Gra trwała zadziwiająco długo - Edgcumbe nie do końca mógł rozgryźć dlaczego, zwłaszcza, że Pingwiniary na początku meczu naprawdę dawały im do wiwatu i praktycznie okupowały przestrzeń powietrzną po ich stronie boiska. Nic dziwnego, że Lowell nie nadążał. Sam Thaddeus przełamał passę Strusi trafiając do pętli - a w ślad za nim poszedł Fitzgerald, z którym solidarnie zbił po powietrznej piątce. Czyżby złapali drugi oddech, czy to były już tylko ich ostatnie podrygi? Będą musieli się przekonać - acz póki kafel w grze, nie ma co dumać o ostatecznym wyniku. Dlatego też widząc okazję - Edgecumbe zgrabnie wytrącił kafla pingwiniej Sinclair, przechwytując go w swoje dłonie. Nie pognał jednak daleko, bo tym razem nie widział dla siebie podejścia pod pętle - przerzucił więc kafla dalej, do jednego ze swych strusich kumpli.
I przeszkoda:66 przerzucam farbe na 2 jeszcze raz na 4 II przeszkoda:3, 4 przerzucam pierwszą na 1 i znowu na 5 III przeszkoda:5, 2 przerzucam farbe na 6 Prędkość:35 przerzut na 63 Przerzuty: wykorzystane 5 z 8, ale już dalej nie próbuje XD
Potrzebowała polatać, a na lekcjach z młodszymi rocznikami nie miała zbytnio okazji, a więc kiedy tylko usłyszała o treningu krukońskiej drużyny, postanowiła, że do nich zajrzy. Ale pech chciał, że została zaczepiona przez nową dyrektorkę na jednym z korytarzy zamku, przez co nie mogła pojawić się na małym boisku o wyznaczonej godzinie. Dotarła na miejsce dość późno, jednak już z daleka widziała, że sportowa miotła, którą trzymała pod pachą, wcale jej się nie przyda... I tak kolejna okazja, aby polatać, przeszła jej koło nosa. - Brooks, to trening Quidditcha czy jakieś szkolenie wojskowe? - rzuciła w stronę dziewczyny, nieco rozbawiona widokiem ucznia pierwszego roku, całego umorusanego w błocie i... farbie. - Podobno kąpiele błotne dobrze robią na skórę. Mogę więc spróbować? - spytała jeszcze Julki, zanim to nie odłożyła miotły na bok, aby przez chwilę przyglądać się reszcie uczestników treningu, którzy pokonywali kolejne przeszkody. Na koniec sama ustawiła się na początku toru, aby za pozwoleniem organizatorki spróbować go przejść. Slalom okazał się niezbyt trudny, jednak nie obyło się bez zderzenia z nietypowym tłuczkiem, z którego żółta farba obryzgała jej uda. Zdawała się jednak tym nie przejmować, śpiesząc się, aby jak najszybciej podbiec do kolejnej przeszkody, którą była równoważnia. Z przebiegnięciem długiej belki, również nie miała większych problemów, choć zachwiała się dość niebezpiecznie, kiedy balon z farbą uderzył ją w ramię, pozostawiając na nim różową plamę. - Julka, tydzień temu kupiłam tę kurtke! - jęknęła z udawaną złością do kapitanki i potrząsnęła lekko głową, kierując się w stronę ostatniego elementu toru, czyli drabinek. A te z kolei dość szybko pokonała, wspinając się po sznurach sprawnie, ale oczywiście nie obyło się bez kolorowego uderzenia. I dostała - a jakże! - w tyłek. Niebieska farba prezentowała się naprawdę wyjściowo. - Powiem Ci, że to była brudna robota - zażartowała w kierunku Brooksie, kiedy schodziła z drabinki, aby strzepnąć z siebie resztki farby. Tak naprawdę, miała nic przeciwko takim treningom, ale zdecydowanie wolała latanie.
Jeżeli ktoś przyszedł na trening Krukonów z myślą, że będą kręcić bączki na miotłach, to mógł się poczuć rozczarowany, bo w planie zajęć nie było ani jednego ćwiczenia związanego z lataniem. I nie było takiej potrzeby. Był pierwszy dzień szkoły, na zajęciach pojawiły się świeżynki, a do tego podstawy można było wypracować bez udziału miotły. Na skomplikowane manewry, taktyki i ćwiczenie zagrywek przyjdzie jednak czas. Teraz chodziło tylko o to, aby się nieco rozruszać po wakacjach. I przy okazji nie zabić. Brooks widziała to rozczarowanie w oczach niektórych uczniów, którzy wzdychając, odkładali swoje lśniące miotły na bok. Nikt nie powiedział, że zawsze robi się to, na co ma się ochotę. W gruncie rzeczy było zupełnie odwrotnie i rozwój związany był z tytaniczną pracą nad tym, czego się lubić nie robiło. Stojąc z boku, Julia miała dobry wgląd na zawodników. Widziała, jak sobie radzili, jakie mieli nastawienie, oceniała ich potencjał, wady, zalety i wszystko to odnotowywała w pamięci. Pierwszoroczniak, którego widziała dziś po raz pierwszy, radził sobie w jej odczuciu najlepiej. Nie był szybki, obrywał balonami i nie miał siły, żeby wspiąć się po drabince, ale ani na chwilę nie zwątpił i przy okazji doskonale się bawił.
- Łap – powiedziała do chłopaka, rzucając mu suchy ręcznik. – Tam na tej równoważni… mądrze zrobiłeś, zwalniając, zamiast pędzić na złamanie karku. Na prędkość przyjdzie czas, jak już złapiesz wprawę. – Pochwaliła go jeszcze, nim skupiła się na osobie Patricii, która postanowiła pojawić się na porannych zajęciach.
- A kogo to moje oczy widzą. Dzień dobry! – przywitała się z nauczycielką miotlarstwa, szczerząc się do niej wesoło. – Jedno drugiego nie wyklucza – odpowiedziała lekko na słowa Brandonówny, po czym zapraszającym gestem zachęciła ją do spróbowania swych sił.
Stojąc z boku, parskała co jakiś czas przytłumionym śmiechem widząc, że Patka, pomimo wyjątkowej sprawności, godnej byłej gwiazdy sportu i aktualnej nauczycielki miotlarstwa, nie mogła znaleźć sposobu na uniknięcie zaczarowanych tłuczków z farbą, przez co już po chwili, w wyniku połączenia koloru farby oraz ubrań, wyglądała jak zawodniczka „Os” z Wimbourne.
– Proszę – rzekła do nauczycielki, również wręczając jej ręcznik. – Czy taka brudna, to się jeszcze okaże – dodała zadziornie, po czym zawiązała mocniej buty, stanęła na linii startu i również ruszyła przed siebie. Jeżeli ktoś sobie myślał, że treningi będzie spędzała z boku, pozwalając innym się męczyć i brudzić, to był w błędzie. Wystartowała, jakby miała pieprz w dupie. Krótkie nogi pałkarki pokonywały kolejne metry błotnej brei, dopadając do pierwszej przeszkody. Slalom pokonała bez większych kłopotów, omijając przy okazji wszystkie tłuczki z farbą. Na równoważnię wskoczyła niemal siłą rozpędu i skacząć delikatnie i zwinnie na palcach, schylała się co jakiś czas, kiedy nad głową przelatywał jej nabrzmiały balon, gotowy, by wystrzelić. Na koniec była wspinaczka, najmniej ulubiona część ćwiczeń. Sapiąc ciężko jak parowóz, wspinała się sukcesywnie na szczyt niewielkiej wieżyczki, nie tracąc przy tym koncentracji. I kiedy już skończyła, szeroki banan wykwitł na jej twarzy. Wciąż to miała!
I przeszkoda: 5, nieparzysta II przeszkoda: 4, nieparzysta III przeszkoda: 2, nieparzysta Prędkość:49 (całość rzutów) przerzuty: 0/0
O, tor przeszkód. To podobało mu się bardziej, bo tylko do niego zależało, jak mu pójdzie. Przednim pobiegł inny pierwszoroczny Krukon, którego poznał przelotnie na ceremonii. Nie szło mu za dobrze, ale wyglądał, jakby świetnie się bawił. Chris nie widział niczego zabawnego we wpadaniu w błoto, ani w obrywaniu balonikami z farbą. Tym niemniej podziwiał za to rówieśnika, bo to oznaczało, że porażki go nie zrażają, a to ważne w życiu, tak mówili jego rodzice. Tego dnia, jednak młodego Krukona nic nie bawiło. Kiedy przyszła jego kolej, wziął głęboki oddech, ocenił chłodno trasę i ruszył. Początku poszło mu całkiem sprawnie. Ani jednego lądowania w błocie, ani trafienia różowym tłuczkiem. Ale nabrał zbytniej pewności siebie i przy drabince sznurowej popełnił błąd. Kiedy unikał kolejnego balonika, stracił pewność chwytu i poleciał w dół. Wylądował z plaśnięciem w błocie, ale zareagował na to równie beznamiętnie jak na inne rzeczy. Wstał i znowu ruszył, ale już nie tak płynnie i szybko jak przez większość toru. Nie poszło mu tak dobrze, jakby chciał, ale wyglądał, jakby go do średnio obeszło. Ot, dostał zadanie, które wykonał i tyle. Na mecie czekał na Jenne, żeby się dowiedzieć, jak jej poszło, bo w trakcie biegu nie miał czasu, żeby się odwracać.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Skoro pierwszy etap poszedł jej nadzwyczaj dobrze to nie mogła odpuścić w kolejnym. Obserwowała przez jakiś czas to jak poruszały się tłuczki, starając się znaleźć jakiś wzór w tym jakie linie cięły w powietrzu. Dopiero wtedy ruszyła w nieznane niczym Napoleon na Moskwę. Jest późno. Spać się chce. Zatem opiszę krótko i zwięźle ten jakże zajebisty bieg przez pole, które niczym minami usiane było tłuczkami. Tłuczków było wielu, lecz żaden nie trafił do celu, a ona biegła przed siebie jakby trzymała w ręku znicz olimpijski. Wyrwała do przodu niczym smukła gazela pędząc przez przeszkody, by sięgnąć mety. Slalom, równoważnia i drabinki... To nie był problem ani wyzwanie. To była zabawa. Choć o podwyższonym poziomie trudności. Dobrze jednak, że skończyło się to dobrze.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
I przeszkoda: 6, 3 (udalo się perfekcyjnie) II przeszkoda: 4, 6 (oberwała tłuczkiem) III przeszkoda: 4, 4 (oberwała tłuczkiem) Prędkość:37 (link do całości) przerzuty: 0/0
Jenna patrzyła na tor przeszkód i odnotowała w pamięci, żeby na przyszłość nie przychodzić na treningi miotlarstwa w szkolnym mundurku. Teraz widziała, że po prostu bie da się wyjść z niego czysto. Nawet jakby wszystko zrobiła idealnie i tak ochlapie się błotem przy bieganiu. No ale cóż, ćwiczyć trzeba, prawda? A choć poważna dziewczynka nie rozpatrywała treningu w aspekcie zabawy, a jedynie wyzwania, ten konkretny rodzaj aktywności wydawał jej się całkiem ciekawy. Slalom przebiegła perfekcyjnie, unikając różowego tłuczka w ostatniej chwili. A więc sukces! Jenna poczuła dreszczyk pozytywnych emocji. Dalej wskoczyła na równoważnię, po której szła całkiem sprawnie, aż wreszcie... ŁUP! Niemal spadła do wody, a cały jej bok uświetniła różowa farbą. Pięknie. Następna była drabinka, na którą Jenna weszła z lekkim niepokojem. Wszystkie drążki, których dotykała dziewczynka, pokrywały się mieszaniną neonowego zaklęcia oraz różowej farby, która zdążyła ściec jej na lewą dłoń. I kiedy już jej się wydawało, że pokonała tor przeszkód, oberwała kolejny raz. Tym razem w skroń. Dziewczynka poczuła, jak zimna strużka wpływa jej za kołnierz. Kiedy stanęła koło Christiana, była w godnym pożałowania stanie, a w głowie kołatała jej niepokojąca myśl. Jak zdąży się doprowadzić do porządku przed lekcjami? - Gdzie tu właściwie jest jakaś pralnia? - spytała dyskretnie Christiana, mając nadzieję, że może on wie. - Muszę zacząć ćwiczyć bieganie. Byłam chyba najwolniejsza. Albo prawie. Myślisz, że poranne bieganie to dobry pomysł?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Udało jej się pokonać tor przeszkód szybko, bezpiecznie i bez kontaktu z tłuczkiem pełnym farby. A wszystko to pomimo świadomości, że w połowie trasy może uderzyć w kimono. Całkiem nieźle, jak na pierwszy dzień szkoły i tak długą przerwę w normalnych treningach. Brooks spojrzała po trenujących. W większości wypadków byli umorusani błotem i farbą, ale nie wyglądali, jakby mieli z tego powodu rozpaczać. Najbardziej interesowała ją postawać pierwszaków. Wiedziała w końcu, czego się spodziewać po Violce czy Darrenie. Ale świeża krew? Ta była zagadką, którą zamierzała zgłębić.
- Dobra, koniec na dzisiaj. – Zagwizdała najpierw w palce, zwracając na siebie uwagę, a następnie poinformowała o końcu treningu, przykładając do krtani różdżkę. Zaklęcie sonorus spotęgowało jej głos, który to odbił się od szkolnych murów okalających boisko.
Kiedy wszyscy już zebrali się wokół ze swoimi ręcznikami, kontynuowała, tym razem już normalnie: - Dzięki za udział w zajęciach. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. Kto ma ochotę, może pójść z Gwizdkiem do kuchni na gorącą herbatę z miodem, cytryną i imbirem. A ci, którym przeszkadza farba, mogą wziąć z dormitorium stroje kąpielowe i odwiedzić łazienkę prefektów. Darren, nasz prefekt naczelny, wskaże wam drogę – uśmiechnęła się jeszcze do @Darren Shaw nim kontynuowała. – A was pierwszaki zachęcam do regularnego udziału w lekcjach @Patricia D. Brandon. Szybko nadrobicie tam ewentualne zaległości.
/ZT dla wszystkich chętnych. Jeżeli ktoś ma ochotę skorzystać z łazienki prefektów, to zachęcam. Po prostu oznaczcie mnie w poście i przyjmijcie, że gdzie tam Brooks moczy szkity.
Była naprawdę zestresowana. Rzadko kiedy pozwalała sobie, żeby na czymś jej aż tak zależało - nigdy nie była tym typem co Oliver, chcącym angażować się we wszystko dookoła, należeć do różnych grup i przedsiewzięć. Nie lubiła być oceniana tak bezpośrednio, oczywiście czym innym były lekcje, do których mogła się przygotować, a czym innym to. Oczywiście do tego też mogła ćwiczyć i starała się jak mogła, ale pierwszy raz na miotłe wsiadła w Hogwarcie i nie minęły jeszcze od tego czasu nawet dwa miesiące. Nawet jeśli to była pozycja rezerwowego, zdawała sobie sprawę, że może nie starczyć jej umiejętności. Nawet Oliverowi o tym nie wspomniała. W razie porażki nie chciała musieć o tym rozmawiać i miała nadzieje, że to zostanie tylko między nią a Willem. Miała nadzieje, że jeśli nie uda jej się dostać, to ślizgon chociaż pozwoli uczestniczyć jej w treningach i może rozważy to na przyszłość. Nie wiedziała jeszcze jak o to zręcznie zapytać, ale postanowiła za długo nie analizować problemów przyszłej Baby. Narazie musiała skupić się na tym, żeby zaprezentować się od dobrej strony.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
List od pierwszorocznej Ślizgonki był odrobinę zaskoczeniem, ale z rodzaju tych pozytywnych – zawsze go cieszyło, kiedy tak młode osoby chciały się zaangażować w ten cudowny sport, jakim jest Quidditch. Nie wiedział jednak czy to nie jest odrobinę zbyt wcześnie, żeby ją od razu przyjmować do drużyny, nawet na rezerwę – zazwyczaj bierze się co najmniej drugorocznych, którzy już posiadają przynajmniej w pełni opanowane podstawy lotu; sam dopiero zasilił szeregi ślizgońskiego teamu właśnie na drugim roku i to pomimo tego, że jeszcze przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie miał już bardzo solidne podstawy, a nie miał pojęcia jak jest z tym u Baby. Oczywiście nie miał zamiaru z miejsca skreślać dziewczynki nim nie przekona się, jak sobie radzi na miotle – dopiero wtedy wyda ostateczny werdykt, bo kto wie, może właśnie ma styczność z jakimś nieoszlifowanym miotlarskim diamentem? Zresztą dobrze byłoby już teraz zacząć budować przyszłość drużyny Domu Węża, więc nawet jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest jeszcze na wystarczającym poziomie, by wstąpić jeszcze w tym roku szkolnym do drużynowej rezerwy, to zawsze może jej zaoferować jakąś możliwość rozwoju w tym kierunku, jeśli tylko będzie chciała. Po ostatnich zajęciach udał się prosto do szatni, żeby tam zmienić strój na znacznie wygodniejszy pod trening i zgarnąć cześć swojego sprzętu. Zahaczył też po drodze o schowek drużynowy z zamiarem zebrania kompletu wraz z miotłą dla Baby, żeby dziewczynka nie musiała męczyć się ze zdezelowanym sprzętem szkolnym. Tak obładowany skierował się ku małemu boisku treningowemu, gdzie się umówił z młodszą Ślizgonką. — Baby, prawda? Jak nastrój? — zagaił z uniesionym w uśmiechu kącikiem ust, gdy tylko znalazł się przy niej. — Nim przejdziemy do rzeczy chciałbym się najpierw dowiedzieć jakie są twoje dotychczasowe doświadczenia z miotłą? Jak długo już latasz? — zadał kolejne pytania, odkładając w międzyczasie przyniesiony sprzęt miotlarski na murawę; liczył tutaj na szczerą odpowiedź, bo i tak będzie w stanie wszystko zweryfikować, gdy już zajmą się sednem tego spotkania. — Dodatkowo, jeśli masz do mnie jakieś własne pytania zanim rozpoczniemy, to śmiało.
Zdążyła tego ranka już trochę poćwiczyć, własnie na szkolnych miotłach, które może nie były najwygodniejsze, ale prawda mówiąc Baby też nie miała za dużo porównania, więc wzięła to za normę. Nie ważne jak zestresowana wewnętrznie była - oczywiście nie zamierzała tego okazywać przed kapitanem. Uśmiechnęła się więc tylko, kiedy się pojawił, gotowa do działania, nawet jeśli to przedsiemwzięcie miało być kompletną porażką. - Tak. Bardzo dobrze - zapewniła, bo faktycznie ze stresem mieszała się pewna ekscytacja i już chciała wskoczyć na miotłe. Widziała, że Will zabrał ze sobą inne i miała nadzieje, że to jej trochę nie rozbije. Z drugiej strony, skoro te należące do domu miały być lepsze, nie powinno być problemu. - Niedługo - przyznała, bo nie było co ukrywać - wcześniej zwyczajnie nie miała opcji ćwiczyć latać. Pewnie nie stawiało jej to w najlepszej decyzji, bo niektórzy mieli styczność z miotłami od małego. W jednym z jej domu była jakaś miotła, ale zdecydowanie okupowana przez starsze dzieci. - Od pierwszej lekcji latania, ale tak często jak mogę. Głównie ćwiczyłam samo latanie, dzisiaj rano dopiero spróbowałam ze zniczem. Brałam szkolne miotły - dodała na wszelki wypadek, mając nadzieje, że chłopak zrozumie jak będzie potrzebowała minuty na przystosowanie się do tej. Sama nie wiedziala, czy ma konkretne pytania, była za bardzo skupiona na tym, że zaraz będzie musiała wzbić się w górę i zaprezentować od dobrej strony. Nie było za bardzo sensu w dopytywaniu o szczegóły, jeśli jeszcze nie wiedziała, czy ma szanse się dostać. Mogła zapytać o możliwość udziału w treningach jak się nie dostanie, ale nie chciała z tym wyskakiwać i nastawiać się na taki rezultat. - Chyba nie, jestem gotowa - stwierdziła, kręcąc się lekko zestresowana. Dało się odczuć nawet, jak starała się to ukryć.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Rozumiem — odparł krótko, skinąwszy przy tym głową, gdy udzieliła mu odpowiedzi. Fakt faktem, było to stosunkowo krótko – nieco ponad półtorej miesiąca, bo z tego co kojarzył pierwsze zajęcia odbyły się jakoś zaraz na początku września, niemniej to nadal niczego nie przekreślało w jego oczach z góry. Trudno było wydać osąd na podstawie samych słów, bo jedna osoba mogła latać i rok, a nadal mieć trudności z podstawami, a dla innej miesiąc mógł być w zupełności wystarczający na ich opanowanie, bo wykazała się chociażby naturalnym talentem i jedynie potrzeba było doszlifowania. — To z pewnością poczujesz ogromną różnicę, gdy wsiądziesz na tą. – Skinął głową w stronę spoczywającego na murawie sprzętu, który ze sobą przyniósł. — To najnowszy model Nimbusa – 2015, którymi dysponuje nasza drużyna, te szkolne zmiataczki nawet się do nich nie umywają — stwierdził z delikatną nutą rozbawienia w głosie, mając oczywiście zamiar wziąć poprawkę na to, że Baby będzie musiała z początku najpewniej nieco przywyknąć do tego jak się prowadzi taka sportowa, typowo zawodnicza miotła, skoro do tej pory miała styczność jedynie z tym dychawicznym i zdezelowanym szkolnym sprzętem. — No dobra, skoro nie masz do mnie obecnie żadnych pytań, to myślę, że nie ma co dłużej zwlekać. — Uśmiechnął się pokrzepiająco, dostrzegając, że pomimo wcześniejszych zapewnień i starań, żeby to ukryć zżerał ją najwyraźniej lekki stres. — Na początek coś banalnego – przywołaj ją do siebie. — Ponownie skinięciem głowy wskazał na Nimbusa. — Dzięki temu zapewnisz sobie lepszą współpracę z miotłą już w powietrzu, bo jak wszystkie magiczne sprzęty potrafią mieć swoje humorki i pod przymusem mogą stawać się dość oporne. Sam ustawił się obok swojej Błyskawicy, by następnie krótką komendą „do góry!” ją przywołać – miotła natychmiast poderwała się z murawy i płynnie wskoczyła mu w dłoń. Odsunął się następnie odrobinę na bok, żeby móc swobodnie obserwować, jak wyjdzie to w wykonaniu młodziutkiej Ślizgonki.
Tak dla małego urozmaicenia rzuć kostką k6, żeby się przekonać, jak Ci poszło:
Kostki:
1 | Może wypowiedziałaś komendę zbyt cicho? A może zabrakło w niej odpowiedniej dozy pewności? W każdym razie miotła nawet nie drgnęła, kiedy usiłowałaś ją do siebie przywołać. Spróbuj jeszcze raz, ponawiając rzut z modyfikatorem +1.
2, 3 | Po wydanej komendzie Nimbus miota się po ziemi, ale nie chce podskoczyć do Twojej dłoni. Dopiero po kilkukrotnym ponowieniu miotła wreszcie zareagowała… dość gwałtownie podrywając się w górę. Dorzuć literkę:samogłoska – dajesz radę uchylić się przed lecącym szybko trzonkiem; spółgłoska – nie udaje Ci się uniknąć trzonka i dostajesz nim w twarz, na szczęście poza bólem nic się nie dzieje. Po kolejnym powtórzeniu miotła ląduje w końcu w Twojej dłoni.
4, 5 | Trafiłaś chyba na jakiś humorzasty egzemplarz, bo Nimbus owszem zareagował na komendę i wyraźnie się uniósł, ale kiedy już miałaś zacisnąć dłoń na trzonku miotła… opadła o kilka centymetrów, uniemożliwiając Ci chwycenie jej. Powtórzyło się to parokrotnie nim w końcu dałaś radę ją złapać.
6 | Najwyraźniej masz to we krwi, bo Nimbus bez żadnych protestów znalazł się w Twojej dłoni, gdy tylko z Twoich ust padła komenda "do góry". Oby tak dalej!
Pierwsze zadanie musiało pójść jej dobrze. Przecież na lekcji, przy pierwszej próbie, miotła odrazu podniosła się w odpowiedzi na jej komendę. Skoro udało się wtedy, nie mogło się nie udać teraz, prawda? No, mogłoby się zdawać. Spokojnie uniosła dłoń nad miotłę i pewnie ją zawołała a ta owszem - posłusznie powędrowała w górę, ale zaraz potem postanowiła zrobić jej na złość i znowu opaść. Baby zmarszczyła nos, nie rozumiejąc co się dzieje. Dopiero co świetnie jej to wychodziło! Trochę sfrustrowana nieudaną próbą, kolejna również skończyła się tak samo. Może miotła wyczuła jej niecierpliwość i spadającą pewność siebie, za każdym razem, kiedy ponownie wyciągała dłoń. Westchnęła i w końcu trochę bardziej od niechcenia zawołała ją do siebie, a ta nagle jak gdyby nic wylądowała jej w dłoni. Może starała się za bardzo? Trudno było powiedzieć, ale z pewnością była zla, że nie zrobiła dobrego wrażenia pierwszym zadaniem. Oby dalej poszlo jej trochę lepiej. Oby Will miał rację i ta miotła była lepsza w lataniu niż szkolna, bo póki co Baby nie wytworzyła z nią najlepszej relacji. Te wszystkie magiczne sprzęty wymagały cierpliwości, której ona ewidentnie nie miała i najwidoczniej przekładało się to też na miotły. Starała się za mocno nie zniechęcać i spojrzała na chłopaka. - Mogę wsiadać?
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie odezwał się słowem, kiedy młodziutka Ślizgonka podjęła się próby przyzwania Nimbusa, który okazał się być w wybitnym humorze na… żarty. Musiał bardzo ze sobą walczyć, żeby nawet nie unieść kącika ust w rozbawieniu, gdy dziewczynka siłowała się z robiącą jej ewidentnie na złość miotłą. Niby zareagowała na komendę, ale tak jakby jednak nie do końca – umknęła poza zasięg dłoni Baby nim ta dała radę ją chwycić. I tak parokrotnie nim najwyraźniej Nimbus wreszcie uznał, że wystarczy tej zabawy i już bezproblemowo wskoczył w dłoń brunetki. Czasem byłby w stanie przysiąc, że każda z tych mioteł ma swoją własną osobowość, jakkolwiek by to nie brzmiało w odniesieniu do przedmiotu, nawet takiego magicznego. Inaczej jednak nie dało się tego za bardzo wyjaśnić. — Nie przejmuj się, one czasem tak miewają. Zwłaszcza takie, które są użytkowane dość regularnie przez więcej niż jedną osobę. — Jak te drużynowe właśnie; nie były może aż tak wyeksploatowane jak te ogólnoszkolne, ale przez kilka rąk i tak się zdążyły już przewinąć. Dlatego wolał latać na prywatnym sprzęcie, co do którego miał całkowitą pewność; przy Błyskawicy nawet podwójną, bo grawerunek na niej sprawiał, że nikt inny poza nim nie był w stanie jej użytkować. Miał tylko nadzieję, że Nimbus, na którym miała latać Baby nie będzie już tak krnąbrny w powietrzu, jak przy wzywaniu. — Pewnie, wskakuj. — Skinął głową na znak zgody, by następnie poczekać aż Ślizgonka usadowi się na miotle i wzniesie w powietrze, samemu robiąc to samo; przerzucił nogę przez trzonek, by następnie płynnie unieść się na stosunkowo niedużą wysokość. Tak będzie mu znacznie łatwiej mieć na nią oko niż z ziemi i jednocześnie będzie w stanie szybciej zareagować, gdyby nie daj Merlinie coś nieprzewidzianego zaczęło się dziać. — Na razie wykonaj okrążenie wokół boiska, na spokojnie i bez pośpiechu, żeby lepiej oswoić się z miotłą — polecił, bo nie było co rzucać się od razu na głębszą wodę, kiedy nawet nie znało się dobrze sprzętu. Sam nigdy nie szarżował, gdy wsiadał na coś nowego. — Będę leciał tuż obok — dodał, dając jej jednocześnie sygnał do startu, by następnie ustawić się w odległości, która umożliwiłaby mu szybką reakcję, ale jednocześnie dawała Baby pewną swobodę. Nie chodziło w końcu o prowadzenie za rączkę czy coś w tym guście.
Ponownie w ramach urozmaicenia kosteczki na to na to jak Ci idzie oswajanie się z Nimbusem w pierwszej połowie okrążenia:
Kostki:
Za każdy odbyty trening miotlarski przed tą fabułą (lekcja, samonauka itede) masz 1 przerzut (pula będzie się resetować) i możesz wybrać sobie lepszą kostkę.
1 | Nadzieje Williama niestety okazały się płonne i Nimbusowi najwyraźniej nie przeszła jeszcze ochota na żarty z niedoświadczonej lotniczki. Co i rusz miotła usiłuje sama skręcać to w prawo tudzież hamuje albo przyspiesza, nie bardzo chcąc reagować na Twoje polecenia, co znacząco utrudnia Ci lot i zapanowanie nad nią. Oby tylko uspokoiła się w drugiej połowie okrążenia.
2, 3 | Jak na razie radzisz sobie raczej średnio. Trochę ciężko jest Ci oswoić się z dużą czułością miotły, która reaguje na każdy Twój ruch i przez to masz nieco problemów z utrzymaniem się na linii prostej, a czasem też niekontrolowanie odrobinę przyspieszasz tudzież zwalniasz. To jednak dopiero połowa okrążenia, więc jeszcze wszystko przed Tobą. 2 - masz problemy do końca połowy okrążenia, 3 - tuż przed końcem połowy okrążenia udaje Ci się już jako tako panować nad swoim lotem.
4, 5 | Całkiem nieźle! Z początku miałaś nieco problemów, żeby w pełni zapanować nad sprzętem - czuła na każdy ruch sportowa miotła reagowała nawet na najmniejsze odchylenie ciała. Dłuższą chwilę Ci zajęło, żeby się do tego przywyknąć, ale jeszcze nim dobrnęłaś do połowy okrążenia Twój lot był już całkiem stabilny. 4 - stabilność uzyskujesz tuż przed końcem połowy okrążenia, 5 - stabilność uzyskujesz już po kilku chwilach lotu (tak w jednej czwartej pełnego okrążenia).
6 | Może i miałaś problemy z przyzwaniem Nimbusa, ale w powietrzu poszło już dość gładko, przynajmniej przy pierwszej połowie okrążenia. Potrzebowałaś tylko chwili, żeby przywyknąć do czułości jaką charakteryzował się ten sprzęt, a sama miotła jak na razie prowadzi się jak marzenie.
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Wiem, że ten mecz to w zasadzie mecz o wszystko - jeżeli w tym momencie przegramy, to Ślizgoni w kieszeni będą mieli już Puchar Quidditcha. Jesteśmy więc ostatnim bastionem strzegącym emocji kibiców do końca szkolnego sezonu. Ostatnią szansą wszystkich innych domów, więc mam nadzieję, że to po naszej stronie będzie większy doping kibiców. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że morale Ślizgonów i bez tego będą wyjątkowo wysokie. Nie pozwalam się jednak temu zupełnie zniechęcić i zamiast stresować się presją, po prostu stwierdzam, że dobrze będzie zrobić sobie mały indywidualny trening. Tym bardziej, że opuściłem ten organizowany niedawno przez Moe - nie pamiętam już nawet z jakiego powodu, mogło być to zarówno wyjście na piwo do Hogs lub dłuższy sen, więc nie to, że żałuję... ale chyba żałuję. W napływie ambicji wstaję z samego rana i pożyczam kufer z piłkami oraz szkolną miotłę - ani najlepszą, ani najgorszą, nie chcąc przyzwyczajać się do pędu Błyskawicy, przekonany że zmniejszę własne wysiłki, gdy nie będę dostrzegał ułomności miotły. To podczas meczu wolę się pozytywnie zaskoczyć. Jestem tak zdeterminowany, że w pierwszej kolejności robię trzy kółka przebieżki wokół boiska - a trzeba powiedzieć, że tak jak kocham wszelki pęd, tak przyzwyczajony do Talarii czuję się teraz nie tylko wolny, ale i wyjątkowo ciężki. Mam wrażenie, że moje stopy w biegu wbijają się w ziemię, a tupanie rozbudza wszystkie śpiące pod glebą stworzenia. Dobrze więc zaraz wskoczyć na miotłę i wzbić się na kilka metrów - od razu wszelkie problemy, wszelkie zmartwienia wydają się małe i nieważne, a ja w locie na chwilę zapominam, że to ma być trening, bo przecież nie ma na świecie przyjemniejszego uczucia niż chłodne smagania powietrza po policzkach i świst w uszach. Po kilku szybkich kółkach, podczas których ścigam się ze samym sobą, zlatuję na ziemię, by wyciągnąć z kufra kafel. O wiele łatwiej i przyjemniej byłoby mi, gdybym wziął ze sobą jeszcze jedną osobę - w końcu nie jest ze mnie typ samotnika i nuta rywalizacji dobrze by mi zrobiła. Muszę pamiętać o tym na przyszłość. No ale że nie mam nikogo do pomocy, to postawiam poćwiczyć rzuty na obręcze - zwyczajowo to ja jestem osobą pilnującą, aby kafel nie przekroczył linii pętli, wierzę jednak, że poznanie doświadczenia przeciwnika może być mi pomocne. W końcu tylko testując rzuty mogę się dowiedzieć, w jaki sposób kafel lubi zbaczać z toru lotu i jakie ustawienie ręki będzie potęgować siłę i szybkość, z jaką piłka przecina powietrze. I również dzięki temu orientuję się, że wcale nie jest tak łatwo w locie precyzyjnie wyrzucić piłkę, bo i do najlżejszych przecież ona nie należy. Niejednokrotnie mój kafel spada jeszcze zanim dosięgnie obręczy, a czasem śmiga prosto obok nich, stąd może i dobrze, że ćwiczę samodzielnie... Nie mam pojęcia, ile czasu mija, jak wiele rzutów wykonałem, jak często udaje mi się przechwycić ponownie kafel nim dotknie ziemi, a jak wiele manewrów kończy się zupełną porażką. Czuję zmęczenie wyraźnie oblepiające moje mięśnie potem; nie zdziwię się, czując następnego poranka zakwasy w ramieniu. Jednocześnie jednak jestem naprawdę zadowolony i wiem, że był to wartościowy czas. Mam nadzieję, że wystarczająco wartościowy, by nasze szanse w najbliższym meczu rzeczywiście wzrosły.
[zt]
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Trening trening - co prawda Puchar Quidditcha dla drużyny Ravenclawu był już poza zasięgiem i mógł już widnieć na półce w pokoju wspólnym Slytherinu, ale Darren i tak postanowił wybrać się na spotkanie krukońskiej drużyny quidditcha, choćby po to by wesprzeć Brooks która - jako kapitan - zapewne najciężej przeżywała ostatnią i ostateczną porażkę w tym sezonie. Shaw wparował na małe boisko ze swoją miotłą na ramieniu, gotowy do leniwego podniesienia ręki w geście przywitania z resztą drużyny... acz okazało się, że nikogo na miejscu nie było, nawet pani kapitan. Zastanawiając się czy cały trening nie był jakimś niewyszukanym żartem, wskoczył na Huracana i zaczął robić kółeczka dookoła małego boiska, z każdym śmigając coraz szybciej.
Esme Cecil
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : śniada cera, okulary, gęste loki spięte w luźny kok, zniszczone trapery
Zapomniała o dzisiejszym treningu i wchodząc żwawo na boisko musiała jeszcze poprawić nowo związany kok. Ciężko było jej ukryć kwaśną minę. Powodem złego humoru nie było jednak to, że dziesięć minut temu musiała zostawić pergamin ze żmudnie powstającą pracą domową z Zielarstwa i zerwać się do biegu, aby jak w największym stopniu uniknąć spóźnienia. Brooks wydawała się załamana nieoczekiwaną porażką w ich ostatnim meczu ze Slytherinem, więc Esme obawiała się, że non stop będzie wałkowany temat tych samych drobnych niedociągnięć i cały trening upłynie na wykonywaniu żmudnych ćwiczeń z techniki pozycyjnej. Sama wolałaby, żeby zajęli się czymś luźniejszym, zwyczajnym rozgrywaniem. Widząc jednak puste boisko i tylko jedną sylwetkę unoszącą się ponad, miała powody przypuszczać, że zaraz może powstać jakaś drama.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Z tego co wiem naszej drużynie szło znacznie gorzej w tym roku niż w poprzednim, dosłownie w każdej kategorii. Z pewnością to też dlatego, że jednak osoba, nawet podobno tak dobra w qudditchu jak Julia Brooks, nie wygra sama całego meczu. Postanawiam sobie przyjść na trening, bo kto wie - może to ja jestem tym spoiwem, którego brakuje w naszej drużynie! Oczywiście tak naprawdę wcale tak nie myślałem, uznałem jedynie że warto spróbować, poszerzać nowe horyzonty i takie tam. Nawet na treningu nie był zbyt wiele osób. Stoję obok Krukonki, która pojawiła się na treingu, opierając się luzacko o miotłę. Przyglądam się jak prefekt naczelny kręci kółeczka w powietrzu i przypominam sobie, że to o nim coś mówiła szalona dziewczyna znad pomostu, ale kompletnie nie mogłem sobie przypomnieć co takiego, w tym potoku jej słów.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pogoda była coraz piękniejsza, nie ciążyła już na nich żadna presja, bo mistrzostwa i tak nie zdobędą, a do tego ludzie byli zmęczeni działaniem księżyca. Na zmęczenie najlepszy jest tlen, a więc i ruch i latanie, tak więc Brooks postanowiła zorganizować szkolny trening dla Krukońskiej drużyny. Informację zostawiła na szkolnej tablicy oraz w pokoju wspólnym, tak by każdy miał okazję pofatygować się na szkolne boisko. Zwłaszcza że przygotowała dla nich dzisiaj coś prostszego. Kiedy wybiła odpowiednia godzina, dopiła jednym haustem espresso, zbiła żółwika ze szkolnym skrzatem Gwizdkiem i popędziła na miotle w kierunku szkolnego boiska, gdzie już czekali na nią miotlarze. Przywitała się krótko z każdym z nich, po czym bez zbędnego lania wody, przeszła do konkretów.
- Hej, Krukoni – zaczęła z wymuszonym uśmiechem, bo choć chciała wyjść na dzielną i pozytywną, to wciąż była wkurwiona ostatnią porażką, zwłaszcza że znała przyczyny tej porażki. – Zanim przejdziemy do treningu, wróćmy na chwilę do meczu ze Ślizgonami, a następnie przejdźmy do kolejnego spotkania, z Puchonami. Przegraliśmy. Ślizgoni są mistrzem, nie obroniliśmy tytułu. Jeżeli ktoś jest winny tej porażki, to ja. To ja nie złapałam znicza, za co Was przepraszam. Czasem tak się jednak dzieje. Czasem chcemy dobrze, ale odnosimy porażkę, jak ja w tamtym meczu. Zmieniacza czasu jednak nie mamy i trzeba patrzeć w przyszłość. A skoro już o przyszłości mowa. Darren zagra z Hufflepuffem swój ostatni mecz w szkolnej karierze. Widzieliście go, jak pałował na boisku. Jak wywijał różdżką na lekcjach u Papy Kruczka, czy też puszczał pierwszaków przyłapanych na podrzucaniu łajnobomb Pattonowi, jak na dobrego Prefekta przystało. Wygrajmy ten mecz dla niego. Niech odejdzie z tego pierdolnika z uśmiechem na twarzy. Darren, dzięki za wszystko. Gra z Tobą przez te wszystkie lata i pałowanie w jednej parze były naprawdę zajebistą zabawą. – Tu zasalutowała chłopakowi, a następnie lekko się ukłoniła. - A teraz, wracając do treningu. Dziś nie będzie taktyki, analizy, zastanawiania się, co było, gdyby. Takie domniemania zostawmy jasnowidzom. Dziś połapiecie znicze i pounikacie tłuczków. A po meczu z Hufflepuffem zapraszam na piwo. Ja stawiam.
ETAP I
Zadanie jest proste. Wsiadacie na miotłę, staracie się złapać znicze i unikać tłuczków. Zniczy jest w cholerę, tak więc możecie złapać więcej niż jeden… albo nie złapać żadnego! :)
MECHANIKA
Juliette de la Bhooks napisał:Najpierw rzucacie K6 na ilość dostrzeżonych zniczy. Następnie rzucacie tyle razy K6, ile zniczy dostrzegliście. Przykład: Na pierwszej kostce wyrzuciliście 4, więc rzucacie 4x parzysta/nieparzysta, gdzie parzysta oznacza SUKCES. Ale ale, Kruczki! Brooks nie byłaby sobą, gdyby nie wypuściła również tłuczków, które chcą Was dopaść. Rzucacie więc 1x literką. Uwzględnijcie w swoim poście efekty. I pamiętajcie, urazy z kostek są subiektywne i według Waszego uznania, ale nie ma żadnych złamań ani śmierci klinicznych, tak więc bez obawy ;) A, no i koła tłuczkowej zagłady możecie używać przy reszcie kostek also!
A jak „Auć!” - Nie masz szczęścia. Dopada Cię zbłąkany tłuczek. Rzuć k100 na moc uderzenia oraz zakręć Kołem Tłuczkowej Zagłady B jak „Brooks! Pojebało Cię do reszty?!” - Nie jeden, nie dwa, a trzy tłuczki uwzięły się na Ciebie. K100 oraz KTZ jak wyżej C jak „Chillerka” – Ktoś tu miał szczęście! Żaden tłuczek nie spojrzał na Ciebie niełaskawym okiem, tak więc możesz się skupić na łapaniu zniczy. I udaje Ci się to - w twoje łapki wpada dodatkowa kuleczka. Dodaj ją do wyniku końcowego. D jak „Dupa, nie miotlarz” – Szukasz zniczy, starając się uniknąć tłuczka. Widzisz, że jedna ze wściekłych kul leci w Twoim kierunku. Udaje Ci się jej uniknąć, ale robisz to tak niezdarnie, że tracisz wszystkie pochwycone znicze. E jak „Elegancja” – dziś pokazujesz niedowiarkom, na co Cię stać! Miotła pod Twoim zadkiem słucha się Ciebie jak skrzat domowy Pana, a do tego dostrzegasz kątem oka znajomy błysk. Brawo! Udało Ci się dopaść jeden znicz. Dodaj go do swojego rezultatu. F jak „Fail” – chyba było lepiej zostać dziś w domu. Nie tylko buja tobą jak boją na wzburzonym morzu, ale jeszcze przyciągasz nieszczęścia. Nie, nie tłuczki – nieszczęścia. Oślepia cię słońce, znosi cię wiatr lub tracisz chwilowo koncentrację. Co by nie było przyczyną, finał jest taki, że najpierw trafiasz w trybuny, a potem lądujesz na murawie. Obijasz się dotkliwie, ale to nic groźnego. G jak „GG BOYYYYYYZZZ!” – Brooks jest pod wrażeniem Twojego talentu do omijania tłuczków, dla których nie jesteś dziś przeciwnikiem. W ramach nagrody otrzymujesz pamiątkową koszulkę z autografami Harpii z Holyhead oraz przypominajkę, która przypomni Ci o Twoich popisach. A, jednocześnie dodaj do wyniku końcowego +1 złapany znicz. H jak „Holy F*ck!” – Wszystkie kary na Ciebie idą. Obrywasz tłuczkiem z całej siły prosto w głowę i lądujesz na murawie, a następnie – pod czujną obserwacją piguły, która przyszła na trening, dochodzisz do siebie. Wiggenowy i zaklęcia składają cię do kupy i możesz brać udział w dalszej zabawie. Może tym razem pójdzie lepiej. I jak „I co dalej” – bezbarwny występ. Idzie Ci nie ani dobrze, ani źle. Tłuczki cię atakują, ale jakoś udaje ci się ich uniknąć. Nic specjalnego. Może w drugim etapie wykrzesasz z siebie coś więcej? J jak „ Ja cię kręcę!” – Poszło Ci dobrze czy źle? TAK. Najpierw obrywasz dwoma tłuczkami, choć niezbyt mocno i prawie spadasz z miotły, a następnie chwytasz dwa dodatkowe znicze. Jak widać, nie lubisz przeciętności, ale za to kochasz skrajności. Brawo, Brooks jest zdziwiona, ale również pod wrażeniem.
Kod:
<zg>ilość pkt z GM:</zg> suma za sprzęt i za kuferek <zg>ilość przerzutów:</zg> za każde 20 pkt przysługuje wam 1 przerzut. Pula przerzutów obowiązuje w dwóch etapach <zg> k6 na wypatrzone znicze:</zg> link do k6 <zg>k6 na złapane znicze</zg> linki do kosteczek parzysta/nieparzysta <zg>tłuczki:</zg> link do literki <zg>suma złapanych zniczy:</zg> z uwzględnieniem ewentualnych modyfikatorów z rzutu literką
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
ilość pkt z GM: 181 ilość przerzutów: 9/9 k6 na wypatrzone znicze:5 k6 na złapane zniczetrzy złapane tłuczki:H suma złapanych zniczy: 3
Nie chciała przychodzić na trening. Albo inaczej... sama idea treningu jej się podobało, ale większym problemem było wstanie z łóżka i zdecydowanie wątpliwości budził fakt czy da radę wykonywać jakieś bardziej zaawansowane akrobacje miotlarskie. Oby tylko to wszystko skończyło się dobrze. - Cześć. Sorry za spóźnienie - rzuciła jeszcze szybko do Brooks, gdy tylko pojawiła się na boisku. Starała się raczej trzymać bardziej na uboczu i nie zwracać na siebie uwagi. Wszystko dlatego, że naprawdę nie miała ochoty na to, by ktoś zwrócił uwagę na to, że była blada jak duch, jej cień pod oczami krzyczał, że nie spała od tygodni i w ogóle wyglądała jakby miała się za chwilę przewrócić. Przez chwilę starała się ogarnąć, co właściwie mieli robić na treningu, a następnie wsiadła na swoją miotłę i uniosła się w powietrze. Wzrok wciąż miała bystry i w zasadzie dzięki temu była w stanie wypatrzyć śmigające w powietrzu znicze. Dobra to teraz jeszcze tylko je dorwać. Pierwszy nagły skręt w lewo oznaczał w zasadzie tyle, że zakręciło jej się w głowie. Niemniej zacisnęła mocniej palce na trzonku miotły i wyciągnęła dłoń po pierwszego znicza. Można by posadzić ją o to, że trzymała się na miotle dzięki sile woli i dlatego też była w stanie złapać jeszcze dwa znicze nim finalnie jej aktualna forma odezwała się po raz kolejny. Nie była w stanie uniknąć tłuczka, który w zasadzie nie był jakoś szczególnie podstępny. Niemniej trafił on ją prosto w głowę, idealnym headshotem, zrzucając i tak osłabioną Krukonkę z miotły. Szczerze powiedziawszy nie miała nawet większej siły na to, by użerać się z pigułą i wmawiać jej, że wszystko było w porządku. Mogła jedynie wyrzygać się na skraju boiska, pozwolić nałożyć na siebie odpowiednie zaklęcia i przyjąć eliksiry, które ta wlewała jej do gardła. Nie ma to jak piękny początek treningu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
ilość pkt z GM: 58+6 = 64 ilość przerzutów: 0/3 k6 na wypatrzone znicze:5 k6 na złapane zniczeoryginalny rzut oraz przerzuty tłuczki:C suma złapanych zniczy: 2 :v
Kiedy Brooks - i jeszcze para Krukonów, których Darren kojarzył głównie z widzenia - pojawiła się na boisku, trening mógł się oficjalnie rozpocząć. I zaczął się on przemową pani kapitan, musieli się przecież pogodzić z ostatnią porażką, ten temat Shawa więc nie zdziwił. Ogromnym zaskoczeniem była jednak dalsza część, która krótko mówiąc była przygotowaniem do ostatecznego pożegnania Darrena z drużyną Ravenclawu, które zbliżało się przecież ogromnymi krokami. - Dzięki - uśmiechnął się Krukon na koniec przemowy, oczywiście nieco wzruszony. Darował sobie dłuższe przemowy - wątpił, czy byłby w stanie powiedzieć wiele więcej, biorąc pod uwagę ściśnięte gardło. Ćwiczenie poszło Darrenowi... mocno przeciętnie. Zauważył dość sporo zniczy - jedna trzecia sukcesu - i uniknął praktycznie wszystkich tłuczków, nie dając się zadrasnąć nawet raz. A może po prostu z powodu tej okazji piłki postanowiły go zignorować? Niestety, Krukon zignorował też złote znicze, gdyż mimo zauważenia całej ich masy, w jego dłoniach wylądowały zaledwie dwa.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
ilość pkt z GM: 0 ilość przerzutów: - (20 pkt : /// ) k6 na wypatrzone znicze: 3 k6 na złapane znicze 3 tłuczki: D suma złapanych zniczy:0 kostki
Słucham najpierw peanów na temat Darrena Shawa, prefekta, którego odejście obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Patrzę ze znudzeniem na kapitan drużyny, która dedykuje starszemu Krukonowi cały następny mecz. Unoszę do góry brwi aż, bo najwyraźniej bycie prefektem naczelnym sprawia, że dziewczyny szaleją. Nawet takie, które osiągnęły coś w życiu więcej niż on czyli na przykład taka graczka jak Julia. Gdyby nie fakt, że zawsze wyglądam jakbym był znudzony i kompletnie zniesmaczony, może wyszedłbym na niegrzecznego. W końcu Brooks salutuje i możemy zacząć normalny trening. Nie trenowałem... cóż od bardzo dawna. Raczej nie przymierzałem się do bycia w drużynie, mimo że jako młody chłopak, latałem trochę, jak prawie każdy czystokrwisty czarodziej. Uznałem, że się wybiorę tylko dlatego że uznaję - gorzej być nie może jeśli przystąpię, póki co drużyna opierała się tylko i wyłącznie na postaci Brooks. Wsiadam na miotłę i ruszam na poszukiwanie zniczy. Na początku idzie mi całkiem nieźle. Kiedy tylko znajduję znicz od razu go łapię. Czy pomagam sobie trochę metamorfomagią i wyciągniętymi rękami? Może... Czy ktoś tego zabrania? Nie mam zielonego pojęcia. Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem, żeby ktoś to robił, więc podejrzewam, że raczej jest to niedozwolone w jakimś kodeksie. W każdym razie karma mnie łapie tłuczek leci w moim kierunku, a ja w takim popłochu się usuwam, że aż wylatują mi wszystkie znicze. Jestem wściekły. Moje brwi ciemnieją, oczy stają się jeszcze węższe, a rysy twarzy ostrzejsze z poirytowania.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Krukonka, stojąc z boku, ze zgrozą przyglądała się poczynaniom drużyny, a w szczególności Violki. Brak księżyca naprawdę strasznie źle wpływał na ścigającą Srok, czego nie wzięła pod uwagę. Z grymasem wymalowanym na twarzy i niemałym strachem przyglądała się pielęgniarce, która zajmowała się poszkodowaną. Przy tym wszystkim trudno było nie być pod wrażeniem faktu, że pomimo tak tragicznej dyspozycji, dziewczynie udało się złapać trzy znicze, najwięcej z całej ferajny. Tymczasem Darren był chyba na wczasach. Latał sobie spokojnie, nieniepokojnony kompletnie przez tłuczki, które na swoją ofiarę wybrały Strauss,. Nienajlepiej szło również Augustowi, choć akurat nie mogła mieć najmniejszych pretensji. Ba, wiedziała, że ten zrobił to głównie po to, żeby uzupełnić braki w Krukońskiej drużynie, która trzymała się na ślinę i słowo honoru. I była mu za to wdzięczna.
- Spokojnie, August. Nie od razu Rzym zbudowano. Ani Hogsmeade. – Poklepała go pocieszycielsko po ramieniu, licząc, że jego brwi nieco się rozjaśnią, podobnie jak pochmurne azjatyckie lico. – Violka, dasz radę trenować? – zapytała jeszcze ścigającą, a po uzyskaniu odpowiedzi, wyjaśniła, na czym polega drugi etap.
ETAP II:
ETAP II
Teraz coś prostego, a mianowicie – latanie przez obręcze.
Przed wami znajduje się 8 identycznych obręczy rozmieszczonych w losowych miejscach. Waszym zadaniem jest przelecenie przez wszystkie z nich. Na każdą obręcz rzucacie K6. Wynik 1-2 – nie udało wam się przelecieć. Wynik 3-6 – Grrrreat Success! Przelecenie przez każdą obręcz to +10 pkt do końcowego wyniku, a ominięcie jej – minus 10 pkt. Oprócz K6 rzucacie także K100 na prędkość lotu.
Kod:
<zg>ilość pkt z GM:</zg> suma za sprzęt i za kuferek <zg>ilość przerzutów:</zg> za każde 20 pkt przysługuje wam 1 przerzut. Pula przerzutów obowiązuje w dwóch etapach <zg> miotełka</zg> ilość pkt z GM <zg> Prędkość:</zg> link do k100 <zg>obręcze:</zg> link do k6 <zg>wynik końcowy:</zg> modyfikatory z obręczy (-10/+10)+miotełka (liczba pkt z GM)+prędkość (wynik k100)
@Violetta Strauss - brak księżyca i tłuczkowe wpierdololo sprawiają, że liczba Twoich przerzutów spada z 9 do 5
@Augustine Edgcumbe słowa Julki tak zajebiście podniosły cię na duchu, że zaczynasz wierzyć w siebie i dostajesz +2 przerzuty!
@Darren Shaw jeden ze złapanych przez Ciebie zniczy był z czekolady. Możesz go sobie zjeść. Smacznego.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
ilość pkt z GM: 0 ilość przerzutów: 0 miotełka biorę jakiegoś zmiatacza z kąta, ale Bulia każe mi dodać +4 Prędkość:79 obręcze:1 nietrafiona, reszta trafiona wynik końcowy: 79 - 10 + 70 = 139 + 4 = 143
Jak do tego doszło – nie wiedziała, ale skończyła z miotłą w ręku, ubrana w sportowy strój, z włosami związanymi w dwa koczki po bokach głowy, bo tylko tak dało się je naprawdę skutecznie spiąć. Nigdy nie była z niej miotlara, po części dlatego, że brakowało jej czasu na sport... no ale właśnie, sport był jej akurat w życiu całkiem potrzebny, bo ułatwiał utrzymanie właściwej sylwetki. Liczyła, że trochę się porusza i tyle, może akurat nie dostanie tłuczkiem w mordę i nie skasuje tym samym swojej kariery do momentu, w którym poskładają ją uzdrowiciele. W ogóle nie myślała o dołączaniu do drużyny. Uśmiechnęła się do Julii i właściwie nawet nie pytała, czy może dołączyć, po prostu zaczęła się rozciągać. Z tego co widziała, tłuczki mieli już chyba za sobą, a to akurat wyjątkowo mocno ją cieszyło. — Rozwalę ten trening — rzuciła do kapitan z uśmiechem błąkającym się na ustach. Miała dobre przeczucia, no i jak zwykle nadrabiała miną. Chwyciła za miotełkę, jakąś szkolną i żałosną, żaden tam nimbus czy inna błyskawica i przerzuciła nogę przez trzonek, startując w powietrze. Dziwnie było znów poczuć wiatr na twarzy, tak dawno tego nie robiła... tym bardziej zamierzała udowodnić, że jest w stanie zrobić wszystko tak, jakby ćwiczyła od tygodni. Przymrużyła powieki, przyglądając się pętlom, nachyliła się nieco do przodu, ażeby szybko uzyskać jak najlepszą prędkość i... ominęła pierwszą z pętli. Zaklęła szpetnie w myślach, przygryzła wargę w skupieniu i tym razem udało jej się przelecieć przez sam środek i co więcej – powtórzyć ten wyczyn siedmiokrotnie. Jedynie na ostatniej prostej była bliska ominięcia przeszkody, ale zamanewrowała panicznie i cudem zmieściła się w obręczy. Gładko wylądowała na murawie i wyprostowała się dumnie. Poza wesołymi iskierkami w oczach nie dawała po sobie poznać, jak wiele satysfakcji sprawił jej dobry wynik.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
ilość pkt z GM: 64 ilość przerzutów: 0/3 miotełka 6 Prędkość:37 obręcze:5/8 wynik końcowy: 20+6+37= 63
Czy Krukon w czasie następnego etapu uważał nieco, ale tylko nieco mniej, głównie z powodu tego, że jeden ze zniczy okazał się być odlany z pysznej czekolady prosto z Miodowego Królestwa? Być może. Co prawda powinno to Darrena jeszcze bardziej przygnębić - w końcu wiadomo było, że takie słodycze latają o wiele wolniej niż prawdziwe, złote znicze, a więc nie licząc tego to jego zdobycz w poprzednim etapie była jeszcze bardziej żałosna, bardziej jednak zajęty był łączeniem pałaszowania czekolady i przelatywania przez pętle. Ostatecznie przefrunął przez nieco ponad połowę - wynik przyzwoity, jednak oczywiście ucierpiała jego szybkość. Huracan rozwijał prędkość na poziomie może rozpędzonej Błękitnej Butli, co było wynikiem dość ślamazarnym jak na jakość tej miotły.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
ilość pkt z GM: 193 ilość przerzutów: 0/5 miotełka 6 Prędkość:87 obręcze:wszystkie, przerzut wynik końcowy: 87+80+6=173
Chyba każdy świadom był tego, że obecnie brak księżyca naprawdę wdawał się Strauss we znaki. Tego nie dało się ukryć. W zasadzie obecnie naprawdę świetnie i jak na dłoni widać było kto dokładnie parał się czarną magią w Hogwarcie i nikt nie musiał odpowiadać na pytanie czemu akurat była to Violetta, która jakoś nieszczególnie przejmowała się maskowaniem tego. Cóż, to nie tak, że robiła to jawnie, ale jakoś nie starała się w jakikolwiek sposób walczyć z plotkami na temat czarnoksięstwa. Choć niechętnie, pozwalała na to, aby pielęgniarka obecna przy treningu się nią zajęła i być może to właśnie dzięki wzmocnieniu eliksirami i opiece medycznej była w stanie kontynuować trening i chociaż na chwilę zapomnieć o dręczących ją objawach. - Jasne, że jestem - odpowiedziała Brooks, która jako dobry kapitan zainteresowała się jej stanem. Naprawdę czuła się już lepiej. Zresztą, nie ukrywajmy tego, że nie przyznałaby się do tego, że wymięka nawet jeśli faktycznie nie byłaby w stanie kontynuować. Musiała pokazać na co było ją stać, prawda? I właśnie to zamierzała zrobić. Wsiadła na miotłę, gdy tylko otrzymała instrukcje odnośnie dalszego etapu, który wcale nie okazał się stanowić dla niej aż takiego wyzwania. Piguła najwyraźniej zajęła się nią tak dobrze, że naprawdę nie musiała się przejmować czymkolwiek. Zaraz też czmychnęła na miotle z zawrotną szybkością, przelatując przez każdą z obręczy dokładnie tak jak pani kapitan nakazała. Cóż, chyba jednak nie wypadła z formy tak jak można byłoby się tego spodziewać.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
ilość pkt z GM: - ilość przerzutów: 2 od brooks miotełka ilość pkt z GM Prędkość:kostki--> 70 obręcze: 7/8 wynik końcowy: 70 + 60 = 130
Spojrzenie, które rzucam Julce w dobrej wierze pocieszającej mnie, jest równie ciepłe i pełne wdzięczności co szczyty lodowców. - Ja bym zbudował od razu - oznajmiam o tym Rzymie, podkreślając tym samym fakt, że wymagam od siebie jak najwięcej. Mimo to przypomniała mi trochę, że trenowałam ostatnio jakieś sto lat temu i nie powinienem się przejmować tym jak kiepsko mi poszło. Szykuję się jednak na kolejne ćwiczenie, a w międzyczasie przychodzi siostra LJa na boisko. Kiwam do niej sztywno głową na powitanie, starając się nie gapić (zbyt oczywiście) jak się rozciąga z tyłu. Idzie jej niesamowicie dobrze, tak jak i Violce Strauss. Z kolei Darek dla którego najwyraźniej robiliśmy dziś cały trening, wydawał się być bardzo nieprzejęty tym treningiem. Mi poszło może nie tak świetnie jak dwójce dziewczyn, ale całkiem przyzwoicie. Trafiłem prawie we wszystkie obręcze, przy jednej jedynie zagapiając się gdzieś znowu niepotrzebnie, a tempo miałem przyzwoite. Chociaż nie mogłem równać się z graczką jak Violka.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Uśmiechnęła się szeroko na widok Lei, która to nie tylko wróciła do szkoły, ale jeszcze pokusiła się o wytarganie ze schowka drużynowej miotły i pofatygowanie się na trening.
- Bonjour, gwiazdo, zapraszam – przywitała się z przyjaciółką, zachęcając ją do wzięcia udziału w zabawie. I na węża Salazara, dziewczyna musiała chyba wypić przed zajęciami Felixa, bo szło jej wszystko tak zgrabnie, że mimowolnie nie była w stanie nie być pod wrażeniem. Świetnie szło również Violce, która, poskładana do kupy przez pigułę, nie tylko kontynuowała zabawę, ale do tego pokazała, dlaczego to przylgnęło do niej miano najzdolniejszej zawodniczki młodego pokolenia. Pokręciła głową z niedowierzania ,obserwując, jak ta pokonuje kolejne pętle. Również koń August pokazał się teraz z dobrej strony, pokazując przy tym, że jak tylko się chce, to potrafi i że gdyby się tylko zgodził, to wyszkoliłaby go w jeden księżyc i Tadzina miałby w rodzinie poważną konkurencję.
- Darren, której części zdania „To jest na czas” nie zrozumiałeś? Kiedy już wszyscy Krukoni lepiej lub gorzej, jak Darren, skończyli zabawę, mogła zakończyć zabawę. No, prawie wszyscy, bo choć inni mogli się rozejść, to Lei dostała zadania, a mianowicie, musiała nadrobić to, coją ominęło poprzez spóźnienie.
/ Dziękuję za udział w treningu ZT jest dla wszystkich oprócz @Leighton J. Swansea Ty możesz zadecydować – napisać post z pierwszym etapem, żeby dostać do kuferka 2 pkt, albo mnie olać i liczyć się z tym, że złamiesz mi serce ;_;