Pośród niewielkich budowli w Hogsmeade na ich tle zawsze wyróżniała się stara wieża będąca w niewielkim lasku nieopodal. Budynek ten od wieków był opuszczony, a wejście do niego było zagrodzone. Jednakże na potrzeby turnieju, a raczej na wyznaczenie wieży, jako idealnego miejsca dla widowni, budowla ta została ponownie otwarta. Mówi się, że grasował po niej przez te wszystkie lata wyjątkowo złośliwy duch, jednakże w obecnej chwili, wyglądało na to, iż dyrektor znalazł mu dogodniejsze lokum. Całość została nieco wysprzątana, tak by uczniowie mogli skorzystać z tego miejsca. Na samym szczycie zostały postawione drewniane ławki wewnątrz całej wieży, ponownie z ozdobami w kolorach pięciu szkół. Każdy kto chciał obserwować reprezentantów mógł wejść na szczyt wieży i zając wybrane miejsce.
Autor
Wiadomość
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Kiedy zapisywałem się na czarnomagiczną obróbkę artefaktu, jaki sam przecież znalazłem, nie spodziewałem się, że mógłbym odnaleźć w tym jakąkolwiek satysfakcję. Spędzenie popołudnia na szczycie opuszczonej wieży było dla mnie swego rodzaju odskocznią od rzeczywistości. Spędzając większość czasu w samotności, nauczyłem się szukać towarzystwa, gdy wydawało mi się ono niezbędne do egzystencji, a chociaż dzisiejszy dzień niekoniecznie był jednym z tych, w których rozglądałem się tylko za okazją, aby podnieść komuś ciśnienie, jakoś tak potrzebowałem wyjść z czterech ścian, którymi otaczałem się w styczniu. Nie spodziewałem się, że kiedy tylko zajmę stanowisko i skoncentruję się na pełnym niezadowolenia oczekiwaniu na mojego partnera czy partnerkę, na szczyt wieży wespnie się jedna z tych osób, po których w żadnym razie nie spodziewałbym się znajomości czarnej magii. Uniosłem malowniczo brew, unosząc kącik warg w nieco drwiącym uśmiechu. - Ezra… - mruknąłem tylko na powitanie, marszcząc nieco czoło, gdy tak bezczelnie (chociaż prawdziwie) skomentował moją niechęć do nauki. - A ja nie sądziłem, że mógłbyś się zhańbić TEGO RODZAJU wysiłkiem umysłowym. - Zerknąłem na niego wymownie, starając się jednocześnie ocenić jego wiedzę z zakresu czarnej magii, lecz jego przyjazna oku aparycja i względna społeczna nieszkodliwość zupełnie nie chciały naprowadzić mnie na właściwy trop. Z jakiegoś powodu okropnie mnie to zirytowało. I kiedy Ezra zaczynał wyrzucać z siebie intrygujące pomysły, powoli zaczął pozytywnie wpływać na zmianę mojego sposobu myślenia. Byłem przekonany, że będziemy musieli dłużej zastanowić się nad właściwym sposobem obróbki, podczas gdy tak naprawdę wystarczyło, że zacząłem działać. Po prostu. Ilekroć Clarke posłużył się jakimś argumentem przemawiającym za skorzystaniem z danej metody, konsultowałem ją jedynie pobieżnie, zdecydowanie większy sens widząc w natychmiastowym podejściu do praktyki. I co zadziwiło mnie najmocniej, ta metoda zdawała się przynosić rezultaty. Zakłócenia magiczne wywoływane przez artefakt w końcu ustały, a dla nas zostały jedynie drobne złote elementy, jakie mogliśmy spieniężyć przy najbliższej okazji. - Całkiem nieźle sobie radzisz. - Podsumowałem pod koniec naszej współpracy, uważnie taksując go spojrzeniem. Miałem świadomość, że Ezra mógł być podobnie zaskoczony naszym wspólnym sukcesem i całkiem udaną współpracą i chyba pierwszy raz od dawna jakoś nie spodobała mi się ta myśl. - Mam nadzieję, że niedługo to sobie… wyjaśnimy - powiedziałem na odchodne, posyłając Krukonowi przeciągłe spojrzenie pełne zainteresowania. Od czasu naszej wspólnej… kąpieli, nie przechodziłem obok niego obojętnie, a teraz tym bardziej nie mogłem zignorować faktu, że niejako podzielaliśmy zainteresowania.
Cały regulamin nielegalnych pojedynków czarodziei dostępny jest w tym miejscu. Tutaj zostają zawarte najważniejsze zasady, o których Twoja postać musi bezwzględnie pamiętać!
Sekundanci to NPC, zamaskowani, nie do rozpoznania przez nikogo. Zajmują się zdejmowaniem rzuconych przez uczestników pojedynków klątw, pilnowaniem przestrzegania ustalonych zasad, ect.
Wszyscy stają do pojedynku zamaskowani przez co nie ma możliwości, aby jeden uczestnik pojedynku rozpoznał drugiego, nawet jeśli jest to jego bliski znajomy. Maski nakładane przez postacie na czas pojedynku, modulują głos, skutecznie zasłaniają całą twarz. Dopiero w momencie pozbycia postaci maski, można odgadnąć z kim się pojedynkuje.
W czasie trwania pojedynku, po każdej zakończonej turze, będzie się pojawiał post od Mistrza Gry. Ten ma za zadanie podsumować dotychczasowe wydarzenia, dodać "urozmaicenia", coby pojedynki nie opierały się wyłącznie na rzucaniu kostek, ect.
Gracze mają 24h na dodanie posta od momentu pojawienia się posta MG lub posta przeciwnika. Jeśli nie wyrobią się w tym czasie, przegrywa ten, który zastopował kolejkę. Wyjątek stanowi zgłoszona w odpowiednim temacie nieobecność, bądź zasygnalizowany brak możliwości zrobienia odpisu w danym czasie przez gracza, do MG prowadzącego. W takim wypadku termin na odpis zostaje przedłużony do max. tygodnia.
W przypadku zupełnego ignorowania pojedynku, przegranemu nie przysługuje nagroda za drugie miejsce.
Atak
Atakująca postać rzuca trzema kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, atak uznaje się za skuteczny, zaś przeciwnik może się przed nim bronić. Wynik rzutu na atak można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
Jeśli atak się powiódł (suma punktów zdobytych w rzutach kośćmi przekroczyła próg), przeciwnik musi spróbować się bronić. W innym wypadku, od razu przechodzi do kontrataku. Bez względu na wynik, gracz ma obowiązek na końcu, bądź początku swojego posta zamieścić poniższy kod:
Broniąca się postać rzuca trzema kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, obronę uznaje się skuteczną i można przystąpić do kontrataku. Wyniki rzutu na obronę można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
W przypadku udanej, bądź nie udanej obrony, również należy użyć odpowiedniego kodu na początku, bądź na końcu posta:
Koncentracja nie jest obowiązkowym rzutem, ale już wyrzucona kostka musi być wliczona do tury. Rzuca się nią razem z kośćmi na atak/obronę.
Wartości Koncentracji zostały opisane poniżej w zależności od rzutu kostek:
kostka 1 = koncentracja: +1
kostka 2 = koncentracja: –2
kostka 3 = koncentracja: +3
kostka 4 = koncentracja: –3
kostka 5 = koncentracja: +2
kostka 6 = koncentracja: –1
Wygrana tura
Tura zostaje zakończona w momencie gdy:
Zostanie przekroczony limit czasowy tury.
Tura zostaje wygrana przez jednego z graczy (osiągnięcie większej ilości punktów)
Organizacja
Za nadzór tego pojedynku odpowiedzialna jest @Harriette Wykeham. Wszelkie pytania, wątpliwości, skargi należy kierować właśnie do niej. Również ona rozstrzyga wszelkie kwestie sporne, w razie gdyby jakieś się pojawiły.
POJAWIŁY SIĘ PEWNE ZMIANY W REGULAMINIE, WIĘC PROSZĘ SIĘ Z NIM ZAPOZNAĆ. ZMIANY ZOSTAŁY WYRÓŻNIONE W POŚCIE.
Gratulacje! Dotarliście do finałowej rundy pojedynku. Jedno z was już dziś miało zostać mistrzem! Tym razem godzina spotkania była dużo późniejsza. Hogsmeade było już dawno pogrążone we śnie, kiedy zmierzaliście w stronę opuszczonej wieży. Na szczycie czekał już na was zamaskowany, milczący sekundant. Znaliście już zasady, więc nie zdziwiło was, ze także wasze twarze zostały zakryte. Jednak i bez masek nie mogliście za dobrze widzieć. Księżyc i gwiazdy schowane były za deszczowymi chmurami, przez co widzieliście niemal tylko zarysy wszystkiego wokół. Wiał porywisty wiatr, a w powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. Powinniście się byli spieszyć, choć sekundant zdawał się zupełnie nie przejmować tym, że przy takiej aurze, stanie w najwyższym punkcie w okolicy było dość nie fortunne. Nic nie mówiąc, zwlekał z rozpoczęciem chyba tylko po to, żeby was wzburzyć lub zdeprymować. W końcu, samym gestem, wskazał jednemu z was, by zaczęło pojedynek.
----------------------------------------
Bardzo proszę, aby w pierwszym poście zaznaczyć posiadanie przedmiotów dodających punkty do odpowiednich kategorii!
Emily: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 20 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 1 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI: 0 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 2
Lysander: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 116 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 10 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI: 10 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 13
Rzut kością decydującą o rozpoczęciu pojedynku: Nieparzyste – rozpoczyna Emily Parzyste – rozpoczyna Lysander
Świetnie zdawała sobie sprawe, że jej obecność w ostatnim pojedynku to kompletne nieporozumienie. Nie brakowało jej wiary w siebie, nie uważała, że jest słaba z zaklęć - jak na swój wiek, jak na uczennice, ale nie jak na finalny pojedynek nielegalnych pojedynków. A jednak sytuacja potoczyła sie tak, że stała teraz przed tajemniczym przeciwnikiem I dziękowała Merlinowi za te maski, które ukrywały jej dziecinną buzie. Mogła przynajmniej udawać, że nie stoi przy nim dziecko, nawet jeżeli różnica we wzroście już budziła wątpliwość. Nie bała się przegranej - jej była pewna. Bała sie zaklęć, które padną. Skoro jej przeciwnik zaszedł tak daleko, pewnie nie był zbyt delikatny, umiejętności też mu na pewno nie brakowało. Jeszcze nie trafiła w pojedynkach na czarnomagiczne zaklęcia, co, jeśli to miał być pierwszy raz? - Diffindo - rzucila tnącym zaklęciem na samym początku, szczerze żałując, że nie zna kilku groźnych czarów, żeby chociaz sprawić dobre wrażenie. Nawet mylące.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Diffindo Atak: 5,5,4 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Byłem zbyt pewny siebie - poprzednie łatwe wygrane sprawiły, że niezbyt akceptowałem możliwość porażki, nie biorąc pod uwagę, że w finale są tylko najlepsi. Tym sposobem w pierwszej turze dość spektakularnie zostałem trafiony bardzo prostym zaklęciem. Wiedząc, że w kolejnej rundzie nie mogę być takim cieniasem wymusiłem maksymalne skupienie i rezygnując nie tylko z werbalnej formuły, ale również z użycia różdżki zaskoczyłem drobną przeciwniczkę posyłając w jej stronę moje autorskie zaklęcie - Convulsio. Wiedziałem, ze to dość mocny czar, jednak przeciwniczka udowodniła mi już, że nie muszę się z nią specjalnie pieścić.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Convulsio Atak:5,4,3 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Ostatnio zmieniony przez Lysander S. Zakrzewski dnia Czw 11 Lip 2019 - 20:36, w całości zmieniany 1 raz
Starała się nie okazywać stresu, ale to było jeszcze trudniejsze niż przypuszczała. Na szczęście mimo wszystko jej się udało i była na tyle opanowana, żeby odeprzeć kolejne zaklęcie, w ostatniej chwili, ale jednak oszczędziła sobie dodatkowych niepotrzebnych wrażeń. Zdecydowanie trudniejsze były dla niej ataki. Żałowała, że bardziej nie przemyślała jakie zaklęcia będzie rzucać i nie wpadła na to, żeby niektóre (zwłaszcza te trudniejsze) po prostu sobie powtórzyć. Nie zamierzała ryzykować, że zrobi głupi błąd, taki jak na przykład przekręcenie formułki. Nie było na to miejsca, nie w finale. Z drugiej strony, czy to był czas na banalne czary, na które przeciwnik machnie ręką? Trudno było powiedzieć, ale ostatecznie Emily zdecydowała się na zaklęcie, którego nauczyła się całkiem niedawno. Może nie było szczególnie bolesne, ale całkiem ciekawe. - Anteoculatia - skierowała różdżkę na przeciwnika z nadzieją, że będzie tak celne jak poprzednie.
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Protego Obrona:3, 3, 1-->6 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek (IV)
Zaklecie: Anteoculatia Atak:5, 6, 1 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Dziewczyna była niezła, jednak zastosowanie magii werbalnej było z jej strony dużym chybieniem. Zapewne gdyby zrezygnowała z mowy nie miałbym tak wiele czasu, aby zareagować, lecz w przypadku gdy usłyszałem formułę obrona stała się dziecinnie prosta. Bez chwili wahania uniosłem dłoń w górę, nie siląc się nawet na sięgnięcie po różdżkę i rzuciłem zaklęcie Protego Maxima. Zapewne efekt byłby lepszy gdybym użył różdżki, jednak wciąż była to naprawdę solidna tarcza. Udało się niemniej jednak w tej turze oboje wypadliśmy naprawdę nieźle, więc miałem wątpliwości, które z nas wygrało.
Pojedynek (II)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona:1>2>1>5,6,3 (zużyłem 3 przerzuty) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Burza wisząca nad Hogsmeade w końcu rozpętała się na dobre. Przebywanie w tym czasie na najwyższym punkcie w wiosce nie jest najbezpieczniejsze, uczestnikom jednak najwidoczniej bardziej zależało na zwycięstwie. Przy kolejnym ataku Emily tuż obok Lysnadra strzelił piorun. Musiał więc bronić się nie tylko przed przeciwniczką, lecz take przed siłami natury.
Dodatkowo: Lysander musisz obronić się zarówno przed piorunem, jak i atakiem Emily. Albo rzucasz osobne kostki na powodzenie powstrzymania jednego i drugiego, albo jedne dla obu, ale wtedy próg wrasta do 18.
Chociaż Emily nie bała się burzy, to przebywanie w czasie jej trwania na dworze i toczenie pojedynku nie było najlepszym scenariuszem. Zwłaszcza, że robiło się coraz gorzej i nie zapowiadało się na to, żeby pogoda miała im odpuścić. W dodatku i tak nie wierzyła w swoje zwycięstwo, więc nie wiedziała co tutaj jeszcze robi. Z drugiej strony, nie mogła odejść, nawet się nie starając. Musiała dać z siebie wszystko, nawet jeśli miało się to nie zdać na nic. Wyciągnęła różdżkę w kierunku przeciwnika i rozproszona warunkami atmosferycznymi nawet nie przyłożyła się do wyboru zaklęcia. - Drętwota! - niewiele jej z tego wyszło. Cóż, obwiniała kiepską koncentracje spowodowaną coraz bardziej rozprzestrzeniającą się ulewą.
Pojedynek (wpisz turę pojedynku)
Zaklecie: Drętwota Atak: 5,4,1 Koncentracja: 4 czy odnosi skutek?:NIE
Nasz pojedynek nie był łatwy, a fakt, że staliśmy tak wysoko i przeszkadzała nam burza był wyjątkowo upierdliwy. Żeby tego jeszcze było mało błyskawice nasilały się i po chwili musiałam decydować - czy skupić się na obronie przed moją przeciwniczką i ratować los pojedynku, czy jednak postawić nacisk na przeżycie i walkę z siłami natury. Nie chciałem przegrać, jednak mimo wszystko zależało mi na przeżyciu, dlatego rzuciłem zaklęcie Barrera, które miało ocalić mnie przed zaklęciem przeciwniczki, a następnie skupiłem się na wyczarowaniu solidnej tarczy chroniącej mnie przed piorunami. Byłem tak zaaferowany, że nawet nie dostrzegłem, że zaklęcie przeciwniczki nie powiodło się.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Barrera Obrona: 4,5,5 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek (III - burza)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona: 1>4,5,3 (1 przerzut) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Kolejna tura na moją korzyść bardzo mnie satysfakcjonowała, wciąż jednak miałem świadomość, że lekka przewaga nie może sprawić, że na moment przestanę być skupiony - przeciwniczka wciąż mogła jeszcze się odegrać i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, dlatego musiałem być ostrożny. Po krótkiej, trwającej może sekundę, chwili zastanowienia sięgnąłem po nieużywane jeszcze przeze mnie w pojedynkach zaklęcie Aquaqumulus. Rzuciłem je niewerbalnie by dać sobie chwilę czasu, niemniej jednak tym razem skorzystałem z różdżki nie chcąc na tak ważnym etapie zawalić.
Z wieży można było oglądać wiele, ale tego co się dzieje na górze, z dołu widać nie było. Uznała więc to za bardzo dobre miejsce do zrealizowania jednego ze swoich szalonych pomysłów. Skoro Leo dał jej pełne pole do popisu, tak pozwoliła swojej szalonej głowie działać. W ten sposób ławki znajdujące się tutaj zostały porozsuwane na bok, pozostawiając na środku sporo miejsca. Natargała też tu kilka rzeczy, które były potrzebne do realizacji jej tajnego planu. Przede wszystkim typowo mugolska pizza dzielona w taki sposób, że połowę zajmowało coś bardziej klasycznego, a drugą znienawidzona przez wszystkich, z wyjątkiem niej, pizza z podwójnym mięsem i ananasem. Romantyczna randka nie może się obyć bez pizzy. Poza tym oczywiście klasycznie, woda i winko (niestety zaklęcia zamieniającego wodę w wino nie opanowała, z powodu czego ubolewała zawsze gdy Darren się tym popisywał). I tu kończyła się normalność, ponieważ na ziemi kamienna posadzka przykryta była wielkim, białym płótnem. Obok stało pudełko zawierające w sobie farby w różnych kolorach - od białego, przez żółć, czerwień, zieleń, róż aż po czarny. Dziewczyna ubrała się zdecydowanie tak, jak na randkę przystało. Długa, zwiewna suknia. Kolczyki. Szpilki. Do tego lekki makijaż... Nie no, żartuję. Może kiedyś. Tym razem zgadzał się tylko makijaż (naturalny jak i ona). Na sobie miała bowiem krótkie, dżinsowe spodenki i krótką koszulkę z jakąś liczbą, która nie miała dla niej większego znaczenia - a koszulka bez znaczenia to coś, co nadaje się właśnie na takie akcje. Akcje, z których może nie wyjść cało. Zadowolona z tego, jak wszystko udało jej się w przeciągu kilku godzin zorganizować stanęła jakiś dwa metry od drzwi oczekując osoby, którą planowała tu zabić, zawinąć w płótno i potem zakopać pod wieżą. Bo co innego, jak nie to? A farby? Przypadek.
Już od ich porannego spotkania nie mógł się doczekać kolejnego. Z reguły nie cieszył się z tak banalnych powodów jak spotkanie z koleżanką, jednak dzisiaj kompletnie siebie nie poznawał. Inaczej - zaczął poznawać siebie sprzed kilku lat, co też było mu bardzo na rękę. Nie wiedział tylko jak ma się ubrać. Miejsce nie mówiło mu za wiele, jednak oczywiście mógł się zdziwić. Jego moda była dość.. ekstrawagancka, więc na dzisiejszy wieczór postawił na coś naturalnego: granatową koszulę, która niedbale wystawała spod rozpiętej ciemnej marynarki oraz ciemne, niekrępujące ruchów spodnie. Chciał wyglądać troszkę elegancko, jednak nie na tyle, żeby ubiór krępował mu jakiekolwiek ruchy. Czy mu się udało? To powinna ocenić już sama Tori. Gdy wszedł do opuszczonej wieży, pierwszą rzeczą jaką przykuła jego uwagę były porozsuwane ławki - drugą, pizza leżąca na jednej z nich. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Nie zdążyłem zobaczyć jeszcze wszystkiego, co dla Nas przygotowałaś, ale widząc pizzę już na samym początku mogę powiedzieć, że będzie to udane spotkanie - uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę i lustrując wzrokiem pozostałą część pomieszczenia. - Pod warunkiem, że nie ma w niej ananasa - dodał jeszcze, przypominając sobie, że nie ma zielonego pojęcia, jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł wymyślić połączenie mięsa i ananasa? Wzdrygnął się na samą myśl o tym nieprzyjemnym połączeniu. Obrzydlistwo. Gdy spojrzał na dziewczynę, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. - No pięknie. Chyba trochę przesadziłem ze swoim strojem. Na całe szczęście, w tym worze mam zdecydowanie bardziej przyziemne ciuchy na przebranie się - zaśmiał się cicho, podchodząc do dziewczyny i przekrzywiając lekko głowę, jakby zastanawiał się, jakie powitanie będzie odpowiednie. Nie kupił nic dla dziewczyny, ponieważ uznał, że najlepszym prezentem będzie zabranie jej na randkę zaaranżowaną przez niego. Zaraz, zaraz - czy on właśnie zaczął planować ich kolejne spotkanie? Nie zdołał jeszcze zdecydować się czy będzie to przelotna znajomość, czy jakaś dłuższa relacja, dlatego podchodził do niej tak ostrożnie, jak do jeża.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Ona też nie mogła się tego doczekać. On nazwał to randką, ona nie zaprzeczyła i... Cholera. Ona na prawdę się cieszyła tym spotkaniem - nawet gdyby miało się okazać, że nic nie zaiskrzy, albo że za dwa-trzy dni gryfon będzie jej obojętny jak to zwykle bywało. Jej życie było ostatnimi czasy tak popieprzone i tak dziwne, a tu zapowiadało się na prawdę normalne (względnie, bo z Tori nic nie jest normalne) spotkanie. Bez dramatów związanych kto z kim chodził, kto z kim się nienawidzi i kto jest tematem tabu (przynajmniej w tym momencie pozostawała jej nadzieja, że Leo nie przyjaźni się z Lucasem czy Kath). Z kimś, kto nie ocenił jej na podstawie plotek. Z kimś, kto nie planował jej powiedzieć, że jest homoseksualistą, by potem się z nią całować. Tak wyglądało życie Tori. Pragnęła odrobiny normalności jak powietrza. Dlatego bujając się na nogach czekała na pojawienie Gryfona wraz z jego obcym. Szkoda, że nie miała czasu trochę popytać o niego znajomych, ale pewnie i tak by tego nie zrobiła. Wolała się dowiedzieć wszystkiego prosto od samego zainteresowanego, bo dobrze wiedziała jak obieg informacji w Hogwarcie bardzo potrafił ją zmienić (To ona została zaatakowana! Więc czemu cała szkoła mówiła, że jest odwrotnie?!). Gdy zobaczyła wchodzącego na górę Leo natychmiast uśmiechnęła się do niego pozwalając, by jak zwykle wesołe ogniki skakały w jej jasnych oczach. Może trochę bezczelnie, ale obejrzała sobie go od stóp do głów i szczerze? Wyglądał... No wow. Postarał się, a przynajmniej tak jej się wydawało. Początkowo jednak tego nie skomentowała, bo padł inny temat. - Wiedziałam, że Ci spasuje. Ludzie którzy nie lubią pizzy nie są normalni. Nie należy im ufać - Powiedziała z powagą w głosie, a gdy wspomniał o ananasie... No parsknęła śmiechem. Wiedziała! Wiedziała, że to padnie To po prostu musiało paść - Twoja połowa jest bez - Skomentowała patrząc na jego minę i pilnując się, żeby nie paść tam ze śmiechu już zaraz na wstępie. Zamiast tego usiadła na wielkiej, białej płachcie na ziemi i poklepała miejsce obok siebie, po czym otworzyła opakowanie pokazując jego zawartość. Tak. To Vittoia jest z tych nienormalnych anansożerców! I jak widać nie obraziła się, że ten jest w zupełnie innym obozie pracy. - Jeszcze mi powiedz, że jesz sernik z rodzynkami. Wtedy od razu możemy się pożegnać - Wróciła do niego spojrzeniem i uniosła przy tym zaczepnie brew. To pytanie mogło go kosztować co najmniej życie. Przy tak nieobliczalnym człowieku pochwalenie rodzynek może być ostatnim, co zrobi się w życiu. - Nie przesadziłeś. Wyglądasz świetnie - To mówiąc jeszcze raz sobie zerknęła na jego strój, by potem wrócić spojrzeniem do jego twarzy - Ja po prostu zapomniałam, że wzięcie ciuchów na przebranie i przyjście w nich to nie jest to samo. Tak tu przyszłam, tak stąd będę wracać - Oświadczyła mu, a jej mina mówiła, że kwestia 'wracania' nie dotyczy typowo jej stylu czy choćby tego, że na pewno później może być chłodno. Coś czaiło się w tej główce. A tak dokładnie, to w kartonie niedaleko jej nóg. O powitaniu nawet nie pomyślała. Tak jak nie myślała o następnym czy jeszcze następnym spotkaniu, bo po prostu znała siebie. Wiedziała, że zazwyczaj na jednym spotkaniu się kończy, bo nie chciała więcej. Często sama o sobie mówiła, że ma zbyt wygórowane wymagania i to prawdopodobnie była prawda. Chciała po prostu czuć się przy facecie inaczej niż przy wszystkich innych. Jak na razie zdarzyło się to tylko raz. I skończyło katastrofą.
Leonardo pozostawał w szkole anonimowy przez tak długi okres czasu, że zdecydowanie nie wiedział, kto z kim jest, kto z kim był, kto kogo kocha potajemni, wysyłając mu miłosne liściki. Jeśli jednak chodzi o Kath - ona tak samo jak Leo była wieczną studentką, więc niestety, znali się. Znali i szczerze powiedziawszy - nawet lubili, mimo jej wrednego, ślizgońskiego charakteru. Ich relacja nie powinna się nigdy udać, a mimo wszystko jakoś nie mieli żadnego problemu z dogadaniem się. Nie zamierzał jednak rozmawiać na ten temat, na pewno nie teraz, a prawdopodobnie i nigdy w życiu. Nie interesowały go relacje Tori z innymi ludźmi, dla niego ważne było jedynie to, żeby wobec niego była w porządku. Tak samo postępował z każdym człowiekiem - czy to przelotną znajomością, czy to kimś, kogo uważał za przyjaciela. - Ufff! - odetchnął z wyraźną ulgą. Przez chwilę przeszła mu przez głowę myśl, że zjadłby tą cholerną pizzę z ananasem, żeby nie sprawić dziewczynie przykrości. Zreflektował się jednak, że jego duma nie pozwoliłaby mu na robienie czegoś tylko po to, żeby zadowolić drugą osobę. Nawet, jeśli miałby zamiar zaciągnąć ją do łóżka na pierwszym spotkaniu - czego jednak nie przewidywał. Nie wiedział jak wszystko się potoczy, więc po prostu wolał nie spekulować. - Już myślałem, że zmusisz mnie do jedzenia mięsa razem z ananasem. Co do rodzynek i sernika. Uwielbiam rodzynki w każdej postaci - miał ochotę odpowiedzieć, niezgodnie z prawdą zresztą, że nawet te w serniku, tylko po to, żeby zobaczyć reakcję dziewczyny. Uśmiechnął się jednak głupkowato i dodał: - Sernik jednak nie zasługuje na miano sernika, jeśli ma w sobie rodzynki. Są połączenia, które nie powinny się nigdy w życiu pojawić - powiedział, celując oskarżycielsko palcem w pizzę z ananasem leżącą na podłodze. Zajął miejsce obok dziewczyny, przekrzywiając głowę i obserwując ją z lekkim uśmiechem na twarzy. Była taka naturalna. Mało było osób w życiu, które nie grały kogoś innego. W przypadku Tori miał wrażenie, że taka właśnie jest. Wziął kawałek pizzy w ręce i nie zastanawiając się długo, odgryzł spory kawałek. Dopiero później zreflektował się, że część sosu została na jego brodzie. Rozglądał się desperacko w poszukiwaniu czegoś, do wytarcia twarzy, starając się zachować resztki powagi. - Pychota! - wybełkotał z pełnymi ustami, ostatecznie wybierając opcję wytarcia twarzy wierzchem dłoni. Tak się jadło pizzę w każdym kraju, niezależnie od kultury. - Nigdy nie zrozumiem dziwaków, którzy jedzą pizzę sztućcami - wzruszył bezradnie ramionami, przekrzywiając głowę na bok. Spojrzał z lekką niepewnością na karton stojący nieopodal dziewczyny, zauważając go po raz pierwszy od momentu pojawienia się w opuszczonej wieży. Kończąc pierwszy kawałek pizzy złapał za następny, dalej wpatrując się w karton. - Nie wiem czy chcę wiedzieć co się tam znajduje. Mam jakieś złe przeczucia - zmrużył oczy i spojrzał na Tori, próbując cokolwiek wyczytać z jej twarzy, jednak nie mógł dostrzec nic, oprócz lekkiego rozbawienia i ogólnej wesołości. Zdecydował się, że zdaje się na nią, więc teraz musi poczekać, aż sytuacja się rozwinie. - Mówiłaś, że nie mieszkasz w szkole, więc gdzie? - rzucił lekko, uśmiechając się do siebie. Sam miał mieszkanie w Londynie, jednak na czas trwania zajęć, wolał pozostać w szkole. Szczególnie, że jego brat bliźniak, z którym kupił mieszkanie na spółę, zniknął gdy tylko Leonardo zaczął chorować. Nie chciał wracać do miejsca, które kojarzyło mu się ze smutkiem i samotnością, chyba będzie musiał pomyśleć o jego sprzedaniu. Ugryzł kolejny kawałek pizzy, starając się nie skupiać akurat na Sylvestrze.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Vittoria raczej względem większości osób była w porządku. Znalazły się tylko dwie, które budziły w niej najgorsze instynkty, o których wcześniej nie miała nawet pojęcia. Dlatego bardzo dobrze, że temat się nie pojawił i jak na razie żadne z nich nawet nie myślało o tym by go poruszyć - chyba, że w strefie ewentualnych żartów na temat jej bojowości, jak w aptece. Ulga wymalowana na jego twarzy była tak cudowna, że po prostu musiała się zaśmiać. W tamtej chwili w jej głowie powstał plan zmuszenia go w taki czy inny sposób do zrobienia gryza jej części pizzy, ale jak na razie jeszcze nie miała pomysłu jak tego dokonać. Była jednak pewna, że spróbuje co najmniej raz, gdy tylko pojawi się na to sposobność. Gdy wyznał uwielbienie dla rodzynek rozszerzyła lekko oczy jakby w wielkim szoku. - Ah... Rodzynki. No... Wiesz co było bardzo miło, ale zostawiłam żelazko na kuchence - To mówiąc wskazała palcami w stronę drzwi, a jej ton był sztucznie poważny i zwiastował próbę ucieczki. Kto normalny lubi rodzinki?! Przecież rodzynki stworzono tylko po to, żeby torturować nimi ludzi, którzy nie potrafią sami piec ciast i muszą kupować te gotowe. Winogrona same w sobie były smaczne, słodkie, soczyste... To tak jakby wymienić młodą dziewczynę na jej 80 letnią wersję! Za sernik jednak zostało mu wybaczone, dlatego nie uciekła. - Mówisz? - Zareagowała zaraz po jego słowach na temat pewnych połączeń - To patrz - To mówiąc wzięła jeden z mniejszych kawałków swojej część i bardzo ostentacyjnie włożyła go do ust tak, by za jednym zamachem dziabnąć i owoc i mięso, przy tym wpatrując się w niego intensywnie. Niech patrzy i płacze, bo oto własnie jadła to połączenie. - Leoś, kiedy Ci kazałam zabrać ciuchy na przebranie to nie dlatego, żebyś się mógł brudzić pizzą - Zaśmiała się widząc sos na jego brodzie i ciesząc się, że mu smakuje. Szkoda, że nie dała rady zrobić jej sama, ale że nie korzystała w gotowaniu z magii, a jedynie z mugolskich sprzętów, to zajmowało to znacznie więcej czasu niż go miała przed randką. Zdrabnianie ludzkich imion było dla niej tak naturalne, że nawet nie zwróciła uwagi, że już padł tego ofiarą. - Pizza jak pizza. Wiesz, że niektórzy jedzą sztućcami hamburgera? Przecież takich to się powinno od razu gdzieś zamykać - Zawtórowała mu a propos pizzy, sama również bez skrępowania jedząc ją ręką i dość szybko kończąc pierwszy kawałek. Jadła dość szybko, natomiast jak na taką ilość energii -dziwnie mało. Dlatego jeden był dla niej wystarczający na ten moment, więc po drugi już nie sięgnęła. - Chcesz wiedzieć. Ah, chcesz też wina? - Dopiero teraz zorientowała się, że przecież za kartonem leżała butelka i dwie eleganckie... Szklaneczki. Organizowała wszystko na szybko, nie można mieć jej za złe, że nie załatwiła pięknych, ozdobnych lampek. Jeśli wyraził chęć, tak przesunęła się do tyłu i wzięła przybornik Animowanego Alkoholika by obojgu im nalać trunku. Jeśli nie, tak dokładnie to samo zrobiła z również przyniesioną wodą. Była ubezpieczona na wypadek gdyby okazał się być niepijący. - Wynajmuję pokoje w różnych miejscach. Przez chwilę mieszkałam u faceta, który siedział trzy miesiące w Azkabanie. Teraz u tatuażysty, który stara się o prace nauczyciela w Hogwarcie - Lekkość jej wypowiedzi sugerowało jasno jedno. Dla niej tego typu sytuacje już od dawna nie był niczym dziwnym. - A jak jest z Tobą? Jak Ci się mieszka w dormitoriach z osobami kilka lat od Ciebie młodszymi? Nie wkurzają Cię? - Nie, żeby ona też należała do tych osób kilka lat młodszych. Ale co innego spotkać się z kimś na randkę, a co innego musieć codziennie z kimś takim spać.
Zaśmiał się cicho z żartu o żelazku. Dobrze, że dziewczyna również miała rozeznanie w mogolskich przedmiotach. Leo od zawsze uważał, że czarodzieje zamykający się tylko i wyłącznie na świat magii byli ograniczeni. Przecież mugole wymyślili tyle fascynujących przedmiotów, żeby dorównać choć odrobinę czarodziejom - zrobili to zresztą zupełnie nieświadomie. Weźmy pod uwagę taki samolot - na przykład. Przecież każdy z magicznego świata mógł się przemieścić w dowolne miejsce na świecie o którym pomyślał w przeciągu sekundy. Musiał tylko opanować sztukę teleportacji. Mugole natomiast wymyślili ogromny samolot, który potrafił wzbić się w przestworza i przenieść ich, powiedzmy, do Brazylii w ciągu kilkunastu godzin. Jakim cudem to ogromne monstrum latało, Leonardo dalej nie wiedział. Zastanawiał się nad tym od czasu do czasu, jednak nigdy nie dochodził do jakichś logicznych wniosków. - Kiedy to nie moja wina, że zawsze przy jedzeniu muszę się czymś upaćkać - rzucił lekko, kompletnie się tym nie przejmując. Faceci zawsze byli w takich sprawach beztroscy i on również nie przejmował się kompletnie tym, że za chwilę kawałek pizzy może wylądować na jego koszulce. Przebierze się, przecież to nie koniec świata. Wytrzeszczył oczy, ze zdumieniem patrząc na Tori. - Jak to hamburgera sztućcami? Przecież to się kompletnie nie da - akurat skończył drugi kawałek pizzy, więc wolnymi dłońmi spróbował w powietrzu udawać, że kroi hamburgera. Spojrzał na nie bezradnie, sugerując, że w swojej wyobraźni odniósł porażkę i pokręcił głową. - To nie możliwe, nie ma nawet takiej opcji - musiał to jeszcze raz podkreślić, mrugając lekko do dziewczyny. Gdy wyciągnęła zza siebie wino i dwa plastikowe kubeczki, uśmiechnął się od ucha do ucha. Nie pamiętał, kiedy ostatnio pił alkohol, ale na pewno było to kilka lat temu. Może to i dobrze, biorąc pod uwagę, jaki tryb życia prowadził wcześniej. Teraz jednak cieszył się jak dziecko, wyciągając rękę w kierunku szklanki. - Oczywiście, że się napiję. Muszę Cię jednak lojalnie ostrzec, że jeśli narzucisz zbyt szybkie tempo, to nasza randka skończy się szybciej, niż się zaczęła. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem jakiś alkohol w ustach - zaśmiał się cicho, czując się zobowiązanym do uprzedzenia dziewczyny. Wiedział, że jedna szklanka raczej nie zwali go znów, ale wprawi go w idealny nastrój, dopełni to, co aktualnie dzieje się w jego głowie. Leonardo miał jednak jedną, ogromną wadę. Pił do momentu, gdy jego towarzysze również pili. Nieważne, że mogłoby się to źle skończyć, nigdy nie pozostawał w tyle. Wiele razy kończył z przysłowiowo urwanym filmem, dowiadując się na następny dzień, co zabawnego robił. - Nie boisz się, że przez sen wytatuuje Ci na pośladku jakiś brzydki obrazek? - spytał, przybierając poważny wyraz twarzy i zastanawiając się w myślach nad jej następnym pytaniem. Czy przeszkadzała mu obecność innych ludzi? - Wiesz, mam mieszkanie w Londynie, jednak jakoś boję się do niego wrócić. Nie mam z nich zbyt wielu wspomnień. Kupiłem je z moim bratem bliźniakiem, który aktualnie znajduje się gdzieś w bliżej nieokreślonym miejscu na świecie - zatoczył ręką koło, pokazując, że naprawdę nie ma zielonego pojęcia, gdzie znajdę się jego brat. - Muszę chyba po prostu pomyśleć nad sprzedaniem go i kupieniem czegoś nowego. Chociaż mieszkanie w szkole wcale nie jest takie złe, szczególnie jeśli dopiero niedawno się do niej wróciło - podsumował, uśmiechając się lekko i odpływając na chwilę myślami gdzieś w nieokreślonym kierunku.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Nie było innej opcji. Nie przy jej wychowaniu. Czasem wydawało się, że u niej jest wręcz przeciwnie. Że była trochę zamknięta na magię, bo z jej stroną praktyczną na prawdę miała ciężko. Wprawdzie teleportacja i to łączna nie stanowiła dla niej problemu (choć przy jej poziomie skupienia to był na prawdę cud), ale była jedną z tych osób, które po prawie 8 latach nauki nadal nie potrafią pokonać Bogina, a gdy widziała na przykład bałagan jej pierwsza myśl to "muszę posprzątać" a nie "chłoszczyść". Przed egzaminami organizowała dla siebie korepetytorów i wyniki miała na prawdę dobre, ale jej codzienność (nawet w zamku) była niemal zupełnie mugolska. - Twoja wina, że nie dałeś mi tej jakże romantycznej możliwości, żebym się mogła pochylić i Cię wytrzeć - Odpowiedziała ze śmiechem. Nawet jej to przemknęło wcześniej przez myśl, ale jakoś tak się jednak zahamowała. Samą tą cechę uważała raczej za słodką, choć ona (ku wielkiemu zdziwieniu wszechświata) potrafiła jeść najbardziej brudzące rzeczy i pozostawać czystą. A potem potknąć się na prostej drodze... Jedni mają podzielną uwagę. Ona? Ma podzielną nieuwagę najwyraźniej. - Ja też tak uważam. Ludzi, którzy jedzą hamburgera sztućcami, jedzą sernik z rodzynkami i nie lubią słodyczy należy unikać. Mogą być groźni - Skomentowała jeszcze dorzucając do tego dodatkową kategorię. Dziewczyna uwielbiała słodkości, a nawet jej amortencja pachniała między innymi czekoladą. Kawą z czekoladą dokładniej i starymi książkami. - Kurcze... I teraz mam dylemat, czy chcę żeby Ci się urwał film, czy nie - Udała, że się zastanawia nalewając im trunku do jakże eleganckich i gustownych pojemniczków, po czym sama upiła łyka. Szczerze mówiąc mogła spokojnie doprowadzić do sytuacji, w której ona jeszcze trzyma się swojej świadomości, a on już nie. O dziwo miała na prawdę mocną głowę, tym bardziej, że to było tylko wino. Jednak nie tak planowała dzisiejsze spotkanie, więc nie było takiej opcji. - Jednak dzisiaj będę grzeczna - Uznała ostatecznie, po czym postanowiła dopytać mając nadzieję, że nie uderza w jakąś czułą strunę - Robiłeś sobie przerwę od alkoholu z jakiegoś konkretnego powodu? - Była ciekawa, tym bardziej że wcześniej mówił o swoim powrocie do szkoły po "drobnych problemach życiowych", choć oczywiście jeśli nie będzie chciał rozwinąć myśli, tak ona nie będzie naciskać. - Było by zabawnie. Zresztą planuje drugi tatuaż - To mówiąc odgarnęła włosy na lewą stronę, wskazując na malutkiego dinozaura po prawej na szyi - Aczkolwiek wolałabym wybrać sobie co to będzie - Układ z Angelusem był jasny. On potrzebował towarzystwa, ona pokoju. Był od niej znacznie starszy, ale nie był niepokojący ani groźny. No i nie wchodził do niej do pokoju bez wyraźnego powodu, a poszanowanie dla prywatności było dla niej bardzo istotne. Dlatego nie bała się o różne krzywe akcje. Jeśli jednak coś jej nie będzie pasowało, spakuje się i będzie szukać dalej. - Zawsze możesz je komuś wynająć. Zarobisz trochę, a może kiedyś będziesz chciał tam wrócić. Albo Twój brat wróci - Zasugerowała tego typu rozwiązanie. Szkoda, że nie poznali się wcześniej. Pewnie sama by je bardzo chętnie wynajęła, choć teraz nie płaciła za pokój gotówką a dbaniem o dom. Czym innym jest mieć jednak jedno pomieszczenie, a czym innym całe mieszkanie. No i gdyby on tam wpadał... Zdecydowanie nie miała by nic przeciwko. Opiła jeszcze łyk z kubeczka i odstawiła go większy kawałek od płachty na której siedzieli, żeby go nie przewrócić. - Przebieraj się - Rzuciła stanowczo sięgając po karton i przysuwając go w swoją stronę, ale jeszcze nie otwierając. Chciała chłopaka jeszcze trochę postraszyć jego zawartością. Miała jednak nadzieję, że się nią nie zawiedzie w ostatecznym rozrachunku.
Leonardo uważał, że bycie takim małym "ciamajdą" ruchowym, szczególnie w wykonaniu dziewczyn, było zdecydowanie słodkie. Lubił ratować takie dziewczyny z opresji i wychodzić na ich super-bohatera. Oczywiście koloryzował, ale w przeszłości bardzo często mu się zdarzało, że ratował ludzi z różnych opresji, samemu o dziwo nie biorąc w nich udziału. Lubił takie sytuacje, bo czuł się komuś potrzebny, a i nie rzadko miał później z tego powodu o wiele łatwiej w życiu i budził przychylniejsze spojrzenia innych osób. Fakt, nie pomyślał o tym, żeby poczekać, jak zareaguje dziewczyna, ale jakimś cudem nie analizował przy niej żadnych swoich zachowań. Najpierw robił, później myślał. Tęsknił za takim stanem swojego umysłu, który uważał raczej za rzadkość. - Czy robiłem sobie przerwę od alkoholu z jakiegoś konkretnego powodu.. - uśmiechnął się lekko, zastanawiając się jak bardzo jest gotów na opowiadanie o swoim życiu nowopoznanej blond dziewczynie. Stwierdził oczywiście, że nie jest. Jeszcze wiele czasu minie i dużo wody w rzecze upłynie, zanim zacznie komukolwiek o sobie opowiadać. Co prawda relacja z dziewczyną rozwija się w dobrą stronę i ona miałaby szansę być jedną z nich, jednak na pewno jeszcze nie teraz. - Tak, unikałem go z konkretnego powodu. Byłem dość poważnie chory i sam nie wiem, jakim cudem udało mi się z tego wszystkiego wyjść bez większego szwanku - skwitował tylko, lekko przekrzywiając głowę i patrząc dziewczynie prosto w oczy, jakby chciał przekazać jej prośbę "zrozum i nie pytaj o nic więcej". Gdy pokazała mu swój tatuaż uśmiechnął się lekko, wziął łyk wina i oblizując usta przejechał po tatuażu na jej szyi palcem drugiej ręki, delikatnie go gładząc. Dinozaur? Sam, jeśli już miałby zrobić sobie tatuaż, był pewien, że musiałby on coś oznaczać, dlatego pierwszym o czym pomyślał, to historia, jaka musi się z nim wiązać. - Czy oznacza coś konkretnego, czy może pewnego dnia wpadłaś na pomysł i pomyślałaś "cudownie, dzisiaj środa, więc wytatuuję sobie dinozaura na szyi?" - spytał, ostatni raz delikatnie przejeżdżając palcem po jej szyi i cofając rękę, po to, żeby podeprzeć się nią za plecami. Wziął kolejny łyk wina, czując, jak przyjemnie rozlewa się w jego przełyku i wpada do żołądka, powodując znajome uczucie ciepła. O tak, tego zdecydowanie brakowało mu przez te kilka lat. - Tak od razu mam się rozbierać, bez żadnego buzi, bez kocham Cię? - zaśmiał się cicho i bez skrępowania wstał, ściągając koszulkę i kierując się w stronę swojej szmacianej torby, w której przyniósł wszystkie ciuchy na przebranie się. Założył białą koszulkę i krótkie, czarne spodenki. Zmienił też buty i w trzy sekundy siedział znów obok dziewczyny ze skrzyżowanymi nogami po turecku, uśmiechając się od ucha do ucha. Zastanawiał się czy zjeść jeszcze jeden kawale pizzy czy zostawić to sobie na potem - w rezultacie stwierdził, że będzie trzeba posilić się również później, więc odsunął karton z pizzą od siebie, kończąc pierwszą szklankę wina.
Leo po przebraniu się
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Jeśli zamierza się zadawać z Tori, to na pewno nie raz nie dwa będzie musiał ją ratować z opresji tak groźnej, jak zacięcie się kartką papieru. Co zabawne, przy całej tej swojej nieuwadze, która aż się prosiła o pojawienie się rycerza na białym rumaku, ona była na prawdę samodzielna i potrafiła poradzić sobie w niemalże każdej sytuacji. Świadczyła o tym choćby bezproblemowość w zorganizowaniu ich randki czy znajdywaniu lokum, za które prawie nie musiała płacić. Co nie zmienia faktu, że uwielbiała gdy ktoś się nią opiekował. Przy dominującym charakterze dziewczyny to się prawie nie zdarzało. To raczej ona opiekował się ludźmi wokół siebie. - Cieszę się w takim razie, że Ci się udało - Odpowiedziała krótko i tym razem pomijając ciągnięcie go za język. Zrozumiała. I nie pytała. Po prostu posłała mu wyjątkowo ciepły uśmiech. Choroba to na prawdę mógł być trudny temat, szczególnie jeśli była ciężka i odsunęła go od świta na wiele lat. Pozostało się więc jedynie cieszyć, że wracając wpadł akurat na nią. Gdy dotknął dłonią jej szyi mimowolnie przeszły ją ciarki i było to bardzo widoczne. Na dotyk ciepłych, miękkich, męskich dłoni reagowała zawsze dość intensywnie między innymi ze względu na to, że sama zawsze miała zimne ręce. Przygryzła delikatnie wargę na chwile, zanim mu odpowiedziała. - Pół na pół. Wszyscy moi znajomi chcieli mieć smoki, a że ja czuję się bardziej mugolką niż czarownicą, to też uznałam, że chce mieć dinozaura. Tylko, że można sobie kupić miniaturkę smoka, a T-rexa nie. Więc go sobie wytatuowałam - Zerkała na niego nie przestając się lekko uśmiechać gdy to opowiadała. To było jedno z jej ulubionych wspomnień sprzed lat. Teraz jednak jeśli będzie coś robić, to chciałaby nadać temu więcej znaczenia, a że działo się u niej tyle, to nie mogła się zdecydować na nic konkretnego. Dlatego na razie z tym czekała. - Meh, miłość i gra wstępna jest dla słabych. Idziemy od razu do konkretów - Stwierdziła wzruszając ramionami i zerkając na niego... I mając na prawdę dylemat czy powinna się odwrócić czy wręcz przeciwnie. Początkowo gapiła się gdy ten zdjął koszulkę i wzrokiem zbadała jego skórę uruchamiając sensor bliznofila, jednak nie dostrzegła nic takiego, więc odłożyła swój fetysz na bok i gdy zmieniał spodnie już się odwróciła ku kartonowi, by zacząć wypakowywać z niego wspomniane już wcześniej, wielokolorowe farby. - Jest tydzień kultury czy coś, więc pomyślałam, że w myśl świętowania tego możemy trochę pomalować. Z tym, że pędzle wyszły, więc... Od czego się ma łapki? - Zaciekawiona spoglądała na jego reakcję na jej pomysł. Jakby potwierdzając całą ideę otworzyła opakowanie z niebieską farbą by zamoczyć w niej palec i w kompletnie losowym miejscu stworzyć piękną, majestatyczną, typowo dziecięcą chmurkę. Miała zerowe zdolności artystyczne, nie licząc śpiewania.
Samodzielność? Była to cecha bardzo doceniana przez Björksona. Zdecydowanie wolał kobiety, które potrafią same o siebie zadbać, a nie tylko płakać i użalać się nad sobą. Co to, to nie. Większość dziewczyn, które spotykał w życiu na swojej drodze właśnie taka była - bezbronna, zagubiona w świecie i taka.. niewinna? Dlatego właśnie ich znajomość zawsze kończyła się po pierwszym spotkaniu, po pierwszym pocałunku, po pierwszym seksie. Chłopak nie musiał się kompletnie wysilać, co nie dawało mu żadnej frajdy. Lubił angażować się w relacje, ale musiał czuć, że ma po drugiej stronie partnera, a nie niewinną dziewczynkę, która nie będzie potrafiła dać mu w twarz, gdy pozwoli sobie na zbyt wiele. Stracił wiarę, że kiedykolwiek spotka taką osobę na swojej drodze w życiu. Zamruczał cicho widząc reakcję dziewczyny na swoją dłoń, muskającą jej szyję. Lubił takie reakcje na dotyk. Uśmiechnął się tylko lekko, po raz kolejny bezwiednie oblizując wargi. - Nie jestem jakimś entuzjastą tatuaży i zrobię sobie jakiś, jeśli poczuję, że naprawdę będzie coś znaczył. Twoje uzasadnienie jednak jakoś się broni, nie jest to bezsensowny malunek na ciele. Takich nie znoszę - przyznał otwarcie, zakładając ręce na piersiach i patrząc Gryfonce po raz kolejny głęboko w oczy. Nasunęło mu się jeszcze jedno pytanie, którego nie zadał na początku, a które w sumie było dość istotne. - Słuchaj, a ile masz właściwie lat? - powinno to być oczywiste, ale jak widać w Hogwarcie może zdarzyć się wszystko. Sam był właśnie na pierwszym roku studiów, a powinien je skończyć już dawno, dawno temu. Może dziewczyna też jest starsza niż mu się wydaje? - I jak się podoba? - rzucił żartobliwie, widząc spojrzenie dziewczyny, gdy zdejmował koszulkę. - Może być czy są jakieś zastrzeżenia? - nie widział powodu, żeby hamować się w swoich żartach. Jego śmieszyły, a to było najważniejsze. Miał nadzieję, że poczucie humoru dziewczyny nie odbiega jakoś szczególnie od jego. Do tej pory wydawało mu się, że rozumieją się całkiem dobrze, a ich cechy charakteru są do siebie jak na razie kompatybilne. Gdy już wyjęła farbki, otworzył buzię ze zdziwieniem. Tego się nie spodziewał. Uwielbiał takie eventy, ale nawet nie pomyślał o tygodniu kultury, który panował w Hogwarcie. Dziewczyna jednak była zdecydowanie bardziej na bieżąco w sprawach życia szkoły od Leonardo. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i porwał żółtą farbkę, tylko po to, żeby narysować słońce wychodzące zza chmurki, którą namalowała Tori. - Tego się kompletnie nie spodziewałem. Już teraz rozumiem po co zabraliśmy ze sobą ciuchy na przebranie - dodał z jeszcze szerszym uśmiechem, odkładając żółty pojemniczek z farbą i sięgając automatycznie po zielony. Zaczął rysować liście na drzewie nieco poniżej chmury, szczerząc się jak dziecko. Bo właśnie w tym momencie miał okazję poczuć się jak dziecko i nie wyjść przy tym na idiotę. Uwielbiał rysowanie farbami w dzieciństwie, chociaż jego brat bliźniak zawsze paćkał jego piękne obrazy. On w przeciwieństwie do dziewczyny miał w sobie trochę artystycznej duszy, a rysowanie wychodziło mu akurat całkiem nieźle. Jego tajemnicą dalej pozostawał fakt bardzo dobrej gry na gitarze. Nie ujawniał tego jednak nikomu, ale skoro dziewczyna potrafiła śpiewać, to może uda im się kiedyś stworzyć jakiś duet? - Masz jakiś pomysł co ma powstać, czy jak zawsze liczymy na losowość? - zaśmiał się cicho, zdając sobie sprawę, że ich dzisiejsze spotkanie to jeden wielki przypadek.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Teoretycznie teraz też nie musiał się wysilać. Sama zaprosiła go na randkę. Sama wszystko zorganizowała. On miał tu jedynie przyjść i dobrze się z nią bawić. Pozostało jej więc mieć nadzieję, ze wbrew wszystkiemu, co mógł usłyszeć na jej temat, ten nie ma jej za łatwą panienkę i nie traktuje tego spotkania jak drogę prowadzącą do seksu - a potem do widzenia. Spodobał jej się w Aptece ze swoim luzem, humorem. I na prawdę chciała go lepiej poznać. Przynajmniej dzisiaj, jeśli drugiej randki miało by nie być z różnych względów. Nie miała co do niego wielkich planów, ale gdzieś z tyłu głowy tliła się w niej mała nadzieja. Widziała to jak oblizuje wargę i w tamtej chwili zrozumiała coś, na co nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi. Dotarło do niej dlaczego często faceci patrzą na nią pożądliwie, kiedy ona swoją przygryza. Jezu! To zawsze jest tak cholernie sensualne?! Bo jeśli tak, to zdecydowanie powinna przestać tak przypadkowo robić. Tyle lat nieświadomego nęcenia ludzi takim gestem i zupełnie nie miała o tym pojęcia! Olśniło ją tylko z powodu tego, co sama poczuła gdy on wykonał równie seksowny gest. Przełknęła ślinę gdy to do niej dotarło i na sekundę uciekła wzrokiem, jednak szybko wróciła spojrzeniem na jego oczy. - Wydaje mi się, że każdy tatuaż coś znaczy. Tylko może nie każdy otwarcie mówi o tym znaczeniu? Albo człowiek widzi wzór i podświadomie czuje "to jest to" dopiero z czasem rozumiejąc swój wybór - Przedstawiła mu swoje myśli zastanawiając się jak zareaguje na to, że nie do końca się z nim zgodziła. Co by to była jednak za znajomość, gdyby potwierdziła ślepo wszystko to, co ten mówi i nie miała swojego zdania? Coś takiego nie wchodziło w grę. - W grudniu skończę 19 lat. Przeszkadza Ci to? - Spytała od razu zastanawiając się, czy duże znaczenie będzie miało to, że między nimi jest ponad 4 lata różnicy. Sama uważała, że są już w takim momencie, w którym ta granica zaczyna się zacierać. Ona ani w Aptece, ani teraz, nie odczuwała jej wcale. - To i owo bym poprawiła, ale nie będę narzekać - Skomentowała zaczepnie, puszczając mu przy tym oczko. Zdecydowanie ich poczucie humoru pokrywało się ze sobą. To bardzo dobrze, bo dzięki temu nie musiała zastanawiać się nad każdym wypowiedzianym słowem i mogła być po prostu spontaniczną sobą. Widok jego zadowolenia gdy zrozumiał jaki miała plan na dzisiaj momentalnie sprawił, że jej oczy jeszcze bardziej się rozjaśniły. Wszelka niepewność dotycząca ich randki natychmiast zniknęła, skoro najwyraźniej udało jej się trafić w jego gusta. Sądząc po jego nieskrywanej radości, nawet bardzo trafiła. Coś jest w tym, że kobiety mają świetną intuicję. - Losowość. Planowanie mi kiepsko wychodzi - Stwierdziła sięgając po różową, niebieską i żółta farbę żeby zejść na płótnie trochę niżej i samej zacząć rysować jednorożca. Był piękny, był majestatyczny, był strasznie krzywy i przypominał raczej przerośniętego psa. A poza tym... -Wyszła mi jedna noga za dużo - Stwierdziła gdy przeliczyła kopyta i okazało się, że jej piękny koń ma ich aż pięć. Pewnie to przez to, że co chwilę zerkała na jego uśmiech zamiast skupić się na liczeniu nóg. Zresztą, udało jej się w swojej nieuwadze położyć przedramię na ogonie stworzenia, to też jedna z jej rąk była już ozdobiona kolorowymi plamami.