiadał cudowną właściwość. Stary bogaty goblin do którego należał zlecił wykonanie go tak by omijał zaklęcia ochronne czarodziejów przebijając je lub rozcinając jak papier. Dzięki temu używany w czasach powstań goblińskich dawał im broń zdolną ranić czarodziei. Ciąłem Bańkę lecz ku mojemu zdziwieniu broń która naturalnie omijała i niszczyła czary odbiła się tym razem nie naruszając powierzchni bańki. -Uwolnij mnie bo wysadzę ciebie i tą cholerną polanę siebie i wszystkich wokół ... Odezwałem się gardłowo po rosyjsku chowając nóż i sięgając po patyk poklepując przy tym pokaźnych rozmiarów chlebak z granatami
Ostatnio zmieniony przez Nataniel Kruk dnia Nie 6 Lis 2011 - 16:43, w całości zmieniany 2 razy
Kiedy Lugh zbliżał się do Piotra, ten ostrzeżony odpowiednio wcześniej przez pierścień wystrzelił w kierunku feniksa masę zaklęć tnących, Aleksander Brendan myślał, że feniks przyniósł w szponach Piotra, lecz ten tylko unikając cięć podleciał z powrotem do swojego kompana. Piotr miał tylko jedno rozwiązanie ściągnął pelerynę i wbiegł za centaury, i wykrzyknął wskazując Aleksandra: -"Jestem Piotr, kuzyn Diany , a ten człowiek postrzelił smoka i pojmał w magiczną bańkę tego niewinnego człowieka." Mimo iż Berius, wysłuchał tłumaczeń, Aleksandra, to kiedy Krinzo i Minuz usłyszeli słowo Diana rzucili się pędem na Aleksandra, a za nimi pognała reszta stada, nawet Berius biegł w stronę napastnika, z początku chciał uspokoić swoje stado, ale teraz zrozumiał, że to niemożliwe. Piotr sam nie wiedział czemu tak postąpił, zdawało mu się, ze nieznajomy wzywał pomocy, teraz mógł tylko stać i czekać, jak potoczą się dalej wydarzenia.
Byłem spokojny, i okazywałem im szacunek a te po wypowiedzi smarkacza się na mnie rzucają. Wystrzeliłem bańkę z Dzieciakiem wysoko w niebo niech wie że mocno oberwie jak nie będę zdolny go zdjąć. Poznałem kuzyna po głosie z drugiej Bańki, Co mam teraz zrobić Centaury mnie atakują. Spokój i opanowanie.- Widzę Cię z wszystkimi zabawkami w gabinecie i to po tej zabawie, jak nie wpadniesz sam Cię dorwę a nie będę miły-rzuciłem po rosyjsku w stronę Kuzyna, jednocześnie korzystając z finite zdejmując z Kuzyna bańkę. Chwilę potem z mojej różdżki w kierunku Centaurów sunęła fala Impedimento spowalniając potężnie uderzone centaury- Firersneak - Wokół Aleksandra ukazał się Gigantyczny ognisty wąż który zasłaniał go w swych splotach przed strzałami i centaurami z wszystkich stron a swoim sykiem z góry ostrzegając przed atakiem.
Opadałem szybko w stronę ziemi z błyskiem więcej rozbawienia niż złości teleportowałem się w locie na skraj polany. Wzdychnąłem przy okazji nad Aleksandrem i jego osobą. Czy on choć raz nie może zachować się tak by mnie nie obrazić? Teoretycznie jeśli o czystość krwi chodzi był mi równy i nie widziałem powodu by uznać go za lepszego od siebie. Mimo to on widocznie miał inne zdanie na ten temat. Cisnąłem uzbrojony granat nad głowy pozostałych po czarach Aleksandra Centaurach i otoczyłem go tarczą protego przed ich pociskami, bo sam oczywiście nie pomyślał o takich szczegółach. Następnie skierowałem patyk na bańkę chłopaka uwalniając go z niej. Miałem nadzieję że będzie miał tyle rozumu że ucieknie i nie będzie z nim aż tyle problemu...
Rzucając ostatnie spojrzenie na pole bitwy przeniosłem się z dala od niej gdzieś w lasy Anglii planując już jak ukryć i zniszczyć broń.oraz ukryć sztylet...
Piotr nagle zaczął spadać na dół im bliżej był ziemi, tym bardziej jego pierścień się żarzył i nie wiadomo czy chęć życia, czy ból związany z pierścieniem, spowodował, że Piotr zdołała się teleportować w locie. Robił to dopiero trzeci raz w życiu, ale udało mu się, już po chwili stał na ziemi, a w następnej chwili, już znajdował się w jakiś górach, wszystko działo się tak szybko. Piotr stał teraz na szlaku górskim i opierając się o drzewo dyszał, sam nie wiedział gdzie jest, nagle zdał sobie sprawę, ze zna to miejsce, są to lasy niedaleko jego domu rodzinnego. Jeszcze później zdał sobie sprawę, jak zła będzie Diana, to przez niego smok został wykryty, a on zostawił Centaury i smoka na pastwę Aleksandra. nie pozostało mu nic innego jak przyjść do domu rodzinnego i wyjawić co się ostatnio zdarzyło.
Westchnął z wnętrza splotów widząc dwóch uciekinierów, no coż zostało mi tylko dorwać ich, ewentualnie posłać po nich. Spokojnym głosem z wnętrza splotów zwrócił się do Przywódcy Centaurów:- Przyszedłem do was w spokoju, okazałem wam szacunek i nic przed wami nie ukryłem. Wy jednak zaatakowaliście mnie zmusiliście mnie do wypuszczenia podejrzanych, czyż nie wyjawiłem wam kim jestem. Jesteście Centaurami dumnymi wojownikami uważacie się za światłych lepszymi od ludzi, a zhańbiliście się takim działaniem. Nie pozostaje mi nic innego jak przekazać tą sprawę w ręce ministerstwa, a wiecie czym się to skończy, dla was i dla smoka. Obyście uczyli się na błędach szczególnie takich, jak poddawaniu się gniewowi i dumie żegnam i żałuję że będę zmuszony zrobić to do czego mnie zmuszacie-Aportował się na błonia zamku.
Piotr pojawił się w centrum zakazanego lasu, jakieś pół godziny po całym zdarzeniu, tak jak myślał smok ciągle tu leżał, a Centaurów , Nataniela i Aleksandra już tu nie było. Obok Piotra stał ubrany w szarą szatę, jego 22 letni wujek i uśmiechał się na widok smoka, po chwili wpatrywania się w ogromne cielsko odezwał się grubym głosem: -"No, no duża sztuka, ale chyba nie będzie problemu." Wujek Piotra wyją z kieszeni zawiniątko, rozwinął je w środku znajdowała się szklana kula, Richard, bo tak właśnie nazywał się wujek chłopaka, rzucił nią w smoka, ten nagle znikną, a kula pozostała na środku lasu. Piotr przyglądał się temu z niedowierzaniem i w końcu powiedział: -"Łał ale ten świstoklik musi być potężny!" -"To mój najnowszy wynalazek, gdybyś wpadał częściej do rodziny, to byś zobaczył ich więcej." -"Wiesz, że nie mam czasu." -"No tak te wieczne wymówki, a co teraz tak w ogóle zamierzasz?" -"Oddać się w ręce nauczycieli." -"Tak po prostu?" -"Tak smok jest już bezpieczny, więc mogę z godnością przyjąć na siebie karę." -"Nigdy cię nie zrozumiem ja zawszę uciekam." Richard zawiną kulę z powrotem w materiał, uśmiechnął się do Piotra i podrzucił mu małą torbę mówiąc: -"Jest na niej zaklęcie zmniejszająco - zwiększające, w środku znajdziesz klatkę, dla Feniksa jako przeprosiny, przecież omal go nie zabiłeś, a oprócz klatki jest tam też taka rękawiczka, która teleportuje wszystko czego dotkniesz, łącznie z ludźmi w ułamek sekundy, w jakie chcesz miejsce, tylko trzeba znać hasło, a brzmi ono tak: 'hiper'. Część Piotrze nie dziękuj, a ja już zmykam bo mnie jeszcze ci z ministerstwa dorwą i poślą do Azkabanu." Zanim Piotr zdążył podziękować Richard wystawił prawą rękę, aby pokazać chłopakowi, że ma taką samą rękawicę i znikną w ułamek sekundy dokonując aportacji bez obrotu. Chłopak wyją rękawiczkę z torby i założył ją, z woreczka wyją klatkę dla feniksa, a schował do niego pelerynę niewidkę i szybką wymianą zaklęć zakopał woreczek. Po wszystkim teleportował się na skraj lasu i spokojnym krokiem ruszył w stronę Hogwartu, w ręku trzymał ogromną złota klatkę wysadzaną szlachetnymi kamieniami, był uradowany załatwił wszystko jak należało smok był wolny, a peleryna schowana, pozostało mu jeszcze odwiedzić Centaury z przeprosinami, ale to zostawił sobie na później.
Skoro mam rozwiązać zagadkę na temat (podobno) morderczego studenta to gdzie może być lepiej jak nie w sercu zakazanego lasu. Droga była najgorsza, ale w końcu doszłam na miejsce. Usiadłam na wywróconym drzewie. Było bardzo zimno, więc chuchnęłam sobie w ręce by się trochę ogrzać. Potem wyjęłam z kieszeni zdjęcie. Nie mogłam się mu przyglądać. Widniałam na nim ja w wieku 11 lat. Skakałam wtedy wesoło po podwórku bawiąc się w klasy. Wróciłam do rzeczywistości. Obejrzałam się, by upewnić się, że nikogo prócz mnie tu nie ma. Wyjęłam powoli różdżkę z kieszeni szaty i powiedziałam: - Lumos - z końca różdżki wystrzeliła wiązka światła. Było już trochę jaśniej. Przekręciłam fotografię na drugą stronę i przeczytałam tajemniczy napis "Oporni, wiesz co robić''. Obok napisu była pieczęć, która przedstawiała kruka trzymającego nóż. W szkole zanim wyszłam z sali, gdzie to wszystko się zaczęło ( http://czarodzieje.forumpolish.com/t1239p45-posg-centaura-z-kobiet ) dowiedziałam się od jednego ucznia, że na pewno ten student z którym rozmawiałam nazywa się Nataniel Kruk. Jest w Slytherinie. - Hmm... może tutaj się dowiem coś więcej - powiedziałam i krzyknęłam: - Hop hop! Nataniel Kruk!!!.
Nie ta mała dziewczyna wykończy mnie i do reszty nie da żyć. Gdy mój kruk któremu nakazałem pilnować dziewczyny wpadł do dormitorium robiąc hałas jak mało kiedy już wiedziałem że zrobiła coś głupiego. Ubrawszy się w czerń wymknąłem się z pokojów domu węża i ruszyłem biegiem w za krukiem. Gdy dobiegałem do serca lasu czułem już jak serce podchodzi mi do gardła. Pędziłem przez gęsty las na złamanie karku tropem dzieciaka, za przewodnika mając tylko uparte i złośliwe ptaszysko. Nie mam pojęcie ile biegłem lecz wraz z zbliżaniem się do centrum zwolniłem nieco a moje zmysły wyostrzyły się poza normalne dla nich granice. Las żył, dookoła kręciły się przeróżne istoty, gospodarze tego miejsca, gniewne i pełna złości na takich jak ona czy ja którzy zakłócali ich spokój. Czujny i skoncentrowany przemieszczałem się dalej czując iż nie tylko ja wiem gdzie znajduje się ten mały skrzat. Inny czymkolwiek był krążył nieopodal, skradając się kilkanaście metrów na prawo. Strach o nią przepełnił mą duszę i gdy rzuciłem się do przodu a ciało zaczęło reagować już automatycznie. Z radością przyjąłem zew krwi budzący się w moim sercu jak za dawnych dni. Walka rozegrała się w kilka sekund. Szybkim susach przeciąłem drogę pędzącej istocie zwalając się na nią niespodziewanie. Gdy chwilę później gryfonka zawołała mnie moim imieniem, stałem już nieopodal niej, wycierając nóż z krwi niedoszłego zabójcy i starając się ignorować głębokie ślady jego szponów na mojej lewej nodze... - Jestem malutka ... Możesz mi powiedzieć co na starych Bogów tutaj robisz? Wszedłem w krąg jej światła ze schowaną już bronią z maską spokoju na twarzy, tylko oczy wciąż płonące żółcią i głęboka bolesna rana na lewej nodze zdradzała co wydarzyło się dosłownie chwilę temu...
Ucieszyłam się, że Nataniel się zjawił. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Pokręciłam głową i puknęłam go w czoło. Miało to oznaczać, że nie jest zbyt inteligentny. - Jak to co? - powtórzyłam zdziwiona i dostrzegłam, że przez ma zakrwawioną szatę na nodze. - Powiedziałeś, że mam rozwiązać tą zagadkę. Gdzie jak nie w tak mrocznym miejscu jak tu mogę tego dokonać? Sam mówiłeś, że jesteś złym czarodziejem - tutaj zatrzymałam słowa i przeleciałam go oczami od stóp do głowy. Już kilka razy mu to mówiłam, Ślizgon nie wygląda na morderce. Tylko oczy miał znów dziwne, ale mało się tym przejmowałam. Bardziej interesowała mnie zakrwawiona szata. - Pomyślałam, że coś mnie tu natchnie. Ale to nie ważne, bo mam różdżkę, a więc nic mi się nie stanie. No nie? - zapytałam przełykając ślinkę, którą miałam w gardle. - Powiedź lepiej co z twoją nogą - wskazałam w miejsce poplamione krwią. - Coś cię zaatakowało?!
-Mmm powiedzmy że podrapałem się przedzierając przez krzaki. Usiadłem z uśmiechem na twarzy, uważając by nie skrzywić się z bólu i nie wywrócić się przy tym. Zająwszy miejsce na trawie sięgnąłem po patyk i metodycznie zacząłem opatrywać swoje rany. - Lewku, zły czarodziej nie siedzi w lesie. Mmm my zwykle mamy rezydencje domy i pozycję, ewentualnie gdy jesteśmy młodzi jak ja uczymy się zwykle i naprawdę mało różnimy się od innych uczniów. Uśmiech złośliwy pojawił się na mojej twarzy ... - No przynajmniej na pierwszy rzut oka, mniejsza jednak z tym , rozumiem że wiesz już co nieco? Powietrze przeszył łopot wielkich skrzydeł i po chwili na moim ramieniu siedział już olbrzymi czarny kruk patrząc mądrymi oczami po dziewczynie i całej polanie. Pogłaskałem ,,Szelmę" na szyi pod dziobem, spoglądając jednocześnie z mieszaniną znudzenia i minimalnego zainteresowania na młodą pannicę. ( W rzeczywistości zacząłem już lubić tą małą lwicę i z ciekawością czekałem na jej pomysły)
Popatrzyłam na dużego kruka. Miał piękne lśniące skrzydła, które sprawiały, że nie odrywałam od niego oczu. Po chwili powiedziałam: - Nie ma to jak zadrapać się tak mocno - zaśmiałam się i zerknęłam na swoje liczne blizny i strupy. Było ich naprawdę wiele. Zwłaszcza na kolanach i łokciach. - Nie obchodzą mnie źli czarodzieje. Wiem, że ty taki nie jesteś - zaczęłam. - Chcę wiedzieć skąd masz moje zdjęcie i co ma znaczyć ten podpis do niego? - kucnęłam obok Ślizgona i wyciągnęłam rękę w kierunku kruka. - Czy mogę go pogłaskać? - zapytałam, ale nie czekając na odpowiedź wyciągnęły rękę do ptaka i zbliżyłam ją ku jego główce. Nie bałam się. Czułam raczej radość i coś w stylu zachwytu.
Skinąłem głową upominając mojego pierzastego złośliwca by zachował się jak należy. Kruk jednak jak zawsze gdy miał do czynienia z kobietami zachował się nienagannie, pozwalając się pogłaskać a nawet wsiąść na ręce. Zaczynałem podejrzewać iż jedyna osoba do której ten niecny zdrajca podchodził z taką dozą złośliwości byłem jedynie ja. Szelma siedział wyraźnie zadowolony z pieszczot wyraźnym kraknięciem sygnalizując jednak gdy jakaś nie przypadła mu do gustu. - Nazywa się Szelma jest moim krukiem, powiedzmy że moja rodzina hoduje ten gatunek na naszych włościach... Spojrzałem ze śmiechem na młodą dziewczynę tak zaaferowaną moim towarzyszem. - Cóż moja mała pani detektyw rzadko kiedy podejrzani mówią coś bez powodu prawda? W końcu to ty prowadzisz śledztwo a ja jedynie powtórzę. Uznaję że jestem ci winny przysługę, a za co to już moja sprawa niemniej... Musiała byś raczej spytać skoro ja nic nie mówię, kogoś z mojej rodziny . Uśmiechnąłem się patrząc na jej minkę - Och czyżbym wygadał się iż mam rodzinę na zamku ? O ja nierozważny,Zastanów się jednak malutka ... Czy na pewno chcesz znać całą prawdę ? Nie zawsze jest lepiej wiedzieć ...
Ucieszyłam się z głaskania i trzymania na ramieniu Szelmy. Potem słuchałam jak Nataniel opowiada o swojej rodzinie. - Kruki? Twoja rodzina hoduje KRUKI?! - zdziwiłam się się. Przypomniało mi się zdjęcie, które mam nadal w kieszeni szaty. Pod podpisem widnieje pieczątka Kruka trzymającego nóż. - To ma związek z tą pieczątką, tak? - zapytałam i odwróciłam fotografię na drugą stronę. W głowie kłębiła mi się teraz setka myśli. Żadna nie była chyba prawdziwa. Potem wróciłam do realności i na ostatnie pytanie zadane przez Ślizgona odpowiedziałam: - Tak, chcę poznać CAŁĄ prawdę!
- Mmmm więc powiedzmy tak jeśli odgadniesz prawdę potwierdzę ją. Nie mam siły, ani serca mówić ci sam o tym wszystkim...' Spojrzałem smutno na uśmiechniętą buzię małej dziewczynki zastanawiając się jak ja się wplątałem w dotrzymywanie jej towarzystwa. Jednak wewnętrznie czułem się jakoś za nią odpowiedzialny. W części starych rodów, panuje przekonanie ,, Komu ocaliłeś, darowałeś życie ten ci winny dług, lecz za razem ty, jesteś za niego odpowiedzialny do czasu puki ten ktoś, długu nie spłaci''. Mało tego spotkanie z tą dziewczyną wywołało wielki zwrot w moim życiu, spotkanie Sigrid i powolną zmianę mojej natury. Tak naprawdę to czułem że to ona uratowała mnie niechcący, tuż przed ostatecznym upadkiem... - Nie zimno ci? Może wracajmy? Spojrzałem nieco zaniepokojony na małą gryfonkę.Noga którą opatrzyłem nadawała się już do użytku więc spokojnie zdołam doczłapać się do zamku wraz. - A i jeśli chcesz mnie szukać szukaj gdzieś w zamku, ten las jest troszkę za niebezpieczny... Wstałem krzywiąc się lekko i wyciągając prawą rękę w jej stronę.
- Zimno. Może trochę, ale skoro tobie jest zimno to wracajmy - tak naprawdę prawie trzęsłam się z zimna, ale nie chciałam, żeby Nataniel pomyślał, że jestem taka delikatna. Złapałam go za rękę i poczułam przypływ ciepła. Chłopak był bardzo miły dla mnie, ale zbyt tajemniczy. On coś ukrywa - pomyślałam i zerknęłam na niego. Włosy zakrywały mu trochę twarz, ale widziałam jego oczy. Nie wiem jednak czym były przepełnione. Smutek? Raczej nie... radość? Może... Szłam i przez chwilę się nie odzywałam próbując wymyślić sensowną teorię na temat zdjęcia. - Wiem! Jak byłeś młodszy bawiłeś się, że jesteś wampirem i robiłeś zdjęcia swoim przyszłym ofiarom. Potem udawałeś, że jakiś magiczny szef wampir podpisywał ci fotografię i przybijał straszną pieczęć. To taka zabawa z młodości. Zgadłam? - zapytałam z nadzieją, że udało mi się zgadnąć. W oczach pokazały się iskierki szczęścia i czekałam na odpowiedź Ślizgona.
Nie miałem pojęcia czy śmieć się, czy płakać nad jej wypowiedzią. Po prostu mnie rozbroiła. Mimowolny uśmiech pojawił się jednak na mojej twarzy, gdy wyobraziłem sobie siebie przebranego w strój z epoki z dwoma małymi kłami, przyczepionymi na magicznym kleju, robiącego zdjęcia małym dziewczynkom. Nie to było tak idiotyczne że nawet ja musiałem się uśmiechnąć, odkaszlnąłem by ukryć śmiech i pokiwałem głową ... - Pudło młoda damo a teraz trzymaj mocno Szelmę. Gdy ująłem jej dłoń zrozumiałem jak bardzo mała była przemarznięta i przemoczona i choć starała się być dzielna troszkę chyba bała się tego całego lasu. Domyślałem się jak bardzo już musi być zmęczona i głodna długim marszem i dla tego nie zamierzałem przemęczać jej jeszcze bardziej. W ułamku sekundy teleportowałem się z młodą gryfonką na obrzeża szkolnych błoni
Zawirowała mi trochę w głowie i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć byłam już razem z Natanielem na błoniach. Na ramieniu nadal siedziała mi Szelma, którą ściskałam teraz bardzo mocno. - Skoro nie - zaczęłam i myślałam nad innym rozwiązaniem tej zagadki. - To może chciałeś mnie kiedyś porwać dla okupu?! Na pewno miałeś zamiar sprzedać mnie na czarnym rynku jako niewolnice - powiedziałam odważnie, ale wątpiłam, by to co powiedziałam było prawdą. Gdyby tak było powinnam teraz czuć strach i uciekać od Ślizgona, a ja czułam zupełnie co innego. Wydawało mi się, że jestem jakoś powiązana z chłopakiem i przy nim czułam się bardzo bezpiecznie. Wiedziałam, że to dziwne. - Jeśli to zła odpowiedź to podpowiedź mi, proszę! - krzyknęłam i ścisnęłam mocno studenta (coś w stylu przytulenia się). Poczułam łzy na policzku, ale szybko wytarłam je rękawem i potem zerknęłam w jego oczy z nadzieją, że coś powie co pomoże mi rozwiązać zagadkę.
Mogę przeczytać twoją KP? Bo ja nie wiem o co kaman, a słyszałam, że nie mogę czytać niczyich Kart Postaci jeśli się ta osoba nie zgodzi.
Mały króliczek biegł... i biegł... i biegł... aż w końcu dotarł do polany na której niegdyś mieszkał smok. Znalzł kreci kpiec, stanał obok niego i głośno podskoczył tylnimi łapkami. Na szczycie kopca pojawiła się głowa małego kreta. Królik "poprosił" go, zeby znalazł woreczek z peleryną niewidką. Zwierządko spełniło proźbę i wykopało zawiniadko. A królik wziął go w pyszczek i pobiegł w las zanim ktokolwiek go zobaczył.
Było już strasznie późno, Cait najwyraźniej w przypływie myśli udała się gdzieś, nie za bardzo wiedziała gdzie... Lekki dreszcz przeszedł po całym jej ciele, chłód wieczoru zaczął dawać jej się we znaki. Włosy drgały lekko muskane wiatrem, jednak nie to było jej największym problemem. jeśli nie znajdzie jakiegoś sposobu by się stąd wydostać w miarę szybko, na pewno coś to wykorzysta. Zdecydowanie nie było jej marzeniem zostać zjedzoną przez jakieś dzikie stworzenie... Postanowiła więc ruszyć z miejsca, brnąć do przodu. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a stamtąd to już samolotem! nie zdawała sobie jednak sprawy, ze zamiast wracać brnęła wprost w serce Zakazanego Lasu.
Dwójka niebieskawych oczu obserwowała Cait, odkąd ta przekroczyła granicę zakazanego lasu. Z początku tajemniczy obserwator sądził, że dziewczyna wejdzie i wyjdzie, zapewne przestraszona nocnym lasem, ale nie, ona pruła coraz głębiej! W pierwszym momencie obserwator chciał nie reagować, ale ona wyraźnie coś knuła, tak, tak na pewno! Ci uczniowie Hogwartu to jakaś jedna, wielka zmora. Jeśli jeden dostanie nauczkę, to może reszta przestanie nachodzić tereny absolutnie nie należące do nich? - Czego ty tutaj szukasz? - zagrzmiał głos, który jak Cait mogła już zauważyć, należał do... centaura! Niespokojnie wymachiwał ogonem, mierząc dziewczynę niezbyt przychylnym spojrzeniem. Taka rada od Mistrza - tego gatunku magicznych stworzeń absolutnie nie należy drażnić!
Gdyby nie to, że właśnie gadał do niej jakiś wścibski centaur, było jej zimno i nie wiedziała gdzie jest, to wszystko było by cudownie! Choć... W sumie nie mogła marudzić, centaur jakiego spotkała nie wyglądał na jakiego pierwszego, lepszego. Nawet był przystojny, miał niebieskie oczy... Sprośna myśl przeszłą przez głowę dziewczyny i nie wiedziała, czy to było śmieszne czy obrzydliwe. Ups! Chyba nigdy nie nauczy się tego rozróżniać. Heheszki. Spójrzmy jednak obiektywnie na cała sytuację. Właśnie jakiś wpół inteligentny dzikus gadał do panienki Pierre. Chyba powinna odpowiedzieć, nie? Jeśli zacznie uciekać na pewno ją dogoni, w końcu każdy głupi wie, że konie są szybsze od ludzi. Tak więc, ten tego: - Spokoju, skupienia, ciszy, a na pewno nie ciebie. - Dziewczyna chyba jak zawsze była zbyt pewna siebie. Każda inna osoba a jej miejscu zełgałaby cokolwiek lub powiedziała prawdę, że się zgubiła, ale ni ona. Oszalała? Możliwe... Przecież nie wiadomo ilu ten koleszka miał kumpli w krzakach, albo czy nie chce z niej zrobić szaszłyków!