Wieża Północna jest wieżą najbardziej wysuniętą na północ. Co oczywiście nie jest oczywiste. To zwykła, pusta lokacja. Mury i okna. Proste, bez większych zawirowań lub zawiłości.
Sebastian obserwował ją z nikłym uśmiechem. Spodziewał się, że ona właśnie tak się zachowa, bo właśnie taka była. Oddana do ostatniej kropli krwi i, chociaż miałaby umrzeć przez tą miłość lub przyjaźń jak zwał tak zwał to i tak się nie podda. Będzie trwać wiernie przy, nim nawet, jeśli miałaby być wiecznie odtrącana i na nic, by się zdały tłumaczenia, że to dla jej dobra. Sebastian już nie miał siły na walkę ani na odtrącanie kogokolwiek. Mógł udawać silnego i zachowywać się, jak, gdyby nigdy nic, lecz on także potrzebował czułości i wsparcia. On także potrzebował mieć w kimś swoje oparcie, bo w jego życiu zaszły gęste burzowe chmury a on nazbyt często zaglądał do kieliszka. Niestety, rzeczywistość zaczynała go przytłaczać a fakt, że potrafił kochać tylko go dobijał. Nie chodziło tutaj o to, że chciał być zimnym draniem i samolubnym idiotą. Lecz, po co kochać nie będąc kochanym? Na co mu uczucie ślepej miłości, skoro w jej rękach jest tylko maskotką? Przez tą jedną dziewczynę stał się błaznem fortuny. On, który zawsze panował nad sobą i nad swoim życiem teraz pozostawał bezsilny, słaby i obnażony ze wszelkich uczuć. To właśnie dla tego potrzebował mieć w kimś oparcie potrzebował Alexis bardziej niż kiedykolwiek. Poczuł jak z jego serca powoli do oczu napływają łzy. Łzy wdzięczności, miłości, bólu i cierpienia. Tyle mieszanych uczuć w, nim zapłonęło ze nie potrafił sobie z tym poradzić. Tak bardzo się bał do kogoś przywiązać, że zaczynał tracić to, co najcenniejsze w jego życiu. Bał się ze będzie tak samo, jak z Chiarą, że dojdzie do sytuacji, kiedy Alexis zacznie go już nie potrzebować a w jego sercu pozostanie kolejna igła cierpienia i blade wspomnienie, że kiedyś miał kogoś. Po raz kolejny, by musiał pozwolić ukochanej osobie odejść i patrzeć jak z kimś innym jest szczęśliwa. Mimo wszystko Sebastian jest tylko człowiekiem, który ma ograniczony limit tego co potrafi znieść. W końcu i jemu zabraknie siły i pozostanie szubienica jako azyl spokoju. - Prędzej czy później i tak załatwię tego skurwiela. Nie powstrzymasz mnie. – Szepnął wciąż na nią patrząc. Miał ochotę ja przytulić, pokazać, że jest mu cenniejsza niż galeony, lecz jego ciało pozostawało sztywne jak, gdyby nastąpił jakiś paraliż i nic nie mógł zrobić. Było wiele pytań, na które Sebastian nie odpowiedział nawet samemu sobie. Czemu zabił rodziców? Nie wiedział. Po prostu to zrobił. Czemu zabił swego najdroższego przyjaciela łamiąc mu kark? Bo chciał go zdradzić, bo chciał, by to Sebastian był w Azkabanie zamiast niego. Nie miał wyboru, a raczej chciał tak myśleć. Było wiele różnych rozwiązań tej sprawy, ale on wolał zabić. Nie kontrolował tej żądzy, która nagle się w, nim rodził i przejmowała nad jego ciałem i umysłem kontrolę. Może nawet nie chciał tego kontrolować, bo i po co? Dla kogo? A przecież mógł się zmienić, bo miał dla kogo. Mógł podjąć tą walkę o lepsze dzisiaj, bo jutro może nas nie zastać. Nawet, jeśli nie dla Chiary to dla Alexis, Wilka, Skarlett, Morgan.. Mógł zacząć walczyć, bo miał dla kogo.
Czy pokochałabyś człowieka potwora? Czy zrozumiałabyś jego piękno? On zrobiłby dla ciebie wszystko, czy ty zrobiłabyś wszystko dla niego?
Jakże inaczej miałaby się zachować? Czy powinna zrezygnować z człowieka, którego kochała, który był dla niej niczym brat, tylko dlatego, że nie znała go do końca, prawdziwie? Mówi się, że miłość jest bezinteresowna, tak samo jest z przyjaźnią. Nie lubi się kogoś za coś, tylko dla czegoś. Dla poczucia zrozumienia, dla możliwości powiedzenia największego sekretu, dla tych kilku chwil, które tylko wy będziecie rozumieć i które razem kiedyś będziecie wspominać. Przyjaźń jest najcenniejszym skarbem, na jaki może sobie człowiek pozwolić i jednocześnie czymś, co znajduje nam sprzymierzeńca, kogoś, kto będzie razem z nami podążał przez ten ponury świat, kto razem z nami stawi czoło naszym problemom i pomoże nam przez nie przebrnąć i właśnie taką osobą dla Alexis był Sebastian, zawsze był przy niej. Tylko on dowiedział się o jej problemach i tylko on znał ją, całkowitą, prawdziwą Alexis. Co prawda jego pomysły mające na celu pomoc jej nie zawsze były tym, czego się spodziewała, czy co chciałaby zrobić, ale wiedziała, że robił to bo mu na niej zależało i za to była mu wdzięczna i zawsze będzie. Wiedziała, że ich związek nie będzie prosty. Że będzie wiele kłótni, wzlotów i upadków, bo pomimo tego iż są przyjaciółmi i osobami w wielu kwestiach podobnymi do siebie, w wielu innych się nie zgadzają. Ale nie miała zamiaru go zostawiać, odwracać się. Była świadoma, że może być źle i niebezpiecznie. Teraz gdy wiedziała o tej drugiej strony jej podświadomość cicho szeptała, by może jednak się wycofać, ale to własnie przez to, wrzuciłaby go w jeszcze głębszy dół jego gorszej części osobowości. Gdyby ktoś jej dziś zapytał, jakim największym przełomem może zaskoczyć ją ich przyjaźń, odpowiedziałaby pewnie, że stanie na przeciw siebie, z różdżkami uniesionymi ku górze z zamiarem odebrania sobie życia. I cóż, gdyby tak się stało? Z bólem serca walczyłaby, choć kto wie, czy w ogóle będą ku temu powodu. Na razie widziała łzy w oczach Sebastiana. Łzy bólu, cierpienia, miłości a jednocześnie chyba jakiegoś rodzaju bezsilności. Ona sama czuła jak mokry płyn zbiera się w jej oczach. Pokręciła lekko głową, by jednocześnie odgonić łzy i odpowiedzieć na jego pytanie. -Wystarczy sama świadomość, że chcesz to dla mnie zrobić. - powiedziała podchodząc do niego nie spuszczając z niego spojrzenia. Wiedziała czego potrzebował, a przynajmniej wydawało jej się, że tego potrzebuje. Toteż zatrzymała się dokładnie przed nim i wspięła na palce dłońmi obejmując go za karkiem i spoglądając w górę dodała. -W innym wypadku będę musiała Cię powstrzymać. Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech, opuściła dłonie z jego karku i zmieniła ich położenie obejmując go w talii chyba najmocniej jak potrafiła na świecie. Chciała by wiedział, że może na nią liczyć.
Miłość i przyjaźń to uczucie bezinteresowne? To kpina sama w sobie. Chcemy kochać i się przyjaźnić nie dla kogoś, lecz dla siebie. Bo nie potrafimy żyć w samotności i sami borykać się z własnymi problemami. Bo chcemy ufać i czuć kogoś przy sobie. Czuć w kimś oparcie i odbierać komuś jego własną siłę. Wszystko czego chcemy sprowadza się do jednego. „Ja chcę” Lecz co z tą drugą osobą? Zawsze myślimy o sobie a bardzo rzadko o kimś. Jasne, że miłość i przyjaźń powinny być uczuciami obusiecznymi. Wszystko co dajemy powinniśmy też dostawać i tak właśnie było z nimi. Bynajmniej teoretycznie, bo przecież Sebastian nigdy niczego nie wymagał, o nic nie prosił i nigdy nie pozostawał słaby. Lecz wszystko kiedyś musi się skończyć a, skoro jego świat zawalił się w gruzach to cóż mu pozostawało? Ciągle tylko jedno pytanie dlaczego jeszcze żyje, pomimo iż świat się dla niego skończył? Dlaczego pomimo duchowej śmierci z ran krew nie upływa? Czasami trzeba po prostu się poddać i zobaczyć co będzie dalej. Ich znajomość od zawsze była skomplikowana, bo od zawsze Sebastian wszystko komplikował i utrudniał, lecz dzisiaj a bynajmniej teraz po prostu nie miał siły na nic. Cenił sobie tych kilka osób kochał Alexis, jeśli naprawdę potrafił kochać, lecz teraz po prostu chciał być sam ze sobą. Chciał podążyć do ciemnej otchłani, która jak koc przykryła, by jego świat i poddać się swej naturze, która, na co dzień ukrywa przed innymi. Ktoś kiedyś powiedział, że nawet najbardziej okrutna bestia zna, chociaż cień litości. On nie znał, więc bestią nie był.. Teraz patrzył na dziewczynę, która wkraczała w bardzo niebezpieczny rewir i nawet nie wiedziała, że w każdej chwili Sebastian może stracić panowanie nad swym ciałem i racjonalną stroną swojego umysłu. Ze w każdej chwili może stracić nad sobą całkowitą kontrolę i w, tedy naprawdę może zrobić się niebezpiecznie. Nie chciał tego co było oczywiste, lecz jakie to miało znaczenie, jeśli niczego nie chciał? Nie chciał walczyć ani się poddawać. Jasne, że chciał mieć przy sobie tą jedną osobę, która, by mu mówiła te dwa proste słowa. Która aż do końca, by przy, nim była i do końca w niego wierzyła nawet, jeśli inni, by już zwątpili. I teraz wiedział, że kimś takim może być Alexis. Lecz bał się, że nadejdzie moment, w którym poda jej serce na srebrnej tacy a ona je pokroi tępym nożem. Oczywiście, że nie miał podstaw do takiego strachu, lecz tak bardzo chciał ufać i kochać, że to go przerażało i przerastało.. Powstrzyma go? Jak? Czyżby do niej docierało tylko co piąte jego słowo? Czyżby nie zrozumiała, iż jego nie w sposób powstrzymać? Jeśli czegoś zechce to dostanie, to nawet, jeśli miałby pójść po trupach do celu to dojdzie do niego i nie będzie patrzył za siebie. Nie spojrzy na żaden spalony most, który pozostanie po, nim. Czy jest coś czego może nie dostać i coś, co go może powstrzymać? Oczywiście, że jest, bo jest osoba, z którą pragnął być i którą kochał a która pozostawała dla niego jak cień. Może patrzeć może być blisko, lecz zawsze pozostanie nieosiągalna. Nie dla niego.. Cóż teraz miał powiedzieć? Że nie ma siły, że ktoś lub coś odbiera mu nadzieje? Mógłby, lecz po co? Przecież to było widać a Alexis zapewne zaraz, by go zaczęła przekonywać, że jest, inaczej, że świat jest piękny i takie tam co, by go jeszcze bardziej rozdrażniło. Zamiast zbędnych słów starał się nad sobą opanować i przypomnieć sobie, po co właściwie żyję.. No właśnie po co? - Ja już nie potrafię.. – Szepnął i, pomimo że patrzył jej się w oczy to jego wzrok był skierowany gdzieś w nieosiągalną dal. – To dla mnie już za wiele. To wszystko mnie już przytłoczyło i wiem, że może być, inaczej, że mam te kilka osób, które się o mnie martwią to… Ja już nie potrafię żyć.. – Mówił cały czas szeptem głosem napęczniałym od bólu. Tak bardzo pragnął zmiany i tak bardzo jej się bał. To było jak stanie przed przepaścią. Bał się skoczyć, pomimo że bardzo tego chciał a przecież zapomniał, że ma te kilka osób, które są niczym linia bandżi Skoczy w dół, lecz powróci i będzie dobrze.. Lecz czy aby na pewno?
Jest prawdą, że zarówno przyjaźń jak i miłość nie jest całkowicie do końca uczuciem bezinteresownym, owszem powinna być, ale nie zawsze jest. Takimi bowiem je stworzono - bezinteresownymi, jednak świat, w którym przyszło nam żyć poprzekształcał je, poniszczył i takie schorowane dał ludziom. Człowiek potrzebuje miłości i przyjaźni, bo jest istotą społeczną. Jego egzystencja wymaga akceptacji, możliwości należenia, zrozumienia przez drugą osobę i tego właśnie szukamy przez całe życie. Kogoś, kto nas zrozumie, kto wytrwa przy nas, kto będzie z nami na dobre i na złe i nie podda się na pierwszym wyboju który spotka. Alexis nigdy nie oczekiwała niczego od Sebastiana poz zrozumieniem właśnie. Był jedyną osobą, której udało się ją zrozumieć i za to go ceniła i kochała. Przez te wszystkie lata stał się też jej niebaliższą rodziną, może dlatego, że wcześniej nie miała żadnej prawdziwej. Kłócili się, sprzeczali, nie we wszystkim mieli ten sam pogląd, ale jednak się rozumieli. Zawsze byli oni, przeciw światu i nie chciała by to się zmieniło. Stała teraz na wieży północnej, zachodząc w głowę jak mogłaby mu pomóc, ulżyć w cierpieniu. Wiedziała jednak, że to, z czym się zmaga, nie może naprawić żaden inny człowiek poza nim samym. Nie zamierzała mówić mu co, albo jak ma robić. Zamierzała jednak zostać przy nim. A w najgorszym przypadku wyjść naprzeciw niemu i spróbować zapobiec temu, co zamierzałby zrobić. -Jestem przy Tobie zawsze. - szepnęła. Pocieszanie nic by nie dało, a znając Sebastiana tylko by go rozdrażniło. Proste zdanie,"jestem przy Tobie" było chyba jedynym i najlepszym co mogła powiedzieć. Marne pocieszenie, ale zawsze dawała mu znak, tą świadomość, że nie musi sobie z życiem radzić sam. Miała nadzieję, że będzie to wystarczające.
Schody ciągnęły się w nieskończoność. Może to była kara? Może tylko jej się ubzdurało, że kiedyś powinna dotrzeć do pomieszczenia w wieży, a tak naprawdę będzie się wspinać do wyczarpania sił, chyba że wymyśli jakiś sposób, by się uratować? Zaczęła już w głowie tworzyc różne scenariusze tego, jak potoczą się wydarzenia. Może czeka ją spotkanie z jakimś potworem, sprawdzian sił? Albo ktoś przyjdzie jej z pomocą! Wyobraziła sobie wysokiego jegomościa o bardzo jasnych włosach i niebiańsko błękitnych oczach, pewnego siebie i trochę w sobie zadufanego, który czekał tylko, aż mógłby pokazać, jak wielkim jest bohaterem, a Coco zagra mu na nosie i sama się uratuje...! Wyszczerzyła się sama do siebie, już szykując się na spotkanie z niedoszłym wybawcą i zastanawiając się, co by mu powiedziała, gdy nagle ni stąd ni z owąd schody się skończyły i dziewczyna wpadła z impetem do pustego pomieszczenia. Pomyliła chyba wieże! Sama nie wiedziała, jak to się stało, bo spodziewała się jakiegoś fajniejszego miejsca, niż gołe kamienne ściany i okna. Chyba że ta krukonka z czwartego roku się pomyliła, opowiadając jej o super tajnym pomieszczeniu pełnym słodyczy, może to było na innej wieży. Albo ją fantazja poniosła! Albo mówiła o innym zamku... Niemniej jednak, mimo że zawiedziona brakiem słodyczy, Coco usiadła sobie pod ścianą, chcąc trochę odpocząć po szaleńczym biegu po niebezpiecznych schodach bez końca, wracając myślami do tego pana, który miał ją od nich uratować i wyobrażając sobie, jak by przebiegła ich konwersacja. zajęte <3
- Cholera jasna! - Rzuciła ze złością mijając pierwszoroczniaka, który zaplątał się jej pod nogi i do tego jeszcze bezczelnie chichotał. Co w tym fajnego? Włażenie komuś pod nogi to sprawa najwyższej wagi i najnowsza rozrywka w Hogwarcie? Kto tych ludzi wychowywał? Powinni najpierw rodziców przeszkolić, a te dzieciaki tresować. Zdecydowanie przydałoby się trochę rygoru... Dobrze, że Laik nie maczał w tym palców, bo by chodziły rządkami i codziennie składały ofiary przed jej dormitorium... Taka sprawiedliwość by była. Ale nie o tym dzisiaj mowa... Zezłoszczony, wściekły Laik wreszcie sobie przypomniał dokąd idzie... Tak... Chciała tam ze spokojem posiedzieć i może wreszcie wziąć oddech, na którym nikt nie będzie ciążył... Już nie raz to planowała, ale nijak nie wychodziło... Zatem zaczęła wskakiwać po schodkach. Po drodze bawiła się rękawami od błękitnej bluzki, która mimowolnie zsuwała się z prawego ramienia. - Jeden krok, drugi skok, trzeci krok... - Liczyła przemiennie Laikowa podążając ku górze... I nagle przed oczami zamajaczyła jej sylwetka... Nie pewna tego czy w ogóle powinna dalej iść, westchnęła i poprawiła kosmyki włosów... Grając na czas... Wreszcie zdobyła się na odwagę i podeszła bliżej... Ależ to Kokoszka! Kokoszka! Ta kochana od rozmawiania i zabawiania Laika i w ogóle od samych dobrych rzeczy. - Cześć Koko spoko! - Powiedziała do niej z uśmiechem... Choć nadal złość po napadzie dziecka z pierwszej klasy powodowała drżenie lewej rączki.
Puchonka siedziała tutaj już dłuższy czas. Wpatrywała się w tutejsze krajobrazy rozmyślając nad egzystencją, nad losem i przeznaczeniem. A tak naprawdę to ucięła sobie tutaj dłuższą drzemkę i ocknęła się właśnie przed chwilą, ale nie jako puchonka, ale jako gryffonka, która za bardzo nie wiedziała gdzie się znajduje. Miała nadzieję, że znajdzie ją jakiś przystojny książę – najlepiej jakby to był japoński mutant – i wypuści ją z tej wieży ratując przed złym smokiem, który na pewno gdzieś tutaj jest… Nikola, a raczej Victorique westchnęła pod nosem, rozciągnęła się i zamyślona przejechała dłonią po ranie, którą wcześniej miała. Nie była pewna czy dobrze zrobiła… ale to było pod wpływem impulsu, zbyt nieprzemyślane. Konsekwencje mogła odczuwać nawet po tym wydarzeniu. No ale cóż, każdego szkoda.
Szukał jej. Znowu. Tym razem po raz kolejny bez humoru. Przyszedł po nią pod obraz z martwą naturą po to, żeby się dowiedzieć, że wyszła. Od razu w jego głowie pojawiła się nadzieja, że gdzieś tam ją za tą głupotę piorun trzaśnie. Może i sama sobie zrobiła krzywdę, ale nie uważał by było mądre zostawiać ją chociaż na chwilę bez opieki. Może tym bardziej to był dla niego idiotyzm. Więc znów chodził po korytarzach trzaskając drzwiami i pytając o niską puchonkę. W końcu doprowadzono go do Wieży Północnej. Dla autorki obu postaci to miejsce z tego, co pamiętam było bardzo szczególne. Zaskakujące, że kolejne wydarzenia w życiu kolejnych cudaków odbędą się właśnie tutaj. - Musisz mnie martwić? Mogłabyś mi wysłać sowę – Ton nie był zimny. Jak na razie tylko poważny. Ale i tak rozmowa z nim kiedy był właśnie taki nie była niczym przyjemnym, a wręcz przeciwnie. Każdy kto go widział z tym swoim stężałym wyrazem twarzy chciał się wycofać.
Usłyszała znajomy głos. Głos, który doprowadzał ją do szaleństwa, w pozytywnym znaczeniu. Dziewczyna odwróciła się i nie zwracając uwagi na jego słowa podeszła do niego i złapała za koszulę ciągnąć na dół. Wpiła się w jego ustach – oczywiście musiała stanąć na palcach. To był krótki pocałunek, taki na przywitanie. - Po co miałabym Ci wysyłać sowę? I tak w ogóle co Ci się stało? – spytała zdezorientowana panienka de Blois. Nie wiedziała co jest grane, dodatkowo ta mina jej się nie podobała, ton się jej nie podobał. Obawiała się, że stało się coś złego. Nadal stojąc na palcach położyła dłoń na jego policzku i spojrzała mu głęboko w oczy oczekując od niego jakieś odpowiedzi.
Bardzo krótki. Ponieważ to dla odmiany on nie pozwolił na dłuższe kontynuowanie go i... Nie no, w sumie się nie odwrócił. Po prostu był to całus, który za jego sprawką nie przeszedł w nic większego. Jednak mimo wszystko nie potrafił się odwrócić. Szczególnie, że to była Vikusia. - Viki... - Zauważył bardzo inteligentnie. Oj kiepski mamy dziś dzień, prawda Naoki? - Coś ty cholero jedna zrobiła sobie CO?! Coś sobie idiotko myślała?! - I krzyczy. Znowu krzyczy. Ostatnio jakoś często mu nerwy puszczają. Odsunął się od niej wyciągając ubranie spomiędzy jej palców. O nie moja droga. Nie będziemy się teraz miziali.
Ojej… tego to ona się nie spodziewała. Spojrzała na Naoki’ego zszokowana. Zrobiła krok do tyłu, kiedy odsunął ją wręcz od siebie. Nie była zadowolona, ale cóż poradzić. Dziewczyna westchnęła. Ta pieprzona dziewczyna, musiała mu wszystko wypaplać. Dlaczego na mnie krzyczy! Powinien się na nią wydrzeć, a ja bym miała spokój. Odwróciła twarz w bok i spojrzała niezadowolona na ścianę. Co ona ma mu powiedzieć? Opowiedzieć wszystko? Ale nie chciała mu nic mówić, po prostu nie chciała. - Nie powinno Cię to obchodzić. – odburknęła pod nosem. Wiedziała, że się o nią martwi, ale nie chciała o tym rozmawiać, zwłaszcza teraz…
Wydarł się na Nikolę... Ale to Viki była wszystkiemu winna, dlatego puchonka oberwała ostry ochrzan za to, że nie poszła do skrzydła szpitalnego, a panna de Blois za całą resztę. Po prostu jej się należało. I niech się teraz peszy. Niech się teraz tłumaczy. Ważne było to, żeby mu wszystko opowiedziała, bo może był ważny powód? Zawsze może być jakieś alibi! To mogło być takie „dla większej sprawy”. Więc mów skarbie... I powiedziała. Ale nie to, czego się spodziewał. Słychać było jak w kpinie szybko wypuścił nosem powietrze. Jego ręce wcześniej luźno opuszczone teraz zostały zaciśnięte na klatce piersiowej. To, co teraz miał powiedzieć... Miał nadzieję, że nie wyjdzie z jego ust. Chciał to zatrzymać. Ale był osobą szczerą. Do bólu. Również dla siebie. - Może nie powinno mnie nic już obchodzić? Więcej wiem o koledze z domu, którego imienia nie jestem w stanie zapamiętać niż o tobie... - Tym razem to on odwrócił twarz w bok. Ale tylko na chwilę. Spokój w jego głosie zmieniał się stopniowo. Okrywał się kryształkami lodu, które nie dość, że chłodzą to jeszcze mogą porozcinać palce, gdyby się ich dotknęło. - Mam dość tej całej fasady, że coś między nami tworzysz. I wiesz co? Możesz mnie skreślić z twojej długiej listy adoratorów i chorych psychicznie wielbicieli... - Spojrzał na nią ostro i poważnie. Potem odwrócił się i ruszył w stronę schodów. Chyba wszystko zostało już powiedziane. Przyjechał do tej szkoły, bo raz w życiu zrobił coś, co od początku do końca było tylko jego decyzją. Dzięki temu zrobił ojcu pod włos. I mógł z nią przebywać... Mógł codziennie poznawać ją bardziej i bardziej. A jedyne, czego się dowiedział to to, że jak już wcześniej stwierdził zarówno Nikola Nightmare jak i Victorique de Blois są kobietami, które mogą być każdego. I nawet się nie trzeba się jakoś wybitnie starać. Staraniami piekło jest wybrukowane i Naoki właśnie zszedł z jego żarzącej ścieżki. Nie będzie więcej się w to wszystko angażował za całą trójkę. Jest osobą inteligentną na tyle, żeby wiedzieć, że nie należy poświęcać się aż tak dla sprawy przegranej.
- Naoki… – wyszeptała widząc jego reakcję, wpatrywała się w niego zszokowana. Nie sądziła, że… nie pomyślałaby że. Po prostu nie mogła na to patrzeć. Chłopak po prostu odchodził, miał wszystkiego dosyć. Nie… Zadrżała, wpatrywała się w jego plecy nie wiedząc co mu na to odpowiedzieć. Stanął przy drzwiach, a ona nawet nie czekała na jakąkolwiek myśl. Rzuciła się na chłopaka i uderzyła jego ciałem w drzwi – wątpię żeby się tego spodziewał, więc miała ułatwienie. Zatrzasnęła drzwi i złapała chłopaka za policzki wpiła się w jego usta z wielką namiętnością i pożądaniem. W końcu musiała się odsunąć żeby wszystko wyjaśnić, chociaż jemu. - Naoki, błagam Cię, proszę Cię wysłuchaj mnie! – powiedziała nie odrywając od niego spojrzenia – Do jasnej cholery ja miałam już wszystkiego dość, miałam dość tego, że ta pieprzona dziewczyna skacze z kwiatka na kwiatek miałam dość! Jestem twoja, TYLKO twoja, nie chciałam pozwolić żeby jakiś puchon, ślizgon czy ktokolwiek inny miał dostęp do mnie. NIE CHCE, żeby ta dziewczyna robiła co się jej żywnie podoba! Cholera jasna… – odsunęła się od niego, a w jej oczach stanęły łzy. Panienka de Blois po raz pierwszy okazuje swoje łzy. Dziewczyna zrobiła dwa kroki w tył i zasłoniła twarz dłonią. - Co ja do jasnej cholery zrobiłam… – zadrżała i oparła się o ścianę. Nie płakała, po prostu stała tak trzęsąc się, starając opanować emocje.
Nie spodziewał się. Myślał raczej, że po prostu stąd wyjdzie. A z chwilą wejścia na schody nie będzie już miał żadnego powodu, żeby się wrócić. Aż tu nagle łup. W ostatniej chwili wystawił ręce przed siebie, żeby to one uderzyły o wrota, a nie jego głowa. Miał ochotę wyjechać na nią, że co to ona niby robi. Zwariowała? Zabić go chce? Zostawił ją, to w zemście planuje go teraz nabić na klamkę? A jednak chodziło o pocałunek. Nie chciał tego, więc po prostu to on się odsunął nim jeszcze ona to zrobiła – bo podejrzewam, że w przeciwieństwie do niego chciała, by to trwało jak najdłużej. Uchylił wargi by coś powiedzieć, ale ona zaczęła pierwsza... Więc milczał. - Posłuchaj mnie... - Powiedział dopiero wtedy, kiedy już wszystko z siebie wyrzuciła. Złapał ją za nadgarstki odciągając je tak, żeby nie ważyła się zasłaniać twarzy– To nie tylko ona. Nie zapominaj, że sprawa z Aaronem to była też twoja wina, ale już mniejsza o to. Co ty chciałaś osiągnąć robiąc sobie krzywdę, co? - Szybko potrafił zmienić stosunek zachowania. Teraz był spokojny. Ale wciąż pełna powaga. No i brakowało tej codziennej czułości. Ale przynajmniej w tej chwili nie krzyczał.
Tu miał rację. Dziewczyna popełniała błędy. Miała tyle szczęścia, że trafiła na faceta, który mimo wszystko potrafił co nieco jej wybaczyć. A ona? Była na tyle głupia, że dopiero teraz zorientowała się kim tak naprawdę chłopak dla niej jest. Wiecie jak to jest, dopiero jak mamy stracić to co mamy, doceniamy to. W tym przypadku było tak samo, podobnie w innym, który nie był związany z Victorique, ale to nie jest teraz ważne. Chłopak złapał jej nadgarstki, a ona spojrzała prosto w jego twarz, głęboko w jego oczy. Błagam Cię, bez względu na wszystko, mnie nie zostawiaj, błagam… Dziewczyna przegryzła wargę. Miał rację, była taka sama jak Nikola, ale miała już tego dość, nie chciała już tak, bo wiedziała, że chciała być tylko z nim, tylko przy nim, tylko dla niego. - Ja… – zaczęła i zamknęła oczy biorąc głęboki wdech, co się dzieje? Co to są za nerwy? – nie mam zielonego pojęcia… po prostu, najpierw się wygłupiałam, a w kolejnej chwili przypomniało mi się coś… później, a później… Spojrzała na niego zdezorientowana. Czy naprawdę nikt nie miał zielonego pojęcia co się stało? Ani Victorique, ani Nikola? Czy to miało jakikolwiek sens. - Nie wiem czemu, ale chciałam zrobić krzywdę temu chłopakowi, podążyłam instynktownie i… – dziewczyna westchnęła. Nie miała odwagi spojrzeć mu prosto w oczy, po prostu nie mogła… - Naoki… przepraszam, tak bardzo… ja… – spojrzała mu głęboko w oczy. Proszę… przyjmę każdą karę, zrobię wszystko czego sobie zażyczysz, tylko mnie nie zostawiaj…
Owszem szczęście to ona miała ogromne, że to akurat on z nią był i że jak na razie niemal wszystko udało mu się przetrzymać i przebaczyć. Ale i on ma swoje granice jak widać. Są rzeczy, których tak po prostu nie akceptuje i tyle. Zazdrość przeżerała go jak cholera, a do tego Viki okazała się być jeszcze wariatką, która się najzwyczajniej w świecie pokaleczyła. Nikolą trzeba się było wiecznie opiekować. Nie miał do tego głowy... - Nie rozumiem Cię. Nie rozumiem nic z tego mówisz. To kompletnie nie ma sensu. Przemyśl to wszystko sobie i bez tego durnego dukania wytłumacz mi wszystko po kolei. Wszystko co się stało – Skomentował idąc w taki sposób, że musiała się cofać. Doprowadził ją aż do ściany, gdzie oparła się, a wtedy on w końcu ją puścił. - To nie mnie powinnaś przepraszać... To nie jest moja sprawa.
Dziewczyna pozwalała robić ze sobą wszystko, oparła się o ścianę słuchając go uważnie i wpatrując się w twarz. No cóż, Nikola była niezdarna i potrzebowała opieki, a Victorique? Ona nawet mnie zaczyna zadziwiać. Zapewne wraz z wytłumaczeniem tego wszystkiego Victorique już nie będzie chciała się pojawić, bo po co? Skoro nie będzie przy niej Naoki’ego… Może dla Nikoli, to będzie lepiej, a może jednak nie? Zaprzeczasz sam sobie, ale nie jest to teraz ważne. - Po kolei, tak? – głos jej zadrżał. Wiedziała, że to wszystko zbliża się do końca, skoro ma się już zakończyć, to niech to się tak stanie. Chociaż nie wiem czy którakolwiek z dziewczyn to przetrzyma. - Moja świadomość pojawiła się w trakcie rozmowy z Nikolą, widocznie próbował jej coś zrobić ten ślizgon… dlatego się wycofała. – westchnęła pod nosem – Zaczęłam się z nim droczyć, denerwować go drażnić i wtedy zorientowałam się, że coś jest nie tak… Wiesz, że posługuje się leglimencją? Zresztą to nie jest ważne – powiedziała i westchnęła. On się wcale z tym nie ukrywał, a ona nie była głupia, żeby tego nie zauważyć. Odwróciła wzrok i przegryzła wargę nerwowo – widziałam, że to kolejny chłoptaś, który się nią zainteresował, za mną nie przepadał, powiedział, że gdybym nie była w tym samym ciele co ona, to skręciłby mi kark. Zdenerwowałam się, a że wcześniejsze próby mi nie wyszły to zaczęłam się wygłupiać, że zrobię nam krzywdę. Nie miałam zamiaru tego zrobić, nie jestem głupia, po prostu nie jestem. – zatrzymała się i wzięła głęboki oddech – Powiedział, że mu to obojętne, ale wolałby, żebym to jemu wbiła nóż, w tętnicę, brzuch, serce… myślałam, że zwariował! – zadrżała, ona nigdy nie okazywała tak słabości – Chciałam go postraszyć, że niby to zrobię, wiesz, że mam dobrą zręczność, to nie byłoby trudne, a chłopak denerwował mnie jak diabli i wtedy… – przegryzła wargę. I wtedy to się stało. Co się stało? Byłaś tam? Nie, nie było mnie. Więc kto to zrobił? Nie ja… Nie ty, nie ona, więc kto? Skąd mam wiedzieć! Nie było mnie tam! Powinnaś wiedzieć, przecież to ty to zrobiłaś… Błagam przestań… - myślałam, że mi głowa wybuchnie, usłyszałam dziwny głos. W pierwszej chwili myślałam, że zwariowałam, że słyszę tą puchonkę, ale to do diabła było nie możliwe… Taka słaba, taka naiwna, taka… obrzydliwa… – wyszeptała wlepiając wzrok w posadzkę – zabij… avada… zabij… – nie dokończyła. Spojrzała na chłopaka. Straciła wątek. Kiedy nagle zaczęła wypowiadać te słowa mówiła jakby była zahipnotyzowana. Cholera, przecież to było logiczne, że chłopak jej nie uwierzy. Ona sama nie potrafiła uwierzyć, że to wyglądało tak, a nie inaczej… Zamknęła oczy, więc to koniec? Tak to ma się skończyć? Naprawdę? - Straciłam świadomość… – wyszeptała na zakończenie. Cieszyła się, że mogła mu to powiedzieć… ale wiedziała, że teraz będzie musiała się pożegnać, ale z czym? Chłopak ma wystarczające problemy z tym, że ma rozdwojenie jaźni, nie potrzebuje jeszcze więcej kłopotów, a ona je przyciągała zwłaszcza teraz, kiedy pewien ślizgon przysiągł, że będzie ją torturował tak długo, aż sama się zabije.
- Sama tego nie rozumiesz. Ja tym bardziej nie mam pojęci o czym do mnie mówisz – Nic mu nie wyjaśniła. Wręcz jeszcze bardziej wszystko zostało zagmatwane. Ale nie powinno go to obchodzić, prawda? To nie jego sprawa. To jej ciało niech sobie z nim robi co chce. W jego mniemaniu dziewczyna jest już nie tylko kobietą mającą rozdwojenie jaźni, ale poniekąd jest też szalona. Czy on jest w stanie to przetrzymać? Nie miał pojęcia... I dlatego też po raz kolejny wypowiedział to, o czym teraz szczerze myślał. - Musisz mi dać czas – Odwrócił się, ale tylko w bok. Najwyraźniej nie miał zamiaru jeszcze wychodzić. Jednak mimo wszystko jakby czytał jej w myślach. Nie chciał jej zostawić. I widać po nim było, że nie chce.
- Naoki… – wyszeptała i spojrzała na niego z dołu. Wiedziała, że chłopak nie miał ochoty na jakiekolwiek czułości, nie miał ochoty chyba nawet na nią patrzeć. Ale chciała, żeby był obok niech, żeby po prostu nie odchodził. Ona tego nie rozumie, może i jest szalona, ale dla chłopaka… dla chłopaka jest w stanie zrobić wszystko. Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, co znowu? Rzuci się na niego z pocałunkami, rzuci mu się do objęć? Nie. Ona widzi, że musi to przemyśleć, nie wiedziała, dlaczego jeszcze tutaj stoi, ale była wdzięczna, że nie wyszedł. Złapała go za rękaw koszuli i oparła się o ścianę. Tyle jej wystarczy, na razie.
Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie, podniosła wzrok i spojrzała na chłopaka, który stał obok niej z dosyć nieprzyjemną miną. Musiał z nią rozmawiać… Pomyślała i opuściła wzrok wlepiając go w posadzkę. Co tak naprawdę się działo? O co chodziło? Ona też w końcu ruszyła się z miejsca i postanowiła wybrać, skończyć tą całą zabawę, tą całą katastrofę. Wczorajsza rozmowa z Allistair’em dała jej wiele do zrozumienia. Albo będzie sama, albo ktoś przy niej zostanie, nie cały tabun mężczyzn, a jeden, jedyny… Nikola puściła jego rękaw i nie podniosła wzroku. - Dziękuje… – wyszeptała i podniosła wzrok spoglądając na niego z dołu – za to, że otworzyłeś mi oczy – wyszeptała. Powinna teraz wyjść, a dlaczego tego nie zrobiła? Nie mam pojęcia.
Nie miał zamiaru wyrwać ręki. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, żeby tak zrobić. Jednak mimo wszystko nie chciał ich ranić. Chociaż w sumie robili to sobie ostatnio dość często, nawzajem. Wczoraj on nieźle zjechał Nikolę, a dzisiaj to on czuł się jak pokaleczony szczeniaczek. Do tego nawet nie wiedział, że nie tylko z nim rozmawiała. Powinna o gadce z Allem mu powiedzieć. Powinna mu zdradzić wszystkie fakty, bo inaczej nie będzie co ratować. W kocu jego główny zarzut jest taki, że on opowiadał jej tak wiele o swojej rodzinie, o głupotach z dzieciństwa. Każde nowe wydarzenie od razu nachodziło na jego usta. Leciał żeby jej opowiedzieć co stało się tego i tego dnia. A jej musiał się dopytywać jak idiota... To go wkurzało. - W jaki sposób otworzyłem? Co teraz widzisz? - Spytał już nie wiedząc z którą dziewczyną rozmawia, ale miał to w sumie gdzieś. I tak pewnie jedna z nich przepadnie kiedy w końcu ta prawdziwa przyzna się komuś do tego, że jest chora i pozwoli sobie na leczenie.
Tak, Nikola powinna mu powiedzieć o rozmowie z All’em i miała taki zamiar (żeby nie było, ta rozmowa trwa dopiero xD). Podniosła wzrok i uśmiechnęła się delikatnie. Mimo iż tak wczoraj na nią najechał, to uśmiechała się i jakoś nie miała mu tego za złe, bynajmniej tak się wydawało. - Hmmm światło? – spytała go niepewnie i westchnęła odrzucając głowę do tyłu. Spojrzała w sufit i wpatrywała się w niego z wielką ciekawością. - Jestem żałosna ne? Dodatkowo na tyle głupia, żeby nie zauważyć, co się wokół mnie dzieje… – wyszeptała, słowa nie były kierowane do chłopaka, bardziej do niej samej. Mówiła to tak, jakby starała się zrozumieć samą siebie. - Rozmawiałam wczoraj z Allistair’em… – wyszeptała i spojrzała w końcu na niego. Była ciekawa jego reakcji.
Mogła być na niego zła, ale Naoki wiedział, że nie będzie. Ponieważ wszystko, co się stało wcześniej odbierała tylko jako swoją winę prawda? Więc dlaczego miałaby jakkolwiek denerwować się na japończyka. On tylko krzyczał. Nic więcej. - Powiedzmy, że jesteś cholernie naiwna i zdecydowanie nieasertywna – Żałosna nie była. Przynajmniej tak by tego nie nazwał. Ale bez ogródki musiał jej powiedzieć, jakie w tym momencie były jej największe wady. Już zdążył się zorientować, że znowu się zamieniły. Chyba... A może. Nie wiedział. Cholera, denerwowało go to. Ostatnio potrafiły tak co chwile. Już powoli gubił się z kim rozmawia, więc starał się cały czas traktować je jak jedno. Ale to było bardzo trudne. - I? - Reakcja mało nadzwyczajna. Akurat jeśli chodziło o to dziecko, to nie czuł się jakoś szczególnie zagrożony. Szczególnie, że dobrze wiedział, że Nikola i tak leci na niego jak ćma w stronę ognia.
Słysząc jego słowa dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na niego rozbawiona. - Święta racja! – powiedziała uśmiechając się szeroko. No cóż poradzić? Może gdyby pomieszać Victorique z Nikolą, to wyszłaby normalna dziewczyna, ani za dobra, ani za zła. Ale czy to było możliwe? No cóż tego trzeba było się przekonać, ale nie teraz. - I… – zaczęła i spojrzała na niego kątem oka, odwróciła się na pięcie i podeszła do okna. Stanęła na palcach, żeby lepiej widzieć cokolwiek na zewnątrz, padało. – doszłam do pewnego wniosku. Teraz jakoś mi się wydaje, że to wszystko nie miało sensu, a to co się działo wokół mnie było całkowicie nierealne, takie odległe… – wyszeptała. Nie wiem czemu jakoś zaczęłam tęsknić za Elishią… rozpoczął się rok szkolny, za kilka miesięcy będzie mieć urodziny. - Postanowiłam skończyć z wszystkimi swoimi emmm… – zawahała się. Nie wiedziała jak może to nazwać – nie wiem jak to nazwać.. – zaśmiała się i odwróciła się spoglądając na chłopaka kątem okiem – wszystkimi… – powtórzyła chcąc bardziej upewnić siebie, bądź upewnić się, że chłopak to usłyszy. To nie miało sensu. Żadnego.
- Ale wystarczyłoby trochę nad sobą popracować... - Dodał jeszcze, po czym mimo wszystko postanowił uciąć temat i dobrze. Bo dzięki temu już chwilę później wspomniała o Allistarze, a i miała mu powiedzieć coś ważnego. Dlatego znów milczał i znów słuchał ją. Dzisiaj zdecydowanie zamierzał mniej mówić, a na więcej otwartości pozwolić jej. To było ważne, by w końcu zaufała mu i pokazała taką prawdziwą siebie. I jedna i druga. - Wszystkimi co? - Najwyraźniej nie wiedział w tym momencie o co jej chodzi. Gapił się w nią tak, jakby trzymała go na linie i w każdej chwili opuszczała niżej i niżej. W wir zdarzeń, których nie rozumie. Które żałował, że muszą go dotyczyć. Czy nie może choć raz być normalnie?... Chociaż. Wtedy byłoby nudno. Rutyna by się ciągnęła i denerwowała. Chociaż czasem nuda jest zdrowa. I wręcz potrzebna. Na przykład w tym momencie. Czy nie mogą iść na nudną herbatkę? Albo na nudne zakupy? Na nudną kolację? A nie... Kłótnie, faceci, mizu miziu, zaś faceci. Szału dostać idzie!
Ostatnio zmieniony przez Naoki Shindo dnia Sro Sie 28 2013, 16:06, w całości zmieniany 1 raz
- Ummm – widać było, że się zawahała. Czy ona będzie w stanie tak po prostu zerwać kontakty z wszystkimi? Tak o? To nie było możliwe i ona dobrze o tym wiedziała. Do jednej z tych wszystkich osób ciągnęło ją jak diabli i nie wiedziała co ma zrobić z tym faktem. - No… tak… – jej ton był bardzo, bardzo niepewny. Przez chwilę milczała, wpatrywała się w podłogę i nagle wybuchła. - Do diabła z tym wszystkim! – warknęła pod nosem, spojrzała na niego trochę niezadowolona – Czy nie mogę chociaż jednego dnia spędzić nudząc się! – chyba miała takie same myśli. Spojrzała na chłopaka, a raczej upolowała go spojrzeniem – Jesteś dziś zajęty? – spytała trochę niepewnie. Miała ochotę wyrwać się z tych szarych murów i spędzić dzień jak zwykła dziewczyna. Chociaż perspektywa robienia tego samej nie za bardzo jej się podobała.
Chciał dopytać, ale po jej minie zrozumiał o co chodzi. Przynajmniej po swojemu zrozumiał. Doszła do wniosku, że ten ogrom, który się wokół niej kręci powinien zejść do jednej osoby – i nie ważne czy będzie to ktoś Viki, czy ktoś od Nikoli. Ważne, żeby został ten, przy którym jest jej najlepiej prawda? Pytanie tylko, czy był to Allistar czy Naoki. I czy nie dojdzie do tego, że z braku możliwości wyboru oboje przejdą w cień. Skoro tak właśnie myślał, to poczuł się zagrożony i to bardzo. I trochę jak arbuz na targu. Ten za mały, ten będzie za mało soczysty... Tamten zdecydowanie za duży. - Opanowałaś leglimencję, gdy nie patrzałem? - Spytał i... Pierwszy raz od dwóch dni uśmiechnął się do niej. Było to jeszcze trochę blade... Ale to był uśmiech. Inny niż zwykle. To nie był ani numer pięć, ani numer dwanaście. Nic z gustu podrywacza. Nie był on ani odrobinę zaplanowany, ani razu przećwiczony przed lustrem. To był zwykły uśmiech. Zwykły, naturalny Naoki. - Zależy gdzie chcesz mnie wyciągnąć – Odpowiedział jej upolowany biedaczek nie mając już odwrotu. Chciał pobyć sam, ale może lepiej będzie spędzić ten dzień we dwójkę. Na niczym nadzwyczajnym. Tak inaczej.