Wieża Północna jest wieżą najbardziej wysuniętą na północ. Co oczywiście nie jest oczywiste. To zwykła, pusta lokacja. Mury i okna. Proste, bez większych zawirowań lub zawiłości.
Dziewczyna bała się tego wyboru. Jeżeli wybierze jednego z nich ten drugi nie dość, że nie będzie chciał mieć z nią nic do czynienie to pewnie zacznie ją nienawidzić. Ten wybór był ważny od tego zależało wszystko, bo jeżeli w przyszłości coś pójdzie źle, bardzo źle dziewczyna będzie musiała przeżyć każdą klęskę, a czy jej partner jej wtedy pomoże? I co najważniejsze, czy nadal będzie przy niej trwał. Jeżeli nie wybierze żadnego będzie gorzej. Ona nie będzie czuła poczucia winy, ale zrani ich uczucia, okaże się nieczułą dziw… dziewczyną, która jedyne co robiła, to przez cały czas bawiła się ich uczuciami, by na koniec porzucić, jak zepsute zabawki. I tak źle i tak nie dobrze! Ojaa! Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się pod nosem. Zwłaszcza, że chłopak się rozluźnił, prawdę mówiąc wcześniej nie widziała tego uśmiechu na jego twarzy, ale musiała przyznać, że dodawał mu uroku. Ora również się uśmiechnęła i oparła dłonie o swoje biodra. - Ależ oczywiście, wszystko żeby móc poczytać, co się kryje w tej twojej… – ugryzła się w język. Musiała wymyślić coś innego, nie słodkiej, nie kochanej, nie uroczej, nie zwariowanej, chociaż zwariowanej lepiej jej pasowało niż poprzednie określenia – zwariowanej łepetynie. – zaśmiała się pod nosem i znowu chciała coś zrobić, ale oczywiście jej nie wyszło. Naburmuszyła się spoglądając się na czubek jego głowy. To niesprawiedliwe, dlaczego on musi być taki wysoki?! Chciałam go rozczochrać no, pfff mutant. Pomyślała zadowolona i zaczęła myśleć. Gdzie mogliby iść? Na pewno nie zostaną w Hogwarcie, a ona może wybyć tylko i wyłącznie do Hogsmeade. - Do Hogsmeade… – nastała chwila ciszy, a ona zaczęła analizować, gdzie mogłaby się podziać. – Hmmm myślałam, że przejdziemy się do Kawiarni Solace, a później na basen… – wydukała spoglądając na niego kątem oka, uśmiechnęła się pod nosem. Czy go namówi? A może zrezygnuje. Nie była dobra w planowaniu takich rzeczy, rak kozie śmierć!
Musiałaby... W jakiś sposób porozmawiać z Viki. Nie za pomocą Naokiego. Nie za pomocą Alla. Dzięki komuś, kto jest postronny i mógłby między dziewczynami przekazywać listy. Zwierzyłyby się sobie na temat tego dlaczego akurat Naoki, lub dlaczego akurat Allistar. Dlaczego miałyby się nawzajem nie przekonać, że tylko jeden tak naprawdę jest obiektem, do którego jak diabli je ciągnie? I tak jeden poczuje się jak zabawka. Albo oboje, albo jeden. Decyzja na pewno była strasznie trudna, ale przymusowa. Już dawno mogła coś zrobić z tym, teraz musi wysączyć piwo, którego sobie nawarzyła. I nie może umknąć niczyjej uwadze, że ma ona bardzo gorzki smak. I los stara się, by Nikola nie zapomniała o tym. - Wystarczy spytać... Nie mam nic do ukrycia – Puścił jej szewskie oczko. To co powiedział było oczywiście nie tylko zwykłym hasełkiem, ale i propozycją. Jednak taką, która musi mieć obustronne pokrycie, jeśli się ją przyjmie. On może sporo powiedzieć, ale i dziewczyna będzie musiała się odwdzięczyć odpowiadając na jego każde, nawet najbardziej głębokie pytanie. - W takim wypadku wypadałoby skoczyć po stroje kąpielowe. Mam nadzieję, że masz pieniądze... Bo ty stawiasz – Już go namówiła, ale jak widać miał swoje jakże 'męskie' warunki. Ha, on to potrafi tak poprowadzić sytuację, żeby i tak wszystko wyszło na jego. Chwileczkę... Basen? Pół naga Vikusia. Oj, to się może źle skończyć!
Piwo, które sobie nawarzyła. Prawdę mówiąc to ja bym tego tak nie nazwała. Przecież to nie była jej wina, że wszyscy faceci do niej lgnęli jak ćmy do światła. Ona była tylko głupiutką puchonką, która za późno się zorientowała jak to wszystko tak naprawdę wygląda. Dla niej to byli tylko znajomi, których nie podejrzewała o to wszystko. Nikola zaśmiała się pod nosem i spojrzała na chłopaka. - Najlepiej przy herbacie. – powiedziała do siebie – No to już jesteśmy umówieni. – powiedziała i podeszła do drzwi. Obejrzała się i spojrzała na chłopaka zadowolona. - Widzimy się na basenie za godzinę! – wydukała wesoło. Przed wyjściem zaśmiała się pod nosem i wydukała – To oczywiste, ja zapraszam, ja płacę. – po czym wystawiła mu język i wyszła z wieży północnej.
Była nowa w szkole i jeszcze nie do końca wiedziała co gdzie się znajduje. Powoli zapamiętywała wszystkie sale i miejsca. Była bardzo ciekawska i musiała sprawdzić każdy zakamarek zamku. Ruszyła krętymi schodami w górę rozglądając się dookoła. Gdy znalazła się w miejscu zwanym Wieżą Północną zmrużyła delikatnie oczy i podeszła powoli do okna. Wyjrzała przez nie i westchnęła cichutko. Była tu od niedawna a już kilka osób zdążyło ją zdenerwować. Kilka razy mijała na korytarzu i nie tylko dziewczynę ze swojego roku i aż ją normalnie trzęsło na Jej widok! Zapałały do siebie ogromną nienawiścią od samego początku. Słysząc kroki nieco się zdziwiła, myślała że nikt tu nie przychodzi. Powoli odwróciła głowę w stronę wejścia i oniemiała. Nie wierzyła własnym oczom, oto Panienka Saunders we własnej osobie. Zmierzyła ją wzrokiem od dołu do góry zaciskając usta w wąską linię. -Proszę, proszę. Kogo my tu mamy, Panienka Saunders Per Blondi! -powiedziała a raczej wysyczała arogancko krzyżując ręce na piersiach. Uśmiechnęła się prowokująco nie spuszczając oczu z blondynki. Dlaczego los chciał żeby się tu spotkały? Przecież one się tu zaraz pozabijają! Oparła się plecami o kamienną ścianę i odgarnęła niesforny kosmyk rudych włosów z policzka po czym wetknęła go za ucho. Zamrugała kilkakrotnie oczyma i ponownie wbiła wzrok w Panienkę MMS. -Myślałam, ze się już nie spotkamy blondyneczko, która mnie na okrągło obgaduje.-dodała kręcąc głową na boki, przez cały ten czas nie spuściła jej z oczu nawet na sekundę. Miała ochotę jej coś zrobić, wydrapać jej oczy, wyrwać wszystkie włosy albo coś gorszego.
Mandy właśnie była niezwykle zajęta poprawianiem swojej nienagannej fryzury podczas wchodzenia po schodach, kiedy zza jej pleców dał się słyszeć donośny głos. Ha, donośny skrzek, bo przecież takie zielone ropuchy jak Fajuska Grey nie wydają z siebie nic innego. Czy to nie zabawne, że rudzielec znowu szuka zaczepki? Chyba już powinna się domyślić gdzie jej miejsce, a jeśli nie, Saunders chętnie jej pokaże. W każdym bądź razie Krukonka zakończyła wykonywaną przez siebie czynność, podnosząc łepetynkę do góry, aby spojrzeć na obleśną żabulę. Nie spodobał jej się widok. A pfe! Jak to tłuste cielsko wdrapało się po schodach? Ignorując grubiańskie powitanie Jej Wysokości, przeszła na swoje ulubione miejsce po drugiej stronie pomieszczenia. To zabawne, że wciąż wpatrując się w MMS próbowała być wredna. Cóż, chyba zapomniała, że jej to schlebia! - Och, ropuszko, wiem, że mi zazdrościsz urody, ale schowaj gdzieś te odrażające ślepia, proszę - rzekła milutko, przy okazji trzepocząc długimi rzęsami. Spojrzała na pełną zawiści Grey. To było oczywiste! Niech się cieszy, że ktoś taki jak ona może patrzeć na tę cudowną twarz! W sumie Mandy było obojętne czy się pobiją, czy nie, w końcu i tak była przekonana, że jest najlepsza pod słońcem i nikt jej nie dorówna. Zwłaszcza taka pokraka, jaką jest Fajka.
Dlaczego ta Madonna zawsze musiała uważać się za lepszą choć wcale taka nie była!? Przecież co jest w Niej takiego fajnego? Ta tapeta na twarzy czy może jej skrzeczący głos?! No chyba nie! -Och jaki komplement wiedźmo. Nie musiałaś. -powiedziała uśmiechając się do Niej. Nie miała pojęcia co chłopcy w Niej widzą! Faye nigdy sie nie wyróżniała, zawsze trzymała się z boku i nie wychylała. Ale jak tu się nie pożreć z tą Barie! Od samego początku się kłóciły i wyzywały, a teraz nie miały świadków więc mogły się nawet pozabijać. -Cóż sprowadza Barbie na wieże bez Kena? -spytała sarkastycznie i zaśmiała się cicho pod nosem. Spojrzała na wejście, nikogo trzeciego nie było więc nikt ich nie słyszał. Świetnie. Zacisnęła usta w wąską linie i zmierzyła ją wzrokiem po czym zrobiła kilka kroków w przeciwnym kierunku do Saundersowej. Na prawdę miała dość Jej towarzystwa. Atmosfera w Wierzy Północnej była naelektryzowana i gęsta, nienawiść była dosłownie wyczuwana na kilometr.
Gdyby najlepsza nie była, z pewnością by to wiedziała! No, ale że jest idealna i każdy to widzi, to nie dałaby rady sądzić inaczej. Czego najwyraźniej ruda małpeczka nie potrafi zrozumieć. Ach, ta zazdrość, w końcu nie co dzień widuje się osobę tak perfekcyjnie ubraną, takiej urody w takim miejscu, z takimi ludźmi. Dziwię się, że jeszcze sobie nie poszła, ale jak na groźną fajterkę przystało musiała chwile postać i popatrzeć na ten wielki obraz nędzy i rozpaczy, jakim była twarz Ślizgonki. Chyba można jej wybaczyć ten totalny brak gustu, tylko dlatego, że jest z domu węża? Chociaż Scarlett wygląda w miarę przyzwoicie, a jest zielona. No, pomińmy może siostrzyczkę Mandy. - Chciałam poprawić ci humor, bo pewnie wiele ich nie słyszysz - odchrząknęła, patrząc na swoje pomalowane bezbarwnym lakierem paznokcie. Każdy skrawek jej ciała był na medal! Szkoda, że ta ostatnia wieśniaczka nie potrafiła tego zauważyć. Ale akurat jej zdanie nigdzie się nie liczy, więc nie stanowi jakiegoś większego problemu. Chwila, ona potrafi to zauważyć i zauważa, ale nie potrafi się do tego przyznać, o. To już tylko i wyłącznie problem Grey. - Cóż wywabiło żabkę z jeziora? - zapytała w odpowiedzi na żałosną próbę uświadomienia Saunders, że jest pustą lalą. Halo, halo? W końcu to MMS była w domu kruka? W domu inteligentnych i pięknych ludzi? Tak, tak, właśnie. Więc jedyną bezmózgą osobą w tym ciasnym (dla spasionej ślizgonki) pomieszczeniu była Faye. Urgh, co za straszne imię. Dzięki temu idealnie opisuje stan i układ krzywej mordki Fajki.
-O mój Boże na prawdę? -spytała pełna sarkazmu krzywiąc się. -Nie musiałaś być taka miła! -powiedziała kręcąc glową na boki. Zmierzyła Pustą Laleczkę wzrokiem i stanęła w drzwiach. -Wiesz Blondi powoli zaczynam mieć Cię dość. Wcale nie jesteś jedyną niby "najlepszą, najładniejszą" i co tam jeszcze chcesz w tej szkole. Twoja siostra jest miliard razy lepsza od Ciebie. W sumie to we wszystkim. -stwierdziła i skinęła głową. Taka była prawda. Mandy uważała się za najlepsza i najpiękniejszą w tej szkole, a wcale tak nie było. Zmarszczyła nos słysząc Jej słowa. -Spytała mnie o to wiedźma bez gustu. -parsknęła patrząc na Nią czekoladowymi tęczówkami. Jeszcze raz Blondi rzuci taki komentarz i tego pożałuje. Za chwilę Faye nie wytrzyma i rzuci się na Nią z pazurami. Wydrapie jej te oczka i po wszystkim. Nie ma świadków więc jest dobrze. Załatwią to raz na zawsze i po kłopocie. Przynajmniej nie będzie tak trzepotała tymi sztucznymi rzęsami co sekundę.
Nadal Mandy nie rozumie, dlaczego ta pokraka tak się dziwi i wszystkiemu zaprzecza. Przecież i tak obie wiedzą, że Saunders zawsze będzie od tej drugiej o niebo (kilka nieb!) lepsza. Tak, tak, obie wiemy, że Mandy nie jest miła, a przynajmniej nie często. Ze znudzeniem i pogardą spojrzała na spoconą z wysiłku, czy tam noszenia tego masywnego cielska, rudą, która bełkotała coś pod nosem o tym, że MMS nie jest tak wspaniała jak siostra, bla, bla, że jej nie dorównuje i tym podobne bluźnierstwa. Ale Krukonka nauczyła się ignorować idiotów. W końcu w tej szkole było ich naprawdę dużo. - Masz dość bycia ostatnią pokraką i próbujesz wyżyć się na lepszych? - zapytała, podkreślając słowo "próbujesz". A dlaczego? Bo żabka nie miała pojęcia jak komuś dogryźć. Nic dziwnego, skoro wciąż jest cieniem. Pogładziła dłonią włosy, a później położyła ją na biodrze, wodząc wzrokiem po kamiennej ścianie. - Mogę dać ci kilka lekcji, jeśli chcesz zrezygnować z bycia pośmiewiskiem - odparła, uśmiechając się szeroko i pokazując swoje śliczne, białe zęby. O, one też są idealne! Cóż za niespodzianka! W każdym bądź razie Saunders zaczynała się nudzić, słuchając tępych wywodów i błędnych opinii rudej krowy. Może przejdą do rękoczynów? Ah i po co ślicznotce sztuczne rzęsy? Jej prawdziwe są dużo lepsze!
Wsunęła dłonie do kieszeni kurtki po czym wywróciła oczyma.Wysłuchała słów Barbie do końca. Jej ciało zalała fala nienawiści. Zacisnęła prawą dłoń na różdżce, a zęby zacisnęła w wąską linię. Wyjęła dłonie z kieszeni zostawiając różdżkę w spokoju. -Ale z Ciebie kretynka! -wrzasnęła pełna nienawiści po czym rzuciła się na blondynkę z pięściami. Pchnęła ją mocno i obie upadły na ziemię szarpiąc się jak wariatki. Złapała w garść jej blond włosy krzywiąc sie. -Specjalnie mnie sprowokowałaś Barbie! Wiedziałaś, ze do tego dojdzie wiedźmo. -wysyczała pełna nienawiści nie przestajac sie z Nią szarpać. Tak oto doszło jednak do rękoczynów. I to MMS chciała ją uczyć nie bycia w cieniu? Hah, a co niby chciała jej dać lekcje mody, makijażu i flirtu? No chyba nie! Nigdy by się na to nie zgodziła! Jedyne o czym teraz myślała to wydrapanie oczu blondi i wyrwanie jej wszystkich kłaków!
Ach, te żenujące dogryzanie ze strony ślizgonów! Nie po raz pierwszy Mandy spotyka się z kimś z właśnie tego domu, kto nie potrafi nawet dobrze sformułować, czy tam wymyślić hejtu. Zabawne, nieprawdaż? Patrząc jak rudzielec spina swoje ogromne poślady, Saunders miała niezły ubaw. Widzieć tą nienawiść i zazdrość w oczach nic nieznaczącej szóstoklasistki? Bezcenne! A tak poza tym, to ona najwyraźniej myślała, że jej, tej której siostra to druga Mistrzyni Riposty w tej szkole zaraz po MMS! Whatever. - Nie bądź taka ostra, bo mnie urazisz - odparła obojętnie. Jednak, gdy zauważyła, że ta tłusta ropucha biegnie w jej stronę z pięściami, trochę się wystraszyła. Że złamie paznokieć, oczywiście. Ale ruszyła do boju! Kiedy bezguście szarpało ją za drogie szaty z wyższej półki podczas leżenia na brudnej podłodze, naprawdę się zdenerwowała. O nie, teraz nie odpuści. Doskonale pomalowanymi i naostrzonymi pazurkami zaczęła drapać (i tak już wystarczająco zniszczoną) twarz Faye. O fu, będzie musiała zdezynfekować dłonie kilka razy więcej. - Złaź ze mnie tłusta krowo - zdążyła wydukać, gdy leżąca na niej beczka wciąż próbowała zrobić jej krzywdę małymi, grubiutkimi piąstkami. Teraz jedna ręka Mandy drapała krzywą buzię Grey, a druga zasłaniała się przed niby-ciosami ślizgonki. E tam, nie bolało! Tylko niech ta szmata spróbuje wyrwać choć jeden blond włos ze świętej głowy, wtedy naprawdę pożałuje.
Pisnęła cichutko czując jak paznokcie Barbie zatapiają się w jej porcelanowej twarzyczce. -Nie jestem tłusta kretynko! -wysyczała zdenerwowana. Szarpnęła mocniej jej blond włosy. -Jestem w sumie tak samo szczupła jak Ty Barbie. -stwierdziła przyciskając ją mocniej swoim ciałem do brudnej podłogi. Dziś najwyraźniej Perfekcyjna Blondi będzie musiała się trochę pobrudzić. Moze nawet straci włosy i połamie paznokcie. Zatopiła swoje pomalowane bezbarwnym lakierem paznokietki w policzku MMS. -I to według Ciebie niby jest bójka? Potrafisz tylko drapać? -spytała i wymierzyła jej dość silny cios w policzek z pięści. Zasyczała złowrogo. Nigdy nie biła się z dziewczyną, chociaż nie. Jednak kiedyś się biła i jej przeciwniczka nie skończyła zbyt dobrze. Nie chciała w sumie zabić tutaj tej blondynki bo wyleciała by ze szkoły. W dodatku MMS nie była aż taka głupia i brzydka, po prostu jej nie lubiła i tyle.
"Tłumaczą się tylko winni" - tak zawsze mawiają starzy i nudni ludzie, ale akurat tym razem mają rację! Co? To niskie, zezowate coś jest tak samo chude jak Mandy z figurą modelki? To chyba jakaś kpina. Nie dość, że grubas przeszkodził Saunders w układaniu włosów w Wieży Północnej (bądź co bądź, akurat tutaj ropuszki nie chciała spotkać) to ta jeszcze będzie jej te włosy wyrywać? Zdenerwowana tym faktem Krukonka, przeturlała Niemkę - wszędzie rozpoznałaby tą urodę! - tak, że teraz Mends nad nią górowała. Nareszcie nie musiała dotykać plecami ohydnej posadzki. E, chociaż coś równie brudnego znajdowało się pod nią. W każdym razie groźna, trochę poharatana, ale wciąż piękna Mandy kilkukrotnie uderzyła pięścią w twarz Fajki. Na pewno zostanie po tym ślad, hihi! - I co teraz, suko? - o, nieładnie, nieładnie! Ostre słowa jak na uczennicę Raveclawu! No, ale należało jej się. Uff, Mandy miała nadzieję, że zaraz to się skończy, musi jeszcze wszystko zrelacjonować swojej najlepszej przyjaciółce i całej szkole! No, i oczywiście musi iść do pielęgniarki, żeby takie paskudne szwy nie bezcześciły tak słodkiej i w ogóle idealnej buziaczki Saunderki. Nie, żeby teraz wyglądała mniej szałowo, niż zazwyczaj, ale włosy jej się trochę rozczochrały i w ogóle czuła, że zaraz jej krew z noska poleci. O nie, tak nie będzie.
Była wściekła na MMS 'ke za wszystkie obelgi. Przecież Faye nie była gruba ani brzydka! Była normalną nastolatką o przeciętnej urodzie. W dodatku MMS uparcie twierdziła, ze jest Niemką a przecież pochodziła z Anglii. Dopiero od niedawna zamieszkała w Niemczech. Kiedy Saunders przewróciła ją na siemię i usiadła na Niej skrzywiła się i zazgrzytała zębami. -A co ma być Barbie? -spytała prychając. Szybko wymierzyła policzek blondynce, później uderzyła ją w brzuch z pięści i zrzuciła ją z siebie z ogromną siłą. Podpełzła do ściany i przytrzymując się muru wstała. Spojrzała na tlenioną Mandy i odetchnęła kilka razy głęboko mierząc ją swoimi czekoladowymi tęczówkami. -Oj, oj chyba krew Ci leci z nosa. Tak mi przykro. -powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Przyłożyła palce do wargi i poczuła coś lepkiego. Oblizała usta z krwi i westchnęła cicho. Odgarnęła rude poszarpane włosy z twarzy i zarzuciła je na plecy.
Tak, tak, właśnie tak to sobie tłumacz! Nie gruba, nie brzydka, ale przeciętna? No właśnie! Przeciętni ludzie nie mieli szans na rozmowę ze wspaniałą, dobrze ubraną Mandy Maurine! Dlatego też rudzielec powinien się cieszyć, że to właśnie jej obleśną osobę spotkał taki zaszczyt! Może mi ktoś powiedzieć, dlaczego Grey się ciągle krzywiła? Jej twarz i tak była już wystarczająco zniszczona, a poza tym nie miała do tego żadnego powodu. No, chyba, że zazdrość. Eh, te zawistne ślizgoniary, ciągle się tu pałętają; a biedna krukonka musi je znosić. - Nowa kolekcja śmietnikowa, coś dla ciebie - odpowiedziała zdyszana, podnosząc się koślawo z ziemi, przy zachowaniu jakiejśtam gracji (która swoją drogą i tak była kilkaset razy lepsza niż tego tłustego liliputa!). No i jak zwykle, Mandy miała rację! Bo kto normalny tak ohydnie dobiera szaty zamkowe? A fe! Na nieszczęście krasnala, wysoka NATURALNA blondynka (co? myślałaś, że taki wspaniały kolor da się utrzymać z jakiegoś taniego rozjaśniacza? oh no, you didn't) była cała umorusana kurzem, miała wielką dziurę z tyłu spódnicy, tak, że było widać jej całe majtki, rozczochrane włosy, podbite oko, obolały brzuch i do tego wszystkiego złamany paznokieć. I jeszcze krew jej z nosa leciała! A mimo wszystko i tak wyglądała dużo lepiej od Fajki w poprzednim stanie. Teraz to już nawet nie ma o czym mówić! - A tobie się chyba nos przekrzywił. A przepraszam, on już taki był - uśmiechnięta i przy okazji dumna jak paw MMS odparła niby-hejt Greyowej zastanawiając się jakby tu zakryć swoje śliczne, czarne stringi. Chociaż nie musiała ich zakrywać, bo z pewnością niejednemu studentowi (bądź nauczycielowi!) by się to spodobało. Przynajmniej miała się czym pochwalić, nie to co zezowaty rudy szczurek.
Z zamyślonym wyrazem twarzy pałętał się po korytarzach Hogwartu w poszukiwaniu jakiejś odskoczni od tego nudnego dnia. Ostatnio miał takie zawirowanie, że się prosiło o coś szalonego. Po morderstwie jego słodkiej Australijki czuł się w dużym stopniu wyprany z emocji. Niestety z tych pozytywnych, bo frustracji i gniewu było w nim co nie miara. Pewnie teraz szukał jakiegoś powodu do bójki, co prawda nieświadomie, ale jednak! U Camerona nie było to trudne, przecież tak niedawno obił jakiegoś randomowego ślizgona, który wparował im do domku. Ach, co się działo w tej Japonii... Kaia żyła, taki smutek. Zastanawiał się, kiedy w końcu odbędzie się kolejny mecz i znów zajmie się tym po co tu przyjechał. Szkocja jest porąbana, tak samo jak ta cała szkoła. Stwierdziwszy, że dawno nie biegał, postanowił wbiec po chodach na jedną wieżę. Dla niego ten wysiłek był prawie niczym, ale co mu szkodzi? Może wpadnie na jakiegoś Angola, który będzie się prosił o bójkę? No trzeba mieć nadzieję! Zwolnił gdy usłyszał jakieś dwa damskie głosy. KŁÓTNIA! Serio? Naprawdę Cameron nie obraziłby się, gdyby byli to faceci... ale kobiety? Do ich szarpaniny nie zamierzał się przyłączyć, aż taki brutalny to on nie jest, no halo! Gdy jego oczom ukazały się owe panny, cicho wymamrotał francuskie przekleństwo pod nosem. -Jak już się bijecie, to bijcie tak by było raz a porządnie. A nie się tak pieprzycie nad sobą. Założył ręce i pokręcił zdegustowany. Jak dobrze pamiętał to koleżanki z drużyny zrobiły to o wiele "lepiej" na jednej z puchonek. Co począć, Kanadyjczycy tacy przyjaźni ludzie po prostu! A teraz patrzcie, przyzwoity Cameron stanął pomiędzy nimi, by odgrodzić bijące się panny od siebie. - Skłamałbym, że to męczarnia dla oczu... ale koniec zabawy, no już. Weatherly pewnie znów zaskoczył wszystkich swoją niecodzienną postawą i postanowił jakoś zapanować nad tym chaosem. Nie przyglądając się się dziewczynom zbytnio, dostrzegł jednak, że jedna.... nie ma czegoś na dole (a raczej części spódniczki), co ukryłoby jej bieliznę. Upsik, prawie jak jeden Australijczyk na zajęciach z eliksirów. Przez to zamieszanie nawet nie zdążył stwierdzić, czy zna rudowłosą i blondynkę. Uśmiechnął się tajemniczo i rzucił jej swoją luźno narzuconą koszulę. Widok ładny, no trudno. -Szkoda, że w Kanadzie jest za zimno na to - powiedział podając jej odzienie. No proszę, a to Cameron dżentelmen!
Zmierzyła blondynkę czekoladowymi tęczówkami od góry do dołu i prychnęła na jej tekst o kolekcji śmietnikowej. -Lepiej się zamknij, bo tym razem wyrwę Ci te blond kłaki! -powiedziała zdenerwowana. Otrzepała swoją szatę z kurzu i westchnęła bezgłośnie. Boże z Nich za idiotki, sponiewierały się po podłodze a i tak to nic nie zmieniło. No ale cóż, przynajmniej mogła nabijać się z Blondi widząc brak części Jej spódnicy. -Auć, zabolało. -dodała trzepocząc rzęsami jak Mandy. W sumie to i tak blondyneczka oberwała gorzej, ale Ona także nie uszła bez szwanku. Gdy ujrzała Camerona wchodzącego do wierzy nieco się zdziwiła. Cofnęła się dwa kroki i sycząc pod nosem różne przekleństwa zasłoniła porcelanową twarzyczkę rudymi włosami. Obserwowała uważnie jak chłopak daje MMS swoją koszulę. -Nie było warto. -stwierdziła oschle, mając na myśli bójkę z Saunders. Oparła się plecami o mur i odetchnęła głęboko przełykając ślinę. Dotknęła swojego czerwonego policzka chłodnymi paluszkami. Auuć, będzie siniak. Ale co na to poradzić. Otarła nadal sączącą się krew z zadrapanego policzka i lekko napuchniętej wargi wierzchem dłoni. Wyjęła różdżkę z kieszeni szaty po czym wsunęła ją do prawego kozaka za skarpetę. Zdjęła poszarpaną i brudną szatę, po czym zwinęła ją w kłębek. Poprawiła top na ramiączkach i spojrzała na Mandy w milczeniu. -Ciekawe co się teraz stanie, nasza królewna połamała wszystkie paznokietki. -powiedziała oschłym tonem mrużąc oczy i nie spuszczając wzroku z Mandy.
Kiedy Mandy fajterka czekała lata świetlne na "przebiegłe" i "zwinne" ruchy ślizgonki, na ring wtargnął jakiś nieokiełznany widz, który tylko przeszkodził w dalszej walce. Saunders już myślała, że skopie jeszcze kilka razy tłuste dupsko krówki, a tu taka przykra niespodzianka. I jeszcze taki niemiły komentarz do starań MMS. Przecież ona doskonale walczy! Jest dziką lisicą, nikt nie będzie nią tutaj pomiatał. Zwłaszcza kiedy jej wizerunek i tak jest zszargany przez krzywo obcięte pazury rywalki. Wracając do standardów, znów kilka pseudo obelg poleciało w stronę nieporuszonej krukonki. Te słabe hajty spływały po niej jak po szklanej szybie! I nawet cienka jak szkło była, tyle, że miała kilka wypukłości (to chyba dobrze?). - Może lepiej wróć na pastwisko? – odparła podsumowując większość bezsensownych wypowiedzi przeciwniczki i patrząc w jej stronę. Ale co to była za przeciwniczka? Przemoc, przemoc i jeszcze raz przemoc. A to nie jest dobre rozwiązanie. Dobra, czym ja się łudzę. Przynajmniej ten przystojny zawodnik je rozdzielił! I nie musiała już się przejmować, że mocniej oberwie. - Mam nadzieję – złapała koszulę Cezara i zaplotła ją w pasie, przykro mi panie obrońco. Odwróciła się do przybysza świecącego gołą klatą przodem, bo nie każdy ma prawo oglądać tak cudne widoki jakimi były pośladki MMS! W każdym razie w nowym odzieniu wyglądała dobrze lecz niezbyt gustownie, ale co tam! W końcu nie co dzień bije się z gołym zadkiem. - Faux pas, mój drogi. Kobietom w bójce się nie przerywa – odparła, błyszcząc swoim cudnym francuskim akcentem. W pośpiechu szukając jakiejś chusteczki, w którą mogłaby wytrzeć krew spływającą z nosa, bo zaczęło jej dokuczać, że lepki płyn dostawał się do tych idealnych usteczek. Ale zauważcie, że tym razem Mandy nazwała Fajkę kobietą!
Westchnął słysząc rzucane pomiędzy nimi obelgi. Na Merlina, jak w przedszkolu. On trafił na jakąś kłótnię o zabawki pierwszoklasistów? No przepraszam, ale robią więcej hałasu o nic. Cameron nie cackałby się, gdyby miał coś do kogoś. Dobrym przykładem była właśnie wcześniej wspomniana Japonia. Bez zbędnych wyzwisk, przywitał jego twarz swoją pięścią. Marnotrawstwo czasu i niepotrzebne strzępienie języka. Niektórzy to chyba nie umieli konstruktywnie spożytkować wolnego czasu, co jednak począć. On w przypływie dobroci, postanowił uratować je od siniaków i blizn... zero wdzięczności. -Nadzieją matką głupich. - uśmiechnął się chłodno i zaplótł powoli ręce. Przez chwilę przyglądał się poczynaniom blondynki, by za chwilę odwrócić wzrok do rudowłosej nieznajomej. Bo chyba jeszcze nigdy z nią nie rozmawiał, prawda? Weatherly nie miewał problemów z zapamiętywaniem kobiet, jednak ostatnio nie miał do tego głowy. Wszystko działo się za szybko, a on nie chciał nawet przed sobą się przyznać, że powoli traci grunt pod nogami. Gdybyście kiedyś powiedzieli mu, że będzie tak się czuł po utracie jakiejś niewiasty wyśmiałby was... albo wymierzył celny cios. -Nic Ci nie jest? - tamtej pannie, chyba nie brakowało żadnej części garderoby. O tyle dobrego, bo on już nie rzuciłby nic jej na ratunek. Cofnął się o krok, iż panny nie wydawały się już tak zacięte i gotowe do boju. To teraz powinien sobie już iść? Czy może w ramach zemsty zepchną go ze schodów? Wrócił wzrokiem do blondynki i posłał jej uroczy grymas. Serio, Francuzka? Czy może po prostu chwali się swoimi zdolnościami do języków? - Racja, wybacz. Następnym razem poczekam, aż będziecie zbierać własne zęby z ziemi. Smutne, mało obchodzą mnie jakieś pieprzone gafy.- wzruszył ramoinami. Naprawdę kogoś obchodziło teraz, czy on postępuje z zasadami dobrego wychowania. Już miał ruszyć ku schodom, jednak coś sobie przypomniał. ON JĄ PRZECIEŻ ZNAŁ! To nie jest przypadkiem ta urocza blondynka Scarlett, którą poznał w pewne wakacje? Dałby sobie głowę uciąć, że wygląda identycznie. Tylko może zachowywała się wtedy ździebko inaczej, nikogo nie pobiła. I jak dobrze pamiętał, nie używała przy nim francuskiego. - Czy my się już przypadkiem nie znamy? -przechylił lekko głowę w bok i dokładniej się jej przyjrzał.
Każda obelga blondynki ją bolała, ale nie dawała tego po sobie poznać. Nie mogła okazać słabości przy Niej. Przełknęła bezgłośnie ślinę patrząc na chłopaka. -Nic mi nie jest. -powiedziała spokojnie. Gdy chłopak wrócił do 'rozmowy' z Mandy spojrzała na Nią jedynie. -Lepiej już pójdę. -wymamrotała pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia z wierzy. Powoli stawiała kroki idąc schodami w dół. Dlaczego Ona ją tak nienawidziła, przecież nic jej nie zrobiła. A MMS wciąż ją obrażała i wyśmiewała się z Niej. W jej głowie ciągle brzmiały obelgi dziewczyny, że jest grubą krową, ropuchą itp. Zeszła na dół i spojrzała na niedużą wnękę pod schodami. Usiadła na podłodze, podkuliła nogi i oparła brodę na kolanach. -Przecież nie jestem gruba, brzydka i głupia.. -wyszeptała cichutko sama do siebie. -A może jestem, może to wszystko prawda.. -dodała. Poczuła jak po jej policzkach zaczynają spływać słone kropelki. Zaczęła je szybko ocierać wierzchem dłoni, ale one uparcie spływały po jej policzkach jak na złość. 'Nie jestem słaba, nie jestem słaba.' powtarzała sobie w duchu. Nic to nie dawało, miała już tego wszystkiego dość. Nawet jej własny ojciec ją nienawidził, a przecież niczym mu nie zawiniła. W Mandy dostrzegła podobieństwo jej ojca. Byli dokładnie tacy sami, zapatrzeni w siebie, aroganccy i samolubni. Oboje jej nienawidzili, poniewierali nią. Mogła wyjechać gdy miała okazje, ale nie przecież Ona nigdy się nie poddaje więc została w szkole. Przecież mogła to zmienić, uciec dać sobie z tym wszystkim spokój i zamieszkać gdzieś daleko, zapomnieć o tych wszystkich przykrych sytuacjach, które ciągle ją spotykały.
Mandy nie znosiła, kiedy ktoś, ktokolwiek traktował ją jak idiotkę. Jeszcze z takiego lichego powodu, jakim było brak posiadania umiejętności do walki. Znaczy się, może i tam jakieś miała, ale zdecydowanie preferowała ciosy różdżką, niż pięścią, której mogłaby się przecież stać krzywda. No, nie ważne. Pomijając ten fakt, spokojnie popatrzyła, jak ruda opuszcza wieżę. No z MMS to taki aniołek z różkami trochę, ale gdyby Fajka nie zaczynała tej kłótni, nie ryczałaby teraz na schodach, tak? Wow Bernard nareszcie się zorientował, kim ona jest, wow. Może coś sobie przypomni? Albo podobnie do Jackson zapomni o swojej wielkiej miłości, która mu tego z pewnością nie wybaczy. Ale ogólnie Cezar wydawał się być jakiś inny; to znaczy zachowywał się inaczej od ich ostatniego spotkania. Bo wyglądał dokładnie tak samo, ale miał w sobie mniej tego magnesu, który wtedy przyciągnął do niego krukonkę. Co się takiego stało? I jeszcze był dla niej taki oschły. Pewnie sobie zasłużyła tym nieprzerwanym milczeniem, ale co tam! Zdecydowanie wolała udawać, że nic między nimi nie było - Nareszcie się zorientowałeś – odpowiedziała, odpowiadając tym samym lustrowaniem, które otrzymała od Weatherly’ego. Podeszła kilka kroków bliżej, zakładając ręce na piersiach. Serio, nareszcie sobie przypomniał! Nareszcie niebieska będzie mogła mu powiedzieć, co się u niej działo, jak go nie było! Bo w końcu zeszłe wakacje były tak dawno temu, że zdążyła już dać dupy kilku innym. Oj tam, oj tam, niech się cieszy, że przynajmniej serce wciąż jest jego! Cała reszta pewnie też, ale najpierw Saunders będzie musiała poprzypominać, jak to się stęskniła. – Szkoda, że tak późno Cezarku Weatherly.
Travis wszedł na szczyt wieży północnej i podziwiając pogrążone w ciemności błonia Hogwartu, zaczął szukać w kieszeni fajek. Znalazłszy w końcu wymiętą paczkę odpalił papierosa końcem różdżki i zaciągnął się głęboko. Wydmuchując szaroniebieski dym opuścił spięte ramiona odprężając się. Na szczęście ten wyjątkowo ciężki dzień ma się ku końcowi. Kolejny raz wciągając do płuc tytoniowy dym przemknęło mu przez głowę, że na zakończenie tego parszywego dnia najlepszym lekarstwem byłaby nocna wizyta jakiejś miłej koleżanki. Nie skończył nawet formułować tej myśli, gdy za sobą poczuł czyjąś obecność. Nonszalancko pstrykając niedopałkiem za okno powoli obrócił się w stronę obcego. Na jego usta wypłynął łobuzerski uśmieszek, kiedy jego oczom ukazała się niezwykle atrakcyjna niebieskooka blondynka. Niestety Ślizgonka. - Cóż nie można mieć wszystkiego - pomyślał - Miejscówka zajęta, zrób nam obojgu przysługę i spłyń stąd. - powiedział szyderczym tonem Travis, w głębi duszy jednak licząc, że ta atrakcyjna dziewczyna zapewni mu dzisiaj rozrywkę.
Cóż taka Ślizgonka jak panna Golightly mogła robić o późnej porze w tak nieodpowiednim dla niej na wieczorne przechadzki miejscu jak Wieża Północna? Na pewno nie miała zamiaru podziwiać widoków, gdy znała je na pamięć ani popełniać spektakularnego samobójstwa skacząc z jednej z najwyższych wież w zamku - pokierował ją prawdopodobnie jej własny masochizm, bo, nie oszukujmy się, ciepło nie było. Dla tak ciepłolubnej dziewczyny obecna temperatura, chociaż nie należąca do rekordów, była już wystarczająco niska, by grzać swoje najzacniejsze spośród całego społeczeństwa cztery literki przy kominku w Pokoju Wspólnym. Jednakże z pewnym opóźnieniem sobie przypomniała, że w trakcie swojej wizyty zaledwie kilka godzin wcześniej zostawiła tu swoją rzecz. Nie, nie mówimy tu o przypadkowym Krukonie z bodajże II roku studiów, który miał tę przyjemność jej towarzyszyć, chociaż i jego faktycznie pozostawiła, w nie najlepszym stanie, trzeba przyznać (chociaż to też zależy od punktu widzenia). Musiała bardzo tęsknić za swoim rodzinnym pierścionkiem, który, była pewna, że upadł właśnie w tym miejscu, bo nawet pamiętała, jak się zsunął z jej palca. Nie była jednak skłonna go wówczas podnieść, gdy miała inne rzeczy do roboty, jednak po wspomnianych kilku godzinach wpadła w leciutką panikę, bo była bardzo przywiązana do pamiątek rodzinnych. Co będzie, jak jakiś żałosny dzieciak to znajdzie i, co gorsza, przywłaszczy sobie, chociaż na wewnętrznej stronie wyraźnie było wyryte nazwisko Golightly i wyraźnie było widać,, do kogo należy. Banda złodziei, ot co. Pewnie szlamy. Szlamy i mugole to jak cyganie, czemu oni w ogóle uczą się w Hogwarcie, gdy powinni żyć na swoim własnym śmietniku i nie wtrącać się do czarodziei? Świat schodzi na psy. W każdym razie pokonywała po kolei wszystkie schodki, kląć siarczyście w myślach. Brawo, Golightly, jesteś tak nieuważna, gdy zamota tobą twój wilowaty szał. Nic nie poradzi, że w takich chwilach tak ważne było tylko zdobycie celu, że nic innego się nie liczyło, a wrodzony perfekcjonizm i upór odsuwał na bok wszystko inne? Opatuliła się szczelniej swoim płaszczu, pamiętając idealnie, jak zimne były te mury i przekroczyła próg okrągłego, niezbyt wielkiego i wymyślnego pomieszczenia, wbijając od razu wzrok w podłogę. Było ciemno, ale to nie powstrzymało jej od przyuważenia drobnego błysku w okolicy nóg...chłopaka. Miała towarzystwo. Uroczo. - Bo co? Wyrzucisz mnie stąd? - zaśmiała się kpiąco i sięgnęła po błyskotkę, chowając ją do kieszeni. Następnie wyprostowała się i spojrzała mu wyzywająco prosto w oczy. Nikt normalny nie ważył się do niej tak odezwać, ale w Hogwarcie była cała masa nienormalnych ludzi, żeby nie powiedzieć - prawie wszyscy, więc nie za specjalnie tym się zdziwiła.
-Nie dość, że ze Slytherinu to jeszcze pyskata sucz. - pomyślał Travis. Jaka by jednak nie była, nadal pozostawała bardzo atrakcyjną kobietką, a on nie miał w zwyczaju przepuszczać takich okazji. - Wolisz przez okno, czy może mam Cię zepchnąć ze schodów? - rzucił ociekającym sarkazmem tonem - Dzisiaj mam dzień dobroci dla gadów, więc możesz sobie wybrać. - dodał. - Chociaż muszę przyznać, że szkoda by było uszkodzić taką piękną buzię. - dorzucił już nieco bardziej pojednawczym tonem, błyskając w jej stronę uśmiechem. Wrodzony pragmatyzm jednak ostrzegał go, że albo skończą dzisiaj w łóżku, albo, co równie prawdopodobne, zakończy się to niezbyt przyjemną wymianą zaklęć. Tym samym, nie pozbywając się uroczego, w jego mniemaniu, uśmiechu, niezauważalnie poprawił w kieszeni różdżkę, aby mieć do niej szybki dostęp.
Oj, nawet nie wiesz, jak bardzo pyskata sucz. Chociaż nie, Anneliese nie była suką. A właściwie była, dla odpowiednich osób, które nadepnęły an jej odcisk i zdawałoby się, że taki Travis naciska coraz mocniej lub bardzo się do tego przymierza. Tym gorzej dla niego, bo o ile on nie mógłby przepuścić okazji i dlatego nie chciałby, by się an niego zezłościła, o tyle ona bez chwili zawahania zgnoiłaby go tak, że w pięty pójdzie, bo nie dla wszystkich mężczyzn musiała być miła. - Pomyślmy... - przerzuciła włosy za ramię i przystawiła paluszek do ust, jakby rozważając obie opcje. - Wolałabym chyba schody. Na rękach lub w specjalnej lektyce do samego dormitorium, jeśli łaska.- zatrzepotała niewinnie rzęsami i zaczęła oglądać swoje paznokcie. Jej głos nie sugerował co najmniej prośby, a właściwie rozkaz. Nie obraziłaby się, gdyby męskie ramiona poniosły ją do samego Pokoju Wspólnego, wszak tak zimno, tyle schodów, a ona już taka zmęczona! Gwoli prawdzie - nie była, ale za to bywała bardzo leniwa. - Ja mam piękną buźkę, a ty niewyparzony język - odgryzła się, szczerząc niezmiennie swoje ząbki w złośliwym uśmieszku. Musiała mieć ostatnie zdanie, nigdy nie była skłonna ignorować, gdy przychodzi taki palant i myśli, że ma na nią kontrolę. Nikt nie miał nad nią kontroli. Nikt nie mógł jej zastraszyć czy grozić. A już an pewno nikt nie mógł jej mówić, co am robić. Każ jej coś zrobić, a ona zrobi coś odwrotnie lub odpłaci się piękna wiązanką złośliwości. Zignoruje w najlepszym wypadku. - To jak? Bo ja nie mam zamiaru się stąd ruszać, chłopczyku - a właściwie miała taki zamiar, bo jedynym jej powodem przyjścia na wieżę było odnalezienie pierścionka, a skoro go odnalazła to teoretycznie mogła już się ulotnić, ale nie, nie da mu tej satysfakcji. Kątem oka zerknęła na jego rękę w kieszeni i była święcie przekonana, że trzyma ją na różdżce. Nie sięgnęła po swoja, bo była pewna, ze się nie ośmieli. Tego już na pewno nie zrobi, a jeśli jakimś cudem jego głupota weźmie górę nad zdrowym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym - skończy na tyle źle, że do końca życia odechce mu się wchodzić jej w drogę.
- Czyli wychodzi na to, słoneczko moje, że trochę tutaj jeszcze posiedzimy - Travis był tak zapatrzony w ruch jej włosów, że wypowiedział to zdanie w zupełnie niepodobny dla siebie sposób. Tracił nad sobą kontrolę, a to mu się niezwykle rzadko zdarzało. To nie była zwykła dziewczyna, co każdemu normalnemu człowiekowi, dałoby do myślenia i czym prędzej zszedłby jej z drogi. Travis był jednak zupełnie inny, uwielbiał ryzyko i gotów był zaryzykować zdrowie fizyczne, a kto wie może nawet złamane serce, żeby tylko ją bliżej poznać Kątem oka zauważył, że dziewczyna spięła się w sobie na widok jego nerwowego ruchu do różdżki i chcąc to zamaskować wyciągnął ją, odpalając kolejnego papierosa. Travis czuł, że z każdą chwilą traci kontrolę nad sytuacją, co niezmiernie go irytowało. Chcąc nieco poprawić swoją pozycję zaciągnął się głęboko i powiedział: - Chociaż z drugiej strony, tak bez gry wstępnej, od razu do dormitorium ? - i chcąc sprawdzić na ile może sobie pozwolić ciągnął dalej - Na to moja ty urocza Ślizgonko trzeba sobie zasłużyć. - rozkoszując się nikotynowym dymem zaczął bezczelnie taksować ją spojrzeniem swoich zielonych oczu, czekając na reakcję.