Na drugim piętrze znajduje się od wielu lat nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Obecnie jest to ulubione miejsce Irytka do bałaganienia. Czasem przychodzą tu jednak także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:46, w całości zmieniany 1 raz
-Ok, będę.- pocałowała go w policzek.- Mam nadzieję że nie wyobrażasz sobie za wiele. No wiesz... Gdyby nas niektórzy widzieli, mogli by uznać że demoralizuję nieletnich. Uśmiechnęła się mimowolnie. Mówiła to serio, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Przytuliła go jeszcze raz. -To ja idę. Powłóczę się po szkole. Może ktoś mi pomoże zatrzymać Dove w Hogwarcie. No wiesz, tak żeby mieć trochę prywatności.- znów się uśmiechnęła. I wyszła radośnie po czym skierowała się do pokoju wspólnego Puchonów.
-Ok to do zobaczenia.- uśmiechną się. Tak, lepiej żeby się odbyło bez Dove. Poszedł się szykować "Mam nadzieję że nie wyobrażasz sobie za wiele" , "demoralizuję nieletnich", przecież to tylko jeden rok różnicy, nawet nikt nie zauważyłby. Mike starał się zrozumieć Taurie. Teraz poszedł się szykować do randki.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Dziewczynie nie chciało się siedzieć w pomieszczeniach, które są wiecznie przepełnione wrzeszczącymi uczniami. Ostatnio chyba wzięli ją sobie na cel i specjalnie kręcili jej się pod nogami. Wczoraj o mało nie rozdeptała jakiegoś pierwszoklasisty. Teraz potrzebowała odrobiny spokoju, dlatego wybrała właśnie pustą klasę. No, może nie tyle spokoju, co normalnej rozmowy. Ostatnimi czasy nie było u niej najlepiej, chodziła wiecznie zaspana, markotna i nieobecna duchem po Hogwarcie. Zdecydowanie potrzebowała teraz towarzystwa, ale nie miała zamiaru go szukać na siłę. Miała pewność, że samo się znajdzie, jeżeli najdzie taka potrzeba, i zawsze ta teoria się sprawdzała. Niestety, ostatnio czekała zbyt długo i zaczęła się odrobinę martwić. Z nudów wstała i zaczęła przechadzać się po klasie. Podeszła do biurka, które znajdowało się po lewej stronie od wejścia i wzięła w ręce leżącą na nim książkę. Nigdzie nie zauważyła jakiegokolwiek tytułu, wzruszyła więc ramionami i otworzyła ją, a następnie zaczęła błądzić wzrokiem po słowach wyrytych na kartkach. Po trzech minutach dała sobie spokój, nic do niej nie docierało. Nie potrafiła się skupić.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wszedł do pustej klasy za Lily. Musiał wiedzieć gdzie jest Gardner, musiał! - Gdzie jest Kathleen ? - spytał od razu. - Zapewne mnie znasz z jej opowieści. Luke - rzekł swoim znanym, ironicznym tonem. Oby mu powiedziała! Z resztą i tak by ją znalazł. Lepiej niech to się stanie wcześniej.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Odskoczyła od biurka jak oparzona, wypuszczając książkę z rąk. Podążyła wzrokiem za głosem, którego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała. W drzwiach zobaczyła wyższego od niej młodzieńca, który pewnie latał po zamku, a za nim ciągnął się wianuszek roześmianych, wdzięczących się do niego dziewcząt. Na tę myśl na jej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. Uczeń jak nic był od niej starszy, na oko VI-VII klasa. Podeszła do niego bliżej, z głową uniesioną dumnie do góry. O nie, nie da się zastraszyć jakiemuś gościowi, który myśli, że jest fajny, bo ma oddane wielbicielki, a pod ręką grupę dresów, która złapie ją na szkolnym korytarzu i poszczuje tanimi żyletami z biedronki, czy czymś takim. A potem usłyszała pytanie o Kathie. W środku coś ją ścisnęło, zwłaszcza jak ten pseudo-postrach jej się przedstawił. A raczej wypowiedział z chlubą swoje imię, jakby było jakimś trofeum. Luke?! Niee no, skąd się biorą takie egzemplarze?! Mimo wszystko, nie dała po sobie poznać wewnętrznego szoku. Szła odważnie dalej, aż znalazła się w bezpiecznej od niego odległości. Spojrzała mu prosto w te szare, kłamliwe oczy. Ciekawe ilu uczniów już nabrał? - Kathleen? - spojrzała na niego obojętnie. Nie miała zamiaru się przedstawiać. Zresztą... zaraz, chwila. Skąd wiedział, że Lily zna Kathie?! - Nic ci nie powiem. Pieprz się. - powiedziała uroczo. Nie miała zamiaru z tym dupkiem gadać. Myślał, że ją wystraszy tym swoim ironicznym tonem?! Zabawne. Ona zna takich cwaniaczków. Najchętniej by mu wsadziła jego własną różdżkę głęboko w tyłek, a następnie wysłała do tego całego pieprzonego Durmstrangu. Może zniknąłby mu ten paskudny wyraz twarzy, którym się pewnie chwalił. Myślał zapewne, że jest najlepszy! We wszystkim. I traktował wszystkich z góry, to było widać. O nie, może i Gryfonka wyglądała na niewinną, ale taka nie była! Potrafiła się odgryźć. Zaraz, moment, ten cały Luke... Zmarszczyła delikatnie nosek i spojrzała na niego jeszcze raz. Luke jest... GRYFONEM?! CO TO MA ZNACZYĆ?! Przecież to jest ŻYCIOWY FAIL TEJ CAŁEJ TIARY PRZYDZIAŁU! No proszę, jednak jego mamcia się pomyliła - pomyślała z satysfakcją.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wojowniczka. Zaśmiał się i zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Już czuł, że się nie polubią. I tak ją znajdzie, choć ta małolata mu w tym pomoże. O tak, z Gringottem się nie zaczyna. Nie chciał jej zastraszać, to nie w jego stylu. Nie lepiej się pobawić psychiką ? Ha, ha, ha! Przewrócił oczami, a potem spojrzał na Gryfonkę, która broniła się, jak tylko mogła przed stalowym spojrzeniem. Osiągnie cel, mimo wszystko. Był manipulantem, mało kto mu ulega. A na pewno nie ta cała... Winter ? No, jakoś tak. Z resztą, co to za różnica ? - Mam się pieprzyć ? Ha, i myślisz, że jesteś fajna, bo stawiasz się starszemu ? Nie mam nastroju na znęcanie się nad młodymi Gryfoniątkami. - wolę Puchonów, dodał w myśli. - Więc z łaski swojej nie patrz tak na moją różdżkę, tylko powiedz mi gdzie jest moja siostra. I tak się z nią spotkam, prędzej czy później. Nie przywykł do rozmawiania z młodszymi. Irytowała go ta cała najlepsza przyjaciółka Gardner. Też sobie znajduje towarzystwo.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Odwróciła się i usiadła sobie spokojnie na jednej z ławek. Przechyliła delikatnie głowę w prawą stronę i jakimś cudem przetrwała jego lodowate spojrzenie. No proszę, jednak stawia na swoim i łatwo się nie poddaje. Ma charakter! Spróbowała znaleźć jakieś podobieństwo między nim, a ciepłą Kathie. Różnili się diametralnie wyglądem, chociaż z charakteru mięli przynajmniej jedną tę samą cechę. Byli uparci. Nie miała zamiaru tak łatwo się poddać i zaprowadzić go do Kathleen. Jak chce ją znaleźć, musi się trochę pomęczyć. Nie ma tak łatwo. A Luke lubi wyzwania, nie? - Za to ty jesteś taki mega fajny, bo skaczesz do młodszych? Żałosne. Zresztą, kij mnie obchodzi twój badyl, który nazywasz różdżką. A skoro masz taką pewność, że się z nią spotkasz, to dobrze. Ale ja ciebie do niej nie zaprowadzę. Sam sobie ją znajdź, jeżeli jesteś bystry. - powiedziała z politowaniem.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ależ ona ma minę. Godna największego cierpiętnika. I gadaj tu z takim..człowiekiem. Zaczął się niecierpliwić. Co ta Gryfonka wygaduje mu o jego fajności ? Jasne, że jest fajny. I zakochany w sobie, przeszło mu przez myśl. Zmrużył oczy. Nie będzie tracił czas na zbędne pogawędki. - Nie mam za dużo czasu na rozmowę z tobą, więc grzecznie proszę, zaprowadź mnie do niej. Wiem, że jest coś takiego jak przyjaźń i lojalność, ale możesz sobie raz odpuścić - wycedził cicho.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Boże, ale on ją nudził. Zadufany w sobie idiota. Teraz będzie tutaj tak stał i ją męczył? Litości. I on miał być Ślizgonem według Kath i jej matki?! Przewróciła oczami ze znużeniem. Widziała, że Luke jest coraz bardziej wkurzony i zniecierpliwiony. Gryfonka najwyraźniej zaczynała go wytrącać z równowagi. Cóż, cierpliwością to on nie grzeszył. Co tam, nawet się po nim tego nie spodziewała. - Skoro nie masz czasu, to spadaj. Tak się składa, że ja też mam ciekawsze plany, niż siedzenie i dyskutowanie tutaj z tobą. Twoje " grzeczne " prośby nic tutaj nie dadzą. - powiedziała kpiąco. - Tutaj nawet nie chodzi o lojalność i przyjaźń, Luke. - o tak, ośmieliła się wypowiedzieć jego imię! Ciekawe jak na to zareaguje? - Po prostu, czemu miałabym pomagać jakiemuś kretynowi? Podobno jesteś taki zaradny, więc dasz sobie radę sam.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jak ona się nazywała ? Chwila, Luna czy Lily ? Lily! - Masz rację, podobno. Nie ocenia się ludzi po pozorach, Autumn. Ładną mamy JESIEŃ, prawda ? - zaśmiał się kpiąco i wyszedł. Dokładniej krążył po korytarzu. Dziewczyny były przewidywalne i wiedział, że ta poleci do Kath.
Wymiana, wymiana, wymiana. Zbliżający się wielkimi krokami Turniej otwierał przed zwycięzcą nowe perspektywy, o których inni, przeciętni czarodzieje mogliby sobie tylko pomarzyć. Więc dlaczego nie wziąć w nim udziału? Byłoby to niewątpliwym uwieńczeniem długiej, ciężkiej pracy Anais, dlatego właśnie należało rzucić wszystko w Beauxbatons i wybrać się do Hogwartu. Całe szczęście, że nie była tu sama, tylko ze znajomymi i przyjaciółmi. Podobno to zdecydowanie ułatwia zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku. Tylko że, oczywiście, jak to już miała w zwyczaju, Charron na zwiedzanie wybrała się samotnie, przy okazji rozwiązując mugolską krzyżówkę, którą kupiła pod koniec wakacji, a o której kompletnie zapomniała. Boże, jakie oni mieli proste hasła do rozwiązania. To wprawiało Anais w niemałe zdziwienie, ale starała się nie zrażać i nie kierować pierwszym wrażeniem, dzielnie zagłębiając się w kolejne strony. - Czy to celowo jest coraz łatwiejsze? - Wymamrotała z niezadowoleniem, będąc już na kartce z czternastym numerem. Kiedy opuściła książeczkę, spostrzegła, że znalazła się w pustym pomieszczeniu, przypominającym na pierwszy rzut oka opuszczoną klasę. Zacmokała z dezaprobatą dla własnego, chwilowego braku podzielności uwagi, po czym rozejrzała się uważnie po pokoju. Całe szczęście, że nie cierpiała na żadną alergię, bo kurzu było tutaj co nie miara. Z cichym westchnieniem podeszła do jakiegoś regału, przyglądając się starym regałom i ustawionym na nich przedmiotom.
Na korytarzu rozległy się stłumione przez podeszwy ciężkie kroki. Każdy zaś ruch rozpylał niesamowitą woń jego perfum. O tak, to Wilkuś. Pozbawiony talentu matematycznego, ale za to absurdalnie przystojny obrońca w drużynie zielonych. Błądził właśnie po korytarzach na drugim piętrze, poszukując jakiejś wolnej klasy, aby napisać referat na eliksiry. Była to ostatnia rzecz, jaką chciał teraz robić, ale nie mógł tego dłużej odkładać. Czas nieubłaganie ucieka, przybyła zima... wkrótce koniec roku szkolnego, a wraz z nimi wakacje. Zaraz po tych zaś nastąpi przełomowa walka; praca vs. studia. Sam nie wie na co się wybiera. Wciąż jest niezdecydowany, zawsze gdy próbuje to przemyśleć, w jego głowie powstaje mętlik... Musi się jednak starać, aby w razie czego, gdy nie pójdzie mu znalezienie pracy bez ukończonych studiów, przyjęli go na uczelnie w tych przesączonych magią murach Hogwartu. Znalazł wkrótce jednak jakąś w miarę wolną klasę, gdzie stojąc we framudze, przywitał się z paniami, które miał okazje dostrzec. Autumn. I jakaś dziewczyna o francuskiej urodzie, prawdopodobnie z wymiany, której cel jest póki co ścisłą tajemnicą.
Zasiadł przy stoliku najbliżej biblioteczki i pochylił się nad książką, którą wcześniej wypożyczył z biblioteki. Za nic w świecie zaś nie mógł skupić na niej swoich myśli.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Kiedy Gringott opuścił salę odetchnęła z ulgą. Nie, nie bała się go, po prostu nie chciało jej się już z nim dyskutować. Podniosła z podłogi książkę, która wcześniej wypadła jej z rąk i odłożyła ją na biurko. Nie chciała już jej przeglądać. A więc miała „ zaszczyt ” poznać przyrodniego brata Kath. Nie ma co, uroczy gość. Wprost emanowała od niego sympatia i współczucie. Jeszcze chwila, a ten kretyn całkowicie wyprowadziłby ją z równowagi, a wtedy byłaby zmuszona potraktować go cruciatusem! Jednak powoli ulatniała się z niej złość, także czuła się już o wiele lepiej. Uniosła wzrok i zobaczyła nikogo innego, jak Pana Perfekcyjnego. No proszę, co Twycross tutaj robi, i to jeszcze z piórem w ręku oraz wzrokiem wbitym w książkę?! Nono, nieczęsto ma się okazję oglądać takie widoki. Normalnie by udawała, że go nie widzi i nie zwróciłaby na niego uwagi, ale tym razem było inaczej. Nie ma się co oszukiwać, lubiła go. Oczywiście, nie miała zamiaru się mu zaraz rzucać w ramiona z histerycznym piskiem, to nie w jej stylu. Przecież mogła się po prostu do niego odezwać, nie? W końcu nic nie traci. Zdecydowanym krokiem ruszyła w jego stronę, a za nią unosił się odgłos postukiwania obcasów o posadzkę. Skarciła się w duchu. Że też musiała akurat teraz mieć na sobie te cholerne buty! Pukle jej włosów, delikatnie podskakiwały pod wpływem kroków. To ta cała chora sytuacja z Lukiem tak na nią wpłynęła. Gdyby nie to, za nic by nie podeszła, w obawie, że będzie mu przeszkadzać. Jednak teraz nie dbała o to. Co ma być, to będzie. Stanęła za jego krzesłem i zajrzała mu przez ramię. Mimowolnie uniosła kącik ust w półuśmiechu. - No proszę, co to za czasy! Teraz to można i nawet zobaczyć Pana Twycrossa nad książkami. - powiedziała, po czym uniosła jedną brew. - Eliksiry? No to poważna sprawa... Co takiego interesującego tam piszesz, a raczej, co usiłowałeś napisać, zanim ktoś, a dokładniej urocza Gryfonka ci w tym przeszkodziła? - spytała i bez zaproszenia usiadła na krześle obok. Była to jedyna okazja od tak dawana, aby z nim porozmawiać. Akcja w Hogsmeade się nie liczy. Najlepiej wymazałaby ją z pamięci, ot co.
Joel właśnie błądził długimi i ciągnącymi się w nieskończoność korytarzami Hogwartu. Były niczym karmel... te korytarze oczywiście. No, chodziło o to, że się tak ciągnęły w nieskończoność. Zresztą nieważne, bo właśnie kędzierzawy Garcon dotarł w miejsce, którego tak długo szukał. Energicznym ruchem pchnął drzwi prowadzące do komnaty, z nadzieją, że jego oczom ukaże się Wielka Sala, czy jak to się tam zwało. Ku własnemu rozczarowaniu zobaczył tylko pustą (choć może nie do końca) i okurzoną klasę. Dosłownie opadły mu ręce! No dobra, ramiona, bo ręce miał już opuszczone wzdłuż tułowia. Komiczny musiał być to widok, gdyż nawet niebieska tarantula Joela - Henryk II (do dziś dnia nie wiadomo, jak zginął Henryk I) jakby w geście rezygnacji zamarł w bezruchu na ramieniu chłopaka. Biedny Garcon nie miał kompletnie orientacji w tej szkole, ale tym razem jego zgubienie się wynikało bardziej z głupiej dumy, która nie dała się zmusić do spytania o drogę jakiegoś Hogwartczyka. Przecież był pewien, że trafi! Na chłopski rozum przeanalizował, że ta cała jadalnia powinna znajdować się gdzieś na dolnych pietrach, a nawet na samym parterze. Jednak przez wielce zwodnicze schody wylądował na czwartym piętrze i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Po chwili po prostu przestał się tym zamartwiać, gdyż właśnie w tej pustej klasie, oprócz dwójki uczniów Hogwartu zauważył Anais! Cóż za wspaniałe zrządzenie losu. Nawet nie zastanawiał się, co ona tu robiła, tylko od razu podszedł do niej i przystanął obok. O straszeniu dziewczyny nie było nawet mowy, gdyż jego trampki wydawały z siebie wielce dziwne odgłosy. - Jest tu coś ciekawego? - zagadnął i niby to od niechcenia również zaczął się przyglądać regałowi, który wcale nie był taki ciekawy.
Jeżeli nazwa tego pomieszczenia to faktycznie "pusta klasa", to była wyjątkowo nietrafiona. Gdy ktoś przekroczył drzwi wejściowe, Anais spojrzała przez ramię na wędrującego ucznia, który następnie zajął miejsce przy biblioteczce i zagłębił się w lekturze. Może by tak zainteresować się tym, co czyta? A nuż natrafiłaby na jakąś bratnią duszę w nowym otoczeniu, zyskałaby sobie interesującego rozmówcę, który może nawet oprowadziłby ją po nieznanym jej terenie szkoły... Tak, jej plany runęły w chwili, gdy podeszła do niego druga dziewczyna i zagadnęła. Charron nie przysłuchiwała się jej słowom, ale odniosła dziwne wrażenie, że Gryfonka odznaczała się swego rodzaju zuchwałością, co często wzbudzało irytację Francuzki. Cóż, zdarza się. Ciemnoskóra westchnęła więc z niejakim zrezygnowaniem i wróciła do oglądania przedmiotów na regale, gdy drzwi otworzyły się po raz kolejny. Już miała nawet przekląć w myślach na temat sali, której rzekomo nikt nie odwiedza, a w rzeczywistości stanowi ona jakąś atrakcję turystyczną, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk dla stawianych kroków przez nie kogo innego, jak właśnie pana Garcona, będącego ciągłym obiektem jej westchnień. - Kompletnie nic - odpowiedziała z dezaprobatą dla braku interesujących obiektów, po czym spojrzała podobnie na siedzącego na ramieniu chłopaka pająka. Postanowiła jednak oszczędzić mu różnych komentarzy pod adresem jego zafascynowania owymi stworzeniami, uznając to za, po pierwsze, niestosowne, a po drugie zwyczajnie niepotrzebne. - A ty? Widziałeś już coś ciekawego? - spytała, przenosząc na niego pełne ciekawości spojrzenie.
Przytaknął głową, kiedy usłyszał odpowiedź Anais, która tylko potwierdziła jego usnutą w myślach tezę, jakoby ten regał był jednym z najnudniejszych regałów prawdopodobnie w całym zamku. Zdążył zauważyć, że dziewczyna znacząco patrzy na Henryka, który wyszedł ze stanu dziwnego otępienia i znów zaczął dreptać po ramieniu Joela. Właściwie to Garcon poczuł delikatne ruchy pająka już na plecach, gdzieś w okolicach swojej szyi. On był już przyzwyczajony, że to ruchliwe stworzenia są, ale rozumiał, że niektórzy rozmówcy mogą czuć się nieco niezręcznie, kiedy te tak łażą po człowieku. Podstawił do pająka wierzch dłoni, żeby ten mógł swobodnie na nią wejść. - Hmm? - Był trochę zdezorientowany, bo na chwilę wyłączył się z rozmowy. - Ach, tak, jasne! Widziałaś ta wysoką wieżę? To Wieża Astronomiczna - powiedział tonem znawcy. - I tak sobie pomyślałem, ze byłaby idealna, żeby z niej skoczyć. Ze spadochronem rzecz jasna. Tak, tak. Wiem, że może nie jest odpowiednio wysoka, ale wszystkiego trzeba spróbować, no nie? - spytał rozochocony. Oczywiście, że było to swego rodzaju głupotą i może nawet nie znajdzie na to czasu, ale i takie pomysły przewinęły mu się przez myśl. - A poza tym, to nic innego. Muszę znaleźć sobie jakiegoś przewodnika, co to by mi Hogwart pokazał, bo samemu to nawet do tej yy... Wielkiej Sali nie trafiam - powiedział, kiedy przypomniał sobie nazwę pomieszczenia. Oparł się plecami o zakurzoną szafkę, bo tak lepiej widział Anais.
Skok z Wieży Astronomicznej ze spadochronem? Oho, kolejny genialny pomysł w wydaniu Joela. Całe szczęście, że dziewczyna zdążyła się już do tego jako tako przyzwyczaić, przynajmniej nie musiała kolejny raz przechodzić szoku i potem zamartwiać się o niego przez kilka najbliższych dni. Można powiedzieć, że to już była rutyna. Nawet jeżeli pan Garcon realizował któryś ze swych idealnych planów, Anais mogła być stuprocentowo pewna, że nic sobie nie zrobi. A przynajmniej ona wychodziła z takiego założenia, bo w praktyce to jednak nigdy nic nie wiadomo, niestety. - Raczej ci nie potowarzyszę, ale mogę pokibicować - odpowiedziała z uśmiechem, dochodząc do wniosku, że ona i spadochron to jednak para bez jakiejkolwiek przyszłości. Zbyt duża różnica charakterów, ot. - A potem będę bronić cię przed woźnym, który będzie chciał cię zabić za nadmierne podeptanie trawnika. O tak, oczyma wyobraźni Charron już widziała tę jakże rozkoszną scenę, kiedy biegną razem, za rękę, w szaleńczej ucieczce przed gniewem wcześniej wspomnianego mężczyzny. To byłoby tak romantyczne, że była gotowa nawet skombinować Joelowi ten nieszczęsny spadochron. - Wielkiej Sali? - powtórzyła, starając się przypomnieć sobie owe pomieszczenie, co jednak sprawiało jej spory problem. - Chyba jeszcze tam nie byłam. Możemy wybrać się tam razem... - zaproponowała, wyobrażając sobie teraz dla odmiany, gdy trafiają, oczywiście zupełnie przypadkowo, chociażby do jakiegoś schowka na głupie miotły, a drzwi zatrzaskują się i nie chcą się otworzyć, mrr. Po chwili, nie zważając na to, że tak zwana pusta sala jest okupowana przez jeszcze kolejną dwójkę miejscowych uczniów, podeszła bliżej Francuza i położyła dłonie na jego ramionach, następnie całując kącik jego ust. Takie spóźnione powitanie, bo przecież jakże dawno się nie widzieli.
Pewnie, że genialny. Jak wszystkie jego pomysły, które w naprawdę małej liczbie przypadków kończyły się wizytą u szkolnej pielęgniarki. Nie ma co ukrywać; jak Joel coś robił, to robił to z głową. Pomimo wiecznego szaleństwa czającego się gdzieś w środku Francuza, zdawał sobie też sprawę z istnienia zagrożenia wynikającego z tych jego 'genialnych pomysłów'. Choć najczęściej tą świadomość po prostu ignorował i kierował się zasadą głupi ma zawsze szczęście. - Ooo, wiesz, to całkiem dobry pomysł - rozmarzył się. Oczyma wyobraźni widział już Anais ubraną jak te wszystkie mugolskie cheerleaderki na filmach, skandującą jego imię, kiedy miękko ląduje na ziemi. Nie to, żeby był jakoś specjalnie spragniony podziwu panny Charron, ale bądź co bądź był facetem i to z całkiem bujną wyobraźnią. Chwilę potem do sielankowej krainy jego dziwnych fantazji, wdarł się brzydki, wrzeszczący na Joela woźny i to, jak razem z Anais uciekają mu w sina dal. No, jednak tak źle by to nie wyglądało. - Tak, Wielkiej Sali, byłaś tam? - spytał, jednak dziewczyna zaproponowała wspólne poszukiwania, więc i ona musiała nie wiedzieć. - Jeśli jesteś teraz wolna... - zamilkł na chwilę, intensywnie przygryzając wargę. Ojojoj, zły dobór słów. - Jak masz czas, to możemy pozwiedzać i poszukać tej nieszczęsnej Wielkiej Sali - zaproponował, uśmiechając się do dziewczyny. Jakoś tym razem jakoś z tego wybrnął. Z kolei kiedy ta do niego podeszła i ucałowała kąciki jego ust, o mało co mu z wrażenia pająk nie wypadł z ręki. Byli przyjaciółmi, więc takie zachowanie nie powinno go dziwić, o nie. Ale jednak coś było nie tak, bo usta rozszerzały mu się w nerwowym półuśmiechu. Nie chcąc tak stać, przytulił ją, obejmując jedną ręką w talii. Oderwał się od niej, przypominając sobie, że w klasie siedzą jeszcze jacyś Hogwartczycy. Przez chwilę dosłownie o nich zapomniał. - Idziemy? - spytał, wskazując podbródkiem na drzwi.
Przeglądał każdą linijkę kolejno, chociaż i tak nic z tego tekstu nie wyniósł. Nie potrafił się skupić. Ach, te nieujarzmione myśli... Co chwilę coś go rozpraszało i miał ochotę potraktować kogoś cruciatusem. Na rogate gargulce, on chce się skupić. W ostateczności zamiast na nauce, począł wymyślać na swoje dwie towarzyski i na ich nieuwagę, czy samolubstwo. Jak to się stało, że w dzisiejszych czasach nie ma już nikogo obdarowanego empatią? Zęby, którymi od pewnego czasu zgrzytał, tworzyły pewien akompaniament do jego przesyconych jadem i przekleństwami myśli. Kto jak kto, ale Twycross nie był hipokrytą. Tsaaa... - ach ta słodka ironia. Nawet wszechwiedzący narrator powinien czasem sobie na nią pozwolić. Może dzięki temu w kąciku jego ust powstanie uśmiech? Może dzięki temu szaleńczy taniec palców na klawiaturze zwolni, uspokoi się... Może nakłoni postać, aby siała dobro i jeszcze dzisiaj pozbawi życia szkolnego pasożyta? Elena... Brr. Wtem tuż przy jego uchu usłyszał parę spokojnych oddechów, więc Wilkie z zaskoczenia podskoczył jak oparzony, uderzając tym samym swoim ramieniem o podniebienie Lily. Skrzywił się i przeprosił krótko, po czym wrócił do lektury. Dziewczyna jednak nie zdawała mu spokoju, bowiem już wkrótce zaczęła coś do niego mówić. Chociaż powinien być na nią wściekły, to dzięki tamtej ironii na którą sobie pozwoliłam na początku tekstu, będzie niezwykle z tego powodu szczęśliwy. Wytłumaczę to słodką trucizną, a uściśliwszy, to jakże wszystkim znana próżność. W ciągu jego siedemnastoletniego życia miewał wiele konfrontacji z dziewczynami... Nieraz nawet dwie przedstawicielki płci pięknej potrafiły wydłubać sobie z jego powodu oczy, to fatk, że zaczęła z nim rozmowę tak śliczna dziewczyna jak Autumn, wzbudził w nim bardzo podobne uczucie. - Te czasy, które wkrótce i Ciebie dopadną... młoda damo - tutaj kąciki jego ust mimowolnie uniosły się - nazywają się rozstają dróg. Wciąż nie wiem co będę robił w przyszłości, Lily. Na rogate gargulce, Autumn, czemu na piątym roku totalnie zlałem naukę? Teraz muszę to wszystko do cholery nadrabiać i modlić się, żeby w ministerstwie nie kładli nacisku na SUM'y. - Odetchnął, po czym odchylił głowę do tyłu i z rozpaczą, zamglonym wzrokiem przyglądał się sufitowi. - A u Ciebie jak tam z kuciem? Ocenki się trzymają? - Spytał z nieco większym, chociaż sztucznym entuzjazmem. Od zawsze podobała mu się u dziewczyn spontaniczność i pewność siebie. Ta zaś miała tych rzadkich cech bez liku. Wtem do klasy wszedł jakiś chłopak z wymiany i Wilk przywitał go skinięciem głowy. Wypadało.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Cóż, w sumie to była jej wina. A tyle razy jej mówiono, żeby nie zaglądać nikomu przez ramię, prawda?! Nie prawda! Nikt jej przed tym nie ostrzegł, także postanowiła wygarnąć to swojej mamusi przy najbliższej okazji, ot co! Co to za matka, która nie wpoiła w nią najważniejszych zasad radzenia sobie w życiu. Nikt jej nie powiedział, że " nie wolno za kimś stać jak kat nad duszą, bo grozi to przegryzieniem sobie języka, bądź innymi kontuzjami ". Nie mogła się także spodziewać takiej reakcji po Wilku, więc kiedy zaskoczony Pan Twycross podskoczył na krześle i uderzył ją w podniebienie nie poczuła bólu, bo dominował w niej szok. Cóż, musiał być nieźle zamyślony, skoro tak się... wystraszył? Popatrzyła na niego z przerażeniem. Co się z nim, na Merlina, dzieje! Nie takiego go zapamiętała. Może dlatego, że nigdy w jej towarzystwie nie siedział nad książkami? Może nad nimi zawsze był taki rozkojarzony i zamyślony. Zresztą, nie ważne. Ignorując to, co się przed chwilą wydarzyło, postanowiła przejść do rozmowy, a raczej odpowiadania na zadane jej pytania. - Chciałeś mnie nastraszyć? Czy raczej pobawić się w nauczyciela? - uśmiechnęła się ironicznie, ale za moment spoważniała. - Na razie nic nie planuję, z ocenami nie jest źle i liczę na to, że moja droga sama się ułoży w jeden długi ciąg. Nie będę musiała pomiędzy niczym wybierać, nad niczym myśleć. Marzenia, co nie? W głębi duszy wiem, że tak nie będzie, ale i tak nic z tym nie robię. Na razie. Także jakoś twój przykład, ze spędzaniem popołudni nad książkami, niestety, nie motywuje mnie do nauki. Pewnie za kilka lat będę tego żałowała i siedziała jak głupia nad referatami. No i wspominała słowa Pana Twycrossa, który mnie przed tym przestrzegał, a ja nie wzięłam sobie jego słów do serca, i od tamtego momentu do końca życia będę sobie pluła w brodę. - zakończyła dramatycznym tonem i posłała mu jej charakterystyczny, promienny uśmiech. - Czasu masz niewiele, to trzeba przyznać. Zawsze możesz studiować, tutaj, w Hogwarcie. Możliwości jest sporo, ale ciężko jest wybrać tą jedną. No bo przecież wybierając zawód, będziesz się nim zajmował do końca życia, i skąd możesz mieć pewność, że on ci się nie znudzi? - powiedziała, po czym stwierdziła w duchu, że przecież zawsze można zmienić zawód, ale wykształcenie idzie w danym kierunku, czyż nie? - No więc wkuwaj, dzielny rycerzu, wierzę, że dasz radę, a twoje poczynania nie pójdą na marne. - dodała pocieszająco. Przez moment miała zamiar wstać i odejść, ale jakoś nie dała rady. Nie chciało jej się, wygodnie jej się siedziało na tym krześle. Także aby mu nie przeszkadzać, zamilkła i zaczęła nawijać swoje włosy na palce. Tak, to uzależnia!
Ta genialność jego pomysłów była w sumie pojęciem względnym, ale cóż, nie każdy może myśleć w sposób racjonalny. Większość niespodziewanych idei Joela była związana z bezpośrednim zagrożeniem życia, ale niezależnie od tego jak Anais nagimnastykowałaby się, by mu to jednoznacznie uświadomić, spotkałoby się to z oczywistym niepowodzeniem na całej linii, więc nie warto nawet się o to kłócić. Marnotrawstwo jakże cennego czasu, niestety. Ale nawet to nie przeszkadzało jej w uwielbianiu go. - Tylko jak będziesz chciał go już urzeczywistnić, daj mi znać jakiś czas wcześniej. Spiszesz testament, w razie gdyby coś, nie daj Merlinie, poszło nie tak. W końcu twoje pająki nie mogą zostać bez opieki. - pokiwała głową z przekonaniem, idealnie akcentując tym prawdziwość swoich słów. Jednakże, gdyby obyło się bez złamanych kończyn bądź zgonu na miejscu, niewykluczone, że w nagłym przypływie pragnienia szczęścia u boku Joela, Charron złapałaby go mocno za rękę i nie puściła do momentu, w którym nie zaprowadziłaby go do swojego domu. Następnie przykułaby biedaka do jakiegoś kaloryfera i podziwiała dniami i nocami, od czasu do czasu racząc go także drobnymi urozmaiceniami wszelakiej maści. A gdyby w końcu zadeklarował ze zrezygnowaniem, że jest gotowy spędzić resztę życia u jej boku, bo planowanie ucieczki jest bezsensowne, niewątpliwie cieszyłaby się przez kilka najbliższych lat. - Tak, jestem teraz wolna i mam czas - odpowiedziała momentalnie, racząc go uroczym półuśmiechem. Nie mogła się powstrzymać, by nie podsunąć się jeszcze bliżej niego, kiedy objął ją w talii. Merlinie, to było takie cudowne, że zwyczajnie nie mogła się oprzeć! A to naprawdę dziwne, bo zazwyczaj nie miała większych problemów z samokontrolą. Dopiero po dłuższej chwili Anais uświadomiła sobie, że może Joel nie czuje się z tym najlepiej, więc odsunęła się o kilka kroków w tył, po czym odchrząknęła. - Tak, ale ty prowadzisz! - oświadczyła takim tonem, jakby nie przyjmowała sprzeciwu. Ale żeby nie miał co do tego żadnych wątpliwości, chwyciła lekko rękaw jego koszuli i poprowadziła w stronę wyjścia z klasy. Przynajmniej nie będą przeszkadzać tej dwójce z Hogwartu, mhm.
Do sali weszła Melody. Sama nie wiedziała gdzie szła ,gdyż była tu nowa. Prawdopodobnie się zgubiła. Chciała się kogoś zapytać gdzie jest, ale nie miała odwagi. Stała przez chwilę przy drzwiach. w końcu po pięciominutowym staniu weszła do sali. Usiadła na ławce i patrzyła co się dzieje. Była bardzo ciekawa, jak wygląda normalny dzień w szkole. Krukonce przypomniało książce. Miała nadzieje, że ktoś jej może pomóc.
- Ot, co! - Podsumował, udając, że nie dosłyszał jej ironicznego tonu. Przerzucił kolejną kartkę, chcąc wzbudzić wrażenie, że pierwszą już skończył. To było głupie, ale musiał czymś podkreślić swoje słowa. Ten zaś był mistrzem kłamstwa, intryg i pozorowania wszelkich zachowań, motywów etc. Jak zresztą prawie każdy ślizgon, prócz tych pseudo-ślizgonów, których ostatnio sporo się w pokoju wspólnym nagromadziło. Udawał, że ją słucha, chociaż mogła dostrzec pewne zdekoncentrowanie na twarzy chłopaka. W ostateczności, gdy już nie słyszał żadnego słowa, które mogłoby wydobywać się właśnie z JEJ ust, pozorując normalną konwersację, odpowiedział pewnie. Miał tylko nadzieję, że w trakcie swojego wywodu, nie zadała mu żadnego pytania. - Tylko, że ja wyobrażam sobie siebie; jako ministra skarbu państwa, obrońcy w reprezentacji państwa w quidkiciu, bądź najlepszego studenta na roku. Ani ja nie dopuszczam do siebie innej opcji, ani mój ojciec, który zresztą zaraz po zakończeniu szkoły był już nieźle usadzony w Ministerstwie Magii. Uśmiechnął się z rozdrażnieniem, po czym pchnął książki na bok i rozpłaszczył policzek na zimnym blacie biurka. Jedną dłonią mierzwił swoją czuprynę, a drugą wybijał jakiś dziwny rytm każdym palcem z kolei. Jakoby chciał wydać dźwięki godne cwału całego stada koni. - Jestem skończony, ojciec mnie wydziedziczy i chcę iść coś zjeść bo umieram z głodu. - Zakończył swoje pojękiwania i powstał na nogi, porywając również Lily. Zignorował krukonkę, która właśnie weszła do sali.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Po kilku minutach, kiedy wreszcie usłyszała odpowiedź, skierowała na Wilkiego wzrok i popatrzyła z dezaprobatą, kręcąc delikatnie głową. - Jak ty mnie słuchasz. - westchnęła. Wiedziała, że się całkowicie wyłączył i nie docierało do niego żadne jej słowo. Nie miała mu tego za złe, ale trzeba przyznać, że ładnie z tego wybrnął. Na upartego można stwierdzić, że nie stracił wątku. To była jego charakterystyczna cecha, potrafił się odnaleźć w każdej sytuacji. W każdym bądź razie tak kombinował, że na to wychodziło. - Zawsze możesz zostać Wilkiem Morskim, który na swoim jachcie odbywa podróż dookoła świata, zaliczając po kolei każdą laskę z wysp i innych miast, na których postanowi sobie urządzić przystań. Nic tylko ty, twoje myśli, dobry rum, jacht i wolność. Ojciec nie będzie mógł ciebie wydziedziczyć, ale ty zawsze możesz mu wysłać kartkę z pozdrowieniami. - powiedziała, wyobrażając sobie Twycrossa w pirackim kapeluszu za sterem, a obok niego dwie skąpo odziane kobiety o oliwkowej karnacji. Po chwili jednak z zamyślenia wyrwał ją owy Ślizgon. - Dokąd mnie porywasz? - spytała krótko, unosząc jedną brew i układając kącik ust w półuśmiechu.
Sama, odziana w szatę i najserdeczniejszy uśmiech, weszła do pustej klasy. Jest to jedyne i ulubione dlań miejsce, gdzie może spokojnie poczytać. Ostatnio zawładnęła nią lektura "Gra anioła", jakiegoś mugolskiego pisarza. Przejmująca fabuła, zabójstwa w ciemnych, Barcelońskich uliczkach. Wiele tajemniczych, uzależnionych od fajek i grymasu na twarzy postaci w kapturach... To jest to, co ją kręci. Kryminały.
Podkurczyła nogi i oparła policzek o kolana, śledząc uważnie wzrokiem każdą linijkę tekstu z kolei.
Spacery po szkole, teraz, kiedy było tak strasznie zimno, były chyba jego ulubioną rozrywką, zastępującą spacery po błoniach. Odprężał się przy tym, obserwując obrazy, które widział już setki razy, te same, znajome twarze innych uczniów. Czasami udawało mu się znaleźć nawet jakąś sekretną salę ukrytą za ścianą, ale tylko, jeśli naprawdę je nie szukał... Aż w końcu trafił tutaj... Z cichym skrzypnięciem otworzył drzwi, wchodząc do środka... I oh! cóż za miła niespodzianka! Oto, właśnie sama Francesca Lafealle siedziała w klasie, czytając jakąś książkę. Uzbrojony w zabójczy i rozluźniając nieco swój zielono srebrny krawat, przesuwając przez co lekko palcami po łańcuszku pod koszulą, jakby nagle sobie o nim przypominając. Zignorował to jednak i podszedł do dziewczyny, przysiadając się obok - Heeej...