Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Szlachetna historio magii, ile się Ciebie trzeba uczyć - ten tylko się dowie, kto Cię oblał.. Lub jest mną! Cherrie bezszelestnie przemykała pomiędzy regałami szczelnie okrywając się długą szatą. Co też znajdzie dzisiaj, na kogo wypadnie, na kogo bęc? "Historia skandali w Ministerstwie Magii"? Ew, nie. "Historie i Biogramy: Turnieje Trójmagiczne" - duuużo lepiej.
Roxanne spędzała w bibliotece całe popołudnie. Nic więc dziwnego, że gdy Cherrie weszła do środka, dziewczyna już tam siedziała. Przed sobą miała rozłożoną księgę napisaną przez słynną w świecie magii pisarkę, opowiadająca o perypetiach pewnej pracownicy Ministerstwa Magii. Trzeba przyznać, że była to naprawdę ciekawa pozycja, dlatego też Adams nie odrywała od niej wzroku.
-Cherrie do Roxanne, budzimy się. - Cherrie beztrosko położyła obok dziewczyny książkę, która zdawała się mieć objętość znacznie przewyższającą objętość jej bioder. Wyczyn. -Jakie plany czytelnicze na dziś?
Roxanne uniosła głowę, wpatrując się teraz w koleżankę z rozkojarzeniem. - Oh. Sarah Franklin, Matilda Junior, a potem może coś o zielarstwie - odparła bez żadnych oporów. Lubiła takie spotkania w bibliotece. Mogła wtedy rozmawiać na tak bliskie jej tematy, bez obaw (no, prawie bez), że ktoś ją wyśmieje. - A to? - spytała cicho, zerkając na lekturę koleżanki. Zmrużyła przy tym oczy.
-Tradycyjnie, historia magii, Turnieje Trójmagiczne, bez szaleństw. - chociaż to było całkiem ciekawe, jak wskoczy na dział o niefortunnych wypadkach, morderstwach i innych niespodziankach, które miały miejsce podczas rozgrywek.. Jakże chwalebnie i cudacznie byłoby wziąć w czymś takim udział i w ramach niepowodzenia stać się pośmiewiskiem rozmaitych domów, zależnie od wymiaru porażki lub też od konkurencji, w której się poległo. -Dawno nie zjadłam czegoś dobrego. - rzuciła nagle zmieniając temat, wpatrując się w Roxanne błagalnym spojrzeniem typu "zmajstrujmy coś jadalnego bo umrę z głodu", a jednocześnie pobieżnie zerkając na spis treści jej książki, którą na momencik przysunęła do siebie.
Kąciki jej ust niebezpiecznie drgnęły w górę. Czyżby miała zamiar się uśmiechnąć? - Uwielbiam Turnieje Trójmagiczne - przyznała nienaturalnie cienkim głosem, rumieniąc się zaraz. Ta nagła zmiana tematu wyraźnie zainteresowała Krukonkę. - Niedługo będzie kolacja - odparła, marszcząc przy tym brwi.
Zignorował Candy, próbował też ignorować każdy głos, który rozdzierał upragnioną ciszę. To jest biblioteka, do jasnej cholery, b i b l i o t e k a..., pomyślał, odchylając nieco głowę do tyłu i biorąc głębszy wdech. Spokojnie, Samael. Wszyscy kiedyś umrzemy, kilka decybeli w tę czy w tamtą nic nie zmieni[. Co nie zmienia faktu, że niesamowicie go to irytowało. Oczywiście, był hipokrytą, sam przecież rozmawiał z Candy, o ile tę uroczą pogawędkę można nazwać rozmową. Ale wypowiadał wszystko półszeptem, przynajmniej tyle. Ale to nic, to nic! Opuszki szponiastych palców dalej przesuwały się po kartach księgi, wyłapywały najdrobniejsze uwypuklenia.
Teraz Roxanne ponownie zajęła się swoją książką, odrzucając wszelkie myśli. Ten rozdział był wyjątkowo ciekawy, nic więc dziwnego, że przeczytała go szybko i z wielkim zapałem. Oderwała się na chwilę od lektory, po czym omiotła spojrzeniem całą bibliotekę. Jej wzrok spoczął na Samaelu. Często go widywała, właśnie w bibliotece.
Drzwi biblioteki delikatnie skrzypnęły, gdy Adele weszła do środka. Musiała znaleźć książkę, która pomogłaby jej w napisaniu okropnie trudnego eseju na transmutację. Dziewczyna podeszła do jednego z regałów, szukając pożądanego woluminu. Gdy szła z ciężką księgą pod pachą w kierunku najbliższego wolnego stolika, dostrzegła Roxanne Adams. Utkwiła w niej wzrok.
Nie mógł wiedzieć, że ktokolwiek na niego patrzy. Po pierwsze, był niewidomy, po drugie, niemal zawsze wmawiał sobie, że dziesiątki spojrzeń lustrują go pogardliwie. Dlatego jego mina zawsze była zobojętniałą maską, lekko przyprószoną szyderstwem. Zagłębił się całkowicie w lekturze, Faust był doprawdy fascynujący. Chociaż czytał go już drugi raz.
Dziewczynie nie umknęła wchodząca "koleżanka". Cholera. Co ona w ogóle robi w bibliotece? Nigdy jej tu nie wiedziała. Biblioteka to jej kochane miejsce, a Adele nie powinna tu przychodzić. Nie wygląda przecież na taką, co czyta książki. Jest wredna! Mogłaby jej to wykrzyczeć w twarz. Niestety wzrok Krukonki wyrażał coś zupełnie innego, a mianowicie przerażenie. Nie chciała mieć z nią do czynienia. Nie tym razem. Dlatego wstała z miejsca, a następnie skierowała swoje kroki do stolika, przy którym siedział Samael. - Cześć - powiedziała cicho, zerkając cały czas na pannę Harvey.
- Cześć - wycedził lodowato. Bo jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia. Czasami ciężko było ocenić mu po jednym słowie, czy dany głos jest mu znany. Ach, Roxanne. Cichy, niepewny półszept, to mogła być tylko ona. - Cześć - powtórzył więc, już nie tak oschle. W miarę normalnie nawet. Palce przestały przebiegać po kartach książki pisanej Braillem.
Widziała wylęknione spojrzenia rzucane na nią przez Adams. Trochę ją ta sytuacja bawiła, trochę drażniła, a trochę zastanawiała. Dlaczego ta dziewczyna zawsze patrzy na Adele, jakby ta jej zrobiła coś okropnego? Jakby na jej oczach gotowała żywcem biedne kocięta? Prychnęła cicho i otworzyła księgę na stronie trzysta dwudziestej piątek. Przeczytała cały rozdział, po czym wyciągnęła pióro i pergamin i zaczęła pisać.
Usiadła, wzdychając cicho. Cały czas patrzyła na Gryfonkę, kątem oka, tak, żeby tamta nie zauważyła. Bała się jej. Po prostu bała. Choć w sumie tak jak wszystkich. - Co czytasz? - spytała, wpatrując się teraz w jego książkę. Była naprawdę ciekawa. W ogóle, do Samaela miała chyba najcieplejszy stosunek. Był taki spokojny. Wiecznie. Nie to co ta cała Adele. Tak, właśnie, Adele. Krukonka znała jej imię i nazwisko, a także wiedziała o niej sporo rzeczy, o których ta nie miała pojęcia. Przykład? Wiedziała, że pięknie gra na gitarze.
- Fausta - odparł spokojnie. Mogła dostrzec grzbiet książki, ale nie było na nim zapisanych słów, tylko drobne uwypuklenia, które mógł odczytać tylko ślepiec. Nie wiedział sam, czemu przepada za Roxanne. Była cicha, nieśmiała. Mógłby tak łatwo zranić ją słowami, była łatwym przeciwnikiem, a Samael lubił niszczyć, lubił pogardzać, nienawidzić i być nienawidzonym. A jednak tego nie robił. - A ty, co takiego wpadło ci dziś w dłonie, Roxanne?
Krukonka dosiadła się do jakiegoś chłopaka. Samaela, bodajże. Wciąż nie przestawała rzucać Adele dyskretnych spojrzeń, których spodziewała się, że Gryfonka nie dostrzeże. Dostrzegła. Ale w sumie niewiele ją to obchodziło. Nie wiedziała, co do niej ma ta cała Roxanne, ale w tej chwili postanowiła skupić się na zadaniu domowym. Raz po raz przerzucała stronę ksiązki, to wracała do poprzedniej. Skrobanie jej pióra nie ustawało.
Na pytanie chłopaka przygryzła dolną wargę. - A nie będziesz się śmiał? - spytała cicho, wpatrując się teraz w swoją lekturę. Był to najnowszy bestseller tej słynnej czarownicy, Sary Franklin, która pisała naiwne romansidła dla nastolatek. - Matildę Junior. Była pewna, że nie uniknie oschłego komentarza. Cóż, zazwyczaj sięgała po coś ambitniejszego, ale ta książka była taka inna. Opowiadała bowiem o czymś zupełnie obcym dla Roxanne. O miłości. Uniosła głowę, znów spotykając na swojej drodze Adele. Nie. Tak dłużej być nie może. Muszą sobie coś wyjaśnić. I ta pewnie stałoby się, gdyby Adams była odważna. Wszyscy jednak wiedzą, że taka nie jest.
Gdy skończył, na jego czole dało się zauważyć strużkę potu. Starł ją jednak rękawem mundurka i powstał, po czym ruszył do bibliotekarki. Pociągnął ją za rękaw, chcąc pochwalić się swą pracą, och, jakże mozolną. Chociaż z początku było całkiem przyjemnie, to wraz z każdą kolejną kupką, zaczęło mu przybywać coraz więcej niechęci, aż w końcu z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że ta praca to czysta nuda. Kupki książek walały się po podłodze, jakoby ktoś tutaj tworzył sztuczne wieżowce. - Już skończyłem - Oświadczył z widoczną dumą, po czym uśmiechnął się szeroko. - I pozwoliłem sobie zostawić parę książek, ponieważ przydadzą mi się do zadania domowego z Wróżbiarstwa. - Przedstawił jej parę opasłych tomów.
Wkroczył do biblioteki, mówiąc delikatnie, cholernie spięty. Miał dzisiaj do napisania aż trzy referaty, w tym jeden z Historii Magii i jeden z numerologii... O tak, wymarzony układ. Siódma klasa to nie przelewki. Dostrzegł weń tego małego Gryfona, Nathana bodajże, który ostatnio bardzo widocznie okazywał swe względy pewnej starszej, zarumienionej niewieście. Chociaż ta nie okazywała niechęci wobec niego, to Wilkuś i tak miał pewne... zastrzeżenia, co do sposobów jego podrywu. - Witaj, mały. - Uśmiechnął się dziarsko, po czym rozejrzał się w poszukiwaniu bibliotekarki. - Jak idzie z Audrey? - Spytał, unosząc ku górze jedną brew.
Adele nawet nie podniosła głowy znad wypracowania, gdy do biblioteki weszła nowa osoba. Na ogół byłoby to nie do pomyślenia, by nie sprawdziła czy to przypadkiem nie ktoś znajomy. Ale teraz była mocno skupiona i nic (no, prawie nic) nie było w stanie jej oderwać od tego trudnego eseju. Miała napisać minimum dwie stopy i wciąż brakowało jej kilku cali. Zależało jej, żeby to wypracowanie napisać na minimum Powyżej Oczekiwań. Westchnęła powoli i przeczesała włosy palcami. Dlaczego transmutacja nie może być tak prosta jak eliksiry?
Mimo, że Victorie z pewnością nie była stałą bywalczynią zajęć szkolnych, materiał z rzeczywiście interesujących przedmiotów uznała za stosowne nadrobić. Nie chodziło rzecz jasna, o pisanie jakichś głupich, zupełnie niepotrzebnych referatów, które to zazwyczaj tylko gaszą chęć do nauki, a ogólne przypomnienie znaczących faktów. Tak więc oto przybyła do biblioteki, niemalże automatycznie kierując się do działu historycznego. Jednym z największych plusów owego działu było to, że bardzo nieliczna grupa z niego korzystała. Co dawało możliwość poszukiwania w spokoju interesującego dzieła. Część książek już znała, nie tyle z lektury własnej, lecz opowiadań ojca. Zapewne mając przed sobą konieczność bezmyślnego uczenia się na pamięć nie przepadałaby tak za tym przedmiotem. A więc jednak rodzice na coś się przydają, hm? Stanęła na palcach (co w szpilkach było dość trudne) by sięgnąć po książkę na najwyższym regale. Od dawna chciała ją przejrzeć.
Minęło całkiem sporo czasu, zanim ponownie Gost zawitał do tego pomieszczenia w zamku, zwanego potocznie w jego myślach Królestwem Kurzu. Jak to bywa, zważając na jego naturę, często zmieniał pobieżne zainteresowania, jak na przykład przedmioty szkolne, czy też poszczególne tematy. Ostatnio jakimś cudem udało się go zainteresować więc historią, bo robiąc wielki postęp, tym razem nie przysnął na lekcji. Efekt? Nicolas postanowił zaglądnąć właśnie tu, żeby choć ten jeden wycinek z historii świata magii poznać nieco dogłębniej. Ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło jego przybycie, co zresztą i tak zostało w większości zignorowane. W całkiem swobodnej pozie przechodził między przeróżnymi regałami książek z rękami w kieszeniach, sprawiając może trochę nawet wrażenie kogoś, kto tu jest pierwszy raz i nie wie dokładnie, po co. Mylne wrażenie. Brunet dokładnie skierował się tam, gdzie potrzebował, jednak gdy zatrzymał się przy odpowiednim dziale, uwagę chłopaka odwróciła od książek znajoma ślizgonka. Jak miło. Nick uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i podszedł, opierając się bokiem o regał. Bez większych trudności, bo swój dumny wzrost posiadał, zdjął książkę, którą próbowała dosięgnąć i wbił wzrok w Victorie z trudnym do odgadnięcia wyrazem, choć raczej pozytywnym - Kto pierwszy ten lepszy, Gray - oznajmił z pozoru obojętnie, chwilowo przywłaszczając sobie książkę. W sumie tej akurat aż tak nie potrzebował, ale chyba ostatnio narodziło się w nim nowe hobby - odbieranie książek ślizgonkom. Ta panienka zyskała drugie miejsce. - Mi też miło cię widzieć - dodał, unosząc nieco wyżej kąciki ust. W końcu, jeśli jeszcze tego nie wiedziała, wolał ją uświadomić. Na jego widok należy się cieszyć.
Już prawie. Jeszcze kawałeczek i ju... Właśnie, dokładnie w tej chwili kiedy już koniuszkami palców dotykała książki, kiedy brakowało zaledwie sekundy do tego by owe dzieło znalazło się w jej dłoniach, książka gwałtownym ruchem została stamtąd zabrana. Eeee? Zirytowana opuściła stopy, pozwalając bolącym palcom u nóg zaznać nieco ulgi. Kto. Śmiał. Tknąć. Jej. Książkę?! Powoli obróciła się w stronę młodzieńca, który to trzymał w dłoniach bezczelnie ukradziona książkę. - Gost - syknęła - Znajdź sobie inny egzemplarz. - dokończyła mierząc go chłodnym spojrzeniem. Rzecz jasna, innych egzemplarzy nie było (bo i po co by się tyle męczyła w zdejmowaniu tego), ale to już był akurat jego problem. Wyjęła różdżkę, zastawiając się w duchu dlaczego nie wpadła na to wcześniej i skierowała ją w dzieło. - Accio Książka - I już podręcznik był w jej rękach. - Z pewnością nie tak, jak mnie. Dziękują za książkę, a teraz zejdź mi z drogi. - odparła nie mogąc opanować złośliwego uśmiechu, po czym traktując go Expulso. I tak mając książkę i wolną drogę skierowała się wraz ze swoją zdobyczą do stolika. Usiadła mając nadzieję, że rzeczywiście znajdzie owy rozdział, o którym tak wiele opowiadał jej ojciec.
Taki był właśnie cel. Przecież nie zabierałby tej książki jej, gdyby wiedział, że się tym nie przejmie. Mina na twarzy dziewczyny wcale go nie zraziła, ani tym bardziej nie wywołała niczego związanego ze strachem. Dobre sobie... Nie stawiał żadnych oporów i specjalnie się nie przejął faktem, że tak szybko odzyskała książkę, a nawet zdolny był do posłania jej bezczelnego, lekkiego uśmiechu. Zaśmiał się cicho, gdy zaklęcie zepchnęło go z jej drogi i pokręcił głową w rozbawieniu. Nawet ona dzisiaj mu nie zepsuje humoru, nie było szans. Można nawet powiedzieć, że to on dzisiaj się pobawi w dręczenie jej, bo po raz kolejny pokazując swoją upartą osobowość, podążył za nią, sięgając po drodze po inną książkę. Może akurat go wciągnie? 1% szans, ale zawsze coś. Usiadł centralnie na przeciwko Victorie, oczywiście przy tym samym stoliku i gdy zajęła się wertowaniem stron, wyciągnął swoją różdżkę i wypowiadając w myślach zaklęcia 'Accio' odebrał magiczny patyk ślizgonki, łapiąc go zręcznie do ręki. Jakby nigdy nic przeniósł poniekąd zainteresowanie już na swoją książkę, przesuwając wzrokiem po spisie treści. Oczywiście po części sprawdzał jej reakcję, a ręka z obiema różdżkami zniknęła w kieszeni bluzy. Wcale nie uśmiechał się teraz jakoś głupkowato, udając, że ma z tego świetną zabawę, tylko ze stoickim spokojem skupiał się na treści. Różdżkę zabrał jej oczywiści z powodu bezpieczeństwa, a jakże.
Cóż, jeśli chciał ją zirytować to mu się udało. Choć nie jest to zbyt wielkie osiągnięcie, panna Gray bowiem należała do wyjątkowo nerwowych i charakternych osóbek. Książka rzeczywiście była dość interesująca i nie potrzeba było wiele czasu by Victorie się w niej zaczytała. Przewracała więc kartkę za kartką w odpowiadającym jej odstępie czasu, przez co nawet nie zauważyła, że Nic podążył tuż za nią. Spostrzegła to dopiero, gdy jej różdżka dziwnym, tajemniczym sposobem zamiast znajdować się w kieszeni, leżała w dłoni krukona. Nie było sensu się wściekać o owy przedmiot, wiadomą sprawą jest to, że nie odzyska jej biegając za nim i wyrywając mu różdżkę z dłoni. - Skończyłeś już? W takim razie teraz możesz już oddać mi różdżkę i pójść zawracać głowę komuś innemu. - rzekła, nie odrywając wzroku od książki. Jeszcze przez tego idiotę zgubi stronę! Vic, co nie trudne do odgadnięcia, była już dość mocno zirytowana zachowaniem Gost'a, już nie wspominając o pozbawieniu jej różdżki. Jasne, Fran była bardzo podobnie irytująca jak on, ale przynajmniej dokładała starań by nie widywały się zbyt często. Jednakże, denerwujących ludzi na świecie jest mnóstwo. A skoro Victorie nie spotkała nawet ich połowy, musiała jakoś wytrzymać z tymi już poznanymi.
Podczas początkowego przelatywania wzrokiem po spisie treści bez większego zaangażowania, znalazł jednak coś interesującego, toteż przewrócił kartki na odpowiednią stronę, tym razem poświęcając na prawdę większość uwagi podręcznikowi. Głos ślizgonki wyrwał go z relacji próby unicestwienia trolli , więc podniósł powoli wzrok na nią, unosząc jednocześnie nieznacznie brwi - Tylko nie zrób sobie krzywdy - rzucił dość obojętnie i położył jej różdżkę na stoliku tak, żeby sobie mogła wziąć. - O czym to masz? - spytał po chwili całkiem serio, wskazując głową na jej podręcznik. W prawdzie trolle były na swój sposób zajmujące, ale przecież przyszedł po coś innego, co może być zawarte w jej książce. Od pytania nie umrze.