Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Autor
Wiadomość
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Kroczyła po korytarzach tak, by nikogo nie spotkać. Jadła po drodze mugolskiego batona "bajecznego". Uwielbiała czekoladę w nim. Oraz to coś chrupkie. Jak Ci mugole to robią? - zapytała siebie w myślach. Nie ważne jaki to coś ma skład. Smaczne i tyle! A Morg nie groziła nadwaga.. Weszła po cichu do biblioteki. Schowała się tam gdzie nikogo nie spotka. Weszła między regały gdzie znajdzie różne książki o mugolach. Chciała pogłębić wiedzę. Dotykała stare okładki książek. Wybierała i wybierała. Po prostu bawiła się dotykiem starych drewnianych księg. Kochała dłubać w drewnie więc je bardzo ceniła. Nie patrząc na nie stawały się w wyobraźni jeszcze piękniejsze niż były co dla Morgane miało wielkie znaczenie. Zachowywała się jakby była w innym świecie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nawet nie wiedziała czemu. Po prostu pomyślała o kimś. Zamknęła znowu oczy. Starała się wybrać jakąś książkę, ale ciągle myślała o nim. Stara Morgane nie zachowywała by się tak. Co prawda była ubrana jak lubiła. Tak jak na krukonkę przystało. Udaje, że jej nie ma i robi wszystko, by to było widać. Długi szary sweter i kaptur na głowie, by nie było widać jej iskrzących wyrazistych włosów. Czarne obcisłe spodnie i buty emu na nogach. One chyba jedynie się rzucały w oczy. Dzisiaj była dość wyraziście umalowana. Pewniej podkreślone jej oczy oraz namalowane beżowe usta szminką. Róż na policzkach miała tylko dla tego, by zakryć swoją porcelanową twarz. Która nie reagowała nawet na zmiany temperatury. Już miała wybrać swoją książkę. Jednak pomyślała, by zrobić coś co od dawna nie robiła.. Pogrzebać w czyjiś myślach. A miała iść już tą dobrą drogą i nawet przekonać Luka, by tego nie robił, a sama chciała poznać ten smak na nowo.. Skupiła się wpierw, by zablokować swoje myśli i powoli rozmyślała swoje za i przeciw. Po prostu znowu zamknęła oczy i wzięła jakąś książkę. Oparła się o regał i zaczęła ją czytać. Książka opowiadała o transporcie miejsckim w mugolskim świecie. Morgane zachwycała się opisem wszelakich pojazdów. Nawet tymi zatłoczonymi autobusami. Jakby ktoś teraz do niej podszedł to, by szybko odszedł zniesmaczony jej zachowaniem. Mogła by nawet zasyczeć jak kot. Z eufori spowodowanej zakochaniem przeszła na furię kryzysową.. Kryzys? Czemu? Ponieważ nie wiedziała co chce. Być grzeczną i szanować myśli innych czy po prostu je czytać i jeść je. . . Głupio zacząć, trudno skończyć. Z każdym uzależnieniem tak jest.. Chwila.. A to jest uzależnienie? Ciągle bała stać się jakimś zwierzęciem.. żerującym na czyjiś załamaniach.. Morg z natury lubiła dawać rady ludziom których kocha. Jednak jej nieznośna zdolność ją ciągle drażniła, że była ona tak blisko do osiągnięcia.. Sięgnięcia ponownego. --- Bo czasem mi się chce pisać długie posty : D'
No dobrze, zabiorę coś do jedzenia i ciepłe ubranie - Pokiwała głową i zerknęła na regał ze starymi, zakurzonymi książkami. Elizabeth zdążyła już zauważyć, że chłopak był pedantem. Z nią było podobnie, bo jej rodzice od urodzenia uczyli jej zachowania czystości i porządku. To bardzo przydało się jej w życiu. Musiała się jeszcze tylko umówić na konkretną godzinę z chłopakiem. Pewnie spotkają się pod zakazanym lasem, bo po co mają szukać się po tym wielkim zamku? - Hmm...no to może spotkamy się gdzieś przed lasem o godzinie dziewiętnastej? - Zapytała po chwili namysłu. Bardzo ucieszyło ją to, że może liczyć na pomoc Matiasa...Hmm...może robiło to dlatego, że Elizabeth była z tego samego domu co on?
Kiwnął głową, co miało znaczyć, że się zgadza bez jakichś istotnych uwag. Chciał jej pomóc. Nauczył się juz pomagać mugolom, czarodziejom też pomoże. Lepiej było iść z nią do lasu niż narazić na niebezpieczeństwo. - A więc, spotkajmy się na skraju lasu. - powiedział jej, żeby wiedziała gdzie powinna się udać. - Na pewno przyjdę. Do zobaczenia na miejscu. Zapewnił ją tylko krótko na koniec, po czym szybko wyszedł poza regały. Musiał się przygotować i odświeżyć umysł.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Historia rozwoju transportu po prymitywne wozy aż po eleganckie taksówki. Morgane uwielbiała techniki przemieszczania się mugoli! Jak latali w samolotach z Nowego Jorku gdzieś tam. Cudowna rzecz! Takie te prawa fizyki śmieszne.. Magia je łamała, a oni dawali sobie radę bez niej. Chichotała czasami przy opisach silnikach. Paliwo? Po co skoro można przyłożyć różdżkę i auto może poleci! Ahh.. gdyby można było czarować mugolskie rzeczy.. Jednak ryzyko jest za wielkie, że mugol je zdobędzie i będzie trzeba czyścić pamięć z 10 mugolom.. Dobrze, że nie wiedzią, że na ich ziemi chodzą smoki, latają miotły. Pisarze byliby wniebowzięci, ale niezbyt NASA. Trochę o tym słyszała. Znajduje się w Ameryce i bada sprawy "ufo". Chyba nie tylko. Tutaj wiedzia się na ten temat już kończyła. Zaczytała się tak, że nawet nie poczuła jak "wtapiała" się w regał. Powoli sekunda po sekundzie zjeżdżała w dół przez śliskie drewno. A ona nadal czytała. Była już przy końcu książki. Trochę się naczytała o chiński metrze. -Jejku, by ludzi popychać, by się wepchali?-pomyślała. Starała sobie to wyobrazić. Jej sweter zahaczył się o stare postrzępione okładki książek. Jeszcze cztery strony. Jej nogi powoli już się chwiały pod jej ciężarem ona nadal w transie, trzy strony. Teraz zaczytała się na temat kilku lini metra. Ciekawe. Mugole to naprawdę umią się obejść bez magii. Że ten świat jest tak podzielony.. Szkoda, że nie istenieje jakieś połączenie. Dwie strony. Nagle w całej bibliotece było słychać huk. Dziewczyna w końcu wylądowała na ziemi. Morgane musiała skończyć czytać tą ostatnią stronę. Zerknęła, że jeszcze jest prolog. Zdenerwowała się. Szybko przeczytała krótki prolog i odłożyła książkę. Chciała coś znaleźć do snu, by dobrze się spało. Może myśli do snu były bliżej niż teraz? Wzięła kilka książek. Coś o zielarstwie, mugolach oraz coś o sławnych czarodziejach. Wzięła hałdę książek i powoli kierowała się ku wyjściu z regału. Kto by pomyślał.. Nichcący wpadła na Matiasa wychodzącego z przeciwnego regału. Łub! Zderzyli się. Morgane wypuściła książki i się zarumieniła. Jeszcze nie wiedziała na kogo wpadła.
- Do zobaczenia - Powiedziała i wróciła do swojego stolika. Schowała poleconą przez Matiasa książkę do torby. Miała nadzieję, że ta lektura ją zaciekawi i pomoże w poznawaniu magicznych zwierząt mieszkających w zakazanym lesie. Elizabeth czuła, że zapowiada się wieczorem fajna przygoda. Zabrała jeszcze aparat i cicho wyszła z biblioteki, przed wyprawą musiała załatwić jeszcze kilka spraw.
Szedłem powoli uważając by nic nie zdradziło mojej obecności gdy kroczyłem chroniony czarem Abdico Visus po tej skarbnicy złotych galeonów... Księgi zaklęć były powszechne i za nie nie dostałbym zbyt wiele.Ale cóż jeśli plotki mówiły choć cień prawdy można było tu znaleźć w pewnym dziale liczne białe kruki warte małą fortunę. Dobrze tylko pomalutku i z wyczuciem. Obłożyłem się chyba wszystkimi ochronnymi czarami jakie były w kanonie szkolnych podręczników. Mimo to ubrałem się w dopasowane mugolskie ubranie z maską na twarzy a włosy ukryłem pod kapturem bluzy. nawet jeśli niewidzialność zawiedzie nikt nie mógł mnie rozpoznać. Powoli wkroczyłem do działu ksiąg zakazanych idąc pomiędzy regałami szukając ksiąg o małych gabarytach których zniknięcie nie zwróci szybko niczyjej uwagi...Powoli zebrałem kilka tomów wydających się godnych uwagi i napełniwszy nimi torbę spokojnie wyszedłem z biblioteki ... Tak to zapewni mi lekturę na następne dni oraz zysk gdy znajdę na nie kupca....
Co by tu poczytać? pomyślała sobie dziewczyna pałętając się po bibliotece oraz szukając odpowiedniej książki. To dziwne, ale dawno tu nie zaglądała. Szła wzdłuż alejki książek. Nagle zatrzymała się. Podeszła do jednej z drabinek by wspiąć się na jedną z półek. Szła po drabince i szła poszukując odpowiedniej książki. O znalazłam! Powiedziała tryumfalnie dziewczyna wyjmując książkę z pułki. Nagle książka się zachwiała i Ingrid szybko złapała przedmiot. Nagle ona sama się zachwiała. Tak! Poślizgnęła się i szybko chwyciła się drabinki. Dziewczyna próbowała złapać się, ale nie miała siły. Nagle spadła i uderzyła się głową w jedną z półek. Minimalnie leciała z jej głowy krew oraz ze skroni. Książka leżała na brzuchu Ingrid otwarta na jednej ze stron. Kiedy była nie przytomna czasem miała nadzieje, że ktoś ją uratuje. Ach! Ta niezdarna Ingrid.
Szedłem na włam jak poprzednio. Chroniony czarem niewidzialności i obłożony zaklęciami ochronnymi jak mała choinka. Tym razem wyposażywszy się jeszcze w moje nowe eliksiry i rękawice z wmontowaną tarczą ochronną kupione w Londynie. Na wypadek gdyby iluzja zawiodła i ktoś by mnie ujrzał miałem na sobie kominiarkę oraz ciemny strój idealny do biegu i walki. Łup zamierzałem zapakować do obszernej torby przewieszonej na pasku. Minęło sporo czasu ( kilka dni ) Od ostatniej kradzieży a nikt nie wszczął alarmu.Albo był tu większy rozgardiasz niż przypuszczałem lub czekała mnie zasadzka. Nie chcąc ryzykować poruszałem się po woli i czujnie i pewnie dla tego usłyszałem cichutki jęk dochodzący z za kilku regałów. Zaniepokojony ruszyłem to sprawdzić i ujrzałem dziewczynę lezącą na ziemi w małej kurzy krwi.. To nie moja sprawa... Powtarzałem sobie idąc dalej w swoją stronę... Naprawdę tak myślałem, przysięgam i sam nie wiem co robiłem chwilę potem przy krukonce już bez kominiarki i Abdico Visus - Nie próbuj się ruszać... Zbadałem jej kręgi szyjne i głowę oraz pobieżnie wizualnie pozycję w jakiej leżała. Miała cholerne szczęście... Gdyby uderzyła o ziemię tyłem głowy mogło być znacznie gorzej. Delikatnie przewróciłem ją na plecy i rzuciłem serię czarów... Episkey na rany które krwawiły...Ferula na stłuczenia wywołane upadkiem. Aresto Momentum by stworzyć magiczne nosze i w stabilny sposób przenieść dziewczynę ... Klnąc w myślach na czym świat stoi ruszyłem w stronę Ambulatorium... - Idziemy do lekarza i bez dyskusji! Delikatnie drylując różdżką by nie uderzyć noszami o półki z książkami ruszyłem w stronę wyjścia. Nie byłem typem księcia z bajki który wpada na białym koniu ratując niewiasty a jedynie bardzo, bardzo wściekłym na siebie złodziejem i byłym zabójcą. Który stał się za miękki do swojej roboty...
Skocznym krokiem, jak to ona, ruszyła do biblioteki. Ponieważ wszystkie jej książki zostały wymęczone do granic możliwości, postanowiła wypożyczyć coś, co nie do końca będzie podręcznikiem. Chociaż jakiś tom o smokach czy hipogryfach albo o jakichkolwiek stworzeniach byłby nawet ciekawą lekturą. W drzwiach minęła się z Natanielem. Już miała przejść koło niego jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się do niego, ale zauważyła coś, co całkowicie zbiło ją z tropu. Stanęła z szeroko otwartymi oczami. Najpierw się uszczypnęła, potem przetarła oczy. Nic. Ów niecodzienny i niesamowity obraz nadal pojawiał się przed jej oczami. Nataniel komuś pomagał! Bezinteresownie! A przynajmniej tak myślała. Dotknęła go palcem. Nie był ani halucynacją, ani jakąś senną zjawą. Prawdziwy, taki z krwi i kości. Popatrzyła się na niego marszcząc brwi. Szkoda, że nie miała aparatu. Przecież taka okazja nigdy więcej się nie powtórzy! Przeniosła wzrok na osobę, którą chłopak transportował. Ingrid. Pobladła. Zaczęła mamrotać coś nieskładnego. Krukonka była blada i naprawdę źle wyglądała. - Em... - chciała o coś spytać, ale uznała, że teraz to nie najważniejsze. Machnęła w końcu ręką i przepuściła chłopaka. Odprowadziła go wzrokiem, po czym, nadal z szeroko otwartymi oczami, zaczęła przeszukiwać regały. W końcu z triumfalnym uśmieszkiem uniosła do góry swoją zdobycz. Zwariowane zaklęcia dla lekko stukniętych magów. Nie była to co prawda książka, której szukała na początku, ale tytuł wydawał się być wprost idealny dla niej. Usiadła więc przy jednym ze stołów i zaczęła czytać. Do torby zaś schowała Podręcznik psychologii hipogryfów.
Mathilde znudzona ciągłym nicnierobieniem pojawiła się w bibliotece. Szukała dla siebie jakieś ciekawej książki. Czegoś o eliksirach, tajemnicach i podobnych rzeczach. Z oczyma wbitym w okładki książek zwinnie przesuwała się między regałami i innymi uczniami. Smoki? Nie. Mugole? Nie. Czarna magia? Nie. Sławni magowie? Nie. Magiczne rośliny, zwierzęta, choroby? Nie, nie, nie. Przesuwała wzrokiem po grzbietach książek, wyszukując ciekawą dla siebie pozycję. - Poszukiwanie kamienia filozoficznego... ?- wyszeptała, zatrzymując się przy rozsypującej się książce, wytartej i brudnej. Znała tę wszystkie historie na pamięć. Zawsze się tym interesowała; wszystkich alchemików i poszukiwaczy nieśmiertelności poznała lata temu. Westchnęła, wsuwając książkę z powrotem między resztę pozycji. Ominęła resztę książek z tej półki i udała się do następnej. Dzieła Gilderoya Lockharta? Zachichotała. Nie ma ochoty na przechwałki egocentrycznego gogusia. Cóż jeszcze....? Podeszła do kolejnego regału, zrezygnowana już i bez zainteresowania sięgnęła po pierwszą lepszą książkę. - Co do...? - zapytała trochę zdezorientowana. Okładka książki była różowa, pełna zawijasów i brokatu. Magiczne techniki uwodzenia! Eliksiry i zaklęcia. Musiała przyznać - zainteresowało ją to. Nigdy nie była specjalną flirciarą, ale przecież nie zaszkodzi jej poznać trochę nowości, prawda? Chwyciła książkę pod pachę i zasiadła przy pierwszym lepszym stoliku. Gdy ją otworzyła, w nozdrza uderzył ją słodkawy i drażniący zapach.
Cha ... Teraz się uda włam stulecia Szedłem załadowany sprzętem jak na małą wojnę ukrywając się jak poprzednio czarami niewidzialności i chroniąc się pod maską . Ubrany w strój bojowy rodu byłem tym razem zdecydowany choćby niewidem co wynieść kolejne księgi z biblioteki... Tak pieniądze jakie dostane za woluminy z działu zakazanego wzywały mnie jak syrenie śpiewy... Nagły zapach silnego afrodyzjaku wybił mnie z rytmu... Do diabła! Zatoczyłem się lekko... ech śmierdzi ale jest pieruńsko skuteczne na facetów ... Tak czułem działanie specyfiku a gdy podpatrzyłem śladem zapachu i ujrzałem dziewczynę przy księdze chciałem już wyć i biec na nią jak wariat... Wysiłkiem woli zdjąłem maskę z twarzy i wyłączyłem niewerbalnym finite zaklęcie niewidzialności... - Zły pomysł byś to czytała ... Zatrzasnąłem księgę trzęsąc się ciągle i czując dziwne dreszcze ... -Skąd to masz !? Starałem się nie patrzeć jej w oczy by nie wiedziała co miałem zamiar zrobić z nią gdybym nie opanował się siłą woli... Ech i tyle jeśli chodzi o kolejne podejście do włamu...Ja to mam pecha.
Już od przeszło dwóch godzin szukała książki, w której mogłaby znaleźć jakiekolwiek informacje na temat swojego rodu. W sumie nigdy nie interesowała się tematem historii swojej rodziny, ale niedawno jej ojciec chrzestny zwrócił uwagę na znajdujące się na jej przedramieniu znamie przedstawiające runę Dagaz. Podbno dokładnie to samo znamie zauważył kiedyś na nadgarstku jej świętej pamięci babci. Była ciekawa, czy runa ta ma jakikolwiek związek z historią jej rodziny, czy też jest po prostu dziwnym zbiegiem okoliczności.
Sztuka uwodzenia jest bez wątpienia sztuką trudną. Chociaż każdy ma szansę, aby ją ogarnąć. Czy to z pomocą magii, czy uroku osobistego – jest to dostępne dla wszystkich. Weźmy pod uwagę chociażby… Książka była niesamowicie ciekawa, opowiadała o rzeczach, o których Krukonka nie miała wcześniej pojęcia. Nie wiedziała, że na świecie istnieje tyle rodzajów eliksirów miłosnych! A ile zaklęć? Była trochę zdziwiona, ale też zaciekawiona. Przedzierała się właśnie przez rozdział z przeróżnymi zastosowaniami włosów wili, gdy jakiś intruz zaszedł ją od tyłu i jej w tym przeszkodził. - Zły pomysł? – zapytała, nie bardzo orientując się co miała na myśli Ślizgon. – Czemu to niby? W bibliotece nie ma niebezpiecznych książek… – ignorancie aż chciało się dodać. Chociaż zazwyczaj była opanowana i nie unosiła się gniewem, to teraz była rozdrażniona. Uważała takie przeszkadzania za bezczelne i prostackie. Popatrzyła gniewnymi oczami na chłopaka, oczekując od niego odpowiedzi.
Uff... uspokoiłem się nieco i usiadłem na najbliższym krześle w okolicy... I jak ja mam jej to wyjaśnić co? Bo co mam jej niby powiedzieć? Zacząłem delikatnie by nie wpaść w moralizatorski ton oraz nie zdenerwować dziewczyny... - Powiedzmy że ktoś nasączył kartki czymś co śmierdzi dla kobiet ale wabi mężczyzn i to mocno ... Spojrzałem jej w oczy... - Ale co zrobisz jak oni już przyjdą i będą mieli ochotę na coś więcej niż rozmowę i lekki flirt? Zawiesiłem głos obserwując czy rozumie o co mi chodziło - Jestem dość obyty z takimi substancjami więc powiedzmy że mam jakąś odporność ale to na prawdę niebezpieczna książka nie przez treść ale to co jest na niej
Słuchając chłopaka oczy dziewczyny z gniewnych robiły się coraz bardziej zdziwione aż w końcu zamieniły się w okrągłe spodki. - Wabi… mężczyzn ? – powtórzyła, niedowierzając. Coś więcej niż flirt…? – Merlinie, co w bibliotece szkolnej robi taka książka?! – wykrzyknęła niemalże, wyrzucając wolumin z rąk. Książka wylądowała na drugim końcu stolika, prześlizgując się przez cały blat. Szybko podniosła dłonie do nosa i powąchała je. Rzeczywiście śmierdziały. Popatrzyła pytająco na chłopaka i, bez zastanowienia, podsunęła swoje palce do jego twarzy. - Powąchaj! – rzuciła rozkazującym tonem. – Myślisz, że to już działa…? Była naprawdę przerażona. Mężczyźni bywali napastliwi nawet bez działania miłosnej magii, a co dopiero z supersilnym afrodyzjakiem? Na Merlina!
Podniosła głowę znad książki. O ludzie... ale tu czymś śmierdziało. Tomem Zaklęć dla Lekko Szurniętych Magów wachlowała powietrze przed sobą. W końcu jednak zapach ustał i usłyszała gniewny głos Nataniela. Zaciekawiona uniosła się z fotela, na którym siedziała, uprzednio chowając księgę do torby. Była naprawdę godna podziwu dla niego. Mało który wytrzymałby taką próbę. Chociaż odczuwała lekki zawód. Ciekawa byłaby scenka między nimi. Zakryła usta dłonią, żeby stłumić śmiech. No, ale trudno... chłopak się powstrzymał. Ale zaraz, zaraz... Math podłożyła mu ręce pod nos. Pewnie ciągle śmierdziały afrodyzjakiem. Znaczy... śmierdziały dla niej i dla jej przyjaciółki. Nataniel czuł pewnie niezwykle pociągającą woń. Przesuwała się wzdłuż regału, cały czas ich obserwując aż wpadła na jakąś dziewczynę. - Jezu! - Nie mogła się powstrzymać od krzyku zaskoczenia, kiedy wylądowała na tyłku. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Podniosła się gwałtownie z podłogi i podała zdezorientowanej nieznajomej dłoń, żeby pomóc jej wstać. Dość niefortunny początek ich znajomości. To trzeba przyznać. Spojrzała na rękę dziewczyny. - Oryginalny tatuaż. - Uśmiechnęła się do niej.
-Ciszej!-powiedziała, podchodząc do blondynki. Pochylający się nad nią chłopak popatrzył na nią troche zdziwiony, a troche oburzony. Kurcze. Znowu się zapomniała. Musiała się nauczyć, że w nowej szkole nikt jej nie zna i nigdy o niej nie słyszał. No nic. Nie mogła już cofnąć tych kilku sekund. Poszperała w torbie, wyjęła woreczek i rzuciła nim w stronę faceta. Ten zręcznie go złapał, nadal nie spuszczając z niej wzroku.Zwróciła się do blondynki-W środku jest kilka kulek. Rozetrzyj jedną z nich w palcach, a wywar przestanie działać. Jeśli tego chcesz, rzecz jasna-popatrzyła na jej towarzysza. Ten z pewnością wyglądał na zszokowanego.-Spokojnie, nie mam zamiaru nikogo otruć, to źle wygląda w życiorysie-zażartowała. Następnie odwróciłą się i z wielkim woluminem pod pachą udała się do najbliższego wolnego stołu
Z sykiem cofnąłem się do tyłu zwalając się z krzesła... Ta wariatka nie słuchała czy co ! Serce biło mi jak młotem a reszta ciała ... No może pomińmy co działo się z resztą ciała. Blady z wysiłku wstałem cofając się do tyłu... - Oszalałaś !? Oj nie dobrze głos mi się pogłębił a ciało zaczynało być lekkie i jakoś tak zwinne. Gdybym był wilkiem właśnie właśnie odsłonił bym kły i szykował bym się do zjedzenia tej małej owieczki... W tedy usłyszałem Elliott. O Bogowie w niebiosach jak się cieszyłem że tu jest... Jak dobrze że pojawiła się ta puszeczka! Nigdy nie doceniałem tego domu ale ... uf myślę że zmienię zdanie. - Spojrzałem na krukonkę i śmiejącą się gryfonkę którą teraz zarejstrowałem wzrokiem bliskim obłędu i odezwałem się tym samym tonem jak używałem gdy torturowałem ludzi w podziemiach zamku mego rodu... - Zetrzyj to ! A ty ELL ? Nie rżyj ja tu cierpię a ty wyjesz? Spojrzałem za oddalającą się puchonką i zawołałem za nią już nieco milszym tonem ... - Dzięki ! Jak cię zwą?
Patrzyła na całą sytuację z niemym rozbawieniem. Wiedziała, że dla chłopaka to walka o przetrwanie, ale... osobie postronnej (którą ona przecież jest) wydawało się to naprawdę komiczne. Zduszając w sobie śmiech, jęknęła. - Zetrzyj to ! A ty ELL ? Nie rżyj ja tu cierpię a ty wyjesz? - Ale... ale... przepraszam bardzo. Ja nie rżę, ani nie wyję. - Zrobiła obrażoną minę. - Jeszcze. W końcu nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, niemal tarzając się po podłodze. Napotykając skarcające spojrzenie gości biblioteki, wzięła parę głębokich wdechów i podeszła do Math. Chwyciwszy jedną z kuleczek, roztarła ją na jej ręce. Przyjaciółka chyba była zbyt oszołomiona, żeby to zrobić. Powąchała jej dłoń. Nie czuła już ani trochę tego smrodu. - Już jest w porządku. Znaczy powinno być. I tego... przepraszam cię za ten wybuch. Wiem, co się z facetami dzieje, kiedy czują coś takiego. - Wydęła delikatnie usta, zrobiła oczka zbitego jelonka Bambi i podeszła do Nataniela.
No lepiej ale i tak nie czułem się najlepiej ... Wzrok mi się jakoś wyostrzył a węch to już nie powiem ... Tak nawet gdy bodziec znikną potrzebowałem chwili by ochłonąć do końca... Osz nie wiedziałem że Ell tak ładnie pachnie ?! Mógłbym ją teraz schrupać i... No dobra dosyć tego jeśli umarzam nawet ją za obiekt pożądania to było ze mną naprawdę źle. Odskoczyłem szybko do tyłu jak oparzony by zwiększyć dystans i usiadłem na wolnym krześle... - Chwila daj ochłonąć ... Wdech wydech wdech ... Spojrzałem na książkę z jawną nienawiścią... Już wiem jak czuły się te wszystkie kobiety którymi manipulowałem przez całe życie... Oj zaraz a co to ? No nie ja mam sumienie i jeszcze ten nowy twór mojej psychiki robił mi wyrzuty? Dramat ! A miał być taki piękny włam...
Usłyszała pytanie chlopaka, niestety zanim zdążyła odpowiedzieć gryfonka wybuchnęła śmiechem. Miała rację, sytuacja była komiczna. Ślizgon wyglądał, jakby patrzył na swoją królową, zdolny spełnić każdą jej prośbę, nawet gdyby było to utopienie połowy szkoły w Sekwanie. Ona jednak dobrze wiedziała, że chłopak jest przerażony. Spojrzała na niego. Już troche ochłonął, teraz patrzył się na nią. Uśmiechnęła się do niego ze współczuciem. Nie był najgorszy...nie! Chyba kompletnie zwariowała. Miał siedemnaście lat! Wiedziała, że ona sama wygląda na piętnaście lub więcej, ale jednak..choć w sumie, co ją mogło powstrzymać? Na urywku pergaminu nabazgrała Aniela. 19 lutego, sobota, 16.00, pub pod trzema miotłami w Hogsmade. Działanie teog eliksiru może być długotrwałe, myślę, że mogę coś na to poradzić Niezwykle dziecinne, ale w sumie co miała do stracenia? Zwinęła kartkę w rulonik, przewiązała wstążką i wychodząc, rzuciła mu ją na kolana.
Mathila zarumieniła się; powinna znać działanie takich eliksirów. Przecież wychowała się w towarzystwie alchemików, a i sama była w tym kierunku uzdolniona. Spanikowała, co jej się nie zdarza często, i zachowała się mało inteligentnie. Gdy Elliot wycierała jej dłonie, nawet jej uszy były czerwone z zażenowania. Nie mogła się jednak sama oprzeć komizmowi sytuacji. Zaśmiała się krótko, ukazując bialutkie ząbki. - Przepraszam… - powiedziała cicho. – Panika. – wytłumaczyła krótko, spoglądając na obecnych . – Dzięki. – rzuciła do Elliot. – I dzięki tobie. Merlin wie, co b było jakbyś mi nie powiedział… - popatrzyła na Nataniela z serdecznością i pewną dozą wdzięczności. - Ktoś musi teraz odnieść tę książkę do bibliotekarki, nie? – wskazała brodą na wolumin. – Może ty? Jesteś chłopakiem i nic ci raczej nie grozi… - nie chciała wyjść na kogoś, kto wykorzystuje innych, dodała więc szybko. – Oczywiście, ja też mogę iść. Ale, rozumiesz. Nie dotykam już tego… - Spojrzała wymownie na książkę i po chwili popatrzyła błagalnie na Ślizgona. – Tak poza tym: Mathilde. – podała mu rękę, przedstawiając się.
Oho, chłopak jakoś dziwnie się na nią patrzył. Nie... czy on? Zaśmiała się w duchu. Podeszła za blisko. Widziała w jego oczach coś na kształt pożądania. A że ładnie pachnie to chyba oczywiste, prawda? Jest dziewczyną, która dba o siebie i lubi przyjemniaste zapachy. Truskawka, czekolada, mango, konwalia czy wrzos - te ukochała sobie szczególnie. - Emm... no tak. Przepraszam. - Coś za często przeprasza. Coraz gorzej z nią. Oj tak. Odsunęła się od Nataniela na bezpieczną odległość. - Nie ma sprawy. Każdemu się czasem zdarza takie panikowanie. Tylko... na przyszłość pamiętaj, że afrodyzjaki to nie zabawa. - Uśmiechnęła się do niej pocieszająco i wzięła wolumin do ręki. - Ja to zaniosę. Lepiej, żeby on tego nie tykał. Ty też nie. Popatrzyła na nich wymownie, po czym odniosła księgę do bibliotekarki. Kiedy była już przy stole, wzięła jedną kulkę i wtarła ją sobie w ręce. Na wszelki wypadek. W końcu nigdy nic nie wiadomo.
Mathilde została potraktowana… protekcjonalnie. Nie jest dzieckiem i nie potrzebuje Elliotowych przestróg. Uważać z afrodyzjakami? Tak jakby wcześniej próbowała uwarzyć jakiś eliksir miłosny. Phi. Po prostu wzięła nie tę książkę co trzeba. Oczywiście, powinna być bardziej ostrożna, ale w bibliotece szkolnej po prostu nie powinno być takich kontrowersyjnych dzieł. Spojrzała na Elliot z czymś na kształt wyrzutu. - Ta. – mruknęła do przyjaciółki na odchodnym – Następnym razem zanim coś przeczytam, sprawdzę czy nie jest dla mnie szkodliwe. – Już nie dziecko, nie dziecko, nie dziecko! Wychwyciła kątem oka zainteresowanie chłopaka Gryfonką. Wyglądała na to, że miała ona duże powodzenie u płci przeciwnej, chociaż z tego co wie, nie ma chłopaka. Uśmiechnęła się; chciałaby być atrakcyjna.
Ale przecież ona nie mówiła jak do dziecka! Po prostu się o nią martwi, a ta się tu patrzy na nią z wyrzutem, no! Człek chce być pomocny, chce być miły. Nawet ten wolumin zaniosła, choć bibliotekarka się na nią dziwnie patrzyła, o. A co do powodzenia. Chciałaby je mieć. Ale lajf is brutal, kopas w dupas and ful of zasadzkas. A Nataniel się na nią tak gapił, bo pod wpływem tego zapachu był, o. Nie ma czego zazdrościć. Chociaż... nie! Trzeba schować przechwałki głęboko i nie wypuszczać ich na światło dzienne. Ale kocie ruchy to opanowała do perfekcji, noo. To rzec trzeba. A na niektórych to działa. Podobno. - Dobra. Było minęło. - Wyszczerzyła się do Math. - I jak tam, Natanielu? Już lepiej? Przekrzywiła rudowłosą główkę i spojrzała na chłopaka badawczo.
Minęło. Powoli czułem się na powrót sobą. Oj ale kac moralny nie opuszczał mnie ani przez chwilę. Ech paskudne uczucie chyba się dziś upije z a wszystkie czasy. Spojrzałem na Ell z rozbawieniem przypominając sobie pewną rozmowę z Sig... Może były to żarty ale ... -Wiesz pamiętasz naszą rozmowę w lesie? Spojrzałem już z moim normalnym wrednym uśmiechem ... - Podtrzymuje co mówiłem ale Sig coś tam przebąkiwała o figurach geometrycznych ... Chyba mówiła coś o trójkątach ale nie pamiętam dokładnie. Mrugnąłem do dziewczyny śmiejąc się z widoku jaki prezentowała teraz jej twarz. Ech czy mówiłem że moja kruczka potrafi mnie rozbroić ? Więc mówię. Owszem zwykle w paru słowach. - Dzięki za pomoc Ell spojrzałem z rozbawieniem na gryfonkę śmiejąc się z wizji jaą podsunęła mi wyobraźnia ...