Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
- Konkrety? - Pogładził się po hebanowym zaroście na policzku. - Hum, hum... a macie być może w swych zbiorach Myszy i ludzi? Wtem dostrzegł leżącego na podłodze martwego walenia o zabarwieniu różowym. Oczy zaokrągliły się, Morph doznał chwilowego szoku, ale ogarnął się zaraz, rozpoznając w tym człowieka. DAISY! Daisy, jego ulubiona uzdrowicielka z Munga. Poruszała się z taką finezją, że odbierała mu wszelkie zmysły. - Tak... wygląda na to, że jedno Enervate nie wystarczy - mruknął z półuśmiechem. Chyba, że to nie jest to, co masz zamiar zrobić? Dlaczego jest w ogóle unieruchomiona?
- Wiem, że nie wystarczy - odparła. Znała siłę swych zaklęć, gdy była zdenerwowana. A nie było to byle co. - Dlaczego jest unieruchomiona? Zaczęła mi demolować bibliotekę. W pierwszej chwili uznałam ją za potencjalne zagrożenie i dlatego ją unieruchomiłam - wytłumaczyła. Spojrzała po chwili na Morpheusa i widząc jego niepewne spojrzenie, zapytała - zrobiłam coś nie tak?
Roześmiał się cicho, mierzwiąc swe hebanowe włosy. - Nie, ostatecznie, ja również broniłbym mojej chatki - rzekł rozbawiony i mrugnął do niej ciepło. Spojrzał na biedną Daisy. - W takim razie, na trzy? - Zwrócił się do Constance, wyjmując różdżkę i wskazując nią na Daisy.
Podrapała się po swędzącym nosie, po czym poprawiła włosy opadające jej nieco na twarz. - Na trzy - uśmiechnęła się niepewnie i wyciągnęła. - A więc... raz, dwa... - zaczęła odliczać.
- Trzy! - rzekł, gdy już doliczyli i zatrzymał się. Ręka opadła, wyprostował się i spojrzał na Constance, która również nie rzuciła zaklęcia, widząc jego wahanie. - Wiesz, tak sobie myślę, właściwie Daisy to przepiękny element wystroju. Nie myślałaś, żeby ją tak tu zostawić? - uśmiechnął się zawadiacko, oglądając Daisy okiem krytyka sztuki. - Motywowałaby do nauki, wywiesilibyśmy karteczkę "jeżeli nie odrobisz pracy domowej, zdejmiemy zaklęcie". To inwestycja na przyszłość, Constance!
Nie dowierzała temu, co usłyszała. Czy on naprawdę mówił poważnie? Czy sobie żartował z Constance? A może był jednym z tych wielbicieli Daisy? - To chyba lepiej niech nauczyciele nią straszą, a nie ja - odparła, zaśmiewając się z lekka. Chciała pozbyć się tej potwory jak najszybciej. - Uważam, że bez niej było tu ładniej - dodała stanowczo.
- Serio?! - Spytał, patrząc na nią roziskrzonymi oczyma. - Tak na serio, serio?! - Upewniał się z szerokim uśmiechem na twarzy. Bibliotekarka pozwoli mu pogrzebać w tak ważnych dokumentach?! Serio, serio, serio, serio?! Resztkami sił zachowywał odpowiednią powagę, ale jego kończyny niemal wyrywały się, aby zatańczyć jakiś dziki układ taneczny, do którego korcił go nadmiar szczęścia. - To gdzie mogę zacząć i na czym ma moja praca polegać? - Spytał na tyle poważnie, że na jego młodej twarzy wyglądało to bardzo komicznie.
- Ech, Constance, nie doceniasz awangardowej sztuki - odparł zbolałym tonem, gładząc się po brodzie. Umilkł chwilowo, patrząc to z rozbawieniem na rozentuzjazmowanego Gryfona, to z konsternacją na zalegające w bibliotece nieruchome ciało Daisy. - Nie mamy prawa jej ubezwłasnowolnić od tak i przetrzymywać w tym stanie, to niehumanitarne - mruknął szeptem do bibliotekarki, zastanawiając się w duchu, cóż ona chce zrobić biednej, pięknej Daisy. Wyraz twarzy nie sugerował niczego dobrego.
- Tak, na serio - potwierdziła, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Rozbawiła ją reakcja chłopca, choć w sumie czego spodziewać się od dwunastolatka? - Niech pan poczeka chwilę, panie Flynn, muszę jeszcze coś załatwić i wszystko panu wytłumaczę, dobrze? - poprosiła. - Wiem, wiem. Nie chcę jej robić krzywdy, nie bardziej, niż to konieczne. Jednak jej przebywanie tutaj w tym stanie nie jest niczym dobrym. Ach, no i wolę klasykę, Morpheusie - odpowiedziała również szeptem.
- Dobrze, zatem... - machnął krótko różdżką, używając zaklęcia lewitującego, mrucząc Wingardium Leviosa pod nosem. Coś nie wyszło. Cóż za kompromitacja! Jednak każdy zrozumie, dlaczego się nie udało, wszak Daisy nie była zbyt łatwym "przedmiotem" do unoszenia, biorąc pod uwagę jej wagę. Spróbował jeszcze raz, tym razem z Locomotor. Wylewitował ją zatem z biblioteki, uprzednio mrugając do Constance i prosząc ją o wysłanie sową jakiejś książki, którą sama lubi - zobaczymy, jak klasyka sprawdza się w jego wydaniu. Daisy usadził na jakiejś ławce/krześle/czymkolwiek w sporej odległości od biblioteki i zaklęciem Finite odwołał Petrificusa. Nie czekając, aż Daisy się zbudzi (mogła być przecież zła!), pogłaskał ją czule po głowie. I uciekł.
Zauważył, że w bibliotece zjawił się ktoś jeszcze. Jakiś dorosły Pan, którego nie widział tutaj ani razu. Jednakże jego wiek i pewna powaga onieśmielała chłopaka, więc nawet się doń nie uśmiechnął. - Dobrze! Dobrze, dobrze! - Odpowiedział, prostując się jak struna, po czym przyłożył dłoń do czoła jak żołnierz, odczekując tłumaczenia bibliotekarki. Nie zwrócił uwagi nawet na to, że cielsko pewnej nieprzytomnej kobiety, właśnie odleciało siną w dal. Nawet nie zamrugał! - Wie Pani, że wczoraj doliczyłem do tysiąca? I to bez żadnej przerwy! Tak raz i dwa... i leciałem i do tysiąca dotarłem! Naprawdę! - Tak go korciło, żeby się pochwalić, że nie wytrzymałby już nawet sekundy! W tonie jego wypowiedzi, można było wyczuć nutkę dumy.
Starała się być poważna, jednak ciężko było jej powstrzymać się od śmiechu. Na szczęście jakoś jej się to udawało. Musiała traktować poważnie ludzi, których spotykała na swej drodze, nie mogła ich lekceważyć, choć ich zachowanie mogło się wydawać dziwne lub irracjonalne. - To... ciekawe. Wspaniałe osiągnięcie. Gratuluję - odparła nawet szczerze. W końcu nie każdemu wychodziło liczenie do tysiąca bez zająknięcia. - Panie Flynn, pójdzie pan za mną, dobrze? Pokażę panu, co ma pan robić.
Davis już dawno zaczęła się nudzić i przez dłuższy czas chodziła po Hogwarcie szukając jakiegoś ciekawego pomieszczenia, na dłuższy pobyt. Idąc korytarzem czwartego piętra muskała opuszkami palców jego ścian, nie wiedziała dlaczego. Taki kaprys. Weszła do biblioteki i rozejrzała się. Panowała w niej cisza, a jej to pasowało. Bez zbędnych przywitań skierowanych do kogokolwiek ruszyła ku swojemu zwykłemu stanowisku, czyli stolikowi pod oknem. Usiadła przy nim, jednak dopiero po przyniesieniu z odpowiedniej półki książki z zaklęciami, którą zawsze tu czytała. Musiała przyznać, że co jak co, ale ten przedmiot i same zaklęcia lubiła bardzo, ale to bardzo. Uśmiechnęła się i zagłębiła w książce.
Akurat tym razem, pomimo wieczornej pory, Nicolas złamał swoją tradycją ponownie i nie wychylił się z zamku. Perspektywa brnięcia przez błoto doprawdy była mało przekonująca, zresztą, musiał coś załatwić, a miał mało czasu. Oczywiście zbyt zajęty sprawami, które w sumie nie były wcale ważne, dopiero teraz sobie przypomniał, że miał zaraz po lekcjach iść po podręcznik. Szczerze chłopak nie przepadał za takim miejscem jak biblioteka, jak się uczył, to tylko na zewnątrz, lub przy takiej pogodzie jak dzisiaj, w swojej wieży. Powód takiego kaprysu? Ujawnił się jak tylko Krukon przekroczył próg biblioteki. Ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło wejście kolejnej osoby do królestwa ksiąg, i w tym samym momencie do nozdrzy Gosta dotarł zapach kurzu i jeszcze czegoś, czego w każdym razie nie lubił. Mruknął pod nosem coś zirytowany, chcąc jak najszybciej już stąd wyjść i skierował się do odpowiedniego działu, po drodze przelotnym wzrokiem ogarniając pomieszczenie.Dzięki właśnie temu, przypadkiem rzuciła mu się w oko książka, którą trzymała sobie ślizgonka, jakby nigdy nic. Świetnie. Akurat jej potrzebował. Nie widząc w tym problemu, bez słowa dosiadł się, zajmując krzesło na przeciwko niej. Oparł się wygodnie i wbił spokojny wzrok w Angie. Czekał grzecznie aż skończy, nawet nie chciał przeszkadzać... na razie.
Angie poszukała w spisie treści strony, na której skończyła ostatnim razem, a raczej zaklęcia, które wtedy studiowała. Musiała przyznać, że było dosyć ciekawe, ale wtedy "wpadła" na nią Bell i skończyło się spokojne czytanie, na rzecz, w sumie ciekawej rozmowy. Po jakichś dziesięciu minutach, Davis kątem oka zauważyła, że ktoś się przysiadł. Nie wiedziała w jakich celach, skoro nie miał przy sobie żadnej książki. Czyżby czekał na moją? Jedyny egzemplarz? Wykrzywiła usta w niezbyt przyjemnym uśmiechu. Jeżeli nie było więcej egzemplarzy tej książki, a on chciał ją wypożyczyć, to nie było ciekawie. Co będzie czytać w wolnym czasie? Podniosła głowę i spojrzała na niego. - Chciałeś czegoś? - Uśmiechnęła się przymilnie i odchyliła na krześle do tyłu.
Miło, że go nie zignorowała, bo takie siedzenie i wpatrywanie się przez dłuższy czas w końcu nudzi. Oczywiście, pomyślał o tym, że może być mały zgrzyt, jeśli chodzi o książkę, ale zawsze trzeba spróbować, prawda? - Niee, skąd. Podziwiam widok ciebie tutaj z książką - odpowiedział i gdyby nie jego całkiem spokojny ton z dołączonym lekkim uśmiechem, można by to było uznać za niemiłe. - Długo jeszcze będziesz to czytać? - spytał, unosząc na moment znacząco brwi i przechylił nieznacznie głowę na bok. Na upartego przeżyje, jak tej książki dzisiaj nie dostanie, ale nie znosił sobie zostawiać czegoś na ostatnią chwilę, bo zazwyczaj wtedy zwyczajnie wszystko olewał i nie robił już nic. - I poza tematem, też miło cię widzieć Angie - dorzucił z pozoru totalnie przelotnie i obojętnie, choć na twarzy bruneta uwidoczniło się lekkie rozbawienie.
W sumie to rozbawił ją tekst z podziwianiem jej z książką. Wydawałoby się to dość realne, gdyby nie sam fakt, że dosyć nudne. Wróciła krzesłem na miejsce i nachyliła się nad stolikiem, w jego stronę. - Czytam to w każdym wolnym czasie, Nick. - Odparła prostym zdaniem i przesunęła garstkę włosów, które zaczynały zasłaniać jej chłopaka. Gdy go zobaczyła zaczęło się jej chcieć palić. W sumie na chama mogłaby się schować w rogu biblioteki i zapalić w oknie, najwyżej przy złapaniu dostała by parę minusowych punktów, ale jak na złość nie wzięła papierosów. - Tak, tak, mnie zawsze jest miło widzieć. - Zażartowała. - No w sumie to ciebie też. Strasznie jest ci potrzebna ta książka?
Nie zmieniając pozycji, z przyzwyczajenia nie spuszczał oczu z dziewczyny. Poza tym, kontakt wzrokowy w rozmowie to podstawa podobno... a on się do tego najczęściej stosował, ale nie z powodu zasad, lecz nawyku. - To ma akurat tu małe znaczenie - sprostował z pokrętnym uśmiechem pod nosem, odruchowo przeczesując dłonią włosy, jak miał w zwyczaju, nie pozwalając im opaść za bardzo. Na szczęście krukon wiedział o nałogu Angie, co też niecnie zamierzał wykorzystać, jeśli już zwykła prośba nie pomoże, bo kto ją tam wie? - Cholernie - potwierdził, dodając do tego taką minę, żeby czasem nie miała wątpliwości, że zaraz padnie bez życia bez tego podręcznika. Nick na moment odwrócił jednak głową w stronę bibliotekarki, która już mruczała coś pod nosem na temat godziny. A fakt... - Chodź, i tak nas wyganiają - stwierdził, podnosząc się z miejsca z ukrytym zadowoleniem, ze zaraz opuści to pomieszczenie. Stanął przy stoliku i czekał na blondynkę z ponaglającym wzrokiem. Oczywiście, książkę zabierał on.
- Dla kogo małe, to małe. - Westchnęła głośno, ale miał rację. W tym momencie nie było ani trochę ważne. Zresztą on często miał rację, o ile nie przeważnie. - Ech... Przewróciła oczami słysząc słowo "cholernie" i zwęziła usta. Co ona zrobi bez tej książki. Jakoś nie miała ochoty jej oddawać. Podniosła się natychmiastowo, gdy Gost zaproponował by wyszli, chociaż miała chęć zrobić bibliotekarce na złość i zostać w pomieszczeniu. Strzepała z rękawa bluzki jakiś niewidzialny pyłek i dopiero wtedy, gdy miała zamiar podnieść książkę, zorientowała się, że jej nie ma. - Ey, jeszcze ci jej nie oddałam. To nie rządź się tak. - Złożyła ręce na piersiach i zapytała gdzie się udają. Przy okazji rozkazując mu by prowadził i życząc w myślach by zapomniał o zapisaniu jej przez bibliotekarkę.
Gdy kobieta pochwaliła jego osiągniecie, ten rozpromienił się gwałtownie. Niewiele osób doceniało tę jakże rzadką umiejętność... Bibliotekarka należała właśnie do tej nielicznej grupy. - Z pewnością, bez wątpienia, niewątpliwie, oczywiście, niezawodnie, naturalnie, oczywiście... - Mamrotał, krocząc za bibliotekarką, niemal w podskokach. Ciekawe co będzie musiał robić przy tych aktach. Juuuuż sekundka!
Wszedł do biblioteki, chociaż nie chciał nic wypożyczać. Rozglądał się po prostu, w końcu musiał poznać szkołę. Usiadł przy jednym ze stolików by spokojnie przyjrzeć się pomieszczeniu. Było tu o wiele więcej książek niż w poprzedniej szkole. Zerknął na bibliotekarkę, ni jak nie przypominała tej, która kojarzył z Durmstrangu. Tamta była krępa, niska i miała ziemistą cerę. Za to ta tutaj była tak piękna, że sam mógłby się w niej zadurzyć. Zamyślił się, jak to już miał w zwyczaju, zapomniawszy o zwiedzaniu znów zaczął wodzić wzrokiem po sali.
Weszła powoli do biblioteki, rozglądając się na wszystkie strony. Jak w takim z reguły spokojnym miejscy, może być tyle ludzi? Powinno tu raczej świecić pustkami. Przygryzła wargę i nie zwracając uwagi na nikogo, przeszła do swojego ulubionego działu z fantastyka. Zaczęła przeglądać grzbiety książek na półkach, w poszukiwaniu nie znanego jej jeszcze tytuły. Prawda była taka, że odkąd tutaj przybyła, zdąrzyła już przeczytać prawie wszystkie, które budziły w sobie jej zaciekawienie. W końcy pasjonowała się czytaniem jak nikt inny na świecie. No, może ktoś był. Ujrzała jakąch chudziutką książeczke. Z nadzieją wyciągnęł ją z regalu. "Czytałam"- Pomyślała i odstawiła spowrotem.
Uwielbiała sprawiać radość innym, dlatego jej samej poprawił się humor, gdy tylko zobaczyła uśmiech na twarzy chłopca. Choć w sumie już i tak humor miała dobry. No ale zawsze może być lepszy, czyż nie? Słyszała mamrotanie Gryfona. O dziwo, nie przeszkadzało jej ono, a tylko rozbawiało. Po chwili doszli do stolika, ukrytego zręcznie przed resztą świata. Na nim leżały karty książek. Na szczęście nie było ich tyle, żeby chłopak nie mógł sobie z nimi nie poradzić. - Trzeba to poukładać według liter alfabetu. Karty z pozycjami na literę A na jedną kupkę, na B na drugą i tak dalej. Wszystko jest zrozumiałe, czy mam coś jeszcze tłumaczyć? - zapytała uprzejmie, choć była pewna, że wytłumaczyła wszystko dokładnie.
Pojawił się znów w bibliotece. Chybotliwym krokiem dotarł do miejsca, w którym ostatnio pozostawił swą książkę, Fausta. Doszedł do stolika, który powinien być właśnie tam. Usiadł, odetchnął. Wyciągnął dłonie, szponiaste palce przejechały po blacie stolika. Zmarszczył brwi. Cholera. Książki nie było. No cóż. Przynajmniej posiedzi sobie we względnej ciszy.
Emma weszła do biblioteki. Niosła ze sobą trochę książek, które zamierzała w ciszy poczytać. Najbardziej wnerwiająca rzecz na swiecie to tupanie stóp, kiedy ktoś czyta. Sama stara się tego nie robić, bo obdarzona została antypoślizgowymi butami, które nie wydają absolutnie żadnych odgłosów [chociaż dla chcącego nic trudnego]. Przy stoliku zauważyła jakiegoś chłopaka, nie chcąc mu przeszkadzać, prześlizgnęła się między stolikami i usiadła jak najdalej od niego. Wyciągnęła pierwszą z brzegu ksiązkę, był to akurat podręcznik do eliksirów, który mogłaby czytać bez końca.
Ktoś ośmielił się rujnować nocną ciszę. Zmarszczył brwi, słysząc skrzypienie przesuwanego krzesła. Ale siedział, nieruchomy i milczący. Opuszki palców piekły, domagając się dotyku kart pergaminu pod sobą. Martwe spojrzenie wbite było w pustkę przed nim.