Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
- Wszystko się da, oczywiście! - powiedziała - Wystarczy mój podpis... Uśmiechnęła się szeroko. Cóż, w sumie tyle to może zrobić dla tego chłopaka, prawda? Nie żeby jakoś uspokajała swoją duszę... no dobrze, może trochę, może chce naprawić to, ze była w czasie szkoły tą okropną dziewczyną z kliki, która śmieje się z takich jak Bona... jak Kevin. - Wiesz, możesz trochę tu posiedzieć, żeby były pozory. I cię puszczę... a jak będziesz mi potrzebny, to poślę ci sowę i wyświadczysz mi małą przysługę, możemy się tak umówić? I ponownie uśmiechnęła się słodko, jakby nie rozmawiała z uczniem podczas jego szlabanu, a siostrzeńcem w czasie imprezy imieninowej babci. - A powiedz mi... wkurzony był Bonawentura... znaczy psor od roślinek, hm? - zapytała zaciekawiona.
- Naprawdę? - zapytał zdziwiony. Zazwyczaj nauczyciele trzymali go na szlabanach, jak na dłużej się dało, jakby to miało go nagle zmienić w potulną osobę, która nie rozrabiała. Jakby mógł zmienić się w zupełne przeciwieństwo siebie. Jaka niedorzeczność! Niezbyt w smak było mu siedzieć tak długo tutaj, z drugiej jednak strony zaobserwował, że nie umarł jeszcze, że mógł siedzieć w miarę spokojnie w bibliotece. Pomińmy stopy, które cały czas wydeptywały nieznany nikomu rytm. Wystarczyło zająć go czymś skutecznie i mógł wytrzymać! Aż dziwne. - Dobrze, psze pani - odpowiedział uprzejmie. I kiwnął przy tym głową. - Był bardzo wkurzony. Zwyzywał mnie od idiotów i w ogóle.
- Jak tak śmiał cię wyzwać! – powiedziała oburzona. Cóż, było to nieco przerysowane, a w duszy Mormija się śmiała z faktu, ze Bonawentura aż tak się wściekł. Właśnie go sobie wyobrażała… - Nikt nie zasługuje na to by go tak wyzywać od idiotów, przecież to tylko mała, roślinka, nie zniszczyłeś przecież całej szklarni – Mormija ewidentnie chciała przekonać chłopaka, ze bierze jego stronę. - Musze z nim koniecznie o tym porozmawiać! – rzuciła pewna siebie. Cóż za wspaniałe przedstawienie, Mormijo! - Ach, dobrze więc, nie męczę cię dziecko, dojedz ciastka i zmykaj… a ja poślę ci sowę z małym zadaniem… i nie martw się, nikt się nie dowie, ze odpuściłam ci szlaban!
- No, widzi pani! To, że czasem narozrabiam nie znaczy, ze jestem idiotą, prawda? - zapytał, uśmiechając się przy tym ujmująco. On naprawdę nie rozumiał, jak można za byle drobnostkę tak wyzywać ludzi. Nie, żeby sam tego nie robił, ale to w emocjach. I nie rozumiał, że z Bonawenturą właściwie było podobnie. - Dziękuję, psze pani, jest pani taka miła! - wykrzyknął. A potem dopił pospiesznie herbatę, zjadł babeczkę, o mało co się nie udławił, odstawił kubek na ziemię. - Do widzenia - pożegnał się. A potem wybiegł szybciutko z biblioteki, ucieszony z faktu, że mógł sobie iść. I nie będzie miał więcej szlabanów!
Ostatnie dni przed balem, ostatnie dni przed wakacjami i Mormija czuła jakiś dziwny spokój na duszy. Wreszcie odpocznie, zrelaksuje się, zregeneruje siły przed nowym, pracowitym i męczącym rokiem szkolnym.Może przestanie tak zrzędzić i będzie znowu miła? Albo przynajmniej cichsza, bo coś ostatnio zbyt pyskata się zrobiła dla wszystkich. Zasiadła za swoim biurkiem, chwyciła jedną z książek i zanurzyła się w lekturze...
Kevin, czytając list, nie pomyślał wcale, że jego treść brzmiała cokolwiek... dziwnie. On pomyślał, że musi spełnić prośbę Mormiji, bo musi odwdzięczyć się jej za to, że darowała mu szlaban. Poza tym tak klarownie wytłumaczyła mu, co ma zrobić i dlaczego, że po prostu nie mógł tego nie wykonać. Pobiegł więc szybko do skrzatów i próbował wyłudzić od nich tę butelkę mleka. Nie było łatwo, bo rzadko kiedy skrzaty chciały się go słuchać, ale w końcu podołał zadaniu i tak oto stał się czasowo posiadaczem butelki mleka! Po tym udał się do biblioteki, już wolniej, żeby nie stłuc butelki. Przed wejściem wysuszył różdżką buty, żeby nie zabłocić podłogi, jak ostatnim razem. - Dzień dobry! - przywitał się wesoło zaraz po wejściu do środka. I głośno. I poszedł do biurka, przy którym znalazł panią Cajger. - Mam! - pochwalił się, uradowany, że nie sknocił tym razem.
Gdy zobaczyła Kevina, uśmiechnęła się serdecznie i przywitała go dosyć pogodnym "dzień dobry". Odebrała od niego butelkę i skłoniła lekko głowę w ramach podzięki. - Mam nadzieję, ze nie miałeś problemów? - zapytała i zaczęła iść w stronę zaplecza. Kiwnęła ręką by chłopak za nią poszedł. Tak, w niewielkie kanciapie, Mormija miała mnóstwo ciastek i babeczek, pochowanych w słoikach i pudełeczka, a także rozłożone na talerzykach. Widać lubiła słodycze. - Częstuj się! - powiedziała wskazując na wypieki, i lejąc sobie przy tym mleko do filiżanki w rybki.
- Były niewielkie, skrzaty nie chciały mnie posłuchać, ale to nic, ważne, że mi się udało - odparł podekscytowany. No bo naprawdę często zdarzało się, że przez swoje roztrzepanie czy niekończące się pokłady energii niszczył wszystko wokół. A to wybuchł kociołek, a to stłukł coś, a to rzucił jakieś zaklęcie, które wywoływało nieprzyjemne skutki uboczne! I nie chciał tego specjalnie. No, może czasami, zależy od sytuacji. Poszedł za Mormiją i nie mógł się nadziwić temu, co tam zastał. Ciasteczka, ciasta, babeczki, muffinki, o matko, jak on je uwielbiał! Uwielbiał jeść, nie tylko słodycze, ale pamiętając ciasta Mormiji aż ślinka mu pociekła. Szkoda, że jego własna matka tak rzadko piekła! Kevin poczęstował się ciastkiem i pomyślał, że to było naprawdę dobre. Spojrzał mimowolnie na filiżankę Mormiji i nie mógł się powstrzymać przed pytaniem. - Lubi pani ryby? Znaczy jeść ryby - poprawił się.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem i upija nieco mleka. - Lubię. - odparła - Lubię też bulion rybny... a co, fanem tych sworzeń jesteś, hm? Wskazała na krzesło obok stoliczka i zaproponowała Kevinowi by usiadł, Sama oparł się o ścianę i sączyła mleko z filiżanki. Ach, Kevin naprawdę jej przypominał tych wszystkich chłopców, których, no... nieco gnębiła w szkole. To było przerażające jak się spojrzało na to z perspektywy dorosłego człowieka... wstyd ogarniał Mormiję za każdym razem gdy o tym pomyślała.
- Tak - powiedział pospiesznie - znaczy... mój tato jest rybakiem i ja też umiem łowić ryby i lubię, i to mnie uspokaja i w ogóle, jak pani będzie chciała rybę świeżą, to ja pani złowię - zaoferował się chłopak. A czemu by nie? W końcu to było coś, co umiał najlepiej, więc trzeba się chwalić. - A kiedyś założę restaurację z różnymi rodzajami ryb i będzie najlepsza, mówię pani! - pochwalił się swoim marzeniem. Usiadł sobie koło stoliczka na krzesełku i wziął kolejne ciastko. I czekał, co powie pani Mormija. Chyba nie zniechęci się jego paplaniną, nie?
- Och, to aj bardzo chętnie skorzystam! - powiedziała ze szczerym uśmiechem. Kevin był uroczy. I taki bardzo chłopięcy i wręcz proszący się o opiekę. Mormija się zastanawiała, czy jej Roch też taki będzie, niewinny, z pasją, zainteresowaniami, chęcią do życia i energią. - Ważne żeby mieć pasję w życiu! - powiedziała. Tak, Mormija by chciała mieć pasję. A tak siedzi w bibliotece i wypisuję kartoteki uczniów. Nie żeby jej to nie odpowiadało do końca. Tyle, że co to za kariera? Lecz Mormija jest sama sobie winna, sama tego chciała. To była tylko i wyłącznie jej decyzja.
- Do usług! - zakomenderował, a potem zasalutował. I roześmiał się. A śmiech miał dźwięczny, taki, co zarażał innych i innych prowokował do śmiechu. Nie wiem, czy Roch taki będzie, ale mógłby być, gdyby tylko się spotkał z Kevinem, może Fleetwood zarazi go swoim radosnym usposobieniem, kto wie! - Noooooo, tak, żeby nie te ryby to bym nie wiedział, co bym robił w życiu. Bo ani ja naukowiec, ani zdolny czarodziej, na sportowca też mnie nie chcą. A rybami to umiem się zająć jak mało kto! Może zbytnio się przechwalał, jednak nie było w jego zamierzeniu robić z siebie jakiegoś geniusza, on tylko mówił, jak to z nim było. Bo wiedział, że będzie się zajmował rybami. A magia mu mogła tylko w tym pomóc!
Mormija także się zaśmiała. Miała wrażenie jakby Kevin cały czas taki był i nigdy nie miał złego dnia, chociaż dobrze wiedziała, że to czasem może zmylić. - Ach, ze mnie też wielka czarownica... ani wielka bibliotekarka... - mruknęła i dolała sobie mleka - Jakoś żyję z dnia na dzień, a za późno by sobie wybierać nową pasję życiową. No może jakbym była mądrzejsza to bym się zajęła na poważnie wróżbiarstwem a tak... a tak to siedzę między książkami! Nagle jakby coś ją olśniło. Powiedziała Kevinowi by poczekał i na kilka chwil zniknęła z zaplecza. Gdy wróciła w ręku trzymała spory album. - Proszę - położyła książkę przed chłopakiem - Najlepszy album o rybach , które są w jeziorze przy Hogwarcie!
Zazwyczaj taki był, bywało czasami, że miał jakiś gorszy dzień, ale wtedy to przeważnie śmiał się trochę mniej i niszczył więcej rzeczy, niż zwykle. Ot, taka mało zauważalna zmiana. I wtedy zazwyczaj łowił ryby, żeby polepszyć sobie humor. - No ale chyba pani lubi to, skoro tu pani siedzi, bo ja bym tak nie mógł! No już zaczęło go powoli nosić, dreptał sobie stopami w miejscu. Kevin aż się wzruszył, gdy zobaczył album. Nie, żeby lubił przeglądać albumy, ale to było o rybach. RYBACH. Więc było warto się przemóc, bo to były RYBY. A on uwielbiał ryby. - Dziękuję - odparł, a potem uśmiechnął się szeroko.
Hiacka wesoło przemierzała korytarze Hogwartu. Właściwie, jak nigdy, miała jakiś cel. Musiała, po prostu musiała!, iść do biblioteki i wypożyczyć książkę o piratach! Albo o wilkołakach! Albo o tym i o tym. W każdym razie – o czymś ciekawym. Wpadła do biblioteki, trzaskając przy tym drzwiami – przypuszczam że udałoby się jej to nawet jakby było obrotowe. To się nazywa talent! Parę osób obdarzyło ją karcącym spojrzeniem, ale dziewczyna kompletnie się tym nie przejęła – przyzwyczaiła się już do tego, a poza tym to w ogóle jej nie obchodziły takie rzeczy. Stanęła przy biurku bibliotekarki, tylko po to by zauważyć że jest puste. Postała pzy nim chwilę. Jednakże nie jest osobą szczególnie cierpliwą – przez cały czas przechodziła z nogi na nogę, a po paru minutach po prostu bezpardonowo skierował swe kroki do niewielkiej kanciapy pani Cajger. - Dzień dobry! – powiedziała z szerokim uśmiechem. Nie spodziewała się tego co zobaczyła. Co tu robi Kevin? Przecież on chyba nie lubi czytać? Nieważne; potem się nad tym zastanowi. A ciężko jej przychodziło równoczesne witanie kolegi i myślenia. Głuptasek. - Cześć, Keeevin! – pomachała mu energicznie dłonią – A co ty tuu robisz? – przekrzywiła głowę.
Aż podskoczyła, gdy usłyszała okrzyk dziewczyny. Prawie wylała całe swoje mleko z filiżanki, a to na pewno by Mormiję jeszcze bardziej rozwścieczyło. Jakby wizyta panny Timpton była niewystarczającym powodem do złości. - Może troszkę ciszej, co? - upomniała ją bibliotekarka - mimo wszystko te zaplecze dalej jest częścią biblioteki! Wyprostowała się i odłożyła filiżankę. Karcąco spojrzała na dziewczynę, a potem pytająco na Kevina. - Ach, tak. - mruknęła pod nosem, robiąc dosyć niezadowoloną minę. - W czym mogę panience służyć? Ostatnie czego jej było trzeba to kolejny niesforny uczeń, który zburzy jej idealnie spokojny dzień. Dzień, będący zapowiedzią letnich wakacji. Ale znając szczęście Mormiji znowu coś nie wyjdzie.
Kevin nie spodziewał się, że Hyacinth wpadnie do biblioteki akurat wtedy, gdy on sobie gawędził z panią Mormiją. Aż zadrżał mimowolnie, gdy Puchonka się tu pojawiła. Czuł się, jakby przyłapała go na czymś zakazanym. No w jego przypadku przebywanie w bibliotece nie było czymś normalnym, ale... - ODPRACOWUJĘ SZLABAN! - krzyknął. - Przepraszam, ze tak głośno, przepraszam - dodał. I przybrał anielski uśmiech, jakby to miało załagodzić sytuację. Musiał coś wymyślić, bo przecież, gdyby zaczął tłumaczyć, jak to było naprawdę, to Timpton zwyczajnie by mu nie uwierzyła. - Znaczy, yyyyyy, teraz chwilę odpoczywam.
- Przepraszam. – powiedziała; jednak w jej głosie nie można było usłyszeć nawet krzty pokory. – Znaczy ja przyszłam po książkę. Jakąś. – powiedziała w ramach wytłumaczenia. Jednak teraz nie bardzo się przejmowała książkami. Założyła sobie włosy za ucho i spojrzała nieufnie na Kevina. Czemu on się koleguje z bibliotekarką? Przecież ona jest po prostu straszna! Zawsze krzyczy jak tylko Hiacka pojawi się w jej bibliotece i generalnie chyba za nią nie przepada. A ten tu sobie siedzi i z nią gawędzi. Zdrajca! A może na tym polega jego szlaban? Na rozmowie z panią Cajger? Przecież chyba nie jest aż taka straszna? - Psze pani, a mogę mu pomóc? – zaoferowała się Hyacinth – I tak nie mam co robić! – wyglądała jakby naprawdę się napaliła na pomoc w bibliotece.
Spojrzała na Hyacithę takim wzrokiem jakby miała ochotę ją zasztyletować. Co? Ona ma jej pomagać? To prędzej skończy się jakąś katastrofą niżeli konkretną pracą. - A nie masz innych zajęć? - zapytała jakby z nadzieją, że dziewczynie nagle się przypomni, ze ma być na jakiejś ważnej, bardzo ważnej lekcji. - Nie wiem... nie wiem czy możesz tak pomóc Kevinowi, to jego szlaban! - zauważyła sprytnie Mormija i zrobiła przerysowaną minę, która miała oznaczać rozczarowanie. - No chyba, że zarobiłaś jakąś karę i koniecznie chcesz tutaj odrobić, no ale wiesz... praca tutaj może być naprawdę ciężka. - mruknęła smutno Mormija, jakby chcąc pokazać, że niby to żałuje, ze nie może przyjąć pod swe skrzydła Hiacki. - Ciasteczko? - zapytała wyciągając w stronę dziewczyny talerzyk z babeczką.
Pomóc? Najlepiej pomogłaby, gdyby poszła sobie, bo jakkolwiek Kevin lubił Hyacinthę i naprawdę doceniał to, że była tak dobrą kompanką do wielu rzeczy, to jednak... no wstydził się trochę, że został tu znaleziony, jakby robił coś zdrożnego, choć w sumie niczym podejrzanym to nie było. Chociaż, może, w sumie... zaczynał się zastanawiać, a to nie było dobre. Wstał z krzesła, na którym położył i zaczął chodzić po pomieszczeniu nerwowo. - No właśnie, to mój szlaban i muszę go sam odrobić, nie byłoby miło, jakby ktoś się dowiedział, że ktoś go za mnie wykonuje - powiedział nadzwyczaj rzeczowo. - Prawda? - dodał, patrząc wymownie na Mormiję, niech go poratuje, no!
Hiacynta chwyciła zachłannie ciasteczko oferowane jej przez bibliotekarkę. Wszystko było takie jakieś podejrzane – dziewczyna zawsze myślała że nauczyciele żyją żeby torturować uczniów. Czemu więc tak się wzbrania przed przyjęciem pod swoje skrzydła kogoś jeszcze do pomęczenia? Poza tym – chyba by szybciej poszło, jakby Kevin miał kogoś do pomocy! I właśnie – Kevin. On też jej tutaj nie chce. Czyżby już jej nie lubił?! Przecież nic mu nie zrobiła! W myślach zaczęła robić rachunek sumienia – jednak nie znalazła niczego, co by mogło spowodować takie u niego zachowanie. Jak to się stało, że jej kumpel, zazwyczaj nienawidzący przebywania w bibliotece, nagle sobie spokojnie siedział i gawędził z bibliotekarką?! A może oni mają romans?! Hiacka otworzyła szeroko oczy na samą myśl. Spojrzałą podejrzliwie na Kevina. - Ale ja chętnie pomogę. Naprawdę! Zawsze bardzo chętnie pomogę Kevinowi! – uśmiechnęła się, ukazujac wszystkie ząbki.
Cóż, chyba nie pozbędzie się jej tak szybko. Kobieta tylko westchnęła ciężko i zamknęła na moment oczy, licząc w myślach do dziecięciu. Dopiero wtedy się odezwała. - Dobrze, jak tak bardzo chcesz możesz pomóc w roznoszeniu upomnień po szkole. - rzuciła cicho. - Trzeba wypełnić odpowiednie karty i wysłać do tych co zalegają z książkami. No. Chyba, że wolisz sprzątać. Założyła ręce na piersiach i podejrzliwie spojrzała na dziewczynę, a potem na Kevina. Naprawdę nie chciała Kevinowi dawać roboty, ale nie może się wydać, ze odpuściła mu szlaban.
Podejrzane było to, jak Hyacinth na niego patrzyła. JAKBY WIEDZIAŁA. Jakby wiedziała, że polubił Mormiję, o co sam siebie jeszcze by niedawno nie podejrzewał. I najchętniej to zrobiłby wszystko, żeby tylko sobie poszła, bo czuł się bardzo skrępowany. I chodził nadal po pomieszczeniu, bo nie wiedział, co zrobić. I miał za dużo energii. Jak zwykle. Ale też poczuł, że jeszcze chwila i się zesika, tak miał przepełniony pęcherz. - Przepraszam - mruknął. I wybiegł z kanciapy, mknąc szybko do wyjścia z biblioteki.
Hiaca popatrzyła jak Kevin wychodzi. Tchórz! I do tego jeszcze zostawił ją sam na sam z tą straszną bibliotekarką! Hyacinth założyła niepewnie włosy za uszy I spojrzała jej w twarz. Miała najgenialniejszy plan pod słońcem – wmówi bibliotekarce że się zakochała w Kevinie I ta mu da spokój. Bo ta stara kaczka ewidentnie chce go zmolestować! Po co by inaczej zapraszałaby go na takie miłe herbatki, podczas odrabiania szlabanów? Nauczyciele nie są tacy, o nie! Szczególnie nie dla takich uczniów jak ona czy Fleetwood. - Psze pani… - zaczęła ostrożnie – Ale ja bym nie przeszkadzała, naprawdę! – zaklęła się, patrząc na kobietę błagalnym wzrokiem – Kevin… Ja muszę z nim spędzać mój czas, psze pani! Rozumie pani, prawda? – zapytała konspiracyjnie.
Zmrużyła oczy i podejrzliwie przypatrywała się dziewczynie. trzymała ją na dystans, uważnie słuchając tego co ma do powiedzenia. Przez moment się zastanawiała, co ma jej odpowiedzieć. - Chyba rozumiem. Chociaż nie wiedziała czy jej wierzyć . Chociaż Mormija nie była w czasach szkolnych jedną z tych, które zachowują się jak Hiacka, więc co ona może wiedzieć? - A czemu chcesz spędzać z nim swój czas? - powiedziała nieco zaciekawiona. Usiadła sobie wygodnie na krzesełku i ponownie sięgnęła po filiżankę, w którym miała nieco mleka. Wzięła łyk i czekała na odpowiedź dziewczyny.
Hyacinth pod spojrzeniem pani Cajger, skubała nerwowo włosy. Miała nadzieję, że jej starania nie idą na marne – że bibliotekarka naprawdę ma ochotę na jej kumpla i dzięki niej nic jej się nie uda! Jeśli by było inaczej, chyba by się zabiła. A potem do końca czasu straszyłaby Fleetwooda jako poltergeist, o. No bo co w końcu kurczę blade! Nie chcę żeby ludzie myśleli że jest zakochana. W kimkolwiek! Rozejrzała się podejrzliwie na boki. Jak już ma mówić takie rzeczy, lepiej żeby nikogo przy tym nie było! Jedna stara kaczka wystarczy w zupełności. - No, bo… - zaczęła niepewnie – Ja się w nim zakochałam, psze pani. – zwiesiła głowę – Ale rozumie mnie pani? Prawda? W końcu była bibliotekarką – w czasach szkolnych musiała być frajerką!