Izba Pamięci znana jest przede wszystkim z nudnych i długich szlabanów, polegających na polerowaniu medali, pucharów i odznak byłych uczniów Hogwartu. Jednak czasem, warto spojrzeć na to pomieszczenie z odrobinę innej perspektywy i zastanowić się nad wspomnieniami tu zachowanymi. Niektóre są niewiele młodsze od samego zamku! Na pewno każdy znajdzie coś, co go zainteresuje.
Alkohol? Felicie? Ojca pewnie wprawiłaby tym w jeszcze gorsze kłopoty zdrowotne niż teraz miał, a Slim? Co zrobiłby Slim, gdyby znalazł ją gdzieś pijaną? Może lepiej nie zastanawiać się nad tym. Felicie nie miała tak, że przejmowała się wybitnie zdaniem każdego, jednak nie chciała rozczarować bliskich i wcale nie chciałaby, aby jednak ktoś ją ujrzał w stanie odbiegającym od normy. W końcu potrzebowała gruntu pod nogami nawet wtedy, gdy stała nad przepaścią. Jej zawiła, puchońska logika, doprowadziła już nie jednego do szaleństwa. Ale z drugiej strony to nic złego, że potrafiła powiedzieć sobie stop, w końcu dzięki temu, że każdy z nas miał inaczej rozstawione granice, byliśmy w stanie się uzupełniać. Puchonka dzisiaj nie była ubrana wyjątkowo. W końcu luźna, biała podkoszulka nie była ostatnim krzykiem mody, znajdowała się na niej narzucona koszula w kratę, a nogi skrywane były pod poprzeciarnym miejscami jeansem. Nie było w tym jednak ani krzty wulgarności, w końcu Felicie mimo tego, że była już studentką, wydawała się zachowywać w sobie niewinność trzecioklasistki. - Zgubiłaś się? - zaśmiała się krótko Feli, która objęła włosy próbując je ułożyć na prawym ramieniu, ale ponieważ wydawały się jej teraz za krótkie to wydłużyła je swoim darem o kilkanaście centymetrów... I tak tworzyły artystyczny nieład. - Super, tylko zgubiłam plan i w sumie nie wiem, kiedy mam wykłady, zajęcia czy cokolwiek. Nie przemyślałam tego chyba, jak wyrzucałam śmieci i inne zwitki. - np. stare listy, które z jakiegoś powodu mimo wszystko nadal znajdowały się na dnie kufra.
Gdyby ojciec Alyssy dowiedziałby się co ona tutaj czasem wyprawiała, pewnie dostałaby kolejny szlaban. Choć i tak trzeba było przyznać ze dziewczyna się uspokoiła. Nie była już taka porywcza jak kiedyś. Jak te parę lat temu, swój okres buntu ma już za sobą z czego na pewno są zadowoleni jej najbliżsi. Ona oczywiście nie miała zamiaru opowiadać jej o tym co wyprawiała na prawo i lewo. Tutaj w Zamku szalała, a w domu była cicha jak myszka i wszystkim to odpowiadało. Choć i tak byłą pewna że jej bracia wiedzą co ona tu wyprawia. Ale cóż nie będzie się tym przejmować, dopóki to wszystko nie dojdzie do uszów Ojca i siostry. A czy szkoła to jakaś rewia mody ? Aby ubierać się tutaj wyjątkowo. Collins zazwyczaj zakładała to w czym było jej wygodnie. A nie to co teraz było modne. Mają ją obchodziło to co inni myślą o tym jak się ubiera, ale ogólnie jaka jest i szczerze miała wyjebane na to jak wszyscy patrzą na jej wrotki z których schodziła tylko na lekcjach. Zawsze była sobą i nie podporządkowywała się nikomu (oprócz ojcu). No tak cała Carrie. -Po tylu latach spędzonych tutaj, chyba ciężko się zgubić. Choć nie jest to niemożliwe. - Odparła spokojnie i uraczyła ją delikatnym uśmiechem, prawie nie zauważalnym. Blondyna poczuła teraz iskierkę zazdrości, zawsze podziwiała metamorwomagów. To nazywało się prawdziwym darem. Oczywiście nie dała tego po sobie poznać. -Jak chcesz mogę ci pożyczyć swój, przecież i tak jesteśmy na tym samym roku. Przepiszesz go sobie i mi oddasz. - Plan wręcz genialny. Można powiedzieć że Fel miała szczęście, gdyby Alyssa na nią nie wpadła nadal by się zastanawiała skąd skołować plan. Oczywiście mogłaby iść do kogoś wyżej i poprosić. Ale tak miała problem z głowy. Czasami te szlajanie po zamku się przydaje, prawda?.
Miałeś doskonałe plany na ten wieczór? Hogsmeade z przyjaciółmi? Plotki w Pokoju Wspólnym, o tej nowej parze? A może po prostu pisanie zaległego wypracowania o buncie goblinów? Wygląda na to, że marzenia o idealnym wieczorze będziesz musiał przełożyć na kiedy indziej. Bez względu na to, czy prawdziwie zasłużyłeś sobie na ten szlaban, czy też zupełnie niewinnie zostałeś ukarany, pewnym jest, że teraz czekają Cię długie godziny poświęcone na przepisywanie pożółkłych akt. Brawo! Brzdęk starych pucharów dociera do twoich uszu, gdy tylko przekraczasz próg bezkresnej sali i przypadkiem wpadasz na jedną z nagród, a która to lawinowo przewraca trzy kolejne. Nauczyciel kręci nosem i pośpiesznie kieruje Cię do oddalonego biurka. Stawia na nim trzy wielkie pudła poplamionych papierów i poleca przepisywanie ich na czyste, nowe arkusze. Nim zamyka za sobą drzwi, zabiera Ci jeszcze różdżkę, mówiąc, że odda, dopiero gdy skończysz. Krzywisz się niesłychanie, ale wiesz, że nie masz wyjścia. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz musiał tu regularnie przychodzić, zawalając bieżące zadania domowe.*
*Jeśli nie podejmiesz się wykonania szlabanu i nie pozostawisz poniżej posta, temat z twoim kuferkiem zostanie zablokowany na dwa tygodnie.
Aby dowiedzieć się jak radzisz sobie ze szlabanem, rzuć kostką we właściwym temacie.
1 oczko - Szlaban zaczyna Cię potwornie nudzić już po zaledwie godzinie, a przecież przed tobą jeszcze dwie kolejne! Musisz się na chwilę chociaż zająć czym innym, nim ręka od tego pisania, zupełnie Ci zdrętwieje. Postanawiasz pozwiedzać nieco tą sale. W obliczu takiego szlabanu, nawet oglądanie starych pucharów wydaje się interesujące. Pomieszczenie jest bardzo mocno zagracone, a ty chodzisz nieco nieostrożnie, przypadkiem potykasz się o porzucony na ziemi przedmiot, przewracając i odruchowo łapiąc się wielkiego, ciężkiego pucharu. Ten spada na Ciebie, mocno Cię obijając. Ból jest tak silny, że nie jesteś pewny, czy czasem nie złamałeś jakiejś kończyny. Potrzebna będzie natychmiastowa wizyta u pielęgniarki! 2 oczka - Początkowo zadanie niewiarygodnie Cię nudzi. Piszesz jakieś nieznane Ci nazwiska z kartki na kartkę i tylko czujesz, że lada moment uśniesz. Nagle nadchodzi wyczekiwana odmiana! Wśród akt dostrzegasz bardzo znajome Ci nazwisko. Czy to te należące do któregoś z twoich rodziców? A może do jednego z nauczycieli, starszego brata? Nagle dostrzegasz cały plik papierów opisujących dawne wyskoki tej osoby. Imprezy, grzeszne schadzki, złamania regulaminu - wszystko to, wciąga Cię tak bardzo, że nawet nie zauważasz, kiedy mijają długie godziny. Zamiast siedzieć na szlabanie trzy godziny, spędzasz ich tam aż pięć! Wieczór stracony, ale za to ile nowych ciekawostek się dowiedziałeś! 3 oczka - Na zegarku mija już druga godzina tego dłużącego się szlabanu. Za oknami zupełnie się ściemniło, a jedyne światło w tej klasie, pada z małej lampy na biurku. Niespodziewanie coś porusza się między pucharami z łoskotem przewracając ich sporą ilość. Zrywasz się na równe nogi. Początkowo chcesz sprawdzić źródło hałasu, ale kiedy przewraca się naprawdę ciężka gablota, szybko się odwracasz i pędem uciekasz z tego miejsca. Co dziwne, wpadasz wprost na nauczyciela, który równie pośpiesznie I bez żadnych pytań, odciąga Cię od drzwi, prędko je zamykając. Czyżby ktoś zapomniał o grasującym tam kugucharze? A może to było coś więcej? Tego wieczoru nabawiłeś się nie tylko odcisków na rękach od pióra, ale i niezłego strachu. 4 oczka - Dawno nie uzupełniałeś pióra atramentem, czy może zawsze wyręczałeś się zaklęciami? Teraz kiedy masz to zrobić sam, idzie Ci fatalnie. Na pewno to wina zmęczonych rąk. Wielkie kleksy spadają na biurko. Kiedy je próbujesz zetrzeć, zbyt gwałtownie poruszasz szmatką, w pewnym momencie zrzucając z blatu cały pojemnik z atramentem. Tak, miałeś tak wiele szczęścia, że buteleczka się nie rozbiła - po prostu spadła na ciebie, obficie zalewając Ci ubranie czarnym tuszem. 5 oczek - Często przepisujesz zadania od innych? A może sam ich tak wiele, pilnie odrabiasz? Potrafisz szybko pisać, teraz się to bardzo przydaje. Prędko wertujesz kartki, nanosząc na czyste to, co powinieneś. Nim się spostrzegasz, kończysz pierwsze pudło akt. Gwałtownie sięgasz po drugie, by i z nim momentalnie się uporać. Niestety, jesteś tak bardzo na tym wszystkim skupiony, że nawet nie zauważasz, jak 20 galeonów wypada Ci z kieszeni. Musisz odnotować tą stratę w rozliczeniach. 6 oczek - To przepisywanie to prawdziwa nuda. Najwyraźniej nie tylko ty tak uważasz, bo pod biurkiem zauważasz porzuconą książkę, którą to pewnie pozostawił twój poprzednik. Z ciekawości po nią sięgasz. Tematyka Cię bardzo wciąga i w czasie przepisywania akt, co chwila robisz przerwę na przejrzenie kolejnych kartek nowej lektury. Co sprawia, że kiedy przychodzi nauczyciel i widzi Twoją niekompetencję, skazuje Cię na jeszcze jeden dzień kary. Musisz napisać tu kolejnego posta w przyszłym tygodniu.
Po spędzeniu pięciu godzin w sowiarni, nadszedł czas na wieczór w Izbie Pamięci. Przyszedł na miejsce punktualnie, usiadł przy biurku i zaczął przepisywać dokumenty. Czas niebywale mu się dłużył. Gdy przepisał kilka kartek, jego ręce zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Wściekał się na zwykłe, atramentowe pióro, które zostawiało kleksy na meblu. Wziął do ręki szmatkę i miał zamiar powycierać ten bałagan, bo kto wie. Może za zostawienie bajzlu po szlabanie, grozi kolejny szlaban? Swoje zdenerwowanie przeniósł na szmatkę. Zaczął gwałtownie nią pocierać, aby doczyścić plamy z atramentu. Nie był to jednak przemyślany ruch, ponieważ po chwili buteleczka z ciemnym płynem przewróciła się, a następnie poturlała w jego stronę, oblewając jego koszulkę. Z jeszcze większą wściekłością doczyścił biurko do końca i wrócił do pisania. Robił to teraz z mniejszą dokładnością, dlatego też pozostałe do przepisania dokumenty zniknęły w krótkim czasie. Wstał, wziął głęboki wdech i opuścił znienawidzone od tej pory pomieszczenie z wielką plamą na bluzce.
Siódmy rok nauki w Hogwarcie to obok roku piątego jeden z najciekawszych lat spędzonych w tej szkole. Był dumny z siebie, i z tego co osiągnął, że aż żal mu serce ściskało na samą myśl, że już za kilka miesięcy na zawsze opuści szkolne mury. Zawsze co prawda będzie mógł w przyszłości starać się tutaj o posadę. Ale z drugiej strony, czy taki ktoś jak William Blake nadawałby się na nauczyciela, któregoś ze szkolnych przedmiotów w Hogwarcie? To już będzie mogła ocenić tylko historia, o ile w ogóle będzie taka możliwość. Spacerując w dniu dzisiejszym po szkolnych korytarzach postanowił zwiedzić dzisiaj sobie Izbę Pamięci. Szczerze powiedziawszy miał taką cichą nadzieję, że kiedyś jego nazwisko także się tutaj znajdzie na którymś z pucharów, medali lub innych nagród. Jak do tej pory nie było mu to dane, ale się tym nie zrażał. Stanął przed jednym z pucharów i zaczął się weń wpatrywać.
Kae wloczyla się po szkole w poszukiwaniu miejsca w którym znów mogłaby usiąść i przemyśleć z kim chciałaby mieszkać . nie chciała znów wybierać między matka i ojcem. Chciała mieszkać albo z nimi albo całkiem sama lub z kimś znajomymw. Skierowała kroki wprost do izby pamięciby moc poogladac rrównież trofea innych uczniów. Fajnie było czasem wymyslac histprie w jakich ktoś zdobył jakieś odznaczenie. Ona sama była zbyt przeciętna by tu trafić i chyba nawet nie chciala. Stanęła przed pierwszą gablota z trofeami i zaczęła się jej porządnie przyglądać. Tak jakby miała znaleźć w niej odpowiedź na wszystkie swoje pytania. Jednakże wiedziała że ta wymuszona przez rodziców decyzję będzie musiała podjąć sama i z tym było właśnie najciężej. Czy zauważyła że jest tu ktoś prócz niej? Jasne że nie. Nawet chyba nie chciała. Zresztą mężczyzn się bała dziewczyn nieco też niestety. Tak w zamyśleniu w końcu ruszyła na spacer po izbie.
Tak bardzo wpatrzył się w jeden z pucharów, że nie zauważył iż do pomieszczenia weszła jeszcze jedna osoba. Nie miał oczywiście nic przeciwko towarzystwu, bo nawet to było wskazane żeby mieć znajomych. Zawsze można wówczas utrzymać potem po szkole z nimi jakieś ciekawe relacje, albo spodziewać się, że mogą oni pomóc w najróżniejszych sprawach. On zawsze cenił ludzie, szczególnie tych, z którymi się trzymał. Choć nie zawsze bywało tak, że trafnie wybierał odpowiednich znajomych. Czasami po prostu po czasie się okazywało, że są to fałszywi ludzie, ale i z takimi gagatkami potrafił sobie poradzić. Kiedy już skończył oglądać namiętnie ten puchar i chciał przejść do reszty pomieszczenia, poczuł, że natrafił na przeszkodę. Tą przeszkodą okazała się być Kaede Kawchi – Puchonka, która była tak jak i Will na VII roku nauki w Hogwarcie. Aż dziw bierze, że ze sobą oboje jeszcze nigdy nie rozmawiali, a ino krótkie „cześć” czasami sobie rzucili. - Witaj Kaede. – przywitał się z Puchonką. - Wybacz, nie chciałem Ciebie potrącić. – dodał po chwili William. - Co Cię sprowadza do Izby Pamięci? – zapytał z ciekawości.
Całe szczęście że nie na wszystkie dotknięcia Kae reagowała ucieczką albo plaskaczem bo Will miałby teraz pewnie jej rękę odbita na twarzy. Jednakże Kae potrafiła pohamować niektóre swoje dziwne ruchy. Spojrzała na osobę która ją potracila i rozpoznała w niej kolegę z roku. William Blake chłopak z którym nigdy nie zamieniła słowa prócz zwykłego koleżeńskiego cześć gdy mijali się na korytarzu o dziwo nie przeszkadzał jej ten stan rzeczy. No może dlatego że nowe znajomości oceniała z wielkim dystansem. Spojrzala na chłopaka i przez chwilę się nie odzywala. Zresztą nie wiedziała co miałaby powiedzieć? W końcu zebrała się w sobie i otworzyła usta by po chwili znów je zamknąć. -Hmmm no spoko Will każdemu się zdarzy- mruknela cicho wwręcz prawie nie słyszalnie. Po tej wypowiedzi wyminela go i zastanawiała sięco mmiałaby mu odpowiedzieć. No w końcu nie powie mu prawdy. Bo po co wszyscy maja wiedzieć co ją gdzie sprowadza. Przez chwilę bardzo intensywnie myślała. -Cóż przyszłam sobie popatrzeć na trofea innych uczniów Hogwartu a Ciebie?- tym pytaniem chciała zejść z własnej osoby. Nie chciała o sobie mówić a tym bardziej o tym co ją gdzie sprowadzało.
Przez chwilę patrzył się na nią niemym wzrokiem i był pewny, że cały czas ta rozmowa będzie wyglądać, ale ostatecznie chyba się pomylił. W końcu on się odezwał, a i Kaede nie pozostawała mu dłużna. W jego mniemaniu była to dosyć sympatyczna osoba, mimo że Azjatka, ale ostatecznie można było powiedzieć, że oceniał ją pozytywnie. Ciekawe czy i w równie pozytywny sposób da się z nią rozmawiać? - Można powiedzieć, że coś nas łączy. – odpowiedział jej na pytanie. - Ja po cichu zawsze marzyłem żeby moje nazwisko pojawiło się kiedyś na jednej ze szkolnych nagród. Niestety do tej pory mi się to nie udało, i chociaż tak naprawdę dalej mogę coś dla Hogwartu zrobić, to jednak mało co wierzę żebym zaistniał w szkole. – wzruszył bez emocji ramionami tak jakby godząc się z tym, że jego nazwisko pozostanie raczej nieznane. Chyba że w życiu poza szkołą uda mu się jakoś zawojować ten świat. - Wiesz, że dzisiaj jest.. dość ciekawy dzień? – rzucił jej pytanie, ale przez dłuższy czas trzymał ją w niepewności i nie dokańczał tej wypowiedzi. Chciał żeby dziewczyna trochę pomyślała, zanim i on jej odpowie. Lubił takie.. zagadki. O ile w ogóle można to nazwać zagadką… - Dzisiejszy dzień przejdzie do historii ponieważ właśnie dziś, właśnie teraz, okazuję się, że wymieniliśmy ze sobą znacznie więcej słów niż tylko „cześć”. – uśmiechnął się do Azjatki i podniósł nawet pozytywnie brew. - Czy to nie piękne? – zapytał.
Kae jakoś nie widziała żadnej szczególności w tym dniu jednakże gdy wyjaśnił czemu jest to tak szczególny dzień zaczęła się śmiać. Powód szczególności tego oto dnia tak ją rozbawil że naprawdę zaczęła śmiać się szczerze. No trzeba przyznać chłopak wiedział jak trafić do kobiety by ta się usmiechnela. Było to trudne jeśli o nią chodzi bo Kae rzadko się smiala. Spojrzała na niego i wzruszyla ramionami. - Mój drogi tak szczególnego dnia nie można zapomnieć aż z wrażenia zapisze go sobie w kalendarzu- usmiechala się do niego. Powinien więc poczuć się wyjątkowy. Jednak jak poczuł się chłopak było jego wyłączną sprawą. - Cóż samo mówienie cześć też było jakimś hmmm jak to ująć? No jakims zalążkiem znajomości i utrzymywało się ją dośćddługo prawda? A czy piękne, nie wiem zależy od późniejszych relacji między nami. No tak jak zwykle musiała myśleć zbyt racjonalnie większości jej przyjaciół racjonalność która się posługiwała nie bardzo pasowała. Spojrzala na puchar za sobą. - Jeśli teraz się dla szkoły nie przyczynisz zrobisz to na studiach lub po ich ukonczeniu. Może wtedy też Cię tu umieszcza- stwierdziła wciąż się usmiechajac.
- Cieszę się, że nie zjechałaś mnie za ten jakże suchy żart, a zaczęłaś się śmiać. Radością to dla mych uszu jest. – powiedział w dość dziwny sposób mając nadzieję, że i w ten sposób uda się mu jakoś podtrzymać tą radosną atmosferę. Na razie było pozytywnie i Azjatka chyba go w miarę dobrze odbierała. Ale to musiałby się jej zapytać osobiście, a na razie nie miał odwagi by do czegoś takiego doprowadzić. - Patrz, też bym zapisał, ale ku mojemu nieszczęściu zapomniałem notatnika i pióra. Będę więc zmuszony w swojej głowie gdzieś zakodować tę datę i opis tego jakże podniosłego wydarzenia. Tak mi dopomóż Merlinie. – skinął lekko głową, a następnie sam się roześmiał tak głośno, że cieszył się iż nie jest w bibliotece, bo inaczej zaraz Pani bibliotekarka kazałaby mu opuścić to pomieszczenie. Był natomiast w Izbie Pamięci, w której może i obowiązywała cisza, ale nie była to cisza w ciszy znaczeniu rozumiana. Tutaj raczej cisza oznaczała zadumę. - Tak, masz rację. Ale zwykłe „cześć” nie oddaje pełni relacji, choć trzeba przyznać, że tę relację ono zaczęło. – odpowiedział jej William. A potem z uwagą obserwował ruch jej ust i słuchał to, co z nich wypływa. - Jeśli zrobię to po ukończeniu szkoły to już nie będzie to samo. – westchnął i odwrócił się w stronę pucharu, którego jeszcze tak namiętnie parę chwil temu oglądał, zanim nie wpadł na Azjatkę. - Jesteś Azjatką, prawda? – zapytał. - Nie szukałaś może szkoły gdzieś w swoich okolicach? – kontynuował. - Oczywiście nie mam nic przeciwko, pytam z ciekawości. Tutaj większość ludzi jest z tych okolic, raczej nie wybierają się w dalekie strony. Sam bym nie chciał iść gdzieś indziej. Poza tym… – i tutaj nastąpiła taka pauza, niezręczna cisza. - Hogwart jest wspaniałym miejscem. Przynajmniej.. tak mi się wydaje. – dodał po chwili. - A Ty co sądzisz o Hogwarcie? – zapytał Azjatki.
Kae stłumiła w końcu swój śmiech i z powrotem zdjęła uśmiech z twarzy. Nie chciała by jej uśmiech za długo znajdował się na jej twarzy. Ah głupia dziewczyna. Tęskniła za wieloma osobami z przyjazniami już nawet nie zaczynała odnawiać starych kontaktów. Odeszła kawałek. - Cóż niektórzy nie potrzebują niczego do pisania by zapisywać ważne daty Will... Zresztą co do relacji chłopak dziewczyna chyba nie potrafie zbudować nawet takiej przyjazni- szepnela.- Z drugiej strony żadna znajomość nie ujmuje i dzięki każdej z nich można coś zyskac Powiedziała siadając na jakiejś pobliskiej laweczce. Nie patrzyła na Willa całe szczęście że była trudna zagadką do odgadnięcia więc jest dużo zabawy z odkrywaniem jej tajemnic. Zresztą nawet nie będzie mówiła Williamowi o swoich problemach. - ogółem to jestem japonką- stwierdziła fakt jakby było to normalne. - jestem tu od początku. Przeprowadzilismy się z rodzina tutaj bo było ojcu bliżej do pracy to chy Chyba normalne że wtedy trafiasz do najbliższej szkoły. No ale jeśli Ci przeszkadza to za rok koncze szkole mogę odpuścić sobie studia Zażartował miała nadzieję że chłopak nie weźmie tego do siebie.
- To się zgadza. Niektórzy mają pamięć jak słoń i nawet po dwudziestu latach potrafią sobie przypomnieć ważne daty, czy nawet wydarzenia. – potwierdził William. - Złośliwi mówią, że ja, na ten przykład, mam dobrą pamięć, ale krótką. Długa za to pozostaje do pierdół. – wzruszył ramionami, bo czuł, że ta jego wypowiedź była swego rodzaju tylko suchym żartem, który wcale nie rozśmieszyłby tej przecudownej Japoneczki. - To fakt. Z każdej znajomości, nawet z tej negatywnej, można wynieść pewne wartości. Albo przynajmniej dowiemy się dzięki nim, jakiego rodzaju ludzi powinniśmy unikać na przyszłość. Ja tak mam wielokrotnie. – odpowiedział. - I czuję, że Ty jesteś tą pozytywną postacią i znajomością. Aczkolwiek każdy ma jakieś swoje tajemnice. – powiedział uśmiechnąwszy się do niej. Wpatrywał się w nią przez dłuższy czas jakby oczekiwał, że dziewczyna zdradzi mu jakiś skrywany przez nią, w głębi jej duszy, sekret. Nie wiedział o największej tajemnicy, której wyjawienie na pewno ją sporo by kosztowało. Zresztą, czy on takich poufnych spraw także nie miał? Skrywał je głęboko i trzymał na.. odpowiednią okazję. - Nie przejmuj się. Każdy je ma. I nie należy ich sprzedawać komukolwiek. A już na pewno nie pierwszym, lepszym sprzedawczykom. – dodał i stwierdził, że więcej tego tematu nie będzie kontynuował. Czuł, że Kaede nie bardzo ma ochotę na jakiekolwiek zwierzenia. W każdym razie na pewno wszystkiego mu o sobie nie opowie. On także nie powinien jej wszystkich swoich tajnych tajności zdradzać. Niech ta znajomość rozwinie się swoim tempem. - Zadowoleni jesteście? Podoba się Tobie tutaj? – zapytał z ciekawości. Miał w ogóle wrażenie, ze przebywanie w Hogwarcie sprawie jej trochę bólu. A może to po prostu mylne wrażenie? Sam się pewnie o tym przekona w niedalekiej przyszłości. A może i nie? - Nie, idź na studia. Ja idę. Chcę pracować w Ministerstwie. – próbował ją zachęcić. - Ja chcę zostać Aurorem. Przynajmniej na początku. – podzielił się z nią swoimi planami. I tak naprawdę wszystko zostanie zweryfikowane przez życie. A los czasami naprawdę bywa okrutny. - Słyszałem zresztą, że studia to ponoć najlepszy okres w życiu człowieka. – powiedział wesoło. - Choć ja tam uważam, że Hogwart im nie ustępuje wcale. – uśmiechnął się. - Mi osobiście bardzo odpowiada bycie uczniem Hogwartu. – westchnął. Tak, siedem lat Hogwartu wiele go nauczyło. To była szkoła życia, której u mogolaków nie mógłby doświadczyć za żadne skarby świata. Jednak bycie czarodziejem było czymś wielkim. W dodatku bycie nauczanym w Hogwarcie to już coś znaczyło. Chyba żadna szkoła nie była tak dobra w wychowywaniu młodych adeptów magicznych. - Hogwart. Niezwykłe miejsce, prawda? Tyle tu tajemnic, sekretów, tajności. Nie chciałabyś odkryć ich wszystkich? – zapytał nagle. - Choć pewnie wszystkich się nie odkryje, ale może i większość? – zastanawiał się William Blake. - Nie chciałabyś ich odkryć? Bo ma pewną.. propozycję. – rzekł Puchon.
- Z taką pamięcią słoniową to nie do końca o mnie. Dużo rzeczy zapominam jednakże tego dnia nie zapomnę – Powiedziała znów się śmiejąc. Co z nią było że teraz przy nim tyle się uśmiechała? Czyżby czuła się przy nim bezpiecznie?. - Pierdołki to też fajne rzeczy by o nich pamiętać Williamie. W pierdołach jest dużo miłych wspomnień i uśmiechu – Powiedziała to co akurat myślała. No cóż Była wprost proporcjonalnie racjonalnie myśląca co szczera. - Z tych negatywnych znajomości mamy lekcje by nie ufać z tych pozytywnych taką że i my możemy i zasługujemy wręcz na szczęście –Mruknęła cichutko - Co do tajemnic... Wiesz Williamie każdy je ma, niektórzy smutne niektórzy szczęśliwe ale rzadko zdarza się by te tajemnice miały jakiś znaczący wpływ na przyszłość nowych znajomości. Czy Kae skrywała tajemnice? O tak. Jedną najgorszą o której wiedzieli tylko ludzie którzy już dawno stąd odeszli. I jej też sporo tu nie było. Ale teraz wróciła. Wróciła nieco się pozbierała i próbuje zapomnieć choć wie że to nie realne. Ale... Każdy ma swoje małe sekrety. - Niektóre tajemnice od środka potrafią zabić jeśli o nich nie powiesz. – Szepnęła i od razu straciła humor jaki wywołał w niej Will. Cóż ta tajemnica zabijała ją kilka lat teraz robi to dużo wolniej ale jednak. Ale kto by chciał słuchać o tym co stało się kiedyś w opuszczonej klasie. - Szczerze? Ja jestem zadowolona ale nie sądze by rodzice byli. Rozwodzą sie – Odpowiedziała. Co do wrażenia Williama o którym wspomniał autor tak pobyt w Hogwarcie sprawiał jej ból. Szczególnie gdy przechodziła obok wyżej wymienianej opuszczonej klasy - Ja chcę być Medykiem... Tak od siebie lubię opiekować się innymi. Może dlatego że z sobą sobie nie radzę. – Tę końcówkę zdania powiedziała tak cicho że on raczej jej nie usłyszał. - Aurorem? To trudna profesja wiesz o tym prawda?. - Pijesz i jesz co Ci wlezie pod rękę i laba wieczna. – Zaśmiała się. - Zależy od tego jakie masz wspomnienia z Hogwartem Will. – Zauważyła patrząc na chłopaka. -Mi również ale kiedyś trzeba dorosnąć. Pójść w świat ogarnąć się – Powiedziała. Bo w końcu kiedyś trzeba się usamodzielnić prawda? - Taaak... bardzo niezwykłe... Takie jakby nie ten świat. Lubię czasem iść po korytarzach szkoły i wyobrażać sobie różne rzeczy – Ups... powiedziała za dużo ale jednak czasem trzeba sie otworzyć na innych. Czy da się odkryć wszystkie tajemnice Hogwartu? Pewnie dopiero jak się dobrze mu przyjrzysz. Ale Kae lubiła zagadki i ich odgadywanie więc i to było dla niej interesujące. - Zatem jaka to propozycja mój drogi?- spytała bo zaczęła zżerać ją ciekawość.
- Na to liczę. – odpowiedział, a następnie zrobił taki gest, jakby zasalutował przed swego rodzaju generałem. Zresztą, tak jak się wsłuchiwał w jej słowa to rzeczywiście prawiła jak prawdziwy, urodzony orator. Mógł ją słuchać bez końca, choć wiedział, że jej czas na pewno też jest w jakiś sposób ograniczony. Poza tym, wcale nie jest powiedziane, że Kaede chciałaby non stop prowadzić konwersację na zasadzie, że tylko ona będzie słuchana. Japonka na pewno też by chciała wysłuchać, co też jej rozmówca ma ciekawego do powiedzenia. - Uuu… to przykre. – powiedział i najwyraźniej bardzo szczerze się zasmucił. Był co prawda w trochę innej sytuacji, bo on rodziców nie miał, ale cały czas czuł tak jakby gdzieś nad nim czuwali. Co prawda jego ból już minął, przynajmniej ta jego pierwsza, najboleśniejsza faza, ale ostatecznie nigdy o nich nie zapomni. Jego rodzice zawsze będą w jego sercu, czy to się komuś podoba, czy nie. Dlatego też rozumiał po części chociaż jej smutek. - Wiem, że trudna jest ta profesja. – przyznał jej rację William. - Ale wiedzą, że będą tacy magomedycy jak Ty, to już czuję, że ewentualne bóle czy kontuzje po różnych akcjach będą znacznie mniejsze niż to by się mogło wydawać. – zachichotał młody Pan Blake. Rzeczywiście, magomedycy często pomagali Aurorom po ich „wypadkach”. Także cieszył się, że Kaede „stanęła” mu na jego drodze i objawiła swoje plany. Dzięki tej informacji będzie wiedział, do kogo pierwszego ma uderzyć żeby doprowadzić się do stanu używalności. Wsłuchiwał się w jej słowa przez jeszcze jakiś czas, nie wypowiadając się w ogóle. Ale kiedy ona zadała pytanie, to już wypadałoby odpowiedzieć. - Słyszałaś może o takim pokoju, co go skrzaty nazywają „Przychodź-Wychodź”? – zapytał z ciekawości.
Kae spojrzała na Willa i uśmiechnęła się. - Liczysz na to że tego dnia nie zapomnę? Hmmm jakiś podstęp w tym czuję- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Widać było że żartowała. No jej się też w końcu zdarzało a jak. - Z jednej strony wcale nie jest przykry fakt ten że się rozwodzą lecz ten że każą mi wybierać z którym z nich mam mieszkać. Kocham ich ale żadne z nich mi nie pomogło gdy.... – Zamknęła się.. Nie dokończy mu tego za nic w świecie. Zresztą jeszcze za ciężko jej było- gdy to się stało Dokończyła tylko po to by nie dopytywał. Może się jej uda i Will nie będzie pytał o co chodzi. - Jak coś Ci się stanie nie licz na mnie. – powiedziała śmiejąc sie. - Wiedza że będę magomedykiem nie jest równoznaczna z tym że będę leczyć akurat Ciebie. – Stwierdziła wciąż się mu przyglądając. Wstała w końcu z ławeczki na której wcześniej usiadła i spojrzała na niego z tej lepszej perspektywy. Cóż teraz dopiero zauważyła że chłopak jest nawet przystojny. - Coś tam słyszałam ale nigdy go jeszcze nie znalazłam – szepnęła a jej ton głosu nabrał jakiegoś podekscytowania. Aż z wrażenia złapała Willa za ramię.
- Można powiedzieć, że po cichu na to liczę. – zachichotał. - A tak poważnie.. nie czuj tu podstępu, bo podstępu tu nie ma. – uśmiechnął się i zamrugał zalotnie oczami, choć to powinna w sumie kobieta czynić tego typu gestu. A może on jest kobietą gdzieś tam w środku, ale jeszcze tego nie odkrył? No ale o ile dobrze pamięta to zawsze był heteroseksualnym człowiekiem, a nie kimś innym. - Rozumiem. To musiała być przykra rzecz, skoro masz do nich taki żal o nią. – powiedział i położył jej rękę na ramieniu. Nie naciskał. Nie chciał wiedzieć. Właściwie to chciał, ale ostatecznie stwierdził, że to ona sama musi się zdecydować na otworzenie się przed nim, nie można nalegać. - A może najlepiej zamieszkać na swoim i nie wybierać między nimi? – rzucił ot tak luźną propozycję. W sumie takie rozwiązanie byłoby najrozsądniejsze z tego względu, że nie wybierałaby wówczas nikogo kosztem drugiej osoby. William sam by tak zrobił, gdyby musiał stanąć przed podjęciem takiej decyzji. - Ja też nie widziałem tego pokoju. Podobno był kiedyś na siódmym piętrze. – podrapał się po brodzie. - Ciekawi mnie czy dalej tam jest? - zapytał sam siebie, a potem zerwał się na równe nogi. - Muszę iść. - powiedział i opuścił Izbę Pamięci.
Drugi szlaban Daisy w Hogwarcie zapowiadał się nawet przyjemniej od tego pierwszego. Co prawda nie uśmiechało jej się szorowanie pucharów i przepisywanie czegoś tam, ale Izba Pamięci brzmiała lepiej niż Skrzydło Szpitalne i ryzyko ponownego wylania na siebie podejrzanego eliksiru. Teraz nie zbliżało się Halloween i nie miałaby pojęcia jak to wykorzystać, żeby nikt nie zauważył. Spotykała się z nauczycielem już na miejscu i ten jej wszystko wytłumaczył. Więc pisanie. Chyba nie mógł się zdarzyć żaden wypadek? Może poza wylaniem atramentu... Siedziała więc sobie i przepisywała co, kto kiedy i dlaczego zdobył. Właściwie, było to całkiem ciekawe. Pewnie byłoby jeszcze bardziej, gdyby działo się to w Salem i mogłaby zobaczyć dużo znajomych nazwisk. Zaczęło robić się już ciemno a na ścianach zapaliły się pochodnie. Daisy jednak pisała, pisała... Trzeba przyznać, że kiedy usłyszała dziwaczny dźwięk, nawet nie zwróciła na niego uwagi. Trochę już przysypiała nad pergaminami i pomyślała, że to hałas gdzieś tam za ścianą. Dopiero kiedy zrobił się naprawdę donośny a szafa z pucharami zaczęła się trząść, wstała z miejsca i chwyciła różdżkę. Co to za duchy? Trochę słabo to wyglądało, bo puchary zaczęły spadać z wielkim brzdękiem na podłogę. Nim amerykanka została całkiem nimi przesypana, uciekła z pomieszczenia, zostawiając tam wszystkie przepisane pergaminy... Aż podskoczyła, kiedy zza rogu wyrósł nauczyciel. - Panie profesorze, puchary mnie zaatakowały - powiedziała mu mocno przestraszona. Ten zareagował wcale nie surowo, wręcz przeciwnie - jakby też bał się tego czegoś. Daisy patrzyła zdziwiona jako rygluje drzwi. - To mogę sobie już iść? Otrzymała twierdzącą odpowiedź, toteż poszła do pokoju wspólnego, cały czas zastanawiając się co siedzi w Izbie Pamięci.
Jak to się dzieje, że Enzo z reguły dostaje szlabany za coś, za co naprawdę winnym się nie czuje? Na przykład, zupełnie nie czaił, dlaczego został ukarany za niewiedzę na lekcji, skoro wcześniej nie przerabiali eliksiru miłosnego i odtrutek na niego. To, że poszło mu źle w zasadzie nie było nawet niczym szczególnym, ale i tak odczuwał sporą niesprawiedliwość w tym wszystkim, zwłaszcza, że za różne inne swoje przewinienia (na przykład włażenie na szczyt pętli na boisku do gry w Quidditcha, podczas, gdy nie było tam nikogo) mógłby przyjąć karę, gdyby tylko był ktoś chętny, aby go na tym przyłapać. To nie jest żadna zachęta, ale na pewno czułby się wtedy sprawiedliwiej potraktowany niż teraz, kiedy został wysłany do Izby Pamięci tak właściwie to tylko za swoją… nieudolność. Chcąc nie chcąc, przygotował się na męczarnie, niechętnie odwołując wieczorne spotkanie z Shenae i schodząc na trzecie piętro, aby wejść do sali. Oczywiście już od progu musiał wykazać się zgrabnością, kiedy to wpadł na puchary już od wejścia. Sava oczywiście zgromiła go spojrzeniem, ale nawet jeśli coś mówiła, to Enzo koncertowo ją zignorował, skoncentrowany na zastanawianiu się po co komuś trzy pudła ręcznie przepisanych akt. Przecież to jasne, że każdy uczeń miał inny charakter pisma i dzięki temu szkoła miała naprawdę zupełny przegląd próbek ich charakterów, zupełnie bez sensu. Cóż, to było jego zdanie, bo Halvorsen z reguły nie uznawał kar. Były dla niego jedynie niepotrzebną demotywacją, podczas gdy odpowiednia zachęta potrafiła zdziałać cuda i była na niego jedynym sposobem… chyba, że jak D’Angelo notorycznie przekraczało się granice jego tolerancji. W każdym razie, Krukon szybko znalazł sobie pocieszenie w porzuconym podręczniku, walającym się pod stolikiem, za którym zasiadał. Ku swojemu zaskoczeniu, odkrył, że księga traktuje o intrygującej go od jakiegoś czasu kwestii w trudnym zagadnieniu z transmutacji. Zanim się zorientował, okazało się, że spędził w Izbie zdecydowanie więcej czasu niż z początku zakładał, ale na pewno nie bezproduktywnie. W zasadzie to nawet nie było aż tak źle… jak na szlaban, oczywiście.
Nie mogło jej wystarczyć odjęcie punktów? Musiała za wszelką cenę dokopać im bardziej dając szlaban z Izbie Pamięci?! Eh. Nawet się nie odezwała, gdy dostała sowę z przypomnieniem. Szkoda gadać... Przyszła tu więc wielce niezadowolona i zajęła się tym, czym powinna – przepisywaniem. Nie znosiła pisać piórem. Zdecydowanie wolała długopis, ale niestety na tę propozycję nauczycielka ją tylko zrugała i coś posmędziła na temat używania mugolskich przedmiotów w szkole. Dlatego Titi wzięła się do roboty chcąc jak najszybciej skończyć. Boże, jak jej się nudziło. Nie dość, że poplamiła sobie koszulkę, to jeszcze przed chwilą pióro postanowiło uciec jej z ręki i upadło na ziemię. Schylając się po nie zauważyła książkę. O? Co to tu robi? Sięgnęła i była w ogromnym szoku .Tak książka... Czarna magia. Zastanawiała się, czy może znajdzie tu coś o swoim lusterku. Miała przepisywać, ale co jakiś czas ponownie zaglądała do książki. Ten szlaban jednak nie poszedł na marne. Książkę wzięła ze sobą, do kieszeni szaty i odbierając różdżkę od nauczycielki wyszła z Izby.
Chłopak ledwo po wyjściu ze skrzydła szpitalnego skierował się w stronę Izby Pamięci, gdzie miał odbyć swoją karę za… no właśnie nie bardzo wiedział za co. Wciąż miał problemy z pamięcią i trudno było sobie cokolwiek przypomnieć, a jedyna osoba, o której pomyślał, by mu pomogła, to był jego brat… ten za to nie chciał mu pomóc, wolał milczeć, bądź zmieniać temat. Co się takiego stało, że Jay za wszelką cenę, wolał by o tym nie pamiętał? Nie ważne. Ważne jest to, że to pisanie jest tak cholernie nudne, że normalnie nie mógł już wytrzymać. Chłopak rozciągnął się i odłożył długopis, po czym wstał z miejsca przyglądając się pucharom. Zrobić cokolwiek, byle nie pisać. Przyglądał się wszystkiemu z uwagą i nawet nie zorientował się, że coś leży na ziemi. To był ułamek sekundy, kiedy się potknął i poczuł silny ból w okolicach barku. Chyba go sobie wybił. Cholera. Nie ma to jak po wyjściu z SS, ponownie tam wrócić, auć.
Dzień imprezy zostanie przez Doriana na długo zapamiętany. Dowiedział się jako pierwszy o ciąży Clarissy, po raz pierwszy pocałował dziewczynę, stracił nad sobą kontrolę i zarobił szlaban. Wieczór pierwszych doznań można by powiedzieć. Szlaban i utrata punktów była dla niego zbyt srogą karą. Ludzie często się ze sobą bili, używali nawet wobec siebie zaklęć i nie ponosili konsekwencji. Bristenowi nie chciało się kłócić, pewno oberwałby jeszcze czymś gorszym. Przyjął na klatę wolę Blanc i zjawił się w Izbie Pamięci. Spędzenie trzech godzin przepisywania akt nie zapowiadało się ciekawie. Dorian westchnął, wziął losowy plik papierów i zaczął je przeglądać. Kompletnie nie kojarzył nazwisk ludzi, data wskazywała na lata 90. Zaczął przepisywać, ziewając co chwila. Raz nawet strzelił 5 minutową drzemkę. Wieczór minąłby w bardzo nudnej atmosferze, gdyby nie pewne znajome nazwisko- Frederick Bonmer. Dorian przetarł oczy, nie mogąc uwierzyć w to co czyta. Ich nauczyciel eliksirów był niezłym dowcipnisiem! Coraz większy uśmiech pojawiał się na twarzy chłopaka, kiedy przeglądał akta. To złamanie regulaminu, to nielegalne przedmioty, to przyłapany na seksie w lochach. To ostatnie wywołało napad śmiechu, który opanował dopiero po paru minutach. Ocierając łzy rozbawienia spojrzał na zegarek. Siedział już 2 godziny ponad czas! Spakował pośpiesznie swoje rzeczy, odebrał różdżkę od nauczycielki która zdążyła zasnąć i w dobrym nastroju wyszedł z Izby.
Nie raz ani nie dwa Flora pojawiała się w Izbie Pamięci z nadzieją na to, że może tym razem coś jej się przypomni albo lepiej - że znajdzie jakieś stare fotografie, sprzed wypadku. Tylko jej problem polegał na tym, że zawsze gdy próbowała w pewnym momencie sobie odpuszczała, jakby nie chciała powracać do tego co było. Puchonka nie wiedziała z czego to wynikało, jednak później wracała jak bumerang. Dzisiejszego dnia nie czuła się najlepiej, więc już od rana była na silnych lekach osłabiających migrenowy ból głowy. Była przez to jeszcze bardziej nieobecna niż zazwyczaj, ale już dawno przyzwyczaiła się do łatki świrusa, czy niemowy. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się tym nie przejmuje. Swoje kroki skierowała instynktownie na trzecie piętro do jednej z tych z sal, w których opuszczała ją cała odwaga. Zamykając za sobą drzwi, Flora skrzyżowała ręce za plecami a potem zaczęła spacerować pomiędzy przeszklonymi półkami, oglądając poruszające się fotografie.
Sam także zawitał do Izby Pamięci, był na miejscu nieco przed Florą. Stał z głupkowatym uśmiechem przyglądając się co poniektórym zdjęciom, odnajdując swoje młodsze odbicie, jeszcze wtedy tak rozbiegane, pełne ekscytacji i życia. Pamiętał doskonale jak bardzo wielką zmianą było dla niego otrzymanie listu z Hogwartu, z jak wielką pasją zaczął odkrywać nowy, magiczny świat i jak bardzo wszystko było mu wówczas obce. Wciąż żywił żal do swojej matki, że nie dała mu poznać magii wcześniej, ale z drugiej strony... Czy tak nie było lepiej? Ileż niezapomnianych wrażeń zapewniła mu w ten sposób. Gdzieś z tyłu głowy zawirowało mu przyjemnie wspomnienie, gdy po raz pierwszy dosiadł swojej miotły i odbił się ku górze w powietrze. Pierwszy lot zawsze budził najwięcej emocji. "Ale byłeś gówniarzem, Melch..." skomentował z rozbawieniem i przeniósł spojrzenie w bok, słysząc czyjeś kroki.
Wędrowała z zafrasowaną miną przez korytarz i przyglądała się poszczególnym zdjęciom. Znów poszukiwała swoich wspomnień. Widział jak wielki ból sprawiały jej same próby przypomnienia sobie czegokolwiek. Półuśmiechnął się do niej łagodnie: - Hej, Melete. - zawołał, bez ogródek używając jej drugiego imienia by oderwać ją chociaż na moment od wszelkich myśli. - Jak tam? Jasne, mógł ją zapytać wprost, czy coś sobie przypomniała. Drążyć głębiej dziurę w jej głowie. Ale neutralne pytanie nie zobowiązywało do trudnej odpowiedzi. Mogła powiedzieć cokolwiek, ograniczyć się do kilku równie neutralnych słów, albo jeśli miałaby taką ochotę - wyrzucić z siebie coś więcej.
Pogrążona w zamyśleniu nawet nie spostrzegła, że ktoś był w sali przed nią. Z zaciętą miną wędrowała wte i wewte, zatrzymując się przy gablocie, na której skończyła ostatnie próby swoich poszukiwań a znajomy głos chłopaka faktycznie wyrwał ją z lekkiego letargu. - Cudownie - odparła, jednocześnie wyciągając z kieszeni pudełeczko z lekarstwem na migreny a potem pomachała nim Krukonowi przed nosem. - Chodzę legalnie naćpana już od rana, czy może być coś lepszego? - Flora miewała specyficzne poczucie humoru, o czym wiedzieli nieliczni. Kiedyś, pełna życia i miłości do wszystkich żywych stworzeń, teraz usilnie izolowała się od świata dziwiąc się, że aż tak przesiąknęła czarnym humorem. - Znowu próbuję, ale pewnie za chwilę stąd ucieknę - dodała, chowając leki z powrotem. A potem podeszła do Melchiora, by zaraz po tym wspiąć się na palce i cmoknąć go na powitanie w policzek. Sprawiło jej to wiele trudu, bo była od niego trochę niższa - prawie o całe dwadzieścia centymetrów, ale ostatecznie nie wybiła ani sobie ani chłopakowi zębów. - Co słychać? - zagaiła spokojnie, stając obok niego i spoglądając na zdjęcie, które wcześniej oglądał. - To ty? - wskazując palcem na jedną z postaci przeprowadziła skomplikowaną analizę porównawczą, po której szybko wydała opinię. - W ogóle niepodobny.
Spojrzał na lekarstwo trzymane w dłoni Flory i nieznacznie wzruszył ramionami. Już otwierał usta w odpowiedzi na jej pierwsze, rzucone żartobliwie, pytanie: - Prawdopodobnie nie ma. Raczej się nie znam. - pokiwał głową w zamyśleniu. Nie dał tego po sobie szczególnie poznać, ale w głębi współczuł dziewczynie bólów głowy i potrzeby korzystania z leków. Łatwo jest się uzależnić od takich wpływów, przynajmniej tak słyszał. To trochę tak jak z papierosami. Chociaż Melch chyba nie należał do grona nałogowych palaczy, to jednak raz po raz lubił sobie zapalić. Nie powiedziała mu wiele, ale napomknęła o kolejnej próbie przywróceniu wspomnień z przeszłości. Skinął głową i nieznacznie się pochylił, przekrzywiając przy tym nieco komicznie głowę oraz odsłaniając policzek spod kurtyny włosów. Rytuał powitalny mieli za sobą. Puchonka wskazała na jedno ze zdjęć i skomentowała naprędce. Nie mógł zrobić nic więcej jak się głupkowato uśmiechnąć, chociaż ten uśmiech głupola by się zgadzał na fotografii. - Taaa... - zaczął przeciągle, znów patrząc na zdjęcie podekscytowanego dzieciaka, który ledwie potrafił usiedzieć w miejscu. - To ja. Wzięło mi się na wspominki. Zabawny gówniarz, co nie? Rzucił z ironią i wcisnął dłonie głęboko w kieszenie spodni. Przez lata nauki w Hogwarcie uspokoił się. A może po prostu mu to miejsce spowszedniało i przestał się starać? Wszystko jedno. Wszystko było dobrze. Zamilkł i tak już po prostu stał, towarzysząc niemo Florze.