Na drugim piętrze znajduje się od wielu lat nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Obecnie jest to ulubione miejsce Irytka do bałaganienia. Czasem przychodzą tu jednak także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 6/9/2014, 17:46, w całości zmieniany 1 raz
Pobiegł za nią. Kiedy usłyszała jego głos nawet się nie odwróciła. Po prostu uniosła głowę i wpatrywała się przed siebie. Uchyliła lekko usta, ale nie miała jak mu przerwać. Gdy skończył nawet nie drgnęła. - Przykro Ci? – wyszeptała spoglądając kątem oka w tył. Przegryzła wargę i odwróciła się w końcu, na jej ustach widniał uśmiech, ale… coś było z nim nie tak. Nawet kiedy płakała w jego ramionach nie uśmiechała się w ten sposób. - Dlaczego? To mi jest głupio… – wydukała nie odrywając spojrzenia od niego. W pewnym momencie poczuła jak do jej oczu napływają łzy, wlepiła spojrzenie w podłogę i przegryzła wargę – nie chciałam wam przerywać i… zrobiło mi się głupio jak was tak zobaczyłam – dodała. Czuła, że jest roztrzęsiona, ale nie chciała pokazać jak ją to boli. Jeżeli Elena jest szczęśliwa i on… jeżeli ma uczucia przy niej to powinno być wszystko w porządku. - Ale wiesz… – włosy zasłaniały całą jej twarzyczkę, nie można było dostrzec jakie uczucia się na niej malują – jestem szczęśliwa… – te słowa musiały zabrzmieć dziwnie w jej ustach, a co najlepsze, mówiła z pełną szczerością, co chłopak mógł wyczuć. Nagle podniosła wzrok i wlepiła go prosto w jego oczy, poczuła jak po jej policzkach spływają łzy, ale uśmiech pozostawał ten sam – cieszę się, że jednak nie jesteś całkowicie pusty. Kiedy jedna łza spadła spłynęła, a za nią potok kolejnych, jej twarz wyrażała zdziwienie może połączone z oszołomieniem. - Co? – przybliżyła ręce do policzków - Czemu płaczę… przecież ja – miała mętlik w głowie, spojrzała na chłopaka i wyszeptała – Przepraszam… to ze szczęścia… naprawdę… ze szczęścia.
Ciężko mu było patrzeć, jak znowu płacze. Tym razem jednak nie zamierzał jej przytulić. Nie mógł tego zrobić i szczerze mówiąc nawet nie chciał. Nie po tym, kiedy jego ręce dosłownie chwile temu dotykały w TAKI sposób inną kobietę. Czuł się w tym momencie po prostu brudny. Brudny z napływających emocji, których nie umiał opanować. Jak za każdym razem gdy ulegał widokowi Eleny. Jednak od zakończenia ich związku nie pamiętał, by kiedykolwiek zaszło to tak daleko. Czyżby nagle zaczął szukać jakiś wrażeń, ciepła? Nie, to nie mogło być tak. To nie były jego uczucia. Był pewien, że to nie należało do niego. Zwierze, które się w nim obudziło jest czymś obcym. On sam wolał pozostawać w swojej sferze osobistej – odgrodzony od wszystkiego, samotny, spokojny o siebie i swoje życie, a przede wszystkim o swoją przyszłość. - Posłuchaj. Uważam, że powinnaś wiedzieć, że ja i Elena nie jesteśmy razem, więc twoje... Szczęście nie może tu mieć nic do rzeczy... I proszę byś nie oceniała mnie ze względu na tą chwilową... Słabość – Czy on się lekko zdenerwował na stwierdzenie, że „nie jest pusty”? Najwyraźniej stwierdzenie, że właśnie on ma uczucia wywoływało w nim zmieszanie i niezadowolenie. Jakby świadomie próbował się wszystkich ich wyzbyć. Jakby uważał je za chorobę, za zły nawyk. Tak właśnie został wychowany w domu. Że nie myśli się sercem, a wyłącznie rozumiem. Że nie kieruje się emocjami, a chłodną logiką. Że wszystko co spontaniczne, niezaplanowane jest złe, a każde taktowne posunięcie do klucz do sukcesu. Taki właśnie był Jake. Nie był nim ten chłopak z Pokoju Snów. - Proszę przestań się tak sztucznie uśmiechać...
- Słabość – powtórzyła za nim – Więc jestem słaba? – trochę ją to zabolało. Ona była bardzo emocjonalna, zawsze reagowała na wiele rzeczy z niesamowitą przesadą i to oznaczało, że jest słaba? Możliwe… pewnie chłopak ma racje, pewnie dlatego teraz czuje jak ja rozrywa w środku. - Wybacz, że to powiem, ale… nie możesz się wyzbyć wszystkich uczuć, nawet teraz… jesteś zdenerwowany… – wyszeptała odwracając wzrok. Nie chciała na niego patrzeć. Jej się udało… tak łatwo… tak… Przegryzła wargę i przełknęła ślinę – co jest dobrego w byciu wypranym z emocji? – wydukała. Nie mogła na niego nawet spojrzeć – jeżeli tych emocji nie masz to po co za mną poszedłeś? Mogłeś tam zostać… gdybyś nie miał tych emocji nie uważałbyś że musisz iść za mną – zamilkła i na chwilę na niego spojrzała, ale natychmiast odwróciła wzrok – bez emocji nie wiedziałbyś jak reagować na wszystko co cię otacza. Odrobina tego wszystkiego… jest w tobie, czy tego chcesz, czy nie. Nie mogła już… po prostu nie potrafiła, ale zmusiła się i spojrzała mu prosto w oczy… tym pustym spojrzeniem, którym i on ją obdarował… jej mimika złagodniała stała się… bez wyrazu, jej głos odbijał się echem od ścian taki… pusty. - Dlaczego? Twój uśmiech też nie jest prawdziwy.
- Wybacz, źle dobrałem słowa. Nie chodzi o twoją słabość, lecz o moją – Od razu wyjaśnił lekkie zamieszanie, które wprowadził. Westchnął. Musi być konkretniejszy. Wróć do siebie Jake, wróć do siebie. W tym stanie nie myślisz trzeźwo, czy co? Mogłeś ją urazić. TAKT Jonatan. Pilnuj taktu... - Nie chcę Cię urazić, ale nie uważam żebyś była odpowiednią osobą do analizowania mnie i mojego postępowania – Nie zamierzał jej tłumaczyć się z niczego. Ani z powodów swojego trybu życia, ani z tego że pobiegł za nią bo tak wypadało. Nie podobało mu się to, że ktoś nie dość, że otacza go zbędną uwagą to jeszcze próbuje się wtrącać w jego ustalone i zaplanowane życie. Z drugiej jednak strony nie może jej unikać. Czas się po prostu ogarnąć. Mignięcie w jego oczach było szybkie. Uspokoił się. Akurat na niego patrzała. Mogła zobaczyć, że poznany jej chwile temu blask zanikł. Przyjął minę wyjątkowo neutralną. Nic więc się dla niego nie stało. Dla niej również nie powinno to wydarzenie być ważne i znacząco - Proszę, by sprawa pozostała między naszą trójką. Nie mogę sobie pozwolić na rozprzestrzenienie tego typu... Opinii. Koliduje z moimi planami – Oboje byli teraz siebie warci. Bezbarwni. Nie trzeba było nic więcej już mówić jego zdaniem. Cofnął się, ukłonił i począł zmierzać w stronę wyjścia. Daleko nie miał.
Słuchała go w ciszy nie tłumacząc się z niczego, nie miała zamiaru, nie zrobiła, ani nie powiedziała nic złego. Jeżeli myślał, że dziewczyna pozwoli mu tak po prostu wyjść, to się grubo mylił. Zrobiła kilka kroków i nagle… pojawiła się opierając się o drzwi w ciszy i spokoju. Teleport? Niee… wykorzystała swoją niespotykaną zdolność, żeby ‘zniknąć’ z jego oczu i pojawić się w innym miejscu. Ku jej zaskoczeniu zrobiła to ciszej niż zazwyczaj. - Lacrimosa dies illa Qua resurget ex favilla Judicandus homo reus Huic ergo parce Deus Pie Jesu Domine – z jej gardła wyleciały słowa, które chłopak znał już bardzo dobrze. Uniosła wzrok i spojrzała na niego niepewnie – Tego dnia z łez, On zmartwychwstanie. Człowiek ma być uznany winnym i wtedy zmiłuj się Panie, Jezu Miłosierny Panie. – przetłumaczyła słowa kołysanki, którą zaśpiewała, zrobiła kilka kroków do przodu i spoglądając na niego tym pustym spojrzeniem złapała go za dłoń i podniosła, przymierzyła ją do swojej i wpatrywała się w nią w ciszy. - Jesteś taki jak ja… jesteś człowiekiem, a człowiek jest skazany na uczucia – wyszeptała – smutek… nienawiść, radość, niepewność, cierpienie, nieśmiałość, zakłopotanie i… – zamilkła na chwilę i pozwoliła mu wziąć rękę – miłość… – Podniosła wzrok i przegryzła wargę – wiesz… przepraszam… gdybyś mnie nie spotkał miałbyś łatwiejsze życie… ale… ja nie chciałabym Ciebie nie spotkać… chciałam… chciałam zobaczyć chociaż odrobinę emocji na twojej twarzy, usłyszeć emocje w twoim głosie i poczuć je… – uniosła dłoń i położyła ją na jego policzku, nagle jej oczy wróciły do poprzedniego stanu, były zaszklone i wróciła ta iskierka – Udało mi się – pojawił się uśmiech, tym razem prawdziwy – więc nie będę Cię już więcej nękać… pozbędziesz się mnie… – odsunęła się od niego i podeszła do drzwi otwierając je. Stanęła w nich na kilka chwil i spojrzała na chłopaka. - Dziękuję i… przepraszam.
z\t
Ostatnio zmieniony przez Victorique Moonlight dnia 5/1/2015, 23:49, w całości zmieniany 1 raz
No wiesz, teleportować się w Hogwarcie nie da, więc niestety musiała być to ta jej cholerna zdolność. Babo, dlaczego ty go tak prześladujesz. Co ten biedny chłopak Ci zrobił? On tylko był miły, a ty jesteś taka namolna. Na prawdę, ma Cię dość! Tak trudno to zrozumieć! Po jej słowach zrozumiał, że najwyraźniej w końcu to zrozumiała. I nie wiedział dlaczego, ale czuł się z tym... Dziwnie. Owszem, cieszył się, że ta sytuacja tak się rozwinęła. Był pewien, że nie będzie mu więcej przeszkadzała w dążeniu do wyznaczonych sobie wysoko celi. Nie będzie musiał słuchać jej bzdurnych analiz, które były jego zdaniem kompletnie nie trafione. Nie będzie się już denerwował. - Mimo wszelkiego pojęcia, jakie o mnie masz... Nie jestem robotem. I nie życzę sobie takich uwag – Oczywiście kiedy tylko mógł odsunął od nie rękę i całego siebie. Już mówiłam, że czuł się brudny. Po co go przepraszała? Po co mu dziękowała? Po co próbowała mu jeszcze zrobić mętlik w głowie? - Zajmij się swoim życiem. Chyba nie jest zbyt udanie, skoro cały czas masz usilną potrzebę wtrącania się w moje – Chciałaś uczucia, masz uczucia. Albo inaczej. Jego oczy nadal były bezbarwne, jednak on wiedział, że ona czegoś oczekuje. Oczekuje choćby właśnie złości. Więc ją obraził. Dał jej drętwe, oszukane poczucie tego, że coś osiągnęła. Udawana złość. Udawany gniew – mocne ominięcie jej przesuwając ją w bok i zniknięcie w korytarzu.
Marcela siedziała po turecku na jednym ze stołów, ze szkicownikiem spoczywającym na kolanach. Oparła plecy o ścianę, odpoczywając przez chwilę; właśnie wysłała do Lucasa sowę, która bez problemu ją tam odnalazła. Nieźle, jak na zwierzę reagujące tylko na hasło "jedzenie", prawda? No, w każdym razie Marcela czekała. Albo na odpis, albo na sowę, że Lucas jednak się spotkać nie może. Ewentualnie na sowę z potwierdzeniem przybycia. No cóż, Marcysia i tak miała zajęcie - mianowicie rysowanie. I śpiewanie. Bo kiedy podczas rysowania czuła, że jest sama (ewentualnie z osobą, której ufa) zaczynała sobie podśpiewywać. Pomagało jej to się rozluźnić, skupić, poprawić humor, wyładować emocje... Jedna z tych rzeczy, bez których nie przeżyłaby dnia. Zatem siedziała sobie na wcześniej wspomnianym stole i zatracała się w rysowaniu. Właściwie, to były tylko luźne ćwiczenia perspektywy, ale Marcela miała akurat ochotę na coś niezbyt wymagającego.
Gdy tylko dostał zwrotną sowę od Marceli z propozycją spotkania, serce chłopaka zaczęło bić szybciej. Chciał zrobić jak najlepsze wrażenie, więc poprawił swój żółty krawat i ogarnął zmierzwione włosy spinając je w koczek. Na koniec uśmiechnął się sam do siebie. Idź już przystojniaku, nie każ jej czekać- pomyślał tylko i chwytając w biegu skórzaną torbę, opuścił pokój wspólny Puchonów. Przepychał się między tłumami uczniów na schodach, niezręcznie przepraszając wszystkich których nieumyślnie potrącił. Dokąd to, Bielecki? Gdzie się tak spieszysz, co? - wołało za nim wiele portretów, lecz chłopak nie zwracał na nie większej uwagi. Uśmiechał się tylko niewinnie i zdyszany odpowiadał, że musi iść. Już, już zaraz, jeszcze tylko jedne schody i w lewo. - powtarzał sobie w duchu nie zwalniając kroku. W końcu dotarł do starych, żelaznych drzwi i od razu pociągnął za klamkę. Wpadł do środka niczym tornado. Najwidoczniej zbyt szybko, bo potknął się o własną sznurówkę i runął na posadzkę. W ostatnim momencie złapał równowagę, co skutkowało upadkiem na kolana w dość śmiesznej pozycji, prosto pod nogi Marceline. Próbując wybrnąć z tej sytuacji jakoś w miarę z klasą, wyciągnął ręce w stronę dziewczyny i zawołał: - Taadaa. Oto i jestem. Po jego czerwonej od biegu twarzy spływały drobne kropelki potu, więc otarł je szybko rękawem, zanim Marcela zdołałaby je zauważyć. Uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią niepewnie.
Marcela nieco zmieniła pozycję, mianowicie usiadła zwieszając nogi na brzegu ławki i machając nimi beztrosko. Rysunek co prawda stanowił tylko ćwiczenie, niemniej wyglądał całkiem porządnie, a dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, zadowolona z efektu - choć były to ledwie początki całego rysunku. W międzyczasie przez uchylone okno do klasy wpadła sowa Lucasa, a Marcela odwiązała od jej nóżki liścik i przeczytała go, praktycznie nie przerywając rysowania. Właściwie to spodziewała się, że Lucas od razu przyjdzie - wyszła z założenia, że skoro miał czas, by pisać do niej sowy, to na pewno miał go również na spotkanie. Mimo że dziewczyna postanowiła wtedy pobyć trochę sama i porysować, to uznała, że Lucas wcale nie będzie jej przeszkadzał. Nathaniela nie widziała już od dawna, musiała odetchnąć od tego wszystkiego, a samotne siedzenie i rozmyślanie przecież nie miało sensu, prawda? Trzeba było się otworzyć. Pogadać z ludźmi - jak nie o tym, to chociaż ogólnie, żeby zająć myśli czymś innym niż brak kontaktu między nią a Woodsem. - - I got love on my fingers, lust on my tongue You say you got nothing, so come out and get some - zaśpiewała, akcentując charakterystycznie ostatnie słowo i uśmiechając się do siebie samej z tego powodu. Według niej po prostu zabrzmiało to nieco dziwnie, ale nie znaczy to, że źle. Wtedy do klasy wpadł nagle Lucas, a Marceline dośpiewała do końca, trochę zwalniając tempo i patrząc na niego z zaskoczeniem. - Heartache to heartache, I'm your wolf, I'm your man I say run Little Monster, before... you know... who I am...? Ostatnie słowo refrenu zabrzmiało jak pytanie, które miało znaczyć ni mniej ni więcej "co tu się właśnie stało?", ale gdy Marcela po sekundzie się zreflektowała, od razu zaczęła się o Lucasa martwić. - Hej, wszystko w porządku? - zeskoczyła ze stołu i kucnęła przy Puchonie, opierając się ręką o jego ramię. Przynajmniej troska o kogoś mogła odciągnąć ją od myśli, że śpiewała piosenkę Nathaniela. W dodatku o tej jego "przyjaciółce". Może nie gadają ze sobą, bo się z nią pogodził i Marceliny już nie potrzebuje? Marcela odpędziła od siebie te myśli, uznając po prostu, że piosenka jest przecież bardzo uniwersalna. - Dobra, widzę, że nie jest źle - stwierdziła Marcela po kilku sekundach od poprzedniego pytania, po czym podniosła się i podała Lucasowi rękę, by pomóc mu wstać. - Przed kim uciekałeś, że się aż tak bardzo spieszyłeś? - uśmiechnęła się do niego uroczo, siadając z powrotem na stole. Znów zaczęła machać nogami.
Gdy Marceline wyciągnęła ku niemu rękę, na chwilę zamyślił się; Czy to nie on powinien być tym, który wyciąga pomocną dłoń? Chwycił ją jednak, bardzo delikatnie, jakby niepewny czy może to zrobić. W sumie jakie to ma znaczenie, pomyślał. Podniósł się z tego dziwacznego klęku, stając się nagle dwie głowy wyższy od niej. Spojrzał w jej ciemne oczy, próbując odgadnąć co myśli, jednak przypomniał sobie, że jest w tym beznadziejny. Lucas, ogarnij się. - Nikt mnie nie gonił. - odpowiedział, próbując brzmieć tajemniczo. - Biegłem do ciebie. Sięgnął po torbę, leżącą kawałek dalej i usiadł koło dziewczyny, w bezpiecznej odległości. - Więc, - zaczął tym razem bardziej żywo - Jak tam po wakacjach?
Delikatny chwyt ręki Marceliny nie był potrzebny, bo ona sama złapała jego rękę mocno - tak, jak powinno się przykładowo podawać rękę przy powitaniu. Firmowy uścisk, choć w tym przypadku może ciut silniejszy, bo miała go podnieść. W istocie jednak to "podniesienie" było raczej "przeciągnięciem go trochę do przodu żeby jakoś się podniósł", bo siła mięśni Marceli była dość... wątpliwa. No cóż, mugolska moda na fit lifestyle nie dotarł do Marceli, która obracała się tylko w kręgach magicznych, więc ani siłką, ani jedzeniem dla królików się nie raczyła. - Aż tak się spieszyłeś, żeby dać mi tamte zdjęcia, co? - wyszczerzyła się. W sumie cieszyła się, że udało im się teraz spotkać pod takim pretekstem - przynajmniej mogła spędzić miło czas z kimś, kogo lubiła. Bo Lucas naprawdę był według niej w porządku. Gdy oboje usiedli już na stole, a Lucas usiadł jakoś... dziwnie daleko? Cóż, dziwne, w każdym razie chłopak wtedy zaczął rozmowę. - Wiesz, poza tym rejsem to nic szczególnego, wiesz co się wtedy działo, no nie? Chyba że poszło tylko alkoholu, że nie pamiętasz - pokazała mu język, po czym uśmiechnęła się. - Poza tym to sama nie wiem, jak to minęło. Ale odpoczęłabym jeszcze... - mruknęła marudnym tonem, jednak po chwili na jej twarzy znów zagościł uśmiech. Nawet jeśli wcześniej nie miała dobrego humoru, kiedy to Lucas przyłapał ją na śpiewaniu połowy piosenki Woodsa, to wtedy wydawała się w miarę radosna. - A u ciebie jak tam? Pojechałeś jeszcze gdzieś? Co robiłeś? - wyrzuciła z siebie szybko te pytania, równocześnie biorąc z ławki szkicownik i wyciągając ołówek zza ucha, gdy już zorientowała się, że nie leży on na stole; zawsze go tam wkładała odruchowo - szkoda tylko, że nie wyrobiła sobie odruchu pamiętania o tym, gdzie on jest. Marcela kontynuowała szkic, zerkając w stronę Bieleckiego. - Fajny koczek. - wyrwało jej się, nim chłopak zdążył odpowiedzieć na pytanie. Powiedziała to cichym głosem, właściwie to tylko takie wtrącenie. No bo co? No fajny był!
- Pamiętam, pamiętam, nie piję aż tyle, by zapominać. Poza tym, masz na tyle charakterystyczny głos, że nie sposób go zapomnieć. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. - Szybko poprawił swoje niedopowiedzenie. Tego jeszcze brakowało, by źle go zrozumiała. - Później byłem we Wrocławiu, u moich polskich, mugolskich dziadków. - Lucas otworzył torbę, z której wyjął duży, starannie oprawiony album pełen wystających kartek i zaczął wertować jego stronice. - Znaczy, nie siedziałem dwóch tygodni w jednym miejscu rozkoszując się prostym, mugolskim żywotem, bo znam całe magiczne zaplecze tego miasta, kilka knajpek, targ, stadion Quidditcha.. No i ogólnie.. przyjemnie się powłóczyć tam trochę. - Chłopak westchnął i obrócił album do góry nogami. Od początku trzymał go źle, ale dopiero teraz się zorientował. Gdy Marcelina wspomniała o koczku, odruchowo dotknął go ręką. - Dzięki. Skomplementowała go. Mała rzecz, a cieszy. Jeszcze nie zdążył do końca ochłonąć, a już znowu zacznie czerwienieć. Nagle Lucas skończył wertowanie, zatrzymując się na kartce pokrytej wymieszanymi zdjęciami z rejsu. Część z nich przedstawiała niebieskie fale, białe, powiewające na morskiej bryzie żagle statku i różne inne 'wizje-artystyczne-Lucasa-w-których-tylko-on-widzi-coś-ładnego'. Przeplatane były portretami jego samego, Ambrodge'a Fridaya, Haeila Younga i kilku innych, ale nie można było zaprzeczyć, że zdecydowanie królowały tam uśmiechy Marceline. Chłopak przysunął się bliżej niej i położył ogromny album na ich kolanach. - Mówiłem, że trochę tego jest.
Słysząc komplement, Marceline uśmiechnęła się jednym z najbardziej uroczych uśmiechów. - Jejku, dziękuję. - powiedziała rozczulona, a jej humor momentalnie się poprawił. Każdy lubił komplementy, albo przynajmniej większość ludzi, ale Marcela starała się zapamiętywać każdy z nich. W końcu ludzie mają tendencję do pamiętania złych rzeczy, a ona starała się robić na odwrót, żeby sobie ułatwić żywot na tym smutnym łez padole. No, szkoda że pamiętała wtedy też negatywy, jeśli chodzi o Woodsa. To znaczy, nie krytykę, ale przypomniała jej się ta jego przyjaciółka, którą w końcu chyba olał - tak by wynikało z tamtej piosenki, nie? Ale i tak czuła się zazdrosna, a fakt, że tyle się nie widzieli, tylko potęgował efekt. "Collins, kretynko, już skończ", ganiła się w myślach. - Polska, tak? - zapytała, zaciekawiona. - To ci od wódki i kiełbasy? - zapytała, uśmiechając się niewinnie. Cóż, Polska była naprawdę znanym krajem i poważanym na arenie międzynarodowej - no, przynajmniej jeśli chodziło o pierwszą wymienioną przez Marcelę rzecz. - A nie ma za co. - odparła pogodnie. Zauważyła, że chłopak nieco się speszył, ale dla niej to był taki luźny komplement. Ot, dość często odczuwała potrzebę powiedzenia komuś czegoś miłego, tak bez powodu. Lubiła być miła, bo to zawsze wracało. A ludzie jej ufali - nie bez powodu bywała często terapeutką w sprawach rodzinnych, sercowych czy jeszcze jakichś innych. Marcela wychyliła się, żeby lepiej widzieć zdjęcia i zaczęła po kolei je oglądać. - Hej, mogłabym dostać któreś zdjęcie morza? O, to mi się podoba, strasznie ładny kadr! - spytała, a następnie wskazała palcem na jedno ze zdjęć; w jej głosie zabrzmiał zachwyt. Lucas wcale nie powinien tak nisko się cenić, bo według Marceli naprawdę miał talent - a jako artystka naprawdę miała coś do powiedzenia na ten temat. - Genialne są te twoje zdjęcia - skomplementowała go nieco nieobecnym głosem, bo nadal wpatrywała się w zdjęcia. - Wiesz, łapiesz takie zwyczajne chwile, a to nabiera jakiegoś czaru. I albo masz szczęście, albo nie wiem, ale ruch jest idealnie uchwycony. Cóż, magiczne zdjęcia było trudniej zrobić, niż mugolskie, bo nawet jak jedna klatka jest ładna, to pozostałe mogą popsuć wszystko. Lucas chyba umiał sobie z tym radzić. - Jejku, i jak dużo mnie! Mogłabym po sztuce całej rodzinie rozdać! - zażartowała, uśmiechając się szeroko. Cieszyła się, że Lucas porobił jej trochę tych zdjęć, bo wyszły ślicznie. I nawet ruchy jej sukienki były uchwycone idealnie.
Zarumienił się dopiero, gdy Marceline podziękowała mu za jego stwierdzenie o jej fantastycznym głosie. Uśmiechnęła się tak uroczo i szczerze, że nie był w stanie powstrzymać napływu ciepła na policzki. Było mu miło, bardzo miło. W komplementach nigdy nie był najlepszy, więc każdy udany był nie lada zwycięstwem. - Od wódki i kiełbasy? - uśmiechnął się pod nosem - No w sumie to prawda. I jeszcze od pierogów. Cudo kulinarne. Koniecznie musisz ich kiedyś spróbować. Jeśli zgodzisz się wybrać ze mną na Camden to Ci pokażę, gdzie można kupić najlepsze.
Czerwienił się coraz bardziej z każdym miłym słowem płynącym z ust Marceli. Nikt nigdy nie zachwycał się aż tak bardzo jego zdjęciami. A przynajmniej nikt o tak pięknych, piwnych oczach i czarującym spojrzeniu. - Weź wszystkie, które Ci się podobają. Robię ich tyle, że jedno czy piętnaście nie zrobi żadnej różnicy. - Tym razem chłopakowi rzeczywiście było obojętne ile jego koleżanka będzie chciała zatrzymać. Zazwyczaj jednak niechętnie rozdawał swoje dzieła. -Mam nadzieję tylko, że trochę mi zostawisz. Na przykład to. - mówiąc to złapał zdjęcie uwieczniające Marceline w krótkiej, czerwonej sukience. Stała opierając się o rufę statku, włosy miała rozwiane i śmiała się do obiektywu. - To moje ulubione. Bardzo.. Bardzo mi się tu podobasz.
- Tak, poza tym słyszałam, że mają tam ze sto różnych przekleństw! To brzmi dość... imponująco - uśmiechnęła się. - Wiesz, to w sumie całkiem niezły pomysł. Ale to... to mugolskie? Bo wiesz, ja raczej do mugolskiego świata jakoś... cóż, nie przywykłam. Ta, "nie przywykłam" to właściwie całkiem spory eufemizm. Jeśli zachwycanie się mugolską zapalniczką i uważanie jej za jeden z lepszych wynalazków - bo to przecież taki świetny gadżet (no, i nie znała zbyt wielu innych wynalazków...) - można było uznać za nieprzywyknięcie, to oczywiście nie ma problemu. Kiedy chłopak wyraził zgodę na to, żeby zabrała sobie niektóre ze zdjęć, znów się uśmiechnęła. Właściwie, radość wprost promieniowała z jej twarzy. No, co miała poradzić na to, że lubiła mieć takie rzeczy? - Ten widoczek, o - wskazała na zdjęcie - Mogę zabrać? Chciałabym to namalować tak, żeby ruszały się fale, wiesz o co chodzi, nie? - zapytała o zgodę, mimo że wcześniej pozwolił, ale cóż, wolała się upewnić - w końcu to była jego praca i dobrze rozumiała, że na przykład swoich obrazów nie potrafiłaby ot tak sobie rozdawać hurtowo. - Kurczę, to zdjęcie mi się akurat podobało - powiedziała nieco rozczarowana, ale natychmiast jej się przypomniało coś, co dało jej odrobinkę nadziei. - Hej, a nie robiłeś wtedy kilku zdjęć? Nie masz przypadkiem podobnego? Strasznie mi się podoba, jak się układała ta sukienka... Zaczęła powoli wybierać zdjęcia, nad każdym się dość długo zastanawiając. Starała się też wybierać takie, które nie są pojedyncze, ewentualnie te z prawie identycznymi kadrami. Ze swojego "koncertu" na imprezie zabrała trochę więcej zdjęć, bo tych było od cholery. Kloszowana, granatowa sukienka przy każdym obrocie falowała przepięknie (to jedna z jej ulubionych kiecek!), a Lucas w dodatku potrafił uchwycić to w idealnym momencie. Choć były to zwykłe zdjęcia, by uchwycić chwilę, to Marcela przy oglądaniu miała wrażenie, że to jakaś profesjonalna sesja. Zupełnie tak, jakby była modelką! Zabrała jeszcze jedno zdjęcie, gdzie widoczne było wiele osób, włącznie z Lucasem i Marcelą. Ile trzeba było się namachać, żeby parę takich zdjęć zrobić! I wtedy Lucas kontynuował, a dziewczyna podniosła zaskoczone spojrzenie znad albumu. Jego speszenie, które wyczuwała, a może niekoniecznie do siebie dopuszczała, chyba musiało się jej udzielić. - Skoro ulubione, to nie będę go zabierać, ale na pewno nie ma chociaż podobnego? - spytała nieco niepewnie. - I to bardzo miłe z twojej strony. Może powinnam się zająć modelingiem, co? Panie specjalisto? - wyszczerzyła się, a niewinny żart miał za zadanie rozluźnić atmosferę. Nie chciała przecież, żeby Lucas czuł się przy niej niekomfortowo.
- Chyba nie masz nic przeciwko by przejść się po mugolskim targu? Na którym, zresztą, są też czarodziejskie sklepy, jak się lepiej poszuka. Dziwne, że skoro mieszkasz w Londynie to nigdy tam nie byłaś.. To bardzo popularne miejsce. - uśmiechnął się do dziewczyny, odsłaniając rządek idealnie białych zębów. - Jeśli nie zgubisz mnie, to nic złego Ci się nie przytrafi. Nawet w tym dziwnym dla Ciebie, mugolskim świecie. Mogę Ci to obiecać. Na pewno mógł? Luki, nie rób tak więcej. Nie obiecuj rzeczy, których obiecać nie możesz.
- Jasne, możesz wziąć ten, albo, o ten tutaj - Chłopak wziął zdjęcie podobne do tego, które wybrała Marceline - Jest ostrzejsze. I, tak przy okazji, jak będziesz malować.. - Luki nieco opadł ze śmiałego tonu. - Mogłabyś mi pokazać, jak powstają ruchome obrazy? Jeszcze nigdy nie miałem okazji zobaczyć jak ktoś je maluje. W międzyczasie Marcela wybierała kolejne zdjęcia, gdy w końcu zatrzymała się na jego ulubionym. - N-napewno mam podobne. Zrobiłem ich dużo.. - Speszony sięgnął po torbę i wyjął z dna kilka polaroidów, które musiały mu wypaść. - Proszę, zobacz te.
- Hej, w sumie fajny pomysł! I trzymam za słowo - wyszczerzyła się do niego i klasnęła jeden raz w dłonie, podobnie jak miała w zwyczaju robić to jej kuzynka, Alyssa. Przebywanie z nią sprawiło, że czasem zdarzały jej się takie rzeczy. - Hej, a czy to prawda, że mugole mają takie coś jak ruszające się zdjęcia, ale z dźwiękiem? - wypaliła nagle, zmieniając temat, a w jej głosie brzmiało zaciekawienie. Nawet nie zwracała uwagi na to, że ktoś mógłby się z niej śmiać, bo zadaje takie pytania - w gruncie rzeczy była do tego przyzwyczajona. Cóż, po prostu była absolutnie nieprzystosowana do świata mugoli, cóż poradzić? Ogarniała tylko ich sztukę - rzeźby, obrazy, rysunki, takie rzeczy. Wiedziała nawet, że to, że obrazy się u nich nie ruszają to wcale nie usterka! - O, dziękuję, to będzie idealne. Jeszcze nie wiem, jak to przełożę na płótno z tak małego zdjęcia, ale jakoś to zrobię! - stwierdziła tonem pełnym zapału, a gdy Lucas znów się odezwał, popatrzyła na niego z uwagą. - Pewnie, nie ma sprawy. Miło się maluje w towarzystwie. Przypomniała sobie, jak Nath często był z nią, kiedy malowała lub rysowała. I nawet pamiętała czasy, kiedy chciała, żeby sobie w końcu poszedł i dał jej malować w spokoju. Ach, te dziwne czasy, w których się jeszcze nie lubili, a które wydały się Marceli dość... dziwaczne. - O, świetnie! - ucieszyła się dziewczyna, widząc jej kolejne zdjęcie w kloszowanej sukience, która powiewała na wietrze. A więc mogła sobie zabrać! - W takim razie konfiskuję to. I przełożyła zdjęcie do lewej ręki, w której już trzymała drobny pliczek zdjęć. Spora ilość tych zdjęć jednak wydała jej się dziwna, więc postanowiła po prostu o nią zapytać. - Dlaczego jest tak dużo tych zdjęć? - zapytała bez owijania w bawełnę. - Wydawało ci się, że jakaś fajna dziewucha za mną stoi i chciałeś mieć pretekst do zdjęcia? - zażartowała w typowy dla siebie sposób, ale tak naprawdę rozważała różne opcje, dalece odbiegające od tej powiedzianej na głos. Zaciął się aparat? Bielecki kombinował z ustawieniami? Myślał, że coś nie wyszło przez światło i chciał się upewnić? Tyle możliwości, a prawda była tylko jedna - i to w dodatku zamknięta w rozczochranej główce Lucasa.
- Nazywają to filmami. Film trwa średnio dwie godziny i opowiada jakąś historię, mniej lub bardziej ciekawą. W wakacje oglądam ich bardzo dużo. Lucasowi podobał się jej entuzjazm wobec mugolskiej technologii. Z drugiej strony, było to dla niego nieco dziwne, że ktoś nie wie czym są filmy, do czego służy telewizor, czy jak używać smartfona.. ale przez siedem lat w Hogwarcie już zdążył powoli przywyknąć, że niektórzy czarodzieje nie mają pojęcia o takich rzeczach. Nie uważał, że było w tym coś złego, wręcz przeciwnie. Świat magii był dużo bardziej intrygujący niż mugolskie wynalazki.
Gdy Marceline zapytała o zdjęcia, wziął jedno z brzegu i zaczął nieumyślnie miętolić je w rękach. Co ja mam jej teraz powiedzieć, co? Obawiał się tego pytania od momentu gdy otworzył album.. Co jeśli pomyśli sobie o tym o czym nie chciałbym, by pomyślała? A przynajmniej jeszcze nie teraz.. - No.. - westchnął głęboko i przełknął ślinę - To Ty jesteś tą fajną dziewuchą. Robiłem te zdjęcia Tobie, specjalnie. Nie że zaplanowałem sobie co do sztuki ile ich zrobię czy coś. Po prostu .. jesteś bardzo ładna wiesz? - Język Ci się plącze, Luki, zakończ tę wypowiedź szybko. - Ch-chyba nie jestem pierwszym chłopakiem, który Ci to mówi.. Lucas uśmiechnął się do niej nieśmiało. No to sknociłeś, stary.
Marcela słuchała z zaciekawieniem o tym dziwnym wynalazku mugoli. - Hej, a o czym to na przykład jest? Chciałabym zobaczyć coś takiego! - powiedziała entuzjastycznie, powstrzymując chęć, by znowu klasnąć w dłonie w stylu Alyssy. Cholera, łatwo było nie mieć kontaktu przez tyle lat, łatwo było się mijać na korytarzach, ale ukryć pokrewieństwo - już o wiele trudniej. I to nie tylko jeśli chodzi o wygląd. Marceline, odkąd zadała pytanie, obserwowała Lucasa uważnie. Właściwie, nabierała nawet podejrzeń - mimo że w jej przypadku było to niesamowicie trudne. No, potrafiła analizować słowa, zachowania, uczucia innych, były one dla niej o wiele bardziej przejrzyste, niż dla większości osób. Potrafiła to wyczytać. Kiedy jednak chodziło o to, jakie podejście mają do niej faceci, była absolutnie nieświadoma. No, może jednak coś docierało do jej uroczej blond główki, ale była dobra w odrzucaniu od siebie takich myśli. No, bo po co się nad tym zastanawiać? No, ewentualnie sama coś może czuła, na przykład jak w PRZYJACIELSKIEJ relacji jej i Natha, ale nie potrafiła zrozumieć jego intencji. A szkoda, bo to by ułatwiło sprawę. W każdym razie, gdy Lucas mówił, zauważyła pewne oznaki... hm, niepewności, nieśmiałości? Może to było pytanie zbyt krępujące? Kiedy skończył pierwszą część zdania kolejnym komplementem, Marceline uśmiechnęła się po raz kolejny; kontynuacja natomiast minimalnie zbiła ją z tropu. Generalnie rzecz ujmując, gubiła się w niedopuszczaniu do siebie myśli o... nieco większej niż zazwyczaj sympatii do niej. Mimo wszystko, odebrała tę wypowiedź jako dość niewinny wyraz okazywania artystycznej duszy estety. - Miło to słyszeć, wiesz? Szczególnie od fotografa. Wiesz, w końcu do robienia zdjęć musisz mieć jakiś zmysł estetyczny. To brzmi egoistycznie trochę, co? - urwała. Większość ludzi tak odbierała pewność siebie, ewentualnie zwyczajne niezaprzeczanie każdemu komplementowi. Głupota. - W każdym razie dziękuję. A co do tych chłopaków, to wiesz. Faceci mają to do siebie, że lubią gadać takie rzeczy. - pokazała mu język. Mała prowokacja, czyli jechanie na stereotypach, ale Marcela wcale nie wyrabiała opinii poprzez takie schematy.
- Jeden z moich ulubionych filmów - zaczął spokojnym tonem - opowiada historię młodej Paryżanki, która szuka swojego przeznaczenia, czegoś co przynosiłoby jej radość. Chłopak uśmiechnął się lekko po czym dodał: - Jeśli zechcesz, to mogę zabrać cię do kina na jakiś seans. Kino to takie miejsce, gdzie mugole przychodzą by oglądać najnowsze filmy. Nie mógł ukryć, że podobał mu się ten pomysł. Marcela pewnie nie wie, że właśnie tam niemagiczni ludzie umawiają się często na randki. Ale czy to będzie randka? Luki, daj spokój. Jeśli w ogóle tam pójdziecie, to tylko w celach mugoloznawczych.
- Dzięki. - Lucas zacisnął ręce na okładce albumu. Rzeczywiście, może to było nieco egoistyczne, ale oj tam. Puścił to płazem i odebrał jako kolejne słowa uznania. - Pewnie inni mówią to częściej. Ja nie mam tyle odwagi, ale też rzadko trafia mi się okazja. Mówiąc to, uniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały.
- Jej, a jak się nazywa ten... film? - zapytała, równocześnie upewniając się co do tego, czy na pewno odpowiednio wymówiła nazwę tego mugolskiego ustrojstwa. - W ogóle jak oni robią te filmy? Magiczne aparaty potrafią uchwycić ruch, a jak oni to robią, skoro są mugolami? - kontynuowała rozeznanie, wpatrując się w Lucasa z zaciekawieniem. W końcu to, że absolutnie nie znała się na tych wszystkich mugolskich rzeczach nie znaczyło, że nie mogła się tym interesować! - O, jednak dobrze wymówiłam - mruknęła. - Pewnie, świetny pomysł! Ale będziesz musiał mnie wszędzie pilnować, żebym się nie zgubiła i nie zrobiła czegoś, co mugole uznaliby za dziwne. Wiesz, może nie wyglądam, ale naprawdę jestem z mugoloznastwa beznadziejna. - dodała od razu, wieńcząc wypowiedź kolejnym żartem. No, bo obeznana ona za bardzo w tym nie była. Zapalniczką zachwycała się od co najmniej dwóch lat... Co do randek, to Marceline rzeczywiście nie była tego świadoma. Ani tego, że "wyjście na film" a "wyjście do kina" to wcale nie są dokładnie te same rzeczy. Nawet gdyby jej ktoś powiedział, to i tak by nie rozumiała, jak można się miziać, skoro można w tym samym czasie oglądać coś TAK FAJNEGO. Egoistyczne czy nie, było raczej uznaniem komplementu Lucasa. Przecież inna odpowiedź sprowadzałaby się do gadania pierdół w stylu "ja ładna, co co ty gadasz? Jestem taka brzydka!", a to tylko prowadziłoby do kolejnych komplementów. Cóż, niektórzy robili to, żeby inni ich dowartościowywali, ona nie miała ani zamiaru, ani potrzeby. Czuła się ze sobą dobrze, a niewymuszone komplementy były o wiele lepsze. Marcela wyjęła paczkę słodkich pufków i zapalniczkę z kieszeni; podpaliła papierosa, po czym pokazała drugi ze wspomnianych przedmiotów Lucasowi. - Zobacz, jakie świetne! No nie? Taki szybki płomyk, w dodatku zaczarowałam ją tak, żeby nie kończył się w środku gaz. Super, co? - wyszczerzyła się i prychnęła, jakby miała zaraz się roześmiać, a dym o zapachu jagodowych balonówek wyleciał jej z ust. Wzięła papierosa między palec wskazujący i środkowy i machnęła nim w powietrzu w stronę Lucasa. - Chcesz? Zapalniczkę wcześniej odruchowo schowała do kieszeni, ale cóż. Jeśli Bielecki będzie chciał się poczęstować, to przecież ją wyjmie znowu. Otworzyła paczkę i wyciągnęła ją w jego stronę. - Cóż, zdarza się, ale jakoś nie zwracam na to większej uwagi. Po pierwsze komplementy na temat wyglądu nie są tym najistotniejszymi, a po drugie, ludzie lubią mówić. Nie chodziło jej bynajmniej o to, że intencje Lucasa nie są szczere. Po prostu taka była prawda - ludzie często komplementowali, gdy czegoś chcieli; podobnie było z chłopakami, którzy myśleli, że każda na takiego poleci, jeśli powie parę miłych słów. No cóż, (nie)stety trzeba było czegoś więcej, niż niektórym się wydawało. Marcela jednak nie postrzegała Lucasa w takich kategoriach. - Co to znaczy, że nie trafia ci się okazja? Bielecki bywa wybredny, co? - uśmiechnęła się. Każde podobne pytanie obracała w żart, ale taki był jej styl rozmawiania, gdy widziała, że ktoś nie do końca czuje się pewnie. Zaciągnęła się papierosem, czekając na odpowiedź.
- Niezwykłe przeznaczenie Amelii Poulain. Tak brzmi pełny tytuł. - obrócił się do dziewczyny po czym dodał: - Oczywiście, że będę Cię pilnować, nie odstąpię cię na krok. Nie chcę byś mi wstydu narobiła gdzieś tam przed mugolami. Zaśmiał się i z powrotem odwrócił wzrok. Zbyt długie patrzenie na Marceline, zwłaszcza wiedząc, że to właśnie jemu poświęca teraz uwagę, wprawiało go w niemałe zakłopotanie. - Mugole mają takie urządzenia zwane kamerami. W gruncie rzeczy, działają one podobnie do magicznych aparatów. Znaczy inaczej, ale na tej samej zasadzie i bez użycia magii. Miał wielką nadzieję, że coś z tego zrozumie.
Gdy poczęstowała go papierosem na chwilę się zawahał. Luki szczycił się tym że nie palił. Ale to nie były jakieś zwykłe papierosy, tylko te czarodziejskie, coś całkiem innego. Może powinien spróbować? Wziął jeden, a Marcela podała mu schowaną wcześniej zapalniczkę. Zaciągnął się, zakaszlał, ale w efekcie poczuł w ustach przyjemny smak, bardzo słodki. Skądś go znał, ale nie potrafił sobie teraz przypomnieć skąd.
- Bielecki nie jest wybredny. Bielecki ma po prostu wyrafinowany gust. Uśmiechnął się i znowu zakaszlał. Bielecki jest też nieśmiały w cholerę i nie powie pierwszej lepszej ładnej dziewczynie w tym kraju że jest śliczna. A przecież mógłbym. Wolę jednak komplementy zachować dla takiej, która jest szczególnie śliczna. Urodziwa, roześmiana, zgrabna, pełna wdzięku i uroku osobistego. Jedyną która obecnie posiada wszystkie te cechy jesteś właśnie ty, Marceline. Żałował, że nie był w stanie powiedzieć tego na głos.
- Hm, brzmi fajnie! A są jakieś takie, gdzie są jakieś walki? Akcja, wyścigi tymi sachomodami? Strzelanie z tych metalowych rurek? - wymieniała rzeczy, które ją ciekawiły na mugoloznastwie, uznając najwidoczniej, że te tematy byłyby szalenie ciekawe. - Ojeju, wstydu od razu - odparła oburzonym tonem, jednak oczy jej się śmiały. - Najwyżej powiedziałbyś, że się poraziłam różdżką i jestem trochę otępiała ostatnimi czasy. Znaczy, na Merlina, nie różdżką, tylko... Ech. - urwała, uznając, że jednak jej próby wpasowania się w mugolskie zwyczaje były niezbyt udane, a na taką eskapadę koniecznie musiałaby zabrać Lucasa. Poza tym, znając ją, pół godziny zachwycałaby się maszyną z nachosami, a drugie pół - ich smakiem. Mugole byli tacy super! - Fajne, nie? Uwielbiam jagodowe balonówki. - stwierdziła, uśmiechając się i wzięła kolejnego bucha. Zamyśliła się na chwilę, wpatrując się w okno nie tyle tępo, co z dziwną melancholią w oczach. Papierosa trzymała w zgiętej ręce, a dym unosił się z rozżarzonego końca. Jak jednak do tego doszło? Marcela po prostu wspomniała o słodkich pufkach jagodowych, a to od razu kojarzyło jej się z zapalniczką, a tę samą zapalniczkę miał... no, miał ją Nath. Dostał ją razem z kostkami do gry na urodziny, bo nie wiedziała, czy będzie chciał przyjąć większy prezent. No, pewnie on sam nie wiedział, skoro urodzin nie obchodził w ogóle... Ale gdy przypomniała sobie, jak jej podziękował i jak ją wtedy przytulił, poczuła, jak żołądek zawiązuje się jej w supeł. Tęskniła? Być może. Poza tym była możliwość, że nic takiego się już nie powtórzy. - Zaciągaj się nieco lżej, skoro nie jesteś przyzwyczajony. - stwierdziła pogodnie, słysząc, jak Lucas krztusi się dymem. Po prostu miał ochotę zapalić, czy chciał w tym dotrzymać jej towarzystwa? - Wyrafinowany. - powtórzyła za nim. - Jak na artystę przystało. - uśmiechnęła się do niego. Marcelinie nawet nie przeszłoby przez myśl, że chłopak tak o niej myślał. Dziewczyna co prawda nie narzekała nigdy na brak powodzenia - była w końcu jedną z tych osób, których było wszędzie pełno, dużo ludzi ją znało i dużo lubiło, umiała znaleźć temat do rozmowy z każdym. Była ładna, jednak ani się nad tym nie zastanawiała, ani nie negowała, gdy ktoś jej to mówił. Komplementy przyjmowała z wdzięcznością, ale nie uderzały jej one do głowy. Zresztą, gdyby Lucas jednak odważył się jej powiedzieć to, co miał na myśli, zapewne wynikłyby z tego spore komplikacje dla ich relacji.
Crystal weszła do klasy i usiadła na jednym z zakurzonych stołów. W pokoju czuć było ten charakterystyczny zapach starości, nieużywanych mebli, no tego typu rzeczy. Szkolnego psotnego ducha tu nie było, co uspokoiło White, a raczej jej czujność. Machała nogami, po czym otworzyła książkę i zaczęła ją przeglądać. - Nudy, nudy, nudy, nudy... - Każdy numer strony oznaczony został przez C, nudnym. Właściwie zawartość strony, a może jednak chodziło o cyfrę na dole strony? Krukonke było ciężko zrozumieć, a mimo to miała wrażenie, że wszyscy czytają jej w myślach. Rozejrzała się ponownie po sali, po czym zagłębiła się w lekturze na dobre.
Wpadł zdyszany do sali. nic go nie goniło, a wyglądał jakby przed kimś uciekał. Odetchnął z ulgą i dopiero po chwili zauważył, że nie jest sam. Serce mu zabiło mocniej. Czy ten los się uwziął czy jednak postanowił mu dać szansę na odbudowanie... przyjaźni? Czasu nie cofnie tak samo jak wypowiedzianych słów. Nawet gdyby miał taką możliwość to słów by nie cofnął. Nie żałował ich tylko tego, że powiedział je w nieodpowiednim czasie. Miał nadzieję, że jest szczęśliwa z... tą dziewczyną. - oh, przepraszam. Myślałem, że nikogo nie ma- powiedział robiąc w jej kierunku kilka kroków. Uczyła się czy też narzekała na nudę? Raczej przeglądała tylko książkę, bo na żadnej stronie nie zatrzymała się na dłużej. - coś ciekawego masz?- zapytał naprawdę już ciekawy.
Z tą dziewczyną... nie, Crystal nie była w żadnym związku i postanowiła nie być. Nie być tu i teraz, też chciała nie być. Być, nie być... wszystko jedno, można było zgłupieć od nadmiaru tych dwóch słów, oczywiście wiemy jakich - nie będziemy się powtarzać kolejny raz. Kurcze ciągle to być. Będziemy, byli... O! Właśnie byli przyjaciółmi. Tylko dlaczego już nie są? C, prawie już zapomniało co poszło nie tak. Poza tym nie spodziewała się tu zobaczyć Adama. Spojrzała na niego, a między jej brwiami pojawiła się lekka zmarszczka, mówiąca o dekoncentracji dziewczyny. - To? - Zerknęła na książkę i wzruszyła ramionami, jakby nie wiedziała co czyta, a właściwie czego nie czyta. - Może ciekawe, może nie ciekawe. - Odparła tajemniczo, jak to na nią przystało. Podała mu książkę o roślinach - no co ty Crystal!? Dlatego, krukona była tak znudzona, ponieważ znała tą książkę niemalże na pamięć, chociaż raczej nie przyznawała się do tego.