Po środku szkoły znajduje się sporych rozmiarów dziedziniec z równo przystrzyżoną trawą. Z każdej strony otaczają go mury zamku. Na samym środku stoi natomiast duża fontanna, zawsze zbierająca wokół siebie chcących odpocząć po lekcjach, uczniów.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz - 18:06, w całości zmieniany 2 razy
Padło wystarczająco dużo, różnych, dziwnych słów... Brakowało jej obecności kogoś, z kim będzie mozna po prostu pogadać. Czy dużo wymagała? Całkiem możliwe. Bo do tej pory nie znalazł się śmiałek, który zaszczyciłby ją chociaż pojedynczym spojrzeniem... Albo takim znajomym przelotem spojrzenia, które stwierdziłoby, że faktycznie obchodzi go co się z nią dzieje. Dlaczego znów płacze, albo dlaczego śmieje się bezsensu, albo czemu nie ma ze sobą głupiej czapki, która towarzyszyła jej zawsze. A zatem, co się zmieniło? Brakowało jej Wave'a... Był jej bratnią duszą i czuła się przy nim swobodniej... Po prostu wiedziała, że nawet rzucanie się śnieżkami ma jakiś głębszy sens... Terapia na problemy nie była taka zła... Można by powiedzieć, że uważała go za przyjaciela, dość bliskiego, bo dotychczas nie zdarzało się żeby dopuściła do siebie kogoś, kto wiedziałby o niej coś więcej poza imieniem, nazwiskiem i może wiekiem... Uczniowie jeszcze szufladkowali ją na podstawie tego, że była czerwona... Gryffindor. Co to w ogóle znaczy? Męstwo, odwaga, duma! Terefere. Stop... Ani ona odważna, ani jaka... Może miała kiedyś szlachetne serca, ale przecież szybko się go pozbyła, więc dla niej powinni stworzyć piąty dom i opatrzyć go plakietką: nijakość. O tak... Już sobie wyobraża, że byłoby tam wspaniale... Ludzi by nie było, tylko ona... Tutaj każdy się cieszył z magii, która go otaczała, ale w którym momencie ona przestała się tym bawić? Może podczas badań w dzieciństwie, kiedy próbowano sprawdzić jej samopoczucie i dowiedzieć się czy nie jest charłakiem. To trudne powiedzieć dziecku taką rzecz i potem jeszcze wyczyścić pamięć... Zamykać przed nim świat. Jej rodzice bali się tego, zatem próbowali uratować cokolwiek w życiu Lyri... Badali, wozili... Udało się. Obudziła się w niej iskra, która zawsze była... Po prostu Lyri nie uważała za właściwie pokazywać te swoje sztuczki, które ktoś kiedyś skrytykował. Mimo to nieważne... Wydawało się jej teraz, że faktyczne coś się dzieje... Naciągnęła na nadgarstki rękawy grubego swetra i oparła się o zimne mury szkoły. Dziedziniec... Wciągała świeże, zimne powietrze... Czuła się dobrze, kiedy przechodził ją zimny dreszcz. Odczuwanie zimna to już połowa sukcesu, bo oddziaływało fizycznie... A psychicznie mogła oddalić rozterki, skupiając się na rękawach ubrania... A zatem? Znów uniosła wzrok ku niebu i westchnęła... Na jej twarzy malowała się garść bezradności w pomieszaniu z desperacką potrzebą drugiego trzydzieści sześć i sześć... Nie, żeby stało i się macało z nią do kamery. Ale żeby stało i wykrzesało z siebie trochę energii na rozmowę o tym, że zimie nie rosną kwiatki. Coś obojętnego, coś na teraz, nie musi być głębokie... Trochę empatii. Empatia to dopiero początek.
Wave miał tylko jedno marzenie w tejże chwili. Aby ta zima wreszcie sobie poszła. Ale nie mógł nic na to poradzić. Po dość intensywnej nauce postanowił, że musi przewietrzyć mózgownice, bo inaczej nic mu z niej nie zostanie. Uzbrojony w parasol wyszedł z Salonu Krukonów i skierował się w stronę schodów wiodących na parter. A stamtąd prosto na dziedziniec. Rozłożył czarną parasol. Szum deszczu mieszał się z pluskiem wody w fontannie. Szarość dnia nie nastrajała pozytywnie, ale na to też nic nie dało się poradzić. Ogólnie rzecz ujmując Wave nie miał nastroju radosnego. Zimowymi miesiącami zdarzało się to rzadko. Dopiero po chwili stania na deszczu, pośród szumów, dotarło do niego, że nie jest sam. - Lyri? - Zwrócił się od dziewczyny. Przełożył parasol do drugiej ręki tak, aby dziewczyna też znalazła się pod nim. Ich relacje były na poziome przyjacielskim, aczkolwiek nieco jeszcze nie pewnej. Mimo wszystko zauważył, że dziewczyna jest jakaś nieco rozbita.
Słaby uśmiech dziewczyny został na chwilę rozniesiony przez pełne błysku spojrzenie. Rozpoznała człowieka, a tym człowiekiem był Wave. Przez chwilę nie reagowała, lecz po chwili skinęła głową. - Cześć Wave. - Powiedziała powoli... Składając usta w cienką linię. - Jak się dziś czujesz? - Banalne pytanie, to będzie banalna odpowiedź, ale tylko to przyszło jej teraz do głowy. Przynajmniej cokolwiek, a to już początek. Westchnęła i spojrzała na niego pełna opiekuńczości. - Wszystko okej? Dawno Cię nie widziałam. - Zauważa trafnie, ale przez dłuższą chwilę zastanawia się czy w ogóle miała rację... Może po prostu mijała go na korytarzu i tyle? To też całkiem logiczne wyjście z tej sytuacji. Jeszcze raz prześwidrowała go piwnym tęczówkami. - Chyba tu sfiksuję. Nie mam co ze sobą począć. Może zacznę robić na drutach z desperacji. - Na te słowo nawet z jej ust wydobył się śmiech, ale krótki... W sumie próbowała sobie wyobrazić ten obraz i faktycznie... To dobry sposób na poprawę humoru... Ściągnęła rękaw sweterka na prawą rękę i ukryła w nim dłoń... To samo poczyniła z drugą i zaczęła wpatrywać się czubki swoich butów... W sumie cieszyła ją myśl, że posłucha kogoś innego, z zewnątrz, kto może opowie jakąś ciekawą historię, może będzie mogła nawet coś doradzić czy coś... Ale na razie cicho czekała. Mogło się zdarzyć wszystko... Wzięła głęboki wdech... Potem wypuściła z ust powietrze, tworząc znajome dymki. Choć nigdy nie paliła, pasjonował ją widok osób, które ukochały ten rytuał. Niby nic im nie zdradzały, ale łatwo było wyczytać ich emocje: zdenerwowane, strach, niezadowolenie... Własnie... Wave palił? Chyba nie... Hm.
- Jakoś tam sobie leci - stwierdził lakonicznie Wave, bez wdawania się w szczegóły. W końcu jego życie nie było takie ekscytujące. - Przyszedłem się przewietrzyć, żeby mój mógz się nie zlasował. Właśnie skończyłem pisać wypracowanie i czytanie książki o eliksirach. Takie pasjonujące życie Krukona. Wave spojrzał przed siebie. Niezbyt lubił deszcz i w sumie z chęcią wróciłby do zamku. Ale nie wspomniał o tym. Może lepiej jednak mu będzie jak spędzi nieco czasu na zewnątrz? Chłopak mało kiedy wychodził na cały dzień na dwór, jeśli nie było to konieczne, ale musiał się czasami przewietrzyć. - Czemu nie wzięłaś parasolki? Zmokniesz i się przeziębisz - zauważył Waverley. Może i zachowywał się raczej nieco zarozumiale, ale nie chciał, żeby dziewczyna się przeziębiła. Zawsze martwił się przyjaciół, więc to naturalne. Nie chciał, żeby Lyri się rozchorowała. - Co się dzieje? - Spytał uważnie przyglądając się Gryfonce. - Tak bez powodu się nie wariuje.
Popatrzyła na niego z dziwnym zastanowieniem... Ni to normalnie, ni to do dyskusji poddane. Ot głupota ludzka. Taka sobie Cori. Odsunęła przeszkadzające jej kosmyki włosów i wreszcie powiedziała: - Ah, nie wiem. Nie brałam pod uwagę deszczu, czy coś. Przecież wiesz, że bagatelizuję "najważniejsze". - Powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo, choć w istocie nigdy tego nie uważała za jakieś inteligentne, ważne... Miała w nosie to co jej nakazywano, a pogodę traktowała z przymrużeniem oka. I tak się zmieniała... A teraz również wyszła się przewietrzyć, więc jakoś... A mimo to wiedziała, że nie powinna się specjalnie kłócić, nie było o co. Pod czujnym spojrzeniem Wave'a dodała: - A prawda jest też taka, że zapomniało mi się. - Dla rozluźnienia atmosfery te słowa mogły być zbawienne. Przewróciła oczętami na jego pytanie o wariactwo. To jakby pytanie o codzienność. Wariactwo jest w każdym. Każdy jest zmęczony, przemęczony, zamęczony, obciążony... Tutaj odmian może być wiele. Tak czy tak, każdego oplata świat, który przysparza sporo przykrości. To piecze... Ale jak dotąd nie znalazł się nikt kto chciałby temu zapobiec. Egoizm. Jedno z tych uczuć, które kieruje rozumem i sercem. O ile jest coś takiego jak serce. - Wybacz, Wave... Ale wariactwo. Ja wariuję chyba z braku towarzystwa, wyimaginowanych problemów i ogromnej ochoty na spacer, na którego nigdy nie mam dostatecznej odwagi. Zawsze zatrzymuję się przed Zakazanym Lasem. Hm. - Ciekawe dlaczego, przecież do tej pory nie dbała o bezpieczeństwo. - To chyba koniec news'ów, nie słynę z wielkiego, towarzyskiego życia z pompą. Także... - Klasnęła w dłonie, strzepując z prawego ramienia jakiś pyłek. - Może Ty mi opowiesz coś o "swoim wariactwie". Bardzo bym prosiła. - Uśmiechnęła się lekko ucieszona, że wreszcie ma chwilę by z nim porozmawiać. To koiło zszargane nerwy od myśli, które wyciągały na wierzch najgorsze wspomnienia. Kropka, koniec przekazu.
Wave rozmyślał chwile, zanim odpowiedział. On sam zawsze starał się mieć jakieś zajęcie, bo inaczej zaczynały go nachodzić czarne myśli. - Moje wariactwa, powiadasz? To pytanie szczerze go zaskoczyło, ale wywołało delikatny uśmiech na ustach chłopaka. Każdy miewał jakieś, lecz on jakoś specjalnie nie zastanawiał się nad sobą. Hmmmm - Lubię medytować - odezwał się w końcu. - Większość ludzi tego nie rozumnie. Pytają się czemu to robię, a ja zawsze odpowiadam na około. - Zamyślił się na moment. Deszcz bębnił o parasolkę i spływał jej bokami. Cała biel zniknęła w strugach wody. - Po za tym gram na harmonijce - dodał z westchnieniem. No i tyle. Wave nie potrafił na zawołanie przywołać tego, co jego zdaniem mogło się innym wydawać dziwne. Mało przykładał uwagi do tego, jak odbierają go inni. Nie dbał o to. Może to i źle? - Chcesz iść do Zakazanego Lasu? - Spytał. On też tam nigdy nie był. Nie ciągnęło Waverley`ego do Lasu, przysłowiowego wilka. - Tylko, że oficjalnie jest to zabronione. Najwyższej dostanie szlaban i na tym się skończy. Przez całą szkołę był grzecznym i przykładnym uczniem.
- Hmm... Medytacja... Może i dobre doświadczenie, ale nie dla mnie. Ja lubię doświadczać, odłączanie się od świata to dla mnie zabójstwo zmysłów... A zabić szóstkę niewinnych to trochę dużo, nie uważasz? - Uśmiechnęła się lekko, acz zrobiła to szczerze... Po raz pierwszy odkąd rozpoczęła się ta rozmowa. Wreszcie wsunęła się bardziej pod parasol, coby faktycznie nie wyglądać potem jak ofiara pioruna, czy coś... Popatrzyła na Wave'a tym czułym wzrokiem, którym obdarzała niewiele osób w swoim życiu. Jak to nazwać? Troska? A może ogólna potrzebna, aby mieć kogoś do opieki? To ważne... To był problem nie tylko dnia dzisiejszego, ale i każdej innej wolnej chwili. A zatem w czym problem? W czym szukać rozwiązania? W co włożyć ręce? Ach. Harmonijka... Przymknęła na chwilę oczy. Ona preferowała dźwięki pianina, gitary... Choć ta druga była oklepana przez młodsze towarzystwo. Pianino traktowała, jak bóstwo. - Harmonijka... Nigdy nie słyszałam, jak grasz. Trzeba to nadrobić. - Zauważyła. Nie próbowała negować jego zainteresowań. To był Wave. Wave, który miał prawo do swoich pomysłów, a ona nie będzie ich krytykowała. Nie spisana umowa, której przestrzegała. Kolejny uśmiech był nieco zaspany i opóźniony. Pytał o Zakazany Las, który przeszedł przez jej myśli i umknął z nich jeszcze szybciej. A zatem chciała tam iść? Jeśli tu był to mogła tu zostać, ale mogła też iść. Mogła biec. Z kimś zawsze raźniej... Ach, zapomniałaby. To ten grzeczny chłopiec, który zawsze trzymał się regulaminu szkolnego... - Nie wiem czy mogę Cię sprowadzać na złą drogę... - Zaśmiała się krótko... Choć właściwie może już ją namówił? Ojtam.
Szósty zmysł? Jakoś Wave nieszczególnie nie poświęcał czasu na takie rzeczy. Może i miał gdzieś ten szósty zmysł, ale do tej pory się nie ujawnił. Czyli wskazywałoby na to, że Krukon jest go pozbawiony. - Jeśli lubisz dźwięk jaki przypomina drapanie paznokci po tablicy, to masz to zapewnione - oznajmił Wave. - Powiedz tylko, kiedy. A tak na serio, to nie jest tak źle, chociaż mój repertuar jest dość skromny. Waverley czasami żałował, że nie udało mu się dobrze opanować pianina. Zwłaszcza, że bardzo lubił słuchać muzyki. Samej muzyki bez słów. No, ale cóż. Bynajmniej nie było mu pisane zostanie pianistą. - Nie ty mnie sprowadzasz na złą drogę. Sam to zaproponował, więc jakby co wina byłaby jego. Z drugiej jednak strony, kogo tak na prawdę nie interesowało jak wygląda Zakazany Las? Krukon należał to takich osób, ale zawsze jakoś coś innego zaprzątało mu głowę. - To jak? - Zapytał wędrując wzrokiem przed siebie. Trzeba wszystkiego w życiu spróbować. A Wave miał to do siebie, że jak coś go zainteresuje drąży temat tak długo, aż nie zaspokoi ciekawość.
Dźwięk drapania paznokci o tablicę, łamanie steropianu czy może pisk skrobania widelcem o talerz. - tak masz ją. Nienawidzi tego, nie znosi. Wymiotuje tym. Zatem, co? Zatem uwielbia dźwięki muzyki, ale muzyki, a nie jęku i wrzasku idioty, który postanowił zostać rockman'em. Wave pewnie stawiał na muzykę biesiadną. Nawet bawiło ją wyobrażanie jego w ludowym stroju. Czujesz to? Tutaj na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech. - Hm, kim jesteś i co zrobiłeś z Wave'em? - Spytała, choć jakby nieobecnym tonem. Co się dzieje? Gdzie się dzieje i dlaczego się dzieje? Przypatrywała się jemu i dziwiła zmianie, którą przeszedł/przechodził/zaliczył. Tak. Tak, jak się wydawało, że może coś jest nie tak, ale na razie nie zwracała na to uwagi. - Jeśli naprawdę masz ochotę tam iść, to wchodzę w to. Jeśli nie, no to cóż... Nic by się nie stało, jakbyśmy poszli ogarnąć jakieś jedzenie. - Zaśmiała się, ale na krótko. Niewiele rzeczy ją teraz bawiło i trzeba było się tego trzymać. Jeszcze ją za Śmieszkę uznają i zamkną w psychiatryku. A kto wtedy skończy za nią te przeklęte studia i nastawi wodę na herbatę? Chyba nie ma chętnego, hm? A może pan w pierwszym rzędzie, który patrzy na Lyri, jak na owcę Dolly. Wzruszyła ramionami i zdmuchnęła z czoła uparty kosmyk. Tyle się wydarzyło, nie? Dorośli o tyle centymetrów. Zmienili swoje nastawienie, a teraz stali tu i gawędzili, jakby naprawdę było o czym, bez celu. Przecież mogła zapytać go o coś poważnego, może nawet pomóc. A wolała bawić się makaronem, który powstał między nimi. Tutaj. To nienormalne, nie sądzisz? Pęka lina. Jeśli można tak powiedzieć. - Zatem Wave? Jeśli już podjąłeś "męską decyzję" to prowadź, dokądkolwiek. - Dodała, beż żadnego zirytowania. Po prostu faktycznie robiło się jej chłodno, a w ruchu zawsze cieplej. Zatem wsunęła do kieszonek dłonie i oddała wzrok zamyśleniu. Bo przecież wypadałoby jakoś egzystoncjalniej podejść do chwili, w które Wave godzi się na wyczyn godny szlabanu czy czegoś, co jest teraz na fali. W sumie... Wave mający szlaban. Chętnie.
- W takim razie chodźmy do tego Lasu. Najwyżej nas zawrócą - stwierdził Wave. Właściwe nie zastanawiał się nad konsekwencjami tego, co zamierzał zrobić. W sumie nie było w tym nic dziwnego. Dużo uczniów i uczennic chodziło do Zakazanego Lasu. Chociaż jak się dobrze zastanowić, to Krukon nigdy nie łamał reguł, ani zakazów. Po prostu nie czuł takie potrzeby. Zawsze coś innego zaprzało jego uwagę. Przede wszystkim nauka i odrabianie lekcji. Jednakże ileż można siedzieć nad książkami? Wszystkim można się kiedyś znudzić. I Wave chyba w tejże chwili miał dość wszystkiego. Liczyło się teraz, że ma towarzystwo. Ale w sumie była teraz zima. A ta pora roku działała bardzo negatywnie na pana Forda. Nawet to, że wreszcie przestał padać śnieg, który przeistoczył się w deszcz. z/t
Ach, ile ona by dała, by weekend trwał więcej niż te dwa krótkie dni..a tak o to przyszedł właśnie poniedziałek, których ona wprost nienawidziła. Znów trzeba ruszyć się na lekcje, odwalać kolejne zadania domowe, których ostatnio jakoś dziwnie jej przybyło, a wiadomo nie od dziś, że Eve do nauki nigdy jakoś szczególnie się nie paliła. A tyle się ostatnio fajnych rzeczy działo..walentynki w Hogsmeade, bitwa o przepyszne ciacha Ulki i Adi ( jeszcze je dostanie, zobaczycie !) a nawet i pierwszy w tym roku szlabanik u profesorka z astronomii. I gdzie tu znaleźć czas na takie coś jak zadania domowe..life is brutal, no naprawdę. Przynajmniej sumy ma już za sobą, tyle wygrać ! I choć dziś był ten naprawdę niefajny dzień, gryfonka postanowiła jednak ruszyć się z pokoju wspólnego i łyknąć trochę świeżego powietrza. Przemierzając korytarze w końcu dotarła na parter, gdzie na chwilę się zatrzymała. Choć pogoda nadal pozostawała niezmienna, bo wciąż wiało i panowała ta pozimowa chlupa to dzisiaj było jakoś tak spokojniej. I dobrze, bo chyba kolejnego śnieżno - deszczowego dnia by nie zniosła. Tym razem, jednak zamiast na błonia, postanowiła udać się na dziedziniec, którego coś już dawno nie odwiedzała. Opatulając się mocniej swym szalem ruszyła w stronę krużganków, aż doszła do ławeczki stojącej po środku placu. Przysiadła sobie na niej i rozejrzała się wokoło. Lubiła w ciepłe dni przychodzić tu w przerwach między lekcjami, czytać swoje ulubione książki czy po prostu plotkować z dziewczynami na najróżniejsze tematy, począwszy od swoich zwariowanych pomysłów a skończywszy na wrednych nauczycielach. Była to naprawdę fajna miejscówka, nie ma co. Odgarnęła swoje długie blond włosy na plecy i wsadziła ręce głębiej w kieszenie swojego ulubionego płaszczyka. Jak na razie nie spodziewała się tutaj nikogo innego. Na razie..
Szeroki uśmiech w kieszeni... Zaliczenie z cholernej astronomii siedziało w torbie i czekało na butelkę ognistej, którą miał wypić z kolegami... Trochę potem, trochę gdy będzie ciemno. Od tak, dla smaku, dla radość, że im też się udało. Christianowy mus miał dziś ochotę poznać najciemniejsze tajemnice zamku, ale jakoś miał lenia, by gdziekolwiek się ruszyć. Nie tak wyobrażał sobie dzień, kiedy będzie z siebie zadowolony, ale przynajmniej wiedział, by na drugi raz nie pokładać w sobie złudnych nadziei. A więc już łapał w dłoń szklankę z sokiem pomarańczowym i brał do ust pierwszy łyk, gdy ktoś go pchnął i cała zawartość popłynęła na niewinną Puchonkę z pierwszej klasy... Już miał przeprosić, zaproponować lizaka... Cokolwiek... Zaprowadzić do dormitorium, albo do skrzydła, ale ona zaczęła uciekać i płakać. Krzyczeć nawet, że ludzie jej nienawidzą. Nieporadny Shiver, jak przystanął na supermana, zaczął za nią gonić. Przecież miał w dormitorium słodycze, więc mógł ją obdarować czymś za koszulkę. W Londynie zaproponowałby pralnię, albo kawę. Gdyby to był ktoś starszy pewnie już randkę, ale to jedenastolatka więc w grę wchodziły tylko czekoladowe żaby... Jak mu się wydawało, niewinna osóbka zniknęła za drzwiami, które prowadziły na dziedziniec. Wow... Rzeczywiście biegła tam i chciała się schować. Chyba doszła do wniosku, że Shiver chce ją dobić, bo zbiła się w mały kłębek i dostała sierocej choroby... Chrisitan stwierdził, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest ewakuacja... Zatem cofnął się o kilkanaście metrów stwierdzając, że poczeka aż dziecko się uspokoi. Ale to natomiast wpłynęło na to, że zobaczył swoją kuzynczkę, kuzczyneczkę, rodzinę. Zatem na jego twarz wstąpił strapiony wyraz twarzy i zakłopotanie, bo gdyby to widziała pewnie już by pisała list do matki o tym, że jest on pedofilem. Ale jego nie kręciły kobiety bez żadnych krągłości, które ubierają się, jak mali chłopcy. No nic. - Cześć Evelyn - Rzucił do niej nieco nonszalancko z nutą zadowolenia w głosie, ale wciąż się obracał badając czy dziecko tam nadal jest. - Co u Ciebie? - Oparł się o ścianę. Stąd miał doskonały punkt widzenia. TALENT.GENIUSZ. IDIOTA.
Niebo..chmury..gwiazdy..ciekawe, czy ponad tym wszystkim istnieje jeszcze coś bardziej potężniejszego, ogromnego? Jakieś inne galaktyki, tęczowe planety z zamieszkującymi je jednorożcami..albo nie, lepiej! z żelkowym UFO ! to by było dopiero coś..żelkowe miasta, żelkowy caaały świat ! Taak, o to właśnie przedstawiamy państwu zakamarki bardzo wybujałej wyobraźni panny Evelyn. Jak zwykle, gdy była sama, myślała o wszystkim i o niczym. Uśmiechnęła się lekko do siebie. Czasem miewała naprawdę dobre fazy..ale no cóż taki z niej był człowieczek. Opatulając się mocniej jej wełnianym, ciepłym szalem, sięgnęła po swoją torbę dotąd spoczywającą u jej nóg i wyjęła z niej niewielką paczuszkę fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Chyba naprawdę potrzebuje cukru..wyjęła z niej jednego cukierka i wrzuciła go sobie do buzi. Cytryna, Uff. Nie od dziś wiedziała, że nazwa tych smakołyków jest aż nazbyt dosłowna.. no ale, ona w słodyczach nigdy nie wybrzydzała. Zarzuciła nogę na nogę i przeniosła wzrok na krużganki. W tym samym momencie zobaczyła, jak z pomiędzy nich wybiegają dwie osoby. Jedną z nich była mała na oko jedenastoletnia dziewczynka, a drugą..czyżby to był jej kochany kuzyn? CHRIS ! lata świetlne minęły id ich ostatniego spotkania ! Gdy znaleźli się trochę bliżej, zobaczyła łzy na policzkach pierwszoklasistki. Jej brew od razy poszybowała do góry. Co tym razem nabroił? - Chris ! no cześć ! - przywitała się, uśmiechając się i machając do nie go z ławki. Spojrzała jeszcze raz na dziecko. - Widzę, że znowu rozrabiasz..- powiedziała z rozbawieniem w głosie, wyszczerzając się do niego. Nie od dziś wiedziała, że chłopak nie miał ręki do dzieci. - co u mnie..jakoś tam żyję, wiesz, nauka, lekcje, o mało nie rozpętałam III wojny światowej o ciastka.. - odpowiedziała na jego pytanie, a jej oczy zabłysły, gdy przypomniała sobie, jaką demolkę zrobiły ostatnio w pokoju wspólnym. A to wszystko tylko o paczkę przepysznych ciach. JEST MOC. - a u ciebie? jak twoje życie ? - spytała, naprawdę była ciekawa, co się u niego ostatnio wydarzyło. Rodzinka to rodzinka..to przecież podstawa.
Uśmiechnął się lekko, więc zauważyła ten incydent... Zdarza się. To nie jego wina i na pewno przeprosi to dziecko, albo zadzwoni do jego rodziców, że chowają psychola. Zdarza się. To się dzisiaj leczy. Może jego matka też powinna o tym pomyśleć wcześniej, ale nie... Jakoś najwidoczniej wierzyła w to, że to wszystko jest normalne. - Hm. Z tym apetytem powinnaś być Puchonem. - Skomentował, może niezbyt pochlebnie do żółtych przyjaciół, do których nic nie miał. A wręcz przeciwnie lubił ich za to, że byli tacy w porządku zawsze. A nie oschli, jak skorupa orzecha... Jak Ślizgoni czy inne ustrojstwo. Uśmiechnął się ponownie do kuzynki i przejechał dłonią po grzbiecie głowy, pozostawiając na niej przyjemny nieład, który byłby niedozwolony na jakimkolwiek większym zajściu. - Moje życie. Eee, sama nuda. Jak widzisz dziewczyny za mną szaleją. - Wskazał na dziecko, które poruszyło się i zaraz rozwyło się na nowo, kiedy ten machnął tylko dłonią. Zdarza się. Teraz naprawdę mógł jej podstawić wiaderko przy głowie. Ale potem powrócił myślami do Evelyn. - Wiesz, nauka... Seks z książkami i ewentualnie czasem jakiś pergamin, żeby podgrzać atmosferę. - Tu zmrużył oczy nieco zszokowany swoją bezpośredniością, ale tak było w istocie. Nie mial na nic czasu, bo codziennie chodził na zajęcia dodatkowe, albo do biblioteki uczyć kolejne dziecię jakiegoś banału. Niby lubił tę robotę, bo płacili mu za to coś tam zawsze, ale pomimo wszystko brakowało czasu na oddech, co ostatnio pozostawiało coraz większy ślad na zmęczonym wyrazie twarzy... Ech.
No cóż, trzeba przyznać, że Eve jest osóbką bardzo spostrzegawczą, można by rzec, że nawet wzrokowcem, więc zdarza się, że czasem widzi to, czego nie powinna..ale tym razem trudno było nie zobaczyć zrozpaczonej dziewczynki, wyglądającej jakby przyszła tutaj prosto z planu " trudnych spraw ". Gryfonka widząc ten dramat rozgrywający się na jej oczach posłała jej spojrzenie mówiące " nie bój się, to nie jest żaden psychol, nie zrobi ci już więcej krzywdy " tak przynajmniej przypuszczała..nie znała jeszcze Chrisa od tej strony, ale na pedofila to on na pewno nie wyglądał. Chyba, że ona o czymś nie wie.. ale nie, to raczej niemożliwe, za długo zna jego i jego lekką nieporadność, by tak stwierdzić. Uśmiechnęła się do niego lekko, w odpowiedzi na jego stwierdzenie. - No widzisz..chyba jednak moja gryfońska duma na to nie pozwoliła..- powiedziała, po czym wypięła się do niego ostentacyjnie, mając wciąż kąciki ust ku górze. Ale chyba musiała mu przyznać rację, bo apetyt miała szczególnie ogromny na słodycze. I jakoś wciąż nie mogła go pohamować, nawet jeśli tego chciała. Może to jakieś siły wyższe ? albo po prostu jej słodyczomania..kto wie. Chcąc się trochę rozruszać, podniosła się z ławki i zaczęła krążyć pomiędzy fontanną a krużgankami, wciąż podjadając fasolki. Mniejsza z tym, o czym przed chwilą myślała. Podeszła do jednego z filarów, gdzie stał jej kuzyn i również się oparła się o kamienną kolumnę. - Ja tej nauki mam już szczerze po uszy..byle do wakacji. - westchnęła lekko, zdmuchując grzywkę z twarzy. Gdzie to cudowne słonko i ciepełko..gdzie zieloniutka trawa i błękitne niebo..no gdzie? Jeszcze tylko 3 miesiące Evelyn, pocieszyła się. Tyle powinnaś wytrzymać ! - Fasolkę ? są naprawdę dobre - dodała, podsuwając mu paczuszkę smakołyków. Może poprawi mu to jakoś humor..w jej mniemaniu cukier był dobry na wszystko. Yeah.
Nie przepadał za słodyczami, po prostu jego organizm nie potrzebował truć się cukrem... Chyba w to miejsce wolał po prostu się napić czegoś dobrego, ale nie do oporu. Tak uważał. Tyle w tym temacie, zatem odmówił grzecznie i przeniósł wzrok znów na dziecko, które się ulotniło... Jaka szkoda. Nieważne. Tyle z tematu... Jeszcze może kiedyś je znajdzie... I wtedy będzie tym macho. Ech, biedna wyobraźnia. Uśmiechnął się do kuzynki i rzekł może zgryźliwie: - A potem: "mamo nie zdałam". - Wybuchł śmiechem wyobrażając sobie tę sytuację. W sumie wiele by dał, by to zobaczyć, choć chyba wtedy stanął by obronie kuzynki i pomógł się wydostać z tego syfu zanim by do tego doszło, w końcu był dobrym Krukonem, nie? Zresztą nie przeżył jeszcze tego, więc nie chciał kłamać, co do reakcji, w które by się wplątał. - Wakacje... Chyba poszukam roboty. - Stwierdził. Nie zamierzał wracać do domu. Perspektywa dwóch miesięcy z matką nie była jakoś specjalnie wspaniała. Nie to, że jej nie kochał. Kochał, szanował, ale tam było nudno i pusto. Odkąd umarł ojciec, zresztą nawet jak żył to matka nie wykazywała żadnych znaków życia poza ciągłym... Płaczem. Ale to pewnie było spowodowane ojcem, zatem... Nigdy nie miał normalnej sytuacji w domu i pewnie dlatego był niepoprawnym pesymistą w najgorszym wydaniu. Trudno, mówi się... I zyje się dalej. Nie? Przymknął powieki na czas rozpamiętywania tamtych sytuacji i odchrząknął zanim zdążył pozbierać myśli. - Wiesz, może Londyn, albo wyjadę gdzieś dalej... Znajdę coś i zobaczymy. Złożę papiery tutaj na studia. Tak myślę. - Tak planował, a ile z tego miało być prawdą i co miało się sprawdzić najlepiej? Zagadka i nic więcej. Tak mu się wydawało teraz, za pięć minut mogło być inaczej. Zią.
Wow, zawsze dziwiło ją, jak różne charaktery mają oni oboje. Ona wiecznie uśmiechnięta, pogodna, zawsze wszędzie ją nosiło ( oj nie raz wpakowała się przez to w kłopoty, ale cicho szaa!) on zazwyczaj taki spokojny..choć mimo wszystko kontakty zawsze mieli dobre. Evelyn uwielbiała z nim rozmawiać, był jedną z tych osób, którym mogła ze wszystkiego się wygadać ze swych problemów. A Chris, jako, że była jego " małą kuzynką " już nie raz pomógł jej wyjść z tarapatów, które przysporzyły jej niekiedy bardzo dziwne pomysły ( a zdarzało się to dosyć często, heheh). Z resztą i ona robiła to samo dla niego. Taka z nich właśnie była kochana rodzinka.. Kiedy kuzyn tak grzecznie odmówił, uśmiechnęła się lekko do siebie. Kompletnie zapomniała, że on za cukrem nie przepadał..musi to zapamiętać na przyszłość, żeby go znowu kolejnym razem nie obarczyć swą słodyczomanią. - Myślę, że jak na razie obędzie się bez tego..Wiesz, że u mnie by to się równało ze śmiercią natychmiastową. - rzekła z rozbawieniem, wyobrażając sobie również miny swoich rodziców, gdyby zapodała im taką informację. Najbardziej to by się chyba jej ojciec załamał..matka była od niego zdecydowanie bardziej wyluzowana..ale znając życie, chyba już nigdy nie wyszłaby z domu. Ojj. - No chyba, że mi wtedy pomożesz..- puściła do niego oko, a kąciki jej ust znowu się uniosły. Chris w wersji kuzyna - wybawcy zawsze spoko. - Hmm..ja tak wprzód jeszcze nie myślę, ale też raczej zostanę tutaj na studia. A później..może wyjadę z powrotem do Włoch ? Tam jest tak cudnie - powiedziała z lekkim rozmarzeniem w głosie, myśląc o swoich rodzinnych stronach. Mając trzy latka nie wiele zdołała z nich zapamiętać, ale na szczęście rodzice zabierali ją i Ethana tam co drugie wakacje. Odwiedziny i te sprawy..swoją drogą Cesenatcio było bardzo urocze, przypominało jej trochę Zennor. A ich pizza..po prostu ósmy cud świata. Ach, jak ona uwielbiała włoską kuchnię..to nie jedzenie, to styl życia ! hahah. -
Na jego twarz wstąpił niewyraźny uśmiech, który miał chyba być o czymś zaiście ważnym, ale zaraz po tym stracił na znaczeniu i ulotnił się, jako jeden z tych nieistotnych. W tej chwili naprawdę zaczął rozmyślać o pracy, o tym, co mógłby robić i za co dostałby pieniądze... Na pewno musiałbyś jakoś się wyróżnić, może pomagałby w Esach i Floresach? Znali go tam i na pewno nie zaproponowaliby najniższej stawki, może coś ponad program... W kieszeni to zawsze jakiś grosz na drobne i większe wydatki. To mu się akurat spodobało, ale nie powiedział tego na głos. Rzeczywiście rozpaczliwa próba wydostania się z opiekuńczochłodnych ramion matki była podniecająca... Był chyba nieudanym synem i tego trzeba było się trzymać. Miał ochotę coś teraz zjeść, ale chyba w ogóle zapomniał czy powinien konsumować posiłek dla dobra sprawy, biorąc pod uwagę, że ostatnio nabrał ciała i chyba nie poszło to w mięśnie. Przesunął wzrokiem po kuzynce, rodzinie, która chyba była szczęśliwa... Dlatego Christian unikał kontaktu, bo nie chciał litości... Nie chciał, żeby ktoś próbował użyczyć mu rąbek szczęścia, którego nawet nie można wziąć w ręce, bo jest jakiś obcy. Okropieństwo. - Nie wiem. Wybacz, ale jestem urodzonym Anglikiem. Nie znoszę Włoch. - Nie, żeby chciał ją jakoś obrazić, raczej zależało mu na wygłoszeniu konstruktywnej opinii, która miałaby jakiś sens. - Kompletnie nie wiem dlaczego... Kojarzą mi się ze spoconymi, przemądrzałymi ludźmi. Ale tutaj skomentował barwnie.
Evelyn w końcu stwierdziła, że ma już chyba dość cukru jak na tą chwilę. Wzięła ostatnią fasolkę do buźki, po czym samą paczuszkę schowała do swojej torby. Następnie objęła się ramionami i spojrzała baczniej na Chrisa. Znowu wydawał jej się jakiś taki smutny i zamyślony..może powiedziała coś nie tak? czasem naprawdę potrafiła paplać tak nie od rzeczy. A może ta wzmianka o rodzinie? wiedziała już nie od dzisiaj, że chłopak nie lubi o niej rozmawiać..kiedyś usłyszała od niego, że chciałby się gdzieś urwać z powodu właśnie jego nadopiekuńczej matki, której raczej to się nie uśmiechało. No cóż, po części znała ten ból, bo jej rodzicielka też zawsze pilnowała ją przed robieniem kolejnych głupstw..które i tak wyprawiała, mimo jej dobrej woli. Z biegiem czasu jednak ta opiekuńczość przeszła w dużej ilości na Ethana, który w dużym stopniu podejrzany jest o syndrom ADHD. Ten dzieciak ma czasem dziwniejsze pomysły od niej..można by rzec, jej krew ! Po cześći współczuła kuzynowi, nie okazywała mu jednak tego jakoś szczególnie, nie wiedziała, czy on sam by tego chciał..dlatego nie odzywała się więcej. Przechyliła lekko głowę, kierując swe myśli w bardziej przyjemną stronę, a mianowicie w jakiej roli mogłaby zobaczyć swojego kuzyna jeśli chodzi o pracę. Hmm..był mądrym krukonem, może mógłby zostać uzdrowicielem w Mungu ? do takiej pracy trzeba mieć właśnie taki łeb. Do ministerstwa średnio jej pasował, ale do jakiegoś fajnego sklepu na Pokątnej..czemu nie ? Postanowiła wygłosić mu swoją pierwszą myśl. - Nie myślałeś może nad pracą w Mungu? Tam raczej dobrze płacą, a myślę, że byś się nadawał..- uśmiechnęła się lekko do niego, dla rozluźnienia atmosfery. Nie można być wiecznie takim smutaśnym, trzeba też trochę humorku wnieść do życia, mmm. - Spokojnie, każdy ma przecież swoje gusta. A Włosi, nie powiem, są dosyć specyficznymi ludźmi, ale jedzonko mają przynajmniej dobre. I widoki..- powiedziała z wesołą nutką w głosie, przypominając sobie przepiękne, błękitne morze i laguny..takich rzeczy nie da się zapomnieć, u nich jest naprawdę na co popatrzeć. Ahoj kapitanie, czas odliczać do wakcji !
Ostatnio zmieniony przez Evelyn Heartcliffe dnia Sob 2 Mar - 19:38, w całości zmieniany 1 raz
Nie do końca rozumiał swój stosunek do rodziny, ale prawda była taka, że matka może i była nadopiekuńcza, ale chyba nienawidziła Christiana za to, że był podobny do ojca... A przez to przypomniał dawne czasy, więc chyba z przyjemnością pozbywała się go wrzucając do Hogwartu... To tak, jak wyrzucić coś na śmietnik, tyle, ze w Hogwarcie miał coś zdobyć. Ze strony matki to na pewno była przemyślana decyzja... Nie chciał oceniać tej kobiety w kategoriach: dobra/niedobra. Nie. Nie oto chodziło. Po prostu ta cała sytuacja, niedopowiedzenia. Sztuczne łzy... Nie lubił sztuczności. Miał dziwne przeczucie, że byl w tym podobny do ojca. Nie znosił sztuczności... Choć nie miał pojęcia, jaki tamten mógł być. Cholera... Strzelanka. Tak wiele by chciał się dowiedzieć, zdobyć, przekazać, odgadnąć. A tu cholera bramy zamknięte, idź na około. Potem wrócił myślami do kuzynki, która chyba miała teraz wrażenie, że potrzebował pomocy... Nie teraz, nie mógł wydać się jej słaby, to by źle świadczyło o nim. I znowu wyszedłby na płaczącego w ciszy... Krwawiąc bólem. Takie oto zabawy nocą. - Hm. Praca w Mungu... - Zamyślił się czy rzeczywiście chciał trafić pod opiekę tamtego miejsca na całe dwa miesiące. Z jednej strony propozycja wydawała się całkiem logiczna, na pewno nie zabrakłoby mu czegoś do roboty... Ale czy rzeczywiście tego chciał? Może esyfloresyesy byłby lepsze? Musiał o tym pomyśleć. Przeanalizować. - Dzięki za pomysł, ogarnę ich propozycje dla młodzieży... Zaśmiał się... Taki etat mógłby mu w sumie odpowiadać. - A co tam u was? - Chyba chodziło mu o całą rodzinę, musiała zajść jakaś analiza. Nie?
Gdyby tylko wiedziała, jakie myśli krążą teraz w jego głowie..może naprawdę spróbowałaby mu jakoś pomóc? To niewiarygodne, ile tak naprawdę człowiek może skrywać w środku, a ile pokazywać na zewnątrz. Eve wychowała się w domu, gdzie rodzina była priorytetem, na pierwszym miejscu. Więzy krwi i te inne sprawy..tak jak w każdej czysto krwistej familii. Może i jej nie była w 100 % czyściutka, bo w przeszłości zdarzały się, tak jak jej to ojciec ujmował " wpadki ", choć ona się tym w ogóle nie przejmowała. Nie obchodziło jej to, czy ktoś był mugolakiem, czy był tylko w połowie czarodziejski..dla niej to nie miało znaczenia. Może z perspektywy innych osób to mogłoby wydawać się dziwne, ale tak właśnie było. Traktowała każdego czarodzieja tak samo, na równi, nie robiła im żadnych kategorii, w końcu to też ludzie. Dlatego tak nie przepadała za ślizgonami, przez ich tą manię krwi, przez tą wyższość w tym, że są pełnokrwiści..brr. To naprawdę okrutne. Ojojoj, coś ona ostatnio strasznie dużo myśli..chyba będzie musiała się gdzieś znowu rozerwać, wywołać kolejną wojnę..a właśnie ! będzie musiała odnaleźć Ulkę, by obmyślić nowy plan działania w związku z ciachami. Czuła, że Lao i Adi coś knują, detektyw Eve wkracza więc do akcji ! heheh. Jej oliwkowe oczy wciąż patrzyły czujnie na Chrisa. Co takiego mogło wydarzyć się w jego rodzinie, że stworzył wokół jej tematu aż taki mur? może później się nad tym zastanowi.. - U nas? luzik. Mama wciąż uzdrawia, próbuje przenieść Ethana na dobrą stronę mocy, dzieciak ma syndrom młodości..- tu zaśmiała się lekko, przypominając sobie, że z nią wcale nie było łatwiej. - Ojciec jak zwykle zajęty swoją pracą..rutyna, nic ciekawego. - dodała, po czym przeczesała ręką włosy. Taa..teraz z nimi wszystkimi wytrzymaj pod jednym dachem. To dopiero jest zabawa.. - Ale na serio, pomyśl o tym Mungu. Moja mama może cię trochę wtajemniczyć jak chcesz - powiedziała, lekko się przy tym uśmiechając. Chris w kitlu w jej wyobraźni jest prawie jak dr.House. Everybody lies.
Czy Christian jako lekarz to nie lekka przesada w wyobrażeniach? To mogło być za dużo, jak dla Shivergo umysłu, który widział wszystko w białych ewentualnie czarnych kolorach, no czasem przez to wszystko prześwitywała ukochana zieleń, ale z tym nikomu się nie zdradzał. Uśmiechnął się pobłażliwie na myśl o tym, że faktycznie kiedyś mógłby komuś mówić, że jest doktorem i dziś przeprowadzi operację, która prawdopodobnie go zabije, ale żeby się nie przejmował, bo pozwoli mu zjeść przed zabiegiem czekoladowe dropsy... Oh wow... Co za dobroć! To w sumie rozśmieszyło go i faktycznie już sobie wyobrażał, jak stresuje ludzi, ale przecież nie. Przecież był Christianem, który nie znosił ludzkiego bólu i wszelkiego rodzaju krwi, która wylewała się strumieniami z ciała... Może po prostu się nie nadawał na chirurga, inne stanowiska były nadal wolne, czyż nie? Kolejny uśmiech świadczył bardziej o zadowoleniu z wizji, niżeli o czymkolwiek innym. Tak. Super świetnie, czyż nie? Jemu nie było sensu pomagać. Był zamknięty w sobie, jeśli chodziło o rodzinę. Zresztą nie wierzył, że Evelyn nie wiedziała, że jego ojciec nie żyje, a matka jest oschła i bez życia od wielu, wielu lat... Więc co mu pozostawało? Jasne, szacunek, ale więcej nie miał dla niej do zaoferowania, choć domyślał się, że zbliża się czas, kiedy będzie musiał się nią zaopiekować i to go przerażało. Ale nieistotne... Jeszcze nie teraz. - Dzięki za propozycję, będę miał to na uwadze. - Podziękował, jakby faktycznie miał wziąć to pod uwagę na serio, serio... A w istocie sam nie wiedział czy to dobry pomysł, zatem chwilę milczał. - To dobrze, że u was w porządku. Myślę, że mama się ucieszy, kiedy jej to przekażę - A kiedy? No gdzieś za pół roku, jak nie dalej... Heheszki.
Tak, Evkowa wyobraźnia zawsze wszystko wyolbrzymiała..mógł to być skutek albo jej ukochanych książek fantasy, które ostatnio pochłaniała jedna za drugą, albo po prostu tak już miała. Wieczna Alicja w krainie czarów, jak by to ładnie ująć. Nadal tkwiła jednak w przekonaniu, że Chris jako lekarz byłby dobrą fuchą, a uzdrowiciele przecież zawsze będą potrzebni. Niekoniecznie musiał być drugim Kubą rozpruwaczem, stanowisk jest teraz naprawdę dużo. Kiedyś jeszcze poruszy ten temat, bo co jak co, ale jak się nasza Ewalajna na coś uprze, to huhu.. A teraz jeszcze lepsza kwestia..kim ona mogłaby by być w przyszłości ? Na pewno odpada ministerstwo, zawsze uważała, że pracują w nim sami mega przypięci urzędnicy, którzy świata nie widzą po za swoją pracą. Nuudy. Mung raczej też nie dla niej, nie ma do takich rzeczy zupełnie głowy. Kiedyś, we wcześniejszych latach nauki myślała o zostaniu aurorem, zawsze dobrze jej szło rzucanie zaklęć i te inne sprawy. Może jeśli by się przyłożyła, to dałaby radę ? Kto wie, co przyszykuje dla niej jej los..Na dobry początek mogłaby się w sumie zatrudnić gdzieś na Pokątnej, na przykład w Midowym Królestwie..o taak, tylko ona i fura pysznych słodkości ! mmm, jak milusio. Uśmiechnęła się na tą wizję i zaczęła bawić się kosmykami swych włosów, nawijając je na palce. Z Christiana przeniosła wzrok na krużgankowy sufit. Może powinna dać kuzynowi trochę czasu, może kiedyś znajdzie się ktoś, kto kiedyś zburzy twoje mury . Choć nie wypowiedziała tej myśli na głos, życzyła mu tego z całej siły, chciała przecież dla niego jak najlepiej..prawda ? - Nie ma za co, do usług zawsze i wszędzie. - uśmiechnęła się delikatnie, choć ten uśmiech tak bardzo był sprzeczny z tym, co teraz działo się w jej głowie. Wiedziała przecież, nie była głupia, jakie zmiany zaszły w nim i w stosunkach z jego matką po śmierci jego ojca. Nie trudno sobie wyobrazić, co musieli przeżyć, przez co on sam musiał przejść..stąd jej chęć pomocy, te zmartwienie..czy naprawdę nie może nic zrobić? Miała za duże serce, by to ot tak zostawić.. - Chris..nie chcę cię zadręczać, ale jeżeli będziesz potrzebował rozmowy..możesz na mnie liczyć. Naprawdę. Na pewno znajdę dla ciebie czas, jesteśmy przecież rodziną..- wypowiedziała te słowa niepewnie, nie wiedząc jak jej kuzyn zareaguje. Jeśli chce to sam przetrawić, ok zrozumie. Ale widziała te emocje..zawsze wiedziała, co w danej chwili człowiek czuje. Może to dobrze, może to źle, kiedyś się okaże. Tak, ona od zawsze była niepoprawną optymistką. Yup.
Wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, którym przyglądał się przez dłuższą chwilę przerzucając je z dłoni do dłoni. Cóż. Chyba nie był pewny czy powrót do nałogu to jest to czego chce. Ale w gruncie rzeczy po chwili wyciągnął jedną sztukę, a w drugiej kieszeni odnalazł ogień i po chwili zaciągnął się porządnie zamykając oczy. Tak. To było to. Ta chwila na oddech i zastanowienie, żeby poukładać coś dokładniej niż zwykle, żeby coś z tego wyszło. Chyba tego chciał, nie? A zresztą, cholera go wie. To Shiver. Shiver mógł wszystko spieprzyć jednym słowem. Więc kto by tu czego się po nim spodziewał? Uśmiechnął się lekko do Ev i nawet przez chwilę życzył jej samych dobrych rzeczy razem z tym, żeby spełniła swoje marzenia o przyszłości, ale co do niego, to żeby dała sobie na razie spokój... Miał Dahlię. W jakiś sposób już samo słowo "miał" w tym układzie jest błędne i pozbawione jakiegokolwiek sensu... Jeśli rozumiesz o co chodzi. Dopiero niedawno ją poznał lepiej i nie powinien od razu określać kto, kogo miał... Ale chyba postanowił się otworzyć i zmienić coś. Tak uważał i tej wersji postanowił się trzymać, jak najmocniej. To przy Gryffonce mierzył swoją wytrzymałość emocjonalną i karał swój niewyparzony język... Reszta uczuć będzie musiała poczekać na lepsze chwile. Tyle. Na razie, jednak się z tym nie zdradzał. To za szybko. Zią. Powrócił myślami do poczciwej Laury... Szczerze mówiąc nawet nie mógł jej określić, więc zaśmiał się w duchu, że kobieta, która go wydała na świat tak niewiele o nim wie... Dlatego nie rozumiał obecności listu w jego dormitorium, który głosił mniej więcej coś takiego: "Boże Christian... Czy wszystko u Ciebie w porządku? Chciałabym Cię jak najszybciej zobaczyć. Martwię się." - to go zastanawiało, bo przecież nigdy nie pisała, to co teraz? Pewnie kłopoty. Dlatego wstrzymał się z odpowiedzią... I teraz jego zimny wzrok przeszedł na Ev: - Nie potrzebuję pomocy. Wiesz o tym. To, że moja rodzina jest popieprzona... To nie czyni mnie od razu niepełnosprawnym. - Cóż za brawura i ogarnięcie w słowach. Może faktycznie powinien chodzić na kółko: "odnajdź ciętą ripostę i strać kontakt ze wszystkimi śmiertelnikami". Miał chyba do tego o wiele za wielki talent. I co miał teraz powiedzieć jej jeszcze? Nic chyba nic. Cholera jasna psia mać o nie. I ulotniła się z niego cała energia? Nie. To pozory. Christian jak zwykle grał, chowając pod maską sztucznych emocji coś nieokreślonego.
Nie wiedząc, co ma w takiej chwili jeszcze rzec, postanowiła nic już więcej nie mówić. Przylgnęła jeszcze bardziej do zimnego kamienia kolumny, pragnąc, by ten chłód choć trochę uspokoił jej myśli, które teraz były niczym niespokojne morze. Odwróciła głowę i przeniosła wzrok z Chrisa na jakiś daleki, niedostępny punkt po za dziedzińcem. Dlaczego ten świat jest taki niesprawiedliwy, dlaczego aż tak brutalny ? Do czego to ma nas doprowadzić ? Może do upadku, z którego nie będziemy mogli już powstać, jeśli nikt nam nie pomoże..może. A ona właśnie chciała pomóc. Nienawidziła, kiedy ktoś obok niej cierpiał, a ona nic nie mogła zrobić. Tak jak w tej sytuacji. Ale niestety nie miała wyboru, musiała pozostawić z tym kuzyna sam na sam, dać mu trochę czasu na przetrawienie tego wszystkiego. Wiedziała, że w swej upartości może przewyższyć nawet ją, dlatego tym bardziej nie chciała się z nim kłócić. W tej chwili dotarł do niej również dym papierosowy, na który odruchowo się skrzywiła. Fajki..nie przepadała za nimi, osobiście nie miała jeszcze ani jednej w swej buźce. I długo to się jeszcze nie zmieni, wolała o wiele bardziej truć się kilogramami pysznych, kolorowych żelek, które było na pewno zdrowsze, heheh. Jeżeli ma to mu jakoś pomóc, to tym razem nie będzie miała nic przeciwko. Czasem każdy tego potrzebuje..taki life. Pogrzebała przez chwilę w kieszeniach swojego płaszczyka, po czym wyjęła z niego chupa chupsa o smaku truskawka - wiśnia. Rozpakowała go i wsadziła go sobie do ust, rozkoszując się kolejną dawką cukru. Mugolskie słodycze też bywają naprawdę dobre, nie ma co. I od razu zrobiło się lepiej..nawet nie zauważyła kiedy dobry humor tak szybko z niej uleciał. ZA DUŻO MYŚLISZ EVKA, ZDECYDOWANIE, powiedział jej jakiś wewnętrzny głosik. I to bardzo mądry głosik..na Godryka ! czas rozluźnić trochę atmosferę.. - Wiem, ale znasz mnie Chris. Nie mogłabym być na to obojętna..ja to nie ślizgon. - powiedziała, nadal patrząc w dal. Może nie czyni cię to niepełnosprawnym, ale innym niż kiedykolwiek, pomyślała. A może za bardzo to wyolbrzymiała ? Ech.. Okej, czas się wziąć w garść. Nie będą tu przecież stać przez wieki i się smutasić, czas przełamać trochę tę melancholię. Jej natura była zupełnie temu przeciwna. - Może chcesz się czegoś napić ? może piwo kremowe? chyba, że wolisz coś ostrzejszego..- tu lekko się uśmiechnęła. Co prawda nie była jeszcze pełnoletnia, ale to nie znaczy, że alkoholu jeszcze nie próbowała. Taka to nasza Evka była szalona, hihi. Albo Chris przystanie na jej propozycję, albo do końca będą tkwić do końca w tej ciszy ..ciszy przepełnionej milionami niezrozumiałych emocji.
Bez problemu. Przecież nie będą się tu lelaczyli, jak banda idiotów bez żadnego celu w życiu. Bo niby po co? Na co? Komu to potrzebne? Jaki to ma sens? Powiem wam, że żaden. Takie oto niespodzianki, bo przecież Christianowy ojciec umarł dawno temu i nie zamierzano go idealizować był normalny. Matka to matka. Walić to. Mogła mu jakieś rodzeństwo sprawić, ale na to zabrakło jej mózgu. Trudno. I tak zawsze wydawało mu się, że był indywidualistą, więc skąd potrzeba znalezienia kogoś do opieki? Zaśmiał się na głos wypalając papierosa, a z dymu tworzył śmieszne kółka. One zawsze go bawiły. Nie wiedział czemu. Po prostu wyglądały seksownie i niezdrowo i to on był ich stworzycielem, jaki chillout nie? Taki pełen luzik. Przed chwilą o mało, co nie zabił dziecka... Potem rozprawiał się o swojej przyszłości, a teraz szedł na kremowe piwo z kuzynką. Zabawne, jak czas lawiruje pomiędzy deszczem emocji. Walić to po raz drugi w tej wypowiedzi. - Spoko idziemy. - Stwierdził i naciągnął kaptur na głowę i ruszył w stronę bram Hogwartu, żeby się wydostać stąd. Może dzisiejszej nocy już tu nie wróci, albo jeszcze się zobaczy. Nic nie zostanie przesądzone, na wszystko przyjdzie czas i ochota. No przecież nie inaczej... Westchnął przejeżdżając dłonią po grzbiecie głowy i stwierdził, że chyba faktycznie powinien skrócić włosy czy w ogóle coś z nimi zrobić zanim zacznie splatać warkocze... Ech. Taki z niego problematyczny typ.
[zt. jak coś to szukaj wątku w hogs, jak chcesz. ;3 ]