Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Fakt, fakt, może i racja. Warto także wspomnieć, że streszczenie owego odcinka przytoczone przez autorkę posta poprzedniego wywołało u autorki tego posta napad śmiechu i sytuację zabarwioną zagrożeniem dla życia, a mianowicie nagłe zadławienie się chipsem. To straszne i adwokat nie omieszka wspomnieć o tym w sądzie. Bo pozew został już złożony, powiadomienie powinno przyjść w najbliższym czasie, odbiór do rąk własnych. Dziękujemy za uwagę. - Ciesz się, że nie opowiedziałam ci całej historii! - fuknęła oburzona, powstrzymując się jednakowoż od śmiechu. - Niektórych szczegółów to i ja nie znam. Risse'owie bronią swoich tajemnic i niechętnie wyjawiają je nawet przyjaciołom. Coś musi w tym być... Bo niby dlaczego Antosia nie oznajmiła jeszcze wszem i wobec bliskim dla niej osobom ze szkoły, że jest w ciąży? Jednak odziedziczyła więcej dziwacznych cech, niż z początku jej się to wydawało. Chociaż jeszcze za wcześnie oceniać, czy to dobrze, czy źle. Spytamy Charlesa za trzydzieści lat, kiedy będą już szczęśliwymi rodzicami pełnoletniego dziecka, a emerytura zbliży się do nich wielkimi krokami. Dom starców, szachy z nowym Stasiem, te klimaty. Żyć, nie umierać! - Moja siostra zniknęła i w ogóle nie wiem co się z nią dzieje. Pewnie porwał ją jakiś Cygan albo wyszła za mąż za bogatego, wpływowego gościa i teraz opala się na Karaibach. A to tylko jakiś jeden procent mojej rodziny. Opowiadać dalej? - spytała z anielskim uśmiechem. Nad odpowiedzią na jego pytanie zastanowiła się przez chwilę. Czas najwyższy pokazać światu, kim naprawdę jest tajemnicza ukochana bibliotekarki płci męskiej, kto spędza u niego noce i dnie, dla kogo on poświęca się i zadziera ze skrzatami domowymi by skołować jej śniadanie, kiedy nie wstanie na wymaganą godzinę... - Pewnie, że chcę tym szpanować. Będę miała +10 do szacunku ludzi ulicy! - oznajmiła z dumą, przytaczając jakiś denny, mugolski tekst.
Nie ma się co śmiać, moja panno. To jest poważny serial obyczajowy o ludziach z naprawdę życiowymi problemami, a ty mi się tu dławisz chipsem. Zresztą, i to możnaby przenieść na ekran Mody na Risse'ów... streszczenie odcinka poznacie jednak innym razem, gdyż iż ponieważ chwilowo nie posiadam weny na te jakże dowcipne kawałki rodem z Telemagazynu. Hej, zaraz, pozew, sąd, rozprawa, więzienie? Czy za kratkami mają bezprzewodowy internet? Mamo? - Och, czekam w napięciu na ciąg dalszy, i nie waż się przerywać reklamami - odpowiedział zupełnie serio (oczywiście, że się nie nabijał, a skądże) - Naprawdę, macie aż takie straszne sekrety? Jestem pod wrażeniem, robi się naprawdę mrocznie. Nawiasem mówiąc, był zdania, iż najgorszym koszmarem rodziny Tosi był jej ojciec i zdecydowanie inni członkowie powinni rozważyć zamknięcie go w piwnicy, lub chociaż wywieszenie tabliczki: "UWAGA! ZŁY TEŚĆ!". Doprawdy Charlie nie rozumiał teraz, dlaczego wszystkie te mugolskie dowcipy są zawsze o teściowej? Teściowa to dobry człowiek, naprawdę. To znaczy, przy NIM nawet psychiczny Jacek M. M. wydaje się być przyjazny jak Kubuś Puchatek, zatem ocena zacnego bibliotekarza nie mogła być do końca obiektywna; jaka szkoda. Ach, ach, ich żywot za trzydzieści lat przedstawia się wręcz rozkosznie. Gdyby tak jeszcze dodać koc śmierdzący proszkiem na mole, słoną (bo starość nie radość) herbatę i życiowe problemy "gdzie są moje okulary? ach tak, mam je na nosie!", powstanie wręcz wymarzony obraz. Tak, pięćdziesięciodwuletni Charles Stanley Primrose i jego kumpel Staś zdecydownie świetnie by się w nim odnaleźli. Naprawdę, nie ma sprawy! - Hm. Osobiście stawiałbym na bogatego Cygana z Karaibów, który ją porwał i się z nią ożenił - ocenił i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. - Ale nie martw się o siostrę, na pewno nic jej nie jest. Osobiście posłuchałbym więcej o zacnej babci! Och, och, jakie to wspaniałe, że tak doceniała jego wysiłki. Naprawdę, aż się zarumienił. - Szacunek ludzi ulicy... przyda ci się, bo w zaistniałych okolicznościach już niedługo tam wylądujemy - rzucił optymistycznie. Cała nadzieja w babci!
Ostatnio zmieniony przez Charles Primrose dnia Pon 22 Lis 2010 - 16:36, w całości zmieniany 1 raz
- Podobno nasze sekrety są jeszcze gorsze. Ale, jak już wcześniej mówiłam, nie wszystkie znam. Ojciec nigdy mi o nich nie opowiadał szczegółowo, tylko wspominał, a kiedy zadawałam pytania, zaczynał inny temat. - wspominała jakby trochę nieobecna. Wtedy wszystko nie miało dla niej aż tak wielkiego znaczenia. Wybierała się do Hogwartu, była pociesznym dzieckiem, które wszyscy uwielbiali i nie szczędzili komplementów pod jej adresem, przynosiła niewątpliwe plusy w pracy ojca (cóż, gdy ten zapraszał na kolację do swojego domu współpracowników czy nawet szefów, to widok takiego małego aniołka był po prostu wymarzonym elementem). Babcia zawsze wydawała się jej inną osobą, niż opisywał ją Kain Risse. Sam fakt, że zainteresowała się dziewczynką nawet z tak głupich powodów jak objęcie przywództwa nad familią był mało ważny, liczył się sam fakt zaproszenia jej do rezydencji rodzinnej. Oczywiście miała swoje wady, jak każdy człowiek... Boże, czy ona nie przypomina czasem Stephanie Forester?! - Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać... - stwierdziła na scenariusz dotyczący obecnego życia i przeszłości Keili, jej siostry. - Mogę ci opowiedzieć tyle co wiem o Donatielle, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsce, co? - spojrzała na niego, jakby spodziewając się jakiejś konkretnej reakcji, którą sobie zaplanowała. - Na co czekasz? Zaproś mnie do Hogsmeade - westchnęła w końcu ponaglająco. Uwagę o wylądowaniu na ulicy postanowiła wspaniałomyślnie przemilczeć. Wierzyła w to, że wydarzenia potoczą się w końcu po ich myśli i będą żyli długo i szczęśliwie we własnym domu, jak najdalej jednak od Paryża. Gdziekolwiek, byle nie tam. Przynajmniej dopóki jej zacny tatuś nie zmieni zdania i nie znormalnieje, bo teraz to nawet Jacek Mięso Masło wydawał się jej od niego bardziej ludzki, mhm. Właściwie to mogliby zamieszkać niedaleko Stasia. Mieliby blisko na partyjki szachów, i tak dalej.
Zauważył zmianę w mimice Antoinette; fakt, nagle stała się dziwnie nieobecna, zupełnie jakby myślami przeniosła się w jakieś inne, odległe i nieznane mu miejsce. Czyżby wkroczyli na jakiś grząski grunt? Cóż, stwierdził, że jeśli będzie brnął dalej, może rzeczywiście odkryć jakąś straszną prawdę albo coś w tym stylu, postanowił zatem zakończyć ten temat jakże dowcipną wstawką. - Pewnie są one tak straszne, że bał się, że jak je usłyszysz, uciekniesz gdzie pieprz rośnie! - oznajmił. Właśnie, ciekawe, skąd też wzięło się owe powiedzonko. Brzmi ono niezwykle fascynująco i tak dalej, i Charlie zapewne z przyjemnością zagłębiłby się w jego etymologię, jako że był mężem niezwykle (nie)rozumnym i żądnym wiedzy na wszelkie możliwe tematy. No, ale może darujmy to sobie dziś, głównie ze względu na to, że naprawdę nie mam pojęcia, gdzie też taki pieprz może masowo rosnąć, a sprawdzać mi się nie chce; wraz z agentem Primrose będziemy jednak pamiętać, że należy o tym porozmyślać, by ubarwnić jakiegoś innego posta bez akcji. Na przykład gdy znów będzie czekał pół dnia, aż Antosia wyjdzie z łazienki. O. Zaraz... skoro ona jest Stephanie, to on chce być Ridgem (taki z niego przystojniaczek, ha-ha), który był zarazem jej synem, wnukiem, kuzynem, kochankiem i ojcem dziecka, które jest jego siostrą. Co za różnorodność! Brzmi wspaniale. - Radziłym się śmiać, śmiech to zdrowie, moja droga - orzekł tonem fachowca - Poza tym, nie widzę niczego złego w byciu porwanym przez bogatego Cygana z Karaibów... ja na przykład nie miałbym nic przeciwko. Wiesz, słońce, plaża, Karaiby, drinki z palemką... no i przystojny Cygan w samych kąpielówkach i naszyjniku z kwiatów! Cholera, wolałby Cygankę, ale lepszy facet w garści niż kobieta na dachu, czy jakoś tak, prawda? Chociaż jest inne wyjście; mogą przecież przeprowadzić się na Karaiby i zamieszkać w chatce na plaży obok Keili i jej zacnego małżonka. O! Tym sposobem Charlie odnajdzie swój raj i nie będzie zmuszony do homoseksualnego małżeństwa, mhm. I Stasia z jego szachami też się gdzieś wciśnie! - Co? Aaaach. No to chodź - powiedział po prostu i pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia; dbając o swoje obowiązki, wcześniej zakrzyknął polecenie pilnowania porządku jakiemuś Krukonowi z piątej klasy. Powinien sobie poradzić, spoko!
Błąkając się po zamku zawędrowała do biblioteki. Lubiła zapach książek, wiedzy jeszcze przez nią nieodkrytej. I tak rozmarzona chodziła między regałami szukając jakiejś ciekawej książki, której lekturą zabiła by wolny czas. W pewnym momencie zatrzymała się, wyciągnęła książkę, gdyż zaciekawił ją tytuł ,,Czarownica z rodziny mogolskiej zagubiona w czarodziejskim świecie". Obejrzała ja dokładnie. Powieść przygodowa. To coś dla niej. Ruszyła zaintrygowana powieścią ku biurku bibliotekarki. Bez problemu wypożyczyła książkę i udała się do dormitorium, aby w spokoju zagłębić się w lekturze powieści.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Tego dnia była ubrana w gruby niebieski sweter posiadający kaptur by móc zakryć swoje "oczo-walące" włosy. Szła między regałami jak jakaś zjawa czyli bezszelestnie i niemalże niewidocznie. Szukała jakiejś książki z zaklęciami, by móc się podszkolić. Po kilku minutach znalazła swoją "wybrankę". Uradowana poszła w stronę bibliotekarki. Zerknęła na swoją dużą listę wypożyczonych książek(oczywiście oddanych). Uśmiechnęła się do siebie w duch, bo każdą znała na pamięć. Kocha, kocha czytać. Mol książkowy szybko wyszedł z biblioteki. Wyczarowała z małego plecaczka przy sobie płaszcz. Ubrała się w niego i zniknęła za rogiem korytarza...
Steve bujał się bez celu po szkole. Nie pamiętał kiedy ostatnio przeczytał jakąś książkę do końca. Wchodząc do biblioteki poczuł chłód i mrok. Zakurzone książki wprawiały go w przerażenie. Przemierzał regały i regaliki w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Na próżno. "Eliksiry dla początkujących", "Zaklęcia pierwszoklasistów", "Jak latać miotłą". Znudzony szedł dalej. Nagle jego wzrok przykuł mały, czarny tomik, a na jego stronie tytułowej napis " Zakazane zaklęcia". Chłopak rozejrzał się w koło, czy nikt go nie obserwuje. Szybkim ruchem schował książkę pod szarym swetrem i wybiegł do czytelni.
Czytanie od zawsze było ogromną pasją Matiasa. Pochłaniał wzrokiem kształtne litery, a umysłem to, co mu przekazują. Zwykle przesiadywał pomiędzy regałem M i N (jakoś nie przepadał za siedzeniem w czytelni) i tak zatapiał się w cudzym toku myślenia. Właśnie używał jednej z książek jako podkładki pod kartkę. Stał jeszcze z głową zwróconą w stronę regału, rozpisując co ma zrobić; wkrótce jednak odwrócił się do okna, oparł się o parapet plecami. Cisza, spokój... Żadnych smarkaczy... znaczy... żadnych miłych dzieci z najmłodszych klas, które hałasowały jak... jak bardzo nieuprzejme dzieci. - pomoc mugolakom z odrabianiem lekcji, - pomoc mugolakom w walce z wrogiem, - pomoc mugolakom z problemami natury mentalnej, - pomoc mugolakom ogólnie;
To właśnie zapisał na pergaminie. Pojemnik z atramentem położył obok siebie na parapecie.
Elizabeth udała się do biblioteki w celu uzyskania informacji o magicznych zwierzętach w zakazanym lesie. Bardzo ją to fascynowało. Była ubrana w zwiewną sukienkę do kolan, która z każdym ruchem dziewczyny delikatnie falowała. Oczywiście w dłoni trzymała swój ukochany aparat. Otworzyła drzwi do pomieszczenia i cicho weszła do środka. Od razu dostrzegła dobrego znajomego ze szkoły. - Matias, miło Cię widzieć - Powiedziała spokojnie podchodząc do chłopaka. Położyła szkolną torbę na krześle i dyskretnie się rozejrzała.
Jego wzrok od razu natknął się na aparat. Mugole lubili korzystać z aparatów, a później z komputerów, aby pokazywać się ludziom. Jedni byli ładni, dlatego to lubili, inni... cóż, dlatego, że robiła tak większość. Lizzie była ubrana tak, jakby nie było jej zimno. Może nie było, a wolne w szkole usprawiedliwiło ją przed noszeniem tych paskudnych szkolnych szat. - Witaj, Elizabeth. - Matias nie tolerował wymawiania zdrobnień czyjegoś imienia. Bo czy Elizabeth nie brzmiało dumniej niż malutka Lizzie? Elizabeth: aż kipi elegancją. W gruncie rzeczy nazywał ją Lizzie w myślach, bo to było słodkie. No ale mówić, a myśleć to czasami kompletnie co innego. Odłożył na chwilę kartkę i lekko zniszczoną księgę (nie chciał, aby ktoś widział jak zniszczył przypadkiem okładkę), po czym uniósł bardziej wzrok na dziewczynę, przestając się opierać. - Szukasz jakiegoś interesującego dzieła literackiego? - spytał nie tylko z ciekawości, ale także z uprzejmości. Bo w końcu jeśli było ono wysoko, to mógł jej podać. Nie trzeba było wszędzie używać różdżek.
Położyła ostrożnie swój magiczny aparat na stoliczku obok i powędrowała wzrokiem po regałach. Uwielbiała tu przychodzić ale nigdy nie mogła zdecydować się, którą książkę wybrać. Było ich tu mnóstwo. Od zawsze fascynował ją dział zakazany, ile wiedzy musiało się tam znajdować! Elizabeth, ucieszyła się, że trafiła właśnie na Matiasa, który często przebywał w bibliotece i pewnie poleciłby jej jakąś ciekawą lekturę. - Chciałabym poczytać o magicznych zwierzętach, które żyją w zakazanym lesie - Powiedziała z nutką ciekawości w głosie. Miała ochotę je wszystkie spotkać i sfotografować. - Hmm...a znasz jakieś ciekawe dzieła literackie? Poleciłbyś mi coś? - Zapytała i delikatnie się uśmiechnęła.
W dziale zakazanym... Nie oszukujmy się. Aż roiło się tam od ksiąg nieprzyzwoitych, raczej były one straszniejsze niż opisywanie morderstw i tym podobnych. Matias kiedyś znalazł się tam całkiem przypadkiem. Myślał, że to ciąg dalszy zwykłych regałów, a jakoś wtedy nikt nie pilnował... Nawet trafił na księgę z obrazkami! Prawie same obrazki tam były, jednak przewrażliwiony Matias od razu odrzucił książkę, bardzo zszokowany. To dlatego dostęp do nich mieli tylko nauczyciele? I to jeszcze z porządną argumentacją... - Polecam Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć autorstwa Newta Skamandera. - uśmiechnął się lekko. - Pod S jak Skamander. Złapał za kałamarz i ruszył w kierunku regału S. Nic nie powiedział, ale wszystko wskazywało na to, że dziewczyna ma iść za nim.
No cóż...Elizabeth była czasami ciekawska i chciałaby zajrzeć do tego działu. Kiedyś to zrobi, kiedyś. Powoli ruszyła za chłopakiem rozglądając się na boki, byli tu sami. Czasami nie mogła uwierzyć, że tak mało ludzi odwiedza to miejsce, przecież tutaj znajduje się klucz do wiedzy! No cóż...inni chyba wolą stale imprezować i nie przejmować się swoją przyszłością. Krukonka jeszcze nie wiedziała kim dokładnie zostanie ale miała już przed oczami jakiś zarys swojego późniejszego życia. Chciałaby żyć szczęśliwie i założyć idealną rodzinę, mogłaby też uczyć w Hogwarcie, bo miała dobry kontakt z ludźmi i posiadała dużą wiedzę. Westchnęła cicho i spojrzała na plecy Matiasa.
Oczywiście, Matias też przyszłość wiązał z Hogwartem. Mógłby uczyć mugoloznawstwa, aczkolwiek... Jakoś o rodzinie jeszcze nie myślał. Rodzina... Hm, to mu się kojarzyło z żoną, która mamrocze podając mu jakąś ohydną zupę po powrocie z ciężkiej pracy i z gromadą dzieciaków, które nie pozwalają mu czytać książki. Jego myślenie w strefach rodziny oraz miłości były w jakimś sensie ograniczone - tak jak dziecko, które zgubi się w nocy nie potrafiąc znaleźć drogi do domu. Imprezy nie interesowały chłopaka, były jego zdaniem ,,odrobinę szczeniackie", czysty pretekst do szerzenia niemoralności i nieprzyzwoitości. Matias zatrzymał się na chwilę, po czym dopisał na kartce:
Nie ulegajmy zgorszeniu! Wśród tłumu niech znajdzie się jeden sprawiedliwy!
Odwrócił się i wszedł pomiędzy regał S oraz T. Uniósł podbródek do góry. - Sa, Sb, Sc, Sd... - mamrotał, jeżdżąc palcem po grzbietach ksiąg i czytając dwie pierwsze litery nazwiska autora. Czy nie mógłby użyć zaklęcia accio? Nie... szukanie ,,ręcznie" ma w sobie niewypowiedziane piękno. Kątek oka spojrzał na dziewczynę. - Stworzonka są interesujące? - padło pytanie z jego strony.
Elizabeth była optymistką i wyobrażała sobie idealnego męża, dzieci. Czasami za bardzo bujała w obłokach i skutkiem tego były zawody miłosne. Dlatego teraz unikała tego gorącego uczucia, wolała krótkie znajomości. Spojrzała na Matiasa, który pisał coś na swojej kartce. Trochę ciekawiło ją to co chłopak tam skrobie ale powstrzymała się od pytań. Nie chciała być jakaś nachalna. Wiedziała, że Krukon interesuje się mugolami, a ona prawie nic nie wiedziała o tym świecie. Czasami miała ochotę iść do takiego sklepu z telewizorami, telefonami i innymi badziewiami aby to wszystko pooglądać, pozwiedzać. - Dla mnie takie stworzonka są interesujące, bezbronne...no i nie są takie złe jak niektórzy ludzie. Uwielbiam je fotografować aby mieć potem pamiątkę - Powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Zaczęła błądzić wzrokiem po regałach szukając odpowiedniej książki. Ucieszyło ją to, że chłopak jest uprzejmy i jej pomoże.
Powolnym krokiem weszła do biblioteki. Zpaliła lampę i położyła ją na stoliku. Sama zaś zaczęła szukać książek. - ......D....G.....F.....Jest E.....Eliksiry dla początkujących....Eliksiry Zakazane....-dziewczyna zaciekawiona wyjęła książke. Podeszła do stolika i otworzyła lekture. Boże....to powinno być w dziele zakazanym ! -pomyślała, ale czytała dalej.
Wiedziona intuicją weszła przez wielkie, ozdobne drzwi do biblioteki. Zauważając przy stoliku znajomą Krukonkę, przysiadła się do niej. Rudowłosa chyba jej nie zauważyła, bo nie podniosła wzroku znad książki. Nie dziwiła jej się. Sama często się na tym łapała. W końcu jednak postanowiła się odezwać... - No, no... Nieładnie. Eliksiry Zakazane... Ktoś tu schodzi na złą drogę. - Powiedziała z szerokim uśmiechem, oczekując reakcji dziewczyny.
Zaczytana, niezdziwiłaby się gdyby jej policzki okryły rumieńce. Gdy usłyszała koło siebie cziś głos aż podskoczyła. - Jezus ! Nie rób tego nigdy więcej -powiedziała posyłając Elliott spojrzenie pełne wyżutu i robawienia. - To jest ciekawe !-próbowała się usprawiedliwić- Nawet nie wiesz, co te eliksiry robią z człowiekiem. Pokazała palcem na lekturę. Książka była akurat otwarta na rozdziale "Eliksir Postradanych Zmysłów". - Jest się w tedy jak zombi. Nie myślisz, nie czujesz. Żywy trup ! -tu powiedziawszy, wyciągnęła przed siebie ręce, przekszywiła głowę i udawała że nie żyje. Albo lunatykuje. Jak kto woli.
- Do Jezusa mi jeszcze daleko. - Odpowiedziała z uśmiechem. - Może i ciekawe, ale pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, tak przynajmniej mówią mugole. Chociaż w sumie, co złego jest w piekle? Może przynajmniej coś się tam dzieje. Kiedy dziewczyna zaczęła udawać Zombi, Elliott zakrztusiła się potajemnie łykniętym napojem. Kiedy w końcu złapała oddech, była cała czerwona. - Widzisz do jakiego stanu potrafisz doprowadzić człowieka? - Zaśmiała się.
- Ja tam do piekła trafić nie zamierzam. Chociaż te włosy to już mnie chyba tam przydzieliły -stwierdziła ze wstrętem. Gdy dziewczyna zaksztusiła się napojem, Jane zaczęła się śmiać. - Oj wybacz, że próbowałam być zabawna. A tak wogóle to co ty tu robisz ? Elliott to jedyna dziewczyna, z którą gadała więcej niż z pozostałymi. Oczywiście, nie zwierzała jej się, ale lubiła z nią rozmawiać. Była wesoła, i niczego nie brała sobie do serca. Ona jako jedny starała się choć do pewnego stopnia zrozumieć Jane. Jane związała długie włosy w warkocz i przeżuciła go przez prawe ramie.
Przyjrzała się dziewczynie badawczo. - Wiesz co? Masz rację... Te włosy są okropne... Skąd ty je w ogóle wytrzasnęłaś? - Udawane emocje nigdy jej nie wychodziły. Zawsze zdradzał ją ten błysk z oku, co czasami jej przeszkadzało. Bardzo przeszkadzało. - Możesz być zabawna, kiedy nie piję lub nie mam w rękach żadnego niebezpiecznego przyrządu. Co ja robię tu uu, co ty tutaj robisz? - Zanuciła. - Cóż... Nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry. Tu - wskazała palcem na swoją głowę. - Kryje się starannie wypracowany mechanizm zwany przeze mnie Panem Psychologiem. Taka mieszanka sumienia i intuicji. Gra mi na nerwach, bo rzadko się myli i w dodatku cały czas jęczy, ale można się przyzwyczaić. Teraz okazał się pomocny i powiedział mi, gdzie cię znajdę. - Spojrzała na dziewczynę. - Nie patrz tak na mnie, nie mam rozdwojenia jaźni. Serio...
- Okropne nie ? Nienawidze ich ! Czemu nie mogłam mieć takich włosów jak ty ?-posmutniała- Oddałabym za nie wszystko. Wysłuchała opowieści o Panu Psychologu i roześmiała się. - Dobra, wcale nie twierdze, że masz...hmm...kuku namuniu, czy tym podobne..... ja to nazywam intuicją. -uśmiechnęła się.- Czemu mnie szukałaś ? Coś się stało ? Spojrzała na nią swoimi wielkimi, zielonymi jak u kota oczami.
- Ej... - dała Jane kuksańca - Żartowałam sobie tylko. A moje włosy niczym nie różnią się od twoich. No... może tylko długością. Pomijając oczywiście to, że są farbowane. Uważaj... Lepiej nie podsuwaj mu takich określeń jak kuku na muniu czy coś podobnego. Pan Psycholog jest bardzo wrażliwy. Czasami się na mnie obraża i wtedy jeszcze bardziej jęczy. Ma humorki, jak kobieta podczas okresu. - Zrobiła cierpiętniczą minę. - Nie... nic się nie stało. W każdym razie nic ważnego. Zły dzień i tyle. Potrzebowałam towarzystwa i byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałam. Wiesz co? Masz niesamowite oczy. Takie... kocie. A przyznasz, że koty są świetne, o nie?
- Twoje nie rzucają się tak w oczy. Ech...wiesz, jabym ich tak nienawidziła, gdyby nie to, że NIKT z mojej rodziny nie miał aż takich rudych włosów. Mama miała ale ona była metamorfomagiem, a jej naturalny kolor to blond. Czuje się trochę jak dziwoląg -powiedziała, i na tym skończyła gadkę o sobie - Bardzo przepraszam Panie Psychologu. Nie chciałam w żaden sposób Pana urazić. Bardzo też prosze nie zadręczać tak naszej biednej Elliott. Bo co ja bym bez niej zrobiła, co Panie Psychologu ? Ta dziwna rozmowa rozśmieszyła ją. - Wiesz co, te oczy + te włosy + moja porcelanowa cera = dziwoląg i tyle. Ale oczy są cudne. A koty tymbardziej. Mój Patronus to kot, wiesz ? Może to ma jakiś związek z tymi oczami. A tak wogóle.... Co się stało że miałaś taki zły dzionek ? Dla mnie był całkiem udany. "Z wyjątkiem jednej, głupiej, nieprzemyślanej rozmowy, przez którą moge mieć niezłe kłopoty" - dodała w myślach.
- Mi się tam podoba taki kolor. I sądzę, że innym również. Jesteś dla siebie stanowczo za krytyczna. - Pokręciła z niedowierzaniem głową. Przysłuchując się monologowi, który dziewczyna prowadziła do PP, roześmiała się. - Ey, ja tu jestem. Jeśli chcesz to mogę ci wypożyczyć Wielkiego Pana P. A beze mnie byś zginęła moja droga. Jestem jak światło w tunelu, wiele osób mówi "Nie, nie idź tam. Nie idź w stronę światła.", ale niektórzy idą. A tam... zbawienie. - Roześmiała się z samej siebie. Zawsze miała dystans do swoich poczynań i charakteru. - Skoro ty jesteś dziwolągiem, to ja też. Co dwie, to nie jedna. Może założymy spółkę "Dziwolągi z krainy Dziwolągów". Twórcza nazwa, co nie?Kot...To świetnie... Moim jest Wilk. Podobno śnieżny, ale ja jakoś nie widzę różnicy. - Zły, bo wróciły wspomnienia, o których wolę nie pamiętać. Czekaj... coś czuję, że "całkiem" nie znaczy "całkiem, całkiem" tylko "całkiem, ale...". Mam rację? Jeśli nie chcesz, to nie mów. Zrozumiem.
Roześmiałam się. - Ale ty skoromna jesteś. Nie ma co. -powiedziała do swojego "Światełka w tunelu" - Pana P sobie zatrzymaj. Ja tylko chciałam, by się nie gniewał. Spojrzała na dziewczyne spodełba. - Ja nie żartuje. Dziwolągów jest dużo na tej planecie, ale takiego jak ja nie znajdziesz nigdy. Dziewczyna, której rodzina od wieków jest w Slytherinie, jakimś cudem trafia do Revenclawu. Ba, mało tego rozmawia sobie z Gryfonką, jakbybyły najlepszymi przyjaciókami. Ojciec by mnie chyba zabił. Wyprubowałby na mnie któryś z tych eliksirów -pokazała na książke- A jak dowiedział się, że nie jestem w Slytherinie, powiedział że to hańba dla rodziny i mam się wynosić -łzy napłynęły jej do oczu - Gdy mama żyła, był inny. Wyrozumialszy. Ale jej już nie ma- Przygryzła wargę i odruchowo dotknęła naszyjnika ze zdjęciem matki, którego nigdy nie zdejmowała. Nic już więcej na ten temat nie powie. Nikomu. Za dużo zwierzeń, jak na jeden dzień. Co prawda Elliott ufała zdecydowanie bardziej niż Make'owi, ale wolała nie ryzykować.