Rząd foteli i stolików, przy których można poczytać w ciszy i spokoju. Nie brakuje tu również ogromnych okien, przy których można się trochę zrelaksować po wielogodzinnym czytaniu.
- Jasne. Ostatnio nie było lekcji. Ale ciebie wcześniej też nie było... Na tej lekcji, która odbyła się jako ostatnia Selivian kazał nam opisać swoje stanowisko wobec Voldemorta. Co o nim myślimy i tym podobne. Czekaj jak to było? - zawahała się? - A już wiem. "Przemyślcie sprawę obiektywnie i subiektywnie, po czym opiszcie swoje stanowisko względem Voldemorta. W każdym aspekcie, który wydaje wam się istotny." No, to tyle - zacytowała. - Ten to ma pomysły - podsumowała. Wkurzał ją ten facet. Ale Gabrielle była cierpliwa i postanowił sobie, że wytrzyma. Ani Hay, ani Rose się nie odzywały. Czyżby ją ignorowały? Tak. A Gabrielle nie znosi być ignorowana. Wstała z fotela i skierowała się ku wyjściu. - Cześć - rzuciła oschle na pożegnanie.
Ślęczała w ciszy nad książką. Nie zauważyła nawet, kiedy Gab wyszła z czytelnie. Rozejrzała się tylko nieprzytomnie, a potem wróciła do lektury. Nie mogła się jednak skupić na czytaniu, bo czuła się obserwowana. Poniosła wzrok i zobaczyła machającą Bell. Odmachała dziewczynie, wołając ją do swojego stolika.
Lars: Lars odświeżył się. Założył granatowe rurki, jaskrawozieloną koszulkę i koszulę w granatowo zieloną krateczkę. Od razu poczuł się raźniej. Ponieważ miał zaległości z zielarstwa i wróżbiarstwa, a lekcje miały odbyć się jutro, postanowił wstąpić do biblioteki i uzupełnić swoją wiedzę, a w zasadzie nie tyle uzupełnić, co pogłębić. Wszedł na palcach pomiędzy regały pełne zakurzonych starych ksiąg i niestety zakręciło mu się w nosie. Kichnął jak z armaty, aż w jego kierunku powędrowało kilka zdziwionych spojrzeń. - Sorry - powiedział cicho i wtulił uszy między ramiona.
W końcu zwinęła pergamin, nie mając zupełnie ochoty robić lekcji. Zabierze się za nie jutro, tuż przed Wróżbiarstwem. Jak zwykle. Spojrzała na Rose, która czytała, pisała? Nie wiedziała, ale na pewno pochylona była nad stolikiem. Zostawiła swoje rzeczy i podeszła do niej. Odsunęła sobie krzesło i podparła się na łokciach. - Cześć. Co tam masz? - spojrzała na, teraz już wiedziała, książkę leżącą przed Puchonką. - Jakieś lekcje? W tym momencie jakiś ktoś zakłócił jako taką ciszę panująca w czytelni. Odwróciła się w tamtym kierunku. - Hej, Lary -przywitała go. Nie była pewna czy tak się nazywa, ale tym imieniem zwracała się do niego Harriet.
Lars: Lars usłyszał coś w rodzaju swojego imienia, odwrócił się w tamtą stronę i zobaczył krukonkę, z którą miał przyjemność zetknąć się na lekcji wróżbiarstwa oraz nieznaną mu blondynkę. Podszedł do dziewczyn z uśmiechem na twarzy. - Hej dziewczyny, jestem Lars Sorensen, a Ty masz na imię Bell? - bardziej zapytał niż stwierdził. - Wpadłem pouczyć się przed jutrzejszymi zajęciami, ale zanim wziąłem książkę, musiałem oczywiście zwrócić na siebie uwagę wszystkich uczniów. Zawsze tak ze mną jest. Czasem myślę. że nie mogę zrobić niczego normalnie, jak człowiek. - Ciągnął nieprzerwanie swoją tyradę słowną.
- Cześć, Bell - uśmiechnęła się do krukonki. Podsunęła w jej kierunku podręcznik do OPCM. Spojrzała jednak na stronę. Zaraz, co ona czytała? O dementorach? Pokiwała głową, śmiejąc się sama z siebie. Zabrała książkę, podając Bell pergamin, z dwoma napisanymi przez Rose zdaniami. - To co widać. Piszę wypracowanie dla Salvatore'a. Coś mi nie idzie, bo nawet nie wiem, co było na lekcji - wzruszyła ramionami. Chwile później, po czytelnie rozległ się hałas, który był dość głośnym kichnięciem. Jakiś chłopak, blondyn, podszedł do ich stolika. - Hej, jestem Rose - przedstawiła się.
- Och, Lars - zdała sobie sprawę jak głupio przekręciła jego imię. Przynajmniej nie była pierwsza. - Tak, Bell. Bell Rodwick. Dobrze się składa, bo ja też przyszłam z zamiarem odrobienia Wróżbiarstwa. Tylko, że coś nie wyszło. Może chciałbyś dać mi przepisać jak już skończysz? - uśmiechnęła się, muzę trochę za szeroko. O, jak dobrze byłoby gdyby się zgodził! Spojrzała krotko na wypracowanie które Rose dopiero za zaczęła. - Aha.. Dobrze, że nie chodzę na Obronę. Tyle wypracowań co mam w zupełności mi wystarczy.
Lars: Popatrzył z ciekawością na Bell, żartuje sobie z niego, czy nie zna jego umiejętności w zakresie wróżb. - Jasne, chociaż żadna ze mnie wróżka - podrapał się z zapałem po misternie ułożonej fryzurze - moja ulubiona wróżka to dzwoneczek z mugolskiej bajki. Mama mi ją czytała na dobranoc, a w zasadzie mojej siostrze, a ja podsłuchiwałem...- znowu się rozgadał, przecież w jego wieku, powinien być odrobinę bardziej poważny. - Chodzisz na Obronę? - zapytał zaskoczony - o słyszałem , że tam jest ostry nauczyciel, wolę już treningi Q. 4 razy dziennie niż OPCM raz w tygodniu- dodał wesoło. - Bell? - znowu zwrócił się do miłej Krukonki - możesz mnie jutro przygarnąć do swojego stolika na wróżbiarstwie? - zapytał mrugając oczami i szczerząc zęby w uśmiechu.
- Nie byłoby tak źle, gdybym była na lekcji. Teraz mam kompletną pustkę w głowie. Westchnęła głęboko. Bawiła się swoimi włosami, przeglądając jakąś książkę z historii magii, w której była wzmianka o Voldemorcie. - Tak, Salvatore uwielbia zadawać wypracowania. A wiesz, ze ostatnio mu się jakaś ślizgonka postawiła? - zapytała Bell. - A no tak. Nie chodzisz na OPCM. Teraz zwróciła się do tego samego gryfona, który tak głośno kichnął. - Jeżeli nauczyciel nie wymaga, niczego się nie nauczymy, ale on jednak przesadza. Jak mamy sie uczyć, skoro on tylko każe pisać wypracowania, a potem nawet ich nie oddaje? Po prostu mówi oceny.
Popatrzyła na Larsa jak na idiotę, nie miała pojęcia o czym mówi. Co prawda na Mugoloznastwo się zapisała, ale o filmach jeszcze nie mówili. - Mhm.. fajnie - mruknęła tylko, nie widząc co powiedzieć. - Przygarnąć? W sensie, że..? - widać było po jego minie, że coś kombinuje. - Jasne, siadaj sobie - wzruszyła ramionami. W końcu jej nie zje ani nic. Miała tylko nadzieje, że nie zacznie na lekcji kichać albo zwracać na siebie uwagę w jakiś bardziej oryginalny sposób. - Cóż... Salvatore jest co najmniej dziwny. Serio? Jestem ostatnio strasznie zacofana w plotka z Hogwartu...
Lars: Zauważył, że dziewczyna nie kojarzy mugolskich bajek. No tak, zagalopował się, przecież nie każdy musi je znać. - Widzę, że nie bardzo rozumiesz o czym mówię, z tymi bajkami? - zapytał zbity z tropu. - Jeśli masz ochotę opowiem Ci co to takiego w weekend, taki mały wykład z mugoloznastwa.- starał się zatuszować niezręczną sytuację. - Rose, jesteś bardzo ambitna, podziwiam Cię. Ja jestem troszkę leniwy.- Powiedział szczerze, jak to było w jego zwyczaju. - Masz śliczne włosy - dodał chwytając niezgrabnie jej blond kosmyk.
Przysłuchiwała się uważnie temu, co mówił Lars. Mugolskie bajki? Coś o nich słyszała, ale bardziej w postaci filmów, czy animacji. O książkach też, ale jednak filmy lepsze. Ruszają się. - Chodzi Ci o książkę? Taką z nieruchomymi obrazkami? - zapytała. - Filmy są lepsze nawet od zdjęć czarodziejów. - Ambitna? No może trochę - odpowiedziała. - Akurat lubię obronę i nie zamierzam z niej rezygnować przez nauczyciela, który, nigdy nic nie wiadomo, może w następnym roku już nie uczyć. - Dzięki - odpowiedziała, słysząc komplement. - Zwykle na nie narzekam - uśmiechnęła się pogodnie.
Lars: Zawsze było dla niego zaskoczeniem, że tak mało wiedzą o mugolach. Ale w końcu on wśród nich dojrzewał, funkcjonował, znał ich od podszewki. Popatrzył zaskoczony na Rose, jak mogła narzekać na swoje włosy, były idealne. - Ja lubię biegać, grać, ogólnie wysiłek fizyczny, ale nauka, no cóż, musi być i jest, jakoś się tolerujemy. - Zażartował i zastanowił się nad bajkami. - Ach tak, Bajki do czytania są z nieruchomymi obrazkami, a te filmowe, to podobne są zdjęć czarodziejów. Jednak żeby wychwycić cały sens bajki, wystarczy słuchać, nie potrzeba efektów wizualnych. Wiesz co mam na myśli? - zapytał widząc niepewną minę blondynki.
Rose: Potwierdziła ruchem głowy, na znak że rozumie. Aż taka tępa nie była. - Rozumiem Cie, ale jednak wynalazki mugoli, szczególnie to podobne do naszych, są bardziej interesujące niż wyobrażenia książki. Zamknęła podręcznik. Raczej nic ciekawego z niego nie wyczyta. Wszędzie to samo. Zabrała pergamin od Bell, znowu coś kreśląc. - Może chcesz poćwiczyć i mi pomóc? - zaproponowała. - Mam takie zadanko... Wprost dla Ciebie - uśmiechnęła się prosząco.
Lars: Zastanowił się, czy dziewczyna nie szykuje mu jakiejś niemiłej niespodzianki. Na szczęście lubił ryzyko i był gotów podjąć wyzwanie. - Jasne, mogę być Twoim królikiem doświadczalnym, tylko mam nadzieję, że w czasie tego eksperymentu nie stracę swoich atrybutów, z których jestem tak dumny? - Zapytał starając się sprawiać wrażenie zestresowanego.
Rose: - Nie martw się, taka zła nie jestem. Mam po prostu pytanie. Mógłbyś mi napisac wypracowanie na obronę? Albo chociaż powiedz, jakie masz swoje stanowisko wobec Voldemorta - powiedziała. Tyle dowiedziała się od Gab. Podała mu pergamin z zapisanym zadaniem, jakby nie zrozumiał, o co jej chodziło. - Kompletnie nie wiem jak to napisać. Niestety nie jestem krukonem.
Lars: Ech, ja też nie jestem Krukonem, pomyślał. Chociaż tak naprawdę wątpił w to, że wszyscy Krukoni są tacy oblatani w wiedzy. - Wierz mi, nie chcesz, żebym Ci cokolwiek pisał - wyszczerzył się w uśmiechu - A Voldemord to dla mnie śmieć, który mógł być naprawdę kimś wielkim, ale przez swoją pazerność, przez samolubne nastawienie do świata i parcie na sławę, przegrał całe swoje życie. - Powiedział nieco filozoficznie.
- O, jasne. Wprawdzie w weekend możesz mnie nie znaleźć ale z chęcią posłucham o mugolskich bajkach... i ogólnie mugolach, bo z tego co widzę masz czy tam miałeś z nimi styczność - Tak, mugole ją bardzo interesowali. Nie mogła doczekać się kiedy w końcu udadzą się na wycieczkę którą Marrakesh zapowiadała już jakiś czas temu. - Jesteś mugolakiem? - spytała. Nie żeby zwracała na to uwagę, ot, zwykła ciekawość. Gdy Rose zabrała pergamin zaczęła stukać palcami o stolik. Przysłuchiwała się jak gadają o Voldemorcie. - Nie rozumiem po co kazał wam o nim pisać skoro był daaawno temu.
Lars: Lars spojrzał na Bell, miał nadzieję, że nie będzie go ignorowała z powodu pochodzenia. - Moja mama to mugolka, stąd u mnie spora wiedza na temat ich życia, tradycji i obyczajów. - Zastanowił się nad słowami Bell. Racja, przecież zaraz święta, on też jedzie do domu i nie będzie go jakiś czas w zamku. - Jedziecie na święta do domu, czy spędzacie je w Hogwarcie? - zapytał patrząc to na jedną to na drugą dziewczynę.
Bell: - Aha. No to koniecznie musisz. Nie wiem o mugolach prawie nic, tyle co na Mugoloznastwie mówimy. A coś go ostatnio nie było - Teraz, nawet nie była sobie w stanie przypomnieć o czym mówili na ostatnie lekcji. Może komputerach? Na pewno kiedyś były... - W szkole chyba raczej nie ma dużo osób z mugloskich rodzin... przynajmniej ich nie poznałam więcej niż.. - zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć - trzy, chyba. - Tak, raczej jadę. W święta mama ciągle o tym gadała... tam mało jestem w domu, że dobrze, żebym przyjechała przynajmniej na ten tydzień. Na jej miejscu nie uśmiechałoby mi się siedzenie samej w domu podczas gdy inni spędzają ten czas z rodziną.
Ziewnęła przeciągle, zakrywając twarz dłonią. Ta książka była istną katorgą dla jej oczu. Czytać takie coś? Nie było tam nic pożytecznego. jedynie jakieś nudne, bezsensowne zdania. Zamknęła ją cicho, podchodząc do półek, aby wymienić ją na inną. Przejeżdżając palcem po grzbietach innych ksiąg, szukając czegoś, co by jej pomogło. Podeszła do bibliotekarki z prośbą o pomoc. Może ona coś poradzi, aby znalazła to, czego chce? Dostała kilka opasłych ksiąg, przez które ledwo co widziała gdzie idzie. - Ja jadę do domu, a właściwie za granicę, do brata. Chociaż nie jest to pewne. Położyła z hukiem książki na blacie. Bibliotekarka spojrzała na nią nieprzychylnie. Rose przeprosiła delikatnym uśmiechem i znów zasiadła do lektury. - Mugole są bardzo interesujący. Mój brat się o nich uczył, kiedy szedł do pracy w Szkocji.
Lars: Lars popatrzył zdziwiony na dziewczyny. Jak to możliwe, że nie wiedziały nic o Mugolach. Uważał, że na lekcjach wiele o Mugolach się nie dowiedzą, trzeba tego doświadczyć, trzeba poczuć klimat... Pomyślał, że fajnie by było zabrać je do siebie na święta i pokazać prawdziwe życie duńskiego miasteczka. Jego uroki i małomiasteczkowość, niestety, obie wyjeżdżały, ale może kiedyś uda się zabrać je na krótkie wakacje nad Bałtykiem. - Dziewczyny, a co powiecie na mały wypad do Danii? - zapytał, chociaż wiedział z góry, że jego propozycja skończy się przeciągłym "buuuu". - Zaprezentowałbym wam tam swoje prawdziwe "ja" i moją cudowną mugolską wieś, przecież nie ma to jak praktyka -dodał pewnym tonem.
Usiadła w wygodniejszej pozycji, teraz już prawie leżąc na stole. Ona już sobie zupełnie odpuściła robienie pracy domowej... właściwie ze wszystkich przedmiotów, więc dlaczego Rose musiała ciągle o tym gadać. - Och, zostaw już to. Jeśli jedzie, nie będzie cię na lekcjach. Świetnie się składa, prawda? - powiedziała w stronę okna. - Daj mi to - wyciągnęła rękę i zabrała książkę. Zamknęła ją i rzuciła na stolik obok. Wyszło idealnie, książka nie otworzyła się i zatrzymała tuż na jego krawędzi. - A wiesz, że fajnie byłoby tam polecieć? Nudno tu ostatnio jest. Nic się nie dzieje... oprócz kilku lekcji i treningów. Jednak mam wrażenie, że nie pozwolą tak po prostu nam pojechać... chociaż.. zawsze możemy zwiać - uśmiechnęła się szeroko już planując jak to zrobią. Podniosła się do pozycji bardziej siedzącej niż siedząco-leżącej. - Ktoś z was potrafi się teleportować?
Lars: Pomysł Bell wydał mu się fascynujący. Wprawdzie nie miał jeszcze uprawnień do teleportacji i wyobrażał sobie miny rodziców, gdy zjawi się w eleganckim salonie z dwiema koleżankami ze szkoły. Chociaż w sumie, przy obcych rodzice starali zachowywać się bez zarzutu, a do następnej wizyty złość może im przejść. Odprowadzając wzrokiem lecącą na brzeg ławki książkę uśmiechał się ukradkiem wyobrażając sobie tę scenę. - Ja jeszcze nie miałem okazji, ale życie należy do odważnych! Wchodzę w to Bell! Rose co Ty na to? - zapytał Puchonki, która wydawała się być lekko przerażona całą tą sytuacją.
Spojrzała oburzona na Bell, ale nic nie powiedziała. Dokończy to w spokoju, o ile będzie go miała. Zaczęła w to wątpić, słysząc ich słowa. Patrzyła to na Larsa, to na Bell. W sumie nie miała nic przeciwko. Nigdy nie była w Danii, a tam mogłoby być ciekawie. - To nie jest zły pomysł. Zgadzam się - odparła. - Tyle że nie umiem się teleportować - mruknęła niechętnie, lekko zdenerwowana. - Mogliby dawać licencję wcześniej, a nie dopiero w siódmej klasie - dodała. - Bell, prefekt, i to naczelny, a chce robić coś nieleganie? - spojrzała na nią z ironicznym uśmieszkiem. - Proszę, proszę - wystawiła jej język.
- Rose... ty też jesteś prefektem, więc nie mów, że ja nie powinnam chcieć uciec ze szkoły - Bell, dla odmiany, spojrzała na Rose ze słodkim uśmiechem. - No tak. W takim razie, z teleportacją może być problem. Mamy do wyboru dwie opcje: pojechać Błędnym Rycerzem, tylko nie wiem czy wtedy ktoś nas nie złapie... albo wykombinować skądś Świstoklik którego użyjemy poza murami Hogwartu. Pamiętam, że kiedyś, w jakiejś książce czytałam o zaklęciu, takim co by się nam akurat przydało, tylko nie pamiętam co więcej trzeba było zrobić, żeby go użyć... Hm, pójdę poszukać jakiejś książki.
Dzisiejszy dzień wręcz zmusił mnie do wydania pierwszego dodatku specjalnego szkolnej gazetki! Co ja widzę? Czy to są łzy szczęścia i wzruszenia? Radzę zaopatrzyć się w chusteczki. Ostrzegam - to lektura tylko dla osobników o stalowych nerwach!
1. Uwaga - pogrom!
a) W.T - ekscentryczna puchonka, która w każdej wolnej chwili torturuje puszka pigmejskiego, którego dostała od babci na urodziny. To skandal! Jak można tak męczyć niewinne zwierzę? Mała rada: W.T radzę Ci nie zapisywać się na ONMS.
b) I.C - kolejna z serii szalonych puchonek o psychopatycznych wizjach. Tym razem zdecydowała się na wyjątkowo radykalny krok - usiłuje wpajać Ślizgonom swoje puchońskie zasady moralne! Pojawia się pytanie, z jakim skutkiem? - Nic nie sugeruję, ale nie dalej jak wczoraj dostrzegłam Ślizgona przytulającego pluszowego misia. Gdy spytałam go co robi, tłumaczył się, że tylko przyszywał mu łapkę. Tak, to naprawdę dziwne.
c) E.F - cicha woda brzegi rwie. Pani prefekt naczelna uchodząca za oazę kultury i spokoju została przyłapana na potwornym czynie, który doszczętnie zbezcześcił jej dobre imię - obgryzała paznokcie!
d) A.D - jedna z wielu wpadek Tiary Przydziału, która swoją drogą naprawdę powinna przejść już na emeryturę. Mianowicie, spotykam A.D bardzo często z szerokim uśmiechem na twarzy, zabawiającą się w najlepsze z Gryfonami! Skandal! A gdzie odwieczna wojna tych dwóch domów?
e) A.P - wybitny przypadek potwierdzający istnienie kujonologii. Na każdej lekcji wyrywa się do odpowiedzi, znając definicje podręcznikowe każdego zagadnienia. Czyżby zakupił 'sesję' bądź inne mugolskie dopalacze?
f) M.F - dziewczyna, która uchodzi w szkole za dziwaka. Nie dość, że jej wygląd budzi wiele zastrzeżeń, to jeszcze to niekonwencjonalne zachowanie. Kto wie, może sypia w trumnie bądź w kaftanie bezpieczeństwa?
g) L.S - przyłapany na tym, że chciał zaciągnąć w krzaczki zajączka wielkanocnego! Koniec świata, teraz każdy z nas może być zagrożony. Miejsce oczy szeroko otwarte, uczennice i uczniowie.
h) A.W - Ślizgonka o nietypowej pasji. W wolnych chwilach śledzi kolegów ze swojego domu. Miejmy nadzieję, że nie podgląda ich pod prysznicem.
i) N.A - szkolny książę, który chyba zgubił koronę. Po dość burzliwej kłótni z 'panią, która zgubiła cięty język' zamilkł na wieki. Czyżby zmienił taktykę i planuje 'wejście smoka'? Czas pokaże!
j) H.S - Gryfonka, która każdego wysłucha i przyjaźni się nawet z głazem w Zakazanym Lesie. Powinna trafić do innego domu, ale cóż - może ma jakieś znajomości? A może zaszyła łatę Tiarze Przydziału?
Dziękuję, dziękuję! To prezent dla Was na zbliżającą się Wielkanoc! Chyba każdy wie, jaki dziś mamy dzień, więc radzę patrzeć na to z przymrużeniem oka!
- Nie narzekam na Hogwart i nie zależy mi na ucieczce, tylko na przygodzie, aby coś ciekawszego zaczęło się dziać w moim życiu, bo jak na razie nic się takiego nie dzieje. - Bell, chodzi Ci o zaklęcie, zamieniające rzecz w świstoklik? - zapytała. - Chodzi o Portus? Zupełnie straciła głowę do nauki. Układała już sobie plan szalonej ucieczki z Hogwartu, gdy w jej rekach wylądowała gazeta. Ta sama, której pierwsze wydanie czytała niedawno. Przeleciała wzrokiem po inicjałach. Kilka kojarzyła, więc przeczytała o nich w skrócie. - Patrzcie... - pokazała gazetę Larsowi i Bell. - Tu jest o Angie, tobie Lars, o Narcissie i Hay - mówiła, rozszyfrowując inicjały. - Reszty nie znam.
Wróciła już z książką i zajęła to samo miejsce co wcześniej. - Tak... dokładnie o to zaklęcie mi chodzi. Mam tu książkę o transmutacji i o nim nieco jest. Jednak nigdzie nie mogę znaleźć jak go się używa. No wiesz... żeby ten świstoklik przeniósł nas o odpowiednim czasie i w miejsce jakie chcemy. Śledziła przez chwilę linijki tekstu ale gdy nic interesującego nie znalazła, zamknęła księgę. Wzięła gazetę i pobieżnie przyjrzała się się inicjałom. - O, o Eff jest. Że obgryza paznokcie... wielka mi rzecz.
Lars: Lars z zainteresowaniem wyrwał gazetkę z rąk Bell. On i króliczek wielkanocny? Nie lada sensacja, w sumie trochę tęsknił za wesołą Angie, zawsze umie go rozweselić i dogadują się bez słów. Ale na towarzystwo dziewczyn w czytelni nie narzekał, wręcz przeciwnie. Zaintrygował go pomysł Bell, więc pochylił się nad ramieniem Bell, oparł na nim brodę i zaczął wodzić wzrokiem po zapisanych drobnym maczkiem informacji. - Musimy coś znaleźć, przecież liczy się dobra zabawa. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy naszej krótkiej zapewne nieobecności w zamku, a jeśli nawet, to przecież mogliśmy być w tylu miejscach, że można było nas nie zauważyć. Daj Bell, ja zerknę, może będę miał więcej szczęścia i coś znajdę. - Powiedział z uśmiechem delikatnie wziął starą księgę w swoje ręce. Mimo intensywnych poszukiwań, nie dotarł do interesującego go tematu... -Bell, Rose, może jednak poszukamy innych pomocy naukowych? - zapytał cicho. - Albo wyślę sowę do mojego ojca z prośbą o jakiś świstoklik, wkręcę mu, że potrzebuję czegoś tam... Może da się urobić? Co Wy na to? - zapytał dziewczyn z nadzieją w głosie.
Bell: - Jasne, możesz. Myślisz, że da się nabrać? - nie znała rodziców Larsa, jednak gdyby nie było chociaż małej możliwości, że się uda to chyba nie zaproponowałby czegoś takiego. Tak jej się przynajmniej wydawało. - Zawsze możemy też poprosić jakiegoś nauczyciela żeby nam wytłumaczył jak robi się świstoklika... Jak tak mówiła, zaczęła coraz bardziej wątpić w ten pomysł. No bo jaki nauczyciel będzie tak głupi?
- A nie wystarczy, ze wskażemy na jakiś przedmiot i powiemy formułkę, a do tego miejsce, gdzie ma nas przenieść? - zapytała niepewnie. Kiedyś była o tym jakaś lekcja... - Lars, mam nadzieję, że wciśniesz ojcu jakiś kit, do czego potrzebny nam świstoklik, ale również nagadasz mu coś, po co nam świstoklik akurat w to miejsce. Nie uwierzy przecież w jakąś kiepską wymówkę. - Co do pomysłu, jestem na tak. Nareszcie zrobię coś, co jest sprzeczne z regulaminem. Bardzo mi tego brakowało. Ostatni raz złamała jedną z zasad w drugiej klasie. Ale wtedy była jeszcze dzieckiem, które nie wiedziało, że robi źle. Teraz robiła to świadomie. Bardzo świadomie. - Można się jeszcze wybrać do działu ksiąg zakazanych - uśmiechnęła się z błyskiem w oku. - Oczywiście jeżeli inne pomysły spalą na panewce.
Lars: Lars przysłuchiwał się wywodom Rose. No fakt, list do ojca, to ostateczność. Wprawdzie urobiłby go po jakimś czasie, wspomagając się dobrymi wynikami w sporcie i sukcesami w dziedzinie mugoloznastwa, jednak wolał na własną rękę zorganizować nielegalny wypad z Hogwartu. - Dobra dziewczyny, to przelecimy zakazane księgi! - klasnął w dłonie i potarł jedną o drugą. - Tylko cichutko dziewczyny, żeby nas nie przyłapali. - To mówiąc zerwał się na równe nogi i rzucił w kierunku zakazanych ksiąg. Starał się nie zwrócić na siebie uwagi i po drodze oglądał książki o różnej tematyce, że niby czegoś tam szuka. Gdy mu nie odpowiadała odkładał i mrużąc oczy starał się sprawiać wrażenie, że myśli, gdzie może znaleźć to, czego tak szuka. Pomyślał, że jeśli zrobi to na oczach bibliotekarki, będzie to mniej podejrzane, niż jakby zakradał się tu w nocy. Przykryje księgę jakąś książką do transmutacji i git.
Podążyła z Larsem, nie oglądając się na bibliotekarkę. Przecież mogło to zwrócić jej uwagę. Nie odstawiała tej całej szopki z niby szukaniem książki, szła obok Gryfona. - Przestań się tak wygłupiać. I tak zobaczy gdzie wchodzimy - szepnęła, żałując, że nie mają pelerynki niewidki. Ale zaraz, przecież jakiś czas temu kupiła. W dodatku nie używała jej ani razu, więc ciągle szczelnie by ich zakrywała. - Ej, a może najpierw weźmiemy pelerynkę niewidkę? - od razu podzieliła się swoim pomysłem. - Powinna być gdzieś u mnie w dormitorium.
Lars: - I dopiero teraz o tym mówisz? - Udawał zagniewanego i pogroził palcem Bell, po czym odłożył książkę o jakimś wężu mutancie z Baden Baden, ujął Bell i Rose pod ręce i pusząc się jak paw, manewrował z najładniejszymi dziewczynami w bibliotece między regałami z książkami. - Gdzie się spotkamy, jak już odgrzebiesz tę pelerynkę cud? - zapytał konspiracyjnym tonem i schylił się niżej, aby jego ucho znalazło się na poziomie ust rudowłosej.
Bell: - Zapomniałam, to tak dawno było - zrobiła minę, jak dziewczynka na która ktoś nakrzyczał. Zaraz uśmiechnęła się szeroko, widząc, że Lars robi z siebie wariata a przy tym i z niej i Rose. Dobrze, że o tej porze w bibliotece nie było dużo osób. - Na korytarzu, przed drzwiami biblioteki - odepchnęła od siebie Larsa. Chciał, żeby go ugryzła w to ucho, czy co? - Za.. powiedzmy dwadzieścia minut - ruszyła do wyjścia, a potem do schodów i wieży Krukonów.
Przez dłuższą chwilę stała w milczeniu. Nawet nie poszła za Larsem do działu ksiąg zakazanych. Im więcej osób, tym bardziej byłoby to podejrzane, więc wolała stać w miejscu. Poszła, porwana przez gryfona pomiędzy regały. Nie słyszała, o czym rozmawiali, kiedy od niej odeszli, więc teraz uważnie słuchała, aby nadrobić. Mimo że nie była pewna o czym mowa, przytaknęła. - Wiecie, ja tu poczekam... Albo posiedzę tu dwadzieścia minut i wyjdę przed drzwi. Nie opłaca mi się nigdzie iść - wzruszyła ramionami.
Lars: Lars pomyślał, że gdyby został z Rose, byłoby to zbyt podejrzane, w związku z tym, podreptał z Bell do wyjścia, pomachał Rose, przesłał całusa ładnej bibliotekarce i zamknął za sobą drzwi. - Leć Bell, ja tu sobie usiądę na schodku i zaczekam. - Powiedział ciepło, po czym rozsiadł się na schodach i zaczął strzepywać niewidoczne pyłki ze swojej ulubionej koszuli.
Wygląda na to, że uczniowie już dawno zapomnieli o istnieniu biblioteki. Od ponad dwóch godzin spokój trwał nieprzerwanie, bez najmniejszego szmeru czy szeptu, który mógłby świadczyć o obecności jakiegokolwiek towarzystwa.
Narciss westchnął cicho, znudzony wpatrując się w stronice podręcznika od OPCM. Prawdę powiedziawszy, magia nigdy nie potrafiła zafascynować go tak mocno, jak każdego czarodzieja powinna. I o ile część teoretyczna była znośna, to praktyka przerażała go bardziej, niż wszystkie dziwne stworzenia i mięsożerne rośliny, o których zdążył nasłuchać się na lekcjach.
Miał jednak plan iście genialny i szatański w swej pomysłowości. Być może profesor Salvatore bardziej go polubi, jeśli lepiej będzie szło mu z nauką? A przynajmniej spróbuje, prosząc go o szczegółowe wyjaśnienie jakiegoś zagadnienia w prywatnym gabinecie... I nie, nie uważał, by używanie imienia nauczyciela było niestosowne,
Uśmiechnął się, z rozmarzonym spojrzeniem wpatrując się w tę samą stronę, co piętnaście minut temu.
Amelia weszła do czytelni dźwigając wszystkie swoje podręczniki. Z lekkim trzaskiem położyła je na stoliku. Był tu tez jakiś Ślizgon, którego Amelia znała tylko z widzenia. Otworzyła swój podręcznik do eliksirów, po czym zaczęła bazgrać bliżej nieokreślone kształty. Okazało się jednak, że był to róg dwurożca - składnik eliksiru wielosokowego, którego składu nigdy nie mogła zapamiętać. Musiała jeszcze przekartkowac podręcznik do opieki nad magicznymi stworzeniami, przecież nie mogła dopuścić, by nie wiedziała co będzie na następnej lekcji.
Ciszę idealną i perfekcyjną nagle zakłócił okrutny hałas.
Narciss uniósł rozkojarzone spojrzenie z nad książki i spojrzał na całkowicie nieznaną mu dziewczynę. Zmarszczył lekko brwi, po chwili dostrzegając, że jest ona gryfonką. Posłał jej złośliwy uśmiech. - Z pewnością gryfonów nikt nie nauczył, jak zachowywać należy się w bibliotece... - mruknął cicho, niby tylko dla siebie. Jednak na tyle głośno, by dziewczyna również usłyszała.
Podeszłam do owego Ślizgona i rzekłam: - Och, przepraszam, nie wiedziałam, że lekkie stuknięcie w biurko, może obrazić pana PREFEKTA - powiedziałam dobitnie. Na koniec posłałam mu mordercze spojrzenie i odeszłam do stolika.
Po godzinie kartkowania książek, wyszłam z dumną miną, odrzucając złote włosy do tyłu.
Niemal podskoczył na krześle, gdy kolejny raz głośny huk wyrwał go z zamyślenia. Zmarszczył brwi i nieco nieobecnym wzrokiem rozejrzał się, po chwili lokalizując obiekt, na który właśnie powinien rzucić wyjątkowo groźną klątwę. Obiekt ten nazywał się Książka i niestety nie zagrażał na tyle, by miotać zaklęciami. Nagle jednak pojawiła się przed nim dziewczyna-duch, jedna z tych, którą widział raz czy dwa w życiu i która prawdopodobnie potrafi wtapiać się w ściany, bo nigdy jej nie widać. Milczał dłuższy moment, wpatrując się w jej okulary. Ciekawe, czy jemu pasowałyby okulary? W końcu jednak uśmiechnął się przymilnie. Po niespełna pięciu minutach wstał, zabierając ze sobą swoją książkę i torbę. Milczące towarzystwo wprawia go w dziwny dyskomfort. - Miłego czytania - uśmiechnął się sztywną i szybko wyszedł z czytelni, kierując się do dormitorium. Które to, nota bene, ostatnio świeci całkowitymi pustkami. Gdzież podziali się uczniowie?
Natalie weszła do czytelni z książką w ręku. Omiotła pomieszczenie zimnym spojrzeniem i skierowała swe kroki do jednego z wielu pustych stoików. Zastanowiło ją, czemu panują tu takie pustki. Czyżby inni uczniowie mieli ciekawsze zajęcia niż nauka i czytanie - choćby dla zrelaksowania się? Niemalże bezszelestnie usiadła na fotelu i szybko otworzyła książkę na odpowiedniej stronie. Pogrążyła się w lekturze nie zwracając na nic uwagi.
Weszła do czytelni by pouczyć się wróżbiarstwa. Nie pisała sprawdziany, a jeśli dostanie piękną ocenę zaczynającą się na literę T nie zda do następnej klasy. Przeglądała po kolei wszystkie książki o wróżbiarstwie, ale nie mogła znaleźć tego czego szukała. Zobaczyła dziewczynę, chyba ślizgonkę, którą kojarzyła tylko z widzenia. -Cześć - powiedziała i zaczęła przeszukiwać kolejną półkę.