Do tej przytulnej klasy na szczycie wieży północnej, można jedynie wejść przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina będąca na siódmym piętrze. Wnętrze klasy wyglądem przypomina poddasze, bądź też herbaciarnię. Znajduje się tam około dwadzieścia stolików, a wokół nich małe pufy. Na co dzień okna są tu zasłonięte grubymi zasłonami, co sprawia, że pokój jest oświetlony jedynie dzięki wielu lamp w czerwonych kloszach. Na półkach w rogu pomieszczenia znajduje się natomiast wiele filiżanek i szklanych kul.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Wróżbiarstwo
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
-Z kartami sporo ostatnio pracowałem, więc myślę że nie będzie tragedii. - Pomijając fakt że znał się na wielkich arkanach, a na małych to już kurde nie do końca. Ale chyba źle mu pójść nie powinno. Z wróżbiarstwa nie był najlepszy bo niekiedy dosyć kiepsko interpretował to co miał odczytać. Na przykład te felerne kosmogramy na poprzedniej lekcji. -A ty? Jak sobie z kartami radzisz? - No i wtedy wleciał ich kochany niezbyt żywy nauczyciel. No i dopiero wtedy zwrócił większą uwagę na kartę jaka przed nim była. Wziął ją więc w dłoń i obrócił. Przedstawiała kobietę z sześcioma monetami. Dosyć łatwa mu się trafiła musiał przyznać. Zapisał więc na pergaminie że karta którą otrzymał, to Sześć Monet. Kojarzy mi się z czymś pozytywnym. Możliwe że bogactwem albo szczęściem. Głównie wpływa na to sama kolorystyka karty, która jest wypełniona prawie cała barwami ciepłymi. No i to było w sumie na tyle. Nic więcej za bardzo w tej karcie nie widział. Odłożył więc pióro na bok i spojrzał na kolegę. -I jak Ci poszło? - Spytał się szeptem żeby nie przeszkadzać nikomu innemu obecnemu na lekcji.
Wróżbiarstwo nie cieszyło się ani dużą popularnością ani poważaniem wśród czarodziejskiej społeczności – nawet Terry zdążył już zdać sobie z tego sprawę, przysłuchując się, z jaką pogardą jego szkolni koledzy wypowiadali się na temat tejże dziedziny. Sam zresztą podchodził trochę pobłażliwie do całego tego przepowiadania przyszłości, nie do końca wierząc, że ktokolwiek jest w stanie przewidzieć przyszłe wydarzenia – z pomocą magii lub bez. Miał jednak słabość do horoskopów, zakrzewioną w chłopcu przez ukochaną babcię, która czytała wszystkie zodiakalne wróżby, nie tylko te, które jej samej dotyczyły. Było coś ekscytującego w zawoalowanych frazach, pełnych aluzji i sugestii, żywo wpływających na chłopięcą wyobraźnię. Terry nigdy w życiu by się do tego nie przyznał, ale uwielbiał doszukiwać się w codziennych wydarzeniach sytuacji, które mógłby dopasować do czytanego akurat horoskopu. Niby wiedział, że wszystkie te wróżby to tylko zagrywki psychologiczne, ale nie mógł powstrzymać się, by nie zerknąć od czasu do czasu na ostatnia stronę proroka codziennego, aby przekonać się, czy w tym tygodniu szczęście się do niego uśmiechnie. Szedł więc na zajęcia u profesora Ellery w zdecydowanie lepszym humorze niż reszta uczniów, starając się jednak nie sprawiać wrażenia zbyt wesołego – jeszcze tego brakowało, by pół szkoły obrało go sobie za obiekt kpin z powodu niemądrego hobby. Gdy tylko przelazł przez klapę w podłodze, od razu poczuł się jakoś tak bardziej przytulnie, jak w zakurzonym babcinym saloniku. Bez skrępowania nalał sobie herbaty, którą obficie posłodził miodem i zajął miejsce przy jednym ze stolików, zapadając się w miękkiej pufie i stosie leżących dookoła poduszek. Może powinien zaprzyjaźnić się z profesorem, by ten pozwolił mu tu częściej przesiadywać?
Byłbym tu nawet, gdyby wróżbiarstwo ani trochę mnie nie ciekawiło; zapisując się do Hogwartu, postanowiłem sobie, że nadrobię tyle zaległości, ile tylko mogę i rozumiem przez to chodzenie na tyle przedmiotów, na ile tylko jest to fizycznie możliwe. No ale nie jestem tutaj tylko z powodu przerostu ambicji, bo nie jest tak, że ten przedmiot nie wzbudza mojego zainteresowania. Właściwie to jest wręcz przeciwnie, jestem niesamowicie zafascynowany nadchodzącymi zajęciami, bo po prostu nigdy wcześniej nie miałem z tym do czynienia. Tak, jasne, widuję horoskopy w gazetach, wiem, czym są znaki zodiaku, choć nie wiem, czym się między sobą różnią i rozumiem, że wszystko to jest związane z gwiazdami. Ale moja wiedza prawdopodobnie niczym nie różni się od pierwszego lepszego mugola. Nigdy nie miałem lekcji wróżbiarstwa, u nas nie był to obowiązkowy przedmiot, zresztą tu też chyba nie jest. A kiedy coś nie było obowiązkowe, mój ojciec od razu wykreślał to z listy moich zajęć, traktując tego typu przedmioty jak zmarnowany czas, który moglibyśmy przeznaczyć na treningi. Rozumiem ten tok myślenia... ale teraz nie trenuję, w każdym razie nie na taką skalę. Od niedawna nieśmiało ćwiczę w znalezionej przeze mnie sali do tańca, ale jest to tylko żałosny procent czasu, który niegdyś pochłaniały moje treningi. A skoro i tak nie jestem w stanie rozwinąć się baletowo, to chcę przynajmniej poszerzyć swoje horyzonty. Przechodzę przez klapę w podłodze mniej więcej w momencie kiedy Terry przechodzi obok z filiżanką herbaty, więc naturalnie podążam za nim, siadając na pufie obok zupełnie bez pytania, a za to z bardzo niewinnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Kiwam nauczycielowi głową, choć ten i tak chyba nie zwraca na mnie większej uwagi. — To kakoy ty masz znak zodiaka? — zagaduję Puchona ni z gruszki ni z pietruszki, biorąc do ręki karty i przyglądając się im z zaciekawieniem — ja skoro pójdę, jeśli ty masz z kim do pary — dodaję wesoło, bo choć bawi mnie bardzo narzucanie mu swojego towarzystwa, to jednak nie chcę być tak do końca niegrzeczny. Terry to jedna z niewielu osób, do których mógłbym tutaj podejść, nie chcę za bardzo go zdenerwować. — To jest ten, no... taro? — odruchowo używam rosyjskiego słowa, a z jakiegoś powodu moi rodacy uznali, że litera „t” w jego zapisie absolutnie zbędna. Cóż, może tylko rozmawiali z ludźmi z zachodu i nigdy nie wymienili z nimi żadnej korespondencji. Poza tym nie ma właściwie większej różnicy – pomijając akcent, oczywiście.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Dee zjawiła się w sali i z wielkim zaskoczeniem zauważyła, że nie była pierwsza. Zazwyczaj była osobą, która stawiała się na wróżbiarstwie z dużym wyprzedzeniem. Tym razem było w środku całkiem sporo osób - omiotła spojrzeniem gadatliwą Marcellę, bardzo szybko odwróciła wzrok od Maxa i drugiego Ślizgona, których, szczerze mówiąc, po lekcji OPCM wciąż się trochę bała. Ujrzała Cleopatrę i jej serduszko na chwilę zatrzepotało, ale dziewczyna siedziała już ze swoją koleżanką. Jedyną osobą bez pary była Marcella, ale DeeDee poszła w zupełnie przeciwnym kierunku, by zająć miejsce samej. Do Krukonki też czuła mocną rezerwę po zajęciach w jeziorze. Usiadła i wbiła wzrok w swoją talię kart.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Wróżbiarka była z niej taka, jak rysowniczka – marna i wątpiąca, że to w ogóle wypali, nie widząc ani pół światełka w tunelu. Wiedziała jednak, że Aneczka lubowała się we wszystkich tych sztukach i nawet kiedy ta była w szpitalu, upewniła się, że przysyłali jej właściwe prenumeraty! Zielarskie bardziej rozumiała, ale obydwu pilnowała jak własnych. Dlatego też o porze, którą zazwyczaj poświęciłaby na lekcje dużo bardziej z jej zainteresowań lub po prostu treningu, tudzież wyruszeniu poza mury w poszukiwaniu, czym tego dnia miała być jej przygoda, równie odkrywczo ruszyła do klasy wróżbiarstwa. Z tanecznym krokiem i śmiechem na ustach, witając wszystkich na wejściu tym swoim firmowym, promiennym wyszczerzem. - O! Karty! – rzuciła jakże odkrywczo. – Które stanowisko cię przyciąga? Bo mnie to z czerwoną pufą – zaśmiała się do przyjaciółki, dając jej wybrać właściwą talię. Zdecydowanie lepiej nadawała się do tego zadania. Korzystając z chwili czasu, podeszła na moment do @Maximilian Felix Solberg, psotnie zachodząc go od tyłu. - Sprawdź które z nas pierwsze coś odjebie – zaśmiała się, pochylając się do niego i tym samym zdradzając swoje miejsce. – Stawiam na ciebie – wyszczerzyła się, mrużąc na niego oczy jakby w zastanowieniu, ale powagi to ona utrzymywać nie potrafiła. – Maksymalnie połowa grudnia – wytknęła język i odbiegła do własnego stanowiska, dodając jeszcze z chichotem: - Jak nie zdążysz do tego czasu to przejmuję pałeczkę! – i usiadła na pufce.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Nie był może jakimś ogromnym pasjonatem Wróżbiarstwa - wydawało mu się, że wymaga to strasznie dużo roboty z całą tą symboliką i wiecznym "to zależy", które nie miało nigdy stuprocentowej pewności. Mimo wszystko nie rozumiał dlaczego niektórzy czarodzieje uważali wróżenie za bajki, w końcu w grę wchodziła taka sama magia, jak wszędzie dookoła... ...nie zmieniało to faktu, że na tę lekcję przywiało go głównie ze względu na to, że ostatnio jego frekwencja na wszystkich pozostałych była, cóż, żenująca. Ambicje ewidentnie nie popłacały, bo staranie się w pracy utrudniało dobre prezentowanie się w Hogwarcie; ostatecznie Romeo zdecydował, że lepiej pojawić się na byle Wróżbiarstwie, niż nigdzie, skoro akurat miał chwilę. - Dzień doooobry - przywitał się przeciągle ze zmarłym nauczycielem, wchodząc już do klasy i otrzepując dłonie z niewidzialnego, ale na pewno istniejącego brudu, który musiał zgarnąć na szczebelkach prowadzącej tutaj drabiny. Romeo rozejrzał się ciekawsko, a kącik ust automatycznie podjechał mu do góry na widok naparów, które były porozstawiane po stolikach - cóż, napojami łatwo było go przekupić. - Skoro trzeba wybrać najbardziej przyciągającą talię... - zaczął, powtarzając słowa kręcącego się po sali Flynna - ...to zdecydowanie muszę się tutaj dosiąść - dokończył, uśmiechając się już pełnoprawnie do pięknej prefektki Slytherinu. - Mogę? - Dopytał dla formalności, ale trochę też po to, by wymusić na niej oficjalną zgodę swoim urokiem półwila osobistym.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Nie miałam oczywiście pojęcia o tym, że i Elaine miała urodziny, bo na pewno złożyłabym jej nie tylko życzenia, ale i kupiłabym jakiś prezent za moje marne oszczędności. Wiedziałam natomiast, że kapitan Hyung też ma mniej więcej w tym czasie i tu już planowaliśmy się wszyscy grupowo złożyć. Ale dużo puchońskich, quidditchowych urodzin w listopadzie! Widziałam jak na dłonie, że panna Morieu odczuwa równie dużą niepewność, co ja. Przyjęłam jej wyjaśnienia z wewnętrzną ulgą. Czyli to nie tak, że po prostu się nudziła albo coś zrobiłam, co ją uraziło... Szczerze to mnie to męczyło już długo, więc bardzo dobrze było usłyszeć, że po prostu nie lubi tłumów. Niefajnie wtedy wyszło na urodzinach, gdy wparowała moja rodzina drąca się wniebogłosy. Jakbym miała odwagę i siłę to bym opierdoliła i Harmony, i Symphony, ale oczywiście nie zrobiłam nic, aby im w pełni uświadomić, że częściowo to spotkanie zepsuły. Na pewno nie chciały, ba, byłam bardzo wdzięczna, że przyszły, ale też zabrakło trochę wyczucia ze strony dziewczyn. Jeśli Gale czuł się tak jak Elaine to też nic dziwnego, że wolał wyjść. Na razie nie było za dużo czasu, abym się rozpisywała na kartce, więc uśmiechnęłam się lekko do Puchonki, kładąc jej dłoń na ramieniu i tym samym przekazując, że nie jestem obrażona. Nabrałam ochoty, aby ująć delikatnie jej podbródek, gdy tak spuściła głowę, ale to byłoby bardzo śmiałe posunięcie jak na mnie. Weszłyśmy do klasy, a ja zwróciłam mimowolnie uwagę na przywitanie Elaine ze Ślizgonem. Jej uśmiech, wystawiony język i ogólnie postawa sugerowały, że się znają, a właściwie to lubią. Zdziwiło mnie to, jako że ja zdecydowanie nie pałałam do niego sympatią, a wręcz ogarniał mnie strach na samą myśl, że przykładowo, miałabym z nim pracować na zajęciach. Wciąż pamiętałam bezlitosne rzucanie zaklęciami, jakie nie chciało opuścić moich wspomnień. Za wcześnie na to. Marcella Hudson mnie przeprosiła i w sumie nadal uważałam ją za dziwną oraz niekomfortowo się przy niej czułam, no ale jednak doceniałam pogadanie. Wzięłam łyk herbaty, po czym na spokojnie już zaczęłam pisać wyciągniętym piórem. Dziękuję za wyjaśnienie, Elaine. Bałam się, że po prostu coś sama zepsułam, bo dwie osoby tak wyszły znienacka, ale sama też czułam się trochę... zła... za takie krzyczenie i robienie chaosu. Lubię spokój i liczyłam, że to właśnie będzie spokojne spotkanie. Przysunęłam pergamin bliżej dziewczyny, ale po chwili wahania dopisałam na koniec: Więc rozumiem Cię. Rozluźniłam się, bo jak dla mnie sprawa została wyjaśniona i nikt nie powinien się na drugą osobę gniewać lub martwić o co chodzi. Popatrzyłam w ciemne oczy dziewczyny łagodnie, jakbym chciała wyrzucić z jej głowy resztki stresu urodzinami. Za to miałam ogromną ochotę dopytać o tamtego chłopaka i tak mnie to gryzło, że po chwili zaczęłam pisać drugą wiadomość, skoro jeszcze wróżbiarstwo się nie zaczęło i miałyśmy czas. Znacie się? Wskazałam końcówką pióra subtelnie na @Maximilian Felix Solberg. Ciekawość zaprowadzi mnie do piekła.
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Wróżbiarstwo nie było jej bliską dziedziną, jako kobieta twardo stąpająca po ziemi, nosząc się wysoko jedynie dzięki obcasom, nie błądzeniu w chmurach, nie wyznawała gusł jako wiedzy praktycznej. Jeżeli miała sukces osiągnąć, szukała go w swoim zachowaniu i najbliższych planach, rozmowach i mądrym rozgrywaniu wojny pozycyjnej, zanim druga osoba w ogóle zauważyłaby, że bierze w niej udział. Nie pytała o swoje powodzenie kart, brała je sobie tak, jak chciała, kiedy chciała, słodkim dziękuję dysponując tylko jako pułapką do następnej transakcji. Zachętą. Perfekcja była logiczna, możliwa do wykalkulowania. Jak lubiła to mawiać jej matka, a ona nauczona życiem powtarzała – jeśli umiesz liczyć, licz na siebie. Liczyła więc, że pójście na lekcje dobrze wpłynie nie na jej opinię u nauczycieli, tą bowiem miała wyrobioną, skoro zaserwowali jej tak podły los, jakim było bycie prefektką, a jej własną – tą o sensie szkoły. I dogorywającej wierze w uczniów. Ostatnio dużo w nie powątpiewała, oglądając hogwartczyków w sytuacjach, w których żałowała jedynie tego, że nie wyszła z dormitorium z butelką wina. Krótko mówiąc, szukała na tej lekcji świętego spokoju. Zajęła samotne miejsce, oddalone, gdzie nikt nie mógł jej przeszkadzać i czekała na rozpoczęcie. Nawet siedząc na pufie zachowała poprawną postawę, z nogą założoną na nodze, ani na chwilę nie dając sobie niechlujnie opaść. Dłońmi odzianymi w zielone, tiulowe rękawiczki, odcieniem idealnie wpasowującym się w barwy jej domu, obracała pudełko z talią kart, pozwalając sobie samej na drobne zamyślenie. Z którego wyrwał ją męski głos. Interesujący i czarujący, nim jeszcze zdążyła nań spojrzeć. Powstrzymała ciężkie westchnienie, które to prawie opuściło jej usta, i które stłamsiła w sobie całkiem swoim gościem zaintrygowana, dając sobie sekundę spokojnej, pełnej gracji zwłoki, nim na niego spojrzała. Oparła brodę na dłoni, w niby tak nienachalnej, prostej, prawie że dziewczęcej ciekawości, podbitej jednak do salonowej klasy prawdziwe damy, gdy palec wskazujący spoczął nie pod brodą, a oparty na policzku, niewymuszenie zwracając spojrzenie na drobny, zuchwały uśmieszek, który zatańczył w kącikach jej czerwonych ust. Uniosła wzrok powoli, nie kryjąc tego, że oceniała swojego partnera dokładnie, co więcej, chełpiąc się tym gestem, pewnie, wyniośle, bez cienia zawstydzenia. Jej arogancka zadziorność była pełna elegancji, naturalna i lekka, a jednak niemożliwa do pomylenia z czymkolwiek innym. Tak jak to, że spodobało jej się to, co zobaczyła. Ten, którego zobaczyła. Teraz, patrząc w jego błękitne oczy, zaintrygował ją jeszcze bardziej. Nie mogła odmówić mu magnetyzmy, całkiem dosłownego. Pochyliła się nieznacznie, opierając rękę, o którą się podpierała, na kolanie. - Jeżeli nie boisz się tego, co możesz tutaj zobaczyć – obróciła pudełeczko w dłoni, spojrzenia jednak z niego nie ściągnęła, podkreślając je w przymrużeniu oczu, tak jak i wyraźniejszego w niejakim zadowoleniu uśmieszku.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
W innym życiu mogłaby być wróźbitką. Wcierać w nadgarstki paczulę i jaśmin, nosić długie spódnice, wiecznie rozpuszczone włosy, zginać kark pod ciężarem ochronnych amuletów i ekscentrycznych wisiorków, pod powiekami trzymać wizje przyszłości, wieszczyć bez kart, bez kryształowych kul i wahadeł, bez szałwiowego dymu. Trzecie oko mieć szeroko otwarte, łypiące i świadome. W innym życiu może. Nie w tym. Temu wcieleniu pozostawała wrodzona ciekawość, bowiem wszelkie prześwity tego, co miało nadejść, były zamglone - tarot z nią nie współpracował, nie miała pojęcia, o jakich szeptach mówili inny podczas zajęć z kulami, fusy wyglądały dla niej ja rozmoczone liście herbaty. Była beznadziejnym przypadkiem. Tylko sny miała wyraźne. Każdego ranka budziła się z opowieścią w pamięci, zwykle jednak tak kuriozalną i bezsensowną, że gdy tylko się na niej skupiała, to ta rozpadała się jak domek z kart. Lubiła jednak te lekcje, nijak jej potrzebne i poza planem zajęć. Kiedy miała przestrzeń, to w nich uczestniczyła, podlewając to egocentryczne nasionko wewnątrz siebie - bo w końcu, przeoczyć okazję, by wysłuchać, jak ktoś będzie wieszczył jej przyszłość, jej losy, jak z urodzeniowego układu planet i znaku zodiaku, linii po wewnętrznej stronie dłoni ktoś próbuje określić jej potencjał, szanse i przekleństwa? Wydawało jej się to równie ograniczające, co wyzwalające. Zwykle bawiły ją te próby, ale kto wie, może usłyszy coś, co będzie z nią rezonować. Wyściubiła głowę sponad klapy w podłodze, czy - patrząc z jej pozycji, w suficie, rozglądając się po klasie, zanim w końcu podciągnęła się zwinnym ruchem, by obcasy jej lakierków stabilnie stanęły na miękkim dywanie. — Profesorze — skinęła głową, witając się z duchem. Pierwsze, co pomyślała to to, że dzisiaj chyba przesadził z kadzidłem, bo to pachniało mocniej niż zwykle, a i całe pomieszczenie zamglone, przez co rozproszone smugi światła oświetlały jeszcze mniej. Nie na tyle jednak, by nie mogła rozpoznać znajomych twarzy. Brew poszybowała jej ku górze, widząc @Maximilian Felix Solberg - no, może gdyby to mecz ze ślizgonami odbywał się w najbliższy piątek, to jeszcze mogłaby uznać, że przyszedł, licząc, że pozna wynik, ale to przecież z puchonami grali. Złapała jego spojrzenie, posyłając coś na kształt uśmiechu, jednak dopiero gdy przesunęła nim dalej, jej usta rozciągnęły się naprawdę. — Zgubiliście się? — szepnęła droczliwie, przechodząc obok ich stolika, ale zerkając tylko i wyłącznie na lisie lico (@Lockie I. Swansea). Gdyby miała postawić galeony na to, kto w jej opinii był najmniej spodziewaną osobą na zajęciach wróżbiarstwa, to ta dwójka figurowałaby na szczycie listy. I co, zostałaby bez galeonów, pełna porażka. A jednak wpatrując się nieprzerwanie i całkowicie bezwstydnie w twarz Lockiego, nawet odwracając się i stawiając kroki tyłem, z rękoma splecionymi za plecami, stwierdziła, że niektóre przegrane mają w sobie trochę słodyczy. Wszystko jednak trwało krótki moment i już - za kaskadą ciemnych włosów zniknęła jej twarz, a ona sama zdecydowała się usiąść obok Marcy (@Marcella Hudson). — Mogę? — wykonała pytający ruch brwiami, zagadując ją cicho - nie dlatego, że klasa wydawała się nieść dźwięki, a z prostego powodu: jej krtań zaciskała się już powoli, niemal zatrzymując głos.
Ze względu na porę roku za oknami zdobiącymi korytarze starego zamku zapadły już gęste ciemności. Helen szła przez blanki, skryta pod kamiennym zadaszeniem, a jej wzrok uciekał ku gwiazdom zdobiącym niebo. Prawie wszystkie odsłaniały swoje oblicze przed młodą Gryfonką, jakby zachęcając do zatrzymania żwawego kroku oraz poświęcenia im uwagi. Ale odwróciła głowę, kontynuując wędrówkę do klasy, ze świadomością, że lada chwila wybije godzina siedemnasta, a później wejdzie już spóźniona. Nie żeby jakoś się tym przejmowała, ale zazwyczaj lubiła przychodzić na czas. Wróżbiarstwo nie było dla Hex niczym obcym, a wręcz całkiem znajomym choć niekoniecznie w formie pochylania się nad szklaną kulą szepczącą przepowiednie lub tasowaniem kart tarota. Nie, w tym nigdy nie umiała się głębiej odnaleźć, chociaż znała oczywiście podstawy. Ciemnowłosa preferowała haruspicję, hieromancję, osteomancję, skapulimancję i chociaż nazwy te brzmiały ekstremalnie dziwnie oraz skomplikowanie to tak naprawdę Eastwood sama nie wiedziała o ich istnieniu i też miałaby pytającą minę, gdyby ktoś tak określił to, czym się zajmowała. Od zawsze robiła to, co jej się podobało, a jako że w ogóle nie brzydziła się chociażby otwierania klatki piersiowej zastrzelonego dzika to nie raz i nie dwa widziała również jego wątrobę. Będąc dzieckiem zupełnie niewrażliwym na widoki, jakie innych doprowadziłyby do natychmiastowego zwrócenia śniadania, bawiła się właśnie we wróżenie, widzenie omenów, interpretowanie różnych znaków i udawanie czarownicy, którą się dużo później faktycznie okazała. W Hogwarcie od początku trzeciej klasy uczęszczała na zajęcia wróżbiarstwa, dowiadując się znacznie więcej o tym, co dla niej stanowiło tylko zabawę... do pewnego czasu. I tym bardziej zapragnęła rozumieć, jak odkrywać karty przyszłości na różne sposoby. Nie bagatelizowała tych spraw, nie uwłaczała im i nie wyśmiewała, jak prawie każdy uczeń. W głębi duszy rozumiała potęgę tej strony magii. Przyszła na zajęcia ubrana w wymięty mundurek z godłem Gryffindoru, nosząc krawat przewieszony przez lewe ramię. Pamiętała dokładnie dzień, kiedy pierwszy raz zobaczyła ducha i musiała zbierać szczękę z podłogi, ale teraz Flynn nie robił na Helen żadnego wrażenia. Skinęła krótko głową nauczycielowi, od razu siadając przy najbliższej ławce, gdzie zrzuciła brązową torbę z ramienia. Słyszała jakieś podszepty i to na pewno nie ze strony reszty uczniów... nie, one zdawały się wydobywać z kul rozstawionych pod jedną ze ścian. Uniosła lekko krzaczastą brew, ale nie zrobiła nic, aby którąś z nich dokładniej zbadać i zrozumieć, o co tu chodzi. Nie interesowało jej nawiązywanie żadnych interakcji i tak większości z obecnych tutaj w ogóle nie lubiła. Zapewne ze wzajemnością.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Dla Aoife to była pierwsza lekcja, na którą trafiła w Hogwarcie. Jej przeniesienie trochę się skomplikowało, ponieważ dziewczyna robiła absolutnie wszystko, co jej przyszło do głowy, by cały ten proces utrudnić. Tym sposobem wylądowała w nowej szkole w wybitnie niesprzyjającym terminie, no ale tak już musiało być. Przydział był mało wystawny, bo cichy, w gabinecie dyrektorki, z którego zabrała ją później do pokoju wspólnego prefekt ślizgonów, @Charlotte Brandon, przy której Dear mocno trzymała się na baczności. Nie sprawiała kłopotów, ale jej oczy czujnie obserwowały "przeciwniczkę", oceniając ją, ucząc się i szukając słabości. Póki co tych ostatnich nie dostrzegała, ale przecież każdy jakieś miał, czyż nie? Aoife nie miała się tu dziś pojawiać. Te pierwsze dni powinna spędzić na ustalaniu szczegółów organizacyjnych i dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik, ale kiedy usłyszała o lekcji wróżbiarstwa, po prostu nie mogła się oprzeć. To, by pierwsze zajęcia zacząć w środku tygodnia i to jeszcze po południu, nie miało większego sensu, ale nikt przecież nie mógł jej zganić za chodzenie na lekcję. Do sali dotarła trochę po wskazówkach, które dostała od Charlotte, a trochę kierując się dedukcją i idąc za tłumem. Była w bojowym nastroju, przygotowana na konfrontację z Laeną, której zamierzała dać mocno popalić, dlatego w jej duszy rozlał się bezmiar rozczarowania, gdy zamiast kuzynki w roli nauczyciela zobaczyła... ducha. Zupełnie obcego, nieinteresującego, nudnego jak flaki z olejem. Ot, kolejny powód, by znienawidzić ten zamek. Prowadzący nakłaniał do siadania w parach, więc Aoife uznała, że kogoś wybrać musi. Eteryczny belfer zapewne przydzieliłby jej kogoś, komu prędzej urwałaby łeb, niż podjęła współpracę, dlatego wolała ubiec go i zdecydować się sama na kogoś, kto w przypływie dobrej woli mógł uchodzić chociaż za w miarę sensownego. I tak właśnie jej jasne oczy wypatrzyły @Helen 'Hex' O. Eastwood. Nie zamierzała pytać, nie zamierzała się witać. Po prostu podeszła, zaskakująco cicho jak na tak ciężkie buty, które nosiła, a potem rzuciła niedbale torbę obok pufy i usiadła w towarzystwie gryfonki. Nie interesowało ją jej zdanie. Ją też duch zmusiłby do nawiązania z kimś współpracy, a aura roztaczana przez dziewczynę sugerowała że i ona była samotnym wilkiem z rodzaju tych, które kąsają. I właśnie dlatego uznała, że jest między nimi jakieś podobieństwo, czynnik wspólny, który podyktował wybór świeżo upieczonej ślizgonki.
Hex nie poświęciła ani jednej myśli na dobór odpowiedniej osoby do pary. Z jednej strony, przez swoją naturę samotnika nie dorobiła się żadnych przyjaciół podczas pięciu lat w Hogwarcie, więc nie miała kogo zaciągnąć ze sobą na tę lekcję. Z drugiej z kolei, było szerokie grono osób, ktorymi pogardzała mniej lub bardziej otwarcie, dawkując intensywność posyłanych w ich stronę ostrych niczym sztylety słów. Mogłaby trafić do pary z taką Harmony Seaver czy Marcellą Hudson, ale to wcale nie tak, że wtedy to Eastwood miałaby problem lub powód do wewnętrznego bólu dupy. Dużo bardziej takie dopasowanie mogło się odbić rykoszetem na danej ofierze. A Hex jeszcze wyszłaby z tego zadowolona. Zanim zdążyła więcej pomyśleć o podszeptujących kulach, wyczuła nadciągającą dokładnie w jej stronę obecność. Bardzo cichą, jakby dana sylwetka ledwo dotykała butami ziemi i z lekkością pokonywała dzielący je dystans. Hex poruszyła skrzydełkami nosa, jak zwierzę, odruchowo badając zapach obcej osoby zaledwie ułamek sekundy przed tym, jak użyła również zmysłu wzroku i po prostu spojrzała na dziewczynę. W życiu jej jeszcze nie widziała wśród murów zamku, tego była stuprocentowo pewna. Zapamiętałaby od razu taką baśniową urodę przy której jeszcze bardziej sama przypominała karalucha niż zazwyczaj. Ale nie umierała z zazdrości, nie pogrążała się we wstydzie nad ponadgryzanymi paznokciami czy nie do końca uczesanymi włosami. Milczała, kiedy wymieniły się spojrzeniami. Obie miały niebieskie oczy, ale to te należące do białowłosej lśniły takim jasnym błękitem, że przypominały taflę zamarzniętego jeziora zimą, po której połyskliwie przesuwa się słońce, jakby było tańczącym łyżwiarzem. Cała jej aparycja oraz delikatna, porcelanowa uroda przypominała ostry, zimny lód. Hex zastanowiło, że nieznajoma pachnie tak, jakby dopiero co przebywała na zewnątrz, wśród drzew i ziemi. Czuć było woń lasu, ale nie jej lasu. Innego, dalekiego, ale pewnie równie pięknego. Gryfonka zaczęła bezpardonowo się na dziewczynę w ślizgońskim mundurku gapić, a jeśli ona odwzajemniła spojrzenie to zdawały się toczyć bezgłośny pojedynek, czujnie wzajemnie obserwując i badając, jak nastroszone zwierzęta przy pierwszym spotkaniu. Może niekoniecznie chodziło o walkę o dominację, ale zaznaczenie własnej siły i niezależności oraz granic, których przekroczenie skutkowałoby obnażeniem kłów. Atmosferę między dziewczynami można było kroić nożem, ale w pewnym momencie Hex ją całkowicie przełamała, w zwyczajnym geście wyciągając do lodowej księżniczki dłoń. - Świeża krew w Hogwarcie. - stwierdziła, bo dla niej to fakt jasny jak słońce, że była nowa. - Hex. Ani jednego złośliwego słowa. Ciężko stwierdzić skąd taka a nie inna postawa, ale na razie Eastwood badała grunt. Wiele zależało od tego, z jakim nastawieniem się spotka.
W ciszy obserwował, jak zapełnia się klasa - w pewnym momencie klapa w podłodze zatrzasnęła się, sygnalizując początek zajęć, a duch zajął miejsce na środku sali, tuż przed swoim biurkiem. — Witajcie na dzisiejszej lekcji wróżbiarstwa — rozpoczął głosem, który jednocześnie mógł należeć do młodzieńca, jak i starca, który widział zbyt wiele — Każdy znalazł swoje miejsce? Dobrze, jeśli czujecie, że siedzicie tam, gdzie powinniście, to możemy zaczynać. Jeśli jednak wołanie dobiega z innej strony, nie czujcie oporów, przesiądźcie się, weźcie inną talię, niech nic was nie ogranicza. Narzucanie na siebie ograniczeń, które nie istnieją, to najgorsze co możemy zrobić naszej duszy — powiedział, po czym przez krótką chwilę milczał z szeroko otwartymi oczami, jakby wpatrując się w niewidoczną dla innego oka scenę. Zaraz jednak jego spojrzenie ponownie znowu się zasępiło, a duch przechadzał się pomiędzy stolikami. — Technik przewidywanie przyszłości jest wiele i chociaż dar jasnowidzenia jest niewątpliwie — tu zawahał się, szukając odpowiedniego słowa bowiem Ellery, uwielbiał niedopowiedzenia, urwane zdania i metafory. — pomocny, to nie oznacza, że tylko garstka z nas potrafi odnaleźć ścieżki zawieszone w niebycie teraźniejszości. Przyszłość szepcze do każdego z nas, nieprzerwanie, nawet teraz, tutaj. Wystarczy tylko posłuchać — zawiesił głos, jakby faktycznie w przestrzeni słyszalna była opowieść o tym, co miało się zdarzyć. Może była, chociaż sceptyczne ucho uchwyciłoby głównie stłumione oddechy, szmery materiału i pojedynczą filiżankę odkładaną na spodeczek. — Dzisiaj zajmiemy się tarotem, jak z resztą pewnie się domyśliliście — blady uśmiech przebiegł mu po twarzy — czy to co pokażą nam karty, nawet odkrywając swoje oblicze przez wybitnym wrożbitą, możemy traktować, jako coś, co musi się wydarzyć? Gdybym zobaczył w kartach, że... — przebiegł spojrzeniem po zebranych — panna Carlton obleje Owutemy, to czy klamka zapadła, a jej przyszłość niezmywalnym atramentem została już zapisana na kartach jej życia? — zatrzymał się przy stoliku samotnie siedzącej krukonki (@DeeDee Carlton), kładąc dłoń na blacie, wypowiadając cichsze, uspokajające "bez obaw" w kierunku dziewczyny — Nie! Tarot pokazuje to, w co wierzymy, nasze przekonania zapisane w podświadomości, to, co sami próbujemy sobie wmówić, albo inni nam narzucają. A wróżba, z którą jesteśmy zmuszeni się zmierzyć, jest niczym innym jak wezwaniem do odpowiedzialności. Wskazaniem pewnego problemu, który się w nas toczy i scenariusza, który prawdopodobnie się rozegra, jeśli będziemy biernie obserwować rozwój wydarzeń. Rozejrzał się po uczniach, sunąc spojrzeniem po każdej z obecnych tu twarzy - różne rzeczy one mówiły, ale był przyzwyczajony do różnych reakcji na jego lekcje. Do fascynacji, zainteresowania, znudzenia, aż po zwątpienie i drwinę. Odwrócił się ponownie w kierunku krukonki: — Bardzo niecodzienny wybór talii, panno Carlton, może później znajdziesz chwilę, by powiedzieć mi, dlaczego akurat z tą rezonujesz, ale teraz... — zauważył ze szczerą ciekawością, a po chwili zaczął mówić trochę głośniej, upewniając się, że każdy go usłyszy — prośba, byście spojrzeli w tym kierunku. Panna Carlton wyjmie teraz jedną z kart i pokaże wszystkim — poczekał cierpliwie, aż ta upora się z pudełeczkiem i zrealizuje jego prośbę, zanim kontynuował, niemal niezauważalnie unosząc brew widząc na to, jaka karta znalazła się w jej dłoniach. — Za chwilę poproszę was wszystkich, żebyście rozłożyli trzy karty w prostym układzie. Po przetasowaniu, karty, które was wybiorą, ułożyć mogą się na dwa sposoby. Interpretacja tego, który prezentuje panna Carlton, nie powinien sprawiać wam problemu, jeśli jesteście zaznajomieni z podstawami kartomancji. Jednak, gdy karta ułoży się w sposób odwrocony... — zachęcił DeeDee, by powtórzyła gest jego dłoni, odwracając kartę do góry nogami — możecie pomyśleć o jej znaczeniu, jako o dwóch stronach jednej monety. Radość kontra rozpacz, harmonia i brak równowagi. Pamiętajcie jednak, że nie istnieje coś takiego, jak zła karta, czy gorsze jej ułożenie. Nawet jeśli będzie do was wołać karta śmierci — tej zwykle uczniowie obawiali się najbardziej, interpretując ją bardzo dosłownie — wiecie, śmierć jest zwykle dopiero początkiem — wydawać by się mogło, że Ellery właśnie zażartował. Ale jako specjalista od życia po śmierci, mówił bardzo poważnie. — Dobrze, zaczynajcie. Będziecie czytać sobie nawzajem. Najpierw jedna osoba zadaje pytanie, a druga stawia karty. Później się zamieniacie. Pytanie nie musi być zadane na głos, wystarczy, że się na nim skupicie. — Obserwował, jak uczniowie sięgali po swoje talie, a sam wniknął w przestrzeń pomiędzy stołem a pufą, opadając na jej siedzisko, tak, że wydawałoby się, że duch zwyczajnie na niej siedzi. Kolejne słowa skierował już tylko do @DeeDee Carlton — Będzie pani pracować dziś ze mną, nie chciałbym, żebyś przez brak pary straciła możliwość skorzystania w pełni z zajęć. Śmiało.
ETAP PIERWSZY
Co musisz zrobić?
I. Wylosuj trzy karty tarota. Jeśli któraś z nich się powtarza, przerzucaj do skutku, aż będą trzy różne.
II. Trzykrotnie rzuć K6. Patrzysty wynik oznacza, że karta jest w pionowym układzie, niepatrzysta wskazuje, że podczas wyjmowania kart do układu, wyciągnięta została karta odwrócona = do góry nogami.
III. Rzuć K100 na to, jak idzie ci odczytywanie kart. Wynik powyżej 80 będzie uznany za Flynna za wybitny i takiej oceny możesz spodziewać się po lekcji. Im niżej, tym więcej trudności sprawia Ci odczyt.
Co możesz zrobić czyli nieobowiązkowa mechanika?
I. Rzuć literą, wskazującą wydarzenie - może Ci ono pomóc, utrudnić, a nawet masz szansę otrzymać przedmiot. Tylko dla chętnych.
Uwaga
Poniżej podane są typowe, książkowe znaczenia kart tarota. Nie musicie się ich sztywno trzymać, mają one tylko nakierować was na to, co może znależć się w waszej przepowiedni. Karty mogą na siebie wpływać i w danych układowych relacjach ich znaczenie może być mniej lub bardziej plastyczne - od was to zależy.
Wróżycie sobie nawzajem. Najpierw osoba A zadaje pytanie (dla ułatwienia, możecie zadać je na głos, jesli wasza postać się wstydzi, możecie napisac o czym myślicie), a osoba B stosuje potrójny układ tarota. Później się zamieniacie. Bawcie się dobrze!
Wielkie Arkana:
Cesarz: Pionowo - Władza, ustatkowanie, struktura, postać ojca Odwrócona - Dominacja, nadmierna kontrola, brak dyscypliny, brak elastyczności
Cesarzowa: Pionowo — Kobiecość, piękno, natura, pielęgnowanie, obfitość Odwrócona — Blokada twórcza, uzależnienie od innych
A - Dzisiaj wróżysz tylko o miłości. Czegokolwiek dotyczyło pytanie twojego partnera, patrząc w karty, widzisz tylko i wyłącznie amory (lub, kto wie, może złamane serce?). Ale za to jakie masz flow, buzia Ci się nie zamyka! Do twojej kości K100 możesz dodać aż +20 punktów.
B - Słyszysz? Kryształowe kule przyciągają Cię dziś bez względu na to, czy kiedykolwiek zwróciłeś na nie uwagę. Są wyjątkowo głośne, a ich głosy wyraźne, chociaż przepowiednia może nie mieć dla Ciebie żadnego sensu, to Twoja uwaga została skutecznie odwrócona. Z K100 odejmij -15 punktów.
C - Do twojego umysłu napływają dziwaczne myśli i nie opuszczają Cię do końca dnia. W nocy śnisz proroczy sen. Wspomnij o nim w następnym wątku i oznacz @”Saskia Larson”. Rozproszenie sprawia, że od K100 odejmujesz -10 punktów.
D - Flynn przysłuchuje się twojej przepowiedni i - czy to uśmiech na jego twarzy? Wydaje się, że wyczuwa w Tobie potencjał. Dodatkowo nagradza Cię 10 punktami dla domu. Dodaj +20 do K100 odczytywania kart.
E - Wszystko idzie po Twojej myśli. Zaczynasz analizować rozkład tarota i… nagle cała twoja talia staje w ogniu. Karty płoną, iskry strzelają, ale Ellery reaguje, zanim coś Ci się stanie. Do końca lekcji obserwuje Cię nieco podejrzliwie, ale jakby też… zaintrygowany? Wygląda na to, że dzisiaj twój partner nie pozna odpowiedzi na trapiące go pytanie. Naturalnie, całkowicie anuluje twoją K100 dotyczącą odczytywania kart, a poziom odczytu spada do 0.
F - Odkąd tylko zająłeś miejsce przy talii tarota, Flynn wiedział, że ta konkretna znalazła już swojego właściciela - Ciebie właśnie. Pod koniec lekcji nauczyciel informuje Cię, że możesz ją zachować. Zdobywasz Talię Kart Tarota (+1 wróżbiarstwo). Współpraca z talią popłaca, a twój wynik k100 wzrasta o +25.
G - Pufy takie miękkie, zapach kadzidła taki otulający i ten półmrok. Nawet nie wiesz kiedy, a otwierasz zaspane oczy, przyłapany przez nauczyciela na drzemce. Tracisz 10 punktów dla domu. Rozespany odejmujesz od K100 -15 punktów. *
H - Powiedzieć, że otacza cię chaos, to nie powiedzieć nic - karty wypadają ci z rąk, kiedy je tasujesz, a gdy próbujesz rozłożyć je w karciany układ, te wyrywają się i latają po klasie. Rzuć K100 - wynik poniżej 40 oznacza, że nie udało ci się ich wszystkich złapać, a nauczyciel odejmuje 5 punktów dla domu za przeszkadzanie innym w skupieniu, a Twoja odczyt jest niemożliwy (k100 na odczytywanie kart spada do 0). Wynik powyżej 40 oznacza, że udaje ci się opanować chaos (brak korzyści do odczytu).
I - Piłeś herbatkę? Jeśli nie, to się napij. Napar pobudza cię i zaczynasz odczuwać przyjemne ciepło pomiędzy brwiami - czyżby budziło się twoje trzecie oko? Twój odczyt idzie coraz sprawniej z każdym łykiem. Dodaj do swojej kości k100 +15 punktów.
J - Zaczynasz pociągać nosem, a po chwili już rzewnie płaczesz. Czy to za sprawą tego, co usłyszałeś, tego, co zobaczyłeś w kartach, a może doznałeś, jakiegoś olśnienia i wcale nie było to przyjemne? Tylko ty znasz odpowiedź. Co gorsza, nie masz chusteczki. Za moralne straty odejmujesz z k100 -5 punktów.
Modyfikatory:
I. Dla osób, które mają >10 punktów z wróżbiarstwa, potwierdzone zainteresowanie tą dziedziną w KP (proszę podlinkować) lub postać młodszą niż 3 miesiące —> możecie wykonać jeden przerzut K100 lub Literą na zdarzenie nieobowiązkowe
<zgss>Para:</zgss> <zgss>Tarot:</zgss> X (pionowo/odwrócona), Y (pionowo/odwrócona), Z (pionowo/odwrócona) <zgss>Odczytywanie:</zgss> k100 <zgss>Zdarzenie losowe:</zgss> Litera <zgss>Finalny wynik + zyski/straty:</zgss>
Para:@Flynn Ellery Tarot:link słońce (odwrócona), koło fortuny (odwrócona), cesarz (odwrócona) Odczytywanie:88 Zdarzenie losowe:G -> J (spełniam warunki przerzutu x3) Finalny wynik + zyski/straty: 88 - 5 = 83 + straty moralne, bo płaczę
Sala pomału zapełniała się coraz to nowymi twarzami, a mimo tego nikt nie siadał przy jej stoliku. Po tylu latach przerabiania w kółko tego samego scenariusza nawet cieszyła się, że nikt nie postanowił wyprowadzić jej z tej strefy komfortowej samotności. Jedyną zmienną w tym układzie była siedząca po drugiej stronie sali Cleopatra, która w poprzednich latach nie musiała widzieć spotykającego ją społecznego odrzucenia. Tylko w jej obecności odczuwała delikatny dyskomfort, a podświadomość szeptała jej w ucho, że zobaczy na własne oczy, jak niewarta uwagi była. Nie należała do dusz towarzystwa, prędzej do cieni umykających przed światłem, wsiąkała w otaczający ich półmrok, zlewała się z dymem świec i zapachem kadzidła. I choć czuła się dobrze siedząc samotnie, jej postać miała niedługo zostać naświetlona przez nauczyciela, któremu nie umknął jej brak partnera. Dźwięk jej własnego nazwiska wyrwał ją z początkowego lekkiego otępienia. Drgnęła, z automatu prostując plecy i spojrzała na Ellery'ego szeroko otwartymi oczami, bo faktycznie wspominał o niej. Nawet jeśli nikt nie spojrzałby w jej stronę, i tak czułaby się niezwykle odsłonięta. Należała do Ravenclawu i wielokrotnie na lekcjach prezentowała dobry poziom, był nagradzana dobrymi ocenami i punktami, ale nigdy nie była wystawiana w ten sposób przed szereg. Jej serce zaczęło wystukiwać szalony rytm, brzmiało bardziej jak tabun biegnących koni, niż pompa mająca utrzymać jej ciało przy życiu. Z twarzy odpłynęła jej prawie cała krew, ale tego przynajmniej nie byli w stanie zobaczyć, choćby wpatrywali się w nią z wielką uwagą. Zresztą nie wiedziała, czy faktycznie patrzyli, bo wbiła wzrok w czubki swoich butów, modląc się, by niepokojące mrowienie było wyłącznie przejawem jej niepokoju, a nie ślizgającymi się po niej oczami uczniów. Niestety na tym nie był koniec jej męczarni - została wskazana jako asystent do demonstracji. Drżącymi palcami pociągnęła kartę z wierzchu talii i wyciągnęła ją do przodu prezentując klasie. Z tego wszystkiego nawet nie wiedziała, którą z kart miała przed sobą. Gdy przyszło jej odwrócić ją, spojrzała kątem oka na obrazek. Kochankowie. Kiedy prezentacja metod wykorzystywanych na lekcji dobiegła końca, DeeDee odłożyła kartę na bok i wypuściła powietrze, które chyba przez cały ten czas wstrzymywała w płucach. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale wystarczyły dwa głębsze wdechy, by umysł rozjaśnił się. W samą porę, ponieważ gdy reszta zaczęła zajmować się czytaniem tarota, przezroczysta postać nauczyciela zawisła na podobnym poziomie, po drugiej stronie stolika. Zamarła w połowie przekładania kart w talii, niepewna dalszych ruchów. Mogła wróżyć nieznajomym, mogła wróżyć kolegom - ale wróżyć duchowi? Natychmiast zwątpiła w dalszy tok zajęć. Nieśmiało założyła zabłąkany kosmyk jasnych włosów za ucho, odchrząknęła cicho i odłożyła talię na blat. Jej dłoń drżała chyba jeszcze bardziej, niż kiedy musiała prezentować klasie ułożenie kart... Spojrzała na niego, szukając w jego ekspresji potwierdzenia, że właśnie w tej chwili "skupiał się nad pytaniem", na które miała mu pomóc znaleźć odpowiedź. Pociągnęła jedną kartę i ułożyła ją płasko przed sobą. Odwrócony cesarz. Kolejna - odwrócone Koło Fortuny. I ostatnia - odwrócone słońce. Omiotła wzrokiem zestaw, słysząc szum i dudnienie w uszach. - Koło fortuny - zaczęła, ale zachrypła, więc przerwała i odchrząknęła, nim ponownie zaczęła podchodzić do próby interpretacji. - Koło fortuny w odwróceniu... Może symbolizować coś zupełnie przeciwnego niż szczęście. Niepomyślny przebieg wydarzeń, przerwanie pewnego cyklu... - Cyklu życia i śmierci? Cóż za wnikliwa analiza dla postaci ducha. Przełknęła z trudem ślinę, marszcząc w skupieniu brwi. - Koło fortuny często interpretowane jest w kontekście powodzenia, nagłych, dobrych zmian w życiu, a w odwróceniu może zwiastować opór przed zmianą - dodała. Wraz z postępującą analizą przepowiedni, jej głos ani w jednym procencie nie stawał się pewniejszy. Choć doskonale znała klasyczne interpretacje każdej z kart w talii, postawiona w obecnej sytuacji kwestionowała swoją wiedzę i wewnętrzne oko. Zaczynała się dotkliwie pocić, czuła spływającą po karku kropelkę, szybko wsiąkającą w kołnierzyk mundurka. - Odwrócony cesarz... Brak władzy, odpowiedniej struktury - Przecież stracił życie, a tym samym ciało. Choć wszyscy widzieli jego kształt, nie był ucieleśniony, uziemiony jak każdy inny uczeń. Mimo że znajdował się na podobnym poziomie co DeeDee, nie miał kontroli nad przedmiotami nieożywionymi, ponieważ mimo braku tętniącej w nich duszy, były bardziej materialne niż on sam. Jej serce uderzało w żebra niczym dzikie zwierzę uwięzione w klatce, pragnące ucieczki. Jej głos drżał jak liść na wietrze. - I słońce w odwróceniu... Nie świeci... Może symbolizować smutek i ciemność... - Dalej nie mogła. Obraz przed oczami zaczął jej się zamazywać. W pierwszej chwili myślała, że to Caecitas affectum, lecz gwałtowne mruganie uświadomiło ją, że płakała. Z brzegu powieki stoczyła się wielka, soczysta łza, rozbryzgując się na blacie stolika. Zaraz za nią wytoczyły się kolejne, jak kule armatnie, bombardując nie tylko stół, ale też karty i jej drżące, blade dłonie. Przycisnęła je do twarzy, wbijając gałki oczne głęboko w oczodoły, zupełnie jakby próbowała zatamować powódź - ale tama dawno już pękła, wylewając się strumieniem łez na jej podołek. Z gardła wyrwał jej się stłumiony jęk, a zaraz za nim cichy szloch. Przepowiednia, choć amatorska i dotycząca nauczyciela, okazała się dla niej niezwykle personalna. Czy tak właśnie wyglądała przyszłość osoby zawieszonej między życiem a śmiercią? Jako przygnębiająca, ograniczająca ciemność? Czy dokładnie to czekało jej ojca na wieki wieków? Poczucie bezsilności obezwładniło jej umysł, a jej ciałem wstrząsnął kolejny niepohamowany szloch.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Para:@Lockie I. Swansea Tarot:Diabeł (pionowo), Księżyc (odwrócona), Cesarzowa (odwrócona) Odczytywanie:48 Zdarzenie losowe:D czyli mam super potencjał wróżbiarza co mi daje + 10pkt. dla Slytherinu oraz +20 do k100 Finalny wynik + zyski/straty: 48+20 = 68 oraz 10pkt. dla Slytherinu i szacun od Flynna
Ledwo usiadł i już wiedział, że ni chuja nie uda mu się zdrzemnąć, bo już chichrał się ze słów Lockiego. -Weź. Nie tak głośno. Wstydzę się. - Odpowiedział udając zawstydzonego i posyłając @Marcella Hudson krótkie spojrzenie, zakończone puszczonym oczkiem. Nawet nie zniżał głosu, a niech krukonka słyszy, a co. Nie żeby mu się nie podobała, ale nie po to wracał do szkoły, żeby robić Paco to, co Paco robił jemu. - Nie muszę. Dokładnie wiem kiedy wybuchnie. Pytanie tylko, czy tym razem wstanę ze szpitalnego wyra, czy nie. - Wesoło rzucił do @Elaine Morieu, która jako pierwsza z osób, których Max nie zaciągnął tu na siłę, przywitała się z nim w sali. Ledwo zdążył się głębiej zatopić w poduszki, gdy dopadła go @Harmony Seaver. -No kurwa, nie wyśpię się.... - Westchnął teatralnie. -Jeśli potrzebujesz do tego wróżb, to chyba się nie znamy, promyczku. Sztafety mnie nie bawią, chyba że mowa o innej pałeczce. - Musiał zarzucić coś takiego, przy okazji szeroko się do niej szczerząc. Byli jakby nie patrzeć, morskim małżeństwem, to chyba miał prawo do pewnych oczekiwań ze strony żonki. -Stary, czuję się niekomfortowo, jak mnie tak młode dupy obgadują. Chyba się odzwyczaiłem, albo zrobiłem się na to za stary. - Szepnął do @Lockie I. Swansea, gdy kątem oka zauważył wycelowane w siebie pióro Cleopatry. Nie dał jednak dziewczynie jakkolwiek poznać, że widział ten gest. Za starych dobrych czasów często był na językach całej szkoły z różnych powodów i niezbyt się tym przejmował, robiąc dalej swoje. Choć lata minęły, akurat ta jedna rzecz specjalnie się nie zmieniła, co nawet było dla Maxa miłe. Nie był zapomniany, a to znaczyło dla niego więcej niż nic, choć przecież początkowo mało kogo znał na lekcjach, ze względu na przerwę w swojej edukacji. Tę chwilę oddechu przerwała mu kolejna piękność. @Saskia Larson zagadała do nich, widocznie zdając sobie sprawę, że pasowali tutaj jak gówno hipogryfa do czapki Merlina. -Jedynie w Twoich oczach. Wskażesz mi drogę do swego serca? - Zajechał Pan Romantyk, wcielając się w rolę życia. Nawet wziął i ucałował krukonce dłoń, choć nie było łatwo powstrzymać mu się od śmiechu, który przekuł jednak w uwodzicielski uśmiech. -Może choć tarot powie mi, czy i Ty zostałaś trafiona tłuczkiem uczucia, czy to tylko moja pałka wyrywa się do gry. - Dodał już zdecydowanie mniej kulturalnie. Nienawidził wróżbiarstwa, gardził nim wręcz, ale zabawie na tych lekcjach nie mógł zaprzeczyć. Wyglądało na to, że był to koniec kurtuazyjnych powitań i zaczepek. Niestety nie był to też czas na odpoczynek, o wtedy, cały na biało, do akcji wkroczył w końcu sam Wielki Wróżbita, bez większego zaskoczenia oznajmiając, że z tarota się wróży i mają sobie wzajemnie przepowiedzieć przyszłość. -No kurwa, oryginalnie. A myślałem, że będziemy robić z nich łabędzie i który pierwszy pierdolnie w Filcha ten przyniesie wieczne szczęście i sławę. - Przewrócił oczami, zwracając te słowa do Lockiego, oczywiście. Mimo wszystko wziął talię i zaczął tasować karty jak rasowy krupier, nie wróżbita, po czym płynnie wyciągnął przed kumpla trzy. -Diabeł, Księżyc i Cesarzowa. Brzmi jak zajebisty pornol. - Zachichotał, bo czym odchrząknął i wziął się na poważnie za wróżenie, biorąc pod uwagę fakt, że dwie ostatnie karty były w pozycji odwróconej. -Wygląda na to, stary, że masz przesrane. - Zaczął profesjonalnie, by następnie zmodulować głos na niższy i bardziej mistyczny. -Twój wewnętrzny cień tłumi emocje spowodowane uzależnieniem od innych. Musisz się uwolnić z tego przekleństwa, albo na zawsze pozostaniesz nieszczęśliwy, a wewnętrzny zamęt zablokuje Ci twórczo seksualność. Do końca życia będziesz skazany na misjonarza, jeśli teraz nie zaczniesz się puszczać i częściej samemu odkrywać swoje ciało. ZERWIJ ŁAŃCUCHY WIĄŻĄCE CIĘ Z INNYMI I BĄDŹ WOLNYM SKRZATEM! - Zakończył niesamowicie dramatycznie, krztusząc się, bo w momencie, gdy wybuchał śmiechem, nauczyciel podszedł z podziwem i pogratulował mu wróżby mówiąc, że Max ma ogromny potencjał, za co nagrodził go jeszcze punktami domu. -Ty, jakie kadziła on wdycha, że to przeszło? Niech się podzieli. - Wyszeptał przez śmiech do kumpla, ocierając z kącików oczu łzy radości.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Podniósł spojrzenie na @Saskia Larson i obnażył zęby w uśmiechu, przechylając się w jej stronę i odpowiadając również szeptem: - Ty może nie wiesz, ale Max to fanatyk wróżbiarstwa. Pół mieszkania zajebane tarotem, najgorzej. Średnio raz w miesiącu wdepnie w palące sie kadzidło leżące na ziemi czy rozrzucone runy i trzeba leczyć w Mungu, bo mają jakąś klątwe. - wyjaśnił, nim odsunęła się, żeby zając swoją parą. Wysłuchał ze średnią uwagą tego, co mówił Flynn, bo monotonia głosu ducha działała na niego jak biały szum i najchętniej przybiłby czołem gwoździa. Jedyne co trzymało go przy świadomości, to wewnętrzne gnicie z Maxa, którego obgadywały uczennice. Nie było co sie oszukiwać, to piękny chłopiec z niego, ustawiony, mądry, dobry materiał na męża. Gdyby był nastolatką, kto wie, może też by go podrywał? - Ciesz się swoim pięć minut. Humory dziewcząt w tej szkole zmieniają sie szybciej niż daty w kalendarzu. - uniósł brwi i posłał mu wesoły uśmieszek. Do biedy w życiu potrzeba mu było już tylko fanek. Zaraz jednak skończył spiżdżanie sie z kolegi i usiadł wygodniej, by ze skupioną miną wysłuchać tego, co go w przyszłości czeka. Jak scena to scena, im bardziej Max dramatyzował, tym bardziej Loki się przejmował. Nachylił się ze skupioną miną, przyglądając kartom, jakby sam coś w nich widział i powiedział "OCH!" a potem "O NIE!" łapiąc się za koszulę na piersi i odchylając gwałtownie. - Tylko nie misjonarz! - złapał się za głowę, otwierając szerzej oczy, po czym odchylił się, wierzchem dłoni ocierając czoło- PRAGNĘ WOLNOŚCIIII! - prawie sie obsmarkał, próbując powstrzymać śmiech, kiedy Flynn podszedł chwalić Maxowe umiejętności. Zatkał nos, by opanować drgawki, po czym robił dobrą minę do złej gry starając się zgadzać z nauczycielem, jednocześnie powstrzymując rżenie. - Dobra panie wróżbita. Moja kolej. - kiedy duch się oddalił, Lockie wziął tarota do ręki, ale dokładnie tak, jak się można spodziewać, nichuja nie było mu dane wróżyć. Wszystkie wyleciały mu z ręki, co gorsza, jak tchnięte klątwą zaczęły latać po całej sali, na co Swansea siedział zdębiały, gapiąc się na te scenę. - To one tak potrafią? - zapytał Maxa - Chyba se kupie komplet. - tego, żeby tarot uciekał przed tarocistą jeszcze nie widział, ale jakby był tarotem, to też by spierdalał w podskokach. Gdzieś z tyłu głowy zatliła mu się myśl, czy to przez te wszystkie wróżby, które jego matka skrupulatnie przez lata zamknęła mu pod skórą, mimowolnie dotykając się w okolicach mostka, gdzie miał bardzo brzydki i koślawy tatuaż odwróconego arcykapłana. Szybko zamaskował to głupie zwątpienie śmiechem, widząc jak Saskia biega za swoimi kartami, po czym zawołał do niej: - Ej, to złap też moje! - i zaczął ją dopingować, nim Flynn nie przyszedł zgromić go za niszczenie ważnej dla wróżb atmosfery.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Para:@Saskia Larson Tarot:Mag (pionowo), Siła (odwrócona), Kapłanka (odwrócona) Odczytywanie: 15 Zdarzenie losowe:H -> A (przerzucam za modyfikator postać jest młodsza niż 3 miesiące. Mam jakoś ponad 2 miesiące jeśli dobrze policzyłam. Finalny wynik + zyski/straty: 15 + 20 = 35
Wydaje jej się, że słyszy swoje imię wypowiadane przez któregoś ze ślizgońskich chłopców, bo na pewno to nie wołania i niezrozumiałe szepty od strony ściany, pod którą stała komoda ze szklanymi kulami. Trzecie oko Marcelli jest chyba na przeciętnym poziomie rozwoju, ale któż to wie, może to się zmieni za sprawą lekcji Flynna. Jej spojrzenie na moment ląduje na @Maximilian Felix Solberg, który jest taki słodki, gdy mówi takie gupotki i mruga oczkiem. Na co Marce uśmiecha się, posyłając mu niewidzialnego buziaka. Potem na nowo z dziwną obsesją wpatruje się w karty, położone przed nią, a wtedy pojawia się @Saskia Larson, która prosi o zezwolenie na towarzyszenie Hudson na lekcji poznania przyszłości. Krukonka nigdy nie odmawia Larson, tak też teraz kiwa głową, uśmiechając się pod nosem, że milcząca niegdyś Sasia powoli odzyskuje głos. Dobrze jest ją słyszeć, nawet jeśli jej cichy głos szybko niknie w pomieszczeniu gęstym od kadzidłowego dymu. Pytanie ślicznej artystki jest nieważne. Może chciała wiedzieć, czy zostanie muzą Swansea'ów? Czy spłynie na nią deszcz galeonów? Czy kupi sobie to nowe latające BMW? Karty nic takiego nie pokazują, bo Marce widzi tylko w nich miłość. - Spotkasz na pewno pewnego pana. Elokwentny, czarujący, silna osobowość. Z pewnością Cię zauroczy Sasia! Prawdziwy czarodziej! - Sunie delikatnymi dłońmi po kartach jak po ciele kochanka. - A nie jednak nie on chyba taki będzie się wydawać, ale tak naprawdę pod maską czarującego mężczyzny będzie ukrywać swoją niską samoocenę, pewnie jakieś zaburzenia psychiczne.- Czy tym nie jest właśnie odwrócona karta siły? Słabościami, wewnętrznymi targającymi demonami... Hudson przenosi wzrok na kolejną kartę, kapłankę również w rewersie, jak to przed chwilą mówił profesor Ellery równowaga, a także harmonia wszystko ma dwie strony medalu. Nawet te ładne karty z obrazkami. - Kapłanka... Hmm będzie skrywał jakiś sekret. Wiesz, co Sasia Ci powiem, nie pakuj się w to. - Wzrusza ramionami, jakby właśnie opowiedziała coś nic nieznaczącego na pewno nie ważącego losy miłosne krukonki. Zostaje im teraz rzucić to wszystko i po prostu zaparzyć sobie herbaty, szkoda, że dzisiaj nie wróżą z fusów. - Ja bym chciała wiedzieć, czy mam szanse zrobić karierę sławnej piosenkarki.- Oznajmia dziewczynie, zaglądając w jej rozkład, ciekaw co tam Sasia dostrzega swoim trzecim okiem.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Ostatnie dwa tygodnie minęły mu zadziwiająco szybko i nim się obejrzał była już druga połowa października. Lawina prac domowych, regularne powtórki do egzaminów i treningi przed pierwszym w tym sezonie meczem quidditcha – w których uparcie uczestniczył, pomimo zawieszenia – tak skutecznie pochłonęły jego uwagę, że chłopak nie miał czasu nawet na krótką wizytę w Hogsmeade w celu uzupełnienia kurczących się zapasów słodkości. Całe szczęście, że Miodowe Królestwo przyjmowało również zamówienia drogą pocztową… Od urodzin u Cleo minęły już dwa tygodnie, podczas których nie miał kontaktu ani z nią, ani z jej domniemaną drugą połówką - nie licząc treningu quidditcha, na którym wylądował z dziewczyną w jednej drużynie, ale nawet wówczas zamiast plotek musieli skupić się na wspinaczce i unikaniu tłuczków. Był więc bardziej niż zadowolony ze szczęśliwego zbiegu okoliczności, kiedy Daniil opadł na poduszki tuż obok niego, omal nie wytrącając mu trzymanej w dłoniach filiżanki z herbatą. Powitał chłopaka szerokim uśmiechem, szczerze ciesząc się, że go widzi. Nie wiedział, czy przyszedł się jedynie z nim przywitać, korzystając z okazji, że lekcja jeszcze się nie zaczęła, czy może postanowił spędzić w towarzystwie Puchona całe zajęcia, ale nie miało to większego znaczenia. Cieszył się, mogąc zamienić z Daniilem choćby parę zdań, w końcu miał wrażenie, że nie widział Ślizgona wieki. W zachowaniu piętnastolatka można było dostrzec znaczną różnicę względem ich ostatniej rozmowy – był o wiele bardziej swobodny, nie plątał się, a w jego oczach jarzyły się iskierki łobuzerskiego humoru. Odkąd zdał sobie sprawę z relacji łączącej Ślizgona i Cleo, jakoś łatwiej było mu się rozluźnić w obecności chłopaka, jak gdyby imadło, ściskające jego płuca na urodzinach Puchonki nagle puściło, pozwalając chłopcu w pełni nabrać powietrza. Nadal był świadomy atrakcyjności Ślizgona, która w pierwszej kolejności wpędziła go w te głupie zauroczenie, nabrał jednak dystansu do żywionych przez siebie uczuć, traktując je jako czysto estetyczny podziw, a nie nową wielka miłość. Chłopak był zajęty, nie było więc sensu rozdrabniać się nad tym dziecinnym oczarowaniem, które zniknie równie szybko, jak się pojawiło – co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Zmiana perspektywy umożliwiła mu natomiast rozluźnienie się w towarzystwie Ślizgona i poprowadzenie normalnej rozmowy, w przeciwieństwie do żałosnej parodii dialogu, która odegrała się między nimi na imprezie Cleo. - Bliźnięta. Znak przeznaczony ludziom z ADHD. – przewrócił oczami, unosząc do ust filiżankę z herbatą, by pociągnąć łyk gorącego napoju – A ty? Założę się, że Byk albo Rak… albo Lew. – strzelał, bazując na pobieżnych informacjach, które posiadał zarówno o charakterystyce danych znaków zodiaku, jak i o samym Ślizgonie, nie miał bowiem zielonego pojęcia, kiedy chłopak obchodzi urodziny. - A widzisz tu kogoś? – uniósł brew i uśmiechnął się półgębkiem – Zostań jeśli chcesz, może wywróżę Ci świetlaną przyszłość. A nawet jeśli to się nie uda… - odstawił filiżankę na stolik i schylił się, by pogrzebać w szkolnej torbie - …to przynajmniej podzielę się czekoladą. Piernikowa. – wyciągnął nieotwartą jeszcze tabliczkę, którą zamówił niedawno z Miodowego Królestwa, a którą teraz położył między nimi, zachęcając, by Daniil częstował się bez skrępowania. - Dokładnie tak. Widzisz, już z Ciebie niezły wróżbita. – sięgnął po leżące przed nimi karty, przyglądając się kolorowym obrazkom. Używali starej, zużytej talii, niewyróżniającej się niczym poza kilkoma nagiętymi rogami. – Niektóre talie to małe dzieła sztuki, wiesz, z misternymi ilustracjami i w ogóle… - zamilkł, słysząc rozchodzący się po klasie głos nauczyciela, któremu najwyraźniej znudziło się oczekiwanie na resztę klasy i postanowił rozpocząć zajęcia. Niezbyt to pasująca do ducha cecha – niecierpliwość. Ale w zasadzie co on tam wie o duchach? - Dobra, chcesz zacząć? Bo ja już mam moje pytanie. – uśmiechnął się, podając Ślizgonowi karty. Nie skłamał, faktycznie miał przygotowane pytanie – i to nie jedno! Ostatnio nic innego nie robił, tylko zadawał sobie w kółko te same pytania, poszukując odpowiedzi, które mogłyby przynieść ulgę niespokojnej duszy chłopaka. Czy na pewno tutaj jest jego miejsce? Co będzie robił po szkole? Dlaczego tak ostro zareagował na sprzeczkę z Baxterem? Nie oczekiwał jednak, że Daniil wywróży mu z kart proste odpowiedzi na targające nim dylematy, zdecydował się więc na dość ogólne, ale równie ważne dla niego pytanie.
Czy koniec końców wszystko dobrze się ułoży?
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Para:@Helen 'Hex' O. Eastwood Tarot: Świat (pionowo) — Zakończenie, integracja, osiągnięcie, podróż Cesarz (odwrócona) — Dominacja, nadmierna kontrola, brak dyscypliny, brak elastyczności Słońce (odwrócona) — Wewnętrzne dziecko, przygnębione, nadmiernie optymistyczne Odczytywanie:46 -> 87 Zdarzenie losowe:B Finalny wynik + zyski/straty: 87 - 15 = 72
Kiedy Hex wbiła w nią wzrok, Aoife odwzajemniła się spojrzeniem przeszywającym jak mroźne, północne powietrze, czujnym, uważnym, świadczącym o gotowości do walki, gdyby nastąpiła taka konieczność. Ale ta się nie pojawiła. Obie piętnastolatki były ulepione z jednej gliny, i kiedy Dear poczuła od dziewczyny leśną woń, złagodniała, patrząc na nią nieco przychylniej. W tej samej chwili gryfonka przełamała gęstą atmosferę, wyciągając do niej dłoń w powitalnym geście, a Aoife zerknęła na nią krótko, a później uścisnęła. Mocno, stanowczo, ale nie przesadnie. Bardziej dla podkreślenia pewności siebie, niż dla demonstracji siły. - Aoife. - powiedziała, ignorując pierwszą część wypowiedzi, chociaż jakaś iskra w oku błysnęła jej na tę "krew". Póki co nie miała nic więcej do powiedzenia, ale zaczęła przyglądać się Hex z ciekawością, póki duch nie zaczął swojego monologu. Wtedy zaczęła wpatrywać się w nauczyciela, a jej wzrok zaczął świadczyć o narastającym rozdrażnieniu. Nie czuła potrzeby wysłuchiwania tego ględzenia. Wróżbiarstwo towarzyszyło jej od najwcześniejszych lat i chociaż nie było jej konikiem, podstawy opanowane miała wystarczająco dobrze, by taka gadka wstępna ją po prostu nudziła. No i temat jasnowidzących budził w niej obecnie skrajnie złe emocje. Kiedy duch dotarł do tematu śmierci, prychnęła, wcale się z tym nie kryjąc. Śmierć była dopiero początkiem? Ciekawe jakie Shona miałaby zdanie na ten temat. - Han snakker om døden, men selv har han ikke krysset grensen til etterlivet. - skomentowała, patrząc na nauczyciela bardzo nieprzychylnie. Nie mówiła tego szczególnie głośno, ale tak, że najbliżej siedzące osoby mogły usłyszeć. Ale czy zrozumiały? Aoife nie sądziła, by ktokolwiek tu rozumiał norweski. Oczywiście poza samą Laeną, której tu nie było. - Stakkars, feig sjel. Kiedy już dała upust emocjom, straciła zainteresowanie nauczycielem i przeniosła wzrok na Hex. A potem na karty. Zmrużyła oczy, a potem znów spojrzała na nowo poznaną gryfonkę. - Stawiaj pierwsza. Nie zapytam na głos. Była ciekawa, czy tutejsi potrafią czytać karty, czy tylko zmyślają, byle zaliczyć zajęcia. W jej postawie była nuta wyzwania, aura rywalizacji, ale tej zdrowej, nie mającej na celu zmiażdżenia partnerki. Ot, próba sił i ocena, czy dziewczyna była warta jej towarzystwa w innych okolicznościach niż lekcja. Powiedz mi, kim jestem, Hex. Co mówią o mnie twoje karty? Czy zbliżą się choć odrobinę do prawdy? Aoife wątpiła. I nie chodziło o brak wiary w Helen, bo ta wywarła na niej, o dziwo, dobre wrażenie. Ale nie wierzyła w nauki Hogwartu. Nie wierzyła we wróżbiarstwo, którego nie uczyła jedna z Aasveig.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Odpowiedziałam śmiechem na słowa Maxa, uderzając ręką o swoje udo. - Najwyżej będziesz mieszał w kociołku na leżąco. - chciałam odpowiedzieć inaczej, chcąc nieco kpiąco odnieść się do tego, że zapewne po śmierci wróci jako duch i będzie nas opieprzał, że źle warzymy eliksiry. W porę się zorientowałam o obecności nieumarłego nauczyciela w klasie. Całe szczęście, bo mogło wyjść dość...niezręcznie. Piłam sobie w spokoju ziołowy napar, obserwując kątem oka co pisze Cleo. Początkowo nie wiedziałam, czy słowa będą skierowane do mnie, czy dziewczyna piszę już na zaś, gdyby została zaczepiona przez profesora. Widząc swoje imię w tekście mogłam uznać, że z pewnością jest to dla mnie, dlatego też pochyliłam się bliżej, aby móc ujrzeć całość. Przytaknęłam wzmianką przy wzmiance o spokoju, ciesząc się, że moje podejście zostało zrozumiane. Uśmiechnęłam się, widząc dopisane trzy słowa, ściągające kamień z mojego serca. Odłożyłam kubek, oparłam się łokciami o stół i położyłam głowę na złączonych rękach. Opuszkami palców dotknęłam swoich policzków i uśmiechnęłam się uroczo do mojego puchońskiej towarzyszki. - Będę Ci musiała jakoś wynagrodzić moje wyjście. Co powiesz na wspólną kawę? - zapytałam, nie do końca świadoma, że może to być uznane za zaproszenie na randkę. - Mówisz o Maxie? - zapytałam, zniżając ton swojego głosu. - Tak, to mój dobry znajomy. Wygląda na gbura, ale po bliższym poznaniu bardzo zyskuje. Kochany jest. - uśmiechnęłam się nieco szerzej, spuszczając wzrok na stolik i swoją filiżankę. Zawdzięczałam ślizgonowi otwarcie oczu na możliwości eliksirowarstwa oraz zapewnienie miłego towarzystwa w dniu moich urodzin. Jak mogłabym go nie lubić? Odczytywanie cudzego losu z kart tarota? No, przynajmniej mogłam się sugerować opisem karty ze spisu, a nie, jak w przypadku kuli, machać złowieszczo rękami i drżącym głosem mówić, że Cleo czeka straszliwa śmierć bycia zatuloną przez moją osobę. Czy coś w ten deseń. - To co, może zacznę? - zapytałam, podsuwając karty w kierunku dziewczyny. - Powiedz mi kochana, czy w niedalekiej przyszłości poznam swoją drugą połówkę. - powiedziałam, lekko wzruszając ramionami. Jakoś nie miałam zbytniej weny na pytanie.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Niby potrafił ją skojarzyć jako prefektkę Slytherinu, ale też prawda była taka, że nie do końca go te funkcje zwykle interesowały - albo raczej, niewiele miał z nimi po prostu wspólnego. Teraz widział już, że chyba jednak czasami trzeba się zaangażować w życie szkoły, bo Charlotte Brandon miała w sobie piękno, które błyskawicznie Romeo zainteresowało; uwielbiał elegancję jej ruchów, subtelność jej uśmiechu, przenikliwość jej spojrzenia. Brew podjechała mu nieco do góry gdzieś na granicy podziwu a zaskoczenia, bo rzadko kiedy widział w ludziach większe wyzwanie, teraz mając wrażenie, że chęć użycia uroku na Ślizgonce rozpiera go od środka. - Jakim byłbym Gryfonem, gdybym się bał? - Zaśmiał się krótko, zajmując chętnie miejsce naprzeciwko dziewczyny. Nie miał szans mocniej jej pozaczepiać, bo zaraz zaczęła się już lekcja, a on musiał jako pierwszy spróbować postawić tarota - czy też jak się to mówiło. Problem polegał na tym, że choć dłonie Romeo poruszały się z klasycznym dla siebie wdziękiem, to jednak talia absolutnie nie współpracowała i na stoliku nastąpił chaos; Rosa w pewnym momencie po prostu zatrzymał się i czekał, aż jedna z uciekających magicznym podrygiem kart podda się i wróci na blat. - To było niepotrzebnie trudne, ale niech będzie - westchnął z rozbawieniem, niezbyt przejmując się tą "porażką", bo przecież podchodził do Wróżbiarstwa nieco bardziej jako rozrywki. - Może zacznijmy od twojego pytania... na moje i tak znam odpowiedź, ale zobaczymy czy karty również wiedzą, że zgodzisz się pójść ze mną na drinka - podsunął, uśmiechając się szerzej, gdy zerkał na dziewczynę znad dwóch odwróconych karty i jednej pionowej. - Cesarz to będzie jakaś kontrola... Moc to będzie zwątpienie? I jeszcze pionowe Koło Fortuny, czyli przeznaczenie. Osobiście uznałbym, że należy skontrolować sprawę, by pozbyć się zwątpienia, bo takie jest przeznaczenie...
Chłód jasnego spojrzenia nieznajomej mógłby zmrozić Hex, gdyby nie fakt, że Brytyjka była mocno zahartowana. Wymieniły mocny uścisk, a Gryfonka ze skrywaną przyjemnością skupiła uwagę na miękkiej gładkości palców Aoife, tak mocno kontrastującej z jej własnymi dłońmi - szorstkimi i zgrabiałymi, jak u mężczyzny. Skóra blondynki nie cechowała się zimnem, a zaskakującym ciepłem. - Aoife. - powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że potrafi to imię poprawnie wymówić. W przeciwieństwie do towarzyszki, Hex nie wyrażała żadnych emocji, gdy duch zaczął wywód o wszystkim i o niczym. Właściwie to nie za bardzo słuchała profesora Ellery'ego, pogrążona we własnych rozmyślaniach i dopiero pogardliwe prychnięcie sprawiło, że odwróciła głowę. Czy ta Ślizgonka to kolejna osoba uważająca wróżbiarstwo za idiotyzm, że tak się nagle zaczęła pieklić? Twarz Eastwood wyrażała coś bliskiego do "O czym Ty pierdolisz?", gdy nowa plotła coś w dziwnym języku, nie kierując słów właściwie do nikogo konkretnego. Zapomniała, że znajdują się w Wielkiej Brytanii? Już na początku znajomości okazywała się mieć coś nie halo z głową. Nikogo nie obchodziło, co tam do siebie mówi, Hex również nie. - Ok. - odparła krótko, unosząc tylko nieco prawą brew po tym wszystkim. Nie potrzebowała żadnych pytań z jej strony, karty pokażą odpowiedzi i na takie, które nigdy nie zostały zadane. Świadomie lub nie. Wróżbiarstwo rządziło się własnymi, pierwotnymi prawami, ujawniając te fragmenty losu, jakie niekoniecznie chciałoby się akurat zobaczyć. Ale to w nich lubiła Gryfonka. Czystą, niezmąconą prawdę. Na stoliku pomiędzy nimi leżała specyficzna talia. Każde z Wielkich Arkan opatrzono złotoczarnymi ilustracjami, a bijąca od kart mroczna tajemnica idealnie trafiała w gusta Hex. Pamiętała o tych drobnych, ale jakże istotnych zasadach dotyczących stawiania tarota, o których pewnie wszyscy inni pozapominali lub nigdy się ich nie nauczyli. Zawsze przetasować i wybierać karty lewą ręką, utworzyć na dłoni wachlarz, dopiero po wybraniu całej trójki je odkryć. Eastwood doskonale wyczuwała jakieś rzucane jej wyzwanie od unoszącej wysoko podbródek Ślizgonki, na które odpowiadała obojętnością. Nie zamierzała się specjalnie popisywać przed nową czy na siłę udowadniać jej, że wie, co robi. Sama się o tym natychmiast przekona. I przemyśli dwa razy zanim znowu spróbuje nie doceniać Helen. W skupieniu spojrzała na trzy karty, z których każda znalazła się w pozycji odwróconej. Hex zmarszczyła brew, przesuwając wzrokiem po Umiarkowaniu, Kapłanie i Cesarzowej. Pozycje wskazywały na same złe wieści, zwiastowały nieprzychylną wróżbę, ale ciemnowłosa nie zamierzała ich w ten sposób zinterpretować. W końcu odwrócone znaczenie Kapłana bardzo jej się podobało i bynajmniej nie widziała w tej karcie nic złego. To było to, co skomentowała pierwsze, z drobnym szacunkiem pobrzmiewającym gdzieś w glosie. Tak na ułamek sekundy. - Cenisz sobie wolność, masz silne osobiste przekonania i podważasz status quo. Tym bardziej ssie więc, że jesteś w jakiś sposób teraz zablokowana i uzależniona od decyzji osób trzecich. - Hex skrzywiła się z wyraźną niechęcią. Nienawidziła być pozbawiona niezależności i odrobinę żałowała, że odkryła ten fakt o swojej nowej znajomej. A więc ten wilk nie może biegać po lesie nocą. Jaka szkoda. - Ta karta symbolizuje zaburzoną równowagę, więc... albo coś Cię przytłacza, albo Ci czegoś brakuje. Albo oba? - przyjrzała się uważnie Aoife, starając się jak najwięcej wyczytać z każdego drgnięcia mięśni twarzy. Karty nie były łatwe do odczytania i Hex czuła, że błądzi we mgle, usiłując odnaleźć jakiś punkt zaczepienia, ale jedyne, co wiedziała o Ślizgonce to jej imię oraz fakt, że znała dziwny język. Rozproszyła się na moment głośnymi rozmowami innych uczniów, z których część nagle płakała, a część umierała ze śmiechu. Wyraźnie wzgardliwie na nich patrzyła, gdy tak rzucali kartami po całym pomieszczeniu lub zadawali absurdalnie głupie pytania. Wypuściła trochę powietrza nosem, odchylając się do tyłu i krzyżując ramiona pod piersiami. - Jesteś jak pies na smyczy. - mruknęła cicho, początkowo wlepiając spojrzenie w rozłożone karty, ale później kierując je na błękitne oczy Ślizgonki. - Ale możesz ją przegryźć. Tylko pokaż, że masz odpowiednio ostre kły. Posłała jej szeroki, wykrzywiony uśmiech, ukazując własne zęby. Hex wyglądała, jakby się rozluźniła, ale delikatne napięcie w okolicach szczęk zdradzało, że to głównie robienie dobrej miny do złej gry. Długą, aż zbyt długą chwilę zastanawiała się nad własnym pytaniem, ponieważ każdy kolejny pomysł wydawał się banalniejszy od poprzedniego. Ostatecznie wyrzuciła z siebie krótkie: - Czy powrócę?
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Para:@Harmony Seaver Tarot:(wszystkie kostki razem tutaj) Moc (pionowo) — Siła, odwaga, perswazja, wpływ, współczucie Śmierć (pionowo) — Zakończenia, zmiany, transformacje, przejścia Kapłan (odwrócona) — Osobiste przekonania, wolność, kwestionowanie status quo Odczytywanie: 54 Zdarzenie losowe:A jak Amortencja Finalny wynik + zyski/straty: 54+20=74
Tu nie chodziło o to, że Aneczka lubiła wróżbiarstwo. Nie. Aneczka uważała tę dziedzinę magii za niezwykle ważną i potrzebną, dającą wskazówki i pokazującą innym czarodziejom to, co ona wiedziała już od dawna. Bo tego, co miały pokazać dzisiejsze karty, była pewna już od pierwszej klasy w Hogwarcie. Właśnie dlatego, choć los nie obdarował jej mocą wieszczenia przyszłości, a jedynie, we własnym mniemaniu, wybitną intuicją i nieprzeciętnym talentem czytania w naturach ludzkich, panna Anna Luna Brandon postawiła sobie za punkt honoru, by zaciągnąć tu dziś przyjaciółkę i uzmysłowić jej, jak wielka była przepaść, nad którą właśnie stąpała. To, kto dziś prowadził zajęcia, nie miało większego znaczenia, bo choć Ania darzyła panią Aasveig ogromnym szacunkiem, a od ostatniego egzaminu niemal jak spowiedniczkę, dziś główną rolę miały grać karty i wróżby, które zamierzała postawić swojej przyjaciółce. - Ja zacznę. - powiedziała stanowczo, siadając na pufie naprzeciwko Harmony, natychmiast sięgając po talię, tasując ją i podając gryfonce do przełożenia. - I nie, dziś nie zadawaj pytań o łyżwiarstwo. Wiem, widzę w twoich oczach, że chcesz spytać o przyszły sezon. Żadne piruety nie przyćmią nam jednak sprawy najwyższej wagi. I mówiła to Ania. Ta sama Ania, która miłość do łyżew niemal przypłaciła życiem w dzieciństwie. Ta sama, która na kształt charmsa na urodziny Remci wybrała właśnie ich parę. Jeśli Aneczka Brandon spychała łyżwy na dalszy plan, musiało rozchodzić się o coś naprawdę ważnego i serca wszystkich, którzy mieli tego świadomość, powinny truchleć w popłochu. - Musimy porozmawiać o miłości, kochanie, o twojej miłości. Nie dzieje się dobrze i sama sobie zdajesz z tego sprawę. Nie wiesz co o tym myśleć, ale wiedzą to karty. One cię poprowadzą, musimy tylko dać popłynąć ich mądrości. Zobacz! Wyciągnęła pierwszą kartę, kładąc ją delikatnie, ale bez wahania na stole, ostatecznie decydując się na batalię z pewnym niegodnym zaufania krukonem. W końcu chodziło o szczęście Remci, jej Remci! Najdroższej przyjaciółki, siostry z innej matki, powiernicy, bratniej duszy, tej, która stała na czele jej serca w szeregu osób dla niej najdroższych. Była puchonką, prawda, ale teraz wychodziła z niej najprawdziwsza lwica. - Moc, pozycja prosta! To, co musi nastąpić, będzie wymagało od ciebie ogromnej odwagi. Ale jesteś gryfonką, dasz radę, znajdziesz w sobie siłę, by temu sprostać! Bo masz, masz Remciu wpływ na to, czy będziesz szczęśliwa! Aneczka usiłowała mówić spokojnie, z pełnym opanowaniem, ale rozgrywający się w kartach dramat dotyczył zbyt bliskiej dla niej osoby. Kochające, pełne wzruszenia i troski o przyjaciółkę serduszko zaczęło bić szybciej, a oczy puchonki lekko się zaszkliły. Ale musiała być dzielna, musiała brnąć dalej w to, co zaczęła. Położyła drugą kartę, a usta jej zadrżały, gdy zobaczyła niedający się z niczym pomylić horror. - Śmierć, pozycja pionowa - powiedziała grobowym głosem. Ona już wiedziała. Ale teraz i do Harmony musiała dotrzeć wreszcie powaga sytuacji. I to ona była czarnym aniołem, posłańcem najgorszych wieści, które miały rozszarpać na strzępy serce i duszę przyjaciółki. Czy kiedykolwiek Aneczka cierpiała bardziej niż w tej chwili? Nie. I nie spodziewała się, że można było przeżyć taki ból. - Musisz to zakończyć, kochanie. Musisz zmienić ten stan niepewności, musisz przejść przez to i ruszyć dalej, nie oglądając się za siebie. Niepomna na perswazje, choć serce twe będzie rozrywać współczucie, choć będziesz walczyć ze swoimi przekonaniami, bo jesteś wierna, lojalna i szczera. Ale on taki nie jest. Wiesz to. Och, Remciu! Aneczce głos się załamał. Sięgnęła po trzecią kartę, drżąc cała z obaw. O tym pierwszym, nieodwracalnym kroku wiedziała. Był on jasny i klarowny od chwili, gdy zrozumiała, jaki był ten chłopak. Ale co dalej? Jaki los przędły Mojry dla tego dziecka szczęścia, wulkanu energii, dla tej chodzącej radości, dla płomienia, który potrafił rozgrzewać nawet kamienne serca? Czy karty mogły być aż tak bezwzględne, by odebrać jej wszelką nadzieję? I wtedy to zobaczyła. Kapłan. Pozycja odwrócona. Aneczka zalała się łzami. - Merlinie! Morgano! Och, dzięki bogom! Remciu, spójrz! Wolność! Gdy odwrócisz sytuację, gdy zmienisz status quo będziesz wolna! Czy to nie wspaniałe?! Po takim bólu, po wszystkich przejściach, będziesz po prostu wolna i szczęśliwa! Kochanie...! Niepomna na to, że są w sali pełnej ludzi Aneczka przypadła do przyjaciółki i szlochając zaczęła tulić ją z całych sił. Tyle emocji! Taka tragedia! Ale teraz wiedziały, teraz miały pewność, że wszystko musi się skończyć dobrze.
Para:@Terry Anderson Tarot:księżyc (odwrócona), kapłanka (odwrócona), mag (pionowo) Odczytywanie: 27 Zdarzenie losowe: G Finalny wynik + zyski/straty: 12 XD i dostaję też -10 pkt dla Slytherinu
— A masz? ADHD? — odkładam karty z powrotem na stół, bo choć swoim pięknem przyciągają moją uwagę, to jednak będę miał okazję jeszcze im się dzisiaj przyjrzeć, a pogadać z Terrym na luzie być może niekoniecznie. Opieram łokieć o blat stolika, a brodę opieram o dłoń, uderzając opuszkami palców o własny policzek. Zwrócony ku niemu, mierzę go spokojnym, zaciekawionym spojrzeniem. — Czy raki to nie rozemec... rozomec... płaczki co mają w sobie dużo emocji? A lwy narcyzy? — mrużę delikatnie powieki, nadając sobie nieco ostrzejszego wyglądu — ja nie takoy delikatny — mówię, poruszając delikatnie brwiami. Chyba mógłbym być zodiakalnym lwem, ale nie przyznaję się do tego, a raczej zapominam o temacie, bo wpierw pochłania mnie próba przypomnienia sobie, jaki mam znak zodiaku, a potem odnalezienia w głowie jego angielskiej nazwy. W międzyczasie biorę mały kawałek czekolady. Nie jestem ogromnym łasuchem, ale Terry był jak chodząca reklama wszelkich słodyczy – zajadł je z taką pasją, że samemu miało ochotę się po nie sięgnąć, choćby po to, żeby przekonać się, co było w nich tak wyjątkowe. — Ja jest Dieva. To po waszemu chyba panna? I szto to o mnie mówi? — przyszpilam go wzrokiem w niemal wyczuwalnym oczekiwaniu na to, żeby jakoś mnie scharakteryzował, przyodział w słowa. Wypowiedział to, co wiedział, ale może i to, co zdążył sobie o mnie pomyśleć na podstawie naszych rozmów. Jestem pochłonięty tą rozmową na tyle, że wolałbym spędzić czas właśnie na niej, aniżeli na wróżeniu z kart. Toteż kiedy nauczyciel przechodzi do zajęć, czuję nagłe rozdrażnienie, które objawia się nieznacznym zmarkotnieniem. Staram się jednak nie podpadać Ellery'emu, więc zabieram się do pracy. Tasuję karty, daję je Terry'emu do przełożenia i wybieram trzy wierzchnie, jedna po drugiej rozkładając je na stoliku przed nami. Nie wiem nawet, czy robię to poprawnie, ale czuję się jak cholerna wróżka, kiedy tak wykonuję sekwencję mistycznych ruchów. Wykładam karty z gracją, którą na sobie wymuszam, bo szalenie podoba mi się, jak prezentują się moje dłonie przy tej czynności. Cóż, może wróżenie będzie moim planem B na życie, jeśli cokolwiek nie wyjdzie mi z tańcem? Jeśli będę odpowiednio ładnie się uśmiechać, nikt nie powinien zwracać uwagi na to, że opowiadam skończone pierdoły. — Ty dumajesz, że tajemniczy wróżbita z ruskim akcentem ma taką szansę na sukces, jak cyganka? — z rozbawieniem wypowiadam na głos pierwszą myśl, która przychodzi mi do głowy. Zaraz jednak przywołuję się do porządku i poważnieję z towarzyszącym temu odchrząknięciem — Izvini, już się skupiam. Pytanie. — Kiwam zachęcająco kartę i staram się skupić na kartach, cokolwiek ma to znaczyć. Byłoby mi łatwiej, gdyby Terry zapytał na głos, ale ewidentnie nie zamierzał tego robić. Teraz dostrzegam pewne luki w moim planie B, trudno jest gadać co ślina na język przyniesie, kiedy się nie wie, o czym trzeba kłamać. Niestety karty niewiele mi podpowiadają, właściwie to milczą jak grób. Im dłużej się im przyglądam, tym większe ogarnia mnie znużenie. — Charaszo... — marszczę brwi, próbując wymyślić cokolwiek, ale zaraz nakładam na twarz maskę opanowania i pewności siebie, staram się wejść w rolę, tak jakby miało mi to pomóc — Odwrócony księżyc oznacza... uwolnienie emocji, strachu, przed toboy chyba dużo chaosu, ale to dobrze, to ...oczyszczające — prawie łamię sobie język na tym słowie, ale, na Rasputina, udało mi się je wypowiedzieć już za pierwszym razem i aż uśmiecham się lekko sam do siebie, bo uważam to za mały sukces. — Odwrócona kapłanka to sekrety i wycofanie, może ty co skrywajesz i ty powinien przestać? — staram się brzmieć tajemniczo i bardzo wiedząco, chociaż trochę chce mi się chichotać. Z drugiej strony zmęczenie doskwiera mi coraz bardziej, to chyba te kadzidełka i półmrok są dla mnie takie otępiające. — No i mag w pozycji pionowej, ja myślę, eto potomu ty taki dobry mag — zerkam jednak w notatki i dodaję — ...aleeee może to też znaczyć, szto ty sobie z tym wszystkim poradzisz. Eee wniosek jest taki, że nawet jak ty się boyat powiedzieć jakiś sekret, to warto, bo będziesz czuł się lepiej. Jak ty chcesz zacząć zdradzać sekrety już teraz, to jestem do twojej dyspozycji. — Uśmiecham się do niego, składam karty z powrotem w jeden stosik i podaję go w jego ręce, bo teraz moja kolej na wysłuchanie swojej wróżby. Sam też mam wiele pytań, ale na żadne nie umiem się zdecydować. W końcu jednak mówię sennym głosem. — Kim właściwie jestem? — nie boję się wypowiedzieć tego na głos, to tylko karty. Właściwie to chcę je sprawdzić, rzucić im wyzwanie. Opieram się na stoliku zupełnie tak jak wcześniej, a moje powieki, mimo żywego i zupełnie szczerego zainteresowania wróżbą, z chwili na chwilę stają się coraz cięższe, aż w końcu nie jestem w stanie ich kontrolować.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Kawa brzmi świetnie! Możemy wyskoczyć do jakiejś kawiarni w Hogsmeade, pokazałabyś mi trochę miasteczko? Uznałam to za świetny pomysł. Lubiłam tę Puchonkę i pamiętałam ciągle o tym, że chciałaby się trochę nauczyć języka migowego, więc wspólne spędzanie czasu poza zajęciami brzmiało idealnie. Już nie chodziło o wynagradzanie mi niczego, a tak po prostu miłe popołudnie. Skinęłam tylko głową na informacje o Maxie. A więc tak miał na imię ten chłopak. Skoro go lubiła... to chyba nie mógł być aż taki zły. Na pewno ciężko będzie mi się przy nim czuć komfortowo, ale nie zamierzałam go traktować jak wroga. Popatrzyłam na podsuniętą mi pod nos talię (1, 2, 3). Wydawała się iście magiczna, a do tego każdy z obrazków się poruszał pod wpływem dotyku moich palców. Delikatna, ciepła paleta barw bardzo mi się spodobała i chwilę po prostu patrzyłam na Wielkie Arkana z niemałym zachwytem w oczach. Z taką to od razu o wiele przyjemniej się wróżyło! Uśmiechnęłam się niepewnie, gdy Elaine zadała pytanie ze sfery romantycznej. Takie tematy u mnie to zazwyczaj była katorga. Skrywałam w końcu istotny sekret. Miałam siedemnaście lat na karku i ani jednego doświadczenia; żadnych pocałunków, żadnych związków, właściwie to i żadnych zauroczeń. Zdarza mi się patrzeć na niektóre dziewczęta rozmarzonym spojrzeniem, ale do tej pory nie umiałam nikomu oddać serca. Dlatego szczerze zwątpiłam w swoje umiejętności w tej konkretnej kwestii, ale bardzo chciałam udzielić jakiejś sensownej odpowiedzi mojej towarzyszce. Trochę podpatrzyłam, jak do stawiania tarota zabierają się inni uczniowie, bo o takim tasowaniu raczej bym sama nie pamiętała. Ostatecznie na blacie pomiędzy mną, a Elaine położone zostały trzy karty. Musiałam najpierw sięgnąć do swojego podręcznika, aby przypomnieć sobie, co mogły oznaczać zarówno osobno, jak i w kontakcie ze sobą. Karty chyba naprawdę chciały mówić o miłości, skoro pojawili się Kochankowie w pionowym ułożeniu. Cała wróżba błyskawicznie ułożyła mi się w głowie. Nawet nie musiałam nic najpierw sobie rozpisywać w notatniku tylko od razu zaczęłam pisać to, co umysł mi podpowiadał, że jest prawidłową interpretacją. Już darzysz kogoś silnym uczuciem, może właśnie miłością, ale nie wykonałaś żadnego kroku w związku z tym i tkwisz w samotności przez hamowanie siebie. Zerknęłam na zbudowane zdanie, po czym nieśmiało przesunęłam je blisko Puchonki, aby je przetrawiła. Chyba nie była to bardzo pozytywna wróżba, więc z lekkim niepokojem obserwowałam jej reakcję. Zdziwi się? Stwierdzi, że to tylko jakieś bzdury? A może coś jej uświadomię i popchnę w odpowiednią stronę? Byłabym przeszczęśliwa, gdyby to ostatnie się spełniło. A co jeśli tu chodziło o tego dobrego znajomego - Maxa? Zaczęłam główkować nad własnym pytaniem, a ostatecznie postawiłam na coś dotyczącego przyszłości. Ja poproszę odpowiedź na to czy dobrze spędzę czas w Hogwarcie. Napisałam to i podałam Elaine, układając złączone dłonie na kolanach. Ale nie upłynęła nawet sekunda, kiedy coś mnie tknęło, aby spojrzeć na @DeeDee Carlton. Krukonka płakała. Momentalnie całe moje ciało się spięło w nieprzyjemnym zmartwieniu, a zaraz potem nogi same poniosły mnie w jej stronę. Rzuciłam tylko przepraszające spojrzenie pannie Morieu, czując, że nie jestem w stanie tak zignorować łez jasnowłosej. Przykucnęłam obok pufy dziewczyny, po raz pierwszy patrząc na nią z dołu, otworzonymi szeroko oczami próbując zrozumieć, co się działo. Starałam się emanować spokojem, żeby nie wzbudzać w niej poczucia, że robiła jakąś scenę na zajęciach i każdy się teraz gapił - bo nie, sporo ludzi miało to głęboko gdzieś. Ktoś w sumie inny też płakał. Ania Brandon. Ciężko mi się było rozdwoić, więc pełnię uwagi poświęciłam tylko Dee. Czy to fakt, że duch ją tak maglował przy swoim monologu ją przygniótł? Strasznie się jej uczepił i jeszcze mówił o niezdanych Owutemach. Nie miałam pojęcia czy o to chodziło. Z kieszeni szaty wyjęłam paczkę chusteczek z kolorowymi lunaballami, po czym podałam ją delikatnie do dłoni Dee. Nie mogłam nic mówić, więc tylko trwałam przy jej boku, gotowa odprowadzić ją za drzwi klasy, jeśli nie miałaby sił lub chęci na kontynuowanie zajęć. Na ten moment musiałam się upewnić, że to sytuacja możliwa do opanowania. Już parę razy odczuwałam potrzebę przytulenia Krukonki, ale do tej pory to zwalczałam. Teraz ochota na czułe zamknięcie jej w opiekuńczych ramionach stała się prawie nie do odparcia.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
- Nie wiem, nie sądzę. Może trochę? - rzucił to bardziej w formie żartu, nie spodziewając się, że Daniil weźmie jego słowa na poważnie. Może i był czasami trochę nadpobudliwy, a utrzymanie skupienia na czymś, co w ogóle go nie interesowało graniczyło z cudem, ale nigdy nie zastanawiał się, czy istnieje medyczny powód takich a nie innych zachowań. W dawnej szkole, otoczony rówieśnikami o równie przeciętnych zdolnościach co on, Terry nie wyróżniał się z tłumu, uchodząc za zwykłego dzieciaka, może trochę niecierpliwego, ale w gruncie rzeczy czego można spodziewać się po energicznym jedenastolatku. W Hogwarcie wszyscy wydawali mu się tacy opanowani, dojrzali i inteligentni, że chłopak nie raz czuł się przy nich jak ciemny, nieokiełznany dzikus. - Może trochę… ale raki są też troskliwe, empatyczne i nieustępliwe. No i tajemnicze, panie przyjechałem nie wiadomo skąd. – pokazał chłopakowi język, jednak w jego głosie słychać było raczej rozbawienie aniżeli jakąkolwiek złośliwość. – A lew jest szlachetny, wiesz, król zwierząt i takie tam. Ambitny, lubi być w centrum uwagi… no dobra, to brzmi trochę jak narcyz. – prychnął, tłumiąc śmiech – Ale nie ma nic złego w odrobinie pewności siebie i świadomości własnej wartości! – dodał, jakby na swoją obronę, choć przecież cała jego czarodziejska osobowość zdawała się zupełnym przeciwieństwem tych dwóch cech. - Nie patrz tak na mnie, przecież to same komplementy. - uniósł dłonie w obronnym geście, szczerząc się jak głupi. Sam był zaskoczony, z jaką łatwością przychodziła mu rozmowa z chłopakiem – przecież prawie się nie znali, a on żartował i przekomarzał się z nim, jak gdyby nigdy nic. Może to kwestia niedawnego rollercoastera emocji, a może w kadzidełkach profesorskich było coś poza wonnymi olejkami… w każdym razie Terry błyszczał dziś towarzysko bardziej niż przez ostatnie dwa miesiące razem wzięte. – Dieva? – spróbował powtórzyć melodyjne słówko, kalecząc je przy tym niemiłosiernie. Akcent Daniila podobał mu się do tego stopnia, że czasem łapał się na tym, że rozmawiając z chłopakiem, próbował bezgłośnie odtworzyć wypowiadane przez niego kwestie tylko po to, by zobaczyć jak dane głoski układają się na języku. Była jednak ogromna różnica między twardą szkocką wymową, a śpiewnym wręcz zaciąganiem Ślizgona. – Hm…Panna? Kurcze nie wiem, chyba nie znam nikogo spod znaku Panny. – wytężył pamięć, próbując przypomnieć sobie urywki programu telewizyjnego z udziałem pewnej wróżki lub choćby strzępy czytanych horoskopów – Chyba masz dość…praktyczne podejście do życia? Panny słyną ze skrupulatności może nawet perfekcjonizmu. – rzucił okiem na wpatrującego się w niego chłopaka, szybko jednak opuścił wzrok, wbijając go w trzymaną w dłoniach filiżankę z herbatą. Gdyby nie siedział, z pewnością zmiękłyby mu kolana, takie to było spojrzenie. – Ale mają też dobre serce, są uprzejme i eleganckie…no jak to panna. – uśmiechnął się pod nosem, powstrzymując się od dodania, że najwyraźniej osoby spod znaku panny mają również tendencję, by zniewalająco wyglądać. Dopił herbatę i odstawił porcelanowe naczynie na stolik dokładnie w tym samym momencie, kiedy nauczyciel rozpoczął lekcję. Przelotne spojrzenie na Ślizgona wystarczyło, by zauważyć, że mina mu nieco zrzedła. Może wcale nie chciał z nim pracować, a teraz głupio mu wstać i odejść? A może to on powiedział coś nie tak, kiedy rozmawiali o znakach zodiaku? Nim Puchon zdążył przeprosić, zakładając, że nagła zmiana humoru towarzysza musi być jego winą, Daniil wyłożył przed nim trzy karty z taką wprawą, jak gdyby robił to od urodzenia. Czyli jednak nie był zły? Mocno skonfundowany, omal przeoczył zadane mu pytanie, które niemniej rozluźniło nieco niepotrzebnie wzniosłą atmosferę, która zawsze towarzyszyła lekcjom wróżbiarstwa. – Zawsze możesz udawać cygankę. – podsunął, choć nie miał zielonego pojęcia, skąd właściwie cyganie pochodzą. Kojarzyli mu się gdzieś ze wschodem, ale Terry nigdy nie był orłem z geografii. – Ale i bez tego wróżę Ci świetlaną karierę. – uśmiechnął się, zadowolony z żartu – wszak jego pora na wróżenie dopiero przyjdzie. Nawet nie przyszło mu do głowy, by wypowiedzieć swoje pytanie na głos. Wystarczyło, że uformował je w myślach i spojrzał oczekująco na Ślizgona, by ten zrozumiał, że może zacząć rozszyfrowywać jego przyszłość. Spodziewał się żartobliwej wróżby, a nawet wygłupów i lekceważącego tonu, z którymi tak często spotykał się podczas tych zajęć, początkowo słuchał więc z szerokim uśmiechem, gotów roześmiać się w każdej chwili. W miarę tego, jak Daniil interpretował leżące przed nimi karty tarota, rozbawienie znikało jednak z twarzy chłopaka, zastąpione przez coraz większe zmieszanie i skrępowanie. Skąd on to wiedział. Nietrudno było odgadnąć sens przepowiedni, o ile tylko wiedziało się, gdzie szukać. Terry bez problemu rozszyfrował, do czego mogły odnosić się karty, niedowierzając we własnego pecha. Czy to możliwe, że Daniil przejrzał go na wylot? Sama myśl zmroziła mu krew w żyłach. Zostałby pośmiewiskiem całej szkoły, ludzie by nim gardzili za równie bzdurne zauroczenie. No bo jak ktoś taki jak on mógł zwrócić na niego uwagę. Śmieszne, głupie marzenia. Niedawna nonszalancja ulotniła się szybciej niż gaśnie płomyk świecy. Czując narastającą panikę, próbował odnaleźć w twarzy siedzącego obok chłopaka jakąkolwiek wskazówkę, która przesądziłaby, czy Ślizgon rzeczywiście poznał jego mały sekret i teraz okrutnie się nim bawił, czy może zupełnie nieświadomie trafił w czuły punkt chłopca. Jeszcze przed chwilą wyluzowany, w świetnym humorze, teraz Puchon czuł się jak zwierzę złapane w sidła. Serce biło mu zdecydowanie za szybko, przyprawiając o zawroty głowy, spotęgowane jedynie ciężkimi oparami unoszącymi się w powietrzu. Nie docierał do niego sens ostatnich słów Daniila; miał ochotę wstać i wyjść, schować się przed światem, wstydem i zażenowaniem z dala od ładnych chłopców, ich jeszcze ładniejszych partnerek i własnych kretyńskich uczuć, zdradliwych i utrudniających mu życie. Dlaczego nie może być jak inni? Wiedział, że nie może tak po prostu uciec z klasy, już i tak narobił wystarczająco problemów w ostatnim czasie. No i wzbudziłoby to podejrzenia, ludzie zaczęliby gadać, zadawać pytania. Musi zostać i przetrwać do końca zajęć. - Nie wiedziałem, że z Ciebie taki wróżbita. – rzucił piskliwie, od razu żałując, że w ogóle się odezwał. Odebrał od Ślizgona karty i zaczął tasować je z wprawą kogoś, kto nauczył się od dziadków wszystkich hazardowych tajników gry na cukierki. Pogrążony we własnych myślach, nawet nie dostrzegł, że siedzący obok Daniil powoli odpływał do świata marzeń sennych. Wyłożył karty, otworzył podręcznik i przełknął ślinę. Dasz radę. - Okej, co my tu mamy…mag w pierwszej pozycji…inwencja twórca, biegłość, sukces, ale też brak silnej woli. – wertował strony kompendium wróżbiarskiego, starając się ze wszystkich sił nie patrzeć na Ślizgona. Bał się, co mogłoby zdradzić jego spojrzenie. – Moc lub inaczej siła…to chyba jasne…coś tu piszą o pokonywaniu codziennych problemów i dyscyplinie i.. – urwał, kiedy w oczy rzuciło mu się hasło zaufanie, namiętność i wiedza o sobie. Nie ma opcji, że przejdzie mu to przez gardło w obecnych okolicznościach. Świat się sprzysiągł przeciw niemu, czy jak? – I księżyc zamykający układ oznacza zmiany, dojrzewanie, ewolucję…o ale chyba też sztukę, konieczność adaptacji, jakiś ukryty strach. Jesteś artystyczną duszą? – zapytał, podnosząc wreszcie wzrok znad książki, by natrafić na smacznie drzemiącego Daniila z głową nadal opartą o dłonie. Terry nawet nie wiedział, od jak dawna chłopak nie słuchał swojej wróżby. Przyglądając się ukradkiem śpiącemu koledze, Puchon nie mógł pohamować delikatnego uśmiechu, który wkradł się z powrotem na blade oblicze. Daniil wyglądał tak błogo z przymkniętymi powiekami, w pełni rozluźniony i spokojny. Długie rzęsy rzucały cień na alabastrową skórę, która w tym świetle przypominała marmur. Chłopak wyglądał jak jedna z greckich rzeźb, łagodnie, dostojnie… pięknie. Widząc zbliżającego się w ich stronę nauczyciela, Terry trącił chłopaka delikatnie, starając się wybudzić go z popołudniowej drzemki. - Ekhm… - odkaszlnął nieco głośniej niż zwykle, po czym jak gdyby nigdy nic kontynuował wróżenie, uśmiechając się tylko konspiracyjnie pod nosem – Tak jak mówiłem, karty zdają się mówić, że jesteś osobą, która ma za sobą wiele sukcesów, osiągniętych dzięki determinacji i kreatywności. Masz w sobie ogromne pokłady siły, które umożliwią Ci pokonanie trudności, jakich być może już doświadczasz, a może niedługo doświadczysz. Jesteś zdeterminowany by osiągnąć jakiś cel, ale coś Cię powstrzymuje, jakaś obawa lub strach…być może pomocna okaże się jakaś zmiana, konieczność dostosowania się do nowych warunków. No i w kartach ciągle przewija się sztuka, więc może czas na jakieś kreatywne hobby? – zakończył i posłał Ślizgonowi nieśmiały uśmiech. Przez chwilę bił się z myślami, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł, ale wreszcie dodał już od siebie – Ale wiesz, to tylko karty. Ja myślę, że jesteś przede wszystkim super osobą, która sama zdecyduje, kim chce być.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Aoife przyglądała się Hex z ulotną aprobatą w oczach. Widać było, że gryfonka wiedziała, co robi. Dlatego też Norweżce zrzedła mina, gdy usłyszała jaką wróżbę miały dla niej karty. Początek był dobry, ale im dalej w las, tym gorzej. Uzależniona od decyzji osób trzecich, oczywiście, że tak, była niepełnoletnia, do stu czortów. - Przejściowe niedogodności. To żadna wróżba. I nie jestem kundlem. - rzuciła ciut opryskliwie, niezadowolona z wytykania jej słabości. Poczuła, że robi się nadąsana i rozżalona. Miała ochotę się wyładować na kimś, ale powstrzymała się w ostatniej chwili, zanim na dobre dała się ponieść. Wzięła głębszy wdech, a potem odezwała się nieco bardziej ugodowym tonem. Ostatecznie aura Hex wzbudzała swego rodzaju respekt i nie zachęcała do pójścia na konfrontację. Przynajmniej nie w tym momencie. - Ale rzeczywiście równowaga jest chwilowo zachwiana. I zamierzam przypomnieć niektórym o swoich kłach. I pazurach. Jej wzrok, choć przez większość tej wypowiedzi spoczywał na niebieskich oczach gryfonki, teraz zawiesił się się na jej kłach. To znaczy na zębach. Czemu Aoife pomyślała, że było w niej coś wilczego? Kusząco niebezpiecznego, pociągająco dzikiego, nieokiełznanego. Zupełnie jakby siedziała naprzeciwko dzikiej bestii ukrytej pod postacią nastoletniej dziewczyny. Czy powrócę? Aoife z zafascynowaniem patrzyła na ruchy warg Hex, dopiero po chwili orientując się, że padło pytanie, na które należało odpowiedzieć. Otrząsnęła się i sięgnęła po karty, wszystko robiąc zgodnie ze sztuką. Gdy tylko zobaczyła, co mówią złoto-czarne malunki, twarz jej stężała. Spojrzała czujnie na gryfonkę, a potem opuścila znów wzrok na tarota. - To, do czego chcesz wrócić, zostało już zakończone. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, Hex. - powiedziała, czując, że jest jej autentycznie przykro. Domyślała się, że nie takiej odpowiedzi chciała dziewczyna siedząca naprzeciwko niej. Aoife wiedziała jednak, że karty nigdy nie są bezwzględne, a ich odpowiedzi dają szersze pole do interpretacji. - Ale to dobra wróżba. Z pionowej karty. Mówi, że nie powinnaś być uwiązana do przeszłości. Możesz wyruszyć w podróż. Czeka tam jakiś cel, osiągnięcie. Czeka tam twoje stado, choć teraz jesteś samotnym wilkiem. Ale to zależy od ciebie. Tym bardziej że... Zmarszczyła brwi, wczytując się w karty, nie do końca rozumiejąc, co chciały przekazać. To był skomplikowany układ, nie do końca jasny, interpretowalny na przynajmniej dwa zupełnie odmienne sposoby. Przygnębienie i nadmierny optymizm? Brak dyscypliny i brak elastyczności? Jak to zebrać w całość, jak odnaleźć się w tym labiryncie znaczeń? - Szaleje w tobie dziecko. Dominuje cię. Popada w skrajności, daje ponosić emocjom. Niezdyscyplinowane, ale i uparte. Nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Ale starasz się je kontrolować, próbujesz je okiełznać. Może nadmiernie? Może brak w tym elastyczności i powinnaś... Urwała. Przeszedł ją dziwny dreszcz, kiedy usłyszała szepty dochodzące od kryształowych kul. Dała się temu zupełnie pochłonąć, zapominając o wszystkim, co się działo w sali, nie dokańczając wróżby, która urwana nie mogła stanowić dla Hex pełnej wskazówki. Aoife usiłowała wyłapać co się czaiło w tych kulach, usiłowała usłyszeć ich głos, a im bardziej się na tym skupiała, tym bardziej frustrujące pozostawało to, że nic nie słyszy. Shona by usłyszała. Ta myśl ją momentalnie otrzeźwiła, sprawiając, że ślizgonka aż się wzdrygnęła i wyprostowała jak struna. Nie patrząc w oczy Hex zgarnęła karty i ułożyła je w równy stos. Była zła. Naprawdę zła i rozgniewana, jednocześnie pełna zazdrości i poczucia winy, od których się dusiła, i które były gotowe wybuchnąć, jeśli nie znajdzie jakiegoś ujścia dla buchającej w niej pary. Na Hex sie wyżywać nie chciała. Ale wtedy jak na zawołanie puchonka z sąsiedniego stolika wstała i wyszła, zostawiając swoją koleżankę samą. Bezbronną. Aoife rzuciła gryfonce przelotne spojrzenie. - Zaraz do ciebie wracam, Hex. Nie możemy zostawić koleżanki bez wróżby, prawda? - rzuciła słodko, zerkając na Cleo. Nie widziała w niej najmniejszego zagrożenia, za to całkiem uroczą ofiarę paru gorzkich słów, do których z pewnością mogły zainspirować ją wróżby. Przesiadła się bez pytania na sąsiednią pufę i zerknęła na karty porzucone przez Elaine. - Hej, puszku. Ty zdaje się też nietutejsza, co? - zaszczebiotała, niby przyjaźnie, a jednak nie do końca. Zerknęła lekceważąco na karty i stwierdziła z emfazą - Rydwan! Jest ci pisany, sukces! O ile w siebie nie zwątpisz, bo coś kiepsko u ciebie z wiarą w siebie, co skarbie? Brak równowagi... Ach, beznadziejnie się czyta z cudzych kart. Zrobimy to po mojemu. To lekcje wróżbiarstwa, każdy powinien dostać porządną przepowiednię, nawet jeśli partnerka od niego ucieka. Co my tu mamy... Przetasowała karty i wyciągnęła trzy z nich, przyglądając się im krytycznie. - No proszę, znowu rydwan! Pozycja pionowa, naprawdę jest ci pisany sukces! Ale cóż to, odwrócony mag i kapłanka? Marnujesz swoje talenty. Źle planujesz, wycofujesz się, nie pozwalasz kierować się intuicji. Tłamsisz się, siedzisz cicho, jak skowronek, który boi się śpiewać. - Aoife westchnęła teatralnie i spojrzała w miodowe oczy Egipcjanki z niezbyt szczerym współczuciem. - Wygląda na to, że jeśli nie przejmiesz kontroli nad własnym życiem i nie podejmiesz działania, nigdy nie pofruniesz, ptaszyno. Smutne, prawda? Ale nie martw się, to zależy od ciebie. Sukces wciąż gdzieś tam majaczy, choć karty nie mówią, czy będziesz dostatecznie silna i zdeterminowana, by go osiągnąć. Uśmiechnęła się do Cleopatry słodko jak aniołek, a jej lodowe oczy na moment błysnęły kocią zielenią. Od razu zrobiło jej się lepiej na lodowym serduszku. - Zdaje się, że to wszystko! Wybacz, muszę wracać do Hex. Ale jakbyś potrzebowała znowu pomocy, jestem tuż obok!