Dość duże pomieszczenie, z wielkimi oknami, zazwyczaj jednak zasłoniętymi, by nikt nie mógł podglądać przebierających się w środku uczniów. Przy dwóch ścianach stoją ławki, z haczykami nad nimi by móc powiesić na nich ubrania, a także niewielkie szafeczki. Znajdą się też prysznice i umywalki, by gracze mogli się odświeżyć po wyczerpującej grze. Jedne drzwi prowadzą prosto na boisko. To właśnie tamtędy drużyna wychodzi na mecz.
Weszli do szatni. Iv wyjęła różdżkę i po chwili wydobyła się z niej wąska strużka światła. - Rozglądaj się, gdzieś tu muszą być... - powiedziała, konspiracyjnym szeptem.
Wywrócił oczami na słowa Puchonki, ale i tak ruszył za nią. - Niech tak będzie skoro musimy latać. - mruknął bardziej sam do siebie. Owszem, umiał latać na miotle i swojego czasu bardzo dobrze mu to wychodziło, ale wiązały się z tym różne wspomnienia, także roześmianego Drake'a, szybującego wysoko nad ziemią. Otrząsnął się z zamyślenia i zaczął się rozglądać za miotłami. - Chyba tu coś jest. - powiedział nagle, podchodząc bliżej ściany, w której wydawały się być drzwi. Pociągnął za klamkę, drzwi otworzyły się z charakterystycznym zgrzytem i ich oczomu ukazał się schowek na miotły. - Bingo!
Spojrzała na niego zadowolona po czym przelotnie cmoknęła go w policzek. - Dzięki. Wiem, że znowu nie możesz wykrzesać z siebie motywacji, dlatego tym bardziej to doceniam. - powiedziała po czym zniknęła w schowku. Chwyciła dwie, dobre miotły i już po chwili była z powrotem na boisku, nie czekając na chłopaka.
Chciał coś odpowiedzieć, ale dziewczyna już ruszyła z powrotem w stronę boiska. Ponownie wywrócił oczami, po czym ruszył za nią. Przez chwilę zastanawiał się, dokąd aż tak jej się spieszy. Dogonił ją szybko i zabrał jej miotły, jak na dżentelmena przystało.
Connie szukała miejsca na chwilę spokojnego czytania. A może po prostu chciała kogoś znaleźć? Do pogawędki, do kłotni. Kogokolwiek! Tyle osób mijało ją na szkolnym korytarzu, a ona w żadnej z twarzy nie widziała zainteresowania nią. Ludzie po prostu przechodzili, tacy puści bądz zajęci sobą. Kroki doprowadziły ją do szatni, na boisku do Quidditcha. Wyjęła z kieszeni lekko nadtargany list od ojca, który to kilka godzin temu przyniosła jej sówka Eleonora. Czytała go juz miliardy razy, a za każdym razem wzbudzał w niej te same uczucia. Smutek, który sprawiał, że oczy zachodziły jej łzami. Informował o tym, że jej brat nie przyjedzie w najbliższym czasie do Hogwartu, że znów zachorował. Co sie dziwić, bardzo czesto miewał problemy z sercem. Teraz podobno było to coś jeszcze poważniejszego. Usiadła sobie po prostu w koncie i przyjęła swoją pozę, którą zwac mogła kulka. Nogi przytulone, twarz schowana w kolanach. Patrzała bezmiętnie w ziemię i rozmyślała.
Mike szedł wesoło pogwizdując. Był z siebie bardzo zadowolony, gdyż dopiero co zaczarował kamień by gonił jakiegoś drugoroczniaka, śpiewając za nim "cichą noc". Nagle, zauważył siedzącą dziewczynę. Przez chwilę zastanawiał kto to, gdy nagle uświadomił sobie, że to jego przyjaciółka Connie. - Jak się masz, kochanie, jak się masz tururu, tururu - zafałszował, siadając koło dziewczyny.
Podniosła wzrok z początku trochę niechętnie. -Zaiste, Kto śmie zakłocać mój spokój- Powiedziała rozbawionym tonem. Z reguły tak się nie zachowywała. W końcu to jest straszna, arogancka i zła Connie! No, ale ten fałsz, ten glos poznałaby wszędzie, to też teraz nie bawiła się w jakąś szczególną buntowniczkę.
- Czy ktokolwiek zakłóca szanownej Madam spokój? - zapytał żartobliwym tonem, udając że rozgląda się szukając winnego - jak on śmie! Natychmiast podaj mi jego namiary! Oparł się o stojącą za nim ścianę, głośno przy tym wdychając powietrze - no, może trochę za głośno.
-Azaliż, 40 stopni na południe i 75 stopni na zachód. Czy to ci szanowny panie pomogło w tych jakże trudnych poszukiwaniach?- Powiedziała starając się urrzymać jak najpoważniejszy ton, chociaż w myślach turlała się już ze śmiechu. Uśmiechnęła się delikatnie do niego zmieniając pozycję. Teraz już zamiast miec kolana przed sobą, to siedziała na nich.
- Pomogłoby, gdyby rosną tu gdzieś mech i wiedziałbym gdzie jest północ - powiedział udając zasmuconego. - A ponieważ nie mam pojęcia gdzie jest ten jakże ważny biegun polarny, jestem zmuszony darować temu wstrętnemu łajdakowi. Teatralnie pokręcił głową.
-No nie. Od kiedy w szatni nie rośnie mech?- Powiedziala sztucznie przejętym tonem, po czym westchnęła udając załamanie. Spojrzała na niego z lekkim uśmieszkiem. -A tak wógole, to cześć- Nagle mruknęła po czym ząłożyła ręcę za głowę, uwcześniej się przeciągając. -Jak tam życie w Hogwarcie? Ile dowcipów na dzisiaj?
Gryfon, słysząc pytanie pokręcił z ubolewaniem głową. - Zdecydowanie za mało - odparł zasmuconym głosem. Po chwili jednak poweselał - No, ale przecież dzień się jeszcze nie skończył. Uśmiechnął się diabelsko i spojrzał na towarzyszkę. - A u ciebie jak tam? -spytał zaciekawiony. Ostatnio rzadko się z nią widywał, gdyż zawsze mu coś wypadło albo był zajęty irytowaniem innych.
-No racja, nie skończył. Zawsze możemy po prostu wysadzić kible. Wiesz, że zawsze chętnie się do tego przyłącze- Uniosła lekko kącik ust w chytrym uśmiechy zastanawiając się, nad jakimś bardziej skomplikowanym planem, który to pogrązy chociażby kilkunastu uczniów w rozpaczy. Zawsze może wypuscic na korytarz swojego widłowęża, Pyszczka. -Jakoś leci. Ostatnio coraz żadziej mam z kim rozmawiać- Wstała rozmasowując zdrętwiały, od zbyt długiego siedzenia tyłek. -No i coraz więcej mnie nie nawidzi. Ale coż się dziwić, zazdroszczą mi tej nieziemskiej urody i takiego przyjaciela- Puściła my oczko. Co do urody to za szczególnie piękną się nie uważała przez bliznę na policzku, dodatkowo od jakiegośczasu odsłoniętą. Ale tak czy siak los był dla niej w tej sprawie dość łaskawy.
- To o przyjacielu to fakt - zgodził się ze śmiechem. Nie uważał się zbytnio za przystojnego, ale gdy ktoś tak twierdzi to nie powinien się sprzeczać. O jej urodzie nie powiedział nic, zatrzymując swoje myśli dla siebie. Nie był z tych, co lecieli na wszystkie panny i podziwiali ich atrybuty. Po chwili jednak zamyślił się. -Jak myślisz, lepiej wysadzić kible, czy sprawić aby zalewały wszystkich?
-A potrafisz sprawić, żeby wszystkich atakowały?- Sama jak na razie nie znała tylu zaklęć, żeby umieć jakoś poważnie zaczarować kible. Jako czwarto klasistka zdecydowanie dużo mniej wiedziała niż ktokolwiek w klasie wyżej. Tak czy siak miała zamiar nauczyć się wcześniej Bombardy. Napewno będzie użyteczne. -Można by też załatwić jakieś łajnobomby.
Atakowały? - powtórzył bezwiednie Crudney, zamyślając się. - Niekoniecznie. Najpierw jednak, można by było zatkać sedes aby woda zalać łazienkę. Potem natomiast, stworzyć kryte lodowisko - dokończył szczerząc zęby. - Z łajnobobmabami też nie będzie problemu. Mam kilka w dormitorium. - dodał uśmiechając się na widok przyszłego rozboju.
-Kryte lodowisko? No, na to bym nie wpadła- Zaśmiała się cicho. -Mi się nie udało przemycić ani jednej łajnobomby- Mruknęła niezadowolona. Nauczyciele sprawdzali ją przy każdym wejściu do Hogwaru. Co się dziwić? W końcu cieszyła się dosyć złą sławą jak na dziewczynę.
Gryfon w myślach dokańczał plan. Nagle pojawił się problem. - Którą łazienkę zmieniamy najpierw? Chłopaków czy dziewczyn, bo do prefektów nie wejdę - wzdrygnął się na samą myśl. On w łazience dla grzecznych? Niedoczekanie.
-Rozwalenie łazienki prefektów byłoby najlepsze, no ale skoro nie... damską?- Spytała zamyślając się na chwilę. W dziewczęcych łazienkach zawsze ktoś siedzi. Plastiki z reguły łazą tam 10 razy dziennie rzeby poprawić włosy, a ona widziała dużo takich dziewczyn w Hogwarcie. Westchnęła.
- No to chodź. Ja jeszcze tylko polecę po łajnobobmy, a ty postaraj się coś wymyślić bo ja nie mam żadnego pomysłu co można z nimi zrobić - powiedział wstając i otrzepując się. W szatni nigdy nie było czystko, przez miał całe brudne spodnie od siedzenia. - Spotkamy się w łazience - rzucił na odchodnym, kierując się w stronę dormitorium.
Kiwnęła głową na znak, że się zgadza i kiedy chlopak zniknąl za drzwiami szatni sama też ruszyła w stronę zamku. Następnie dotarła na kilka chwil do dormitorium, żeby nakarmić Pyszczka. Potem już tylko została jej do odwiedzenia łazienka dziewcząt.
Angie weszła do szatni i szybko przebrała się w strój graczy Ślizgońskiej drużyny, a ściśle mówiąc, obrońcy. Taaak, dziś zastępowała Wilkiego, na tej oto pozycji. Była przyzwyczajona do grania jako ścigający, więc dzisiejszy mecz miał być dla niej wyzwaniem... niedużym, bo w końcu grywało się na różnych pozycjach, ale w takim meczu na pewno mogła nazwać to wyzwaniem. - Hey... - Rzuciła do zgromadzonych, gdy już była w odpowiednim stroju. Podeszła ku wyjściu z miotłą w ręku i uśmiechnęła się pewnie. Ach, w końcu będą mogli na nią popatrzyć wszyscy, którzy mieli ochotę.
Connie weszła do szatni i szybko przebrała się w strój, póki była tylko Angie. Kiwnęła do niej ręką z uśmiechem i poprawiła jeszcze kucyk, żeby włosy nie zleciały jej nagle na oczy. W jednej z rąk trzymała pałkę, w drugiej zaś miotłę, nimbusa 2001, z którym to się oswoiła jużdwa lata temu. Podeszła do wejścia, słysząc ryk tłumu ślizgonów, czekających na rozgrywki.
Weszła do szatni, trzymając w ręku swój idealnie wyprasowany zielony strój. Szczerze mówiąc uwielbiała go nosić. To chyba była jedynie ładnie wyglądająca szata w tej szkole, ach i nie mówiąc nawet o tym jak bardzo podkreślała jej atuty. -Hej - rzuciła do Angie. Na jej twarzy nie było widać nawet cienia zdenerwowania. Bo czym tu było się denerwować? Latała na miotle odkąd skończyła cztery lata.
Brook wbiegła do szatni jak zwykle spóźniona. Na szczęście, zdążyła przebrać się już w strój drużyny Ślizgonów, i pozostało jej narzucić na siebie szatę. Na plecach taszczyła miotłę, która była prezentem od rodziców, kiedy Brook dostała się do drużyny w poprzedniej szkole. - Witam! - krzyknęła podekscytowana do Alexis i Angie, które rozpoznała jako pierwsze wśród graczy. Panna Toxic lubiła mecze i quidditcha, toteż zawsze wchodziła do szatni i na boisko z uśmiechem na twarzy. Miotłę oparła gdzieś o ścianę, po czym jeszcze kilka razy przejrzała się w lustrze, stwierdzając, iż strój leży na niej jak ulał i jest niesamowicie twarzowy. Zauważyła, że do meczu zostało jeszcze trochę czasu, toteż rozsiadła się wygodnie na jednej w ławek. Poprawiła jeszcze koczka i upewniła się, że włosy nie będę jej nachodzić an oczy podczas gry.