Pod drugiej stronie mostu rośnie sobie grusza. Idzie się do niej kawałek, więc raczej nie ma tam takich tłumów jak nad jeziorem czy pod wielkim dębem. Dzięki temu jest to naprawdę spokojne miejsce, szczególnie jeśli chce się odpocząć do wszelkiego gwaru nieustających rozmów. W cieniu gęstych liści (kiedy one na gałęziach są, oczywiście, bo w zimę tak powiedzieć raczej nie można...) wisi sobie niepozorna huśtawka. Ot, dwa sznurki i deseczka i już można się fajnie pobujać. Jako, że to wszystko znajduje się na niewielkim wzgórzu, to rozciąga się stąd naprawdę niesamowity widok na znaczną część błoni.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Sob Cze 16 2012, 01:32, w całości zmieniany 1 raz
Carter lekko bujał się na huśtawce, trzymając w ręce rękawiczkę. Póki co wiedział o niej tyle, że nazywa się Dotyk Chione i gdy zakłada ją na rękę, to jest mu cholernie zimno. Jednak od czasu tej całej afery w gabinecie zaczął poświęcać swojemu artefaktowi więcej uwagi. Obawiał się, że niedługo zostanie pozbawiony swojego czarnomagicznego przedmiotu... i pamięci. Ale pocieszała go myśl, iż wie, jak wykorzystać wybuchy mocy rękawiczki. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nie wiedział dokładnie jak taki wybuch wywołać, lecz wydawało mu się, że jest świadom w jakich sytuacjach on następuje. Jednak jego czas spędzony na tych nudnych obserwacjach na coś się zdał. Siedział tutaj teraz i zastanawiał się, czy kiedykolwiek perfekcyjnie opanuje Dotyk Chione. Wiedział jedno. Dzięki temu przedmiotowi, mógł stać się wielkim czarodziejem. Ale czy będzie mu to dane? Co do tego miał spore wątpliwości.
Chciała się poczuć znów jak dziecko. Usiadła na huśtawce i odepchnęła się lekko nogami. Zaczęła się powoli się unosić. Najpierw powoli, spojrzała w dal... nikogo nie było. Zamknęła oczy, wyobraziła sobie mnóstwo gwiazd. Ostatnio zaczęła się interesować bardziej astronomią. Chciałaby polecieć w kosmos, odkryć nieznane światy, planety. Kto wie, może tam w górze mieszkały jakieś nieznane jej istoty. Poznałaby je, badała, a potem może zostałaby nauczona czegoś ciekawego. Uśmiechnęła się pod nosem w końcu bardzo dobra sprawa mieć marzenie. Latała już, całkiem nieźle... na miotle, Teraz unosiła się leciutko dzięki tej małej huśtawce. Cieszyło ją to jak niegdyś, kiedy jeszcze bała się, że tylko jej brat dostał tę malutką iskierkę magii. Raz jej się poszczęściło, ale może jakoś uda sie dostać na prom kosmiczny.... Tylko czy wykształcenie magiczne jej wystarczy. Tak zamyślona, uśmiechnięta od ucha do ucha huśtała się jak za dawnych czasów.
Wyszedł z zamku wolnym krokiem. Kierował się w stronę polany. Miał nadzieję, że jakimś trafem natknie się na Christę. Pragnął bardzo z nią się zobaczyć. Miał jej tyle do powiedzenia, ale nawet nie wiedział jak miałby zacząć. Chyba nic jej nie powie, była jego największą przyjaciółką, ale o pewnych sprawach się nie mówiło. Tak, zdecydowanie. Że niby miał powiedzieć o Titi. to co się wydarzyło na feriach i zdecydowanie potem? O byłej dziewczynie? Crystal, Clarissie albo o siostrze? Nie tego zdecydowanie nie chciał mówić. Nie teraz. Chciał jej się zwierzyć i powiedzieć co naprawdę czuje, ale... co on czuł? Przez te gargulki wszystko mu się mieszało w głowie. Wciąż dźwięczały mu w głowie słowa "długo się na siebie czaicie?". Czy on był typem chłopaka, który się na kogoś czaił? Kiedy przeszedł przez polanę do miejsca gdzie znajdowała się huśtawka zauważył, że ktoś na niej siedział. Tak, to była ona. Jak on dobrze ją znał. wiedział gdzie może ją znaleźć. Zauważył, że ma zamknięte oczy więc stanął przed huśtawką i kiedy się odbiła w jego stronę dotknął swoimi zimnymi dłońmi jej policzków. Zadziałało błyskawicznie. - Mam nadzieję, że już nie zapomniałaś do końca o swoim starym przyjacielu! nie widziałem cię wieki- no oczywiście jak zawsze trochę przesadzał, ale fakt faktem nie widział jej bardzo długo.
Znowu się zamyśliła i kolejna osoba potrafiłą ją zajść od tyłu. Czy ona aby napewno trafiła do odpowiedniego domu. Powinna być chyba raczej cały czas czujna, uważać na siebie, patrzyć przede wszystkim i nie pozwolić się zaskoczyć. Jednak tym razem i jemu się udało. Otworzyła szeroko oczy zaskoczona i ujrzała zadowoloną twarz Adama. Pokręciła głową uśmiechając się szeroko. Jak oni to robili, gdy tylko postanowiła sobie, że wróci do życia towarzyskiego, nie będzie się zamykać w bibliotece... to ONI wszyscy zaraz się pojawiali. Magia, po prostu. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła mocno. -Nie wieki, ale tak czy tak zdążyłam się stęsknić.- wyznała szczerze, po czym pociągnęła go na huśtawkę, usadziła najpierw Hendersona, potem pozwoliła sobie zasiąść na jego kolanach. W końcu byli najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Byle komu nie siadała na kolanach! Chłopak automatycznie zaczął ich huśtać. Czyli było zupełnie tak samo jak przed okresem, gdy się odrobinę od siebie oddalili... -Opowiadaj, co się działo. WSZYSTKO. Wiesz, że wiem kiedy coś ukrywasz albo mijasz się z prawdą.- powiedziała patrząc mu w oczy, a w rękach rwała sobie suchy patyczek, który zgarnęła przed chwilą z ziemii. To była po prostu sielanka. Czuła sie naprawdę bardzo dobrze. Chyba po prostu musi częściej robić to, co przynosi jej radość i szczęście. Samotność jej tego nie dawała, więc musiała się od tego uwolnić.
Kiedy dziewczyna usiadła mu na kolanach nawet nie drgnął tylko objął ją jedną ręką by w razie czego nie upadła. Zaczął ich bujać najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Doskonale wiedział, że dziewczyna wszystko rozpozna. Nadal nie zamierzał jej na razie powiedzieć niczego, ale to było wszystko nawiązane. A więc będzie trzecią osobą jakiej to powie. Rozwijał się chłopak! - Chciałbym urządzić bal. Chciałem najpierw ja zagrać, ale pomyślałem, że ludzie by pouciekali! Jay mówi, że lubi z przebraniami i tak dalej. Znasz mnie, nie chciałbym żeby to kogoś ograniczyło do przyjścia. Tak samo brak partnera/ partnerki. - powiedział i zmrużył oczy. - salę dałoby się wyciszyć tak by nauczyciele nie mieli wstępu, prawda? Przyszykowanie sali to dla mnie nie problem, wiele razy to robiłem. Po namowie Jay by zgarnął alkohol. Tylko ten zespół... Nie chciałbym by to puszczano z płyty. A i jeszcze żarcie i takie tam.. Jednak teraz dochodzi do mnie, że to nie taki dobry pomysł jak myślałem- powiedział. A co jeśli nikt by nie przyszedł? Albo by go wyśmiali z tym wszystkim i powiedzieli mu, że to tylko dla bogatych, rozpieszczonych dzieci?!
No, no... kto by pomyślał, że Adam tak się rozkręci. Wiedziała, że uwielbiał imprezki, ale wydawało jej się, iż w stałym gronie znajomych. Tutaj nagle bal... Bal poważnie i ogromnie brzmi. W sumie całkiem fajny pomysł, ale naprawdę wymaga wiele pracy i kilku dobrych dni przygotowań. Wiedziała bowiem, że będzie to wydarzenie, które wbrew pozorom zainteresuje dużą grupę uczniów. Tylko jakby im to wszystko przekazać, tyle że super tajniacko, ponieważ oficjalnie chyba się tego zrobić nie da. -Mówisz strasznie chaotycznie.- upomniała Hendersona. Kręcił coś, raz przechodził od muzyki, potem do jedzenia, potem jeszcze jej się wydawało, iż jego mina mówiła po prostu, że się podda i chyba jednak pomysł mu nie wypali. -Czemu akurat bal? - zapytała zaciekawiona, w sumie był to dość niecodzienny pomysł. Jeszcze maskowy, fajna zabawa. Lubiła takie imprezy, nikt nie będzie wiedział która to ona... Choć w sumie... chyba wszyscy ją rozpoznają. Nie miała talentu do ukrywania się, czy gry aktorskiej. Ewentualnie uratowałby ją naprawdę dobry strój. Może jakiejś księżczniczki, albo super bohaterki. Byłoby cudownie. -To ja mogę zająć się jedzeniem, bo ty zanim byś je dostarczył to nic by nie zostało.- zaśmiała się do Adama klepiąc go lekko po brzuszku, który ćwiczył chyba codziennie. Wydawało jej się, że pod jego kurtką jest po prostu stal przykryta puchem nakrycia. Sama chyba musiała wziąć się za siebie, bo strasznie chyba była zaniedbana. Więcej czytała niż chodziła na treningi. Ten to potrafił ją zmotywować. Jak nikt inny!
No i oczywiście musiało paść podstawowa pytanie "dlaczego bal"? wiedział, że się z tego nie wymknie i musiał jej powiedzieć. Chociaż nie wszystko, zdecydowanie nie. Chociaż... nie chciał się dusić ze swoimi uczuciami. Christa zawsze go słuchała i wiedział, że nie rozgada nikomu. - Byłem na durniu. Wiem, że gry tego typu nie pasują do mnie, ale poszedłem. Wylądowałem w sali z Clarissą, Jay i Zoe. Jednak oczywiście wygrałem- tak. Pochwalenie się to podstawa! Prawda? - pierwsza odpadła Zoe. A kapłanka postanowiła uciszyć Jay. Clarissa wypiła eliksir i zaczęła mówić od rzeczy. Nawet gdy zamieniłem się w diabła powiedziała, że jestem uroczy, wyobrażasz sobie? - tak, musiał wszystko opowiadać ze szczegółami! Nie mógł powiedzieć jej, że zaczął o niej myśleć w inny sposób! - no i powiedziała też, że chciałaby mieć bal.- dokończył. Oczywiście ominął fakt, że powiedziała jeszcze, że byłby doskonałym chłopakiem dla niej. Przecież bredziła, tak? Musiał szybko wybić ją sobie z głowy. Chociaż oczywiście łączyła ich tylko przyjaźń! - i uznałem, że to byłby niezły pomysł. Jednak myliłem się- potrząsnął głową. Kiedy go pomacała po mięśniach zaśmiał się. Oczywiście, że codziennie ciężko ćwiczył ty wyrobić sobie mięśnie. Nie chciał wyglądać jak smarkaty dzieciak. Chciał na kimkolwiek zrobić wrażenie, bo jeszcze żadna dziewczyna go nie zechce! Nie chciał zostać kawalerem do końca życia. Chociaż jeszcze nikt nie zwrócił na niego uwagi. Miał zrezygnować z tego? Nie.. Jesli dziewczyna chciała to mogła czasami z nim pobiegać. Tak poza treningiem oczywiście. Nie kazał jej juz robić żadnych dodatkowych ćwiczeń czy podnosić ciężarków. - nie zjadłbym! nie doceniasz mnie- dobrze, że chociaż się domyśliła, że bardzo pomoc jest mu potrzebna. normalne to robił imprezy dla najbliższego grona znajomych... ale chciał się poświęcić dla Clarissy. Ona tego przecież chciała! - a ty, z kim byś poszła gdybyś miała taki wybór?- zaciekawił się
Hmm... niezwykle interesujące, że to właśnie ich wspólna przyjaciółka tak bardzo wpłynęła na zachowanie Adama. Od zawsze widziała, że tych dwoje zaczyna łączyć coś więcej, ale przez dłuższy czas uważała, że te wszystkie przytyki są całkowicie przyjacielskie. Ona widziała czasami więcej, niż tej dwójce się wydawało. Może powinna w przyszłości jednak pójść na jakieś mugolskie, psychologiczne studia. Wszyscy by jej wszystko mówili i wiedziałaby wszystko, a trzeba powiedzieć, że Christa White lubiła widzieć. Czuła się wtedy jakoś pewniej. Poza tym pochlebiało jej to, że przyjaciele nie mieli przed nią tajemnic. -Wiedziałam, że zawrócicie sobie kiedyś w głowie. Nie martw się, ona jest już prawie twoja. Ale pomogę. - stwierdziła zadowolona schodząc z jego kolan, stając za nim i zaczynając chłopaka po prostu huśtać. Jeszcze nie daj Boże zjawiła by się tutaj Clarissa i zapewne strzeliłaby focha jak z Londynu do Hogwartu... Tak łatwo nie wywineliby się, ona to wiedziała. W końcu też była kobietą. Postanowiła jednak zrobić wszystko, żeby jak najszybciej zeswatać ze sobą swoich przyjaciół. Jakby się dłużej nad tym zastanowić to nawet bardzo do siebie pasowali. Byli by zgraną parą, a przede wszystkim jej bliską. Przecież nie ma dla niej nic lepszego jak dwójka, szczęśliwych przyjaciół obok niej. - Musimy zacząć od wyboru miejsca, gdzie byłaby impreza i kto miałby na nią wstęp.- zaproponowała, po czym zaczęła zastanawiać się nad pytaniem przyjaciela. W sumie odpowiedź była dla niej prosta. -Najchętniej poszłabym z tobą, ale Clarissa mnie zabije. Tak, więc poprosiłabym chyba Setha. - stwierdziła pewnie.Seth był również jej przyjacielem, odmiennej orientacji ale po prostu łączyła ich tak silna nić porozumienia, że mogłaby tak jak z Adamem spędzać całe dnie. Czasami żałowała, że chłopak woli mężczyzn, ale może w innym przypadku nie byłby taki sam jak jest. W każdym razie jeśli chodziło Hendersonowi o wyciągnięcie z Christy kto zawładnął jej sercem to... nikt.
Nie miał pojęcia, że tak to się potoczy. Nie zamierzał niż z tym robić. Chciał tylko dziewczynie sprawić przyjemność. Czy to coś złego? Wiedział, że bawiłaby się dobrze. W objęciach innego, z pewnością. A cóż, nie szkodziło przecież. Byli przyjaciółmi i miał to zepsuć? Nie było to w jego stylu. Marzenia to marzenia. Zaskoczony popatrzył jak dziewczyna wstała. nie chciał tego. W tej pozie było mu przynajmniej ciepło. ale cóż... nie zamierzał dziewczyny do niczego zmuszać. - Pomożesz? Gdybym chciał to bym sam zrobił krok w tym kierunku. Jednak myślę, że nasza trójka zawsze będzie wspaniałymi przyjaciółmi, prawda? Nic się nie zmieni. Zduszę to w zarodku - powiedział i się zaśmiał. - Wstęp by mieli oczywiście prawie wszyscy krukoni. No z kilkoma wyjątkami. Połowa gryfonów. Sporo wyjątków. Moja siostra i moja była?- wyrecytował, ale zdał sobie sprawę, że nie jest impreza a bal. Więc odchrząknął poprawiając się - wstęp wolny i żadnego nauczyciela?- zapytał. Uh, dlaczego wpadł na pomysł balu chociaż nigdy na żadnym nie był? To było beznadziejne. - co do miejsca to nie mam pojęcia. A ty jak uważasz?- zapytał ją. Widać było, że bardzo mądrze zaczęła o tym myśleć. O wszystkim myślała jak zawsze! - Z chęcią z tobą bym poszedł jak nie masz nic przeciwko.- powiedział. Albo Christa albo gitara. Nie zaprosiłby nikogo innego. A gitara mu jakoś nigdy nie odmawiała. Była wierna. Prawdziwa miłość. - No ale jak chcesz iśc z nim to idź- zapewnił ją i spojrzał na nią podejrzliwie.
Pokiwała głową na znak zgody, przecież KTO jak nie ona, miała mu pomagać nieprawdaż? Ale nie ukrywała, że będzie to trochę przygotowań wymagało. Najpierw będzie trzeba ogarnąć miejscówkę, zadbać oto, żeby nauczyciele jej nie odkryli. Przysporzyłoby im to chyba więcej kłopotów, niż sama organizacja imprezki. Bal... przecież to duże przedsięwzięcie. Czy on zwariował. Westchnęła jednak decydując się ostatecznie podjąć wysiłek ogarnięcia z nim tego tematu. -Na bal najlepiej nadaje się Wielka Sala, jednak nie widzę sposobu na organizację tam balu w tajemnicy przed gronem pedagogicznym. Od razu zauważą, że coś się tam dzieje. - poza tym przecież nie będzie chyba ich, aż tak wielu. Starała się jak mogła wymyślić coś najbardziej odpowiedniego, jednak dzisiaj nie był ku temu dobry pomysł. Zamyśliła się na chwilę nad słowami Adama. -Jak to zdusisz w sobie. Przecież widzę, że czujesz do niej coś więcej? Czy się mylę?- zapytała prosto z mostu. Nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę, robić mnóstwa wstępów i krępować się w rozmowie z przyjacielem. W końcu przyjaciel to osoba, której by się powierzyło własne życie, więc informacja op uczuciach jakimi darzyło się inną osobę, chyba nie trudno byłoby wyznać? Przecież ona nie zamierzała go oceniać, ewentualnie miała w planie pomóc zdobyć mu kobietę. -A skoro mnie zapraszasz, to zgadzam się. Przetańczę z tobą całą noc... no może na parę tańców pozwolę ci oddalić się do innych tancerek, ale to ja cię najbardziej wymęczę.- obiecała mu śmiejąc się. W końcu z kim jak z kim, ale razem bawili się przecież niesamowicie.
Czy on zwariował? Można to tak nazwać. To zdecydowanie było czyste szaleństwo, prawda? ale czy to dla Christy była nowość? Powinna się przyzwyczaić. Może i tak było? A moge ja tylko męczył swoimi głupimi pomysłami? Było oczywiste, ze cokolwiek by wymyślił ona nigdy się nie przyzna, że to głupota. Może to dlatego ją tak kochał? Może dlatego, ze była z nim mimo wszystko? Pewnie znalazłby się parę powodów. - Co z tego, że czuję. Czuję też coś do innego chłopaka, ale co z tego, skoro nikt mnie nie traktuje na serio?- zapytał i posłał jej uśmiech. Tak, doskonale wiedział co jest grane. Moze powinien odprawić ten bal tylko dla Christy, jego, Rose, Katherine i pewnego tajemniczego chłopaka? ale co by to dało? Olać to. Adam, ty lepiej się zajmij zaklęciami! żachnął się. Nie wiedział sam co już robić. To było cholernie dołujące jak dla niego. Sumienie mu podpowiadało, ze nie będzie żadnego balu! - w każdym razie nie czujemy do siebie tego samego, przeciez wiesz - wzruszył ramionami i wstał z huśtawki. Miał ochote powiedzieć "jak nie ta to inna. tego kwiatu to pół światu" ale wcale tak nie myslał. Wolał już przemilczeć to. - to jak. Idziemy coś porobić?
Dziewczyna zjawiła się wcześniej na miejscu między innymi po to, by nacieszyć się huśtawką i pobawić się na niej chwilę. Ostatnio jej życie było nieziemsko skomplikowane i bardzo intensywne, więc takie krótkie chwile radości były dla niej windą do nieba. Prawda była taka, że to spotkanie z Nathanielem miało jeszcze drugie dno, ale nie była w stanie napisać tego w liście, chciała z nim porozmawiać w cztery oczy bez żadnych przekaźników czy coś. Musiała mu wytłumaczyć pewną kwestię, a mianowicie list, który otrzymał od tajemniczej S.V. była w stanie powiedzieć mu prawdę? Lilith zatrzymała huśtawkę i wlepiła swoje zdezorientowane spojrzenie w ziemię, czuła się taka zagubiona. Nie ważne jak często mówiła wszystkim, że wszystko jest w porządku i jak długo udawała, że jest w stanie się śmiać i normalnie bawić, to jej ciążyło na sercu. Zniszczyła Vittori życie, ta wciąż była na nią zła i czuła się niepewnie w jej towarzystwie, bóg wie co jeszcze zrobiła w trakcie tej… zamiany. To jest straszne. Panna Nox wyprostowała się i uderzyła otwartymi dłońmi w policzki. Uśmiech – pomyślała, a jej twarz w ułamku sekundy wyrzuciła cały strach i niepewność. Pozostał szeroki uśmiech i roześmiane oczy. Tym razem nie miała zamiaru huśtać się mocno, tylko przesuwała się do przodu i do tyłu czekając na ślizgona.
Nate nigdy nie rzucał słów na wiatr, dlatego też mógł domyślić się, że prędzej, czy później będzie musiał spotkać się z Lilith, żeby udzielić jej lekjji kłamania. Bo serio, uważał ją za okropnego kłamcę, dlatego jako dobry uczeń zielonego domu, musiał jej pomóc! Z szerokim uśmiechem i naprawdę dobrym humorem, ruszył w stronę umówionego miejsca. Zawsze traktował tę dziewczynę jak swoją młodszą siostrę, choć czasami jej nadmierna energia była co najmniej przerażająca. Ale skoro już jej coś obiecał, a dzień miał całkiem dobry, to postanowił się nawet nie spóźnić, o! O dziwo całe jego życie powoli wracało do normy i po rozmowie z Edwardem, coraz mniej przejmował się całą sytuacją z Vittorią, a raczej nie był już tak wnerwiony jak przedtem. Okłamała go i to w wielu kwestiach, ale dopiero po kilku dobrych dniach doszło do niego, że dziewczyna nie ma w życiu łatwo, a on, jedna z niewielu osób, które chciały jej pomóc, zwyczajnie się od niej odwrócił. Właściwie zamierzał nawet się z nią spotkać i spokojnie porozmawiać, ale po ostatniej wymianie listów uznał, że lepiej będzie nieco odpocząć od tej całej afery i umówić się z nią, kiedy emocje opadną. Jak na razie spotkanie z panną Nox było najważniejsze, bo ktoś ją musiał nauczyć kłamać, proste. Już z daleka ujrzał Lilith, która z uśmiechem siedziała na huśtawce. Była chyba jedyną, tak pozytywną osobą, w całym otoczeniu Woodsa. -Hej mała!- krzyknął do niej już z daleka i energicznie pomachał ręką. Prawda była taka, że przy niej zawsze mógł czuć się jak dziecko, które może wszystko. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zmierzył dziewczynę wzrokiem- Moja sowa zdechła. Najwyraźniej nie wycelowała zbyt dobrze i uderzyła w mury szkoły, biedne zwierzę- powiedział naprawdę poważnie i nawet można powiedzieć, że było mu przykro- Dobra, kłamałem... widzisz jakie to proste- automatycznie się rozpromienił i posłał jej szczery uśmiech. Normalnie mistrz!
Słysząc z daleka znajomy głos dziewczyna wyprostowała się i rozejrzała uważnie. W końcu z daleka dostrzegła ślizgona widząc z jaką energią się z nią przywitał prawie sama zerwała się z miejsca i zaczęła mu machać. Zapomnij o wszystkim co złe i żyj chwilą, ciesz się drobnostkami, bo wszystko tak szybko znika. Takie nastawienie wybrała. Wolała wrócić do normalności, albo chociaż udawać, bo nie miała zamiaru wciągać wszystkich bliskich w to bagno… chociaż już to zrobiła. - Na Merlina?! Jakie biedactwo – przejęła się wstając z miejsca. Zasłoniła usta i wpatrywała się w niego w oniemieniu i ona go tu przyciągnęła, mimo tego, że przeżywał tragedię?! Zła Lilith, niedobra Lilith… Jednak słysząc kolejne jego słowa zamrugała kilka razy zdezorientowana i naburmuszyła się niezadowolona. Wyglądała jak mała dziewczynka, która nie dostała cukierka. Nox sprzedała mu kuksańca w ramię i zaśmiała się pod nosem. - Nate! Miałeś mnie uczyć, a nie chwalić się zdolnościami! – wydukała wciąż niezadowolona z tego, że tak po prostu dała się nabrać. No cóż była z niej naiwna dziewczynka, która nie umiała kłamać. Trzeba to było zmienić i to właśnie jest zadaniem Woodsa. Lilcia oparła dłonie na bokach i stanęła przed nim w pozycji mówiącej, że jest gotowa do tej ciężkiej i monotonnej pracy, nie sądzę, żeby udało jej się poczynić jakieś postępy, ale skoro Nathanielowi nie przeszkadzała ta syzyfowa praca, to w porządku. - To ja… Eee… – tak chciała na szybko wymyślić jakieś kłamstwo, ale jej nie wyszło i zamiast palnąć pierwszą lepszą rzecz to zaczęła się zastanawiać, a zamyśliła się tak głęboko, że zapomniała, że rozmawia z kimkolwiek.
Widząc jej minę, Nate poklepał ją po głowie, kręcąc swoim łbem na boki z niezadowoleniem. Nadal nie był pewien jakim cudem ta dziewczyna znalazła się w jego towarzystwie. Była tak urocza i bezbronna, że prędzej jego sowa zrobiłaby komuś większą krzywdę. Oparł ręce na biodrach i zrobił minę typu "jestem niczym twój starszy brat, który jest ewidentnie niezadowolony z twoich nieumiejętności kłamania", ale właśnie po to tu był! Szybko wyminął dziewczynę i usiadł na huśtawce, pokazując jej język. No skoro już Lilith wstała, to chyba mógł sobie tam usiąść, nie? Patrząc na jej próby, czegoś co prawdopodobnie miało być kłamstwem, próbował nie buchnąć śmiechem i wpatrywał się w nią z nadzieją, że coś wymyśli. Nie udało się. -Dobra, pierwsza rada, nie zastanawiaj się, wtedy od razu ktoś zorientuje się, że kręcisz- powiedział, wzruszając ramionami. Sam nie wiedział jak ma jej to wszystko wytłumaczysz, bo on robił to na co dzień i nie sądził, żeby podobnie było w przypadku panny Nox- Po drugie, powaga na twarzy, prędzej ci wtedy uwierzą- oznajmił ze swoją kamienną miną, a następnie się uśmiechnął. Mówiłam, że ma wprawę- Po trzecie, udawaj, że to co mówisz jest prawdą. Załóżmy ja osobiście uważam, że coś ukrywasz Lilith, jakiś sekret, o którym nikomu nie mówisz- wypalił z tym pewnie dość niespodziewanie i właściwie, to żartował, ale kto wie ile dziewczyna ukrywała, nie? Znów się rozpromienił i zupełnie nie przypominał człowieka, który przemówił przed chwilą. Odepchnął się od ziemi i lekko rozhuśtał. -To proste. Spróbuj- zachęcanie innych do kłamstwa, chyba nie był zbyt dobrym uczynkiem, ale gdyby na to nie patrząc, starał się jej pomóc, to chyba coś? Po chwili się zatrzymał i spojrzał na Lilith, biorąc głęboki wdech- Rozmawiałaś ostatnio z Vittorią?- zapytał, bo właściwie cała ostatnia rozmowa z nią nie poszła najlepiej i przecież mógł zapytać co dzieje się w życiu Salemki, poprzez dobre źródło, prawda? Taki był mądry!
Widząc jego minę, zaśmiała się pod nosem. Chcąc nie chcąc ta cała sytuacja była przezabawna. Nigdy by nie pomyślała, że ktokolwiek chciałby nauczyć ją kłamać. Zawsze uważała tą zdolność za niepotrzebną. Przecież kłamstwo było złe, co nie? Zwłaszcza jeżeli chodziło o bliskie jej osoby. Myśl, że ktoś może ją znienawidzić, albo może zranić kogoś tym kłamstwem… przerażała ją ponad przeciętnie. Może właśnie dlatego tak po prostu pozbyła się tej umiejętności. Wolała być szczera niż później zranić kogoś. Była w tym beznadziejna, nie umiała wymyślić niczego na poczekaniu, większość jej ‘kłamstw’ było wcześniej bardzo przemyślane, a kończyło się zazwyczaj na tym, że po prostu kręciła i nie mówiła po prostu wszystko, byleby nie skłamać! No i widzicie jak to jest. Lilith wpatrywała się w niego z uwagą, szkoda, że jeszcze nie miała pergaminu i pióra, by zapisywać każde jego słowo. Moment, w którym zaprezentował jej przykład z sekretem. Wiedziała, że nie to była tylko taka inscenizacja, ale… Jej mimika twarzy nagle się zmieniła, a ona posmutniała. Opuściła spojrzenie i wlepiła je w ziemię. Chciała z nim o tym porozmawiać, a równocześnie chciała milczeć na ten temat. Czuła jak ją rozrywa od środka to, co się właśnie teraz dzieje. Zerknęła na niego spod byka. Musiała coś szybko wymyślić, żeby chłopak o nic się nie dopytywał. - Ja… – wyszeptała i zawiązała dłonie przed sobą w dosyć nerwowym geście, nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, była zakłopotana – jestem w ciąży – rzuciła nagle i dopiero teraz na niego spojrzała. Nie minęło pięć sekund kiedy nie wytrzymała i zaczęła się po prostu śmiać. - Nie to było za głupie – parsknęła. Przynajmniej udało jej się odwrócić uwagę. Śmiała się i to bardzo, prawdopodobnie z miny chłopaka, która mogła pojawić się w tym momencie – nie dam rady Nate! To jest za trudne dla mnie – dodała pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. W końcu oparła się o drzewo i wzięła głęboki wdech. Dopiero teraz się uspokoiła i mogła z nim normalnie rozmawiać. No i znowu. Ze śmiechu spadli do rozmowy, na tematy dosyć trudne. Nox odwróciła wzrok opierając się przy okazji o drzewo. Nogą zaczęła kopać jakieś kamyczki. - Nie twarzą w twarz – jej mimika i ton same za siebie mówiły, że u niej tez nie było za dobrze w relacjach z salemką – ostatnio… nasze relacje się bardzo popsuły przez… – przegryzła dolną wargę – pewną osobę – chciałam też o tym z tobą porozmawiać - nie była w stanie wyrzucić z siebie słów, które tak bardzo chciała mu powiedzieć.
Ciężko było ją nauczyć kłamać, ale Nejt w sumie wiedział, że tak będzie. Cóż, zawsze mógł próbować, bo halo, on się nigdy nie poddaje. Miał nadzieje, że zapamięta jego rady i z nich skorzysta. Oczywiście zdradził jej swoje techniki, których się trzymał, aby jego słowa były przekonywujące. A dzięki temu było łatwiej, więc może przynajmniej przez to Lilith zyska jakieś umiejętności. W momencie kiedy się zatrzymał, popatrzył na pannę Nox jakby wyczekując, żeby coś mu powiedziała. Właśnie wtedy jakby posmutniała i Woods automatycznie pomyślał, że wszedł na jakiś drażliwy temat, a ostatnio cały czas mu to wychodziło. Oczywiście był już gotowy wstać i ją przeprosić, co pewnie bez problemu dało się wyczytać z jego zdziwionej miny, ale wtedy Lilith się odezwała i Nejta zamurowało. Merlinie, ona naprawdę miała jakiś sekret! Prawie się zerwał z huśtawki, nie wiedząc co ma zrobić? Gratulować? Mówić, że będzie super mamą? Ile ona właściwie miała lat? Ale wtedy dziewczyna się zaśmiała i Woods prychnął z niezadowoleniem, kładąc sobie rękę na klatce, w miejsce gdzie znajdowało się serce. -Dobra, chyba już potrafisz- powiedział i po chwili się uśmiechnął, ale trzeba przyznać, że go nastraszyła i to naprawdę- Szybko się uczysz, więc gdybyś w przyszłości chciała ukryć jakieś ciało, albo rzucić jakieś zakazane zaklęcie, to mów, w tym tez jestem mistrzem- oczywiście żartował, choć nigdy nie wiadomo do czego ślizgoni są zdolni i to należy zapamiętać. Aktualnie był całkiem zadowolony z ich lekcji, bo Lilith robiła postępy. Aż mu się łezka w oku zakręciła! -Mówisz serio, czy mnie wkręcasz?- zapytał po chwili, unosząc jedną brew do góry, jednak widząc jej minę cicho westchnął- Mówisz serio- stwierdził bardziej do siebie, niż do niej i znów na nią spojrzał- Jeśli coś się stało, to powiedz, mogę z nią porozmawiać- zawsze był skłonny zrobić wiele dla przyjaciół, nawet odbyć rozmowę ze swoją ex. Uśmiechnął się do Lilith próbując choć trochę dodać jej otuchy, wyglądała na naprawdę zmartwioną i to nie podobało się do Nejtowi.
Jemu łezka w oku się zakręciła, a ona była dumna ze swojego wyczynu. Tylko wystarczy, że następnym razem nie będzie się śmiać. O wiele łatwiej jej się to robiło, kiedy myślała o tym jak o żarcie, wtedy mogła kłamać jak najęta, ale kiedy doda tym słowom miano kłamstwa… no cóż było już o wiele trudniej. - Dobrze! – odpowiedziała prawie natychmiast i żeby Nate się nie zdziwił jak mała Lilith wyśle mu sowę z napisem: „Gdzie mam schować ciało?”. Zapewne później by się okazało, że chomik jej zdechł, a ona to przeżywa jak nie wiadomo co. Taka już była, przejmowała się aż do przesady. Teraz też tak było, w stosunku do Vittorii. - To jest bardziej skomplikowane niż się wydaje – wyszeptała widocznie zmartwiona całą tą sprawą. Musiała mu powiedzieć, to było naprawdę bardzo ważne. Ale jak to powiedzieć? – ty również dostałeś list od S.V. prawda? – niby zapytała, ale w jej tonie, było można wyczuć, że była tego w stu procentach świadoma. Dobrze wiedziała kto dostał od niej listy, Titi napisała to wielkimi literami mówiąc jej, że ma to wszystko naprostować. Może i to, co zrobiła Sephi było okrutne w stosunki do salemki, ale ona zmuszając małą Lilith do zrobienia tego… prawdę mówiąc przybliżała się do swojego oprawcy. Dziewczyna nie chciała chwalić się wszystkich o tym, że jest chora i nie panuje nad swoim ciałem. To nie było coś co można było powiedzieć tak o… a ona miała z tym wielki problem. Oprócz tego sam fakt, że powiedziała Brockway o tym wszystkim nic nie zmienił. Wciąż była dla niej obca. No tak… ponownie zaprzyjaźniła się z Orianą, więc już nie potrzebowała małej gryffonki. Oczywiście było to po części jej winą, ale czy na pewno? Przecież to, co robiła ona nie wchodzi w zakres możliwości panienki Nox. Nie wiedziała co się wtedy dzieje, dowiadywała się od osób trzecich co nie było takie proste. Mimika jej twarzy automatycznie się zmieniła. Postanowiła mu powiedzieć całą prawdę, a co za tym idzie, musiała wyłączyć wszystkie emocje. Kamienny wyraz twarzy, puste spojrzenie, które nawet nie zwracało na niego uwagi. Wyrzuciła wszystko, by być w stanie poruszyć ten temat. - Wiem kim jest S.V. – wydukała i kiedy zwróciła w jego stronę swe oczy, można było w nich dostrzec smutek, na twarzy pojawił się niepewny uśmiech – wiesz Nate, wiele się u mnie zmieniło od czasu naszej ostatniej rozmowy – dodała jakby to miało jej pomóc powiedzieć cokolwiek, coś więcej. Wstęp jakiś musiał być, nie mogła tak po prostu powiedzieć „to ja”, bo chłopak źle to zrozumie i nawet nie pozwoli jej skończyć. - Dowiedziałam się ostatnio, że jestem chora – dziewczyna odwróciła wzrok i wlepiła go w przestrzeń. Miała nadzieję, że to pomoże jej w jakikolwiek sposób – S.V…. ja mam podobno zaburzenie osobowości – wyrzuciła to w końcu z siebie i kiedy powiedziała te dwa słowa, poczuła jak wszystko z niej spływa. Policzki nabrały barw, mimika twarzy wróciła do normalności, znów była bardzo przesadzona i bardzo wyrazista, a oczy… trochę się zaszkliły, choć nie chciała tego powiedzieć – S.V. to moja druga osobowość – zaśmiała się pod nosem chcąc rozluźnić tą atmosferę, ale czy to było możliwe? A może chłopak uzna, że znów się bawi i go okłamuje? Po części to by tłumaczyło wiele rzeczy związanych z jej ‘nową’ relacją z Vittorią, ale z drugiej strony komplikowało to jeszcze bardziej. Ona ją kochała i wiedziała, że ma prawo być na nią zła. Oprócz tego Oriana… nie była już jej potrzebna, zwłaszcza po tym co się stało. Przez nią jej tajemnica wyszła na jaw… nie. To nie przez nią, a może jednak? To było męczące, gdy nie miała pojęcia jak interpretować to wszystko. Takie przerażające. Jessie wracaj szybko…
Całe te lekcje kłamania najwyraźniej dobrze się sprawdzały, może Nejt powinien otworzyć swój własny biznes? Mógłby uczyć innych tej jakże trudnej sztuki i jeszcze przy tym zarabiać! Cieszmy się, że lubił Lilith i nie kazał jej sypnąć paroma galeonami. Oczywiście był nie tylko dobry właśnie w tym. Te ciała też mógł ukrywać, bo nie wydawało mu się to zbytnio trudne, wszelkie włamywanie się po zakazane księgi, czy robienie jakiś morderczych eliksirów, też wydawało się być ciekawe. Aż zaczął się nad tym poważnie zastanawiać i już w myślach szukał jakiegoś kompana. W sumie panna Nox nie byłaby zła, ale jak na razie uczyła się kłamać, a tu przydałyby się lata praktyki. Serio, Nejt musiał nad tym pomyśleć, bo Hogwart ostatnio był naprawdę spokojną i poważną szkołą, co nie do końca przypadało Woodsowi do gustu. Oczywiście był pewien, że ich spotkanie będzie wesołe i kretyńskie jak zawsze, ale kiedy dziewczyna stała się poważna, nie do końca wiedział, czego może się spodziewać. Przyglądał się jej i nie próbował przerywać, chciał żeby powiedziała co leży jej nie sercu, bo w końcu zawsze mógł jakoś pomóc. -List... a tak, dostałem!- przez chwilę musiał pomyśleć, bo przecież to było już trochę temu. Co prawda to nadal lekko przerażało bruneta. Cała ta sprawa z listem była dość tajemnicza, nagle jakaś osoba postanowiła mu sprzedać ploteczki o Titi, które okazały się być prawdą. Przez kilka dni po otrzymaniu wiadomości, próbował się czegoś dowiedzieć, jednak szybko zwątpił i sądził, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Jakby na to nie patrząc, tajemnicza osoba przekazała mu dość ważne informacje. Dlatego Nejt cały czas patrzył na Lilith jakby wiedział, że ona może mu z tym móc. Nie mylił się. Jego brwi uniosły się ku górze, a chłopak zdawał się być zaskoczony tym do mu powiedziała. Panna Nox okazała się być osobą, która wyjawiła mu co skrywa Titi. Nie chciał teraz zadręczać jej pytaniami, bo wiedział, że to nie zadziałałoby dobrze. Zwyczajnie się do niej przybliżył i ją przytulił, kładąc brodę na czubku jej głowy. -Lilith, będzie dobrze. To nic strasznego- co prawda, pewnie myślał co innego, bo to co powiedziała brzmiało dość przerażająco- Vittoria na pewno rozumie, dlaczego wysłałaś listy i to nie jest twoja wina- powiedział, jakby rozmawiał z własną siostrą i naprawdę się martwił. Znał ją, była wiecznie uśmiechniętą osobą, a teraz? Po chwili odsunął się od niej i położył dłonie na jej barkach, orz tym patrząc w jej oczy. -Jesteś twarda, dasz radę. Zresztą masz mnie, Jay'a i wiele innych osób, które są przy tobie- powiedział i lekko się uśmiechnął chcąc dodać jej otuchy, choć sam w głowie miał milion pytań.
To nie była prosta sytuacja. A tym bardziej słowa: „będzie dobrze”, „to nic strasznego”, nie były odpowiednie. To było przerażające i sam fakt, że myślała o całej sytuacji przyprawiał ją o gęsią skórką. Ma problemy psychiczne, ktoś nienawidzi jej tak bardzo, że chce ją za wszelką cenę zniszczyć. Nawet jeżeli miała wsparcie najbliższych, to nie mogła ich prosić o pomoc. To nie jest coś z czym może sobie ktokolwiek poradzić. Bardzo długo i intensywnie myślała o tym co zrobić w tej sytuacji. Przez myśl przeszło jej nawet wyjechanie do Munga, by to tam się nią zajęli do porządku, ale nie była w stanie tego zrobić. Bez względu na wszystko nie chciała tego robić. - Yhym – przytaknęła i spojrzała mu głęboko w oczy. Nie wierzyła w jego słowa, nie wierzyła w to, że będzie lepiej. Jednakże nie mogła rozpaczać, nie mogła się smucić i dołować, to nie była ona. Wszyscy znają ją jako osobę, która bez względu na trudności uśmiecha się i cieszy drobnostkami. Taka musiała pozostać, chociaż przez czas bycia przy świadomości. Co by było gdyby ona zniknęła? Chciałaby, by bliscy zapamiętali ją jako Lilith, wiecznie uśmiechniętą, dziecięcą, niezdarną i słodką Lilith. Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, jednak nie był wypełniony radością i wielkim entuzjazmem. W tym uśmiechu można było dostrzec gnębiące ją uczucia. Smutek, ból, cierpienie, samotność, niepewność. A jednak również w tym całym koszmarnym połączeniu znalazła się kropelka nadziei i to właśnie ona rozświetlała jej twarzyczkę pomimo wszelkich zmartwień. - Boję się, wiesz? – powiedziała szczerze zamykając oczy. Jej dłonie powędrowały na klatkę piersiową. W ciszy skupiła się na tym, jak jej serce bije i wczuła się w ten rytm – Nie chcę nikogo więcej ranić, nawet jeżeli sama tego nie robię – przerwała w końcu tą cisze i uchyliła powieki wlepiając spojrzenie w podłożę – nie chciałabym, żeby ona wykorzystywała moich bliskich – nie mówiła tego wszystkiego bez powodu, po prostu pragnęła, za wszelką cenę pragnęła, by był on tego wszystkiego świadomy. Jako osoba bliska jej sercu i ważna w jej życiu – chciałam po prostu, żebyś wiedział o tym wszystkim – nie chcę, byś się o mnie martwił, nie chcę byś mnie rozpieszczał. Możesz mnie znienawidzić, możesz mnie porzucić, ale chcę, żebyś wiedział, że mimo wszystko jesteś dla mnie ważny, nie chcę Cię stracić, wiesz? – jej myśli wędrowały po cienkiej granicy świadomości. Była tego świadoma, a równocześnie nie wiedziała, że te myśli należą właśnie do niej.
To prawda, sytuacja nie była łatwa i pewne żadne słowa nie były w stanie tego polepszyć, a przynajmniej w tym momencie. Mógłby wmawiać jej, że będzie dobrze i wszystko wróci do normy, robił to w jakimś stopniu i naprawdę chciał aby tak było, ale kto wiedział jak wszystko się ułoży? Najważniejsze było, aby wszystkie bliskie dla niej osoby ją teraz wspierały. Co zależało też od faktu komu panna Nox właściwie powiedziała o swoich problemach. Nate pewnie na jej miejscu starałby się zataić prawdę przed całym światem i z uparciem twierdziłby, że nic mu nie jest. Obawiał się, jak mogło być z Lilith. W końcu wszyscy postrzegali ją jako wyrośnięte dziecko, które wiecznie się uśmiecha i jest szczęśliwe. Wiedział też, że wolała sprawiać pozory, że tak jest, niż mówić o swoich problemach, co doskonale rozumiał, ale z drugiej strony sądził, że długo nie da się tak ciągnąć. Nie miał zamiaru jej teraz robić wykładów na temat tego wszystkiego, jak mówiłam, ważne było aby ludzie przy niej byli i ją wspierali i on też powinien to robić. Nie było łatwo, bo wręcz coś zakuło go w sercu, kiedy widział jak dziewczyna mówi o swoim problemie, a dokładnie z jakim bólem to robiła. -Oczywiście, że się boisz, to normalna reakcja- oznajmił, bo przecież nawet odważni uczniowie czerwonego domu, czuli strach- Lilith, ty tego nie robisz. Nie możesz się za to winić. A jeśli ktoś tylko spróbuje stwierdzić, że to twoja wina, to uwierz zajmę się tym- dobra, po prostu nie mógł stłumić swojego ślizgońskiego charakteru, ale naprawdę był skłonny zrobić wiele dla przyjaciół. A skoro najważniejsze było wspieranie dziewczyny, to nikt nie powinien tego zakłócać. Posłał jej kolejny lekki uśmiech, bo wiedział, że dziewczyna w jakimś stopniu musi się z tym zmierzyć sama. Tak naprawdę nikt nie będzie w stanie przekonać jej, że to nic złego, dopóki sama nie dopuści do siebie tej myśli. -Jak dużo osób wie?- przypuszczał, ze zaledwie garstka najbliższych przyjaciół i w tym przypadku chyba tak było najlepiej- Wiem, że już mówiłem, że możesz na mnie liczyć, ale muszę jeszcze dodać, że nie żartowałem Lilith. Będę przy tobie zawsze, okej?- co poradzić na to, że odkąd pamiętał przypominała mu siostrę? Bliską osobę, która zaginęła z jego winy? Jeśli cokolwiek stałoby się pannie Nox, to pewnie nie byłby w stanie sobie tego wybaczyć. Wcześniej sądził, że to niemożliwe, w końcu była najbardziej szczęśliwą i niewinną osobą jaką znał. A teraz najwyraźniej wszystko dość mocno się zmieniło.
Wyszedł z podziemi idąc obok Ślizgonki i to w dodatku jakiej... Nic dziwnego, że przyglądali się im z zaciekawieniem. Angielka ostatnio robiła mętlik w głowie niejednemu facetowi, a teraz szła sobie razem z Puchonem. Zresztą z którym to legenda głosi, że kiedyś była. Dlatego wolał wyjść z szkoły jeśli chcieli na spokojnie porozmawiać, chociaż coś mu mówiło, że to nawet w najmniejszym procencie nie będzie przypominało spokojnej rozmowy. Kierował się w stronę wzgórza z huśtawką. Ale droga tam nie należała do najkrótszych, więc to od dziewczyny zależało, czy zacznie rozmowę już teraz gdzieś po drodze, czy też przemaszerują ten kawałek drogi milcząco. Zawsze mogli pogadać o pogodzie, by to zabić czas, albo też w spokoju zebrać wszystkie myśli i przygotować się do rozmowy na tamten temat.
Poczuła się tak, jakby właśnie dostała z liścia w twarz. Ale chłopak dał się jej poczuć tak, jak wtedy, kiedy to ona na niego nakrzyczała, odwróciła się na pięcie i po prostu odeszła. Opuściła bezradnie ręce a jedynym to czuła jak głupi wyraz twarzy właśnie wskakuje na miejsce złości, wcześniej na niej wymalowanej. Mocno go obraziła? Te słowa spowodowały, że czuła, jak niewidzialna dłoń ściska jej wnętrzności. Wbrew pozorom nie chciała go ponownie stracić i nie chciała mieć w nim wroga. Podświadomie czuła, że na ten moment byłby jedyną osobą, która wstawiłaby się za nią w jakiejkolwiek sytuacji, ale właśnie - tak tylko czuła. W rzeczywistości mógłby dalej udawać, że się nie znają i to też wcale by jej nie zaskoczyło. Miał prawo, zwłaszcza po tym, jak wykrzyczała mu w twarz, że nie chce go znać. Na samo wspomnienie tamtej kłótni na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Puchon był kilka metrów przed nią. Myślała, że chce sobie pójść i nie nawiązywać konwersacji, ale ponaglające spojrzenie jakie rzucił jej na koniec trafiło w nią jak grom z jasnego nieba. Droga na huśtawkę była długa i upłynęła w milczeniu. Angielka jedynie czuła na sobie spojrzenia kolegów ze szkoły i czuła jak płonie od środka słysząc szeptanie sobie na uszka. A to wielka atrakcja, doprawdy. Prawdopodobnie ktoś mógł pomyśleć, że i właśnie Puchona owinęła sobie wokół palca, by pobawić się nim a potem porzucić, jednak tym razem ich miny na to nie wskazywały. W zasadzie w ogóle na nic nie wskazywały, poza tym, że jest między nimi bardzo gęsta atmosfera, którą można było kroić nożem. I szli, i szli... i w końcu po kilku minutach dotarli na huśtawkę. Nie ukrywając swojego zaskoczenia tą lokalizacją, spojrzała na chłopaka, jednak nie skomentowała tego. Od razu uderzyły w nią wspomnienia, na szczęście te miłe; to właśnie tutaj skończyli swoją pierwszą randkę i pocałowali się. Pamiętała, bo pierwsze pocałunki podobno pamięta się na całe życie. Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym usiadła na huśtawce i wbiła wzrok w czubki swoich butów. - Dobrze. Teraz możemy spokojnie porozmawiać - stwierdziła. - Nie ma tu nikogo, rozglądałam się prawie całą drogę - nie chciała za wszelką cenę spoglądać na Norberta, więc jedynym co zrobiła było rozmasowanie obolałych skroni. Czuła, że znowu będzie mieć bliskie spotkanie z migrenami. To właśnie one, poza kotem, towarzyszyły jej przy każdej fali złości, która odbijała się bardzo na jej zdrowiu. Kiedyś pewnie umrze na zawał serca. - Proszę, wytłumacz mi, a ja nie odezwę się ani słowem ani nie ucieknę - poinformowała go w razie, gdyby chciał zmienić zdanie. Właściwie o co to całe zamieszanie? Krótko mówiąc o nieporozumienie. Pod koniec ich związku zobaczyła sytuację dla niej dwuznaczną w roli głównej z inną dziewczyną a na domiar złego usłyszała wyrwaną z kontekstu rozmowę. Zareagowała zbyt mocno, naskoczyła na Puchona i nie dała mu dojść do słowa. Powiedziała o kilka słów za dużo, kilka bardzo bolesnych słów. Teraz, gdy sobie o tym przypomniała spotulniała jak baranek.
Mimo wszystko nie chciał jej w jakikolwiek sposób ranić jeszcze bardziej. Nie pomagał mu jednak w tym fakt, że sama chciała i o to się prosiła, chcąc by wyrzucił z siebie wszystko co miał jej do powiedzenia. Miał się wytłumaczyć z tego co tam robił, z tego, że przestał o nią walczyć, że przestał ją kochać. Bo niestety już dawno przestał o niej myśleć w każdej wolnej chwili, odpływać myślami wykonując jakieś zadania, które wymagały skupienia. Przestał interesować się tym co u niej słychać. Wtedy to też się przeniósł do swojego obecnego mieszkania, swojego pokoju, kanapy. Dość szybko znalazł inną dziewczynę do której to zaczął wzdychać, rozmyślać w każdej możliwej okazji. Nie zaprzątając sobie innymi kobietami myśli. I tak kiedyś było też w przypadku Andrei, to tylko tę Ślizgonkę miał w głowie i w sercu. Jest jakimś dziwnym przypadkiem, który to jeśli kocha, to kocha na zabój. Jeśli nienawidzi to pokaże to w każdym słowie, każdym geście. A jeśli już nie kocha to też nie będzie udawał, że jest inaczej. Nie da złudnych znaków, że jeszcze może istnieć jakaś szansa. Jednak on wcale mimo wszystko Angielki nie znienawidził, nadal ją lubił. Ale tylko lubił. Stąd też postanowił dzisiaj się do niej odezwać kiedy to się spotkali. Po tak długim czasie chciał przerwać tę dziwaczną ciszę jaka się miedzy nimi utrzymywała od ich rozstania. No ale jednak przestał już coś do niej czuć i wyglądało raczej na to, że tamto uczucie zostało zduszone, płomień całkowicie już zgasł, a palenisko zdeptane i rozkopane. Sam nie wiedział dlaczego wybrał to miejsce. Może to było ich takie wspólne? Miał co do niego sentyment i uznał, że skoro większość ich wspomnień miało miejsce w tym miejscu to i ta rozmowa powinna się odbyć tutaj. Nawet jeśli będzie miała popsuć uczucia co do tego wzgórza. W końcu dotarli pod drzewo, jak się spodziewał dziewczyna zajęła huśtawkę, a on jak zwykle swoje miejsce - pień gruszy, o który to się opierał plecami. To na niego zrzucał cały ciężar jaki na nim spoczywał, by to oczyścić swój umysł od wszelkich innych myśli i skupić się wyłącznie na tej rozmowie, na huśtającej się dziewczynie. Uśmiechnął się mimowolnie, bowiem przyszedł mu do głowy dość zabawny pomysł. Mógłby napisać na ich podstawie książkę. Dziewczyna na huśtawce - Pomyślał uznając, że to nawet spoko nazwa dla tego dzieła. Szybko jednak to odeszło gdzieś na bok, bowiem musiał sobie przypomnieć tamtą sytuację. - No dobra - rzekł szybko i złapał kilka głębszych wdechów. Ucieszyło go oświadczenie Ślizgonki o tym, że wysłucha go do ostatniego słowa. - Pamiętasz tamtą dziewczynę co nie? - Zaczął pewnie trochę głupio, bo zdecydowanie Andrea ją pamiętała, ale z jego punktu widzenia nie było to, aż tak bezsensowne pytanie. Bowiem on już nawet nie pamiętał jak wyglądała tamta dziewczyna, ani czy w ogóle jeszcze chodziła do ich szkoły. - Chodzi o to, że dość mocno się z nią pożarłem, pokłóciłem i doszło do rękoczynów. Oczywiście z jej strony, bo dobrze wiesz, że ja nigdy nie podniosę na żadną kobietę ręki. Starałem się więc ją złapać i przytrzymać do momentu aż się nie opanuje. Ta jednak nie chciała się poddać i starała się mnie kopać. Więc zablokowałem ją bardzo dokładnie, przez co mogło to tak wyglądać jakbyśmy się obściskiwali. I tutaj jak najbardziej rozumiem twoją złość i gniew kiedy nas zobaczyłaś. Bo pewnie jakbym stał na twoim miejscu to też bym się wściekł- powiedział to wszystko wpatrując się gdzieś w dal na taflę jeziora. Jakby to tam widział całą tę scenkę. Jakby to ono wyświetlało jakiś film, a on opisywał co widzi. Dopiero na koniec tej opowieści spojrzał się na dziewczynę na huśtawce. Spojrzał się głęboko w jej błękitne oczy unosząc jeden kącik ust. A raczej to sam mu drgnął na kilka sekund. - Twój widok dopiero uspokoił tamtą babę... Która to jeszcze wykorzystała sytuację i jeszcze mnie pocałowała. Odepchnąłem ją, ale już było za późno. Osiągnęła swój cel. I nie dość, że ona mnie nienawidziła, to spowodowała, że i ty mnie znienawidziłaś. - Po tych słowach przeczesał białą burzę włosów i kucnął wbijając oczy w ziemię w której to zaczął grzebać kawałkiem gałązki leżącej obok jego buta. - Resztę już znasz. Próbowałem ci to wytłumaczyć, ale nie chciałaś dać mi dojść do słowa. A jak się później dowiedziałem na domiar złego, ta suka kłamała ci później co tam robiliśmy podsycając jedynie twoją nienawiść. Chciała zniszczyć mi życie i się jej udało. Chociaż to jeszcze nic, bo tamtą dziewczynę miałem i mam gdzieś i to co o mnie myśli. Najbardziej bolało mnie to, że jej uwierzyłaś, a nie mi. I to miałem na myśli mówiąc, że mnie uraziłaś. Znasz mnie przecież bardzo dobrze, wiesz jak podchodzę do dumy i że gardzę takimi osobami. A skoro uważałaś mnie za równie takiego śmiecia jakim bym był postępując tak, mogłem rozwiązać tylko w jeden sposób. Odpuścić sobie i nie pogarszać jeszcze bardziej swojej sytuacji i twojego zdania na mój temat. Głupie? Być może, ale pewnych spraw nawet ja nie jestem w stanie zapomnieć. - dokończył odrzucając gdzieś na bok połamany już patyczek, bo tak mocno nim żłobił dziurkę w piachu, że ten zdążył się połamać trzy razy nim skończył mówić. Teraz znów spojrzał na wychowankę domu węża.
Słuchała uważnie tego co miał do powiedzenia i tak jak obiecała - nie odezwała się ani słowem ani nawet nie wykonała żadnego ruchu, który mógłby spowodować, że chłopak przestanie mówić. Słuchała i z każdym kolejnym słowem czuła jak niewidzialna ręka mocnej zaciska się na jej wnętrznościach, próbując je wyrwać ze środka. Serce? Od dawna sądziła, że nie ma normalnego serca, tylko jakiś obcy podrób, na dodatek teraz rozdrapywany zardzewiałym widelcem. Nigdy nie miała zawału, ale to chyba było gorsze uczucie. Oczywiście starała się nie dać po sobie tego poznać na zewnątrz, jednak odwróciła wzrok, wlepiając go gdzieś w dal. Pamiętała każde słowo z ich kłótni, nawet jeśli to było tak dawno temu, że powinna zapomnieć i rany powinny się zagoić. To ile potem wypłakała łez też pamiętała. A potem łzy się skończyły (i od tamtej pory nie pojawiły się do dzisiaj) i pozostała jedynie gorycz i złość, bardziej na siebie, niż na chłopaka, że nie pozwoliła mu się wytłumaczyć. Zastanawiała się czy gdyby wtedy porozmawiali, czy to cokolwiek by zmieniło. Zacisnęła zęby, próbując uspokoić sprzeczne emocje, które nią władały a było ich sporo: przez złość, gorycz, smutek do całkowitego rozpadu na kawałeczki. - Rozumiem - stwierdziła biorąc głębszy oddech. Z tego co się orientowała tamta dziewczyna już nie chodziła z nimi do szkoły, więc nie mogła pójść, by tak po prostu po roku dać jej w pysk. Zamilkła na dłuższą chwilę, jakby chciała przemyśleć co mu powiedzieć. Bo nie miała niebieskiego, czerwonego, bladego ani nawet zielonego pojęcia. W końcu jednak poczuła jak dopada ją słowotok. - Wiesz jak się poczułam? Pamiętasz jak traktowała mnie matka i jaki mam charakter. Powinieneś przewidzieć, że mogę tak zareagować. Wiesz dlaczego jej uwierzyłam? Bo ty odpuściłeś. Powiedziała, że już dawno chciałeś mnie zostawić, ale w sumie nie umiałeś, bo było mi cię żal. A ja nie potrzebowałam kogoś, kto jest ze mną z litości i żalu - dopiero teraz odważyła się ponownie spojrzeć na Puchona. Oparłszy się bokiem o grubą linę huśtawki, przetarła dłonią rozgrzane od środka policzki. - Przepraszam, nigdy nie powinnam była ci powiedzieć, że cię nienawidzę... - z trudem przeszły dziewczęciu przez gardło te słowa, ale były szczerze. Słowa bolały bardziej niż czyny i ona próbowała zranić go wtedy chyba umyślnie. Idiotka. Wydarzyło się nawet coś, czego nie kontrolowała, choćby bardzo chciała. Po ponad roku odblokowały się jej kanaliki łzowe, czego nie była świadoma dopóki pojedyncze łzy nie ściekły po jej zaróżowionym policzku. - Przepraszam, bardzo żałuję tego jak się zachowałam - powtórzyła się, szybko zakrywając dłońmi twarz. Najwidoczniej socjopatyczna Angielka przeżywała w tym momencie katharsis, co wcale nie umacniało jej pozycji silnej i niezależnej w oczach Puchona. W zasadzie chłopak był też pierwszą osobą, którą przepraszała szczerze w swoim życiu. Po siedemnastu latach. Istotnie, piękny wynik.
Bał się trochę tego jak zareaguje na to co powiedział dziewczyna dlatego tak mocno i uważnie wpatrywał się w twarz brunetki. A raczej próbował, bowiem odwracała ciągle od niego głowę. Czuła się skrępowana kiedy to ich wzrok się krzyżował? Więc pewnie czuła się źle z tym, co się wtedy stało. Pewnie dlatego z tego samego powodu kiedy to opowiadała o tym jak ona się czuła on też wpatrywał się w ziemię zamiast w dziewczynę. Do momentu, aż nie padły słowa o byciu z nią z rzekomej litości. - Ale bzdury. Kochałem cię An, jak pojebany, jak jakiś wariat, świr. Zapatrzony tylko w ciebie. - Mruknął, podnosząc się znów na wyprostowane nogi. Patrzył się na zawieszoną swoim ciałem Angielkę na linie huśtawki, na jej wyraz twarzy, na łzy spływające po jej policzku. I coś go ścisnęło w brzuchu, ogromne poczucie winy. Ruszył do niej i zatrzymał się przed nią, objął i przytulił mocno do siebie. - Ja również, bardzo, bardzo mocno przepraszam, że się poddałem. Widocznie Tiara miała rację wrzucając mnie do Puchonolandii. Jestem słaby, skoro tak szybko odpuściłem - wymruczał cicho do dziewczyny spoglądając jej w twarz po tym jak delikatnie się od niej odsunął. Złapał za policzki ocierając je z kropel płynących od kanalików łzowych. - I wiedz, że wybaczam wszystko. Nie chcę się z tobą kłócić ani chwili dłużej, nie chcę cię mijać na korytarzu jakbyśmy się nigdy nie znali - powiedział kucając teraz przy niej i starał się jak tylko mógł by powycierać jej policzka. Nie przejmował się tym, że teraz nie wyglądała przed nim jak niezależna, silna kobieta, która sama może zwojować cały świat. Znał ją zbyt bardzo dobrze i wiedział, że taką ściemę to może wciskać całemu światu, ale nie jemu, bo on i tak znał prawdę. I wiedział, że nawet ta socjopatka posiada delikatność, którą to zakrywa setką innych masek i pozorów. A jak widać on nawet teraz potrafił przebić się bez problemu przez ten mur, rozpierniczyć każdą barykadę stojącą mu na drodze do prawdy.