Jednej robiło się już słabo. Druga rozpadała się na milion kawałeczków. A Runa? Runa po cichu mówiła sobie w myślach, że zabawa dopiero się zaczyna. Wstając tamtego poranka z nie do końca wygodnego, szkolnego łóżka, nigdy by nie pomyślała, że wpadnie w sam środek takiej awantury. Poczynając od dziwacznego, trochę niespodziewanego listu, kończąc na przepychankach, dziewczyna cały czas czuła coś, czego początkowo nie potrafiła zidentyfikować. Dopiero teraz, będąc świadkiem kilku niemiłych słów, kilku niekoniecznie przyjaznych min oraz jednego, konkretnego, wrogiego gestu, zrozumiała że owe "coś" to napięcie, budujące się między siostrami od ich pierwszego spotkania, a które zaczęło powoli przechodzić na wszystkich wokół. Chociaż, kto wie, może to tylko Demi była aż tak wyczulona na emocje innych osób. Trzymałoby się to nawet sensownie, zważając na to, z jakim trudem przychodzi jej tłumaczenie Shane, że ona wcale nie chce powtarzać ich przygód, zauważywszy że Villadsenówna przywiązała się ociupinę zbyt mocno. Bo przecież trzeba być okrutnym, bezdusznym człowiekiem, aby bez skrupułów kazać takiej osobie spadać. Bierne obserwowanie rozwijającej się nienawiści też wymagałoby całkiem sporego okrucieństwa - chyba że Grímsdóttir usłyszałaby, że jest wariatką. Wtedy pewnie bez cienia wątpliwości opowiedziałaby się za wersją Gemmy, iż to Eiv gra w jakąś chorą grę i udaje poszkodowaną Zaharov. Chociaż to też nie takie proste, bo przecież Henley przedstawiała się jako zupełnie inna osoba, a nie jako Gemma Zaharov. Póki co, Włoszka wzruszyła tylko ramionami na względnie dobrą radę dotyczącą naiwności, dochodząc do wniosku, że każdy jej argument zostanie pewnie jakimś cudem zniwelowany. Później stała z założonymi na piersi rękoma, bacznie obserwując rozwój wydarzeń. Od samego początku zauważyła konsternację u swojej przyjezdnej przyjaciółki, obierając sobie za główny cel pilnowanie jej, aby nie zrobiła niczego głupiego. Zrobiła krok, może dwa, podążając za Mołdawianką, był to jednak gest zbyt nieśmiały, przez co jej działań nie miała szansy powstrzymać. Dopiero kiedy warknięcie wraz z odepchnięciem zapisały się już w rozdziale pod tytułem "Przeszłość", rudowłosa położyła dłoń na ramieniu Gemmy, zaciskając ją nieco. Było to działanie zdecydowane, wyrażone również kamiennym wyrazem twarzy najmłodszej ze wszystkich panien. Nie chciała tu żadnego darcia kotów, ani darcia się w sposób klasyczny, aby zaraz pół szkoły miało się zlecieć na widowisko. Zielone oczy wyłapały gnieciony przez Gryfonkę zwitek papieru, a do głowy przyszło jej kilkanaście pomysłów na to, czym ów zwitek może być. Osiemnastolatka pociągnęła swoją - nazwijmy to - ofiarę lekko w tył, chcąc jej niewerbalnie przekazać, aby się uspokoiła. - Nie odzywaj się na razie - szepnęła, wymijając dziewczynę i podchodząc do drugiej z bliźniaczek. Przykucnęła obok niej, przyjmując nieco zmartwiony wyraz twarzy. Chwilę trwała w ciszy, aż wreszcie sięgnęła dłonią do jej głowy, zabierając się do głaskania. Czy to ktoś lubił, czy nie, taki gest zawsze sprawiał, że człowiek czuł się delikatnie bardziej jak ofiara, ale przynajmniej miał pewność, że jest ktoś, kto okazuje chociaż minimalną troskę. Licząc na jakiekolwiek spojrzenie w jej stronę, Demetria uśmiechnęła się delikatnie. - No już, głowa do góry. Co masz na tej kartce? Mogę ją zobaczyć? - głosem operowała jak jakaś natchniona mistrzyni hipnozy. Głównym zamiarem było przekonanie Eiv do współpracy i nie wyglądało na to, żeby miała się jakoś zdenerwować za takie próby. Przecież z nich trzech to właśnie Grímsdóttir była tu dla wszystkich najmilsza. |