By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Cze 20 2010, 23:56, w całości zmieniany 1 raz
Nicholas też by się na coś przydał. Nie może nie. Nie lubił ciężkiej pracy. Ale mógłby sobie poglądać dziewczynę z każdej strony. O no i nawet by się dla tej blond piękności poświęcił i chodził od domu do domu przebrany za drewno i kamień, reklamując cudowna działalność dziewczyny. Był tka zauroczony że "Pufffek" gdzieś mu umknął. Quentina. Bardzo ładne imię. Takie włoskie. Nawet gdyby ta dziewczyna miała na imię Gryzelda, chłopak uważał by je za najlepsze na świecie. Cały czas patrzył na nią uśmiechając się radośnie na widok jej min. Sam siebie nie poznawał, zazwyczaj to takich stukniętych obrzucał zułym spojrzeniem, i mówił do słuchu. Ale teraz było inaczej. Dziewczyna była tak olśniewająca że nie sposób było jej nie lubić: -Nicholas Morgenstern.-posłał jej swój uśmiech namber 2 "Jestem męską wersja Afrodyty". Patrzył na to jak szuka robala z ciągłym uśmiechem na ustach. Było to aż nie normalne. Nicholas nie powinien się tak szczerzyć do Puchonki. Czyżby go trafiło????? To by dopiero było! Spojrzał na martwego. Rozumiał dobre intencje dziewczyny, ale musiał odmówić.: -Nieee, dzięki jestem wegetarianinem.
Pomysł Quentiny Joselie F. jest genialny! Otworzenie takiego pensjonatu dla biednych i potrzebujących stworzonek byłoby oazą spokoju dla tych niewiniątek, które stąpają po tej ziemi. Aczkolwiek trzeba pogodzić się z tym, że trochę to będzie kosztować pracy. Wątpię czy Quentina dałaby radę sama wybudować takie miejsce. Potrzebowałby paru rąk do roboty. Ale od czego jest rodzina?! Pójdzie do swej kochanej siostrzyczki Giulianny i tym samym mianuje ją jako zastępczynie PREZESA (czyli samej Q). Pod warunkiem, że pomoże jej w robieniu różnych rzeczy z kamienia i drewna. Powiadomi także i ojca, który pomoże jej w robieniu mebli z patyczków oraz mamę, która będzie pracować jako kucharka w luksusowym pensjonacie. Będzie pięknie i kolorowo jak to zawsze powiada jej ciotka Apolonia. Dla Quentiny Nicholas wydawał się bardzo miłym chłopakiem. Miłym, spokojnym, aczkolwiek dziewczyna boi się, że go zdenerwuje. Często jej się tak zdarzało. Ona zaczyna gadać byle jakie rzeczy, po czym budzi się rano z nożyczkami w ręku, a na nich widnieje napis ,,Jeżeli nie zamkniesz swej jadaczki, OBETNĘ CI WŁOSY". Wtedy puchonka popada w niejakie histerie i biega jak opętana po dormitorium. ALE TO DROBNY SZCZEGÓŁ. Cały czas uśmiechała się do Nicholasa raz drapiąc się po głowie, a raz sprawdzając czy jej sweter dobrze wygląda na niej. -Wiesz co, mój wujek ma kozę, którą nazwał Nicholas. Taka łaaadna i biała jest. Ty! A może wy jesteście ze sobą spokrewnieni? Bo ty się nazywasz Nicholas no i ta koza. SUPER! - rzekła jedną ze swych mądrości po czym zaczęła niczym opętana machać głową, gdzie jej złote loki ruszały się pod wpływem wiatru wywołanego przez samą Quenię. -Ale wiesz co? Możesz do mnie mówić Q! Brzmi tak tajniacko - wyjaśniła chłopakowi przy czym zaczęła ruszać swymi brwiami. Bo otwartość na ludzi przecież się liczy, co nie? Nawet do takich ludzi typu Nicholas. A Quenia to bardzo miła dziewczynka i każdego, nawet wroga może polubić. Zacznie się nawet o nich troszczyć. Będzie gadała długie kazania na temat ,,Czemu nie można palić papierosów i pić alkoholu" czy balować do bógwiejakiej godziny. Dziewczyna smutno popatrzyła na robaczka po czym rozbeczała się. Ona chce otworzyć pensjonat dla malutkich stworzonek, a ona sama popełniła taką złą rzecz. -Wyprawmy jej pogrzeb! - zwróciła się w stronę Nicholasa w między czasie przetarła swe łezki bawełnianą chusteczką (pozdrawiam mojego dziadka). Wstała z fotela, podeszła do kominka po czym rzuciła biedaka w ognień. Wymamrotała coś po włosku i znów wróciła na swe miejsce -To jak Ci minął dzień Nicku! - rzekła i od razu jej wyraz twarzy nieco się polepszył.
Nicholas M, dla tej blondpiękoności mógłby nawet poświecić swoje super delikatne rączki. Zrobiłby fortepian z zapałek. I dawałby lekcję tym wszystkim bógwiejakimkundlom. Dla niej to mógłby być nawet hipisem! Chyba się na serio chłopak zakochał nie ma, co! Nicholas rzadko się denerwował. No dobrze, całkiem często. Ale tylko na bezmyślne ktosie. Na taką dziewczynę to aż głupio się wkurzać. A jakby wpadła przy nim w histerie to by ją sobie po przytulał, a co. Obserwował ją uważnie. Chyba wena na wiersze wróciła!!!! Co za ulga. Nicholas nie lubił jak nie miał weny. A taka dziewczyna to źródło inspiracji, jak znalazł. Można napisać erotyki, melancholijne wiersze miłosne, a od biedy limeryk o tym robaku, którym dziewczyna chciał go uraczyć. Gdyby ktoś inny porównał Morgensterna do kozy, chyba by go zasztyletował spojrzeniem namber 4 „Zgiń, przepadnij!” I krzywym uśmiechem namber, 10 „Ale jesteś tępy”. Jednak w wypadku przy Quentine uśmiechnął się rozbawiony: -Nie przypominam sobie, żeby mój ojciec spłodził jakąś kozę- zaśmiał się głośno. Rzadko się śmiał. Śmiech ma zabójczy. Każde kolejne słowo dziewczyny sprawiło, że jego zwykły podły humor stawał się cudownie słoneczny. I bardzo, bardzo by chciał żeby się nim zajęła i spędzał z nim masę czasu. Jak zaczęła płakać, zmartwił się. Słyszał kiedyś, że dziewczyny są niestabilne emocjonalnie, no, ale BEZPRZESADY. No, ale trzeba było pocieszyć: -Hej, Q nie płacz- ukucnął obok niej i pogłaskał po ramieniu. Chciał jeszcze walnąć jakiś super tekst pocieszający, ale mu coś nie pykło, bo dziewczyna poszła do kominka „pochować” robaka, który chyba był nią. Usiadł ponownie na fotelu, przygładzając marynarkę. Siedział, czekał aż dziewczyna skończy ten dziwaczny obrzęd, i znów otworzy swoje cudowne ustka. Ale jej pytanie sprawiło, że trochę się skrzywił, ale jak już wspomniano, Nicholas nie potrafił się na Quenie gniewać.: -Miałbym prośbę. Mów do mnie Nicholas. N I C H O L A S.- zaakcentował. Nie znosił sformułowania „Nick”.- Całkiem znośnie. Nudziłem się. A tobie, Q?
Dziewczyna nie mówiła tego dlatego że nie wiedziała co mówi. Ból głowy spowodował, że mówiła to co chciała powiedzieć, jednak nie była tego świadoma i na pewno nie powiedziała by tego umyślnie. Nie zauważyła, że odpłynął, a to, że nie odpowiedział na jej tak wbiło w jej osobę kroplę niepewności. Zaczęła dalej mówić, a on dopiero zareagował. Wpatrywała się w niego zdziwiona. Więc tego właśnie chcę, Lilly-chan... Nie był to dla niej szok, a raczej dziwiła się czemu odpowiedział na jej słowa: „Kaoru, marzniesz… może powinniśmy iść gdzie indziej”, tak poważnie! Ta głupiutka dziewczynka pomieszała sobie pytania i odpowiedzi do nich. Dopiero później odpowiedział na jej pytanie z pójściem gdzie indziej. Lilly zarumieniała się i spojrzała na niego zdezorientowana. Uśmiechnęła się i zaczęła się śmiać. Spojrzała na niego. - Kaoru, Kaoru, Kaoru! Uwielbiasz mówić moje imię trzy razy pod rząd, no nie? – wstała i z uśmiechem i z rumieńcami wpatrywała się w niego. On no cóż kazał wyrzucić jej serce, czego na początku nie chciała zrobić, jednakże słowa:” To tylko śnieg, którego jest pod dostatkiem, więc mogę ci takie robić codziennie.” Ją uspokoiła. Pozwoliła ciągnąć siebie do jakiegoś cieplejszego miejsca. A więc szli i szli i szli i szli i szli i szli, aż w końcu doszli. Doszli do salonu wspólnego. To ciepło, które ją uderzyło w twarz było tak przyjemne, że miała ochotę się rozpłynąć w tym momencie i pozwolić wszystkim by robili z nią co im się żywnie podoba tylko, żeby ona mogła grzać się przy kominku. Złapała chłopaka mocniej za dłoń i pobiegła do kanapy ciągnąc go za sobą. Nie usiadła na niej uklękła przy kominku i zamknęła oczy ogrzewając się. Swoje rzeczy, które oczywiście wzięła ze sobą położyła obok kanapy i nie puszczając jego dłoni grzała się. Tak po prostu. Czekała aż chłopak usiądzie koło niej, bo miałaby bardzo wygodną poduszkę.
Oczywiście, że nie dlatego. Ja tam rozpracowałam ją w mig. Od razu skumałam, że mówi tak pod wpływem tego bólu, bo tak naprawdę myśli, a normalnie by tego nie powiedziała. Więc wszyscy się radujmy, bo oni nam się tutaj kochają i w ogóle, miłość rośnie wokół naaaas, no. Tak bardzo był zaaferowany jej "Tak", że nawet jej dalszej wypowiedzi nie słuchal, ona po prostu wbiła się mu do świadomości i przywołała się gdy tego potrzebował. Dlatego dopiero gdy się otrząsnął mógł jej odpowiedzieć. Widział jej zdziwienie, nie wiedząc czym ono jest spowodowane, ale gdyby się dowiedzial także by się roześmiał. Ach ta jego roztrzepana Lilly! Gdy zaczęła się śmiać poszedł w jej ślady, choć jeszcze nie wiedział dlaczego, to było po prostu zaraźliwe. A miała taki cudowny, melodyjny śmiech! Słysząc jej słowa uśmiechnął się. - No pewnie. Twoje imię jest tak wspaniałe, że mógłby wymawiać je nie trzy, ale trzysta razy pod rząd. Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly, Lilly...no dobra, może nie będę się tak na zimnie męczyć, bo zacznie mnie gardło boleć i się rozchoruję. Ale obiecuję, że kiedyś powiem więcej razy. - ponownie się roześmiał. To była prawda. Uwielbiał ją, uwielbiał jej imię...Ono wiecznie siedziało mu w głowie i za cholerę nie chciało wyjść i już nigdy nie wyjdzie. Ech...gdy tak stała zarumieniona i na niego patrzyła...to był najwspanialszy widok jaki mógłby go spotkać. W życiu by w to nie uwierzył, jakby nie doznał tego na własnej skórze. To, ze tu była...Taka kochana i piękna...Kaoru oczywiście nie odrywał od niej wzroku. Nie wiem jak Lilly to wytrzymuje, serio. Kiedyś, jak zakochał się we mnie taki jeden i ciągle się gapił to myślałam, że go zabiję. No nic. Wstał i poczekał aż wyrzuci jego serce. Przecież nie mogli by pójść z nim do zamku. Bo po pierwsze, nie mógłby jej trzymać za rękę, po drugie- z zimna ta dłoń by jej chyba wkrótce odpadła, a po trzecie, i tak by się ono rozpuściło w zamku. No chyba, żeby potraktować je jakimś zaklęciem aby serce utrwalić, ale nie wiem czy takie istnieje, a Kaoru w zaklęciach także był średni. Dlatego obiecał jej, że zrobi jej nowe. Ze śniegu, namaluje jej na kartce, wyrzeźbi, wyczaruje maskotkę, ułoży z czegoś na jej kanapce, wyrwie swoje z piersi i jej da, no użyje wszelkich sposobów po to by ją zadowolić, co chciałby robić już zawsze, dla niej wszystko co najlepsze. Tak więc odczekał chwilę i gdy już się pozbyła tego czego miała się pozbyć chwycił ją za dłoń i ogrzewając ją ruszyli do zamku. Na szczęście pozwoliła mu trzymać się za rękę. Teraz musiał się tylko zastanowić gdzie ją zabrać. Po chwili do głowy przyszedł mu Salon Wspólny. Zawsze tam tlił się kominek, więc powinno być cieplusio. I będą mogli sobie siąść przy kominku i porozmawiać. Tak więc skierowali się na piąte piętro. I już po chwili byli w owym pomieszczeniu. Tu było tak cudownieeeee ciepło i w ogóle...O kurczę, on też się rozpłynął. (haha, rozwalilo mnie twoje zdanie, że pozwoliła wszystkim by robili z nią co chcieli. Uważaj żebym tego czasami nie wykorzystała poprzez Kaoru! XD) Skierowali się w stronę kanapy, ale na niej nie usiedli. Dziewczyna zostawiła swoje rzeczy i ruszyli ku kominkowi, ku radości chłopaka nie puszczała jego dłoni. Uklękli przy nim oboje. Od razu zrobiło mu się cieplej. Był obok ukochanej Lilly, był kominek...Bajka. Brakowało tylko czekolady. No, ale niestety nie miał jej przy sobie czego bardzo żałował. Usadowił się wygodniej wciąż nie puszczając ręki dziewczyny i wciąż ją rozcierając czuł, że powoli się rozgrzewa. Skierował swoje spojrzenie na Japonkę i uśmiechnął się szeroko. Ostatnio uśmiechał się częściej niż zwykle, a to było bardzo trudne, bo prawie nigdy nie był poważny czy zasmucony. -Ale tu fajnie i ciepło, prawda? Jak w raju. -chociaż i tak głównie daltego, że ty tu jesteś. A w raju są anioły, więc wszystko pasuje. dodał w myślach.
A więc tak. Wylądowali w… salonie oczywiście. Ja nie miałam nic innego na myśli, tylko salon. Powędrowali pod kominek, trzymając się za ręce. Teraz powinni spojrzeć sobie w oczy i wyznać sobie jak bardzo są dla siebie ważni, by po tych wyznaniach zatopić się w sobie, rozpłynąć się pod atakiem namiętnych pocałunków i dogłębnie się poznać… poprzez rozmowę. Jednakże inaczej potoczyła się sytuacja. Słuchała jak wyjął jej z ust słowa, że jest tutaj jak w raju. Zamknęła oczy i ścisnęła jego dłoń mocniej. Przegryzła wargę, kiedy do głowy napłynął jej pewien pomysł, uchyliła powieki jak zawsze ukazując światu swoje szmaragdowe oczęta. Hmmm ciekawe… Niedawno przeczytałam że szmaragd sprowadza czystą, prawdziwą miłość, równoważy konflikty wewnętrzne i zewnętrzne, a także usuwa irracjonalne lęki… Czyżby to dzięki temu koloru jej oczy był w niej zakochany? Na pewno nie, ale śmiesznie by było, jakby kochał ją tylko ze względu na oczy. No dobrze, kontynuując. Kątem oka spojrzała na niego. Starała się nie utrzymywać kontaktu wzrokowego. Gdy tylko ona spojrzał na nią ona odwracała wzrok wlepiając go w płomienie. Po dziesięciu sekundach wracała na jego twarz. Powtarzało się to przez jakiś czas, aż całkowicie zatonęła w płomieniach. Niekontrolowanie, jej ciało się rozluźniło i jej głowa wylądowała na jego ramieniu. Nie puszczała jego dłoni, jakby bała się, że gdy ją puści on zniknie i już nigdy się nie zjawi. Że ją zostawi, opuści, bała się, że on cały czas bawił się nią, bo widział, że jest uległa i naiwna. Tak, taki lęk zawitał w jej sercu, jednakże mimo wszystko mu ufała. Nawet jeżeli strach przysłoni ci cały świat, zawsze masz tą nadzieję w sercu, że przybędzie ktoś kto cię ocali, ktoś komu ufasz. Było jej wygodnie więc zamknęła ponownie powieki i leżała w tej pozycji. Może i opadła przypadkiem na jego ramię, ale to nie znaczy, że nie chciała tego zrobić. Hmmm ciekawe jak wygodne ma kolana pan Matsumoto. To wcale nie jest spoiler! Ona sama nie pójdzie dalej, bo jest zbyt nieśmiała! Więc spokojnie XD. - Kaoru… - wyszeptała nie odsuwając się od niego, a rozkoszując się ciepłem dochodzącym do niej z dwóch stron. – Naprawdę chcesz moje serce? – spytała wracając do poprzedniej sytuacji. Nie była pewna, czy chłopak mówił o tym. Gdy usłyszała jego odpowiedź poluźniła uścisk i dodała. – A dlaczego, akurat moje?
No oczywiście, że nie miałaś nic na myśli. Przecież wylądowali w salonie a nie...w salonie, no tak. Ach, jakaż to była romantyczna sytuacja. Oni dwoje, sami, w jednym pomieszczeniu trzymający się za ręce i siedzący przy kominku. Teraz jeszcze brakowało tylko nocy, świec i kolacji przy nich. Rozmawialiby tuląc się ściśle do siebie, wyznawali swoje uczucia by pogrążyć się w namiętnych pocałunkach, a potem...oczywiście poszliby spać. Do swoich dormitoriów. Osobno. Żeby nie było, że myślę o tym o czym nie powinnam myśleć. No cóż, sytuacja potoczyła się trochę inaczej. NA RAZIE, ot co. Faktycznie, było jak w raju. Siedział sobie przy kominku, było ciepło, trzymał za rękę swoją ukochaną Lilly. Nigdy by nie pomyślał, że dojdzie do czegoś takiego. A tu proszę. Gdy poczuł mocniejszy uścisk na swojej dłoni spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. Milczeli, ale mu to odpowiadało. Z nią mógłby robić wszystko...grać w szachy na przykład! taaak, akurat o to mi chodziło, jasne. A milczenie jak wiadomo jest złotem, więc może staną się bogaci i kupią sobie taki ładny, mały, biały domek nad morzem czy coś. Siedział tak i na nią patrzył do chwili gdy na niego spojrzała, a jej tęczówki ponownie przysłoniły mu cały świat. Ona mu go przesłaniała. Oczywiście, że kochał ją za oczy, były cudowne. Ale oczywiście, że nie tylko za nie, to by było faktycznie glupie. A za co czuł do niej to co czuł? Nie mam pojęcia. Była taka piękna, kochana, słodka, urocza, tak ślicznie się uśmiechała, miała cudowny głos, jej dotyk był delikatny niczym płatek róży no i...była taka piękna, o. Jeny, napisałam to tak jakby kochał ją tylko za wygląd, a to przecież kompletna nieprawda. Myślę, że on sam nie wiedział za co ją kochał. Ale prawdziwa miłość nigdy nie jest "dlaczegoś". Po prostu jest, gdy spotykasz tą osobę to po prostu to czujesz i nie zastanawiasz się czemu. Ha, a wiesz co ja przeczytałam? Przeglądałam ostatnio Mowę Kwiatów, Kaoru powinien się na tym znać, w końcu jest mistrzem zielarstwa i doczytałam, że białe lilie oznaczają czystą miłość. A takie kwiaty właśnie podarował jej z okazji urodzin. Muahahahahaha, ciekawie by było jakby Lilly znała mowę kwiatów i doszła do drugiego dna owego podarunku. Zobaczył, że ponownie na niego spogląda. Wtedy i on przyciągnął jej spojrzenie chcąc je pogłębić, ale dziewczyna je odwróciła. Ale sytuacja kilka razy się powtórzyła przyczyniając się do zawadiackiego uśmiechu na twarzy Puchona i zaprzestania akcji serca na mały momencik. Bo znał się trochę na dziewczynach i...to był flirt, to był definitywny flirt. Takie nieśmiałe spojrzenia i odwracanie wzroku gdy obiekt zainteresowania na ciebie spojrzy. Wyczytał to w książce, którą dostał od przyjaciela na siedemnaste urodziny. Ona z nim flirtuje, słuchajcie! Nie no, to mi wygląda mega romantycznie i w ogóle. Jak już wspominałam ostatnio. Miłość roooooośnie wokół naaaaaaas, w spokojną, jasną nooooooooc. A to, ze właśnie był dzień jest akurat najmniej ważne. W pewnej chwili jednak zaprzestała na niego patrzeć i skierowała swoje spojrzenie na płomienie (rymów ciąg dalszy xd). Kaoru także na nie spojrzał wciąż nie puszczając jej dłoni. Gdy poczuł, że oparła głowę o jego ramię przytulił ją mocniej do siebie obejmując ją w talii. Jako, że była niższa oparł lekko swoją głowę na jej i tak oto sobie siedzieli przez chwilę przytuleni jak w jakieś mugolskiej komedii romantycznej, które Kaoru ubóstwiał. Ta sytuacja niezwykle na niego wpłynęła. Czuł, że teraz mógłby wykrzyczeć całemu światu jaki jest szczęśliwy. W życiu, powtarzam, w życiu nie spodziewałby się, że znajdzie się z Lilly w takim położeniu. Aż się uśmiechnął błogo do swoich myśli. Ale o dziwo, panował nad swoimi emocjami, niczym się nie zdradził jak bardzo jest podnieconyekscytowany ową chwilą. Czuł jej zapach, te ukochane arbuzy, aż wciągnął ten zapach nosem dotykając jej włosów, ciepło jej ciała, jej głowę na swoim ramieniu...Ahhhhhhh....Było mu teraz tak ciepło na serduszku. Jak mogła bać się, że on zniknie skoro właśnie teraz było mu tak dobrze jak nigdy wcześniej? Skoro dopiero teraz czuł, że żyje i że ma dla kogo? Jak mogłaby myśleć, że mógłby ją teraz zostawić? Nieeee, na pewno nie teraz, nie teraz gdy było tak dobrze, gdy było tak cudownie, gdy znowu była przy nim, gdy znowu byla jego przyjaciółką, gdy wróciła, gdy jego marzenie się ziściło. Jak mogłaby w niego wątpić, jak mogłaby myśleć, że on się tylko nią bawi? Czy nie stwierdziła kiedyś, że widzi jaki on jest szczery? Ale zrozumiałby jej lęk. On także, mimo tego szczęścia i miłości do niej, w głębi duszy bał się. Tego że ona może znowu odejść, że może kiedyś stwierdzi, że jednak on jej już nie odpowiada i że nie chce się z nim przyjaźnić. Bał się że Lilly znowu zniknie. Że to wszystko to sen, piękny i wspaniały, ale jednak sen. Tak to jest, że nawet w obliczu nieogarniętego szczęścia musimy czuć tę niepewność. Boimy się. Nie chcemy uwierzyć, że wszystko będzie dobrze i że to wszystko co się dzieje dzieje się naprawdę. Ludzie to z natury pesymiści, choć niektórzy mogą też uznać to za realizm. No pewnie, że chciała to zrobić, ja i Kaoru ją przejrzeliśmy. A i jemu bylo bardzo wygodnie, więc po prostu dalej siedzieli w tej pozycji, podczas gdy chłopak prawie że mruczał z radości. Zapewne gdyby ktoś teraz wszedł do salonu wziąłby ich za parę. I szkoda, że to nie był spoiler, bardzo mnie zawiodłaś, naprawdę (xD) Niestety Lilly nie za szybko dowie się jak wygodne kolana ma pan Matsumoto, gdyż on jest równie nieśmiały jak i ona, także nie ma na co liczyć. Ale zaprawdę powiadam wam: NA RAZIE. Gdy dziewczyna przerwała tą ciszę panującą w pomieszczeniu od kilku minut chłopak spojrzał na nią (co było dość trudne zważywszy że się nie odsunął a przytulał ją mocno do siebie opierając swoją głowę o jej) i słuchał jej melodyjnego glosu wymawiającego jego imię, brzmiało to dla niego jak najpiękniejsza melodia na świecie. Bardzo ucieszyło go, że Lilly wróciła do poprzedniego tematu, bardzo chciał znać jej reakcję na to co wtedy powiedział. Spytała go czy naprawdę tego chce...- Tak...chcę...-wyszeptał cicho wciąż na nią patrząc i zastanawiając się do czego doprowadzi ta rozmowa. Poczuł, że Gryfonka poluźniła uścisk i zadała mu pytanie, na które odpowiedzi nie znał on sam. Znaczy znał, a brzmiała ona: "Bo cię kocham." Ale czuł, że to jeszcze nie ten moment by powiedzieć właśnie coś takiego. - Nie wiem Lilly...tak po prostu, zwyczajnie. Cieszę się, że jesteś. I nie chcę żebyś odeszła bo potrzebuję cię. Potrzebuję cię do tego by dalej istnieć i by dalej się uśmiechać. Teraz, gdy znowu zjawiłaś się w moim życiu nie pozwoliłbym ci odejść. A bez serca tego nie zrobisz. rany, serio nie wiedziałam co on ma na to odpowiedzieć, więc napisałam coś takiego -uśmiechnął się lekko i czule do dziewczyny, tak naprawdę czując, że mówi głupoty. I że powinien powiedzieć coś zupełnie innego. I chciał, ale nie wiedział czy może. Znowu pojawiła się ta niepewność, która ukazuje się gdy naprawdę kogoś kochamy i nie chcemy go zranić. Żeby przekazać choć trochę tego czego nie powiedział przytulił ją znowu i lekko, jakby od niechcenia musnął wargami jej czoło.
Ostatnio zmieniony przez Kaoru Matsumoto dnia Nie Mar 04 2012, 12:44, w całości zmieniany 1 raz
Tak jak wspominałam. Lillyanne była tak zauroczona ciepłem, które ją ogarnęło, że w chwili odpłynęła i zatonęła w tym cieple. Chciało by trwało wiecznie i nigdy ją nie opuszczało. Niektóre części ciała, które zmarzły na dworze, pod wpływem ciepła, zaczęły szczypać, ale nawet to nie potrafiło obudzić jej z tej hmmm fazy? Taka pieczęć, która zapieczętowuje ją w jej wyobraźni i nie pozwala reagować w rzeczywistości. Na całe szczęście, nie trwało to zbyt długo. Chociaż czasami odpływa na dłuższy czas, jak już mówiłam, można z nią zrobić co się chce, a ona może tego nie zauważyć. Co do mowy kwiatów. Dajcie mi lilię z irysami, wtedy będę już wiedzieć, że chłopak chciał mi przekazać: „Chciałbym coś ci powiedzieć, powiedzieć, że cię kocham.” Będę normalnie wniebowzięta, kiedy Lilly coś takiego dostanie. Ona zresztą też, bo uwielbia te kwiaty! Co do jej flirtu, ona nawet nie wiedziała, że to robi. Nawet ja nie wiedziałam, że to robi spoglądając na niego i odwracając zakłopotana wzrok. Dobrze, że ona takich książek nie dostaje, bo inaczej by takiego czegoś nigdy w życiu nie zrobiła. Ja się zastanawiam, jak oni zamierzają sobie radzić, jak oboje są nieśmiali. No cóż, Lil kiedyś pęknie, ale może raz, albo dwa razy, a Kaoru? Zobaczymy jak potoczą się sprawy. Tak piosenka z króla lwa, nie za bardzo ją lubię, bardziej wolę przyjdzie czaaasss! Taka fajnie złowieszcza :3. Ale wracając, twoje rymy mnie normalnie zniewalają! A teraz naprawdę wracając! Brązowowłosa opadła na jego ramie nieświadoma tego co zrobiła, gdy nagle poczuła rękę w talii. Spojrzała na chłopaka i nie odsunęła się zamknęła oczy i siedziała w tej pozycji. Kurde śmiesznie by było, gdyby ona spojrzała na zegarek wstała i powiedziała, że musi iść do chłopaka. Dobra, nie jestem taka wredna, żeby niszcząc ludziom życie! Tak jak i ona, on również bał się, że ona zniknie. Strach jest nieuniknioną częścią ludzkiego życia. Tego nie da się ominąć, bo to zawsze istnieje. Nie wiedziała co odpowie, ale gdy powiedział, że chce drgnęła i również męczyła się, by na niego spojrzeć. Gdy się udało zadała kolejne pytanie, które przysporzyło pewnie dużo kłopotów chłopakowi. Kiedy zaczął słowami „Nie wiem” zaświeciła się w jej głowie czerwona żarówka, która kazała się jej odsunąć od chłopaka, co zrobiła odruchowo. Jednak, gdy usłyszała dalszą część jego wypowiedzi wpatrywała się w niego w ciszy. Żarówka migała. Nie wiedziała co ma powiedzieć, aż światełko zgasło. Siedziała teraz obok niego, niestety, już się nie przytulała. Spoglądała mu głęboko w oczy, zastanawiając się co mu odpowiedzieć. - No dobrze… więc dam Ci moje serce… - wydukała niepewnie. – Ale wiedz, że jeżeli coś się z nim stanie to mogę się zemścić, bez najmniejszego problemu. – powiedziała prawie natychmiast, tonem poważnym, ale również takim, który mówił, że nawet jakby to zrobił, to ona nie byłaby w stanie się zemścić.
Skoro Lilly chciała by to ciepło ją ogarnęło i trwało wiecznie to trafiła pod właściwy adres. Kaoru jej jak najbardziej to zapewni. i nie, nie mam absolutnie nic na myśli, a skąd! Skoro można robić z nią co się chce, a ona nie zauważy to wiedz, że coś się już mojej głowie dzieje i snuję niecne plany. Ale na razie niech się nam Lillyanne nie boi tylko cieszy, bo ma czym, o. Jest miło, ciepło i niezwykle romantycznie, aż im zazdroszczę po prostu. I mogę ci obiecać, że Japonka będzie dostawała takie kwiaty codziennie, aż się jej znudzi i powie, zeby już jej nie dawał, bo nie ma gdzie ich postawić. Wiedział, że Lilly uwielbia akurat te gatunki i miał pojęcie także co one oznaczają, więc tym bardziej będzie jej je dostarczał, gdyż chciałby jej mówić, że ją kocha codziennie aż do końca świata. Ja i Kaoru niezwykle się cieszymy, że dziewczyna nie czyta takich książek, gdyż jak sama wspominałaś, nie wiedziała co takie spojrzenia oznaczają. Bo inaczej by tego nie zrobiła, a było to niezwykle miłe i doprowadzające do zawału biednych, zakochanych siedemnastoipółletnich Japończyków. A co do radzenia sobie...Matsumoto jest nieśmiały tylko w stosunku do dziewczyny, która mu się podoba a z którą nie jest, więc jak już się nam akcja rozwinie w odpowiednim kierunku to już nie będzie aż taki. Nie mógłby być skoro ma taką autorkę jak ja i kit z tym, że w realu jestem jeszcze bardziej nieśmiała niż on. Więc myślę, że dadzą radę, szczególnie jeśli i Lilly się przełamie. Ja generalnie uwielbiam Króla Lwa, każdą część tak naprawdę a cały soundtrack jest boski. A Przyjdzie czas to w ogóle. Może kiedyś ją zacytuję jeśli będzie taka okazja, gdyż do dzisiejszej pasowała tylko ta, o której wspomniałam. A za komplement dziękuję, niezwykle się cieszę, że moje rymy ci się podobają. Kiedyś miałam zamiar zostać poetką, ale nie wychodzi mi pisanie wierszy, jedynie wymyślanie rymów, a to trochę za mało. I ty mi tu nie gadaj, że ona to zrobiła nieświadomie, bo ja wiem swoje. Przytuliła się do niego, bo chciała się przytulić. Sama ostatnio wspominałaś, że gdy usiadła przy kominku to czekała, aż do niej dołączy, żeby mieć swoją własną poduszkę. Zapewne wyjaśnia sobie, że zrobiła to nieświadomie, żeby nikt nie pomyślał, że to ona się do niego klei. Ale spoko, nikt bynajmniej tak nie uważa. Niezwykle się ucieszył z takiego obrotu spraw, dlatego przytulił ją mocniej by było jej jeszcze cieplej. No i oczywiście po to żeby ją poczuć, zachowajmy jakieś realia. Gdyby teraz wstała i sobie poszła to nie wiem co by zrobił. Zabiłby się chyba. A jakby szła do jakiegoś chłopaka...to...zabiłby się ze szczególnym okrucieństwem, o. Nie no, dobra. Nie zrobiłby tego a szczerze jej dopingował i cieszył się razem z nią i w ogóle. Jedynie w swoim sercu czułby żal i ból. Ale na szczęście tak się nie stało i siedzieli sobie grzecznie wpatrując się w płonący ognień. Bał się, bał się, że to zły sen. Siedział tu sobie z nią, przytulał ją, trzymał za rękę. Już ta pierwsza z w/w czynności była dla niego niezwykła i magiczna, a co dopiero reszta. To było dla chłopaka zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Dlatego się obawiał. Nie dał rady zdusić tego w sobie. I te jej pytania...chciał tego. Bardzo tego chciał. Od kiedy wyjechała było to dla niego marzeniem. Skrytym i niemożliwym do spełnienia, ale marzeniem. I teraz właśnie wyznał jej. Wyznał, że chce, że jej potrzebuje. Nie wiedział jak ona na to zareaguje, sam dziwił się nawet, że zdołał jej coś takiego powiedzieć. A co na to Lills...wpatrując się w swoje ukochane szmaragdowe tęczówki wyczekiwał z uwagą odpowiedzi, która wkrótce nadeszła. A po ciele chłopaka rozeszło się przyjemne ciepło a mózg zawirował by wrócić na swoje miejsce. Serce stanęło z przejęcia. Nawet nie przejął się faktem, że się od niego odsunęła. No dobrze...dam ci moje serce... - N-naprawdę? - wydukał niepewnie na nią spoglądając. Po chwili zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, jakby myślał, że ona sobie z niego żartuje i za chwilę wyskoczy gościu z kamerą wołając: "Mamy Cię!" Tak się jednak nie stało, więc w spokoju wysłuchał dalszej wypowiedzi dziewczyny. Ale wiedz, że jeżeli coś się z nim stanie to mogę się zemścić, bez najmniejszego problemu. Mówiła dość poważne, ale Kaoru wiedział, że nie byłaby w stanie, zbyt dobrze ją znał. Dlatego uśmiechnął się lekko zastanawiając się co może powiedzieć. Ale nie wiedział. - Dobrze Lilly...wierz mi, z twoim sercem nic się nie stanie...Jest pod dobrą opieką...prędzej zniszczyłbym swoje niż pozwolił byś ty cierpiała...-stwierdził cicho, ale pewnie, gdyż wiedział co mówi. Nie miał pojęcia co mógłby jeszcze dodać. Do jego serca wkradła się duża dawka nieśmiałości i niepewności co do dalszej części ich rozmowy...Dlatego uznał, że najlepiej będzie gdy to czego nie jest w stanie w tej chwili wyznać ukaże w inny, normalny dla siebie sposób, czyli przez kwiaty. Wiedział jakie są jej ulubione, znał ich symbolikę...odpowiednią do tej chwili. Nie sadził by Lilly zrozumiała o co chodzi, ale i tak chciał jej je podarować. Dlatego więc sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni by wyjąć różdżkę i wyczarował bukiet złożony z białych lilii i irysów. Co oznaczał ten przekaz? Otóż właśnie to: "Chciałbym powiedzieć ci, że cię kocham. Szczerze, czysto i na zawsze." Wręczył je jej z szerokim uśmiechem. Mogła być nieco zdziwiona owym podarunkiem. -Proszę. Zamierzam cię teraz ciągle obdarowywać kwiatami. A wiem, że te akurat lubisz.
Ciepło dawane przez drugą osobę, jest najlepszym ciepłem jakie można zapewnić człowiekowi. To ciepło można przekazywać na różne sposoby. Jednym z nich są na przykład słowa, które ogrzewają nasze serca czy zwykłe zetknięcie się ciał. To coś niezwykłego, bez czego ludzie nie mogą żyć. Nie dadzą rady przetrwać bez ciepła innej osoby. Tak Lillyanne Sangrienta jest dziewczyną, a raczej małą dziewczynką, która potrzebuje tego ciepła. Jest z rodzaju tych ludzi, którzy bez tego ciepła nie przeżyją, a jeżeli im się uda, to nie są już tacy jak kiedyś byli. Są pustymi skorupami bez przyszłości, bez marzeń, bez miłości. Lilly utonęła w ogniu, które przed nią się tliło. Odpłynęła natychmiast jak to ja już wcześniej wspomniałam, można było zrobić z nią co się żywnie podoba, nie zauważył, nie zauważyłaby, chyba, że to sprawiło jej ból, albo odebrało to, co sprawiło, że odpłynęła. Ja też bym im zazdrościła, ale teraz robi mi się żal Kaoru, z tego, jak biedna Lilly nieświadoma wszystkiego powie, że… jak chcesz się dowiedzieć, musisz poczekać do końca. Kwiaty to nie problem, zwłaszcza, że ona nie przechowuje ich w wodzie a suszy, by mogły wiecznie żyć na jej ścianie i nie będzie musiała ich wyrzucać, jednakże jeżeli ich ilość diametralnie wzrośnie nie będzie miała innego wyboru jak się ich pozbyć. Dlaczego uwielbiała akurat te gatunki kwiatów? Sama nie wiedziała, po prostu urzekły ją i utknęły w jej umyśle. Może ich znaczenie, którego ona nie znała, przyciągnęło ją do siebie, jakby chciała, by każdy kto dawał jej te kwiaty mówił to, co one chcą jej powiedzieć. Nie wiedziała, co znaczą owe spojrzenia, bo ona nigdy nie wzięłaby tego za flirt, nawet nie pomyślałaby, że ktoś może to tak odebrać. Nie będę tu pisać o tym czy lubię, czy nie lubię Króla Lwa, bo to nie o to tutaj chodzi. Jestem urażona! My tu poruszamy poważne sprawy, a ty mówisz, że lubisz jakąś bajkę, no jesteś okrutną autorką! :D Tak może i wspomniałam, bo to ja wspomniałam, że chciałaby mieć własną poduszkę i chciała to zrobić, ale odpłynęła i zrobiła to nieświadomie, ot cała historyjka. Kiedy chciał się chłopak upewnić, czy mówi serio wydukała. - Tak. – na jej ustach pojawił się uśmiech, kiedy zapewnił ją, że nic się nie stanie. Nadchodzi okropny moment. Wyjął różdżkę i wyczarował kwiaty, które jej wręczył. Ona wzięła je do rąk i powąchała. Spojrzała na niego z tym czułym uśmiechem i wydukała te słowa. – Kaoru… jesteś przyjacielem, o którym marzyłam… Chociaż nie śniłam nawet o kimś takim doskonałym jak ty! – powiedziała wesoło i padł kamień w wodę. Co ty sobie myślałaś, że po dwóch dniach znajomości, moja Lilly się zakocha na zabój? A nawet jeśli to nie rozróżnia miłości od przyjaźni i nie jest świadoma niczego co dotyczy uczuć, zawsze się w tym mieszała i będzie mieszać.
Kazdy tego ciepła potrzebuje. Czy to dosłownego czy psychicznego ogarniającego serce. Ludzie mogą je spowodować słowami skierowanymi do nas, które sprawią nam wielką radość. Miłym uczynkiem, którym nas do siebie przekonają czy dotykiem. To ostatnie ciepło jest najlepsze i najbardziej przez nas pożądane. Aby żyć potrzebujemy drugiej osoby, to jasne. Nie ma nikogo kto by temu zaprzeczył. Nawet największy indywidualista pragnie kogoś kto uczyni jego zycie radosnym i pełnym barw. Kaoru pragnął Lilly ( nie, nie w TYM sensie. Chyba. Nie wiem, nie znam go.) Chciał by juz zawsze była przy ni, by już zawsze się do niego uśmiechała, by do końca widzieć jej błyszczące tęczówki, przez wieczność móc dawać jej ciepło, którego potrzebowała Jezu, pełna demoralizacja, czemu wszystko mi się kojarzy z jednym oO Nie no, to wina mojego zboczonego byłego męża, zdecydowanie. Puchon również utonął pod wpływem niezwykłej temperatury tego pomieszczenia, przestrzeni przed kominkiem. Ale o wiele bardziej zatapiała go w rozkoszy myśl, że Lilly jest przy nim, że czuł jej zapach, mógł na nia patrzeć, dotknąć jej. Wciąż nawet nie mógł w to uwierzyć. I mi też robi się żal, ale o tym potem. Dał jej kwiaty, wiedział, że są jej ulubionymi . Sam także lubił te gatunki. Chociaż on to akurat za każdym przepadał. I jeśli tylko Gryfonka zechce będzie ją nimi obdarowywał dzień i noc. A to że Lilly suszyłaby je bardzo by mu się spodobało. Dzięki temu zachowywałaby je na bardzo długo zanim się ze starości same rozsypią. Tym oto sposobem, za każdym razem jak by spojrzała na taki bukiet to pomyślałaby o nim, co mi samej niezwykle się podoba. A jeśli już będzie miała za dużo kwiatów na ścianie to niech to śmiało mu zasygnalizuje. Śmiem twierdzić iż to podświadomość Lillyanne każe jej lubić akurat lilie i irysy, nawet jeśli ona sama nie ma pojęcia o przekazie jaki ukazuję owe kwiaty. To wiesz co? Ja ją nauczę tych różnych technik flirtu, których niestety nie używam, ale je znam. O tak, żeby na przyszłość flirtowała z nim świadoma, że to robi. Takie przeciąganie i odwracanie spojrzenia to jeden z najsłynniejszych i najczęściej stosowanych sposobów do pokazania komuś, że ci się podoba. A ty mnie tutaj nie wyzywaj od okrutnych, chlip. To ty zaczęlaś, że lubisz piosenkę z Króla Lwa. Ja tylko się odniosłam do tego że też darzę ją sympatią. I wiem że my tu poruszamy ważne tematy i w ogóle, ale ja prawie nigdy nie potrafię być poważna, pewnie na pogrzebie babci, na którym nie byłam, a powinnam, zaczełabym się śmiać czy coś w tym stylu. A poza tym posta trzeba jakoś sobie przedłużać co by nie był za krótki w stosunku do mojego najdłuższego liczącego sto pięćdziesiąt linijek. Teraz to mnie uraziłaś, zamknę się w sobie i przestanę w ogóle posty pisać, chlip. Ale tego teraz oczywiście skończę, żeby nie było. Ucieszył się gdy upewniła go, że mówi serio. Nie wiedział co to tak naprawdę oznacza. To znaczy miał nadzieję, taka cichą, w głębi serca...Ale jednak nie, został wkrótce uświadomiony o co jej chodziło. Najpierw mina mu lekko zrzedła, ale potem uspokoił się. Nie śmiał nawet marzyć o tym, ze mogłaby go pokochać. Przecież w sumie prawie go nie znała! Nie wierzył nawet w to, że ona tu siedzi, a co dopiero w to, że mogliby być razem! Było to dla niego niepojęte. Kochał ją, to prawda. Ale nie mógł zmusić do miłości. Szczerze to nie miał nic przeciwko temu by być jak bohater romantyczny, taki Werter na przykład. Nie mając szans na odwzajemnienie. Wystarczyło mu to, że sam ją kochał. Dopóki miał z nią kontakt, mógł z nią rozmawiać i śmiać się, to wszystko było w porządku. A jej słowa! Wywołały w nim taką radość! Na jego usta wpłynął niezwykle szeroki uśmiech gdy mówiła, że jest niezwykłym przyjacielem i że nawet o takim nie marzyła. Prawie się rozpłakał ze wzruszenia. -Lilly! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Kurczę, no nie mogę...Naprawdę tak uważasz? Jeny...Po tym jak mi powiedziałaś, że mnie nie pamiętasz bałem się, że nasze kontakty nigdy nie będą takie jak kiedyś, że zbyt dużo się zmieniło...Merlinie...Lills, jesteś taka kochana! - no i z tej całe radości rzucił się na nią żeby ją zgwałcić przytulić. Potem nie mogąc usiedzieć na miejscu z podekscytowania zacząl chodzić po pomieszczeniu. W końcu zatrzymał się z powrotem przy Lilly i usiadł. - A tak właściwie...to czemu tak uważasz? - spytał zaciekawiony dlaczegóż to uznała, że jest przyjacielem o którym marzyła. Cały czas nie mógł przestać się uśmiechać. Znam to uczucie, jest niezwykle dziwne. Chcesz być poważny a tu dupa. - No i na dodatek rozbuchałaś mi ego teraz. A mówiłem ci coś na ten temat. - stwierdził udawanym oskarżycielskim tonem i zaczął się śmiać. Cóż poradzić. Był szczęśliwy. Tym że Lilly tu była, że się do niego uśmiechała, że byja jego przyjaciółką i że on może być jej przyjacielem. A co do twojego pytania czy myślałam, że Lilly mogłaby go pokochać po kilku dniach znajomości. No pewnie, to jest zupełnie normalne. Zobacz na przykład Desiree i Tristana. Ci też znali się pięć dni, widzieli się dwa razy i co? Za tym drugim razem, zaledwie po sekundzie patrzenia sobie w oczy się pocałowali i...bum, uczucie ich dopadło. Z tym, że ta sytuacja to byl jeszcze większy hardcore, bo zanim sobie podczas tego drugiego spotkania spojrzeli w oczy to ona go nienawidziła. I w ciągu dosłownie chwili ta nienawiść zamieniła się miłość! Także jak widzisz wszystko jest możliwe. Ale ja i tak wiem, że Lilly go kocha. Tylko nie zdaje sobie z tego sprawy, bo jak mówiłaś nie rozróżnia milości. Rozumiem to. Wspominałaś kiedyś, że po wypadku Japonka nie rozpoznawała uczuć, nie odróżniała ich. Dlatego obserwując reakcje innych ludzi uczyła się tego od nich. Ale z miłością jest inaczej. Nie mozna się nauczyć kochać, nie można nauczyć się reakcji po doznaniu tego uczucia. Każdy przeżywa je inaczej, indywidualnie, na swój własny sposób gdyż i każda miłośc jest inna. Nie da się jej naumieć od innych. Dlatego Lilly nie rozpoznaje jej w sobie. Ale spokojnie moi drodzy! Kaoru jej w tym pomoże.
No cóż ona nie znała innego sposobu, który pozwoliłby jej przechowywać kwiaty. W zwykły sposób by tego nie zrobiła, ponieważ nie chciała widzieć jak one więdną. Dla niej, jeżeli ktoś podarował Ci kwiaty, musi coś do ciebie czuć. A kiedy kwiaty więdną to i to uczucie gnije. To najgorszy dla niej scenariusz. Woli, żeby rozsypało się na miliony części i zniknęło, niż żeby utrzymywało się zgniłe przy tobie, nie dając ci żyć z tym przeraźliwym uczuciem. Tak ona odczuwała. Powiedz mi proszę, jaki jest sens uczenia tej dziewczyny technik flirtu, skoro ona i tak nie będzie tego świadoma! To niech on zacznie z nią flirtować, to może jakoś oboje to sobie rozwiną i przepraszam za to, że nazwałam Cię okrutną. Jednakże po prostu miałam nadzieję, że się pośmiejesz i będziemy szczęśliwe. Czuję się taka winna, że chyba wyskoczę przez okno… albo i nie… Może jednak najlepiej by było gdybyśmy wrócili do historii dwóch serc, które grzeją się na plaży w… wróć… wzięłam zły scenariusz. Czekaj chwilkę… Ok mam! A więc może jednak najlepiej byłoby gdybyśmy wrócili do tej dramatycznej sytuacji, w której chłopakowi odpadła ręka i… Wróć! Ktoś mi zmienił do jasnej cholery tekst! Ech dlaczego muszę sama wszystko wymyślać?! No więc ona, czyli Lillyanne, od razu zauważyła, że jest coś nie halo, z chłopakiem. Widziała, że jego wyraz twarzy się zmienił. Jednak nic nie powiedziała. Musiała się zastanowić, czy aby dobrze postąpiła tak mówiąc. Z jej zamyśleń wyrwała ją radość chłopaka, która tak szybko się pojawiła i zastąpiła ten nieokreślony wyraz twarzy u chłopca. Spojrzała na niego tymi zielonymi oczętami zdziwiona i wysłuchała go w spokoju. - Ummm… Tak… tak uważam… - powiedziała niepewnie, jednakże nadal czuła, że coś jest nie tak, że coś tymi słowami zepsuła. – Jak mogłabym… - nagle ją przytulił, a ona wpatrując się przed siebie pozwoliła mu na to. Kiedy wstał obserwowała go dokładnie i kiedy zadał pytanie zwróciła się w stronę płomieni, jakby szukała właśnie tam odpowiedzi na to trudne pytanie. Gdy wspomniał jej o ega zaśmiała się pod nosem, ale wyraz twarzy nadal pozostawał melancholijny i taki, można by powiedzieć, nijaki. Jej spojrzenie ponownie utkwiło w płomieniach i dopiero po chwili wydukała niepewnie. - Kaoru… tak się zachowują przyjaciele… Jak my teraz? – spytała odwracając wzrok i wklejając go w chłopaka, nie odwracała go jakby chciała wyczytać prawdę z jego twarzy, na wszelki wypadek jakby kantował. – Nigdy nie miałam przyjaciela płci męskiej, więc nie wiem jak powinnam się względem niego zachowywać… powinnam chyba czuć to… co teraz czuje, Ne? – zadała kolejne pytanie nie czekając na poprzednią odpowiedź. – Czy może się mylę i to nie jest przyjaźń, lecz coś całkiem innego. – powiedziała kończąc swoją wypowiedź. Nie odrywała od niego spojrzenia, naprawdę chciała widzieć, czy mówi szczerze, czy próbuje się wymigać i zmyśla, było to dla niej ważne.
To naprawdę dobry sposób. Dzięki temu na zawsze zostaje w tobie pamięć o tym kto ci te kwiaty podarował. I są symbolem relacji między dwojgiem ludzi. Im dłużej roślina przetrwa tym dłużej przetrwa i uczucie, przyjaźń, czy co tam łączy osoby zainteresowane. Ten scenariusz jest rzeczywiście przygnębiający, patrzenie jak coś drogiego ci gnije, odchodzi...Straszne. O wiele lepiej gdy tak po prostu zrobi puf i nie ma. Chirurgiczne cięcie mniej boli niż jakby miano ci odcinać nogę żyletką. No to najpierw sprawię coś żeby była świadoma a potem ją nauczę, no nie wiem. Szczerze to nie wyobrażam sobie Kaoru flirtującego, ale kto wie, może kiedyś się na to zdecyduje czy coś. Spokojnie, nie gniewam się. Możemy się pośmiać, poskakać i w ogóle pełna euforia, nie ma problemu. I nie skacz przez okno! Jak ty skaczesz to ja też! teraz mogłabym zacząć pieprzyć o tym, że napisałam to bo lubię Titanic i w ogóle ale tego nie zrobię bo będziesz na mnie krzyczeć Ja widzę, że ty bardzo chcesz aby mojemu Kaoru się coś stało. Pewnie już Lilly w swojej słodkiej, małej główce snuje plan jak by tu mu urwać rękę, upiec nad ogniem i zjeść. Ależ proszę, nie krępuj się. I ile ty tam masz tych scenariuszy, że ci się ciągle gubią? Co z ciebie za aktorka, hm? Nie musisz odpowiadać. Mam odpowiedź- dobra. A to się może zgubić każdemu. No ale kto ci tam podbiera ten tekst?! Weź schowaj je może lepiej do jakiejś szuflady zamykanej na klucz czy coś w tym stylu? No ale faktycznie. Może lepiej wróćmy do Salonu Wspólnego gdyż dzieją się tam dość ciekawe rzeczy, którymi i ja nie pogardziłabym szczerze mówiąc. No było mu nie halo, przez chwilę. A dlaczego? Gdyż jego głupie serce przez ułamek sekundy pozwoliło mu myśleć, że go pokochała. Ale oczywiście od razu się opanował i stwierdził, że to niemożliwe więc pozostało mu tylko się ucieszyć z tego co mówiła Lilly. Cały czas na niego patrzyła zdziwiona lekko, Kaoru się do niej uśmeichnął żeby ją uspokoić i żeby sie nie dziwiła. Nie miał pojęcia, że zauważyła jego zasmuconą minę, którą miał przecież zaledwie przez ułamek sekundy. Nic nie zepsuła tymi słowami, ba, nawet naprawiła! Naprawiła ich przyjaźń, sprawiła, że ich relacje są takie same jak dawniej, nieważne że z jego strony jest coś więcej, on potrafi to w sobie zdusić jeśli zechce. Teraz był jedynie wielce zachwycony tym, że naprawdę uważa go za przyjaciela. Dlatego właśnie obudziła się w nim ta radość każąca mu ją przytulić i mówić z entuzjazmem to co mówił. Wyczuł, że dziewczyna była trochę zaniepokojona, nie wiedział, że to przez jego wcześniejszą minę. Nie chciałby by przez niego denerwowała się tym co powiedziała, gdyż oprócz tego wcześniejszego głupiego ukłucia serca był naprawdę szczęśliwy, że może być jej przyjacielem, tak jak dawniej. Naprawdę, nie mógłby sobie wymarzyć czegoś lepszego. A gdy potwierdziła swoje słowa poczuł się jeszcze lepiej, mógłby zacząć fruwać z radości, serio. Gdy ją spotkał i dowiedział się, że go nie pamięta nie wierzył, że mogliby na nowo odbudować ich przyjaźń taką jaką była wcześniej, że nie uda mu się sprawić żeby lubiła go tak jak dawniej, że za bardzo się zmienił, że ona się zmieniła, że wszystko było inaczej i już nie wróci. Ten lęk wciąż w nim tkwił, nawet teraz gdy powiedziała mu, że marzyła o takim kimś jak on. Wciąż myślał, że to sobie ubzdurał. Z tych wszystkich emocji nie mógł usiedzieć na miejscu, zaczął kręcić się po pomieszczeniu próbując ułożyć sobie wszystko w głowie i czując na sobie jej spojrzenie. Ciekawiło go co sprawiło, że Lilly tak od razu się do niego przekonała więc spytał. Mogło to być dla niej trudne pytanie, wszelkie dopytywania o czyjeś zdanie są skomplikowane. Dlatego właśnie czekał na odpowiedź przypatrując się dziewczynie wpatrujacej się, najpewniej zamyślonej, w płomienie. Lecz nie odzyskał nurtującej go opinii na swoj temat. Dziewczyna przybrała dziwną minę, jakby melancholii. Spojrzała na niego i odezwała się niepewnie. Kaoru...tak się zachowują przyjaciele? Tak jak my teraz? Chłopak odwrócił wzrok i wbił go w płomienie. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Ale ona chyba traktowała go jak przyjaciela, więc teretycznie właśnie jak przyjaciele się zachowywali...No, może oprócz tego, że przez dłuższą chwilę się do siebie przytulali, a kilka dni temu nawet całowali. Ale nadal nic innego między nimi nie było, więc mógł spokojnie odpowiedzieć. I wcale nie kłamać. Uśmiechnął się lekko, znów na nią patrząc. - Zależy co masz na myśli mówiąc "Tak jak my teraz". Ale tak, myślę że tak się zachowują. Wiesz, są różne rodzaje przyjaźni. Niektórzy uważają się za przyjaciół, choć nie wiedzą o sobie prawie nic, ale lubią ze sobą spędzać czas. Inni zaś ciągle się kłócą, ale robią to z wzajemnej sympatii, a tak naprawdę oddali by za siebie życie. Jest też taki rodzaj przyjaźni, że ludzie znają siebie nawzajem na wylot, znają każdy swój sekret, myśl, marzenie, każdą cechę. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, są dla siebie jak rodzeństwo. Może być też taka ukryta przyjaźń, że mogą siebie unikać, a jednym spojrzenie, wejść w duszę drugiej osoby, wśród innych udawać że się nie lubią... Jest też jeszcze jeden rodzaj. Taki, że istnieje przyjaźń, ale ludzie zachowują sie jakby byli parą. Wiesz, takie przyjacielskie mizianie, buziaki, żarty z podtekstami. Jest tyle odmian przyjaźni ile ludzi na świecie. Więc myślę, że zachowujemy się odpowiednio. -zaśmiał się cicho. Słuchał jej dalej...Mówiła, że nigdy nie miała przyjaciela płci męskiej, że nie wie jak się zachować. Uśmiechnął się szeroko pokrzepiająco. -Spokojnie, na razie zachowujesz się tak jak trzeba, może ty tego nie pamiętasz, ale miałaś jednego przyjaciela płci męskiej, więc pewnie podświadomosć ci mowi,ze wiesz jak się zachować, dlatego dobrze ci idzie. - i naprawdę tak było. Mimo tylu lat rozłąki nadal dobrze im się razem rozmawiało i spędzało czas. - A w gruncie rzeczy przyjaźń z osobnikiem przeciwnej płci niewiele różni się od tej wśród jednej płci. Chociaż wielu ludzi uważa na przykład, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie jest możliwa, bo zawsze to się kończy miłością, jednej albo dwóch stron. Ha, mówią tak bo nigdy się nie przyjaźnili z odrębną płcią. Nie zawsze tak musi być...- W naszym przypadku tak właśnie się stało Lilly... Zdziwiła go swoim dalszym pytaniem. Postanowił się dowiedzieć więcej. - A co czujesz Lilly? - naprawdę, nie spodziewał się takich pytań. W przyjaźni zazwyczaj było tak, że nie pyta się o nią, o uczucia jej towarzyszące. To się po prostu czuje. No chyba że jej o co innego chodziło...Ech, za dużo myślenia dla Kaoru. Ostatnim zdaniem go dobiła. Z jego strony to nie był tylko przyjaźń...ale nie mógł jej tego powiedzieć. Nie chciałby zburzyć tego co wytworzyło się między nimi, tej przyjaźni, którą dopiero co odbudowali, nie wiedział jak by zareagowała, bał się...Patrzył na nią przez chwilę jak tak usilnie na niego spoglądała. Wyglądała jakby chciała mu wydrzeć wszystkie myśli z głowy zanim jej wypowie by upewnić się, czy są prawdziwe. Pozwolił jej na to. Wiedziała, że nie mógłby jej okłamać. Ale prawdy powiedzieć jej też nie mógł...Siedział chwilę w ciszy, nie odzywając się, można było usłyszeć tylko bicie jego serca gdy tak usilnie zastanawiał się jak to skomentować. Postanowił improwizować. -Hmmm...no przyjaźń, przyjaźń, imoto- chan. - przynajmniej z twojej strony TYLKO przyjaźń. - Chyba, że uważasz inaczej? -dodał spoglądając na nią z ciekawością wymalowaną na twarzy, ale i z lekkim podekscytowaniem. - Kurczę, wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. I że jest tak jak dawniej...do tej pory nie wierzylem, że to jeszcze możliwe....- uśmiechnął się do przyjaciółki szeroko. Cieszył się, że zadała mu takie pytania, na które mógłby odpowiedzieć tak jak chciał a mimo tego tego nie zrobił, a jakoś wybrnął. I wcale nie skłamał! Ciekawe co o tym będzie sądziła Lilly. Przyjrzał się jej uważnie.
Nie prawda! Lilly, wcale nie chce zjeść ręki Kaoru! Ona nie jest kanibalem! Ona jest mordercą, a to dwie różne sprawy! Co do scenariuszy. Na każdą sytuację mam przygotowane kilka, żeby być gotowym na wszystko, dlatego dobra ze mnie aktorka. Jak dla niej, to zniszczyła wszystko, czuła, że atmosfera, która ich dotychczas otaczała zniknęła, a pojawiła się całkiem nowa i nieznana. Ten smutek, który pojawił się na jej twarzy, był dla niej zabójczy. Naprawdę, źle się z tym poczuła. Naprawdę, było jej z tym głupio i była okropnie zawiedziona. To uczucie, najwyraźniej nie da jej teraz świętego spokoju. Naprawiła przyjaźń… Skąd ona ma to wiedzieć, skoro dla niej przyjaźnią były te uczucia, które przejawiał wcześniej do niej chłopak. Tą czystą miłość, która emanowała ciepłem i otulała ją swoimi ramionami tak, by już nigdy nie czuła się samotna. Ona nie wie co to jest miłość, nie potrafi jej rozróżnić, dlatego myślała, że to uczucie, ta silna więź to przyjaźń, która łączyła ich od dawna i nie ważne jakby ktoś się starał nie zerwałaby się. Żyłaby nadal w ich sercach, w ich umysłach i w ich duszy. Tak naprawdę to mam szczerą ochotę przywalić Kaoru prosto w twarz. Dlaczego? Ponieważ widząc końcówkę jego postów, a dokładniej: „Jeśli Ci na czymś zależy, chroń tego za wszelką cenę, nie poddawaj się, walcz z całych sił, broń tego obiema rękami!”, to aż mnie skręca! Pisze, że powinien walczyć o to co kocha i nie poddawać się, a jednak on to robi. Nie chce ukazać tego na czym mu zależy. Woli żyć z bólem w sercu, które każe mu patrzeć na ukochaną mu osobę, która nie świadoma jego uczuć, może się związać z każdym! A on co? Będzie patrzał jak jego życie, jego miłość tak po prostu znika? O nie, nie, nie, nie ma szans! Prędzej przyjdę i przywalę mu prosto w twarz, żeby się opamiętał! Lillyanne też by była zirytowana! Wracając do akcji, którą przerwałam opieprzając Kaoru (Nie mogłam tego znieść i musiałam go opieprzyć!). Gdy powiedziała pierwsze słowa, już wiedziała, że będzie się migał od prawdy. Dlaczego? Mimo iż zawsze patrzy na nią odwrócił wzrok jakby przestraszony, zmieszany, tym wszystkim. Zachował się w ułamku sekundy tak, jakby to pytanie go przytłoczyło i nie pozwalało swobodnie oddychać. Kiedy wreszcie udało mu się przemyśleć tą sytuację i powiedział co myśli poczekała aż skończy, by i ona mogła coś powiedzieć. - Zaprzeczasz sam sobie. – wydukała spuszczając wzrok. – Najpierw mówisz, że zależy co mam na myśli, a później opowiadasz o co w tym chodzi mimo iż nie powiedziałam co mam na myśli, mówiąc te słowa. – uśmiechnęła się delikatnie. Ten uśmiech był czuły i wyglądał tak, jakby specjalnie go tak ‘upiękniła’ by móc mu go podarować. – Tak jak my teraz… Czyli, że… - nic nie powiedziała. Siedziała w milczeniu nasłuchując się ciszy, jakby łkała jej w dużych ilościach. – Te pocałunki, były częścią przyjaźni? Te spojrzenia, które dawały wielką dozę uczucia… - zaśmiała się pod nosem i spojrzała na niego z iskierkami w oczach. – Nawet nie wiem co znaczy słowo doza… Nie mam pojęcia, czy pasuje do kontekstu zdania! – powiedziała niepewnie. Uspokoiła się i spojrzała na niego ponownie przemyślając to co powiedział. – A nawet jeżeli zachowujemy się jak przyjaciele, to do której grupy, twoim zdaniem należymy? Bo ja nie wiem jak zachowuje się para… Nie pamiętam co to znaczy kochać. Nie wiem czym jest miłość. Dlatego chce się upewnić, że nie robię ci krzywdy będąc tego nieświadoma. Bo kiedy ty cierpisz… - wydukała kładąc dłoń na klatce piersiowej i chcąc się uspokoić wsłuchiwała się w bicie swojego serca. – to czuję jakby moje serce pękało na miliardy części i rozsypywało się w proch. Albo jakby w moje serce wbijano tysiąc igieł, a każda z nich miałaby być łzą, niewidzialną łzą, która płynie po twoim policzku kiedy cierpisz, ale nie jesteś nawet tego świadomy, bo nie chcesz pokazywać tego cierpienia. Lillyanne siedziała w tej dosyć dziwnej pozycji, wsłuchując się w bicie swojego serca. To właśnie te uczucia przepełniały ją całą. Dopiero teraz pozwoliła im wyjść, dopiero teraz pozwoliła im się ujawnić. Gdy skończyła usłyszała kolejne słowa, które były odpowiedzią na jej zdanie. - Skoro przyjaźń kobiety z kobietą jest taka sama jak kobiety z mężczyzną… to nie możemy być przyjaciółmi. – powiedziała zdziwiona swoim tokiem myślenia. – Bo ja tak z przyjaciółką nigdy się nie zachowuję. Przed nią pokazuję maski, przed nią ukrywam wszystkie uczucia, a mimo wszystko jest moją przyjaciółką. Przed tobą odsłaniam swoje obliczę, więc nie możesz być moim przyjacielem, skoro to, to samo. – powiedziała. Jej głos był neutralny, kiedy o tym mówiła. Uświadomiła go w kolejnej rzeczy. W fakcie iż jej przyjaciółka żyje ze sztuczną Lillyanne i kiedy z jego ust wyjdzie definicja, że oni są przyjaciółmi to i ona będzie się tak zachowywać w stosunku do niego. Jak porcelanowa lalka, która wykonuje polecenia swojego pana, który nią porusza. Ona w stosunku do przyjaciół tak się zachowuje, bo szczerze mówiąc, Corin, to nie jest osoba, której można w pełni zaufać, mimo wszystko to jest jej przyjaciółka. Już wiele razy się na niej zawiodła i nauczyła się, że powinna mieć ograniczone zaufanie, nawet do przyjaciół. A w jego przypadku tak nie było i najwyraźniej tak nie miało być. Mówiła mu wszystko, nawet te uczucia, których nigdy by nie powiedziała tak swobodnie, prędzej wypowiadałaby je w zażenowaniu czekając, aż ktoś po tych słowach ją wyśmieje. Uśmiechnęła się delikatnie. Odpowiedziała mu na to pytanie już wcześniej, więc nie chciała się powtarzać. Co czuję? Czuła wielką miłość, która przepełniała jej serce i której nie była świadoma, dopóki, ktoś ją nie uświadomi, a tym kimś musiał być on. Słuchała go w ciszy już do samego końca. Wpatrywała się w niego i po chwili wstała. Jej twarze pokryły różnorodne cienie, które padały z przedmiotów, które znajdowały się we wspólnym salonie. Dopiero teraz to zauważyła. Byli tu sami, dlatego była tak rozluźniona. A oprócz tego, że byli sami, to jedynym źródłem światła był palący się kominek oraz słońce, które zaczęło chować się za horyzontem, chcąc ustąpić miejscu księżycowi. Tak wiem, wiem. Że to ziemia porusza się wokół słońca, ale nie było by to ładne określenie, gdybym napisała, że ziemia robi salto wokół słońca chcąc doskoczyć do księżyca. Jakoś mi ta myśl nie przychodzi do głowy. Wtedy nasza planeta robi się dla mnie trochę żałosna. Ponieważ oczekuje względów słońca i księżyca cały rok. Ale to tylko dlatego, że tak wyglądał mój opis. Kontynuując. Robiło się coraz ciemniej, a cienie na jej twarzy ukazywały to zmęczenie, którego nie dało się dostrzec za dnia. Zmęczenie nie przespanych nocy w rozmyślaniu o magicznym spotkaniu w bibliotece o tym magicznym pocałunku i o tej pięknej czarującej chwili. W tych cieniach jej twarz, która aktualnie nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała jak twarz trupa, mogła być trochę straszna. Wolnym krokiem ruszyła w stronę chłopaka, bała się, że gdy zrobi gwałtowniejsze ruchy to chłopak zlęknie się i nabierze do niej dystansu, a ona tego nie chciała. Zatrzymała się przed nim i spojrzała głęboko w oczy. Iskierki, o których wspomniałam dużo wcześniej zaczęły tańczyć w jej oczach ożywiając całą twarz, która wyglądała przed chwilą na martwą. W jej oczach stanęły łzy… Dlaczego? Sama nie wiedziała, to uczucie, które ją teraz przepełniło było przerażające, a raczej nie uczucie, a wspomnienie, które odtworzyła teraz swoimi ruchami nieświadomie. Zaczęła się trząść przestraszona i zakryła twarz rękoma starając się uspokoić łkanie. Był jeden sposób by ją uspokoić, a dokładniej ktoś musiał pozwolić jej posłuchać bicia serca.
Wiem, że nie chce mu jej zjeść, spróbowałaby tylko. Tak mi jakoś to dopowiedzenie kanibalistyczne pasowało do sytuacji. No to potraktujmy, że tylko o wyrwanie mu ręki chodzi, o. Scenariusze to ważna rzecz, uważaj żeby znowu ci ktoś tekstu nie podpieprzył bo nie będziesz wiedziała co masz pisać, a to będzie niezwykle smutne, gdyż twoje posty są cudowne. Z tym się akurat zgodzę. Wraz z początkiem owej poważnej rozmowy, która się nam tu odbywa zniknęła ta beztroska atmosfera, a pojawiła się inna, fakt. Do czego doprowadzi? Sama nie wiem, zapewne przekonamy się wszyscy niedługo. Obserwował jej minę, wyglądała na smutną. Co się stało? Czyżby coś ją zmartwiło? Tak jak już mówiłam, nie miał pojęcia, że dziewczyna zauważyła jego minę, którą utrzymywał zaledwie przez sekundę. Ba, on sobie nie zdawał nawet sprawy jaką to minę miał. Nie miał pojęcia, że było jej głupio z powodu tego co powiedziała. Bo dla niego nie było to smutne, wręcz przeciwnie. Cieszył się jak głupi, że uważa go za przyjaciela, naprawdę. A on nie tylko przejawiał wobec niej miłośc, to że ją tuli bylo związane także z przyjaźnią, troską o nią, taką czystą troską jak brat do siostry. Lilly nie myliła się więc zbyt wiele. Nawet jeśli powstanie między nimi coś innego, głębszego, to ta przyjaźń nie zniknie, zawsze będzie cementem ich wzajemnej relacji, bo czymże jest miłość bez wcześniejszej, zwykłej przyjaźni? Może się rozpaść raz, dwa. A potem ludzie nagle stają się sobie obcy. A tak, to ich znajomość może przetrwać, tyle że na starych zasadach, zanim wkradło się uczucie. Ta silna więź to była przyjaźń, lekko okraszona nutą miłości matko boska, co ja pisze?, nie miałaby prawa sie rozerwać, nadal w nich tkwiła i tkwić będzie do końca życia. Szczerze mówiąc ja też mam ochotę go opieprzyć. Ja, jakbym była tak bardzo zakochana jak on, to starałabym się rozbudzić w obiekcie westchnień taką samą miłość, nie mogłabym się tak po prostu poddać. A on...no cóż, jest głupi. Ale spokojnie, podpowiedziałam mu parę rzeczy i niedługo się zmieni, serio. [tak, to jest spoiler xD] A jak nie to go obie zabijemy, o. Musiał się migać. Nie był pewny absolutnie niczego co się z nimi wiązało. Nie wiedział czy mógłby powiedzieć jej prawdę, całą prawdę, i w pewnym sensie nawet nie chciał, gdyż bał się jej reakcji. Dziwak, serio. Ale nie chciał stracić jej przyjaźni i dopóki nie dowie się co ona czuje, sam nie powie nic by nie spieprzyć ich przyjaźni. Bo co gdyby na przykład ona go nie chciała? Gdyby go odrzuciła? Nie mógłby pozwolić na to by ich znajomość przez coś takiego się rozpadła. Dlatego właśnie jej pytanie wytrąciło go z równowagi, chciał odpowiedzieć jak najbardziej szczerze, ale nie zdradzając się na razie z niczym. I myślał, że mu się udało. Mówił i mówił cały czas jednak na nią zerkając, długo nie mógłby trwać tak z odwróconym wzrokiem. Gdy skończył mówić spojrzał na Lilly. Czekał aż ona skończy i dopiero się odezwał. - Wiem, że nie odpowiedziałaś co masz na myśli więc odpowiedziałem ogólnie. - uśmiechnął się do niej czując, że najprawdopodobniej zaraz roztopi się pod wpływem jej uśmiechu. Słuchał początku jej zdania i nie mógł doczekać się dokończenia, naprawdę ciekawiło go co ona na ten temat sądzi. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Mógłby znowu unikać prawdy, mógłby ominąć to, wymigać się od odpowiedzi. Ale po co? Wiedział, że domyśliłaby się, że nie jest do końca szczery. A więc odezwał się ponownie. - Hm...nie, te pocałunki i spojrzenia były już zupełnie czymś innnym....- przyznał. Spojrzał na jej uśmiechniętą i niepewną twarz. Postanowił nie wyjaśniać jej znaczenia tego słowa, to byłoby lekko nie na miejscu. Słuchał jej dalej. Aż do końca wypowiedzi o tym jak się czuje Lilly. Nie mógł w to uwierzyć, naprawdę nie mogł w to uwierzyć. Siedział chyba z dwa dni i gapił sie tak na nią urzeczony a zarazem zdziwiony. Przełknął ślinę, która nie wiadomo skąd wzięła się w jego ustach i spojrzał na nią wkładając w to spojrzenie całe swoje uczucie. -Lilly...nie będę ci teraz tłumaczył tego czym jest miłość, to zbyt skomplikowane...gdy kiedyś tego doznasz i ten ktoś to odwzajemni to będziesz wiedziała, że to jest to...nie zrobisz mi krzywdy, nie bój się...nie możesz tego uczynić niczym poza swoim odejściem...a co do grupy...nie mam pojęcia. Coś między tą ostatnią, tą gdy ludzie są dla siebie jak rodzeństwo, ale...chyba bardziej stworzyliśmy swoją własną...Ja czuję samo względem ciebie Lills. -dodał na końcu patrząc nieśmiało jak siedzi wsłuchując się w bicie swojego serca. Nie wierzył w to co przed chwilą usłyszał. Nie wziął tego jeszcze za objaw uczucia, równie dobrze można było tak się czuć tylko w przyjaźni, pamietał dobrze, że to samo czuł jeszcze w dzieciństwie. Obserwował ją cały czas jak wsłuchiwał się w bicie swojego serca najwyraźniej uspokajając się. Nagle się odezwała mówiąc, że nie mogą być przyjaciółmi. Spojrzał na nią struchlały, ale w końcu zrozumiał o co jej chodzi. Uśmiechnął się delikatnie. - Wiesz...źle się wyraziłem. To nie jest do końca to samo...kurczę, nie wiem jak ci to mogę wyjaśnić. Jest podobnie, w końcu przyjaźń to przyjaźń, ale nie do końca. Zawsze są jakieś różnice. Także spokojnie. - w tej samej chwili coś zrozumiał. Czy jeśli mieli się przyjaźnić ona miała zachowywać się tak samo? Nakładać swoje maski i nie być do końca szczerą, do końca sobą? Nie chcialby by tak było. I o matkomatkomatko, rozpływam się po opisie jej uczuć, serio. Nadszedł moment gdy to on mówił a ona patrzyła się na niego cały czas. Wstała a na jej ciele ułożyły się różne cienie w fantazyjne wzory. On również był bardzo rozluźniony, ale jednocześnie spięty i niepewny. To wszystko było dla niego niepojęte, niezwykłe, nie rozumiał jeszcze tak do końca co tu się tak naprawdę dzieje. Twój opis jest naprawdę cudowny. Nie wiem jak ty to robisz. (Naucz mnie! xD) Faktycznie, jakbyś napisała to tak jakby faktycznie moglo być nie wyglądało by to tak magicznie jak teraz, więc dobrze, że jest tak jak jest, naprawdę. Rzeczywiście, dzień niedługo miał się kończyć. Kaoru także był zmęczony. Nie spał od kilku dni, wciąż myślał o Lilly i jej szukał, tęsknił za nią. Nie miał pojęcia, że Japonka robiła to samo. Spojrzał na nią. Wolnym krokiem ruszyła ku niemu, na twarzy wciąż mając te cienie. I wyglądała na zmęczoną. Nawet trochę strasznie, nie wyrażała akurat żadnych emocji. Gdy na niego spojrzała w jej oczach na chwilę pojawiły się te radosne błyski ożywiające twarz. Wyglądała cudownie. Uśmiechnąl sie do niej, ale nagle zamarł widząc, ze płacze. Dlaczego? Wstał szybko i przytulił ją do piersi głaskając po włosach. - Co się stało? Proszę, nie płacz... - przytulał ją cały czas szepcząc do ucha uspokajające słowa. A potem...Wypowiedział te słowa, które chciał jej powiedzieć już wtedy, w czytelni, te które tkwiły w jego głowie już od paru lat, które chciał jej mówić już zawsze? Czemu akurat teraz? Nie wiem. Poczuł, że to właśnie jest TEN MOMENT. Moment mogący zaważyć na ich życiu. Cały czas ją przytulając i głaszcząc wyszeptał cicho i jakby nieśmiało. -Kocham cię Lilly. Nie tylko jak przyjaciółkę, nie tylko jak młodszą siostrę. Bardziej. Kocham cię.
// przepraszam że tak beznadziejnie, ale wątek w Zakazanym mnie rozproszył dzisiaj, a chciałam ci odpisać. I w ogóle, KOCHAM TWOJEGO POPRZEDNIEGO POSTA <3 I, yaaaaay, w końcu powiedział jej że ją kocha *-*
//Serio? Mi też się piekielnie podoba i byłam nim zachwycona. Zresztą twoim też :3 A i ten post nie będzie za długi bo nie będę kolejny raz odpisywać na to samo. Musimy brnąć dalej! A tak wgl, to ten spoiler na dole to co to ma być?! Zawsze czytam najpierw dopowiedzi od ciebie //
Można by powiedzieć, że udało mu się wymigać za pierwszym razem. Jednakże jej tok myślenia sprawił, że chłopak mógł poczuć się uwięziony przez pętle pytań, na które jest jedna sensowna odpowiedź. A tej odpowiedzi się on obawiał. Więc co teraz? Musiał coś zrobić, a jak widać ona nie przestaje krążyć wokół tego tematu i najwyraźniej nie ma zamiaru przestać wypytywać go o wszystko. Najpierw skończyła swoją wypowiedź, a później słuchała co on ma do powiedzenia. Gdy on skończył mówić to ona wypowiadała się. Tak wyglądała ich rozmowa, z jej punktu widzenia. Była dobra, ponieważ ona nie musiała mu przerywać i postawiała go w tej nucie niepewności. Nie wiedział co ona o tym myśli, bo nie wpajała swoich słów w jego zdania, musiał powiedzieć całość by móc się dowiedzieć, co ona tak naprawdę czuję. Chłopak miał rację, to nie był czas i miejsce na to, by tłumaczyć jej co to znaczy kochać. Dla niej definicja miłości wyglądała o tak: ”Miłość jest to związek chemiczny znajdujący się w mózgu dający złudne uczucie szczęścia”. Lecz wiedziała, że nie do końca jest to prawdą… - Wiem, że to skomplikowane… wiem również, że to nie czas i miejsce, by poruszać takie tematy, ale naprawdę się obawiam, że będę w stanie Cię skrzywdzić… - wydukała. Dopiero końcówkę wymamrotała pod nosem mając nadzieję, że chłopak jej nie usłyszał, a ona będzie, żyć z przekonaniem, że udało jej się to powiedzieć. – …tak jak krzywdzę wszystkich innych. Jego odpowiedzieć obudziła w niej radość. Czuł to samo co ona? Była szczęśliwa, że on odwzajemnia to uczucie, tą silną więź. Zamknęła na chwilę oczy, przed którymi ujrzała pewną historię. Opisywałam już tą sytuację wcześniej, jednakże tera będzie troszkę zmodyfikowana.
Dwie osoby znajdujące się w świecie, w którym czas się skończył. Znajdujące się w świecie, w którym nie ma już nic, w którym nawet światło zniknęło i przestało istnieć. Te osoby to kobieta i mężczyzna. Nie posiadają nic, z wyjątkiem wstęgi, która ich oplata. Jedynym uczuciem, które posiadają jest ta wstęga, która cięgnie się dalej przez otchłań. Ani on, ani ona nie wiedzą co jest na jej drugim końcu. Nie wiedzą, że ta wstęga łączy ich w jedność, nie wiedzą, że tylko dzięki niej żyją. Czasami nudząc się w przestrzeni, kończąc swój sen spoglądają z tęsknotą w stronę, w której znika jeden koniec wstęgi. Co jakiś czas wyciągają dłoń w swoją stronę. Tęsknota wtedy zabija ich serca i ponownie zasypiają w śnie, który trwa tysiące lat. Za ten czas wstęga zaciska się bardziej na ciałach kochanków i przybliża ich do siebie, by następnym razem mogli wyciągnąć rękę i złapać się nawzajem. Poczuć swoje ciepło. By następnym razem zamiast wstęgi mogli mieć siebie. Ten dzień nadszedł. Jeszcze we śnie wyciągając rękę z przyzwyczajenia w obcym kierunku już bez nadziei. Czują swoje ciepło nawzajem, w oczach pojawiają się łzy, gdy tylko ujrzeli swoją twarz. Przytuleni trwają teraz wiecznie otuleni wstęgą. Mają teraz po co istnieć. Mężczyzna dla jej szmaragdowych tęczówek, które dają mu wiarę, kobieta dla jego czekoladowych oczu, które dają jej nadzieję.
Muszę przyznać, że gdy Lillyanne uchyliła powieki była kompletnie zdziwiona. Ujrzała coś niezwykłego. Można by powiedzieć, że skróconą historię ich życia. Kiedyś połączeni tą wstęgą oddalili się od siebie by z czasem przybliżyć się do siebie i móc zostać już razem, ale nie z przyjaźnią, która istniała kiedyś, a z miłością, która rozkwitła teraz. Chociaż szmaragdowo oka nie wiedziała o co chodziło w tej wizji, to jednak poruszyła jej serce, każąc jej posłać chłopakowi ciepły, pełen uczucia uśmiech, który pozwoli mu na jakiś śmielszy krok. Podczas trwania tej historii jej ręka odruchowo trafiła wtedy na klatkę piersiową, po wypowiedzianych przez nią słowach i po opowieści, którą ujrzała. Gdy chłopak usłyszał jej słowa na temat przyjaźni dostrzegła w nim nutkę zakłopotania, która kazała mu zmienić zdanie. Zaśmiała się pod nosem, dopóki mogła. Nie była świadoma tego, co ma nadejść w najbliższym czasie. W innym wypadku starałaby się uciec jak najszybciej z tego miejsca, w którym to się stanie. Nadeszła ta chwila, od której brązowowłosa nie uciekła. Te cienie można by powiedzieć, że tańczyły na jej twarzy walc grozy, który miał stwarzać pozory pięknej sztuki wykonywanej przez dwie osoby, jednakże naprawdę był koszmarem, który przeżywają te dwie osoby (ale ja sama nie wiem jak to robię! Wyobrażam sobie sytuację i piszę xD). Gdy już stanęła obok niego, a raczej przed nim, w jej oczach pojawiły się te świeczki, które skakały ze szczęścia widząc ten obraz, który ją nawiedził i w którym brała udział. Gdy tylko zniknął i ujrzała twarz chłopaka zadrżała przerażona, a w oczach pojawiły się łzy. Zasłoniła twarz rękoma i zaczęła płakać. Ale nie w ciszy, jak to zawsze robiła. Z jej ust wydobył się dźwięk, który na początku mógł przypominać początek krzyku, jednak przy drugim takim ‘wyciu’ można było dostrzec, że to był płacz, który zniszczył tą piękną chwilę. Chłopak przytulił ją do siebie, a ona usłyszała szybkie bicie serca przestraszonego chłopaka. ‘Wycie’ zniknęło jedynie ona trzęsła się przerażona, a z oczu płynęły łzy. Przymknęła powieki chcąc zapomnieć to co widziała. Udało się jej to z małą pomocą chłopaka, który wyszeptał słowa do jej ucha. Nie zareagowała. Na początku były echem, które powtórzyło się milion razy i dopiero do niej dotarło. Dopiero później doszło do niej znaczenie tego echa. Wyraźne odzwierciedlenie tych słów: „Kocham cię Lilly. Nie tylko jak przyjaciółkę, nie tylko jak młodszą siostrę. Bardziej. Kocham cię.” Łzy, które się już trochę uspokoiły, ponownie zaczęły płynąć, jednak nie z rozpaczy, bólu i cierpienia. To było uczucie szczęścia, które uderzyło ją w twarz wyrzucając z głowy ponure wspomnienie. Schowała twarz w jego torsie i złapała jego bluzkę dłońmi, które po chwili przybrały kształt pięści. Nadal miała na sobie jego bluzę, której nie miała zamiaru najwyraźniej ściągać. - Skoro… skoro czuję co ty… -wyszeptała przez płacz, chcąc się jakoś uspokoić. - …to znaczy, że ja… ja ciebie też kocham… prawda? – spytała łapiąc go mocniej, jakby bała się, że teraz ucieknie i zostawi ją samą, a po tym co usłyszała, ona nie chce być już sama, chce być z nim. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, zaśmiała się pod nosem. - Przeze mnie, będziesz miał całą mokrą bluzkę… - to były jej ostatnie słowa, po których umilkła i wtuliła się do niego mocno. Bukiet kwiatów, który od niego otrzymała leżał niedaleko kominka, z jednej strony oświetlony jasnym światłem, po drugiej stronie pokryty ciemnością. Mimo iż był tak różny, to z obu stron przedstawiał swoją czystą, niewinną biel, niczym czysta, niewinna miłość.
Najprawdopodobniej napiszę same bzdury, gdyż nie wiem co odpisać. Aczkolwiek nie wiem, bo masz inny gust i podobają ci sie nawet moje beznadziejne wg mnie posty. A, i przepraszam za spoiler na dole, ale końcówki postów zazwyczaj czyta się na końcu i nie wiedziałam, że przeczytasz to na początku xD A, i pewnie będzie krótki bo większość twojego to opisy jej uczuć i w ogóle, a ja nie umiem (albo nie wiem że umiem) takich pisać.
Starał się najbardziej jak mógł by wymigać się od odpowiedzi, która by go usatysfakcjonowała, lecz obawiał się jej reakcji na nią. Dlatego próbował wymyślić coś na poczekaniu, coś bardziej ogólnego, mając nadzieję na to, że nie będzie drążyła tematu, ale najwyraźniej się przeliczył. Czuł się przez nią delikatnie mówiąc osaczony. Przez pytania, które były dla niego trochę niewygodne i zawierały w sobie drugie dno. Zastanawiało go do czego ta rozmowa doprowadzi. W głębi duszy przeczuwał, że w końcu będzie musiał powiedzieć to co chciał powiedzieć. I bał się. Tymczasem ich rozmowa ciągnęla się już jakiś czas. Nie mógł uwierzyć w to, ze z nią rozmawia i w to o czym rozmawia. Ich dyskusja była dobrą rzeczą w sumie. Pozwalała im poznać się nawzajem i zrozumieć pewne sprawy. Jednak cały czas chłopak pozostawał niepewny. Nie wiedział dokłądnie co dziewczyna ma na mysli, mówiąc takie a nie inne słowa. Także słuchał jej uważnie by zrozumieć co ona chce mu powiedzieć. Ale nie rozumiał. Nie dochodziło to do niego w takiej formie w jakiej miało być. Patrzył na nią cały czas chcąc usłyszeć wszystko co myślała i co czuła, pragnąc wyczytać to z jej twarzy. Pokiwał głową, na znak że rozumie. Ale wiedział, że nie mogłaby go skrzywdzic niczym oprócz swojego odejścia. Nie usłyszał też końca jej zdania. Matkomatkomatko, jaki ten opis wizji jest piękny. Rozpływam się, nawet nie mam słów. Chciałabym tu wstawić coś co pokazywałoby jakieś wspomnienie czy uczucia Kaoru, ale kompletnie nie mam weny i nie mogę, po prostu nie mogę. Piszę więc te bzdury, by wydłużyć sobie posta. Zobaczył jak Lilly przymyka oczy by niedługo je otworzyć. Spojrzał na nią zainteresowany, ale nie odezwał się. Gdyż zrobiła to ona dodatkowo wysyłając ku niemu swój zniewalający uśmiech pełen czegoś czego Kaoru nie rozumiał, nie potrafił w to uwierzyć. Ale odpowiedział uśmiechem i słuchał jej dalej. Zakłopotał się. Nie chciał nie być jej przyjacielem. I naprawdę...wcześniej nie wiedział jak ująć różnice w przyjaźni miedzy kobietą a kobietą, a kobietą a mężczyzną. Teraz też nie, a przecież jakieś były. Gdy wstała i odeszła na chwilę ciągle za nią patrzył lekko wzdrygając sie gdy ujrzał jej straszne, ocienione oblicze. (kurczę, szkoda, ja też chcę tak umieć!) Potem te iskierki w oczach i...płacz. Nie mógl znieść tego gdy płakała. Sam wtedy czuł się jakby rozpacz rozdzierała mu serce. Dlatego wstał, podszedł do niej i ją przytulił. Ten dźwięk jaki wydobywał się z jej ust, ten jęk, był dla niego tak przerażający i bolesny...Chciał by Lilly już nigdy nie musiała płakać. - Nie...proszę, nie płacz...- szeptal jej do ucha chcąc ją uspokoić. I najwyraźniej mu się udało. Nie wyła już, jej oddech stał się spokojniejszy, serce biło w miarę normalnie. I wtedy to właśnie wyznał jej swoje uczucie. Nie wiedział dlaczego, nie miał pojęcia czemu się odważył, nie wiedział jaka będzie jej reakcja. Niczego nie był pewien. Tylko tego, że ją kocha. Tak bardzo, że bardziej się nie dało. Chciał być przy niej aż do skończenia świata, ciągle trzymać ją za rękę i szeptać czułe słowa do ucha, chronić ją przed wszelkimi urazami, dzielić się ulubioną czekoladą, sprawiać by każdego dnia miała uśmiech na twarzy, dawać jej tyle ciepla ile potrzebuje. I być z nią. Po prostu być. Dlatego wcale się nie zastanawiając po prostu powiedział jej, że ją kocha. Chciał tego od tak dawna...I w końcu się stało. Wyznał jej a ona...zaczęła znowu płakać, ale teraz już jakby inaczej. Przytuliła się do niego mocniej a Kaoru objął ją czując że przyciąga go do siebie za koszulkę. I wtedy...odezwała się. To znaczy, że ja… ja ciebie też kocham… prawda? Nie wiedział, nic nie wiedział. Zastanawiał się chwilę co ma powiedzieć, ale nie mógł. Stał zamurowany jak słup soli słysząc tylko jej łkanie i bicie swojego serca. Ono bije teraz tylko dla ciebie, Lilly. Słyszysz? Gdy zaśmiała się cichutko uśmiechnął się. -N-nie szkodzi. - odpowiedział i gdy przyciągnęła go do siebie zachichotał pod nosem. -Spokojnie, nie mam zamiaru uciekać. Już zawsze będę przy tobie, słyszysz? Zawsze. - odsunął ją troszeczkę od siebie by spojrzeć na jej twarz. Zatopił się ponownie w jej oczach, w jej szmaragdowych tęczówkach, które były przesłonione łzami. ale dało się z nich wiele odczytać. I gdy Kaoru własnie to uczynił poczuł, że miękną mu kolana a serce przestało bić na sekundę, dosłownie chwilę gdy zrozumiał. - M-merlinie....Lilly...ty mnie kochasz. Ty naprawdę...naprawdę mnie kochasz...- był oszołomiony i nie mógł w to wszystko uwierzyć. Nagle na jego usta wpłynął uśmiech. Ale nie rozbawiony, nie niepewny, nie nieśmiały. Czuły, pełen miłości i oddania, uwielbienia dla Lillyanne Matsu...Sangrienty (xD). Kochał ją, a ona kochała jego. Matkomatkomatkomatko...chciał krzyczeć i śpiewać z radości. To było takie...takie...nierealne. Pogłaskał ją delikatnie po policzku i otarł kciukiem jej łzy wciąż się uśmiechając. Nie mogąc się powstrzymać (chociaż w sumie po co miałby to robić :O dobra, mniejsza) pocałował ją lekko i ponownie przytulił do piersi. Postanowił zadać pytanie, które od kilku minut go nurtowało. Nie chciał jej pośpieszać ani nic, chciał wiedzieć na czym stoi. - Czy...czy to znaczy, że ty...ty i ja...że będziemy ze sobą? Że będziemy razem? - spytał drżącym głosem mając nadzieję, że dziewczyna od razu zrozumie co miał na myśli. Wciąż do niego to nie docierało. Ona go kocha... Miłość, czysta, szczera miłość.
//Uwaga, uwaga. Nagrodę, za najgorszy post świata dostaję… JA! Beznadziejnie mi to wyszło, ale nie mam weny noo!//
Jakby to powiedzieć. Lillyanne Sangrienta nigdy nie zostawia niczego w połowie. Będzie drążyć to nawet jeżeli będzie wiedziała, że to coś zniszczy jej życie, kiedy dowie się całej prawdy. Nie obawiała się, nie wiedziała dlaczego, ale nie bała się. Nie bała się niczego, nie bała się prawdy… No… może bała się jedynie jednej prawdy… Tak… Może ktoś powie, że ta dziewczyna jest szalona, że nie powinna przebywać wśród normalnych ludzi, ale zdarzenia z przeszłości sprawiły, że jest taka jaka jest. Wpatrywała się w chłopaka, który dziwnym zbiegiem okoliczności przypominał jej chłopaka z wizji, nie… on wyglądał identycznie jak ten chłopak z wizji. Dobrze kontynuując. Jej straszne oblicze, można to tak nazwać. Tak ono wyglądało, twarz bez emocji, niczym lalka zbliżające się ciało, które mogło zrobić wszystko. Cienie, które krążyły wokół twarzy, tworzyły fantastyczne stwory, które psuły wyobraźnie, które pozwalały wyobrazić to co najstraszniejsze. Dodatkowo te świeczki, te iskierki, które pojawiły się w jej oczach były znakiem, że była szczęśliwa, że to, co jej puste oczy widziały wprawiało ją w zachwyt. Później się opamiętała i spoglądała na niego przerażona. Tym razem nie wytrzymała, ta wizja przeszłości, była dla niej zbyt potworna, jej zachowanie podczas tej wizji było dla niej największym koszmarem. W oczach pojawiły się łzy i krzyk, który był jej płaczem. Bała się, nie przeszłości, a samej siebie. Bała się… Gdyby go tam nie było wrzeszczałaby przerażona siedząc na ziemi i płacząc. Nabrałaby do siebie dystansu, zniszczyłaby siebie. Można by powiedzieć, że on ją uratował, ocalił ją. (Jezu jakie ja głupoty piszę>.<) Przytulił ją i pomógł się jej uspokoić, zmienił temat, powiedział coś, dzięki czemu mogła się uspokoić. Później powiedział te słowa, mogłabym rzec, że wreszcie powiedział te słowa, w jej oczach stanęły ponownie łzy szczęścia. Była rozkruszona emocjonalnie więc, dlatego tak bardzo reagowała na wszystko. Powiedział, że ją kocha, a skoro mówił jej wcześniej, że czuje to samo co ona, to musi oznaczać jedno. Powiedziała to, widocznie tymi słowami zadowoliła chłopaka. Tak, tak oczywiście, nie mogło zabraknąć tego: Lillyanne Matsu... Sangrienty. Ja wiem oczywiście co ty miałaś na myśli! Dobra, kontynuując. Kiedy pocałował ją stała nieruchomo i wpatrywała się w niego w ciszy. Później spytał zmieszany, bynajmniej według niej był zmieszany. - Jeżeli chcesz… - na jej usta wpłynął delikatny uśmiech, oparła czoło o jego tors chcąc się ponownie uspokoić.
// Nie przesadzaj. Twój post byl dobry. Ha, ten post to dopiero będzie beznadziejny xD
Jak każda kobieta. Nie odpuści dopóki nie dowie się tego czego chce się dowiedzieć, nawet jeśli miałoby to dla niej być krzywdzące. Taka już jest ciekawska natura płci pięknej. Zdarzenia z przeszłości zazwyczaj mają na nas wpływ, na nasze zachowanie i na to jacy jesteśmy. Szczególnie przykre wydarzenia, które sprawiły nam ból lub w jakiś inny sposób zostały w naszej pamięci. Zastanawia mnie jak Kaoru zareagowałby na to jakby Lilly opowiedziała mu tę wizję. Myślę, że od razu odgadłby o co w niej chodziło i niezmiernie by się zdziwił. Bo co ona oznaczała? A nie mniej ni więcej to, że ta dwójka już od samego początku była sobie przeznaczona. Nie wiedział czy wierzy w przeznaczenie, ja też nie wiem czy w nie wierzę, ale tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Całe szczęście, że on tam był. Nie wybaczyłby sobie gdyby znowu cierpiała a go nie było. Chciał ją uspokoić, żeby więcej nie płakała, zeby się nie bała. Pragnął być jej księciem (jeny, kocham to Twoje wcześniejsze określenie na Kaoru <33), który będzie zawsze przy niej by ją pocieszyć, chciał ją kochać i przytulać, dawać jej ciepło, którego potrzebowała, marzył by i ona odwzajemniła to uczucia, wiedział, że byłoby im razem dobrze, ich związek byłby tak prosty niczym oddychanie, nie wymagałby od nich żadnych trudów, wszystko przychodziłoby z łatwością (nie wiem o czym piszę, ale dobra xD ) Chciał wiecznie móc ją ratować i tego by mu za to dziękowała w naturze. Przepraszam za to co właśnie piszę, ale jestem głupia i nie mogę tego zatrzymać. Moje palce nie są najwyraźniej połączone z mózgiem. Dziękuję za wyrozumiałość, ave!. Cieszył się, że uspokoiła się trochę. Wiedział, że to dzięki temu, że ją przytulił. Pamiętał, ze uwielbiała słuchać bicia serca. Dlatego nie puszczał jej, nie odsuwał od siebie. Pozwalał Lilly wypłakać się w jego koszulkę. Najważniejsze by nie cierpiała i nie płakała. Jej płacz sprawiał mu niebywałe cierpienie, nie mógł słuchać tego jak dziewczyna rozpacza. Głównie dlatego, że nie wiedział dlaczego. Powiedział, że ją kocha. Wreszcie to powiedział. Nie mógł już dłużej udawać, że tak nie jest, bo w końcu zadając mu masę pytań sama by do tego doszła. A wolał by usłyszała to z jego ust i dowiedziała się o tym od niego. Nie wierzył, że mogłaby go pokochać. Ot tak, przecież niedawno go poznała tak naprawdę. Ale nie żeby narzekał, co to to nie. Ale...nie mogę wyrazić słowami tego co czuł gdy zrozumiał, że ona też go kocha. Był oszołomiony, szczęśliwy, było mu tak dobrze, tak radośnie bo mam Ciebie, dziękuję ci za to, dziękuję to Meeeerccccciiiiiii. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że spotka go coś takiego. Jego ukochana Lilly go kochała! Prawie się popłakał ze wzruszenia. (w sumie ja też chyba zaraz zacznę xd) I to nie ja miałam na myśli tylko Kaoru! Naprawdę! Tak, wiem. Nie umiem kłamać xD Ale wracając. Teraz gdy oboje się kochali...musiał zadać jej to bardzo ważne pytanie. A mianowicie czy za niego wyj... Przepraszam. Też zapisywałam sobie scenariusze i coś mi się pomyliło. Ach, starość nie radość. A więc musiał się dowiedzieć czy to znaczy, że będą razem. Był zmieszany, to prawda. "Jeżeli chcesz.." Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że wie, że on chce. A on wiedział, że ona wie, że on wie, że ona wie, że on chce. I ona też chciała. Tak na marginesie to gratuluję jeśli ktokolwiek coś z tego zrozumiał. Ponownie się w niego wtuliła, a on przygarnął ją do siebie swoimi jakże męskimi i umięśnionymi...no dobra, chudymi łapskami i objął ją. -Nieważne jest to czego ja chcę Lilly. Ważne jest to czego ty chcesz. - szepnął jej do ucha i złapał dziewczynę, SWOJĄ DZIEWCZYNĘ, matko jak to ładnie brzmi, za rękę i pociągnął z powrotem w stronę kominka. Usiadł sobie na podłodze tak by Gryfonka usadowiła się przed nim i oparła się plecami o jego tors po czym ponownie objął ją ramionami. No, to teraz miała tak ciepło jak w raju. Chciał jej tyle powiedzieć, tyle wyznać, tyle przekazać...Ale było coś o wiele ważniejszego, co nie dawało mu spokoju. Pochylił głowę by oprzeć brodę na jej ramieniu. Jej włosy wciąż tak słodko pachniały tymi arbuzami...Wciągnął lekko zapach nosem. -Czemu płakałaś, konomashii? - spytał, a jego własne słowa szumiały mu w głowie.kochanie....kochanie....kochanie...Jest jego kochaniem! Awwwwww. Przechylił lekko głowę, ale tak by nie odrywać jej od ramienia dziewczyny. Zerknął na nią troskliwie kątem oka. Naprawdę męczyło go to. Chciał poznać odpowiedź by móc jak najbardziej ją chronić, by jej pomóc. Nie zniósłby dłużej jej cierpienia.
No pacz, napisałam więcej niż ty....Niebywałe O_O
I jeszcze jedno...natychmiast żądam chłopaka, który pokochałby mnie tak jak Kaoru kocha Lilly! :zak:
//Ten post będzie mega krótki, ponieważ nie mam weny, a tak bardzo chcę Ci odpisać Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe.//
Oczywiście wiem, że chodzi Ci o to, czy za niego wyjdzie. Wezmą ślub dwudziestego drugiego lipca, będą mieć dwójkę dzieci i będą żyli długo i szczęśliwie na wyspach, w krainie mlekiem i miodem płynącej. A teraz serio. Spodziewała się, że po tym jak wyznał jej miłość, która była dla niej… hmmm można by powiedzieć, że niespodziewaną wiadomością, mimo iż każdy zorientował się po dwóch sekundach spędzonych z nimi, ale nie ważnie. Mimo wszystko wiedziała, że o to się spyta. Byłby kompletnym idiotą, któremu zombie wyżarły mózg, jakby się nie spytał (tak oczywiście właśnie skończyłam oglądać anime High school of the Heath, wcale nie było tam zombie!). Ku twojemu zdziwieniu, powiem, że zrozumiałam coś ty tam nabazgrała. Chodzi o to, że on wie o tym, że ona wie, że on wie, że ona wie, że on chce, tego co ona chciała. Tak wyszło, że zrobił się z tego Misz masz! Lilly potrzebowała tego ciepła, które chłopak jej dawał, pożądała je bardzo… albo jego… a co tam nie będziemy doszukiwać się szczegółów. - Wiesz co, powinieneś czasami być bardziej samolubny… Powinieneś czasem myśleć też o sobie… Do kogo będę się przytulać jak zaatakuje się zgraja zombie, które będą chciały zjeść twoją czekoladę, a ty zamiast uciekać, poświęcisz się i oddasz im mleczną czekoladę, chcąc ratować czekolady od innych… Jak nie będziesz miał czekolady, to nie masz co do mnie przychodzić… - powiedziała spoglądając na niego tymi szczenięcymi oczkami. Wracała do normy. Wracał jej humor. Była szczęśliwa. Szczerze mówiąc nie zauważyła kiedy wylądowali przy kominku, kiedy mrugnęła już tam była, w jego ramionach. Zaczęła się rozpływać i straciła świadomość. Odpłynęła i było to widać po jej rozmarzonej minie i delikatnych rumieńcach na policzkach. Zachwycona ciepłem odleciała. Niestety, marzenia przerwało pytanie, którego chciała za wszelką cenę uniknąć. Spoglądała na niego kątem oka. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła w jego stronę. Nadal siedziała przed nim. Położyła dłonie na jego torsie i uniosła się delikatnie, popchnęła go delikatnie chcąc by chłopak wylądował na ziemi. Zawisła nad nim, a jej włosy przysłaniały mu widok na resztę pokoju. - Kaoru… - wydukała głaszcząc go po policzku. -…nie pytaj o to więcej… nie chcę żebyś się do mnie zraził. – spoglądała na niego wzrokiem przestraszonym. – zaczęłam się sama siebie obawiać…
Wiesz, jeśli nie miałaś weny to nie musiałaś, naprawdę. Nie byłabym zła ani nic. A tak to mój post też będzie krótki, bo nie mam się do czego odnieść, o.
No ależ oczywiście, że wyjdzie! Nie wiem skąd mam tę pewność, no ale ją mam, o. Już mówiłam, że nie mi o to chodzi tylko jemu. Znaczy się...mi, ale za niego, bo on nie śmie nawet marzyć o takim czymś.Pewnie, że za niego wyjdzie i bedą mieli dwoje dzieci, albo setkę, wszystko jedno. Ale że dwudziestego drugiego lipca w tym roku czy w przyszłym? No bo wiesz. Trzeba wszystko ustalić zawczasu i w ogóle. Nie w tym ani w przyszłym? No doooobra, ewentualnie mogę jeszcze poczekać dwa lata. I nie mlekiem i miodem, a...czekoladą i spaghetti, o. Dla mnie też byłaby to zdecydowanie niespodziewana wiadomość, jakby wyznał mi miłość chłopak, którego znam, albo wydaje mi się, że znam, zaledwie kilka dni. Nie jest to zbyt częsta sytuacja. Niemniej jednak jak ktoś jest inteligentny to od razu mógł się zorientować co do dziewczyny czuje Kaoru. Na pewno jak się ktoś na tym zna było to niezwykle widoczne. Szczerze mówiąc przerażasz mnie tymi gadkami o zombie. Ale nie mogę zaprzeczyć iż jest to pewne ubarwienie posta, a twórcze porównania zazwyczaj bardziej zapadają w pamięci. Faktycznie, musiał o to spytać. Przestraszył się niesamowicie gdy zaczęła tak rozpaczać. Nigdy jeszcze nie widział jej takiej cierpiącej i chciał jakoś temu zapobiec, żeby już nigdy nie musiało się to wydarzyć. A jak to zrobić jak nie przez zlikwidowanie źródła owego smutku? Dlatego zadał jej to pytanie. Byłby kompletnym idiotą jakby się o nią nie zatroszczył w ten sposób. Nie mógł patrzeć na nią taką przybitą. A te anime to fajne jakieś? Ciągle mam zamiar wkręcić się w M&A, ale no, czasu brak. Ja wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz. My dwie, jako nieprzeciętnie mądre osoby musimy się rozumieć, no bo kto jak nie my? A to, że ja sama siebie nie zrozumiałam to już przemilczmy. Misz masz wyszedł z tego niezły, ja w niczym nie jestem tak dobra jak w jego robieniu, możesz mi wierzyć. I wcale się z tym nie kryję, bo nie ma po co. No jasne, że potrzebowała. Oboje potrzebowali ciepła. Oboje go pożądali...a może siebie nawzajem...no, w każdym razie jedno z dwóch, albo i to i to. A co do twojej wypowiedzi w tym temacie to jestem prawie pewna, że jego. - Myślę o sobie Lilly. Potrafię być samolubny. Ale przy tobie nie potrafię myśleć o niczym, ani o nikim innym jak właśnie o tobie. - uśmiechnął się do niej delikatnie. - A o czekoladę się nie martw. Dla ciebie zawsze się znajdzie. A poza tym...to ja nigdy nie uciekam, zawsze walczę. - powiedział tym swoim pewnym siebie tonem chcąc pokazać jaki to on jest odważny i silny chociaż nie jest Gryfonem. No, chyba że zobaczy krew, to wtedy staje się głupim, słabiutkim Puchonikiem, który mało co nie mdleje. A zombie...hm, Lilly totalnie chyba jest jasnowidzem, bo znowu mówi o czymś co się wydarzy, gdyż akcja w Salonie dzieje się kilka godzin przed wyprawą do Lasu. Zastanowiło go coś jeszcze...- A więc chodzi ci tylko o czekoladę, tak? No wiesz cooooooo....A ja głupi myślałem, że o mnie. - zwiesił głowę niby to smutny udając, że wyciera niewidzialną łzę. Ale zaraz wyprostował się i zaśmiał. Wiedział, że dziewczyna żartuje. Odetchnął z ulgą widząc, że poprawia się jej humor, chciał by już zawsze się śmiała i żartowała. Postanowił, że wrócą na swoje miejsce przy kominku, takie ciepło nie może się marnować przecież! Wiedział jak na nią wpływa obecność tak rozgrzewającego zjawiska. Dodatkowo przytulił ją rozkoszując się jej bliskością, zapachem i w ogóle wszystkim. Wciąż wydawało mu się, że to wszystko to sen. Że zaraz się obudzi i okaże się, że jej wcale nie ma, że tylko o niej śnił, tak jak to robił przez ostatnie lata. Widząc jej minę uśmiechnął się pod nosem. Wyglądała jak małe dziecko zadowolone, że dostało najdroższą i najładniejszą lalkę z sklepu. On także miał rozmarzoną minę i rumieńce na policzkach, chociaż powód był trochę inny. Nie zdążył zareagować a już Lilly podniosła się i popchnęła go na ziemię wisząc nad nim i osłaniając go włosami. Rany, autorka aż zrobiła minę podobną do "O_O" jak to przeczytała. Lilly nieśmiała...Jasne. A renifery są zielone. Jeśli popychanie kogoś na ziemię i wiszenie nad nim świadczą o nieśmiałości to ja już nie ogarniam, ot co. Chociaż w sumie lepiej takie coś niż jakby miała od razu nim rzucać na kanapę chociaż na podłodze przy kominku też można, no ale dobra i dobierać się do rozporka. (Jezu, co ja piszę...Idę się zabić, serio xD) Ale wracając. Położył sobie ręcę pod głowę i patrzył na Lilly z czułym uśmiechem, ale też lekko zdziwiony. Teraz miał taki piękny widok, że nie odrywał od niej wzroku. Ale skupił się na tym co mówiła. Widać było, że to coś naprawdę ją przestraszyło. Słysząc, że obawia się, że on się do niej zrazi uśmiechnął się lekko i podniósł się na łokciach tak, że znalazł się dosłownie kilka milimetrów przed jej twarzą. (aluzja? ;p) Dotknął palcem wskazującym jej nosa. - Lilly...nigdy bym się do ciebie nie zraził, za bardzo cię kocham. Po prostu martwię się o ciebie. Pamiętaj. Zawsze możesz na mnie liczyć. - obiecał solennie i spojrzał jej w oczy. Był teraz tak blisko niej jak jeszcze nigdy wcześniej, i jak nigdy wcześniej zatopił się w jej szmaragdowych tęczówkach, które stanowiły centrum jego wszechświata, które niczym ziemska grawitacja trzymały go na ziemi. Szczęście, wszechogarniające szczęście.
Czekolada i spaghetti… Nie sądzisz, że to zbyt… potworne połączenie? Nawet ja to widzę, że te dwa dania do siebie wcale nie pasują! Będziemy musiały wymyśleć coś innego, bo to nigdy nie przejdzie. Jednakże nie mam żadnych pomysłów! Można by powiedzieć, że dla Lillyanne był to szok, ale w głębi serca, czuła jakby była do tego przyzwyczajona. Jakby słyszała to milion razy, że ktoś ją kocha, ale ta miłość nie żyła zbyt długo. Umierała po kilku latach, miesiącach, tygodniach, dniach… Tak było, chociaż czuła, że to był wyjątek, miała nadzieję, że ta miłość nie ma zamiaru znikać, ani umierać. Wreszcie doszło do rozmowy, westchnęła gdy usłyszała jego odpowiedź. - Baka. – wyszeptała tonem obrażonym. – Jesteś niesamowicie głupi! – powiedziała pewna swoich słów. – Jesteś tak głupi, że to nie do pomyślenia! – prawie krzyknęła mu w twarz, ale po chwili dodała. – Nie rozumiem, jak możemy być tak podobni do siebie… Ja też jestem niewyobrażalnie głupia myśląc o innych bardziej niż o sobie… - uśmiechnęła się delikatnie. – Bo tylko człowiek, który zrozumiał drugiego człowieka może zrozumieć sam siebie. Wiesz… Czasem zazdroszczę drzewom… spokojnych snów, że rozumieją się bez żadnych słów i że nie wstydzą się swych zielonych łez. Czasem zazdroszczę drzewom ich drewnianych serc. Zazdroszczę też tak bardzo, aniołom z gór, nie skrzydeł, czy aureoli, ale domu z chmur. Lekkiego puchu, w którym kryją myśli swe, tak bardzo im zazdroszczę wiary w lepszy dzień…* - przy tych słowach wtuliła się w jego tors rozmarzona ciepłem tej pozycji, w której niespodziewanie wylądowali i ciepłem wychodzącym z kominka. Co do krwi, to tu jest jedna rzecz, która ich różni, ona się jej nie boi, można by powiedzieć, że widok krwi… nie wiem czy to dobre określenie, pewnie złe, ale nie umiejąc niczego innego znaleźć użyje tego słowa, widok krwi ją podnieca, poziom adrenaliny rośnie, by osiągnąć maksimum. - Prze… przepraszam… ja nie chciałam, żebyś czuł się urażony – wydukała smutna, biorąc na poważnie jego słowa. A gdy wyprostował się z uśmiechem odwróciła się tyłem obrażona na cały świat (troszkę pomieszałam sytuację, ale cooo tam xD). Było spokojnie, może była obrażona, ale była szczęśliwe, ale pytanie, które zadał jej chłopak było dla niej najgorszym z możliwych scenariuszy. Wolałaby, żeby zapomniał o tym. Nie dość, że to sytuacja była dla niej upokarzająca, to dodatkowo przerażała ją ta myśl. Chciała jak najszybciej zapomnieć, ale on drążył ten temat, chciał dojść do prawdy, która ją bolała. Wykonała więc swój ruch i tutaj wytłumaczenie, a raczej przypomnienie. Lillyanne Sangrienta jest nieśmiała, jednakże jest dobrą aktorką i daje radę zagrać większość ról. Także zrobiła to chcąc jakoś wymigać się od odpowiedzi. Gdyby miała to zrobić normalnie nie dałaby rady. Dziewczyna poczekała, aż chłopak ułoży się wygodnie i wlepi w nią swój wzrok. Kiedy chłopak się podniósł i zatrzymał przed jej twarzą, na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które okazywały jak bardzo dziewczyna jest zakłopotana. Gdy wypowiedział te słowa, w jej oczach pojawiły się łzy. Na jego nieszczęście odsunęła się i usiadła na ziemi spuszczając wzrok. - Skoro mnie kochasz… to proszę… zapomnij o tym i nie wypytuj mnie o to… jak będę mogła… to Ci o tym powiem… ale… ale nie teraz błagam! – powiedziała powstrzymując łzy. Po tych słowach podniosła twarz wpatrując się w sufit. Zawsze tak postępowała, gdy chciało jej się płakać, wtedy grawitacja nie pozwalała wypłynąć jej łzą.
/No wreszcie udało mi się odpisać. A i co do gwiazdki! Nie wymyśliłam tego oczywiście, a bardzo chciałam tego użyć. To piosenka, z której skorzystałam. Polecam ją!/
Wiem, że potworne. Ale nie miałam innego pomysłu, a wiem, że to jej ulubione przysmaki, więc dlatego tylko to wpadło mi do głowy. Możemy przyjąć, że samą czekoladą jeśli ci to odpowiada. Ale też nie mam pomysłów. Oni byli sobie przeznaczeni od samego początku, dlatego Lilly czuła się przyzwyczajona do tego, że on mówi jej o tym co do niej czuje. Po prostu podpowiadała jej podświadomość, że właśnie tak ma być. A ta miłość nigdy nie umrze ani nie zginie. Ze strony Kaoru na pewno nie. Kocha ją od 9-10 roku życia, a to szmat czasu. Jeśli przetrwało siedem lat podczas których nawet jej nie widział, jeśli przetrwało mimo, że nie wierzył, że jeszcze ją spotka, jeśli przetrwało mimo wszystko, i przez cały ten okres tylko rosło zamiast maleć...jeśli przetrwało wszystkie przeciwności...to przetrwa zawsze. I na zawsze. Do końca życia. Nie umrze. Nigdy. Mimo, że chciał zabić ją w sobie przez te lata zauroczając się często w kimś innym, nie mógł i podświadomie nie chciał. Mimo że cierpiał, był masochistą i nigdy o niej nie zapomniał, choc miał pewność, że nigdy jej nie zobaczy. Taka nieszczęśliwa miłość aż po grób. A tu proszę...Jest z nią, a ona z nim. Tak już czuł. Bywał samolubem i czasem przejmował się wyłącznie sobą, potrafił być asertywnym egoistą. Ale jak już jej powiedział, przy niej nie mógł myśleć o niczym ani o nikim innym. Jak już kiedyś wspomniałam, przysłaniała mu cały świat. Gdy usłyszał jak na niego krzyczy spuścił lekko głowę i miną pieska, który coś nabroił i teraz chce przebłagać swojego pana by mu wybaczył, zerkal na nią kątem oka i słuchał jej słów. Gdy się do niego uśmiechnęła ożywił się trochę. -Wiesz...niby mówi się, że ludzie to z natury egoiści to wcale tak nie jest...Niby potrafimy mysleć tylko o sobie, a jak przychodzi co do czego to stajemy się nieasertywni, przez co czasem mamy problemy z kimś kto wejdzie nam na głowę. To jest czasami denerwujące, ale nie potrafię inaczej. Dobro innych jest dla mnie lepsze niż moje własne. - uśmiechnął się lekko. Tak już miał, że czasem troszczył się o innych bardziej niż o siebie. Ale znał umiar, wiedział kiedy zaczął dbać o własną skórę. Na jej słowa o ich podobieństwie uśmiechnął się jeszcze szerzej. - A to akurat jest proste i wytłumaczalne. Dorastaliśmy razem, przejęliśmy więc od siebie pewne przyzwyczajenia i cechy. Nawet lalkami się z tobą bawiłem, wyobraź to sobie! - poinformował ją rozbawiony. Całe szczęście, że ta zabawa lalkami mu do dziś nie została, bo to by był koszmar. No, ale dobra. Przejdźmy do rzeczy. Słuchał tego co mówiła dalej z wypiekami na twarzy i bardzo uważnie...Z każdym słowem uśmiechał się coraz bardziej rozczulony. Mówiła tak pięknie...Usiedli przed kominkiem rozkoszując się ciepłem i sobą nawzajem. Gdy przestała mówić pochylił się ku niej z uśmiechem. -Ale pięknie powiedziane...powinnaś zostać poetką. - no bo tak właśnie myślał! A co do krwi...fakt, trochę się z tym różnili. Chłopak miał hemofobię, bał się jej. Chociaż nigdy w życiu by się nikomu do tego nie przyznał. No i nastąpił ten moment, gdy to udawał, że się obraził. Oczywiście tak nie było, w życiu nie mógłby się na nią o nic pogniewać, prędzej by sie chyba zabił. Nie chciał też by pomyślała, że naprawdę go tym zasmuciła, więc prawie od razu podniósł wzrok z usmiechem. ale to ona się wtedy na niego obraziła. I odwróciła się od niego. -Lills...nie obrażaj się. Wcale mnie nie uraziłaś, żartowałem tylko. No Lilly...shinju... Wtedy to zadał jej to pytanie. Nie chciał jej do niczego zmuszać, po prostu martwił się o nią. Nie chciał nalegać czy coś. Nie miał na myśli wprowadzania ją w zakłopotanie czy zdenerwowanie. I Ty mi tutaj nie mydl oczy aktorstwem. Zrobiła to gdyż chciała to zrobić bo taaaak go kocha, że nie mogła się powstrzymać. Wydało się xD A nawet jeśli nie, to ja jestem uparta i będę się upierać przy swoim zdaniu, muahaha. Chłopakowi to się niezwykle podobało, bo od dołu miał dobry widok na całą jej śliczną twarz. A podniósł się po to by mieć jeszcze lepszy. Widząc jej zakłopotanie tylko się lekko uśmiechnął i poprawił kosmyk jej włosów, który opadł jej na oczy. Naprawdę nie spodziewał się, że jego obietnica i to, że zawsze może na nią liczyć wywoła w niej takie emocje. Powiedział to po to, żeby wiedziała, że nie musi mu mówić, bo on ją zrozumie i zawsze przy niej będzie, więc jeśli będzie chciała to może mu powiedzieć, ale teraz absolutnie tego od niej nie wymaga. Ale najwyraźniej go nie zrozumiała, gdyż zasmuciła się i powstrzymując łzy odwróciła głowę. Objął ją lekko i spojrzał na jej odwróconą twarz. - Dobrze..spokojnie. Nie musisz mówić, serio, nie mam zamiaru cię o to wypytywać. Może zmienimy temat, co? Nie płacz, naprawdę... - mówił spokojnie chcąc ją uspokoić by się tym już nie przejmowała.
// tak wiem że beznadziejnie :( Nie mam dziś jakoś weny a chciałam Ci odpisać. A ta piosenka jest śliczna :3
Wiesz jakich słów nie chce słyszeć, wiesz jakie spojrzenie mnie rani, wiesz co wyniszcza moją duszę. Dobrze wiesz jak najłatwiej mnie zabić. Powinieneś być moim wrogiem, a jesteś mym kochankiem… ponieważ wiesz o mnie wszystko jesteś niebezpieczny, ale nawet jakbym chciała, nawet jeżeli miałabym jakiekolwiek środki, nie mogłabym cię zabić… Nie potrafiłabym zniszczyć uczucia, które unosi mnie do nieba przy każdym spotkaniu. Widzę cię… Stoisz przede mną, a w oczach masz łzy… Nie wiem dlaczego płaczesz, ale to uczucie smutku również mnie ogarnia. Wszystko co ci mówiłam odbijało się w mojej głowie ponownie. - Kaoru… Kaoru… Nakanaide onii-san - Nie mogę patrzeć jak płaczesz, więc nie rób tego. – Sumimasen watashi wa anata toshi oni tasai suru koto wa dekimasen. – Przepraszam że nie mogę z tobą zostać –Watashi wa anata wo ai shite. – Kocham Cię… - Anata o honto ni ai shite imas, onii-san. – tak bardzo cię kocham braciszku – Watashi wa anata wo koishiko o moro daro. –Będę za tobą tęsknić – tsukashi watashi yo yaksoku… - Ale obiecaj mi – Anata wa sore ga tsuzukuro nani nagaku watashi wo matte imase yo anata wa matte iru yo! –Będziesz na mnie czekał, nieważne ile czasu to potrwa, będziesz czekał!
Kolejne wspomnienie nawiedziło jej umysł. Było dobre, wiedziała, że temu wspomnieniu musi być wierna. Lillyanne wpatrywała się w chłopaka ze łzami w oczach, jednakże to były łzy szczęścia. - Baka – wydukała spoglądając na niego. Jej oczy zaczęły błyszczeć. – Płaczę ze szczęścia… Nie wiem jak ktoś taki jak ja mógł spotkać kogoś tak niesamowitego jak ty… - wydukała przymykając powieki. Kiedy je otworzyła po łzach nie było ani śladu, dziewczyna chwyciła rękę chłopaka i ścisnęła ją. Odwróciła się do niego tyłem siadając mu pomiędzy nogami i wtulając się w jego tors. Nie chce być sama, po prostu już nie chce być sama! Krzyczała sama do siebie w myślach. - Ten ogień jest taki przyjemny, Ne? Kaoru… - nie puszczała jego dłoni, chciała go trzymać cały czas. – obiecaj mi… że nie ważne co się stanie będziesz ze mną, że nie zostawisz mnie samej. – nie spojrzała nawet na niego i mocniej zacisnęła jego rękę. – Słyszałam o wyprawie do Zakazanego Lasu… zgaduję, że pewnie się tam wybierasz… - powiedziała niezadowolona. Nie podobał się ten pomysł, który wymyślili uczniowie. Wiedziała, że to niebezpieczne, dlatego sama się tam nie wybierała, chociaż miała też inne powody, ale nieważne.
Rozpływam się, rozpływam się, rozpływam...Aaaaaa, ratunku mdleję! Nie no, żartuję. Ale ten początek twojego posta...Ja chcę tak ładnie pisać! Muszę się nauczyć, bo inaczej nie przeżyję. No i po drugie...muszę umieć japoński, zdecydowanie. Mam trzy przyjaciółki, które go umieją, a ja nie. Karygodne. Jak zdobędę pieniądze skądś to idę do księgarni i kupię sobie jakiś słownik, rozmówki czy coś innego. Wpatrując się w Lilly naszło go kolejne wspomnienie. Wcześniej, zanim wróciła, nachodziły go często, głównie we śnie. Teraz gdy była blisko praktycznie nic innego nie pojawiało się w jego głowie.
Dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka w wieku około dziewięciu lat bawili się w ogrodzie lepiąc bałwana. Śmiechom nie było końca. A co się działo w domu? Trwały gorączkowe rozmowy między rodzicami małej Japonki. Rozmowy, które wkrótce miały zniszczyć świat, wspólny świat dwójki najlepszych przyjaciół na całym świecie. Miały wkraść do ich serce mrok i smutek. Który już nigdy miał nie zniknąć i spowodować fatalny w skutkach wypadek. Została podjęta decyzja. Matka wyszła na werandę i przez chwilę patrząc smutnym wzrokiem na dzieci stała zamyślona. PO minucie zawołała: -Dzieci! Chodźcie tutaj! Musimy wam coś powiedzieć! (...) Kaoru objął swoją płaczącą siostrzyczkę i wydukał patrząc kątem oka na głowę rodziny. -A-ale jak to? W-wyjeżdżacie? Dokąd, po co,na ile? - W jego głosie słychać było rozpacz. Rozumiał to co się niedługo stanie, ale nie dochodziło to do niego. Nie mógł sobie z tym poradzić. Może to żart? Proszę, niech to będzie żart...-Do Londynu w Anglii. Znalazłem tam intratną pracę. Wyjeżdżamy za tydzień, wszystko już załatwione. Nie wrócimy do Japonii. - odparł poważnie pan Sangrienta zupełnie nieporuszony tym co działo się w umysłach dzieci, papużek nierozłączek, które ktoś jednak ma zamiar rozdzielić. A co się działo? Nic. Kompletna pustka, koniec. (...) Dwójka dzieci stojąca na środku ulicy, ściśle się do siebie przytulająca, jakby sklejona. Żadne z nich nie chciało zwolnić uścisku. Wyglądali jakby już zawsze mieli tak razem stać. Dziewczynka płakała w jego ramię, on stał, ale nie płakał. Trząsł się i czuł jak wewnętrznie wszystko się w nim wali, powstrzymywał łzy, ale nie dał im ujścia. Nie chciał się rozklejać w tym momencie, wiedział, że tylko im obu by zaszkodził. Jego już nie było. Czuł jakby miał zaraz umrzeć. I chciał umrzeć. Nie przezyje ani jednego dnia bez swoje przyjaciółki. Będą do siebie pisać, może ją kiedyś odwiedzi, ale...to już nie będzie to samo. Nie będzie mógł do niej pójść, pogadać, pośmiać się, nie wejdą więcej razem na drzewo, nie zjedzą wspólnie czekolady...Wszystko się zmieni. Wśród płaczu odzywała się do niego rozpaczliwie. Wiedziała co on czuje. Nie płakał, mimo to wiedziała, że się od tego jedynie powstrzymuje, zawsze wiedziała. O tym co się w nim dzieje, o tym o czym myśli, czego chce. Rozumieli się tak dobrze...Więc dlaczego nie mogą zostać razem? Dlaczego? Przełykając ślinę przytulił ją mocniej -T-też cię kocham siostrzyczko...będę czekał. Do końca życia. Nie zapomnę o tobie, choćby nie wiem co. Nie zapomnę. A ty nie zapomnij o mnie. Pisz jak najczęściej się da. - po tych slowach już nie mógł powstrzymać jednej, samotnej łzy, która spłynęła po jego policzku. -Lilly! Chodź, musimy iść! - zawołała z samochodu mama dziewczynki stale obserwująca ich pożegnanie. Nie chciała ich pośpieszać, serce krajało się na ten widok. Ale nie mogli inaczej, musieli pojechać. Dziewczynka oderwała się od chłopca. Policzki miała całe czerwone i spuchnięte od łez. Trzymała go cały czas za rękę uśmiechając się smutno. Pociągnęła go za sobą aż do chwili gdy wsiadła do samochodu. Przyłożyła otwartą dłoń do szyby auta, a on polożył swoją w tym samym miejscu z drugiej strony. - Dewa matta Lilly...- szepnął cicho wpatrując się w zaszklone, szmaragdowe oczy dziewczynki. Silnik zaczął pracować, chłopiec odsunął rękę, samochód ruszył. Dziewczynka otworzyła szybę i wyjrzała zza niej i zaczęła usilnie machać. Chłopiec odmachiwał zawzięcie coraz bardziej czując bol rozdzierający jego serce na strzępy. Wpatrywał się w auto dopóki nie zniknęło za horyzontem. Krokodyle łzy w końcu znalazły swoje ujście płynąc po jego twarzy. A on machał, cały czas niestrudzenie machał, mimo że samochód już dawno zniknął z pola widzenia. Wciąż nie wierzył, że już jej nie ma. Jak on dalej będzie żył skoro jego egzystencja opierała się tylko na ciągłym towarzystwie jego imoto-chan? Jak on teraz będzie się bawił i uśmiechał? Nie wiedział ile tak stał na środku ulicy gapiąc się w jeden punkt...ten, w któeym zniknęło całe jego życie...- Zawsze będę czekał...- wydukał jeszcze cicho i poszedł do swojego domu by usiąść w pokoju i płakać.
To wspomnienie, które go nawiedziło było smutne. Tak bardzo smutne, że w jego oczach także pojawiły się łzy. Wciąż pamiętał to jak się wtedy czuł i to, że niedługo potem zrozumiał coś bardzo ważnego, co zmieniło jego życie. Czekał. Przez te wszystkie lata. Jak widać opłaciło się. Spojrzał na dziewczynę. Ona także miała łzy w oczach. Uśmiechnął się lekko słysząc słowo "baka". W jej ustach nie brzmiało ono jak przezwisko czy obraza. Nie wiedział jak to określić ale podobał mu się wydźwięk tego słowa. Jej kolejna wypowiedź sprawiła, że wylądował pod sufitem unosząc się na chmurce szczęścia. - Iie...To ty jesteś niesamowita. - odparł cicho. Nigdy nie uważał się bowiem za bóg wie kogo. Uśmiechnął się jeszcze szerzej gdy złapała go za rękę i ponownie się w niego wtuliła. Objął ją wolnym ramieniem i przymknął na chwilę oczy. Było mu tak dobrze...
Nie chcę być sam...Nie teraz gdy wróciłaś...
Jego myśl dziwnie pokryła się z jej myślą. Nie wiedział o tym, a mimo to tak się stało. Spytała go o ogień. Przez chwilę nawet zapomniał, że przy nim siedzą. Bylo mu dostatecznie ciepło i bez niego. -Tak...-wyszeptał cicho zamyślony wpatrując się w ich splecione dłonie. Chciał ją trzymać cały czas, chociaż nadal nie dowierzał, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wciąż uważał to wszystko za sen, za piękny i wspaniały sen. Ale jeśli to naprawdę tylko on to...proszę, niech się nie kończy! Poczuł jej mocniejszy uścisk i usłyszał jej prośbę. - Nie zostawię cię. Nie mogłbym Niezależnie od wszystkiego ty ciągle jesteś i bylaś na pierwszym miejscu w moim sercu.... Będę przy tobie zawsze i wszędzie, kiedy tylko będziesz chciała. Zutto... - wyszeptał jej do ucha po czym dodał lekko żartobliwie. - i że cię nie opuszczę aż do śmierci...- słyszał te słowa wiele razy w mugolskich komediach romantycznych. Niezwykle oddawały to co czuł względem niej. Nigdy jej już nie opuści. Zamyślił się lekko...Tak, słyszał o tej wyprawie. Gdy ktoś o niej mówił ogarniało go niezwykłe podekscytowanie. Nie mógł się doczekać. - Faktycznie, chyba tam pójdę. Zakazany Las zawsze był dla mnie zagadką, te wszystkie tajemnicze rośliny i zwierzęta...Może być niebezpiecznie, ale i fajnie zarazem. Tajemniczość tego miejsca jest fascynująca, chciałbym odkryć co ono w sobie kryje...- wyjaśniał cicho słysząc, że nie jest z tego zbyt zadowolona. Ale był pewien, że to może być coś niezwykłego, czego nie zapomni do końca życia. Ale nie chciał na razie o tym myśleć. Ważniejsza była teraz dla niego Lilly. Cały czas patrzył w zamyśleniu na ich splecione dłonie. - Nie mogę w to uwierzyć...-wydukał cicho, nie wiedząc czy mówi do siebie, do niej, do nich obojgu czy tak naprawdę do nikogo.
Szczerze, ja również nie znam japońskiego na tyle dobrze, żeby posługiwać się nim. Znam jedynie pojedyncze słowa, których czasami używam. To co widziałaś to był piękny tłumacz i pisanie ze słuchu, bo nigdzie nie umiałam znaleźć wymowy. Tak piękne i smutne wspomnienia dwojga ludzi, ludzi, których opuścił Bóg… bynajmniej mogli tak myśleć. Był to jedynie okres próby, na którą ich wystawił. Może powinni być wdzięczni, że dzięki temu rozstaniu ich uczucie stało się stukrotnie mocniejsze i połączyło ich prawie od razu dając upragnione zwycięstwo obu stron. Kiedy skończyły im się wspomnienia i zaczęła rozmowa, powiedziała, że jest niesamowity, a ten zaprzeczył. Położyła delikatnie rękę na jego policzku, odsunęła i delikatnie go uderzyła. Chociaż to nie można było nazwać uderzeniem. Taki… klaps. Chciała tylko uzmysłowić mu o co jej chodzi. - Nie kłóć się ze mną, ja mam rację, której nie możesz podważyć! – powiedziała wesoło. Wiedziała, że niebyła idealna, tak jak on ją widział. A on, kochał ją mimo wszystko ponad życie. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech kiedy powiedział o tym, że nie zostawi jej. Kiedy wypowiedział tekst z przysięgi małżeńskiej zaśmiała się, ale po chwili posmutniała zaczynając temat z zakazanym lasem.
Więc jednak idziesz…
Spojrzała na niego niepewnie i ponownie wlepiła swój wzrok w ogień. - Wiesz też myślałam, żeby pójść, ten dreszczyk emocji… - wydukała. Czekała na jego reakcję. Chciała zobaczyć, czy by martwił się o nią. No cóż chociaż nigdy by tam nie poszła mogła troszkę pozmyślać. Westchnęła po jego odpowiedzi. - Kaoru martwię się o ciebie i boje się… Przecież w tym lesie, może stać ci się krzywda… Wiem, że jestem niekiedy pesymistką, ale jak nie uda ci się już z niego wyjść?! Wtedy złamiesz daną mi obietnicę! – powiedziała zła na samą siebie. Skończyli temat po jego odpowiedzi. Zamknęła oczy wtulając się do niego mocniej. W jej głowie odbiły się słowa.
Nie potrafisz w to uwierzyć? Muszę Ci więc pomóc.
Niepewnie odwróciła się do niego i z delikatnym uśmiechem zaczęła mówić. - Ja… - zamilkła. Niepewna była tego co chce powiedzieć. Jednak musiała to zrobić. Chciała to zrobić. – Kocham Cię Kaoru… Nieważne co się stanie… - położyła delikatnie dłoń na jego policzku i posłała mu ten zabójczy uśmiech. – zawsze będę cię kochać… - przybliżyła się i zatrzymała milimetr przed jego twarzą. Nie… jest zbyt nieśmiała by przytrzymać pocałunek, a wie, że tym go tylko zdenerwuje. Nie dając więc mu żadnej pieszczoty zaczęła się powolutku odsuwać.