Pośród niewielkich budowli w Hogsmeade na ich tle zawsze wyróżniała się stara wieża będąca w niewielkim lasku nieopodal. Budynek ten od wieków był opuszczony, a wejście do niego było zagrodzone. Jednakże na potrzeby turnieju, a raczej na wyznaczenie wieży, jako idealnego miejsca dla widowni, budowla ta została ponownie otwarta. Mówi się, że grasował po niej przez te wszystkie lata wyjątkowo złośliwy duch, jednakże w obecnej chwili, wyglądało na to, iż dyrektor znalazł mu dogodniejsze lokum. Całość została nieco wysprzątana, tak by uczniowie mogli skorzystać z tego miejsca. Na samym szczycie zostały postawione drewniane ławki wewnątrz całej wieży, ponownie z ozdobami w kolorach pięciu szkół. Każdy kto chciał obserwować reprezentantów mógł wejść na szczyt wieży i zając wybrane miejsce.
Z małymi gestami właśnie tak jest, że mogą zrobić więcej szkody niż pożytku. Bardzo często nieznaczące przygryzienie wargi może wywołać burzę myśli w osobie, która to obserwuje. Przecież wszyscy znamy kogoś, kto tak uroczo bawi się włosami albo przygryza wargę, albo oblizuje usta, albo przeciąga się. Czasem właśnie takie małe gesty w trakcie kłótni czy sprzeczki z daną osobą potrafią rozładować napięcie w mgnieniu oka. One po prostu rozczulają, sprawiają, że człowiek przypomina sobie najlepsze sytuacje związane z daną osobą, a nie skupia się na kłótni. Właśnie w ten sposób większość sprzeczek przegrywał zawsze Leo. Z powodu jednego, nic nie znaczącego gestu. - Może faktycznie źle ubrałem to w słowa - zastanowił się przez chwilę nad tym, co powiedziała o tatuażach Tori. - Jednak nie widzę sensu w pokrywaniu całej kończyny górnej tatuażem, który jest po prostu ładny. Dla mnie jest to symbol czegoś, o czym zawsze będę chciał pamiętać i mieć to przy sobie - dodał, przekrzywiając lekko głowę. Tak, właściwie na tym mógł skończyć temat. Nie gustował w ogromnych tatuażach, pokrywających połowę ciała człowieka. Jeśli już miałby jakoś skalać swoje nienagannie piękne ciało, to zdecydowanie wolałby mały symbol, utworzony w takim miejscu, że bez trudu będzie mógł go zakryć w każdym momencie, w jakim będzie miał na to ochotę. - Chociaż lepsze to niż tatuowanie sobie imion swoich dziewczyn - przybił sobie otwartą dłonią w głowę przysłowiowego facepalma, uśmiechając się od ucha do ucha. Naprawdę nie wyobrażał sobie zrobić tatuażu z imieniem dziewczyny. Nigdy. Przenigdy. Never. - Czy mi to przeszkadza? Zasadniczo kiedyś nie byłoby opcji spotykania się z młodszą dziewczyną, ale wraz z wiekiem zdecydowanie nie ma to większego znaczenia. Szczególnie, że jesteśmy na tym samym etapie w życiu - wzruszył ramionami. Nie miało to dla niego naprawdę większego znaczenia, dopóki nie mógł za to iść siedzieć do Azkabanu. Zdążył się przekonać, że starszy wcale nie równa się mądrzejszy. Dotyczyło to zarówno mężczyzn, jak i kobiet. - Tak, moją mocną stroną też zdecydowanie nie jest planowanie - uśmiechał się, patrząc na jednorożca, którego próbowała narysować dziewczyna. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, widząc piątą, zupełnie zbędną nogę. - Ej, nie, czekaj! - krzyknął, żeby nie próbowała z nią nic zrobić. Mieszając kilka kolorów sprawnie udało mu się dorysować jeszcze trzy, zdecydowanie mniejsze od poprzednich i uśmiechnął się szeroko. W kilka sprawnych ruchów powstał obok dużego jednorożca jeszcze jeden, mniejszy, który zadzierał główkę, patrząc na swoją "mamę". - No, tak zdecydowanie lepiej - powiedział z satysfakcją, wracając do rysowania swojego drzewa, tym razem babrając się w kolorze brązowym, ponieważ rysował konar.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Gdyby była inna pewnie taki gest z jego strony bardziej by ją speszył. Już wyobrażam sobie jak normalna dziewczyna robi się cała czerwona i odwraca wzrok. Tylko, że Vittoria nie była normalna. W ramach żartu potrafiła prowadzić tak kokieteryjne rozmowy, że z czasem chyba się po prostu znieczuliła na tego rodzaju rzeczy. Zwracała na nie uwagę, podobały jej się - ale to tyle. Nie peszyły ją. Poniekąd dlatego wciąż szukała faceta. Była przekonana, że "ten jedyny" będzie w stanie spowodować u niej ten burak na twarzy. Kto normalnym marzy o tym, żeby ktoś go zawstydził? Dlatego zdecydowanie nie jest normalna. - Ah, no to tak. Wielkie też mi się nie podobają, przynajmniej u siebie. U innych nie mam z tym problemu. Chyba jedyne czego nie rozumiem z takich rzeczy, to kolczyk w języku - Sam widok takiej ozdoby wzbudzał w niej ciarki na całym ciele. Od razu myślała sobie "boże, jak to musi boleć". Ucho, brew, pępek - spoko, choć sama miała tylko w uszach. Ale język wychodził daleko poza granicę tego, co uważała za ładne. Choć mówi to osoba, która uwielbia ludzkie blizny, więc... Może lepiej nie brać jej zdania pod uwagę. - No nie! A ja już planowałam Twoje imię na biuście - Zareagowała natychmiast na jego słowa wzdychając tak, jakby się bardzo zawiodła na jego postawie, ale po chwili na jej twarzy pojawił się banan wskazujący na to, że jak to ona, oczywiście żartuje. - W sumie to randka z Tobą będzie dowodem, że nie jestem pedofilem. Ostatnio mam za znajomych prawie samych 16 latków - Ujęła to dość łagodnie biorąc pod uwagę, że pod wpływem magii z Julkiem całowała się na Celtyckiej Nocy, a Max... To Max. Zdecydowanie "znajomi" brzmiało lepiej nić pełna wersja wydarzeń. - Jesteś genialny! - Zakrzyknęła gdy odratował piątą nogę jednorożca. No proszę, to jej się trafił artysta! Ona by pewnie zostawiła tak jak było i wmawiała wszystkim, że tak miało być i że to była zaplanowana abstrakcja. Obok jednorożca zaczął powstawać jakiś krzaczek z kwiatkami, które składały się oczywiście z kółka i kilku falbanek na zewnątrz. Tym razem kolor fioletowy i czerwony był przez nią używany... I to właśnie ten drugi sprawił, że wpadła na głupi pomysł. Zamoczyła dwa palce w farbie po czym przesunęła się do niego (przy okazji łydkę pakując w swoją chmurkę i brudząc ją na niebiesko) i przejechała mu po policzku tworząc barwy wojenne). - Teraz wyglądasz jak prawdziwy Gryffon - Stwierdziła z uznaniem dla swojego dzieła, niemal tak dobrego jak jej cudowny jednorożec.
Zawstydzenie obecnego tu Gryfona, Leonarda Taylora Björksona, też graniczyło z wielkim cudem. Udało się to w życiu paru osobom, ale jednak zdecydowana większość nie była w stanie tego osiągnąć. Szczególnie, że to raczej był tą osobą, która potrafiła doprowadzić do rumieńcach na policzkach innych ludzi, niezależnie od wieku i płci. Nie robił tego świadomie, a już na pewno nie celowo. Po prostu czasem udawało mu się trafić w taki punkt w duszy człowieka, który potrafił włączyć taką relację. Dawno już mu się to nie zdarzyło, ale co tu się dziwić, skoro od długiego czasu nie miał aż tak bliskiego kontaktu z drugim, żywym człowiekiem? Jego choroba sprowadziła na niego samotność, zdecydowanie. - Kolczyk w języku też jakoś mi się niespecjalnie podoba, ale znam też inne miejsca, gdzie nie byłbym w stanie zaakceptować piercingu - powiedział, krzywiąc się lekko i pokazując palcem na okolicę swojego krocza. - U żadnej z płci - dodał, śmiejąc się z tego, jakim cudem rozmowa o tatuażach i sensie ich robienia przeniosła się właśnie na przekłuwanie sobie genitaliów. Obrzydlistwo. Nawet gdyby dziewczyna była najpiękniejsza na świecie, nie mógłby znieść tego widoku. Jak w ogóle się tam zbliżyć? Przecież to musiało być bolesne. Jeśli nie dla niej, to dla niego. Pewnie nie raz zdarzyłoby mu się pokaleczyć? Pokręcił głową, chcąc odgonić od siebie natrętne myśli, które teraz sprowadzały się tylko do kolczyka w częściach intymnych kobiety. - Z tego co wiem, to za same rozmowy z nieletnimi raczej nie będą Cię ścigać - zmrużył oczy, patrząc prosto w niebieskie oczy Tori. - Chyba, że masz na sumieniu coś o wiele bardziej poważnego, wtedy... chyba będę musiał na Ciebie donieść - uśmiechnął się szeroko, jednak już po chwili spoważniał, czekając na reakcję dziewczyny. Oczywiście żartował sobie, sam często zupełnie nieświadomie chodził na randki i całował się, a nawet i robił inne rzeczy z dziewczynami, które okazywały się od niego o wiele młodsze. Dzisiejsza młodzież potrafiła dodać sobie wieku, a przecież nikt normalny nie wyskakuje z pytaniem o to na pierwszym spotkaniu. Nikt, oprócz Leo, co już dzisiaj udowodnił. Wiele z dziewczyn potrafi również świetnie kłamać, co było zawsze jakąś okolicznością łagodzącą. Skoro one potrafiły, to faceci pewnie również, chociaż on zawsze miał z tym problem. - Ej! - próbował zaprotestować, gdy dziewczyna mazała go po policzku czerwoną farbą, jednak nie bronił się przed tym zbyt mocno. W końcu taka była rola tej zabawy, żeby upaćkać się najmocniej. Nieświadomie, gdy próbował odsunąć się od dziewczyny, wsadził rękę w zieloną farbę, której używał wcześniej do malowania korony drzewa. Z szerokim uśmiechem na twarzy roztarł ją również na drugiej dłoni, a później złapał dziewczynę delikatnie za nadgarstki, zostawiając na nich dwie zielone plamy. - Co by tu teraz z Tobą zrobić - zamruczał cicho, a w jego oczach po raz pierwszy dzisiejszego dnia pojawiła się radość i szczęście pięciolatka. Podobne uczucie miał za każdym razem, wsiadając na miotłę.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Byli bardzo podobni. To aż szokujące, jak bardzo. Stąd dziewczyna była pewna, że nawet jeśli zakończy się to na jednej randce, to są to na prawdę niezłe podwaliny przyjaźni. Dlatego miała na prawdę dobre przeczucia co do tej znajomości. Tym bardziej, że trafiali w swoje gusta pod względem humoru, a dla niej to było na prawdę bardzo ważne. - O nie! To czekaj, muszę powyciągać wszystkie - Zakrzyknęła odwracając się tak, jakby własnie planowała pójść to zrobić, ale po chwili wróciła do niego spojrzeniem szczerząc się głupawo. No co no. Normalna rozmowa. Tatuaże, dinozaury, genitalia. Dzień jak co dzień. Ale w pełni zgadzała się co do kolczyków w miejscach intymnych. Ona ogólnie była tą tatuażową osobą, nie tą kolczykową. - Czy fejkowy ślub z nieletnim liczy się jako coś poważnego? - Niby się uśmiechała, a z drugiej strony... Po jej minie było widać, że mówi poważnie. Ona na prawdę wzięła z 16 letnim Maxem ślub w środku parku tylko i wyłącznie dla śmiechu. Do teraz wołali do siebie na korytarzach "Małżu" i "Żonkilu". to była zdecydowanie dziwna relacja. Znacznie wykraczająca poza "robieniem rzeczy z młodszymi". Sama nie rozumiała tak na prawdę co to jest, bo to ani nie była zwykła znajomość, ani broń boże związek, ani tak na prawdę przyjaźń. Dlatego raczej nie wdawała się w szczegóły z tym związane. Poważnie traktowała ewentualnie Julka, ale cóż... To jak na nią naskoczył po usłyszeniu kilku plotek sprawiło, że przegapili swój moment, jeśli jakiś kiedykolwiek był. Dziewczyna nudzi się facetami sama z siebie, a po takich akcjach? Tym bardziej. Obecnie nawet nie rozmawiali ze sobą i nie czuła się w potrzebie by to zmieniać. - Nieeee czekaj nie! - Krzyknęła widząc jak ten rozciera farbę po rękach, ale ucieczka była niemożliwa. Unieruchomił jej ręce, więc nie miała specjalnego pola do popisu, ale próbowała je oswobodzić - Wypuścić! Była akcja wypuścić Orkę, teraz wypuścić Tori! - Skomentowała kombinując jak tu by... Hm. Postanowiła złapać go go za nadgarstki i pociągnąć po prostu w stronę pootwieranych pojemników. A nóż widelec nie spodziewał się tego i się na nich położy. Ona też się przy okazji uciapka, ale na to była w pełni przygotowana.
Zaśmiał się głośno, słysząc komentarz dziewczyny o wyciąganiu wszystkich kolczyków z miejsc intymnych. W myślach pochwalił ją za to, że zareagowała właśnie w taki sposób. Znał naprawdę mało osób, przy których mógł poczuć się tak swobodnie już podczas drugiego spotkania w życiu. Większość osób po prostu zawsze nabierała do niego dystansu, tak jak zresztą i on do nich. Tutaj na ten moment nie odczuwał nic takiego i miał nadzieję, że już do końca ich znajomości tak pozostanie. - Fejkowy ślub z nieletnim? - na chwilę przerwał rysowanie, żeby podnieść wzrok na dziewczynę, mrużąc oczy. - To zależy od wielu czynników. Po pierwsze: czy byłaś wtedy pod wpływem alkoholu. Po drugie: czy to naprawdę fajkowy ślub czy może jest w tym coś więcej. Po trzecie... - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale uznał, że może akurat w tym przypadku żartowanie sobie będzie nie na miejscu. - Może po prostu opowiedz mi o tym, jeśli masz ochotę, a ja wtedy w ciągu 7 dni rozpatrzę wszystkie za i przeciw, i dam Ci jakąś odpowiedź zwrotną - zaśmiał się cicho, karcąc się w duchu, że oczywiście obrócił znów wszystko w żart. Nie mógł się jednak powstrzymać, był w tak wyśmienitym humorze, że wszystko wydawało mu się zabawne. - Teraz to czekaj, tak? - wyszczerzył zęby. Nie zamierzał tak łatwo puścić dziewczyny. W trakcie, gdy obmyślał w głowie chytry plan, co by tu zrobić, żeby jak najbardziej wybrudzić ją, ale nie do końca upaćkać siebie, stało się coś, czego się nie spodziewał. Tori pociągnęła go za nadgarstki, w stronę pootwieranych pojemników. Siedząc na piętach nie miał szan utrzymać równowagi i poleciał plecami prosto w czerwony, czarny i zielony kolor, który stał dokładnie obok nich. - Nieeee...! - zdążył tylko krzyknąć, zanim nastąpiła piękna, kolorowa katastrofa. Czerwona farba została całkowicie zgnieciona, zostawiając na jego białej koszulce ogromną plamę. Czarna i zielona przewróciły się, rozpryskując na wszystkie strony. Udało mu się jednak w całej tej szamotaninie nie puścić nadgarstków dziewczyny. Teraz oto znaleźli się w pozycji, gdy Leonardo leżał na plecach, cały czas trzymając Tori za ręce, a ona, chcąc nie chcąc, wylądowała na nim, również brudząc się o rozlane dookoła farby. - No to się doigrałaś - w trzy sekundy przerzucił ją tak, że wylądowała na plecach. Usiadł na niej okrakiem i złapał obie jej dłonie w jedną rękę, drugą zaś sięgnął obok po pojemnik z niebieską farbą. Bez zastanowienia zaczął maczać w nim palec, uśmiechając się szeroko, gdy na lewym policzku namalował jej uśmiech, zastanawiać się, co za arcydzieło powinno spocząć na prawym policzku. Wszystko to robił bardzo delikatnie, tak, że dziewczyna mogłaby uwolnić się, gdyby tylko zechciała.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Dziewczyna miała do siebie ogromny dystans, to też miała świadomość, że pozytywni i ekstrawertyczni ludzie bardzo dobrze się przy niej czują. Z introwertykami mógł być pewien problem, ale skoro taki Adrian ją uwielbiał, to jak widać - wszystko się da. Co najważniejsze, sama siebie też lubiła. Przez większość czasu. Ostatnio trochę mniej, ale to już jej wewnętrzne problemy, których nie zamierzała wywlekać na światło dzienne. Nie teraz, w takim miłym towarzystwie. - Byłam trzeźwa. Złapaliśmy jakiegoś faceta w parku, więc szanse, że faktycznie mógł udzielać ślubów i jest to ważne są zerowe.(dop. aut @Maximilian Felix Solberg ) Generalnie stwierdziliśmy z Solbergiem, że nasze nazwiska do siebie pasują, więc wzięliśmy ślub. Nie ma tu zbyt wiele do opowiadania, ale nie zdziw się jak kiedyś usłyszysz, że wołam na kogoś "mąż" - Dostał krótką wersję. Długa była dziwna, skomplikowana miejscami i zakładała pochwalenie się ich 'Nocą Poślubną', a na ten moment jej nazwisko pozostawało w tym temacie wielką niewiadomą i lepiej, żeby tak na razie pozostało. Choć pewnie prędzej czy późnej Walsh się wygada czyje są te białe króliki biegające po Hogwarcie. Próbowała się jeszcze bronić słonie, bo nie bardzo miała jakąkolwiek inną alternatywę. A nie, jednak miała. I skorzystała z niej ciesząc się, że element zaskoczeni swoje zrobił, a oni wpadli w farby brudząc siebie, płótno, pomieszczenie. I jeszcze wylądowała na nim, a skoro była na górze - to jest to zwycięstwo! HA! Znaczy nadal ją trzymał... Ale i tak czuła się wygrana! Przy okazji widząc ile jest na nim kolorków nie mogła się nie zacząć śmiać. Teraz to dopiero pod nimi powstaje niesamowite arcydzieło warte miliony! - O nie... NIE! - Zareagowała jeszcze nim odwrócił ich pozycję i jednak teraz była na dole. Ona chce na górę... Tym bardziej, gdy widziała, że jego ręka sięga po farbę, a szarpanie się nic nie pomagał - To jest nie fer! Ty masz więcej siły! - Zakrzyknęła, a widząc ten groźny, niebieski kolor, ale się nie szarpała. Śmiała się po prostu, aż ją mięśnie brzucha zaczęły boleć. Zabrała mu ręce dopiero, gdy na jej policzku pojawiła się buźka. Wówczas uciekła mu nimi z ręki, złapała go za koszulkę i pociągnęła w dół... Nie. Nie do pocałunku, choć tak się mogło początkowo wydawać. Ściągnęła go, żeby przytulić się brudnym policzkiem do jego czystego. Tak więc buźka odbiła się i na jego twarzy. Potem wykorzystała resztkę czerwonej farby na palcach, żeby pomazać mu szyję. Jak przedszkolaki... Ale ile miała przy tym smiechu!
Przysłuchiwał się opowieści dziewczyny, co jakiś czas cicho się śmiejąc lub robiąc zdziwioną minę. Myślał, że to jego życie z poprzedniego okresu było szalone. Teraz wiedział, że zdecydowanie się myli. Jego życie przy jej przebojach i perypetiach było nudne jak flaki z olejem. Z jednej strony bardzo się z tego cieszył, dużo czasu zajęło mu dojście do takiego etapu w życiu, w którym nie musiał obawiać się, że kogoś krzywdzi. Z drugiej strony, odrobinę jej tego wszystkiego zazdrościł. Opowieści Tori przypominały mu o tym, że jego najśmieszniejsze lata młodości juz po prostu minęły. Jasne, dalej mógł robić takie rzeczy jak paćkanie się farbami w wieku dwudziestu trzech lat i sprawiało mu to ogromną frajdę, ale wiedział, że spotykanie się z tyloma osobami na raz raczej już minęło. Bezpowrotnie. - Hm. Jeśli to cała historia.. - mrugnął do niej wesoło, przypuszczając poniekąd, że dostał okrojoną wersję wydarzeń, tak samo zresztą, jak on nie powiedział jej wszystkiego co działo się podczas jego choroby. Nie kłamał. Po prostu uznał, że część rzeczy jest na tyle nieistotna, że nie ma sensu o nich opowiadać. Tori pewnie zrobiła to samo. - Uważam, że taki ślub nie jest zagrożeniem i nie naślę na Ciebie żadnych dementorów ani nie zgłoszę tego wyżej. Twoje życie jest niesamowicie barwne - nie, nie oznaczało to tego samego co stwierdzenie "Twoje życie jest niesamowite". Drugie sugerowałoby, że chciałby się z nią zamienić miejscami. Pierwsze oznaczało, że był w szoku tym, ile różnych rzeczy może dziać się w życiu jednej osoby. - Nie szarp się, bo rysunek mi nie wyjdzie - zaśmiał się cicho, gdy dziewczyna próbowała wyrwać ręce z jego lewej dłoni. Szczęśliwie udało mu się ją przytrzymać, przynajmniej na tyle, że bez problemu dokończył swoje dzieło. Na jego twarzy po raz kolejny tego dnia pojawił się szeroki uśmiech. Gdy dziewczyna przyciągnęła go do siebie, poczuł intensywnie jej zapach i znów bezwiednie oblizał wargi. Wiedział, że taka szarpanina nie może skończyć się pocałunkiem. - Więc jaki jest Twój niecny plan? - powiedział, nie odsuwając się ani odrobinę od dziewczyny, tak, że mogła poczuć jego ciepły oddech na swojej twarzy. Zanim zdążyła odpowiedzieć, już wiedział. Roześmiał się szeroko, gdy dotknęła swoim policzkiem do jego policzka podnosząc ręce w geście kapitulacji. Z pomazaną na czerwono szyją, przekręcił się na plecy, uwalniając Tori ze swojego ciężaru i kładąc się obok niej wpakował się pupą wprost w pojemnik z pomarańczową farbą. Nie mógł się przestać szczerzyć, a jego mięśnie brzucha również mówiły: wystarczy już tych zabaw. Dawno nie śmiał się tak długo i intensywnie. - Nie powiem, że wygrałaś, ale to był bardzo wyrównany pojedynek - uśmiechnął się, odgarniając jej z twarzy kosmyk włosów, co sprawiło, że upaćkał ją jeszcze bardziej i wybuchnął cichym śmiechem.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Szaleństwo, to Vitt drugie imię. Dziewczyna była bardzo asertywną osobą i nigdy nie miała problemów z odmawianiem - ale na głupie pomysły zawsze mówiła zdecydowane "TAK, ZRÓBMY TO". No... I tak się to potem kończyło. Przynajmniej jej życie nie było, nudne, a z nią też nie można się było w żaden sposób nudzić - co miał okazję doświadczyć choćby dzisiaj. I choć jej życie faktycznie było wesołe i pełne rożnych kłopotów, tak wolała by chyba trochę skasować trochę szaleństwa w zamian za skasowanie trochę tych gorszych spraw. Choć wiele osób pewnie powie, że tworzy sobie problemy na siłę. - Nie cała, ale wiesz... Muszę być trochę tajemnicza. Podobno faceci lecą na te tajemnicze - Powiedziała ruszając zaczepnie brwiami góra-dół. Pewnie przy bliższym poznaniu opowiedziała by mu całość, ale na ten moment są jednak rzeczy, które chciała zachować dla siebie. Dokładnie tak, jak on szczegóły swojej choroby. Co nie zmienia faktu, że gdyby dopytywał pewnie zdawkowo by odpowiadała. - Może trochę. Trzymaj się mnie, też będziesz się ślizgał po tęczy - Stwierdziła jeszcze nie wiedząc, że zaraz faktycznie będą na takiej tęczy leżeć. Potem to już malowanie zmieniło się w małą katastrofa, a biedna gryfonka miała problem z ucieczką - choć tak na prawdę wcale nie zamierzała uciekać. Niecny plan policzkowo-policzkowy zapewnił jej zwycięstwo, chłopak położył się obok, a ona odwróciła się na boczek ładując się jeszcze łokciem w jakiś pojemniczek, ale już wszystko było ze sobą tak zmieszane, że trudno było określić co się w nim wcześniej znajdowało. - Ja powiem. Wygrałam - Powiedziała z pełnym o tym przekonaniem, a widząc jak ten próbując pomóc zostawia na jej twarzy kolejne kolorowe plamki, zaśmiała się jeszcze. Oczy miała nadal lekko zaszklone ze śmiechu, to też musiała kilkukrotnie zamrugać, żeby się pozbyć cisnących się łezek. - Tak czułam, że to się skończy w ten sposób. Intuicyjnie wiedziałam, że jesteś takim głupikem jak ja - I zabrzmiało to jak największy komplement na świecie. Leżała dość blisko niego, wpatrując się w oczy chłopaka i nawet na chwilę nie mogąc przestać się uśmiechać.
Leonardo zdecydowanie nie był typem osoby, która musiała wszystko o wszystkich wiedzieć. Może właśnie dlatego większości osób czuła się tak swobodnie w jego towarzystwie. Zdradzali mu tylko co, co chcieli i nie musieli się obawiać, że chłopak będzie ich oceniał. Zdecydowanie rzadko to robił. Jeśli już kiedyś mu się zdarzyło, to dana osoba musiała bardzo mocno dać się mu we znaki. Kilku Ślizgonów w przeszłości zdarzyło mu się zmieszać z błotem, a w jego dawnej szkole.. tam to dopiero trwały wojny i wojenki. Na szczęście ten etap miał już w swoim życiu za sobą. Gdy to sobie uświadomił, na jego twarzy zagościł błogi uśmiech, przypominający szczerzącego się psa z reklamy o zdrowych zębach. - Fakt. Ważne jest jednak, żeby nie były za bardzo tajemnicze. Po kilku spotkaniach wyciąganie jakichkolwiek informacji robi się strasznie męczące - mrugnął do niej wesoło, dając jej znak, że odpuszcza jej na dzisiaj. Pewnie z czasem sama mu o wszystkim opowie, jeśli tylko będzie chciała. Bo po dzisiejszym dniu był pewien, że zrobi wiele, żeby dziewczyna zechciała się z nim jeszcze raz umówić. Później kolejny. Następny. - To co, teraz moja kolej na rewanż? Następne spotkanie będzie moim pomysłem i to ja wszystko zorganizuję - wyszczerzył zęby w uśmiechu, czekając na reakcję dziewczyny. Oczywiście, że się zgodzi, nie przewidywał nawet innej odpowiedzi. W jego głowie rodził się już nawet mały, niecny plan jak odwdzięczyć się Tori za dzisiejsze upaćkanie się w farbach. - Wmawiaj tak sobie - parsknął śmiechem, gdy usłyszał komentarz Gryfonki odnośnie tego, że udało jej się go pokonać. Wcale nie dał jej wygrać. Gdzieżby śmiał. Nie było to spowodowane chęcią zaimponowania dziewczynie ani udobruchania jej w jakikolwiek sposób. On po prostu taki już był. Lubił sprawiać ludziom przyjemność, a zdążył wywnioskować, że Tori lubi mieć nad wszystkim kontrolę. Uznał więc, że w takiej przepychance może sobie odpuścić demonstrowanie siły i po prostu dobrze się bawić, bez obecnej wszędzie rywalizacji. Czy to był dobry wybór? Pewnie za jakiś czas się okaże. - Nie wiem czy to komplement czy próbujesz mnie obrazić - oczywiście wiedział, że jest to komplement, ale jakże inaczej mógłby zareagować? Przecież droczenie się to jego największa specjalność. Również nie odrywał wzroku od oczu dziewczyny, ale też nie próbował zrobić nic, co mogłoby zepsuć tą magiczną chwile. Po prostu leżał i się gapił. Z tego wszystkiego zaschło mu trochę w ustach, więc postanowił rozejrzeć się za czymś do picia. Wcale nie szukał wody. Gdy udało mu się zlokalizować wino i dwa kubeczki, które jakimś cudem nie przewróciły się jeszcze i nie pobrudziły wszystkiego dookoła napełnił je i podał dziewczynie, siadając obok niej i dalej wpatrując się w jej intensywne, śmiejące się oczy.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Zabawne jest to, że obecnie Vitt miała najlepsze kontakty własnie ze ślizgonami... I najgorsze kontaktu własnie ze ślizgonami. To też jednocześnie nie rozumiała jak można z nimi wojować i bardzo dobrze rozumiała. Taki tam kolejny dysonans wśród wielu innych, które w niej tkwiły. Pewnie jeszcze nie jeden wyjdzie na światło dzienne w czasie ich znajomości. Wyszczerzyła się w odpowiedzi na jego mrugnięcie. Małe kroczki. Wszystko, to są małe kroczki. Odpowiednia ilość zaangażowania, cegiełka po cegiełce i chłopak miał na prawdę dużą szansę poznać ją lepiej. Tym bardziej, jeśli ich spotkania będą wyglądały w ten sposób. - Zgoda. Tylko masz w obowiązku i mnie uprzedzić, jeśli będę musiała się przebrać - Zarządziła wiedząc doskonale, że jest wiele rozrywek, które kończąc się poplamionymi czy zniszczonymi ubraniami. Szkoda by było zabić jedną z jej słynnych koszulek, albo co gorsza jedną z niewielu sukienek jakie posiadała, jeśli jego pomysł będzie równie durny jak jej. Albo równie zajebisty, bo tak też można było na to patrzeć. Za karę za niechęć w uznaniu jej zwycięstwa dostał oczywiście palcem pod żebra. To była jej tajna, zabójcza broń. Znaczy... Mało tajna, bo można się było tego po niej spodziewać. I mało zabójcza, bo nawet nie powodowała szczególnego bólu. Zatem... Broń. - Oczywiście, że próbuję Cię obrazić. I siebie przy okazji. To taki nowy rodzaj gry wstępnej, nie wiedziałeś? - I ona musiała się z nim jeszcze trochę podroczyć, czy okazji zahaczając o seksualne aluzje, co było dla niej standardem. Między innymi dlatego ludzie byli przekonani, że ich podrywa nawet, gdy tego nie robiła. Wzięła od niego kubeczek i napiła się dopiero teraz czując, że trochę zdarła gardło od tego całego śmiechu. Przez chwilę wpatrywała się jeszcze w niego, a potem przesunęła się by spojrzeć na ich obraz. No... No arcydzieło. Plamy farby wszędzie, włącznie z kamienną podłogą. Obite różne elementy ich ciał w taki sposób, że nie można było się zorientować gdzie jest ręka, a gdzie noga. I przy okazji oni - najpiękniejsze z arcydzieł. - Nie wiem jak ty, ja tak zamierzam wrócić do zamku - Stwierdziła oglądając plamki na swoich rękach. Szkoda, ze nie miała tu nigdzie lustra. Bardzo by się chciała teraz zobaczyć. Zamiast tego spytała więc - Jestem dużo bardziej ponętna niż zwykle? Mam się bać, że mnie ktoś będzie po drodze chciał poderwać?
Małe kroczki to bardzo dobry początek każdej znajomości. Z jego doświadczenia właśnie takie przyjaźnie, związki czy relacje miały przetrwać naprawdę kawał czasu, a nie rozpaść się po pierwszej trudniej sytuacji czy próbie, której zostaną poddane. Bardzo często w jego życiu bywało tak, że w relacjach z innymi ludźmi rzucał się na głęboką wodę, co doprowadzało do tego, że znajomość kończyła się szybciej niż zdążyła się zacząć. Skoro na samym wstępie dostało się to co najlepsze, to nie ma się po co więcej wysilać, prawda? Wszystko co było do zaoferowania zostało już odkryte. Nic lepszego nie mogło człowieka spotkać. - Oczywiście, jeśli tylko będę miał zamiar Cię czymś ubrudzić, to na pewno dostaniesz wcześniej odpowiednią informację - nie zdecydował się jeszcze, który ze swoich szalonych pomysłów wykorzysta. Nie każdy jednak zakładał opcję upaćkania ubrań. - Może dla odmiany będę mógł zobaczyć Cię czystą - dźgnął ją lekko palcem w bok, tak jak wcześniej uczyniła to Tori. Strasznie dużo kontaktu fizycznego jak na jeden raz. Myślał, że będzie mu to jakoś przeszkadzało po tak długiej przerwie, jednak kompletnie nie przywiązywał do tego uwagi. Wszystko było takie naturalne i normalne. - Nowy rodzaj gry wstępnej powiadasz? Faktycznie, o takiej jeszcze nie słyszałem. Pokazałbym Ci moją grę wstępną, ale może zostawię ją na któreś z następnych spotkań - tak, małe kroczki. Zdecydowanie małe kroczki. Chociaż odurzony alkoholem i wspaniałą, luźną atmosferą, która panowała podczas ich dzisiejszego spotkania miał ochotę trochę nagiąć granicę. Postanowił jednak w tej znajomości po raz pierwszy nie wybiegać przed szereg i nie spieszyć się ze wszystkim, jak to zawsze miał w zwyczaju. Upił kolejny łyk wina i w ślad za Tori popatrzył dookoła siebie, obserwując skutki ich małej szamotaniny. Z jej jednorożców nie zostało już prawie nic, całe były zalane różnymi kolorami, tak, że prawie nie dało się odróżnić, co się tam wcześniej znajdowało. Jakby nie patrzeć, jakieś tam arcydzieło z tego faktycznie powstało. - Nie ma opcji, żebym znów przebrał się w mój cudowny strój, który postanowiłem dzisiaj założyć na rankę. Nadawałby się tylko do wyrzucenia - zaśmiał się cicho, wstając na nogi i wyciągając ręce w stronę Tori, żeby pomóc jej się podnieść z podłogi. - Możesz nie odpędzić się od adoratorów. Zaoferowałbym Ci, że Cię odprowadzę, ale nie wiem czy odpędzimy się od dziewczyn, które będą za mną biegły, więc może to nie jest najlepszy pomysł - tak, tak, ananas Leonardo powoli powracał do życia. Kiedyś to co powiedział było szczerą prawdą, nie mógł odpędzić się od dziewczyn. W obecnej sytuacji pewnie nikt nawet nie zwróciłby na niego uwagi. Chociaż Tori to zrobiła. Może jednak nie miał do końca racji pod tym względem? Upił kolejny łyk wina, orientując się, że zarówno szklanka jak i butelka jest już pusta. Zobaczył leżącą nieopodal niego niedojedzoną pizzę i podniósł z ziemi opakowanie, które jakimś cudem tylko z wierzchu było ochlapane farbą. - Masz ochotę na to mięso z ananasem? - spytał śmiertelnie poważnie otwierając pudełko i wyciągając swój kawałek pizzy z tak teatralnymi gestami, próbując za żadne skarby świata nie dotknąć ananasa.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Tori też już nie raz przejechała się na ty, że za dużo z siebie dawała na początku, a potem już nie było co zbierać. Z czasem zupełnie się tego oduczyła i teraz do wody chodziła bardzo powoli - nawet jeśli ta miała by sięgać jej zaledwie do kolana. Z drugiej jednak strony jej usposobienie nadal dawało wrażenie, że jest jej bardzo dużo i wyrzuca z siebie niemal wszystko na raz. Dlatego nikt nie pytał o to, co jest głębiej. I jej to pasowało. - Nie wiem czemu, ale myślałam, że w miejsce 'czystą' pojawi się zupełnie inne słowo - Jednak nie uświadomiła go jakie to jest słowo, zamiast tego podskoczyła gdy ten ją dziabnął. Miała dużo silniejszą reakcję na to, niż ktokolwiek komu sama tak robiła. Jednak kontakt fizyczny, nawet taki, jej też zdecydowanie nie przeszkadzał. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od wejścia tutaj aż do teraz - Trzymam Cię za słowo - Odpowiedziała puszczając mu łobuzerski uśmiech, ale i ona nie zamierzała przekraczać pewnych granic. Ciężko powiedzieć, gdzie dokładnie je w tej chwili miała w stosunku do niego, ale na pewno jakakolwiek głębsza intymność była już poza nimi. - Trzeba było od razu przyjść w byle czym, jak ja. A w takim stroju mnie zabierzesz na romantyczną kolację przy świecach - Stwierdziła podając mu dłonie i pozwalając się podnieść. Wtedy to jeszcze raz zerknęła na siebie, na obraz. Biedny jednorożec. - No tak. Zdecydowanie lepiej będzie jak się rozdzielimy. Trudniej nas będzie złapać - Zaśmiała się oczywiście nie podważając sugestii o liczbie ich adoratorów i adoratorek tak licznej, że będą aż musieli uciekać. Nawet jeśli w tym momencie jej jedynym adoratorem był Leo. Parsknęła śmiechem gdy ten próbował na siłe ominąć ananasa i wzięła kawałek chłodnej pizzy. A propos chłodu, i jej zaczynało się robić zimno, co oznaczało jedno. Czas wracać do domu. To też będzie musiała pozbierać wszystkie rzeczy, strzelić tu chłoszczyść i w ogóle. Ale to zaraz. Najpierw chciała dojeść trzymane w łapkach jedzonko.
Parsknął śmiechem, gdy usłyszał, że Tori kompletnie nie pomyślała o słowie "czysta", tylko o jakimś innym. Jemu do tego zdania pasowało tylko słowo "naga" i gdy sobie to uświadomił, zaśmiał się jeszcze głośniej. Aluzje do seksu też nie były mu obce, nawet je lubił. Zawsze dodawały jakiegoś smaczku w rozmowie i niekoniecznie chodziło mu w nich o chęć zaciągnięcia drugiej strony do łóżka. - Trzeba było powiedzieć, żebym się ubrał byle jak, a nie wymyślać tutaj jakieś.. randeczki. Kto normalny wychodzi z randki cały ubrudzony? - wystawił dziewczynie język, kończąc swój kawałek pizzy i starając się jakoś ogarnąć cały bajzel, który tutaj powstał. Zaczął od zbierania wszystkiego własnymi rękoma, ale wywrócił oczami i przypomniał sobie, że przecież do diabła jest czarodziejem, a nie jakimś zwykłym mugolem. Nie musiał tego wszystkiego sprzątać ręcznie, szczególnie, że jemu również zaczynało się już robić chłodno. - Chłoszczyść! - machnął różdżką i z założonymi rękami z zadowoleniem obserwował, jak wszystko stawało się nagle czyste i wracało na swoje miejsce. Wyszczerzył zęby z zadowoleniem i spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się szeroko. - W takim razie wracamy się ogrzać. O terminie i miejscu najbliższego spotkania powiadomię Cię... w jakiś sposób - wzruszył ramionami, nie wiedząc jeszcze do końca jak to uczyni i przepuścił dziewczynę przodem, obracając się jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Dobrze, że to zrobił, bo worek z jego rzeczami na przebranie leżał w rogu. Wrócił się do niego z prędkością światła i po chwili oboje opuścili wieżę, żartując jeszcze po drodze.
/zt x2
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Nie był mistrzem spontaniczności i długo ciągnął się z kiełkującym leniwie pomysłem, niby mając już wszystko do jego realizacji, a jednak wciąż wynajdując jakąś wymówkę, dlaczego "nie dziś", aż w końcu zrozumiał, że czeka bezskutecznie aż wymyśli coś więcej, jak zawsze chcąc popaść w przesadę w staraniach dla swojego Wilka, których nie umiał wpleść w tak zgrabną codzienność, w końcu rezygnując z wiarą, że Mefisto doceni nawet najdrobniejszy gest. - Chwila, przerwa, dwie minutki - sapnął, opierając się o ceglaną ściankę już niemal pod konic schodów na wysoką wieżę, na którą zaciągnął swojego chłopaka podczas spaceru, upierając się, że koniecznie muszą spojrzeć na Hogsmeade z góry. Poprawił torbę przewieszoną przez ramię, której z porem maniaka nie chciał dać do poniesienia swojemu chłopakowi, jakby ten nie słyszał chlupotania skrytego w niej wina i tylko niosąc ją bezpośrednio mógł domyślić się, że ciągnie ze sobą płyn w szklanej butelce. - Wydaje mi się, czy ona jest wyższa nawet od astronomicznej. Bar- Barbarzyństwo - pociągnął dalej, boleśnie odczuwając w oddechu skutki kilkuletniego palenia papierosów, gdy płuca zdawały mu się płonąć żywym ogniem. Uśmiechnął się, mimo czającego się na ustach przekleństwa zachowując dobry humor, gdy przyciągnął Mefisto bliżej do siebie, chcąc oprzeć się na nim choć przez chwilę, rozbijając gorącą parę o jego ramię. - Doceniasz moje poświęcenie dla naszej prywatności?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Był pod wrażeniem już samego pomysłu wybrania się w jakieś nietypowe miejsce, później zaskoczonym "wow" komentując dobór opuszczonej wieży, na której w życiu nie spodziewałby się zobaczyć swojego Puchona. I nawet jeśli kilkukrotnie zaoferował poniesienie jego torby, to prawda była taka, że za każdym razem spodziewał się tej uparcie negatywnej odpowiedzi, prawie już sobie żartując przy składaniu kolejnej propozycji. - Czy to jest jakiś twój sygnał, że powinienem więcej ćwiczyć? Wiem, że ograniczyłem treningi, ale tak mało czasu... - mruknął, przesuwając dłonią po swoim torsie, by zastukać palcami w brzuch, po którym spodziewałby się pierwszych wyraźniejszych zmian zaniedbania. Dopiero potem uniósł głowę, zarzucając rozbawione spojrzenie na swojego chłopaka, by w końcu przylgnąć do niego wiernie z zadowolonym pomrukiem. - Bardzo doceniam twoje poświęcenie. I w ogóle, wspinaczka na szczyt opuszczonej wieży brzmi wybitnie romantycznie - zapewnił go, pocierając o jego policzek swoim, może trochę po to, by pochwalić się zapuszczoną do tej pory brodą. - Ale wiesz, że jeśli chcesz, to mogę cię donieść na górę, nie? - Dopytał cicho, podgryzając płatek puchoniego ucha, by zaraz odsunąć się i zerknąć w górę schodów, zacierając dłonie z zapałem, którym próbował zarazić Sky'a.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zaśmiał się cicho, nieco przyduszając rozbawienie (z pewnością super seksowną i atrakcyjną) zadyszką, gdy wpraszał się już dłonią pod kurtkę swojego chłopaka, by zmniejszyć liczbę warstw dzielących go od ukochanych mięśni, jakby naprawdę nie pamiętał ich stanu i potrzebował sprawdzić je raz jeszcze. - Trzeba przyznać, że obaj mamy zdecydowanie mniej ruchu odkąd spędzamy noce w Komunie - zauważył ostrożnie, chcąc przenieść tę odpowiedzialność drobnych zmian na ich obu, gdy skubnął zaczepnie bok swojego Wilka, tym bardziej upewniając się, że ten nadal jest w fantastycznej formie. - Ale znosisz to dużo lepiej ode mnie. Przyznaj się. Jak się chowasz w gabinecie, to tak naprawdę trzaskasz jakieś ćwiczenia zamiast pracować? - dopytał, unosząc podejrzliwie brew z drobnym rozbawieniem, wycofując się nieco tylko po to, by objąć luźno to swoje szczęście i zamruczeć z zadowoleniem przy cieple jego bliskości. Ściągnął kąciki ust w dół, próbując powstrzymać uśmiech cisnący mu się na usta, gdy czuł na policzku to łaskocząco-drapiące uczucie wybłaganej w końcu brody, by po chwili przemykać już dłońmi po barkach Mefisto, tęskniąc za tym przyjemnym uczuciem lekkości, gdy jego byczek popisywał się swoją siłą. I otwierał już nawet usta, by zachęcić go do tego dodatkowego, choć dość krótkiego treningu, a jednak jedno spojrzenie w ciemność porzuconych za sobą schodków wystarczyła, by poczuł nieprzyjemny chłód dreszczy na ramionach pod narzuconą wyobraźni wizją wspólnego upadku. - No nie wiem, wolałbym- Nie żebym w Ciebie nie wierzył, bo nie znam nikogo silniejszego i zwinniejszego od Ciebie, ale no wiesz... - zaczął nieco niezgrabnie, robiąc już krok w tył, by pokonać jeden schodek w górę, zaraz nieco podtykając się o drugi. - Chociaż to by było całkiem romantyczne spędzić tutaj wieczność jako zakochana para duchów.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Ej, ćwiczenie to też praca. Co jeśli przez ten brak ruchu stracę mojego najlepszego kucharza i utknę tylko z własnym ojcem? - Cmoknął z dezaprobatą, doskonale wiedząc, że wcale nie jest w fantastycznej formie i gdyby tylko nie miał obok tego zaślepionego miłością Puchona, to nie byłby w stanie nawet na siebie zerknąć. Fakt faktem, i tak starał się tego nie robić, chętnie podejmując się przyglądania swojemu partnerowi. - Mmm, czyli jednak nie wierzysz - wytknął Sky'owi, od razu chwytając go za rękę, bo nie akceptując nawet najdrobniejszego potknięcia. Zawahał się chwilę, jeszcze tych kilka stopni pokonując wiernie z nim, by w końcu westchnąć w rozbawieniu nad dręczącym go uporem i puchonimi oporami; w końcu po prostu zgarnął chłopaka na ręce, nie zatrzymując się ani na chwilę, tylko prąc do przodu z tą męską panną młodą. - Jak już mamy być zakochaną parą duchów, to w jakimś fajniejszym miejscu. Głosuję zaaaa lasem, no może jakąś plażą... Albo po prostu Hogwart. Mało oryginalnie, ale brzmi jak całkiem wygodne miejsce do spędzenia wieczności na straszeniu pierwszaków - zauważył, w końcu wzdychając z dumą na samym szczycie schodków, skąd też mieli już niezły widok na granat rozciągniętego ponad nimi nieba. - Tooo myślisz, że powinniśmy się rozejrzeć za jakimś innym miejscem? Poza Komuną? No wiesz, dla ruchu, więc w sumie dla naszego zdrowia...
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- To musi być niezwykle płytki kucharz - mruknął z drobną naganą w głosie, jakby naprawdę krytykował dobór pracowników przez Mefisto, tylko uniesieniem kącika ust komentując, że jego chłopak niepotrzebnie wplata w tę rozmowę zmartwienia, które nie miały prawa istnieć. Nie dało się ukryć, że (prawie przez rok!) zdążył się już przyzwyczaić do perfekcji mefistofelesowej sylwetki, jednak nigdy nie wątpił w to, że nawet gdyby ta przestała odbiegać od wyidealizowanych fantazji, wciąż zachwycałaby go równie mocno i o ile Mefisto mógł bagatelizować w ten sposób puchonie komplementy, tak jednak nigdy nie powinien myśleć, że mógłby stracić w skylerowym pożądaniu czy uwielbieniu. Splótł ich dłonie i pochylił się na drobny pocałunek, który niósł ze sobą jeszcze cichy szept "Grzeczny Wilczek", zanim nie ruszył w górę już dużo ostrożniej, podejrzliwie patrząc pod nogi, jakby to w magicznie przeklętych stopniach kryła się tajemnica jego potknięcia. - M-MEF! - wyrzucił z siebie niekontrolowanie, sam nie wiedząc czy w pierwszej chwili zaskoczenia zawołał swojego Wilka w naganie dla jego uporu, czy jednak w instynkcie przywołania go do siebie w strachu, zawierzając, że ten złapie go, skoro sam stracił już grunt pod nogami. - No i w końcu niesiesz mi tę torbę... - zauważył, chcąc prychnąć z oburzenia, a jednak zaśmiał się cicho w przypływie ulgi, chętnie zawieszając dłonie na wytatuowanym karku, próbując nie wiercić się zbytnio, by nie zachwiać równowagi Mefisto, przekuwając strach w ekscytujące dreszcze rozbudzonej adrenaliny. - Nie zamierzam spędzić wieczności w lesie, nawet z Tobą - zaprotestował, spojrzeniem w półmroku schodów przyglądając się z rozczuleniem ciemnemu zarostowi, uparcie powstrzymując się przed pokonaniem tego drobnego dystansu, by musnąć tę szorstkość swoimi ustami dopiero wtedy, gdy stanął już na własnych nogach, kilkoma drobnymi całusami prowadząc w końcu do tego jednego, pełnoprawnego w podzięce za przyjemną (choć nieproszoną) pomoc. - Hogwart brzmi dobrze. Byłbym na bieżąco z plotkami i może wygryzłbym Grubego Mnicha... Chociaż Komuna też byłaby naprawdę urocza- zastanawiał się nadal, gdy rozglądał się ciekawsko po opuszczonym szczycie wieży, która przypominała mu skromniejszą wersję tej astronomicznej, na którą wspinanie się wyklinał przez lata nauki w Hogwarcie, błyskawicznie czując jak wiatr wkrada mu się pod materiał płaszcza. - No wiesz, moglibyśmy być duchami rezydentami Puch... - zamilkł, orientując się, że nie załapał mefistofelesowej aluzji, urywając próbę rzucenia Aexteriorem, by podjąć się od razu drobnemu zaniepokojeniu przed zmianą codziennego otoczenia na zupełnie mu nieznane. - Już masz dość? Nie minęły jeszcze nawet dwa miesiące... Przecież mieliśmy oszczędzać, a ja- Ja w sumie prawie nic nie odłożyłem i wciąż spłacam kredyt za Komunę... Znaczy no tak, wszyscy się dokładają, ale jakby zabrakło w którymś miesiącu- a ja dopiero co kupiłem nowe garnki za to co zostało z wakacji i przecież... - rozgadał się, instynktownie powracając do Mefisto, by zawiesić dłonie na jego bokach, szukając potrzebnego sobie komfortu i stabilności. - Chyba, że masz na myśli powrót do Wilczej Nory... To by zmniejszyło liczbę współlokatorów, a i sypialnie byśmy mieli nieco większą...
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Było coś wyjątkowo odprężającego w trzymaniu na rękach Sky'a, nawet jeśli zimowe kurtki uparcie przeszkadzały w pozyskaniu odpowiedniego stopnia bliskości, a wchodzenie po drobnych schodkach z obciążeniem nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Czuł niepewność przy każdym kroku, znacząco zwalniając już przy pierwszej chwili, w której pod piętą zabrakło mu stabilnego oparcia - ale jak zawsze, gdy trzymał swojego chłopaka w ramionach, nie brał pod uwagę opcji jakiegokolwiek upadku. Miał za dużo szczęścia do stracenia. - W sumie przy Hogwarcie jest las, niech ci będzie... - westchnął niby cierpiętniczo, odstawiając w końcu bezpiecznie swojego ukochanego, by jeszcze trochę potrzymać go przy sobie, zbyt dobrze wiedząc, że potrafi za nim zatęsknić w przeciągu połowy sekundy. Przymknął lekko powieki, próbując zapamiętać ciepło tego dzielonego pocałunku, gdy opierał się już o balkonową barierkę, wyłapując więcej chłodnych powiewów, których jeszcze nie blokowali żadną magią. Obrócił się tyłem do krawędzi, wspierając sobie lędźwia o chłodny metal, zarzucając ręce na szyję prefekta, by zajrzeć w kryształowe tęczówki i spróbować wychwycić z nich więcej informacji, niż ten przekazywał słowami. - Och, nie, nie jestem na tyle zdesperowany, żeby wracać do Wilczej Nory. Jak już z moim ojcem pracuję, to nie musimy dodatkowo razem mieszkać - zaprotestował od razu, kręcąc lekko głową. Brwi same ściągnęły mu się niby w zamyśleniu, a jednak też przez tę niesubtelną odrobinę zmartwienia, która już próbowała wybić się na pierwszy plan, pomimo wszelkich wilczych starań. - To nie tak, że "już mam dość", po prostu- czy to znaczy, że ty w ogóle nie chcesz? W sensie, mieszkać samemu ze mną. Jeszcze? - Dopytał, ale nie dał Sky'owi szansy odpowiedzieć, od razu nabierając głębszy wdech, by wyrzucić z siebie wyjaśnienia, którymi miał nadzieję jakoś ocieplić puchonią wizję tej proponowanej przeprowadzki. - Bo wiesz, to nie tak, że chodzi mi o sam seks. Fajnie byłoby nie musieć kombinować i obściskiwać się w samochodzie jak napalone nastolatki, ale chodzi też o taką ogólną swobodę. Ooo spanie nago albo wysyłanie ciebie w seksownym szlafroczku po śniadanie. O mniejszą ilość zaklęć wyciszających i po prostu trochę większą samodzielność, bo nie trzeba byłoby każdej zmiany ustalać z każdym współlokatorem, tylko z tym jednym, którego zdanie faktycznie ma dla mnie ogromne znaczenie. - W pewnym momencie uciekł wzrokiem w bok, jak gdyby miał tam znaleźć jeszcze jakieś ładnie ułożone wytłumaczenia, ale zamiast tego tylko westchnął cicho, by potem przywołać na usta szeroki uśmiech. - Czy to już ten moment, w którym brzmię staro? - Bo może powinien chcieć mieszkać z przyjaciółmi, może ta komuna powinna mu pasować?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się mimowolnie, nie chcąc przyznawać głośno, że praca w barze faktycznie była zdecydowanie wystarczającą ilością czasu spędzanego wspólnie z Asmodayem Noxem. Nie mógł powiedzieć, że się nie dogadywali, ale mimo wielu chwil, które uznałby za miłą współpracę, były też takie, gdy zwyczajnie miał ochotę zostawić tego szczekająco śmiejącego się Wilkołaka samego w kuchni i niemo poskarżyć się swojemu kochanemu pracodawcy. Teraz jednak ściągnął brwi w braku zrozumienia, skąd jego chłopak wyciągnął takie mylne wnioski, by zaraz wygiąć je nieco w zorientowaniu się jak podejrzanie musiał zabrzmieć w swojej reakcji, która dość wyraźnie zdradzała sobą postawę "na nie". Bo nie. Nie chciał jeszcze żegnać się z Puchońską Komuną na dobre. Nie chciał żegnać się z Hogwartem i ze światem, w którym nagle zaczął coś znaczyć. Gdzie kawałek metalu przypięty do piersi dawał mu prawo do decydowania o czymkolwiek. Nie chciał tracić tego niby wspólnego, a jednak jego domu, dzięki któremu potrafił zagarnąć dla siebie nieco ludzkiej wdzięczności. I o ile ukończenie szkoły zdawało się czymś nieuchronnym i niezależnym od jego decyzji, to wpadanie do Puchońskiej Komuny chociaż na jedną czy dwie noce w tygodniu, byle wciąż być traktowanym jak lokator tego miejsca, było takie łatwe do przeciągania w nieskończoność. Zerknął w najpiękniejszą zieleń, której głębie mogła pomieścić tylko ta konkretna para oczu i uśmiechnął się mimowolnie pod nakreślaną przez ukochanego wizją, która kusiła go chęcią odzyskania tego, czego mogli posmakować pomieszkując razem w Wilczej Norze. A jednak do niej mógł przyzwyczajać się stopniowo. Chwycić się tej gałęzi, nie puszczając wcale poprzedniej i o ile argument nocowania u swojego chłopaka zawsze brzmiał dla niego tak luźno i swobodnie, tak wynajęcie czegoś wspólnie zdawało się już dobrym pretekstem do zwolnienia komuś sypialnej wnęki w Puchońskiej Komunie. - Mhm, może broda tak na Ciebie działa - wymruczał, drżąc nieco z zimna i wtulając się mocniej w Mefisto, by otrzeć się policzkiem o jego policzek, zdobywając w ten sposób więcej ciepłej szorstkości na skórze, by zaraz westchnąć cicho, gdy dłonie przemknęły po tym perfekcyjnym ciele, może dla drobnego rozproszenia ich obu uciekając nimi dalej, by zacisnąć je na mefistofelesowych pośladkach, to za nie przyciągając swojego Wilka, by zachęcić go do ciasnego przylgnięcia. - Rozumiem, że już się przyzwyczaiłeś do pewnego poziomu życia... - zaczął ostrożnie, opierając brodę o bark Mefisto, próbując postawić się na miejscu kogoś, kto przeżył w swoim życiu wiele gwałtownych zmian i kogoś, kto miał za sobą zarówno mieszkanie w stłoczonym dormitorium, jak i prywatność i ascetyczność oferowaną przez spanie w vanie, dopiero na końcu tej drogi zdobywając dla siebie pełną wygodę własnego domu. - I bardzo chcę tego wszystkiego, ale... - urwał, zdając sobie sprawę, że jakiekolwiek "ale" w takim temacie nie brzmiało wcale pozytywnie, a więc i spiął się nieco mimowolnie, odsuwając się niespiesznie, by chociaż spojrzeniem zapewnić Mefisto, że problem zdaje mu się bardziej złożony, niż zwykłe i oczywiste chęci bycia razem. - Merlinie. Tak ładnie to ująłeś, że czuję się jakbym Cię obrażał tym nieskładnym bełkotem, przepraszam - zmieszał się nieco, uciekając dłońmi do jego bioder przy drobnym kroku w tył, jakby potrzebował tego haustu zimnego powietrza, by się ocucić i znaleźć odpowiednie słowa. - Po prostu- Kurwa, nie wiem. Boję się końca szkoły, oddania odznaki, wyjazdu Yuuko i myślałem- Nie chcę się stamtąd wyprowadzać w najbardziej znaczących miesiącach. Ostatnich miesiącach. Ciebie będę miał na całe życie, ale ich przy sobie nie zatrzymam i... - urwał, zamykając oczy pod ściągniętymi brwiami, nie za bardzo wiedząc na ile ma prawo martwić się o to, że po szkole wszyscy znajomi i przyjaciele zwyczajnie o nim zapomną, a na ile powinien zwyczajnie się z tym pogodzić, skoro przecież całe swoje szczęście i tak będzie miał przy sobie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Czy teraz już wolisz mnie ogolonego? - Dopytał z rozbawieniem w głosie, chociaż tak naprawdę wydawało mu się, że emocje już rozsadzają go od środka. Miał wrażenie, że dostrzegł dokładnie ten moment, w którym do Sky'a dotarło, że został przyłapany na tej swojej drobnej ucieczce; że może przypadkiem swoimi pytaniami nie tylko dla siebie zbierał pewność co do puchoniej niechęci, ale też jego o tym uświadamiał. I rozproszenie go nie było już teraz takie proste, bo nawet jeśli grzecznie przysuwał się do swojego ukochanego i przeskakiwał spojrzeniem między kryształowymi tęczówkami, a wygiętymi w uśmiechu kącikami ust, to i tak wszystko zdawało się niknąć pod wpływem szybko dudniącego serca. - Nie przepraszaj, nie obrażasz, spokojnie - zapewnił go cicho, nie chcąc pozostawić tego przejawu puchoniej niepewności bez odzewu, a jednak nie zamierzając też zbyt mocno wbijać się w jego wypowiedź. Odciągnął w końcu jego dłonie ze swoich bioder, chcąc zamknąć je w cieple swoich własnych, delikatnym tarciem kciukami próbując przekazać chociaż część tych przyjemnie elektryzujących dreszczy, które dawała bliskość, zwłaszcza przy tak chłodnej temperaturze. - Może w domu ich nie zatrzymasz na jakoś szczególnie długo, ale jako przyjaciół możesz - zauważył, bujając lekko ich połączonymi rękoma. - Ale rozumiem, przepraszam. Po prostu... no chyba masz rację, że się przyzwyczaiłem... bo są pewne rzeczy, do których nie chcę wracać, no wiesz. Jeśli mam inną opcję, to- chodzi o to, że dla mnie Puchońska Komuna miała być etapem przejściowym i nie chcę, żeby on trwał jakoś bardzo długo - wyrzucił z siebie w końcu, od razu ściskając dłonie Sky'a mocniej, jak gdyby mógł w ten sposób powstrzymać go przed ucieczką w obliczu tego wyznania. - Ale chcę mieć ciebie jak najwięcej. I nie chcę, żebyś się wyprowadzał przed odpowiednim dla ciebie czasem - kontynuował, w końcu przyciągając prefekta bliżej, by złożyć na jego usta kilka szybkich cmoknięć - więc zobaczymy. Najwyżej, nie wiem, wynajmę jakąś małą kawalerkę po prostu i będę cię porywał, jak wcześniej do Wilczej Nory. Albo w końcu darujemy Pru i zabiorę cię do vana. - Ale bał się i było to widać w tym niespokojnie rozbieganym spojrzeniu, gdy miotał się między jednym kryształem a drugim, potrzebując zapewnienia, że Sky nie odbiera tego w jakiś negatywny sposób. - Kocham cię, Sky.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Skubną wnętrze policzka w drobnym zmieszaniu tym, że nigdy wcześniej o tym nie myślał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ściąga swojego Wilka do Puchońskiej Komuny na chwilę. Na jakiś czas. Na tylko tyle, ile będzie to konieczne. A jednak zapomniał o tym, że zupełnie inaczej ten czas zwykli odmierzać. Jego własne plany kiełkowały leniwie, niby już zasadzone, a jednak skryte jeszcze długo przed oczami niewtajemniczonych, by później rozwijać się i rozkwitać powolnie, byle tylko przypadkiem nie pozwolić sobie na zbyt wiele niedoskonałości. Mefisto potrafił tworzyć perfekcję w jednej chwili, ledwie na coś wpadając, a już zaraz realizując, niezależnie od tego czy była to ręcznie robiona ozdoba na prezent dla dziadków Skaja, czy ogrodowe zmiany na działce Puchonów. I przecież za to też go kochał. - Nie przepraszaj - powtórzył za nim cicho to jedno sformułowanie, które zdawało się padać między nimi tak często, że nie mogło wygrać już chyba tylko z bezkonkurencyjnym "Kocham", bo mimo upływu czasu żaden z nich nie potrafił zrozumieć, że nie musi przepraszać za to, jaki jest. Ledwo zdążył się rozluźnić, uśmiechając się z drobnej ulgi, że Mefisto najwidoczniej nie zależy aż tak na szybkiej przeprowadzce, skoro gotów jest ustąpić, dzięki czemu mógł mruknąć cicho w zadowoleniu przy drobnych pocałunkach, a jednak zaraz już zaciskając mocniej palce na jego dłoniach, gdy sens posłyszanych słów dotarł do niego w pełni, tym bardziej niepokojąc go tym rozbieganiem zielonego spojrzenia. - E-ej, nie, nie zostawisz mnie. Kocham Cię w każdym wydaniu - zaprotestował, w końcu odpowiadając poniekąd na pytanie dotyczące zarostu, wcześniej zbywając je samym śmiechem i właśnie w tym doszukując się teraz powodu tej wilczej niepewności, która pchnęłaby go do powrotu samotnych nocy. Nawet nie do końca zdał sobie sprawę kiedy dłoń wyrwała mu się z mefistofelesowego uścisku, by zamknąć się na jego kurce, byle przytrzymać go przy sobie, jakby ten miał już teraz pobiec szukać swojej kawalerki i zostawić go samego na szczycie wietrznej wieży - Mogę tam po prostu wpadać bez okazji, nie muszę do tego tam spać. Więc- Znajdźmy coś razem, jak będziesz sam płacił za mieszkanie, to nigdy nie zaoszczędzimy. Chyba że z pensji będziesz mi dawał tylko na składkę do Komuny - wyrzucił z siebie nieco szybciej, niby próbując zażartować, a jednak zbyt wolno zdając sobie sprawę, że właściwie było w tym boleśnie dużo prawdy, bo galeony wręcz roztapiały się w jego dłoniach i choć obiecał sobie, że nie dołoży ani jednej nadprogramowej monety do wymyślonego dla Puchonów wyzwania, tak co miesiąc znajdował ku temu jakąś dobrą wymówkę. - Merlinie, możemy wrócić do tej rozmowy później? - jęknął cicho, pochylając głowę, by oprzeć czoło o umięśniony bark i tam westchnąć z rezygnacją, gdy myśli zaczynały krążyć mu już wokół przyniesionego ze sobą wina. - Planowałem na dziś nieco więcej przeszłości i po prostu... nie spodziewałem się tej rozmowy teraz. Nawet nie umiem rozluźnić się na tyle, by podekscytować się odpowiednio wizją seksu w tym Twoim legendarnym vanie - przyznał szczerze, uznając, że i tak poradził sobie niezaprzeczalnie słabo, by teraz udawać, że było inaczej, więc uśmiechnął się tylko przepraszająco, unosząc dłonie, by czule pogładzić przyjemnie szorstkie od zarostu policzki, gdy spojrzał znów pewniej w najpiękniejszą zieleń. - Mógłbyś dla nas rzucić Aexteriorem? Tyłek mi już zmarzł.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nie zostawię cię - przytaknął, nie odsuwając się ani na milimetr. Nie spieszyło mu się aż tak bardzo do nowego miejsca zamieszkania, nawet jeśli sama kwestia przenoszenia rzeczy nie była problemem, a jego nieszczególnie przerażała zmiana otoczenia. Nie chodziło o to, żeby uciec i znaleźć się gdzieś indziej, tylko by raz jeszcze skraść dla siebie tę namiastkę domu, który w całej swojej okazałości zdawał się wiecznie wymykać spomiędzy mefistofelesowych palców. Myślał, że Wilcza Nora będzie już jego ostatnim zakątkiem na Ziemi, ale nie wahał się, gdy stanął przed możliwością wsparcia ojca, udostępniając mu wygodę dobrze znanego już domu. Poczuł przy Sky'u, że znaleziona przez niego przystań nie była wystarczająco mocno ich, więc automatycznie nastawił się na poszukiwania... i nie wziął pod uwagę tego, że czeka go jeszcze jakiś etap pośredni. - Zdecydowanie wrócimy do tego później - zgodził się od razu, obejmując swojego chłopaka w pasie i zaraz już grzecznie szukając różdżki, by osłonić wieżę przed mroźnym działaniem pogody. Szybko poczuł różnicę, żegnając ostatnie smagnięcia chłodnego wiatru i zagubionych drobinek śniegu zmieszanego z deszczem, który raz za razem wysypywał się spomiędzy chmur na i tak zabielone Hogsmeade. Mefisto osuszył co tylko mógł, pozbywając się wilgoci zarówno z ich ubrań, jak i posadzki, dopiero później wsuwając znowu różdżkę do kieszeni, by z synchronicznymi klapsami złapać puchonie pośladki, dociskając do siebie Sky'a tak mocno, jak tylko mógł. - Co to ma niby znaczyć, że mój tyłek zmarzł? Na mojej warcie? - Cmoknął z dezaprobatą, pomimo rozciągającego mu usta uśmiechu. - Słabo się sprawuję, słońce, ale może dasz mi jeszcze szansę się zrekompensować, co?... - Wychylił się po pocałunek, ale ledwo musnął wargi swojego ukochanego, a już odsuwał się nieco, ponownie wyciągając różdżkę. - Fuck, serio przemarzłeś, wybacz - zaśmiał się cicho, rozlewając Fovere po jego ciele początkowo równomiernie, by później nieco zabawić się zwiększeniem natężenia magii zgodnie z przesuwaną końcówką różdżki. Zatoczył kółko w okolicy puchoniego serca i zsunął patyczek niżej, jedną dłonią wiernie trzymając skylerowy pośladek, a drugą pilnując zastrzyku gorąca przy jego podbrzuszu.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się swobodniej, strzelając zaraz palcami, by ponownie sięgnąć po swoją różdżkę, gotów wykazać się inwencją twórczą, na którą był skazany nie będąc tak dobrym w zaklęciach jak jego Wilk, a jednak w pierwszej kolejności wykazując się całkiem mugolską siłą fizyczną, zsuwając ze sobą porzucone tu na czas turnieju ławki. Rozproszył się tylko na chwilę, gdy Mefisto podszedł zbyt blisko, by osuszyć mu kurtkę i przyprószone wilgotnym śniegiem kosmyki, zaraz już biorąc głębszy wdech, by skoncentrować się na kilkukrotnie rzuconym Sabuli, aż ze złączonych ławek nie powstała dorodna i całkiem sucha górka sypkiego piasku. Zdążył już tylko wyciągnąć z torby owiniętą w kawałek materiału butelkę wina, odstawiając ją na kamienną posadzkę, a już z czerwoną chustą w dłoni dał przyciągnąć się bliżej swojego Wilka z uśmiechem początkowo czającym się nieśmiało w kącikach ust, by zaraz rozwinąć się wraz z ciepłym śmiechem zadowolenia na tę bezczelność Mefisto. - Ej, jakbym serio nie zmarzł, to bym wymyślił lepszy tekst na podryw - oburzył się, bardziej w rozbawieniu niż jakichkolwiek prawdziwych pretensjach, bo już pławił się w tej zdobytej dla siebie uwadze Mefisto, chętnie nadstawiając się do przyjemnie ciepłych czułości magii. Zarzucił mu rękę przez szyję, by złapać dla siebie nieco więcej równowagi, gdy wpatrywał się urzeczony w rzucającego zaklęcia Wilka, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na myśl jak długą wspólną drogę zdążyli już przejść. - Mhmm, chyba jednak nie. Strategia na zmarznięty tyłek mimo wszystko wydaje się najlepsza - wymruczał cicho, rozochocony rozlewającym się po nim znajomym ciepłem, nie mogąc być pewien która z dłoni tak właściwie lepiej je wywołuje. - "Ogrzej mnie, błagam. Zrób wszystko, byle tylko mnie rozpalić", albooo... - wyszeptał dramatycznie, muskając ustami płatek jego uch, urywając na chwilę w mruczącym zastanowieniu, próbując pozbierać myśli, co zdecydowanie utrudniała pobudzona ciepłem buzująca w nim krew. - "Pozwól mi ogrzać się Twoim ciepłym... - zaczął, urywając, gdy bezczelne palce zamiast zatrzymać się na czule muskanej brodzie, wpadły do wnętrza mefistofelesowych ust, wyraźnie czując pod opuszkami gorąc bijący od przekutego języka. - ...wnętrzem" - dokończył niepewnie, z trudem przełykając ślinę, gdy wycofywał niechętnie dłoń, by zaraz odkaszlnąć i spróbować cofnąć się do swojej sterty piasku, ostentacyjnie wykręcając się do swojego Wilka tyłem, by nie wodzić się na zbyt szybkie pokuszenie. - Na szczęście żaden z nas nie jest taki łatwy, by ten tekst podziałał - dodał, mało zgodnie z prawdą, zbierając całą swoją koncentrację, by powiększyć trzymaną chustę magią i zaścielić materiałową czerwień na piasku, tworząc przyjemną miękkość dla niego i zapewnie piekielnie irytującą niepraktyczność dla Mefisto. - Przynajmniej nie przed winem - sprostował, równie nieprawdziwie, energicznie łapiąc już za butelkę przyniesionego trunku, by drugą dłoń zapraszająco wyciągnąć w stronę ukochanego w geście większego przyzwolenia.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie wątpił w skylerowe umiejętności wymyślania doskonałych tekstów na podryw, mając wrażenie, że dałby mu się podniecić właściwie wszystkim - zresztą, wiedział już przecież, że sam Puchon potrafił zaskoczyć go swoimi upodobaniami, jak chociażby zwiększonym zainteresowaniem podczas najbanalniejszej czynności mycia zębów. I nie narzekałby pewnie na żadną z propozycji, ale i tak cieszył się tą bezpośrednią możliwością zagarnięcia dla siebie większej dawki czułości; tylko trochę pozerkiwał przy tym ponad puchonim ramieniem na tajne operacje przekształcania szczytu opuszczonej wieży na bliższą skylerowej wizji, nieznanej jeszcze samemu Mefisto. Zresztą, zaraz dał rozproszyć się już na tyle, że wyczarowanie całej plaży i wielkiego oceanu nie zdołałoby zwrócić jego uwagi - gubił się już w kryształowych tęczówkach swojego ukochanego, próbując jak najdelikatniej otulić językiem podsunięte mu palce, nim nagle ich nie stracił. Może dla Sky'a odwrócenie się było ucieczką, ale dla Mefisto wręcz przeciwnie. Zjechał spojrzeniem do tych nieszczęśnie zmarzniętych pośladków, żałując już braku pełnej prywatności, która pozwoliłaby mu na pozbycie się wyjątkowo zbędnych warstw puchonich ubrań; wiernie podążył za nim, prychając cicho w kwestii tego nie bycia łatwym. - Och, no tak. Ale wiedz, że po winie będę żałośnie łatwy - zastrzegł, siadając obok ukochanego na powiększonej chuście, by najpierw przemknąć opuszkami palców po sypkim piasku dookoła, a później z pełnym rozbawienia pokręceniem głową odebrać prefektowi butelkę wina. - Kto tu jest barmanem? - Wytknął mu, sprawnie otwierając trunek i pozerkując na etykietę, ciekaw co jego chłopak wybrał. - Tęsknisz za ciepłem, dlatego plażowy piasek? Bo obawiam się, że hogwarckie ferie znowu będą raczej mroźne - zauważył, znając już wzór hampsonowych decyzji.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- Żałośnie łatwy? Jakie dokładnie bonusy z tego tytułu przysługują? - dopytał zaciekawiony i uśmiechnął się szeroko z brwią zaczepnie rwącą ku górze, zaraz kryjąc się już za drobnym całusem, gdy pochylił się do siadającego obok niego Wilka, byle złapać ustami choć na chwilę skrawek ukochanej skóry, drobnym podgryzieniem w szyję karając go za kradzież butelki. - Mhm, cholernie. Chciałbym się znów wyłożyć na plaży w rozleniwiającym cieple - wymruczał, poprawiając się na dopasowującym się do jego ciała piasku, byle dłonią dobrać się pod kurtkę ukochanego, a w końcu i tak cmokając z niezadowolenia nad ograniczeniami tych wszystkich stojących mu na drodze warstw, więc i nie wytrzymując wcale zbyt długo, nim nie wprosił się na kolana swojego chłopaka, chętnie sięgając do zamka jego kurtki, by pewnym ruchem rozpiąć ją w całości. - I móc Cię podziwiać bez przerwy, aż nie zwariuję ze zniecierpliwienia - pociągnął dalej, wbijając się kolanami w ich uległe łoże, byle mocniej przylgnąć do siedzącego pod nim ideału, nieszczególnie przejmując się problemem przeniesienia się w jeszcze mroźniejsze miejsce, niemal pewny tego, że wszędzie znajdzie dla siebie jakiś mniej lub bardziej trafny odpowiednik sauny lub jacuzzi. Nie wątpiąc też wcale w to, że i sam jego Wilk z pewnością skutecznie rozgrzeje go podczas jakiegoś z ich spacerów. - Prawdę mówiąc, to wziąłem ze sobą lampion wspomnień, żebyśmy mogli… no wiesz, przećwiczyć Twoją legilimencję - przyznał ostrożnie, pozerkując w najpiękniejszą zieleń, zanim nie zachęcił Mefisto do solidnego przetestowania wina prosto z butelki, samemu w tym czasie uciekając pocałunkami do jego szyi, wiernie odciągając mefistofelesowy szalik dalej i dalej, aż w końcu wyprostował się ze wspomnieniem malinki na rozgrzanych wargach, w dłoni dzierżąc skradziony ukochanemu materiał. - Ale mam też w planie Cię upić, związać i zrobić Ci coś, czego nie powinienem.