Na drugim piętrze znajduje się od wielu lat nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Obecnie jest to ulubione miejsce Irytka do bałaganienia. Czasem przychodzą tu jednak także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:46, w całości zmieniany 1 raz
Wziął do ręki książkę, którą podała mu dziewczyna. Rośliny.. Nie przepadał za tym, ale mimo wszystko sporo o nich wiedział. Niektóre bywały niebezpieczne. O ile się nie mylił z nich też robiono narkotyki. To ostatnie bardzo go ostatnio interesowało. Chociaż był świadom tego, że mogą go wywalic że szkoły. Nie dbał o to. Uniósł brew i przyjrzał się dziewczynie z zainteresowaniem. Przecież dobrze wiedział jaka jest. To było jasne jak słońce, że te tematy już znała. Dlaczego przegladala książkę która już znała w samotności? To była już jedna wielka zagadka. Może jej się nie układało, albo coś się stało. Chciał jej powiedzieć, że może mu zaufać i że nadal jest jej przyjacielem no i że nic nie nie zmieniło, ale to było kłamstwo! Jak mógł jej coś takiego powiedzieć po ponad roku nieodzywania się? Nie mogła mu już zaufać. Jednak serce mu się krajało widząc ją tu taka smutna! Nawet nie mógł jej przytulić i powiedzieć "wszystko będzie dobrze, wciąż tu jestem, pamiętaj". Zawalił po całości. Może powinien napisać o tym piosenkę? Przejrzał kilka stron i oddał jej delikatnie książkę kiwając glowa. - dla mnie to niezbyt ciekawe. Jednak ciekawsze niż siedzenie w samotnosci- nie był pewien czy była tu sama czy jednak nie, ale wchodząc tu nikogo nie zauważył. Nie od dziś wiadomo, że Adam nie potrafi siedzieć bezczynnie i gapic się w jeden punkt. Po prostu musiał być wszędzie. Musiał wszystko zobaczyć, poznać. Czy wszyscy krukoni byli tacy czy to była jego indywidualna cecha? Chyba już taki był.
Obserwowała uważnie chłopaka. Przez ostatnie miesiące właściwie mało co rozmawiała z innymi. Nie, nie była nieśmiała. Po prostu potrzebowała wyciszenia. Niespodziewała się tu kogokolwiek. Przecież to miejsce nie było zbytnio przyjemne dla przeciętnego ucznia. Może Adam ją śledził? Ale jaki by miał w tym cel? Przecież unikali się z Crystał na każdy możliwy sposób. Krukonka zacisnęła zęby na ustach, aż poczuła ból. Czuła się nieco niezręcznie, mimo, że to uczucie było jej obce. Nie bardzo wiedziała, jak to interpretować. Jednakże najbardziej zastanawiało ją to, czy krukon nadal żywił do niej jakieś uczucia. Chciała żeby znów był jej przyjacielem, jak kiedyś. Dlaczego się tak wszystko skomplikowało? Męczyło ją coś, ale nie mogła nikomu zdradzić swej tajemnicy. - Dokładnie. - Przytaknęła chłopakowi i uśmiechnęła się. - Chociaż rośliny te kryją w sobie nie jeden sekret. - Puściła oczko i odłożyła książkę na stolik. Na pewno wiedział co miała na myśli. Chyba wszyscy krukoni byli tacy, jeśli chodzi o ciekawość, która skupiała ich w bibliotece, albo niosła po murach szkoły. Akurat trafili tu razem. Los tak chciał? Może to była szansa, żeby szczerze porozmawiać? Jednakże Crystal raczej nie była pierwsza co do tego typu rozmów. - Nudzisz się? - Padło z jej ust, tak nagle, że sama była tym lekko zaskoczona.
Czy darzył dziewczynę jeszcze jakimiś uczuciami? Sam już nie wiedział. Na pewno jakieś uczucia do niej miał, ale to chyba stare, prawda? Nie rozmawiać okrągły rok... te uczucia powinny niknąć z czasem. Nie można darzyć kogoś miłością i nie rozmawiać tyle. Nie wiedział nawet czy mógł ją traktować jak znajomą. Sam sobie zaszkodził unikaniem dziewczyny. Ta nawet pewnie go nie chciała nawet znać a tu się zjawia i rozmawia. Z pewnością go w tym momencie nienawidziła. Jakież to było proste. Kiedy dziewczyna puściła oczko, zaskoczyło go to. nie wiedział, że jeszcze kiedyś to zobaczy, nawet do innej osoby. Chociaż rzecz jasna nie zamierzał jej śledzić. Chciał by była szczęśliwa po prostu. Usiadł parę centymetrów od dziewczyny i zaczął się wpatrywać w nią. Co miała na myśli "nudzisz się?"? Może po prostu chciała by poszedł? Chociaż nie zabrzmiało to ostro, tak jakby jej przeszkadzał, ale raczej jak zwykłe zapytanie. Z resztą już nawet tego nie rozróżniał. - W sumie to teraz już tak- powiedział przypominając sobie jak wpadł do pomieszczenia cały zdyszany. Tak, zdecydowanie się krył. Miał tylko nadzieję, że nie zaproponuje wyjścia. Odmówiłby? Nie, raczej nie. Chociaż wyjście równało się z poddaniem się, a on nigdy się nie poddawał. no prawie nigdy, czasami trzeba, dla dobra innej osoby. - masz coś konkretnego na myśli?- zachęcił ją.
Dawno nie rozmawiała z Adamem. Teraz, jednak czuła do niego mieszankę emocji. Trochę pozytywne i lekko negatywne. No, ale tak źle nie było, żeby od razu uciekać albo wdawać się w kłótnie. - Możemy poćwiczyć zaklęcia. Albo zrobić sobie mały pojedynek. - Uśmiechnęła się. - To idealne miejsce. - Odparła. Zerknęła na chłopaka, czekając na jego odpowiedź. - Trzeba w końcu zabić nudę. Ja ostatnio na nią cierpię. - Odkąd rozpadła się nasza paczka, chciałoby się powiedzieć. Było to jednak ponad rok temu. Wyjęła różdżkę i używając kilku zaklęć posprzątała i przesunęła stoły w stronę ściany, aby zrobiły im troche miejsca. - Teraz Ty się popisz jakimiś zakleciami. - Zaśmiała się.
Pojedynek? To mu się bardzo podobało. Ostatni pojedynek wygrał, więc może nie jest tak źle? No dobra, gdyby przegrał to i tak by się cieszył, nie ma co ukrywać. Uśmiechnął się szeroko i zeskoczył ze stolika i przyjrzał jak dziewczyna robi miejsce. No nieźle. Nic wielkiego, ale jednak. Po co marnować czas, jak można się zabawić magią. Był pewien, że ani jemu ani jej nic się nie stanie. No chyba, że wciąż jego tak nienawidziła, ale cóż... prędzej czy później go ktoś powinien znaleźć. - Mam pokazać na co mnie stać?- powiedział nagłos do siebie. Niewiele musiał się zastanawiać. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w kierunku stołów. Evanesco- powiedział, a te zniknęły. - wiem, że tego mogłaś się spodziewać. Wiesz jak kocham transmutację w końcu. - wzruszył ramionami i przejrzał się klasie zastanawiając się bo by tu jeszcze zrobić. Essentia Mirabile- powiedział i zaczął przyglądać się dziewczynie
Nienawidziła? Może nie przesadzajmy. Chociaż? Nie, nie... Dlaczego miałaby go nienawidzić? Za to, że wyznał jej miłość i przez to stracił jej przyjaźń? Przecież to ona go odrzuciła? On tylko powiedział prawdę, a C, po prostu go skrzywdziła. Z drugiej strony, jak on tak mógł jej zrobić?! Przecież byli najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego chłopcy zawsze chcą czegoś więcej? Teraz sobie wszystko wyjaśnimy. Spojrzała na krukona, z chytrym uśmieszkiem, który oczywiście nie wróżył niczego złego. Ta tajemniczość White mogła przyprawiać o gęsią skórkę. - Oj szkoda. Wszystko zniknęło. Nawet moja nudna książka. - Podskakując, pobiegła na drugi koniec klasy. - Myślałam, że pobawimy się w eksplodowanie ławek. Ustawiła się na przeciw Adama. - Zobaczymy, jak radzisz sobie z defensywą. - W jej oczach błysnął jakiś odłamek szaleństwa. Zrobiła głęboki oddech. Woń, która wypełniła jej nozdrza mieszała się z miętą, lasem, truskawkami... Normalnie, jak Amortencja. - Przyszykowałeś już na mnie Amortencje? - Rzuciła tą kąśliwą uwagę, zastanawiając się, jak odbierze to Henderson. Nie rozmawiali od tak dawna, ich relacji już właściwie nie było. Dało się ją poskładać na nowo? - Everte Statum! - Rzuciła, celując w chłopaka.
Czy przyszykował Amortencje? No owszem. Jednak czy to miało znaczenie? Najwyżej trochę się pomęczy. Wielkie mi rzeczy. Jednak dziewczyna albo znała te zaklęcie bardzo dobrze, albo wyczuła coś w powietrzu. Może nawet jedno i drugie, nie był pewien. - Tak, zrobiłem to- zapewnił z błyskiem w oku. Był zadowolony z siebie, a dlaczego nie? Byli w szkole magii więc dlaczego się nie cieszyć z życia? Z pewnością dało się od nowa poukładać. Starali się, a to był wielki plus, prawda? Zrobił w jej kierunku kilka kroków, ale wyrzuciła go w górę. Westchnął. niestety nie zdążył zareagować. Był chyba zbyt bardzo zdenerwowany. A więc tak chciała z nim grać? Bardzo dobrze. Tarantallegra- powiedział i kiedy wylądował z powrotem na ziemi zaśmiał się. Och, gdyby to był prawdziwy pojedynek to byłby po prostu wyśmiany. Na nic więcej go nie było stać? nie chciał dziewczynie robić krzywdy, ale przecież nie musiało to się z tym kończyć. Przyszedł mu na myśl dość dziwny pomysł. Risatolle- rzucił zaklęcie po czym podszedł do niej i powiedział pierwsze po mu przyszło na myśl Bułka!
White nie była jakaś świetna z transmutacji, a właściwie nie przykładała zbytnio uwagi do przedmiotów trudnych (transmutacja właśnie do takich przedmiotów należała). Zaklęcia Essentia Mirabile nie znała, ale była na tyle bystra, że to ono za pewne wywołało tą przyjemną woń, która nie była dla C, właściwie wcale męcząca, wręcz przeciwnie. - Nie wiedziałam Panie Henderson, że jest pan uzdolniony również w eliksirach. - Postanowiła kontynuować tą grę, przy tym świetnie się bawiąc. Najwidoczniej Adamowi to nie przeszkadzało. Oj, jakby teraz zobaczyłaby ich Beth pewnie by nie uwierzyła. - Punkt dla mnie! - Krzyknęła, kiedy krukon leżał na ziemi, jednakże była czujna i w głowie miała już przyszykowane zaklęcie obronne, które zazwyczaj działało. - Protego. - I chyba się udało? Naprawdę, nie chciała dostać dziwnych odruchów kończyn dolnych. - Już zapraszasz mnie do tańca? - Rzuciła i nim zdążyła zareagować, zaczęła się śmiać ze słowa bułka. Dlaczego to było takie zabawne, nie wiedziała. Naprawdę bułka?
Czy to była nowość, że chłopak był uzdolniony z tylu przedmiotów? No chyba nie. Miał dużo czasu, ponieważ ostatnio mało co udzielał się towarzysko. Ale czy to miało coś do rzeczy? Lubił i tak przesiadywać nad książkami, chociaż zdecydowanie nie był kujonem. Nie można tego nawet nazwać jego hobby. Po prostu to był jego obowiązek, prawda? A transmutacja była jego ulubionym przedmiotem. Nie uważał tego za coś trudnego. Na takich lekcjach nie można było się nudzić. - Ależ Panno White, pani jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wie. - mruknął nonszalancko. czy przegrywał? On by tego tak nie nazwał. Upadł to fajt. Wszystko go bolało, ale nie chciał, żeby wydał się słaby zmarszczył brwi. Terra mora vantis- tak, widział po jej minie, że się udało mu. Nie wiedział jakie to uczucie. może i przegiął, ale zdarza się nawet najlepszym, prawda. W końcu był Adamem, nie da sobą już pogrywać. Chociaż nic takiego się nie stało. Czy takiego też go znała?
Za to panna White nie garnęła się do nauki, mimo, że to była siódma klasa. Musiała przygotowywać się do tych całych testów końcowych. Potem wiadomo studia i jakaś praca. Musi w końcu na siebie zacząć zarabiać. Nie chciała bowiem wylądować w sklepie mamy. Obecnie się śmiała i nie zamierzała martwić się przyszłością. W końcu przestała. Na razie w pobliżu, nigdzie nie było słychać bułki, więc ledwo co się opanowała, a poczuła na sobie kolejne zaklęcie, które nie wywoływało już u niej żadnego śmiechu. Zachwiała się, oszołomiona tym uczuciem, które teraz jej towarzyszyło. Wiecie, jak to jest rozpadać się na proch? To lepiej żebyście nigdy tego nie doświadczyli. - Faktycznie, nie wiem. - Zacisnęła rękę w pięść. To tak chcesz się bawić? - Ceruisam! - Krzyknęła. Najwidoczniej ich mała niewinna zabawa, zaczęła się zamieniać w prawdziwe pole bitwy. White nadal czuła się źle, ale wstała na nogi, po czym uśmiechnęła się niczym szaleniec. Merlinie, oby wyszli z tego bez szwanku! - Żadnej obrony, sama ofensywa. Zobaczymy kto dłużej wytrzyma. - Rzuciła w jego stronę, przygotowana na kolejne zaklęcie.
Adam też chyba powinien powoli myśleć o przyszłości. Może i nie miał dziewczyny, ani chłopaka to i tak musiał myśleć o rodzinie. Jakieś perspektywy musiał mieć. Nawet jak zostanie kawalerem do końca swego życia to nie zamierzał mieszkać z rodzicami, być bezrobotnym i tak dalej. A co z jego łamaczem klątw? Pewnie to zostanie jego marzeniem do końca życia. a szkoda. to było powiązane z transmutacją! Mimowolnie krzyknął i rzucił różdżkę na podłogę. Popatrzył na rękę i zauważył, że na niej ma czerwony ślad. Spuchnęła nawet trochę. Nawet były z dwa pęcherze. Och. Naciągnął rękaw, chociaż wątpił by różdżka dalej wytwarzała te nieprzyjemne gorąco, niemalże żar. W sumie to mógł się zgodzić. Bez obrony tylko ofensywa... nie był w tym także najgorszy. Gorzej jeśliby szło o wróżbiarstwo czy zielarstwo. - jasne!- zgodził się. Zmierzył ja wzrokiem i był pewien, że jest gotowa. Ma gotowe zaklęcie. Nie chciał znowu dostać. nie pierwszy. Chyba wiadomo na czym się skończy. nie było powiedziane ile rund! Jedno z nich musi być w szpitalu. Takie juz były zasady. - Senitre Defectum
Oj, ta nieszczęsna przyszłość. Każdy musi kiedyś dorosnąć lub nie. Istniało jeszcze jedno wyjście. Samobójstwo, aczkolwiek było to wbrew naturze człowieka i nie powinno nam to zajmować głowy, chyba, że chcemy, aby uznali nas za psychicznie chorych. Ach, jak ludzie mało wiedzieli o świecie, ludziach i samych sobie. Pieprzeni narcyzi! Crystal nie podejmowała dłuższych spekulacji na temat życia, które miało być. Można by powiedzieć, że martwiło to White, mimo, że każdy kto na nią patrzył sądził, że ta dziewczyna ma na wszystko wywalone. Nie było to do końca prawdą, jednakże C, nie wiedziała co począć ze swoim życiem, dlatego oddawała się ekspizmowi. Czytała książki, obserwowała niebo, czy uczyła się tych samych reguł na pamięć, aby zabić czas i aby on zabił ją. Kiedy Adam krzyknął, krukonka pomyślała, że może jednak przesadziła. Nie chciała go przecież zabić. W końcu nie byli wrogami tylko eks - przyjaciółmi. Najwidoczniej Henderson'owi nic nie było, bo nim zdążył jej odpowiedzieć na pytanie, już pomknęło w jej stronę zaklęcie. Żadnej ofensywy magicznej, oczywiście o obronie fizycznej nie było mowy, ale weź tu unikaj zaklęć. Profesor, jakby zobaczył, że zamiast się bronią rzucają się na lewo i prawo pewnie by wybuchł śmiechem. Umiejętności White w zaklęciach, nie wyróżniały się niczym szczególnym. Teoria zawsze szła krukonce lepiej, ponieważ wystarczyło ją wykuć na pamięć, no, ale to nie znaczy, że nie umiała podstaw i nieco trudniejszych zaklęć. Ostatnie słowa, jakie usłyszała było Senitre Defectum, potem ciemność. Nic. Miała wrażenie, że umarła, aczkolwiek Adam nie użył przecież zakazanego zaklęcia. Czyżby na pewno? Przed chwilą trzymała różdżkę w dłoni, ale teraz już nic nie czuła, więc możliwe, że jej wypadła. Wiedziała, że musiała czekać. Stała nieruchomo, czekając aż odzyska, chociażby jakiś zmysł. Do głowy przychodziły jej najgorsze scenariusze. A jeśli to nie nastąpi? A jeśli zostanie już jej tak? Ja nie istnieje. Poczuła strach. Starała się racjonalnie myśleć. Zaklęcie powinno działać do pół godziny maksymalnie, ale w żaden sposób ją to nie pocieszało.
Musiał przyznać, że głupio zrobił. Nie chciał kończyć pojedynku, a zaklęcie które rzucił na dziewczynę uniemożliwiło dalszą zabawę. Nie mogła nawet nic powiedzieć bo nie czuła języka czy coś takiego. Mógł nawet ja tutaj zgwałcić, a nie poczułaby niczego, a nawet nie zobaczyła. Z drugiej strony nie zrobiłby tego. Dziesięć minut miało wystarczyć? uh, nawet nie chciał o tym myśleć. nie był aż taki obrzydliwy. Z resztą te spotkanie miało na celu naprawić ich przyjaźń, a nie jeszcze bardziej zepsuć. Nie chodziło już o ich relacje, ale o to, ze byłby uważany za kogo?! Wyleciałby z Hogwartu? Tutaj wszystko było możliwe. rodzice pewnie staraliby się przeprowadzić gdzieś i załatwić mu inną szkołę. Wątpił by szkoły miały ze sobą jakiś kontakt więc rodzice by się i tak starali. Bo przecież ich synek jest najlepszy! O czym on pierniczył?! Zbliżył się bliżej dziewczyny i postanowił chociaż spróbować -Finite- niestety na ten czar to nie podziałało. i co miał teraz zrobić? Przecież nie wyjdzie sobie na sok i za dziesięć minut nie wróci jak gdyby nigdy nic! Usiagł po turecku na podłodze i zaczął przewracać miedzy palcami różdżkę.
Nie była dobra z zaklęć, bo po prostu bała się ćwiczyć sama. Miała wiele sekretów i lęków, o których nie mówiła głośno, a przede wszystkim nie przyznawała się do nich. Ukrywała je w sobie, ponieważ każdy mógłby je wykorzystać przeciwko niej. Może i czasami miała jakieś schizy, zwłaszcza teraz, kiedy była pod wpływem zaklęcia, które było niemalże czymś czego człowiek nie powinien nigdy doświadczyć. Pustką? Nie czujesz nic, tylko myślisz. Nie widzisz nić, tylko myślisz, nie słyszysz nic tylko myślisz, tylko myślisz, myślisz, myślisz... myślisz. Zaczęła oddychać gwałtownie, popadając w coraz większą paranoje. Dość, proszę dość. - Dość! - Krzyknęła, przy czym zaskoczyło ją to. Mogła krzyczeć, to znaczy, że... zaklęcie powoli mijało. Wszystkie zmysły dochodziły do stabilizacji. Spojrzała na Adama, a następnie podniosła różdżkę, która wypadła jej z rąk. - Jesteś okropny. - Zacisnęła usta w kreskę, starając się uspokoić oddech. Czy to miało naprawić ich relacje? Rzucanie w siebie czarami, aż jedno wyląduje w skrzydle szpitalnym, a może wreszcie ktoś przerwie to szaleństwo, tych dwoje? - Poena inflicta! - Rzuciła owo zaklęcie. Kiedyś przeczytała je w jakiejś książce. Nie miała pojęcia, czy zadziała, ale na razie żaden inny czar nie przychodził jej do głowy. - Szlag! - Niestety, nic z tego nie wyszło. Może źle wypowiedziała, albo machnęła różdżką, nie tak, jak należy?
No cóż. Znudziło go to siedzenie, ale jak mus to mus, prawda? Zaczął się przyglądać wyrazowi jej twarzy zastanawiając się o czym myśli i jak się czuje. Przyszło mu przez myśl, ze w takiej sytuacji rzucić jeszcze jedno zaklęcie jakieś, ale nie chciał jej dobijać. Walka miała być równa. Ale i tak był pewien, że nic by nie poczuła, a po ocknięciu za to by eksplodowała bólem. Nie chciał jej też spalać zaklęciem. Śmierć co prawda niebolesna, ale... Szkoda było mu jej. Po dziesięciu minutach nic się nie stało. Dopiero po kolejnych pięciu tak krzyknęła, że prawie bębenki w uszach mu nie pękły. Westchnął głośno. Przecież te zaklęcie zaklęcie było bezsensowne. Nie zrobił jej żadnej krzywdy. Tylko sprawił, że miał dość czasu by przypomnieć sobie nowe zaklęcia. A ta? Wydzierała się jakby ktoś ją ze skóry obdzierał. Może tylko przesadzał, ale po piętnastu minutach milczenia tak to odczuł. Kiedy usłyszał jakie zaklęcie wymówiła uśmiechnął się. Dobrze znał te zaklęcie. Nie raz nim już oberwał. Głowa prawie eksplodowała. Za pierwszym razem miał ochotę jej się pozbyć. I to dosłownie! Na szczęście pudło. On z kolei dość szybko wymówił zaklęcie -Everte Statum- zadziałało? Można się było domyśleć. Co z nim było nie tak?!
Ta walka nie miała sensu. Żadne zaklęcie nie działało, ani on, ani ona nie mogli wydobyć z siebie chociaż trochę magii. Miała już dość walki z Adamem, zwłaszcza, że on zaczynał się robić coraz bardziej nieprzyjemny. Może zawsze taki był i po prostu tego nie dostrzegła, albo zmienił się od tych ostatnich wydarzeń. - Petrificus Totalus. - Rzuciła zaklęcie, które natychmiast zadziałało. Podeszła do niego i uśmiechnęła się cwaniacko. - To sobie poleżysz. - Powiedziała spokojnie, jednakże buzowało w niej, niczym w wulkanie, który miał zaraz wybuchnąć. Podeszła do drzwi. Obejrzała się jeszcze raz na chłopaka i bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia wyszła z klasy trzaskając przy tym drzwiami.
Ostatnio buzowało w jej głowie wiele myśli. Znowu. Przecież obiecała sobie, że odetnie się od głupich problemów, a tu znowu... Nie. Musiała się jakoś uspokoić i pozbierać swoje myśli. Najlepszym miejscem by to zrobić była jakaś Pusta Klasa, gdzie nikt nie powinien jej przeszkadzać. Dlatego właśnie tam poprowadziła swoje kroki. Szła trochę ociągając się. Ręce miała włożone w kieszenie dżinsów, a szary sweter luźno opadał jej z ramienia odsłaniając część powstałej na łopatce rany po ostatniej pełni. Powinna się ukrywać z tymi wszystkim obrażeniami, bo przecież mogły coś zdradzać, ale jakoś tego nie robiła. Paradowała z śladami po rozszarpanej skórze na plecach i brzuchu w krótkich topach, oraz na udach dzięki krótki spodenkom. Nie ukrywała również wyciętego żyletką słowa RIP na nadgarstku. Mogła w ten sposób przerażać, ale fakt iż była obecnie bardzo pozytywnie nastawiona do otoczenia najwyraźniej to łagodził. Dlatego wiele osób odczuwało przy niej niepokój (pewnie też spowodowany jej przesadną pewnością siebie), a jednocześnie sympatię. Trudna relacja. Weszła do sali i zamrugała zaskoczona widząc leżącego na ziemi chłopaka. Podeszła bliżej w jego kierunku i dźgnęła go palcem. Wszystkie mięśnie miał tak spięte jakby... - Finite – Rzuciła w jego kierunku dobywając różdżki i sprawdzając, czy nie dostał jakąś Drętwotączy innym gównem. Kucając obok niego spoglądała, czy zaczyna się ruszać. Co tu się mogło stać? Czyżby ktoś miał z nim jakieś niecne porachunki i postanowił go tu zostawić do końca świata?
Musiał przyznać sam przed sobą, ze takiego obrotu sprawy nie spodziewał się. Żartował, że albo wylądują w szpitalu albo zabiją się. W ten sposób miał naprawić relacje, mieli być dalej najlepszymi przyjaciółmi, a z tego mieli się trochę śmiać. A tymczasem? Kochana przyjaciółka zostawiła go. To było dość nieprzyjemne zaklęcie. Bolało, jak każde porażenie. Nie miał nawet pojęcia ile tak leżał, stracił rachubę czasu. Nie miał pojęcia co się stało, że zaklęcie słabło, a po chwili całkiem zniknęło, chociaż i tak odczuwał ból. Pomacał głowę. Tak, chyba sobie nabił guza. Kolejna nauczka. nie wolno było ufać kobietom! Za żadne skarby! Kobiety? Raczej maszyny, które raniły. Czy ktoś jeszcze miał ochotę mu dowalić?! Zdał sobie sprawę, że obok niego kuca dziewczyna. Titi. Kiedy ją ostatnio widział? Ah, w jej domu kiedy to się pogodzili. A właściwie można to nazwać odpuszczenie winy. Po prostu czuł, że ma go na sumieniu i co innego mógł zrobić? Nie był taki zły! Przecież był Adamem! A ona? Zauważył, że zmieniła się. Dziwne jest twierdzić, że ktoś się zmienił chociaż danej osoby nie znało się. Jednak już po samym wyglądzie. Zauważył wycięte słowo na nadgarstku i od razu odwrócił wzrok. Nie miał pojęcia czy do niego coś mówiła czy nie. Na co to jemu?! W powolnym ruchu najpierw uklękł, a potem stanął na nogi, chociaż mu się zaczęło kręcić w głowie. Jeszcze jedno zaklęcie, a na miejscu pojawiły się wszystkie ławki oraz Cristal książka. Cóż, sama będzie musiała po nią przyjść bo nie zamierzał iść jak zbity pies i przepraszać na kolanach. To zaczynało się robić nudne. Adam, może ty jesteś aż tak beznadziejny, że nadajesz się tylko do tego by cię raniono? Może to twój życiowy cel? nie nadajesz się przecież do niczego innego No może oprócz wycieraczki... Westchnął i podparł się o pobliską ścianę i popatrzył w stronę dziewczyny. - Dzięki za uratowanie. Wcale nie musiałaś tego robić, ale i tak wielkie dzięki! A teraz lepiej będzie jak pójdę- tak, zdecydowanie musiał iść. Miał nadzieję, że nie będzie drążyć tematu co się stało, że tak skończył. Ale w sumie nie był taki zły w udawaniu, kłamaniu.
No tak. Ostatnio gdy się wiedzieli umawiali się przecież na lekcję Quidditcha. Jakoś tak nie doszła jak na razie do skutku, choć Vittoria nie miała by szczerze mówiąc nic przeciwko. Uczyła się tańca z jednym puchonem, to dlaczego nie miała by nauczyć latać się porządnie na miotle. Może jeszcze kiedyś wrócą do tego tematu – w jakimś odpowiedniejszym czasie. Spoglądała, jak Adam powoli podnosi się z ziemi. Najwyraźniej chwilę zamie mu dochodzenie do siebie po tym jakże nieprzyjemnym zaklęciu. Nic dziwnego, nie wiadomo jak długo leżał tu taki zdrętwiały, ale na pewno nie mógł czuć się po tym dobrze. Dlatego złapała go za ramię i pomogła trochę się podnieść, ale ze względu na to iż zapewne ujmowało to jego męskości, to nie chciała go traktować jak jakiegoś totalnego kalekę. Szczególnie, że wciąż nie wiedziała co tu zaszło. - Poważnie? Ja Cię ratuję, a ty zamierzasz sobie pójść? - Powiedziała unosząc jedną brew i spoglądając na niego z przekorą – Nie powinieneś uznać mnie za twoją księżniczkę na czarnym koniu i wiesz, rzucić mi się na szyję z wielką miłością i oddaniem? Co ty się, na ratowaniu królewiczów nie znasz? - Wpatrywała się w niego w taki sposób, jakby czytała mu w myślach. Ostatnio często tak robiła. Szczególnie w stosunku do jednego z kumpli, przez co nawet przegrała zakład. Ale jakoś tak te jej niebieskie oczy zaczęły pałać ciekawością do świata. Kompletnie inaczej, niż jeszcze miesiąc temu. Oj zdecydowanie dużo się zmieniło choć i Adam zdawał się być inny. Jakby bardziej przygaszony, wyobcowany.
Kiedy usłyszał słowa dziewczyny uniósł tylko brew. - Taki miałem zamiar. Trzeba trochę rozciągnąć kości po udanej drzemce- powiedział i się zaśmiał, chociaż ten śmiech z daleka już wydał się bardzo sztuczny, udawany. Chyba jednak nie był aż tak dobrym aktorem, ale może jednak... - nie mam zielonego pojęcia o czym do mnie mówisz. Jedną sprawą prawdopodobnie z litości nie można jednak zasłużyć na takie miano.- tak to prawda. Nigdy nie czytał takich mugolskich książek. Przecież zawsze słyszał, że to dzieło szatana. Może nie pamiętał? A może mu do łóżka czytano zaklęcia? Cóż... szkoda, że dzisiaj się na niewiele zdały. Nawet w tym był beznadziejny. Miał już dodać, że pewnie dość osób jej się rzuca na szyję, ale nie miał ochoty kolejnej osoby zrazić do siebie. Chociaż ile wytrzyma hamując się ze swoimi przykrymi uwagami? Nie obchodziło go to co ona rabi, ani ktokolwiek inny. Teraz go nic nie obchodziło. Nie obchodziło go nawet to, że żyje. Marnował powietrze, ah. Miał siebie dość. Czemu musiał tyle ze sobą wytrzymywać? totalna mordęga! - nie znam się na jakimkolwiek ratowaniu. No i chyba nie mam ochoty poznać się z tym tematem. - powiedział i ostrożnie skrzyżował ręce na piersi. Chyba już dochodził do siebie. Jeśli tak można nazwać. Chyba nigdy tak naprawdę już nie dojdzie do siebie. Chociaż co do porażenia tak było. - no ale w każdym razie dziękuję księżniczko!- powiedział z lekkim jadem w głosie. Zdecydowanie nie mógł przebywać wśród ludzi. Wszystko psuł. - jak się masz? co tu robisz?- zapytał spokojniejszym głosem, a w jego głosie można było usłyszeć nutę ciekawości.
Widać było, że z chłopakiem nie jest najlepiej. Najwyraźniej miał wiele innych powodów by z nią nie rozmawiać. Przykro mi, ale gdy dawna Vittoria ze smutkiem dała by Ci spokój i pozwoliła odejść... Ta nowa jest trochę bardziej uparta. I stawia na swoim w takich i innych sprawach. Natomiast ona chciała się dowiedzieć co konkretnie się tu stało i zamierzała tak poprowadzić rozmowę, by ten sam jej za jakiś czas o tym powiedział. Ale to za chwilkę. Na razie próbowała go rozbawić jakoś tak kompletnie ignorując ton jego głosu i to, co on sobie myśli. - Już Ci mówię, siadaj – To mówiąc podeszła do niego, pociągnęła go za ramię na drugi koniec sali i wskazała samotną ławkę w kącie. Posadziła na niej swój tyłek i czekała, aż chłopak zrobi to samo – Bo to jest tak. Że księżniczkę zawsze zamyka w wieży smok. I ona spędza tam ho ho dużo czasu, ale się generalnie nie starzeje i zawsze jest piękna, bo to księżniczka. Potem pojawiają się różni rycerze, żeby jej pomóc. Ale smok ich wszystkich zjada. Aż w końcu znajdzie się on! Księciunio, który niczego się nie boi! I on pokonuje tego smoka, a potem księżniczka rzuca mu się na szyje i krzyczy „mój bohaterze” i się całują, a potem odjeżdżają razem na koniu – Opowiedziała mu w jakże ambitnym skrócie cały sens większości z tych bajek jakoś żywo przy tym gestykulując. Gdy skończyła oparła się ławkami za sobą i uśmiechnęła do niego jakoś tak zadziornie. - No to u nas to trochę inaczej, bo to ja Cię ratuję – Zasugerowała, a zaraz po chwili dodała zabójczo poważnym tonem – I generalnie nie mamy konia – To brzmiało tak, jakby właśnie znalazła sobie powód żeby to zwierzę kupić. Jednak spokojnie, nie zamierzała. Jej ostatnim kaprysem był tatuaż i jak na razie tyle powinno wystarczyć. Szczególnie, że jej papuga była wystarczająco absorbująca. - Mam się świetnie. Moje życie jest zajebiste, a będzie jeszcze lepsze jak się wieczorem napiję Vodki. A przyszłam tu, bo Cię szukałam – Nie szukała, ale on nie musiał znać powodu dla którego faktycznie się tu zjawiła. Skoro sam ukrywał kto go dziabnął zaklęciem i dlaczego, to czuła się w obowiązku nie powiedzieć mu wszystkiego.
Usiadł na ławce jak kazała (jak dobry, posłuszny piesek!) i wpatrzył się z nią słuchając. To co mówiła nie bardzo go interesowało czy obchodziło. Przecież to bajeczki wymyślone przez człowieka niedowartościowanego. Bo niby po co istniały? By każda panienka czekała na swojego księcia. Pięknego i bez wad? Przecież nie ma co się oszukiwać! Każdy miał wady i nie każdy potrafił być piękny. Autor miał na myśli to, że kobiety mają czekać kilkanaście lat na faceta bo się nie starzeją?! Bez sensu. - typowe- mruknał i skrzyżował ręce na piersi. - tyle facetów pokonany by ratować jakąś lalę. W dodatku nieznajomą. Z pewności nie mają pojęcia czy jest rozpieszczona czy egoistka. Po prosu księżniczka i ładna to ma wystarczyć by stracić życie. Tak po prostu- powiedział nieco głośniej patrząc w sufit. A wiec on poległ... był takim pokonanym. Chociaż nie przez smoka, a samego siebie. Czy koń miał jakieś znaczenie? W tych czasach liczyły się samochody, motocykle, najlepsze miotły. Kto jeździł na koniu?! - Poproś tatę, na pewno ci go załatwi- powiedział i wstał. Zaczął słuchać to co ma do powiedzenia. w sensie o tym jej życiu, ale po chwili tylko wzruszył ramionami i zmrużył oczy - naprawdę urzekła mnie twoja historia. A to, że mnie znalazłaś to gratuluję. To chyba już mogę iść, co?- powiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu jakby czegoś szukał. - nie wiem nawet skąd pomysł by mógł być w takiej pustej sali. Sam...
Wydawał jej się inny niż za każdym razem, gdy się wcześniej widzieli. Taki... Oschły i nieprzystępny. Czyżby i on miał jakiś duży powód, by stać się nagle taki? Widać było, że trakcie swojej opowieści była jeszcze wesoła, ale gdy zaraz po niej chłopak odpowiedział w ten jakże nieprzyjemny sposób uśmiech na jej twarzy pobladł. - Ja też jestem ładna i egoistka – To mówiąc podniosła dłoń i złapała go za podbródek by zmusić go do spojrzenia na siebie - To co, mnie byś nie uratował? - Spytała wpatrując się w jego oczy z powagą i czekając na jego odpowiedź. Puściła go dopiero, gdy ona nadeszła. - Tatę mówisz. To trochę kłopotliwe, bo mój ojczym to ciul – Odpowiedziała mu spoglądając, jak wstaje. Ojca nie znała od małego. I wielokrotnie używała przy nim sformułowania ojczym... Czuła do niego coraz większą niechęć i nie wiem dlaczego jeszcze nie olała go. Może dlatego, że liczyła iż gdzieś tam za tą pogardą jest ten wesoły krukon, który miał uczyć ją latać na miotle. Podjęła ostatnią próbę. - Zawsze jesteś takim dupkiem gdy ktoś chce po prostu spędzić z tobą trochę czasu? - Spytała wstając z ławki i podchodząc do niego. Stanęła naprzeciwko chłopaka na tyle blisko, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Tym razem jej spojrzenie było poważne, a jej mina nie wyrażała żadnej emocji. Czekała. Na cokolwiek z jego strony. Nie spodziewając się niczego konkretnego.
zmusiła go by na nią popatrzył. Nie miał ochoty na to. Nie chciał na nikogo patrzeć i patrzeć jak to przez niego ludzie są smutni. Chciałby się zamknąć w szklanej kuli do którego nikt nie wejdzie. Chciałby z powrotem leżeć na tej podłodze, wolałby dostać jakimś zaklęciem czarnomagicznym byleby tylko cierpieć. Nie byłoby to takie złe. Wiedział, że już niedługo nie będzie miał z tym problemu. Miał plan. I tym razem doskonały. Nie zawaha się, bo miał już dość. Dość siebie. Za każdym razem popełniał błąd. Był zepsuty. Nienawidził nikogo bardziej niż właśnie siebie. To dobrze, ale musiał na nią spojrzeć, a to mu sprawił ból. To dobrze. Nie wiedział czy on by ją uratował. Nie, nie sądził. Nie tutejszy Adam. Tutejszy Adam był do dupy, ale był jaki był i musiał zniknąć z ich życia. Raz na zawsze. - Nie, chyba bym cię nie uratował- powiedział i wstał uwalniając się od jej spojrzenia. Był zepsuty! Tak bardzo siebie nienawidził. Chciał z tym skończyć. Skończyć ze sobą nie ze wszystkimi. Ze wszystkimi nie da rady, ale z sobą... przecież był sam. - Nie jestem dupkiem tylko wtedy kiedy ktoś chce ze mną spędzić trochę czasu. Jestem nim zawsze, słonko- odwrócił się twarzą do niej, ale jego oczy aż zabłysły. Jego oczy były same z siebie brązowe, ale jak się wściekał.. cóż, nie był sobą. Wiedział, że źle robi odgrywając się na dziewczynie, a przecież nie zawiniła. Podszedł bliżej niej. - Przepraszam za to co mówię. Nie liczę na wybaczenie, ale obiecuję, ze już mnie nie spotkasz. Nawet w żadnej pustej, ciemnej sali. Po prostu już nie spotkasz. Powodzenia w lataniu- powiedział i zrobił krok w tył, a potem zwyczajnie odwrócił się i wyszedł szybkim krokiem spełniać obietnicę. Spełniać swój plan.
Nie szukała miejsca, w którym mogłaby poćwiczyć zaklęcia, a zwyczajnie potrzebowała chwili wytchnienia od zgiełku dnia codziennego. Wybrała się do pustej klasy samotnie, oklapnięta z sił i zaskakująco przygnębiona, dobita wręcz swoją samotnością i potęgą artefaktu, jaki coraz częściej wysysał z niej chęci do dalszej egzystencji. Nie wiedziała jak to się dzieje, że pomimo związania z nim tylu negatywnych emocji i przeżyć, nie potrafiła się go pozbyć czy po prostu oddać Cyrusowi. On na pewno wiedziałby lepiej co zrobić z rękawicą zatrzymania, a w jej dłoniach… cóż, nie marnowała się po prostu czasem? Opierając się o ścianę plecami, z włosami luźno opuszczonymi wzdłuż twarzy, Villadsen machinalnie wykręcała nadgarstek, na którym zamykał się artefakt, obserwując jak w nikłym blasku zachodzącego słońca coś zmienia się w jej spojrzeniu na tę sytuację. Nie minęło pół godziny, a ona już stała pewnie na nogach, próbując i cudując. Robiła wszystko, aby lepiej poznać naturę swojej rękawicy, a chociaż wydawało jej się to niemożliwe, nie poddawała się. Była już raz w Hufflepuffie, była cierpliwa i zawzięta, a przede wszystkim pracowita. Nie było ważne to, że zmarnowała tutaj pół dnia, bo kiedy wreszcie wieczorem opadła już z sił, czując, że w takim stanie nie otworzyłaby nawet drzwi zaklęciem, była niemożliwie z siebie dumna, chociaż gdzieś w głębi ducha wydawało jej się, iż wcale tak być nie powinno. Z czego tu być dumnym? Z tego, że za każdym razem, kiedy korzystała z tego ustrojstwa, wydawała się być bliska omdlenia? Interes życia, no naprawdę. Jak dotarła do pokoju wspólnego Salemczyków? Trudno powiedzieć. Może odprowadził ją tam jakiś prefekt, kiedy poprosiła go o to chwilę po tym jak niemalże stoczyła się ze schodów?
Tutaj na pewno nie będziecie nikomu przeszkadzać i możecie w pełni skupić się na grze! Ale co tu dużo mówić! Siadajcie do gry! Na środku sali leżą wygodne pufy, na których możecie się rozsiąść. Karty już leżą i zdają się czekać na tę rundę. Obok znajdziecie coś do picia - sok dyniowy, jakąś lemoniadę i inne takie, żeby nie zaschło wam w gardłach od nadmiaru emocji!
Jest to pierwszy etap rozgrywek. Gramy do momentu, aż zwycięży jedna osoba - to ona przechodzi dalej. Zasady gry znajdziecie tutaj. Gracz, który nie zareaguje w ciągu pięciu dni, gdy przypada jego ruch, zostaje zdyskwalifikowany, a gra toczy się dalej między pozostałymi osobami.
Skład grupy III:
Spoiler:
• Mikkel Carlsson • Hollywood Ainsworth • Deven Quayle • Clarissa R. Grigori