Beach Boys śpiewali o Arubie i Jamajce tylko dlatego, że nigdy nie byli na Malediwach! Tutejsze plaże to jedne z tych miejsc, których widok zostaje z człowiekiem do jego ostatnich dni. Krystalicznie czysta woda, niemal śnieżnobiały piasek i mnóstwo palm dających cień i kokosy, doskonale gaszących pragnienie. Tutaj bardzo łatwo zapomnisz o tym, że wciąż żyjesz i nie jesteś w raju. Pamiętaj tylko, żeby zabrać ze sobą nieco świeżych owoców. Tutejsze żółwie z pewnością upomną się o swoje myto, ale w zamian za to, zabiorą cię w niezwykłą przygodę podczas nurkowania.
Droczył się z nią. Wyglądała zabawnie, gdy robiła taką niewinną minkę. Jak lalka. Taka mała, porcelanowa laleczka. Zbliżył się do niej, aby objąć ją w pasie. Ujął dłonią podbródek Cassie i uniósł go do góry, tak, że teraz i on mógł patrzeć w jej oczy. - Nie chcesz odwiedzić Daisy? - uniósł brew rozbawiony. - No nie mów? Przecież ona jest cudnowna i piękna! Nie widziałaś? - zakpił z pulchnej czarodziejki. - A gdybym ja zaopiekował się tobą w szpitalu? - zniżył swój głos do zmysłowego szeptu. - Też byś odmówiła?
Nie będzie mu dłużna, jeśli obydwoje się droczą. Uniosła podbródek, tak, aby go nie trzymał. Nie chciała się całkowicie wyrywać, lubiła jego dotyk. Perfumy, śmiech. Pewnie nie będzie mogła zasnąć, próbując rekonstruować sobie dzisiejsze popołudnie. - Nie spieszno mi jest do trumny - rzekła, uśmiechając się - Nie liczy się jej uroda, tylko umiejętności, których nie mam zamiaru sprawdzać. Przynajmniej nie na sobie. - dodała, śmiejąc się cicho. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej - Wolałabym, abyś opiekował się w nieco innym miejscu. Szpital nie jest - chrząknęła - sympatyczny.
Zachichotał, myśląc o tej strasznej kobiecie i wzdrygnął się lekko. On również wolał jej nie odwiedzać. Podobno była straszna. Nie tylko wizualnie, ale też w swoim podejściu do pacjenta. - Ja chyba też nie. - przyznał nadal szeptając. - Prędzej wolałbym umrzeć pogrzebany żywcem, ale.. nigdy nie mów nigdy. Schylił się i podrażnił ciepłym oddechem, mokrą skórę na szyi Cassie. Jego usta dzieliło może trzy, cztery milimetry od tej części ciała.
Ten szept, czy on naprawdę pragnął, żeby zemdlała? Sama wizyta w szpitalu powodowała dreszcze, a co dopiero w rękach Daisy... Na pewno odkryłaby wszystkie choroby, których nie posiadała. - Pogrzebany żywcem? Jesteś masochistą? - spytała nadal konspiracyjnie, wplątując smukłe palce w jego włosy. Jego oddech był na tyle drażniący, podniecający, że odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy.
- Może.. - mruknął tajemniczo. Uśmiechnął się tajemniczo, widząc jej reakcję. Powtórzył tę czynność dwa razy, schodząc z jej szyi na ramię i z powrotem, żeby zakończyć na jej policzku krótkim pocałunkiem blisko kącika ust Cassie. Nie odsunął swojej twarzy od jej policzka, więc kiedy tylko by chciał mógł powtórzyć swój ruch.
Zastanawiała się, czy wie, w co się pakuje. Nie powinna tego robić, to było pewne. Raz kozie śmierć? Sam ją prowokował i sam ją drażnił. Bawił się jej emocjami, co było wręcz karalne. Dlaczego tak paskudnie role się obróciły? Wciąż miała przymknięte oczy, czując jego usta na swoim policzku. Kolejna pułapka, w którą wpadła. I nie miała już wyjścia. Musnęła jego usta swoimi, bojąc się, tak Cassandra naprawdę bała się, jego reakcji.
Uśmiechnął się zadowolony, gdy Cassie zrobiła właśnie to czego chciał. Jako zwyczajowy Ślizgon powinien się uśmiechnąć z wyższością i wykpić za jej bezczelność, ale nie był zwykłym Ślizgonem. Miał godność, a godność nie pozwalała mu poniżać, obrażać czy też kpić z kobiety. O biciu nawet nie wspominał, bo to było oczywiste. Zresztą nie miał jej czego wygarnąć. Nie miał dlaczego się z niej śmiać. To było to o czym marzył przez ostatnie kilka godzin od ich spotkania. Za bardzo go zwodziła i kokietowała. Przyciągnął ją bliżej siebie i odwzajemnił pocałunek.
Czy ten uśmiech był wielkim jego tryumfem? Nie lubiła się powtarzać, ale przestawała go rozumieć. Ze skrajności w skrajność, raz żart, potem uwodzenie? Ewidentnie grał na jej uczuciach. Mimo tego iż był ślizgonem(a oni zawsze tak robią), Cassandra chciała zabrać mu to prawo. To ona była górą, zawsze. Przytuliła się do niego, ciesząc się, że odwzajemnił pocałunek. Jednak coś jej nie pasowało... Przecież miał oberwać za to wrzucenie do wody. Próbując odwrócić uwagę pocałunkiem, nabrała do rąk wody i chlusnęła nią na Ravena. - Nigdy więcej tego nie rób - pokazała mu język i dla własnego bezpieczeństwa, nie chciała być przecież potopiona lub kolejny raz oblana, oddaliła się w bezpiecznej odległości od niego. Może to był metr, dwa? - Nie gryź - dodała ze śmiechem.
- Możesz trzymać mnie za słowo, że nie będę. - również wystawił jej język. - Chyba, że sama mnie zmusisz.. albo podpuścisz. Uciekła, pomyślał lekko rozgoryczony. Zresztą co on wyprawia! To się w głowie nie mieści. Koniec i basta! Wyszedł z wody tak, że teraz sięgała mu jedynie do kostek. Spojrzał na jasny, drobny, piasek zmoczony przez spokojne fale. Gdzieniegdzie widać było różnokolorowe kamyczki i malutkie białe muszelki. To wszystko dawało efekt wielkiej piaskownicy. Piaskownicy.. Ta myśl podsunęła Ravenowi kolejny pomysł - zamek z piasku! - Dużo masz jeszcze w sobie z dziecka? - zapytał Puchonkę. - Co powiesz na ogromny zamek?
Zamyśliła się na chwilę, jego propozycja była kusząca. On był kuszący. Spojrzała na niego, gdy tylko wychodził z wody. Hm, niepozorna ucieczka sprawiła, że się spłoszył? Podbiegła do niego, przytuliła się do pleców. Nie wiedziała, co chciała zrobić tym gestem. Na pewno uświadomić, że nie ucieka od niego. - Rav, nigdy nie dorosnę - zaśmiała się, odsuwając się lekko od chłopaka. Na chwilę ujęła jego dłoń, po czym schyliła się, podnosząc małą, białą muszelkę. Przyłożyła ją do ucha i z zawodem stwierdziła, że nie słychać szumu wody. - Zamek? Jak najbardziej za.
Tak go zaskoczyła, gdy do niego przyszła i przytuliła się do jego pleców, że mało nie przewrócił. Chwilę potem zachichotał, zdając sobie sprawę z idiotyczności swojego pytania. Przecież ona nigdy nie wyrośnie. Zawsze będzie słodka jak dziecko i "niewinna". - To gdzie go postawimy? - zapytał rozglądając się przy okazji za odpowiednim miejscem na zamek.
Uśmiechnęła się, widząc jego reakcje. Kochała go zaskakiwać, wtedy jego mina przypominała zagubione dziecko. Takie bezbronne. Podbiegła do miejsca, gdzie woda zderzała się z suchym piaskiem. - Tutaj - powiedziała wesoło, siadając. Nawet nie przejmowała się, że ten surowiec przyklei się do jej skóry. - A zrobimy wieżyczkę? - spytała, sięgając po kilka muszelek.
Usiadł naprzeciwko niej i zaczął zbierać mokry piasek na jedną kupkę. - Tylko jeśli zrobimy też fosę, żeby żaden nieproszony gość nie mógł się dostać do naszego zamku. - powiedział, wyobrażając sobie wspaniałą budowlę. - I będą wieżyczki, okna, ogromne drzwi i mostek z patyczków. Nie można też zapomnieć o dziedzińcu i solidnych murach, skoro ma być to zamek. Przyglądał się jak zbiera muszelki. Z nich można by zrobić ozdoby dachu i "brukowane drogi" na dziedzińcu. Na murze wyglądałyby równie świetnie. - Potrzebne nam są mrówki. - wypalił, szczerząc się w promiennym uśmiechu.
Zgarnęła muszelki na jedno miejsce, obserwując ich śmieszne kształty. Raven i Cassandra wyglądali jak małe dzieci, którym rodzicie pozwolili się pobawić, aby mieć ich na chwilę z głowy. - Myślisz, że ktoś będzie chciał zaatakować nasz zamek? - spytała, wyobrażając sobie olbrzymich strażaków, stojących przy majestatycznych kolumnach. Zamoczyła garstkę, niestety niezbyt wielką, w wodzie, aby piasek działał jako spoiwo. - Rav, słońce, tutejsze patyki są strasznie grube, a roślinność twardolistna. - jęknęła, nie mogąc znaleźć w zasięgu wzroku żadnych cienkich patyków. Miała świadomość, że woda pewnie zmyje ich zamek i skończy się zabawa, lecz to się teraz nie liczyło. - Mrówki? - prawie że krzyknęła - Po co Ci mrówki? - spytała po raz kolejny.
Powoli zaczął formować ściany i kształt zamku. Od wody odgrodził się stawiając prowizoryczny murek, który z czasem stawał się coraz mniejszy od podmywającego go morza. - A kto nie chciałby zniszczyć takiego pięknego zamku? - zdziwił się, patrząc z dziecięcą miną na Puchonkę. - Każdy by nam go zazdrościł, a że nie potrafiłby zrobić piękniejszego to wolałby zniszczyć nasz! Dlatego królewicz i królewna, czyli my, musimy myśleć o duużych murach! Na wiadomość o braku patyczków na mostek, również się rozejrzał. Niestety nie widział tutaj nic co mogłoby się przydać. - Hm.. to może zrobimy go z zapałek? - sięgnął po swoją torbę, z której wyciągnął długie zapałki do grilla. I wtedy Cassie na wiadomość o mrówkach, wydała z siebie taki dźwięk, że nie mógł się powstrzymać przed zachichotaniem. - Noo.. - rzekł z poważną miną. - To będą nasi poddani. W końcu w zamku musi ktoś mieszkać, a my jesteśmy trochę.. za duzi?
Nie potrafiła ukryć uśmiechu, przyglądając się mu. Naprawdę się przykładał, budując dla nich zamek. Tak właśnie "nich", nazwał królewicz i królewna. Poczuła lekkie mrowienie na szyi, które próbowała zatuszować drapnięciem. Zaczęła pomagać mu robić ten duży mur ochronny. - Myślisz, że przez zazdrość ktoś zniszczyłby nasz zameczek? - spytała cicho, chociaż znała odpowiedź. Chwyciła od niego zapałki, które wyjęła z opakowania. Wcześniej zrobiła wieżyczkę, na którą bardzo długo patrzyła się z krytyczną miną. - Raven - spytała, unosząc wzrok i spoglądając mu w oczy - Co czuje królewicz, który widzi swoją ukochaną zamknięta w wieży? - dodała, zerkając na postawioną przez siebie budowlę. Lekko przygryzła dolną wargę. - Ale mrówki wcale się nie słuchają, do tego mają strasznie dużo nóg i będą brudzić naszą marmurową - uniosła muszelki ku górze - podłogę. Nie lubię bałaganu... Nie mogą tu mieszkać duszki?
Pojawiła się na plaży ubrana w bikini i zielone pareo. Trzymając japonki w dloni szła wzdłuż brzegu po piasku. Szarymi oczkami patrzyła na wode w oceanie i rozmyślała. Ciekawe jak z Danielle. Żadnej wiadomości od wujostwa, a może coś im zrobiła? Wtedy by wiedziała gdzie mnie szukac i pojawiłaby się tu. Oj Sydney nie myśl o niej. Nie powinnaś wogóle jej bronić skoro tak sie zachowuje. Zatrzymała się i odwróciła w kierunku oceanu. Westchnęła cicho i ruszyła dalej nie patrząc czy przypadkiem na kogoś nie wapdnie.
Blondynka ubrana jedynie w bikini o truskawkowym odcieniu i narzuconą na to zwiewną sukienkę spacerowała po plaży, nagimi stopami co jakiś czas kopiąc piasek który stawał na jej drodze. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów z czoła i westchnęła ciężko czując promienie słoneczne muskające jej ciało. Nudziła się, tym bardziej, że na plaży było wiele osób, żadna z nich nie była jej znana. Dopiero, kiedy dostrzegła znajome jej rude kosmyki na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Rzuciła się dzikim biegiem przez brzeg, aż do postaci w bikini krojem podobnym do niej i wskoczyła jej na plecy mocno obejmując jej ramiona, żeby nie spaść na ziemię. - Syd ! - Wrzasnęła,śmiejąc się perliście i próbując oczyścić oczy z kosmyków blond włosów, które do nich wpadły.
Szła tak myśląc i gdy dopiero ktoś wskoczył jej na plecy ocknęła się. Zerknęła na osobę, której to była sprawka. - Erin! Wariatko, bo zawału dostanę. - powiedziała śmiejąc się i pomogła zejść dziewczynie. - Gdzieś ty się chowała? Jakoś nie widziałam Ciebie tutaj, a w szkole rzadko miałas czas. Chociaż to może ja miałam rzadko czas.
- Przyznaję się. - Odparła teatralnie przewracając oczami. - Koniecznie chcę Cię przyprawić o zawał serca, żeby mieć wreszcie okazję odwiedzić Munga. Posłała dziewczynie uroczy uśmiech i gdy tylko znów znalazła się na wilgotnym od oceanu piasku odgarnęła włosy, które znalazły się na jej twarzy. Podskoczyła i jęknęła cicho gdy natrafiła stopą na dość duży kamień. - Dopiero przyjechałam, matka uparła się, żebym spędziła z nimi część wakacji. - Westchnęła głośno krzywiąc się delikatnie. Rodzinne wakacje nie były aż takie złe, ale zdecydowanie bardziej wolała zwiedzać tropikalną wyspę. - Cały rok szkolny jakoś się mijałyśmy, chyba. Nigdzie Cię nie widziałam w każdym razie.
- Rodzinka, masakra. Moi chcą mnie ściągnąć do domu, bo są problemy z siostrą. - mruknęła. Odgarnęła wlosy, które zawsze opadały jej na twarz i spojrzała na blondynkę. - No ja Ciebie też nigdzie nie widziałam, chociaż możliwe, że na zajęciach. Wkońcu jesteśmy w jednej klasie, ale tak byłam zajeta lekcjami, że nawet nie miałam czasu się rozglądać za którym kolwiek z przyjaciół.
- Z siostrą ? - Powtórzyła w formie pytania marszcząc zgrabny nosek i kręcąc delikatnie głową. - Czasami cieszę się, że nie mam rodzeństwa, zapewne miałabym wtedy o połowę więcej problemów, szczególnie, że ojciec obrał sobie misję przedstawienia mnie całej rodzinie jako 'córki idealnej'. Koszmar. Prychnęła cicho pod nosem, w duchu przeklinając każdą chwilę w której jakaś pomarszczona ciotka pozostawiała na jej policzku ślad tandetnej szminki, a ona mogła tylko uroczo się uśmiechać i przytakiwać. - Musisz się mniej uczyć. - Stwierdziła poważnym tonem potwierdzając swoje słowa zdecydowanym skinieniem głowy. - Jak wrócimy do Hogwartu zamiast siedzieć nad książkami możemy częstować pierwszoroczniaków cukierkami od których będą krwaić im nosy albo puchnąć uszy.
- Wiesz zajmuje się mną i siostrą wujostwo. Rodzice zgineli w wypadku, no i właśnie Danielle przez to świruje. Nie mogą sobie z nią poradzić. - powiedziała. - Szczerze mam to samo z wujostwem. Przedstawiają mnie jako 'siostrzenicę idealną'. CZasem jest to fajne, a czasem nie. Idzie przywyknąć. Usmiechnęła się lekko. - Erin w tym roku owutemy. Jak można sie mniej uczyć? - zapytała. - Ale na wypady jakiekolwiek dam się wyciągnąć.
- Przykro mi. - Odparła posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Nie miała pojęcia, że Sydney straciła rodziców, zresztą sama zainteresowana nigdy o tym nie wspominała. - Nigdy do tego nie przywyknę. Moje wszystkie ciotki to jakieś stare pudernice. Tylko czekają, żeby Cię utuczyć i wysmarować szminką. Skrzywiła się okropnie na samą myśl o tym i przez krótką chwilę szła cały czas w tej samej pozycji. Trudno było pozbyć się obrzydzenia, kiedy one cały czas latały po jej umyśle. -Owutemy to właściwie wiedza z ostatnich lat, więc w sumie nie trzeba się uczyć. - Słusznie zauważyła. No i tylko wyszczerzyła zęby na ostanie zdanie, które padło z ust Sydney.
- Erin zobaczymy jaka ty będziesz w ich wieku. - pokazała przyjaciółce język lekko rozbawiona. Pokręciła głową by się uspokoić. - Może nie trzeba sie uczyć, ale przydałoby się powtórzyć, a troche tego będzie. - powiedziała kiwając głową.
- Nie będę w ich wieku. - Zaprotestowała jęcząc przy tym głośno. Jakoś nie dopuszczała do siebie myśli, że za kilka lat może choć trochę upodobnić się do jednej z nich. - A nawet jeśli będę, to nigdy nie użyję jasnoróżowej szminki i nie będą nią ślinić wszystkich naokoło. Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona na samo wyobrażenie sobie siebie w takiej sytuacji. Wyglądałoby to zapewne przekomicznie. - Będziemy miały cały rok na powtórki. - Mruknęła wyraźnie niezadowolona. Jeśli chodziło o naukę, nigdy nie była w jej kwestii zbyt rozmowna, bo zwyczajnie nie znosiła ślęczenia nad książkami po nocach.