Beach Boys śpiewali o Arubie i Jamajce tylko dlatego, że nigdy nie byli na Malediwach! Tutejsze plaże to jedne z tych miejsc, których widok zostaje z człowiekiem do jego ostatnich dni. Krystalicznie czysta woda, niemal śnieżnobiały piasek i mnóstwo palm dających cień i kokosy, doskonale gaszących pragnienie. Tutaj bardzo łatwo zapomnisz o tym, że wciąż żyjesz i nie jesteś w raju. Pamiętaj tylko, żeby zabrać ze sobą nieco świeżych owoców. Tutejsze żółwie z pewnością upomną się o swoje myto, ale w zamian za to, zabiorą cię w niezwykłą przygodę podczas nurkowania.
Odwróciła wzrok od morza i spojrzała na dziewczyny. - Dobry pomysł. - przytaknęła Sydney. Odgarnęła grzywkę z oczu. - Ja tam się nie znam na fotografowaniu. Niby to łatwe, ale mi nie wychodzi za dobrze. - zaśmiała się. - a mi się eliksiry podobają głównie dlatego że sa podobne do czarów. Niektóre leczą, a niektóre zabijają. - uśmiech.
- Ja tam lubie Eliksiry, bo się na nich nie nudzę. Tak jak na przykład na Historii Magii. Na tej to chyba bym tylko spała, a to nie ma sensu chodzenie wtedy na te lekcje. - powiedziała. Tak serio myślała dlatego nie chodziła na zajęcia z historii magii. Spojrzała na dziewczyny. - To jak wrócimy to sie umówimy.
- Moje ulubione przedmioty to OPCM, zaklęcia i transmutacja - wzruszyła ramionami - Nienawidzę historii magii. Zawsze się na niej nudziłam i w zeszłym roku ostatni raz byłam na tych zajęciach. W tym roku się nie zapiszę. Obiecała to sobike już dawno, bo po co ma tracić czas na przedmiot, na którym i tak zawsze prawie śpi i na dodatek ma słabe oceny? Zresztą, chciała być aurorką, a do tego historia magii jej niepotrzebna. - Ok, umówimy się - mruknęła i spojrzała na Luś - Wiesz, też mi na początku nie wychodziło, ale dużo podróżowałam i chciałam jakoś uwiecznić te wszystkie piękne miejsca, więc robiłam zdjęcia. I według mnie nie trzeba się na tym znać, wystarczy mieć wprawę.
- Tak. Koniecznie - uśmiechnęła się na słowa Sydney. - Transmutacja też jest ciekawa. Ale najbardziej nie mogę się doczekać lekcji teleportacji. Niestety jeszcze kilka lat mi do tego. - powiedziała uśmiechając się smutno. - Mnie w ogóle żadna historia nie interesuje. Możne niektóre tematy z nią związane, ale tak to nie. A co do fotografii... nie jest to dla mnie interesującym zajęciem. Może wspólne zdjęcia na pamiątkę, ale tak to nie. - wyszczerz.
O tak, teleportacja. Mel też chciałaby to umieć. - A mi już niewiele brakuje do teleportacji - uśmiechnęła się - W lutym skończę 17 lat. To już tylko kilka miesięcy... Wiedziała, że w Hogwarcie i tak nie będzie mogła się teleportować, ale jednak... - Dla mnie też historia jest nudna. Te wszystkie daty, które trzeba umieć - ziewnęła demonstracyjnie. Słów Luś na temat fotografii nie skomentowała. W końcu każdy mógł mieć własny gust, a zresztą ona np. nie lubiła eliksirów.
Wyszła na wieczorny spacer. Miło było popatrzeć na zachodzące słońce i pomoczyć nogi w ciepłej wodzie. Była bez żadnych klapków w szortach i krótkiej bluzce na ramiączkach. Było tak przyjemnie, że nie warto było siedzieć w domku. Jednak Rose wydawało się, że ktoś ją ciągle obserwuje i za nią idzie. Było to dziwne uczucie, którego nawet nie starała się pozbyć. Wolała być ostrożna.
Deportowałem się prosto z domku 14, przed sobą widząc rosalie, cóż szedłem przed siebie zastanawiając się nad tym wszystkim co miało wcześniej miejsce. Przepowiednia przede wszystkim to zajmowało mi głowę, bez miernymi pytaniami.
Od razu wyczuła, że ktoś tu jest. Ten charakterystyczny dźwięk aportacji. Natychmiast się odwróciła, trzymając różdżkę w gotowości. Zobaczyła Blava. Przestraszyła się. Jeśli to wszystko to prawda? - Czego chcesz? - spytała, trzymając różdżkę w gotowości.
Po woli szedłem w jej kierunku i wzruszyłem ramionami. - Także postanowiłem tutaj przyjść.-Powiedziałem stojąc jakieś pięć metrów od niej, patrzyłem jej w oczy, stojąc w miejscu i czekając gotowy na wszystko, i to dosłownie, w jej wzroku było coś dziwnego, nie to samo co wcześniej, tak jak gdyby była gotowa do ataku na mnie cóż może jest?...
- Czy... czy to Ty zabiłeś aurora? - zapytała. kiedy biegła, zobaczyła leżące ciało. Nie zatrzymała się, nie mogła. Jeżeli to była prawda to... o Boże... Jeśli zbliży się do Diany, to ją zabije! Tego na pewno nie chciała. Dać nauczkę - tak, zabić - nie. Stała wyprostowana, patrząc mordercy w oczy. - Mnie też zabijesz? - zapytała, oddychając głęboko. Nie chciała stracić nad sobą kontroli.
-Gdybym chciał cie zabić zrobiłbym to wcześniej nie uważasz?, on umarł bo zasłużył sobie na śmierć, myśląc że cie zabije, uważasz że zasłużyłaś na śmierć.-Patrzyłem na nią z góry wycieknąłem różdżkę i cofnąłem się o krok. - A teraz zachowaj się jak wszystkie bezmózgie kretyny i mnie zaatakuj, wieżąc że walczysz o swoje życie, lub o życie kogoś innego, zaś jeżeli dostrzegłaś już że nie było moim zamiarem zaatakować, czy też zabić ciebie, schowaj różdżkę a i ja swoją schowam.-Stałem w pozycji "Bojowej", z ugiętymi lekko kolanami i różdżką nad głową, wycelowaną w dziewczynę, zaś druga ręka zwisała swobodnie.Stałem i czekałem.
- Niektórych cieszy patrzenie, jak ofiara cierpi, a ja nie wiem, do 'których' się zaliczasz. Ja nie zaliczam się do żadnych z wymienionych przez ciebie grup. Nie zamierzała opuścić różdżki. Nigdy nie ufała takim ludziom. Co, jeśli, jak schowa ją, to Blav zaatakuje. Świetnie się maskuje, więc wszystko możliwe. Nie czekając dłużej, krzyknęła: - Drętwota! - Nie zamierzała zostawiać na wolności faceta, który sieje zniszczenie.
"Protego" automatyczna ochrona, jego mięśnie się napięły do skoku do tyłu, nie patrząc już dłużej, nie czekając ani nic nie mówiąc, zaczęło się. - Crucio.-Czar ruszył w stronę dziewczyny niczym strzała, wiedziałem że dziewczyna świetnie tego uniknie, każdy umie stworzyć tarczę, skierowałem różdżkę na wodę i kontrolując ją skierowałem ją ku dziewczynie, stając się złapać ją w wodną kulę.
(szukałem 30 min tego zaklęcia ale go nie znalazłem a jestem pewny na 100% że takie jest...)
Uskoczyła przed zaklęciem. Nie chciała marnować sił na coś takiego. Wiedziała, ze walka nie będzie prosta. Musiała jednak jakoś się trzymać. - Protego! - krzyknęła, odbijając wodę, która chciała ja otoczyć. Tak łatwo się nie da. Pospiesznie próbowała wymyślić jakiś plan. Bez niego nie wygra. Każde zaklęcie zostanie odbite, tak więc nie mogła rzucać ich bezmyślnie. - Tarantallegra! - machnęła różdżką. Raczej przy dzikich pląsach nie będzie tak precyzyjnych ruchów. Trafiła. Teraz mężczyzna ledwo utrzymywał równowagę. Jeśli zgubi różdżkę, wygra. - Expelliarmus! - dodała. Oby się udało, oby się udało, błagała.
"FirerSneak" z różdżki wyleciał wielki ognisty wąż, który przyjął na siebie zaklęcie, rozbrajające co sprawiło że wąż znikł, zamieniając się w wielką chmurę ognia, co dało mi czas na szybkie działanie i przemyślenie. "Finite" przestałem jak opętany pląsać nogami "Relashio". Wykorzystując tą chmurę ognia kierują ją wprost na dziewczynę.
Zaczęła kasłać. Uch, żałowała, że nie zna tych zaklęć. musiała robić uniki, a znajome zaklęcia odbijać, a potem kontratakować. Odsunęła się do tyłu, zasłaniając usta ręką. Nie chciała stracić przytomności. - Aquamenti! - krzyknęła głośno. Nie da się spalić, o nie. - Drętwota! Rictusempra! Lacarnum Infalamare! Incarcerous! - rzucała zaklęcia na oślep. Nie widziała nic przecież. - Lumos! - Pojawiło się światło. Zorientowawszy się w sytuacji, powiedziała 'Nox', a różdżka zgasła. Zaczęło się przejaśniać. Blav albo skakał, unikając zaklęć, albo odbijał. Wykorzystała to mówiąc: Expelliarmus - trafiła. Blav straciła różdżkę.
Vivien najedzona i zmęczona żarciem szła w stronę domku. Stwierdziła, że przejdzie się plażą, a co tam. Spali zbędne kalorie. Czuła się tak grubo, że zastanawiała się czy tłuszcz nie wylewa jej się z brzucha, nosa i wszystkiego. Słysząc dziwne hałasy czujnie poszła w tamtą stronę, wpierw wyjmując różdżkę. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła walczącą z jakimś dziwnym chłopakiem, który wyglądał jak aktor z tych głupich filmów mugoli. Znowu Rose się z kimś tłucze? Byli tak skupieni na sobie, że udało jej się do nich podejść, a raczej podbiec. - Bubbleforce- krzyknęła celując różdżkę w stronę przeciwnika Roś z zaciętą miną.
Wyprostowałem się i patrzyłem na nią, uśmiechnąłem się, lekko wychyliłem plecy do tyłu i wyciągnąłem rękę po różdżkę, która niemal natychmiast wylądowała w mojej dłoni, omiotłem szybko teren spojrzeniem, oczywiście piasek!. Nie lubiłem tego zaklęcia, ale nie miałem wyboru, no może i wybór miałem, ale dawno ów zaklęcia nie wykonywałem, a było to dosyć skomplikowane zaklęcie, lepiej je ćwiczyć w każdym momencie, kiedy jest tylko okazja, a tak okazja właśnie się nadążyła. Odchylając się cały czas zacząłem "wsysać" do siebie powietrze, sprawiając że na końcu mojej różdżki pojawiał się bąbel ów powietrza, zaś dziewczyna mimo woli przysuwała się do mnie, kiedy spostrzegłem że bąbel jest już odpowiedniej wielkości, zakończyłem wsysanie "FuutonDoton" tego zaklęcia nauczyłem się w japoni, tym razem odpychając od siebie całe powietrze, sprawiając że wszystko od demnie zaczęło iść do przodu, dziewczyna żeby nie upaść i tym samym nie przegrać walki musiała by użyć zaklęcia tarczy, inaczej nie ma możliwości by nie upadła, ale na jej nieszczęście to nie był koniec, gdyż każde ziarenko piasku które podniosło się wraz z wielkim podmuchem wiatru, zamieniło się wielki i ostry kołek, było ich setki albo i tysiące,każdy z innej strony, spojrzałem na dziewczynę zatrzymując kołki w powietrzu, wystarczyło że stracę choć na chwilę koncentracje, lub kontakt z różdżką, a kołki z niesamowitą prędkością spadną na dziewczynę. Machnąłem różdżką kończąc zaklęcie, a kołki pozamieniały się w piasek który przykrył dziewczynę aż po szyje, nie dając jej możliwości ruchu.W ostatniej chwili unikając kolejnego zaklęcia jednak zignorował to. - Jesteś bardzo uzdolnioną czarownicą i w przyszłości będziesz potężnym magiem może aurorem?, na pewno będziesz bardzo ceniona i szanowana za swą silę.-Nachyliłem się nad dziewczyną tak by tylko ona mogła usłyszeć moje słowa. - Jednak to będzie nie ważne bo walczysz o wartości które teraz są fikcją, być może będzie ci dane zrozumieć tajemnice którą i ja odkryłem, być może w tedy zrozumiesz że zamiast mnie atakować powinnaś z zemną porozmawiać.- Ponownie popatrzyłem jej w oczy - Dokonałaś złego wyboru, i mówię ci że stracisz wszystko.-Obróciłem się i zniknąłem...
Ostatnio zmieniony przez Blavertino Slytherin dnia Czw Lip 22 2010, 06:06, w całości zmieniany 1 raz
Przerażona zaczęła się szarpać. Co on chce, do cholery, zrobić?! To się robi niebezpieczne! Kompletnie straciła orientacje w terenie. Widziała tylko jakiś bąbel, potem koniec, piasek, jakieś kolce... Prawie spanikowała! - Protego! - wytworzyła wokół siebie tarczę. - Finite! - dodała, usuwając zaklęcie i rzuciła różdżkę do Viv, której wpadła ona prosto w ręce. Zamieniła się w wilka, podbiegając do Blava. Ugryzła go w rękę, w której trzymał różdżkę. Kiedy ten się szamotał, chcąc zabrać rękę, Rose uciekła na bezpieczną odległość.
Dziewczyna zręcznie złapała różdżkę Rose patrząc z niejakim podziwem jak przemienia się w wilka. Miała wrażenie, że na ten czas wszyscy nagle zastygli w miejscu. A przynajmniej ona. Po tym wszystko nabrało jakby szybszego tempa. Kiedy wilk zaczął szamotać się z Blavem. Viv skierowała obie różdżki w jego stronę rzucając Expelliarmus. Jeden z promieni trafił prosto w Blava, a Davila chciała tym razem uniknąć ponownej sztuczki czarodzieja, dlatego tym razem skoczyła po jego różdżkę. Złapała ją i odeszła jak najdalej od niego, celując w niego aż trzema różdżkami. Gdyby to nie było na poważnie, tylko ćwiczenia, to Viv uznałaby to za całkiem zabawne !
Scar pomimo kiepskiej pogody przechadzała się po plaży. Wcześniej jakoś nie miała chęci i okazji. Piasek przyjemnie drażnił stopy, i dao się słyszeć tylko szum fal. Do czasu. Scar usłyszała naglę wiązankę zaklęć. Scar rozejrzała się. Dwie uczennice walczyły z dorosłym mężczyzną. Pielęgniarka zastanowiła się chwilę, postanowiła pomóc jednak uczennicom, widząc, że ten pojedynek nie jest w ramach rozrywki. Nie do końca wiedziała, co powinna zrobić zdecydowała się na krzyknięcie zaklęcia : firehutchcath, w stronę mężczyzny. Zaklęcie wysłane z zaskoczenia podziałało, a tamten otoczony był klatką z płomieni, z której nie było wyjścia.
Kiedy była pewna, że jest bezpieczne, zamieniła się w człowieka. Odebrała swoją różdżkę od Viv i spojrzała na kobietę, która przyszła im z pomocą. pewnie trafiła tu przypadkiem, ale wszystko możliwe. Miła nadzieję, że nie zobaczyła wilka. Jednak Viv tak. Trudno. Wie tylko ona. Teraz trzeba się zająć mężczyzną. Podeszła do kobiety, która okazała się pielęgniarką ze statku. - Dobry wieczór - mruknęła, nie wiedząc co powiedzieć. - Tak więc, e... Trzeba go do Munga. Ma coś z głową. Gadał straszne głupoty. Mówię pani!
Scar spojrzała uważnie na tłumaczącą się blondynkę, którą miała okazję już poznać. - Dobry wieczór – odpowiedziała również. – Mam rozumieć, że pojedynkowałyście się z jakimś obcym mężczyzną tylko dlatego, że gadał jakieś głupoty? Raczej nie mogę tak powiedzieć, oddając go w ręce uzdrowicieli. Muszę wiedzieć dokładniej o co tu chodzi – Scar założyła ręce na klatce piersiowej, wyraźnie oczekując wyjaśnień. - I kim w ogóle jest ten facet? – spytała tym razem naprawdę zaciekawiona.
Speszyła się. No, tak to brzmiało... Sama by się śmiała, gdyby ktoś jej to powiedział. - Prosze pani, taka prawda - uparła się. Nie będzie kłamać. - Twierdzi, że ma zamiar zabić wszystko, co się rusza, no i że to on zabił tego aurora oraz spalił domek! Ale to nieprawda! Ubzdurał coś sobie. Rozmawiałam z nim wcześniej normalnie. Musiał uderzyć się w głowę. Chwilę przypominała sobie, jak się nazywa. - Blav... Blav. Tak, Blav miał na imię. Nazwiska nie pamiętam.
To wszystko było dla Scar poważnie podejrzane, ale szczerze mówiąc nie miała ochoty na użeranie się z psychicznie chorym, jeśli ten facet takowym był. Postanowiła wiec, że odda go w ręce uzdrowicielki, a ona już stwierdzi, czy jest bezpieczny dla otoczenia, czy też nie.Wyciągnęła różdżkę, rzucając "Petryfikus Totalus", a kiedy mężczyzna padł na dno klatki, usunęła ją zaklęciem "Podarette" . Złapała nieprzytomnego Blava za rękę, teleportując ich do Munga.
Zadowolona z siebie i spełnionej misji spojrzała na Rosia. - Ale jesteśmy waleczne, nie?- zapytała z szerokim uśmiechem. Wzięła pod rękę puchonkę i poszły w stronę swoich domków. W zasadzie Roś była jedną z nielicznych puchonek, które lubiła. Wydawała się być inteligentna i jej zdaniem nie powinna być w pucholandii. Otrzepała się delikatnie, sprawdzając czy aby na jej skórze nie ma żadnego nieproszonego ziarenka piasku. Całe szczęście Vivien wyszła bez szwanku. Rose zresztą też.