Ogromny, przeszklony budynek, który jest tak wysoki, że gdy staniesz u jego stóp, nie jesteś w stanie dostrzec szczytu. Miejsce, w którym bez pudła znajdziesz wszystkie potrzebne rzeczy, które chciałeś nabyć w mugolskim świecie, a na zakończenie możesz jeszcze wstąpić do którejś z kawiarni lub restauracji, których jest tu pełno. Musisz mieć niestety mugolskie pieniądze, pamiętaj, że Twoje czarodziejskie monety zostaną potraktowane jako żart!
- No właśnie tak myślałam, są uniwersalne i świetnie będą się komponować z biżuterią - uśmiechnęła się. - Patrz 39, 40 - odpowiedziała na pytanie Audrey. Sama szukała tych numerów, jednak nie mogła ich znaleźć, może Gryfonka będzie miała szczęście.
Wyciągnęła dwa pudełka, sprawiając, że reszta opadła niżej z charakterystycznym dźwiękiem. Postawiła je na podłodze i wyjęła po jednym bucie z każdego. - 39 - powiedziała unosząc lekko ten w prawej dłoni. - 40 - podniosła drugą. - No, to mierzysz - uśmiechnęła się. Obserwowała koleżankę, która przymierzała wybrane buty.
Wzięła buty obydwu rozmiarów i usiadła na znajdującym się obok krześle, które stało właśnie po to, by kobietom przymierzającym buty było wygodniej to robić. Przymierzyła najpierw numer 40, jednak ten był zbyt duży. Natomiast 39 był idealny. Wiedziała już, jaki rozmiar weźmie. - 39 - powiedziała, gdy wróciła do Audrey.
Uśmiechnęła się i zabrała pudełko z rozmiarem czterdziestym. Odstawiła je na miejsce, po czym pociągnęła Gab dalej. - Na razie pochodzisz z tym pudełkiem, bo musisz pomóc mi coś wybrać - wyszczerzyła się. Nie znalazła jeszcze niczego, co idealnie pasowałoby do sukni, ale była dobrej wiary, gdyż znajdowały się właśnie w miejscu z delikatnymi butami na niewysokich obcasach. Zwolniła w tym rzędzie i przeszła przez niego, zatrzymując się prawie w połowie. Chwyciła jednego, który zwrócił jej uwagę. Nie wyróżniał się bardzo od innych, kiedy był w ich tłumie, ale przyglądając mu się z osobna, stwierdziła iż wygląda bardzo dobrze. I był w jej stylu. Znalazła rozmiar 39 i podeszła do małej pufy, na której usiadła i przywołała gestem Gabrielle, która została w tyle, oglądając buty dokładniej. Delikatny sandałek wydawał się mieć obcas nieco wyższy od tego, który wybrała Krukonka. Na stopie układał się bardzo dobrze, a do tego był wygodny. Podeszwa została wyścielona miękkim materiałem, a cienkie - choć solidne - paseczki nie uwierały. Uniosła delikatnie nogę, przyglądając się ogólnemu wyglądowi. - Chyba wezmę te.
- Dobrze - odparła, biorąc pudełko w ręce. Oglądała z ciekawości inne buty, jednak nie znalazła na szczęście lepszych od tych, które wybrała. Na znak Audrey podeszła do niej, by zobaczyć to, co wybrała. Gabrielle uznała, że buty są całkiem dobre, jednak sama by ich nie wzięła, ze względu na dosyć wysoki obcas. Jednak wiedziała, że Gryfonka będzie w nich wyglądać idealnie, tym bardziej, że pasowały do sukienki. - Jeśli ci się podobają, bierz je - powiedziała łagodnie.
Spojrzała jeszcze raz na stopę i zdjęła z niej buta. - Tak, wezmę je - potwierdziła. Obejrzała dokładnie parę, aby nie okazało się, że są uszkodzone. Włożyła je z powrotem do pudełka, po czym spojrzała na cenę. Nie należała do najniższych, ale i tak były po przecenie, więc uznała, że tańszych nie znajdzie. A nawet jeśli, to nie spodobają jej się tak bardzo jak te. Wstała z pufy i ruszyła do kolejki przy kasie. Postały z Gabrielle chwilę, czekając na swoją kolej, po czym zapłaciły za wybrane buty i wyszły ze sklepu. Audrey rozejrzała się za wolną ławką, jednak okazało się, że nie tylko ona chciała usiąść. - Zjemy coś? - zapytała, poszukując w tym samym czasie jakiegoś baru.
- Tak, zgłodniałam przez te zakupy - roześmiała się. Istotnie, zakupy były męcząca sprawą, tym bardziej dla osoby, która kupowała zazwyczaj coś tylko wtedy, gdy tego potrzebowała. Krążyły na tym poziomie chwilę. Gabrielle już miała zamiar zjechać na poziom, na którym były poprzednio, jednak zobaczyła niewielki bar, usytuowany w samym centrum budynku, jednak jak, że można go było w pierwszej chwili nie zauważyć. Poszła tam więc z Audrey. - Co zamawiasz?
Spojrzała w kartę. Nie miała ochoty na te ich całe hamburgery, czy hot-dogi. Nie przepadała za takim jedzeniem. Ostatecznie zdecydowała się na frytki, skrzydełka z kurczaka i surówkę z białej kapusty. Zamówiła sobie jedzenie, prosząc dodatkowo o pomarańczowy sok i spojrzała na Gabrielle, czekając aż ta coś sobie wybierze.
Gabrielle nie przepadała zbytnio za fast-foodami, rzadko jadła zapiekanki, hamburgery, przepadała tylko za frytkami. Dlatego też wybrała frytki, a do tego rybę i surówkę z czerwonej kapusty, do picia natomiast sok pomarańczowy. - No to teraz czekamy - uśmiechnęła się.
Kiwnęła potakująco głową i rozejrzała się za wolnym stolikiem. Nie miała na szczęście problemu z wypatrzeniem takowego, gdyż większość była pusta. Zajęte okazały się tylko trzy. Przeszła na koniec baru, pod ścianę, gdzie usiadła na krześle z metalowym oparciem. Położyła sobie torebkę na kolana i zamyśliła się na chwilę. Ostatnio z lekką irytacją zauważyła, że robi to często. Siada i automatycznie wszystko sprowadza się do tego, że za chwilę odpłynie i przestanie kontaktować. Wiedziała jednak, że gdybanie i marzenie nic nie pomoże. Tu trzeba było działać. I to w miarę możliwości szybko, bo czasu nie było dużo. - Uhm, nie mam pojęcia z kim iść na to wesele - wyznała szczerze, lekko pochmurniejąc. Nie była do końca pewna, czy Gabrielle wie, że idzie sama. Miała co prawda kogoś, z kim chciałaby się wybrać na przyjęcie, ale coś przemożnie wmawiało jej, że to nie wyjdzie. No bo niby czemu miał się zgodzić?
Także i ona położyła sobie torebkę na kolana, a torbę z butami położyła z boku krzesła. Ot, takie małe przyzwyczajenie. - Więc nie znalazłaś jeszcze sobie partnera? - zapytała. - No cóż, nie wiem, czy będę mogła ci pomóc akurat w tej sprawie - dodała. Szczerze mówiąc, Krukonka nie wiedziała, z kim Audrey mogłaby iść na ślub brata. A przecie z nie mogła to być przypadkowa osoba.
Uśmiechnęła się delikatnie, lekko wykrzywiając usta w niezadowolonym grymasie. - No, właśnie nie. Trochę z tym zwlekam, bo wiem, z kim chcę iść, ale mam wątpliwości, czy on chce iść ze mną. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że się zgodzi - dodała. - Um, nieważne. To niezbyt miły temat, prawda? - zapytała z krzywym uśmiechem. Nie wiedziała, po co w ogóle o tym wspomniała. Z chęcią pacnęłaby się teraz w łeb.
- Jeśli chcesz z nim iść, po prostu z nim porozmawiaj. Jeśli założysz, że się nie zgodzi, to na pewno z nim nie pójdziesz. Z prostej przyczyny - nawet go o to nie poprosisz. Zapytaj. Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż, że się nie zrobiło i myśleć, co by było gdyby - skończyła tę jakże inteligentną radę. Nie była ekspertką, jednak mogła przewidzieć, jak to się może skończyć.
Przygryzła lekko wargę i spojrzała na kelnera, który właśnie przyniósł im dania. Postawił przed nimi talerze oraz szklanki z sokiem pomarańczowym i odszedł z pustą tacą. - No cóż, na razie muszę go gdzieś złapać. W ostateczności wyślę list, ale masz rację, jak nie zapytam, to się nie dowiem. Spojrzała w swoje frytki, dopiero teraz czując, jak bardzo zgłodniała. Chwyciła sztućce. - Smacznego - powiedziała już nieco weselszym tonem. Gabrielle miała rację, choć zostało jej jeszcze trochę lęku przed odmową. Tego nie mogła powstrzymać, była to nieodłączna część całej Audrey.
- Nawzajem - odparła - a, jeszcze jedno. Oczywiście zrobisz, co zechcesz - dodała, biorąc przy tym sztućce w ręce. Krukonka była głodna, dlatego nie czekała na nic, tylko od razu zaczęła jeść. Smakowało nawet nieźle, jednak do tego, co gotowano w Hogwarcie, się nie umywało.
Zjadła wszystko, dziwiąc się, że zniknęło z talerza tak szybko. Było dobre, ale jednak jadła lepsze dania. Co tu się dziwić, była na tylu przyjęciach. Co roku była na nie ciągana, nie miała wyjścia. Wypiła resztę soku i wstała, zabierając puste naczynia, po czym zaniosła je do okienka, w którym były przyjmowane. Wróciła po torebkę. - To jak, uznamy, że galeria zaliczona i wracamy na Pokątną, czy szukamy czegoś jeszcze? - zapytała Gabrielle, chwytając torbę z butami.
Po skończonym jedzeniu wstała od stołu. W jedną rękę wzięła swoją niezawodną torebkę, a w drugą reklamówkę, w której znajdowały się buty. - Nie, ja już mam wszystko, co chciałam. Możemy iść, no chyba że ty jeszcze czegoś potrzebujesz.
Przez chwilę pomyślała, aby udać się jeszcze do perfumerii, ale zdecydowała, że nie potrzebuje perfum. Miała ich całkiem pokaźną kolekcję. Nie musiała myśleć o nich przy każdych zakupach, z pewnością były zbędne. - Nie, wszystko kupione. A więc, wracajmy na Pokątną. Chcę odwiedzić sklep z miotłami - powiedziała i wyszła z baru, kierując się na te dziwne schody.
Przeteleportowała się do jakiejś odludnej uliczki znajdującej się w pobliżu ogromnego centrum handlowego. Zaklęła cicho, gdy tylko z niej wyszła. Poruszanie się po mugolskim świecie przy użyciu magicznych sposobów było prawdziwie nieznośne. Ale cóż, czasem trzeba było. Na przykład w przypływie konieczności zainwestowania w nową bieliznę. Albo perfumy. Albo, po kobiecemu - zaopatrzenia się po drodze we wszystko, co tylko się jej spodoba. Nie wszystko można było zakupić w magicznym świecie. Weszła więc do centrum handlowego i popisując się niezwykłą elokwencją - udała się w stronę planu budynku. Biorąc pod uwagę jego rozmiary, jedynie poznanie uprzednio dokładnej drogi do celu - w postaci najbliższego sklepu bieliźnianego - mogło stanowić klucz do sukcesu, i ocalić ją od całkowitego bankructwa. Szczęśliwie, trafiła na miejsce dość szybko, dzięki temu iż postanowiła się zanadto nie rozglądać. I od razu przeszła do rzeczy, udając się na jakże zbereźny dział, z elegancką, damską bielizną.
Charlie natomiast znajdował się w owej galerii nieco dłużej, załatwiał bowiem na mieście jakieś sprawy i przy okazji wstąpił do centrum handlowego w jakże zacnym celu nabycia nowych bokserek (niestety nie eleganckich, nie seksownych ani nie fikuśnych), bowiem naprawdę lubił kupować tą część garderoby. Był nawet zdania, że bielizna tak naprawdę mówi prawdę o duszy człowieka - jednak na razie te poglądy poznał chyba tylko Morpheus, podczas jednej z ich (nie)wielu (nie)trzeźwych dyskusji o ogólnym sensie istnienia. Tak więc po długich poszukiwaniach sklepu z bielizną (po drodze zahaczył o kiosk, gdzie kupił mugolski magazyn sportowy - to ich kopanie w piłkę było naprawdę interesujące, następnie pooglądał też wystawę w sklepie RTV, podziwiając ruchomy obraz plazmowych telewizorów, wreszcie zatrzymał się na kwadrans przy sportowym samochodzie, wystawionym na widok publiczny, jako że był on nagrodą w jakimś konkursie) dotarł tam wreszcie i, zadowolony oraz dumny, ruszył do działu męskiego. Po drodze wpadła mu w oko znajoma postać, także zawrócił i ujrzał Amelie, buszującą po dziale z fikuśną bielizną damską. Uniósł brwi i przystanął obok, opierając się o regał z koronkowymi stanikami ("Fajne!"). - Kupujesz dla własnej satysfakcji czy szykuje się upojny wieczór? - spytał, w myślach już krzyżując tego, kto byłby upoważniony do podziwiania nowego zakupu.
Amélie nagle podskoczyła, nie spodziewając się w swoim otoczeniu żadnych dźwięków. A na pewno nie dźwięku słów wypowiadanych przez mężczyznę, którego tembr głosu brzmiał wyraźnie znajomo. Co robił mężczyzna w dziale damskim? Bez większego skrępowania (mimo, a może zwłaszcza dlatego, że zrozumiała sens tej wypowiedzi) - odwróciła się. Na taki widok na jej usta nie mógł nie wstąpić nieco złośliwy, nieco serdeczny uśmiech. -Po miesiącach niekontaktowania się ze mną postanowiłeś zaskoczyć mnie swoją obecnością na dziale z damską bielizną? Wolę wobec tego nie widzieć co i jak bardzo zmieniło się w Twoim życiu. - odparła niewinnie w ramach "hejCzarlsjakdobrzeCięwidzieć!" -Prawdopodobnie dla obu. Każdy mój wieczór jest upojny. - odparła, przybierając teatralną manierę. W zasadzie chodziło o opcję pierwszą + niechęć do bycia niegrzeczną dziewczynką bez-bielizny-pod-sukienką, ale..
Jak to co robił? Czaił się za wieszakami z fikuśnymi szlafrokami i koszami pełnymi strignów, żeby straszyć biedne konsumentki (ewentualnie te odważniejsze zachęcać do kupna). Właściwie to byłoby interesujące... Chyba zastanowi się nad zmianą pracy. No, ale nieważne. Na jego usta również wpłynął uśmiech, czy może raczej szatański uśmieszek. O! - Bez obaw, zasadziłem tu na ciebie pułapkę, gdyż wiedziałem, że prędzej czy później zdecydujesz się na zakup czegoś seksownego. Kiedyś w końcu trzeba zacząć...- stwierdził w ramach "drogaAmeliemożepomogęciwybrać?", przyglądając się Amelie. Broń Boże nie wyobrażał jej teraz sobie w żadnym z otaczających ich, fikuśnych strojów. To byłoby nieeleganckie, a poza tym tak nie przystoi eleganckiemu dżentelmenowi. Oczywiście. Zaśmiał się pod nosem, słysząc jej wyznanie. - W takim razie gratuluję! Już wiemy, dlaczego ostatnimi czasy tak promieniejesz.
Przymrużyła oczy z niedowierzaniem kręcąc głową. -Dzięki, Charles, zawsze doceniałam Twoje dobre wychowanie i postawę gentlemana, no i co z pewnością jest dla Ciebie oczywiste, nie wyobrażałam sobie lepszego doradcy od Ciebie. - wyznała, czując przypływ nagłego zniechęcenia do kupowania czegokolwiek. Odłożyła więc konspiracyjnie komplet, który bez żadnego skrępowania schowała za plecy (tak, to wybitnie świadczy o braku skrępowania) gdy tylko się zorientowała, że nie była sama. W ostateczności, na jej usta wstąpił uśmiech. -A tak na serio, to co tutaj robisz? Dawno Cię nie widziałam, a to miejsce jest raczej ostatnim, w jakim spodziewałabym się naszego spotkania. - skonstatowała.
No nie, zirytowała się! Nie możemy dopuścić, żeby odeszła z tego cudownego butiku z niczym, o nie. - No dobra, żartowałem! Podchodząc POWAŻNIE do sprawy, to jest naprawdę ciężki wybór; wszak dobra bielizna warunkuje stopień dobrej zabawy w kolejnych etapach - powiedział śmiertelnie poważnie. Wybór bielizny to nie przelewki, trzeba to dobrze przemyśleć - Tak więc, na twoim miejscu wybrałbym ten czarny, jeśli zaś uważasz, że jest zbyt odważny to... sam nie wiem. Żaden nie pobije czarnego! Tak, w tej kwestii był naprawdę dobrym doradcą. - Ja? Robię zakupy - odparł odkrywczo i elokwentnie.
Dobór bielizny warunkuje stopień zabawy na dalszych etapach? Nagle wybuchła śmiechem, za nic nie chcąc Charlesowi ujawnić, dlaczego. Chociaż nie. Zrobiłaby to i to zrobi, aż nadto chętnie. Wszakże Am uwielbiała pozorować na niezwykle doświadczoną w kontaktach damsko męskich. Niezależnie od tego, że nadal była dziewicą. Wcale nie była. Nie była? Była. Ale to nic, to się zawsze mogło zmienić. -Kochasz się w bieliźnie? Wedle Twojej logiki muszę dojść do wniosku, że jesteś beznadziejnym kochankiem. - chyba, że jako naczelna zbereźnica źle odczytała intencje Szarla, i wcale nie miał na myśli bliższych kontaktów damsko-męskich. -Na damskim? - spytała, nie ukrywając zaciekawienia. Uśmiechnęła się dziwnie.
- Nie śmiej się! - oburzył się - Jestem twoim nadwornym doradcą do spraw bielizny, a ty mi się tu nabijasz, no pięknie. A on tak się postarał wyczerpująco wyjaśnić, która bieliznę i dlaczego powinna zakupić. Poczuł się zatem dogłębnie urażony, a kiedy podważyła jego autorytet, to już w ogóle sprawiła, że jego oburzenie osiągnęło szczyt. Przemknęło mu też przez myśl, że tego tak naprawdę nie jest w stanie ocenić ani stwierdzić, jednak zachował tą uwagę dla siebie. Lepiej jej nie wtajemniczać, o nie. - Dla twojej informacji, moja wypowiedź nie zawierała żadnego podtekstu! Mówiłem... mówiłem o ogólnym komforcie noszenia! Wstydź się - dodał karcąco. Co też się dzieje z dzisiejszą młodzieżą (!). Na damskim? Parsknął śmiechem i szepnął konspiracyjnie, nie dbając o to, że od kilku minut robi z siebie debila przed największą miłością jego życia. - Tak. Właśnie poznałaś jeden z moich sekretów. No naprawdę, cudownie. Pajacując dalej, na pewno zrobisz świetne wrażenie, Czarli.