Wielkie regały z książkami sięgają niemal do sufitu. Można tu spotkać przede wszystkim osoby lubiące się uczyć, czytające dla przyjemności lub po prostu grupki dziewczyn chcące obgadać coś w spokoju. Całe pomieszczenie wypełnia zapach starego pergaminu, a niektóre półki pokrywa cienka warstwa kurzu. Jest tu przestrzeń na której stoją stoliki z krzesłami, by można było przeczytać książkę której nie można wypożyczyć, bądź w ciszy odrobić lekcje
Emma poderwała głowę do góry. Zobaczyła tylko chłopaka patrzącego w jej stronę, ale miał jakby nieobecny wzrok. Mimo wszystko ją usłyszał, cóż, może to ona miała jakieś problemy ze słuchem i wydawało jej się, że nie robi hałasu? No cóż, nie zaczął kląć, ani nic, więc powróciła do wertowania podręcznika. Po paru linijkach zatrzasnęła podręcznik do eliksirów, który z okropnym hukiem spadł na podłogę. - Przepraszam - powiedziała zduszonym głosem.
- Merlinie - warknął, marszcząc brwi. Czoło przecięły zmarszczki irytacji. - Jak zwykle, ludzie mają problemy ze zrozumieniem polecenia "Proszę o zachowanie ciszy" w bibliotece - zaczął narzekać pod nosem, nieprzyjaznym głosem. Szponiaste palce w zniecierpliwieniu zaczęły stukać o blat stolika.
Chociaż Krukonka nie usłyszała odpowiedzi, po twarzy chłopaka widać było, ze nie oczekuje towarzystwa. Skoro jej tu nie chcą, to po co ona tu siedzi? W takiej przygnębiającej ciszy, gdzie źródłami światła są nieliczne okna, oraz kilka latarni. Emma wzięła swoje ksiązki i wyszła z biblioteki.
Nareszcie. Usiadł wygodniej, w dość opustoszałej dziś bibliotece. Nie chciało mu się szukać bibliotekarki i prosić o książki. Posiedzi sobie. W ciszy, wśród zapachu starych ksiąg, w zimnej, pustej przestrzeni, bezosobowym niebycie.
Candy weszła wolnym krokiem do biblioteki i rozejrzała się po niej, w poszukiwaniu potencjalnych wrogów. Nie zapuszczała się tutaj po ostatnim wylądowaniu pod sufitem. Bell na szczęście tym razem nigdzie nie zauważyła. Spostrzegła jednak krukona, z którym to ostatnio chciała zaczac rozmawiac, ale koleżanka z jego domu im przeszkodziła. Dopiero teraz przeszłą przez próg i jeszcze raz się rozejrzała. Westchnęła z ulgą. Usiadła obok chłopaka nic nie mówiącm. Nie chciała mu przeszkodzić w razie, gdyby zagłębiał się właśnie w swoich myślch.
Nie, nie da się posiedzieć w ciszy, w samotności. No nie da się. - Czy byłabyś łaskawa usiąść gdziekolwiek indziej? - syknął, odsuwając się nieco na krześle. - Rękę dam sobie uciąć, że są dziesiątki wolnych miejsc. Nie powinien był wychodzić dziś z dormitorium. No nie powinien był, do cholery.
-Dziękuję, że tak miło mnie przywitałeś- Powiedziała lekko zdziwiona jego niezadowolonym tonem. To też odsunęła się od niego i po chwili ruszyła do półki z książkami. Wzięła pierwszą lepszą, która miała ciekawy tytuł i wróciła do poprzedniego miejsca. -Nie moja wina, że to akurat kusi niemołosietnie- Zasmiała się cicho, po czym zaczęła czytać opis na tylniej okładce.
Rosła w nim dziwna irytacja. Dźwiękiem oddechu, który słyszał, szelestem ubrań, skrzypieniem krzesła. Zamrugał, puste spojrzenie wycelował kilka centymetrów zbyt na prawo od jej twarzy. - Mnie też kusi - mruknął. - Żeby laska poszła w ruch. Był niemiły od tak, bez powodu. Jak dla wszystkich, niemal dla wszystkich. Skrył twarz w dłoniach. Nie dlatego, że płakał. Powstrzymywał się od zaciśnięcia szponiastych palców na białej lasce.
Spojrzała na niego. -Jesli chcesz mieć ciszę i spokój, to czemu sam się co chwile odzywasz?- Uśmiechnęła się nie zrażona jego niemiłym tonem ani pewnego rodzaju groźbami. Taka już była. Ciężko jej się zaczynało kłótnie, to też wrogów miała niewielu. No chyba, że ktoś brał ją z początku za ofiarę swoich knowań.
- Bo próbuję ci przekazać, jak bardzo mierzi mnie twoje towarzystwo - wyjaśnił uprzejmie spomiędzy pajęczych palców. - Ale racja. Szkoda mojego gardła - mruknął po chwili. Wstał, chybotliwym krokiem przeszedł kilka metrów i usiadł gdzie indziej. Czasami zachowywał się jak dziecko.
Zaśmiała się cicho widzac, że chłopak odchodzi na inne miejsce. Jego styl chodzenia dodatkowo potwierdzał to, że jest slepy chociaż sama nie zaważyłaby tego przy pierwszym spotkaniu. Przewróciła stronę, Jednak chwile później do niej wróciła, bo nic nie pamiętała. Spoglądała na chłopaka "ukradkiem".
Bezczynność zaczynała powoli męczyć. Ale siedział, nieruchomy, podskórnie czując na sobie wzrok dziewczyny. Krótką chwilę poświęcił na pukanie palcami o blat stołu, jednak zrezygnował. Burzył ciszę jeszcze bardziej niż ona. Pogrążył się zatem w skrajnym marazmie. Nie robił absolutnie nic, poza oddychaniem.
Na jej czole pojawiła się mała żyłka wściekłości. Czy on musi tak głośno pukać palcami? Tak głośno oddychać, czy to po prostu ona była wyczulona, skoro byli w bibliotece tylko we dwójkę. W końcu nie wytrzymała i postanowiła rozpocząć rozmowę. I tak idealna cisza nie zapanuje. -Samael, tak?- Mruknęła ledwo dosłyszalnie.
- Tak - potwierdził krótko, skinął nawet głową. Usta wykrzywiły się w chwilowym drwiącym uśmiechu. Nie dziwił się, że wiedziała. Fama to fama, nieważne, że zła. Ślepy gbur, ot co, tak go postrzegano. A on na ten wizerunek ciężko pracował. - Ciebie, niestety, a może i na szczęście, nie znam.
-Nie dziwie się. Nie należę do popularnych osób. Jestem raczej znana jako Ta ofiara od Connie czy Bell- Westchnęła nie do końca zadowolona z takiej sławy. Rzadko kto kiedykolwiek powiedział do niej po imieniu. Nawet cukiereczek by przeżyła! Ale nie chciała być tą niewiadomą. -Candy- Przedstawiła się mimo tego, że chłopaka zapewne to nie interesuje.
Ofiara Bell? No tak, przypomniał sobie, skąd kojarzy ten głos. Wydarzenia, które miały miejsce w bibliotece nie tak dawno temu. Roześmiał się. Cicho, pusto, drwiąco. Nie tak przebiega zapoznanie się z nową osobą, nie tak powinno wyglądać. Nie tak, jeżeli nie chcesz narobić sobie wrogów. Samael chciał. - Przemiło cię poznać - powiedział uprzejmie, wykrzywiając twarz w nieprzyjaznym grymasie.
Spojrzała na niego, po czym dodała pełnym sztucznego przerażenia głosem. -Kim jesteś i co zrobileś z Samael'em jak nie patrzyłam?- Miły głos, wydobywający się akurt z jego ust był dużym zaskoczeniem dla Candy. Po chwili jednak zaśmiała się cicho, w jakimś stopniu niesmiało.
- Nigdzie nie poszedł. Nauczył się za to nowego słowa : ironia. Pogładził miękki policzek. Pod bladą skórą, pajęcza sieć żyłek. Pokręcił głową w dezaprobacie, otworzył jeszcze usta, by dodać do tego coś jeszcze bardziej złośliwego, ale zrezygnował. Będzie powoli sprawdzał, jaki limit ma jej wytrzymałość psychiczna.
-Po co robisz sobie tyle wrogów? A raczej... próbujesz robić?- Spytała prosto z mostu. Jej wytrzymałość z takimi osobami też miała swoje granice, ale zdecydowanie bardzo odległe. W koncu wychowała się w towarzystwie o dość wrednym usposobieniu i nadal miała najcześciej z takimi osobami do czynienia.
- Próbuję? - Uniósł brwi. W spojrzeniu błysnęłoby normalnie coś nieprzyjaznego, ale oczy pozostały martwe, puste, niewzruszone. - Czyżby nie udawało mi się z panienką Candy? - wypowiedział jej imię z najwyższą odrazą, mając nadzieję, że to przechyli szalę goryczy i dziewczę go znienawidzi.
-Zdecydowanie ci to nie wychodzi. Mnie osobiście raczej...- Zatrzymała się, by znaleźć odpowiednie słowo. -Intrygujesz?- Dokończyła. Pozycja w jakiej siedziała sprawiła, że pośladki powoli jej już drętwiały, to też wstała i spowrotem klapnęła, podwijając nogi pos siebie. Przygryzła delikatnie wargę.
- Co? - Prawie zachłysnął się powietrzem w zaskoczeniu. Intryguje? A co w nim było intrygującego? Nic, zupełnie nic. Sprawiał wrażenie pustego od środka gbura. W pewnym sensie, był tylko nim, nie mogąc zaoferować nic więcej... może czasem. Ale tylko kilku osobom, do których Candy się nie zaliczała. Nie wiedząc co odpowiedzieć, zaśmiał się po prostu, drwiącym, suchym i gardłowym śmiechem. - To rozczaruję cię szybciej niż myślisz, cukiereczku.
Zachcichotała widząc jego reakcję. -Czyżbyś miał problemy z przyjmowaniem nowych informacji?- Spytała trochę ironicznie, chociaż było to niewyczuwalne w jej głosie. Po chwili po prostu położyła się na stole. -Co wy wszyscy macie z tym cukiereczkiem? No moja wina, że mama lubiła słodycze- Powiedziała, po czym zdmuchnęła grzywkę, która upadła jej na twarz. Ta jednak zamiast zostać na swoim miejscy, znów zrzuciła kosmyki na jej policzki.
Zmarszczył brwi, zirytowany, że przejęła jego rolę ironicznego rozmówcy. Skoro zabrała mu ironię, okaże znużenie. Oparł łokieć o stół, głowę wsparł na dłoni. Ziewnął szeroko, przysłaniając usta drugą dłonią. - To wspaniale, Candy - mruknął sennie. - Urzekła mnie ta historia. Jest jeszcze coś, czym chcesz podzielić się z osobą, której zupełnie to nie interesuje?
-Nadal ci nie wychodzi zrażanie mnie do siebie- Powiedziała podnosząc lekko głowe tak, by podbrudek opierał się o blat stołu, no dokładniej o ksiażkę. Spoglądała na niego. -Myślałam, że ślizgoni to gbury, a krukoni są bardziej.. inteligętni- Podsumowała go, nie myśląc czy go tym urazi czy nie.
Prychnął coś pod nosem, zmarszczył czoło i milczał kilka dobrych chwil. Nie pokona się tak łatwo. Ta dziewczyna chyba naprawdę myślała, że wydobędzie z niego coś... człowieczego. - Ludzie się zmieniają - skwitował krótko, poprawiając szalik na szyi. Pod tym grubym, siwym materiałem, znajdowały się jeszcze blizny po poparzeniach.