Izba Pamięci znana jest przede wszystkim z nudnych i długich szlabanów, polegających na polerowaniu medali, pucharów i odznak byłych uczniów Hogwartu. Jednak czasem, warto spojrzeć na to pomieszczenie z odrobinę innej perspektywy i zastanowić się nad wspomnieniami tu zachowanymi. Niektóre są niewiele młodsze od samego zamku! Na pewno każdy znajdzie coś, co go zainteresuje.
O! Scena żywcem wyrwana z filmu dramatycznego. Jane i Elliott siedzące na podłodze i wspólnie płaczące. Jakie to piękne. Dwie najlepsze przyjaciółki, i czas, który na chwilę się zatrzymał. Nasz rudy chochlik nadal trzymał Ell w ramionach. I nie puści jej już nigdy! Kto był na tyle głupi, aby puścić tak wrażliwe osoby, jakimi są niektóre nastolatki w daleki i przerażający świat? Mimo iż przyjaciółka otarła ciepłe łzy, na policzkach Krukonki pojawiły się nowe. Będzie płakać! I Elliott nic na to nie poradzi. - Kocham cię, Eliś. I nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie posłuchała PP i nie przyszłabyś w tedy do biblioteki. Jane przywołała dzień, w którym zaprzyjaźniła się z Ell. Tak wiele cię od tego czasu zmieniło.
Dokładnie! Gdzieś w oddali powinny jeszcze brzmieć skrzypce, a najlepiej cała orkiestra symfoniczna, grająca jakiś wywołujący łzy utwór. Ot co! Do tego powinno zacząć padać i wszyscy powinni ryczeć. Autorka właśnie parsknęła śmiechem, co nie pasuje kompletnie do atmosfery, więc przeprasza i już się wczuwa. A przynajmniej próbuje. Elliott również Jane nie puści. A co! Trzeba ją w końcu chronić. Własną piersią, w pocie czoła! - Też cię kocham. Spotkałybyśmy się innym razem. Przeznaczenie by wtedy zadziałało. PP jest tylko i wyłącznie jego wysłannikiem. - Podała przyjaciółce chusteczkę. Sama również wzięła jedną i wytarła sobie policzki i nos.
No dobrze Tym razem bez żadnej wpadki skok musiał być perfekcyjny i tyle. Nim przystąpiłem do działania obłożyłem czarem Cave Inimicum korytarz i wejścia na piętro by mieć pewność iż nikt mnie nie nakryje niespodziewanie na kradzieży. Ukończywszy ustawiać alarmy uśmiechnąłem się do siebie pod kominiarką dźwigając torbę sprzętu (Głównie unieruchomione drętwotą gołębiami) wszedłem do komnaty w środku nocy i zamknąłem drzwi za sobą... Moim celem były puchary, te starsze i wykonywane ze szlachetnych kruszców czyli złota i srebra, Oraz te posrebrzane i złocone grubszą jego warstwą ... Chroniąc się pod niewidzialnością zacząłem powoli otwierać kolejne szklone szafki i wkładać łupy do torby i podkładać na ich miejsce falsyfikaty stworzone z gołębi i czaru Feraverto , które wykonywałem na miejscu... W przypadku pokrytych jedynie warstwą kruszcu najpierw wykonywałem kopię by później usunąć Tergeo niepotrzebne substancję pozostawiając cienkie płatki pozłoty które zbierałem do płóciennej sakwy... Cała operacja zajęła mi koło dwóch godzin... Pozamykałem szafki upewniwszy się że wszystko jest na miejscu jak poprzednio... Spokojnie wyszedłem ciągle ukryty czarem Abdico Visus z komnaty ściągając alarmy i idąc w stronę błoni zamkowych ściskając w dłoniach torbę ze złotem...
Ostatnio zmieniony przez Nataniel Kruk dnia Sro Lut 16 2011, 20:31, w całości zmieniany 1 raz
Jane nadal tuliła Elliott. Boże, jak się ciszyła, ze ma ją przy sobie. Jak jej przez te wszystkie lata tego brakowało! Uścisku osoby, której na naszej biednej Jane zależało. A takich osób było naprawdę niewiele. Bo mimo tego, że Jane kochała także inne osoby, Eliś była dla niej najważniejsza pod słońcem. Jak siostra, której nigdy nie miała. - Dziwne prawda? Że ktoś taki jak ja, mały, rudy chochlik, znalazł kogoś takiego jak ty –Dziewczyna była pewna, ba (!) przekonana, że na Elliott nie zasługiwała. Że na nikogo nie zasługiwała.
// Przepraszam, przepraszam! O zła kobieto, proszę o wybaczenie! Ale po pierwsze – zapomniałam; po drugie – nie miałam ochoty na smuuutne posty; po trzecie – mam szlaban, Bóg wie za co, i mogę siedzieć tylko 1h na kompie dziennie! Życie jest nie sprawiedliwe :( //
Zrobiło jej się przyjemnie, a przynajmniej coś na kształt tego uczucia. Jednak to prawda, że jeśli się komuś powie o tym, co go trapi, to jest lepiej. A jeszcze lepiej, kiedy tą osobą, jest najlepsza przyjaciółka, czy jak kto woli - zaginiona siostra. Poczuła się lżejsza, o wiele kilogramów lżejsza. Westchnęła z ulgą, wycierając ostatnie łzy. Nadal nie czuła się najlepiej, ale przynajmniej mnie miała przemożonej chęci, żeby płakać. - To akurat nie jest dziwne. Dziwne jest to, że taka idiotka jak ja, ma takiego ślicznego chochlika, jakim jesteś ty.
//Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że zrobię sobie dzisiaj dzień dobroci i ci wybaczam //
Jane teatralnie wywróciła oczami. Ah, ta Elliott. Zawsze postawi na swoim. Uśmiechnęła się do swojej najlepszej przyjaciółki, lub, jak kto woli – zaginionej siostry. - Dobra, załóżmy, że obie jesteśmy idiotkami, które uważają, że na siebie nie zasługują. Zaśmiała się. Elli najwyraźniej się polepszyło, bo w jej oczach znów pojawiło się coś, na kształt małych iskierek. Jane odetchnęła z ulgą. Tak bała się o przyjaciółkę, o jej zdrowie psychiczne, o to czy się pozbiera, że już zapomniała, jaką Eliś jest silną osobą.
- No dobra. Ewentualnie możemy tak założyć. - Uśmiechnęła się szeroko do Jane i przytuliła ją. Chyba tylko ona umiała poprawić jej humor z tak paskudnego na w miarę dobry. A to sukces, no bo jak na razie na to miano zasługiwał tylko kubełek lodów czekoladowych i okropnie intensywny trening, na którym mogła się wyładować. - No dobrze. Niedługo napiszę do rodziców i dowiem się, co i jak. A u ciebie wszystko w porządku? Zmarszczyła brwi i spojrzała na Krukonkę.
Było już po kolacji, kiedy Bell i Em wróciły z wycieczki do Londynu. Cały dzień łaziły po mugolskiej galerii handlowej, gdzie krukonka co chwila czymś się zachwycała, co mogło być dość nietypowe dla mijających ich ludzi. Rudowłosa odkryła bardzo fascynujący sklep - detektywistyczny, było tam jeszcze więcej ciekawych rzeczy niż w innych, więc spędziła tam bardzo dużo czasu, aż w końcu kupiła mnóstwo przydatnych rzeczy. Potem były jeszcze w jakimś barze, aż w końcu postanowiły wrócić do Hogwartu. Bell dużo nawijała o swoim ojcu i postanowiła, że pokaże Emmie puchar barata bliźniaka Gasparda, który jakiś czas temu znalazła w Izbie Pamięci. Pomyślała sobie, że może z tymi wszystkimi zakupionymi dziś bajerami, odkryje na nim coś niezwykłego, co wcześniej uszło jej uwadze. - Szukałyśmy z Effką też czegoś w książkach, ale może wtedy nie miałyśmy szczęścia... no i doświadczenia. Jestem pewna, że dzisiaj uda się coś znaleźć - mówiła, kiedy wchodziły do pomieszczenia. - Hmm, ostatnio stał gdzieś tutaj... Podeszła tam i wzięła puchar, z napisem "Edgar Wolff". Postawiła swoją dużą, niebieską torbę na podłodze i wyjęła z niej niewielkie pudełeczko. Oderwała kawałek arkusza papieru, położyła na naczyniu, po czym wzięła jeszcze blado-zieloną buteleczkę z płynem i odmierzyła na to wszystko jedną kropelkę. I nic. Nic się nie stało, przez co Bell prawie zakrztusiła się własną śliną. - Jak to nie jest prawdziwe złoto? - syknęła i gwałtownym ruchem wzięła puchar do ręki, po czym zrobiła naprawdę najgłupszą rzecz jaką mogła, a mianowicie, go ugryzła w celu powtórnego sprawdzenia. - Aaaa, Emmmm! To halucynacje, czy to naprawdę jest to co widzę? Gapiła się, zdziwiona, na śnieżnobiałego gołębia, któremu właśnie prawie, że odgryzła głowę. Może trochę przesadziły z tequillą?
Bary mugolskie były rzeczywiście bardzo interesujące. Pełno tam było dziwacznych nazw, i ostatecznie człowiek nawet nie wiedział co zamawia! Em miała ochotę spróbować wszystkiego. Także sklepy, a tym bardziej centra handlowe była znacznie bardziej wyposażone w produkty, aniżeli sklepy czarodziejskie. Razem z Bell obiegły prawie całe, trzypiętrowe centrum, i nawet po drodze udało im się dokonać wielu rzeczywiście interesujących przedmiotów. Ostatecznie, zmęczone podróżą trafiły z powrotem do zamku. Panna Rodwick nie mogła przecież poczekać do jutra z wypróbowaniem ów nowych przedmiotów, trzeba to zrobić teraz, zaraz! Tak więc właśnie się stało, że dziewczęta, nieco wstawione, maszerowały korytarzem ku Izbie Pamieci gdzie znajdował się jakiś tam puchar, który był podobno niezmieeernie ciekawy. Czekając, aż krukonka rozstawi swój sprzęcior Emerson usiadła sobie na chłodnej posadzce i wyciągnęła nogi. Przymknęła na moment oczy, a gdy je ponownie otworzyła, spostrzegła Bell, która próbowała odgryźć głowę gołębiowi! - Na Merlina, zostaw tą biedną ptaszynę! - wykrzyknęła rzucając się na pomoc ptaszkowi. Ale moment. Skąd się wziął ptak w Izbie? Dlaczego nagle zamiast puchara, to on stoi na podwyższeniu? I najważniejsze, dlaczego Bell próbowała go ZJEŚĆ?!
Wcale nie próbowała go zjeść! Sam jej się pchał do buzi, bo przecież Bell nigdy w życiu nie zjadła by ptaka żywego, opierzonego i który jeszcze przed chwilą był pucharem. - Przecież nic mu nie robię, to przed chwilą był puchar! - krzyknęła, nieco wkurzona, że to po co przyszła właśnie zniknęła. - Jakiś idiota chciał zrobić głupi kawał i zamienił ptaka w nagrodę... - mruczała do siebie, rozglądając się po zastawionych pułkach i gablotach. Może oryginał stał gdzieś obok? Ale nieee, nigdzie go nie było. Za to Bell wzięła kolejny, nieco mniejszy puchar i też go ugryzła, po czym to samo zrobiła z następnym i następnym, i następnym, i następnym, aż zrobiło się mini-zoo z jakimiś dziesięcioma gołębiami, latającymi nieustannie po całym pomieszczeniu, uderzającymi w szybę i ogólnie dość przestraszonymi. - Merlinie, co to ma być?! - tym razem chwyciła jakiś medalion, za nadzwyczajne zasługi w wymyślaniu zaklęć i cisnęła nim w podłogę, przez co pojawił się następny ptak. - To już nawet nie jest śmieszne!
Jasne! Każdy tak mówi! Nic samo do ust nie wchodzi, o nie! Czekoladowe ciasteczko po dwudziestej, na diecie zakazane, samo wchodzi do ust? Nie! Olbrzymia parówka, z mnóstwem sosu pomidorowego i sałatą sama wchodzi? Nie! Pizza z salami sama? Nie! I wreszcie, małe biedne ptaszątko, samo by wleciało do jej gardła? Ach, jakże ona tak mogła, przecież wystarczyło powiedzieć i poszłyby do Wielkiej Sali. Krukonka musiała być bardzo głodna, bo po kolei podgryzała wszystkie puchary, które zamieniały się w... GOŁĘBIE. - Co do... - podniosła się z ziemi, spoglądając bezradnie na Bell. Bądź co bądź, była pewna, że wszystkie te puchary, są z czystego złota, a nie z... gołębia. To z gołębi da się wyprodukować złoto?! O rany! Będą bogate!
Noooo, najwidoczniej się da, chociaż efekty to przynosiła takie właśnie, o. Jakaś wariatka wymyśliła sobie, żeby puchar ugryźć i po czarach. Cóż, więc to nie był najlepszy sposób, jeśli tylko w okolicy byli ludzie pokroju Bell. - Co do gołębia, Emmmm! - Złapała jednego za nóżkę i postawiła jej go pod nos, żeby mogła się mu uważnie przyjrzeć i zrozumieć, że to właśnie jest gołąb, który przed dosłownie sekundą był nagrodą wręczoną komuś tam, kiedyś tam. - Ktoś sobie robi z nas żarty i zamienia wszystko w zwierzęta - westchnęła i dla odmiany to ona usiadła, trzymając w dłoniach kolejną nagrodę. Próbowała i z niej jakoś zdjąć zaklęcie, ale się nie udawało. O, więc zostały jakieś nie-podróbki? Cuuudownie. - Ty wiesz co, znajdziemy go - powiedziała pewnym głosem i sięgnęła do swej wielce pojemnej torby, by wyciągnąć stamtąd lupę. Ha. Pierwszorzędny, detektywistyczny przyrząd, który mógł zdziałać naprawdę wiele. Że zdolna była, to znalazła odciski palców. Pomińmy już, że pewnie były i na tych prawdziwych, więc istniała mała szansa, żeby je jakoś odróżniła, które są kogo, no i jeszcze były włosy, ślady wycierania kurzu.... O, to musiało być jakoś niedawno. Więc wzięła włos, leżący sobie tam, gdzie owego kurzu nie było, bo pomyślała, że w takim razie jakoś świeży musi być. - Masz pomysł jak znaleźć właściciela tego włosa? - odwróciła się do Em.
Przyglądała się w szczerym zdziwieniu. No bo, kto by się spodziewał, że wspaniałe nagrody na które ktoś musiał nieźle zapracować w rzeczywistości są... gołębiami?! - Ciekawe, dlaczego ten ktoś wybrał akurat te nagrody. Pamiętasz może nazwiska? - zapytała, podchodząc do krukonki i przyglądając się jednemu z pucharów. - Ejj, Bell nie żartuj! - roześmiała się, widząc wyciągającą lupę dziewczynę. To przecież mugolskie urządzenia, raczej nic tym nie zdziałamy. - stwierdziła. No, ale jeśli już mają włos? Rzecz jasna, najprostszym rozwiązaniem byłoby oddanie go do laboratorium, tyle, że musiałyby wyrwać po jednym włosie każdemu uczniowi i porównywać ze znalezionym, wtedy taka ewentualność miałaby sens. I jeszcze musiałyby znaleźć laboratorium, które pozwoliłoby dwóm szalonym nastolatkom zbadać dziwaczny włos. - Musiałybyśmy spytać kogoś, czy widział... Chociaż nie! Spójrz, mamy włos. Gdybyśmy podpierniczyły trochę eliksiru wielosokowego, wrzuciły włos, to któraś z nas zamieniłaby się w winowajcę! - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Pytanie tylko skąd wziąć eliksir ?(jego warzenie jest raz, że trudne, dwa, że zabierające zbyt dużo, a trzy, cóż Em zwyczajnie nie miała ochoty zajmować się eliksirami poza lekcjami!).
Otóż nikt nie widział. Bell również, mimo niezbyt normalnego stanu w jakim się obecnie znajdowała, starała się myśleć w miarę trzeźwo... no i wciąż nie przychodziło jej na myśl czego te puchary były gołębiami czy też na odwrót. Nie, chwila. To było jeszcze jakiś czas temu, przecież dopiero co doszła, że ktoś musiał te puchary zabrać i na ich miejsce podstawić te właśnie podróbki. - Nie no, co ty, nie pamiętam. Tyle, że tylko niektóre są prawdziwe... reszta została podstawiona, żeby nikt nie zauważył braku... Hm, chociaż wiadomo było, że w końcu ktoś się zorientuje, no ale złodziej teraz pewnie jest już daleko. Ale trzeba go znaleźć. I wcale nie zwróciła uwagi na to co mówiła Em, w końcu mogole byli bardzo pomysłowi, a co. A jak przyniosło to rezultaty to już w ogóle mogła się gryfonce pochwalić. Chociaż nie do końca... Bo to ona wpadła, na wręcz świetny pomysł, jak zidentyfikować osobę do której należał włos. - Ojacie, Emma, jesteś świetna! Normalnie powinnaś być krukonką z takim mózgiem. Że też sama o tym nie pomyślałam. - Jakoś w trakcie tej wypowiedz, rzuciła jej się z entuzjazmem na szyję, uściskała mocno, niemal jej nie dusząc i po chwil stanęła normalnie, obok. - Oczywiście, że nie będziemy warzyć, przecież do tego czasu z pucharami stałoby się nie wiadomo co. Kupimy. Na Pokątnej, a jeśli tam nie będzie, a zapewne nie będzie to na Nokturnie - poruszyła brwiami góra-dół, góra-dół i uśmiechnęła się szeroko. - No to co, od razu tam się teleportujemy, nie? Co tam żeby była jakaś siedemnasta, wyrobią się, a jak coś, to obydwie były prefektami i im się wybaczy. Poza tym to dla dobra szkoły, więc nikt nie mógł się czepiać! Nie chcąc słyszeć od Em nawet słowa sprzeciwu, zaciągnęła ją pod granicę Zakazanego Lasu i teleportowały się na Pokątną. Ma się rozumieć, uprzednio zapakowała włos w specjalną torebeczkę, która również była w zestawie detektywistycznym.
Szczerze mówiąc, Julian planował spędzić owy wieczór na bezsensownym obijaniu się, tresowaniu kota albo wizycie u Irka i przekąszeniu paru kiszonych ogórtasów, no ewentualnie w desperacji mógł się też zabrać za pisanie wypracowania z obrony przed czarną magią, chociaż miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Cóż, niestety, list Cir zasadniczo zmienił jego plany. I przy okazji nieco wytrącił z równowagi, bo nie miał pojęcia, o cóż mogło jej chodzić; bynajmniej propozycja ta nie wyglądała na zwykłe spotkanie albo randkę (bo jeśli wziąć pod uwagę to, co ich łączyło, randka byłaby całkiem na miejscu, czyż nie?). W związku z tym odczuwał idiotyczne podenerowanie, które bynajmniej nie ułatwi im spotkania, hehe. Wszedł do Izby (za nim zaś dreptał Heathcliff Heathcliff, który za cholerę nie chciał się odczepić) i stwierdził, że jest pusta, co wcale go nie zdziwiło, bo na Cir z reguły trzeba było czekać. No nic, poczeka; usiadł zatem na jakimś krześle i przymknął powieki, co miało pomóc mu się zrelaksować (nie pomogło). Z jednej strony wolałby, żeby nie przychodziła, z drugiej zaś chciał już mieć to za sobą i czym prędzej dowiedzieć się, co się staooo.
Och, a ona miała właśnie taki niecny plan, żeby Julek się nie obijał, ha! W ogóle to chciała zrobić mu taki żart. Który na pewno wytrąciłby go z równowagi. Jeszcze bardziej. Otóż, jak to po każdym przypadku jej chędożenia się, sprawdzała za pomocą pewnego eliksiru, czy aby nie znalazła się w stanie błogosławionym. Czy raczej przeklętym. Na jej szczęście, za każdym razem okazywało się, że nie miała w sobie nowego życia. Ale, czy nie wykorzystać tego do kawału? Otóż, poświęcając jeden ze swoich ulubionych lakierów do paznokci, wlała do pustej fiolki tenże lakier - w kolorze, który oznaczał według tego eliksiru ciążę. Schowała go do kieszeni i skierowała się do Izby Pamięci. Na szczęście, McGuire już tam był. - Mam ci do powiedzenia coś ważnego - rzekła, gdy weszła już do pomieszczenia. Wyjęła fiolkę i pokazała ją Julkowi. - Wiesz, co to oznacza?
Julek tymczasem siedział sobie bezczynnie, słuchając bardzo odprężającego mruczenie Heathcliffa Heathcliffa i licząc sobie w głowie barany, kozy czy Merlin wie co tam jeszcze. W każdym razie, poczuł się lepiej i przestał wymyślać czarne scenariusze tego spotkania. Zostały mi trzy miesiące życia!; Jestem facetem ale działam pod wpływem eliksiru wielosokowego!; Jestem twoją zaginioną siostrą! i tak dalej, czyż to nie dramatyczne? W każdym razie, kiedy już się pojawiła, wymachując jakąś fiolką, znowu poczuł się dziwnie, hehe. - E... to oznacza, że ktoś zwymiotował do fiolki? - stwierdził niezwykle elokwentnie, ale bury kolor płynu przywodził mu na myśl tylko jedno. Po chwili jednak uznał, że to byłoby zbyt oczywiste, poza tym, po co by mu to pokazywała? Okej. Połączmy fakty. Dziewczyna, z którą chędożyłeś się kilka dni temu nagle mówi, że musi ci powiedzieć coś ważnego, a następnie przyłazi do ciebie z jakimś płynem w fiolce i każe ci zgadnąć co to, ej - JESTEŚ W CIĄŻY? - z wrażenia aż wstał i zrzucił z kolan Heathcliffa Heathcliffa, chociaż trwało to tylko chwilę, bo niemalże zaraz usiadł, żeby nie zemdleć, he hehe.
Ona miała ochotę roześmiać się z tej całej sytuacji, ale musiała grać wielce zrozpaczoną i zdesperowaną istotę, co jej się udawało perfekcyjnie. Chyba powinna była zostać aktorką, jak mniemam. Poza tym, niezwykłe scenariusze obmyślał sobie Julek, jednak żaden nie miał się sprawdzić. A poza tym, to jakoś tak dziwnie się na nią spojrzał, co jej się wybitnie nie podobało. - Nie, zesrał się - odburknęła, udając, że już opanowują ją ciążowe humory. Jeszcze sobie każe zażyczyć ogórków kiszonych z bitą śmietaną! - No, brawo, Sherlocku. Cieszysz się? - zapytała, pochodząc do niego i będąc bardzo ciekawą jego odpowiedzi. Schowała fiolkę do kieszeni. i wzięła na ręce Heathcliffa Heathcliffa, który podbiegł do niej, gdy Julek brutalnie zrzucił go ze swych kolan.
O tak, przyznam, że wychodziło jej świetnie, bo z natury raczej bystry (hehe) Julek nawet nie podejrzewał, że cała sytuacja to jeden wielki (NIEŚMIESZNY) żart, bo on tu się naprawdę przejął! To znaczy, dobra, może nie jakoś bardzo emocjonalnie zareagował, nie zaczął krzyczeć, nie rozpłakał się, nie rzucał talerzami, ale też nie zmiażdżył nikogo w radosnym uścisku, nie wysłał radosnych listów do całej rodziny,nie poszedł się upić i nie zaczął wybierać imienia i wybierać łóżeczka, nic z tych rzeczy, ale w gruncie rzeczy był poruszony do głębi. Nie skomentował jej ciążowych humorów, bo uznał, że to dopiero początek i nie warto tracić nerwów, hehe. No generalnie to jeszcze nie bardzo ogarniał, o co chodzi. Kompletnie rozwaliło go też mondre pytanie Cir! - Hmm, zastanówmy się chwilę... - tu zrobił efektowną przerwę, prawie na reklamę margaryny (w której wystąpiłby Manuel, rzecz jasna) -... nie?
No pewnie, że jej wychodziło! A trzeba przyznać, że wykiwanie Krukona to nie lada wyczyn, zważając na jego inteligencję, ha. I dobrze, że się przejął, bo... no, po prostu. I jak niby miał rzucać talerzami, jak tu nie było żadnych talerzy? Jak już to pucharami - tych to tu było naprawdę wiele. I, hm, chyba nikt nie chciałby żadnym z nich dostać. No, na pewno nie ja ani nie Cirka. Jak to nie ogarniał o co chodzi? No jak? Nie no, tu masz minusa jak stąd do Grębocina za to. - I co? I zostawisz mnie z tym wszystkim samą tak? - zapytała z genialnie udawaną pretensją i żalem. I tu, już nie mogąc wytrzymać, roześmiała się głośno. - Mam cię - rzekła, po czym nieświadomie sama skrzywdziła słit bff Julka, bo wypuściła go ze swych rąk. Tak się śmiała, że aż musiała złapać się za brzuch. - Żartowałam.
No mniejsza o to, mógłby rzucać czymkolwiek, chodziło o zacną metaforę, no heloooł! A poza tym Cirilla sama kiedyś zaznaczyła, że lubi dostawać po mordzie (jakie to poetyckie, mmm), więc na obrywanie pucharami też nie powinna narzekać! Chociaż z drugiej strony, jeśli spojrzymy na to logicznie, to ona powinna okładać pięściami jego, bo gdyby zaszła w ciążę, to byłaby jego sprawka, hehe. No tak! Tkwił w ciężkim szoku i nie mógł dopuścić do siebie tej myśli! Musimy mu zatem wybaczyć tą chwilową niedyspozycję umysłową. - Dobra, darujmy sobie ten patos jak z taniego melodramatu - odparł jeszcze w odpowiedzi na jej zażalenia, i miał dodawać coś jeszcze, ale nie zdążył, bo wszystko się wyjaśniło. Z jednej strony poczuł ulgę, z drugiej zaś trochę się wkurzył, hehe. Ale mimo wszystko ulga wzięła górę, więc spokojnie! - Rany - westchnął - Zawsze tak żartujesz z facetów, z którymi się chędożyłaś?
Oj dobra, ja tam lubię rozkminiać metafory, w końcu jestem na profilu humanistycznym, a nic, co ludzkie, nie jest mi obce, jak to powiedział niegdyś Terencjusz. Poza tym, ona wcale nie powiedziała, że lubi dostawać po mordzie, o nie, nie. Ale jestem za tym, żeby to Cirka pookładała sobie go pięściami, musiała się wyżyć. O. No dobra, wybaczam. - Nie, to był mój pierwszy raz. Udany? - zapytała, gdy już się uspokoiła, a potem wzięła ponownie biednego Heathcliffa Heathcliffa na ręce i usiadła wraz z nim na kolankach Julka. No co, wygodnie jej tak było. A i HH był zadowolony, bo ona smyrała go po brzuszku. - Bałeś się, co? Cholernie się bałeś, prawda? - zapytała ponownie, znając doskonale odpowiedź.
W porządku, ja też lubię rozkminiać, chociaż na profil humanistyczny dopiero się wybieram. Ale jak już na nim będę to ho-ho, stworzymy cudowny duecik, czyż nie? Co do tego, czy powiedziała, czy nie, może i mam kiepską pamięć, ale doskonale pamiętam tamto zdarzenie. Mogę nawet zacytować, o! - Aż za bardzo - burknął, bo ulga zaczynała mu przechodzić i jednak miał jej za złe ten niecny żart. W każdym razie, postanowił udawać urażonego, zatem nie wykonał żadnego ruchu, gdy zmiażdżyła jego biedne kolanka ciężarem swoim i Heathcliffa Heathcliffa w dodatku! No jak tak można. - Bzdura, to był tylko szok - odparł, chociaż rozgryzła go, hehe. No, nie żeby miał zamiar się przyznawać!
No nie no, myślę, że tak, z tym, że ja mam za rok maturę i nie wiem, jak to będzie z moim wchodzeniem na forum, aczkolwiek myślę, że nie będzie aż tak źle i dam radę wchodzić często, ha! I w ogóle, jak chcesz cytować, że niby ona powiedziała, że Julek może ją bić, to proszę bardzo. Jestem gotowa na konfrontację. - To teraz widzisz, co się zdarzy, jeśli żadne z nas się nie zabezpieczy. To tak na przyszłość - również odburknęła. Udawał urażonego? No, proszę, to się chłopak doigra! - Dobra, dobra, ja wiem swoje - powiedziała, po czym zeszła z kolan Juliosława, położyła na nich Heathcliffa Heathcliffa, a potem udała się w kierunku drzwi. Ze niby miała na niego focha i już sobie szła. No, bo focha trochę miała, ale iść nie zamierzała. Przynajmniej nie teraz.
Ach, no dobra, nie chce mi się cytować, ale pamiętam że kiedy podczas rozmowy pod dębem zeszło nam na temat Heathcliffa z Wichrowych Wzgórz, cośtam wspominałyśmy o tej nieszczęsnej mordzie! Tak czy siak, nieważne, nie roztrząsajmy tego, bo nawet gdyby miał pozwolenie, nie zrobiłby tego, jako że to łagodny człowiek i nie skrzywdziłby nawet muchy! Ok, wyjątek stanowi tylko rzucanie przedmiotami w Heathcliffa Heathcliffa, kiedy jest niegrzeczny i na przykład robi sobie z jego podręczników kuwetę. Dobra, zejdźmy z tego grząskiego gruntu! - Świetnie, jesteś mistrzem dawania życiowych lekcji - odparł - Byłabyś świetnym rodzicem. No, i on by to chętnie zobaczył, jak ona wychowuje dziecko. Z tym, że lepiej by się na to patrzyło bez świadomości "to moje dziecko"... tak, zdecydowanie nie byłby na to gotowy. W związku z tym postanowił rozsądnie, że jeszcze kiedyś przeleci będzie się kochał (jak poetycko, czyż nie?) z Cirillą (lub też kimkolwiek innym, choć chwilowo takowej możliwości nie dopuszczał. No, chyba, że z Brukiem... nie, stop. Z Cirillą i kropka!), zadba o to żeby się zabezpieczyć, hehe, bo drugi raz by takiej informacji nie przeżył. Tym bardziej, gdyby była ona prawdziwa. - Opuszczasz mnie? - spytał z wielkim smutkiem, patrząc, jak ta kieruje się w kierunku drzwi - Nie rób tego, teraz powinniśmy celebrować twój doskonały żart i fakt, że jednak się nie rozmnażamy.
No ja myślę, że Julek jest łagodny, w końcu musi się dać prowadzać Circe jak baranek na rzeź. Czy jakoś tak. W każdym razie jestem oburzona niecnym postępowaniem Julka z Heathcliffem Heathcliffem, no. Jak tak można dręczyć biednego kota? - No ty chyba sobie żartujesz - fuknęła - ja rodzicem, dobre sobie. Kto, jak kto, ale ona nie nadawała się na rodzica. A w życiu. To było dziedziczne. I dlaczego Julek rozważał w ogóle, że będzie się chędożyć z kimś innym, niż Cir? Nie, żeby ona nie rozważała zrobienia tego z kimś innym, niż Julek, no ale... to by ją ubodło, gdyby to usłyszała. Dobrze, że nie znała legilimencji! No i niech się zabezpieczy, bo jeszcze przyjdzie mu z informacją, tym razem prawdziwą, że będą mieli wspólnego potomka. I co wtedy? Trochę rozczulił ją ten smutny ton, nie powiem. Ale musiała pokazać, że jest twarda. - Teraz to mówisz, że doskonały, a jeszcze chwilę temu byłeś na mnie za niego obrażony. Zdecyduj się - odparła, ale została po tym jeszcze chwilę. No co, wyjść może w każdej chwili.