W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Mandy nie czuła się przygotowana na ten egzamin. Niby siedem lat nauki, ale nie była na tyle silna, by skupić się na powtórkach i wielu innych. Przecież znała zaklęcia prawie wszystkie. Wiedziała kiedy jakiego użyć i jak machnąć różdżką, by jej się powiodło. Zatem dlaczego czuła się słaba? Te ostatnie wydarzenia dość mocno zaważyły na tym co teraz czuła. A była zagubiona. Mimo tego, że wróciła, a Seth jej nie odrzucił... Coś było nie tak. I to przewracało się wewnątrz niej, jakby było żarzącym się kamykiem nie pasującym do żadnego organu, więc zaburzał spokój. W każdym razie weszła do klasy uprzednio poprawiając idealnie ułożone włosy i z uśmiechem na ustach przekroczyła próg pomieszczenia przedstawiając podstawowe personalia, a potem przystąpiła do wylosowania pytania teoretycznego. Podanie trzech zaklęć obronnych wydało się jej tak banalnym poleceniem, że popłynęła z tematem gdzieś po drodze pewnie popełniając jednak błąd, bo komisja nie była zadowolona. W każdym razie nie spoczywając na laurach sięgnęła po losowanie praktycznej części egzaminu. Uruchomienie toru przeszkód i przetoczenie kuleczki by spełniła wszystkie swoje zadania poszło jej lepiej acz nadal jakoś opornie. W każdym razie udało się jej to jakoś sensownie zakończyć, więc zwyczajnie wyszła z Zadowalającym. Obruszyła się obrażona, ale i smutna. To była jej wina. Wiedziała o tym aż za dobrze, więc jeszcze przez długi moment stała tuż obok drzwi, w których zdawała egzamin.
Nadish wreszcie będzie mógł odetchnąć z ulgą dziś ostatni egzamin z zaklęć i tylko czekać na wyniki.No a jak sie okaze ze nie zdał czegoś to nic by się nie stało to samo przerabiać dwa razy pomyślał. Chciał zdać i pojśc na studia jakieś,i zostać instruktorem od magicznych zwierząt. Wszedł do sali i powiedział ponownie przywitanie, oraz swoje nazwisko,był wyjątkowo jakos niezadowolonym z tego ze musi jeszcze jeden zdac egzamin. Na co po co i dlaczego zadawał sobie pytania, Westchnął wysłuchał instrukcji sięgnął po karteczkę z napisem„teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. O tak proste jak drut przeczytał uważnie :Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. Zaraz podał przykłady: zwykłe, Accio,Alohomora, ofensywne:Bombarda,Drętwota, defensywne: Expecto Patronum,Protego Nadszedł czas na praktykę to będzie dziecinne proste przejść labirynt,bez zrobienia nic sobie.Więc bez jakiegoś większego kłopotu obronił sie przed stworzeniem,i zaliczył zadanie na dobrze ale idąc dalej zaatakował jakieś zwierzę, czas na pułapki no tak jedną juz miał za sobą to kolej na drugą. - Ojejku - mruknął ,nie udało się mu ominąć ostatnie pułapki machnął ręką, wiedzą że dobrze mu nie poszło. Z sali wyszedł z mieszanym uczuciem. Poczuł że,ten egzaminy poszarpał go troche na końcu.
Z/T Kuferek - Zaklęcia: 2 Wyrzucone kostki - teoria: 3 i 3 Wyrzucone kostki - praktyka: 3 i 3 Suma: 3+3=6 Ocena:Zadowalający Strona - losowania: pierwsza strona
Nie da się spieprzyć egzaminu z zaklęć, no nie? Jeśli nie jest się magiczną kaleką. Może jednak była magiczną kaleką. Chociaż swoją porażkę zwalała raczej na zbytnią pochopność. Pytanie okazało się być tak proste, że aż trudne. W pierwszej chwili, gdy je usłyszała, Rain chciała powiedzieć: co proszę? Dopiero później zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią. Z pierwszą jego częścią sobie poradziła, ale co dokładnie wpływało na jakość czaru? Rain wydukała coś o różdżce i skupieniu, uznając, że nie musi jeszcze rozwijać wypowiedzi, ale to nie było wystarczająco. Ze zdenerwowaniem losowała sobie zadanie, bo spodziewała się jednak lepszego wyniku za odpowiedź. To były przecież proste rzeczy. A jej pytanie zakrawało na zakres wiedzy, którą się zyskuje w pierwszej klasie. W labiryncie nie miała problemu z obronieniem się i zaatakowaniem stworzeń, problem polegał na tym, że rozkojarzona poprzednią częścią egzaminu, zapomniała o używaniu zaklęć i z czystego przyzwyczajenia zasięgnęła mugolskiego sposobu załatwiania problemów, czyli pięści. To na pewno nie było to, o co chodziło w tym zadaniu. Kiedy to sobie przypomniała, wkurzyła się na siebie tak, że proste pułapki, które czekały na nią w labiryncie, okazały się być sprytniejsze od niej. Wyparowała z labiryntu zagniewana. Nędzny nie był oceną, której się spodziewała. Wyszła z sali, trzaskając drzwiami.
Kiedy to przyszedł czas na egzaminy nie do końca był pewny tego czy przygotował się na nie wystarczająco dobrze. Co prawda nauka zajmowała jego czas wolny już od dłuższego czasu jednakże ta nigdy nie była jego mocną stroną. Tak na dobrą sprawę nie potrafił się uczyć czegoś na pamięć siedząc czy czytając coś w kółko, za to bardziej interesowała go praktyczna strona magii i oczywiście liczył na to, że z tej części testu pójdzie mu lepiej. W dzień egzaminu liczył na to, że po wszystkim wróci do świata żywych i ogarnie swoje podupadłe życie towarzyskie. Szczerze mówiąc nie stresował się zbytnio faktem, że za kilka godzin jego wiedzę będzie sprawdzać komisja, chociaż po tym jak pare razy nie zdał do następnej klasy powinien jednak bardziej się tym przejąć. Tak czy inaczej to podejście również mu pomagało, bo przecież przez zbytnie stresowanie się mógł zapomnieć wszystkiego czego się nauczył. Gdy nadeszła jego kolej wkroczył do sali zaklęć po czym stanął przed komisją i powiedział - Dzień dobry, nazywam się Ryan Ruthven. Po formalnościach zajął się wylosowaniem pytania z części teoretycznej, przyszło wymienić trzy zaklęcia obronne, chwilę zajęło mu przypomnienie sobie jakichkolwiek informacji po czym podjął temat, przez parę minut opowiadał o owych zaklęciach po czym może nie do końca, ale zadowolony z siebie zakończył wypowiedź. Następnie wylosował zadanie praktyczne jakim to było kolejno oczyszczenie, doprowadzenie do wrzenia i zamrożenie bliżej nieokreślonej cieczy w wazonach. Patrząc na reakcję nauczycieli uznał, że ocena będzie dość wysoka, w końcu nie popełnił praktycznie żadnej gafy. Opuścił salę z uśmiechem na twarzy jednocześnie będąc ciekawym czy na opcm pójdzie mu równie dobrze.
Matthew umierał ze strachu przed tymi całymi OWUTemami. Zupełnie jak nie on! Po prostu może porwał się z motyką na słońce wybierając aż osiem przedmiotów. No może trochę chciał się sprawdzić bo i tak ostatnio spooooro zakuwał żeby nadrobić zaległe siedem miesięcy. No i teraz mu to wyszło niekoniecznie na dobre bo niepotrzebnie się denerwował. Na dodatek zaspał więc nie zdążył zjeść śniadania ani ogarnąć ładnie mundurka. No ale bynajmniej jakoś tam zdążył (co z tego, że wyglądał trochę jak menel?). Komisja wyglądała przerażająco! Byli zupełnie obojętni i tylko notowali i notowali, co kompletnie go irytowało. Był nawet zbyt zestresowany żeby słuchać tego, co mówi komisja. Najpierw wylosował karteczkę z pytaniem teoretycznym czyli tym czego bardziej nie lubił. "Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia niż Finite" -Um... Lubos, Levicorpus iiii.... Colloportus, a przeciwzaklęcia to Nox, Liberacorpus i Alohomora - no dobra, trochę się zacinał ale w końcu liczyło się, że udzielił poprawnej odpowiedzi na pytania, prawda? Chociaż po tej części był jeszcze bardziej przerażony bo odkrył, że w jego głowie wytworzyła się kompletna pustka. Próbując nie wpadać w panikę podszedł do drugiej czary i wylosował zadanie praktyczne. Och, to brzmiało tak ciężko! Nie zdążył się wiele namyśleć nad zaklęciami, a już pojawili się sztuczni przeciwnicy. Przez to tępo miał problem z odgrzebaniem w głowie zaklęcia spowalniającego! W prawdzie i słyszał o genialnym zaklęciu Arresto Momentum ale nie umiał jeszcze go używać bo podobno tego uczyli na studiach. No dobra, w ostatniej chwili wpadł na Impedimento! (nie znalazłam tego w książce zaklęć na forum ale jest w wikipedii HP). Teraz tylko zrobił krok w tył i mógł wziąć się za ich całkowite unieruchomienie! Do całkowitego unieruchomienia pierwszego przeciwnika użył zaklęcia Glacius Opis. W końcu nie mógł wymyślić niczego prostszego niż zamrożenie, prawda? Sam nie wiedział skąd znał to zaklęcie (może gdzieś przeczytał) ale na kolejnym użył Orbis, a ten został szybko spętany świetlistymi promieniami. Ach, Matt był z siebie tak dumny! Ale nie mógł spoczywać na laurach bo pozostało przecież jeszcze jedno zaklęcie! Na sam koniec wybrał coś bardziej wyrafinowanego czyli Petrificus Totalus przez co ciało ostatniego przeciwnika zostało kompletnie porażone i to w natychmiastowym tempie. Matt poczuł ogromną ulgę, że to już koniec egzaminu. W prawdzie przed nim jeszcze siedem ale to podobno pierwszy jest najbardziej stresujący.
Dla Sary właśnie nadszedł dzień ostateczny. W przenośni i naprawdę - bo jeżeli zawali Zaklęcia i nie zda ich co najmniej na Wybitny to Sara nie będzie mogła sobie w oczy spojrzeć! W końcu przez siedem lat była chodzącą encyklopedią i zawsze umiała wyrecytować każdą formułkę zaklęcia jak i jego działanie! Pomijając fakt, że większość zaklęć nauczyła się podczas pojedynkowania się z innymi w opuszczonych klasach ale shh. Nikt o tym nie musi wiedzieć, prawda? Teraz czekając na swój pierwszy egzamin od którego będzie zależała jej przyszłość - Sara nieustannie kręciła się pod drzwiami i w głowie powtarzała najważniejsze informacje. Zbladła dopiero gdy drzwi się przed nią otworzyły i niepewnym krokiem wkroczyła do Sali Egzaminacyjnej. Wysiliła się na nieznaczny uśmiech w stronę komisji i nabierając nieco powietrza do płuc po chwili wyprostowała się, witając się z profesorami.- Dzień dobry. - wdech, wydech, wdech wydech! Bez paniki, to tylko egzamin, tylko egzamin. Przecież Cię nie wyrzucą z Sali - uspokajała samą siebie. - Sarah Sullivian. - przedstawiła się na jednym wydechu i zaczerwieniła się ze wstydu. Nie tracąc więcej czasu podeszła lekko chwiejnym krokiem w stronę obu czar i wyciągnęła smukłą dłoń w stronę czerwonego dymu TEORIA. Oby coś łatwego, proszę, proszę.. - Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia niż Finite. -powtórzyła pod nosem gdy jakiś dziwny wyjec (?) zadał jej takowe pytanie. Jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony. Miała absolutną pustkę w głowie więc jej panika zaczęła wzrastać. Weź się w garść, weź się w garść! Powtarzała sobie w myślach i posłała nieśmiały a wręcz przepraszający uśmiech w stronę komisji. - Levicorpus i Liberacorpus. - wymówiła powoli oba zaklęcia i przełknęła ślinę. - Alohomora, i Colloportus oraz najbardziej standardowe czyli Lumos i Nox. - odpowiedziała i tym razem już nieco pewniej sięgnęła dłonią po tego dziwacznego wyjca z czary PRAKTYKA. Wysłuchała jakie zadanie ma do wykonania i uśmiechnęła się szerzej. Prościzna! Szybko i sprawnie powieliła kamień po czym odpowiednim zaklęciem wyrzeźbiła cztery zwierzaczki symbolizujące poszczególne domy Hogwartu. Ostatnie machnięcie różdżką i niewerbalnie wyczarowała ognisty znak tuż przed kamiennym wizerunkiem borsuka - reprezentanta Hufflepuffu. Podziękowała profesorom za skończony egzamin i raźniej wyszła z sali. Gdy drzwi się tylko za nią zamknęły, odetchnęła z ulgą i ruszyła na kolejny egzamin. Wybitnego z Zaklęć ma na stówę! Gorzej będzie z eliksirami..
Ostatni egzamin, nareszcie. Leonardo tak czy tak był osobą, która miała ich chyba najmniej, jednak nie wyobrażał sobie, żeby zdawać egzamin z przedmiotu, do którego w ogóle się nie przykładał. Zaklęcia, poza transmutacją i obroną przed czarną magią, były jedynym przedmiotem, który jakoś go interesował i do którego przykładał odrobinę więcej uwagi. Gdy wszedł do klasy zobaczył mniej lubianego przez niego profesora zaklęć, jednak kompletnie się tym nie przejął. Kiwnął głową na powitanie, podchodząc do ich biurka. - Dzień dobry, nazywam się Leonardo Björkson - powiedział cicho, uśmiechając się nieznacznie. Był już odrobinę zmęczony i znudzony tymi wszystkimi procedurami, które obowiązywały na każdym egzaminie. Bez słowa wysłuchał jednak warunków i zasad, które przedstawił mu profesor. Gdy jego monolog dobiegł końca, Leonardo z szerokim uśmiechem na twarzy podszedł do czary z napisem "teoria" i wylosował jedno z pytań, w duchu modląc się, żeby znał na nie odpowiedź. Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. Powiedział spokojnie wyjec, a Leonardo odetchnął z ulgą, wiedząc, że na to pytanie odpowie całkiem dobrze. Nie mylił się, ponieważ w momencie, gdy skończył swoją wypowiedź, przewodniczący komisji oznajmił, że uzyskał za to zadanie cztery punkty, na sześć możliwych. Klasnął w dłonie uradowany i podszedł do czary z napisem "praktyka", zanurzając w niej rękę. Tym razem czekało go jakieś zadanie, które było dla niego największym wyzwaniem dzisiejszego egzaminu. Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). Leonardo poradził sobie dobrze z obroną przed stworzeniem i ominięciem jednej pułapki. Atak nie powiódł mu się zbyt dobrze, a druga pułapka jakimś cudem była sprytniejsza od niego. Westchnął ciężko zrezygnowany, wiedząc, że więcej niż trzech punktów za to zadanie nie dostanie. Mimo wszystko jednak z OWUTemu wyszedł z oceną zadowalającą. Świetnie, tak trzymać!
Nareszcie ostatni egzamin! Do klasy prawie, że wbiegła, bowiem chciała mieć to już za sobą. Zaklęcia wybrała tylko i wyłącznie z jednego powodu. Były one- jej zdaniem, najbardziej przydatnym przedmiotem. Chciała je dobrze znać i umieć, dlatego postanowiła sprawdzić swoją wiedzę i przystąpiła do egzaminu. Weszła, a raczej wparowała do klasy i ciężko oddychając, stanęła przed komisją. -Dzień dobry. -Powiedziała i wzięła większy wdech. -Nazywam się Naya Valley. -Dodała i skierowała się w stronę stolika, na którym stały dwie czary. Jedna z zadaniami z teorii, druga- z praktyki. Wypuściła powietrze z ust i wyjęła po jednej karteczce. Najpierw ścisnęła tą z praktycznym zadaniem. Wiedziała, że gorzej jej pójdzie, dlatego chciała mieć to już za sobą. Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. Uniosła brwi i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Nie miała pojęcia jak to zrobić. Jedynie co potrafiła, to spowolnić przeciwnika, co też uczyniła. I dostała nawet jeden punkt! Znaczy, tylko jeden punkt... Teoria poszła jej znacznie lepiej. Miała podać ogólną definicję zaklęcia i opisać, co wpływa na jakość czaru. Za odpowiedź otrzymała 5 punktów. Nie było to spełnienie jej marzeń, bo myślała, że powiedziała wszystko bezbłędnie, jednak zawsze mogło być znacznie gorzej, prawda? A zadowalający dostała, więc w sumie nie ma co płakać.
Miała za sobą już Wróżbiarstwo i ONMS. Nie wiedziała co ma na ten temat sądzić, gdyż z tego pierwszego poszło jej perfekcyjnie, zaś z drugiego... zadowalająco. Tak, dostała Zadowalający, co było dla dziewczyny oceną neutralną. Nie rozumiała tych, którzy rozpaczali po otrzymaniu takiej, a nie innej oceny. To chyba oczywiste, że nie da się przez całe życie jechać na Powyżej Oczekiwań i Wybitnych, tak? No ale dobra, bo znowu leję wodę zamiast pisać na temat. Wracając do tej właściwej części posta - Meadow weszła do klasy zaklęć z poważną miną. No, Puchonka z takim wyrazem twarzy wyglądać musiała co najmniej śmiesznie, dziwnie albo bardzo podobnie do Lindsey. No zresztą. Stresowała się dziewczyna, ot co. Czuła się tak samo jak podczas gorączki czy czegokolwiek innego. Trzęsła się, było jej na zmianę zimno i gorąco, nie umiała się skupić. Już trzeci raz wypowiedziała swoją genialnie zakutą regułkę z przywitaniem i przedstawieniem się komisji, tym razem jakoś tak pewniej, głośniej. Może nareszcie zrozumiała, że taki wstęp przed komisją przed rozpoczęciem właściwego egzaminu było zwyczajną, luźną formalnością. Zrozumiała, że po raz kolejny czeka ją losowanie. Ostatnim razem poszło jej... ciekawie. Dała sobie radę z teorią, a praktykę oblała. Tak po całości. Miała nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie jej lepiej, dlatego czując spięcie i skupienie wylosowała jedną kartkę, najpierw z teorii. Miała podać ogólną definicję zaklęcia i opisać, co wpływa na jakoś czaru. Ha, łatwizna! Kolejne pytanie wydało jej się banalne, tak jak to z tymi nereidami na ONMS. Dziewczynie udało się ułożyć dość poprawnie brzmiącą wypowiedź, ale dręczyło ją uczucie niecałkowicie wyczerpanego tematu. Tak, jakby ominęła najważniejszy moment. Hm, trudno. Zdarza się, a jej czas wciąż leciał! Następnie przystąpiła do praktyki, której tak się bała. Wysłuchała opisu zadania i zaklęła pod nosem. Z uruchomieniem kolejki nie miała problemu, ale bała się, że zaraz wszystko popsuje. Najpierw musiała wyczarować wodę, okay, banał. Aquamenti. Tego zaklęcia chyba nie dało się nie pamiętać, skoro nawet Mea sobie z nim dawała radę, ot co. Kolejne - powiększenie. Engorgio, hm, też łatwe. Dawała sobie radę, ale w tym momencie... musiała zamrozić zbiorniczek z wodą. I na tym polegała jej klęska. - Gla... ee... gla... co jest dalej? Cholera! - Piłka już wpadła do wody. Glacius. Och, super. Teraz pamiętała. Meadow zwiesiła głowę wzdychając w geście poddania się. Wcale się nie zdziwi, jak dostanie z tego jeden punkt, pff. Kolejny Zadowalający. Już drugi. Okay, teraz można to uznać za porażkę. A tak chciała tego uniknąć! Cóż, mogła się przynajmniej na początku nauczyć wszystkich najbanalniejszych zaklęć. Meadow wyszła z klasy z posępnym (i zupełnie do siebie niepodobnym!) wyrazem twarzy.
Tanner miał bardzo wiele OWUTemów do zaliczenia, a ten z zaklęć był pierwszym, na jakim jest. Rano, gdy wstał i spojrzał w lustro, uśmiechnął się do siebie, chcąc dać sobie do zrozumienia, że na pewno sobie poradzi. Poza tym, dlaczego się przejmował? W końcu jest Ślizgonem, po co w ogóle zawracał sobie głowę ocenami? Jednak chciał zdać, zdać w miarę dobrze wszystkie OWUTemy, coby ułatwić sobie start w przyszłości. Gdy wszedł do sali zobaczył, że przy stoliku o dziwo nie znajduje się jego ulubiony profesor Archibald, a jakiś nowy, którego Tanner ledwo kojarzył. Wywrócił tylko oczami, nie odzywając się nawet słowem i uśmiechnął chłodno do pozostałej, kompletnie mu nieznanej, dwójki egzaminatorów. - Dzień dobry, Tanner Chapman - kiwnął lekko głową, starając się pokazać, że naprawdę wiele robi, będąc takim grzecznym i poukładanym Ślizgonem. Gdy profesor tłumaczył mu zasady egzaminu, Tanner na moment odleciał myślami w całkiem inny świat. Z zamyślenia wyrwało go chrząknięcie profesora. Domyślił się tylko, że najpierw powinien podejść do czary z napisem "teoria" i wylosować jedno z pytań. Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał pytanie wypowiedziane przez wyjec. Wywrócił tylko oczami starał się przypomnieć sobie, jakie to były zaklęcia. - Sonorus, jego przeciwzaklęcie to Quietus. Levicorpus i Liberacorpus oraz.. Alohomora jest jednym z przeciwzaklęć, jednak nie mam pojęcia do jakiego zaklęcia - wzruszył tylko ramionami, zerkając na egzaminatorów. Pięć na sześć punktów, całkiem nieźle. Niestety, był świadomy, że z praktyką nie pójdzie mu już tak dobrze. Wielka szkoda, że nie przyłożył się do niej o wiele wcześniej. Podszedł do czary z napisem "praktyka" i wylosował jedno z zadań. Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). Tanner wybałuszył oczy i próbował coś tam zrobić, jednak jedynym, co udało mu się wymyślić było zaklęcie, którym wyczarował wodę. Zmartwiony posłał smutne spojrzenie komisji i powiedział, że nic więcej nie jest w stanie zrobić. Ocena jaką dostał przeszła jego najśmielsze oczekiwania - zadowalający przy tylu błędach? Zaczął się zastanawiać, jakim gamoniem trzeba być, żeby nie zdać OWUTemów. Grzecznie podziękował nauczycielom, nie okazując cienia uczuć i wyszedł z klasy, pędząc na następny egzamin - obronę przed czarną magią.
Białowłosa weszła do sali. Przez jej głowę przebiegały przeróżne myśli na temat tego, co złego może się stać podczas egzaminu, włączając to, że przez okno wleci nagle smok/dementor/cokolwiek lub przez przypadek zrani jakiegoś egzaminatora. Oj, dziewczyno, ty to umiesz panikować. Nie sądziła, że będzie się tak stresować, bo pomimo, że wzięła aż osiem OWUTemów nie wydawało jej się, iż to będzie aż takie trudne - z zaklęć powtarzała dużo, więc miała nadzieję, że pójdzie jej całkiem dobrze, ale nie mogła powstrzymać drżenia rąk. Stanęła przed komisją i przedstawiła się z trudem: - Nazywam się Lindsey Windstow. Mój dom to Slytherin - mając nadzieję, że jej głos nie brzmiał zbyt piskliwie. Po wysłuchaniu instrukcji bez wahania chwyciła jedną z karteczek z czary z praktyką. "Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź." Odetchnęła z ulgą, chociaż w tylko w duchu. Zadanie nie wydało jej się trudne. Udało jej się przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia, dzięki którym zadziała na ciecze. Przy trzecim wazonie już chciała rzucić coś, co zadziałałby zupełnie inaczej, ale po kilku sekundach przypomniała sobie dobre zaklęcie. Miała nadzieję, że nie straci za to aż tak dużo punktów. Teraz czas na teorię. Szybko wybrała jedną z kartek i przeczytała polecenie. "Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne." Zaczęła i wymienienie zaklęć z grupy zwykłych poszło jej bez trudu. Niestety, pomyliła zaklęcia ofensywne z defensywnymi i zaczęła gadać o czymś zupełnie innym, po czym nagle w połowie opisywania drugiego zaklęcia zdała sobie sprawę ze swojego błędu i czym prędzej zaczęła się poprawiać. Poza tym błędem, wszystko poszło jej dobrze. Oby nie odjęli jej za to dużo punktów!
Ciemnowłosy chłopak uginał już nogi pod własnym ciężarem ciała, kiedy wchodził do sali, by zaliczyć (lub nie) następny egzamin. Nie było po nim widać jakiekolwiek oznaki zdenerwowania czy stresu, nie. Wszystko przeżywał wewnętrznie, nawet samemu o tym nie wiedząc. Oszukał swój mózg, wpajając sobie, że będzie dobrze, że przecież większość umie i nie ma się czym przejmować. Ale ciała nie dało się tak łatwo oszukać, to zjadało go od środka. Przekroczył więc próg, jak zwykle obdarzając komisję swoim "czarującym", no przynajmniej w jego mniemaniu, uśmiechem, przywitał się, przedstawił i podszedł do pierwszej czary, tej z teorią. Wziął karteczkę, spokojnie odsłuchał zadania i chwilę się zastanowił. Miał opisać 3 zaklęcia ochronne. Oczywiście, wiedział o jakie chodziło, powiedział je. Gorzej było jednak z dokładnym opisaniem ich działania. Chwilę lał wodę, ale potem poddał się i wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że już naprawdę nie wie. Nadszedł czas na praktykę. Wylosował dość ciekawe zadanie, tor przeszkód. Podobało mu się. Ale czy da radę? Na początku szło mu dobrze, wyczarował wodę zaklęciem aquamenti, potem powiększył bramkę engorgio... no potem już nie było tak ładnie. W ostatniej chwili zdążył zamrozić piłkę, żeby nie wpadła do wody, ale na ostatnie zaklęcie nie miał w ogóle pomysłu, więc nic nie zrobił. Uznał, że dokończenie tego ręcznie nie będzie za bardzo chwalebne, więc nie zachowa resztek honoru. Wychodząc z sali, nie był zadowolony z efektu, ale przynajmniej wiedział, że zdał.
Zaklęcia. Jej druga dziedzina. Musiało pójść dobrze. A przynajmniej tak jej się wydawała. Nie miała nigdy problemów z zaklęciami przecież. Właściwie prawie zawsze wychodziły jej one za pierwszym razem, dlatego z pewną miną weszła na salę. Zamierzała pokazać tym egzaminatorom jak to w Argentynie się czaruje i opuścić salę z Powyżej oczekiwań. Co najmniej. Nic jednak bardziej mylnego. Normalnie dzisiejszy dzień, zdecydowanie był jej dniem. Jakby zapomniała połowę zaklęć i teorii. Odpowiedziała na pół pytania i wykonała tylko pół zadania, normalnie gorzej być nie mogło. Chociaż i tak, lepszy Zadowalający niż Nędzny.
Przybiegła na OWUTemy zdyszana, spięta, podenerwowana i merlin wie co jeszcze. Widząc egzaminatorów serce podeszło jej do gardła. Chciała napisać i w ogóle zdać na medal. Lena uczyła się na zaklęcia od wielu, wielu tygodni, a dokładniej uczyła się półtorej miesiąca. Chciała zapamiętać całą książkę i dzień przed egzaminami nie wychodziła z dormitorium. Uczyła się zawzięcie, a teraz była także trochę zaspana, ale nie czuła tego, adrenalina robi swoje. Podchodząc po kartkę ręce jej drżały, chciała powstrzymać drżenie, ale na nic. Dopiero widok zadań sprawił jej ulge. Wszystko umiała. Z praktyką to samo. Zamroziła, oczyściła i wszystko co miała zrobić to zrobiła. Bezbłędnie.
Edgar wziął kilka głębokich oddechów i wszedł do klasy. Obrzucił krótkim spojrzeniem każdego z trójki nauczycieli. Znał tylko jednego, ale to nie szkodzi. Wziął głęboki oddech. - Dzień dobry, nazywam się Edgar Reynolds. Uśmiechnął się nieco niepewnie i potarł dłonią o swój lewy policzek. Po chwili uspokoił się jednak, przestał tak bardzo stresować i podszedł do stołu, by wylosować swoje pytanie. Gdy je usłyszał... Czy go zaskoczyło? Niespecjalnie. Niestety, nie potrafił na nie odpowiedzieć, a przynajmniej nie do końca. Coś tam jednak wydukał i te marne dwa punkty otrzymał. Uff. Potem przyszedł czas na praktykę, ale... co to ma być? Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu. Że co? Użył poprawnie jedynie jednego zaklęcia (aquamenti), bo jakoś żadne inne nie przychodziło mu do głowy. Przełknął ślinę i wyszedł z klasy. Miał tylko nadzieję, że jakimś cudem - dokładnie, cudem - udało mu się to zaliczyć. Boże, masakra.
Nadeszła pora na drugi przedmiot. Zaklęcia. To coś, co Gabi zdecydowanie woli od Historii Magii. ZDECYDOWANIE. I może nie przyszła tu z przyjemnością, ale na pewno z lepszym humorem, niż miała przed chwilą. A do klasy nie weszła już ze sztucznym uśmiechem, ale szczerym. Trochę nerwowym, ale szczerym. Przedstawiła się szybko i nic więcej nie mówiąc podeszła do biurka, na którym leżały dwie czary. Wylosowała po jednej karteczce i położyła je na blacie. Wzięła do ręki tą z pytaniem z teorii i ścisnęła. Po chwili rozległ się głos oznajmiający treść zadania. Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. Zamarła. Na jej twarzy pojawiło się zdenerwowanie, a ona sama zaczęła nerwowo rozglądać się po całej sali, jakby miało to jej w czymś pomóc. Trafiła chyba na najprostszą rzecz, a ona nie potrafiła sobie z nią poradzić. Boże, jaka kompromitacja. Wszystko w jednym momencie wyleciało jej z głowy. Czuła się w tej chwili jakby jechała pierwszy raz do Hogwartu, nie znając najprostszego zaklęcia. Tak, dokładnie właśnie tak się czuła. Zdołała zaledwie rzucić jakieś zaklęcie, które przypomniało jej się w ostatnim czasie i za całe zadanie dostała 1 punkt. Potarła twarz dłonią i sięgnęła po drugą karteczkę. Pocieszała się tylko faktem, że gorzej już być nie może. Bo nie może, prawda? Drugie zadanie o dziwo okazało się być łatwiejsze. Miała za pomocą zaklęć uruchomić mały tor przeszkód, tak, aby piłka mogła dotrzeć na jego drugi koniec. I...uwaga, gwóźdź programu- nagle przypomniała sobie wszystkie zaklęcia! I zrobiła taki tor przeszkód, że dostała aż 5 punktów. Szkoda, że wcześniej wszystko wypadło jej z głowy....Ech... Z sali wyszła w gorszym humorze, niż gdy do niej wchodziła. Wiedziała tylko, że zdała, chociaż komisja może poważnie się zastanawiać po jej wspaniałym pokazaniu braku umiejętności...
Wracając z egzaminu z OPCM Daniel myślał gorączkowo. Jeśli tego nie napiszę dobrze, może ukryć się w kącie i nie zdawać kolejnych. To jego ostateczna szansa. Nie po to uczył się całymi dniami, całymi nocami by wszystko spieprzyć. Wchodząc do klasy i witając się z nauczycielami usiadł na miejscu. Wylosował zadanie z teorii: Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich. Łatwe. Napisał i chyc. Po krzyku, teraz praktyka. Wyrzeźbić lwa, orła, borsuka i węża... Wziął różdżkę machnął raz, dwa, trzy i pierwszy zwierzak był przed nim z kamienia. Następnego zrobił i następnego i tak do węża. Trochę za chudo przyciął pazur lwa i dostał jeden punkt ujemny. Normalnie chciałby ich zabić, no ale... Wydawało mu się, że bardzo dobrze napisał. Poszedł na kolejne egzaminy.
Freya dosłownie odchodziła od zmysłów przed OWUTemami. Ona, która zwykle była taka opanowana i spokojna, pewna swojej wiedzy i umiejętności, które chłonęła przecież jak gąbka. Świetne oceny końcowe prawie ze wszystkich możliwych przedmiotów wcale jej nie pomogły, a wręcz przeciwnie, jakby ustawiły jej niewidzialną poprzeczkę jeszcze wyżej. O ile to w ogóle było możliwe. Na tydzień przed egzaminami, które miały zaważyć o reszcie jej kariery naukowej, przestała spać, w efekcie czego cały czas chodziła nakręcona i nerwowa, a najmniejsze wyprowadzenie jej z równowagi, już i tak rozchwianej, groziło niechybną utratą zdrowia lub życia. Na egzamin z Zaklęć i Uroków weszła, uśmiechając się uroczo do komisji, z którą grzecznie się przywitała, po czym próbując opanować trzęsące się ręce, wylosowała karteczkę z serii pytań teoretycznych. - Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. – obwieściła karteczka, która zmieniła się w coś na kształt wyjca, a Vacheron zaczęła opowiadać o przysiędze wieczystej i jej dwóch odmianach. Wydawało jej się, że idzie jej całkiem nieźle, ale niestety w trakcie zabrakło jej kilku słów i dlatego użyła automatycznie francuskich zamienników. Na szczęście w komisji znajdowali się nauczyciele z Riverside, więc tylko pokiwali głowami, nie mając żadnych problemów ze zrozumieniem jej wypowiedzi trochę w stylu esperanto. Następnie Frejka sięgnęła po zadanie z części praktycznej, a podobny wyjec opanowanym głosem zarządził: Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. Dziewczyna, już trochę spokojniejsza, wyciągnęła różdżkę i zgodnie z poleceniem rzuciła odpowiednie zaklęcia na płyny w naczyniach i choć może jej zaklęcie zamrażające nie było idealne, a ona miała świadomość, że egzamin mógł jej pójść znacznie lepiej, liczyła na to, że dostanie całkiem dobrą ocenę. Po zakończeniu egzaminu pożegnała członków komisji i opuściła salę szybkim krokiem.
Jego ostatnim egzaminem były zaklęcia. Malakias odrobinę więcej się do nich uczył, bo był przekonany, że z tego akurat nie jest orłem. No oczywiście najwięcej ćwiczył eliksiry, ale czego mógł się nauczyć, jeśli ostatnie kilka lat niemalże spał na tych lekcjach. Uśmiechnął się krzywo do komisji, przedstawił się uprzejmi i poszedł losować pierwsze pytanie, dokładnie tak jak na nieszczęsnych eliksirach. Jego pytanie nie wydawało się trudne. Bez problemu znalazł trzy zaklęcie ochraniające i rozgadał się nawet trochę o nich. W końcu od kiedy mógł używać magii, często wykorzystywał te zaklęcia, kiedy wyjeżdżał sobie na dłuższe wycieczki z Nuką i takie tam. Komisja wydawała się być bardzo zadowolona z jego odpowiedzi. Dlatego pewniejszy siebie Egede wyciągnął drugą karteczkę. Rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu odpowiednich do tego przedmiotów. Na początku zrobił coś co wydawało mu się oczywiste, więc zapalił świeczkę. Następnie zadziałał powietrzem, otwierając na oścież okno. Małym trzęsieniem ziemi rozbił parę płytek na podłodze. Na końcu nie mając pojęcia co innego wymyślić napełnił jeden z przedmiotów wodą, mało ambitnie. Jednak najwyraźniej nie chodziło tu o jego pomysłowość, bo całkowicie zdumiony Malakias wyszedł z pięknym Wybitnym. Chyba powinien przenieść się do Vesper czy coś.
Wspierała się plecami o ścianę obok drzwi klasy z zaklęć. Mimo zmęczenia wyraźnie przez nią odczuwalnego, jej twarz wyglądała tak samo atrakcyjnie, a sylwetkę miała tak samo pewną, jak zwykle, chociaż uważniej dobierała kroki. Cery nie miała wcale bledszej niż zwykle. Blada skóra w zestawiona w kontraście z jej ciemnymi, smolistymi pasmami okalającymi jej twarz, wyglądała dokładnie tak samo jak zawsze. Odepchnęła się nogą od ściany, skupiając na sobie wzrok starszego rocznika, kiedy zaczesała zgrabnym ruchem włosy, dostrzegając swoją ofiarę, wychodzącą z pomieszczenia. Podeszła do niego, bezpardonowo chwytając go pod ramię, jakby miała do tego prawo, nie miała, ani jego aprobaty, ani nawet żadnych podstaw, żeby zachowywać się przy nim tak zdecydowanie w tej pozycji. Kilkoro uczniów potraktowało ich krótkim spojrzeniem, jako, ze D’Angelo nie widziało się często z facetem. Dlatego skupiała na sobie uwagę innych ludzi, czy Enzo tego chciał, przyciągając ją również na niego. — Hej, gdzie idziesz? — zagadała, jak to robią normalni ludzie, próbujący nawiązać kontakt z innymi. Tyle tylko, że sama nie czekała na odpowiedź. Szarpnęła go za ramię, zatrzymując w miejscu. Mimo, że szła przy nim, w równym tempie, zęby bolały ją od zaciskania szczęk, kiedy próbowała zakamuflować ból z jakim stawiała ciężar na zaledwie wczoraj połamanej nodze. — Chcesz się przejść? — rzuciła kolejnym pytaniem niewymagającym odpowiedzi — to nie pędź tak. Nigdzie mi się nie śpieszy. Nie wzięła nawet pod uwagę czy może jemu owszem.
Enzo był człowiekiem, który wiecznie spodziewał się najgorszego. Odkąd jego matka odeszła z tego świata, nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd, który mógłby w jakikolwiek sposób zachwiać jego poczuciem równowagi. Nie tylko psychicznej, ale również fizycznej czy materialnej. Zasoby finansowe, które jeszcze do niedawna stanowiły jego spadek pozostawiony przez jedynego członka jego rodziny, którego dobrze znał, od jakiegoś czasu rozpływały się z coraz większą zawziętością. Powinien znaleźć sobie jakąś pracę, bo jak nic będzie się mógł spodziewać jedynie tego, że w wakacje będzie żywił się wyłącznie czerstwymi sucharami. Pogrążony w tych pozytywnych rozmyślaniach o dziwo dał się komuś zaskoczyć. Spojrzał w dół i namierzył dziewczynę, uwieszoną na jego ramieniu. Zazwyczaj nie dbał o to czy ktoś pragnie sobie urządzić z nim przemarsz i milcząco na to zezwalał. Nie mógł jednak nie zareagować na fakt, że Shenae najwyraźniej próbowała go solidnie wkurwić. Oczywiście nikt normalny nie pomyślałby, że pytanie „gdzie idziesz” lub „chcesz się przejść” mogło być wstępem do kłótni, ale Enzo to… Enzo. On nie mógł sobie pozwolić na żadne narzucenie mu woli, na żadne podporządkowanie się komukolwiek. Sama myśl o tym sprawiała, że krew zaczynała gwałtownie bulgotać mu w żyłach i wzburzoną falą napędzać napływającą leniwie irytację. - Idę coś zjeść. - mruknął, jakby to było tak proste, że odpowiedź niemalże urągała jego godności. - Mamy przerwę obiadową, nie wiem czy zauważyłaś. Machnął niedbale dłonią, wskazując na mijające ich grono uczniów, zmierzających do wielkiej sali. Niektórzy odważyli się nawet zasugerować mu, że tarasuje przejście, więc burknął tylko coś obraźliwego w ich stronę i zaczął leniwie snuć się korytarzem z Shenae uwieszoną mu na ramieniu. - Czegoś chcesz, D’Angelo? - zapytał, chcąc być bardzo domyślnym. - Jakoś nie zauważyłem, żebyś często wieszała się innym Krukonom na ramionach i robiła tym samym przemarsz po Hogwarcie. Och, czy właśnie nieświadomie przyznał się, że ją obserwował? Możliwe też, że zwyczajnie był głodny i spieszyło mu się do zajęcia dobrego miejsca przy stole.
Wpatrywała się w niego uważnie, traktując jego ton bardziej jak wyzwanie niż ostrzeżenie. Jedyne co nie podobało jej się w jego słowach to ich treść. Nie ton, który powinien ją zniechęcić do dalszych działań. Tonację zignorowała, z bardzo właściwą sobie konsekwencją, nie przejmując się jego lekceważeniem, a tym bardziej oschłością. Jej twarz wykrzywił nieznaczny, niezadowolony grymas, kiedy chłopak wznowił tor ruchu. Nie przyznałaby tego, ale trzymała go za ramie głównie z jednej przyczyny – ból w kostce wzmagał się z każdym krokiem, a trzymając się jego ramienia, zmniejszała nacisk na nogę, co i tak kosztowało ją sporo wysiłku, żeby nie oprzeć się na nim zbyt mocno, gdyby miał zaraz zacząć podejrzewać przyczyny, tak jak słusznie i trafnie zauważył inną rzecz, jaką był nierzadki widok D’Angelo wieszającej się na przypadkowych krukonach. Nie mogła zignorować tego komentarza. — Wiesz, czy zgadujesz? — spytała z przekąsem — Bo jak wiesz, spytałabym skąd? — mruknęła pod nosem, nie dając jednak za wygraną. Szła w dalszym ciągu obok niego, bezgłośnie wzdychając, kiedy uświadomiła sobie jaka czeka ich droga. — Wielka sala… to dość daleko — i dużo schodów… — chodźmy ruchomymi schodami. Będziemy szybciej — oszczędzali czas głównie na tym, ze droga była mniej zatłoczona. Przyjezdni, pierwszoklasiści, drugoklasiści i co mniej ogarnięci trzecioklasiści omijali ruchome schody nie ufając im na tyle, żeby obierać je za tor ruchu. — Muszę czegoś chcieć? Poznaję kolegę z Dubaju, czy z Peru…? Popraw mnie, bo nie lubię się mylić. Uniosła wzrok do jego oczu, krzyżując z nim zimne spojrzenie niebieskich tęczówek oczu. Wydawała się odrobinę sfrustrowana tym stanem, w którym ktoś ewidentnie ją spławiał. Zmrużyła nieznacznie oczy. Enzo nie był w tej szkole jeszcze dostatecznie długo, żeby wiedzieć, ze Shenae D’Angelo się nie spławia. To grozi naprawdę niefortunnym zwrotem akcji. — Chciałam się tylko upomnieć o obiecane kremowe. Więc może zamiast się unosić, Halvorsen, może mnie po prostu oficjalnie zaprosisz, w końcu? Potrafisz tyle zrobić bez gderania jak baba?
Nie zauważył, bo i skąd? Enzo był zbyt zapatrzony na siebie samego, aby w jakimś tak durnym stopniu przejmować się tym czy dziewczynie na jego ramieniu czasem coś nie doskwiera. Zazwyczaj ludzie nie patrzą sobie na kostki podczas spotkania, także niczym dziwnym nie był fakt, że pozostał w dziedzinie spostrzegawczości zupełnym ignorantem… a może zwyczajnie właśnie to było mu na rękę? - Zgaduję. - skłamał gładko, jakby naprawdę sam w to wierzył. Tak naprawdę to przecież dobrze to wiedział. Kiedy już dowiedział się, która dziewczyna wysyła do niego listy o rzekomym romansie ich sów, musiał przeprowadzić rozpoznanie. Niewiele się dowiedział, wszak nie chodził i nie rozpytywał, a jedynie polegał na własnej obserwacji, a Shenae wcale nie wydała mu się wylewną czy ciepłą osobą. Tym gorzej dla niego, bo pozbyć się jej będzie trudniej niż z początku zakładał. Zdaje się, że za bardzo przywykł do swojej odizolowanej, burkliwej powierzchowności, aby od tak ją porzucić, gdy zjawi się w innym kraju. Przysłuchiwał się jej dywagacjom na temat długości schodów z obojętnym wyrazem twarzy, chociaż miał wielką ochotę aby wznieść oczy ku niebu. - Wiesz, mnie tam nie spieszy się chyba, aż tak bardzo. - rzucił w stronę głowy usytuowanej jakieś piętnaście centymetrów pod swoją, ale fakt, że stara się jej zrobić na przekór był tak wyraźny, że niemalże bezczelny, a całą ta bezczelność wcale tak szybko nie zniknęła. Leniwym ruchem uniósł dłoń do swojej szyi i zasłonił początek krawatu wsuniętego w szatę, jakby nie wiedział, że przecież na niego patrzyła. - Chcesz się upomnieć o kremowe, ale nie jesteś pewna, któremu z nas uwiesiłaś się na ramieniu? Zainwestuj w okulary, D’Angelo. - jego piwne oczy zdawały się miotać iskry, gdy odsuwał rękę ukazując w ten sposób niebieski krawat ze srebrnym wykończeniem. - Weź mocniejsze szkła niż Ci zasugerują. Machnął leniwie fragmentem szaty, podszytej niebieskim materiałem, po czym teatralnie stuknął się w pierś. W miejscu, w którym wszyscy uczniowie Hogwartu mają naszywki z godłem ich domu, Enzo miał przyszyty szary kawałek materiału, na którym widniała miotła otoczona przez cyfry od zera do dziewięciu. - Godło Hechiceros jest aż takie podobne do skorpiona z Aash Al Maleek? - zadrwił, a w jego ślepiach zapłonęła iskierka złośliwości. - Poza tym zdaje się, że naprawdę nie spotkałaś jeszcze Ettore. Trochę zaskakujące, skoro już od roku jesteśmy w zamku, ale uwierz mi, że do rozpoznania nas niepotrzebne są szaty. Skrzywił się, jakby ten fakt jednocześnie sprawiał mu jakąś tam dziwaczną przykrość. - Proszę bardzo. - nagle zupełnie się zatrzymał, tym samym zapewne zmuszając Shenae do lekkiego zachwiania się, a sam ledwo powstrzymując się od wsparcia dłoni na biodrach. - Oficjalnie zapraszam. Coś jeszcze?
Spojrzała na niego z boku, nieznacznie unosząc brew. Nie sądziła, żeby jego proces dedukcji był tak dobry, żeby mógł zgadywać jej poziom interakcji z ludźmi wyłącznie na podstawie tej krótkiej wymiany zdań, słownej i listownej. Dlatego niezacznie prychnęła z powątpiewaniem, odwracając spojrzenie od jego oczu. Kącik jej ust uniósł się w delikatnym, przepełnionym wyraźną nutą kpiny uśmieszku. — Doprawdy, Halvorsen? Masz zadziwiającą intuicję — zakpiła sobie z jego pewności, z jaką chciał ją przekonać, że to był tylko ślepy strzał. Nikt nie mógł strzelać tak dobrze. Szczególnie, że jak na razie nie wykazała się w stosunku do Enzo żadnym stopniem lekceważenia. Była dumna ze swojego spostrzeżenia przynajmniej przez chwilę dopóki nie usłyszała wstawki o schodach. Spiorunowała go spojrzeniem, mrużą z niezadowoleniem oczy. Nie widziało jej się pokonywanie schodów. Kroczenie obok niego pewnym chodem podczas pokonywania trzech pięter nie wchodziło w grę. Zagryzła lekko wargę od wewnętrznej strony ust, przywracając się do porządku i nieznacznie poruszyła głową. To było zaledwie lekkie drżenie, które miało ją przywrócić do porządku. — Idziemy Ruchomymi Schodami. Chcę pokazać Ci Hogwart — zdecydowała w końcu za niego, nie pozostawiając mu miejsca na decyzję. Zdawało jej się, albo chciał jej wyjść na przekór. Nie mogła mu na to pozwolić. Tak długo jak długo to ona była gospodarzem tego miejsca, a on był tu gościem, miała nad nim przewagę hierarchiczną. Przynajmniej tym sobie usprawiedliwiała swoją wymuszającą na nim zgodę decyzję. Pociągnęła go w odpowiednim kierunku, licząc na to, że nie znał tej części zamku. W ten czy inny sposób, przeszli przez skrót w jakimś portrecie na drugie piętro. O jedno mniej do pokonania jeśli chcieli znaleźć się w Wielkiej Sali. Panie świeć nad jego duszą, jeśli po dojściu na parter Enzo miałby jej oznajmić, że nie był wcale głodny. Na szczęście na razie nie poruszał takiego tematu. Wspomniał o innym, nie zdając sobie sprawy jak wiele jego słowa udzielały Shenae nowych informacji o nim samym. Jak dotąd D’Angelo myślała, ze bliźniacy pochodzili z jednego regionu, a plotka o zamieszkiwanym Peru i Dubaju to była tylko niezgodność ludzi, co do wersji wydarzeń. Chłopak łatwo wyprowadził ją z błędu. — Masz mnie za idiotkę, Enzo? — położyła nacisk na jego imię, żeby nie mógł jej wmówić, z kim miała do czynienia. Dobrze wiedziała kogo chciała zrekrutować do drużyny. Korzystając z chwili, w której stali w miejscu, pociągnęła go wcale nie delikatnie za krawat w swoim kierunku, zmuszając go do zniżenia się w jej kierunku, tak, żeby poziom ich ocz mniej więcej się do siebie zbliżył. Trzymała go za błękitny krawat, dumnie reprezentujący Dom Ravenclawu. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się głośno… — I Ciebie przydzielono do Ravenclawu? — nie zdążyła ugryźć się w język. Miała być miła. Nie wyszło. To wymagało długiej praktyki. Pięć minut udawania spokojnej, pomocnej dziewczyny to za krótki staż, żeby pokazać się ze swojej serdecznej strony. — Więc któryś z was jest z Dubaju, a drugi z Peru? — wydedukowała — A Ty? Jesteś z Hechiceros czy Aasch Al Maleek? — uważnie powtórzyła jego słowa nie chcąc popełnić gafy w nazwie szkół, które ledwie znała. Dobrze, D’Angelo. Szybko się uczysz. Nawiązujesz więź poprzez pytanie o życie osobnika. Brawo. Ciekawe tylko czy ten osobnik będzie skory Ci tak łatwo odpowiedzieć. Cofnęła się do tyłu o dwa kroki, zaciskając zęby, bo w ten sposób kładła większy nacisk na stopę. Milczała tylko chwilę, taksując go spojrzeniem, dając sobie czas na oswojenie się z narastającym bólem nogi. Nadwyrężyła ją. Była tego świadoma godzinę marszu temu, jeszcze zanim dotarła do Klasy Zaklęć. — Wolałbyś żebym oglądała Cię, was, bez szat? — przez chwilę miało się wrażenie jakby przeciągnęła po nim sugestywnie spojrzeniem, ale zaraz potem prychnęła — Sorry. Jednak wolę szaty. Dalej zamilkła, splatając krytycznie ręce na piersi, kiedy odezwał się pod jej adresem w ten bardzo dystansujący się, oschły sposób. Przechyliła nieznacznie głowę na bok, zaczesując w typowym dla siebie, pełnym rozdrażnienia odruchu, włosy do tyłu. — Mógłbyś w to włożyć więcej przekonania, Halvorsen. Kobiety chyba nie ustawiają się do Ciebie w kolejce? Pielęgnowałabym na Twoim miejscu te, które starają się z Tobą nawiązać znajomość. Teraz zabrzmiało to tak, jakby robiła mu łaskę, że postanowiła poświęcić mu swoją uwagę, a przecież wcale o nią nie prosił. D’Angelo się nie zrozumie. Działała według własnego systemu zasad.
Uśmiechnął się do Shenae w sposób, który wyraźnie zaznaczał dumę z samego siebie oraz ze swoich osiągnięć. W żadnym stopniu nie zamierzał się jej przyznać do swojego małego oszustwa, bo niby z jakiej racji? Niech sobie kpi, jego w żaden sposób to nie poruszy. Żadnego z nich by to nie poruszyło. Ettore był zbyt zapatrzony w swoje hobby, a przynajmniej tyle zdołał zauważyć sam żółwik. Wciąż go zastanawiało jak to się stało, że są braćmi, skoro w gruncie rzeczy łączyło ich prawie wyłącznie podobieństwo fizyczne. - Wiem o tym, nie musisz mi przypominać. - rzucił więc, raczej dla świętego spokoju własnego ego i dodał do tego przewrócenie oczami, bo dziewczyna wciąż uparcie ciągnęła go w stronę ruchomych schodów. - Aż tak bardzo nie chce Ci się chodzić? Ja tam chodzenie bardzo lubię. - zapomniał tylko dodać „polubiłem je, gdy tutaj przyjechałem” do pary z „od chuja tu schodów macie”. Nie zamierzał się z nią spoufalać, więc zupełnie odrzucił te dwa dodatki do swojej wypowiedzi, a samo jego postanowienie brzmiało przecież śmiesznie. Uwiesiła mu się na ręce, a mieli się nie spoufalać? - Wiesz, nie musisz się wysilać. Jestem tutaj przeszło rok czasu, zdążyłem już zobaczyć korytarz i schody nieraz. - dalej kpił, najwyraźniej chcąc ją rozzłościć. Jakoś tak się zawsze składało, że wykpiwanie i zmuszanie do gwałtownej reakcji pozwalało uspokoić się jemu samemu. Tylko w takich momentach był w pełni świadom swojej zgorzkniałości i zwyczajnej złośliwości. Nie lubił poznawać nowych ludzi i jeśli nie musiał być miłym to zwyczajnie się na nich wyżywał. Shenae miała kawał pecha, że trafiła na niego akurat w takim złym nastroju. Jedno trzeba jej przyznać, po takim treningu już niewiele niemiłego Enzo będzie w stanie zobaczyć, a już z pewnością nic podobnego u niego jej nie zaskoczy. Na razie nie planował żadnych dywersji, więc o tyle się jej poszczęściło. Po prostu był głodny, bo i kto nie był po tylu godzinach wciskania w siebie bzdur i głupot serwowanych im przez tutejszych nauczycieli? Tym bardziej był zirytowany, wszak nie od dziś wiadomo, że głodny mężczyzna to zły mężczyzna. Zmełł w ustach kolejną pyskatą odzywkę, gdy poczuł jak coś nieoczekiwanie ciągnie go w dół i nagle jego piwne, roziskrzone irytacją oczy znalazły się zdecydowanie zbyt nisko. - Wybacz, że Cię zawiodłem. - warknął, jednym ruchem rozluźniając splot krawatu i powracając do poprzedniej pozycji, która pozwalała mu na zachowanie w pełni wyprostowanej, niekolizyjnej dla kręgosłupa pozycji ciała, jednocześnie dając D’Angelo okazję do bezsensownego już ściskania elementu jego garderoby. Kiedy do jego uszu dotarły słowa Krukonki, Enzo nie mógł się powstrzymać i spojrzał w sufit, jakby liczył, że z wyższych pięter spłynie na niego cierpliwość. - Dopiero sam Ci powiedziałem. - powiedział, a głos miał tak spokojny, że aż niebezpiecznie bez wyrazu. - Skorpiony Aash Al Maleek, pamiętasz? Czy to Ci wygląda na skorpiona? Znowu szturchnął się w naszywkę, a jednocześnie zastanawiał się co ją tak z tropu zbiło w jego wypowiedzi, że aż zapomniała o tym co przed chwilą jej zdradził. Zresztą nic co powiedział nie było tajemnicą. Wszyscy, którzy przybyli na obóz treningowy Złotego Sfinksa musieli słyszeć o bliźniakach, którzy tam się odnaleźli, a Shenae najwyraźniej zdrowo tego dnia przysnęła. - Widzę, że same wesołe myśli Ci po głowie chodzą, D’Angelo... - podsumował ją i jej spojrzenie, jakoś niespecjalnie się nim przejmując. - …zwłaszcza, że sama przekręcasz moje słowa i robisz z nich coś zdrożnego. Potrzebujesz faceta, czy co? Wystarczyło na wstępie zaznaczyć, że to o to Ci chodzi. „A wtedy omijałbym Cię jeszcze szerszym ruchem” zawisło mu w myślach jako niewypowiedziane, a potem nagle jakby… uświadomił sobie, że przecież się zatrzymali, a ona już nie trzyma go za krawat. Ściągnął go ponownie z naprawdę widoczną wprawą i zmierzył Shenae taksującym spojrzeniem. - Jesteś zwyczajnie bezczelna. Niech te, które „chcą ze mną nawiązać znajomość” same się pielęgnują. Nie przyjechałem tutaj, żeby szukać kobiety. - burknął opryskliwie i zwyczajnie wykonał obrót, aby już nie musieć na nią patrzeć i ruszył przed siebie, ponownie dynamizując ich rozmowę, bo nagle zaczął jej uciekać. No może nie dosłownie, ale po prostu odszedł, a warto pamiętać, że miał dłuższe nogi. Wcześniej nie miał szans na wywinięcie się, bo osaczyła go tuż za drzwiami, a teraz? Co to za problem zwiać jej teraz do wielkiej sali?