Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Andrzej nie bardzo wiedział, co się dzieje. Jego mózg działał na zupełnie innych zasadach niż reszty i miał problemy z nadążaniem za całą tą jakże pasjonującą i szybką akcją. Ugh, dlaczego nikt nie bierze pod uwagę, że on jest zacofany i upośledzony, hm? Przecież to widać na pierwszy rzut oka! Ale nieważne, nie użalajmy się teraz nad nim, nie warto. - Odezwał się gość, który porywa cudze dziewczyny z imprez i przypiera je do ściany, żeby móc je pocałować. PF. Ja w odróżnieniu od ciebie mam własną. – Chciał mu pokazać język. Bardzo chciał. Ale stwierdził, że ta sytuacja wymaga od niego dojrzałości i w ogóle choć znikomego ogarnięcia, a że trochę zdążył wypić… przyszło mu to lepiej niż zawsze. Miał też ochotę, żeby stąd wyjść, trzasnąć drzwiami i więcej się nie pokazać. Ale tego też nie zrobił. Zamiast tego uchwycił Ikuto jak poprosił go przyjaciel, choć nie uważał tego za godny do naśladowania czyn. Dwóch na jednego… trochę nie fair. Ale czego się nie robi dla Kakao, hm? W ogóle… gdyby nie Lilka, do niczego takiego by nie doszło. Doprawdy, szkoda gadać.
Biedna Lillyanne. Widocznie nie czuła się za dobrze przez nadmiar alkoholu i na dodatek chłopak chwile później zauważył, że na ziemi leży książka, którą prawdopodobnie dostała w swoją śliczną główkę. Powinna jak najszybciej wybrać się do pokoju i się przespać. O ile nie będzie potrzebowała specjalistycznej opieki w skrzydle szpitalnym, a Ikuto miał wrażenie, że pielęgniarka będzie niezbędna. Może się czymś zatruła? Widok łezek w jej oczkach był dla niego... Hm. Dość. Inny. Poczuł się po prostu jakoś inaczej. Jakby coś, co zazwyczaj powinno go obejść nagle mocniej ukuło. I to naprawdę dość mocno. Tak, jakby nożykiem ktoś zaczął ciąć jedną z komór na pół. Powoli, intensywnie, boleśnie. Jak więc można zignorować takie uczucie? Nie da się. Poczuł, że jego ciałem wstrząsa jakaś taka chęć agresji. Jak można w taki sposób zachowywać się wobec dziewczyny, która niczym nie zawiniła? Odwzajemniła pocałunek, to była prawda. Ale po pierwsze była pijana... A po drugie, to przecież pan Tsukiyomi. Nic nie da się poradzić na to, że jest doskonały w ów sztuce. Może troszkę wygląda na wyidealizowanego, ale skoro ma kompleksy pod kątem budowy swojego ciała, to raczej może mieć prawo do przesadnego zachwytu niektórymi swoimi cechami i zdolnościami. Właśnie miał zamiar się podnieść i nie zważając uwagi na ów debili z domu Helgi zabrać śliczną Japonkę do najbliższego, cichego miejsca, gdzie będzie mogła odetchnąć świeżym powietrzem – może to coś pomoże. Ale niestety. Nim zdążył zareagować Kaoru, czy jak to go dziewczynka nazwała, rzucił się na niego tak, jakby wstąpił w niego istny szatan. Znowu go uderzył. Znowu nie było to dla Ikuto niczym szczególnym. Ale... Powoli zaczyna się już irytować. Szczególnie, kiedy ten zaczął się zachowywać niczym prawdziwy, pozbawiony rozsądku bałwan na oczach ślicznej Gryffonki. Jak można kląć przy kobiecie? Trzeba nie posiadać w sobie ani odrobiny kultury i szacunku dla płci pięknej. Ale co on może poradzić na zło wszechświata? Niewiele. A ten oto człowieczek nie dał się wychować i naprowadzić na dobrą drogę. - Przykro mi, ale nie zdążyłem jej rozebrać. Dlatego nie mogłem zobaczyć, czy jest podpisana twoim imieniem... Zresztą, co ja się będę z tobą kłócił – Przerwał nie mając zamiaru polemizować z osobą o tak małym poziomie inteligencji. Zresztą poczuł, że drugi Puchonek go trzyma. Dosłownie chwilę później zauważył, że wykierowana jest w niego różdżka. Różdżka przygotowana do uderzenia go zaklęciem. Dzidziuś bawi się Avadami? Crucio? Nie. To tylko Petrificus Totalus. Faktem było to, że zaklęcie zadziałało bezbłędnie z jednym, małym szczegółem. Mianowicie takim, że pan 180 cm, wyćwiczony, ponieważ niegdyś spędził wiele czasu na siłowni chcąc mieć widoczne mięśnie – co tak z innej beczki w ogóle mu nie wyszło, ma więcej siły niż mogłoby się wydawać z początku. I najzwyczajniej w świecie słysząc początek charakterystycznej formułki... Przechylił się mocno do przodu ciągnąc na siebie Andrzeja i zakrywając się nim jak tarczą. Przykro mi... Ale to nie Krukon będzie leżał nie mogąc się ruszyć. Wyswobodził się z ciężaru unieruchomionego, nielubianego kolegi. Spojrzał na Kao. Hm. Prawie płacze. Ciota szczerze mówiąc, ale wypowiadając to na głos obraził by Lillyanne i jej gust. A tego by nie chciał zrobić. I tak jest już w kiepskim stanie słoneczko biedne. - Ano... Snufflifors – Rzucił krótko kierując zaklęcie bezpośrednio w plecy odwróconego do niego tyłem przeciwnika. Zaklęcie w plecy. To najgorsze, co można zrobić podczas pojedynku. Ale po pierwsze, czy to było sprawiedliwe układ dwa na jeden? W łóżku może i owszem, ale tutaj zdecydowanie nie. A po drugie – Nigdy nie odwracaj się tyłem do wroga. Hm. Ikuto nie uważał Kaoru za wroga. Nie był tego wart. Ale pewnie tamten miał takie postrzeganie, więc ów zdanie bardzo dobrze pasuje. - Neko- chan! - Krzyknął znacząco. Dosłownie po chwili do biblioteki wszedł mały kotek, który tylko zauważając myszkę wskoczył najpierw na brzuch leżącego na ziemi Andrzeja, a potem na małego, puchatego gryzonia łapiąc jego ogonek w łapki i bawiąc się – Tylko go nie zjedz – Upomniał chłopak jedyną istotę na ziemi, którą darzył czystą miłością, niezaprzeczalną i niczym nie zmąconą. - Pozwól milady, że zaprowadzę cię do pokoju. Nie chcę, żebyś musiała obserwować rękoczyny. Zresztą, źle się czujesz... - Wyszeptał bardzo cicho wiedząc, że może jej pękać głowa i nie chciał powiększać bólu biednej istotki. Zrobił kroczek w jej stronę i tak po prostu kucnął przy niej podnosząc ją z ziemi. Schował ją w swoich ramionach niczym księżniczkę. Zmusił ją, by jedną dłonią objęła jego szyję, żeby łatwiej mu było ją nieść i żeby jej nie zrzucił. Nim ruszył w stronę wyjścia zerknął jeszcze raz na swojego kota. - Mówiłem, że nie wolno. Puszczaj go... Odmieni się za kilka minut... - Skarcił rozumnego futrzaka, który wielce niezadowolony wypuścił swoją zdobycz i przekąskę po czym ruszył za wychodzącym panem. Priorytetem była opieka nad tą śliczną Lilly. Mniejsza o to, czy ma ochotę udusić dwóch puchonów za wywołanie jej łez... Zrobi to w najbliższym czasie.
Szczerze mówiąc, to nie chce być wredna, ani samolubna, lecz zachowanie Kaoru trochę mnie zdziwiło. Znając życie, Lilliś, która jest bardzo podobna do mnie również zareagowałaby tak samo. Ona nie rozumiała tych uczuć, wiedziała jedynie co to jest strach, ból i cierpienie. Tylko te trzy rzeczy znała nazbyt dobrze. Szczerze mówiąc, to wolałaby być pustą skorupką, która nosi maski, ponieważ nie czuje i nie rozróżnia uczuć, niż znać bardzo dobrze te trzy stany. A zapomniałam dopisać. Dochodzi do tego jeszcze samotność. Samotność, która pochłonęła czyste serduszko Gryffonki i otoczyła ją powłoką niepewności i tego nieuniknionego strachu. Jakby to powiedzieć, może to nie była wina tego, że miała za dużo alkoholu we krwi, bardziej wina była tego, że jej organizm nie był przyzwyczajony do tego płynu, który mieszał w głowie ludziom. Była mało na niego odporna, tak jak na choroby. Zbyt słaba. Chociaż ma słaby organizm, to mimo wszystko ma silne…. Nie… serca też nie ma silnego, jest słaba emocjonalnie. No to silne ma… eee oczy? Nieważne! Na pewno ma w sobie niewyobrażalną siłę, którą może do czegoś wykorzystać, ale no cóż na razie nie wiem do czego, będę musiała to przemyśleć. Brązowowłosa Gryffonka spoglądała zamglonym wzrokiem na chłopaka, który zaczął po chwili wstawać. Nie zdążył nic zrobić, ponieważ Kaoru rzucił się na niego rozwścieczony. Może i była pijana, ale co nieco mogła zrozumieć. Spoglądała na plecy Puchona zszokowana. Gdyby nie opierała się o regał zrobiłaby krok w tył, który miałby ją ochronić przed złem, które tliło się w tym pomieszczeniu, które zaczęło narastać w tą agresywną aurę, zaczęło ją to przerastać, przerażać. Ale nawet to, że była przestraszona i struchlała nie przeszkodziło jej w tym by usłyszeć słowa Krukona. „Przykro mi, ale nie zdążyłem jej rozebrać. Dlatego nie mogłem zobaczyć, czy jest podpisana twoim imieniem...” Do jasnej Cholery, a co ja… Rzecz? No normalnie gdyby Lilly miała siłę to przywaliłaby obojgu w łep i nakrzyczała na nich. Ta walka nie miała najmniejszego sensu, wiedziała to, ale mimo wszystko nie potrafiła nic zrobić. Kiedy się troszeczkę uspokoiła zauważyła, jak nieuczciwie chce rozegrać tą bitwę Kaoru. Spoglądała zszokowana raz na jednego, raz na drugiego Puchona, później na trzymanego chłopaka. Jej kolana trzęsły się, nie umiała opanować uczucia, które ją ogarnęło. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła siedziała na ziemi. Miękkie kolana nie potrafiły jej utrzymać. Podszedł do niej, a ona spojrzała na niego przestraszona. - Nie krzycz… - tylko to udało jej się wydukać. Była naprawdę przestraszona. Nie sądziła, że chłopak może mieć taką, jak dla niej, mroczną stronę. – Kowai – wyszeptała przestraszona, jednak on spokojnie zaczął rozmowę z nią. Ona spojrzała na chłopaka, któremu w oczach pojawiły się łzy. A za jego plecami do ataku szykował się do ataku jej porywacz. – Abu… - nie zdążyła go ostrzec. Nie zdążyła krzyknąć Abunai. Uważaj… Spoglądała jednak na małą myszkę, która pojawiła się przed nią. Później pojawił się kot… Odruchowo przestraszona wyrwała myszkę Kotkowi, który ponownie jej ją zabrał. Później podszedł do niej pan Tsukiyomi. Odsunęła się od niego przestraszona. Jednak nie miała zbyt dużo siły by się bronić. Wziął ją na ręce, a ona starała się złapać biedną myszkę, znaczy Kaoru i uwolnić od szponów kociaka. Jednak jest za mała i ma za krótkie ręce. Spojrzała z utęsknieniem na myszkę. Obraz jej się zaczął zamazywać. - Chotto… Kaoru… - udało jej się tylko tyle powiedzieć, zanim wyszli z biblioteki. Dopiero gdy opuścili pomieszczenie dziewczyna zauważyła w jakiej jest dziwnej… hmmm pozycji… Zaczęła się szarpać, co dużo nie dało, a wykończyło ją całkowicie.
Dziewczyna potrzebowała koniecznie rozmowy. Ostatnio tyle rzeczy się wydarzyło, a ona nie miała kontakty z najlepszą przyjaciółką. Tyle słyszała, a więc chciała ją wypytać. Tyle miała jej do powiedzenia na temat tego, co się dzieje ostatnio. Dlatego też napisała krótką notkę:
Lilly, W bibliotece, teraz, Kocham! Corek
Następnie podała ów papierek swojemu szczurkowi. Wiedziała, że nim Dracon dotrze do niej i ugryzie ją w tyłek, by go zauważyła i wzięła karteczkę ma jeszcze sporo czasu. Dlatego wolno poczęła się szykować. Spoglądała w lustro zastanawiając się, dlaczego ostatnio jej tak strasznie zaczęło zależeć na tym, by zawsze świetnie wyglądać. Tym razem miała na sobie... Tak tak, teraz to będzie szokiem: SUKIENKE! I trzeba było przyznać, że tak jej było ślicznie. Nie wiem co jej odstrzeliło, bez okazji się tak nie ubiera. Może bała się, że spotka kogoś na korytarzu w starym dresie i ta osoba spojrzy na nią krytycznie? Mniejsza o to. Po wykonaniu krótkiego makijażu wyszła z pokoju w beżowych stopkach i szorując nimi podłogę udała się do biblioteki bez większych komplikacji. Kiedy już się tam znalazła wiedziała, że skoro jest pierwsza, to nie będzie musiała długo czekać. Dlatego usiadła sobie na stoliku ignorując uwagi bibliotekarki. Uparcie wpatrywała się w stronę drzwi. Szkoda, że musi zaprzestać ciągłego skakania po ludziach. Teraz to trochę niebezpieczne również dla niej, bo wystraszona osoba mogłaby ją dźgnąć łokciem w brzuch czy coś. Chociaż raz powinna poudawać odpowiedzialną.
Lillyanne trzymała w ręku kawałek naderwanej kartki. Biegła przed siebie z szerokim uśmiechem. Kiedy dostała notkę od upierdliwego szczura złapała jego i kawałek papieru nie czekając i przerywając wszystko co robiła. Była ubrana przeciętnie, byle jaka pomięta biała bluzką i krótkie jeansowe spodenki. Czerwone trampki i włosy spięte w niedbałego kucyka. Gdy Gryffonka wbiegła do biblioteki widząc przyjaciółkę rzuciła się na nią z szerokim uśmiechem, tym razem to ona nie była odpowiedzialna. - Onee-chan! Tęskniłam! – krzyknęła odsuwając się od przyjaciółki, a widząc jak wygląda była zaskoczona. – Mogłaś powiedzieć, że to randka, bym się lepiej ubrała – zażartowała. Po chwili zeszła z przyjaciółki i usiadła obok na stoliku. - Jak myśmy się dawno nie widziały! Coś ty robiła przez tyle czasu? Działo się coś ciekawego? Opowiadaj, no!
Szczurek wrócił, a Lilly dalej nie było. Gładząc gryzonia po lśniącym futerku powoli zaczynała się niepokoić. Jednakże całkiem niepotrzebnie, bowiem nagle drzwi otworzyły się hukiem, a w jej ramiona wpadła ukochana Lillyanne. Mocno ją przytuliła do siebie ciesząc się obecnością swojego kurdupelka. - Ja też! Strasznie! - Krzyknęła nie chcąc jej puszczać, więc biedaczka mogła się odsunąć dopiero po dłuższym czasie. Obejrzała dokładnie nee-chan. Coś się w niej zmieniło. Nie wiedziała jeszcze co, ale coś było inaczej. Zresztą, Corin nadal miała szramy na policzku i zapudrowane podbite oko, więc jak dopiero ona musiała wyglądać! A Lilly przeciwnie, kwitnąco wręcz! Jak młode irysy! - Gomen, ostatnio mam dość randek. Ale następnym razem wezmę cię na romantyczny piknik na wieżę północną – Czy to była aluzja? Corin związała ręce pod piersiami i spoglądała na przyjaciółkę z oczekiwaniem. Wyraźnie nie mogła się doczekać relacji ze spotkania Lil z jej najlepszym przyjacielem Ikuto. Braciszek tak się o nią starał, to mu pomagała. Na przykład całując kolegę Ikuto i przekonując go do zrobienia spagetti na ów wymienione wyżej spotkanie. - Trochę tego jest. Uśmiechnęła się zakłopotana spoglądając na Lilly. Nie mają sporo czasu. Chyba powinny zacząć rozmawiać – Muszę ci coś pokazać – Powiedziała wyciągając ze stanika, bo sukienka nie ma kieszeni grr, kartkę. List, który odwinęła i pokazała przyjaciółce.
Lady Cornelia Fabion Dalia Vittoria Brockway Somerhalder,
Ileż to lat minęło nim dane nam było ostatnim razem się spotkać? Pewnie nawet nie pamiętasz ani mnie, ani Victora. Byliśmy w końcu tylko na twoich trzecich urodzinach. Nic nie poradzę na to, że syn nigdy nas do ciebie nie dopuszczał kochane dziecko. Jak się czujesz? Co u ciebie? Koniecznie będziesz musiała nam opowiedzieć, kiedy się spotkamy. Jednakże nie piszę do ciebie by bezbarwnie porozmawiać. Ostatnio widziałam twoje zdjęcie. Masz od urodzenia rodzinne znamię na policzku, prawda kochanie? Każdy dziedzic w naszej rodzinie rodził się z tym przedziwnym, czarnym tatuażem. Twój dziadek go ma, twój tata. Spodziewałam się, że dostanie ów symbol Jonatan, ale to nawet lepiej słodka księżniczko, że to ty! Pewnie niewiele rozumiesz z tego wszystkiego. Twoi rodzice odcięli się od rodu bardzo dawno temu. Nie pomyśleli o tym, że linia rodowa zostanie przerwana i nasza rodzina może zniknąć. A żyjemy już od XIX wieku! To spory kawał czasu, prawda? Teraz jednak, kiedy niedawno ukończyłaś dojrzałość postanowiliśmy, że musisz poznać swoją przeszłość. I jako jedyna dziedziczka rodu Somerhalder powinnaś zając zależne ci miejsce. Proszę, przyjedź na herbatkę, z Jonatanem. Ja i dziadek nie możemy się doczekać.
Z poważaniem, Dalia Cathree Jeanette Carmelin Somerhhalder
Lillyanne była szczęśliwa, jej Cornelia, której tak dawno nie widziała. Szczęście nie do opisania. Gdy wspomniała o wieży odwróciła wzrok zakłopotana i odchrząknęła. Przegryzła wargę nie zwracając na jej słowa najmniejszej uwagi. Gdy dostała list zaczęła czytać, a z każdym kolejnym słowem z niedowierzaniem wracała na początek zdania, by upewnić się, że się nie pomyliła i jeszcze umie czytać. Jej wzrok mówił jedno, a mianowicie: „O, mój boże”. - Corin…. Ty… jesteś księżniczką?! – spytała z niedowierzeniem. – O kurde bele!
- Ekhem – Upomniała się o swoje dziewczyna nadal mając na myśli sytuacje na wieży. Oczywiście, że już wszystko wiedziała. Przed tą wścibską dziewczyną nic się nie ukryje. Ale chciała usłyszeć od Lilly ów wiadomości i dopytać, dlaczego do cholery jasnej uciekła przed taką przyjemnością! Szkoda gadać. Baka, baka! - Księżniczką nie. Arystokratką z tego wynika – Cornelia zaśmiała się zakłopotana. Sama zareagowała ponownie. I szukała ukrytej kamerki, lub animaga, który się właśnie śmieje z jej reakcji. Ale to wszystko... To nie była po prostu bajeczka, którą ktoś wymyślił by ją oszukać. Tak moi drodzy. Corin jest arystokratką. Ta Corin, która skacze po ludziach. Ta, która chodzi po Hogwarcie w skarpetkach nawet w tym momencie. Ta, która je na odwrót sztućcami i ta, która nie ma żadnej eleganckiej sukienki, a wyłącznie te seksowne. - Rozmawiałam z … Babcią. Ona chce mi wyprawić bal debiutancki... Będziesz musiała mi pomóc onee-chan – Dziewczyna wzięła list i ponownie schowała go do stanika, jak największy skarb, którego nie chciała stracić. Myślała też o tym, że pierwszy raz od dawna czuje na sercu dziwne ciepło. Jakby odzyskała coś bardzo dawno utraconego. Rodzinę. Podrapała się po znamieniu na policzku. I cóż poradzi na to wszystko? Urodziła się z tym. Czy ma prawo się sprzeciwiać? Zresztą, nawet nie chciała. Spojrzała na Lil wzrokiem, który oznajmiał, że to nie wszystko.
Sama Gryffonka nie dowierzała słowom, które były wypisane na kartce. No bo kto by pomyślał, że to właśnie ONA jest arystokratką, ponownie uniknęła tematu i wydukała. - O jej…. – umilkła na chwilę zamyślona. Spojrzała na Cornelię i spytała. – A niby jak ja mam ci pomóc, co? – to i dla niej było problematyczne. Co niby ma zrobić z tym faktem, cieszy się z nią, o ile ona się cieszy, no ale weźmy pod uwagę fakt, że Cornelia ani trochę nie jest podobna do arystokratki! Ona nadaję się z zachowania do plebsu – bez obrazy.
- Możesz w końcu odpowiedzieć mi na moje aluzje coo? Lillaasss – Wyjąkała łapiąc ją za ramiona i lekko nią potrząsając, jakby chciała, by słowa wypadły z niej lub został wyrzucone z siłą kuli armatniej. Gapiła się na nią z lekkim grymsem. - Ktoś będzie musiał mi pomóc w doborze sukni... I nie wiem jak się zachowywać, a ty zawsze jesteś miła grzeczna i radzisz sobie w każdym towarzystwie! - Objaśniła jej mniej więcej jakiej potrzebuje pomocy. Zresztą, to nie tylko o to chodziło. Chciała z nią spędzać więcej czasu. Ostatnio w ogóle się nie widywały. A szkoda, bo mają przez to niewiele czasu. Corin za parę dni ma mieć ten cały bal. I masz świętą rację. Ja nie widzę jej wśród poważnego towarzystwa. - Ikuto też będzie na balu. Pójdziesz z nim? On jest arystokracją, a tak po prostu cię tam wpuścić nie mogę. Co ty na to? - Swatka pracuje muahhaha! Nie ma to jak nie przepuścić żadnej okazji. Musi już wdrążyć w plan kolejne ważne kwestie. A właśnie... Co do ważnych kwestii. - A i jestem w ciąży. Ale nieważne, opowiadaj co u ciebie! Jak tam Kaoru? Rzuciłaś go wreszcie? - Pierwsze słowa powiedziała jak najbardziej niezrozumiałym tonem i bardzo szybko. Resztę za to wyrzuciła tak, jakby chciała sam początek przyćmić.
-Nie mogę! – odpowiedziała prawie natychmiast. – To… to nie ja jestem teraz ważna, a… a ty! I… i… i powi… nnyś… my się to… tobą… za… jąć! – próbując skleić to zdanie w całość zarumieniła się nie umiejąc się uspokoić. - W ten sposób Ci mogę pomóc…. – westchnęła i wysłuchała jej. – Skoro to jedyny sposób, to pójdę z nim. Kaoru nie będzie, zadowolony, ale jak mu powiem, że to dla ciebie to się zgodzi. – powiedziała z uśmiechem. Uśmiech utrzymał się przez długi czas, gdyż nie docierały do niej bardzo powoli słowa, które posłała do niej Cornelia. - Słucham?! – wydarła się na nią w końcu. – W ciąży?!
- Waaa przeleciał cię? Jak było? Mnie się nigdy nie dał Kyaaa. Ale mówię ci to było takie słodkie, jak Ikuś wpadł do tęczowego pokoju. Rozglądał się – To mówiąc złapała przyjaciółkę za głowę i zmusiła ją do rozglądania się. Zdaniem Corin scenicznie to wyszło dużo lepiej – I rozglądał się aż tu nagle – Zatrzymała jej głowę na pani bibliotekarce tracącej cierpliwość – Aż tu nagle widzi anioła! I mruga i dowierzyć nie może, że to miłość od pierwszego wejrzenia. I podchodzi do ciebie. I łapię cię za rękę – Złapała Lilly za rękę i zrobiła z nią trzy kółeczka wokół stołu – I zaciągnął cię tutaj! Tam dokładnie podobno – Pociągnęła przyjaciółkę i uderzyła nią o jeden z regałów, aż się książki posypały na szczęście nie uderzając ich w głowę – I cię zaczął całować! Kissu kissu namiętne aż tu nagle – Odeszła od koleżanki, zasłoniła twarz rękawem chcąc przybrać mroczny wyraz – Wpada Kaoru i zrobił rozpierduche! A Ikuś klęknął przed tobą – Klękła przed Lilly oczywiście – I przeprosił cię, że ktoś go brutalnie zaatakował w twoim towarzystwie, bo w towarzystwie damy przemocy się nie stosuje. I cmoknął cię w rękę. Znowu dostał i łubudubu rozpierducha! I potem Ikuto bojąc się, że stanie ci się krzywda zamienił Kao w królika i zaniósł cię do dormitorium! Kyaaa takie romantyczne!!! A na wieży co się stało? No mów mów mów mów mów – Po tej jakże długiej scence aktorskiej wróciła ani trochę nie zmęczona lataniem po bibliotece i usiadła na stół. Wpatrywała się w przyjaciółkę z nieziemskim oczekiwaniem na jej odpowiedź. - Bla bla Kaoru. Ikusiem się zajmij, jest fajniejszy! - Skomentowała głośno i pewna siebie. I nadal czekała na odpowiedź Lilly. Uśmiechała się zabójczo machając nogami w te i we wte i w te i we wte i w te i we wte i znowu. - Ano... Hehe – Zaśmiała się zakłopotana- Buźka się do mnie uśmiechnęła na teście, więc raczej w ciąży.
-Oczywiście, że mnie nie przeleciał! Nie jestem taka głupia jak ty! – powiedziała cała czerwona. Jednak gdy zaczęła opowiadać o tym co działo się na imprezie w tęczowym pokoju wpatrywała się w nią zdezorientowana. – Jak to… Kaoru… powiedział mi inną… trochę inną wersję… - wydukała niepewnie. Westchnęła po ten całej przejażdżce zmęczona. Spojrzała na Cornelię z powagą i powiedziała. - A wiesz chociaż z kim?
- To nie jest głupota onee-chan tylko choroba psychiczna. Tak mówi mój terapeuta – Powiedziała tonem osoby, która w danym momencie medytuje i nie dochodzą do niej żadne sprawy przyziemne. Uśmiechnęła się patrząc na zmęczoną bidulkę. Sama nadal nie odczuła biegu na przełaj po bibliotece. - Kaoru to widzi z innej perspektywy, bo dzieciak się boi, że w końcu zrozumiesz, że to co między wami to nie jest miłość – Powiedziała już spokojnym i poważnym tonem. Wiedziała, że taki ton wpływa na Lilly. Ej, Ikuto zawsze tak mówił hm. - Z Finnem – Odpowiedziała krótko i spuściła głowę. No tak, Finn. Z jednej strony powinna się cieszyć, że to ktoś tak dobry. Z drugiej wiedziała, że jest ktoś jeszcze – Opowiadaj. Ostatnio się zmieniłaś. Pamięć ci wraca?
- Terapeuta? – spytała nie pewnie. Musiało się stać bardzo dużo od ich ostatniego spotkania. Spoglądała na Corin i westchnęła. - Skąd możesz wiedzieć, że nie kocham Kaoru? – spytała przewracając oczami. Kłócić się z Corin to jak rozmawiać ze ścianą. Chociaż dziwiła się, że mówiła to tak spokojnie. Jej słowa ją ruszyły, przez ten ton. - Finn? – spytała z niego wierzeniem. Ale to życie jest pokręcone. - Tak niektóre rzeczy zaczęły wracać, coraz więcej pamiętam – wyszeptała szczęśliwa.
- Żartuje – Wystawiła ku niej język i westchnęła. Mała Lilly była jakaś dziwna, to pewnie. A Cornelia za żadne skarby nie mogła rozgryźć co tak właściwie jest nie tak. I martwiła się. - Skarbie przecież ty się zachowujesz w stosunku do niego tak samo, jak do mnie. A na mnie nie lecisz prawda? Wiem jak to jest być zakochaną. Kiedy byłam z Draconem... Cały czas myślałam tylko i wyłącznie o nim. Zawsze kiedy go widziałam nie mogłam odpędzić od siebie pragnienia pocałunku. Wyobrażałam sobie nasze dzieci, nasz ślub. Nie widziałam nikogo poza nim... I będąc z nim nigdy nie odwzajemniłam pocałunku kogoś innego... - Szepnęła wyraźnie... Zastanawiając się nad czymś jeszcze. Teraz też była pewna osoba. Jared... cały czas zaprząta jej głowę. Przy każdym spotkaniu chociaż raz się całują. Myślała o tym, co by było, gdyby to z nim była w ciąży. I nie potrafiłaby pójść do łóżka z nikim innym... Haha, nieee. To nie mogą być wyznaczniki miłości! Haha... Ha... A może... - Yh. On był pijany, ja to wykorzystałam. Cóż poradzić... Chociaż nie wiem co z tym robić. Nie do końca tak sobie t wszystko wymarzyłam – Odpowiedziała krótko podciągając nogi pod siebie i je przytulając. - Co konkretnie? - Czy Corin właśnie zaczęła się z lekkim zdenerwowaniem rozglądać na boki i bawić się swoimi włoskami? Oj.. Ehehehe.
-Nie przesadzaj!- powiedziała wzdychając przy tym. – Ciebie też kocham, ale nie mogę kochać cię inaczej, bo jesteś kobietą, a ja się kobietami nie interesuję! – krzyknęła prawie zirytowana. Sama wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie chciała tak naprawdę dopuszczać tej myśli do siebie. Miłość nie jest czymś, co można tak prosto opisać dlatego nie mogła wierzyć, że jak będzie zakochana, będzie inaczej się zachowywać, bo nawet ona może inaczej się zachowywać. Słowa Cornelii sprawiły, że spoglądała na nią jak na kompletną idiotkę. - A nie powinno być na odwrót? – spytała niepewnie, ale ugryzła się w język, jednak za późno. No tak, Ikuto też ją ‘upił’, ale nie wykorzystał jej. Kiedy tylko ta myśl przeleciała przez jej głowę, na twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Opamiętała się dosyć szybko. - Co? A… Emm… Dzieciństwo jak… - załamała się teraz przypominając sobie to. – jak mnie chłopak porzucił… Trochę… no cóż głupio, że akurat coś nie miłego… ale zawsze coś, ne?
- Bla, bla, bla głupota. Prawdziwa miłość przezwycięży nawet orientację kochanie. Nawet bym się w biseksualiście zakochała, gdyby to był ten! Fuj... Ale mogłabym! - Starała się jak zwykle uświadomić ukochaną przyjaciółkę w prawdzie. Może robiła to niewłaściwie, ale przecież Lilly powinna wiedzieć... Chociaż powinna zacząć rozumieć, zmieniać swoje zdanie odnośnie tego wszystkiego. - Lilly. Wykorzystywać, to ja się daje jak zarówno ja jestem trzeźwa jak i partner – Skomentowała cichutko. Ikuto był głupolem i tyle. Mógł ją wykorzystać i nie wyszło. Straszne! Ale i tak jest fajniejszy niż Kaoru! - Yhy. Pamiętasz coś jeszcze nowego? - Spytała z wyraźną ulgą. Ale chciała koniecznie znać wiele szczegółów z jej dawnego życia. Bo to jej przyjaciółka w końcu.
- Ty, w biseksualiście? Nie żartuj sobie… Nie wierze w to… - powiedziała rozbawiona jej słowami. To było po prostu nie możliwe i koniec kropka… z margaryną. - Jesteś nienormalna… powinnaś się leczyć… - powiedziała podchodząc do regałów. Zaczęła rozglądać się i szukać jakiejś książki. - Co jeszcze pamiętam… Jak zginęli moi rodzice… - powiedziała to z takim spokojem, jednak ten spokój mówił wszystko, że to właśnie sprawiło jej wielki ból, Cornelia mogła to wyczuć, była jej przyjaciółką. Wyciągnęła pięć książek i ruszyła do przyjaciółki.
- Ja też w to nie wierze. A jednak jestem z Finnem – I tutaj mam nadzieję, że wreszcie zagięła ją argumentem. W końcu Finn jest na pewno biseksualny i nie ma co się z tym kłócić. Bo dla niej zerwał z chłopakiem. Masakra. I KROPKA Z MASŁEM! WAL SIĘ OD MOJEGO POWIEDZONKA! - Ty też. Ja przynajmniej nie widzę co chwilę krwawych wizji – Zadrżała mówiąc to. W końcu nie raz Lil zaczynała gadać np. o zabijaniu kogoś szczebelkiem od drabiny! Auć. - Opowiesz mi to? - Spytała ostrożnie. Nie chciała sprawiać cierpienia Lilly, ale chyba powinna wiedzieć, prawda? Żeby nie popełnić gafy.
Po tych słowach umilkła. Musiała się zastanowić, aż znalazła argument. - Bycie z kimś, a miłość to różne rzeczy! - krzyknęła niezadowolona i pewna swoich przekonań. I to nie była kropka z masłem, a z margaryną, tania podróbka, ale nie to samo! Kiedy Cornelia kontynuowała nie chciany temat, ona podeszła do niej z książkami i odpowiedziała stanowczo. - Nie – nie chciała tego wspominać, nie chciała tego pamiętać. – Wracając do ciebie. – zmieniła szybko temat. – Musimy cię nauczyć chodzić jak człowiek. Bierz jedną książkę na głowę i chodź w tę i z powrotem… tak… - wydukała. Położyła wszystkie książki, które wzięła z półki na głowę i zaczęła chodzić po bibliotece. Wróciła do Corin wręczając jej książkę.
- Fakt. Nie wiem... Czy kocham Finna. To taki związek przyjacielski. Nie czuję w sobie jakieś szczególniej ochoty na pocałunki z nim czy zaciągnięcie go do łóżka. Myślisz, że się przyzwyczaję? - Przyjacielski związek. Lilly, czy ty czasem nie masz tak samo, jak Corin powiedziała w tej chwili? Teraz to już chyba jest argument nie do pobicia. Nie pytała już. Rozumiała jej ból. Kiedyś jej powie. - Z książkami? Co ja, pricnessa – Mruknęła niezadowolona i położyła najcieńszą książkę na głowie. Chyba nie trudno się domyślić, że spadła po dwóch chwiejnych kroczkach. Boże, to co będzie w wysokich szpilkach! - To głupota- Obraziła się na książkę, jak zwykle, kiedy coś jej nie wychodziło.
Tym razem już nic nie powiedziała. Nie miały rozmawiać o tym, nie po to została tutaj wezwana. Jej zadaniem było nauczyć ją dobrych manier, nauczyć ją zachowywać się dobrze… A skąd ona to wszystko umiała? A skąd ja mam niby wiedzieć?! Co ja jestem? Jej autorka czy co? Ekhem… Kontynuując. Widząc jak książka spad westchnęła. Wzięła ją i podeszła do Corin. Pozostałe książki odłożyła na stole. - Nie, ale musisz się zachowywać podobnie. – położyła książkę ponownie na jej głowie. – Jak idziesz musisz mieć uniesiony podbródek. Patrz przed siebie. Musisz stawiać pewne kroki… wtedy utrzymasz książkę na głowie.
Skoro Lilly umilkła, to jednoznaczne jest to z tym, że Corin zabiła ją siłą swoich argumentów. Uśmiechnęła się więc tryumfalnie. Chociaż gdyby widziała to, co ja widzę, to pewnie by teraz spadła z krzesła na którym nie siedzi. Jak ja mam z tobą pisać, jak ty mnie wiecznie dobijasz śmiechem? Szkoda gadać! Nigdy więcej! - A mogę mieć chociaż ręce w kieszeniach? - Spytała spoglądając na nią oczami zbitego pieska. I jak ona ma niby mieć uniesioną brodę. Co jest, damulka szczycąca się tym jaka jest piękna, bogata i w ogóle? Maasaaakraaa!
Ale ja nie mam zielonego, ani czerwonego pojęcia o co ci w ogóle chodzi! Śmiejesz się z tego, że jestem poważna, jesteś bez serca… właściwie to mogłam sie domyśleć, że go nie masz, skoro każdemu facetowi zostawiasz po trochu… a skoro nie masz serca… Zombie! - Oczywiście, że nie Corin. – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Spróbuj tylko włożyć ręce do kieszeni, a będziesz panienką z dobrego domu bez dłoni… - powiedziała nie przestając się uśmiechać. Była poważna.
Wiem, że jestem bez serca. W końcu jestem autorką Corin, a ona też by w tym momencie wyśmiała cię. Nieczułe ziarno upadło z wielkiego kłosa i panoszy się po ziemi gwałcąc i siejąc rozpustę. Jak twoja Lilly się może z nią przyjaźnić? „Cip cip zombie mam trochę śrutu” ( ; D) - Czemu to jest takie ważne? Jaki problem, jeśli przejdę tak o, normalnie. Umiem chodzić na 5 cm szpilkach nie chwiejąc się, to chyba wystarczy, ne? - Cornelia... Ona się musi ze wszystkim kłócić. Oszaleć można z tą dziewczyną.