W krętych podziemnych korytarzach można znaleźć wiele opustoszałych pomieszczeń. Nie brakuje tu więc także od wieków nieużywanych klas. Jedna z nich znajduje się w krętych lochach. Jej wnętrze jest dość niewielkie i zwykle pogrążone w zupełnym mroku. Poniszczone i zakurzone ławki ułożone są jak w aulach, natomiast ściany zdobią jakieś stare obrazy na których nie znajdziesz żywych postaci. Nawet one opuściły to miejsce. Niełatwo tu dotrzeć, ale ma to też swoje plusy, istnieje naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że jakiś inny uczeń w tym samym czasie będzie chciał odwiedzić to miejsce.
-Wiesz, nie będę pytała... Zamarłam widząc jak Aleksander po wypiciu odrobiny płynu nabiera nowych sił. Ten eliksir nie był zwyczajnym lekiem, w nim było o wiele więcej. Mogłam się w duszy założyć, że sporo z pogranicza czarnej magii. - Mam nadzieję, że nie będzie się to często zdarzało. Ale jeśli mogę ci coś poradzić. Noś odrobinę w kryształowej fiolce przy sobie przykładowo na łańcuszku. Ja na twoim miejscu tak bym zrobiła. Mówiąc to usiadłam na stole, tam gdzie zwykle. Już się przyzwyczaiłam do tego miejsce, było dla mnie jak drugi dom.
Zamknął fiolkę i oczyścił czarkę po czym używając już różdżki odesłał je do apteczki, zamykając ją. Wstał i podszedł do szafki z herbatami i ziołami i ziarnami kawy, wyciągnął paczkę ziaren kawy kolumbijskiej i paczkę herbaty różano wanlijowej, Berth pojawiła się jak na zawołanie zabierając ze sobą ziarna kawy. Kiedy on sam podszedł po imbryczek i dzbanuszek do herbaty dla Sigrid. -Szczerze też na to liczę- uśmiechnął się zalewając jej herbatę-ale nosić go ze sobą to zbyt niebezpieczne jest niestabilny wolał bym by nikogo nie skusił, o jej istnieniu wiesz teraz tylko ty i ja na terenie tego zamku. Podał jej filiżankę z Herbatą, siadając w fotelu obok na stoliku zjawiła się filiżanka z mocną i aromatyczną kawą i dzbanuszek z mlekiem i brązowym cukrem.
Przyzwyczaiłam się już do jego dystansu, tak jak on do moich "wyskoków" i humorów. Co ciekawe mogłam z nim pomilczeć w spokoju, nie obawiając się przy tym bólu głowy. -Dzięki. Odpowiedziałam biorąc do ręki filiżankę z parującym aromatycznym płynem. - Kiedy rozpoczniemy dalsze badania nad farbą? Nie wzięłam dzisiaj torby, ale mam już hennę. Upiłam łyka rozkoszując się różanym aromatem, który po chwili przeradzał się w waniliową gorycz przemieszaną z słodyczą.
Usiadłem w fotelu słodząc kawę trzema łyżeczkami cukru i dolewając mleka, wymieszał i rozsiadł się. -Może trochę później wolę nie podchodzić do tego za szybko jak na razie sprawdzam wszystkie możliwości działania i skutków ubocznych, trochę dywagacji i przeszukiwania starych zapisków, ogólnie nudna robota teoretyczna na tą recepturą- wziął łyk kawy. Wolał jej nie mówić że ta receptura może nieść za duże konsekwencje i sam wolał poczekać choćby jeden cykl księżyca przed nowym wymalowaniem symboli. - A tak przy okazji jak Ci się z nimi żyło, to jest symbolami i tarczą.
Zastanowiłam się, aby móc dokładnie opisać mu to uczucie. - Na początku, zaraz po namalowaniu ich i pierwszym zaklęciu trochę się rozgrzały. Pozostały takie, co ciekawe, do ich całkowitego zmycia w łazience. Prócz tego nie zaobserwowałam jakiś znaczących różnić. Chciałam dokładnie opisać ich temperaturę. - Wiesz temperatura ciała człowieka z reguły jest dość stała, one były równie ciepłe jak podczas bardzo wysokiej gorączki, ale nie było to nieprzyjemne wrażenie. Raczej dość przyjemne i uspokajające. Zdecydowanie nie było to normalne, biorąc pod uwagę, że miała to być farba. Myślę jednak, że nie było to złe. Żadnych zmian na układy w ciele nie zaobserwowałam . Podobnie jeśli chodzi o wpływ na umysł. Natomiast jak ty zareagowałeś? Co czułeś?
Sięgnął po notatnik i zapisał odczucia Sigrid kolejne dane, zawsze ilość danych jest niewystarczająca, przeczytałem je zatapiając się w myślach po paru minutach się ocknąłem. -Tak tak - kiwał głową pociągnął łyk herbaty- Wszystkich detali może nie będę zdradzał ale na moje specyficzne szczęście mam tą tarczą na sobie w tym momencie nowy bandaż przykrył cześć symboli i tak się zachowały mimo normalnej egzystencji higienicznej- uśmiechnął się- wiesz muszę je zmieniać co jakiś czas a że są wodoodporne to ochroniły fragment symboli. Już myślałem że miałem gorączkę a tu sprawa wyjaśniona, kiedy Berth zauważyła ślady farby znikające pod bandażem okrywającym moją prawą łopatkę.
- Nie wnikam, ale kąpiel czasami odpręża i podobno jest zdrowa . Uśmiechnęłam się złośliwie znad parującej filiżanki. Lubiłam doprowadzać ludzi na skraj nerwowej desperacji, kochałam się droczyć. Zresztą moje poczucie humoru również daleko odbiegało od normalności. - Chyba, że nie lubisz samotnych kąpieli. Zawsze mogę umyć ci plecy. Tym razem mówiłam już to poważniej, nie raz w przeszłości pływałam w jeziorze z kuzynem. Bynajmniej nie przejmowaliśmy się czymś takim jak ubrania, a był przecież parę lat starszy.
-Wolę prysznic jeśli o tym mowa, kąpiel jest dla mnie nie wskazana- podniósł prawą ręką- Ale bez takich bo mnie kuzyn będzie po szkole gonił. Jego gałąź klanu zawsze należała do tych bardzo wylewnych i tym bardziej trudno to określić.-Napił się ponownie- raczej trudno to określić w słowach powiedzmy że preferuje spokojną egzystencję na uboczu w której wolałbym nie widzieć jeszcze jednej osoby planującej zemstę na mojej i tak już osłabionej i schorowanej osobie- puścił jej oko uśmiechając się szelmowsko- przecież nie chciałabyś mieć na sumieniu biednej duszyczki lub wojny którą byś rozpętała
- Ja nie rozpętałam jeszcze żadnej wojny.... Zastanowiłam się. - No może jedną, ale osoby w niej uczestniczące nawet nie mają ochoty mnie zaatakować. Zaśmiałam się przypominając sobie tego zblazowanego gryfona, który to wszystko zaczął. Boże ależ byłam idiotką, uniosłam się honorem i teraz mogę za to zapłacić. Swojej natury jednak tak łatwo nie zmienię. - Zresztą jakbym porozmawiała z Natanielem to może by się zgodził.
- Aha to w takim razie to miejsce to strefa neutralna- czyli odbywa się tu jakaś zimna wojenka dobrze wiedzieć , ale zaraz jak to ująć z tym myciem pleców. -Co do tego mycia pleców jakoś sobie radze a od zmiany opatrunków mam Berth, jej mogę zaufać w sumie prawie razem się wychowaliśmy, to dla mnie bardziej część rodziny niż służba ale się uparła że jej obowiązkiem jest służba- pokręcił głową- tak to już jest z Skrzatkami, szczególnie upartymi. Popatrzył obok Sig na stojącą tam Skrzatkę która uśmiechała się gdy o niej mówiłem, nadal nosiła na sobie zieloną jedwabną serwetkę udrapowaną w tunikę
Spojrzałam za wzrokiem Aleksandra. Skrzatka była zdecydowanie młoda i o ile to możliwe, ładna. Sama nie miałam w Norwegii skrzatów tylko mugolską służbę, dopiero w Londynie spotkałam się z tymi stworzeniami. - To ciekawe, na Wyspach chyba każdy chce mieć skrzata. Ja wychowałam się w posiadłości bez nich. Ojciec zawsze uważał, że najprostsze czynności powinnam umieć wykonać sama. Gotowanie, sprzątanie i inne prace nie są mi obce, za co teraz mogę mu podziękować. Podejrzewam, że gdyby zamknąć czarodzieja czystej krwi, arystokratę bez różdżki w mugolskim świecie zginąłby nie potrafiąc sobie obiadu ugotować.
Przeszło mi przez myśl kilku bubków z towarzystwa i kilka wyjątkowych mantykor z nosem w górze jak maszt na okręcie, no i paru nuworyszy. zacząłem chichotać - Zgodzę się, choć tyczy się to też arystokracji mugolskiej, nie wiem czy miałaś z nimi do czynienia tak oni jak i czarodziejska arystokracja potrafi tylko narzekać ale nic twórczego nie zrobi, a w sumie sobie radze w świecie mugolskim w trakcie wizyt u Ojca raczej nie ma szans na użycie czarów szczególnie że tam non stop ktoś łazi w tym większości mugole to i się nauczyć musisz działać jak mugol, nie przepadam za tym bo wtedy muszę paradować w masce zrobionej przez mugoli chyba lateks lub silikon nie przepadam za tym ale trzeba im przyznać trudno wtedy odróżnić ją od prawdziwej skóry i wtedy wyglądam na nieoszpeconego na twarzy jedynie na ręce
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Czw Kwi 14 2011, 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Zaśmiałam się mając przed oczyma widok czarodzieja, który umiera z głodu nie potrafiąc nożem obrać marchewki. - Dobra skończmy fantazjować. Przyniosłam hennę i możemy spróbować połączyć ją z naszą "farbą" Strasznie ciekawa byłam efektu, taki tatuaż mógłby zdać egzamin o wiele lepiej niż namalowany wzór. - A plecy i tak ci kiedyś umyję. Mówiąc to spojrzałam mu prosto w oczy a na moich ustach igrał diabelski uśmieszek. nie mogłam sobie tej uwagi podarować.
- Pożyjemy zobaczymy - odwzajemnił diabelski uśmieszek, patrząc jej w oczy. Sięgnąłem po kawę biorąc łyk i rozkoszując się jej aromatem i zapachem. Przyjąłem wygodniejszą pozycje w fotelu, -Hennę to ty może masz a co z resztą składników, i co najważniejsze na co najmniej jeden cykl księżyca muszę się z tym wstrzymać, nie mam nastroju na takie zabawy plus trza odczekać bezpieczny okres przed kolejnymi zabawami nie wiemy czy nie ma skutków ubocznych- wzruszyłem ramionami- a tak przy okazji nie widzę książki, którą pożyczyłaś, mam nadzieje że posłuchałaś i stosowałaś rękawiczki i inne środki ostrożności, bywa wredna kiedy się jej nie doceni, mam na myśli księgę- wytłumaczyłem
-Och o inne składniki się nie martw powinnam je dostarczyć bez problemu. Uśmiechnęłam się dość wrednie, ale już mnie raczej znał od tej strony. - O książkę też się nie bój jest bezpiecznie zamknięta w szafce przy moim łóżku i używam do niej cienkich rękawiczek ze smoczej skóry. Muszę powiedzieć, że jest naprawdę ciekawa i dość intrygująca. Spojrzałam na swoje dłonie, w życiu nie zaryzykowałabym czytania jej bez odpowiedniego zabezpieczenia. kochałam swoje smukłe palce będące iskrą dla strun skrzypiec i dźwięków fortepianu. - Gdzie mogę odłożyć hennę?
-Gdzie chcesz, w końcu zawsze się ją potem znajdzie, wszystko tu jest uporządkowane- niedbale odpowiedział, ignorując jej złośliwe spojrzenie. - Co do książki zgodzę się ma parę ciekawych fragmentów, parę inspirujących przepisów i masę złośliwości w sobie.-Uśmiechnął się - W sumie napisał ją mój przodek z jakieś dwa wieki temu i w swojej przemyślności nasączył jej karty pergaminu paroma specyfikami mającymi w zamiarze ją zabezpieczyć ale w efekcie końcowym no może nie będę straszył ale dobór rękawiczek z smoczej skóry był dobrym pomysłem- wziął łyk kawy
- Jak widzę nie tylko ja miałam ciekawych przodków. Uśmiechnęłam się do Aleksandra zeskakując ze stołu i podchodząc do ciężkiej dębowej szafki, stojącej w kącie komnaty. Z torby wyjęłam mały słoiczek z henną i umieściłam go, wcześniej otwierając drzwiczki na jednej z półek zapełnionej już różnymi składnikami. - Gotowe. Czyli mówisz czekamy na sporządzenie kolejnej porcji? Nie ma sprawy do tego czasu pewnie gdzieś się zaszyję i będę obserwowała zachowania ludzi. Oj tak obserwować uwielbiałam, a wszelkie analizy psychologiczne otaczającego mnie świata sprawiały mi prawdziwą przyjemność i intelektualną rozrywkę.
- Jeśli chcesz to ci to ułatwię- uśmiechnąłem się znad filiżanki kawy- Obróć się, to zobaczysz kocioł z wielosokówką, weź sobie trochę dla zabawy, obok masz trochę eliksirów maskujących, może się przydadzą- puścił oko- Co do następnej porcji dam Ci znać kiedy przyjdzie pora, tylko uprzedzam może to być wkrótce bądź za jakiś dłuższy okres, dorwałem parę receptur które muszę wypróbować, pouczyć się do egzaminów i przejrzeć Arabskie manuskrypty które przesłał mi znajomy ponoć z X wieku choć pewnie znowu mu chłam w Aleksandrii wcisnęli jak go znam- Wzruszył ramionami, wskazując podbródkiem na tubusy leżące na półce- Ale obiecuję że zajrzę i przygotuje nasz wspólny projekt w pierwszej wolnej chwili.
Mijka zdecydowanie nie rozpoczęła tego dnia najlepiej, bowiem nie obudziły ją słodkie promyki słońca, które oświetlały jej niebiańską twarzyczkę i złociste włosy, a brutalne spadnięcie z łóżka, które skończyło się bolącym tyłkiem, a dokładniej mówiąc kością ogonową. Jej włosy, najczęsciej pozostające w olbrzymim nieładzie, dzisiaj przebiły wszystko i nie chciały nawet dać się uczesać. Jedynie, co jakkolwiek ratowało ją, przed straceniem dobrej reputacji, był ubiór. Oczywiście na pierwszym miejscu były trampki, zaraz potem obcisłe, jasne jeansy, które kochała nad życie, a na końcu biały, trochę za duży top, z napisem "I love NY". Taaaak, Mijka musiała się pochwalić całemu Hogwartowi, że mieszkała w Stanach, cóż za prestiż. W każdym razie, kiedy dziewczyna jako tako doprowadziła się do porządku, postanowiła pojeździć na desce, czego nie robiła już od dłuższego czasu. Oczywiście, jako za odpowiednie miejsce do jazdy, wybrała lochy, w których mało kto przebywa. Z głupim uśmiechem na twarzy, przejechała od skrzydła studenckiego, aż na parter, aby zaraz potem zjechać po schodach (nie wiadomo, jak ona to robi ), do lochów. Pamiętała, że znajduje się tam stara, nieużywana już sala, która miała dość duże wymiary, także Mijka pomyślała, iż naprawdę fajnie byłoby tam sobie pojeździć. Po kolei, przypominała sobie wszystkie triki, jakich kiedykolwiek dała radę się nauczyć, a było ich mnóstwo. Gdy leciała wraz ze swoją deską w powietrzu, czuła się jakby była panią świata, jednak to cudowne uczucie, skończyło się wraz z jej bolesnym upadkiem na zimną podłogę. - Ałł. - powiedziała sama do siebie, jednak nie róbmy z niej wariatki! Mówienie "ałł" to odruch każdego człowieka.
Simonowi się dziś wybitnie nudziło. Mimo że pogoda była coraz ładniejsza nadal dorastała do piet pogodzie w Hiszpanii. przecież tam w zimę było min 10 stopni a śniegu nie było nigdy... No ale wróćmy do rzeczy. Chłopak tak własciwie nie widząc dlaczego (chyba żeby się bardziej zdołować) gdy już się ubrał w swój codzienny dość nudny strój mianowicie ciemne ostatnio coraz bardziej obcisłe czarne spodnie,przy dużą rozmiar koszulką w równie ciemnym kolorze co spodnie z nadrukiem a dziś z czerwonym napisem "Sometimes I Hate You!" no i oczywiście trampki ruszył w stronę lochów. Gdy już był na schodach prowadzących do podziemi, przypomniał sobie że jest tam stara opuszczona klasa gdzie mógłby pobrzdąkać na swojej ukochanej gitarze. Nie wiele myśląc krótkim zaklęciem przywołał instrument i żwawym krokiem udał się do starej klasy. Nacisnął na klamkę i zamiast zobaczyć zakurzone zagracone wnętrze... Ujrzał blondynkę jeżdżąca na deskorolce...Oczywiście nie powstrzymał krótkiego śmiechu gdy dziewczyna się wywróciła. Ale zaraz ruszyło go sumienie i podszedł do niej wyciągając dłoń w pomocnym geście: -Cześć-uśmiechnął się promiennie.
Dziewczyna już miała popaść w kompletną melancholię, myśląc tylko o tym, jaka jest beznadziejna, że już nawet nie potrafi jeździć na deskorolce, kiedy nagle do klasy wszedł chłopak, którego kojarzyła ze szkoły. Pierwsze, co przyciągnęło jej wzrok, było jego ubranie. Miał świetny styl, a oczywiście najbardziej spodobały jej się trampki, które ona wręcz ubóstwiała. Kiedy spojrzała na jego koszulkę, zaczęła mieć nadzieję, że napis, który na niej widniał, nie był skierowany do niej. W sumie, nawet się nie znali, więc czemuż to chłopak miałby jej nienawidzić? Taaak, Mijka i jej dziwne rozważania, na temat rzeczy, które są zupełnie nieistotne. Usłyszała śmiech chłopaka i sama nie mogąc się powstrzymać, roześmiała się, ponieważ jej upadek rzeczywiście musiał wyglądać komiczne. Kiedy do niej podszedł i wyciągnął pomocną dłoń, Mia bez wahania ją złapała i pozwoliła sobie pomoc wstać, co rzeczywiście było pomocne, ponieważ kolano bolało ją niemiłosiernie i pewnie nie dałaby rady sama wstać. Oczywiście nic nie powiedziała o tym na głos. - Cześć. - powiedziała. - No i dziękuję. - uśmiechnęła się, po czym zobaczyła, że chłopak ma ze sobą gitarę! Jakże ona kochała gitary! Oczywiście nigdy nie umiała na nich grać, nawet nie wie z czego się składają, jednak uwielbia słuchać, gdy ktoś na nich gra. Jakież to seksowne i uwodzicielskie. - Grasz? - spytała, chociaż było to pytanie czysto retoryczne, skoro przyniósł ze sobą gitarę, to raczej nie zrobił tego dla szpanu. Chociaż z drugiej strony kto tam wie.
Zaśmiałam się zeskakując z stolika. Doszłam do szafki i wyjęłam pierwszy lepszy, szklany flakonik. Nabrałam trochę błotnistej w konsystencji substancji i podeszłam do Aleksandra. - Dzięki na pewno się zabawię z tym cudeńkiem. Mówiąc to włożyłam flakonik do swojej torby z którą już prawie się nie rozstawałam. Nim mój mistrz zdążył zaprotestować nachyliłam się nad fotelem, w który zwykle siedział. spojrzałam mu głęboko w oczy i z niebezpiecznym błyskiem w oczach musnęłam go delikatnie w usta. - To do zobaczenia, a o wspólny prysznic na twoim miejscu zaczęłabym się martwić. Puściłam mu perskie oko i zwinnie podbiegłam do drzwi. Nim zdążył mnie dopaść, by zakończyć mój żywot. Nie miałam ochoty zostać uduszona, ale doskonale mogłam wejść w jego skórę. Byłam w końcu lodowym huraganem, który pod warstwą lodu skrywał niszczycielskie moce.
Nie powiem zaskoczyła mnie złośnica. Kręcił głową niedobrze zaskoczyła mnie oj niedobrze i to w moim leżu. Wstał i podszedł do drzwi zamknął je patrząc jeszcze za zmykającą złośnicą, cicho pod nosem mówiąc do siebie i do Lugha: -Przez to dziewczyna zaczyna robić się ciekawie, nie żebym żałował ale jak to rzecze stara klątwa obyś żył w ciekawych czasach.- Zamknął drzwi, odwrócił się patrzył teraz na Lugha który wyrażał sobą całkowitą zgodę z moimi odczuciami- Ktoś oberwie za te życzenia, w sumie ze strony Nathaniela nic mi nie grozi legimencji się nie boje nie działa a z Veritaserum eh da się obejść, o ile te antytalencie alchemiczne zdoła je uwarzyć lub zdobyć.
Spokojnie wszedł do leża po akcji z Natanielem, podszedł do stolika i nalał sobie ciepłej kawy, wypił ją i podszedł do torby znajdującej się na biurku. Wyciągnął spod płaszcza broń kuzyna spokojnie ją badając, ehh, nie ta epoka krewniaku jeśli chciałeś bawić się taką bronią to było urodzić się parę dekad temu. Ułożył całą broń na stole, przeszedł do szafki a której wyciągnął szmatkę i środki czyszczące, by wyczyścić broń kuzyna z wszystkich śladów trucizny i krwi, spędził tak godzinkę czyszcząc ją i zabezpieczając. Zastanawiał się co począć z strojem no cóż jeśli ma tu pobyć trochę, to nie zaszkodzi go jakoś użyć hmm- Berth- wezwał skrzatkę- załatw mi jakiegoś manekina z głową- Skrzatka znikła i po pól godziny wróciła z manekinem, zdążyłem wypakować cały strój z torby i sprawdzić w jakim jest stanie, po czym założyłem cały strój na manekina i pochowałem w nim broń tak jak była zamontowana, odzianego tak manekina postawiłem w rogu leża postoisz tam a z czasem cię naprawie. Siepnął po szkatułę na niebezpieczne eliksiry teraz pustą i umieścił w niej sztylet Kruka którym chciał mi przebić stopę, uśmiechnąłem się i zamknąłem ją szczelnie teraz już nie dostanie go z powrotem tak łatwo. Sprawdziłem też różdżkę Kruka dobrze leży w dłoni i do tego według starych reguł odebrana pokonanemu powinna służyć mnie, sprawdziłem ją słucha się i już jakby zaczęła czuć co od niej chce. położyłem ją obok swojej na stojaku przy łóżku i poszedłem spać, pierw zamykając wszystkie wejścia, trochę z przyzwyczajenia bo do leża wejść mogły jeszcze dwie osoby, położyłem się spać.
Nie widziałam Aleksandra, podobnie jak Nataniela od dłuższego czasu. tęskniłam za nimi, ale za każdym w inny sposób. Przed przyjściem udałam się do dormitorium i zabrałam stamtąd mój skarb. Czarny futerał z skrzypcami matki. Tak jak się spodziewałam Mistrz musiał spać, nie chciałam go obudzić w gwałtowny sposób. Niech już to raczej będzie przerwanie marzenia innym snem, ale snem na jawie. Uklękłam i z namaszczeniem wyjęłam instrument, który zalśnił niepokojąco w blasku świec. Przez chwilę zastanawiałam się co zagrać, co mogłoby obudzić smoka? Tylko przez chwilę, już za sekundkę trzymałam smyczek i przykładałam go do strun. Pierwsze dźwięki opadły w mroki nocy, śpiewając wraz z kamiennymi murami... I co z tego, że echo poniesie je nawet do wejściowej sali... Czekałam chłonąc melodię. (Grana melodia)
Stanął w drzwiach od gabinetu i oparł się o framugę, nienagannie uczesany i ogolony, odziany w pikowany czarny szlafrok z srebrnymi akcentami, nałożony na czerwoną jedwabną piżamę. Spokojnie słuchał gry dziewczyny, skrzypce wydawały z siebie piękne dźwięki. poczekał aż skończy i wybudzi się z transu w jaki wprawia gra na instrumentach. -Dziękuję za tak piękne dźwięki o poranku, dodaj do tego śniadanie do łóżka i będę w raju- odpowiedział spokojnie z nutką rozbawienia- Co sprowadza Twą zacną istotę w te chłodne podziemia, szczególnie o tak wczesnej porze- sięgnął po filiżanki i przygotował różaną-waniliową czarną herbatę dla obojga i usiadł w fotelu podając jej filiżankę. - i możliwości popadnięcia w kłopoty bo szereg ludzi budzonych przez gości wchodzących przez zamknięte drzwi raczej nie wita ich herbatą-skończył i popatrzył w jej kierunku.