Na drugim piętrze znajduje się od wielu lat nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Obecnie jest to ulubione miejsce Irytka do bałaganienia. Czasem przychodzą tu jednak także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:46, w całości zmieniany 1 raz
Faktycznie, to trochę dziwne, że ich zerwanie nie zyskało większego rozgłosu. Zazwyczaj takie informacje były na językach wszystkich uczniów Hogwartu w tempie ekspresowym, bo w końcu jak przeciętny człowiek mógłby żyć bez problemów i rozterek (najczęściej miłosnych) innych? Przecież to doprowadziłoby do ogólnego braku tematów do rozmowy wśród osobników nazbyt interesujących się cudzym życiem. Jednak tym razem to z pewnością zapewniło Dimitriemu dużo spokoju. Względnego, ale ciągle spokoju. Bóg raczy wiedzieć jak chłopak znosiłby taką sytuację, wiedząc, że inni robią z tego pierwszorzędną sensację, a on sam jest teraz bohaterem tysiąca rozmów. W takich sytuacjach zazwyczaj można liczyć wyłącznie na bliskich przyjaciół, bo przynajmniej ma się pewność, że im nagle nie odbije palma i nie zaczną rozpowiadać wszelkich szczegółów. Nana nigdy nie twierdziła, że należy do tej wąskiej grupy ważnych dla Rosjanina osób, ale z jej strony również mógł liczyć na pełną dyskrecję, a już na pewno w tak osobistych sprawach. Gdyby tylko chciał jej o tym sam powiedzieć. Nie zamierzała za długo nalegać, by opowiedział jej co dokładnie zaszło podczas jej nieobecności, ale chciała, by wiedział, że może na nią liczyć. To chyba jedyna mądra rada, której udzielili jej uzdrowiciele w szpitalu. - Przecież widzę. Nie musisz tego przede mną ukrywać - westchnęła cicho, patrząc na niego kątem oka. Naprawdę nie wyglądał jak Korotya, którego znała. Po tych słowach ponownie zaciągnęła się kilka razy i zanim zdążyła się zorientować, było już po papierosie, dlatego też bezceremonialnie sięgnęła do paczki Dimitriego po kolejną fajkę. Natomiast na dźwięk jego cichego wyznania oraz muśnięcia płatka ucha, zadrżała niemal niedostrzegalnie i przymrużyła oczy. Bliskość z nim dalej była dlań fascynująca. - Musiałam odpokutować własne grzechy - odparła i uśmiechnęła się gorzko, również rezygnując z szeptu, a zaraz po tym złożyła na jego ustach krótki, acz wystarczająco namiętny pocałunek, jakby chcąc pokazać mu, że ona również odczuwała jego brak przez cały ten czas.
Możemy zwalić to małą popularność Dimitrego w Hogwarcie. Był tylko uczniem z wymiany, początkowo stanowił sensację jak wszyscy z innych szkół, a gdy inni przywykli zaczęli traktować go tak jak innych. Podsumowując jeśli nie pracujesz na to by o tobie plotkowano to nie plotkują aż tak, nawet jeśli wzmianka o jego rozstaniu została zamieszczona w najnowszym numerze gazetki. Dodatkowo były ciekawsze rzeczy niż rozwodzenie się na powodem ich rozstania, który chyba dla większości był oczywisty. Wszakże w Hogwarcie miał miejsce Turniej Trójmagiczny i jeśli ludzie mieli o czymś rozmawiać to właśnie o tym. Ostatnimi czasy nie słyszało się o niczym innym jak tylko o zakładach na temat tego kto ma największe szanse wygrać, a kto odpadnie jako pierwszy. Zapewne fakt, że wytykają go palcami i obgadują nie pomógłby mu w całej tej sytuacji. Pogorszyłby i tak beznadziejną sytuację, a jeśli miałby się jeszcze zmierzyć ze złośliwymi komentarzami czy próbami pocieszenia go na pewno by poległ. Dimitri nie miał zbyt wiele przyjaciół, ale obecnie wiedział komu ufać, a komu nie i tego się trzymał. Rada rzeczywiście jest mądra i prawdopodobnie dobrze wprowadzić ją w życie. Nie wiadomo czy ktokolwiek z uczniów Hogwartu to doceni, ale ktoś jej bliski na pewno. Westchnął głośno próbując się zebrać w sobie by powiedzieć jej cokolwiek o Tamarze. Trudno mu było, więc wybrał bezpieczniejszą opcje i stchórzył. - Grigori bierze udział w turnieju. - Wyjaśnił pokrótce mając nadzieje, że dziewczyna wie jaki stres może temu towarzyszyć. Nawet nie skłamał aż tak. Martwił się przecież o przyjaciele i o jego zdrowie fizyczne jak i psychiczne. Bez słowa obserwował jak niemal natychmiast spaliła papierosa i zaraz sięgnęła po drugiego. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że gdziekolwiek była - okropnie ją pilnowali i praktycznie rzecz biorąc ograniczyli jej dostęp do wszelakich używek. - Zakładam, że sporo ich było. - Oznajmił, próbując uśmiechnąć się, ale znów wyszło kiepsko. Nie chciał na nią naciskać, podobnie jak ona na niego. Ten pocałunek uświadomił mu, że tęskniła bardziej niż słowa, a dodatkowo był o wiele przyjemniejszy.
Zainteresowanie ludzi, których prywatnie nie dotyczyły jakieś sprawy, zazwyczaj okazywało się najgorsze. Bądź co bądź, Nana też mogła „pochwalić się” w związku z tym pewnym doświadczeniem. W końcu śmierć jej brata również nie obeszła się bez echa po murach Szkoły Magii i Czarodziejstwa. To między innymi właśnie te pocieszające komentarze, zmartwione spojrzenia i sztuczne poklepywanie ją po plecach, owy gest potęgując dodatkowo słowami „nie martw się, wszystko będzie dobrze”, doprowadziły ją na skraj wytrzymałości, a później poszło już z górki. Wystarczył pojedynczy impuls, by eksplodowała, dając ujście skumulowanych w niej negatywnym emocjom. Przy okazji uaktywniła swe sadystyczne zapędy i w wyniku konfrontacji z Naną w szale ucierpiało na zdrowiu fizycznym kilka pozornie niewinnych niczemu osób. Nigdy jednak nie wzbudziła w sobie pokładów matczynego współczucia dla tych, którzy tak naprawdę doprowadzili do jej autodestrukcji. Wręcz przeciwnie! Gdyby nie cały czas wisząca w powietrzu perspektywa powrotu do Świętego Munga na kolejny okres leczenia i rehabilitacji psychicznej, z chęcią zrobiłaby to jeszcze raz. Nikt bowiem nie miał prawa osądzać, czy jej brat był zdolny do popełnienia samobójstwa, ani czy nękały go znaczące problemy, które w rezultacie mogły go do tego pchnąć. Nikt. - Mam nadzieję, że nic mu nie będzie - odparła, starając się zabrzmieć choćby odrobinę pocieszająco, i, o narody, nawet jej to wyszło. Przymknęła powieki i opuściła nieznacznie głowę, przez co ciemna grzywka przesłoniła część bladej twarzy. – Zupełnie zapomniałam o tym turnieju. „Pilnowali” to doprawdy mało powiedziane. Uzdrowiciele, z początku nie mogąc się kompletnie z nią dogadać ani porozumieć, postawili sprawę jasno: jeżeli dowiedzą się, że paliła papierosy bądź sięgnęła po jakąkolwiek inną używkę (a to, że to wykryją, było oczywiste), to automatycznie przedłużali jej fascynujące wakacje w szpitalu o kolejny tydzień. A przebywanie tam nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń w jej życiu, więc wolała tego uniknąć. I uniknęła, czego rezultaty mógł bez trudu obserwować teraz Dimitri. - Trochę się nazbierało. Ale jeżeli to był czyściec, to ja nie chcę, kurwa, wiedzieć, jak wygląda piekło - mówiąc to prychnęła cicho pod nosem, co mogło nawet przypominać dość niewyraźny śmiech. Już miała dalej rozwodzić się nad tą kwestią, gdy w jej głowie zaświtała pełna niepewności myśl. - Wracasz po turnieju do swojej szkoły? - zapytała, czując lekki, acz nieprzyjemny skurcz w żołądku.
Rzeczywiście, śmierć Holdena była dość mocno nagłośniona. Sam dyrektor postanowił uczcić jego pamięć minutą ciszy podczas któregoś ze śniadań, a i uczniowie odpowiednio zadbaliby dowiedział się o tym niemal każdy uczeń tej szkoły. Nawet Dimitri, który nie kontaktował się z zbytnio z Anglikami, usłyszał o tej przykrej nowinie co było zadziwiające biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnie tygodnie swojego życia spędzał głównie w sypialni, czasami wychodząc do wielkiej sali by się posilić czy choćby do łazienki, lecz wizyty te były stosunkowo krótkie i nie trwały więcej niż połowa godziny. Owe próby złapania kontaktu z Naną przez innych musiały mieć taki, a nie inny skutek. Co nieco dowiedział się o tym, że własne tragedie najlepiej przeżywać w samotności z dala od spojrzeń innych, o zgrozo, najczęściej litościwych. Jeśli dręczy cię cokolwiek ostatnie czego oczekujesz to wsparcia od innych w postaci słów 'będzie dobrze' mówionych z takim przekonaniem jakby wiedzieli, że wszystko się polepszy. Aż się chce odpowiedzieć, że w dupie się ma takie wsparcie. Zabawne, że ludzie którzy wcześniej nie zwracali nawet na ciebie uwagi w jednej chwili próbując stać się twoimi sprzymierzeńcami i w ciągu kilku minut rozmowy nadrobić ten czas w którym cię ignorowali. Nic dziwnego, że Edelweiss zaatakowała kilka osób czego skutkiem były większe lub mniejsze obrażenia fizyczne. Bywały dni w których Korotya zrobił by to samo bogu winnym duszyczkom, które chadzają po korytarzu z uśmiechami przyklejonymi do twarzy, podczas gdy jego humor jest beznadziejny. - Ja też. - Przyznał unosząc nieznacznie brwi. Prawda była taka, że gdyby nie to, że Grigori brał udział w turnieju nawet by się nie przejął. Spóźnił się nawet na pierwsze zadanie i wspierał przyjaciela tak na prawdę dopiero po zakończeniu, w skrzydle szpitalnym. - Nic mu nie będzie. - Powtórzył po niej siląc się na delikatny uśmiech. - Da sobie radę. Słowa te chyba miały być próbą przekonania siebie do tych słów. Wewnętrznie starał się być dobrej myśli, ale obawiał się o Griga. Zadania były cholernie trudne, a po pierwszej próbie pozostało mu sporo ran. Nic dziwnego, że Nana się buntowała. On byłby podobnie nastawiony do nieznajomych ludzi, którzy rzekomo mieliby mu pomóc. A gdyby postanowili rozdzielić go z alkoholem wynikłaby z tego spora awantura, jeśli nie wojna - Dimitri był dość wybuchowy i nie dałby sobą ot tak manipulować uzdrowicielom z Munga. - Planowałem. - Oznajmił, wzdychając ciężko i próbując odczytać z wyrazu jej twarzy czy zleży jej na tym by został. - Już sam nie wiem. Tęsknie za krajem. Wielka Brytania rozwaliła mi życie. - Dodał po chwili. Tak, oskarżał Angilię o wszystkie swoje problemy - idiotyczne, ale przynajmniej miał winowajcę i nie musiał zastanawiać się nad tym czy to on zrobił coś nie tak.
Zazwyczaj ich zainteresowanie oraz próby odnowienia kontaktu w tak ważnych dla danej jednostki chwilach wynikało głównie z ludzkiej, beznadziejnej ciekawości, jeżeli chodziło o szczegóły zajścia, w którym taka osoba brała udział bądź była głównym bohaterem. O ile na samym początku Nana wierzyła w ich uprzejme zamiary, tak wraz z upływem czasu przekonała się o fałszywości owych zachowań, a to było niedopuszczalne. Wtedy też zamknęła się w sobie, co prawda na dość krótko, bo zaledwie kilka dni później nastąpił wcześniej wspomniany wybuch emocjonalny. Jeżeli można w ogóle mówić o jakimkolwiek szczęściu, czy spierać się, które z nich było w lepszym położeniu, to Nana powiedziałaby, że sytuacja Dimitriego była odrobinę bardziej komfortowa: mógł przynajmniej zaszyć się w sypialni studentów, dokąd nie mieli dostępu uczniowie z młodszych klas, a to właśnie wśród takich szerzyła się plaga plotkarzy i, nazwijmy to, szpiegów. Ale cóż, najwyraźniej tak już miało być. - Na pewno. - Przytaknęła, choć tak naprawdę niczego nie mogła mu zapewnić. Poza tym, bardzo ciekawe, kto był reprezentantem Hogwartu. Może za kilka dni kogoś o to zapyta. Albo, z drugiej strony, na pewno ktoś będzie o tym paplał w dormitorium, więc nie uniknie zasłyszenia mniejszych czy większych wzmianek o wyborze uczestników. Hoho, Dimitri bez alkoholu - to dopiero mogłoby być ciekawym widowiskiem! Kiedyś chętnie przeprowadziłaby taki eksperyment i obserwowała uważnie wszystkie reakcje i zmiany zachodzące w jego organizmie, ale teraz nawet nie przeszło jej to przez myśl. Dlaczego miałaby go bardziej denerwować i stresować. Wystarczyło już rozstanie. To na pewno zapewniło mu stosowną, a kto wie, może i nadmierną dawkę bólu i depresji. Słysząc jego słowa o planowanym powrocie do Rosji, delikatnie przygryzła dolną wargę. Jedyna osoba, na której podświadomie polegała, zamierzała po Turnieju Trójmagicznym zostawić ją i wyjechać do swojej ojczyzny. To zaczynało być naprawdę niesprawiedliwe! Nie chciała jednak komentować tego w żaden nieprzyjemny sposób, a i wzmianka o zniszczeniu życia przez Wielką Brytanię akurat jej umknęła, więc po prostu podniosła się z podłogi i podeszła do ławki, na której wcześniej przesiadywał chłopak. Gasząc papierosa na jej drewnianym blacie, zdawała się bić z myślami. Nie miała bowiem pojęcia, jak powinna ubrać swoje pragnienia w odpowiednie słowa, by nie zabrzmiało to podejrzanie. - A jeżeli poprosiłabym cię, żebyś został? - Super, to faktycznie zabrzmiało zupełnie niewinnie i swobodnie. Ktoś powinien wręczyć Nanie specjalny dyplom za umiejętne zadawanie pytań. Ślizgonka westchnęła cicho, ubolewając nad swoją głupotą, i oparła się rękoma o ławkę, po takim failu nie mogąc nawet spojrzeć na Dimitriego.
Większość osób jest z tobą tylko gdy wymaga tego sytuacja. Wątpliwości do co ich dobrych zamiarów pojawiłyby się u chłopaka już na początku, choć kto wie czy w pierwszym momencie zachęcony perspektywą rozmowy z kimkolwiek kto mógłby pomóc by go nie skusiła. Znajomości takie są dobre jedynie na krótką metę i o ile ufając innym powierzasz im swoje sekrety, możesz się na tym przejechać. Powierzasz innym kawałek siebie, a następnie dowiadując się o ich zdradzie możesz już tylko przeklinać na swoją głupotę, ewentualnie wziąć sprawy w swoje ręce i zaplanować zemstę lub, jak by to było w przypadku Dimitriego, po prostu rzucić się na ów osobniki z pięściami. Rzeczywiście, brak towarzystwa młodszych uczniów był rzeczywiście komfortowy. Sytuacja Nany wyglądała gorzej, szczególnie, że była ślizgonką, a o tym domu szerzyły się po Hogwarcie różne plotki, nieszczególnie pozytywne. Pozostawała jej tylko ewentualna ucieczka do innych szczęści zamku i tu szczególnie poleciłby jej pokój życzeń. Sporo dziewczynę ominęło. Nawet Dimitri znał nazwiska poszczególnych reprezentantów szkół, aczkolwiek Nana wróciła przecież dopiero niedawno, więc ominęło ją pierwsze zadanie, a chyba nawet wybór reprezentantów też opuściła. Pewny co do tego nie był, nie znał dokładnej daty przebywania dziewczyny w Mungu, ale tak podejrzewał. Cieszył się, że to potwierdziła. Może to idiotyczne, ale fakt, że ktoś sądzi tak samo, a przynajmniej tak mówi, był dla niego pewnego rodzaju ulgą i pocieszeniem. O tak, to byłoby dziwne i szokujące dla chłopaka i praktykować tego nie zamierza. Zresztą usilnie twierdził, że nie miał problemu, może czasami przesadzał z ilością, ale poza tym jest czysty. Może rzucić picie w każdej chwili i nic mu nie będzie, aczkolwiek tego nie chciał. Zbyt lubił stan błogiego upojenie podczas którego wszystkie troski odchodziły i o ile podtrzymywał, że picie to nie problem, byłby w stanie poświęcić dla kilku minut z butelką wiele chwil, które inni uznaliby za wyjątkowe i nie do powtórzenia. Oczywiście, rozstanie było dla niego niezwykle bolesne, aczkolwiek to właśnie wtedy jego więź z wódką była jeszcze większa. Momentami była niczym przyjaciółka, znieczulała i pozwała zapomnieć, a on zupełnie nieświadom, że manipuluje nim niczym marionetką, oddał się w jej ramiona i pozostał tam na dłuższy czas. Gdy wstała, podążył za nią wzrokiem i choć w pierwszym momencie planował pozostać na swoim miejscu, już po chwili wzdychając ciężko podniósł się z podłogi. Omal nie zatoczył się gdy już stanął za nogi i bynajmniej nic nie pił, zwyczajnie nogi mu zdrętwiały. Utrzymał jednak równowagę i ruszył w kierunku brunetki. Stanął przed nią, unosząc kąciki ust w górę gdy zadała mu pytanie. Fakt, że chciała żeby tu został sprawił mu dziką radość i w pierwszej chwili miał ochotę bez wahania powiedzieć 'tak' i pocałować ją na dokładkę, lecz zdał sobie sprawę, że to już wykazałoby jego zaangażowanie. No cóż, po ostatnim doświadczeniu z Tamarą nauczył się być bardziej powściągliwy w uczuciach zanim zaangażuje się za bardzo. - Zrób to to się przekonasz. - Powiedział stając za nią. Zrezygnował z tego całego obchodzenia ławki bo - no bo tak i już . - Dodał głośniej starając się brzmieć równie swobodnie co ona, ale miał dziwne wrażenie, że głos mu nieco drżał. Czyżby bał się, że zrezygnuje ? Kto wie, kto wie.
Zazwyczaj również wystarczy jedna niepochlebna opinia czy wyssana z palca plotka, by zniszczyć wieloletnią znajomość. Przyjaźnie zawierane na tak długi okres czasu trzymały się lepiej, gwarantowały więcej bezpieczeństwa, ale czasem nawet tacy ludzie odwracali się bez wahania, słysząc kompletnie nierzeczywiste słowa. I być może to ta łatwość stracenia ważnej osoby była w relacjach najgorsza. Ta niepewność, czy wszystko na pewno gra, czy między nami jest na pewno okej i czy nie ukrywamy czegoś przed sobą. Tak właściwie Nana nigdy nie doświadczyła czegoś tak trwałego. Chociaż... Niby ciągle miała swój zakon rycerzy Jedi, jednak teraz już nie była pewna, czy jego członkowie całkowicie o niej nie zapomnieli. Jedynie od czasu do czasu dostawała od nich listy, ale rzadko kiedy pozwalano jej odpisywać z niewiadomych jej powodów. Niestety, uzdrowiciele byli na tym punkcie szczególnie wyczuleni i zgadzali się wyłącznie na wizyty osób z rodziny, oczywiście pod nadzorem jednego z lekarzy. Naprawdę było z nią aż tak źle? Przecież dawała sobie radę. Fakt faktem, pierwsze dni należały do Dat Kompletnych Porażek, ale z dnia na dzień robiła pewne postępy, których oni z kolei zdawali się w ogóle nie zauważać. Tak czy inaczej, jej relacje z innymi ludźmi były teraz jedną wielką niewiadomą. Całe szczęście, że przynajmniej z Dimitrim cały czas się dogadywała. Cóż, w chwilach kryzysu każdy przyjaciel jest dobry, więc nic dziwnego, że chłopak postanowił zaufać właśnie alkoholowi. On nie zdradzał tajemnic ani nie prawił bezsensownych kazań czy morałów. Butelka sama w sobie była świetnym powiernikiem żali i nigdy nie przerywała podczas wywodów, ale raczej nie była w stanie zastąpić żywej istoty. Edelweiss także wielokrotnie sięgała po ten sposób wyrażania tego, co akurat ją trapiło, i najczęściej kończyło się to koniecznością zaniesienia ją do dormitorium, kompletnie pijanej. Nierzadko skazani na to byli zupełnie przypadkowi uczniowie, którzy dostrzegli ją gdzieś na terenie zamku. Och, co za bohaterowie! Niestety dziewczyna zawsze zapominała im później podziękować za pomoc. Słysząc, że Rosjanin również podniósł się z podłogi i ruszył w jej kierunku, przekrzywiła lekko głowę, mając zamiar spojrzeć na niego kątem oka, ale szybko zaniechała tego przedsięwzięcia. Zbyt głupio się czuła z powodu tak niedyskretnego pytania, mogącego oznaczać coś bardziej skomplikowanego. Coś, za czym nigdy, aż do tej pory, nie tęskniła. Chyba. Mętlik jaki miała teraz w głowie skutecznie blokował jej umiejętność normalnego myślenia. Może niepotrzebnie się przejmowała? Ale na dźwięk wypowiedzianych jego słów, wszelkie nadzieje zostały w brutalny sposób zrównane z ziemią. I bynajmniej nie była z tego zadowolona. Wciągnęła ze świstem powietrze do płuc i wypuściła je powoli, wyraźnie zwlekając z udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi. Sam fakt, że Dimitri stał za nią był wystarczająco rozpraszający, a ona miała na dodatek ogromne problemy z koncentracją od, cóż, kilku dobrych miesięcy. - Ja... - zaczęła, nie do końca wiedząc, jak powinna zachować się w takiej sytuacji. W końcu jednak postanowiła odpuścić sobie zbyt długie rozmyślania na temat każdego szczegółu, przecież żyje się tylko raz. - Proszę cię, żebyś został. I to zdanie wyraziło tak naprawdę więcej, niż pierwotnie planowała powiedzieć podczas tego ich spotkania. Każda sekunda sprawiała, że zaczynała tego żałować, nie wiedząc czego się spodziewać, ale wiedziała, że teraz przecież nie ma już odwrotu. Chociaż… Zawsze zostawała możliwość trzaśnięcia w Korotyę jakimś zaklęciem usuwającym pamięć, tylko po co? - Zostań - powtórzyła z jedynie odrobinę większą odwagą i odwróciła się w jego stronę, wpatrując się teraz w oczy Dimitriego.
Jak dobrze, że Dimitri znał Grigoriego już od kilkunastu lat podczas których wyrobił sobie opinie o ich przyjaźni jako o tej na całe życie. Cokolwiek by ludzie o Orlovie powiedzieli on nadal kochałby tego wariata i na chwilę obecną wątpił czy pozwoliłby jakiejś plotce ich rozdzielić. Mimo tego, że nie znał opinii przyjaciela na ten temat był pewien, że on sądzi tak samo. Aż dziwne, że Korotya był w stanie zawierzyć komuś tak bardzo jak Grigowi, a jeszcze bardziej dziwaczny był fakt, że mógł mu mówić o wszystkim i nie czuł z tego powodu dyskomfortu. Przyjaciel to mu się w życiu udał i był nawet skłonny życzyć każdemu takiego kompana jak Orlov obok siebie, pod warunkiem, że ktoś nie wpadnie na głupi pomysł odebrania mu Grigoriego. Przyjaciele Nany okazali się bezużytecznie w zaistniałej sytuacji i tego właśnie jej Dimitri najbardziej współczuł. Świadomość, że masz kogoś kto jest w stanie wyciągnąć cię z największego bagna pomaga, a brunetka pozostała z tym wszystkim sama. Nawet Korotyi przy niej nie było, lecz nigdy nie przyznałby się przed samym sobą, że zachował się podobnie jak inny. Nawet do niej nie napisał, nie był pewien co do tego czy powinien. Źle robili ignorując jej postępy, ale najważniejsze, że pozwolili jej w końcu wyjść. Niestety, oprócz tego, że alkohol wydawał się idealnym przyjacielem okazał się najfałszywszym z możliwych, kopiąc dołki pod Dimitrim tak, że ten nawet nie zdążył się zorientować kiedy wpadł w sidła uzależnienia. Lepiej już chyba żeby twoje wewnętrzne wojny zostały ujawnione innym aniżeli zachowane w sekrecie za taką cenę. Przynajmniej ją ktoś zanosił. Wszakże była kobietą, piękną w dodatku, wiadome więc, że zawsze znajdzie się ktoś kto zlituje się nad pijaną, pozornie niewinną duszą i pomoże jej dostać się do dormitorium. Dimitri jeśli zmęczony alkoholem nie był w stanie iść o własnych siłach, budził się zawsze tam gdzie zasypiał, chyba, że Grigori przywołał go do porządku i zaciągnął do sypialni. W innym wypadku był skazany sam na siebie i całe szczęście, że z każdej podobnej sytuacji wychodził bez większych obrażeń. Słysząc jak głośno, ze świstem wypuszcza powietrze z płuc był pewien, że za moment dźwięcznie się zaśmieje i powie, że jeśli nie chce nie musi tu zostawać. Według swojego scenariusza dodałaby potem, że wcale jej na jego obecności tu nie zależy. On zapewne uśmiechnąłby się kpiąco i powiedział coś niemiłego, a następnie opuścił pomieszczenie i postarał się o tej całej sytuacji zapomnieć. Jak dobrze, że nic takiego nie miało miejsca, a Nana wcale nie miała zamiaru uczestniczyć w podobnej scence jaka utworzyła się w jego głowie. Okropnie przeszkadzał mu fakt, że nie widział jej twarzy, ale co mógł zrobić ? Nie odwróci jej przecież na siłę tylko po to żeby zaobserwować jej reakcję. - W takim razie zastanowię się. - Wtrącił się zaraz po jej pierwszej wypowiedzi. Zachował się jak kretyn, tym bardziej, że doskonale widział ile dziewczyna męczyła się, żeby to wypowiedzieć. Słowa wypowiedział spokojnie, nie za głośno i nie za cicho i aż zdziwił się, że przyszło mu to za taką łatwością. I wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że Nana się odwróciła i teraz dokładnie mógł badać kolor jej tęczówek. Ach, te przeklęte sztuczki kobiet z wpatrywaniem się sobie w oczy. To go kiedyś zgubi. - Zostanę. - Zmienił zdanie po jej wypowiedzi, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który wkradł się na jego twarz i tam pozostał.
Fakt, Nana mogłaby pozazdrościć mu takiego przyjaciela, choć chyba nawet nigdy go nie spotkała. Być może byłoby inaczej, gdyby nie jej wyjazd. W końcu dość sporo ją ominęło, nie miała okazji poznać większości uczniów z wymiany. Tak czy inaczej, miała ogromne szczęście, że przynajmniej zdążyła nawiązać kontakt z Dimitrim. W przeciwnym razie, z kim teraz miałaby rozmawiać? Ze ślizgonami nieudolnie pozorującymi współczucie, gryfonami w większej mierze żywiącymi do niej szczerą nienawiść, czy może krukonami i pucho nami, którzy z kolei woleli jej po prostu unikać po ostatnich zajściach? Przynajmniej miała teraz przy sobie jego, studenta z wymiany. Choć on również zdawał się o niej zapomnieć, teraz był tutaj z nią i rozmawiał w sposób naturalny, nienaciągany. Tego mogłyby od niego nauczyć się te bandy bezmózgich kreatur, potocznie zwanych również „pozostałymi uczniami”. Ale najwyraźniej było to dla nich za trudne, ach. Niestety dziewczyna nic nie wiedziała o jego uzależnieniu, a miała ogromną ochotę zaproponować mu teraz wspólne upicie się i porozmawianie o dręczących ich problemach, bo to przecież oczywiste, że przy pomocy wódki chętniej wyrażało się wszystkie zmartwienia. Gdyby przeprowadzili podobną rozmowę, mogliby przynajmniej wspólnie postarać się znaleźć jakieś rozwiązanie. Wtedy byłoby im łatwiej. Natomiast co tyczy się odnoszenia osoby pod wpływem alkoholu do bezpieczniejszego miejsca niż przykładowo korytarz, to z pewnością wiele uczennic Hogwartu, jak i pozostałych szkół, z chęcią zaciągnęłoby Dimitriego do swych dormitoriów, to nawet nie ulegało wątpliwości. W sumie ciekawe, czemu jeszcze żadna z nich na to nie wpadła. A może wpadła i w rzeczywistości już uknuła misterny plan, czekając na odpowiedni moment do realizacji? Kto wie. Przez chwilę myślała o bezpiecznym wycofaniu się z tej rozmowy, bo za cholerę nie czuła się w takich tematach swobodnie. Jakkolwiek kiedyś przyszłoby jej to bez większego problemu, teraz, po nabyciu nowych, imponujących doświadczeń, nic nie było tak proste, na jakie wyglądało. Mówienie o uczuciach również zdawało się teraz być dla niej istnym tematem tabu, jednak dla ogólnego dobra sprawy postanowiła się przełamać i podzielić z Rosjaninem swoimi myślami czy pragnieniami. Bo on w pewnym sensie był jej pragnieniem. I już miała zapaść się pod ziemię, gdy usłyszała nagłą zmianę jego decyzji, po której odetchnęła z ulgą. Jeszcze ten przeboski uśmiech! Bez wahania oplotła rękoma jego szyję i przyciągnęła go do siebie, by złączyć ich usta w długim, namiętnym pocałunku, zapewne pełniącym rolę swoistego podziękowania. - Nie masz może zapasu wódki? - wymruczała w przerwie pomiędzy kolejnymi pocałunkami, na razie nie mając zamiaru tego przerwać. W końcu bliskość cielesna, nawet taka, cały czas była dla niej bardzo ważna i biedaczka nic na to nie potrafiła poradzić.
Akurat Dimitri nie był pewien czy chciałaby poznawać wszystkich uczniów z wymiany. Tych których zdążył poznać w większości nie darzył sympatią, żeby nie zaryzykować twierdzenia, że uważał ich za tępych. Z Grigorim na pewno odnalazłaby wspólny język, aczkolwiek wątpił by dogadała się choćby z Colette czy Stevem. Co prawda w drugim przypadku było bardzo możliwe, że ta dwójka stałaby sobie bliska, ale Korotya wolał jednak tę wersję w której oboje się nienawidzą i tym samym może z Naną dzielić niechęć do Amerykanina. Dimitri nigdy nie uważał się za dobrego słuchacza ani za osobę z którą można było w ogóle się jakoś dogadać, ale gdyby miałby taki wybór jak na chwilę obecną dziewczyna też wybrałby swoje towarzystwo. Racja, był tu i rozmowa wydawała się być niewymuszona. Nie odczuwał żadnego dyskomfortu z powodu tego, że dziewczyna dopiero co poskładała się psychicznie i nie hamował swoich zachować z obawy, że powie coś niestosownego. Może to przez fakt, że sam irytował się gdy ktoś traktował go z nieodpowiednim dystansem ? Gdyby zaproponowała mu wspólne upicie się, nie odmówiłby. To byłoby chyba wbrew samemu sobie, ot takie odrzucenie dodatkowego towarzystwa wódki. Zresztą dobrze, że był ktoś kto nie miał pojęcia, że czasami zdarza mu się miłować alkohol aż za bardzo bo dzięki temu uniknął kolejnych, niepotrzebnych i bezsensownych kazań na temat tego jak niszczy sobie życie za każdym razem gdy się upija i ile wspaniałych rzeczy go omija. Właściwie to takie komentarze wcale mu nie pomagały, a wręcz przeciwnie, czasami miały odwrotny skutek i sprawiały, że miał jeszcze bardziej ochotę iść się upić. Nawet jeśli którakolwiek z dziewczyn rzeczywiście miała taką ochotę to wątpił żeby kobiety były aż tak odważne w swoich działaniach jak mężczyźni. Zapewne, jak twierdził sam Korotya, wolałby uknuć jakąś intrygę po której to one stałyby się ofiarami, a nie na odwrót. Mówienie o uczuciach to rzeczywiście jedna z trudniejszych rzeczy w całym życiu człowieka. Chcąc nie chcąc Dimitri również miał z tym problemy, jak każdy zresztą mężczyzna i z tego co zdołał zrozumieć to między innymi był powód jego rozstania z Tamarą, choć na prawdę nie wiedział czy mówienie 'kocham cię' w ogóle by coś zmieniło. Odwzajemnił jej pocałunek, obejmując ją dłońmi w tali, co jakiś czas wędrując nimi w stronę pleców na których kreślił wzory o najróżniejszych kształtach. - Nie. - Odparł odrywając się na chwile od jej warg i nie mogąc powstrzymać rozbawienia które wkradło się na jego twarz. Że też myśli w takiej chwili o alkoholu ! Otworzył usta żeby zaproponować wspólną wędrówkę po butelki z wódką, ale zrezygnował. - Nieważne. - Dodał na koniec roztargniony i przyciskając ją do siebie mocniej kontynuował pocałunki.
Nie było jej dane do tej pory poznać żadnego z jego mniej lub bardziej lubianych znajomych, i szczerze mówiąc jakoś nie spieszyło się jej do tego specjalnie. Wolała spędzać czas w nieprzeludnionych pomieszczeniach, a takimi przykładowo za dnia była jej szkolna sypialnia. Większość ślizgońskich dziewcząt panoszyła się z dumą po korytarzach bądź przesiadywały w dormitorium wspólnym, więc miała okazję odetchnąć, co też niezwłocznie zrobiła tuż po przybyciu z powrotem w mury szkoły. A co natomiast tyczy się alkoholu, Nana również nie wzgardziłaby towarzystwem Rosjanina. Przynajmniej z jej strony mógł nie liczyć na jakiekolwiek wywody odnośnie swego uzależnienia, bo przecież niegdyś sama była dosłownie na krawędzi i tylko dzięki pobytowi w szpitalu udało się te zapędy w miarę załagodzić. W miarę! Tylko narobili jej dodatkowej ochoty na powrót do picia. Ale nie, to ona była winna całemu złu tego świata. Zasmuciła się przez chwilę na wieść, że Dimitri nie dysponował nawet najmniejszym zapasem wódki. A może było to jedynie zmyślnym kłamstwem, żeby kontynuować jej beznadziejny odwyk?! W takim razie z pewnością był w zmowie z jej uzdrowicielami, którzy w podstępny sposób postanowili ją kontrolować nawet tutaj. Całe szczęście jednak, że z zamiarem odwzajemniał jej pocałunki, co skutecznie odwiodło ją od snucia dalszych teorii spiskowych. Przylgnęła więc do niego całym ciałem, ignorując nawet słowo wypowiedziane iście roztargnionym tonem, choć teoretycznie mogłaby się do tego przyczepić i rozpocząć dalsze wypytywanie się o sprawy związane z alkoholem. Tylko po co? Sam Dimitri był o wiele ciekawszy i bardziej zajmujący. Pogłębiła więc pocałunki, dodając im jeszcze więcej namiętności, i niezbyt zgrabnie wgramoliła się na blat lekko chwiejącej się ławki, by zaraz ponownie przyciągnąć do siebie studenta. Swoją drogą, dopiero teraz przypomniała sobie jego cudowny smak, którego tak bardzo brakowało jej podczas pobytu w Świętym Mungu. I nawet będąc skazaną przez ostatnie kilka miesięcy na życie w surowym celibacie, mogłaby się poświęcić (gdyby miała wybór) dla właśnie tej chwili, chociaż bóg raczy wiedzieć, czy sam Dimitri by to w jakikolwiek sposób docenił. Ale, cóż, mniejsza z tym. Nana oplotła go nieznacznie nogami na wysokości kolan, cały czas nie przerywając ich uroczych pocałunków.
Samotność jest najlepszym towarzyszem. Dlatego Dimitri był niezwykle rad, że studenci rzadko kiedy bywali w sypialniach, nawet nocą. Byli przecież dorośli, mogli bywać w Londynie, odwiedzać najlepsze kluby. Rosjaninowi to odpowiadało. Unikanie wszystkich miał opanowane, tak samo jak Nana, która również najchętniej uciekłaby od towarzystwa innych. Był jeszcze jeden plus mieszkania ze starszymi - nawet jeśli interesowały ich twoje sprawy nie byli aż tak wścibscy jak odważne pierwszaki lub ci odrobinę starsi. Ślizgonka jeszcze te kilka miesięcy będzie musiała męczyć się ich obecnością, następnie, o ile wcześniej nie wybuchnie, przeniosą ją do sypialni studenckiej i będzie z górki. A jeśli nie zdecyduje się na studia wróci do domu, po prostu. Tam zazna bezgranicznego spokoju. I dziękujmy za to wszystkim. Doprawdy, martwiłoby go gdyby nawet Nana prawiła mu na ten temat kazania. Niech ona nie wraca do Munga bo całkowicie namieszali jej w głowie i te teorie spiskowe były zupełnie nie adekwatne do osoby Dimisia. No bo przecież nie odmówiłby alkoholu komuś w potrzebie wiedząc jak odczuwalny jest brak tego napoju. Odwzajemniał jej pocałunki równie namiętnie i zachłannie, co jakiś czas zjeżdżając niżej by połaskotać językiem jej szyję. Przyległ do niej dłońmi błądząc gdzieś w okolicach jej ud.
Bezgraniczny spokój oraz jej dom na pewno nie szły ze sobą w parze, a na pewno nie od momentu śmierci brata, z którym jako tako mogła spędzać czas chociażby w wakacje, gdy byli zmuszeni opuścić szkołę. Matka większość czasu poświęcała na żebranie o dragi. Żałosne. Najwyraźniej to po niej Nana odziedziczyła łatwość do wszelkich używek. Tak czy inaczej, temat był dla niej dość nieprzyjemny, więc zazwyczaj po prostu o tym nie rozmawiała. Czas spędzony w pustej klasie minął im bardzo pasjonująco, to trzeba przyznać. Coraz śmielsze zachowanie i kierującego do jednego poczynania zapewniły Nanie powrót do rzeczywistości, przynajmniej w sferze cielesnej. Ach, jak jej tego brakowało! Poza tym nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mimo melancholijnego nastroju Dimitri cały czas nie wyszedł z dawnej formy, jak słodko. Zafundował jej dzięki temu (jak i ogólnie swej obecności, żeby nie było) pierwszy dzień szkoły, o jakim normalnie mogłaby pomarzyć. Bo przecież wszystko wydawało się jej skrajnie beznadziejne, aż do tej pory. Podczas ich ciała stygły po miłosnym uniesieniu, półnaga Nana cały czas leżała bezwładnie na blacie ławki. To aż dziwne, że mebel nie rozpadł się pod wpływem ich ruchów... Tak czy inaczej, dziewczyna stopniowo uspokajała oddech i szalone bicie serca, wpatrując się w kochanka spod półprzymkniętych powiek. Odczuwała również silną potrzebę skomentowania zaistniałej sytuacji, ale jedyne co nasuwało się jej na myśl, to bardzo pozytywne „ja pierdolę!”, choć mogłoby to wydać się mało romantyczne i ogólnie niepasujące do sytuacji, więc po prostu milczała, a po jej ustach ciągle błądził niemal niewidoczny uśmiech.
Wygląda na to, że dziewczyna została postawiona w beznadziejnej sytuacji i nawet w domu nie może liczyć na chociaż odrobinę wsparcia. Chociaż przynajmniej miała tam spokój. Swojej matki mogła unikać i może zaznała by odrobinę spokoju, choć ta kwestia także pozostaje wątpliwa. Chcąc nie chcąc najlepszą opcją dla dziewczyny będzie pozostanie w zamku i ponowne wdrążanie się w życie szkolne z lepszym lub gorszym efektem. Ewentualnie podobnie jak Dimitri może znaleźć swoją odskocznię, która pozwoli jej jakoś się trzymać, nie dosłownie i bynajmniej nie fizycznie, niestety. Dimitri również nie narzekał. Od dłuższego już czasu seks całkowicie zsunięty na dalszy plan tak, że niemal zapomniał jako to przyjemność. Dopiero czas spędzony z Naną uświadomił mu, że cholernie za tym tęsknił. Zdążył już zejść z blatu i był właśnie w trakcie ponownego wciąganie spodni na tyłek. Wzrokiem cały czas błądził jednak po ciele brunetki i musiał orzec, że miała oszałamiającą figurę, przez co i tak spory uśmiech na jego twarzy, jeszcze się powiększył. Niemal od razu znalazł się przy niej i nachylił się by na jej ustach złożyć krótkiego, aczkolwiek czułego całusa. - Co robimy teraz ? - Zapytał pozwalając sobie na ciche westchnienie. - Chodźmy się napić. - Zaproponował przejeżdżając dłonią wzdłuż jej obojczyka. Tak, miał wielką ochotę na alkohol w jakiejkolwiek postaci.
Najwidoczniej nawet mimo tego, iż obydwoje byli w zupełnie innych sytuacjach (choć z drugiej strony rozstania z ukochaną osobą czasem bywały przyczyną załamań nerwowych, czasem się zdarzało), to ich położenia były całkiem podobne. Poszukiwali bowiem idealnego sposobu na odsunięcie się od nieustannego biegu rzeczywistości, chcieli zapomnieć o traumatycznych wydarzeniach ze swojego życia. Być może właśnie dlatego teraz byli w stanie porozumieć się w tak nienaciągany, ludzki sposób - coś ich łączyło, oprócz kilkutygodniowej, wcześniejszej znajomości. Nana przyglądała się całemu procederowi „wciągania spodni z powrotem na tyłek” z nieukrywanym zainteresowaniem, i gdyby miała teraz trochę więcej energii w sobie, to z pewnością rzuciłaby jakimś stosownym komplementem, ale, niestety, była zbyt zajęta głębokim oddychaniem i rozmyślaniem na temat tego, jak miło spędzili czas. Co do jej figury, to dalej trzymała się całkiem nieźle, aczkolwiek poprzez pobyt w szpitalu i ścisłą dietę schudła jeszcze bardziej. Dobrze, że nie stało się to aż do przesady, bo biedny Rosjanin niechybnie poobijałby się wówczas o wystające spod skóry kości. - Nawet nie musisz mnie na to namawiać - odparła wyraźnie ucieszona propozycją studenta, po czym podniosła się leniwie z blatu i również założyła ciemnojeansowe spodnie, a także za duży sweter, które do tej pory spoczywały na podłodze w pobliżu ławki. Poprawiła jeszcze potargane, czarne włosy i uznała, że jest gotowa do drogi. Żaden uczeń przypadkowo spotkany na korytarzu nie powinien się jej przestraszyć. Złapała więc studenta za rękę i pozwoliła mu się poprowadzić do... no, gdzieś na pewno.
Weszła wesołym krokiem do sali z wielką, grubą książką pod pachą, gdzie nie pójdzie wszędzie tłok i hałas, czas odpocząć w ciszy. Usiadła przy ławce na samym końcu klasy, do tego praktycznie w rogu. Od razu zauważyła pajęczynę imponujących rozmiarów, więc pośpiesznie odsunęła się nieco od ściany. Otworzyła książkę na pierwszym rozdziale i oparła brodę o rękę, po czym zatopiła się w lekturze. Czytała tą książę tyle razy, że jej grzbiet mógł wygiąć się pod dziwnym kontem, a kartki ledwo trzymały się w kupie. Kątem oka zauważyła, że coś porusza się na ławce koło książki, leniwie przeniosła na to wzrok, po czym stłumiła piśnięcie. To COŚ okazało się pająkiem, czyli jedną z niewielu rzeczy, których naprawdę Haer się brzydzi. Oczywiście zbytnio nie myślała co robi, więc trzepnęła go książką, zamieniając go w niekształtną plamę. Wciągnęła głęboko powietrze, po czym powoli je wypuściła. Jak już go zabiła, to teraz czas na jeden z jej przesądów. Wstała z krzesła i pięć razy podskoczyła na lewej nodze, każdy ma swoje dziwactwa, a ona wierzy, ze jeśli tego nie zrobi, przywoła ciężką chorobę.
Kjelling doszła do wniosku, że skoro wkurzający, uroczy humorek już jej przeszedł i znowu mogła dąsać się na cały świat, to po raz kolejny przejdzie się po szkole, w poszukiwaniu wesoło bawiących się uczniów. Musi się przecież na kimś odegrać za zniewagę sprzed paru godzin. Jak ktoś w ogóle śmiał rzucać w ciebie zaklęciami?! Powinnaś go zabić... spalić i powoli rozgrzebywać zwłoki - uśmiechnęła się szaleńczo pod nosem, przechodząc przez kolejne piętro. Jak zwykle nie mogła znaleźć żadnego pierwszoklasisty... gdzie oni się wszyscy podziewali? Doszła do drzwi jednej z nieuczęszczanych klas, do których zawsze ją ciągnęło. Nie wiadomo czy to ten mroczny klimat, masa kurzu czy panoszące się wszędzie pająki, ale samotne przemyślenia w tym miejscu działały na nią uspokajająco. Rozejrzała się leniwie, po czym pociągnęła za klamkę, która bez problemu ustąpiła. To nie było normalne, przecież najczęściej trzeba było męczyć się z zaklęciami. Przeszła przez próg i niewiele myśląc, wyciągnęła różdżkę. Przed jej oczami właśnie skakała młodsza Puchonka i ciężko powiedzieć, że nie zdziwiło to panny Kjelling. Trzasnęła drzwiami i podeszła dwa kroki, patrząc na Haerowen, jak na skończoną kretynkę. - Zawsze wiedziałam, że Hufflepuff jest wylęgarnią największych hogwarckich idiotów, ale ty bijesz już wszystkie utarte stereotypy - wysyczała, krzywiąc się odruchowo. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na stolik, a widząc zmiażdżonego owada, w jej oczach zaświeciła się jakaś dziwna iskra szaleństwa. - Ty nędzna charłaczko! - warknęła, patrząc na nią. Nienawidziła jak ktoś zabijał pająki lub jakieś groźne zwierzęta. Niewiele myśląc użyła różdżki, trzymanej w ręce. - Incendio! - rzuciła, a ognista kulka poleciała w stronę dziewczyny.
Szukała pierwszoklasistów, by się wyżyć? No tak, szczyt inwencji i honoru, typowe dla Ślizgonów. A w ogóle to chodziła ciągle z różdżką w ręce? W sumie racja, przecież zza rogu może wyskoczyć jakiś psychopata, albo jeszcze gorzej, jakiś wariat, tudzież wariatka, mogłaby znaleźć cię w jakimś opustoszałym miejscu i bez powodu zacząć rzucać w ciebie zaklęciami! Ooo... Jaki zbieg okoliczności. No cóż, zanim by wyjęła różdżkę trochę, by to trwało, więc dzięki Bogu, że ma szybki refleks i po prostu odskoczyła w bok, inna sprawa, że ogień trafił w drewnianą ławkę... Popatrzyła na dziewczynę, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Jesteś pieprznięta. - Ohh, kto jak kto, ale Haerowen uwielbiała wariatów, którzy równie dobrze zamiast tutaj, mogliby trafić do zakładu psychiatrycznego. Po prostu ze świrami nie można się nudzić, ta nutka adrenaliny, szczypta szaleństwa, a do tego cała taczka dobrej zabawy. No dobrze, Może i Haer nie jest do końca normalna, ale woli być nienormalna i mieć dobrą zabawę, niż być normalna i się nudzić. A tak notabene, gdyby nie to, że odwróciła jej uwagę zaklęciem, to pewnie te "charłaczko", by ją obraziło. Zwłaszcza, że naprawdę ma problem z zaklęciami. Wyjęła spokojnie różdżkę zza szkolnej szaty, przezorny zawsze ubezpieczony, czy jakoś tak...
I tak nastała kolejny ,,spokojny" wieczór dla Haru. Cóż, szczerze powiedziawszy dziewczyna nienawidzi spokojnych dni. Są nuudne i takie...ech, wiadomo co. Ale mniejsza o większość. Weszła do sali i na sam początek rozejrzała się czy ktoś jest. Nikogo nie ma! -ekstra! - krzyknęła na całą salę i beż wahania weszła do wnętrza ze swoimi klamotami. Dokładniej to nie było widać tych klamotów. Miała przy sobie jedną z jej ulubionych torebek w kółka. Położyła torbę na stole i zaczęła z niej wyjmować swoje skarby. Otóż, Haru użyła zaklęcia, które dzięki niemu mogła zmieścić wszystko do torby.Wyjęła dwa manekiny, kilkunastometrowe tkaniny i inne materiały, przybornik do szycia oraz jej szkicownik. Kiedy skończyła się rozpakowywać od razu usiadła do ławki i zaczęła coś bazgrać. Dokładniej poprawiała drobne szczegóły co do jej nowego stroju. -No poprawione! - znów krzyknęła po czym wstała z krzesła i wzięła jedno z materiałów. Ale zaraz, zraz. Dziewczyna przez przypadek się wywróciła, gdyż zahaczyła butem o materiał i spadła.
Dla Andrzeja dzień ten, był dniem pełnym wrażeń. Dziś spotkał się z Kath i pokazał jej swoją kolekcję kaktusów. Był z siebie STRASZNIE dumny, bo ani jeden z jego „przyjaciół” nie wywinął żadnego numeru przy dziewczynie. Kochane roślinki. W każdym razie, wybrał się na krótki spacer, odprowadzając Gryfonkę do dormitorium i zahaczył przy okazji o jakiś pokój, z którego docierały dość niecodzienne dźwięki. Jakieś krzyki, grzmoty i Bóg wie, co jeszcze. Zajrzał zaciekawiony do środka, a tam… HARU! Rozłożona na ziemi i stękająca coś o krzywej podłodze. Jego twarz ukazywała nieśmiertelne „WTF?!”. Ale po chwili postanowił się ogarnąć, bo z tą miną mu nie do twarzy. Podszedł luzacko do przyjaciółki i stanął nad nią, gapiąc się na jej plecy. Gdyby był Margaret Gate zapewne usiadłby jej nad głową, ale nie jest, więc Haru może czuć się bezpiecznie. - Yy… jeśli chciałaś umyć podłogę to mogłaś użyć zaklęcia, a nie brudzisz ładną koszulkę. – Posłał jej pełne wyrzutów spojrzenie, którego ona, co prawda zobaczyć nie mogła, ale bez niego czułby się niekomfortowo. Niby mógłby jej pomóc wstać, ale kto wie… może szukała tam czegoś, albo liczyła dziury w podłodze. Wolał nie ryzykować życia swoich plemników z jego niesamowitymi genami... i tak były mocno nadszarpnięte, kiedy ostatnim razem Nev kopnęła go w genitalia. Zua z niej kobieta, trzeba przyznać.
Oj bolał tyłek, bolał! Ech! Te głupie materiały, yyhhh. Dziewczyna siedziała przez chwilkę na materiale, gdyż po pierwsze bolały ją cztery litery a po drugie była lekko strzęsiona tym ,,wypadkiem". Ale nagle usłyszała jakiś znajomy głos. Zaraz, zaraz niech dziewczyna sobie przypomni, któż to może być. Ach! No tak! To Andrzej. Ten co jest wielbicielem jej stylu oraz zajebistej marki ,,Jajo". -Aaaa, witaj Andrew - przywitała chłopaka po czym wstała i podniosła tkaninę. Swoją drogą, Haru w tym dniu była jak zawsze ubrana oryginalni, lecz sama uważa, że za skromnie się ubrała. Ach te dylematy. -Wiesz co, każdemu zdarzają się jakieś ,,wypadki" - rzekła do chłopaka robiąc swoją dżapanowską minę. Ach! Dobrze, że w samą porę przyszedł. Haru ma dla niego baaardzo ważne zadanie. A mianowicie, musi jej w czymś pomóc. -Edrju, pomożesz mi w czymś? Mógłbyś potrzymać ten materiał? - zapytała chłopaka wskazując na owy przedmiot leżący na stole. A w tym czasie Haruki wyjęła ze swojej torby mugolską maszynę do szycia oraz inne ważne pierdoły.
Jak to? To jego imię musiała sobie przypomnieć? Jak ona może, pytam się! Jak może? Wszak nieznajomość jego imienia jest nieznajomością jego cudownej osoby, a to jest karalne! Dożywotni zakaz dotykania czy patrzenia na jego piękne kaktusy, ot co! Ale „Jajo” owszem, było zajebiste. Dlatego właśnie nie poszedł sobie, udając że nie widzi Haru, tylko wpadł, żeby swoim towarzystwem wspomóc tę sławną projektantkę! Cóż… chciał jej jakoś pomóc, ale właściwie trochę się zagapił i dziewczyna sama zdążyła już wstać. Zaczął się co prawda przymierzać, żeby ją jakoś podtrzymać, ale wyglądało to komicznie, a efektu żadnego nie przyniosło. - Yy… mi nie. Ale chyba cię rozumiem – pokiwał głową z poważną miną, głaszcząc się po brodzie niczym prawdziwy myśliciel. Tak, wyglądał bardzo inteligentnie. Oczywiście, nie musiał się aż tak starać, żeby tak było, ale teraz inteligencja się potroiła i o mało nie zwaliła go z nóg. Tak naprawdę, to się potknął, ale nie pozbawiajmy go złudzeń.. - No… ten… tego… niech będzie. – Wszak dla ulubionej projektantki trzeba się trochę namęczyć, prawda? Chwycił więc w ręce ową tkaninę, automatycznie miętoląc ją w rękach, by niczym znawca rozpoznać, cóż to za cudo. Niestety… znawcą nie był nawet połowicznie, więc nie przyniosło to rezultatu. - Co będziesz robić?
Jak dobrze, że Andrzej przyszedł. Naprawdę. Dla Haruki to jak manna z nieba. Nie dość, że jest zagorzałym fanem jej przecudownej marki ubrań ,,Jajo", ale także bardzo dobry znajomy, który może się nawet poświęcić do trzymania materiału. Dziewczyna na chwilę zerknęła na Andrewa po czym uśmiechnęła się do niego baaardzo charakterystyczną minką typu ,,dżapanowska dziewoja". A teraz już wyjaśniam o co chodzi z tą dziewoją, bo pewnie osoba, która to czyta nie za bardzo mnie zrozumiała. Otóż, Haru ma tak charakterystyczny uśmiech, że każdy zdoła go zapamiętać. Te oczki, które od zawsze są skośne, usta, które pod wpływem uśmiechu ,,spłaszczają się oraz inne jej części twarzy. Ogólnie mówiąc, Haruki ma dobrze rozpoznawalną twarz i nie tylko. Także jej projekty. Widziała, jak Andrzej zaczął miętolić w rękach jej cenną tkaninę. No cóż, zazwyczaj to by się na kogoś zaczęła drzeć, ale skoro Andrew został specjalnie dla niej żeby jej pomóc nie będzie wydzierać swojego bardzo piskliwego głosu na dobrego znajomego. Z resztą gdyby zaczęła krzyczeć to by połowa Hogwartu się wyniosła. Kiedy japonka wyjęła maszynę do szycia, charakterystycznie popatrzyła na nią po czym skierowała wzrok na Endrju. -Będę szyć mój niedawno naszkicowany projekt pod nazwą ,,puszka pandory", a ty mi w tym pomożesz - rzekła do chłopaka pokazują swój szkic położony na ławce. Bądź co bądź, ale Andrzej powinien być zaszczycony, że będzie pomagać swojej ulubionej projektantce. -Dobra to zaczynajmy, rozłóż ten materiał, a ja zmierzę ile trzeba uciąć - wytłumaczyła puchonowi, a w tym czasie Haruki wyjęła ze swojej torby miarkę po czym zaczęła mierzyć materiał.
No ba! On dla każdego, na kogo zwracał uwagę był manną z nieba. Wszak przebywanie w jego towarzystwie to przywilej, to cud, to coś, co pamięta się do końca życia! Marzenie każdego mieszkańca tej ziemi to jeden jego gest w ich kierunku. Są też zazdrośnicy pragnący jego śmierci, ale i tak są jedną małą i nic nieznaczącą grupką wśród ogromu jego fanów. A tak, przepraszam… to nie ta bajka. Wracajmy już do naszego Andrzeja. Jak tu nie wielbić marki „Jajo”? Przecież takie ciuchy są strasznie rzadko spotykane. One są cudem! Szkoda tylko, że nia miał jeszcze możliwości, żeby coś z owej marki ponosić i poszanować przed resztą szkoły. Z pewnością strasznie by mu zazdrościli! Już widzi, jak przechodzi przez korytarz i wszyscy się za nim odwracają. Oczywiście, i tak się odwracają, ale głównie kobiety (nie ma nic przeciwko, skądże). A teraz odwracaliby się też mężczyźni. Huhu… wizja jak ze snu. O, ,,dżapanowska dziewoja" brzmi świetnie. Od dziś Andrzej będzie tak nazywał Haru! I nie ma, że nie. I od razu ogłaszam, że TYLKO ON może tak do niej mówić. A jak nie, to trzeba się będzie umówić na solo pod Polo. Yy… został specjalnie, żeby móc pomiętolić tą tkaninę, ale niech będzie, że dla Haru. Niech żyje w tym przekonaniu, skoro tak jej lepiej. W każdym razie, dobrze, że go nie wyzwała, bo śwignąłby dupą i sobie poszedł. Tak. Właśnie tak by zrobił. I nie mam co do tego żadnych wątpi ości… ups. Przepraszam, Andrzej strasznie niewyraźnie pisze i nie mogę się doczytać. Ach tak! Wątpliwości. Wybaczcie tą małą wpadkę. - Brzmi zachęcająco. – Pokiwał z powagą w głosie głową, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął nadawać jak w reklamie o zaletach owego produktu z zamiłowaniem głaskając przyjemną tkaninę i wskazując na Haru, kiedy mowa była o genialnej projektantce tegoż cudu modowego. Kiedy skończył, odetchnął ze zmęczenia i usiadł na krześle. - O CHOLERA JASNA – podskoczył zaraz, rozmasowywując swoje zgrabne cztery litery. Na krześle leżały… szpilki. Skandal, dramat! POLICJA! STRAŻ POŻARNA! AURORZY! MINISTERSTWO! OPIEKA MEDYCZNA! KTOKOLWIEK! W tym miejscu o godzinie bliżej nieokreślonej miał miejsce zamach na jego boskie ciało. – Haru! Jak mogłaś?! Spojrzał na nią z wyrzutem i wykonał półobrót, pokazując tym samym, że nie ma zamiaru z nią dalej konwersować. Toż to jest nie do wybaczenia.
Chi była zdesperowana. Nawet bardzo. Tak bardzo, że zdecydowała się robić rzeczy, o których pewnie wcześniej by nie pomyślała. Najpierw zdobyła prochy od jednego znajomego (który zdobył je od Manu, pozdrawiamy go!!!). Potem doprawiła to jeszcze sporą ilością sake - tak sporą, by już całkiem jej odbiło, ale tak małą, by nie być pijaną. Znajdując się w stanie na wpół euforycznym, na wpół psychodelicznym (ach ta jej skomplikowana psychika, nawet po dragach nie mogła do końca się wyluzować, biedna), wpadła na pewien pomysł, którego wykonać nie odważyłaby się, będąc w stanie zwanym trzeźwością. Ale teraz uznała, że lepszej okazji nie będzie, poza tym już nie mogła wytrzymać tak dłużej. I choć zdawała sobie sprawę z tego, że się odkryje, to... nie miała już zbyt wiele do stracenia, nie? A nawet jeśli miała, a chyba i miała, to nie do końca teraz o tym myślała. Może i to nie było zbyt mądre, ale przystąpiła w końcu do działania. Wysłała list (anonimowy oczywiście) do Wolfa, w którym to podała się za jednego z jego klientów i prosiła o spotkanie (a raczej żądała, ale kto bym tam się przejmował takim drobiazgiem). A potem udała się do tej pustej klasy (o której dowiedziała się od jednego z miejscowych). I schowała się w cieniu, coby Schlosser nie zobaczył jej od razu. Niecierpliwiła się bardzo. Tak chciała, tak bardzo... Niech się pospieszy, no!
nie wbijać się ludzie, bo będzie źle, wątek umówiony
Wolfgang za to nie był zdesperowany. Dla niego robienie tych rzeczy, które robiła Chiyoko po zażyciu środków pomocniczych były zupełnie normalne. A przynajmniej tak to nazwijmy, gdyż ciężko stwierdzić, co konkretnie robił... Poza spostrzeganiem niezwykłego piękna świata, który wydawał się lepszy po heroinie, a po ecstasy wszystko stawało się wesołe, aż chciało mu się tańczyć. Dlatego właśnie nieczęsto zdarzało mu się brać owe tabletki, zdecydowanie wolał inne, mniej psujące jego marny wizerunek, dragi. W każdym razie wypadałoby wrócić do tematu przewodniego, a nie problemów z uzależnieniem Schlossera. Tak więc chłopak nie miał zielonego pojęcia, co planuje japonka. Skąd zresztą miałby o tym wiedzieć? List jak list, często takie miewał, często bez podpisu. Spotkanie w celu zawarcia interesów. Nic dziwnego. Po prostu władował w siebie trochę kokainy i tyle tego było, ruszył bez większych problemów na umówione miejsce. Przez chwilę myślał, że osoba jeszcze nie przybyła, dlatego usiadł na pierwszej ławce. Nie musiał jednak czekać długo. Przejeżdżając wzrokiem po pustej (niezupełnie) klasie, dostrzegł znajomą sylwetkę w cieniu. Zmrużył oczy, aby upewnić się, że ta sylwetka na pewno jest mu znajoma. I była. Niestety. - Maiku? - zapytał, wytrzeszczając lekko oczy, co zdarzało mu się bardzo rzadko. No ładnie, tego się po niej nie spodziewał. Chwila, ona po prostu znalazła się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie.