Rząd foteli i stolików, przy których można poczytać w ciszy i spokoju. Nie brakuje tu również ogromnych okien, przy których można się trochę zrelaksować po wielogodzinnym czytaniu.
Wzdrygnął się gdy usłyszał o imieniu które wymyśliła. Jak można tak ślicznie coś nazywać? Karmelek?! Dla Briana to było o wiele za dużo. - Pożyczę na moment. - powiedział i "pożyczył" różdżkę. - Wiesz, skoro mi nie wierzysz to proszę. Pokażę Ci, zaboli tylko moment. - powiedział i machnął delikatnie różdżką. - Crucio... - powiedział spokojnie ale zdecydowanie, delikatnie smagając różdżkę w stronę Lucasa. Chłopak powinien poczuć ból tylko krótką chwilę.
Poczuł przez chwilę silny ból. -Co to było?! -Dziwi mnie wiele rzeczy. Mi też zginął ojciec, i jesteś do niego trochę podobna. Ktoś mi to wytłumaczy czy co? Zamknął książkę i odłożył ją na półkę i pomyślał. [i] Czy to moja siostra czy mi się wydaje? A może to prawda... Sam nie wiem ale może się spytam... -Mam pytanie... Czy jesteś moją siostrą?
- Żartowałam - Zaśmiała się. Chociaż w końcu miała już uroczego Pyszczka i wspaniałą Anastazję. Urocze imiona prawda? W końcu postanowiła jedno i to imię wzbudzało w niej miłe i jednocześnie niemiłe wspomnienia. - Mam już ostateczne, Draco - Wzięła pieska i dotknęła swój nosek o jego nosek. Najukochańszy na świecie, zaraz po Brianie. Spoglądała jak ten bierze różdżkę i wyżywa się na Lucasie. Najwyraźniej zaklęcie mu się udało, chociaż nie było bardzo mocne. - Brawo... - Pocałowała go lekko w czoło. Siostrą? Co mu nagle odbiło? Ona siostrą... Gryfona?!! Ohyda. - Nie? Mój ojciec nie zginął, wydziedziczył mnie - Powiedziała bez uczuciowo.
-Nie tylko ojciec zostawił moją mamę miał na nazwisko Tenebres czy jakoś tam... Odsunął grzywkę z oczu i popatrzył na nią dziwnym wzrokiem. Brian stał się dziwny nie poznaję go ale nieważne. Ta dziewczyna go namówiła i teraz stał się gorszy niż wcześniej -Nauczysz mnie tego zaklęcia?
- Oj, nie trafiłeś tym razem. - powiedział i się uśmiechnął. - Chciałem Ci udowodnić, że nie kłamię z czarną magią. Tak się składa, że jeżeli Connie mi piśnie słówko na temat tego, że coś nie pasuje Jej z Tobą to Crucio pójdzie w ruch, tym razem będzie o wiele dłuższe. - powiedział śmiejąc się złowieszczo. - Kochanie! Dzisiaj idę do Zakazanego lasu! Muszę w końcu wypróbować Avadę! - powiedział podpuszczając Lucasa. Spojrzał na Lucasa. - Nie ma problemu. Nawet teraz. - powiedział i uśmiechnął się, wiedział że chłopak nie będzie w stanie użyć Crucio. - Wskaż na mnie różdżką i powiedz Crucio. - powiedział i się uśmiechnął.
- Tenebres? - Spytała zdziwiona. Niemożliwe. Czyżby ojciec zrobił jakieś kobiecie dziecko, a ona się o tym nie dowiedziała? No bo ile miał Lucas... Wyglądał na starszego. To nie możliwe. Ma przyrodnią siostrę, zasraną puchonkę, a tu nagle... - Żartujesz? - Spytała spoglądając na Lucasa. Prawie szczęka opadła jej do samej ziemi. Nie nie nie! Nie ma zamiaru opiekować się, kumplować z kolejną osobą ze związku ojca. Kij mu w... oko.
Weszła do czytelni, na rękach niosła wielką stertę książek, musiała koniecznie dowiedzieć się jak najwięcej o duchach i ich losach. Z dość hałaśliwym trzaśnięciem zostawiła książki na stoliku, sama usiadła na krześle obok. Otworzyła "Hogwarckie duchy" i zaczęła przeglądać spis treści. Nie za bardzo mogła się skupić, bo obok ciągle ktoś rozmawiał. Spojrzała w stronę gadających uczniów i spostrzegała tam bardzo znajomą, choć dawno niewidzianą twarz. To był Lucas! Miała ochotę do niego podbiec i rzucić mu się na szyję ze szczęścia. Ale przecież jest w trakcie rozmowy, a ona jest zbyt nieśmiała, by tak po prostu chamsko wepchnąć się w czyjąś rozmowę. Trudno... Poczeka, aż skończą. Ciekawe czy ją pamięta.
Powiedział dość cicho. -Crucio. Pomyślał chwilę. i odpowiedział jej. -Nie nie żartuję... I co Brian myślałeś że jestem słaby? Mylisz się bardzo i to nie wiesz jeszcze jak Uśmiechnął się złowieszczo w stronę Briana i Connie. -Boli pewnie co? Zaśmiał się złowieszczo.
- Ja nie wierze. Jesteś kolejnym dzieckiem od jakiejś dziwki, która nie umie ulec ojcu- Nigdy nie miała problemów z obrażaniem rodzica przyrodniego rodzeństwa. W końcu puścili się z zamężnym facetem. To chyba trochę nie normalne w większości przypadków prawda? Sama w życiu by takiego nie zrobiła, a jeszcze, żeby tak wpaść. Zabezpieczać się nie umieją najwyraźniej. Spojrzała Briana z nadzieją, że wie co robi i, że Lucas jest tak słaby na jakiego wygląda. Że jej ukochanego to nie zabolało.
Wstał i lewym barkiem uderzył w bark Connie tak jakby ją ignorował i podszedł do Melanie i siadł obok niej. -Może mnie jeszcze pamiętasz? Spytał trochę speszony. Dziwką to możesz siebie nazywać zdziro. Szkoda że nie mogę teraz użyć Crucio by tu już leżała i wiła się z bólu i prosiła o litość. Znalazła się panna...
- Jeszcze się pytasz? - Odpowiedziała i przytuliła go na powitanie. - Jak mogłabym cię zapomnieć? - Może i dawno się nie widzieli, ale Mel pamięta każdą spędzoną z nim chwilę z dzieciństwa. Uśmiechnęła się do niego wesoło. Hmm... Nie wyglądał na szczęśliwego. Normalnie to, by się o to prosto z mostu zapytała, ale chyba teraz nie jest na to pora. - Co u ciebie? Tęskniłeś choć trochę za koleżanką? - Zagadnęła tylko, by kontynuować rozmowę.
Ostatnio zmieniony przez Melanie Coldwater dnia Nie Gru 19 2010, 16:12, w całości zmieniany 1 raz
Przewróciła oczami, rozmasowując bark. Może tego nie widać, ale w gruncie rzeczy była dziewczyną. A dziewczęta, szczególnie takie królewny ja ona, są delikatne. - Mam wrażenie, jakby mnie ktoś wyzwał - Westchnęła głęboko z zażenowaniem i potępieniem po czym przytuliła do siebie mocno szczeniaczka zastanawiając się. - Jak ja się niby mam z nim teraz rozstać?
Gdy nikt nie widział rzucił w nią zaklęcie Crucio.-Crucio. Powiedział dość cicho ale było słychać. Wstał podszedł do niej i powiedział do Connie. -Jak myślisz czemu ojciec zostawił twoją matkę? Bo porodziła ciebie! Jesteś słaba,nędzna. Nikt ci nie pomoże nawet Brian! Zaśmiał się złowieszczo.- I co myślałaś że jestem słaby? To się myliłaś...
Poczuła rozrywające kłucie w okolicach serca. Rozejrzała się zdziwiona, kto to ją zaatakował. Gdyby tylko miała różdżkę. Po chwili się rozwiązało. Lucas... - Mój ojciec nigdy nie zostawił mojej matki. Widać jak nie wiele o nim wiesz bachorze...- Powiedziała spokojnie, niesamowicie denerwująco jak na powagę sytuacji. - Tak, myślę, że jesteś słaby. Nadal... - Uniosła kącik ust w niesamowicie chytrym uśmiechy. - I nie martw się, nie potrzebuje pomocy Briana, żeby komuś zrobić krzywdę.
-Milcz! Myślisz że co możesz obrażać moją matkę bo ci się podoba? Jak tak to się mylisz siostro... Z gniewu upuścił różdżkę nawet o tym nie wiedząc. - Po śmierci ojca została mi tylko matka ale dowiedziałem się że mam siostrę. Cieszyłem się do dziś kiedy nazwałaś moją matkę dziwką! Teraz się odegrałem!
Tak, tak. Nie ma to jak totalnie olać Melanie i porzucać sobie zaklęciami w zarozumiałą Ślizgonkę. Spokojnie popatrzyła jak próbują się nawzajem obrażać. Wywróciła wymownie oczami i znów spojrzała na swoje książki. Co się będzie mieszać, w przeciwieństwie do Lucasa zawsze uciekała od problemów.
-Nie będę tracił czasu na wstrętną Ślizgonkę. Odwrócił się do niej plecami i poszedł do Melanie .-Przepraszam za to ale nie mogłem się powstrzymać.W końcu obrażała moją rodzinę. Dobrze że nie należę do Slizgonów. Zwykłe chamy. I jeszcze raz przepraszam. Położył rękę na jej ręce. I się uśmiechnął do niej.
- Myślę, że mogę - Powiedziała patrząc mu cały czas w oczy. Jednocześnie stopą wykonała dwa konkretne ruchy. Przesunęła jego różdżkę do siebie. Jak w piłce nożnej, potrafiła podbić sobie piłkę, tak też różdżka łatwym sposobem trafiła do jej dłoni, trzymana niezauważenie z tyłu. - Przyrodnie rodzeństwo jest dla mnie po prostu żałosne. Nie potrzebuję mieć rodziny, szczególnie takiej... - Nie mogła użyć zaklęcia wybaczalnego. Więc, zrobiła coś innego, równie ciekawego. Poczekała aż odszedł do Melanie. Kierując w niego jego własną różdżką wypowiedziała kilka formułek: - Conjunctivitis...Aquamenti...Bubbleforce... - Tylko drugie nie zadziałało, w końću miała nie swoją różdżkę.
- Nie szkodzi. - Jak zwykle Mel nie gniewała się sługo, no chyba, że ktoś zrobi coś naprawdę wstrętnego. Wtedy nie ma mowy o wybaczaniu. - Lepiej powiedz co u ciebie. - Ręką odsunęła książki na bok, by jej teraz nie kusiły. Chciała skupić się tylko i wyłącznie na Gryfonie, w końcu tyle lat się nie widzieli. - No i czemu w ogóle się do mnie nie odzywałeś? - Zapytała z nutką pretensji.
Dostał zaklęciami.Na początku spadł z krzesła. Potem miał drgawki a na koniec zemdlał. Leżał jak nieżywy wyglądał na martwego ale wcale tak nie było. Co się stało. Gdzie ja jestem? Czy ja żyję? Widzi przed sobą rożne obrazy. Widzi jak zginą ojciec. I jak to się stało że jest bratem Connie.
Pisnęła z przerażenia. Jak to się dzieje, że tak spokojna osoba jak Mel zawsze wejdzie w taką akcję. - Lucas. - Powiedziała bardziej piskliwym głosem niż chciała. Kucnęła przy nim nie wiedząc co dalej robić. Chciała tylko upewnić się, że żyję. Gdy wyczuła jego puls, odetchnęła z ulgą, trzymając jego głowę w dłoniach.
- Jak się ocknie to powiedz mu, że go pozdrawiam. Wybacz, że ci tak uszkodziłam chłopaka, ale on zaczął. A różdżkę oddam dyrektorowi do retrospekcji - Schowała magiczny patyk od chłopaka do swojej kieszeni i ruszyła w stronę wyjścia. Przy samych drzwiach obejrzała się jeszcze i uśmiechnęła szyderczo. Potem wyszła.
ZABRAŁA MU RÓŻDŻKĘ!? Z jednej strony chciała pobiec za Connie, ale przecież nie miałaby z nią szans. Zwłaszcza, że Ślizgonka zna zaklęcia zakazane. Ale przecież nie może zostawić Lucasa nieprzytomnego w bibliotece. - Obudź się, proszę, obudź się. - Mówiłą cicho bardziej do siebię, niż do niego. Potrząsąła nim lekko, bojąc się, że zrobi coś nietak.
Rose pojawiła się w bibliotece. Właściwie ostatnio stopniowo wracała do świata żywych. Chowała w sobie ból i cierpienie, starała się żyć tak, jak przedtem - choć nie było to idealne życie. I mimo wszystko przyszła na umówione już bardzo dawno korepetycje z Antoinette. Nie chciała na nie iść, bała się tego spotkania. Wprawdzie wątpiła, by Charles się przyznał. Nie mógłby tego zrobić. Tak czy siak Rose bała się, że w jej oczach będzie jasno wypisane poczucie winy - i że to ją zdradzi, że to ją zniszczy. Postanowiła jednak, że nie może być tchórzem. Nie może udawać, że zapadła się pod ziemię, nie. Usiadła przy stoliku w czytelni i wyciągnęła książki do historii magii. Najbliższe dwie godziny miały być prawdziwą męczarną, zawsze była nią dla Rose nauka tego przedmiotu, ale teraz miało być jeszcze gorzej...
Ocknął się i powiedział. -Muszę to wyjaśnić . Pocałował ją i pobiegł do gabinetu. Biegł szybko aby wszystko wyjaśnić. Zmęczony na chwilę odetchnął i pobiegł dalej. Czemu mnie to spotyka? I czemu zemdlałem? Biegnie nadal przez korytarze i przez schody nie zważając na uczniów i nauczycieli raczej unikał ich. /Gabinet Dyrektora/
Pocałował ją. Na prawdę, nie tylko w jej głowie. Cóż... Szok robi swoje. Na powrót usiadła przy stoliku i przysunęła do siebie książki. Ha! I jak ma się teraz skupić? Jest cała roztrzęsiona. Ciągle wpatrywała się w te same zdanie w książce. Po głowie chodziło jej tysiące myśli, a nie mogła się skupić na żadnej.