Do tej przytulnej klasy na szczycie wieży północnej, można jedynie wejść przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina będąca na siódmym piętrze. Wnętrze klasy wyglądem przypomina poddasze, bądź też herbaciarnię. Znajduje się tam około dwadzieścia stolików, a wokół nich małe pufy. Na co dzień okna są tu zasłonięte grubymi zasłonami, co sprawia, że pokój jest oświetlony jedynie dzięki wielu lamp w czerwonych kloszach. Na półkach w rogu pomieszczenia znajduje się natomiast wiele filiżanek i szklanych kul.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Wróżbiarstwo
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
-Z kartami sporo ostatnio pracowałem, więc myślę że nie będzie tragedii. - Pomijając fakt że znał się na wielkich arkanach, a na małych to już kurde nie do końca. Ale chyba źle mu pójść nie powinno. Z wróżbiarstwa nie był najlepszy bo niekiedy dosyć kiepsko interpretował to co miał odczytać. Na przykład te felerne kosmogramy na poprzedniej lekcji. -A ty? Jak sobie z kartami radzisz? - No i wtedy wleciał ich kochany niezbyt żywy nauczyciel. No i dopiero wtedy zwrócił większą uwagę na kartę jaka przed nim była. Wziął ją więc w dłoń i obrócił. Przedstawiała kobietę z sześcioma monetami. Dosyć łatwa mu się trafiła musiał przyznać. Zapisał więc na pergaminie że karta którą otrzymał, to Sześć Monet. Kojarzy mi się z czymś pozytywnym. Możliwe że bogactwem albo szczęściem. Głównie wpływa na to sama kolorystyka karty, która jest wypełniona prawie cała barwami ciepłymi. No i to było w sumie na tyle. Nic więcej za bardzo w tej karcie nie widział. Odłożył więc pióro na bok i spojrzał na kolegę. -I jak Ci poszło? - Spytał się szeptem żeby nie przeszkadzać nikomu innemu obecnemu na lekcji.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Jesteśmy panami własnego losu. Zmechanizowane szlaki i ścieżki, a we mnie trwa tylko i wyłącznie poczucie złości, tudzież utraty dumy. Nie wiem nawet, jakim cudem znajduję energię do pójścia na tak dziwne zajęcia, kiedy to wiem, co sobie mogę wywróżyć z fusów bądź przewidzieć ewentualne zawalenie się kamiennej ściany wprost na głowę. Ostatnie dni nie były dla mnie jakoś szczególnie pozytywne, a od pamiętnego spotkania przy strumieniu w Dolinie Godryka ciężko jest mi pozbierać myśli. Snuję się zatem po korytarzu niczym cień, nie witając się absolutnie z nikim, gdy pod kopułą czaszki nadal znajduje się chaos spowodowany wydarzeniem, jakie to miało miejsce. Zaciskam mocniej zęby, przechodzę przez korytarze, moja nienaturalnie wręcz blada twarz i podkrążone oczy - ciężko jest mi ostatnio spać - zdecydowanie się wyróżniają - migają być może w odmętach pamięci niektórych. Potrzebuję wiele, by móc przez ten etap przejść i mieć z głowy wszelkie obowiązki, dlatego z niecierpliwością czekam, aż ferie wreszcie się rozpoczną. Odliczam każdy dzień, każdą godzinę, każdą minutę i każdą sekundę - dokładnie niczym wskazówki zegara wywieszonego na ścianie - byleby znaleźć wybawienie od ciągłego rozgardiaszu własnego umysłu. Czuję się tak, jakby ktoś mnie właśnie przed chwilą rozdeptał, choć sytuacja miała miejsce kilka dób temu. Najwidoczniej odcinanie się od wewnętrznego ja i zdenerwowania nie są moją mocną stroną, nawet jeżeli przez większość czasu pozostawałem spokojny - bo teraz czuję się tak, jakby jedna drobna iskra była w stanie rozpalić mój żar w postaci złości. Dumy nie odzyskam, kamienia także - mogę sobie pluć w twarz, a los i tak będzie się ze mnie nieustannie śmiał. Pojawiam się w sali, posiadając we własnej torbie wszystko, czego zażyczyła sobie profesor. Ktoś punkty musi odrobić za pójście do Zakazanego Lasu i to chyba jedynie trzyma mnie przy tym, by nie wyjść z tego całego przedstawienia. Niespecjalnie rozglądam się po pomieszczeniu jednym z najmniej uczęszczanych w szkole, zajmując za to pufę jak najdalej od obecnych uczestników lekcji. Mam na sobie przydużą bluzę, a dopiero po tym, jak siadam czterema literami na miękkim materiale, zdejmuję kaptur, czekając na przybycie profesor i rozpoczęcie się tego całego przedstawienia. Zaciskam usta w wąską linię; nie chcę rozmawiać i zapewne to po mnie widać, nawet jeżeli nie zakładam rąk na poruszającej się nieustannie klatce piersiowej, z sercem bijącym pod sklepieniem żeber.
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Z tego co kojarzył, to kiedyś pierwszoklasiści w ogóle nie mogli chodzić na Wróżbiarstwo czy Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami - dlatego też kiedy dowiedział się, że może, nawet jeśli bardziej dodatkowo niż obowiązkowo, to absolutnie nie wyobrażał sobie pominięcia takiej okazji. To było właściwie jak takie trochę postarzenie! Problem pojawił się dopiero w momencie, w którym okazało się, że jednak większość Gryfonów z jego roku nie planuje poświęcać wolnego czasu na naukę, co miało dużo sensu, ale było też trochę przykre. Wtedy trzeba było zacząć szukać dalej, bo co jak co, ale Badcock nie zamierzał robić z siebie wróżbiarskiego głupka jako jedyny. - Ale tak sobie myślę, że to będzie bardzo dobrze wyglądało, no wiesz, że w wolnym czasie dalej korzystamy z opcji nauki, nawet jeśli Wróżbiarstwa nie będzie u nas na dyplomach - przekonywał @Emrys A. R. Landevale, na którego wpadł na korytarzu i którego natychmiast uznał za doskonałego towarzysza. Zakładał, że Krukon nie będzie się jakoś migał od zajęć, nawet jeśli sam przedmiot niezbyt go interesował; zresztą, zdaniem Caesara, bardzo zacieśnili więzy podczas wspólnego spaceru przez Zakazany Las, nawet jeśli Emrys nie wyglądał ostatecznie na szczególnie zadowolonego. - I trzeba sprawdzić jak te zajęcia w ogóle wyglądają! Słyszałem, że profesorka Albescu jest świetna i to tak wiesz, nie że ściemnia, tylko tak serio, może mieć jakąś wizję albo coś - kontynuował, zatrzymując się przed srebrną drabiną, prowadzącą do sali. - No nie powiesz mi, że to nie jest epickie!
Freya Grönlund
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : piegi, piegi wszędzie, a na dokładkę nie najlepszy angielski ze specyficznym, nadbałtyckim akcentem
Lubię Wróżbiarstwo. Tak, jestem dziwna, niespełna rozumu i zapewne infantylna, ale... dobrze mi z tym. Może na co dzień nie rozmyślam nad kształtem fusów po porannej kawie (także przez brak czasu i pośpiech — sen jest ważniejszy), ale gdy pojawia się opcja uczestniczenia w zajęciach z tego przedmiotu, to... dlaczego by nie skorzystać? Mogę pokusić się nawet o opinię, że lekcje wróżenia mnie relaksują. Odrywam się od problemów i troszkę bujam w obłokach. To też świetny trening kreatywności, ot co! A czy ma wiele wspólnego z prawdziwą magią? Jeden czarodziej powie, że tak, drugi — nie. Ja jednak czuję te wibracje, to uduchowienie i moce płynące ze wszechświata, z podświadomości, z kosmosu czy Merlin wie jeszcze skąd. Bo kogo nie kręci wizja przyszłości? Choćby tej niedalekiej, mniej istotnej? Dlatego także tym razem wybrałam się do tej małej salki na samym szczycie zamku. Do salki pachnącej kadzidłami, herbatą i kurzem. Do salki ciasnej, ciemnej, przepełnionej kolorowymi zasłonami i bibelotami. Wszystko to było tak specyficzne, że momentami za tym tęskniłam. Uśmiechnęłam się więc już po przekroczeniu progu, gdy zobaczyłam przygotowany podest i kilku uczniów, którzy już zebrali się wokół, oczekując na przyjście nauczycielki. Wygładziłam spódnicę i również zbliżyłam się do centralnej części pomieszczenia, zatrzymując się jednak lekko na uboczu. Nie mogłam odmówić sobie głębokiego wdechu i rozejrzenia się po ścianach, by po raz kolejny obejrzeć ten artystyczny nieład. Naprawdę lubię Wróżbiarstwo.
| Można zagadywać! :)
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
- Jak to będzie wejściówka to przysięgam, że rzucę na Albescu jakąś klątwę - marudziła @Murphy M. Murray w pokoju wspólnym, szykując się na lekcję wróżbiarstwa. Spakowała do torby zwój pergaminu, pióro i atrament, tak jak nauczycielka przykazała, a kiedy była gotowa, podbiegła do chłopaka, oplatając go patykowatymi ramionami. - Dobrze, że niedługo ferie - westchnęła, opierając głowę o jego obojczyk. - Jak myślisz, gdzie nas poślą? Serio, chociaż raz mogliby powiedzieć wprost gdzie jedziemy i nie trzymać nas w niepewności. Nie rozumiem po co te podchody, przecież dzięki tak prostej komunikacji moglibyśmy się lepiej przygotować - spojrzała na chłopaka, doszukując się w jego twarzy potwierdzenia głupot, które wygadywała z prędkością karabinu maszynowego. - Żenada - zwieńczyła monolog, łapiąc go za rękę i prowadząc prosto do klasy wróżbiarstwa, gdzie zajęła miejsce blisko podestu na środku sali. - Mam nadzieję, że mój talent do przepowiadania przyszłości się tutaj znowu uaktywni - uśmiechnęła się, wspominając ich spotkanie na wzgórzu, gdzie wywróżyła im świetlaną przyszłość z bąbelków wina. Samo przywołanie tamtej chwili spowodowało, że poczuła przyjemne ciepło w okolicy brzucha, dlatego chwyciła jego brodę i przekręciła ją tak, że bez problemu mogła delikatnie ucałować blady policzek. - Może i ty dowiesz się dzisiaj czegoś ciekawego o nas.
______________________
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
Nie przepadam za wróżbiarstwem. I to nie dlatego, że jestem ignorantem, który nie docenia dziedzin, które wymagają spojrzenia głęboko w siebie. Gdyby ta lekcja polegała tylko i wyłącznie na analizie własnego wnętrza, byłbym zapewne prymusem, bo w porównaniu do rówieśników - wiem o sobie znacznie więcej niż inni. Moja siostra jest jasnowidzem i póki co, mało kto był w stanie jej pomóc, a skoro tak to... Ja naprawdę nie wiem czego spodziewać się po tej lekcji. Mimo to, dzielnie pokonuję kolejne schody, aby trafić do odpowiedniej sali, chociaż o tej porze powinienem popijać drinka z palemką i świętować rychło nadchodzące ferie, a nie słuchać kocopołów nauczycielki. Z uśmiechem przekraczam próg pomieszczenia i szukam osoby, do której mógłbym się przysiąść. Mój wzrok pada na drobną blondynkę, na widok której wykrzywiam usta w jeszcze szerszym uśmiechu. Nie muszę jej znać, żeby podejść bliżej i wyciągnąć dłoń w geście spoufalenia. - James - mówię i lustruję twarz dziewczyny, naznaczoną obcością i pochodzeniem zdecydowanie mało angielskim. Luzuję krawat i przeczesuję krótko ścięte włosy. Jednocześnie czujnie ogarniam co się dzieje w drugiej części klasy, rejestrując to, że każdy ma przed sobą rozłożony pergamin i atrament, a w ręce dzierży pióro. Nieco zafrasowany zaglądam do plecaka, orientując się, że cokolwiek zaplanowała profesor Albescu, jedyną przestrzenią, po której mogę pisać, jest blat ławki. - Masz więcej pergaminu? - pytam, starając się przybrać pozę ucznia roztrzepanego i nierozgarniętego. - Usiądźmy - proponuję, nieco nadużywając swego uroku, wręcz hipnotycznie zmuszając ją do zajęcia miejsca tuż obok mnie. Emanuję przy tym ciepłem i elokwencją, bawiąc się swoimi umiejętnościami. Wszystko w imię nauki, oczywiście.
Nawet Emrys powoli zaczynał żyć zbliżającymi się feriami, które wypierały w jego głowie chęci do ponownego przejrzenia podręcznika historii magii czy prób nauczenia się na pamięć wszystkich run; zwyczajnie nie mógł się na tym skupić. Rodzice zawsze szczególnie żywo - niemal emocjonalnie - wspominali wszelkie szkolne wyjazdy, podobno to w tym styku z innymi kulturami ucząc się najwięcej. Zdziwił się zatem nieco, gdy został zaczepiony przez @Caesar U. Badcock. Trudno było mu powstrzymać sceptyczne ściągnięcie brwi, gdy wspomniane zostało wróżbiarstwo, w końcu nie było tajemnicą, jak Emrys się do tego przedmiotu odnosił. Gryfon uderzył jednak we właściwą strunę, bo może na wróżbiarstwie chłopcu nie zależało, ale na opinii nauczycieli już tak. Poza tym wiedział, że był Cezarowi to winny, po wycieczce do Zakazanego Lasu. - Noo jeśli nie ściemnia... - rozważył, a skradzione towarzyszowi słowo dziwnie zabrzmiało w jego ustach. - To byłoby to w porządku. Ale na pewno nie ma wizji cały czas, więc dlaczego powinniśmy wierzyć jej cały czas? W Hogwarcie uczyła kiedyś jasnowidzka, która niby miała na koncie poważne przepowiednie, a potem i tak co roku komuś wmawiała, że zaraz umrze. Tak pewnie robi większość - zawyrokował, korzystając z okazji do pochwalenia się swoją historyczno-biograficzną wiedzą. - Ciekawe po co to. Mam nadzieję, że nie będzie kazać wychodzić na środek. - Wskazał na dziwny podest, sprawiający wrażenie teatralności. Ogólnie w pomieszczeniu czuł się dość nieswojo przez te pufy i wszechobecne zasłony...
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
- Niby tak, ale jakby trochę pokminić, to w sumie jak działa przyszłość? Bo może ci wszyscy ludzie właśnie mieli SZANSĘ zaraz umrzeć, ale dzięki jej gadaniu byli ostrożniejsi i dlatego nie poumierali wtedy, kiedy widziała, że mogą? - Zaplątał się trochę, marszcząc lekko brwi, bo próbując się połapać w swojej własnej wizji. I nawet jeśli samo Wróżbiarstwo miało okazać się mało ekscytujące, to Cezara kupiła już srebrna drabina i nietypowy wystrój sali - ciężko było się po tych dziwnych zapachach i ciężkich zasłonach spodziewać nudnego czytania książkowych akapitów, a to oznaczało, że może się dziać coś ciekawszego. - Eeeee ale nas by to chyba i tak nie musiało dotyczyć, nie? Bo dla nas to jak zajęcia dodatkowe - zamyślił się, prowadząc chłopaka bardziej w kącik, bo chociaż lubił ściągać na siebie uwagę, to nie chciał też zrobić z siebie głupka już na wstępie, w razie gdyby profesorka Albescu szukała ochotników właśnie w jakimś łatwodostępnym miejscu. - W ogóle, czy jasnowidz widzi też jakby przeszłość? Bo to też mogłoby być ciekawe, nie? Znaczy przyszłość fajniejsza, bo o niej nie można czytać, a o przeszłości można... ale gdyby tak w ogóle plątać się w czasie, to- oj, chyba nie wziąłem mojego notesu, masz może trochę pergaminu? Tak na wszelki wypadek - dopytał, przyciągając sobie bliżej jakąś wolną pufę, żeby położyć na niej plecak i pogrzebać w nim jeszcze mocniej, zaraz musząc przytrzymać pióro w zębach. - Chosiasz szy my bęsiemy soś pisaś... - wymamrotał jeszcze, zawieszając się na chwilę i pozerkując na swojego towarzysza pytająco.
Czy była podekscytowana kolejną lekcją wróżbiarstwa? Oczywiście, jak zawsze. Większość pozostałych lekcji mogła zwyczajnie nie istnieć, plan mógłby się składać z wróżbiarstwa, ewentualnie astronomii, w porywach eliksirów i zielarstwa. Reszta do wyrzucenia. Być może nie było to najsensowniejsze podejście w kontekście nauki magii, która najczęściej polegała na wymachiwaniu różdżką i powtarzaniu dziwnych słów, ale Laura nigdy nie twierdziła, że dobrze odnajduje się w standardowo rozumianym świecie. Chciała być jak najwcześniej w klasie, żeby znaleźć jak najlepsze miejsce. Zwykle precyzyjnie planowała swój dzień, żeby dokładnie wiedzieć, o której musi wyjść, żeby dotrzeć do celu na czas. Tak było i tym razem, ale niestety, rzeczywistość, a może sam zamek, w każdym razie coś uznało, że tak jak zawsze jest nudno. Ślizgonka uważała coś absolutnie przeciwnego - tak jak zawsze jest bezpiecznie i miło, i pewnych rzeczy nie należało zmieniać. Tyle że trudno walczyć ze schodami, które nagle zaczęły przemieszczać się tak, jak absolutnie nie powinny, wynosząc ją gdzieś, gdzie ani trochę nie chciała się znaleźć. Nie miała najlepszej orientacji w przestrzeni, więc odnalezienie dobrej drogi zajęło jej więcej czasu, niż przypuszczała, do tego tyle razy w międzyczasie znalazła się nie tam, gdzie planowała, że miała ochotę rozpłakać się z frustracji. Ale dotarła. Na czas. W ostatniej chwili, ale jednak na czas. Z przyspieszonym, drżącym oddechem i palcami zaciśniętymi z całej siły na pasku torby, ale dotarła i tylko to się liczyło. Nie patrząc na innych, usiadła możliwie daleko, próbując się uspokoić, zanim przyjdzie nauczycielka. W końcu omiotła spojrzeniem salę, dzięki czemu dostrzegła Jamesa, a jego widok od razu dodał jej otuchy. Uśmiechnęła się do niego, ale nie podeszła, on już miał z kim rozmawiać, a ona nie czuła się na siłach, żeby wchodzić w interakcję z dodatkowymi osobami, jeszcze nie. Zauważyła też Marlę, Gryfonkę, która pomogła jej ostatnio z transmutacją. Znajome twarze były pomocne, to na pewno. Okej, była gotowa do lekcji.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Relacja Puchonki z wróżbiarstwem była pełna skrajnych odczuć. Istniał przecież czarodzieje obdarzeni darem jasnowidzenia - a ten nie podlegał jakimkolwiek dyskusjom. Istniał i owe istnienie należało zaakceptować, bez względu na to, jak bardzo problematyczny dla nauki by nie był. Jednak na drugiej szali było wróżbiarstwo bardziej… użytkowe. Czytanie losu z kart, kości i rozprutych ptasich wnętrzności, na dodatek nie zawsze umiejętnie i trafnie. Szeroki margines błędu i towarzysząca mu makabra nie pomagały, by Doireann przychylnie spoglądała w stronę wróżbitów, uważając, że wcale nie różnili się oni tak bardzo od "mugolskich szarlatanów". I takiemu Rasputinowi pewnie zdarzyło się przewidzieć coś poprawnie, prawda? Niemniej jednak, szkoła była szkołą - i należało trzymać się programu bez względu na to, czy dany przedmiot się lubiło, czy też nie. Sheenani, kiedy tylko przekroczyła próg, rozejrzała się po zebranych w sali uczniach, szukając tych bardziej znajomych głów - i to takich, do których mogłaby się dosiąść. Jej wzrok spoczął więc na postaci wyobcowanej, która raz jeszcze bardziej przypominała jej złego czarnoksiężnika siedzącego w kącie obskurnej karczmy, niż młodego chłopaka czekającego na zajęciach. Nie wyglądał dobrze; Doireann trudno było jednak zdecydować, co dokładnie było w nim "nie tak". Był blady, ale czy bledszy? Wyglądał słabo? Schudł? A może była to tylko i wyłącznie kwestia ponurej mimiki? Cokolwiek się z nim nie działo, dziewczyna postanowiła zareagować w sposób, który wyobrażała sobie za najbardziej odpowiedni. W końcu gdyby to ona była na jego miejscu, nie obraziłaby się za podobne działania. Postąpiła parę kroków w głąb sali. Szła na lekko ugiętych nogach, trochę powoli, tak jak podchodziło się do nieznajomego kota, kiedy nie chciało się do spłoszyć, ostatecznie sadzając się w pobliżu Keaton'a. Zajęła pufę blisko chłopaka, jednak taką, która teoretycznie mogłaby przynależeć do stolika obok. To był taktyczny ruch - dzięki niemu nie musiała pytać się o to, czy w ogóle może się dosiąść, nie narażając się na odmowę, jednocześnie tworząc niezobowiązującą "bliskość" pomiędzy nią, a studentem. I ową przestrzeń miała zamiar wypełnić troską i ciepłem, robiąc z siebie słoneczko na nóżkach, by w razie potrzeby Krukon mógł się trochę ogrzać. - Dzień dobry. - po jakiejś sekundzie, czy dwóch odwróciła głowę w stronę chłopaka, obdarzając go promiennym uśmiechem. Widziała, że Hawk raczej nie miał ochoty na pogawędki, ale samo przywitanie się stało bardzo daleko od rozmowy, podobnie jak i wyczuwalne nieme wsparcie.
Nigdy nie uważał się za atletę, a jednak nie podejrzewał też, że wbiegnięcie na siódme piętro zafunduje mu takie palpitacje serca, że tylko wrodzony fart uratuje go przed tym, by nie runął frajersko z prowadzącej do klasy wróżbiarstwa drabiny. Ogłuszony dudniącym mu w uszach tętnem jak we śnie poprawił mundurkową spódniczkę i wybąkał jakieś słowa o spóźnieniu, które niby posłużyć mu miały za przeprosiny, nawet jeśli nie był pewien czy nauczycielka w ogóle jest w sali, nigdy wcześniej nie będąc na tyle zdesperowanym, by udać się na lekcje wróżbiarstwa. Półprzytomnym spojrzeniem ogarnął obecnych w sali uczniów, bez problemu dostrzegając, że wszyscy choć trochę znajomi mu ludzie podobierali się już w parki, jednak nie zamierzał pozwolić, by jakkolwiek mu to przeszkodziło w dobrej zabawie. Był w końcu tygrysem, prawdziwym drapieżnikiem, królem polowań. Dlatego też w końcu jego czujne oko drapieżcy dostrzegło @Drake Lilac, którego kojarzył nie tylko z funkcji prefekta, ale i też jako całkiem ogarniętego ziomka, dobrze pamiętając, że jako jeden z niewielu zareagował dość sensownie podczas spotkania Gryfonów, gdy on sam został oskarżony o kradzież tożsamości swojego brata bliźniaka. - Ogarniacie trochę, nie? - podpytał, siadając po turecku obok Gryfona, ale pozerkując też ciekawsko w stronę @Wacław Wodzirej, wciąż trzymając się swojej tendencji do ufania jedynie Lwom i Borsukom. Uśmiechnął się zaczepnie, nie kryjąc ciekawskości w spojrzeniu, gdy obciążał już swoją spódniczkę wyciąganym z torby kałamarzem, piórem i pergaminem. - Słyszałem, że często tutaj na Wróżo podają uczniom jakieś podejrzane ziółka, ale trzeba mniej więcej ogarniać, które sobie wybrać, żeby nie trafić na jakiś szajs... - zagadnął dalej, próbując wybadać teren, czy trafił na kogoś, na kim warto ulokować swoją uwagę, czy jednak popełnił błąd i nawet siedzące gdzieś tam pierwszaki zapewniłyby mu większą rozrywkę.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Pojawienie się Hołczkiego na salonach (tak, własnie Cie obgaduję @Hawk A. Keaton) wywarło w Wacławie niedookreślone emocje. Chyba strach, może takie z lekka podszyty zmartwieniem. Jednak wejście po milionie schodów i z natury leniwa dupa nie pozwalały zainteresować się Krukonem wielce należycie. Poza tym nie wydawał się zainteresowany towarzystwem, więc Wodzirej jedynie, co to usiłował złapać kontakt wzrokowy i jakoś mową ciała tudzież inną niewerbalną komunikacją - dajmy na to - bezsensownym machaniem rąk w powietrzu, chciał się dowiedzieć o co chodzi. Zwłaszcza, że na zajęciach z run Hawk odmówił ofercie libacji, co godziło w polską dumę Wacusia. Także ktoś ma przejebane. Zaabsorbowany zajściem z drugiego końca sali, Puchon nie chciał porzucić swojego towarzysza zajęć, Drake'a, co wychodziło z mniejszym lub większym potencjałem. Pewnie zaczepił go o kulono, chcąc się dowiedzieć czy może Gryfon coś wie. Jednak nie wydał ani żadnego pytania, ani nic więcej, po zaraz swoją obecnością pomieszczenie rozświetliła Dori (tak, własnie Cie obgaduję @Doireann Sheenani). Z nią też chciał złapać kontakt wzrokowy, co się nie udawało. Ta chociaż zajęła się ich przysposobionym Puszkiem, więc mogła jakieś informacje mieć. Dlatego, aby zwrócić jej uwagę, Wacuś wyciągną kasztana i pierdolną ją nim w kolano. Nie to że mocno, raczej w ogóle cud, że ten przeleciał kilka metrów. Zaś Dori mogła wtedy spostrzec jak Wodzirej sugestywnie na nią spogląda, przerzucając wzrok na Hołcziego przy czym spekulował dłońmi jakąś chęć pozyskania odpowiedzi na pytanie. Później się wystraszył, podskakując w miejscu z cichym piskiem. - Nie - odpowiedział od razu @Ashley S. A. Phoenix bez wiedzy, co trzeba ogarniać. Chociaż skoro nie ogarnia się tego to pewność, że nie ogarnia się w ogóle jest prawdopodobna. Później się poprawił na siedzeniu i dopiero osadzony w rzeczywistości, zaczął orientować się co się dzieje. - Ja w sumie nawet nie wiem czemu tutaj jestem - sprostował. Wacuś zaczął tym bardziej reinterpretować swoje jestestwo w tym miejscu, widząc jak przybywające osóbki wyciągają kałamarze. Coś się wymyśli, ale to później. - Gdybym wiedział, że to zajęcia z zażywania substancji, a nie zgadywania, że coś ma wpływ na naszą przyszłość to może przychodziłbym tutaj częściej - czy wiedział o czym mówi? Nie, nie wiedział, ale też jakoś całe życie tak robił i mu to nie przeszkadzało. Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć obrócił się w stronę @Freya Grönlund, chcąc zadać jakieś głupie pytanie, ale gdy tylko zobaczył ją w towarzystwie to śmiało stwierdził, że ma to jakiś potenszjal, którego psuć warto nie jest. Zatem obrócił się bez wyjaśnień i czekał. W sumie na to, aby zajęcia się nie zaczęły lub na to, aby jeszcze z nich uciec.
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
— Co by w ogóle mogło być na teście z wróżbiarstwa? — pytam zdezorientowany taką wizją. Nie wiem, nigdy nie chodziłem na wróżbiarstwo. Dzisiaj to był wyjątek, a jego główną motywacją była drobna gryfonika, którą powitałem szerokim uśmiechem i pocałunkiem w czubek głowy. — Trzeba było w ogóle coś przygotować? — pytam przezornie. Trochę szkoda, że pięć minut przed lekcją, ale cóż zrobić, przepowiastki nie były na szczycie mojej listy priorytetów. Przytakuję zapamiętale dziewczynie. Nie mogłem się doczekać ferii. Gdy opiera głowę na moim ramieniu, zarzucam jej rękę na ramię i przesuwam palcami po linii włosów z głupkowatym uśmiechem, bo nieważne ile czasu minęło od kiedy mogłem to zrobić, ciągle byłem pod wrażeniem. — Ja tam lubię te ich niespodzianki. Już się w sumie nauczyłem pakować na wszystkie okoliczności, a tak mogę sobie trochę pomarzyć, że za chwilę będę na końcu świata — stwierdzam, niezdarnie wzruszając ramionami, tak żeby nie przeszkadzać Marli w trzymaniu głowy na moim obojczyku. —Ale jak chcesz, możesz zawsze spróbować to wywróżyć! — Unoszę brwi, a gdy Marla wspomina o innych okolicznościach, w którich się objawił jej wróżbiarski talent, posyłam jej uśmiech i wyciągam rękę, żeby odgarnąć jej włosy za ucho. — Naah… chyba już wiem wszystko, co muszę wiedzieć — stwierdzam, trochę żeby nie powiedzieć o swoim absolutnym braku dywinacyjnego talentu, a trochę żeby dać jej do zrozumienia, że nic mi więcej nie potrzeba, gdy raczy mnie znienacka buziakami. Przyciągam ją do siebie i przez chwilę tak sobie po prostu siedzę z nosem w jej włosach.
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Chociaż czuję, że decyzja o powrocie do Hogwartu jest właściwa, wciąż czuję się w tych murach niekomfortowo. Poczucie odpowiedzialności za uczniów, które i tak zawsze było dla mnie znaczącą motywacją do działania, wzrosło jeszcze bardziej. Postanawiam nakierować tę energię na planowanie zajęć i mam nadzieję, że nie odbije się to na nich negatywnie. Gdzieś w końcu muszę posłać te wszystkie emocje. Wchodzę do sali zamaszystym krokiem, niosąc w ramionach dość pokaźny przedmiot owinięty materiałem. Zamykając za sobą drzwi na zamek*. W końcu każde wtargnięcie spóźnionego ucznia może zdekoncentrować tych już pogrążonych w zadaniu i wytrącić ich z rytmu. — Dzień dobry — mówię klasie, po czym podchodzę do podestu i ustawiam na nim pakunek, zaraz po tym kierując czujne spojrzenie na uczniów. Przebiegam wzrokiem po każdej twarzy; nie wszystkie rozpoznaję, dlatego kontynuuję: — Jeśli ktoś jeszcze nie miał ze mną do czynienia, nazywam się Valeria Albescu. Na moich zajęciach nie będziemy korzystać z podręczników, które macie do dyspozycji i najlepiej, żebyście zapomnieli o większości rzeczy, których do tej pory uczono was na wróżbiarstwie. Pan Ellery ma ogromną wiedzę, natomiast nasze podejścia do przedmiotu znacząco się różnią. — stwierdzam, przekręcając lekko głowę i starając się ukryć swoją wątpliwość dla skuteczności angielskich metod. — Tym, którzy uczestniczą w mojej lekcji po raz pierwszy, polecam poprosić kolegów o notatki z zajęć o zmysłach wróżbiarza lub zgłosić się do mnie po lekcjach — Po tych słowach ściągam materiał przykrywający przedmiot naszych dzisiejszych zajęć — tradycyjny chiński zestaw do parzenia herbaty składający się z kilku małych czarek, czajnika i ozdobnej drewnianej podstawki. — Niech was nie zwiedzie powierzchowność tego przedmiotu. Nie, nie będziemy wróżyć z fusów. Przerabialiście to pewnie wystarczająco, by mieć tego dosyć. Tasseomancja z pewnością ma swoje zalety, ale ma też swoje ograniczenia. To… — wskazuję dłonią zestaw na podeście — jest nie tylko tylko zestaw do parzenia herbaty. Jest to również miejsce zamieszkania bardzo ciekawego stworzenia, o którym wciąż jeszcze nie wiadomo wiele ze względu na to, że nie posiada swojej własnej materialnej formy. — Opowiadając, powoli okrążam salę. Po drodze wciąż przyglądam się uczniom; raz na jakiś czas czuję, jak moje lewe oko odskakuje i zatacza szerokie kręgi. — Znamy kilka gatunków geniusa, który opisywany jest jako rodzaj magicznego grzyba. To niesamowicie inteligentne stworzenia, których postrzeganie czasu i przestrzeni znacznie różni się od naszego, ale z jakiegoś powodu ukierunkowały swoje zainteresowanie właśnie na nas. Z tego powodu można je spotkać miedzy innymi tam, gdzie ludzie kierują swoją energię. Dzisiaj zapoznacie się z gatunkiem, który zamieszkuje przedmioty, czyli geniusem rei. To jeden z najmniej rozwiniętych geniusów, jaki jest nam znany, tak więc próby kontaktu nie stanowią zagrożenia. — Przerywam, by nabrać oddechu. Spoglądam w tym czasie podejrzliwie w stronę @James Farris i unoszę jedną brew. Nie jestem pewna, co jest nie tak, ale intuicja podpowiada mi, że coś jest. Posyłam mu zatem spojrzenie sugerujące, że przejrzałam go na wylot, żeby wiedział, że mam go na swoim radarze. — Ten zestaw do herbaty był przekazywany z pokolenia na pokolenie, a tradycja parzenia herbaty jest w pewnych rejonach świata bardzo istotna. Ze względu na uwagę, jaką otrzymał ten niepozorny przedmiot, przykleił się do niego jeden ciekawski genius. Waszym zadaniem jest najwiązanie z nim nici porozumienia i jeśli wam się powiedzie, być może będziecie w stanie dowiedzieć się czegoś o historii i o przyszłości ludzi, którzy weszli z nim w kontakt. Zanim jednak do tego przejdziemy, zaczniemy od nawiązywania kontaktu czy też… zaproszenia do rozmowy. Wyjmijcie pióra i pergaminy. Chcę, żebyście zapisywali wszystkie wrażenia, które waszym zdaniem mogą pochodzić od geniusa. To pomoże wam się na nie otworzyć i ułatwi zadanie w następnej części zajęć. Spróbujcie teraz oczyścić głowy, wyrównać oddech. Pomedytujcie przez chwilę, a potem koncentrujcie się na zestawie. Nie chcę słyszeć ani słowa, nie dekoncentrujcie się. Do dzieła.
mechanika:
W tym etapie rzucacie kostką k100:
1-35 - Najwyraźniej zbyt wiele spraw cię rozprasza, żebyś był/a w stanie dostatecznie oczyścić umysł. Nie czujesz żadnego połączenia, a zestaw do herbaty zdaje się być… wyłącznie zestawem do herbaty. Nie widzisz w nim nic ciekawego. -10 do następnego etapu 36-50 - Z początku to, o czym mówi Valeria wydaje się być bajeczką, ale czujesz się odrobinę niecodziennie po zastosowaniu się do poleceń. Masz wrażenie, jakby… ktoś cię obserwował? Rozejrzenie się po sali uświadamia ci jednak, że to wrażenie pochodzi skądinąd, a więc może faktycznie jest to genius. +10 do następnego etapu 51-75 - Udaje ci się osiągnąć stan wyciszenia i gdy koncentrujesz swoją uwagę na zestawie do herbaty, odczuwasz trudną do opisania obecność – zupełnie jakbyś wcale nie był sam na sam ze swoimi myślami, a jakby coś się do ciebie przykleiło i nasłuchiwało. Przechodzi cię lekki dreszcz i masz nawet wrażenie, że czujesz smak jaśminowej herbaty. +20 do następnego etapu 76-100 - W pierwszej chwili czujesz podmuch świeżego powietrza. Klasa wróżbiarstwa tak nie pachnie! To odkrycie sprawia jednak, że za mocno wczuwasz się w sytuację i za bardzo się starasz. Twoją głowę zaczynają zapełniać przeróżne wyobrażenia, ale niestety pochodzą one od ciebie, a nie od geniusa.
Przerzut można uzyskać za: - genetykę jasnowidza - każde 15pkt z wróżbiarstwa - każde 15pkt z ONMS - cechę eventową powab wili (zwierzęta)
W poście oprócz kostki podajcie modyfikator do następnego etapu.
*jeśli ktoś chce jeszcze przyjść na lekcję, to zapraszam, ale należy w poście uwzględnić obecność od początku lekcji
Czas na pisanie w tym etapie macie do 13.02, godzina 20:00
Caelestine zajęła pufkę w sali wróżbiarstwa prawdopodobnie jeszcze przed wszystkimi innymi. Nawet przed pierwszakami. Wytrzymała jednak ledwie jedną minutę, zanim jej powieki zaczęły ciężko opadać, a ona w końcu położyła się na swoim plecaku. Miękkość materiału z konopi himalajskiej i czystej bawełny, sprzyjały osunięciu się w sen. Usnęła, snem dość płytkim, żeby docierały do niej wszystkie dźwięki powoli gromadzących się w sali osób. Ignorowała wszystkie szumy, wtulając twarz w swoją prowizoryczną poduszkę. Wszystkie szepty, rozmowy, nieznajome głosy i nieliczne bardziej blisko jej brzmiące. Nie chciała wstawać przed przyjściem nauczycielki. Wyciągnęła jedną rękę przed siebie, skutecznie zasłaniając nią większość twarzy, wtulając się w swoje ramię, ale wtedy rozmowa uczniów młodszego roku @Emrys A. R. Landevale i @Caesar U. Badcock bardziej niż pozostałe przebiła się przez jej półsen. Siedzieli blisko niej, zaraz obok jej stolika, a słowa krukona wyjątkowo feralne, skoncentrowały jej uwagę i wyrwały ją ze snu. Zmarszczyła brwi, tylko dlatego, że twarz dalej miała osłoniętą za plecakiem i ręką i próbowała ignorować sceptycyzm chłopaka, ale kilka wypowiedzianych przez niego zdań zdawało się naprawdę dotkliwych. Próbowała zakryć uszy, zmieniając pozycję, ale jego słowa słyszała zbyt wyraźnie, jak na młodą jasnowidzkę, która dopiero zaczynała zmagać się ze swoim darem. Opinie, taka jak ta, którą podsłuchała, wcale jej w tym nie pomagały. Dlatego właśnie, ostatecznie leniwie podniosła się na ręce, najpierw zaczesując rude pasma włosów za ucho, przygładzając nieco przednie kosmyki dłonią, a następnie zgarniając plecak, podniosła się z miejsca. Bezszelestnie, nie skupiając na sobie niczyjej uwagi, przeszłaby z jednego stolika do drugiego, gdyby do sali nie weszła @Valeria Albescu . Jej Caelestine się nie spodziewała, mimo "ukrytych talentów", a nie spodziewała się w takim stopniu, że plecak osunął się z jej ręki, a chwilę potem upadł na podłogę. Po ziemi potoczyła się mieszanka ołówków, pędzli, kilka rulonów pergaminu i szkicownik, zaś sama ich właścicielka, zatoczyła się w bok, potykając się o róg plecaka, chyba intuicyjnie, lądując na kolanie osoby, którą znała prawdopodobnie "najlepiej" w pomieszczeniu. Klapnęła szczęśliwie, choć wątpliwie zadowolona na kolanie @Wacław Wodzirej i zamiast coś powiedzieć, przeprosić, podziękować, przywitać się, cokolwiek, zacisnęła słabo palce na zagięciu jego łokcia, który zdążyła złapać dla stabilizacji. Patrzyła nie na niego, tylko na nauczycielkę, bo gdyby wiedziała, że to ona poprowadzi dziś zajęcia, być może wcale by tu dziś nie zawitała. Valerii nie widziała w szkole od roku, przez co nie musiała konfrontować z nią wydarzeń, jakie poprzedzały opuszczenie Hogwartu przez kobietę. Wydarzeń niemiłych i stawiających je obie w statusie relacji: "bardzo skomplikowane". Zaniepokojona tym niespodziewanym spotkaniem, jeszcze chwilę nie zanotowała swojego położenia. Dopiero po czasie miękkość upadku uderzyła ją wraz z poczuciem absorbowanego ciepła od czyjegoś ciała. Zsunęła się z kolana Wacława prawie tak samo szybko, jak się na nim znalazła, posyłając mu niemrawy, pełen skrępowania uśmiech, nie zdobywając się nawet na powitanie. Po cichu pozbierała zamiast tego swoje przybory w zakłopotaniu opadając na pufę obok @Hawk A. Keaton i @Doireann Sheenani z dwóch powodów. Hawk zdawał się emanować aurą "do mnie nie mów", a Doireann z kolei rozsiewała wokół siebie ciepło i dobroć, tak silne, że kiedy Caelestine usiadła obok niej, z ulgą oparła czoło na jej ramieniu, przez chwilę zapominając, jak bardzo niekomfortowo się czuła. Tylko to pozwoliło jej odłączyć myśli od nauczycielki i skoncentrować się na zadanym im poleceniu. I zanim się obejrzała, choć nie chciała z łatwością wyczuła obok jaśminowej nuty herbaty kilka niechcianych, obcych myśli, przejmujących jej własne. Niosło to ze sobą tak samo emocjonujący, jak i przeraźliwy dreszcz. Sama nie była pewna, która nuta uderzała w nią bardziej. Z rezygnacją odetchnęła w eter w pierwszym instynkcie postanawiając na kartce nie zapisywać żadnych wrażeń. Dopiero później układając myśli w kaligraficznie zapisane słowa, nie bez trudu.
Kostki: 80 --> 71 (wykorzystany przerzut za punkty z Wróżbiarstwa), rzut kością
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
K100:55 po przerzucie za ONMS Bonus: +20 w następnym etapie.
Uśmiechnął się do Wacusia i nieco odwrócił wzrok kiedy ten stwierdził że Drake z nim siada przy każdej możliwej lekcji na którą przyjdą obydwoje. -Czy ja wiem że na wszystkich lekcjach? No... Po prostu tak wychodzi. - Pomijając oczywiście fakt że to on wybierał gdzie siedział> No chyba że nauczyciel dobierał w pary. Wtedy to już musiał się podporządkować. -No jestem, ale i na wróżbiarstwo czasem przyjdę. Zdarzyło się parę ciekawych zajęć... - Zwłaszcza z Profesorem Latifem, bo tę wspominał naprawdę miło i przyjemnie. Dosłownie moment później dołączył do nich bliźniak Perciego, a widząc tę twarz Drake odruchowo już prawie rzucił imieniem -Cześć P... Ash. - Mimo wszystko trochę ciężko się przyzwyczaić do czegoś takiego. Percival musiał zaznać niezłego szoku jak się dowiedział. Czemu z rodziną jest czasem wszystko tak skomplikowane? -Ja tak średnio. Zależy co właściwie będziemy robić. - Jeśli to tarot, spanie, fusy z herbaty albo kule, to może jeszcze da radę. Ale jeśli będzie to coś ciężkiego jak na przykład kosmogramy, to z pewnością polegnie. Chociaż miał małe nadzieje na wróżenie z sera, o którym zdarzyło mu się ostatnio przeczytać. Głównie dlatego że chętnie by go potem wszamał. -Często może nie, ale chyba pod koniec zeszłego roku musieliśmy wypić ziółka, spać na lekcji i opisać sen. - Spanie na lekcji i jeszcze punkty domu za to dostali. Ma nadzieję na powtórkę w niedalekiej przyszłości. Miał coś jeszcze dodać, ale w mgnieniu oka jakaś puchonka się potknęła i wylądowała u Wacława na kolanach. Dobrze że się jej nic nie stało, ale przebiegł go przy tym mało przyjemny dreszcz. Hmm... Może te śledzie z cebulą które podżerał przed ciszą nocną? Bo przecież co by innego. Kiedy już wstała i speszona - oraz na szczęście cała i zdrowa - odeszła, Drake lekko uniósł brew i spojrzał na Wacława. No nie dało się ukryć że dziewczyny na niego leciały. Dosłownie. W międzyczasie do sali weszła też profesor, która już na dzień dobry zaczęła wykład. A on tak jak należało zapisywał to co istotne w notatniku, bo co innego mógłby w sumie robić na wykładzie. Kiedy zaś przechodzili do bardziej praktycznej części ćwiczenia, postarał się skupić. Po chwili poczuł że nie jest sam. W sensie czuł obcą obecność, bo to że w jego pobliżu były inne osoby. Nie była jednak ona zła i poczuł jak ponownie przebiega go dreszcz, który jednocześnie był mocno inny od tego który poczuł kilka chwil temu. Zaczął w ustach nawet czuć smak herbaty i to nie byle zwykłego Earl Greya, a jaśminową. Nie poszło źle. Kiedy skończył pisać, otworzył oczy, odłożył pióro i zerknął jak idzie osobom obok niego.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Słuchanie o tym, że trzeba porozmawiać z filiżanką było, um, tak. Było i niekoniecznie łatwo tutaj znaleźć odpowiedni przymiotnik, który zobrazowałby stosunek Puchona do tegoż działania. Jednak z ojcem żercą jakoś tak przyjmowanie absurdów świata przychodziło łatwiej. Jak chociażby pytanie się trzciny przed zerwaniem o pozwolenie albo przepraszanie komara za to że się go zabiło. Wszak karanie owada śmiercią za jego naturę byłoby karygodne. Natomiast ludzie, oni już mają wybór jacy chcą być i jeśli są szmatami to należy tylko współczuć, że kastracja jest nielegalna. Kastracja to dobry punkt wyjścia do skupienia, wyciszenia i opanowania się, a Wacuś nawet zamierzał do tego przystąpić i uznać zadanie za coś, do czego trzeba podejść poważnie. O ile nie z szacunku do podmiotu szkolnego to tak, aby nie zostać opętanym? Byłoby to niesłychanie miłe osiągnięcie. Jednak jak chłop chce się już skupić na przedmiocie to los na kolana spuszcza mu piękne istotki. Dlatego chwycił @Caelestine Swansea za plecy dla pewności i widząc jej pewnie oderwanie od rzeczywistości, czekał z łagodnym uśmiechem aż ta na niego spojrzy. Wszystko trwało szybko, ale zanim odeszła należało przecież coś powiedzieć. - Żyjesz? - Dopytał szeptem, bo niektórzy chyba już dziwne przedwcześnie zaczęli angażowanie się w ów wyciszanie. Zaś skoro Ces została zaczepiona to trzeba było iść za ciosem. - A chcesz pożyczyć trochę atramentu? - Kisił w sobie śmiech, nie wiedział skąd, ale to był ten typ, którego wszechogarniający spokój bawił. Pewnie miał w czarcie dużo znaków ognistych i karmił się energia chaosu. Natomiast większą uwagę Puchona przykuło spojrzenie Gryfona, które opadło ciężarem stalowego ostrza, na wylot przekuwając zimnym poczuciem niesprawiedliwościowi oraz winy. Czyżby Wodzirej zrobił coś nietaktownego w stosunku do @Drake Lilac przez ostatnie trzydzieści sekund? Chyba nie, ale dla pewności czuł silną potrzebę napomnienie chłopakowi pewnej kwestii. - Ja dalej jestem wdzięczny, że zawsze obiecałeś mnie łapać - no tak czuł wewnętrzną potrzebę powiedzenia tego, aby spokój ducha osiągnąć i skupić się na poleceniu profesor. Później nastąpił spokój, posmak w ustach na wskroś przypominający napar, którym popija się ziołowe likiery i ogólnie dziwne dziwy, pojebane te zajęcia.
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Pierwszy był kasztan. Doireann ledwo co usiadła na pufie, uznając nawet, że była w sumie całkiem wygodna - i gdyby przychodzenie na lekcje wróżbiarstwa wiązały się jedynie z przesiadywaniem na kolorowych siedziskach, podpierając plecy bajecznymi poduszkami i nadawaniu herbacie zdecydowanie zbyt dużego znaczenia, tak pewnie dużo chętniej przychodziłaby na zajęcia. Rzeczywistość była jednak zdecydowanie inna, niż marzenia, dlatego też zamiast wściekle różowego podnóżka, na którym mogłaby położyć sobie nogi podarowano jej - to jest rzucono - kasztana. Strzałem w kolano na dodatek. Wacław nie miał litości. Puchonka podniosła więc spojrzenie, szukając kogoś, kto mógłby za to odpowiadać, chociaż niekoniecznie wyglądała przy tym na złą, albo smutną. Przeżyła pamiętną lekcję historii, gdzie wraz z cukierkami w powietrzu latały wściekłe szczury, więc co… To był pikuś. Po krótkiej chwili jej wzrok spoczął więc na Wodzireju, który sam wpatrywał się w nią z jakimś… napięciem? Nie rozumiała jego źródła, jak i nie widziała żadnego powiązania z Keatonem, dlatego też odpowiedziała mu nieco zdezorientowanym uśmiechem i pomachaniem dłonią. Uznała bowiem, że w oczach Polaka znajdowało się nie tyle nieme pytanie, co oburzenie brakiem manier i tym, że nie przywitała się należycie. Druga była poduszka. A raczej ona sama pełniąca funkcję poduszki dla swojej starszej koleżanki. Kątem oka mogła zaobserwować, że ta kręciła się po sali, jednak swoje skupienie starała się kierować w stronę nauczycielki. Przeoczyła więc to, że usiadła na Wacławie (i dobrze, bo pewnie uznałaby, że życie uczuciowe przyjaciela chyba jednak ją przerasta), próbując w tym czasie przypomnieć sobie, co tak właściwie wiedziała o stworzeniu zamieszkującym naczynie. I chociaż naprawdę starała się myśleć głównie o nim, tak atrakcyjne ozdobienie porcelany skutecznie łapało jej pełną uwagę, sprawiając, że bardziej zastanawiała się, gdzie mogłaby kupić podobną, niż nad istotą geniusem. I wtedy, kiedy podziwiała kolory, poczuła nagły ruch obok siebie i ucisk cudzego ciała. Z początku spięła się okrutnie, zupełnie nie spodziewając się takiej bliskości, jednak rozluźnienie przyszło, kiedy zorientowała się, że to całkiem znajoma damska rudawa łepetyna spoczywała na jej ramieniu, a nie obce męskie cielsko. Kiedy tylko @Caelestine Swansea odpoczęła, tyle ile odpocząć musiała, Puchonka uśmiechnęła się tak, by przez myśl nie przeszło starszej koleżance, że była to dla niej sytuacja kłopotliwa. Wyglądała przecież na zmęczoną, a Doireann miała to do siebie, że próbowała dawać ludziom to, czego właśnie potrzebowali. W tym wszystkim… Nie nawiązała żadnej więzi z "duszkiem z czajnika". Była wróżbiarskim antytalentem, o czym doskonale wiedziała, ale to zadanie przerastało ją bardziej, niż tarot, czy czytanie z fusów.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Dziwi mnie to wszystko - obecność samej Doireann, kiedy to widać, że niespecjalnie jestem w humorze do rozmów, a w międzyczasie, gdzieś pod kopułą czaszki, przeżywam. Skrupulatnie, kawałek po kawałku, uderzenie serca po uderzeniu serca, mechaniczne tyknięcia zegara i próba zrozumienia jego istnienia. Słowa proste, aczkolwiek teraz - w szczególności dla mnie, niesamowicie skomplikowane - wydają się rozbrzmiewać echem bez żadnego zastanowienia. Biorę głębszy wdech, podnoszę spojrzenie, ale nie patrzę w ciemne obrączki źrenic należące do Puchonki. Nie jestem na nią zły, to prawda - ale wewnętrznie jestem zmęczony tym, co miało miejsce. Targa mną dziwny gniew, który trudno jest mi opisać. - Dobry. - dla kogo dobry, ten jednak dla tego dobry. Nie wiem, nie mam bladego pojęcia, potem do sali wchodzi inna Puchonka, która siada na pufie obok i kompletnie nie mam pojęcia, co o tym sądzić. Biorę głębszy wdech, staram się przez to jakoś przebrnąć, aczkolwiek wychodzi mi to co najmniej średnio. A na informację o geniusie widocznie się krzywię, nie rozumiejąc, dlaczego akurat to stworzenie i z jakich to pobudek profesor postanawia go użyć; w końcu przecież wiele rzeczy mogłoby ulec zdecydowanej zmianie. A jednak jeden i ten sam schemat. Próbuję się skoncentrować. Siedzimy, być może za dużo myślimy, trudno jest zachować stan ducha, kiedy to duszą targa niesprawiedliwość przesycona żądzą jakiejkolwiek działalności. Biorę wdech. Nie wierzę w to, że cokolwiek mi się uda zrobić, aczkolwiek świadomość uczucia, jakoby nie tylko ja jestem sam na sam z emocjami i uczuciami, wcale nie działa na mnie kojąco. Palce lekko drżą, być może oddając stan tego, jak się obecnie czuję.
Widziałam już tę salę wiele razy przez ostatnie dwa lata, a mimo to i tak... jakoś tak... odpłynęłam. Ciut za daleko od brzegu świadomości i skupienia, przy którym powinnam zostać, jak na przykładną uczennicę przystało. Ocknęłam się dopiero, gdy podszedł do mnie student ze Slytherinu. Byłam tak odrętwiała, że nie cofnęłam się na krok, choć przekroczył w zdecydowanym stopniu granicę mojego dystansu osobniczego. W każdym innym przypadku zapewne wykonałabym malutki krok w tył. Jak pod wpływem działania zaklęcia, podałam mu swoją dłoń i bez zająknięcia się przedstawiłam, choć jego imię musiałam mentalnie przetrawić. To był jeden z tych momentów, kiedy poznaje się wiele nowych osób, a nie zapamiętuje się ani jednego nazwiska. Z tym, że... on był jeden. — Freya Grönlund — brakowało tylko, żebym wyrecytowała swój adres i panieńskie nazwisko matki... — Pergamin? Och, t-tak... ja mam dużo. — wygrzebałam pospiesznie z torby niemalże cały arkusz i dałam chłopakowi, mimowolnie podążając za nim do pobliskiej ławki. Coś było nie tak... Pytanie tylko, czy ze mną, czy może z nim? Nie zdążyłam jednak zrobić mentalnej rozprawki na ten temat, bo prowadząca rozpoczęła lekcję, prezentując zestaw bardzo ładnej porcelany. Jednakże ten widok nieco mnie zawiódł, bo od razu pomyślałam o wróżeniu z fusów, a to było tak oklepane i błahe, że wręcz usypiające. Ech, Anglicy — tylko piliby tę herbatę. Dopiero kolejne słowa nauczycielki sprawiły, że się ożywiłam i zainteresowałam tematem. Nie, tego się nie spodziewałam. Wyprostowałam plecy i z lekko przekrzywioną głową słuchałam objaśnień pani profesor. Nie dostrzegłam nawet wymownego (a może ostrzegawczego?) spojrzenia, które skierowała do mojego kolegi z ławki. Postanowiłam czym prędzej skupić się na pracy i zleconym zadaniu. Tym bardziej, że wydawało się trudne. Na pewno trudniejsze od wymyślania kształtów z herbacianych fusów. Zawsze myślałam, że we krwi mam łatwość do nawiązywania kontaktu ze zwierzętami, z naturą, że posiadam jakąś moc, która pogłębia moje więzi z florą i fauną. Teraz było jednak inaczej, choć skupiałam się tak, że aż para szła mi z uszu. Na pewno tak było, nie zmyślam. W pewnym momencie poczułam coś, co przyrównałabym do podmuchu świeżego powietrza. Skąd to się wzięło? Szybko zanotowałam swoje odczucia, robiąc przy tym kilka kleksów z atramentu. Trudno, wyczyszczę to później przy pomocy magii. Notowałam dalej kolejne emocje i odczucia, które mi towarzyszyły, nie miałam jednak pojęcia, czy wiążą się one z geniusem, czy też są jedynie wytworem mojej wyobraźni. — Ty też czujesz to zimno dziwne? — zapytałam cicho w kierunku James'a, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak głupio musiało to wybrzmieć. Przeszedł mnie kolejny dreszcz, ale teraz, być może, były to ciarki żenady, a nie te wywołane odczuciem chłodu. Brawo, Freya, kompromituj się dalej.
Pytanie Murphy'ego zbiło ją z tropu i przez chwilę kontemplowała co takiego mogłoby się pojawić na ewentualnym teście. Gdy doszła do bardzo okrutnego wniosku, że pewnie nawet jasnowidze nie byliby w stanie tego przewidzieć, pokiwała głową i westchnęła. - No widzisz! Tym bardziej mam nadzieję, że ominie nas taka draka, bo będę zmuszona od razu wyjść. O, jak się okaże, że jednak test będzie to się zwijamy i pójdziemy pakować na ferie - przedstawiła chłopakowi swój świetny plan i po cichu zaczęła marzyć, że tak się właśnie skończy ich lekcja wróżbiarstwa. - Już wszystko wzięłam, dla ciebie też - posłała mu szeroki uśmiech, żeby nie musiał przejmować się tak trywialnymi sprawami jak przygotowanie do zajęć. Te drobne gesty podszyte troską i miłością weszły jej w nawyk odkąd miała go na wyciągnięcie ręki. - No ale wolałabym wiedzieć czy mam wydać ostatnie galeony na łyżwy czy jakieś fancy okulary przeciwsłoneczne. A co do końca świata to dopisz do listy miejsca, które ci się marzą i KTO WIE, może wywróżę, że cię tam zabiorę - wyszczerzyła się, bo oboje doskonale wiedzieli, że gdyby ją tylko poprosił albo chociaż coś napomknął, zorganizowałaby mu wycieczkę do Honolulu, Tadżykistanu albo zapomnianej przez wszystkich wiochy w Walii, żeby ujrzeć na jego twarzy uśmiech podobny do tego, którym obdarzył ją na wzgórzu lampionów. Maksymalnie rozczulona jego stwierdzeniem, że już wie wszystko, siedziała w niego wtulona, a gdy nauczycielka weszła do klasy, odsunęła się nieznacznie i poprawiła rozwichrzone włosy - może i nieszczególnie przejmowała się zasadami, ale szlaban tuż przed wyjazdem zdecydowanie nie był na liście jej marzeń. Wsłuchiwała się w wprowadzenie do lekcji, ciekawsko zerkając na zestaw do parzenia herbaty, ale dość sceptycznie podchodząc do informacji o magicznym grzybie, który teoretycznie miał być inteligentnym stworzeniem. Z uniesioną brwią patrzyła na Valerię, co rusz zerkając na Murraya i posyłając mu znaczące spojrzenie jaka ona jest odklejona od rzeczywistości. Po krótkiej medytacji, która nie była łatwa, zważając na bliską obecność Gryfona, wbiła wzrok w imbryk i po chwili poczuła nieprzyjemny dreszcz, bardzo podobny do tego, gdy ktoś ją obserwował. Rozejrzała się nerwowo po sali w poszukiwaniu owego stalkera, a kiedy dotarło do niej, że każdy zajęty jest nawiązywaniem kontaktu z geniusem, zrozumiała, że być może i ona osiągnęła sukces w tej kwestii. - O cię chuj - mruknęła bardzo cicho pod nosem i prędko zaczęła notować na kartce swoje przemyślenia i wrażenia.
Od razu wyczuwam dziwne wibracje od Puchonki, która wydaje się być onieśmielona moim towarzystwem - mimo że jedyne, co do tej pory zrobiłem, to wyciągnięcie dłoni i powiedzenie swojego imienia. Nauczony doświadczeniem, nie naciskam i czekam aż dziewczyna odwzajemni gest, bo moim planem nie jest speszenie jej, a po prostu znalezienie kompana na zajęcia. Uśmiecham się więc ciepło i obserwuję jej mimikę, bo gdybym tylko dostrzegł na tej bladej twarzy oznaki strachu, wycofałbym się. Może i mój wygląd sprawia, że mam reputację drania, ale mam też dwie siostry, które chcę bronić przed szemranymi typami (tak, wiem, czasem nieświadomie roztaczam wokół siebie bardzo podobny urok typowego badassa pozbawionego uczuć), dlatego czujnie analizuję każdy następny krok dziewczyny. Ta jednak przedstawia mi się, co kwituję uprzejmym kiwnięciem głowy i oznajmia, że podzieli się ze mną pergaminem. Przyjmuję od niej zwój, który mi przekazuje. - Dzięki, ratujesz mi życie - mówię radośnie i idę z nią do ławki, żeby beztrosko klapnąć na krześle. Do środka wchodzi @Laura Farris, której wesoło macham; mam nadzieję, że te zajęcia pozwolą jej choć trochę zrozumieć dar, którego ciężar codziennie dźwiga na wątłych barkach. Przez chwilę roztrząsam w głowie całą sytuację - jestem ciekawy czy Freya usiadłaby ze mną, gdybym nie użył hipnozy, a jeśli tak to czy zrobiłaby to ze strachu spowodowanego moim wyglądem czy ze stereotypowej puchońskiej naiwności. Nie mam jednak czasu na dalsze dywagacje ani zagadanie jej, aby sprawdzić swą teorię, bo do klasy wchodzi nauczycielka. Z uniesioną brwią dokładnie śledzę każdy jej krok i słowo, dochodząc do wniosku, że jest to kobieta, która na pewno nie uległaby mojemu urokowi - w czym utwierdza mnie jej przenikliwe spojrzenie, jakim mnie obdarza w trakcie swojego monologu. Staram się zachować neutralny wyraz twarzy i automatycznie przybieram obojętną pozę, aby całe moje ciało i mimika przekazywały jej jeden spójny komunikat - nic nie wiesz. To nawet zabawne jak czasem nauczyciele obdarzeni wybitną intuicją albo wyczuleni na perswazję, którą dysponują, próbują mi przekazać, że doskonale wiedzą co knuję. Nie nazywałbym się Farris, gdybym nie potrafił dyskretnie korzystać z hipnozy tuż pod ich nosem. Na wszelki wypadek zamierzam się pilnować i rozważnie używać swych umiejętności. Dlatego z uwagą słucham wprowadzenia do lekcji, wbrew pozorom bardzo zainteresowany tematem geniusa i nawiązaniem z nim ewentualnego kontaktu. Lubię nienamacalne formy magii, które aż kipią od siły i przebiegłości, a stworzenie, które opisuje Albescu, spełnia wszystkie te kryteria. Z oczyszczeniem głowy nie mam problemu, bo bez tego nie byłbym w stanie hipnotyzować. Pozbywam się wszystkich zbędnych myśli, wyrównuję oddech i staram wczuć w atmosferę. Angażuję się w zadanie znacznie bardziej niż powinienem - doszukuję się kontaktu z geniusem w najmniejszym powiewie wiatru, mam wyczulony każdy zmysł i mój umysł wypełniają wrażenia, które nawet nie wiem czy są prawdziwe. Z transu wyrywa mnie głos @Freya Grönlund, na którą zerkam nieprzytomnie. Po paru sekundach dociera do mnie sens jej pytania. Jestem tak przejęty i wczuty w sytuację, że nie dostrzegam wstydu w jej spojrzeniu. - Ty też? - szepczę zdziwiony. - Coś jest nie tak. Może faktycznie genius chce nam coś przekazać - oznajmiam jej na ucho, żeby nikomu nie przeszkadzać.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Punkty z Wróżbiarstwa: 0 Wróżbarstwo vs Astronomia: Wróżbiarstwo Najmocniejsza strona: Działalność Artystyczna Znak zodiaku: Strzelec
Słyszał o tym, że lekcje wróżbiarstwa potrafią być absurdalnie wręcz nudne, ale jednocześnie docierały do niego też plotki o halucynogennych czy psychoaktywnych herbatkach czy wspólnym wróżeniu nocą w wygodnych ekscentrycznych piżamkach. Całym sobą czuł więc jak ciekawość rozciąga się w nim i rośnie, rozpierając go od środka, a jednak jednocześnie wcale wizja dodatkowej, zupełnie zbędnej mu przecież nauki nie napawała go entuzjazmem, bo przecież nawet piosenka szeptana mu do ucha z muzogramu próbowała przekonać go, że lepiej byłoby udać się do pracowni, by choć przez chwilę z nikim nie rozmawiać, bo przecież sztuka i muzyka naprawdę mogłaby mu wystarczyć... A jednak to drażniące uczucie z tyłu głowy kazało mu zupełnym przypadkiem wylądować na korytarzu siódmego piętra, gdzie raz po raz mijali go uczniowie kierujący się w stronę drabiny prowadzącej do klasy wróżbiarstwa, gdy on sam próbował wysiedzieć na chłodnym kamiennym parapecie w skupieniu odgrywanej roli pochylonego nad lekturą studenta. Sam nie wiedział gdzie podziała się jego bezmyślna pewność siebie (bo i nie pozwalał też sobie na zbytnie dopuszczenie coraz silniej atakujących go od niedawna myśli), a jednak to właśnie jej brakowało mu, by zaczepić kogokolwiek z mniej lub bardziej znanych mu osób, dopiero na widok @Basil Kane podrywając się odruchowo z miejsca, w silnym przeczuciu, że przy nim porażka nie będzie bolała go tak mocno. - Idę z Tobą - poinformował go, próbując podziałać na tyle szybko, by Basil nie zdążył mu pokazać, czy dziś postanowił być miły, czy jednak zaraz każe mu być cicho, więc i złapał go za rękaw szkolnej szaty, by pociągnąć go w stronę schodów do wieży - Na wróżbiarstwo, oczywiście. Słyszałem, że wróżenie to bardzo inspirujące zajęcie, otwieranie jakiśtam czakr i w ogóle, więc Cię może jakoś magicznie natchnie, bo nie chcę nic mówić, ale strasznie pusty ten Twój wizbook jak na kogoś, kto tak masowo wywołuje zdjęcia - wyrzucił z siebie, próbując nie oglądać się przez ramię, co było w szczególności trudne, gdy wepchnął się przed Kane'a na drabinę, musząc zwyczajnie założyć, że ten przejdzie przez klapę za nim. - O, zobacz, nie ma Twoich znajomych, chodź usiądź ze mną - dodał szybko, zanim Ślizgon w ogóle zdążył stanąć na nogi, bo wtedy już pociągnął go w stronę wolnego miejsca, chcąc by ten usiadł z nim zanim faktycznie zdąży się rozejrzeć, po drodze dla rozproszenia wyrzucając z siebie jeszcze: - Pewnie dlatego, że jak już otwierasz wizbooka, to o trzeciej nad ranem, by się gapić na mnie.
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Punkty z Wróżbiarstwa: 0 Wróżbarstwo vs Astronomia: Astronomia Najmocniejsza strona: Magiczne Gotowanie bo ostatnio z Uzdrawiania zamordowałem manekina Znak zodiaku: koziorożec
Dzisiaj otaczała go nutka cytrynowych perfum. Poprawił swoje lamerskie okularki, których nie musiał nosić i zaciągnął się jeszcze raz świeżym przed klasowym powietrzem, nim przekroczył próg sali wróżbiarskiej. Co on tu właściwie robił? Nie miał pojęcia, może gdyby wierzył w te czary, z chęcią dowiedziałby się czegoś o własnej przyszłości, a jednak całe to prorokowanie śmierdziało niezłą ściemą, dlatego nie przykładał zbytniej uwagi do przedmiotu, który w ogóle w życiu nie był przydatny. Zastanawiał się, kto będzie ich dzisiaj nauczał, skoro jakiś asystent zapowiedział zajęcia. Zamiast marnować późne popołudnie na pisanie dwóch rolek pergaminu na uzdrawianie postanowił zmarnować część swojego życia na czytanie z kuli czy przyglądanie się fusom z herbaty, aczkolwiek herbaty z chęcią by się napił. Nauczyciela nie było jeszcze w sali, a okna wpuszczały tu tak dużo światła, że ta sala chyba jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła takiego blasku z zewnątrz. - O to jednak będziemy pić herbatę. - Spojrzał na dzbanki i filiżanki, umieszczone na stolikach. Rozejrzał się, od razu spojrzeniem łapiąc @River A. Coon od którego wolał trzymać się z daleka, zielonym spojrzeniem swoich oczu uciekł od niego niczym nieśmiały amant przed karcącym spojrzeniem przyzwoitki. Szybko pobiegł do ławki mieszczącej się najdalej od dziwnego gryffona.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Punkty z Wróżbiarstwa: 0 Wróżbarstwo vs Astronomia: Astronomia Najmocniejsza strona: historia magii Znak zodiaku: koziorożec
Nie był nawet pewien, czy w ogóle dotrze na to wróżbiarstwo, taki był zaczytany w zielniku roślin morskich archipelagu malajskiego, którego okładkę owinął skrupulatnie dopiero co przeczytanym wydaniem proroka codziennego. Nie chciał wyjść na jakiegoś frajerskiego kujona, miłującego się w lekturze podręczników nadprogramowych dla trzeciej klasy wydziału botanicznego. Gdyby ktoś go spytał, od razu powiedziałby, że to kryminał. Choć kryminałem to były te ryciny, które rysował chyba upośledzony gumochłon czółkami. Na siódmym piętrze był, żeby ktoś zapamiętał jego gębę koło wejścia do klasy wróżbiarstwa, a potem by móc czmychnąć do pokoju życzeń, w spokoju poczytać o właściwościach morskiego ziela kapsułkowego, koralowcach ciemności i innych fascynujących, podwodnych chwastów. Nie było mu to dane, złapany za rękaw znienacka nawet się nie zdążył obejrzeć, a już wciągano go na drabinkę. Ledwie zdołał w przestrachu ukryć swoją kujońską książeczkę do torby, ale nie musiał patrzeć, kto nim tak pomiatał, bo dochodzący jego uszu wylew słów natychmiast wszystko mu wyjaśnił. Nawet nie patrząc miał przed oczami te gestykulujące ręce i rozgorączkowaną minę. - Odwal się od moich zdjęć, Coon. - burknął - ja je tylko wywołuje, to fascynujący proces jest. - wyjaśnił, ukrywając nieporadnie fakt, że rzeczywiście kij z niego nie fotograf, skoro wszystkie zdjęcia robi do szuflady. Wdrapał się jednak na górę, bo za nim już się pchali pozostali uczniowie, pieprząc jakieś głupoty o bytach astralnych i zodiakalnych wykresach, nie chcąc się zarazić tym oszołomstwem przeskoczył po dwa szczebelki i prawie wyrżnął zębami w dywan, bo ten nagrzany idiota już go dalej za szatę ciągnął, co zaczynało go prawdziwie irytować. Kiedy usiadł wziął głęboki wdech i wskazał palcem @Payton Kingston III jakby chciał powiedzieć "No przecież tu jest ślizgon, jakto nie ma moich znajomych", ale kolejne zdanie totalnie wytrąciło go z jakiegokolwiek logicznego myślenia. Czubki uszu Bazyla, ukryte pod niedbałą fryzurą, zatliły się różem, bo chyba rzeczywiście coś polajkował jak nie mogąc spać poprzeglądał sobie ten czy inny profil, odchrząknął jednak i wciągnął torbę na ławkę. - Wcale się nie gapiłem. - powiedział suchym głosem, odchrząknął- Następnym razem użyj słów w normalny sposób, a nie ciągaj za szatę, bo mi rozciągniesz. Ten. Rękawy mi porozciągasz. - zaplątał się we własną wypowiedź, co zdarzało mu się tak rzadko, w końcu był niesamowicie oczytanym erudytą, czym się otwarcie szczycił. Wewnętrzny głos rozsądku kazał mu zamknąć mordę, więc to też uczynił.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Punkty z Wróżbiarstwa: 11 Wróżbarstwo vs Astronomia: Astronomia Najmocniejsza strona: Zaklęcia/OPCM Znak zodiaku: Wódnik
Mistrzem we Wróżbiarstwie to zdecydowanie nie był. Obecny szczyt jego umiejętności skupiał się przede wszystkim na kartach tarota, spaniu i wróżeniu z fusów herbaty. Jeśli znowu będą mieli robić horoskopy to chyba się załamie. Tak, był "lekkim" kujonem, ale nawet on nie potrafił ogarnąć każdego przedmiotu. Mimo wszystko przychodził na Wróżbiarstwo. Nie tylko dlatego że miał nadzieję że uda mu się chociaż przyswoić minimum wiedzy. Mieli też fajnych nauczycieli tego przedmiotu, a i sam przedmiot zawsze wydawał mu się być w miarę dosyć luźny. Do klasy wbił dosłownie jedną, dwie chwilę po @Basil Kane, @Payton Kingston III i @River A. Coon kierując się do jednych z wolnych ławek nieopodal nich. Okna były pozasłaniane, ale raczej nie było to coś wyjątkowo dziwnego. W sumie to korzystając z okazji że jeszcze nauczyciela, czy raczej asystenta który miał prowadzić lekcje jeszcze nie było w klasie, Drake wyjął swój notatnik i zaczął przeglądać plany zaklęcia nad którym pracował. Nie chodziło oczywiście o te które dorabiało zwierzęce uszka, a o dosyć nowy projekcik który będzie potrzebować jeszcze mnóstwo miłości zanim stanie na nogi do testowania go w praktyce. Oczywiście nie trwało to długo, bo dopiero co zaczynał nad tym pracę. Nic dziwnego więc że pół minuty później schował notatnik i zamiast tego wyjął z torby opasłą księgę. Może uda mu się przeczytać chociaż stronę zanim lekcja się zacznie, albo ktoś go zaczepi. A patrząc że byli tu Payton wraz z Szopem, to długo raczej czekać nie będzie.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Punkty z Wróżbiarstwa: 6pkt. Wróżbarstwo vs Astronomia: Wróżbiarstwo Najmocniejsza strona: OPCM/zielarstwo Znak zodiaku: Koziorożec
Nie przepadała za wieczornymi zajęciami, które zazwyczaj psuły jej wszelkie plany, ale wiedziała, że niektóre przedmioty wymagają nieco innego podejścia. Wróżbiarstwo szanowała i nie wyobrażała sobie ominąć zajęć, więc chętnie, czy nie, ale ostatecznie ruszyła ku klasie wróżbiarstwa, gdzie w tej chwili nie było jeszcze tłumów. Zauważyła Paytona w towarzystwie Rivera. Po zajęciach zielarstwa niespecjalnie czuła się w potrzebie żeby wchodzić z nimi w interakcję, ale jeśli jakkolwiek zauważyli jej obecność, skinęła im tylko głową. Irvette rozsiadła się gdzieś z tyłu, wpatrując się w filiżankę, która stała nieopodal zakładając, że czeka ich dzisiaj wróżenie z fusów.
//można zaczepiać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.