Duża łazienka, przeznaczona specjalnie dla perfektów. W końcu oprócz pilnowania wściekłych bachorów muszą mieć też jakieś przywileje. W samym centrum znajduje się spory, dość głęboki basen, a naokoło krany z ilością płynów do kąpieli, o tak szerokim wyborze kolorów i zapachów, że trudno sobie wyobrazić. Uczniowie często ryzykują dostanie szlabanu i przychodzą tu, by popluskać się w ciepłej wodzie choć przez chwilę.
Jeśli nie jesteś nauczycielem, prefektem, kapitanem drużyny, bądź takowy Ci nie towarzyszy, obowiązkowo powinieneś rzucić kością w pierwszym poście w tym temacie:
Parzysta - zakradłeś się tu w taki sposób, że nikt Cię nie złapał. Możesz korzystać z łazienki prefektów przez cały wątek bez obaw, że znajdzie Cię tu ktoś niepowołany. Nieparzysta - masz pecha. Po kilku Twoich postach w tym miejscu przyłapuje Cię (wraz z twoim towarzystwem!) profesor Harrington. Masz do wyboru - zgłaszasz się po szlaban do MG/nauczyciela albo tracisz 20 punktów i musisz to zgłosić w odpowiednim temacie. Mistrz Gry ma ten temat pod kontrolą, a więc uchylanie się od tej kostki będzie dodatkowo karane.
Po dłuższym marszu, w sumie to korzystali z ruchomych schodów, ale to pomińmy, znaleźli się tuż przy wejściu od Łazienki Prefektów. Panna Davis zaczęła udawać, że zapomniała do niego hasła. Wiedziała, że narobiła im już ochoty na to pomieszczenie, więc mogła się trochę z nimi pobawić. Chodziła przed wejściem, tam i z powrotem, mając taką minę, jakby naprawdę myślała nad hasłem, a w duchu śmiała się do rozpuku. Lata treningów nie poszły na marne. W końcu, gdy Roslen miał już zamiar wracać zaczęła się śmiać na głos i wypowiedziała hasło. Weszli do środka. - Chyba niedawno ktoś tu był. - W powietrzu unosiły się jeszcze silne opary o dziwnym zapachu. W sumie to nawet ładnym, więc kij z tym. - A tu mamy wannobasen. - Uśmiechnęła się podchodząc ku niemu i odkręcając jeden z kurków. Nie znała jeszcze wszystkich, bo ciężko o to było, ale wiedziała, że z tego leci zwykła woda. Lepsze korki na później, zresztą pływać z pianie... eee, to raczej nie było dobrym pomysłem.
Po tak długim czekaniu jeszcze bardziej ucieszyła się z niedoszłej kąpieli. Gdy tylko wannobasen napełnił się wodą, pośpiesznie wskoczyła do niego rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Ubrania momentalnie przemokły i zaczęły unosić się ku gorzę. Spojrzała na resztę, na co oni jeszcze czekali?
Skoro Will stwierdził, że nie zrobi nic na trzeźwo, Amaya wyciągnęła ze swojej torby dwie ogniste whisky. Pewnie już nie dziwiło to chłopaka, bo miała je zawsze przy sobie tak na wszelki wypadek i pewnie właśnie dlatego wspomniał coś o stanie trzeźwości. Oboje wypili zawartość małych buteleczek, żeby później niemal zaczołgać się do klasy eliksirów. Właśnie tam zrobili niezłą rozróbę, więc wiadome było, że następnego dnia niesamowicie się im oberwie. Po ich wyjściu większość fiolek z substancjami oraz szklanych naczyniach z organami niektórych zwierząt po prostu się porozbijała. Pozostawili po sobie taki bałagan, jakby przez pomieszczenie przeszło wielkie tornado, rozwalające nawet szafkę na pół... A wszystko było winą Amayi, gdyż dała alkohol Williamowi. Chociaż... I ona oczywiście nie była bez winy - szła koślawym krokiem, nie patrząc czy strąca coś ręką czy też nie. W końcu dwójka swobodnie wydostała się z tego piętra i udała do łazienki prefektów tak zwanym cichaczem. Nikogo tam nie było, więc spokojnie rozłożyli kociołek przy basenie. - Muahaha ! Williamie - zaśmiała się złowrogo, po czym odważyła się na bardziej opanowany ton głosu - Zatańczym ?
Ponownie zaskoczyła go, wyjmując alkohol z torby. Co za dziewczyna! Po odurzeniu się alkoholem, kochał ją jeszcze bardziej, bo go w ogóle miała. Totalny bałagan w klasie Eliksirów tak strasznie go bawił. Małe fiolki spadały z półek, rąbiąc trach! Z niektórych się dymiło, a niektóre wybuchały i unosiła się kolorowa mgiełka! Ah, ta magia. Cudem dotarli do Łazienki Prefektów, taszcząc za sobą składniki i kociołek. Zupełnie zapomnieli, że są czarodziejami i mogą przenosić przedmioty różdżką. William nie wiedział, w jaki sposób w ogóle wleźli do pomieszczenia bez hasła i pewnie nawet rano tego nie wymyśli. Co ona do niego mówiła? Tańczenie?! Ta dziewczyna chyba naprawdę oszalała. - No so Ty, Am! Nieeee, bo się spocimm! - zaprotestował, po czym zaczął burczeć coś na sznurki od swojej bluzy, które zaplątały mu się na uchu.
Dziewczyna zaczęła tarzać się na podłodze ze śmiechu, aż w końcu wstała i popatrzyła na niego z poważną miną, kładąc dłonie we wcięciu w tali. - No weeeź! Jak siem spocim to się wytrzym! - powiedziała z taką powagą, że inni uczniowie zaczęliby pokładać się ze śmiechu. Poza tym... W tej szkole ciągle ktoś rzucał jakimiś myślami, które niekoniecznie były mądre. Amaya Smith założyła dłonie za karkiem krukona, kręcąc na boki przede wszystkim biodrami. O rany, ta dwójka naprawdę nieźle się zgrywała ze sobą przy rozmowach. Wiedzieli o czym mowa, a slang młodych czarodziejów nie był im obcy. Chwilę później dziewczyna odczepiła się i podeszła do kociołka, dodając do niego wszystkie składniki. Woda zaczynała się już podgrzewać przez płomienie wyczarowane przez Am, więc wystarczyło teraz zamieszać.
- Tfu! Żem się spocił - bąknął niezadowolony, po zaprzestaniu bezcelowego kręcenia tyłkiem, do braku melodii. W międzyczasie śmiał się jak nienormalny, żaląc się do własnych sznurków od bluzy, jak to bardzo się spocił i ignorując (chyba po raz pierwszy w życiu) Amayę. - Móffię wam! Leci ze mnie jak... jak z wodospaduuuuuuuuu! - szepnął rozżalony, będąc święcie przekonanym, że sznurki go rozumieją i łączą się z nim w bólu. Nie przestając chichotać, podszedł do przyjaciółki, która miała przygotowany już niemal cały eliksir. Zapewne wspomniane było, że William jest w tym beznadziejny, toteż postanowił się nawet nie mieszać. Dziewczyna zabrała mu też chochlę, więc pozostał z niczym. Bujając się na boki, bo ustać prosto nie był w stanie. - A...Amaya ! A so by się stało, proszę Ciebie, gdybym ja to teraz tak chluuuuuup! Na jeden łyk chlusnął? - zapytał żwawo gestykulując przy tym sznurkami, bo nie był pewny czy dziewczyna zrozumie jego paplaninę.
Ostatnio zmieniony przez William Joyce dnia Czw Paź 14 2010, 19:47, w całości zmieniany 1 raz
No proszę, William był kolejnym chłopakiem w Hogwarcie, który po jednej buteleczce ognistej whisky zataczał się, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem. Amaya niestety też już odleciała w inny świat, więc słysząc muzykę ( której tak naprawdę nie było ) kiwała się na boki, bawiąc chochlą, którą mieszała zawartość kociołka cynowego. Nieprzytomnie popatrzyła na przyjaciela może nieco groźniej niż zazwyczaj miała okazję... - Weeeeeeź przestań... Poszłaby ci krew z uszu, z oczu też, a na twazy pojawiłyby ci się krwawe ślady - oznajmiła stanowczo, nachylając się i patrząc na pływające w "garnku" składniki. Były tam jakieś proszki, czerwone krople, które nie stały się jednością z wodą i kości. Czy oby na pewno wzięli dobre składniki ? No cóż, najwyżej dzieciaki się zabiją na miejscu. Najwyżej...
Przerażony spojrzał na przyjaciółkę, stwierdzając, że ta wcale nie żartuje. - Co Ty gadasz?! - wystraszył się, zaciekawiony niemal wsadził głowę w kociołek, starając się chyba dostrzec eliksirowego potwora. Niestety, on się po prostu schował w odmętach eliksiru! Na powierzchni pływały póki co jakieś dziwne składniki, podkradzione z sali. Swoją drogą, ciekawe czy pani profesor się wkurzy... Nieee, na pewno pomyśli, że to jakiś niecny złodziejaszek, a nie uroczy Krukoni. Przecież wystarczyło spojrzeć na skupioną minę Amayi i ledwo trzymającego się na nogach Willa. - Takie mocne to cholerstwo.. ten, no... gotujesz? - spytał, przypominając sobie słowo, które chciał użyć. Przerażony, cofnął się dobre pięć kroków od kociołka. Jakby co, to eliksirowy potworek zje tylko Amayę i oszczędzi zgrabnego Williama.
Tak, jej przyjaciel wkłada łeb do kociołka, a ona jeszcze musi go pilnować ! Momentalnie chwyciła go za te gęste kudły i wciągnęła ku górze, żeby czasem się nie popatrzył. Należy zwrócić uwagę na to, że bała się o Williama ! Bała się. Jak cholera. Odsunęła go na kilka dobrych metrów od siebie, po czym zasiadła na ziemi, jednocześnie machając chochlą w powietrzu. - Och, nie, mój kochany Joyce. Tak bym ci tą łychą pieprznęła - uśmiechnęła się z nutą przesłodzenia, co było raczej efektem zamierzonym. Eliksirowy potworek nie ma prawa dorwać się do Am ! Ona tak samo była zgrabna, więc też powinna się teraz chować za jakimiś ścianami. Nagle zobaczyła kości obracające się dookoła. - O rany ! To jakaś czarna magia ! Ratuj się kto może ! - wrzasnęła, wskakując do basenu w którym było mnóstwo niebieskiej wody. Oczywiście wszystko było wykonywane ( bo jakżeby inaczej ) w ubraniach. Szczegółem było to, że owe kości zostały przedtem zamieszane w miksturze przez nią samą. Wynurzyła się, złapała powietrze - Williamie ! Wskakuj! Bo cie potwór zje i cie nie będzie !
Zrzucił z siebie koszulkę, ukazując całkiem okazałą klatę i stanął na boku basenu. - Uważaj, Melanie. Jeszcze się utopisz. - Jego brew uniosła się delikatnie ku górze. Zanurzył się w wodzie, skacząc na główkę. Przypomniała mu się akcja z imieniem Puchonki. Musiał przyznać, że dzień z nimi był całkiem ciekawy. Wynurzył się z wody, poruszając zabawnie głową. Jego fryzura także się rozczochrała. - Noo, Angie, jeszcze ty. - Stwierdził i spojrzał w kierunku Coldwater. Ubrania? Po co jej one!
- Ała! Nieczuła istoto! - krzyknął z płaczem na końcu nosa, kiedy Amaya pociągnęła go za piękne, lśniące, brązowe włosy, a nie kudły. Ale cieszyła go troska ze strony Am, żeby przypadkiem nie poparzył swojej uroczej buźki. Wprawdzie, nie miał pojęcia z tego, że się cieszy, bo był pijany. William wypił półtora butelki, a nie jak wcześniej kłamliwie zostało wspomniane przez Amayę. Chłopak nie zrozumiał nic z wypowiedzianego przez nią zdania, ale czuł silną potrzebę śmiania się. Kiedy natomiast usłyszał "pieprznęła" , pomyślał, że chodzi o niego, po czym ochoczo zaczął pozbywać się swojej bluzy. - Bierz co chcesz! - zawołał rozpromieniony w przestrzeń. - Ja nigdzie nie wskakuję, fryzura mi się popsuje! - protestował, zbywając Amayę ręką. Dopiero kiedy mocował się z guzikami własnych spodni doszło do niego, o czym mamrotała Amaya. Momentalnie rozszerzyły mu się oczy, kiedy skierował wzrok w stronę eliksiru. Przestając zajmować się negliżowaniem, podbiegł do basenu i niemal skoczył, gdy zauważył przy kotle swoją czarną bluzę. - Uratuję was, sznurki! - zadecydował, podbiegając do kotła i chwytając w dłoń bluzę. Wskoczył, a raczej wpadł do wody, z ubraniem przyciśniętym do piersi.
Przez "przezabawny" żart Nathana, Melanie mimowolnie na niego spojrzała. I tu był jej błąd, Puchon był bez koszulki, jego niczego sobie klata przypomniała jej o chwili słabości. Odwróciła wzrok i odpłynęła na drugi koniec basenu. Niech w końcu Angie skacze do wody i skieruje jej myśli na coś innego. Po chwili udało jej się pomyśleć o czymś innym, a konkretnie przypomniała jej się zabawa, na której ostatnio pływała w ciuchach, w basenie. Byłą to jedna z najlepszych imprez jakie przeżyła, ale jeszcze dużo życia przed nią. A przynajmniej ma taką nadzieję.
Davis zrzuciła z siebie wszystko co powinna, oczywiście zostawiając dwuczęściowy strój kąpielowy. Jakoś wolała jednak mieć coś na sobie, jeszcze przy tej dwójce. Stanęła na bok wanny i prawie, że się poślizgnęła. Prawie! Jednak udało się jej utrzymać na nogach i wskoczyć do mhm... basenu? - Łaaa... - Zawołała, ale po chwili krzyk zniknął pod wodą. - Ale fajnie! - Nathan i Melanie byli po przeciwnych stronach. - Ta łazienka jest niesamowita. - Tak, co jak co, ale to musiała przyznać. To miejsce było świetne. - Mel, a różdżkę też masz ze sobą, czy poza basenem? Heh. - No tak, jej została w ubraniach.
Nie mógł korzystać z uroków wyglądu Melanie, a z tych kuzynki nie chciał nawet korzystać, więc zaczął rozkoszować się "kąpielą". Nurkował z otwartymi oczami. Na razie mógł, bo woda w basenie nie była zmącona płynami. To miejsce było naprawdę duże, chociaż wcale nie wydawało się aż takie. - Nooo, fajnie. - Wynurzył się po raz kolejny i potwierdził słowa kuzynki. Po chwili śmiał się z jej słów dotyczących Coldwater. Sam nic od siebie nie oddał. Jakoś na razie nic nie mogło mu wpaść na myśl.
Podpłynęła do korków, po których przekręceniu lała się odpowiednio wybrana konsystencja. Była dosyć zdziwiona, że ani jej kuzyn, ani przyjaciółka nie dopytywali o nie, ani nie próbowali sami ich użyć. W końcu było ich tak dużo. Przekręciła wybrany, i zaczęła z niego płynąć różowa woda, o zapachu truskawek. Zaciągnęła się powietrzem. Świetny zapach, to musiała przyznać. - Mam nadzieję, że lubicie truskawki. - Zwróciła na siebie uwagę. Reszta dopiero teraz wydawała się zauważać, że to przecież łazienka prefektów, więc i musi się różnić od tych zwykłych. - Każdy z korków skrywa inną tajemnicę. - Oznajmiła mrużąc oczy i udając niezwykle zainteresowaną.
Pędem pobiegła za Lauren. Gdy w końcu znalazły się na właściwym piętrze, w Łazience Prefektów, odetchnęła z ulgą. Owszem, miała kondycję, ale kto po dużym kubku owocowej herbaty biegnie sprintem przez kilka pięter ?! Na pewno nie Kathleen, ale cóż... Lauren miała dość szybkie tempo. Uśmiechnęła się szeroko, zgarnęła długie loczki do tyłu i wskoczyła do basenu. Nie zważała na ludzi, było jej obojętne czy ktoś patrzy na jej wychudzone ciało. Sama Kath nie widziała w nim nic szczególnego, było, bo było. Podczas skoku pociągnęła Lau za rękę i Krukonka wpadła do wody razem z nią. Czasem się zastanawiała, jak to się stało, że ironiczna Mallory zaprzyjaźniła się z nieufną Kathie. To była zagadka, ale wolała ją zostawić dla kujonowatych Krukonów. W tym momencie miała na myśli swego wroga, Ingrid. Przesłodzona Noah, która za wszelką cenę próbuje zwojować świat nauką. Dziwaczka.
Rzuciła w kąt swój ulubiony ręcznik, w kolorze khaki i czekała na Kathie. W końcu usłyszała jej cichutkie kroki. Wyglądała na trochę zdyszaną, ale dawała radę. Na jej twarzy było widać promieniujące szczęście. Już chciała coś jej powiedzieć, kiedy poczuła szarpnięcie, a potem coś, co nie pozwalało jej otworzyć ust, ani oczu. Wypłynęła szybko na powierzchnię, zgarniając włosy do tyłu, przecierając oczy i śmiejąc się. Przez to woda naleciała jej do ust i zaczęła się krztusić, mimo to dalej towarzyszył jej śmiech. Nie mogła się uspokoić! Lauren, ty debilko, zaraz umrzesz, nie ma się z czego śmiać. Zrób coś, bo będziesz pływała grzbietem do góry, jak zdechła ryba. Tak więc siłą zmusiła się do wzięcia kilku głębszych wdechów. Kiedy było już z nią całkiem dobrze, podpłynęła do przerażonej Kath i ochlapała ją wodą, jakby nic się nie stało. - Co jest, wystraszyłaś się? - zaśmiała się, widząc minę Gryfonki.
To był wyjątkowo udany początek dnia. Początek jak początek, bo wcale nie było wcześnie, ale pomińmy takie drobne szczegóły. Po krótkiej wymianie korespondencji, Ostberg wbiegła na piąte piętro cała szczęśliwa i tryskająca energią. Stanęła pod wielkimi drzwiami, uważając, żeby nie upuścić dużych butelek na podłogę i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Hasło? Nie ma problemu. Złapią ich? Tylko więcej zabawy! Nie minęło kilka minut, a drzwi ustąpiły z cichym stęknięciem, wręcz zapraszając Lottę do środka. A że ona nie należy do tego rodzaju osób, którym trzeba coś długo powtarzać, weszła szybko do środka i zostawiła minimalnie uchylone drzwi, żeby Dimitri, jego znajoma i ewentualnie Tamara nie mieli problemów z wejściem. W pomieszczeniu faktycznie było gorąco, więc dziewczyna szybko ustawiła Ognistą na marmurowej posadzce, a następnie zdjęła gruby sweter, buty i rajstopy. Czekając na resztę, rozejrzała się jeszcze szybko po wnętrzu i odkręciła kilka kurków, żeby napuścić trochę wody i płynów do basenu.
Dimitri miał niesamowite szczęście, gdyż pisząc listy i planując z Lottą kolejne etapy imprezy znajdował się akurat w sypialni swojego wydziału.Zdążył jeszcze wejść pod prysznic i gdy nakładał na siebie kolejne warstwy ubrań jego ramiona ociekały jeszcze drobnymi kropelkami wody.Zdążył chwycić jeszcze plecak i umieścić w nich butelki Rosyjskiej wódki i o zgrozo odebrać listy, które obce sówki dzierżyły w dłoniach.Adresatem jednego była Tamara, co nie byłoby tak nieprzyjemnego gdyby nie list drugi, którego autorem był Howard.Nie istniały nawet przekleństwa, które opisałyby jak wielkim idiotą był teraz dla niego Amerykanin.Udało mu się jeszcze tylko wycelować stopą we własne łóżku i szybkim krokiem skierował się w stronę łazienki.Zdecydowanie musiał to wszystko odreagować. Gdy dotarł drzwi były uchylone, co mogło oznaczać tylko tyle, że Lotta, Tosia bądź Tamara dotarły tu przed nim.Gdy wszedł do środka ujrzał samą pannę Ostberg, która nie zmieniła się aż tak od ich ostatniego spotkania. - Witaj Lotto. - Uśmiechnął się szeroko podchodząc do niej i wyciągając butelki z wódką.- Pomożesz mi pić ?
Lotta akurat pochylała się nad basenem i moczyła palec w wodzie, sprawdzając, czy temperatura będzie odpowiednia, kiedy usłyszała kroki na korytarzu i skrzypnięcie drzwi. Szybko podniosła się do pionu, otrząsnęła palec w wody i obróciła się, a jej oczom ukazał się Dimitri. Kogo jak kogo, ale jego na pewno rozpoznałaby nawet w środku nocy w ciemnym lesie. Tak jak dawniej miał na głowie "artystyczny nieład", a jego oczy lśniły się tajemniczo. To głupie z jej strony, ale zauważyła także, że w ten sam sposób trzyma butelkę, co wywołało na jej ustach szczery uśmiech. Podbiegła do niego, prawie się ślizgając bosymi stopami na mokrej podłodze, po czym piszcząc radośnie "Dimiiiiiitri!" uściskała go po raz pierwszy od bardzo dawna. - Oczywiście, że pomogę! - zapewniła, odbierając część butelek i odstawiając je obok Ognistej. - Tamara i Twoja znajoma przyjdą za chwilę, tak? Tyle alkoholu wystarczyłoby na spicie połowy Hogwartu. - pokiwała głową z uznaniem, chwytając jedną butelkę i otwierając ją. Dopiero wtedy uważniej przyjrzała się chłopakowi. - Coś się stało? Marszczysz czoło w taki sposób, jakby Cię ktoś mocno zdenerwował. - stwierdziła, zastanawiając się, o co takiego może chodzić.
Jęknął cicho gdy dziewczyna uwiesiła się na nim, choć nie zaprotestował, a jego wargi wygięły się w szczerym uśmiechu.Blondynka swoją pozytywną naturą wprawiała go w niezwykle dobry humor, mimo całokształtu jego złego samopoczucia.Długie włosy spływały na jej ramiona i łaskotały go w policzek, tym samym przeszkadzając mu, więc oderwał się w końcu od niej.Jej wylewność uczuć zawsze niezwykle go zadziwiała, tym bardziej, że on nigdy nie byłby w stanie przekazać komukolwiek tyle emocji, co ona.Był to jej osobisty i niezaprzeczalnie wyjątkowy dar, który tak Dimitri cenił. - Tak powinny. - Bąknął z przekąsem, krzywiąc się nad dźwięk imienia swojej ukochanej.O wiele bardziej ucieszyłby go w tym momencie widok Tosi, niż Markowej, której nie miał ochoty oglądać przez jeszcze długi czas.Na pewno nie po tym, co zrobiła.- Sądzisz, że sami nie podołamy ? Wiedziałem, że Meksyk Cię zepsuje ! Na szczęście mam całą noc i przypomnę Ci jak kiedyś bawiliśmy się w Rosji. Na ostatnie sformułowanie, który wypowiedziała Lotta powędrował dłońmi do drugiej butelki by ją odkręcić i upić łyk wódki, tym samym próbując zatuszować niemrawy wyraz twarzy o którym mówiła. - Bo zdenerwował. - Oznajmił jej zmuszając się do delikatnego uśmiechu. - Nie ważne, nie będziemy chyba rozmawiać o tym kto zasługuje na trafienie zaklęciem.Mów lepiej jak jest w Meksyku.
Zaśmiała się, słysząc dźwięk, jaki wydał z siebie Dimitri. No tak, może ona wieszała się na wszystkich, ściskała i całowała w policzki na przywitanie, ale Korotya, Orlov, Markowa ani nikt z jej znajomych z Rosji nie byli aż tak wylewni, od czego zdążyła się już odzwyczaić przez ten ponad rok w towarzystwie wyjątkowo temperamentnych Meksykanów. - To dobrze. - odpowiedziała, uznając jego krótki grymas za reakcję na ostre światło, które chwilę wcześniej zaświeciło przez okno prosto w jego oczy. - Powiedziałam "połowy Hogwartu", a na razie jeszcze się nie utożsamiam z tymi flegmatykami. - podkreśliła, ruszając znacząco brwiami, po czym ponownie się zaśmiała. - Może nie jestem tak całkowicie zepsuta, ale bardzo chętnie reflektuję na przypomnienie. - dodała, upijając łyka mocnego alkoholu i krzywiąc się minimalnie. Nie minie pięć minut, a już się przyzwyczai do wysokiej zawartości procentów w butelce. - Jestem absolutnie za. Żal życia na idiotów. - pokiwała głową, ciągle się uśmiechając. Zabawne, ale gdyby dogadali się z Dimitrim odnośnie tego, kto tak bardzo ich denerwuje, Howard vel Kennedy nie miałby długiej egzystencji w Anglii. - A w Meksyku... W sumie nic ciekawego. Jak już wiesz, jest tak ciepło, że teraz zamarzam. Alkohol mają tak słaby, że na razie Rosyjska wódka wyżera mi gardło. Za to papierosy mają mocne. - zaczęła opowiadanie od "najważniejszych punktów". - Ale poznałam bardzo ciekawych ludzi. Jak zobaczysz gdzieś chłopaka z fryzura przypominającą afro, który prawie non stop chodzi ze skrętem w palcach albo kogoś, kto prawie wszystko niechcący psuje, to właśnie moi przyjaciele. Jeśli z kimś się dobrze bawić, to właśnie z nimi. - powiedziała, ciągnąc go w stronę basenu. - Zobacz, jaka ciepła woda! - zawołała ucieszona, mocząc stopę w wodzie i piszcząc z uciechy jak pięciolatka.
Tamara nie wiedziała jeszcze nic o tym liście, który dostał Dimitri, a który wysłał Steve, ujawniając to wszystko, co chciała ukryć. Dlatego też z dobrym humorem przygotowywała się do spotkania w tej Łazience Prefektów, o której, szczerze mówiąc, dziewczyna nie miała zielonego pojęcia. Nie mówiąc o tym, gdzie ona się znajduje, ale podejrzewała, że raczej w części dla uczniów, niż studentów. No ale, wyszła w końcu z sypialni, po czym zaczęła szukać tego pomieszczenia. Niezbyt jej się to udawało, dlatego też poprosiła o pomoc jednego z uczniów. Ten, niechętnie, pomógł jej w końcu dojsć do miejsca przeznaczenia. Na szczęście było drzwi były otwarte, więc nie miała problemu z wejściem do środka. Czuła już od progu ciepło i parę buchajacą z basenu. Kąpiel? Hm, zachęcające. - Witaj, Lotto. Jakże miło cię widzieć - rzekła, z daleka widząc już charakterystyczną postać blondynki i podchodząc do Dimitria i Lotty. Tamara zauważyła, ze ten nie był w dobrym humorze. - Hej, co jest? Coś się stało? - zapytała, widząc jego niezadowoloną minę. Pocałowała go w policzek na przywitanie, myśląc, że go to udobrucha.
Usiadł nad brzegiem basenu obracając w dłoni szyjkę alkoholu, który co jakiś przykładał do ust w celu upicia mniejszej lub większej ilości płynu.Zdążył jeszcze w międzyczasie zrzucić z ramion jaskrawą, turkusową bluzę, która jak już zdążył zauważyć, nadawała mu wygląd nastolatka wielbiącego odznaczać się w tłumie ludzi szarych.Łazienka była niczym sauna.Ciepło wydzielane przez gorącą wodę wypełniało pomieszczenie ciepłem, które tylko zachęcało do kąpieli. Niezwykle odpowiadało mu, że nie czekali na resztę z opróżnianiem butelek wypełnionych napojami wysokoprocentowymi. Nie byłby zresztą w stanie rozmawiać z Tamarą, wcześniej nie wypijając choć kilku łyków alkoholu. - Nowi przyjaciele odzwyczaili Cię od wielkich imprez ? - Uniósł brwi w górę nadal konsumując alkohol i zupełnie ignorując fakt, że powiedziała coś zupełnie innego. - Co nazywają u Was dobrą zabawą ? Tylko nie mów, że ganiacie się po korytarzach z kapeluszami na głowię i uznajecie to za niezłą frajdę. Podążył za nią i zaśmiał się widząc jak entuzjastycznie reaguje na wodę.Schwycił ją za wiotkie ramiona i pchnął w stronę basenu.Miał zamiar wepchnąć ją wprost w niezmąconą toń przejrzystej wody jednak w ostatniej chwili zrezygnował i przyciągnął ją z powrotem do siebie mrucząc krótkie "bu". Nie minęło kilka minut, a swoją obecnością zaszczyciła ich Tamara najwyraźniej nieświadoma źródła złości Dimitria. Oczywiście, skąd mogła by wiedzieć. Odsunął się zaraz gdy poczuł jej wargi na swoim policzku.Zapewne ucieszyłby się jeszcze niedawno, że ich związek znów można wpisać na listę tych do odratowania. - Nic. - Odparł siląc się na wiarygodną obojętność pod którą ukryć chciał złość jaka towarzyszyła mu gdy w jego myślach znów pojawił się obraz uroczego liściku od Amerykaniana. - Miałem okazję otrzymać krótki liścik od Steve, więc myślę, że musisz mi dużo wyjaśnić.
Zgodnie z zaproszeniem, Krukonka bezbłędnie odnalazła drogę prowadzącą do Łazienki Prefektów na piątym piętrze. Co prawda zawitała tam trochę spóźniona, ale przecież przemierzenie schodów, które momentami bywały wybitnie irytujące, także nie należało do najprostszych i najmilszych zadań. W końcu jednak otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka, ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. Wydawało się jej oczywiste, że jedyną znajomą osobą z zaproszonego grona będzie właśnie Dimitri, w którego stronę udała się niemal natychmiast. Rozmawiał z jakąś śliczną dziewczyną, którą chyba pierwszy raz widziała na oczy, a potem spojrzenie Tośki przeniosło się... Lotta! Jak ona dawno jej nie widziała. Właściwie nigdy nie były ze sobą w bliższych relacjach, ale zawsze miło jest spotkać kogoś znajomego, nawet w tak niespodziewanych okolicznościach. Ona także wyładniała, co akurat nie powinno dziwić Krukonki. Blondynka posłała wszystkim obecnym wesoły uśmiech jako pierwszy gest powitania. Następnie, kiedy była już wystarczająco blisko, przystanęła w miejscu, opierając ręce na biodrach, a po chwili rzuciła jedynie krótkie "cześć". Po co bardziej rozwodzić się nad przywitaniem? Nigdy nie widziała w tym większego sensu. Postanowiła też nie przeszkadzać na razie Dimitriemu rozmawiającemu z nieznajomą jej studentką, więc od razu podeszła bliżej Lotty, patrząc na nią z nieukrywaną radością. - Nie spodziewałam się, że też będziesz w Hogwarcie - odezwała się po krótkiej chwili, przenosząc spojrzenie na jedną butelkę Ognistej. Chociaż sama niezbyt przepadała za alkoholem, przynajmniej ostatnimi czasy z bardzo oczywistego powodu, nie widziała problemu w tym, żeby pili inni. W końcu zdąży jeszcze kiedyś nadrobić zaległości, mhm. Chyba że naprawdę wcieli się w rolę dobrej mamy, choć to akurat stawało pod coraz większym znakiem zapytania.
- Oj, kochany, rozumiem, że wszyscy za mną bardzo tęskniliście, ale to nie musi znaczyć, że w innym miejscu nie można się dobrze bawić! - pokręciła głową z dezaprobatą, chociaż jej wargi wciąż były rozciągnięte w szerokim uśmiechu. - Może nie są to tak wielkie imprezy jak w Durmstrangu, ale nic dziwnego, w końcu tylko Rosjanie mają tak wysoką przyswajalność alkoholu, czyż nie? W przeciwieństwie do tutejszych dzieciaków, nie uznajemy biegania po korytarzach za niezłą frajdę, ale osobiście często dostaję szlabany za dziwne akcje, które odwalamy z Gasparem i Manuelem... Wydaje mi się, że niedługo zrealizujemy nasz kolejny pomysł. - dodała, myślami wracając do planowania wielkich malowideł na ścianie tuż naprzeciwko wejścia. Była naprawdę ciekawa, jakie będą tego konsekwencje, ale jak zawsze postanowiła sprawdzić, jak daleko może się posunąć i gdzie jest granica. Gdy Dimitri popchnął ją w stronę basenu, zaczęła piszczeć jeszcze głośniej i próbowała go złapać. Bynajmniej nie dlatego, żeby nie wpaść do środka, ale dlatego, żeby wciągnąć go ze sobą. - Jesteś niedobry! - zawołała pseudo ganiącym głosem w przerwach pomiędzy nowymi atakami śmiechu, gdy chłopak jednak przyciągnął ją do siebie w ostatnim momencie. Chwilę później do Łazienki wkroczyła Tamara, którą to Ostberg także przywitała szerokim uśmiechem. Już miała zamiar powiedzieć coś więcej, ale Markowa zaczęła wymianę zdań z Korotyą, więc Lotta postanowiła się nie wcinać. Upiła kolejnego łyka alkoholu. Z rozmowy wyłapała jedno imię. Steve. Niedobrze. Jeśli dla Dimitriego był równie podły, jak dla niej, wolała nie myśleć, co mógł zrobić Amerykanin. Uznając, że ta dwójka ma sobie trochę do wyjaśnienia, podeszła bliżej basenu i upijając kilka kolejnych łyków, odkręciła kolejny korek, pozwalając tęczowym bąbelkom unosić się nad powierzchnią wody. Wtedy też po raz kolejny drzwi się otworzyły. Ostberg już miała zamiar się przedstawić, ale dziewczyna wydawała jej się znajoma. Po kilku sekundach rozpoznała w niej Antoinette, którą poznała we Francji. Teraz jednak dziewczyna wyglądała znacznie dojrzalej, zdecydowanie wydoroślała. - Tosia! Już zapomniałam, że chodzisz do Hogwartu. Więc to Ty jesteś tą znajomą Dimitriego czy oczekujemy jeszcze kogoś? - zapytała, podchodząc bliżej dziewczyny. Już miała zamiar poczęstować ją alkoholem, kiedy rzuciły jej się zaokrąglone kształty panny Risse. - Gratujuję. - powiedziała trochę zdziwiona. Nie spodziewałaby się tego po Tosi, którą znała. - Mogę skoczyć po sok dyniowy, jeśli masz ochotę. - zaproponowała po chwili.