Duża łazienka, przeznaczona specjalnie dla perfektów. W końcu oprócz pilnowania wściekłych bachorów muszą mieć też jakieś przywileje. W samym centrum znajduje się spory, dość głęboki basen, a naokoło krany z ilością płynów do kąpieli, o tak szerokim wyborze kolorów i zapachów, że trudno sobie wyobrazić. Uczniowie często ryzykują dostanie szlabanu i przychodzą tu, by popluskać się w ciepłej wodzie choć przez chwilę.
Jeśli nie jesteś nauczycielem, prefektem, kapitanem drużyny, bądź takowy Ci nie towarzyszy, obowiązkowo powinieneś rzucić kością w pierwszym poście w tym temacie:
Parzysta - zakradłeś się tu w taki sposób, że nikt Cię nie złapał. Możesz korzystać z łazienki prefektów przez cały wątek bez obaw, że znajdzie Cię tu ktoś niepowołany. Nieparzysta - masz pecha. Po kilku Twoich postach w tym miejscu przyłapuje Cię (wraz z twoim towarzystwem!) profesor Harrington. Masz do wyboru - zgłaszasz się po szlaban do MG/nauczyciela albo tracisz 20 punktów i musisz to zgłosić w odpowiednim temacie. Mistrz Gry ma ten temat pod kontrolą, a więc uchylanie się od tej kostki będzie dodatkowo karane.
- Niezupełnie? - powtórzył po DeeDee, uśmiechając się krzywo, ale poza daniem w ten sposób do zrozumienia, że chętnie usłyszałby coś więcej, nie naciskał na dziewczynę. Za dobrze widział, że mimo wszystko była speszona i podejrzewał, że chodziło o wszystko - o niego, fakt, że rozbierali się przed nią z zamiarem wzięcia kąpieli, że była tutaj Mina. Zakładał, że właśnie najbardziej chodziło o jego przyjaciółkę i to w pewnym stopniu go bawiło. Miał ochotę obserwować je i wszystko wskazywało na to, że będzie mieć do tego okazję. Nie zamierzał w żaden sposób przeszkadzać im, mieszać się, czy bardziej zaznaczać swoją obecność, choć widział, że nie było sensu w przerywaniu rozmowy. Jedynie to wydawało się rozluźniać Krukonkę, pokazując, że naprawdę w niczym im nie przeszkadzała. Z tego powodu, gdy już wszedł do wanny, po prostu odchylił głowę w tył, czerpiąc maksimum przyjemności z kąpieli. Nie spoglądał w stronę dziewczyn, bo też nie interesowały go, chyba że chodziło o reakcje na siebie wzajemnie. - Hodowlę planuję od dawna, kto wie, czy nie mam właśnie pierwszego reproduktora - odpowiedział na słowa Miny, uśmiechając się lekko pod nosem. Zaraz też miał ochotę wyczarować sobie popcorn, kiedy DeeDee otoczona pianą wchodziła do wody i widział jak wręcz do niej wapada. Był pewien, że musiała się czegoś podtrzymać w wodzie, ale tam gdzie stała była tylko Mina. Uniósł nieznacznie brew ku górze i z krzywym uśmieszkiem spojrzał w stronę syreny na witrażu, która przyglądała się dziewczynom z zaciekawieniem. - Roy - odpowiedział DeeDee na jej pytanie, zaraz przymykając oczy. - Rozluźnij się, nie jesteśmy w trakcie egzaminu z zielarstwa… Jak Faust i Sike? - zapytał dziewczyn, przenosząc temat na ich pupili, pamiętając, że węże również się polubiły. Był jednocześnie ciekaw, czy to wpłynie na nie, czy jakoś je odblokuje. W razie konieczności był gotów zrezygnować z własnego relaksu i zostawić je same, choć liczył, że jednak będzie mieć ciekawe widowisko.
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Niby nie była ciekawa tego wszystkiego, ale mimowolnie przysłuchiwała się odpowiedzi DeeDee. Z jakiegoś powodu chciała poznać ją nieco lepiej i dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej. Nawet jeśli miałyby to być coś tak nieistotnego jak zakradanie się do łazienki prefektów. Z pewnością tym bardziej interesujące było to, że nie zaprzeczyła temu w żaden sposób, ani nie potwierdziła przypuszczeń Jamiego, który zaraz też przypuścić kontratak dopytując co właściwie miała na myśli. Sama wolała na razie nie angażować się w rozmowę, bo nie sądziła, aby dodała do niej cokolwiek bardziej konstruktywnego. Pozwalała zatem, aby pozostała dwójka prowadziła dialog między sobą, a sama skupiła się na pozbywaniu dalszych części garderoby, nieświadoma tego jaki właściwie efekt wywierała na znajdującej się w pobliżu Krukonce. Dla niej nie był to jakiś szczególny problem, bo nie czuła, by miała czegokolwiek się wstydzić czy też czymkolwiek się pochwalić. Z tego też względu nie zaprzątała sobie głowy tym w jakim dokładnie stanie ktoś ją widział. Szczęśliwi ci, którzy nie dorobili się kompleksów. Nie miała jednak nic przeciwko temu, że jej towarzysze postanowili postawić jednak na odrobinę więcej prywatności niż ona sama. Doskonale to rozumiała. Trudno też było jej w jakiś sposób ukryć to, że jej wzrok mimowolnie uciekł w kierunku Carlton, gdy tylko ta postanowiła użyć chorus omnia, by manipulować pianą, która miałaby zapewnić jej przynajmniej drobną ochronę przed wzrokiem innych. Nie spodziewała się jednak, że nagła chęć wejścia do wanny okaże się zgubna dla Krukonki, która nieszczęśliwie się poślizgnęła. Sama byłą w tej chwili nieco bardziej skupiona na kwestiach związanych z hodowlą, którą chciał rozwinąć Norwood i zorientowała się w sytuacji w zasadzie, gdy już było za późno. Jej ramię niemal automatycznie wystrzeliło, aby objąć w pasie dziewczynę i zapewnić jej jakiekolwiek wsparcie chociaż był to jedynie głupi odruch. Nie miała już co robić w momencie, gdy ta znalazła się przy niej, tak blisko, że właściwie nie byłoby większej różnicy, gdyby blondynka władowała się jej na kolana. - Nie szkodzi... - mruknęła i chyba po raz pierwszy przy dziewczynie jej policzki pokryły się rumieńcem. Nie mogła tak po prostu zignorować dłoni znajdującej się na jej udzie. Może był i to w zasadzie niewinny i całkowicie niezamierzony dotyk, ale na pewno działał on na wyobraźnię i podsuwał zupełnie inne scenariusze do głowy. Przez moment zacisnęła nieco mocniej palce na nagiej talii dziewczyny po czym puściła ją, aby ta mogła się odsunąć i zająć wygodne miejsce w wannie. Chociaż było to niezwykle trudne Mina starała się nie myśleć o mrowiącym uczuciu, które pozostawił na jej skórze dotyk dziewczyny, a zamiast tego próbowała w pełni oddać się słuchaniu opowieści o magicznym psie, którego przygarnął Jamie. - Nie jest aby zbyt młody, by być twoim reproduktorem? - zapytała jeszcze, bo wydawało jej się, że chłopak wspominał, że był to jeszcze szczeniak, ale kto wie... Może nadawałby się do rozbudowy hodowli już w ciągu kilku najbliższych miesięcy? - Raczej dobrze. Wiesz jaka jest Faust. Zaprzyjaźni się z każdym - odparła dosyć swobodnie, wzruszając przy okazji ramionami. Nie dało się zaprzeczyć temu, że wąż miał o wiele lepsze zdolności społeczne niż ona sama. Faust potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i nawiązać znajomość nawet z przedstawicielami innych gatunków pomimo wyraźnych barier językowych. Dlaczego więc Hawthorne tak trudno było zrobić coś podobnego z innymi ludźmi?
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Odpowiadała na jego pytanie jeszcze uwikłana w materiał własnych szat, prędko ściągając to, co ściągnąć musiała, by zaznać kąpieli w wielkiej wannie. - To znaczy nie włamałam się tu. Nigdy - zaczęła, gdzieś tam gubiąc jedną ze skarpet. - W sumie nawet nie szukałam. Ale odkąd mam odznakę... - zaplątała się w rękaw koszuli, który nie chciał przejść przez jej nadgarstek, bo zapomniała odpiąć guzik mankietu, przez co wszystko się jakoś dziwnie zawinęło, skotłowało i utknęło, a wraz z tym mankietem cała DeeDee, już prawie naga, w osłonie powoli pękających baniek mydlanych. - Byłam tu raz - wyznała z trudem, choć trud wiązał się raczej nie z ciężarem informacji, a z ostatecznie wygraną walką z koszulą, która opadła na posadzkę, razem z resztą jej ubrań tworząc niezorganizowaną, pomiętą kupkę żalu i rozpaczy. Dokładnie wtedy postanowiła wskoczyć do wanny i poślizgnąć się. Gdy poczuła ręce Miny na swojej talii, zorientowała się, że właśnie świeciła przed nią nagim torsem. I przed Jamiem też, ale paradoksalnie to jeszcze nie było najgorsze w całym tym doświadczeniu. Cały jej misternie snuty pod wpływem silnych emocji plan legł w gruzach, gdy będąc rozchwiana potrzebowała tak cielesnej asysty w wykonaniu Ślizgonki. Merlinie dzięki, że faktycznie nie skończyła jej na kolanach, bo syrena z witraża świadkiem, że wyskoczyłaby z tej wanny jak oparzona i to nie przez temperaturę wody. Miała wrażenie, że w tych krótkich sekundach ich niekontrolowanej, fizycznej bliskości, atmosfera między nimi zawrzała, buchając jej w twarz niczym sprężona para wodna, oblewając jej policzki, szyję i kark szkarłatnym rumieńcem. Mogła przysiąc, że dotychczas blada skóra Miny również się delikatnie zaróżowiła, co wyłącznie spotęgowało jej własną reakcję. Siedziała tam więc czerwona jak dojrzały pomidor, czując się niesamowicie niedojrzała i dziecinna w całym tym swoim zakłopotaniu. I na tyle spięta, że gdy Jamie polecił jej rozluźnić się, z jej ust wystrzeliła krótka salwa nerwowego, nieco piskliwego śmiechu. - Przepraszam - powiedziała po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch minut, zakrywając usta dłonią. - Nie wiem, co to było. Musicie mi uwierzyć, że normalnie się tak nie śmieję - zapewniła, w tej chwili na tyle otumaniona absurdalnością swojego położenia, że nawet nie pamiętała, czy kiedykolwiek śmiała się w ich towarzystwie. Na hodowaniu zwierząt nie znała się za grosz, toteż po uzyskaniu informacji o imieniu nie wzięła udziału w dyskusji, skupiając się raczej na wyrównaniu oddechu i uspokojeniu mocno bijącego serca, pompującego w jej myśli wspomnienia rąk Ślizgonki na swoim ciele. - Dobrze - powtórzyła niemal po niej, łapiąc na sekundę spojrzenie jej zielonych tęczówek. To nic, że jej wzmianka o przyjaźniącej się ze wszystkimi Faust nieco umniejszała ewidentnie przyjacielskiej relacji, którą miała z cydrążem. - Sike nie jest taki szybki w zawieraniu przyjaźni - dodała, wciąż patrząc w kierunku Miny. - Faust to ewenement. - Ale czy na pewno mówiła o ich wężach, czy o tym, jak niesamowite było to, że Ślizgonka była pierwszą dziewczyną, z którą DeeDee chciała... Przyjaźnić się? Spuściła wzrok na bąbelki, zagarniając w swoje okolice nieco większe puszystej piany i tym razem spojrzenie jej brązowych oczy wylądowało na Jamiem, który jeśli był zadowolony z rozwoju sytuacji, wyjątkowo dobrze to maskował.
One nie wiedziały, jak zabawny widok tworzyły. Zabawny, czy może powinien powiedzieć pocieszny. Wiedział, że Mina, tak jak on, raczej nie była typem flirciary, która rozkochiwała w sobie wszystkich wokół, szczególnie że celowała w dziewczyny. Oboje dalecy byli od tego, co przedstawiała Carly, ale też nigdy nie było to problemem. Aż do teraz, jak uważał Jamie, który obserwował je z zadowoleniem, zastanawiając się, jakim sposobem leciały na siebie tak widocznie, a jednocześnie zachowywały się, jakby się tego wstydziły? Czyżby chodziło o to, że był przy nich? A może jednak chodziło o nagość… Kiedy zobaczył rumieniec na policzkach Miny był pewien, że dokładnie o to chodziło. Nagość w połączeniu z dotykiem, którego mógł się tylko domyślać. I częściowo zazdrościć. Odetchnął i zanurzył się nieco bardziej w wodzie, dając im chwilę prywatności, dobrze wiedząc, że jak tylko Carly usłyszy, że byli w łazience prefektów będzie pytać o szczegóły. Nie chciał więc widzieć więcej, niż powinien, aby nie zdradzić zbyt wiele na temat miłosnego życia przyjaciółki swojej siostrze. - Jest jeszcze za młody, ale jeśli odpowiednio go wytresować… Zadbać… Wiesz, musi miec skończone piętnaście miesięcy, a także wziąć udział w wystawach i turniejach… To jest do zrobienia, jeśli teraz zacznę z nim pracować, a cholernie tego potrzebuje - mówił w przestrzeń, nie mając pewności, czy dziewczyny go słuchały. Nie miałby nic przeciwko, gdyby jednak skupiały się na swoim towarszystwie i bliskości, odkrywając nowe obszary tego, czego od siebie wzajemnie chciały. Ach, gdyby jego urok po prostu działał jak amortencja, ale nie w stosunku do niego, mógłby im trochę pomóc, a tak… Mógł co najwyżej otworzyć jedno oko i spojrzeć na nie, sprawdzając co robią i czy nie powinien jednak wyjść. Ostatecznie śmiech DeeDee był dziwny, ale nie skomentował tego, uśmiechając się nieznacznie pod nosem. - Faust ma swój urok, którym owija sobie innych wokół ogona… Sike przypomina bardzo ciebie DeeDee… I Minę też - stwierdził, po czym mrugnął zaczepnie do przyjaciółki. - Trzeba cierpliwości i odpowiednich warunków, żeby oswoić… Ale co ja tam wiem - stwierdził, nim na moment zanurzył się w wodzie, aby po chwili znów oprzeć głowę o brzeg wanny, zamykając oczy. Był tak bardzo ciekaw, kiedy Mina da mu sygnał, żeby wyszedł…
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Mruknęła coś pod nosem jakby na potwierdzenie tego, że faktycznie słuchała słów Krukonki. Sama korzystała wielokrotnie z łazienki prefektów. Wcale nie chodziło jednak o luksusy, które tu się znajdowały w porównaniu do tego, co posiadali zwykli uczniowie. Wszystko sprowadzało się do tego, że tutaj panował o wiele większy sposób i mogła liczyć na nieco większą prywatność w momencie, gdy zależało jej na tym, aby się zrelaksować oraz odprężyć bez zagrożenia, że ktoś zaburzy jej odpoczynek. Przez chwilę nawet zapomniała o obecności Jamiego w łazience pod wpływem bliskości Carlton. Pewnie w ogóle nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie to, że jednak starała się jakoś uciec wzrokiem od dziewczyny, aby nie dokładać jej niepotrzebnie niezręczności. Naprawdę nie sądziła, że przy kimkolwiek będzie mogła się czuć tak jak przy DeeDee chociaż nie do końca potrafiła w jakikolwiek sposób opisać te uczucia. Były jednocześnie tak bliskie i tak dalekie od tych wszystkich zawstydzających tekstów z czytanych przez jej rówieśniczki książek, a jednak było w tym coś niezwykle podobnego do tych wszystkich emocji. Była naprawdę wdzięczna Norwoodowi za to, że był teraz w pomieszczeniu i sprawiał, że na chwilę skupiała się na jego hodowli... hogsów? Psidwaków? Jeden pies. Naprawdę chciała uważać, co nie zdarzało jej się wybitnie często, ale w tej sytuacji przychodziło jej to naprawdę trudno. Nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie się w tak patowej sytuacji, ale właśnie nadeszła. Woda chociaż na początku zdawała się mieć wprost idealną temperaturę nagle wydawała jej się być niezwykle gorąca i najchętniej wyszłaby z wanny, aby się nieco ochłodzić, a jednak wciąż siedziała w miejscu i grzała się w tej ciasnej przestrzeni, nie mogąc się zmusić do tego, aby ruszyć się choćby o milimetr. Pomyśleć o tym, że jeszcze chwilę temu była w pełni rozluźniona... Wydawało się to być niemalże niemożliwe. Śmiech Carlton był niespodziewany. Pełen niezręczności, a jednocześnie całkiem uroczy. Przynajmniej ulżyło jej, że nie była jedyną, która nagle poczuła się dziwnie. Westchnęła ciężko i postarała się mimo wszystko zrelaksować, odchylając głowę do tyłu i zagłębiając się jeszcze bardziej w wypełniającej wannę wodzie. Najchętniej po prostu by się w niej rozpuściła. - Biorąc pod uwagę to porównanie... to czujesz się jak Faust? - zapytała jeszcze przyjaciela, gdy zaczął porównywać ich do węży. Nie mogła zaprzeczyć temu, że miał w sobie spory urok osobisty. Faust również go uwielbiała i wydawało się, że posiadali wspólny język. Teraz chyba już naprawdę wiedziała dlczego.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
DeeDee zdecydowanie nie dostrzegała komizmu w swoim zachowaniu, położeniu, czy czymkolwiek, co działo się w tej chwili w łazience prefektów. Cała ta sytuacja nosiła znamiona głębokiego absurdu, któremu poddała się już i przestała walczyć. Siedząc w gorącej, pełnej kolorowej piany wodzie, w tych wszystkich unoszących się w powietrzu zapachach i w towarzystwie starszych Ślizgonów zadawała sobie wyłącznie jedno pytanie - jak do tego doszło? Zaraz po nim przychodziła cała seria przewijających się pod sklepieniem jej czaszki, zastanawiających ją kwestii. Jakim cudem zdołali namówić ją do wspólnego wejścia? Do rozebrania się? Czy oni w ogóle ją namawiali, czy to może ona sama przeżywała jakiś kryzys osobowości? Może to jakaś forma odreagowania? Może podejmowanie się takich risky behaviors (bo umówmy się, w jej wykonaniu było to bardzo ryzykowne zachowanie, przekraczające jej wszelkie granice) było jakimś elementem dorastania, dojrzewania, przechodzenia z jednego etapu żałoby do drugiego? Nie czuła żadnego magicznego wyzwolenia w swojej obecnej sytuacji, jedynie skrępowanie i dudniące jej w piersi serce, przyspieszające za każdym razem, gdy jej myśli niebezpiecznie zakręcały się wokół wspomnienia łezkowatych piersi Miny, czy dotyku jej ręki na jej własnej talii. No i Jamie Norwood. Cholerny Jamie Norwood, który pasował w tej układance jak pięść do nosa. Siedział sobie, taki piękny, elegancko rozparty, mierzący je obie spojrzeniem z czającym się w kąciku ust uśmieszkiem. Podejmował small talk o własnym psie, zakładaniu hodowli i Merlin jeden wie, co jeszcze nieistotnego wymyśli, by wypełnić przestrzeń słowami. Zupełnie jakby nic się nie stało. Zupełnie jakby nie był dorosłym mężczyzną w wielkiej wannie z siedemnastolatką. Jednocześnie zmroziło ją i zagotowało. Ale po prostu siedziała. Siedziała i patrzyła to na Minę, to na Jamiego, zastanawiając się, co tu tak właściwie było grane. Tak wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi, a ona nie mogła zdobyć się na jakiekolwiek słowo. Tkwiła tak, sztywno, zanurzona w wodzie i pianie niemal po samą brodę, obejmując się ramionami i krzyżując nogi, próbując samej sobie zapewnić jakieś minimalne poczucie stabilności. Nie była ani Sike'iem, ani Faust. Była oburzona.
Tak naprawdę widział, że zaczynało się robić gorąco między dziewczynami i wiedział, że był to właściwy moment dla niego, aby się zebrać i wyjść. Nie chciał, aby stały się bardziej skrępowane jego obecnością, choć jednocześnie nie był pewien, czy w przypadku Miny jakiekolwiek skrępowanie było możliwe. Uśmiechał się lekko pod nosem, gdy widział, że temat fogsa zupełnie przestał ją interesować i nie miał jej tego za złe. Właściwie był zdziwiony, że tak długo wytrzymała kontynuując rozmowę. Zaśmiał się jednak, kiedy porównała go z Faust i usiadł prosto w wodzie, szykując się do wyjścia. - Może jestem jak ona, ale też nie do końca. Sama wiesz, że raczej unikam ludzi, a skoro o tym mowa, zostawię was - odpowiedział, zaraz mrugając z zaczepnym uśmiechem do przyjaciółki. Sięgnął po różdżkę, aby ponownie wzbić pianę w powietrze, kiedy wychodził z wody, łapiąc szybko za ręcznik, którym owinął się, aby nikogo nie gorszyć. - Przyjemnej kąpieli - życzył jeszcze dziewczynom, po czym podszedł do swoich ubrań, osuszając się zaklęciem. Ubranie się poszło szybciej i niewiele później wychodził z łazienki, pilnując, aby nikt nie miał pomysłu, żeby teraz wchodzić do środka. Niech mają chwilę prywatności w nieoczekiwanych okolicznościach. Z tak poprawionym humorem, Ślizgon skierował się do dormitorium, aby przebrać się w coś zwykłego i wrócić do domu do fogsa.
z.t. dla mnie, a wam miłego
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Sama w życiu nie powiedziałaby, że jest między nimi gorąco. Może i wyczuwała drobną niezręczność, ale nic poza tym. Wcale nie było tak źle. No, ale jednak myśli co rusz uciekały jej w kierunku pewnej Krukonki oraz jej bliskości. Trudno jej było nad tym zapanować, a już na pewno skupić się na czymś innym jak ta cholerna hodowla psiaków. Gdyby nie okoliczności na pewno chętnie wysłuchałaby słów przyjaciela i posłuchała o tym jak chwali się swoimi osiągnięciami czy planami. Teraz jednak wydawało jej się to kompletnie nieistotne. Sama nie namawiała DeeDee do niczego. Dawała jej wolny wybór. Wiedziała od początku, że zapewne dziewczyna czuje się niekomfortowo, a jednak z jakiegoś powodu zdecydowała się na to, aby zostać. Nie miała pojęcia dlaczego. W końcu różniła się tak bardzo od dwójki Ślizgonów, która czuła się całkowicie naturalnie w swoim gronie. Nie mieli się przed sobą czego wstydzić, bo nigdy nie patrzyli na siebie w jakiś szczególny sposób. Można by powiedzieć, że Hawthorne traktowała Jamiego jak brata. Nie widziała w nim chłopaka, w którym mogłaby się zadurzyć... Czy to zatem znaczyło automatycznie, że Carlton jej się podobała skoro reagowała na nią w ten sposób? Nie spodziewała się jednak tego, że blondyn wyjdzie i zostawi je same na pastwę ich własnych myśli oraz towarzystwa. Posłała mu jeszcze ostre spojrzenie, nie wiedząc kompletnie o co mu chodzi. Poczuła się nagle zdradzona skoro postanowił je porzucić i sprawić, że cała sytuacja będzie jeszcze bardziej niezręczna. Westchnęła ciężko, opadając jeszcze niżej w wannie i sprawiając, że pokryta pianą woda sięgała jej już za ramiona. Cisza panująca w pomieszczeniu wydawała się być pełna napięcia. Mina spojrzała w kierunku Krukonki, starając się odgadnąć, co też ona może myśleć o całej tej sytuacji. Może też chciała uciec i zostawić ją samą?
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Rozmowa w trójkę nie kleiła się zbytnio ze względu na to dziwne napięcie, które stworzyło się między dziewczynami. Choć siedziały już w pewnej odległości od siebie, DeeDee czuła każdą wzburzaną przez ruch ciała Miny falę. Może nie było między nimi gorąco, bo ciężko było nazwać ich niezwykle subtelną relację "zaognioną". To jej samej robiło się parno, z przyczyn ciężkich do ustalenia, bo obecnie nie dzieliły niczego poza wspólną przestrzenią. Okej, obie były nagie, to trochę inny kaliber. Jamie coś tam mówił o tych swoich psich planach, ale Krukonkę niespecjalnie zajmował temat zakładania hodowli. Ani się na tym znała, ani w tej chwili wydawało jej się stosowne rozmawianie o pomnażaniu zwierząt. Poza tym czuła jakąś dziwną, wzbierającą w niej emocje z pogranicza strachu i złości. Najpewniej bała się odczuwania tak silnych jak złość emocje, stąd całe to pomieszanie z poplątaniem. Patrzyła na Jamiego nie rozumiejąc ani jego zachowania, ani jego pobudek. Tym bardziej nie rozumiała swojej obecności w tym miksie. Jak do tego doszło? Norwood wspaniałomyślnie postanowił usunąć się z obrazka, opuszczając wannę i wychodząc z łazienki. I zostały we dwie. Doceniała dystans, który Mina między nimi wyznaczyła, aczkolwiek powierzanie Carlton jakiejkolwiek decyzyjności w sprawie dalszych kroków i rozwoju relacji mogło być zgubne w skutkach. Dla relacji oczywiście. - Ja też jestem jak... Sike - przyznała w końcu, przełamując pełną napięcia ciszę, która między nimi zapadła. Prawdopodobnie już to wiedziała, nie trzeba było z nią długo przebywać, by zorientować się, że żaden z niej społeczniak. Mina jednak mimo wszystko wydawała się bardziej... Otwarta na próby zawierania znajomości. Nie dziczała jak DeeDee, zachowywała spokój. Zdecydowanie w jej żyłach płynęła zimniejsza krew - przez Krukonkę w tej chwili przetaczał się palący ogień.
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Trudno było stwierdzić finalnie czy jakoś im to szło ze względu na obecność Jamiego, który jakoś starał się podtrzymywać rozmowę czy może też jego obecność wszystko psuła. Może najlepiej jakby w ogóle żadne z nich nie znalazło się w tym pomieszczeniu z kimkolwiek z pozostałej dwójki? Chociaż akurat Mina nie miała większego problemu z przebywaniem z samym Norwoodem w tym układzie. Być może dlatego, że traktowała go jak członka rodziny? Nie potrafiła skupić się na tych psach, ale równocześnie z jakiegoś powodu było jej nieco łatwiej przebywać w towarzystwie Krukonki, gdy obok był ten Ślizgon, który próbował ją na wszelkie sposoby rozpraszać. Teraz jednak nie miała nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sprawić, że podświadomie nie skupiała się na obecnej obok dziewczynie i tym jaka panowała między nimi atmosfera. Sama nie kwestionowała zachowania Jamiego, ale na pewno też czuła pewne uczuci złości czy też raczej zdrady, bo czuła, że blondyn swoim zniknięciem chciał ją wpakować w jakąś sytuację. Nie lubiła tego. Może i miał dobre intencje, ale jakoś zbytnio tego nie odczuła. Wiedziała też, że pewnie będzie ją później wypytywać o to, co właściwie się działo w łazience. Nie spodziewała się usłyszeć głosu DeeDee. Na pewno nie tak nagle. Przez moment nie wiedziała kompletnie, co o tym myśleć i po prostu spojrzała na nią zdziwiona, starając się przypomnieć sobie przebieg rozmowy i wyłapać jakiś kontekst. No, ale nie szło jej to jakoś szczególnie dobrze. - Hę? - to było pierwsze co wyrwało jej się z gardła nim zdołała, cokolwiek przemyśleć. Dopiero później odchrząknęła, starając się powiedzieć coś nieco bardziej konstruktywnego. - Co masz na myśli? Może łatwiej będzie jej to zrozumieć, gdy dziewczyna postanowi jakoś rozwinąć swoją wypowiedź? Na pewno byłoby to bardzo pomocne, biorąc pod uwagę jak bardzo rozpraszająca była obecność Carlton, gdy już nie miała nikogo innego, kto starałby się utrzymywać jej mózg w stanie pracy.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Jamie na pewno był pewnego rodzaju buforem, ale jednocześnie stanowił nie lada przeszkodę dla DeeDee do osiągnięcia choćby pięciu procent komfortu w tej sytuacji. Nie śmiała twierdzić, że siedząc nago sam na sam z Miną czułaby się znacznie lepiej, bo gdy zabrakło jego tyłka w wannie wcale nie poczuła się o niebo lepiej, o czym zdołała się już przekonać. Uwikłana we własne, ograniczające ją myśli, nie umiała rozluźnić się, być zabawna, czy jakkolwiek zajmująca, bo zatracała się w tym obezwładniającym poczuciu niedopasowania do obrazka. Mina była cicha, ale jednocześnie swobodna, a przynajmniej takie wrażenie sprawiała. Ona z kolei wewnętrznie wiła się i naginała, nie mogąc umościć się odpowiednio we własnym ciele, ciągle odczuwając przykre skrępowanie. Jednocześnie w jej głowie bardzo żywo powracało wspomnienie tego przelotnego dotyku skóry dziewczyny na jej własnej, sprawiając, że jej serce zaczynało dziwnie przyspieszać - nie umiała jedynie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to z ekscytacji, czy panicznego strachu. Z obu po trochu. Dziewczyna nie słuchała jej lub zamyśliła się na tyle mocno (nad czym???), przez co musiała się teraz wytłumaczyć ze swojego pokrętnego nawiązania do trwającej parę minut temu rozmowy. A może już parę godzin temu? Woda zdawała się być równie gorąca teraz, co wtedy, gdy do niej weszła po raz pierwszy, ale nie zdziwiłaby się, gdyby basen samoczynnie podgrzewał się, utrzymując przyjazną dla kąpiących się temperaturę przez dłuższy czas. - Chodziło mi o to, co powiedział Jamie - powiedziała na wstępie, ale zorientowała się, że wyjaśnienie mogło być jeszcze bardziej enigmatyczne niż jej pierwotna wypowiedź. - Faust jest bardzo ufna, Sike niespecjalnie. Mamy ze sobą coś wspólnego, ja i mój cydrąż - dodała, z nagła czując się strasznie głupio z faktem, że zawierzała jej jakąś część siebie i swojej osobowości, a była nią jej nieufność. Cóż za paradoks. Chyba nie była w stanie naginać się dłużej, boleśnie uświadamiając sobie, jak żałosne było teraz jej położenie. - Muszę już iść - niemal wyszeptała, całkiem pewna, że plusk poruszonej przez nią wody skutecznie zagłuszył jakiekolwiek jej mamrotanie. Wzbiła różdżką pianę ku górze, wyskakując z wanny i czym prędzej nakładając ubrania na ociekającą wodą skórę. Materiał lepił się do niej nieprzyjemnie, ale nie zwracała na to zbyt dużej uwagi, czym prędzej pragnąc ewakuacji. - Do zobaczenia - rzuciła jeszcze, zbyt zawstydzona, by spojrzeć na nią ponownie.
/ztx2 +
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Nie sądziłem, że naprawdę na coś się kiedyś przydasz, a tu proszę. - Zaśmiał się w końcu, gdy Lockie magicznym hasłem otworzył drzwi do łazienki prefektów. Nie żeby Max nigdy tu nie był, ale na pewno nie oficjalnie. -Zupełnie inne doznanie wchodzić tu praktycznie legalnie. Ciekawe, czy woda tak samo ciepła. - Wlazł przez próg jak do siebie, a gdy upewnił się, że oprócz nich nikogo nie ma, rozebrał się do rosołu, nie bacząc na przykrywanie swoich szkaradnych blizn. Przed Swansea mógł nimi świecić, a że teren był poza nimi czysty, nie pozostawało nic jak pełna swoboda. -Próbowałeś już te wszystkie tryby? Ja chyba pogubiłem się gdzieś przy trzydziestym. Ale polecam te sosnowe pierdolety. Szczególnie, jak jesteś na kacu. - Wskazał na kurki przy wannie, zastanawiając się, jaki powinni odkręcić tym razem, bo opcji było przynajmniej zbyt wiele, żeby od tak podjąć tę skomplikowaną decyzję. -A chuj, zobaczmy co z tym mango. - Przekręcił w końcu jeden z zaworów i rozłożył się w wannie jak panisko.
Parsknął jakoś idiotycznie, poprawił termos z "kompotem" pod pachą i otworzył drzwi łazienki prefektów, po wypowiedzeniu magicznego hasła. Rozejrzał się, kiwając głową z uznaniem i nawet cicho gwiżdżąc przez zęby, bo przecież nigdy wcześniej tu nie był. - Żarty? To mój dziewiczy raz. - powiedział, kładąc dramatycznie rękę na piersi - Słyszałem jak tu wybitnie zajebiście, ale żodyn ani żodna nigdy mi nie pokazała tych luksusów. - zmarszczył brwi w kierunku Maxa, jakby to była w jakimś stopniu i jego odpowiedzialność. Ukucnął przy kurkach, patrząc na nie, jakby miały na sobie jakieś szczególnie ważne inskrypcje, choć właściwie połowa nie była nawet podpisana, a było ich - cóż - wchuj. Odstawił termosa tak, żeby ten był w zasięgu ręki podczas relaksacyjnego pluskania i idąc w ślady Solberga, również zrzucił z siebie odzienie, niemal tak, jakby było do niego tylko przyczepione na rzepy, a nie był w nie ubrany. Wślizgnął się do wody jak rybka i stęknął, bo woda zawsze sprawiała mu niemal nieprzyzwoitą przyjemność. - Ale dobrze. - westchnął - To nie powinno być legalne, że reszta uczniów musi myć się pod prysznicem... - rozparł się, zaciągając aromatem soczystego mango - Zaczynam powiem Ci szanować to, że Wang jest pierdolnięta. - wyszczerzył zęby - Jakby była normalna to kto wie, czy kiedykolwiek dostąpiłbym tego liuksusa... - wyciągnął rękę po termos, po czym pokręcił jeszcze wihajstrami, generując różne bąbelki i inne lewitujące bączki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Aż go wryło i zatkało, jak Lockie przyznał, że po raz pierwszy przekracza te progi. -No chyba sobie kurwa żartujesz. I Ty się nazywasz moim kumplem? - Zapytał oburzony, kręcąc do tego głową, dla podkreślenia powagi swojego niezadowolenia. Co jak co, ale był pewien, że Swansea to pierwszy by chciał zamoczyć dupsko w tym wodnym niebie, a tu takie rozczarowanie. Solberg musiał poważnie przemyśleć, czy ta znajomość miała rację bytu. Bardzo poważnie. -Ja tam usłyszałem kiedyś jak prefekci tu włażą, to wlazłem jak wyleźli. Od tamtego czasu przynajmniej raz na dwa tygodnie tu zaglądałem. - Streścił swoją historię i kontekst posiadanej wiedzy na temat tutejszych specyfików do kąpieli. Dawno nie zaglądał w to miejsce i szczerze cieszył się, że może wrócić do tej namiastki SPA w kurwidołku zwanym Hogwartem. -Bo reszta uczniów to śmieci jebane, które nie zasługują na nic. Ale jak masz plakietkę na mordzie to już jesteś kurwa kimś i skrzaty przychodzą Ci codziennie stopy lizać. - Przewrócił oczami, bo to kolejna rzecz, której w tym miejscu nie rozumiał. Dobrze wiedział, że wiele prefektów wcale święta nie była, tak jak okaz, który właśnie moczył dupsko obok niego. Jak oni rozdawali te rzekome przywileje, to Max nie miał pojęcia, ale w tej chwili skupiony był na relaksie i nie zamierzał o tym myśleć. -Jakbym wiedział, że z Ciebie taki porządny obywatel, co nigdy się innym do kibla nie włamuje, to już dawno byśmy tu chlali drinki z palemką i robili bikini party dla najlepszych dupeczek w szkole. - Zanurzył się po szyję w wodzie i oparł głowę i krawędź wanny, delektując luksusem, jaki tutaj panował. Gdyby się uparł, mógłby urządzać tu sobie treningi pływackie, tyle miejsca tu było. Ale po chuj, skoro było jezioro? Nie wszystko musiało być wielofunkcyjne nawet dla Solberga.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
- Myślisz, że tak łatwo się tu włamać? - prychnął - Nie każdy ma urok jednorożca na łące rzepaku w księżycową noc, że każdy prefekt zdradza mu hasło do tego miejsca. - zarzucił z urazą, choć udawaną. Niestety, choć wiedział, że takie miejsce istnieje, to żaden z prefektów czy kapitanów nigdy nie był z Lockiem na tyle dobrym ziomeczkiem, by go tu wpuścić. Bo fakt, gdyby wiedział, jak tu wejść, pewnie byłby tu co najmniej co drugi dzień, a najchętniej codziennie. Zarechotał jak żaba, ukontentowany tym porównaniem, zagarniając pianę do siebie i zgniatając ją w rękach w tej bardzo prostej i jakże relaksującej namiastce zabawy: - Fantastycznie nie być już jebanym śmieciem... - westchnął teatralnie, jakby spadł mu wielki ciężar z ramion, po czym się roześmiał - Albo przynajmniej niby dalej jebanym śmieciem, ale za to w wannie z jacuzzi. To zawsze zmienia perspektywę. - wyszczerzył zęby. Niesprawiedliwość tej instytucji po raz kolejny może powinna była go zaskoczyć, ale na tym etapie nabrał już jakiejś częściowej odporności. - Czekaj kurwa! - klepnął Maxa w ramię z chlapnięciem wory - Jaki to zajebisty pomysł, ej. Kto wie kiedy Wang ocknie się z tego omamu, że ja jej pasuje na prefa. Zróbmy tu imprezę. - pokiwał głową. Wciąż miał szczerą nadzieję, że to jego ostatni rok w Hogwarcie, więc oczywiście planował odhaczyć zupełnie wszystko, co było w tej zajebistej instytucji do odhaczenia, a impreza w łazience prefektów? Ba. - Zagadam Carly, zęby zrobiła jakieś, nie wiem, kurwa, galaretki, bo przecież ciastka w jacuzzi to nie najlepsza myśl, Ty tam wymiksujesz jakieś drinki, ja się oczywiście po prostu pojawię... - zaczął wyliczać podział obowiązków, jak zwykle bardzo sprawiedliwie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skinął głową, bo dla niego włamywanie się gdziekolwiek było banalnie proste. Zaraz jednak zaśmiał się, słysząc o swoim uroku. Nie żeby miał zaprzeczać, bo dobrze wiedział jak i gdzie uderzyć, żeby dostać co chce, ale też nie przesadzajmy, że nie dało mu się odmówić. -Ty po prostu nie wiesz, jak ten urok wydobyć. Powinienem chyba zacząć Cię szkolić. Jak Ty sobie beze mnie w życiu poradzisz? - Westchnął teatralnie, zastanawiając się jeszcze ile powinien Swansea za taki kurs kasować, bo przecież za darmo to można komuś laskę opierdolić, a nie przekazać tak cenną wiedzę. -Zawsze jakiś awans. - Zauważył, nurkując całkiem pod wodę, by ochłodzić się dosłownie po czubek głowy. Przepłynął kawałek w stronę kraników i odkręcił jeszcze jeden z nich, wypuszczając nie tylko nowe zapachy ale i kolory do ich cudnej kąpieli. -Nigdzie kurwa nie idę. - Nie wiedział jeszcze o co Lockiemu chodzi, ale znał to spojrzenie i zdecydowanie chciał poznać szczegóły, więc posłusznie siedział obok kumpla i słuchał. -Impreza w wannie? Dwa razy mi nie powtarzaj. Okroimy tylko listę gości, żeby było jak przejść i masz mnie kupionego. - Przyznał od razu z entuzjazmem, bo już widział tę rozpustę, jaka miałaby tu miejsce. Zresztą jak drzwi zamknięte to i po co komu bikini czy inne skrawki materiału. Tak, Max w swojej głowie już zamienił popijawę w bąbelkach na orgię. -Carly to bez dwóch zdań będzie napalona na ten pomysł. Ja tam wszystko w wannie opierdolę. Może nawet nam tu ostatnią wieczerzę przygotować. A o drineczki się nie martw, mam kilka nowych specjalności w karcie, które Cię ucieszą. - Już był w trybie planowania melanżu. A przyszli tu tylko popływać i nieco wychillować. -Trzeba będzie jeszcze ogarnąć muzę i chociaż namiastkę dekoracji. No i zadbać o to, żeby nikt nas nie przyjebał. Może przekupimy skrzaty, żeby stały na warcie? - Zaproponował, choć i tak spodziewał się, że prędzej czy później ktoś usłyszy o tym evencie, kto nie powinien.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Popił przyniesionego ze stołówki kompotu, bo różne miał efekty uboczne ich wizytacji w Kolumbii, jednym z nich były dni, w które czuł się, jakby miał kaca, co zasadniczo mogło być efektem ubocznym tego, że jego organizm powoli trawił te pojebane klątwy i rzeczywiście przechodził jakiś detoks. - Jaki... - beknął - ...urok. - pociągnął nosem, zakręcając termosa i ostawiając go na brzeg, by się lekko odbić od wykafelkowanego, podwodnego siedziska i trochę podryfować dalej w głąb baseniku- Ja tam myślę, że mam wchuj urok. Tylko nikt nie umie go docenić. - powiedział tonem przemądrzałego sześciolatka - No oczywiście poza Tobą, Ciebie na niego uwiodłem, nie? - puścił mu perskie oko. Perspektywa imprezy w pianie jednak wydawała mu się tak jebutnie doskonała, że by sam nie wpadł przecież na lepsze pożegnalne party w tej zaśmiergłej budzie. - Masz ten... ten eliksir syrenkowy. Enczantiks syreniks? - przypomniało mu się, że przecież jego najlepszy kumpel był eliksirowym geniuszem i poza żarciem czy drinkami to tu się mogło dziać dosłownie wszystko - A może spijemy ich eliksirem euforii? I siebie... - gdybał, bo po zajęciach z gotowania bardzo mu się ten efekt podobał, choć był niezwykle delikatny po jedynie pięciu kropelkach... Gdybając gmerał przy kurkach, puszczając to cieplejszą, to zimniejszą wodę, w dziwnych, ziołowych zapaszkach, patrząc się bezmyślnie na syrenkę, wdzięczącą się na witrażu. - Zachciało mi się parówe. - powiedział na myśl o tym, że Carly mogłaby przygotować wszystko - Ale nie Twoją! - dodał szybko, zanim Solberg uprzedziłby go w tym niewybrednym żarcie, bo jednak współdzielili jedną szarą komórkę i dobrze wiedział, że ten żart w głowie Maxa się urodził, skoro urodził się w jego własnej. - Dekoracje zrobię, luz, ale muza... - wyjebał się na plecy i jak tratwa dryfował chwilę w zamyśleniu przez pianowo-bąbelkowe bezkresy - Może Verka Seaver? Ona taka jakaś letko muzycznie jebnięta, nie? - pozostawała kwestia bezpieczeństwa, a to była rzeczywiście ważna kwestia. Miał jakieś uczucie, że część prefektów pewnie chętnie by przyszła na taki miks towarzyski, ale przeczuwał, że część mogłaby być wrogo nastawiona. Jak ta nadęta Brandon, czy Terry, który go okropnie zawiódł na uczcie, bo mu się chyba to prefektowanie rzuciło na łeb. - jakiś chytry sposób na zabezpieczenie tego miejsca...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wspominał tej wycieczki specjalnie dobrze, ale przynajmniej cokolwiek dobrego z niej wynikło i Lockie żył. W dodatku miał się chyba coś lepiej, co dla Maxa było wystarczającym dowodem na to, że mimo wszystko jakoś warto było tam się wybrać. Nie mieli jednak okazji tego przedyskutować, bo Swansea został odstawiony do Munga, Max musiał odreagować w samotności, a później niespecjalnie mieli okazję na pogaduszki. -No jakiś na pewno masz. - Odpowiedział po chwili ciszy, żeby dobrze wybrzmiały jego wątpliwości. -Chyba nie chcesz wiedzieć, na co mnie uwiodłeś. Ale na laski działa i to chyba wystarczy. - Ciągnął żart, bo przecież nie mógł tego tak po prostu zignorować. Uważał, że Lockiemu brakowało fantazji, jak wykorzystać swoje atuty, co zresztą właśnie mu udowadniał. Jakby Solberg miał poczucie, że w każdej chwili może zdechnąć, to by się tak odpalił, że wyjebaliby go nie na siódmym roku, a już na pierwszym, co wiele mówiło, bo święty to nigdy nie był i zawsze kombinował, jak tylko się dało. -A no mam. Możemy wlać do wanny, żeby nie trzeba było wszystkich nim karmić. - Zaoferował, gdy temat imprezy rozkręcił się na dobre. -Euforia jest dla przedszkolaków. Mogę załatwić coś lepszego. - Dodał jeszcze, po czym sam siebie skurwił w myślach, bo nie powinien był. Co prawda sam przecież brać nie musiał, ale nie powinien też rozdawać takich eliksirów na prawo i lewo. A jednak pewne przyzwyczajenia ciężko było wyplenić. Już otwierał mordę i zbliżał się do Lockiego, by skomentować jego parówkowe zapędy, gdy kumpel ostudził jego zapały. Zbyt dobrze się znali, żeby Swansea nie wiedział, co wpadło Maxowi do łba. -I taki z Ciebie kumpel. - Znów udał nadąsanego i odwrócił się do niego plecami, by zaraz chlusnąć mu w mordę potężną dawką wody, piany i bąbelków. Poważni, dorośli ludzie, zdecydowanie. -Jak dla mnie git. Może być i Seaver. - Przystał, bo nie robiło mu różnicy, jaki byłby podział zadań. -Kurwa, stary. Tylko żeby ta zadufana Brandon się nie dowiedziała. I tak już mam z nią kosę, bo jestem nieodpowiedzialny i niepoważny, czy coś. - Przewrócił oczami, naśladując głos Panienki Anny. Na samą myśl o tym, że po Hogwarcie chodził taki prefekt i to jeszcze od tego roku naczelny, miał ochotę rzygać. Nawet Victoria nie miała takiego kija w dupie co ta puchonka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
To było wspomnienie, o którym rozmowa na pewno by pomogła im poukładać pewne rzeczy, ale też wymagało to czasu, żeby obaj przynajmniej w jakimś stopniu przetrawili to, co przeżyli. Każdy z nich miał trudną próbę w tej Kolumbii, to nie była wycieczka krajoznawcza. Lockie doceniał, że Max nie pytał i chyba wice versa, niemniej to, czego Swansea nauczył się podczas omamu pod wpływem ayahuaski było wyzwaniem eliksirowara, więc prędzej czy później wiedział, że będzie musiał z Solbim o tym rozmawiać. Prychnął teatralnie na jego domniemane wątpliwości, teraz niemniej zaciekawiony, cóż takiego uwiodło Maxa w jego osobie, choć podejrzewał, że chodziło o równie niestabilny mózg i skaczący w skali od 1 do 150 iloraz inteligencji. Potarł się po brodzie w zamyśleniu, na tę propozycję, by konsumować coś lepszego niż euforia. Z jednej strony c'est la vie, ale z drugiej sam nie był pewien, czy to dobry pomysł na terenie szkoły wśród niepewnych ludzi rozprowadzać jakiś mocniejszy towar. A jak ktoś dostanie jakiegoś krzywego zjazdu? To będzie utrapienie się z tego wykaraskać... Wzdrygnął się, bo mu przez myśl przeszło, że może ma wątpliwości, bo jest prefektem i aż rzucił zaniepokojone spojrzenie na stos swoich ubrań, w kierunku odznaki, która spoczywała w kieszeni spodni. Czy to przedmiot obłożony klątwą?! Zaraz zarechotał z parówkowego żartu, bo był wyborny i lekko ruszając rękoma, dryfował w stronę Maxa, by się z nim jakoś ładnie poprzepraszać, ale dostał w mordę pachnącą mangiem pianą, kolorową wodą i bąbelkami: - O Ty chuju garbaty! - wykrzyknął, jak już przestał kaszleć i - a jakże - zaczął chlapać wodą na niego - Ja do Ciebie z przepraszalnym pocałunkiem a Ty mnie tak w morde piano?! Debilna walka na ochlapywanie się trwała dobrą chwilę, skutkując zalaniem większości łazienki prefektów, ale co się naśmieli, to się naśmieli, aż w końcu trzymając się za brzuch, Swansea skapitulował, unosząc rękę i siadając na podwodnej półeczce. - Jezu, chopie wykończysz mnie. - zgarnął mokre włosy z czoła, ale zaraz pokręcił z dezaprobatą głową - Panienka Brandon pewnie i tak by nie przyszła. Nie jesteśmy wystarczająco dystyngowani, ani mądrzy. - powiedział, naśladując jej ton głosu - Coś będzie trzeba wymyślić, ale plan musi się ziścić, póki jeszcze mam dostęp do tej dziury. - cieszyła go perspektywa zrobienia tej imprezy, co było dziwne, bo jakoś nigdy szczególnie organizacja spędów go nie podniecała.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max oddzielił Kolumbię grubą kreską, choć czasem przychodziły mu myśli, by analizować to, co zobaczył pod wpływem naparu. Odpychał jednak od siebie te refleksje, nie chcąc do tego wracać na ten moment. Było po prostu za wcześnie, a on nadal nie uważał, by jakkolwiek miało mu to pomóc w życiu. Czuł się winny i to mocno go hamowało. W takim stanie rzeczy o wiele łatwiej myślało mu się jednak o narkotykach. Nie raz już przemycał wszystko, co bariera przepuszczała i zbijał na tym kokosy, albo sam się dobrze robił. Jeśli jednak chcieli naprawdę się zabawić, nie było na to szans w Hogwarcie. Pieprzona bariera... Solberg na chwilę wykrzywił się do własnych myśli, gdy zdał sobie sprawę, że wraca do starego toku rozumowania, a to nie wróżyło dla niego dobrze pod żadnym względem. Jako że Lockie nic nie powiedział, sam też postanowił nie ciągnąć tematu. -Po prostu chciałem żebyś smakował mango, jak będziesz mnie tak ładnie całował. - Odbił piłeczkę, bo wiadomo, że Solberg zawsze miał coś do powiedzenia i bardzo rzadko było to coś mądrego. Wdał się w tę morską bitwę i swoiste niszczenie łazienki prefektów, by w końcu zalegnąć gdzieś przy krawędzi, rozwalonym jak panicz i odpocząć od tego śmiechu i wysiłku. -Obawiam się, że jakoś i tak się dowie. Ta baba tak działa mi na nerwy, a jeszcze namiętnie w zeszłym roku chodziła na labmed. Wiesz, nie mogłem jej wyjebać, ale nic nie rozumiała. Ja po niej jadę, a ona myśli, że prawię jej komplementy, czy mam jakiś szacunek. - Przewrócił oczami, bo naprawdę temat Anny Brandon był dla niego wyjątkowo irytujący. Porównałby ją do takiej chihuahuy, która dużo i denerwująco drze mordę, ale porządny kop wystarczy, by ją zamknąć. Tylko zarówno w wypadku psa jak i puchonki, nie do końca było to dobrze postrzegane. Niestety. -Coś ogarniemy. Myślę, że kilka Twoich kumpli z odznaką będzie bo naszej stronie. Hawthorn na pewno, Norwooda przekonam. Nie wiem jak się ma u gryfonów, ale z krukami raczej też nie będzie problemu... - Zaczął już obierać metodę przekupstwa i zaproszeń.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Czasami, gdyby ktoś spojrzał z boku na to, że to dwa stare konie po dwudziestce, to by się w czoło popukał, czy oni w ogóle wykształcili na mózgach więcej niż jedną zmarszczkę. Niemniej Swansea nie bywał taki, nie przy innych ludziach. Nie ze skrępowania, ale po prostu nie dogadywał się z innymi w takim stopniu co z Maxem, co więcej, Solberg wiedział o nim bardzo wiele rzeczy, ważnych, szczególnych, takich, których Lockie sam o sobie nie był świadomy do momentu ich ujawnienia. Czasami, jak ktoś Cię widział już w najgorszym momencie i słyszał w największym żalu, to nie było już rzeczy, której byście razem nie zrobili. Pomijając rzecz jasna fakt współdzielenia jednej szarej komórki i tego, że rozumieli się bez słów. Syrena na witrażu zdawało się była na nich obrażona, bo jak dzieci pluskali się w pianie, zamiast ją podziwiać, ale sapiąc z lekkiej zadyszki Lockie był znacznie bardziej zadowolony i zrelaksowany, niż patrząc na jakiekolwiek cycki, a to już była poważna zmiana w mózgu. Sięgnął po termosa, żeby sobie popić, bo pobyt w wodzie jakoś jeszcze bardziej go, o dziwo, wysuszał. - Nie znoszę dziewuchy. Ej, a może ten, jej chłopak, jak mu tam... - zapstrykał palcami - Seaver któryś, taki z włosami jak makaron. Ty zadajesz się z nim? Może można by się z nim dogadać, zapłacić, żeby ją zajął na jeden wieczór... - gdyby w Hogwarcie wykładali przedmiot kombinatoryki stosowanej, Swansea byłby jebanym prymusem. - A kto jest w ogóle prefem gryfonów? - zdziwił się - W mojej głowie, to wciąż Marla. - parsknął. Jego perypetie z O'Donnell zawsze były jakieś pożal się Merlinie komiczne. Od czytania wierszy miłosnych do Patola, po wspólny manikur. - Mina jest spoko, z Deedee się dogadam. Verka jak będzie kręcić muzę, to chyba nie będzie miała nic do gadania. - wyszczerzył zęby. Wszystko było do dogrania, musieli tylko dobrze zaplanować wszystko krok po kroku i być, kurwa, sprytni - a jakże by inaczej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie nie zachowywali się zbytnio na swój wiek, ale miało to swoje podłoże. U Maxa wychodziło to z faktu, że tak naprawdę szybko musiał dorosnąć, a gdy znów mógł zachowywać się na swój wiek, było już nieco za późno. Potrzebował tego braku zmartwień, lekkomyślności i czystej zabawy, żeby do końca nie zwariować na tym łez padole, a że Lockie miał podobnie, to nie ograniczali się w swoim towarzystwie i Solberga chuj obchodziło, czy innym się to podobało, czy nie. Nawet w kwestii młodej Brandonówny mieli takie samo zdanie, jak się okazywało. -Thomas? Nie wiem, czy byłby chętny raczej trzymał mnie na dystans. Co prawda uratowałem mu dupsko jak byliśmy u wróżek, ale nie wiem, czy będzie chciał się aż tak odwdzięczyć. - Zaczął na poważnie myśleć nad tym rozwiązaniem. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie Anny zajętej chłopakiem. Może dlatego, że mieli zupełnie inne postrzeganie romansu, a wizja prefektki w czasie szału namiętnych uderzeń była dla Maxa niekomfortowa i odrażająca na tyle, że autentycznie dostał skurczów żołądka. -Pomyślę. - Dodał jeszcze, przechodząc na temat prefektów innych domów. -U gryfonów pewnie zjeby, bo to gryfoni. - Zarechotał z własnego żartu. -Lilac chyba ciągle zajmuje to zaszczytne miejsce, ale nie wiem kogo mu dokoptowali. - Wzruszył ramionami. Jeśli nie wiedział, to znaczy że nie warto było się interesować. Była za to szansa, że Drake stanąłby po ich stronie, co też wspomniał od razu Lockiemu. -Większość kupi się sama. Trzeba pomyśleć jeszcze o skromnej liście gości i ja mogę nawet jutro wbijać. - Potrząsnął łepetyną, bo mokre kłaki zachodziły mu na oczy. Tak, zdecydowanie był czas udać się na jakieś podcięcie, czy coś.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Lockie zmarszczył brwi, co zazwyczaj było sygnałem poważnego używania szarych komórek w czerepie. Myślał, czy może im nie zafundować wypadu we dwoje do Wypiździejewa Mniejszego na weekend, wtedy mieliby ją z głowy na bank. Tylko z drugiej strony niechętnie rozstawał się z pieniędzmi... - Echkurwa, zawsze coś pod górkę. Trzeba by pogadać z Norwoodem, może on miałby jakiś "naczelny" pomysł. - parsknął, bo to przecież prześmieszny żart- Też. - potwierdził, że i on się nad tym zastanowi. O Drejka tez by się nie martwił, wprawdzie to gryfon, ale zdawało mu się, że miał ciągoty do bycia przypałowcem, więc może szło go namówić na coś tak idiotycznego. - Skromna lista... - zamyślił się - Na pewno prefekci, nie, żeby z żalu nie donieśli. Zresztą ja tam lubię Minę i Deedee, poza tym chyba się mają ku sobie. - pokiwał brwiami, bo jak każdy facet, uwielbiał ploty - Ostatnio mi ta Skylight powiedziała, że może sobie dorobić trzecią cyckę, jakby chciała - to bym zobaczył. Ale czy to znaczy, że będziemy ją zapraszać? - zastanowił się, pocierając brodę. Przez myśl przeszła mu Adela, ale zaraz po niej i Kate, a nie wiedział, czy ma siły w głowie na taką wybuchową mieszankę.- Problem jest z puchonami. Wiesz, że oni wszędzie stadnie - zaprosisz jednego, przyjdzie jedenastu. - rozejrzał się po łazience, bo wcale nie był pewien, czy się tu wszyscy zmieszczą - Powoli jakaś lista mi się klaruje, podeśle Ci potem na wizzie, dopiszesz, kogo uważasz, albo wykreślisz, kogo nie uważasz. - zarządził, a widząc, jak ten się użera z włosami uśmiechnął się. - Potrzebujesz fryzjera? Służę. Ojebie Cię tak, że się zbroje będą za Tobą oglądać. - pokiwał brwiami. Strzygł siebie i swoją matkę odkąd miał z dziewięć lat. Moczenie dup było przyjemne, a co lepsze, mogli robić to tak długo, jak im się chciało, bo w odróżnieniu od łazienek Slytherinu nie było kolejki i nikt nie poganiał. Potem rzecz jasna się zebrali do dormitorów, zostawiając pianowo-powodziowy pierdolnik biednym skrzatom... +