Pod drugiej stronie mostu rośnie sobie grusza. Idzie się do niej kawałek, więc raczej nie ma tam takich tłumów jak nad jeziorem czy pod wielkim dębem. Dzięki temu jest to naprawdę spokojne miejsce, szczególnie jeśli chce się odpocząć do wszelkiego gwaru nieustających rozmów. W cieniu gęstych liści (kiedy one na gałęziach są, oczywiście, bo w zimę tak powiedzieć raczej nie można...) wisi sobie niepozorna huśtawka. Ot, dwa sznurki i deseczka i już można się fajnie pobujać. Jako, że to wszystko znajduje się na niewielkim wzgórzu, to rozciąga się stąd naprawdę niesamowity widok na znaczną część błoni.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Sob 16 Cze 2012 - 1:32, w całości zmieniany 1 raz
Kiedy usłyszała jak Norbert przyznaje tiarze rację i nazywa się słabym, pierwszy raz odkąd się dzisiaj spotkali przez twarz Angielki przemknął rozbawiony grymas. Ale tylko przez chwilę. - Nie mów tak, miałeś do tego prawo i ja się nie dziwię, że tak zareagowałeś - przetarła wierzchem dłoni policzek, a gdy chłopak znalazł się przed nią, ujmując jej twarz w dłonie spojrzała na niego z wyjątkowym jak na nią spokojem. Jednak jego wyznanie jak bardzo ją wtedy kochał wcale nie pomagało w sytuacji. Kiedyś bardzo lubiła jego bliskość i teraz przypomniała sobie jak to było. Mimowolnie przekrzywiła twarz, układając policzek w otwartej dłoni Puchona a potem przymknęła na moment oczy, wzdychając ciężko. Czuła się teraz jak w jednej z piosenek, w której bohaterowie rozstają się, próbują pogrzebać wspomnienia i siebie wzajemnie, by na koniec ich drogi ponownie się połączyły. W tym przypadku nie wiedziała czy ich drogi się ponownie połączą i nie próbowała aż tak daleko wybiegać w przyszłość. Z jednej strony mówią, że stara miłość nie rdzewieje, z drugiej jednak zapewniają, by nie wchodzić do tej samej rzeki dwa razy. Gdzie tu sens i logika? Gdzie środek? Tego nie wiedziały chyba najmądrzejsze głowy ani sam Merlin. W końcu złapała jego dłoń w swoją, zaciskając na niej palce. Dotarła do punktu, w którym miała do wyboru dwie drogi: serca lub rozumu. Rozumu mówiła, by sobie pójść, zmienić temat, cokolwiek, natomiast serca... no właśnie, serca jak serca, pchała ją z powrotem do tamtego uczucia, które prawdopodobnie już zawsze w niej zostanie. Nie była to z pewnością wielka miłość, jak wtedy, i w gruncie rzeczy sama nie wiedziała jaką to nazwać. W tym momencie jednak przytuliła mocno Puchona a potem dała mu całusa na pogodzenie.
I choć mówił poważnie to nawet ta drobna i krótka zmiana na jej twarzy spowodowała, że poczuł się lepiej. Najbardziej w tym wszystkim bolał go właśnie widok tak drogiej mu osoby, nawet teraz, albo zdecydowanie teraz kiedy byli tak blisko pogodzenia się. Sam jej smutek był dla niego nieprzyjemny, a co dopiero jej ciepłe łzy. Każda kropla godziła jego serce niczym długa igła. - Dzięki - odpowiedział jedynie na jej zapewnienia, że daleko mu do słabego Puchona. Cieszył się, że nie był za takiego uważany i że nadal był to jedynie przypadek, że tam trafił. Kiedy przyłożyła swoją twarz do jego dłoni poczuł doskonale znaną mu powierzchnię, rysy, które rozpoznałby nawet z zamkniętymi oczami. A te znowu tak bardzo chłodne, całe czerwone od zimna i wilgotne od łez. Zaczął gładzic policzek kciukiem, wpierw z jednej strony wykonując spiralne ruchy, a później dołączając tą samą czynność po drugiej stronie. Wtedy to Andrea się do niego przytulila, a następnie pocałowała. Możliwe, że miał być to tylko buziaki, jeden szybki, ale jego organizm zadziałał automatycznie, niczym wyuczony już dawno nawyk, że kiedy go całowała od to odwzajemniał. I tak było tym razem, że po jej buziaku złapał jej wargę swoją i pociągnął lekko również składając pocałunek. Jego mózg alarmował, że coś się dzieje, że coś jest nie tak, ciało całe zdretwiało od nadmiaru bodźców, usta robiły swoje, a serce tępo "gapiło" się na mózg nie wiedząc o co chodzi. Nie ogarniajac tego wszystkiego. Bo z jednej strony chciał odskoczyć, zerwać się na nogi, a z drugiej pragnął dać dziewczynie jeszcze jedną szansę. Sprawdzić, czy w ogóle może poczuć to co wcześniej. Na razie jednak był tylko otaczający go chaos, w którym to tylko coraz bardziej się zapadał przy każdym kolejnym buziaku.
Czy ich relacja kiedykolwiek była normalna? Nie, nie była. Nigdy. Nic więc dziwnego, że teraz znaleźli się w takiej sytuacji a nie jak zwykli ludzie skończyli na rozmowie. Albo tak działały wszystkie pary na etapie break up to make up... wszystko teoretycznie było w porządku, skoro żadne z nich nikogo nie miało i nikogo tym samym nie ranili, ale czy nie skończy się to kolejnym urażonym serduszkiem? Odrzucając wszystkie logiczne bodźce ujęła chłodną dłonią twarz Puchona a drugą położyła na jego żebrach. I odwzajemniła pocałunek, przez kilka sekund nie odrywając ust od jego warg. Stęskniła się, więc i w tej chwili próbowała nadrobić stracony czas. - Stęskniłam się - wyszeptała w końcu na moment odrywając się od jego ciepłych warg. Z rozumem pożegnała się już chwilę temu i było jej z tym dobrze. Tym razem jednak przez dłuższą chwilę dotykała policzka Puchona, przyglądając mu się uważnie. Niewiele się zmienił.
Zdecydowanie nigdy nie było to normalne, ale nic dziwnego jak połączyło się tak dwa różne charaktery. I faktycznie on nie miał nikogo, no przynajmniej nie mógł tak powiedzieć. Bo z drugiej strony to od dawna pewna Krukonka mąciła mu w głowie swoją osobą. Później pojawiła się dziewczyna z Salem, a może i nawet dwie? Tylko jak jedna okazała się być bardzo złym wyborem, tak z Daisy nadal utrzymuje bardzo dobry kontakt i wygląda na to, że się dobrze dogadują, oraz dobrze bawią kiedy spędzają ze sobą czas. Dlatego to po powrocie Andrei w jego głowie walczyło ze sobą każde wspomnienie, starał się podejść do tego na spokojnie, ustalić wszystko na trzeźwo. Ale w tej chwili było to wręcz niemożliwe. A każdy kolejny pocałunek tylko przywracał coraz to nowe wspomnienie z ich związku i spędzanego wspólnie czasu. - Ja też się stęskniłem. Ale myślisz, że możemy jeszcze raz spróbować? - odpowiedział podnosząc głowę wyżej i spoglądając w jej błękitne oczy swoimi jasnoniebieskimi tęczówkami. Był bardzo ciekawy tego, czy Angielka widzi dla nich jakąś szansę, czy ten pocałunek to jednorazowy wyskok i nic więcej.
Zadał jej ciężkie pytanie, na które nie umiała odpowiedzieć. W zamian za to ujęła twarz chłopaka w chłodne dłonie i uśmiechnęła się lekko, patrząc w jego oczy. - Zobaczymy - stwierdziła krótko, po czym pocałowała go ponownie w usta. Powrót do siebie był całkiem możliwy, ale czy nie byłby na siłę? Kto by się tym teraz przejmował... wspólnie doszli do wniosku, że najprościej będzie dać sobie trochę czasu i w ogóle spędzić ze sobą trochę tegoż czasu. A potem się zobaczy. - Chodź, idziemy na spacer - zarządziła wkrótce, podnosząc się z huśtawki. Chwyciła Puchona za dłoń, splatając swoje palce z jego, po czym ruszyli przed siebie.
Szła spokojnie, wiedząc, że na wzgórzu jest miejsce, które tak lubi. Wiedziała że zatęskni za Hogwartem, obiecała sobie że spędzi ten rok jak żaden inny. Zwiedzi wszystkie miejsca które da radę, pójdzie na wszystkie lekcje, które ją zainteresują. Spędzi wiele czasu na nauce, ale i wiele na spędzaniu go ze znajomymi. To będzie rok, który zapamięta do końca życia. Gdy wreszcie doszła do huśtawki, tak jak zawsze, stwierdziła, że warto było tu wejść. Podeszła powoli, i spokojnie usiadła. Było chłodno, ale miała bluzę i długie spodnie, więc tego zbytnio nie odczuła. Huśtawka zaskrzypiała, a ona zaczęła się bujać. Tu zazwyczaj rozmyślała, właśnie tak jak dziś. Co będzie, gdy skończy Hogwart. Chyba znajdzie jakąś pracę, i... Jakoś to będzie. Miała niedługo kupić mieszkanie, bo dom na razie jej się nie uśmiechał. Nie chciała tyle wydawać, małe mieszkanko jej wystarczy, przynajmniej tak jej się wydaje. Bujała się tak jakieś pół godziny, może trochę więcej, i nie miała w planach przestać. Musiała sporo przemyśleć: Relacja z Nadishem, przyszłość, swojemu mieszkaniu też poświęcała uwagę. Gdzie, ile pokoi, czy szukać współlokatora... Choć gdyby życie podsunęło jej fajnego chłopaka pod nos, to by nie narzekała. Tyle spraw musi jeszcze przemyśleć, że to aż męczy. Ale się bujała. Nie czekała na nikogo, nie zastanawiała się czy ktoś przyjdzie. Po prostu siędziała, automatycznie wykonywała ruchy, które miały przyśpieszać huśtawkę. I tak sobie siedziała, rozmyślając o życiu. -Dlaczego życie jast tak okrutne, dlaczego wiatr porywa mnie, dlaczego me wspomnienia tracą sens... Dlaczego nie potrafię cię odrzucić, dlaczego w moim sercu jesteś wciąż, dlaczego moje życie zmienia tor...- Nawet nie zauważyła, kiedy jej własna piosenka zamiast być przez nią nucona, zaczęła być przez nią śpiewana. I całą w sumie noc spędziła właśnie tu.
Ta piosenka naprawdę jest przeze mnie ułożona, być może kiedyś moja postać ją zaśpiewa w całości.
Pomimo tego, że chęci dzisiaj ją zawodziły i nie miała dużej ochoty na ruszanie się poza łóżko, czy choćby teren budynku, to jednak na rzecz swojego przyjaciela postanowiła ruszyć tyłek i przejść się na błonie. Była ciekawa, co Min ma jej do powiedzenia. Zaintrygowało ją to, że chłopaka pociąga ta sama płeć, ale nie uważała tego za coś gorszego - skądże by! Nie miała zamiaru oceniać młodszego krukona pod tym względem, to Tae naprawdę wyjątkowo skradł sobie jej sympatię. Dobrze im się pisało listy, a dodatkowo chłopak był nawet spokojniejszy - a przynajmniej taki wydawał się być przy niej - i przez to ona sama czuła się bardziej wyciszona po spotkaniach z nim. Nie wiedziała czemu dokładnie, ale miała wrażenie, że gdyby była serio wkurzona, że prawie by wybuchła i spotkałaby się z nim to możliwe, że później byłaby spokojniejsza. Ale jak na razie, jej jedynym planem, było opieprzenie go za użycie Amandy w liście. Może zrzuci go z huśtawki? Poszła do dormitorium i przebrała się w ubrania, które nie składały się z spódniczki, rajstop i mundurka. I krawata, który był fajny na początku samej szkoły, ewentualnie we wrześniu, ale teraz już nie. Przebrała się w grubą bluzę i czarne spodnie z dziurami na kolanach, których chyba wieki nie nosiła. Przemaszerowała w odpowiednie miejsce i usiadła na huśtawce pod gruszą, z której powoli, raz co jakiś czas, spadały liście na trawę. Lekko się kołysała i po chwili delikatnie zaczęła machać nogami, że jedynie lekko, spokojnie, unosiła się nad ziemią, czekając na Taesia.
Prawdę mówiąc to chciał zobaczyć się z Amy, już od tej nocy, którą w całości spędził z Jeonem Jungkookiem. W końcu był z nią dosyć blisko i zasługiwała na to, żeby dowiedzieć się o tym, że Taehyung prawdopodobnie zadurzył się w kimś i to dogłębnie. Miał tylko szesnaście lat, a jego dobra koleżanka osiemnaście, prawie dziewiętnaście. Miała większe doświadczenie w tych sprawach, a poza tym już kogoś miała i chłopak był prawie stu procentowo pewny, że będzie mógł liczyć na jej wsparcie. Tak naprawdę to ich kontakt poprawił się po tym feralnym upadku w bibliotece, kiedy wyłożył się przed nią jak głupi, rozsypując wszystkie swoje notatki na ziemię. Do dziś, kiedy to wspomina, czuje się kompletnie zawstydzony swoją niezdarnością. Dlaczego on zawsze poznaje ludzi w takich niezręcznych sytuacjach? Nie może chociaż raz poznać kogoś i przy okazji nie poniżyć się w jakiś sposób? Dawno się z nią nie widział. Może dlatego, że oboje byli dosyć zabiegani? TaeTae miał ostatnio naprawdę sporo nauki, a poza tym do tego wszystkiego doszedł jego chłopak, któremu chciał poświęcać dużo uwagi. W końcu jeszcze się poznawali, a więc to normalne, że chcieli spędzić ze sobą czas... Taehyunga tylko przerażała jedna rzecz - miał wrażenie, że z dnia na dzień zakochuje się w równolatku coraz bardziej. Bał się i chyba była to naturalna reakcja, prawda? Był młody, niepewny i kompletnie niedoświadczony, a jakby tego było mało to miał masę kompleksów, o których Amy na pewno zdawała sobie sprawę. W końcu ileż to razy narzekał na swoją urodę, umiejętności, bądź charakter? Potrzebował z nią rozmowy bardziej niż czekoladowych muffinek. Po skończonych zajęciach, Tae wrócił do dormitorium. Przebrał się w szerokie, czarne, materiałowe i przede wszystkim dosyć luźne spodnie. Na górę założył ogromny, czerwony sweter. Chwycił swoją szarą czapkę, po czym wyszedł ze spokojem na korytarz. Miał dużo czasu, a więc nie musiał się śpieszyć - w końcu nie miał w zwyczaju się spóźniać. Blondyn miał tylko nadzieję, że nikogo po drodze nie spotka Jakoś nie miał ochoty na pogawędki, nie licząc Amy i Jungkooka, choć gdyby spotkał Jeona to nie byłby taki pewny, czy zdołałby udać się na to umówione spotkanie. Szesnastolatek wbił wzrok w swoje trampki i szybko wyszedł z zamku, czując jak uderza w niego chłodne powietrze. Zadrżał, karcąc się w myślach, że mógł ubrać pod spód jakąś koszulę. Taehyung wygładził materiał swojego sweterka; nawet w takich okolicznościach był do bólu perfekcyjny. Na jego szyi nadal zawieszony był chooker Jungkooka. Tae już z daleka zauważył Amy, która siedziała na huśtawce. Dzieliło ich z trzydzieści kroków, kiedy szesnastolatek uniósł dłoń i pomachał do swojej koleżanki. Nie uśmiechnął się, ani nie wykonał żadnych gwałtownych ruchów, jak to miał w zwyczaju. Wiedział, że Rogers nie będzie oburzona - znała go na tyle dobrze, że wiedziała, że nie było to w jego stylu. Min stanął przed nią, ciągnąc rękawy sweterka, aby zasłoniły mu dłonie. Dzisiaj wyjątkowo podkreślił nawet kąciki oczu ciemną kredką, a więc jego spojrzenie wydawało się bardziej intensywne niż zazwyczaj. Przez chwilę nie wiedział jak się z nią przywitać, a więc wyciągnął rękę w jej stronę, aby mogła przybić mu piątkę. To nie tak, że się wstydził - on po prostu tak miał. - Cieszę się, że miałaś chwilę, aby się ze mną zobaczyć - powiedział, wbijając w nią wzrok. - Jak się czujesz, noona? - zapytał, lekko pochylając głowę.
To było cudowne, że tak byli za sobą - on wiedział, że może na nią liczyć, a ona wiedziała, że gdyby ją coś gnębiło, to też może zwrócić się do Taehyunga. Teraz też chciała pomóc swojemu przyjacielowi w pierwszej miłości i w razie czego rozwiać wszystkie dręczące go myśli. Nie wiedziała tylko, czy czasami wstydzi się o coś jej zapytać; szczerze powiedziawszy, miała naprawdę ogromną nadzieję, że nie. Nie chciała się z niego śmiać, w końcu kto pyta nie błądzi, prawda? A ona nie chciała, żeby miał wątpliwości tym bardziej, jak sama zna odpowiedź. Jeden z paru przypadków losów, kiedy to nie ona, na początku znajomości, nie okazała się pokraką losu, która zawsze musi się wywalić, przeciąć, zgubić coś. Chociaż Tae może nie wspominać tego najlepiej, to ona akurat dobrze powraca do ich pierwszego spotkania. To było urocze, serio i takie trochę dziwnie nieporadne, ale z czasem przekonała się, że to po prostu jest taka natura krukona. Może na początku jego osoba była dla niej dziwna (może w niektórych momentach drażniąca?), ale po pewnym czasie przekonała się, że nie aż tak bardzo jak mogłaby być i... polubiła te jego dziwactwa oraz czasami nietypowe dla niego zachowanie. Przyzwyczaiła się. Miała wrażenie, że ostatnio wszyscy wokół są radośni, zakochani i rzygający tęczą, kiedy ona patrzy na ludzi i tylko kiwa głową, wzruszając ramionami, żeby powrócić do swoich muffinów czekoladowych albo ciasta dyniowego, które swoją drogą również uwielbiała. Cieszyła się szczęściem innych, zwłaszcza, kiedy jest to radość jej znajomych, ale... no właśnie, jak na razie też miłość Taesia i Jungkooka porównywała do dwóch różnych osób, ale nie że konkretnie oni akurat są ze sobą razem. Jaki ten świat jest mały, prawda? Na razie też nie wiedziała, że Kookie również jest w tej wielkiej euforii zwanej miłością. Jeszcze dużo przed nią wydarzeń. Huśtając się lekko, z oddala zauważyła znajomą posturę w czerwonym sweterku i szerokich spodniach - to był właśnie jeden z elementów Taesiowych dziwactw, które były dla niej na początku... dziwne. Tak, te spodnie nie był dla niej typowe i pomimo, że niejednokrotnie je widziała, bo jakżeby inaczej, to jednak była zagorzałą fanką rurek i nic na to nie poradzi. Wyciągnęła nogę, zatrzymując się nią powoli, lekko okurzając białe trampki. Kto by na to patrzył? Wyczyści się - jak nie zaklęciem, to w wodzie! Delikatnie się kołysała i odmachała blondynowi z daleka, zaciągając lekko rękawy bluzy. Kolor włosów i jego wielokrotna zmiana też była rzeczą charakterystyczną. Teraz to nawet nie przykuwała szczególnej uwagi do obecnej barwy; po prostu zmieniał i to było wedle niej normalne. Mimo wszystko ona się uśmiechnęła. Amy znała jego, on znał ją i wiedział, że Amanda po prostu lubi się uśmiechać i to nic dziwnego, że może czasami zrobi to za dużo. Czasami nawet zwykłym uniesieniem kącików ust, chciała komuś dodać otuchy. Nie umknęło jej uwadze i choker na szyi, który ewidentnie był czymś nowym w jego outficie, ale także mocniej podkreślone oczy, które już czasami u niego widziała. Przybiła mu również piątkę, ale na chwilę przybrała srogi wyraz twarzy. - Co to niby za Amando w liście? - Zaakcentowała swoje pełne imię i spojrzała na niego spod byka, a w jej głosie było czuć udawane rozgoryczenie tą sytuacją. - Co ty sobie myślisz? - Taki z niej zły glina! Pokiwała z mocną dezaprobatą głową i po chwili westchnęła, spoglądając na niego niewinnym wzorkiem. - Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze bym znalazła czas - odpowiedziała, jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie, bo w sumie dla niej było. Mimo że rodzina była na pierwszym miejscu to tutaj, w Hogwarcie, to dla przyjaciół, którzy zasłużyli, zawsze znajdzie czas. Uśmiechnęła się troszkę szerzej, słysząc charakterystyczny dla niego zwrot. Inaczej było to czytać, a inaczej słuchać. - Chyba po staremu. Od czasu listu się z nic nie zmieniło - rzuciła i spojrzała na niego. - Jakiś... etap zmiany stylu? - zapytała, będąc ciekawa tych nowych elementów jego stroju. - I to ty mi opowiadaj, co u ciebie! Już wystarczająco długo trzymałeś mnie w tej niepewności - zakończyła. Może to był godzina, dwie, ale ona jako osoba ciekawa serio, chciała wiedzieć już o wszystkim zaraz po przeczytaniu wyrazów na kartce Taesia.
Wymienianie listów z Amy było przyjemnością, już żeby nie powiedzieć, że ulubionym zajęciem (bo w ostatnim czasie polubił coś jeszcze, ale to nie pora, żeby o tym mówić). Gdy przelewał myśli na papier, umiał się bardziej na nią otworzyć, a Rogers... zasługiwała na to. Sama była względem niego szczera i ufna, a więc Tae nie miał żadnych obaw co do jej zamiarów. Wiedział, że w końcu opowie jej więcej o sobie, tylko musiała dać mu trochę więcej czasu. Taka natura nieśmiałego Taehyunga - większość zdołała się do tego przyzwyczaić, a Amanda z pewnością zaliczyła się do tego grona osób. Tylko, że ona w porównaniu do innych była bardziej zainteresowana i przyjacielska. Za to właśnie ją polubił. Za to, że nie śmiała się z niego, nie pokazywała palcami i nie robiła innych rzeczy, które mogłyby go w jakiś sposób urazić. TaeTae pamiętał, że na początku dziwnie reagowała na to, że tak często farbuje włosy, że nosi niecodziennie ubrania, że zachowuje się nieco inaczej niż powinien chłopak w jego wieku. Jej tolerancja sprawiła, że załapali wspólny kontakt, a i on zaciekawiony jej charakterem, pozwolił im na rozmowy, a nawet - w te lepsze dni - na jakieś wygłupy. Czasami, gdy miał dobry humor, poprawiał jej eseje, za co dostawał fasolki wszystkich smaków. Do tej pory nie żałował swojej pracy. Min Taehyung chciał dla Amy jak najlepiej, mimo że nie znali się jakoś szczególnie wnikliwie. Niektórych spraw nie można było poruszyć po kilku miesiącach znajomości, ale i na nie przyjdzie kiedyś pora. Z jednej strony Taeś, nie marzył o niczym innym, jak o tym, aby kogoś dla siebie znalazła. Oczywiście miał na myśli osobę, która byłaby warta Rogers, a nie taka, która chce być z nią na pokaz. Cóż, Taehyung życzył jej prawdziwej miłości, bo wiedział, a raczej podejrzewał, że dla dziewczyn jest to dosyć istotne. No, ale w sumie co on tam wie? Nie cierpiał 90% populacji Hogwartu. Blondyn uniósł delikatnie kącik ust, widząc jej ładny uśmiech. Amy była z tej fajniejszej części dziewczyn (a nie licząc jej, znał tylko jedną, którą lubił). Dużo się śmiała, żartowała, ale nie zachowywała się jak niedorozwinięta wariatka. No, przynajmniej nie przy nim, za co był jej doprawdy wdzięczny. Chybaby biedak dostał zawału, gdyby nagle coś jej strzeliło do głowy. Sam nigdy nie zdawał sobie sprawy, że to on może być powodem, dla którego wszyscy zachowują się inaczej... Ale to może dlatego, że i on każdego dnia zachowywał się inaczej? Miał chyba z tysiąc twarzy i sam nie wiedział, co mu danego dnia strzeli do głowy. Nikt nie mógł mu zarzucić, że był przewidywalny. Taehyung przysiadł na huśtawce obok niej, ale nie ruszył się. Złapał dłonią za sznurek i spojrzał na szatynkę z rozbawieniem, widocznym w jego oczach. Przechylił głowę, mrużąc oczy i wbijając w nią intensywne spojrzenie. Słysząc jej oburzenie, Tae spuścił wzrok i zarumienił się leciutko. - Przepraszam, Amy - powiedział cicho, wyraźnie akcentując jej skróconą wersję imienia. - To w pośpiechu - wytłumaczył, pochylając znów głowę. - Wybaczysz mi ten karygodny wyczyn? - zapytał. Zupełnie tak, jakby wziął jej słowa na poważnie. W rzeczywistości zrobiło mu się głupio, ale nie na tyle, żeby czuć jakieś wyrzuty sumienia! Bez przesady! Min uśmiechnął się delikatnie; niestety zniknął tak szybko, jak się pojawił. Oczywiście, że było mu miło - niecodziennie słyszy się od swojej dobrej koleżanki, że zawsze znalazłaby dla niego czas. Co było w tym wszystkim najlepsze? On też zerwałby się z dormitorium nawet w nocy, jeżeli potrzebowałaby jego pomocy. Po prostu ją lubił. I jej ufał. A jeżeli o niego chodzi to rzadko darzył ludzi takimi uczuciami. Słysząc jej pytanie, dłoń Tae automatycznie uniosła się do chokera. Blondyn zaczerwienił się, aż po sam czubek nosa. No jasne, że chciał jej o tym opowiedzieć. - To... od niego - rzucił nieśmiało, znów akcentując ostatnie słowo. Pogładził opuszkiem palca materiał i znów naciągnął rękawy, aż po same palce. TaeTae wziął głęboki wdech, po czym obejrzał się dookoła, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje. Zachowywał się jak totalny dzieciak, ale nie mógł inaczej. Min wstał i przerzucił nogę na drugą stronę huśtawki, przez co siedział teraz na wprost Amy. - Chyba się zakochałem, noona - wyrzucił, może nawet nieco spanikowany. - I to chyba tak serio, serio - wyszeptał, zakrywając twarz rękawami od jego czerwonego sweterka.
Każdy ma swoje tematy tabu, których nie porusza. Z mniej lub bardziej ważnych powodów - bo się wstydzi, bo ma złe wspomnienia, bo po prostu chce się płakać na samą myśl o nich. Bywają różne przypadki, a na obecnym etapie Amy nie była do końca pewna, czy jej przykra życiowa sytuacja wywierała na niej więcej smutku i żalu przez swoje zachowanie, czy może więcej wściekłości, złości i chęci zniszczenia czegoś na samą myśl o swoim byłym, który wprowadził ją w depresyjny nastrój na jakiś czas. On był dziwny. Teraz napisał tomik wierszy, a ona była jego muzą? Z jednej strony to było... miłe? Ale z drugiej, wykorzystywał emocje, które miała wrażenie, że głównie jej dotyczyły. Dlatego też podczas tej krótkiej wymianie listów w Kolumbii nic dziwnego, że parsknęła gorzkim śmiechem podczas czytania. Pamięta to jak wczoraj, a to było już prawie cztery miesiące temu. Jak ten czas szybko leci... Nie da się też ukryć, że Amanda mogła różnić się od innych osób spotkanych przez niego. Przede wszystkim, wychowała się w takiej rodzinie - była wychowana na dziewczynę, kobietę, której nie wypada śmiać się z innych, jakkolwiek dziwni by byli. Wiadomo, jak to bywa z nastolatkami, podążając za modą, za znajomymi, nie zawsze patrzy się na dobre wychowanie rodziców, które teoretycznie wynieśliśmy z domu. Amy była osobą, która nie ulegała wpływowi społeczeństwa. Ona po prostu żyła swoim życiem i tym co jej się podoba oraz własnymi poglądem na dany temat. Miała własny charakter i nie miała zamiaru go zmieniać. Może posiadała wiele kompleksów, ale w niektórych momentach lubiła siebie taką, jaką jest. Podejrzewał pogląd dziewczyn, ale skoro jednak jakaś dziewczyna nie jest zła, to może jakoś uda jej się pokazać mu punkt widzenia damskiej populacji świata. W kwestiach miłosnych mógł gustować w swojej płci, ale zawsze spotka gdzieś jakąś kobietę, a może z którąś mu się zdarza w przyszłości współpracować? Lepiej dmuchać na zimno! Ona najlepiej by chciała znaleźć swojego księcia na białym koniu, ale to nie była taka łatwa sprawa, tym bardziej, że teraz patrzyła na kwestie związków pod innym kątem. Każdy chłopak wydawał się na takiego, który może zaraz porzucić. Chyba jednak powinna zastanowić się nad tymi możliwie przyszłymi kociakami Ogryzki. Na razie dwie, ale możliwe, że jakaś jeszcze dziewczyna okaże się mieć ważniejsze lub wspólne wartości z Tae. Był młody i przed nim sięgało jeszcze całe życie. Tak swoją drogą, miała nadzieję, że Min powiedziałby jej, gdyby zaczęła się zachowywać jak jakaś wariatka. Nie chciała zaburzyć sobie dobrego zdania w jego mniemaniu i pewnie paru osób, w tym nauczycieli Hogwartu. Wytrzeszczyła oczy, kiedy Tae schylił głowę. No już wiedziała, że to może oznaczać przywitanie, przeprosiny albo podziękowanie, ale raczej nie dziękuje jej za ochrzan, który w jej mniemaniu miał być żartem. Nie wyszło. - Daj spokój! To był żart! Nie gniewam się przecież na ciebie, Tae. - Dźgnęła go lekko palcem w kolano. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że chłopak może odebrać jej niektóre słowa inaczej niż jej brat, znajomy, czy ona sama. Blondyn był inny, wywodził się z innej kultury; nie miała mu przecież tego za złe, ale to była dla niej nauczka, że musi bardziej uważać. I to chyba można nazwać początkiem dobrej przyjaźni. Może nie znali się jakoś długo, a większość czasu tylko z widzenia, ale kiedy zaczęli ze sobą rozmawiać, naprawdę, z dnia na dzień ich więź nabierała większego znaczenia. Zacieśniała się i nawet Tae, w niektórych momentach, był dla niej jak młodszy brat; a ona dla rodzeństwa i rodziny mogła zrobić naprawdę wiele. Uniosła lekko prawy kącik ust, widząc, jak dotyka chokera na swojej szyi. I to jak się zaczerwienił. To było słodkie i Amanda już po tym wiedziała, że Taesiowi naprawdę zależy na tamtym chłopaku. - Niego - również zaakcentowała to słowo. - Kim jest on? - zapytała, unosząc lekko brew. Wiedziała, że nikt ich nie podsłuchuje za pnia drzewa. Nie było tu nikogo jak przyszła, nikt w między czasie również nie omijał tego miejsca. Położone było w tak idealnym miejscu; spokojnym, cichym, że mogli tutaj naprawdę bez pośpiechu i zmartwień porozmawiać. Obróciła głowę w jego stronę, kiedy wypowiedział te parę słów, które wywołały u niej kolejny, delikatny uśmiech. - Wydaje mi się, że nie tylko chyba. - Zmieniła swoją pozycję na huśtawce tak jak on, siadając okrakiem na deseczce. Uwiesiła ręce na sznurku, żeby po chwili sięgnąć dłońmi do rąk Tae i odsunąć je od jego twarzy. - To nic złego zakochać się serio, serio, tym bardziej, jeżeli to uczucie jest głębokie i prawdziwe. No i obustronne - powiedziała spokojnie i puściła jego dłonie. - Od dawna już jesteście razem? W jakiej sytuacji się poznaliście? Jak wasza relacja? - zarzuciła go paroma pytaniami i bała się, że jej wypytywanie może być czymś... za dużo jak dla niego. - Nie mówiłeś mi nic wcześniej, to teraz musisz się spowiadać. - Wydęła lekko dolną wargę, ale uśmiechnęła się, żeby nie pomyślał znowu, że ma mu to za złe! Znaczy, może trochę ma, ale on nie musiał o tym wiedzieć. To w końcu nie była poważna uraza, skądże!
Taehyungowi nie zależało na tym, żeby mówili sobie o każdym, nawet najdrobniejszym szczególe swojego życia. Nie potrzebował wielu skrupulatnych informacji o swojej koleżance, bo w końcu lubił ją bez względu na to, co robiła lub jaka była w przeszłości. Ludzie się zmieniają; jedni na gorsze, drudzy na lepsze. Najważniejsze było to, jakim była człowiekiem w tej chwili i nie, nie miał na myśli tylko i wyłącznie tego momentu. Nie miał zamiaru na siłę powracać do wydarzeń sprzed dwóch, trzech lat. Skupiał się na tym, co miał teraz, czyli na jej drogocennej przyjaźni. Kiedy poznają się trochę lepiej to być może opowie jej o swojej rodzinie, mimo że temat była dla niego ewidentnie drażliwy. Chciał ją uświadomić o jego przeszłości, jeszcze o czasach zanim wyprowadził się z Korei, ponieważ to właśnie tamten okres sprawił, że jest jaki jest. Czasami wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby jego mama nie zdecydowała się wyjechać... Zapewne nic by się nie zmieniło i chyba to go najbardziej przerażało. A Taehyung był człowiekiem lubiącym zmiany. Zmiany oznaczały, że coś idzie do przodu, że coś się rozwija. Wyjechanie z rodzinnego kraju było dla niego szansą na lepsze życie. Jego mama rozkwitła, próbując żyć na własną rękę i tak, aby powodziło im się lepiej niż z ojcem Tae. W Londynie nie rozmawiali o tacie, był to zakazany temat, którego nie chcieli poruszać, bo najzwyczajniej w świecie sprawiało im to wiele bólu. Dzięki Anglii zaczęli od nowa. Min Taehyung miał momenty, w których tęsknił za domem i mając na myśli dom nie mówił o mieszkaniu. Chodziło o Koreę, o jego ojczyznę. Patriota? Może odrobinę. Po prostu brakowało mu wiele czynników, których tutaj, w Anglii nie było. Kto wie, może za kilka lat będzie miał szansę, żeby powrócić i spróbować pożyć jakoś inaczej? Na razie postanowił, że nie będzie się nad tym głowił, w końcu miał do ukończenia szkołę, potem studia... I nie mógłby zostawić mamy, która z pewnością nie wysunie czubka nosa poza Londyn. Został jeszcze Jungkook, ale sam nie wiedział, czy chłopak woli pozostać w Anglii, czy może wrócić do Korei. Tae kojarzył, że Amy ma dosyć dużą rodzinę, w której panowała zazwyczaj naprawdę dobra atmosfera. Nigdy nie miał okazji, aby spotkać się z Amandą poza szkołą, ale wiedział, że i na to kiedyś nadejdzie pora, o ile nadal będą mieli dobry kontakt. Blondyn momentami zazdrościł tego dziewczynie - pełnej, kochającej się rodziny. Uznał jednak, że nie ma sensu narzekać. Cieszył się, że ma chociaż matkę. Był młody, a więc nieszczególnie wybiegał w przyszłość, jeżeli chodziło o to, co będzie działo się za kilka lat. Ekscytował się tym, co miał w tej chwili, a już w szczególności związkiem z Jungkookiem. Na tę chwilę nie wyobrażał sobie, żeby być z kimkolwiek innym niż z brunetem. To zabawne, bo są razem zaledwie kilkanaście dni? Sam już stracił rachubę czasu; godziny leciały zbyt szybko, kiedy spędzał czas ze swoim pięknym chłopcem. - Nie gniewasz? - powtórzył, unosząc brwi. Spojrzał na dziewczynę, przykładając policzek do szorstkiej liny, która delikatnie zadrapała jego jasną skórę. - Czyli mogę mówić do ciebie Amando? - zapytał z trudem powstrzymując cichutkie parsknięcie. Taeś uśmiechnął się szybko, kiedy dźgnęła go w kolano. Zmarszczył gniewnie brwi, po czym odtrącił jej palce. Przez kilka sekund mogło to wyglądać tak, jakby naprawdę mu to przeszkadzało, jednak po minucie sam delikatnie trącił jej nogę swoją. Nie odsuwając twarzy od linki, o której się opierał, westchnął ciężko i przymknął oczy. Słysząc tysiąc pytań na minutę, jęknął głośno, zaciskając mocniej usta. Dlatego rozmawianie z niektórymi dziewczynami było naprawdę ciężkie. Tae opuścił dłonie na kolana i wygładził spodnie, może troszeczkę zestresowany. Blondyn zaczął miętolić swój czerwony sweter w dłoniach. - Jest z mojego rocznika, dzielimy razem dormitorium - powiedział powoli, zważając na swoje słowa. Najpierw się zastanawiał nad tym, co ma jej opowiedzieć. - On jest taki szalony - odparł, uśmiechając się sam do siebie, przez co na jego ustach pojawił się ten charakterystyczny, prostokątny uśmiech. Kto by pomyślał, że jedna niewinna myśl o Kookiem sprawi, iż Taehyung uśmiechnie się szeroko. - Wszystko zaczęło się w sumie wtedy, kiedy doszedł do klasy - zaczął cicho, unikając wzrok szatynki. - Rozumiesz... Miałem z nim naprawdę dobry kontakt. - Min pozwolił sobie, żeby rzucić w jej stronę ukradkowe spojrzenie; był zaciekawiony jej reakcją - Wróciłem raz późno do dormitorium i... leżał na moim łóżku. Wiesz, to nie tak, że nagle się w nim zadurzyłem. Podobał mi się wcześniej... Tak sądzę. Sam do końca nie wiedziałem. - Zmarszczył brwi. - To skomplikowane, nie wiem od czego zacząć - westchnął. - Boję się, że znudzę się Jungkookowi - dodał po chwili, zagryzając wargę.
Może nie chciał wiedzieć o niej każdego szczegółu, ale też Amy chciała mu powiedzieć coś, co też wpłynęło na nią w większy lub mniejszy sposób. Kiedyś, w odpowiednim czasie. Mimo wszystko nie wiedziała, jak potoczy się ich relacja, ale nie wyglądało to na coś, co może zniszczyć głupia sprzeczka - co prawda, teraz to jeszcze trudno powiedzieć, bo znają się dwa miesiące, ale tak czuła. Zaufanie jest podstawą przyjaźni i to nic dziwnego, że osoby będące blisko ze sobą, mówią sobie o rzeczach, które kiedyś się wydarzyły, a do teraz mogą nas dręczyć. To całkiem ludzkie, normalne zachowanie; chcemy mieć kogoś bliskiego, osobę spoza rodziny, która nas zrozumie, wysłucha. Chyba każdemu potrzebny jest przyjaciel, który będzie dla nas jak rodzeństwo - to chyba jeden z najpiękniejszych typów przyjaźni. Monotonia nie była czymś wartym uwagi. Zawsze życie jest ciekawsze, kiedy występują w nim ciekawe wątki, które przyprawiają nas o dreszczyk emocji, adrenalinę. Niektórych zdarzeń nie chcemy, tak samo jak bez niektórych nie wyobrażamy sobie swojego życia. Jej codzienność byłaby kompletnie inna i nie wiedziała tego. Po prostu lubiła swoje życie takim, jakim jest, pomimo ostatnich dwóch lat. Pomimo że tęskniła za Australią to po prostu przyzwyczaiła się do brytyjskiego deszczu, zachowań Anglików i przesiąkła już cała tym wszystkim. Te dwa lata w ojczystym kraju uświadomiły jej, że chociaż urodziła się i wychowała w Sydney, a duszą zawsze tam będzie, to serce jednak została w Londynie - wtedy, kiedy u niej świeciło słońce, to ona zastanawiała się, czy jej rodzeństwo rzuca się śnieżkami, czy może jest chlapa i nie wychodzą z domu, zalegając wspólnie. To było dla niej straszne. Nie wyobrażała sobie nie mieć takiej rodziny i długi czas be z niej był ciężki. Nie miała co marudzić, sama sobie wybrała taki los. Myślenie w przyszłość, pomimo młodego wieku, nie było czymś złym. Amy była zaledwie o 2 lata starsza od Taehyunga i już gdybała co będzie w przyszłości. Też fakt, że była na drugim roku studiów, musiała ukierunkować powoli, co chce robić w przyszłości, z czego musi mieć jak najlepsze przedmioty. Chciałaby być uzdrowicielką, bardzo jej się podobała wizja na temat tego zawodu, jednak przed nią była jeszcze długa droga pracy, w końcu niedawno dopiero sobie znalazła tę tymczasowo odpowiednią ścieżkę. Czasami też myślała jeszcze dalej. Co będzie później, jak może udałoby się pójść obraną drogą? Będzie na niej sama, czy może jednak ktoś w jej życiu się pojawi, że już skończy tę bolesną, miłosną tułaczkę? - Nie, nie gniewam - potwierdziła. Nie chciała doprowadzać do sytuacji, jaka miała miejsce przed chwilą. Ona czuła się niezręcznie, zdezorientowana, a Taeś... wyglądał na naprawdę przejętego. - Co? - zapytała głupio. - Hola panie to, że się jednak nie gniewam, to nie znaczy, że zaraz otrzymujesz zgodę używania per Amando. - Pokiwała palcem, przecząc jego tezę. Żadnej Amandy! Wydęła lekko dolną wargę, kiedy odtrącił jej palec. Zaraz szturchnął ją kolanem i wywróciła oczami, odtrącając swoim kolanem jego. Takie przyjacielskie zaczepki, ale prędzej czy później, któreś z nich jeszcze może wylądować na ziemi, jak się tak będą trącić! Nie chciała mu przeszkadzać w swojej wypowiedzi tym bardziej, że wydawał się być przytłoczony jej nadmiarem pytań. Siedząc do niego prosto twarzą, oparła się łokciem o kolano i podpierając brodę na dłoni, wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Tak, to mógł głównie zobaczyć w jej skupionych oczach, które niezobowiązująco przypatrując się mu, jedynie towarzyszyły w uważnym słuchaniu. Uśmiechnęła się lekko, widząc, jak unika jej wzroku. To było z jednej strony słodkie, że był taki skrępowany, ale z drugiej, przecież nie miał się co przed nią wstydzić! Chyba już zdążył zauważyć, że ona raczej go nie skrytykuje za jego uczucia. - Czyli jest... wyjątkowy, jak masz z nim dobry kontakt. - Uśmiechnęła się delikatnie. Tu nie było co ukrywać, pewnie sam Min wie, jak to u niego bywa z tym. - Leżał na twoim łóżku. - Poruszyła znacząco brwiami i zaśmiała się cicho. - Serce nie sługa, czasami nie do końca rozszyfrować, kto nagle nam się spodoba, kogo wybierze nasza podświadomość. Bo... nie wiem. Już wcześniej wiedziałeś, że podobają ci się chłopcy, czy to przyszło wraz ze stopniowym zakochiwaniem się w swoim Romeo? - zapytała, bo jeszcze do tego momentu nie zdradził jej imienia chłopaka. Dopiero po chwili, kiedy usłyszała imię swojego dobrego kolegi, z którym poznała się właściwie dzięki kocim schadzkom, wytrzeszczyła trochę oczy. - Kookie? Że Jeon Jungkook? - zapytała dla upewnienia. - No proszę, jaki ten świat mały. Nie chwalił się ostatnio! - zacmokała z dezaprobatą. Ona tego nie wiedziała, ale skoro razem byli od kilkunastu dniu, to się obydwoje opierdzielali z powiedzeniem jej. Minus na pół kartki! - Nie znudzisz mu się. Przynajmniej mam taką nadzieję. Chociaż nie wygląda on na łamacza serc. - Jak to mówią; cicha woda brzegi rwie, nic nie wiadomo, ale lepiej, żeby sobie Kuki nie nagrabił u starszej koleżanki!
Na pewno ich relacji nie zniszczyłaby jakaś głupia sprzeczka, bo po prostu nie mieli takich ciężkich charakterów. Taehyung nie należał do osób, które z byle powodu wybuchają gniewem, a z drugiej strony nie widział też, żeby Amy jakoś szczególnie wszczynała sprzeczki. Przynajmniej mieli minimalną pewność, że musiałoby się stać coś naprawdę poważnego, żeby zepsuć ich dobrą relację. Tak dla sprostowania - Tae umiał się wkurzać. Mogłoby się wydawać, że taki kruchy szesnastolatek, jak on, nie może wyglądać dziwnie, czy strasznie, gdy jest wściekły. Prawda jest taka, że gdy ktoś wytrąci Taehyunga z równowagi to ciężko go potem uspokoić. Ostatnia akcja w sali astronomicznej była niczym w porównaniu do tego, co mógł zrobić, gdyby Faith powiedziała o kilka słów za dużo. Min nie miał problemów z opanowaniem złości, w końcu był święcie przekonany, że całkiem nieźle wypracował sobie samokontrolę. Kiedy blondyn był wkurzony to najczęściej po prostu krzyczał, płakał, gadał do siebie, marudził, był niemiły dla osób wokoło i zachowywał się jak ostatnia księżniczka, która nie dostała tego, czego chciała. Przechodził samego siebie i nie ukrywał, że jego stan czasami utrzymywał się przez kilka dni. Po lekcji astronomii byłoby pewnie podobnie, gdyby nie to, że Jungkook skutecznie oderwał jego myśli od Shepherd oraz od tego wrednego ślizgona. Jeon był jego kotwicą, która pozwalała mu się chociaż na chwilę odprężyć. Amy była starsza o dwa lata, ale momentami Taehyung miał wrażenie, że to więcej niż mogłoby się wydawać. Może przez to, że w wielu sprawach miał naprawdę nikłe doświadczenie? Po prostu chciałby się o wielu sprawach dowiedzieć od niej, bo nie ukrywajmy, Rogers przeżyła znacznie więcej niż on, który zazwyczaj unikał jakichkolwiek przygód i ludzi. W końcu do niedawna siedział zamknięty w bibliotece albo ukrywał się na błoniach, rozmawiając z zaledwie kilkoma ludźmi. Dopiero po nocy z Kookiem odrobinkę otworzył się na innych, ale to tylko na tych wyjątkowych, bo przyjaciół dobierał sobie cholernie ostrożnie. No, ale nadal nienawidził ludzi i wątpił, żeby to miało się kiedykolwiek zmienić. - Czemu tak bardzo przeszkadza ci brzmienie twojego pełnego imienia? - zapytał, unosząc pytająco brew. - Amanda brzmi ładnie, tak dostojnie - rzucił, unosząc leniwie kącik ust. - A i jak z tymi skórzanymi spodniami? Mimo wszystko postanowił uszanować prośbę koleżanki i nie nazywać jej Amandą. W końcu nie miał zamiaru robić jej na złość, a wiedział, że czasami takie coś może być irytujące. Zaraz Amy trącił kolanem jego, więc Tae pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem. Skrzyżował nogi, spoglądając na swoje trochę ubrudzone buty. Skrzywił się nieznacznie i uniósł stopę, żeby obejrzeć błoto na jego białej podeszwie. Miał obsesję na punkcie czystości i dopiero od jakiegoś czasu zdawał sobie z tego sprawę. Wypuścił powoli powietrze z ust, znowu układając nogę na piachu. Postanowił, że wyczyści buty, jak tylko wróci do dormitorium. - Amy Rogers! - krzyknął, widząc jak porusza znacząco brwiami. Zaczerwienił się, przez co jego twarz była totalnie w kolorze jego sweterka. - Nie wiem, o czym myślisz, ale to... niestosowne - wyszeptał ostatnie słowo konspiracyjnie i pochylił się do przodu, wycierając wierzchem dłoni smugę, która została mu na policzku od liny. Nie spodziewał się jednak, że jego kumpela będzie wiedziała kim jest jego obiekt westchnień i słysząc jak perfekcyjnie wymawia imię i nazwisko chłopaka, rozchylił z zaskoczeniem oczy i poleciał do tyłu, spadając z huśtawki na bok. Zamortyzował upadek rękami, przez co teraz obkleiły się piachem. Jęknął, skacząc na równe nogi i otrzepując ręce. - Rany! - jęknął. - Masz chusteczki? - zapytał drżącym głosem, patrząc na szatynkę i wyciągając w jej kierunku ręce. - Znasz go? Znasz Jungkooka? - dodał cicho, patrząc na nią z mieszanymi uczuciami. Wyglądał teraz jak małe, zagubione ubrudzone dziecko.
Tak, musiałoby się stać coś naprawdę mocnego, żeby ich skłócić. Obydwoje może nawet niebyli nie za spokojnie, ale naprawdę, nie mieli odpowiednich charakterów, żeby rzucić tyłkiem za byle drobnostkę. Znaczy... no wiadomo, że z Amy, jako że jest dziewczyną, może różnie bywać. Sam Tae wie, jak to ciężko czasami z babami w życiu bywa choćby po tylu latach znajomości z Faith, która jest jedną z cięższych w obsłudze. Mimo że Amanda naprawdę starała się nie kłócić i nie wszczynać bez potrzebnych konfliktów, to czasami ktoś ją tak wkurzy, że nie może wytrzymać, żeby nie powiedzieć czegoś... niekoniecznie miłego. Rogers znała chyba go za krótko, żeby zobaczyć Mina jako huragan albo w innej wersji siejącej zniszczenie. Spotykali się w momentach kiedy, albo po prostu byli sobą, mieli zwykły, normalny dzień, albo nawet byli radośni. Jak widać są też takie sytuacje, kiedy muszą się sobie wygadać lub proszą się o jakieś porady, a jako dobrzy przyjaciele po prostu sobie pomagają. Ona w jego wieku już była dziewczyną naprawdę żywiołową, gdzie było jej pełno, więc możliwe, że już wtedy wiedziała więcej niż on. Ups, to dosyć smutno i wrednie zabrzmiało, ale trudno porównywać stany sprzed dwóch lat, kiedy w ostatnim czasie naprawdę sporo się wydarzyło i to głównie wpłynęło na jej "doświadczenie" życiowe - czymkolwiek to jest i co tak można nazwać. Lepiej skupić się na obecnej chwili i nie przejmować się tym, że pomiędzy nimi są tylko dwa lata różnicy. Obydwoje powinni się cieszyć - Tae dlatego, że ma starszą koleżankę, która może mu powiedzieć coś więcej niż jego rówieśnicy, a ona mam młodszego kolegę, który jednak ma inny pogląd na niektóre sprawy i może jej podsunąć jakieś rozwiązanie, na które jej stary mózg by już nie wpadł. - Tak właśnie. To brzmi dostojnie. To nie tak, że mi się nie podoba. Amanda brzmi całkiem spoko tylko jednak... tak nie wiem, denerwuje mnie to. - Wzruszyła lekko ramionami, próbując jak najjaśniej wytłumaczyć swoją sytuację z imieniem. Naprawdę trudno jej było wytłumaczyć, dlaczego nie chce, aby tak do niej mówił. To nie chodzi o nielubienie swojego imienia. Może jej problem jest gdzieś w jej psychice? Może jej rodzice albo rodzina robiła coś z tym imieniem tak traumatycznego, że po prostu jej tak zostało, a ona tego nie pamięta? - Do Halloween zostało mało czasu - zauważyła. - Ale postaram się. Chyba, że od rana, jako już pełnoprawnego siedemnastolatka, wyciągnę się na małe zakupy i doradzę, które lepiej pasują - zaśmiała się. W końcu już za parę dni, Tae będzie mógł pod przychylniejszym okiem opuszczać mury Hogwartu. Obserwowała, jak chłopak z niezadowoleniem spoglądał na swoje buty. Odruchowo spojrzała na swoje, które od piasku i ziemi pod nimi były lekko okurzone od tego jej hamowania. - Przepraszam, księżniczko, mogłam cię zanieść na poduszce - powiedziała całkiem poważnie, powstrzymując parsknięcie śmiechem. Wyglądał zabawnie tak obserwując swoje buty, a jednak nie wiedziała, że on jest taki pedantem. No do teraz, bo po jego minie to bez większego problemu wywnioskowała. - Min Taehyung! - zaśmiała się, widząc jego zarumienioną twarz. - Nie jesteś już dzieciaczkiem! Nie mów, że nie chciałbyś być z nim w jednym łóżku!? - Spojrzała na niego, wykrzywiając kąciki ust w szerokim uśmiechu. Naprawdę rozbawiła go jego reakcja, ale uważała to za naprawdę urocze i kompletnie normalnie. Ona też by tak zareagowała, gdyby chociaż jej brat podał takie sugestie. A są w tym samym wieku i na dodatek naprawdę blisko! Widząc jak leci, pochyliła się lekko, żeby go złapać, ale grawitacja była za szybka i runął na ziemię. Wstrzymała oddech i wstała szybko z huśtawki. Dość szybko się pozbierał z ziemi, bo zaraz stał na nogach. - Na Merlina! Ciapo! Mogłeś sobie rękę złamać! - Trzepnęła go w ramię, bo narobił jej dużego strachu. Westchnęła i przejrzała tylne kieszenie, ale w końcu znalazła paczkę z ostatnią chusteczką w przedniej kieszeni swojej bluzy. Wyciągnęła ją i żeby się bardziej nie uwalił, sama otrzepała mu ręce chusteczką i rękawy, które też ubrudził. No dobra, cały był trochę przybrudzony, ale otrzepała go w miarę, że nie wyglądał jak ostatni sierota. - Tak, znam go - kiwnęła głową. - Poznaliśmy się przez mojej brata - dodała i spojrzała na swoje ręce, które sama miała trochę okurzone przez piach z jego ciuchów. Lekko klepnęła go palcami w policzki, zostawiając na nich lekkie umazanie w słabo zarysowanym kształcie palców. - Ups - zaśmiała się cicho, po czym otrzepała ręce.
Taehyung pokiwał głową. Nie miał zamiaru się z nią sprzeczać, w końcu po części zgadzał się z szatynką. On nie miał problemu ze swoim imieniem, może dlatego, że przyzwyczaił się do obydwóch form? Mama mówiła do niego Taehyung, natomiast koledzy z domu skracali jego imię do Tae, ponieważ łatwiej się je wymawiało. Min zazwyczaj mówił do starszej koleżanki po prostu Amy i rzadko, wręcz sporadycznie, nazywał ja pełnym imieniem. Pewnie tak zostanie, a to w liście było jednorazowym wybrykiem (a jednak nie warto się śpieszyć, pisząc listy). - Amanda do ciebie nie pasuje - stwierdził nagle, patrząc na nią z powagą. - Mam na myśli, no wiesz, brzmi dosyć urzędowo. - Zmarszczył brwi, wyobrażając sobie dziewczynę w eleganckiej sukience, przechadzającej się po Ministerstwie. Gdyby któryś ze strażników powiedziałby do niej "Amando" z pewnością nie byłoby to dziwne, bądź oburzające. No i znowu Taeś zamyślił się, ale tym razem na tyle, żeby wyobrazić sobie koleżankę w pracy. Tak właściwie to nawet nie wiedział, co chciałaby robić w przyszłości, ale to chyba rozmowa na inną chwilę. - Chcę się przebrać za kota - powiadomił ją, po czym skrzywił się nieznacznie. To mogło brzmieć głupio z ust takiego szesnastolatka. Słysząc jednak o wyjściu z Hogwartu, uśmiechnął się nieznacznie. - Znaczy, pomyślałem, że to może być zabawne. Potrzebuję do tego skórzanych spodni, bo koszulkę mam. No i kocie uszy - zaczął wyliczać na palcach, a kiedy zdał sobie ile rzeczy jeszcze potrzebuje, naprawdę się przeraził. I skąd on weźmie na to wszystko pieniądze? Pewnie znów będzie musiał prosić mamę o dodatkowe kieszonkowe. Biedna, chyba się załamie, bo prosił ją o kolejną sumę półtora tygodnia temu. Niedługo zbankrutują (a raczej jego skarbonka), ale hej! Czego się nie robi, żeby rozbawić swojego chłopaka? - Księżniczko! - krzyknął oburzony. - No naprawdę, nie dziwię się, że nasz Jungkooka. Co wyście się uparli? - prychnął, wydymając dolną wargę z niezadowoleniem. Jeszcze tego brakowało, żeby pół Hogwartu zaczęło go porównywać do księżniczki. Może nie byłby tym tak sfrustrowany, gdyby mówili o na przykład królewiczu, ale dlaczego miał być jakąś damską wersją? No błagam! Aż go kusiło, żeby kopnąć trochę piasku w jej stronę. Dzięki Bogu, że był zbyt dobrym człowiekiem i nie wybrudził jej butów jeszcze bardziej. Słysząc jej słowa, blondyn miał ochotę włożyć głowę w piasek. Powstrzymał się przed powiedzeniem jej, że tak właściwie leżał z Jungkookiem w jednym łóżku przez całą noc. I nie tylko leżał, ale przecież nie wypada o takich rzeczach mówić, szczególnie w takim miejscu, gdzie tak naprawdę wszyscy mogli ich słyszeć. - Oczywiście, że chciałbym, że Kookie był ze mną w łóżku! - wypalił głośno bez większego zastanowienia. - Wiesz jak on ładnie pachnie? - dodał po chwili, wzdychając ciężko. Kilka kosmyków włosów wpadły mu do oczu, więc zmrużył je i odskoczył, gdy dziewczyna zostawiła mu na policzkach smugi. - Jak możesz! - krzyknął, przez co znowu się poślizgnął w małej kałuży błota i o mały włos, znów nie poleciał na ziemię, a kolejnej fali brudu już by chyba nie przeżył.
- Karygodne. Warknął cicho pod nosem, gdy niemal nosem przejechał po gładkiej tafli lustra. Śnieżnobiała koszula już dawno zdobiła sino-fioletowe kafelki łazienkowe, a on stojąc wyłącznie w czarnych, podartych dżinsach z dość zrozpaczoną miną oglądał nowy twór jaki wykombinował na swojej głowie. W ręku nadal dzierżył porcelanową miseczkę z resztkami zaschniętej już farby i nawet nie przejął się tym, że dołączony do niej cienki pędzelek umorusał mu młodzieńczy biceps, pozostawiając na nim krótką smugę w lawendowym odcieniu. Marszcząc nieznacznie czoło, prychnął pod nosem gdy zdmuchnął znad oczu poszczególne kosmyki włosów, które dość niefortunnym trafem przebijały się odmiennym kolorem od całej głowy tymczasowo przefarbowanej na jeden z najsłodszych odcieni karmelu. - I jak ja mam go zdominować z różowymi włosami? Są jak wata cukrowa! - zajęczał do siebie i szarpiąc za kilka różowych pasm, przesunął wzdłuż nich palcami jakby to miało mu pomóc w pozbyciu się zbyt cukierkowatego koloru. To nic nie szkodzi, że różowe kosmyki praktycznie ginęły w ciepłym odcieniu brązu. Jungkook lubił niekiedy niepotrzebnie dramatyzować. Ostatecznie zacisnął mocno wargi i schylił się po koszulę. Niedbale ją zapinając, zrobił w tył zwrot i złorzecząc do siebie mocno, potrząsnął raz jeszcze świeżo przemalowaną głową. Zawsze istniało jakieś pięć procent szans, że Taehyung mimo wszystko dalej będzie się bezwstydnie mu poddawał; a być może i rzuci się na niego w zachwycie? Przecież kochał watę cukrową! Niech teraz kocha jego również mocno, co i słodkie obłoczki na patykach.
Trening na świeżym powietrzu był z reguły tym, co Jungkook uwielbiał. Co prawda nie musiał się zbytnio wysilać, aby dalej móc utrzymywać swoją sylwetkę w obecnej formie, ale cholernie lubił, gdy prawiono mu komplementy. No i to był też kolejny i przede wszystkim dobry powód do zawstydzania Taehyunga. W końcu to on w tym związku miał być tym bardziej.. odważnym. Swoją drogą to nie miał pojęcia, gdzie jego księżniczka się zgubiła. I to po raz kolejny na domiar złego. Jasne, że tolerował swobodę w ich związku i inne tam rzeczy, które z reguły robią też inne pary. Ale czy to jego wina, że on po prostu chciał mieć go przy sobie? Będąc totalnie zamyślonym, przelazł przez drzwi wejściowe i kierując się w stronę stadionu, czuł, że uśmiecha się trochę jak totalny wariat. Miotłę, którą zgarnął z ich dormitorium, trzymał luźno opuszczoną wzdłuż ciała i to w taki sposób, że jej witkami dość leniwie zamiatał szkolne błonia. Torując sobie drogę na skróty, postanowił, że przelezie na przełaj czyli przez polankę bo po co sobie nadrabiać niepotrzebnych kilometrów? I tak się wypoci i porządnie zmęczy na swoim prywatnym, miotlarskim treningu. Przez drugie ramię, przewiesił sobie bluzę, która nosiła miano tej podwójnej. Z prostej przyczyny. Styl Jungkooka był na tyle nowoczesny, że teraz aktualnie chodziło się w dwóch bluzach na raz. Jedna była w ukochanym kolorze Jeona, cała czarna prócz kaptura, którego zdobiły jakieś kolorowe pyski bliżej niezidentyfikowanych zwierząt. Może to był gryfy? Druga zaś była w moro. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało.
Dalej szorując miotłą o wilgotną trawę, wylazł wreszcie na małą polankę. Głowę opuścił, co by mu wygodniej się szło i aby się przypadkiem nie potknął o jakiś wystający konar czy też inny korzeń, dzięki któremu mógłby stracić prawie, że i życie. Nie był aż taką niezdarą co i Tae, ale do normalnych ludzi również mu było daleko. I dopiero, gdy przechodził obok huśtawek, coś go tknęło aby podnieść głowę. Pierwsza rzuciła mu się w oczy Amy. Przez chwilę stał w bezruchu i dopiero gdy się ocknął z początkowego zaskoczenia, to pomachał jej centralnie tuż ponad głową Taehyunga i chwilę później przyłożył palec do ust. Miotłę bardzo powoli i cicho oparł o drewnianą konstrukcję huśtawki, bluzy zarzucił zaś na trzon miotły, aby się przypadkiem nie zabrudziły. Trochę go łapały śmiechy, że Taehyung niczym dzieciak nawet nie zwrócił na niego uwagi. Zabawne, że Jungkook z kolei zwrócił uwagę na jego słowa. A były one cholernie ciekawe. Podniósł brew do góry na wieść, że Taehyung chce go w łóżku. Zdanie trochę i wyrwane z kontekstu, ale to i tak uszczęśliwiło młodszego. I pewnie dalej, by go bezkarnie podsłuchiwał, gdy nagle ta sierota boża; musiała się poślizgnąć. Ze swoim niemal nadprzyrodzonym refleksem złapał Taehyunga pod pachami, aby przypadkiem nie fiknął w kałużę, którą zdecydowanie mógł zaliczyć. Pochylając głowę nad swoim chłopakiem, uśmiechnął się cwanie i zadarł brew do góry. - Jak ładnie pachnę, hm? - zapytał go lekko zachrypniętym głosem i przechylił do boku głowę, aby pozbyć się z własnego czoła fiołkowych kosmyków. Skrywając uśmiech, usiadł na huśtawce i wciągnął starszego na swoje kolana, przodem do siebie. Lekko odbijając się stopami, wychylił się w stronę Amy aby przybić z nią piątkę. - Próbowałaś go uderzyć? - wymruczał nieco dziwnym tonem głosu już zaledwie chwilę później, gdy tylko jego oczy zarejestrowały dziwaczne smugi jej palców na policzkach Taehyunga.
Wzruszyła ramionami. - No właśnie. Może zacznę tolerować Amandę, jak będę mieć trzydzieści lat i będę gdzieś pracować. Wtedy to będzie bardziej normalne. - Bo rzeczywiście, gdyby pracowała w Ministerstwie, ale na posadzie równie poważnej, to pełna forma jej imienia nie byłaby zła. A teraz, mając osiemnaście, nie całe dziewiętnaście lat, chciałaby jeszcze korzystać ze swojej super możliwości bycia zwykłą, młodą Amy - czasami głupkowatą, ale jak każda nastolatka! Na w pełni dojrzałą Amacię jeszcze przyjdzie czas. - Mrau - zaśmiała się cicho. - No to wiesz, to się nadaje na zakupy idealnie - powiedziała, ale po chwili zamyśliła się. Właśnie Kuki pytał się jej o uszy. Przypadek? Nie sądzę. Gdyby nie powiedział jej za chwilę, kim jest jego tajemniczy wielbiciel to już w tym momencie mogłaby mieć podejrzenia. No chyba, że całkiem przypadkiem Jungkook również zdecydowałby się na przebranie za kota, co byłoby dość dziwne. Zaśmiała się na jego oburzenie przez zwrot. - Ja nie wiem! W ogóle nie przyszło mi nigdy do głowy, że wy moglibyście się znać! - powiedziała, spoglądając na niego. - Ale to może znak. Może zamiast kocich uszu i skórzanych spodni, przydałaby ci się korona i różowa suknia balowa? - zapytała, a bardziej swoim tonem zasugerowała to, nie przyjmując innej odpowiedzi do swojej świadomości. Oczami wyobraźni naprawdę widziała Taesia w takim stroju i pomimo że to mogłoby być ciekawe czy zabawne, to nie wiedziała, czy koniecznie chciałaby widzieć swojego przyjaciela akurat tak ubranego. Nawet jego frustracja i pełne oburzenie, które malowało się na twarzy wyglądało na bardzo mocno wkurzonego, małego kotka albo i nawet na obrażalską księżniczkę, która nie dostała czegoś tam... co księżniczki zazwyczaj chcą. - No właśnie! To co się rumienisz! Jeszcze przede mną!? - zapytała z równym oburzenie, co on parę chwil temu. - I nie wiem jak pachnie. Nie wąchałam twojego chłopaka. I teraz, gdy tak o tym myślę, to mogłoby być dziwne. - Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, bo... ta rozmowa nie idzie na dobre tory. Gdy księżniczka prawie znowu się wywaliła. Chciała ją złapać, ale nagle, cudem bliżej nieokreślonym, za Taehyungiem zmaterializował się Jungkook, który niczym książę złapał swą damę w ramiona. - Awh - mruknęła, kiedy Kuki wciągnąć Mina do siebie. - Jesteście uroczy. - Zbiła z nim piątkę i spojrzała na niego, wydymając lekko usta. - Tak - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Nie no, próbowałam wyczyścić bobasa, bo trochę się ubrudził bawiąc się - zaśmiała się i po chwili z konsternacją obejrzała się na nowo przybyłego kolegę. - Co ci się stało we włosy? - zapytała. Przyzwyczaiła się do jego ciemniejszego koloru i teraz dziwnie było jej spoglądać na ich jasną odmianę. - Znaczy wiesz, całkiem spoko wyglądasz, ale... dziwnie. - Przechyliła lekko głowę na bok i spojrzała na chłopaków, siadając na drugiej huśtawce. Teraz liczyła na to, że Taeś w opiece swojego chłopaka nie złamie nogi, ręki, nie ubrudzi się bardziej niż teraz, czy nie postanowi pobawić się w świnkę Pepę w tej nie za dużej, ale zdecydowanie niebezpiecznej kałuży.
- Do twojej trzydziestki zdążę przywyknąć do nazywania cię Amy - powiedział Taehyung, uśmiechając się z rozbawieniem; Amy powiedziała na głos dokładnie to, co chwilę temu pomyślał. Gdyby był zwariowany to mógłby zacząć panikować, że czyta mu w myślach, ale że był w pełni zdrowy to uznał to za przypadek. W końcu nie chciał wystraszyć dziewczyny swoimi głupimi wybuchami. Na samą myśl o zakupach robiło mu się słabo - nigdy specjalnie za tym nie przepadał, a już w szczególności kiedy chodził do sklepu z mamą. Miał wrażenie, że nie prawa głosu w tym, co może kupić, a czego nie i o wiele lepiej chodziło mu się w pojedynkę. Potem biedaczek wracał z ciuchami z poprzedniej epoki, ale hej! To jego styl i nikt nie może zabronić mu ubierać się jak nieudolny artysta. Mruknął coś pod nosem, odnośnie tych zakupów, ale cicho liczył na to, że zamiast do sklepu uda im się uciec do Dziurawego Kotła. - No wiesz, noona - prychnął. - Myślałem, że chociaż ty będziesz po mojej stronie! - rzucił jej, wyraźnie poruszony. Po prostu czekał na moment, w którym ona i Kookie zmówią się, że kupią mu koronę i sukienkę albo zaczną pisać takie nagłówki w listach. No, no, w takim wypadku poznają gniew Taehyunga. A niech się martwią! Tak właściwie to Tae nie wiedział, co Jungkook zamierzał dzisiaj robić; nie spodziewał się tylko, że spotka go właśnie o tej porze. Prędzej pomyślałby o kolacji albo że zobaczy go dopiero w dormitorium, ale spokojnie, nie miał zamiaru narzekać. Tylko czemu zawsze na niego wpada, kiedy zachowuje się jak ostatnia ciapa? Blondyn był zbyt zajęty rozmową z Amy i ukrywaniem swojego zawstydzenia, żeby zobaczyć zbliżającego się Jungkooka. I może, gdyby go zauważył to nie miałby tak gwałtownych odruchów i nie poślizgnąłby się w tej kałuże błota? Taehyung wpadł prosto w ramiona swojego chłopaka. Sapnął z zaskoczeniem i poderwał głowę do góry, aby spojrzeć na swojego bohatera. Jego poziom zażenowania wyskoczył poza skalę. Blondyn wylądował na kolanach swojego chłopaka i miał wrażenie, że zaraz się udusi. Nie był przyzwyczajony do okazywania sobie uczuć publicznie. A nie, chwila, on w ogóle nie był przyzwyczajony do tego, żeby się przytulać. Odgarnął nieśmiało kosmyki włosów ze swoich oczu i popatrzył na Amy wyraźnie zawstydzony. - Nie podsłuchuje się czyichś rozmów, Jungkookie - powiedział cicho, powstrzymując delikatny uśmiech, który cisnął się na jego usta. Taehyung jedną dłonią złapał się odrobinę ubrudzonego sznurka; zagryzł wargi, żeby nie burknąć pod nosem o tym, że będzie musiał chyba z dwa razy umyć ręce. - Tak, próbowała! - wypalił, patrząc na Amy z uśmiechem. Zachichotał. - Ona ciągle by mnie biła. Patrz, co mi zrobiła! - Odwrócił głowę w bok, aby zaprezentować brzydką smugę na jego policzku. - Wy, Australijczycy, jesteście zaskakująco agresywni - wypalił w jej stronę. I dopiero jej słowa w stronę Jungkooka sprawiły, że spojrzał na jego włosy. Taehyungie zachichotał pod nosem i złapał go za różowy kosmyk. Uśmiechnął się szeroko, a jego ramiona zaczęły niebezpiecznie drżeć. - Kookie, następnym razem, jak będziesz chciał się pofarbować to wystarczy poprosić o pomoc - powiedział, opuszczając dłoń na jego ramię. Po chwili spojrzał na kumpelę. - Ty też powinnaś pofarbować włosy, to fajna zabawa - mruknął. - To znaczy... To nie tak, że masz zły kolor... - sprostował, rumieniąc się delikatnie.
Wywrócił oczyma na ich dziecinne przekomarzanki i odchylając się lekko na huśtawce, sięgnął dłonią do tylnej kieszeni, aby móc wyciągnąć z niej dość staroświecką, haftowaną chusteczkę. Nawet nie chciało mu się komentować tego, że każdy jej róg był przyozdobiony jego inicjałami; ich ojciec czasami cierpiał na manię wyższości więc naprawdę sporo rzeczy było wyjątkowo oznaczonych. Nie zwracając uwagi na ozdobne wyszycie, złapał palcami za brodę chłopaka i lekko przetarł jego brudny policzek, miękkim i czystym materiałem. - Noona, wiesz przecież, że Taehyungie panicznie boi się zarazków i innych brudnych rzeczy - wymruczał z niewielkim rozbawieniem w jej stronę; jednocześnie obdarzając ją uroczym uśmiechem. Na wzmiankę, że są uroczy; na chwilę zaprzestał wycierania chłopaka niczym małego dziecka i przekrzywiając do boku głowę, zdmuchnął różowawe kosmyki włosów znad oczu. - dzięki, ale spójrz tylko jak sztywno na mnie siedzi! Pewnie się mnie wstydzi - podsumował z niewinnym uśmieszkiem, dość wstydliwe zachowanie Taetae, któremu pokazał ostatecznie język i trzepnął go lekko chustką po nosie. - Wstydzisz się mnie? - spytał z udawaną urazą, gdy ponownie wprawił ich huśtawkę w delikatne kołysanie. Podał też chusteczkę chłopakowi, aby sobie na spokojnie wytarł ręce i przetarł nią linki i wszystko inne, na co tylko by miał ochotę. Wolał już tkwić z nim w sterylnie czystych warunkach niźli miałby go później zdecydowanie siłą odciągać od pierwszego lepszego kranu z mydłem i środkami czystości. Wolał aby chłopak pachniał mu swoim delikatnym zapachem, a nie jakimiś drażniącymi zmysły mocnymi chemikaliami odkażającymi. I pewnie dalej by się rozwodził nad niepotrzebnymi rzeczami, gdy nagle zwrócił uwagę na jego ramię. Czerwony sweter co prawda mu pasował, ale było dość chłodno, a jego skóra odkryta. Dla pewności podążył leniwie spojrzeniem do postury Amy i widząc na niej całkiem grubą bluzę; zmarszczył brwi. Złapał więc w dwa palce wykończenie jego swetra tuż przy szyi i lekko go odciągając od skóry jasnowłosego, westchnął ciężko na jego niemałą głupotę, że nic pod nim nie miał - Chcesz się pochorować? - wymruczał tonem, którego zazwyczaj używał do niego Jin, gdy wchodził w swój tryb nadopiekuńczości i brodą wskazał na bluzy zawieszone na jego miotle - Zakładaj.
Niestety nie umiał powstrzymać dość zawstydzonej miny, gdy ich dwójka zwróciła mu uwagę na nową fryzurę. A raczej na jej dziwny kolor; sam czuł się lepiej w ciemniejszych kolorach i naprawdę nie miał pojęcia co mu odwaliło, aby nakryć głowę trochę jaśniejszym niż zazwyczaj odcieniem brązu. Najgorsze jednak były te różowe i fiołkowe pasma, bezczelnie tkwiące centralnie nad jego oczami. - Kolor mi nie wyszedł, noona. Znaczy wyszedł, ale nie wiem skąd się wzięły te kolorowe pióra z samego przodu - jęknął niezadowolony i schylił lekko głowę ku dołowi, gdy Taehyung niczym dzieciak złapał w palce akurat te cukierkowe pasma jego włosów. Opierając głowę o jego ramię, westchnął głośno, gdy nawet starszy zaczął mu prawić morały jak powinien farbować głowę, ale nie był na niego nawet w najmniejszym stopniu obrażony. To było poniekąd słodkie, że fatygował się ze swoją pomocą - Przyznaj się, że chcesz mnie po prostu zobaczyć bez koszuli, Tae - oświadczył cicho i pocierając lekko policzkiem o jego ramię, ponownie zerknął w stronę Amy i uniósł brew do góry. - W sumie mogłabyś zaszaleć z jakimś nowym kolorem!
Uśmiechnęła się szczerze. Miała nadzieję, że nie tylko przywyknie do nazywania jej Amy, ale i nawet o niej nie zapomni. Naprawdę nie chciałaby, żeby wraz z jej zakończeniem nauki w Hogwarcie, ich kontakt się rozpadł. Tak samo z Jungkookiem i paroma osobami, które znała z młodszych roczników, a którego kontaktu po prostu byłoby jej szkoda. Przyzwyczaiła się do tych młodych mordek i chciała z nimi choćby utrzymywać kontakt przez listy, w końcu nie wiadomo, gdzie ich wywieje po szkole. Rogers na pewno nie miała zamiaru dyktować mu, jak ma się ubierać. Mają inne gusty, to prawda i może by na niektóre rzeczy patrzyła krzywo, bo kompletnie nie rozumiałaby sensu ubierania akurat takowego swetra, ale w wybieraniu skórzanych spodni pewnie nie mieliby tak podzielnego i mocno rozbieżnego zdania. A poza tym cóż - nie była jego matką i nie miała zamiaru mu matkować. No może trochę. I czasami. Ale to jedynie w takich o to sytuacjach, kiedy zachowuje się jak dzieciaczek i upada z huśtawki, brudząc się przy tym jak roczne dziecko w piasku. Dobrze, że jeszcze nie jadł tych okropnych ziarenek. - I jestem! Ale to naprawdę do ciebie pasuje! - odpowiedziała z oburzeniem. Co to niby za oskarżenia, że ona go nie wspiera! No chyba sobie z niej żartuje! Spojrzała na niego i jedynie pokiwała z dezaprobatą głową, nie wierząc w swojego kolegę. Nie dość, że dostaje takie złote rady od swojego super chłopaka, to i od najlepszej dziewczyny, na którą mu się dotychczas (jak i w całym życiu) udało trafić! Nie spodziewała się ich znajomości, jakiegokolwiek powiązania, a jeszcze dodatkowo taki kwiatków, które tutaj wyszły! To ich przypadkowe spotkanie w trójki nie ma się nic co do słów i opowiastek Taesia, z których jedynie mogłaby wnioskować i prorokować, a żadnych porad by nie mogła mu dawać. Teraz może zobaczyć, jak się razem zachowują - ba, jak razem cudownie wyglądają! W swoim towarzystwie siedzą już kilka minut i teraz mogła stwierdzić, że sposób Jeona, w jaki traktował swojego starszego kolegę, rozczulał ją mocno. Na Merlina, dlaczego ona nie mogła mieć szczęścia w miłości, w związkach? Chyba rzeczywiście Ogryzka dorobi się kiedyś małych kotków... - Jeon! No właśnie, nie ładnie podsłuchiwać! - powiedziała i spojrzała na kolegę z dezaprobatą. Kolejną falę oburzenia przeniosła na drugiego chłopaka, który próbował ją wrobić w jakąś przemoc! - No cudownie. - Wyrzuciła ręce w górę. - Chyba nigdy w twarz nie dostałeś - dodała, starając się zabrzmieć naprawdę na bardzo sfrustrowaną jego zachowaniem i kabelstwem, które właśnie uprawiał na tej sytuacji, ale tak naprawdę nie mogła się powstrzymać od parsknięciem śmiechem. - I nie, to nie jest groźba - sprostowała, przymrużając lekko oczy. - Chyba. - Wzniosła spojrzenie na gałęzie drzewa nad nimi, z których co jakiś czas opadał zagubiony listek. - Własnie. Panicznie się boi. Może to jest jakaś mania? Może powinniśmy wysłać go na jakąś terapię? - zasugerowała nowemu partnerowi Tae, unosząc lekko brew. Zwróciła się do niego, jakby Mina całkowicie z nimi tutaj nie było, a tymczasem siedział kilka centymetrów do Jungkooka i słuchał tych bredni, co mówiła do Krukona. Następne zachowanie Kukiego pokazywało jeszcze bardziej ich uroczość i słodycz. Dajcie jej jakieś wiadro, bo zaraz będzie rzygać tęczą. - Może trzymałeś za długo. Albo... coś pomieszałeś źle farby? - zasugerowała, chociaż sobie jedynie farbowała normalną farbą parę razy i to tak, ze miała kolor chwilowo i na potrzebną okazję. Słysząc tekst Ciastka, po raz kolejny w przeciągu krótkiej chwili, wzniosła oczy ku niebu. - Znajdźcie sobie pokój. - Zerknęła na nich z niemałym rozbawieniem i zachichotała cicho. Jej rozbawienie zeszło również szybko co przyszło. - Hej, co wy macie do moich włosów? - zapytała, zaciągając rękawy na dłonie i krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nie wciągnięcie mnie do swojego kółka farbowania włosów. Lubię swój brąz - odpowiedziała i chwytając pomiędzy palce pasmo swoich włosów, spojrzała na nie. Nie były zniszczone po systematycznie je podcinała i naprawdę o nie dbała. Skrzywiła się. A może rzeczywiście powinna coś zmienić. Podobno gdy kobieta zmienia włosy, to chce coś zmienić w swoim życiu! Tylko czy ona potrzebowała zmian?
Taehyung skrzywił się jak małe dziecko, kiedy chłopak zaczął pocierać jego policzek swoją miękką, ładnie haftowaną chusteczką. Mimo że w tej chwili czuł się jak kompletny dzieciak, to nie odtrącił ręki Jungkooka, mając cichą nadzieję, że uda mu się zetrzeć tą brzydką smugę z jego jasnej skóry. Tae westchnął ociężale, przymykając oczy i kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nie nazwałbym tego paniką… Po prostu mam obsesję na punkcie schludności, a o tej porze roku, wszystko jest w totalnym błocie i naprawdę nie wiem, czemu nie mogliśmy się z drugiej strony spotkać w innym, bardziej… estetycznym miejscu. - Wydął dolną wargę z niezadowoleniem. To nie tak, że lubił marudzić; ba, robił to wyjątkowo rzadko. Nie lubił po prostu, jak coś nie szło po jego myśli. Gdyby nie to, że cholernie zależało mu na szybkim spotkaniu z koleżanką, to znając życie, zaproponowałby jej nieco cieplejsze, a zarazem schludniejsze miejsce, w którym mogliby przysiąść bez obawy, że zostaną wybrudzeni jakimiś dziwnymi substancjami. - Nie, nie! - zaprotestował gwałtownie, marszcząc brwi. Jakby mógł się wstydzić swojego chłopaka, na którym przecież bardzo mu zależało. Bał się po prostu, że Amy poczuje się w jakikolwiek sposób odrzucona, bądź zażenowana. - Dobrze wiesz, że to nie o to chodzi - dodał po chwili, nieco ciszej. Mimo wszystko spróbował się rozluźnić i nie siedzieć na nim taki zesztywniały. Taeś odebrał od niego chusteczkę, uparcie wycierając dłonie, aż do momentu, w którym na jego rękach zostały niemal niewidoczne smugi, które z łatwością zmyje, jak tylko wróci do zamku. - Dziękuję - mruknął w jego kierunku, składając chusteczkę. Blondyn spojrzał na kumpelę, po czym prychnął z udawanym (może nawet odrobinę za bardzo) oburzeniem. Splótł ręce na klatce piersiowej, patrząc na nią z kąśliwym uśmiechem. - Nie dostałem, dopóki ciebie nie poznałem. - Wzruszył niewinnie ramionami, unosząc brew. - Noona! Nie rób ze mnie psychopaty, nie mam żadnych obsesji. Tak myślę… - dodał, nieco mniej pewnie. Taeś mlasnął z niezadowoleniem, patrząc na swoją koleżankę. - Może teraz pogadamy o twojej obsesji związanej z ciastem dyniowym? - rzucił, mrużąc oczy. Taehyung przeniósł wzrok na Jungkooka, który odciągnął kawałek materiału od jego ciała. Mimo że wiedział, że nie było w tym żadnego podtekstu to i tak zarumienił się delikatnie, jak zawsze, gdy Jeon robił tego typu, troskliwe gesty. - Nie jest mi zimno, poza tym mam dobrą odpor… - zaczął, ale Jungkookie szybko mu przerwał. Tae jęknął i pochylił się w stronę bluzy swojego chłopaka, po czym nałożył ją sobie na ramiona, żeby nie mógł się przyczepić. To było urocze, że się o niego martwił, ale momentami wydawało się, że był nadopiekuńczy; niestety lub stety, ale Taehyungowi bardzo się to podobało. - Wyglądasz uroczo - zaśmiał się, patrząc na jego włosy. - Jungkook… - burknął zawstydzony, gdy ten wspomniał o koszulce i posłał wymowne spojrzenie Rogers, jakby chcąc ją przeprosić za takie bezpośrednie słowa szatyna. Taehyung wbił w nią wzrok i jak rasowy fryzjer zaczął się zastanawiać w jakim kolorze byłoby jej do twarzy. W końcu nie muszą od razu szaleć z jakimiś kolorami, ale czemu by nie przyzwyczajać jej powoli do tego, że można nieźle wyglądać na przykład w… w niebieskich warkoczykach! - A może końcówki? Wyglądałabyś ładnie w czerwonych albo różowych końcówkach. Powinnaś to przemyśleć, noona. - Pokiwał głową.
Niklaus nie miał zamiaru siedzieć w zamku mimo zapadnięcia zmroku. Obecne towarzystwo odnowiło w nim chęć przebywania na świeżym powietrzu, tak jak miało to miejsce w okresie wczesnego dzieciństwa ze swoją towarzyszką. Gdy tylko opuścili wielką salę, zabrali ze sobą cieplejsze ciuchy i ruszyli. Dokąd? Chciał ją zabrać na huśtawkę, znajdującą się po drugiej stronie mostu gdzie rosła sobie grusza. Droga nie była najkrótsza, ale biorąc pod uwagę wszystkie obecne czynniki to nikt nie powinien im teraz przeszkadzać. Obiekt sam w sobie niepozorny ale wytrzymały i mimo upływu lat wciąż spełnia swoją funkcję. Co się jednak tutaj liczyło to widok na znaczą część błoni. Gwiazdy świeciły, brak zachmurzenia więc wzrok nie był aż tak bardzo poszkodowany. Partnerkę trzymał oczywiście pod swoją ręką, pilnując jej i dbając jednocześnie by mu nigdzie nie uciekła. Nie było to możliwe z uwagi na działający teraz eliksir ale pewne rzeczy były silniejsze od niego. Ukazywał cechy terytorialne i nie umiał się ich wyzbyć. Nie postrzegał jednak tego jako wadę. Jeżeli coś było jego, będzie o to dbał. Gdy coś jest warte ochrony, będzie walczył do samego końca. Charakter bliższy człowiekowi czy wilkowi? Ciężko naprawdę odróżnić. -Pamiętam nasze zabawy na podwórku i fakt, że rzadko kiedy lubiłaś ze mną przegrywać. - zaśmiał się spoglądając na nią, czując jak go ściska mocno. Wyciągnął różdżkę i wycelował w kawałek drewna, rzucając prosty czar ogrzewający. Posłużył do usunięcia śniegu i pozbycia się nadmiaru wody w obiekcie. -Wskakuj. - zaśmiał się i ustawił tyłem, będąc gotów ją kilka razy popchnąć. Była to miła forma spędzania wspólnego czasu i czuł raz jeszcze pewną niewinność w powietrzu. Oczywiście wykreował tą sytuację robiąc żart z dolewaniem kilku kropel do pucharu Maddie ale nie żałował wyniku końcowego. Na razie wszystko szło po jego myśli a w razie kłopotów, przygotowany był zwalić winę na Thomasa. -A teraz opowiedz mi co się u Ciebie działo przez te wszystkie lata! - powiedział szczerze zainteresowany.
Mimo, że na dworzu panowała zupełna ciemność, nie miała żadnych obiekcji, by opuścić budynek. Ba, zrobiła to z wielką chęcią przez wzgląd na swojego towarzysza. Była może trochę jak marionetka, ale posiadała swój własny, nakierowany na inne tory umysł. Robiła to, co uszczęśliwiało Niklausa, bowiem w tej chwili nie było nikogo, kto mógłby ją od tego oderwać. Tylko oni dwoje, towarzystwo gwiazd i krótki spacer do celu. W myślach czarodziejki przypominało to randkę, przez co ściśnięcie dłoni było mocniejsze, niż wcześniej. Cała była podekscytowana, dziw, że nie dostała konwulsji. Inaczej mogłaby śmiało uchodzić za opętaną, a przecież to była miłość! Od jednej dawki amortencji... - Pamiętam. Zawsze mówiłam, że oszukiwałeś, gdy faktycznie ze mną wygrałeś... Lubię te wspomnienia, to one przyprowadziły nas do tej jednej chwili... - dodała nieco cichszym głosem, wiedząc, że ze względu na dzielącą ich odległość i tak ją usłyszy. Jeszcze tylko spojrzała pogodnie w jego kierunku i kapitulując całość uśmiechem, spojrzała na to co ją czekało. Nowym wyzwaniem okazała się huśtawka. Ile lat minęło, kiedy ostatni raz z niej korzystała? Była wtedy dopiero ździebełkiem... Pamiętała to, nawet Klaus ją wtedy widział, bo całe wydarzenie miało miejsce w Peebles. W pobliskim parku znajdował się placyk, często gdy była sama tam zaglądała, czekając na swojego rywala i przyjaciela zarazem. Po wskoczeniu na huśtawkę, pierwsze co zrobiła, to tęskno spojrzała za jego dłonią. Później tylko złapała się mocniej i wprawiając nogi w ruch, pomogła magowi z jej rozhuśtaniem. Gdy sięgała szczytów, ruchem ręki pokazała mu, by przeszedł przed nią, tak aby mogła jego podziwiać i prowadzić dalszą konwersację. - Cóż, nie wiem, co konkretnie chcesz wiedzieć. Widzisz zaczęłam grać na skrzypcach, gotować, rozstałam się z bliźniakiem i chyba teraz... - zrobiła dramatyczną pauzę - .... Zakochałam się w Tobie - dodała, czekając na jego reakcję. Nie była pewna, czy to przyjmie, czy odrzuci, więc drogą improwizacji - pokręciła głową i zaczęła dalej mówić: - A co u Ciebie? Wydarzyło się coś, o czym powinnam wiedzieć? - zmieniła zgrabnie temat, słysząc jak jej serce przystąpiło do próby ucieczki z jej klatki piersiowej. Palce zaczęły drżeć, doprowadzając ją do zachwiania równowagi. Lada moment mogła spaść.
Niklaus pchał dziewczynę by mogła unosić się w powietrzu dzięki huśtawce. Robił to jednak z odpowiednio dobraną siłą, przesadzić w końcu nie chciał. Tego by brakowało, by ta poleciała na ziemię i sobie zrobiła jakąś krzywdę. Raz, że tego nie chciał dla niej a dwa, nie pomogłoby nic a nic tejże znajomości. Eliksir miłosny kiedyś minie ale wspomnienia pozostaną. Trzeba było więc wykorzystać ten czas najlepiej jak tylko się dało. Zaangażowanie jak widać w sobie miał, tak samo wole by odnowić tą znajomość i powrócić na dobre tory. -Małe oszustwo tu czy tam nigdy nie było złe o ile udawało się pozyskać oczekiwany wynik. - powiedział na głos, śmiejąc się szczerze. Była to prawda, nie zawsze grał fair ale nigdy nie czuł się z tego powodu źle. No może z jednym wyjątkiem... kiedy przez przypadek ona się potknęła w czasie berka i upadła boleśnie na ziemię. Stłuczone kolano pełne krwi było konsekwencją z jaką musieli żyć. Oczywiście jej płacz zapadł mu głęboko w pamięć a poczucie wini długo nosił w sercu. Na szczęście jego matka za pomocą jednego machnięcia różdżki załatwiła problem ale i tak przepraszał ją długi czas. Ślizgonka zaczęła wymieniać niby pierwsze rzeczy jakie przychodziły jej do głowy ale on wiedział lepiej. W takich sytuacjach bywały one często najważniejsze. -Grać na skrzypcach?! To mnie teraz zaskoczyłaś. Będziesz musiała mi kiedyś dać pokaz umiejętności. - uśmiechnął się. -Kuchnia? Hmmm... jakieś szczególnie preferencje? Bardziej regionalna czy jednak coś bardziej pikantnego? - zapytał będąc dość zainteresowany. On sam nie należał do wybrednych osób... ale czego można się spodziewać po kimś, kto ma rozsianą rodzinę po sporej części Europy i raz o danej porze każdego miesiąca zmienia się w dziką bestię, zdolną jeść surowe mięso ze smakiem. -Pokłóciłaś się z Aidanem? Co się stało? - ukazał przejęcie w głosie. Bliźniaki na ogól często mieli ze sobą bardzo silną więź. Jej ograniczenie czy przerwanie mogło symbolizować coś bardzo niemiłego.. Na ostatnie stwierdzenie wstrzymał się z dalszymi ruchami. Złapał ją by się zatrzymała a następnie zerknął na jej twarz. Czuł się teraz winny temu, że zrobił jej taki psikus. Wolał prawdziwe uczucia od miłego kłamstwa. Powiedział jednak coś, co było szczere i szło prosto z serca: -Szczerze żałuję, że nasz kontakt tak się wtedy urwał.. znajduję spokój serca i uciechę, cofając się myślami do tamtejszych wspólnych wspomnień. Z przyjemnością jednak będę odkrywał, jaką kobietą się stałaś.. - zakończył na chwilę, pozwalając by pewna cisza zapadła między nimi utrwalając chwilę. Celowe zagranie lub przypadek ale akurat ich twarzy znajdowały się wtedy wyjątkowo blisko.. -U mnie? Całkiem sporo ale nie wszystko jest dla ludzi o słabych nerwach. - zaśmiał się teraz. -Dużo podróżowałem, rodzina matki jest niezwykle duża a to pozwoliło mi się nauczyć kilku języków i dobrze nimi operować. W przypadku zdolności, idzie mi więcej niż świetnie na zaklęciach ale chyba to jest nasz wspólny konik. Rodzice nawiązali też kontakt z Ecclestonami, kojarzysz chyba ich syna? Pomogliśmy im w kłopotach finansowych i teraz od czasu do czasu wykorzystuję Thomasa do swoich niecnych planów. - starał się teraz udać złowieszczego ale bardziej wychodził na uroczego. Pominął kwestię wilkołactwa z wiadomych powodów. Nie był to jeszcze właściwy czas a sekret ten był nie tylko jego ale również jego matki, ciotek i kuzynek. Przyznając się samemu, mógłby skazać je na niebezpieczeństwo. Za silny miał instynkt stadny by zdradzać swoich.. Po paru minutach palce kobiety zaczęły drżeć z zimna a ona sama straciła równowagę. Zadziałał natychmiastowo, wykazując się niesamowitym refleksem. Był na to bardzo przygotowany albo posiadał możliwości większe, niż zwykły osobnik w jego wieku. Pochwycił ją by nie poleciała na ziemie a następnie oparł o pobliskie drzewo. -Wszystko w porządku? - zapytał przejęty. Byli teraz bliżej siebie niż poprzednio.
Nigdy by nie pomyślała, że huśtanie się może być tak niebezpiecznym zajęciem. Niby polegało to na machaniu nogami oraz porządnym trzymaniu się, ale w jej przypadku... Wydawało się to takie skomplikowane. Jej serce waliło, a samo spojrzenie na Klausa wywoływało ślinotok. Była nim oczarowana, do tego stopnia, że chciała wiedzieć już teraz. Niecierpliwiła się, tym co będzie z jej uczuciami. Kochała go, czy tego nie widział? Był jak Słońce, ona natomiast jak Wenus. Całe jej życie zaczęło się obracać wokół niego, do tego stopnia, że o mało... Ale o tym pomówimy już zaraz. - Mogę dla Ciebie zagrać, nawet jak wrócimy. Wezmę tylko instrument i znajdziemy ustronne miejsce. To chyba nie jest nic trudnego, nie? - odpowiedziała podekscytowana, nie licząc się z tym, iż wolała o tym nikomu nie mówić. Traktując go jako wyjątek, mogła wypowiedzieć to zbyt pewnie. Zupełnie tak, jakby dyskutowali o jakiejś błahostce, a przecież zrobiła oto nie jedną aferę! No, ale przejdźmy do kolejnych pytań, bowiem przy nich musiała się namyślić. O ile pierwsze w kolejności było banalne, tak kolejne stanowiło pewien problem. Co konkretnie pchnęło ich w przeciwne strony? - Lepiej mi wychodzą słodkie rzeczy i procenty. O tak, chociaż myślę, czy nie zasmakować kuchni włoskiej. No chyba, że chcesz mi coś polecić. Z chęcią się tego nauczę dla Ciebie - ostatnie słowa rzekła z cichym westchnięciem. Jego słowo dla niej rozkazem, a uśmiech i szczęście powodem istnienia. Od teraz do końca działania specyfiku. - Szczerze, chyba odmienne poglądy na sprawy rodzinne. Ja blisko rodziców, on z daleka ze względu na krytykowanie jego ambicji - dodała smutno, nieco opuszczając główkę. Szybko jej jednak przeszło, z powodu osoby wypełniającej każdą, najmniejszą myśl. W efekcie, również uniosła łepek i obdarowała go uśmiechem. Uwierzycie, iż nawet pomachała mu w dowód tego, że z nią wszystko w porządku? Chyba faktycznie oszalała... W momencie stanięcia, wpatrzyła się w jego twarzyczkę, czekając na słowa jakimi ją obdaruje. To był kulminacyjny moment - tak albo nie. Jednakże, przemowa Nika mimo bycia szczerą - nie zadowoliła jej do końca. Poczuła się zupełnie tak, jakby omijał konkrety. Potrzebowała odmowy albo akceptacji, nie pieprzenia o jakiś dalszych głupotach. Lubiła ich wcześniej, teraz marzyła o nich jako parze. Nie liczyło się nic innego. Klaus - Maddie, najlepsza para pod słońcem, tylko to ma sens i jakiekolwiek znaczenie. Oczywiście, to co on jej podarował w słowach grało drugie skrzypce, ale to nadal nie te pierwsze. - Kochany... Chcę budować naszą wspólną przyszłość, móc być przy Tobie, nieco bliżej, niż za dawnych czasów. Czy to znaczy, że mnie chcesz? A może się mylę? - powiedziała poważnie, doprowadzając klatkę piersiowa do dziwnego pulsowania. Mimo to zdążyła wysłuchać, tego, co się z nim działo. Słuchała w milczeniu, lustrując go co jakiś czas od stóp do prześlicznej czaszki. Wszystko trwało do momentu, w którym ciągły stres, zimno na dworze (zapomniała z tego wszystkiego odpowiednio się ubrać), przypłaciło jej nieco gorszym stanem zdrowia. Gdyby nie towarzysz, zapewne ziemia stałaby się jej najbliższą przyjaciółką. Tak, to odetchnęła spokojnie, wiedząc, że znalazła się w ramionach swego dobroczyńcy. Zmrużyła kilkukrotnie powieki, dłonią dotknęła jego policzka. Patrzyła tak w milczeniu na niego, oparta o jakieś drzewo. - Przy Tobie jest mi nawet lepiej, niż w porządku - wymówiła swoje słowa szeptem, za nim nachyliła się do niego, by go pocałować.