Duża łazienka, przeznaczona specjalnie dla perfektów. W końcu oprócz pilnowania wściekłych bachorów muszą mieć też jakieś przywileje. W samym centrum znajduje się spory, dość głęboki basen, a naokoło krany z ilością płynów do kąpieli, o tak szerokim wyborze kolorów i zapachów, że trudno sobie wyobrazić. Uczniowie często ryzykują dostanie szlabanu i przychodzą tu, by popluskać się w ciepłej wodzie choć przez chwilę.
Jeśli nie jesteś nauczycielem, prefektem, kapitanem drużyny, bądź takowy Ci nie towarzyszy, obowiązkowo powinieneś rzucić kością w pierwszym poście w tym temacie:
Parzysta - zakradłeś się tu w taki sposób, że nikt Cię nie złapał. Możesz korzystać z łazienki prefektów przez cały wątek bez obaw, że znajdzie Cię tu ktoś niepowołany. Nieparzysta - masz pecha. Po kilku Twoich postach w tym miejscu przyłapuje Cię (wraz z twoim towarzystwem!) profesor Harrington. Masz do wyboru - zgłaszasz się po szlaban do MG/nauczyciela albo tracisz 20 punktów i musisz to zgłosić w odpowiednim temacie. Mistrz Gry ma ten temat pod kontrolą, a więc uchylanie się od tej kostki będzie dodatkowo karane.
Vivien zerknęła na niego z uśmiechem. Samael był osobą często niemiła i naburmuszoną. Wiedziała, że miał wiele nieprzychylnie nastawionych do siebie osób, ale sama nie mogła tego zrozumieć. Jak dla niej po wypadku stał się jeszcze bardziej uroczy niż wcześniej. Na myśli przychodził jej słodki różowy bobasek, kiedy na niego patrzyła jak się obrażał. - No dobrze, dziś ci się udało- powiedziała z westchnieniem. Nawet nie zauważyła jak zareagował na jej dotyk. - No tak to, skoro myślałeś, że jest dzień na pewno się jeszcze nie umyłeś przed spaniem- stwierdziła podpływając nieporadnie do niego. Aż cieszyła się, że nie może zobaczyć jak niezgrabnie wygląda w wodzie.
Postanowił się nie opierać, po kilku chwilach sam też zanurzył się w wodzie. Oczywiście, nie całkiem nagi, miał na sobie bokserki. Problematyczne w doborze bielizny było to, że nie wiedział, jak wygląda. Dlatego też chudy, kanciasty Samael-nienawidzę-was-wszystkich, miał na sobie śliczne bokserki w Świętych Mikołajów i renifery. Pierwszy raz zdjął przed kimś swój szalik. Okazało się, że ukrywa na szyi oparzenia, których nie udało się wyleczyć, ani zmniejszyć ich obszaru występowania. Woda była ciepła, wspaniała. Zimno, które zawsze go przenikało, zniknęło na chwilę, a na ustach zadrżał niepewny uśmiech. - Wspaniale - mruknął, ale jakby urwał to słowo. Jak gdyby odczuwał wstyd z powodu dobrego samopoczucia, wszyscy się przecież przyzwyczaili do jego nieznośnego charakteru. Oparł głowę o krawędź basenu. Martwe spojrzenie wypełnione pustką utkwione zostało w suficie, przymknął nieco opuchnięte nieco powieki. - Opowiedz mi coś, Viv.
Bez skrępowania patrzyła jak chłopak zdejmuje ubrania. Zrobiła zaskoczoną minę widząc jego blizny, ale na razie nie powiedziała na to ani słowa. Dopiero kiedy ujrzała jego śmieszne boskerki wybuchnęła śmiechem. Dopiero teraz zauważyła jak bardzo chłopak jest kościsty, nigdy wcześniej nie zwróciła na to uwagi. Po chwili zajęła miejsce obok niego, dzięki swojemu "zawodowemu" podpłynięciu. - Co ci się stało?- zapytała patrząc na jego szyję. Wyciągnęła rękę, ale zawahała się, wyglądały tak poważnie, że miała wrażenie, że sprawi mu swoim dotykiem ból. Dlatego jedynie dotknęła go na chwilę opuszkami palców. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa. W końcu chłopak bardzo rzadko był zadowolony, zazwyczaj wysłuchiwała jego kłotni z kimś innym lub narzekał na wiele rzeczy. - Opowiedzieć?- zapytała zdziwiona. Machała nogami trzymając się krawędzi baseniku. Przymknęła oczy, aby przypomnieć sobie jakiekolwiek słowa, które zapadły jej w pamięć. - Zawsze się cieszyłam z tego, że jestem ładna, robiłam wszystko, aby mężczyźni się do mnie uśmiechali, zaczepiali, byłam miłą kokietką. Pewnego dnia kiedy pochwaliłam się tym mamie, odpowiedziała mi: "Każdy potrafi zauważyć ładną dziewczynę, lecz mało kto umie w niej dostrzec także starą kobietę, którą kiedyś się stanie". Strasznie mi to zapadło w pamięć- powiedziała po dłuższej przerwie. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale stwierdziła, że Sam się domyśli, że po tych słowach zupełnie inaczej zaczęła odbierać interesujących się nią ludzi.- To taka głupotka...- dodała po chwili. - Teraz ty- poprosiła przepływając na jego drugą stronę.
Nie zabolało jednak. Czasami szyja piekła bólem pochodzącym ze środka, wyimaginowanym; jakby pod skórą tliły się resztki wrzącego eliksiru, gdy wracał do wspomnień tamtego dnia. - Wtedy straciłem wzrok - rzekł po chwili. Mięśnie, jak liny pod skórą, rozluźniły się powoli. Nie należał do ludzi pięknych, na pewno nie. Płowe włosy, blada cera, wyłupiaste, martwe oczy... kościste ciało, szpakowaty chód, kanciastość. Według przysłów, powinien nadrabiać to charakterem. Było wręcz przeciwnie. Do takich egoistycznych rozmyślań skłoniła go opowieść Vivien. - Mądra kobieta - powiedział cicho, głos też stał się odrobinę mniej napięty. - I to wcale nie głupotka. W prostych słowach mogą kryć się największe mądrości.
Samael milczał kolejne chwile. Zaległa cisza, przerywana jedynie cichym pluskiem wody, echem oddechów. Wydawało mu się, że serce bije, wprawiając wodę w drżenie. - Adrien był dzieckiem niesamowitym. Ze wszystkich ludzi, których znam, on najbardziej zasługiwał na przydomek "magiczny". Był... naprawdę magiczny. Ludzie czuli, jak budzi się w nich ta lepsza strona, gdy patrzyli w jego śmiejące się oczy. Wiesz, to jedna z takich osób, o których piszą potem w książkach, że emanują, że mają aurę. Zamilkł znów, dotknął szponiastymi palcami skóry na szyi. Faktura była gładka, nienaturalna, poprzecinana w kilku miejscach jakby żyłkami skóry. Zapiekło. - Nie wiem, co takiego zrobiłem wcześniej, że los pokarał mnie ostatnim obrazem w postaci płonących szczątków ciała istoty najbliższej mojemu sercu.
Pokiwała głową. Wiedziała, że Sam nie może tego zauważyć, ale stwierdziła, że nie potrzebny jest do tego żaden komentarz. Patrzyła na niego ze smutnym uśmiechem. Sama nigdy nie myślała o nim jako o brzydkim. Traktowała go jako specyficznego chłopaka, który pomimo tego jak wyglądał wydawał się być bardziej pociągający niż ci wszyscy krzepcy gryfoni, na których wpadała na każdym kroku. A poza tym lubiła ludzi, którzy nie są tacy jak wszyscy, a niestety w szkole większość osób miała mało ciekawe charaktery. - Mądra- powtórzyła zgarniając do siebie pianę, by oblepić się nią niczym patyk z watą cukrową. Spokojnie czekała aż Samael coś opowie. W pewnym momencie chciała powiedzieć, żeby jednak nic nie mówił, ale zrezygnowała z tego. Słuchała tego co mówił z zamkniętymi oczami. Poczuła jak dreszcze przechodzą przez jej ciało, kiedy mówił swoją historię. Automatycznie wyciągnęła dłoń i złapała jego rękę, którą właśnie dotykał szyi, ściskając ją lekko i głaszcząc delikatnie. Nie wiedziała co na to odpowiedzieć i bała się uczynić śmielszy gest wobec niego, bo czasem nie była pewna jak na to reagował. Patrzyła na pusty wzrok Sama i zagryzła wargi. Co takiego mógł zrobić wcześniej Samael? Jedyne co jej przychodziło do głowy to niesprawiedliwość losu.
I znów milczenie. Obrazy, pod powiekami. Ostatnie, ułożone nie w kształty, nie w dźwięki i zapachy; obrazy, mętne, mgliste, zatracające kontury i kształty. Potworne, straszliwe, rozrywające go od środka. Wypełniające goryczą taką, że jedyną obroną było zgorzknienie własne, opryskliwość i chłód. Wzdrygnął się, jakby to wszystko spadło na jego barki cieleśnie. Skierował twarz w stronę Vivien, kąciki ust uniosły się ledwo dostrzegalnie. Nie przeszedł go dreszcz w związku z dotykiem. Nie, to było nawet... miłe. - Mam zdolności do zasiewania grobowego nastroju, co? - mruknął ponuro.
Patrzyła niepewnie na chłopaka, który przez jakiś czas milaczł. Vivien nie chciała, aby przywoływał nieprzyjemne wspomnienia przy rozmowie. Nie lubiła, kiedy ludzie popadali przy niej w przygnębienie, chociaż nierzadko się to zdarzało. Kiedy odwrócił głowę spojrzała w jego oczy, czasem miała wrażenie, że wciąż ją może zobaczyć i mechanicznie poprawiała włosy. Zastanawiała się czy w ogóle pamiętał jak wyglądała Viv. Również się uśmiechnęła, kiedy zobaczyła, że on to robi. Sam kiedy się uśmiechał wyglądał tak dziwnie i przerażająco, że aż fascynująco, szczególnie, iż rzadko to robił. - Każdy ma jakiś talent- powiedziała ponownie delikatnie ściskając jego dłoń, a później wypuszczając jego rękę i przepływając fragment basenu, by potem znowu znaleźć się obok niego.
- Szkoda tylko, że niektórzy z nas nie mogą się nim szczycić - odparł cicho. Uśmiech zniknął równie szybko, ale sam jego cień na jego twarzy, to było ogromne osiągnięcie. Gdy odpłynęła, zanurzył się na chwilę całkiem w wodzie. Otoczyła go cisza, taka względna, rozdzierana od środka; uniwersum, absolut, harmonia. Potrafił długo tak siedzieć. Wynurzył się i zarejestrował, że oddech Vivien znów jest blisko. - Mógłbym być trytonem - rzucił nagle, zapomniawszy, że nie przedstawił jej swojej wcześniejszej refleksji o wodzie. Mogło więc zabrzmieć dość dziwnie.
- Talenty przydają się w najmniej oczekiwanych sytuacjach- powiedziała oddalając się od niego. Machała niezgrabnie kończynami zastanawiając się jak ludzie mogę to lubić. Wąchała płyny, które wlała do wielkiej wanny, czuła bombelki i pianę uderzające o jej ciało. Wydawało jej się, że woda w ogóle nie staje sie chłodniejsza. Zdjęła gumkę i podpłynęła do miejsca w którym leżała jej kosmetyczka, nałożyła na dłoń trochę szamponu i wróciła do wody. Wróciła do Sama. Uniosła do góry brwi słysząc jego wypowiedź. - Niby dlaczego?- zapytała wcierając w długie włosy szampon.- Wolałabym chyba być skrzatem domowym niż trytonem- dodała zerkając na niego. W końcu nieprzepadała za wodą.
- Skrzatem? - powtórzył zaskoczony i roześmiał się. Tym śmiechem z drugiej półki, nie z szuflady "pogarda". I brzmiało to dziwnie, ochryple; jakby nie śmiał się szczerze już od miesięcy. Albo jakby ktoś zaciskał na jego poparzonej szyi zimne palce i zmuszał do wydawania dźwięków. - Vivien skrzat - zadrwił przyjacielsko, wyobrażając to sobie. Jej głosik, jak ciągnie go za szatę, sięgając mu kolan. Pogłaskałby ją po wielkich uszach. Roześmiał się znów. Uspokoiwszy się, pociągnął nosem. Zapach szamponu. Teraz, otumaniony wonią wielu olejków, nie mógł dociec, czym trąci. Owocami, migdałami?
- To lepsze niż siedzenie w wodzie całe życie!- powiedziała obrażonym tonem patrząc jak się śmieje. Kręciła niezadowolona nosem, patrząc jak Sam się z niej nabija. Prychnęła jedynie i zanurzyła głowę w wodzie, aby szampon zmył się z jej włosów. Przez chwilę wyjmowała to wkładała głowę do wody, aż w końcu stanęła obok niego i przetarła oczy. Czuła dużą ilość płynów szczypiących jej oczka. Kiedy ponownie zaczął się z niej śmiać wsadziła ręce do wody, po czym ochlapała go dość mocno mocząc mu jego włosy. Chciaż musiała przyznać, że wizja jej jako skrzata musiała być wyjątkowo zabawna, lepsza nawet niż Sama jako trytona, chociaż to również byłoby ciekawe.
- Usługiwanie innym? To ja jednak wybieram hodowanie w ogródku wodorostów i druzgotka - mruknął, podśmiewając się pod nosem tym intensywniej, skoro była tym zirytowana. Okazało się, że Vivien ma jednak tajną broń i włada żywiołem wody. Udowodniła to, ochlapując go. - Skrzacie, na co ty sobie pozwalasz? - mruknął w oburzeniu, odpowiadając jej tym samym. Kanciaste, chude ręce niezgrabnym ruchem zagarnęły wodę, która pomknęła żywiołowo na Krukonkę. Nieważne, że i tak cała była mokra.
- Byłabym buntowniczym skrzatem- mruknęła, chociaż nigdy o takim nie słyszała. Uśmiechnęła się z triumfem, kiedy oburzł się po jej jakże niezgrabnym i obfitym ochlapaniu wodą chłopaka. - Nie jestem skrzatem!- dodała niezadowolona. Po chwili strumień wody poleciał w jej stronę, zaśmiała się głośno kiedy to zrobił i sama ponownie skierowała na niego część piany i płynów pod jej rękami, aby zmoczyć go bardziej, o ile się w ogóle dało. Skrzywiła nosek z niezadowoleniem, kiedy ponownie poczuła szczypanie w oku.
- Jesteś skrzatem - wykłócał się, zasłaniając się od nacierającej wody pełnej wonnych olejków i piany. - A ja trytonem. Jestem od ciebie większy, więc musisz mi zrobić herbatę - zarządził tonem nie znoszącym sprzeciwu. - A ja zrobię herbatę tobie - dodał ciszej po chwili, odpływając dalej, żeby ataki Vivien go nie dosięgnęły.
Vivien westchnęła widząc jak chłopak od niej odpływa. Nawet nie miała siły go gonić, pewnie i tak by jej się to nie udało. - Jesteś okropny- jęknęła z ubolewaniem. Zerknęła na swoje dłonie, na których zdążył się pojawiać te śmieszne zmarszczki, które się ma kiedy zbyt długo jest się mokrym. Wyjątkowa obrażona bez słowa wyszła z basenu i wpakowała się pod prysznic, aby spłukać z siebie wszelkie płyny, szampony i inne śmieszne rzeczy. Kiedy skończyła wytarła się i zrobiła sobie na głowie turban. Zerknęła na siedzącego w wodzie chłopaka. Podeszła w stronę kraników i przez chwilę wodziła po nich palcami. W końcu odkręciła jeden z nich. Ku jej zdziwieniu basen wypełniał się pianą. Kiedy nie towarzyszyły jej inne rodzaje wody, piany robiło się znacznie więcej niż normalnie. Przez chwilę stała i patrzyła zdziwiona jak łazienka obrasta w pianę.
- Tonę - zakomunikował Vivien, odgarniając rękami pianę, której zrobiło się nagle jakoś niesamowicie dużo, zagęściła się i przysłaniała mu... nie pole widzenia. Możliwość poruszania się. Był mniej więcej na środku basenu, a piana przykryła już jego głowę. - Odwołuję, nie jesteś skrzatem. Możesz już zrezygnować z planu morderstwa na mnie - wydobył się jękliwy, marudny głos spod piany. - Mówię poważnie, Vivien... pójdziesz do Azkabanu, jak umrę - pomarudził jeszcze trochę, ale udało mu się wyjść z basenu. Cały był w pianie. Calutki. Pianowy potwór.
Kiedy Vivien zorientowała się co się dzieje z Samem (a trochę to potrwało, bo była strasznie zajęta patrzeniem na rosnącą z sekundy na sekundy pianę), zaczęła chichotać pod nosem. Odkręciła w końcu kurek z pianą i bardzo zadowlona z siebie spojrzała na Samaela. Wybuchnęła głośnym śmiechem, który nie pasował wcale do dość drobnej blondynki, tylko do statecznej matrony. Podeszła do chłopaka. Droga była jeszcze trudniejsza niż wcześniej, gdyż posadzka była mokra oraz cała w pianie. - Wyglądasz przesłodko!- stwierdziła z szerokim, rozbrajającym uśmiechem, który rzadko gościł na jej twarzy i którego Sam nie mógł zobaczyć. Wyciągnęła dłonie i położyła mu na kościstej klatce piersiowej, zostawiając na pianie odciski swoich rąk. Zachichotała i zrobiła to samo na jego policzkach, które o dziwo również były całe w pianie. - Chyba jeszcze nigdy nie wyglądałeś tak seksownie Samaelu Yehl!- oznajmiła mu, siląc się na powagę.
- Ukatrupię cię - powiedział cicho, rozgoryczony tym, że chciała pozbawić go życia. Zadrżał mimowolnie, czując dotyk ciepłych dłoni na klatce piersiowej i policzkach. Ujął jej nadgarstki. Ruchem zadziwiająco zręcznym jak na takiego chuderlawego, ślepego Krukona. - Zatem, to twój koniec. Tako rzecze pianowy potwór - zabulgotał, dmuchnął krótko, bo piana wpadała mu teraz do ust, powoli spływając na dół. - I to nie mogą być twoje ostatnie słowa. Musisz wymyślić coś bardziej... heroicznego, żebym mógł przekazywać to dalszym pokoleniom.
Zaskoczył ją tym, aż podskoczyła w miejscu, kiedy poczuła jak jego chude palce oplatają się wokół jej nadgarstków. Przypominały jej trochę kajdanki, które znalazła kiedyś w lochach, zwisające z sufitu. - Koniec?- zapytała wciągając z lekkim świstem powierze.- W obliczu śmierci będę milczeć z godnością, możesz to przekazać moim dzieciom, których nie mam- powiedziała z powagą i spokojem, podchodząc nawet bliżej do przerażającego pianowego potwora, tak że teraz czuła jak cieplutka była piana, która go otaczała.
- Pokrzyżowałaś moje plany - burknął z niezadowoleniem. - Będę zatem kłamał, że błagałaś o litość, wijąc się w paroksyzmach rozpaczy. Nie zaciskał palców szczególnie mocno, ale takie mogły sprawiać wrażenie. Szponiaste, chłodne, chociaż jeszcze trzymające resztki ciepła. A piana, tak, była szalenie ciepła. Było mu wręcz błogo, w otoczeniu swoistego pancerza z wysokiej temperatury. Cudownie. Czuł zapach szamponu. Teraz był niemal pewien, że to migdały. - Ale może nie skłamię. Jeżeli ładnie poprosisz.
- Hmm...- Vivien zmarszczyła z zastanowieniem brwi i wlepiła wzrok w sufit, zastanawiając się głęboko nad całą tą sytuacją. - Może mnie nie zabijesz, dzięki temu oboje będziemy mieć czyste konta. Ja będę dalej żyć z honorem, a ty nie zamordujesz mnie w tak bestialski sposób- zaproponowała Vivien. Jej zdaniem to było całkiem sensowne rozwiązanie, bo w końcu miała ochotę trochę pożyć. - Bo nie, nie poproszę- powiedziała hardo, tupnęła nawet nóżką. Rozległo się jedynie plaśnięcie stopy dziewczyny o mokrą posadzkę. Dmuchnęła nagle mocno i resztka piany z twarzy Sama ulotniła się.
- Nie widzę tu żadnych korzyści dla siebie - mruknął naburmuszony, puszczając jej nadgarstki. - Wszystkie profity poszłyby do panienki Davili - dodał marudnie. - Człowiek jest bestią. Nareszcie dałbym upust prawdziwej osobowości, nie bawiąc się już w pogardliwe gry i złośliwe docinki. Odszedł o kilka kroków, podpierając się ścian. Faktura była gładka, mokra od wodnej pary. Dotarł po kilku nieudanych próbach do miejsca, gdzie mógł zmyć z siebie całą pianę pod krystaliczną, ciepłą wodą. - A zgodziłbym się, gdybyś zaproponowała tylko ciepłą herbatę - dodał, wracając powoli na miejsce. Już nie pianowy potwór. Zwykły, kanciasty Samael, który zaczął odczuwać rodzące się skrępowanie nad tym, że jest w samych bokserkach, w Świętych Mikołajów. A Vivien to widzi.
Vivien przez chwilę stała i bezczelnie patrzyła się jak Samael się myje. W końcu odwróciła głowę i powędrowała w stronę swoich rzeczy. Wsadziła wszystko do kosmetyczki i spojrzała na swoją piżamkę. - A jak teraz zaproponuję to nie będzie za późno?- zapytała Sama, kiedy wrócił na poprzednie miejsce. - Wyglądasz uroczo- stwierdziła. W zasadzie sama zakładała, że gdyby ją teraz widział w samej mokrej, prześwitującej bieliźnie miałby niezły ubaw. Oddaliła się ponownie do swoich rzeczy, bez skrępowania odwróciła się po prostu tyłem do chłopaka i przebrała się w piżamę, nałożyła na siebie puchaty szlafroczek i związała mokre włosy. Czuła się świeża i pachnąca, nie pamiętała kiedy ostatnio kąpiel sprawiła jej taką radość.
- Wierzę ci na słowo - mruknął zmieszany. Policzki powlekły się ledwo dostrzegalnym rumieńcem, nadając mu zdrowych barw na skórze, która wyglądała, jakby dawno nie zaznała słońca. Zebrał swoje rzeczy, co zajęło dobrą chwilę, błądził bezcelowo po łazience. Vivien wiedziała jednak, że jest przewrażliwiony na punkcie pomagania mu. To było zasadne wtedy, gdy sam prosił o pomoc. Propozycja tego wiązała się z jego atakiem złości. Zebrawszy wszystko, stanął obok. Nie chciało mu się już szukać szlafroku, więc po prostu machnął krótko różdżką w nieokreślone miejsce, mrucząc Accio szlafrok. Wpadł wprost w szponiaste palce. - Nie jest za późno. Na herbatę, nigdy... uroczo będziemy wyglądać, snując się przez zamek w szlafrokach, które zapewne wyszyty mają emblemat prefektów. A nimi nie jesteśmy, o ile dobrze pamiętam, panienko Davila.
- Powinieneś chodzić tak zawsze- stwierdziła jeszcze raz zerkając na jego śliczne bokserki. Cierpliwie czekała aż Samael zbierze się do kupy, w międzyczasie wycierając rozmazany makijaż i przeglądając się w lustrze. Zdążyła nawet wyjąć czekoladowy balsam i wetrzeć go trochę w ciało. Kiedy chłopak ogarnął się całkowicie wzięła kosmetyczkę pod pachę i ruszyła w stronę wyjścia. - Spokojnie, zawsze możemy znaleźć dobre wytłumaczenie- powiedziała wzruszając ramionami.- Czyli rozumiem, że kierunek kuchnia?- zapytała uśmiechając się słodko. Zrobiła to mechanicznie i nawet nie pomyślała o tym, że nie oczaruje go swoją jakże słodką minką.
- Tak, uczniowie mieliby nie lada ubaw, widząc mnie w samych bokserkach - mruknął, machinalnie chcąc poprawić szalik. Ale nie było go, jeszcze. Gdy wyszli z łazienki, uderzyło go chłodne powietrze, odmienne od pełnej ciepłej pary łazienki. Zawinął znów szalik. Szlafrok i szalik... Samael nie był mistrzem łączenia ubrań. - Czasami, jak dzieci grają w chowanego - powiedział szeptem, stawiając ostrożnie kroki. Bardzo ostrożnie, bo nie postukiwał swoją laską o ziemię. Czuł, jakby za chwilę miał stracić grunt pod stopami. - Zasłaniają oczy. Widząc ciemność, myślą, że ich nie ma. Wiesz... byłbym mistrzem takiego chowanego - mruknął, na wargach zadrżał uśmiech. Kierunek kuchnia.