Wieża Północna jest wieżą najbardziej wysuniętą na północ. Co oczywiście nie jest oczywiste. To zwykła, pusta lokacja. Mury i okna. Proste, bez większych zawirowań lub zawiłości.
Nie to, że jest przewidywalna. Po prostu zdaniem Ikuto... Może w tym momencie trochę przesadzam, ale była jak uosobienie wszystkich ideałów. Myślał, jak zareagowałaby dziewczyna, która ma w sobie wszystko to, o czym on marzy i zazwyczaj każda reakcja panny Sangrienta pokrywała się z tym, dlatego tak łatwo się domyśla jej reakcji. Nie tyle co chciał jej poprawić nastrój, ale odebrać jej wszystkie myśli na temat Kaoru. I udało mu się to idealnie jak widać. Napracował się ku temu. Chociaż wiedząc, że sprawił jej tym sporą przyjemność wyszło to wszystko zdecydowanie lepiej, niż zamierzał. Ale następnym razem niech ona robi Spaghetti. Kumpel się drugi raz nie da w to wrobić, a skrzaty nie lubią go, ponieważ przychodzi im do kuchni i się rządzi, podbiera jedzenie i za wszelką cenę chce pomagać podczas robienia na uczniów kolacji. Ale pasji się zwalczać nie powinno. Szczególnie, że to mu daje wytchnienie od bycia Tsukiyomim. - Oczywiście, że możesz co chcesz. Poza ubraniem mnie w sukienkę – Oczywiście tą jedną rzecz musiał zaznaczyć, bowiem Corin zawsze powtarzała, że byłoby mu ślicznie w sukience, bo w ogóle nie ma mięśni. Przez dziewczynę narobił sobie kompleksów. No, ale to oznacza, że jest normalny, skoro widzi w sobie wady. Podziwiał ją za dwie rzeczy. Po pierwsze, że tak dobrze sobie radzi, a po drugie... Że oddał jej tak po prostu do rączek skrzypce. One były dla niego jak skarb. Nawet miały imię wyryte na pudle. Normalnie ktoś, kto by je dotknął dostałby w ryj. Ale to kobieta, a on nie dość, że jest dżentelmenem, to jednak akurat tą szanuje szczególnie. - Dobrze jest spotkać kogoś... Rozmawiać z kimś, kto zna się rak dobrze na muzyce – Oglądał jak dziewczyna odbiera od niego instrument i zaczyna grać ułamek melodii. Raz tylko przestawił jej paluszki. Była naprawdę niezwykle zdolna. - Grasz też na czymś, prawda? - To było widać. Ktoś, kto np. tylko śpiewa nie potrafiłby tak szybko pojąć jak powinni brzmieć konkretne dźwięki.
Kiedy przejrzał jej plan posmutniała i westchnęła spoglądając na niego wzrokiem zbitego kota. - Naprawdę nie mogę? –wyszeptała nie przestając tak na niego patrzeć. Zapewne nie zadziałał ten wzrok i nie udało się go namówić na to by założył sukienkę, więc zaczęła myśleć. Co ona by mogła od niego chcieć. Nie potrzebowała niczego, jak na razie… o! To jest pomysł! - Wiesz… jak nie to, to masz spełnić moje jedno życzenie, nie ważne czy teraz czy w przyszłości, jasne? – spytała wystawiając w jego stronę język. Jak coś jej kiedyś wpadnie do głowy to wykorzysta chłopaka, a co?! Gdy chłopak pochwalił ją za znanie się na muzyce zaśmiała się zakłopotana. - To nic takiego, po prostu ja żyję muzyką i ona sama jest dla mnie czymś niesamowitym. Więc to są naturalne odruchy. – wyszeptała zmieszana. Zagrała to, naprawdę jej się udało. Była wniebowzięta. Chciała się rzucić na chłopaka i go uściskać, ale jej fale radości przerwał słowami: ”Grasz też na czymś, prawda?”. Spojrzała na niego kątem oka i delikatnie głaszcząc skrzypce wydukała. - Tak… chyba od dziecka gram na flecie poprzecznym. Anielskie dźwięki, bynajmniej tak mówiła moja mama, mogą się wydobywać z tego instrumentu, jeżeli ktoś włoży w grę całe swoje serce… Muzyka prosto z serca jest czymś pięknym. Czymś czego nie można osiągnąć poprzez ciężki trening, czy wysiłek. Taka gra przychodzi od razu jeżeli poznamy historię nut, jak dowiemy się co każda z nich oznacza, jakie ma znaczenie, jak wpływa na nasz nastrój. Jeżeli ktoś tak gra, to i widz może odebrać znaczenie utworu poprzez słuchanie. Więc to nie tylko moja zasługa, że udało mi się odgadnąć jaki przekaz powinien mieć ten piękny utwór… Nie sądzisz? – spytała z delikatnym uśmiechem. Cały czas gładziła instrument po drewnianej powierzchni. To właśnie do niego uśmiechała się z czułością, kiedy mówiła te wszystkie słowa.
- Boże nie mów, że ty naprawdę o tym myślałaś. Nienawidzę cię po prostu – Odpowiedział, kiedy mógł już na nią spojrzeć. Czemu wcześniej odwrócił wzrok? Bowiem zbity kotek niemal go złamał. Patrząc na dziewczynę wyobraził sobie swoje małe kociątko, czarną puchatą kuleczkę, której ktoś wyrządził krzywdę i mało brakło by rzucił obojętne i udręczone „No dobra”. Dlatego jak najszybciej zwiał nagle zachowując się tak, jakby mury wieży stały się niesamowicie interesujące. - Zgoda – Odpowiedział bez wahania będąc pewnym, że gorzej być nie może. Zresztą, w pewien sposób są teraz połączeni. On wisi jej przysługę i dziewczyna będzie mogła to zerwać kiedy tylko będzie chciała. A do tego czasu przebywając razem może zdarzyć się naprawdę wiele. Wiele dobrych dla Ikuto rzeczy. Hm. Jak on tą dziewczynę uwielbia za wsparcie w uwodzeniu jej. - To oznacza prawdziwy talent. Tak jak malarz patrzy na swój obraz i widzi w nim emocje, tak i my reagujemy tak naturalnie na piękne dźwięki. To jest dopiero prawdziwa magia. Potężniejsza niż jakiegokolwiek czarodzieja, bo nie wychodzi z ręki a z serca... - Skomentował uśmiechając się delikatnie. Gdyby to była bajka, to w momencie kiedy szeptał cicho, niskim tonem ów słowa powinna go otoczyć lekko błyszcząca aura jak i jakiejś wili. Nom, ale to nie jest bajka, więc jedynie osoba z dużą wyobraźniom mogła go w tym momencie takiego zobaczyć. - Tak, masz rację. We wszystkim – Odpowiedział jej krótko. Bo nie musiał już nic więcej dodawać do tego, co powiedziała. Położył się plecami na kocyku i oglądał dziewczynę z dołu. Była naprawdę śliczna z każdej perspektywy. Szczególnie, kiedy wczuwała się aż tak w swoje słowa. - Nie jest ci zimno mała? - Spytał cicho. W końcu był wieczór, a nie chciał by dziewczyna się rozchorowała.
Japonka zaśmiała się pod nosem i odwróciła wzrok, który mówił: „Tyrytyty” – może to nie był ważny przekaz, ale na pewno coś mówił! Gdy chłopak zgodził się jej oczy zabłyszczały. Teraz będzie go mogła wykorzystać. Może zrobić z nim co zechce. Równie dobrze może go poprosić, by służył jej do końca życia jako jej uniżony sługa… albo lepiej! Jako lokaj! Ach te Japońskie korzenie, już teraz, by chciała, by jej życie toczyło się jak w jakiejś mugolskiej mandze. Życie z demonicznym lokajem, nic dodać nic ująć. Gdy zaczął ją w pewnym sensie chwalić zarumieniła się i wstała. Wyglądała tak jakby chciała mu uciec. Jakby miała dość jego obecności. Ale nie uciekła zaczęła chodzić w kółko rozmyślając. Później kółko zamieniło się w linie prostą i było raz w jedną, raz w drugą stronę denerwujące dreptanie malutkiej postaci, której kroki odbijały się echem od ścian wieży. Wszystko co powiedział… było… takie trafione! Chyba to słowo pasuje idealnie do tej sytuacji. Nagle chłopak spytał, czy jest jej zimno zatrzymała się i spojrzała na niego. Jednym z powodów, dlaczego chodzi w tę i z powrotem było to, że zaczęła marznąć i chciała w ten sposób ogrzać swoje ciało. Jednak nie miała zamiaru mu tego mówić. Spojrzała za okno i zamknęła oczy pozwalając, by wiatr uderzył ją w twarz. Dopiero, gdy to się stało nie odwracając się wydukała. - Może troszeczkę, ale to nic… Przecież nic mi się nie stanie, dlatego że chwilkę posiedziałam na mrozie, ne? – na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego niestety nie mógł zobaczyć. Został on wycelowany w krajobraz znajdujący się przed nią.
- Myślałaś. Uduszę. Chodź tu – Wzrok powiedział mu wszystko. Złapał ją za rękę i pociągnął na siebie. Kiedy już na nim leżała nagle się odwrócił i przygwoździł ją do podłogi. Wisiał nad dziewczyną przez kilka chwil. Ich usta prawie stykały się ze sobą. Marzył o tym. On naprawdę o tym marzył. Chciał ją pocałować. Tak, jak wtedy w bibliotece. Tylko teraz było zdecydowanie lepiej, ponieważ była trzeźwa. Chciał... Chciał jej. Pragnął tej dziewczyny. Ale wiedział, że jeśli po raz kolejny dzisiaj przekroczy granicę, to skrzypce już niczego nie uratują. Dostanie w twarz, a ona stąd ucieknie. Dlatego też odsunął się trochę i zaczął ją gilgotać tak, jakby od początku tylko to zamierzał zrobić. Gilgotkowy mord. Co do lokaja powiem ci tylko tyle - „Yes, my lady”. Obserwował chodzącą w te i we wte dziewczynę. Nie chciał jej przerywać. Westchnął więc i spoglądała w nocne niebo. Przyjemnie może być również w milczeniu. Chociaż... Jeśli już nie rozmawiają, to wolałby mieć ją do siebie przytuloną, głaskać ją i wąchać jej aksamitne włosy pachnące szamponem. Ale nie można mieć wszystkiego tak od razu. - Będziesz chora. Chodź tutaj. W kupię raźniej nie? - Ściągnął wierzchnią warstwę odzieży z siebie i wystawił ku dziewczynie. Widząc jednak, że nie patrzy na niego wstał i podszedł do niej. Położył jej na ramionach ów materiał i przytulił do swojego torsu – Nie lubię patrzeć, jak moi przyjaciele kaszą i kichają... - Wyszeptał jej do ucha po czym oparł podbródek o jej włosy. Przyjaciele mogą się przytulać, prawda Lilly? Ha dobra. Przyjaciele... - Chodź rozgrzejemy się - Nie, wcale to nie było powiedziane tonem wskazującym na dwuznaczność wypowiedzi. Chłopak podszedł do koszyka i wyjął.. Nie, nie prezerwatywy. Białe wino oraz dwa kieliszki. Nalał do jednego, potem do drugiego i wystawił w jej stronę z uśmiechem charakterystycznym tylko dla niego.
Dziewczyna stała przy oknie wpatrując się w przestrzeń.
Kaoru, gdzie jesteś?
To właśnie takie myśli nawiedzały panienkę Sangrienta, która zaczynała tracić już nadzieje. Czyżby to było to samo co kiedyś. Znowu chwila przyjemności dla jednej ze stron i porzucenie dziewczyny. Może to były zamierzchłe czasy, kiedy była dzieckiem, ale mimo wszystko pamiętała to dobrze. Zacisnęła pięści, a jej spojrzenie stało się ostre.
Do kurwy nędzy, dlaczego wszyscy mężczyźni są tacy sami. Mam ochotę wpierdolić komuś, zwłaszcza facetowi i za karę odpierdolić mu członek. Mam tego dość… Nie chce już być sama, a te gnoje się tylko mną bawią! Nienawidzę tych…
Więcej nie powiedziała. Ale kiedy Lilly zaczynała przeklinać nie było dobrze. Kaoru zostawił ją samą na tak długi okres czasu. Nie powiedział nic, ani sowy, ani żadnej wiadomości. Jej kochana Ange latała i szukała chłopaka, nie mogąc go znaleźć. Martwiła się, bardzo. Dlaczego odszedł? Musiał się znudzić nią, czy była aż taka beznadziejna? Gdyby nie chciał jej zostawić, to byłby z nią nawet w chwili, kiedy jest mu ciężko, pozwoliłby jej pomóc sobie, a nie. Kiedy na jej ramionach wylądowało ubranie chłopaka spojrzała na niego i westchnęła. Okryła się bardziej i usiała na swoim poprzednim miejscu. Ona spojrzała na kieliszki niepewnie. Białe wino… wzięła jeden do ręki i wypiła duszkiem. A co się będzie?! Znowu ma doła.
Widział w niej jaką przemianę. Jakiś smutek. Coś było w niej innego, kiedy tak szybko wypiła białe wino. Dolał jej jeszcze samemu rozkoszując się jego smakiem jak przystało na prawdziwego smakosza. Upił zaledwie kilka łyków opróżniając kieliszek do końca i odłożył go. Zapewne po raz kolejny dolał dziewczynie. Dopiero teraz przypomniało mu się to, jak zareagowała na kubeczek alkoholu na imprezie w Tęczowym Pokoju. Dla niego skończyło się to przyjemnie, ona tego nie pamiętała. Chłopak wyjął różdżkę. Raz się żyje, prawda? I tak nie będzie tego pamiętać. Wykierował ją w świeczki sprawiając, że każda po kolei gasła aż w końcu pozostało ich zaledwie pięć sprawiając, że było prawie ciemno, a jedynie księżyc oświetlał jej posturę, kiedy odbierał jej kieliszek i chował go. Kiedy odsuwał koszyk na bok. Kiedy brał dziewczynę w ramiona i położył ją na miękkim kocyku. Gdy ponownie nad nią zawisł tym razem nie bawiąc się już w powstrzymywanie. To ma być jego noc. To jest jego noc. Czas na zmiany. Czas na czyny. Czas na przyjemność, która nie tylko będzie dla niego idealna, ale może pocieszyć dziewczynę. Bo on jej nie zostawił. On postanowił przy niej trwać jako jedyny. Kiedy Kaoru błąka się po błoniach on zbliża się do jej warg zmniejszając dzielącą je odległość. W końcu całuje je delikatnie, by po chwili przerodzić ten zwykły czuły gest w coś zdecydowanie wspanialszego. W coś, w co może włożyć ogromne zaangażowanie i ogromną miarę namiętności. W coś, co pozwala mu zapomnieć o troskach i pomyśleć: Aha, może jednak marzenia się spełniają? Może jednak jest szansa na to, że spakuję kiedyś torbę i wybiorę się za góry nie przejmując się firmą Tsukiyomi? I może jest szansa na to, że jak tylko skończy szkołę wezmę malutką milady ze sobą?....
Gryffonka siedziała zdenerwowana na cały świat. To był jeden, później drugi, trzeci… skończyło się na piątym, albo szóstym kieliszku, kiedy chłopak odebrał jej sens dotychczasowego życia. Wpatrywała się w niego zdziwiona, dopiero teraz zauważyła, że w komnacie zrobiło się ciemno. Rozejrzała się niepewnie i kiedy wlepiła wzrok w Krukona on zaczynał działać. Nie czekał ani chwili. Położył ją, a ona zdezorientowana wpatrywała się w niego w milczeniu.
Wszyscy są tacy sami…
Tylko te słowa obijały się w jej głowie, kiedy pan Tsukiyomi wpił się w jej usta i ponowił pieszczotę, którą już kiedyś ją zadał. To coś jej przypomniało, coś co już przeżyła, ale nie pamiętała o tym. Nie zareagowała jakoś szczególnie. Bo co miała zrobić? Nawet jeżeli zaczęłaby się szarpać, uderzyłaby go czy zaczęłaby krzyczeć, co to da? Kaoru i tak już dał sobie z nią spokój. Lillyanne oddała mu pocałunek, delikatnie położyła dłonie na torsie chłopaka zamykając oczy. Chciała czuć to pożądanie, tą namiętność, którą chciał ofiarować jej chłopak.
Ikuto nie jest taki sam. Jest inny niż wszyscy. Jeszcze się przekonasz księżniczko. Obiecuję ci, że on cię tak łatwo nie zostawi. Odwzajemniłaś jego pocałunek. Teraz jesteście w jakiś sposób ze sobą związani. Jakby między wami utworzyła się wstążka, która obwinęła zarówno jego, jak i twoją rękę. Nie, to nie było tak łatwo rozwiązywalne. Chłopak miał nadzieję, że są to mosiężne kajdany splatające ich razem. Chłopak złączył swoje palce z jedną ze swoich dłoni. Podniósł ją i położył jej szczupłą rączkę na swoich włosach domagając się głaskania jak kociak, który ociera się o rękę swojej pani. Nie przerywał pieszczoty, jaką nią obdarzył. Pogłębiał ją, wkładał w nią całą pasję. Pozwolił sobie na to, by jego język wsunął się pomiędzy jej wargi i począł drażnić jej podniebienie. Jedna z jego rąk oparta była obok jej głowy, by na nią nie upadł. Druga powoli oznaczała drogę na policzku, szyi i dekolcie. W końcu wsunęła się pod jej bluzkę umiejętnie zataczając kręgi na brzuchu, wokół pępka i nieuchronnie zbliżając się w stronę stanika. Jego usta w końcu oderwały się od niej pozwalając jej odetchnąć, jednak niemal od razu wróciły obdarzając pocałunkami jej czoło, policzki i wracając do pełnych, słodkich niczym najwspanialszy nektar warg. Nie myślał teraz o niczym innym poza nią. To nie było idealne miejsce na to, ale było jedno z najlepszych. Tu im nikt nie przeszkodzi. Tutaj wiatr ochładza jego lekko zarumienione z podniecenia policzki i pomaga mu przyjemnie muskać skórę dziewczyny. Tutaj on może być sobą, a ona może zapomnieć o granicach. Chociaż raz. W końcu kiedyś świat się skończy, a do tego czasu trzeba spróbować wszystkiego.
No tak, rozpoczęła się gra namiętności między dwojgiem ludzi. Ale co ma zrobić dziewczyna, która no cóż, do tego dnia żyła w czystości, nawet przez myśl nie przyszło jej, żeby z kimkolwiek pójść na całość. Ona… krótko mówiąc, była całkiem zielona w tych sprawach. Nie miała pojęcia co i jak, będzie ciekawie, krótko mówiąc. Kiedy jej dłoń wylądowała na jego włosach nawet nie otworzyła oczu, nie miała jak na razie zamiaru. Niegrzeczny kotek nie dostał pieszczoty, o którą tak się domagał. W zamian za to dziewczyna chwyciła go mocno za włosy delikatnie szarpiąc je. Można, by powiedzieć, że wyrwała mu kilkanaście kosmyków, ale to nie jest teraz ważne. Pocałunek był dla niej niebiański, zesłany przez anioły… nie zesłany przez samego króla demonów, który chciał pojmać piękną niewiastę do swojej krainy i mieć ją na własność. Mimo iż taki złowieszczy, to jednak wciągający. Całowała go z równym, no dobra może nie równym zaangażowaniem, ale starała się jak mogła, by było dobrze, idealnie. Gdy jego język wkradł się do jej ust rozpoczynając taniec namiętności, jej policzki zaróżowiły się. Spojrzała na jego twarz, podziwiając każdy, najmniejszy szczegół. Nie zamykała jak na razie oczu, chłopak odsunął się od niej, a ona pozwalała mu robić co mu się żywnie podobało. Nadal była zdezorientowana, nie miała zielonego pojęcia co ma zrobić, miała szczerą nadzieję, że to Krukon ją poprowadzi do bram pożądania.
Gdyby to nie był Ikuto, a jakiś... Na przykład jego najlepszy przyjaciel Dracon, to powiedziałby „Dziewice są fajniejsze”. I coś w tym było. Lepiej się uczy kobietę. Bo wtedy ma się w całości zasługę w tym, jakiej doświadczyła przyjemności. Sam też nie myślał jak to będzie. Nie planował tego. Jedna rzecz przemknęła przez jego głowę. To sprawiło, że między kolejnymi pocałunkami wyszeptał słowa: - Przepraszam cię. Jestem potworem. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz – Co chwilę przerywałem cmokając jej skórę, lub biorąc głęboki choć jednocześnie płytki oddech. Czuł się winny temu, że on nie zapamięta tego wszystkiego. Jak cholera czuł się winny. I nie mógł pozbawić się tego, co nie znaczy, że przestał. Kontynuował zawzięcie. Jęknął cicho czując szarpnięcie, ale to zdecydowanie nie był jęk bólu. Raczej przyjemności. Wspominałem, że Ikuto jest po całości masochistą? Tak, uwielbia jak w trakcie czynności robi mu się nieznaczną krzywdę. Lilly... Gdzieś ty się podziewała przez całe jego życie? Król demonów wchodził wraz z nią do ciemności, do krainy otchłani. Bramy pożądania otworzyły się w momencie, kiedy przestał ją całować i najzwyczajniej w świecie podniósł jej bluzkę do góry jeżdżąc wilgotnym językiem po jej skórze na brzuszku i ściągając z niej ubranie. Nie wiele trzeba było, by materiał wylądował gdzieś z boku, a on lekko chwycił za wstążeczki stanika. Wiązany z przodu? Czy może będzie musiał się troszkę pomęczyć?
Lilly było wszystko obojętne, czy to zrobi, czy się chłopak wycofa. Skoro i tak zawsze kończy się tak samo, to dlaczego miałaby się przejmować? Może powinna sobie nakleić na plecy nalepkę: „Chodźcie chłopcy, pieprzcie mnie, bo jestem naiwna”. Z takim nastawieniem chciała mu pozwolić na wszystko, ale gdy pomiędzy pocałunkami usłyszała te słowa w jej oczach pojawiły się łzy. Przegryzła wargę i mocniej zacisnęła pięść na jego włosach. Nie czekała długo, a jej bluzka wylądowała gdzieś w kącie. Spojrzała na niego puszczając jego kłaki, że się tak wyrażę i rumieniąc się. Niestety, ale chłopczyk musi postarać się trochę pomęczyć, ponieważ zapięcie jest z tyłu. Sangrienta oblizała odruchowo wargę i zawiesiła ręce na jego szyi. Zamknęła oczy.
I co teraz? I co teraz?
Ręce zjechały tak szybko jak się pojawiły na jego szyi. Jej dłoń powędrowała pod koszulę chłopaka delikatnie muskając jego skórę. Zanim dobrał się do jej stanika ona zrzuciła z niego górną część jego odzienia. Położyła obie dłonie na jego torsie i zepchnęła z siebie. Wzięła głęboki oddech mogąc na chwilę odetchnąć. Jednak nie miała długo czasu. Gryffonka usiadła na jego torsie i spoglądała na niego z góry. Pochyliła się złączając ich usta w pocałunku. Rumieńce na policzkach robiły się coraz bardziej intensywne, a ona była coraz bardziej spięta.
Niezadowolony z tego, że jego zabawa ze stanikiem musi potrwać trochę dłużej – ku załamani wstążeczka się rozwiązała nie robiąc mu przyjemności obejrzenia czegoś więcej – skrzywił się i postanowił na parę chwil wrócić do jej słodkich ust, by potem ponownie dobrać się do znienawidzonego stanika. Próbując się dostać do zapięcia z tyłu nawet nie zauważył tego, że dziewczyna zgrabnie pozbawiła go bluzki. Trzeba było przyznać, że mógł się pochwalić nie bardzo wyćwiczonym torsem, ale na pewno z lekkim zarysem mięśni. Podobno podobał się taki dziewczyną, ale i tak miał kompleksy. Dlatego szukał w jej oczach uznania. Kiedy nagle został odepchnięty zdziwił się. Czyżby nagle wytrzeźwiała i chciała mu uciec? A może ktoś miał zaraz wejść i mu przywalić? Nic jednak złego się nie stało, a wręcz przeciwnie. I wiecie co wam powiem? On uwielbia tę dziewczynę za jej nieśmiałą śmiałość. Błogosławmy boga, że mu ją dał. Całując się z nią ponownie pomyszkował ku górnej części jej bielizny tym razem bez problemu pozbawiając jej dziewczynę i zamykając jej piersi w dwóch dłoniach pieszcząc je i starając się być w tym profesjonalny. Głaskał jej skórę, zaciskał palce na jej sutkach i drażnił je kciukiem.
Życie nie jest proste. Mimo iż wszystko chcemy mieć już na talerzu to tak nie jest, trzeba to przyznać, że czasami musimy bardziej się postarać. Dziewczyna widząc tors chłopaka nie zareagowała jakoś z niechęcią, dla niej można by powiedzieć, był idealny, w sam raz, jednak nie zaczęli tego wszystkiego tylko po to, by oceniać jego tors, nieprawdaż? Brązowowłosa całowała chłopaka siedzą już na jego torsie miała nadzieje, że jednak chłopak się rozmyśli i nie pójdą dalej. Obawiała się tego co ma nadejść. Jednak na jej nieszczęście, albo i szczęście, nie rozmyślił się i szybko pozbył się jej stanika. Spojrzała na niego zarumieniona, kiedy schował jej piersi w swoich rękach zamknęła oczy, a jej ciało samo zaczęło reagować. Jej ciało drżało z podniecenia, które z każdą sekundą stawało się coraz silniejsze. Jej ręce leżały na jego torsie, swoje zakłopotanie i napięcie ukazywała właśnie na nic. Można, by powiedzieć, że chłopak powinien być szczęśliwy ze swojego masochizmu, gdyż, po jej dłoniach pozostawały jedynie czerwone linie. Kocica ostrzyła sobie najwyraźniej pazurki.
Za słowa „nie tylko po to, żeby oceniać jego tors” pojawiające się w jej myślach i w tym momencie zdecydowanie dziewczyna powinna być wyniesiona pod niebiosa. Cóż za zachęta do dalszych działań. Szkoda, że nie wypowiedziała tego na głos. Może wtedy pozbawiłaby chłopaka wszelkich oporów, wszelkich myśli pt. „Ona mnie znienawidzi”. W końcu na pewno jakaś plotkarska gazeta przekaże to, co robią w tym momencie reszcie społeczności. A Lilly nie pamiętając kompletnie nic wybierze się na spacer, dostanie ulotką i nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego. Przez kilka chwil pocałunków otworzył oczy. Chciał po prostu na nią popatrzeć, żeby wiedzieć, że dziewczyna nie jest snem, który zniknie w następnej minucie. Ale nadal tu była. Taka słodka, zarumieniona. Idealnie kształtna. Jakby wyrzeźbiona w najdroższej porcelanie, specjalnie dla niego. Nie przerywając pieszczot raz czy dwa syknął cichutko z bólu czując drapanie, ale nie spoglądał na swój tors. Zajmował się przede wszystkim nią. Skoro to ma być pierwszy raz, to musi być przepiękny, prawda? Chłopak westchnął czując, że od samego patrzenia na nią i w nim narasta podniecenie. Postanowił jednak na razie doprowadzić ją do tego samego stanu. Tym razem to on przytrzymując ją wykonał obrót, by ponownie wylądowała na kocyku. Jeździł wargami po jej ciele pozostawiając gdzieniegdzie pocałunek lub wypuszczając smugę ciepłego powietrza. Potem, gdy znów dotarł do dwóch niebiańskich kropeczek począł bawić się nimi językiem raz po raz przygryzając je zębami. Najpierw jedna, potem druga.
Nie powiedziała tego, nie mogła teraz wydusić słowa, a raczej nie chciała tego zrobić. Bała się co zamiast tych słów, albo wraz z tymi słowami może wyjść. Ona naprawdę nie wiedziała co ma robić. Jedyne co przychodziło jej teraz na myśl i skulić się w wtulając w jego tors. Chciała się schować. Wszystko było dla niej zawstydzające i krępujące, a to dopiero początek. Kiedy wylądowała na ziemi poczuła falę wytchnienia. Jej ciało stało się na kilka sekund luźne, nawet podczas gdy jego usta wędrowały po całym jej ciele i pozostawiały gdzie nie gdzie pocałunki. Następna pieszczota, którą zapewnił jej chłopak ponownie napięła jej małe ciałko. Położyła dłoń na jego głowie głaszcząc go i co jakiś czas w razie potrzeby szarpiąc go za włosy. Czy wspominałam już, że dziewczyna, która właśnie pod nim leżała jest sadystką? Może nie pełnej klasy, ale jest początkującym sadystą. Gdyby była przygotowana do tego wszystkiego to na pewno nie on prowadziłby dzisiejszą zabawę, a raczej ona w dosyć nietypowy sposób… Po kilku chwilach, jej sutki stwardniały, a dłoń zacisnęła się na kocyku przeczuwając, że teraz będzie coraz… lepiej. Oddech już powoli zaczął przyśpieszać stawał się coraz płytszy.
Nie dziwię się biedaczce. Ale chłopak dobrze wiedział, że jest niezwykle nieśmiała. Że potrzebuje kogoś, kto nią pokieruje i poprowadzi ją. Więc do czego mógłby jej się przydać taki dzieciaczek, jak Kaoru, który pewnie zachowywałby się tak samo jak ona? Ikuto przejął po całości pałeczkę już nie hamując się za bardzo. Nie było potrzebne. Bo ona teraz nie ucieknie i nikt nie przyjdzie jak uprzednio, żeby mu przywalić. Chciał ją rozluźnić za wszelką cenę. Dlatego prowadził długą grę wstępną podrażniając każdą komórkę jej ciała z nadzieją, że w końcu trafi na taki punkt, który da Lilly przyjemność i pozwoli na więcej radości z tego, co robią. Nie chciał jej bowiem w późniejszych chwilach sprawić bólu. Dlatego nie żądał pieszczot, jak to zazwyczaj robił w takich kontaktach, a tylko i wyłącznie je dawał. Już o mówiłem, ale – Gdzieś ty była przez całe jego doczesne życie, co? Z tym debilnym puchonem. Ale na szczęście właśnie robicie coś, co na zawsze pogrąży ów idiotę w rozpaczy. Lilly bawi się z Ikuto. I nie myśli o nikim innym niż on, prawda? Następnym razem, który oby się zdarzył niedługo, pozwoli jej stanowić górę. Może kupią kajdanki? Miała rację, teraz miało być coraz lepiej. Kiedy już wystarczająco sprawił, by sutki były wrażliwe na każdy dotyk zszedł niżej. Złapał za materiał jej spódniczki. Doszukał się dość szybko suwaka i zdjął ją również odkładając spory kawałek dalej. Zdjął z jej stópek krępujące je buty i skarpetki po czym zaczął ją całować dużego palca w górę i w górę dochodząc do linii majtek, gdzie znajdowała się to, na co tak bardzo czekał. Położył jedną dłoń na bieliźnie, by przez materiał rozpocząć pieszczotę. Obserwował ją. Zawsze mogła przerwać.
Każda sekunda kolejnych pieszczot jakie dawał jej chłopak stawała się dla niej coraz bardziej rozluźniająca. Jak już wspomniałam pozwalała mu na wszystko. Nie chciała nic zepsuć, chciała, by ta przyjemność, która zaczęła ją powoli ogarniać trwała nadal. Jednak nie wiedziała co ma robić. Skoro to dla niej była czysta przyjemność, to chłopak też mógł chcieć poczuć coś równie zadowalającego. Jednakże wiedziała, że nie da rady. Chociaż raz w życiu zachowa się samolubnie. Kiedy nagle chłopak się zatrzymał spojrzała na jego głowę niepewnie. Jej spódniczka wylądowała gdzieś w ciemnym koncie. Nawet nie mogła dostrzec jej wzrokiem, a on zaczął ją całować. Zamknęła oczy drżąc z przyjemności przy każdym najmniejszym dotyku. Nie protestowała, nie myślała teraz o niczym innym, jak o tym, by to rozwinęło się. Gdy jego dłoń wylądowała na jej bieliźnie zadrżała i odruchowo delikatnie zacisnęła nogi. - I… ku… to… - udało jej się wyszeptać, nie wydając żadnego dodatkowego dźwięku, albo jej się tylko zdawało. Spojrzała na niego odwracając spojrzenie. Nie chciała spoglądać na razie na niego, czuła się zażenowana, kiedy nagle poczuła jak wszystko staje się wilgotne.
Niech będzie samolubna. On jej na to pozwala i wręcz nakłaniałby ją do takiej reakcji. Bo sam zachowuje się okropnie w tym momencie. Sam jest świnią, jest egoistą, który wykorzystuje jej stan upojenia. Ale starczy tych wyrzutów. Sumienia. Są za daleko. On jest już za daleko, żeby teraz to zaprzestać. Jeśli ktoś będzie chciał zgasić ten płomień namiętności, to tylko i wyłącznie ona. Nie on, nikt z zewnątrz. Moment, kiedy usłyszał swoje imię pobudził go jeszcze bardziej. To było jednoznacznym sygnałem, że ona wie co robi. Że wie z kim działa. Że jest na to gotowa. Wziął dwa palce gładzące jej najwrażliwszy punkt i włożył do ust smakując soków dziewczyny. Uśmiechnął się do niej delikatnie. Słodkie jęki czy pomruki – czekał na to w zniecierpliwieniu. Złapał za materiał ostatniej części odzienia, jaką na sobie miała i zsunął je z dziewczyny. Wreszcie dotarł tam, gdzie tylko nieliczni mieli okazje, a może nawet jeszcze nikt? Podłożył dłonie pod jej pośladki i uniósł je na dwa czy trzy centymetry, żeby chwilę później przywrzeć do dziewczyny ustami i językiem zająć się stymulacją jej łechtaczki.
No cóż mam powiedzieć. Było cudownie, pięknie, aż tu nagle szlag. Dziewczyna była uległa, nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie poczucie winy odczuwałaby w przyszłości gdyby pozwoliła to kontynuować. Jej ciało, które do tej pory było o dziwo nieziemsko rozluźnione napięło się, a ona zamknęła oczy, a z pomiędzy przymkniętych powiek wyleciały krople łez. Jej usta uchyliły się, a z nich wydobył się zdławiony dźwięk. - Ya… me… te… One… gai… -Nie mogła pozwolić na to, by poszło to dalej. Nie mogło tak być, wiedziała to, ale… co ona ma zrobić w momencie, kiedy chłopakowi nie wystarczą te słowa? Jak na razie muszą wystarczyć, jeżeli nie zadziałają, będzie musiała wymyśleć coś innego. Odwróciła wzrok czując się okropnie przerywając to wszystko w tym momencie. Jakby nie mogła się wcześniej opamiętać, ale to uczucie, po prostu jej nie pozwalało tego zrobić.
Masz rację. Było cudownie, pięknie. Aż tu nagle chłopak zobaczył, że jego Lillyanne zaczyna... Płakać. Tak po prostu łzy poleciały po jej policzkach. Momentalnie przerwał to wszystko jeszcze zanim poczęła cokolwiek mówić. Podniósł z ziemi swoją bluzkę i podał jej, by się w nią ubrała i schowała. - Przepraszam cię – Powiedział po raz drugi tego dnia. Zbliżył do niej jedną z dłoni by jej wierzchem otrzeć jej rozgrzane policzki. Czy był wściekły, że przerwała mu to w takim momencie? No oczywiście, że był. Ale on nigdy tego nie pokazuje. Miał więc spokojny, może trochę zimny wyraz twarz. Powaga unosiła się nad nim nie dopuszczając emocji. Przecież jej nie powie „Jak mogłaś?”, bo jest pijana i nie wie, co robi. Nie ochrzani jej za to, że odebrała mu rozkosz, bo nie mógł jej otrzymać nie niszcząc Lilly. Począł się rozglądać za jej garderobą. Pozbierał ją powoli. No cóż, trudno.
Przerażenie, wściekłość, smutek, ból, nienawiść, takie uczucia kołysały Gryffonką. Jednak nie było one związane z chłopakiem a z nią samą. To na siebie była wściekła i siebie w tym momencie nienawidziła. Łzy spływały jej po policzkach bez przerwy. Była okryta, ale mimo wszystko czuła się okropnie. Jak ona w ogóle mogła tak postąpić? To była jej wina, że nie przerwała tego szybciej, ale no cóż, co się stało to się nie odstanie. A ona powinna uważać następnym razem. Ocierając łzy próbowała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydusić słowa. Spoglądała na niego tym załamanym spojrzeniem i kiedy ubrania do niej wróciły szybko nałożyła je na siebie i usiadła tyłem do chłopaka. Co teraz? Musi stąd iść, przecież co ma zrobić, ale jak teraz wstanie to przewróci się na sto procent, czuła jak jej nogi były z waty.
Na miejscu każdej kobiety (I pewnie Cornelia i Abigail też by tak uznały) to już bym się zakochał w Ikuto. Ilu jest mężczyzn, którzy tak po prostu rezygnują nie zmuszając dziewczyny do niczego? Ile jest chłopców, którzy będąc w takim stanie po prostu kończą zabawę stawiając sobie granice i nie przekraczając jej mimo iż pewien organ poniżej pasa domaga się uparcie zainteresowania. Jak można nie zakochać się momentalnie w facecie, który myśli za pomocą mózgu, a nie pobudzonej części ciała? Cmoknął lekko jedną z łez na jej policzku. Oblizał usta czując na nich lekko słonawy smak. Potem podał jej ubrania i czekał, aż dziewczyna wreszcie się ubierze, chociaż tak naprawdę to wcale tego nie chciał. Normalnie, to by teraz obserwował ją z zachwytem. W danej sytuacji był w stanie patrzeć tylko na jej twarz. Potem odebrała mu i tą możliwość. Złapał ją w tali dość stanowczo. Podniósł z ziemi i postawił po czym nagle wziął na ręce niczym rycerz prawdziwą księżniczkę. - Odniosę cię do pokoju, dobrze milady? - Spytał znów wracając do swego nadużywanego słowa. Cholerny wieczór. Nie tak to się miało skończyć. Ale nie jest źle, bo miał okazję pokazać się z tej dobrej, idealnej dla dziewcząt strony. A czy udawał, czy jest taki naprawdę? Nie wiem.
To było zbyt idealne, żeby mogło być prawdziwe. Chłopak tak po prostu zostawił ją, liczył się z jej zdaniem? Czyli nie robił tego po to, żeby ją wykorzystać. Musiał coś do niej czuć, czy to było zauroczenie, czy miłość, nie wiedziała, ale wiedziała, że chłopakowi bardzo na niej zależy. Dlatego nie mogła się od niego odseparować… a może miała inny powód? Przytaknęła pozwalając się wziąć. W normalnym wypadku unikałaby dotyku osoby, z którą… no cóż, ale jednak do niego przytuliła się i zarumieniona pozwoliła się odnieść.
Wspomnienia mile go łaskotały będąc niesione z ciepłym, wiosennym wiatrem. Dzisiaj miał ogromną ochotę zobaczyć ją, jednakże porwanie było niemożliwe. Dostrzegł ją bowiem w towarzystwie Kaoru, a nie chciał by to nadpobudliwe dziecko się denerwowało, bo krzywdził tym Lillyanne. Dlatego też ubrał się w czarne spodnie, białą koszulkę i narzucił na to czarną kamizelkę. Następnie jego nogi poniosły go na wieże północną. Przy ścianie nadal stały wypalone już świecie. Pieściły jego nos pięknym zapachem, który przypominał mu woń ciała jego Lillyanne. Brakowało mu tej możliwości przytulenia się do jej pleców. Ale kto wie? Może i dla niej wspomnienie tamtej nocy jest na tyle miłe, że wybierze się tutaj i znów będzie mógł patrzeć na nią w blasku księżyca? Spojrzał na wielką, świetlistą kulą nad błoniami. Uchylił delikatnie wargi jakby chcąc coś powiedzieć. Jednak nie mówił. Zanucił sobie cicho kilka słów.
Sam Całkiem sam Może świat skończył się Przecież miał Miauczy kot Lepiej wstań Nie myśl znów o niej
Już od tylu lat Jak pijany szukam cię Całej bez wad Na wzór, podobieństwo
Lilly nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, była załamana, a dodatkowo zachowanie Dracona było okropne. Bolało ją, była zraniona i przerażona. Płakała, biegła nie widząc gdzie nie widząc drogi. Biegła na ślepo, a łzy przysłaniały jej wszystko. Traciła czucie w nogach traciła siły. Chciała kogoś spotkać… Felix… to nie wystarczyło. Wszystko powracało jak widziała tego skurwiela. Nie będę spokojna, nie opanuje słów, bo taki był, inaczej nie da się go opisać. Dobiegła do wieży nawet nie słyszała piosenki. Uderzyła w kogoś i upadła na ziemie nie podniosłą się już. Nie miała sił, a po policzkach spływały łzy, powracały wspomnienia, powracały obrazy z tamtego dnia, powracały uczucia, uczucie strachu cierpienia… To właśnie czuła nawet teraz.