Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Nie lada się zdziwiłeś, czytając sowę od profesor Vicario. Powtarzałeś sobie: ale chwileczkę to niemożliwe! Sam doskonale wiesz, ile czasu spędzasz nad zielarstwem i Twój wysiłek nie mógł pójść na marne. Chcesz jak najszybciej poprawić swoją ocenę. Pakujesz najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie wyruszasz do Zakazanego Lasu. Nie wyczułeś, że nie chodzi o Twoje oceny. To kolejne zadanie Złotego Sfinksa! Gdy idziesz główną ścieżką, masz wrażenie, iż za Tobą znika owa dróżka i nie możesz wrócić już w stronę Hogwartu. Coś zatrzymuje Cię w Zakazanym Lesie. Każe Ci iść dalej, prosto do samego serca. Starasz sobie przypomnieć, o jaką pracę chodzi profesor Vicario, ale zaczynasz czuć, że to jakiś podstęp i dałeś się schwytać w pułapkę. Momentalnie zaczyna się ściemniać, kontrolnie zerkasz na zegarek, ale jest dopiero czterdzieści po jedenastej. Masz całe dwadzieścia minut do dotarcia na miejsce spotkania z profesor Vicario. Ciemność nagle otula Cię całkowicie do tego stopnia, że nie jesteś w stanie nic zobaczyć. Nim zdążyłeś sięgnąć po różdżkę, czujesz jak coś zaczyna oplatać Twoje nogi i ściąga mocno w dół. Wpadłeś w diabelskie sidła, czy pamiętasz co profesor Vicario o nich mówiła? Informacje ogólne =>Rzuć kostką, aby dowiedzieć się, jak poszło Ci pokonanie Diabelskich Sideł. =>Jeśli posiadasz ponad 25 pkt(czyli od 26 punktów) z Zielarstwa przysługuje Ci dodatkowy rzut kostką i za ważną uznawana jest ta bardziej korzystna dla Twojej postaci. => Jeśli nie wykonałeś poprawnie zadania, możesz rzucić kostką dopiero następnego dnia (chyba że patrz podpunkt 2) => Gdy uporasz się z tym zadaniem, wpadasz do Tajemniczej Chatki i jest to dla Ciebie zt. Nieważna jest kolejność osób, które napiszą w tym temacie, jak to było w poprzednich zadaniach. => Proszę o nieoszukiwanie w kostkach, przypominam, iż to tylko zabawa Kostka:
Spoiler:
1, 2 - świetnie, od razu przypominasz sobie, jak powinieneś się zachować, gdy Diabelskie Sidła krępują Ci wszystkie kończyny. Tylko spokój może Cię uratować! Nagle czujesz jak roślina zaczyna poluzowywać swoje więzy, a Ty spadasz do Tajemniczej Chatki. 3, 4 - gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Przeraża Cię ta bezczynność, ale starasz sobie przypomnieć, co mówiła pani profesor. Jesteś blisko celu! Jeśli masz powyżej 25 pkt z Zielarstwa, możesz rzucić kostką od razu, jeśli nie, musisz czekać do jutra. 5, 6 - Kiepsko, kiepsko, tak się szarpiesz, że zaczyna Ci drętwieć ręka. Jeśli czegoś szybko nie zrobisz, to czeka Cię wizyta w szpitalu. Rzuć jeszcze raz kostką. Parzyste -> profesor Vicario ratuje Ci tyłek i zabiera Cię prosto do Skrzydła Szpitalnego. Nie możesz brać udziału w dalszej części zadania i tracisz jeden punkt w rozpisce ogólnej. Nieparzysta -> przestajesz się szarpać, aby przypomnieć sobie, jak radzić sobie z Diabelskimi Sidłami. Jeśli masz powyżej 25 pkt z Zielarstwa, możesz rzucić kostką od razu, jeśli nie, musisz czekać do jutra.
Kod do postu
Spoiler:
Kod:
<zg>Ilość punktów z Zielarstwa</zg> wpisz <zg>Wyrzucona kostka:</zg> wpisz <zg>Link do losowania</zg> [url=wklejtulink]*klik*[/url]
Luanna nie wiedziała co ma sobie o tym myśleć. Spędzała całkiem miłe przedpołudnie w dormitorium Hufflepuffu, kiedy to otrzymała sowę, rzekomo od tutejszej nauczycielki zielarstwa, traktującą o jakiejś niezaliczonej pracy. Nietrudno jest się domyślić, że na twarzy Brazylijki ukazała się mina pt. „eee, aleosochoszi?”. Nie oddawała ostatnio żadnej pracy, nic już nie mówiąc o możliwości nie zaliczenia jej, gdyż de Shilvan była po prostu zbyt sumienna na coś takiego. Gdy już przygotowywała się, robiła to na sto procent, więc wiedziała, że należałoby to jak najszybciej wyjaśnić. Przebrała się w wygodne jeansy i swój ulubiony beżowy sweterek, pod który wsunęła zwykłą pomarańczową koszulkę bez nadruku. Nie czuła dzisiaj potrzeby przetrząsania szafy, toteż chwyciła swoje zielone martensy oraz płaszcz podróżny. W takim oto niedopasowanym stroju wyruszyła na błonia, kierując się w stronę Zakazanego Lasu. Coś tutaj śmierdziało, dlatego dziewczyna zdawała się być jeszcze bardziej skupiona niż zazwyczaj, chcąc wypatrzeć ewentualne nieprawidłowości. Coś nie pasowało jej w całej tej sytuacji, ale mimo wszystko nie wycofywała się, była na to zbyt uparta. Zaczynało się ściemniać, więc Luanna spojrzała na zegarek. Jakim cudem zdawało jej się, że słońce zachodzi skoro miała jeszcze dwadzieścia minut do południa? Nim zdążyła się nad tym poważnie zastanowić, ciemność jeszcze bardziej zgęstniała i otuliła ją niczym całun. Nie zdążyła sięgnąć po różdżkę i wylądowała na ziemi, pochwycona przez jakąś roślinę. - Ojapierdolę. - jęknęła, a słowa wypowiedziała tak szybko, że nałożyły się na siebie. Zaczęła się dziko szarpać, nie mając zupełnie pomysłu na to, w jaki sposób może pozbyć się diabelskich sideł i to był jej błąd. Zdrętwiała jej ręka i ostatecznie roślina tak ją oplotła, że konieczne było wsparcie profesor Vicario. W taki oto sposób Luanna odwiedziła po raz pierwszy skrzydło szpitalne.
[zt]
Ilość punktów z Zielarstwa 0 Wyrzucona kostka: 5 i 6 Link do losowania *klik*
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Jak to możliwe, że znowu zawalił zielarstwo?! Przecież tak się starał zrobić cokolwiek, żeby dobrze wykonać swoją pracę, a tu się okazało, że nie została ona zaliczona. Szlag, szlag, szlag! Pluł sobie w brodę, idąc do zakazanego lasu. Każde drzewo mijane po drodze znał doskonale. Ba, kilka z nich nawet obdrapał, będąc wilkołakiem. Potrząsnął głową, wyrzucając z siebie zbędne myśli, po czym przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Nie mógł marnować czasu, skoro zamierzał zdawać zielarstwo na OWuTeMach! I wtedy wpadł w zasadzkę pani profesor. Nagła ciemność, coś zaciskającego się wokół jego ciała. Te... jak im tam.... diabelskie sidła! Przypomniał sobie z trudem, co to za zielsko postanowiło go właśnie zabić i równie szybko odzyskał pamięć w kwestii pokonywania takich przeszkód. Rozluźnienie się stanowiło najbardziej oczywistą rzecz, jaką wykonał. Wystarczyło kilka głębokich wdechów, aby oplatające nogi oraz tors pnącza odpuściły, przepuszczając Emmeta dalej. Uff, udało się. Trafił do kolejnego zadania Złotego Sfinksa i nie dostał jakiegoś zawału z powodu tego nadmiaru stresu. Jednak nowe myśli tak bardzo nagromadziły się w jego umyśle, iż potrzebował pilnej interwencji kogoś znajomego. Ilość punktów z Zielarstwa 5 Wyrzucona kostka: 2 Link do losowania *klik*
Ilosc punktów z Zielarstwa 0 Wyrzucona kostka: 3, 1 Link do losowania *klik do wczorajszego*, *klik do dzisiejszego*
Jak to w ogóle możliwe, ze Gillian miała problemy z zielarstwem? Przecież kochała ten przedmiot podobnie jak ONMS i uzdrawianie - inaczej nigdy nie wzięłaby udziału w Projekcie "Złoty Sfinks". Co prawda zdecydowanie wołała Opiekę czy Uzdrawianie od zielarstwa, ale nie był to najgorszy przedmiot w szkole, a wiec Gillian mimo wszystko się do niego przykładała. Ostatnia praca? O czym ona była? Zdenerwowana dziewczyna nie potrafiła sobie przypomnieć tematu nad którym ostatnio pracowali z profesor Vicario. Kiedy dotarła w wyznaczone miejsce, z zupełnie pogryzionymi paznokciami lewej reki, rozejrzała się. Dlaczego to tutaj wyznaczono miejsce spotkania? Zakazany las jest... przerażający, a samo wchodzenie do niego jest jak samobójstwo. Niezdecydowana Gillian postanowiła wrócić do Hogwartu, a następnie przeprosić profesor Vicario za to, ze się nie pojawiła, kiedy przed oczkami zaczęło jej się ćmić i droga zaczęła... znikać? Drzewa tak dziwnie się kołysały, a ziemia zdawała się falować pod stopami nastolatki. Zdezorientowana pochyliła się w celu wyjęcia różdżki z buta i... nagle jej nogi zwyczajnie przepadły. Kiedy do Jill dotarło, ze wpadła w diabelskie sidła, miała ochotę mocno strzelić się w twarz. A jednak zamiast tego zaczęła przetwarzać wszystkie informacje z lekcji profesor Vicario, uporczywie próbując sobie przypomnieć jak przechytrzyć sidła. Przez jakiś czas zdawała sobie sprawę, ze było to związane z określeniem "mieć kija w dupie", a jednocześnie z byciem sztywnym, tylko ze w fizyczny sposób. Ostatecznie zrezygnowała i zaczęła Myślec o czymś innym. Kiedy znieruchomiała, diabelskie sidła zaczęły ja puszczać, a po chwili Gillian z zadowoleniem stwierdziła, ze spada. Cieszyła się tego chyba pierwszy raz w życiu.
Kondukt był zwarty, na samym tyle jechała Mist ze zwieszoną głową okrytą kapturem. Nie było widać ni jej jasnych oczu, ani alabastrowych włosów. Wsparta na przednim łęku dłońmi spała. Przynajmniej dopóki Burbon nie zachrapał nerwowo i nie stanął jak wryty odmawiając posłuszeństwa. Między pniami drzewa przebiegł lis, nie rudy lecz umaszczenia płowego niczym korsak. Lisica stanęła przed konduktem, zastrzygła uszami wpatrując się w grupkę ludzi i czmychnęła czym prędzej. Mist poderwała głowę, a gdy spostrzegła niknący w mroku ogon, przeszył ją dreszcz i rwanie w trzewiach. Ubodła ogiera piętami w bok i cmoknęła. - Dalej Burbon - koń posłusznie rozwinął bieg do cwału. Wyciągnęła zza pazuchy różdżkę a wodze przewiązała na łęku. Zostawiła za sobą grupkę studentów, adeptów sztuki magicznej, a spod kopyt podrywały się bladozłote liście. Nie zdążyła się nawet rozpędzić, kiedy przed nią wyrosła przepaść z klifami. Las kończył się niczym urżnięty nożem. Woda chlupotała rozbijana o skały. Burbon chrapnął groźnie, cofnął się i zarżał protestując. Mist nie pozostało nic innego jak wrócić do grupy. Szkoda, że jej nie dorwała, ale już obmyśliła pytanie, jakie zada po powrocie. - Z jakim zwierzęciem mieliśmy do czynienia? - rzuciła w grupę.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris spała w sumie bardzo krótko, ale nie czuła się śpiąca. Całej tej wyprawie towarzyszyło zbyt wielkie podekscytowanie. Nawet jeśli mieli wrócić dopiero parę godzin później, nie przejmowała się. W końcu z pewnością będzie to warte zarwania całego poranka. Szła sama tuż przy nauczycielce, ciesząc się towarzystwem pegaza bardziej niż powinna. Z zachwytem obserwowała ruch jego mięśni, gdy szedł spokojnie i zdecydowanie. Parę razy musnął ją delikatnie swoim skrzydłem. Wystarczyło parę minut, żeby się w Burbonie zakochała i teraz po prostu czerpała przyjemność z możliwości przebywania blisko konia. Przy okazji zwracała też uwagę na otaczający ich las. Grupa robiła tyle hałasu, że pewnie wypłoszyli sporo zwierząt. O wiele łatwiej byłoby, gdyby mogła sama się zmienić... Ale jeszcze tego nie potrafiła. Włożywszy więc ręce do kieszeni szła przodem przy profesor Pober. Spodziewała się, że nie będzie cały czas tak spokojnie. Zmrużyła oczy, żeby dojrzeć stworzenie, które tak zaniepokoiło pegaza. Zdało jej się, że dostrzega szpiczaste uszy i szarawe futro, choć już po chwili zwierzę uciekło. Za nim pognała Pober i zostali sami w środku pełnego niebezpieczeństw lesie. Bardzo rozsądnie. Naeris obserwowała jak jej oddech zmienia się w parę w chłodzie poranka. - Chyba z lisem. - odparła Krukonka niepewnie, kiedy nauczycielka wróciła. - Co z nim chciała pani zrobić? Bo w sumie nie wiedziała, dlaczego tak pognała za tym zwierzęciem. Chyba, że się myliła i było to coś innego, coś magicznego. Czekała na swoją odpowiedź, starając się zignorować zimno, jakie wdzierało się pod jej płaszcz.
Kiedy Gemma została posłana przez pannę Pober w powietrze, widok ten był tak zabawny, że gdyby tylko mógł, Xavier zrobiłby przyjaciółce zdjęcie i powiesił je sobie przy łóżku w dormitorium. Jednak gdy Gemm wylądowała na ziemi i zrobiła sobie coś w rękę, jego humor automatycznie się zmienił. Xav wystraszył się i podbiegł do przyjaciółki, patrząc na nią z troską i braterską miłością. Wypadek przyjaciółki rozbudził go całkowicie w kilka sekund. Po tym Whitegod był już czujny i rześki, jakby wreszcie wyspał się do południa, a nie musiał wstawiać o piątek nad ranem. Ruszyli w głąb Zakazanego lasu, a to jeszcze bardziej mu się spodobało. To miejsce zawsze wywoływało w nim ciekawość i dreszczyk podniecenia. W dodatku mogli być spokojni, gdyż obecność nauczycielki gwarantowała im bezpieczeństwo. Mimo to wyciągnął zza paska różdżkę, trzymając ją luźno przy boku. Nigdy nic nie wiadomo, może staną przed jakimś wyzwaniem, które trzeba będzie błyskawicznie wykonać. Nagle pojawił się koło nich lis, a profesor Mist pognała za zwierzęciem. Po chwili wróciła i już miał odpowiedzieć na jej pytanie, gdy Naeris go wyprzedziła. On również nie rozumiał, dlaczego nauczycielka ruszyła w pościg za zwykłym lisem, w końcu mieli zajmować się magicznymi stworzeniami. Lecz kto wie, może ten lis był jakąś fantastyczną istotą, która potrafi zmieniać postać?
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Szedł za grupą luźno stąpając, nieco pogrążony w swoich myślach. Oddalony od innych uczniów. Nie potrzebował się z nimi integrować, wolał zachować pewną asymilację między ich kulturami. I chociaż zdawał się być nieobecny słyszał wszystko dokładnie. Przyjrzał się temu co robiła profesor i ściągnął brwi mrużąc przy tym również powieki. Jej zachowanie było dziwne, co też odnotowali inni uczniowie, rzucając jej tak samo pytające spojrzenia. Zachowała się jak pies gończy, znalazła trop więc pognała czym prędzej za zwierzyną. Tak właśnie pomyślał w pierwszej kolejności Cortez prychając cicho pod nosem, a zaskoczenie zniknęło z jego twarzy. - Jak na lisa to ranny z niego ptaszek... - rzucił, a jego blade lico o ostrych rysach przeciął na moment uśmiech. O dziwo przyjazny. Nie chciał zaprzeczać przecież dziewczynie, a jedynie zaskoczył go fakt, że nocne zwierze widziane jest tak wcześnie. - A może zasiedział się u kumpla? Ale dostanie mu się po uszach od pani lisowej jak wróci do nory - dorzucił w lekkiej konsternacji tym nietypowym zjawiskiem. Wbijając na powrót wzrok w panią profesor. Być może ona będzie w stanie ich oświecić? Bo mogło być też tak, że to nie był lis, a jakieś zwierze o którym nie miał pojęcia. Zwłaszcza, że te futrzaki raczej nie występują w ich klimacie. Nie tej odmiany. Zerknął w miejsce gdzie zniknęło im z oczu stworzenie. Fajny byłby szaliczek, zwłaszcza w połączeniu z białymi włosami. Coraz mniej dziwił się reakcji tej dziwnej baby.
Uczniowie nadal byli niemrawi, w dodatku, słońce zaczęło świecić z pomiędzy gałęzi, tak, że Mist przyłożyła dłoń do czoła. - A ktoś może wie czym jest anterionam? - zapytała dając dzieciakom szanse i naprowadzając ich na jakiś trop. Nie chciała rzecz jasna wszystkiego powiedzieć wprost, niech mają zagwozdkę i ćwiczą te swoje młodzieńcze łepetyny. Gdy jej uszy dobiegła odpowiedź Corteza chrząknęła z dezaprobatą. - Bardzo to urzekająca historia, ale nie potrzebujemy relacji z twojego życia - rzuciła kąśliwie. To nie był czas na głupie odpowiedzi i młodzieńcze psoty. W dodatku znajdowali się w centrum zakazanego lasu, nie ładnie było śmiać się przed obliczem śmierci. - Może ty Xawier wiesz czym było to zwierze? Nie pokazywałabym wam przecież zwykłych lisów rudych - zwróciła się do Puchona lekko uśmiechając. Burbon zarżał najwyraźniej znudzony i zamiótł ogonem smagając Naeris w policzek. - Burbon... Bądź grzeczny - stuknęła go piętami a ten przesunął się w bok z dala od zielonookiej dziewczyny.
Nie miał pojęcia, czym jest anterionam, więc się nie zgłaszał. Nie wiedział nawet czy takie słowo w ogóle istniało? Równie dobrze panna Pober mogła to sobie wymyślić na poczekaniu, sprawdzając ich wiedzę i czujność. A może to jakiś szyfr? - pomyślał nagle, lecz odrzucił ten pomysł. Bez kawałka pergaminu i pióra raczej ciężko rozwiązuje się słowne łamigłówki. Przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań profesor Mist i Aleksandra. Chłopak zaskoczył go tym, na jakie komentarze pozwolił sobie podczas lekcji i to tak, by słyszała go nauczyciela. Spodziewał się po nim całkiem innego zachowania. Nie mógł jednak nie uśmiechnąć się odrobinę, gdyż i on dostrzegł odbiegające od normy zachowanie panny Pober. Natura Xaviera nakazywała mu jednak darzyć ją szacunkiem - był człowiekiem, który zawsze doceniał życiowych dziwaków. Sam za takiego się uważał. Nagle nauczycielka zwróciła się bezpośrednio do niego. Otworzył szeroko oczy, starając się ukryć przerażenie. Nie wiedział jak odpowiedzieć Pober, gdyż nawet dobrze jej nie zrozumiał. Naeris miała rację czy nie? To był w końcu lis? A może pytanie profesor Mist sugerowało, iż nie było to takie zwyczajne zwierzę? W takiem razie co to za magiczna istota? Na brodę Merlina, nie wiedział, ale musiał z tego jakoś wybrnąć. - Oczywiście, nie był to żaden pospolity rudy lis - powiedział ostrożnie. - Z tego co zdążyłem zauważyć, mogliśmy mieć do czynienia z korsakiem. Charakterystyczne dla tego zwierzęcia jest to, iż zwinnie porusza się po drzewach i żyje w norach wykopanych przez inne zwierzęta... Całkiem prawdopodobne, że umknął on pani profesor, ponieważ wspiął się na drzewo lub skrył właśnie w jakiejś norze. Wiedział, że prawdopodobnie w ogóle nie trafił w to, co nauczycielka chciała usłyszeć. Pewnie to nie był nawet żaden niemagiczny ssak, tylko jakiś azjatycki magiczny lis. Czuł, że musi coś dopowiedzieć. - Noo... chyba że była to jakaś istota nadnaturalna, najpewniej zmiennokształtna. Wtedy nie miałaby problemu z pokonaniem tego. - Machnął w stronę przepaści, do której powoli się zbliżali. Co ma być to będzie, najwyżej Mist Pober zbeszta go i przez resztą dnia będzie mu wstyd.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Zwróciła swoją uwagę na Ślizgona, kiedy się odezwał. W sumie ten dom zawsze obfitował w różne osobliwości. Kiedy szedł razem z grupą zauważyła, jak bardzo jest wysoki, teraz zaś odnotowała u niego dość dziwny, specyficzny humor. Może to ze względu na bardzo wczesną porę. Sama także nie miała głowy do wymyślania żartów, bardziej skupiała się na tym, żeby zachować czujność. Przez chwilę patrzyła na Ślizgona, podczas gdy profesor odpowiedziała mu dość szorstko, ale później zwróciła uwagę na pytanie nauczycielki. W końcu dalej chciała wygrać lot na pegazie, nie? Krukonka w ogóle nie kojarzyła, czym jest anterionam i nie wiedziała, jak ugryźć temat tak, żeby cokolwiek powiedzieć. Pominęła fakt, że Pober w ogóle nie odpowiedziała na jej pytanie ani nawet nie utwierdziła w tym, co powiedziała. Cieszyła się za to, że to Puchon został wyznaczony na męczennika, który musiał coś wymyślić. Choć z drugiej strony mógł doskonale wiedzieć, o co chodzi, ale milczeć. W sumie Xavier nie powiedział czegoś, czego nie wiedziała. Aczkolwiek odczuła drobną nutkę podziwu, gdy okazało się, że rozpoznał w tych ciemnościach nawet gatunek tego lisa, czy co to w ogóle było. Słuchała jego wypowiedzi, kiedy pegaz postanowił ot tak sobie ją zaczepić. Nie spodziewała się tego i gwałtownie postawiła parę kroków w tył, nieumyślnie potrącając lekko Aleksa. - Przepraszam. - bąknęła, natychmiast się odsuwając. Rzuciła Burbonowi spojrzenie mówiące, żeby zachowywał się grzeczniej. Podniosła dłoń, żeby dotknąć policzka. - Może pani profesor nas trochę oświecić. - stwierdziła, odrobinę zniecierpliwiona. Wolała wiedzieć z czym mają do czynienia, a nie bawić się w zgadywanki. W końcu znajdowali się w Zakazanym Lesie, a Naeris zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw tu czyhających.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Gdy weszli w las, jakoś tak średnio zwracała uwagę na to co działo się wkoło. Zbyt była zajęta ignorowaniem Corteza. Nie zauważyła też lisa. Dopiero kiedy jego pojawienie się wywołało ogólne poruszenie, spojrzała w tamtą stronę. Mignęła jej tylko szara kita. W następnej chwili profesor pognała za zwierzęciem. Minęła minuta, pięć, dziesięć... Pober nie było, a oni stali tak sobie bez sensu na ścieżce. - Może o nas zapomniała - zażartowala. Jakoś jej się nie uśmiechało sterczenie w pełnym potworów Zakazanym Lesie, w towarzystwie grupki uczniów, niewiele od niej samej mniej ułomnych. A strach, jak każdą inną negatywną emocję, markowała śmiechem. Nauczycielka na szczęście po jakimś czasie do nich wróciła, do tego z gotowym pytaniem. Gemma w sumie nic nie widziała, więc w ciszy pluła sobie w brodę. Ten pegaz mógł pogalopawać dziś w przestworza z kimś innym na grzbiecie, przez jej rozptoszoną uwagę. Pierwsza odpowiedziała Naeris i Gemm nie mogła powstrzymać się od żartu, po pytaniu które zadała: - No co, zimno jest - zauważyła z uśmiechem - Byłaby ładna uszanka - a może i nawet miała rację. Pober zawsze wydawala jej się typem osoby, która sama wytwarza sobie tekstylia. Uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy profesorka zganiła Corteza. Właśnie, nikt tej kupy gówna nie chciał słuchać. Zamyśliła się, szukając w głowie czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z "anterionamem", szczerze licząc na to, że Xav coś wie. Więcej punktów dla Huffu i w ogóle. On jednak również nie słyszał nigdy dziwnej nazwy. Podobnie zresztą jak Naeris, która odezwała się zaraz po nim. Gemma postanowiła wykorzystać ostatnią szansę i uczepiła się jedynej rzeczy, która chodziła jej po głowie. - Anterior znaczy poprzedni w... jakimś tam języku... włoskim czy hiszpańskim... Ale nie wiem czy to ma coś do rzeczy - podchwyciła to co przed chwilą mówił jej przyjaciel, zwracając się z resztą bardziej do niego niż do nauczycielki - Może to zwierzę zmienia się w ostatnie, czyli poprzednie, stworzenie, które widzało... Bez kitu! Wtedy mogło sobie przelecieć nad przepaścią, bo ostatniego widziało Burbona! Nie wykluczała, że nie są nawet blisko ze swoimi przypuszczeniami, a Xav był zdecydowanie lepszym towarzyszem do wymyślania nowych, fantasycznych gatunków, niż profesor.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Czuł na sobie od pewnego czasu wzrok Naeris, przez co w pewnym momencie spojrzał się w jej oczy przenikliwie łapiąc ją na tym, że się na niego patrzy dość nachalnie. A może coś od niego chciała? - Może też Pani kiedyś trafi się jakiś... Dwunogi, na kogo będzie pani mogła czekać. W końcu każda pot... - Urwał nagle, nie chcąc kończyć tego powiedzenia. Nie na głos przynajmniej. Więc jak można było się domyślić dalszą część wypowiedział już tylko w swoich myślach. Jego wzrok spoczął kolejno na mówiących i musiał przyznać, że pomysł rudzielca wydał się najciekawszy. Niezwykle łatwo można by było takiego przeoczyć, ale wątpliwe, że jego rodzina by nic o nich nie wiedziała. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na rudą by odechciało mu się nawet uśmiechnąć z powodu jej pomysłu. Po tym poczuł jak dziewczyna która się mu przyglądała stanęła mu na palcach. Syknął przez zaciśnięte zęby coś niezrozumiale. - Za mało miejsca jest w tym lesie, że musisz deptać mi po palcach zamiast stanąć gdzieś obok? - Odezwał się zabierając nogę i rozmasowując palce kilkoma ruchami spojrzał z wyrzutem na dziewczynę. - I byłbym rad jeśli zakończy pani te podchody. W końcu jesteśmy w Zakazanym Lesie. Średnio mamy czas by otwierać kółka dyskusyjne za każdym razem jak zobaczymy jakieś zwierzeta. - Powiedział zmęczonym tonem spoglądając na białowłosą.
Łypnęła groźnie na @Aleksander Cortez gdy wypowiadał kolejne niepotrzebne słowa zamiast brać czynny udział w lekcji. - W Lesie tak mi się widzi, jesteście ze mną Cortez, jeśli jesteś strachliwą panienką radziłabym założyć pieluchę - odcięła się z czystą satysfakcją do chłopaka. - Za brak chęci uczestniczenia w zajęciach, głupie, niepotrzebne nikomu komentarze, które nic nie wnoszą do lekcji wysprzątasz boks Burbona. Ma tam lśnić, jeśli moje polecenie zignorujesz, to wysmaruję ci twarz miodem i wsadzę w mrowisko - ucięła bezsensowną rozmowę w nadreaktrywnym Ślizgonem. Czemu oni wszyscy musieli być tacy upierdliwi? Burbon machnął ogonem i pochylił łeb dłubiąc wargami w liściach. - @Gemma Twisleton nie wiem czy ma to jakiś swój odpowiednik w jakimś języku, nie znam się na etymologii, ale podziwiam chociaż starania. @Xavier Whitegod Jesteś bardzo blisko z tą zmiennokształtnością- nabrała powietrza do płuc i sama napiła się nieco burbonu, tego samego co poiła pegaza przed wstąpieniem do lasu. Aguara w końcu nie należała do zwierząt ani życzliwych, ani bezpiecznych, więc jeśli ma tu zostać jej truchło przynajmniej umrze szczęśliwa. - Teriantropami nazywamy ludzi, którzy potrafią przyjmować formę zwierząt. Może inaczej. Poliformia generalnie dzieli się na animagię i metamorfomagię. Jednak istnieją jeszcze obok tego inne możliwości zmiany wyglądu. Zwierzę jakie widzieliście to aguara są anterionami, ponieważ są zwierzętami przyjmującymi ludzką postać, a nie odwrotnie - spojrzała na @Naeris Sourwolf obierając ją za cel jako kolejną osobę do odpowiedzi. Jednak musiała coś więcej powiedzieć o tym płoworudym lisie. -Aguara, inaczej lisica, vixena. Stworzenie wyglądające jak lis, potrafiące przybrać ludzką postać. Aguary występują tylko jako samice. Prowadzą niezwykle skryty tryb życia. Porywają elfie dziewczynki, które następnie przekształcają się i same stają lisicami. Jest to jedyny sposób aguar na zachowanie gatunku. Lisice, bez względu na okoliczności, nigdy nie porzucają swoich dzieci. Obdarzone są bardzo silną mocą magiczną, która jednak osłabła, w stosunku do tej, którą posiadały przed wiekami. Potrafią tworzyć iluzje, które nawet dla wiedźmina są niezwykle trudne do przejrzenia. Posiadają również umiejętność przejmowania kontroli nad umysłami innych stworzeń - koń parsknął ospale i potrząsnął grzywą prawie jak otrzepujący się pies po kąpieli w jeziorze. - Naeris Sourwolf, znając opis aguary oraz definicję anteriona, jesteś w stanie wymienić chociaż jeden przypadek, gdy człowiek staje się teriantropem? - zapytała się nauczycielka.
- No i się zastanawiam czy powinienem się z tego powodu cieszyć, czy raczej martwić patrząc jak pije pani w takim miejscu, przy uczniach - odpowiedział wnosząc oczy do góry i potrząsając głową. Kobieta tylko go nakręcała. A on nie był osobą, która odpuszczała. Nawet profesorowi. Zwłaszcza kiedy dawał mu aż takie powody do podważania jego kompetencji. - Z takim profesorem to i cała paczka może nie wystarczyć - ponownie się odgryzł. Nie powinien, to pewne, ale tak samo belfer powinien dać dobry przykład. A skoro kobieta zaczęła tę wymianę, to nie widział powodu by to kończyć wcześniej niż było to potrzebne. - To doskonale, ostatnio cierpię na brak zajęć. No i Burbon będzie miał w końcu kompana do picia - rzucił szybko i ciężko było powiedzieć, czy faktycznie się cieszył, czy to było ironiczne. Mrugnąłdo zwierzęcia jakby to miało go zrozumieć. O dziwo Cortez w ciszy wysłuchał jej opowieści o tym stworzeniu. W pewnym momencie się uśmiechnął słysząc pewne określenie. Ale nikt raczej nie był w stanie odczytać wywołało tę reakcje. - Z pewnością sieroty, noworodki, porzucone, zapomniane. To nie tak powstało wiele legend? Wilczyca opiekująca się bliźniakami. Poniekąd legendy powstania lykanów. Jest kilka mitów na temat ich powstania. Który bardziej prawdopodobny i sensowny. To już nie mnie oceniać - powiedział rozkładając ręce w geście bezradności. - No i również mieszanie genów. Skoro przemieniają się w kobiety to pewnie nie jeden głupi chłop poleciał za taką... Panną - to dodał z wyraźnym zniesmaczeniem na samą myśl ze człowiek tak ze zwierzęciem. - Przepraszam, ale już nie mogłem się doczekać swojej kolejki - rzekł to wszystko zanim Naeris mogła się jeszcze odezwać. Na koniec zmuszając się w wielce uniżony, przepraszający ton głosu. - To jednak wydaje się być oczywiste proszę pani. - Mówił wszystko jakby kilka minut temu nic się między nimi nie wydarzyło. Wydawał się być ponownie mocno zainteresowany zajęciami. - Bardziej ciekawi mnie, czy zaklęcie zmuszające animaga do ukazania swojej ludzkiej postaci zadziała również dobrze na to zwierzę chowające się pod postacią człowieka. Wie Pani może coś na ten temat? - Odezwał się po raz kolejny, chociaż szczerze wątpił na jasną odpowiedź na to pytanie. Ciekawość jednak zwyciężyła i musiał zadać to pytanie.
Z coraz większym zdziwieniem i zażenowaniem wsłuchiwał się w słowną wojnę profesor Pober oraz Corteza. Widać było, że ich przepychanka przechodzi na niebezpieczny (oczywiście tylko dla Aleksandra) tor, a pannie Mist zaczyna brakować wcześniejszej cierpliwości. Nie mógł uwierzyć, na ile Ślizgon pozwala sobie wobec nauczycielki. Podczas treningu Quidditcha, kiedy Limier go zdenerwował i odjął punkty Hufflepuffowi, Xavier był wściekły na profesora niczym osa, lecz zachował się jak należało. Nie odpyskował, nie zachowywał się potem jak buc; cały gniew zachował dla siebie, bo tak wypadało wobec kogoś wyższego rangą. Cóż, może po prostu tym właśnie się różnią Puchoni od Ślizgonów? Z całych sił starał się nie okazywać zadowolenia, gdy usłyszał, jaką karę profesor Pober wymyśliła dla chłopaka. Xav zdecydowanie wolałby już zwykłe odjęcie punktów od owej zemsty nauczycielki. Kiedy okazało się, że lisica rzeczywiście jest magicznym stworzeniem, poczuł delikatną nutkę ekscytacji. W końcu zaczęło się dziać coś związanego z ich lekcją! Wysłuchał uważnie wywodu nauczycielki, chłonąc informacje i trudne nazwy, jednocześnie przypominając sobie w końcu co nieco. Akurat teraz, gdy znał odpowiedź na zadane pytanie, panna Mist zwróciła się do kogoś innego. Podstawowy i szablonowy przypadek, gdy człowiek staje się teriantropem to wilkołactwo, likantropia. Z jeden strony chciał nadrobić swoją wcześniejszą, nietrafioną odpowiedź, z drugiej jednak nie chciał wcinać się w słowo Naeris. Każdy zasługiwał na szansę wykazania się, a teraz nadeszła kolej dziewczyny. I oczywiście co? Odezwał się Cortez. Ślizgon najwidoczniej postanowił zmienić taktykę i wrócić do swojej ulubionej strategii - wchodzenia nauczycielom między pośladki. No ale okej, taki już był, inni mogli mu jedynie współczuć charakteru. Xavier spojrzał na Gemm i przewrócił dyskretnie oczami.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris za bardzo kochała zwierzęta, żeby w ogóle pomyśleć o tym, że mogliby się wybrać na jakieś polowanie na lisicę. Nie zezwoliłaby na to, nawet jeśli jej głos nie miał żadnego znaczenia. Zastanawiała się, czy rzeczywiście Pober zrobiłaby sobie z takiego uroczego stworzonka jakąś ozdobę na szyję. OKROPNE. I w sumie nawet zerknęła na Gemmę z drobnym podziwem, bo chociaż ona spróbowała coś wykombinować. W głowie Naeris powoli zapalała się lampka, ale skupiła się wtedy na słowach Aleksa. Krukonka nie spodziewała się, że od razu zacznie do niej mówić, myślała, że zwyczajnie oleje fakt, że na niego patrzyła. Także to było zaskoczenie, podobnie jak ta grzecznościowa forma. Ale Ślizgoni często wywodzili się z arystokratycznych rodów, więc może nie powinna aż tak się dziwić. - Znajdzie swojego amatora. - dokończyła z lekkim uśmiechem, bo słowa chłopaka wcale jej nie zezłościły, tylko rozbawiły. Sam fakt, że szybko się rozdrażnił nie wywarł na Naeris większego wrażenia. W końcu to była lekcja, nie zamierzała wdawać się w dłuższe dyskusje, tym bardziej "podchody". Zwłaszcza, że to wszystko stało się zresztą przez Burbona. Odsunęła się więc trochę i spojrzała na Ślizgona z lekko uniesionym podbródkiem. - Wybacz, postaram się więcej nie będę ryzykować pańskiego życia w obliczu zagrożenia. Zaraz potem dostał upomnienie od nauczycielki, szlaban i nawet groźbę. Słuchała wyjaśnień co do lisicy i nagle jakby się obudziła. Przypomniała sobie, że przecież gdzieś tam o tym czytała i nawet wiedziała o faktach, które wymieniała nauczycielka, kiedy opisywała aguarę bądź vixenę, jak kto woli. Zamyśliła się, kiedy nagle usłyszała własne nazwisko. Nim coś jednak powiedziała odezwał się Aleks, wspominając o legendzie założenia Rzymu. A vixeny potrafiły być niezwykle sprytne i wykiwanie jakiegoś chłopa zapewne nie sprawiłoby im najmniejszego problemu. Sam fakt, że tworzyły iluzje często pięknych kobiet też ułatwiał sprawę. Nie miała za złe Cortezowi, że ją wyprzedził, w końcu dalej miała swoją szanse. Dlatego Naeris zmusiła się do spokojnego tonu, w końcu pytanie nie było strasznie trudne. A na animagii się znała... trochę lepiej niż przeciętny uczeń. - Najbardziej znana jest chyba likantropia, czyli przemiana człowieka w wilka albo wilkołaka. Człowiek może stać się takim teriantropem najczęściej przez ugryzienie innego wilkołaka, zadrapanie pazurami, a niektóre legendy mówią też o wypiciu wody z odcisku łapy lykana. Przemiany dokonują się podczas pełni i nie można ich kontrolować, chyba że wypije się eliksir tojadowy. Ciało nadal ulega transformacji, ale wilkołak zachowuje się zdecydowanie spokojniej i ma nawet bardzo ograniczoną, ale jednak władzę nad tym, co robi. - opisała pokrótce wilkołactwo, kóre najlepiej do tej pory poznano w świeci magicznym. Później pomyślała nad innymi aspektami polimorfii. - Oprócz lykantropii słyszałam jeszcze o ailurantropii, czyli przemianie w kota. Podobnie jak o przemianie w psa, hienę, jaguara, niedźwiedzia... Wszystkie polegają na transmutacji w dane zwierzę. Często na to, jaką formę przybierze ciało, ma wpływ dusza danego człowieka i to z jakim stworzeniem jest związana najmocniej. Tak zwany teriotyp. Dawniej istnieli też skinwalkerzy, o których często wspomina się w różnych indiańskich mitach i legendach. Ubierali się w zwierzęce skóry, żeby potem przyjąć ich formę. Może w jakichś zapomnianych przez cywilizację miejscach dalej można ich spotkać? W Skandynawii mówiono o berserkach, którzy także odziewali się w skóry, często niedźwiedzie, a nawet okaleczali się, żeby wzbudzić większy postrach we wrogu. Ale nie wiem, czy oni także potrafili się przemieniać. Zerknęła na innych uczniów, bo zapewne chcieli coś dopowiedzieć albo ją poprawić. Ale doceniała, że nikt nie odpowiedział za nią.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Zdecydowanie tym się różnili Ślizgoni od Puchonów. Kiedy to byli wściekli lub wkurzeni to kąsali, jak krwiopijcy, dzikie bestie, a nie jak... Osy. Tak te zwierzątka najlepiej opisywały Puchonów. Ich atak kończył się co najwyżej ukłuciem i rozmasowaniem owego miejsca. Normalnie strach się bać. Może kiedyś się przełamie i kupi sobie jakiś mugolski szajs. A jeśli już tak się stanie to będzie to elektryczna packa na owady. Wtedy na spokojnie wystarczy mu ona by odganiać się przed Osami w Hogwarcie. Bo szkoda było nawet sięgać po różdżkę ku temu. - Wybacz blondi za wchodzenie ci w słowo. No ale w sumie... Skoro ty mi wchodzisz na palce to chyba jesteśmy kwita co nie? - odezwał się słodkim głosem do @Naeris Sourwolf posyłając jej na koniec zaczepne mrugnięcie okiem i uroczy uśmiech. Prawdziwy? Ależ oczywiście! O próbie podlizywania się nawet lepiej nie wspominać. Bo nie wiem co gorsze, uważanie Corteza za takiego, który to ma w zwyczaju się podlizywać, czy pomysł. Myśli, że ktoś kto lada przed momentem tak odzywał się do profesor, rzekomo teraz będzie się mu podlizywał. Tylko współczuć takiemu osobnikowi jego... Geniuszu.
Już od dłuższego czasu planowała tą wyprawę z Alice. Dziewczyny umywiły się, że pójdą do zakazanego lasu na małe łowy. Jedna z nich chciała pozyskać nowe gatunki ziół, natomiast druga szukała widłowęża. Tak kochanie, nie przeczytaliście tego źle. Berenice Valerie Cairndow szukała tego stwora w celu pozyskania od niego skorupek jak i całych jaj. Były one najważniejszym składnikiem do stworzenia eliksiru poprawiającego sprawność umysłową. Prawdę powiedziawszy nie tylko o to w tym wszystkim jej chodziło. Koniecznie chciała zobaczyć tego stwora. Była zafascynowana jego anatomią jak i samym wyglądem zewnętrznym. Osiąga on zazwyczaj długość sześciu do siedmiu stóp. Jest pomarańczowego koloru w czarne pasy, więc bardzo łatwo go zauważyć i właśnie dlatego Ministerstwo Magii z Burkina Faso przeznaczyło pewien obszar leśny wyłącznie do dyspozycji widłowęży i te tereny są od tej pory nienanoszalne. Chociaż nie jest zbyt agresywnym zwierzęciem, był swego czasu ulubioną maskotką czarnoksiężników, z pewnością ze względu na jego imponujący i budzący respekt wygląd. Dzięki zapiskom wężoustych, którzy hodowali widłowęże, znamy ich przedziwne zwyczaje. Wynika z nich, że każda głowa widłowęża ma inne zadanie. Lewa (patrząc od strony czarodzieja stojącego naprzeciw węża) zajmuje się planowaniem, decyduje, dokąd widłowąż pójdzie i co będzie robił. Środkowa jest marzycielem (widłowęże potrafią leżeć nieruchomo przez kilka dni, zatopione w pięknych wizjach i marzeniach). Prawa głowa jest sędzią i ocenia pomysły lewej i środkowej głowy, wyrażając to nieprzerwanym, denerwującym syczeniem. Kły prawej głowy są niezwykle jadowite. Widłowąż rzadko dożywa podeszłego wieku, ponieważ jego głowy mają zwyczaj atakowania się nawzajem. Bardzo często spotyka się widłowęże bez prawej głowy, podczas gdy dwie pozostałe są splątane. Składa jaja otworem gębowym i jest to jedyne znane zwierzę magiczne, które zachowuje się w ten sposób. Jaja te są niezwykle cenne, ponieważ używa się ich do sporządzenia eliksirów poprawiających sprawność umysłową. Handel jajami i dorosłymi osobnikami widłowęży kwitnie na czarnym rynku od kilku wieków. To właśnie dzięki temu opisowi zapragnęła poznać tą istotę. Sam opis w końcu mówił, że nie był agresywnym stworzeniem... Wszystko jednak może się zdarzyć. Chwytając Alice pod rękę skierowała kroki w sam środek zakazanego lasu. Nie była pewna czy znajdzie tutaj tego stwora lecz z pewnością znajdą wiele interesujących roślin, które z pewnością nie są legalne do przetrzymywania w szkole. Jednak Berka nigdy nie była grzeczną uczennicą. uwielbiała łamać zasady i czerpać z tego profity. Często namawiała do tego swojego starszego brata lecz on był ciut bardziej ostrożny niż ona. Pewnie zabroniłby jej tą wycieczkę, gdyby tylko wiedział jakie było miejsce docelowe. - Myślisz, że uda się nam znaleźć Jadowitą Tentakulę? - zamyślona zadała pytanie puchonce. Nawet patrzenie na drogę było dla niej trudne. Co rusz biegała spojrzeniem z krzaka na liście drzew aby wrócić do korzeni pod nogami.
Ostatnio zmieniony przez Berenice V. Cairndow dnia Wto 25 Kwi 2017 - 13:42, w całości zmieniany 1 raz
Jak mała puchonka zaopatrywała się na wyprawę pełną przygód i nieznanego do zakazanego lasu? Była podekscytowana i nie umiała się doczekać! Nauczyciele nie powalają im zbyt często wchodzić do tego miejsca, zwłaszcza bez opieki, a ona potrzebowała swobody. Jeżeli ma spisać wszystkie rośliny świata na pergaminie, to nie może bać się ryzyka. Musi odnaleźć każdą roślinę, poznać ich zwyczaje i możliwości, a zarazem dowiedzieć się, do czego mogą zostać wykorzystane. Ma tyle planów, a szkoła wcale, a wcale jej nie rozwija! Wręcz przeciwnie. Skoro szkoła nie pozwalała jej na wystarczającą swobodę, to sama sobie ja zapewni. Znalazła chętną do podróży osobę, co nie było trudne i zaczęły planować. Aż w końcu się udało. - Bardzo prawdopodobne, możliwe, że znajdzie się wystarczająco wilgotne i zacienione miejsce w lesie dla niej. Ale jakoś… wolałabym jej nie spotkać. Dzisiaj mam całkowicie inne plany! – powiedziała idąc przed siebie. Na szczęście to puchonka miała dzisiaj oczy wlepione uważnie w ścieżkę, którą podążały, więc gryffonka mogła bez przeszkód podziwiać krajobrazy i poszukiwać tego, co chciała znaleźć. Alice różdżkę umieściła przy pasie, mocno przyczepiona do ciała w taki sposób, by móc ją wyjąć w odpowiednim momencie. Może i to była przygoda, ale ostrożności nigdy za wiele – Mam zamiar znaleźć jakieś podziemne korytarze – powiedziała z wielką ekscytacją, zerkając na dziewczynę – zawsze chciałam zobaczyć Łzę Księżyca na żywo. Jest niesamowicie rzadka, a podejrzewam, że nie będzie żyła samotnie, a nóż gdzieś koło jej serca ukrywa się jakaś roślinka. Może współpracują, a może pasożytuje na niej, kto wie, co tam możemy znaleźć! – czuła jak jej całe ciało wypełnia dziwne uczucie, a żołądek przewraca się na drugą stronę – To będzie najlepszy dzień na świecie! – choć nie do końca była tego pewna. Miała złe przeczucia co do tego wyjścia, ale starała się je zignorować. - A co do ciebie… to w jakich miejscach powinniśmy szukać twojej zdobyczy.
Słyszała o Łzie księżyca. Matka wiele razy mówiła jakie to zioło nie jest wyjątkowe. Do tej pory nigdy go nie widziała, nawet w zbiorach swojej matki. Z tego co słyszała to jedynie nieliczni mieli okazję widzieć ją. I tylko Ci najbardziej wytrwali mieli ten okaz w swoich kolekcjach. Podziwiała ich i samą Alice. Obiecała sobie, że z całych sił pomoże jej znaleźć to czego szuka. Nie wyjdzie stąd póki tego nie uczyni. Słowo Berenice Valetrie Cairndow. A jeśli słowo zostałoby złamane to niech sto plag świata spadnie na nią... Chociaż może starczyłaby tylko jedna... ? - Najlepszy? To z pewnością. Czy niezapomniany? - spojrzała na nią swoimi błyszczącymi z ekscytacji oczami. - Zapisze się na kartach naszego życia. Nie zapomnimy o nim na pewno. - zła Berenice to koszmar, natomiast pobudzona i pełna ekscytacji to... Coś o wiele gorszego. Dziewczyna wtedy paplała wszystko co ślina na język jej przyniosła. To jednak było do zniesienia. Gorsze, o wiele gorsze było to, że często ignorowała niebezpieczeństwo. Brnęła naprzód mając wiarę w swoje siły. - Często można go znaleźć w zacienionych, jednak suchych, miejscach. Jamy, szczeliny... To miejsca które preferują. Nawet jakieś jaskinie. - rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś podobnego w okolicy która je otaczała, jednak nic takiego nie znalazła. - Nie jestem jednak pewna czy stwór ten będzie znajdował się w tych lasach. Jego główne występowanie to Afryka, choć.... - zamyśliła się na chwilę chcąc przypomnieć sobie historię którą niedawno usłyszała - ...ostatnio widziany był w jakimś pabie w Londynie. Zaszył się w piwnicy i nie dał dopuścić do siebie nikogo. Wręcz rzucał się na wszystkich którzy weszli w jego pole widzenia. Pewnie gniazda pilnował. - to było najrozsądniejsze wytłumaczenie zachowania tego zwierzęcia.
Dziewczyna słuchała z uwagą tego, co ma do powiedzenia jej towarzyszka. Jeżeli chodzi o znajomość zwierząt, to nie była jakaś wybitna. Nawet jeżeli mieszkała obok kliniki zwierząt i bywała tam częściej niż we własnej pracy. Znała się troszkę na puszkach i innych słodkich i mniej słodkich istotach, które mieszkały w domach! Więc spotkanie jakiegokolwiek dzikiego stworzenia może się skończyć dla nich źle. No chyba, że gdzieś w pobliżu znajdzie się z kategorii flory, co rozpozna nasza mała puchonka i ogarnie, że może to jakoś pomóc… przede wszystkim uda się to wykorzystać. Ale dlaczego myślimy, że może stać się coś złego? Przecież równie dobrze może to być bardzo spokojna podróż, która niczego nie zmieni w ich życiu. Weszły i wyjdą, nic nie znajdą i do domów. Cisza i spokój, taka relaksująca. - Czyli szukamy podobnych miejsc. To źle – powiedziała widocznie zmartwiona, ale nie miała zamiaru się wycofać – no cóż, przynajmniej będziemy miały pewność, że znajdując jedno, drugiego tam nie będzie – wydukała. No cóż… Łza Księżyca nie lubiła istot, które mogły ją przesadnie uszkodzić. Właśnie dlatego mówi się, że rozwija się w samotności, bez towarzystwa słońca, roślin, czy zwierząt. Jednak nie może być całkiem sama, przynajmniej takie przekonanie tkwiło w Alice i miała zamiar to udowodnić bez względu na wszystko. - A tak na marginesie, bo nie mam pojęcia, jak duży on jest? – zapytała zatrzymując się na chwilę, by wziąć oddech. No ileż można iść bez przerwy? Jeszcze do tego mówiąc. Nie miały ćwiczyć, tylko szukać, a to oznacza postoje i rozglądanie się w różnych kierunkach lasu.
Sama również było tego zdania, jednak nie do końca... Otóż, dzięki temu miały minimalną pewność, że nic im się nie stanie na terenie tego lasu. Walka dwa na jeden wydawała się lepszym pomysłem niż stawienie oczu jakiejś kreaturze w samotności. Oczywiście nie współgrało to z ich interesami, ale pierwsza wyprawa nie musiała być idealna. Tak! Berenice planowała już kolejny wypad na tereny tego niezbadanego lasu. A swoją drogą ciekawa była, czy udało się komuś w pełni poznać zakamarki zakazanego lasu. Czy w ogóle istniał taki człowiek. Student żadne z pewnością tego nie dokonał... Unosząc wyżej różdżkę wypowiedziała ciche Lumos. Mimo iż zaklęcie zadziałało i z końca różdżki można było zaobserwować lekkie światło to i tak nie dawało ono za wiele. Ciemność otaczająca je z każdej strony była wręcz nieprzenikniona. Mogły przyjść tutaj z samego ranka, a nie po południu. - To zależy.... - na chwilę przystanęła aby skupić się na odpowiedzi. Dopiero mając ją gotową ruszyła dalej. - Zazwyczaj osiąga długość od sześciu do siedmiu stóp. Czyli jakieś metr osiemdziesiąt do dwóch. - kątem oka spojrzała na swoją towarzyszkę badając jej reakcję na tą informację. Stworzenie to zdecydowanie było większe niż dziewczyny. - Dodatkowo ma trzy głowy. Chociaż można spotkać widłowęże z dwiema. I są to dość częste przypadki. O ile lewa i środkowa głową są mało aktywne tak prawej trzeba się strzec. Jej kły mają wyjątkowo silnie trujący jad. Wystarczy kropla aby powalić człowieka. - nie powinna chyba tego mówić. Nie chciała w końcu przestraszyć dziewczyny, ale wolała aby wiedziała czego szukają. Nie chciała jej okłamywać. Musiała znać ryzyko towarzyszące spotkaniu z tym gadem. - Mam nadzieję, że nie wystraszyłam Cię tym zbytnio. - czemu nie mogła wybrać sobie jakiegoś milszego stworzonka. Chociażby takiego Testrala. Przecież widziała śmierć. Znalezienie go nie powinno być trudne.
Gdy obok Alice rozbłysło światło, dziewczyna spojrzała niepewnie na towarzyszkę i uchyliła niepewnie usta. Ledwo się powstrzymała przed komentarzem. Co chciała powiedzieć? Nie była do końca przekonana, czy to dobry pomysł. Od zawsze była przekonana, że ciemność jest lepsza niż światło. Wydawało jej się, że było na tyle światła, że były w stanie się poruszać swobodnie i dostrzegać ewentualne niebezpieczeństwo, a światło… nie dość, że ograniczały ich widoczność, bo oczy przyzwyczajają się do jasności, a nie tego, co jest wokół nich, to jeszcze działało to, jak wielki napis: „Tu jestem, chodź i mnie zjedz”. Dlaczego powstrzymała się od komentarza? Bo jeżeli coś będzie chciało je zjeść, to nie będzie potrzebowało tego znaku, a one mogą czuć się trochę pewniej, a przynajmniej Berenice. Alice przyzwyczajona była do ciemności. Do obserwowania i nasłuchiwania otoczenia, a co za tym idzie, radzenia sobie samymi zmysłami, bez różdżki, czy urządzeń. Sprymitywizowała się do poziomu zwierząt i co najważniejsze, nie przeszkadzało jej to. Myślała, jak człowiek, a reagowała, jak zwierzę. Dla niej to była idealna kombinacja, która pozwalała jej przetrwać w tym okrutnym świecie. Zaczęła się opowieść o pięknym i niebezpiecznym stworzeniu, jakim są widłowęże. Puchonka zmierzyła niepewnie wzrokiem towarzyszkę i zaśmiała się zakłopotana. Panna Cairndow jest nie wiele większa od niej, a to stworzenie, w najgorszym wypadku, może być dokładnie dwa razy większe od panny Månen. To będzie bardzo ciekawe spotkanie, o ile dojdzie do skutku. - Nie… skądże znowu – powiedziała śmiejąc się zakłopotała. Czuła, jak jej serce wali. Może jednak to nie był aż taki dobry pomysł? To nie tak, że zmieniłaby zdanie, gdyby znała szczegóły, ale miała prawo się bać, a przynajmniej czuć obawę. Uniosła dłoń i oplotła nią kryształową broszkę, która zawieszona była na łańcuszku. Od kiedy zaczęła ją nosić, czuła się coraz pewniejsza, nie wiedziała nawet czemu. Może dlatego, że przypominała jej kogoś, kto chciał, by to właśnie ONA była nośnikiem pamięci. To skomplikowane. Co do Testrali, to nawet Alice chciałaby jakiegoś znaleźć i zobaczyć. Widziała śmierć swojej ukochanej matki, nawet teraz jest w stanie przywołać ten obraz, który pozostawia na jej ciele nieprzyjemne dreszcze. Dziewczyna otuliła się rękami i wyrzuciła z siebie drżący oddech. - Nie sądziłam, że będzie tak chłodno – wydukała z nadzieją, że jej towarzyszka uwierzy jej na słowo i nie będzie analizować jej zachowania (tak jak ona to robi z innymi ludźmi zresztą), by dowiedzieć się, jakie prawdziwe uczucia się w niej kreują – właśnie! – dodała po chwili zwracając się do Berenice – Masz jakieś… coś… na ten jad? Wiesz… tak na wszelki wypadek… – gdyby znała specyfikację tego jadu, to prawdopodobnie wiedziałaby, jakie rośliny zmieszać, by stworzyć coś na wzór odtrutki, albo chociaż opóźniacza, który dawałby im jakieś szanse. Och, Alice, z ciebie to niezła pesymistka, skoro od razu zakładasz najgorsze. A może po prostu chciała być przygotowana na wszystko?
Dziewczęta z pewnością wiedziały co robią, zapuszczając się w tak niebezpieczne miejsce... Albo i nie. Nocne stworzenia przypatrywały się im uważnie, chociaż one zapewne nie miały szans ich dostrzec. Czujne oczy zabłysły raz czy dwa w zaroślach, dziwny szelest rozbrzmiał tuż za plecami Gryfonki, innym razem patyk pod nogami Puchonki pękł z takim trzaskiem, że sowa zerwała się z drzewa z hukiem. Wszystko tu było przerażające, a najgorsze były te wszechobecne odgłosy, bo Zakazany Las pełen był życia. Co prawda, ukrytego i groźnego, pragnącego żeby nieproszeni goście natychmiast się wynieśli. Dziewczęta rozmawiały i może dlatego nie usłyszały dość szybko odgłosu przypominającego... lawinę? Nie była to jednak lawina, a niewielkie stado garborogów. Ich kopyta sprawiały, że ziemia drżała, a zbliżały się bardzo szybko... Zbyt szybko, żeby dało się przed nimi uciec. Te duże, szaro-fioletowe zwierzęta zostały przez coś spłoszone i pędziły prosto na nieświadome niczego dziewczyny.
Kostki dla Berenice:
Spoiler:
2,4 - Jeden z gaborogów zahaczył o twoje ramię rogiem! Chociaż to jedynie draśnięcie nie możesz poruszyć ręką i czujesz paraliżujący ból. Przynajmniej to nie ręka, w której trzymasz różdżkę. Zawsze można zawrócić albo zatamować krwawienie i ruszyć dalej. 1,5 - Niestety, kiedy próbowałaś się schronić, potknęłaś się i paskudnie rozcięłaś sobie nogę o wystającą gałąź. Mimo to zwierzęta cię ominęły. Krwawisz i piekielnie boli, więc szybko wymyśl co z tym zrobisz! Będziesz utykać. 3,6 - Pomyślałaś, że najlepiej będzie wskoczyć prosto w grube, wielkie krzaki rosnące obok. Okazało się, że garborogi przebiegły z daleka, ale to powinno cię raczej zaniepokoić... Bo własnie wpadłaś w objęcia diabelskich sideł. Rzuć kostką raz jeszcze! Parzysta - masz pecha, bo pnącza od razu wyrwały ci z rąk różdżkę i zaczęły zaciskać się wokół twojej szyi. Nieparzysta - pnącza unieruchomiły twoje nogi, wpijając się w kostki.
KOSTKI DLA ALICE:
Spoiler:
1,2 - Udało ci się uciec przez garborogami, ale przez swoją nieuwagę wpadłaś prosto w wielką pajęczynę rozwieszoną między drzewami (wcześniej zupełnie nie dało się jej zauważyć!). Nie dość, że to dość ohydna sytuacja, bo cienka nić automatycznie pozostaje na twoich włosach i ubraniu to tak jakby... nie za bardzo dasz radę sama się odczepić. 3,4 - Wystraszyłaś się niespodziewanym "atakiem" tak, że spróbowałaś trafić w pędzącego na ciebie garboroga zaklęciem ogłuszającym... Te zwierzęta mają jednak tak gruby pancerz, że zaklęcie się odbiło i trafiło w ciebie! Padasz nieprzytomna, ale przynajmniej nie zostałaś zgnieciona. Sprawdź co z twoją różdżką... Rzuć kostką i jeśli wypadnie 1 to niestety została na tyle mocno uszkodzona, że konieczna jest naprawa i nie możesz z niej korzystać w dalszej części wyprawy. 5,6 - Miałaś dużo szczęścia, bo zdołałaś odbiec kilka metrów i schować się za potężnym głazem. Garborogi przebiegły obok, pokrywając cię jedynie warstwą pyłu i liści, które wzburzyły swoją szarżą.
Zwierzęta pognały dalej, pozostawiając za sobą tylko wydeptaną ścieżkę... Ciekawe co je tak wystraszyło. Może lepiej zmienić kierunek, w którym idziecie. Możecie swobodnie pisać dalej i prowadzić poszukiwania, akcja z widłowężem będzie trochę później. :3