Krótki korytarz prowadzi do obrazu rycerza Nicholasa, który jest tajnym przejściem prowadzącym od razu na drugie piętro. Uczniowie przesiadują tutaj, gdy chcą się poduczyć jeszcze przed zajęciami jednak zazwyczaj nie ma tu tłoku.
Skylar od powrotu do Hogwartu ani razu nie spotkał Katniss. Nigdzie nie mógł się na nią natknąć i choć chodził i szukał, to i tak mu nie wyszło odnalezienie swojej zguby. A miał taką nadzieję. To co wydarzyło się, podczas ferii zimowych, miało na niego ogromny wpływ. Po jakimś czasie miał już dość. Wziął swoją ukochaną gitarę, wyszedł z pokoju ślizgonów kierując kroki w stronę jakiegoś korytarza, który wyglądał na jak najbardziej ukryty przed światem. Usiadł na podłodze, kładąc gitarę na kolanach, i zaczął grać. Powoli uderzał w struny, po czym zaczął śpiewać. O utraconej miłości, która nie wróci. Nie wiedział, dlaczego wybrał taką piosenkę, po prostu serce mu tak podpowiedziało, a on go wysłuchał . Co rzadko się zdarzało u Skylara.
------------------------------------------ Piosenka: Passenger-let her go w wersji akustycznej
Młoda Gryfonka postanowiła wybrać się z Avadą na spacer. No dobra, nie oszukujmy się. Po prostu ten niesforny kociak znowu jej zwiał. Czy naprawdę była aż tak beznadziejną opiekunką? Dać kotu trochę wolności, a ten od razu ucieka. Chociaż...zawsze wracał. Albo go znajdowała w jakichś dziwnych miejscach w zamku, w których nigdy nie była. Katniss zastanawiala się nawet nad tym, czy może ta sierotka nie robi tego specjalnie, pokazując jej zaczarowane miejsca w Hogwarcie, o których nie miała wcześniej pojęcia. Mała retrospekcja. Poszła na kolację, wróciła do dormitorium, kota nie było. Pewnie nie powinna się martwić - wedle powiedzenia każdy kot chodzi swoimi ścieżkami - ale jednak wolała wiedzieć, czy jej maluszek czegoś nie zrobi. Zwłaszcza, że był jej jedynym towarzyszem od powrotu z ferii. Skylar jej chyba unikał. Może te babeczki były trujące, a może się zaraził i leżał w Skrzydle Szpitalnym, a ona nawet o tym nie wiedziała.. Panna Johnson nie miała pojęcia, co się stało, ale źle znosiła rozłąkę. Dziewczyna wyszła z dormitorium, kierując się licznymi kłaczkami kota. Nadal nie do końca wyzdrowiał, a jego sierść wychodziła kępkami. Nowa odrastała strasznie wolno, czyniąc Avadę łysolkiem. Na szczęście, dzięki temu Katniss mogła go znaleźć. Wiedziona intuicją i poszlakami zostawionymi przez kota trafiła do podziemi. Wzdrygnęła się z powodu niższej temperatury. Wyciagnęła z zanadrza różdżkę i ruszyła w jakiś ciemny, boczny korytarz, skąd, jak jej się wydawało, dochodził jakiś dźwięk.
Skylar kontynuował swoją grę na gitarze nie zwracając uwagi na kroki odbijające się echem od ścian podziemi. Prawdopodobnie nawet ich nie słyszał. Tak bardzo skupił się na grze, że nie zauważyłby, pewnie, przejeżdżającego pociągu. Cały ten zabieg miał na celu wyrzuceniu z siebie wszystkich emocji. Musiał wrócić do swojego zwyczajowego zachowania. Chciał z powrotem stać się bezuczuciowym człowiekiem, niczym wąż. Niestety, albo i stety, nie potrafił tego zrobić. Ciężko mu było znowu stać się tą samą osobą, którą był przed zimowymi feriami - wyjazdem do kanady. Przed oczami cały czas miał Jej obraz. W nocy jak i w dzień. Nie potrafił skupić się na nauce. Przestał nawet dręczyć młodych mieszkańców Hogwartu. Siedział pogrążony w marzeniach w dormitorium, podziemiach, czy na błoniach. Całe jego życie zmieniło swój bieg z powodu tylko jednej, ale jakże ważnej dla niego, osoby. Oddałby wszystko, żeby znów ją spotkać. Po chwili zaczął grać kolejną piosenkę.
-Kici kici? Avi? Wiesz, co mam dla Ciebie? - Dziewczyna czuła się dość głupio, mówiąc w głąb pustego korytarza. - Wystarczy, że tylko podejdziesz, a dostaniesz coś smacznego... - Nie, to było bez sensu. Włóczenie się po ciemnych korytarzach w podziemiach nie było dobrą formą spędzania wolnego czasu. Zresztą skąd pewność, że właśnie tędy szedł Avada? Katniss zakręciła różdżką ze złością, kierując jej końcem w mokrą, śliską ścianę. Nie byłaby sobą, gdyby nie potknęła się o ...właśnie, o co? Spojrzała w dół i w tym momencie z jej ust powinien wydobyć się typowy damski okrzyk przerażenia, ale przecież panna Johnson spędziła naście lat ze swoim bratem, więc po prostu ze wstrętem strzepnęła nogę i szła dalej, złorzecząc i uważniej patrząc pod nogi. -Avada, błagam cię. Jeśli tu jesteś, chodź, bo zaczynam.. -Skończenie prośby uniemożliwiło jej kichnięcie.- ...Świetnie. Tylko tego mi brakowało.- Co za maruda. Trzeba to zmienić. Pozytywne myślenie czas włączyć. Miała darmowy spacerek po zamku. W ciszy i spokoju. Mogła oddać się rozmyślaniu i rozpamiętywaniu jej niedawnego pocałunku z, w zasadzie, obcym jej chłopakiem, który zniknął z jej życia, jakby ręką odjął. -Avis - Dziewczyna wywołala sobie stadko ptaszków do towarzystwa i opieki, gdyby nagle jakiś ciemny stwór wychynął z odmętów korytarza. Pozwoliła większości polecieć przed nią i "patrolować teren". Przez ich ćwierkanie nie słyszała coraz bardziej nasilających się dźwięków, dochodzących z ciemności.
Czasem umysł ludzki przetwarza tak wiele rzeczy i sytuacji, że wyłącza się na moment, pozwalając człowiekowi na chwilę autohipnozy, w którym nie docierają do niego aspekty świata zewnętrznego. Żyje wtedy jedynie w swoim świecie, krainie fantazji lub wyobraźni, skupiając się na słowach aktualnie przelatujących przez umysł. Nie słyszy dźwięków i odgłosów świata zewnętrznego, poddając się własnej wizji wypracowanej ciężko przez umysł. Ale Noel nie potrzebował wyłączenia, by popełnić jedną z największych gaf ostatniego czasu. To było zupełnie uzasadnione, niezwiązane z jego myśleniem, czy nawet stanem świadomości. To była pop prostu felerna pomyłka, zrządzenie losu, jak to mówią. Hehs. Zmierzając na zajęcia, na które jak zwykle był po prostu spóźniony, szedł szybko, trącając ludzi barkiem w tym bezczelnym, lekceważącym zwyczaju. Po prostu nie zwązał na te młodsze roczniki bo jego pośpiech był istotniejszy od pośpiechu młodych krukonów, sorry. Ale jedna sylwetka przyciągnęła jego uwagę całkowicie i sprawiła, że pomysł uczestnictwa w lekcji gdzieś się ulotnił, zanim dobrze zdążył się zagnieździć. A to nie było specjalnie trudne. Bezszelestnie zbliżył się do dziewczyny i zgrabnym pociągnięciem przyciągnął ją do siebie, pozwalając by nieco spowił ich mrok bocznego korytarza. Zanurzył nos w puklach kasztanowych włosów Eiv(?) i uśmiechnął się, pomimo tego, że obcy zapach opanował jego umysł. Był inny, ale równie zniewalający i bynajmniej, wcale nie dał mu do myślenia. Był w końcu facetem, wzrokowcem, który nie podejrzewał najbardziej oczywistego. — Powinienem zacząć się martwić, że dałaś się tak łatwo zaskoczyć? Spodziewałem się, ze jesteś lepiej przygotowana na niespodziewane i natrętne akcje. Nieładnie — mruknął do jej ucha, by po chwili musnąć jego płatek ustami. Zwolnił też uścisk, jakim ją obdarzył, opierając się barkiem nonszalancko o mur.
Gemma po prostu spieszyła się na zajęcia. Wstała dzisiaj zdecydowanie za późno, a bardzo nie lubiła się spóźniać. Przegapiała wtedy cenne instrukcje, dzięki którym lepiej radziła sobie na lekcji. Dlatego mknęła po korytarzu, gapiąc się na innych, których głównie taranowała, przepraszającym wzrokiem. Nie myślała kompletnie o niczym, będąc skupioną na jednym, jedynym celu. Zupełnie nie była przygotowana na niespodzianki, które szykuje jej los. A konkretniej to pewien chłopak, który postawił sobie za punkt honoru odwiedzenie jej od pomysłu udania się do klasy. Bo nagle, ni z tego, ni zowego poczuła, jak ktoś ją ciągnie w kierunku ściany. Działo się to jednak w ciągu ułamków sekund, dlatego nie zdążyła nawet pomyśleć, a co dopiero zareagować. Zamrugała gwałtownie, czując obcy uścisk, a kiedy poczuła jego twarz tuż przy swojej szyi, zamarła. Oczy Zaharov rozszerzyły się niczym spodki, a uczucie przerażenia rozlało się po jej organizmie. KTO TO DO KURWY NĘDZY JEST I CZEGO ZNÓW CHCE. Już miała coś powiedzieć, w zasadzie otwierała już usta, kiedy ów osobnik zaczął do niej szeptać i muskać ustami płatek jej ucha. Torba, którą miała właśnie na ramieniu, zsunęła się z niego, by z łoskotem upaść na kamienną posadzkę. Czekała na moment, kiedy chłopak zwolni trochę uścisk i kiedy doczekała się tego momentu, po prostu się zamachnęła swoją pięścią w jego twarz. Nie była silna, stała też zbyt blisko, więc straty nie były duże, ale odpowiednie na tyle, aby mogła szybko sięgnąć po swój pakunek i odsunąć się od niego niemalże do przeciwnej ściany. Złość miała wymalowaną na twarzy. - Ja pierdolę, człowieku, co ty robisz?! - krzyknęła, a ludzie, którzy tędy przechodzili, mijali ich ze zdziwieniem, jednak nikt się nie zatrzymał. Najwyżej kilku chłopaków, którzy stali gdzieś w oddali, przyglądali się całemu zajściu. - Czy wy wszyscy jesteście w tej szkole tak pojebani, aby dobierać się do obcych osób? Mam już dość waszego mylenia mnie z Eiv! N I E J E S T E M N I Ą - wrzeszczała dalej, ostatnie zdanie dokładnie przeliterowując. W zasadzie jak oni mogli się nie zorientować, skoro miała dziwny akcent? To znaczy wtedy, kiedy już coś powiedziała, oczywiście. Stała tak jeszcze chwilę, oddychając ciężko i zaciskając dłoń na pasku od torebki, po czym szybkim krokiem udała się w kierunku, w którym szła uprzednio. Próbując ogarnąć sytuację. Paranoja.
Przecież nie miał pojęcia, że dziewczyna, którą zaczepił była kimś zupełnie innym, pieprzoną kłamczuchą podszywającą się pod Henley. Ach, bo to przecież takie skomplikowane. Otrzeźwił go cios w pysk, który nawet jeśli nie był wybitnie mocny był kolejnym policzkiem do kolekcji. Przez swój pobyt w Hogwarcie nazbierał już całkiem pokaźną kolekcję, ale liście z przypadku były rzadkością. Cóż, ten raczej też do nich nie należał, bo biorąc pod uwagę, że Zaharov nie była Eiv, Noel okazał się nie tylko natarczywy, ale wręcz bezczelny. Obrócił się w jej stronę, marszcząc gniewnie brwi nad prostym nosem i wlepiając w nią to swoje czekoladowe spojrzenie, które zdawało się teraz mieć bardziej czarny odcień z powodu złości, która w nim wzbierała. — Pojebało cię? — spytał podniesionym głosem, bo daleko było temu do krzyku, choć nerwy zaczęły brać górę. Zupełnie nie pojmował tej sytuacji. Miał ją przed sobą, ewidentnie ją, dziewczynę, którą jeszcze całkiem niedawno... ekhem, z którą zabawiał się na błoniach, a teraz cios na dzień dobry. Nie, no, zajebiste powitanie. Dopiero kiedy sypnęła tym swoim dziwnym akcentem, na którym skupił się bardziej niż słowach, które wypływały z jej ust zdał sobie sprawę, ze coś jest nie tak. Zmrużył oczy, jakby mówiła w obcym języku, a po chwili z zaskoczeniem uniósł brwi po samą linię włosów. Bo co miało znaczyć, ze nie jest Eiv? Ja pierdolę, znowu jej to zrobił. Wymazał jej pamięć... Zbladł nieco i wziął głęboki wdech, lec znie sterczał zbyt długo myśląc nad tym wszystkim. Od razu ruszył za nią i zagrodził jej drogę w ten sój nonszalancki i leniwy sposób. Zanim jednak na nią spojrzał, odprowadził wzrokiem jakiś wścibskich krukonów, którzy przyglądali się z zaciekawieniem. Dał im jasno do zrozumienia, że mają wypierdalać, póki jest spokojny, bo później nie będzie zbyt miło. — Jasne, nie jesteś nią — rzucił pod nosem, krzyżując z nią wzrok. — To oświeć mnie, kim jesteś. Hm? Jakąś łajzą, która wypiła sok wielosokowy? Metamorfomagiem? Splótł ręce na piersi, patrząc na nią ostrożnie, bo coś mu w tym wszystkim nie pasowało. To, ze nie była jego Eiv było już jasne i utrata pamięci nie wchodziła w grę. Inaczej na niego patrzyła, inaczej się poruszała, mówiła. Była kimś innym w tym samym ciele, niepasującycm do siebie w cholerę. Czuł się dziwnie, patrząc na nią, taką piękną, słodką i uroczą, nie widząc w niej osoby, którą przecież tak dobrze znał.
Gemma miała już po prostu dosyć spotykania znajomych Eiv, którzy ją mylili z nią. To znaczy, zwykłe pomyłki jej nie obchodziły, ale macanie biustów, przytulanie, dotykanie i smyranie uszu było po prostu poniżej krytyki i tolerancji krukonki. Nie miała siły na odpychanie tych wszystkich ludzi, na ciągłe tłumaczenie kim jest, a kim nie jest i słuchania, że nikt jej nie wierzy. Dusiła się w tym wszystkim i zapragnęła aż uciec z tej szkoły jak najdalej stąd. Trzymał ją tu Sfinks i to, że Henley sama zaproponowała jej odbudowanie starych więzi, które zostały zerwane dziesięć lat temu. Zaharov bardzo rzadko się poddawała, ponieważ była zawziętą osóbką, jednakże ta sytuacja ewidentnie ją przerosła. I to była jedyna sytuacja w jej życiu, do której podeszła emocjonalnie. Przy której cokolwiek czuła. To było dziwne i przerażające doświadczenie, które chciała jak najszybciej przerwać. Ale ci ludzie skutecznie jej to uniemożliwiali. Była zła. Zachował się bezczelnie, w dodatku spóźniała się już na zajęcia. A bardzo chciała na nich być. Zamiast tego poczuła mocne szarpnięcie za ramię. Tak, pojebało ją. Ale jego chyba bardziej, skoro tak. Nawet się w skali nie mieścił. Jej skali, rzecz jasna. W każdym razie spojrzała na niego wrogo, lecz nie umknęło jej uwadze, iż ten nagle pobladł, a potem zaczął coś bełkotać o eliksirach i metamorfomagii. Typowe. Zawsze ta sama śpiewka. Oszustka, krętaczka, naciągaczka. Oczywiście. Nie ma co robić w życiu tylko wcielać się w kogoś, a potem próbować żyć swoim życiem. Czyż gdyby rzeczywiście chciała się podszyć pod gryfonkę, to nie chciałaby ukraść jej życia, bądź z zemsty przystawiać się do jej facetów? Przecież nic takiego nie robiła. Chciała po prostu żyć, jak dawniej. I robić swoje. - Dlaczego mam ci się spowiadać z tego, kim jestem? A ty kim jesteś? - spytała butnie, mrugając intensywnie oczami i również splatając ręce na piersi. I tak już nie pójdzie na te lekcje, nie oszukujmy się. - Gdybyś był dla Eiv kimś ważnym, to byś wiedział - pocisnęła z grubej rury. No bo taka jest prawda. Ona już wiedziała, że ma siostrę. Jeżeli to byłby ktoś dla nie istotny, to nie byłby tak zaskoczony, tylko po prostu by wiedział, że może się natknąć na Gemmę. A ta z miejsca oceniła go po prostu jako zwykłego kochasia do przelotnego seksu, skoro nie miał najmniejszego pojęcia o rzeczywistości. - Coś jeszcze? - spytała zniecierpliwiona.
Nie było nic dziwnego w tym, ze Zaharov miała dość brania ją za kogoś innego. Rzecz jasna była sobą, zupełnie autonomiczną jednostką, która postrzegała świat inaczej niż jej sobowtórka. Ale nie mogła wymagać od Noela spokoju i przyjęcia tej wiadomości, jak coś zupełnie normalnego. Powinna wiedzieć, że dopadł ją przypadkiem, że wziął ją za kogoś innego i cieszyć, że jej bliźniaczka ma dobry gust, który zaczepił ją w ten erotyczny sposób. Może przekroczył jej intymne granice, ba! Raczej napewno. Ale czy nie wyglądał teraz jak zbity pies? Lub ktoś komu osunął się grunt pod nogami? Bo tak się właśnie czuł, wrzucony do obcej rzeczywistości, słuchając słów, których nie rozumiał. Raczej, gdyby jej słowa dotarły do niego nie zatrzymywałby jej, a pozwolił odejść w spokoju. Ale jak mógł, jeśli spotkał dziewczynę, która wyglądem nie odbiegała od gryfonki wcale. Były identyczne. Ale dopiero teraz dostrzegł jej wycofanie, to że nie miała tej samej pewności siebie i zdecydowania co Henley. To już nie był tylko akcent a cały zestaw czynników, które przemawiały za tym, że jest zupełnie inną osobą. Problem w tym, ze nie mieściło mu się to w głowie, bo jak, dlaczego, kiedy? Chciał ją o to spytać, dowiedzieć się tego, czego nie raczyła mu opowiedzieć Eiv. Cóż, jak zwykle zapomniała, a moze po prostu bała się powiedzieć, a w efekcie znów wiedzieli wszyscy poza nim. Pierdolony naiwniak. — Może dlatego, że grzecznie o to proszę. — Podkreślił słowo „grzecznie” w ten swój złośliwy i bezczelny sposób, ale wcale nie chciał być niemiły. Nie miał przecież powodu, by chcieć jej uprzykrzyć dzień. Sytuacja zaczynała go coraz bardziej przerastać. Złość i frustracja znów przybierały na sile, choć nie potrafił zlokalizować jej źródła ani winnego za to wszystko. Być może dlatego skierował to na niewinną krukonkę, która nie zasłużyła na takie chamstwo z jego strony. Przelała szalę goryczy, zanim spytała, czy coś jeszcze. Bo przecież miała rację, cholerną rację i to sprawiło, że zacisnął żeby, a jego szczęka nabrała bardziej męskich rysów. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, gdy mroził ją spojrzeniem, aż w koću przesunął się na bok, pod ścianę, nie odrywając od niej ciemniejącego z każdą sekunda spojrzenia. — Miłego dnia, księżniczko — mruknął dość obojętnie. Cóż, chyba nawet nie wiedziała, że trafiła go w czuły punkt. Strzeliła strzałą w jego achillesową piętę po raz kolejny wystawiając relację Payne'a z Henley na ciężką próbę.
Zaskakiwana przez coraz to nowszych "znajomych" Eiv pogrążała się w jakimś dziwnym nastroju, który nie pozwalał jej na empatię. Złościła się na wszystkich nie próbując postawić się w położeniu drugiej osoby. Ale z innej strony - co miała zrobić, skoro Henley nie poinformowała swych najbliższych, a może i tych dalszych nawet, o tym, że ma siostrę bliźniaczkę? To byłoby bez sensu, gdyby Gemma o tym rozgłaszała wszem i wobec. Choć może powinna, wtedy skutki nie byłyby aż tak tragiczne. To znaczy, w jej mniemaniu. Szczególnie, iż obserwatorem była całkiem sprawnym i widziała, że z Noelem było coś nie tak. To po prostu po raz kolejny złość przesłoniła jej widok na sedno sprawy. Dziwne, bo Zaharov powinna uczyć się na własnych błędach, szczególnie, że jest krukonką. Tymczasem zaś znów władowała się w kolejne gówno. Lovely. Powinna tym zarabiać na życie, tylko nie była pewna, czy się da. Chyba słabo. - Nie prosisz mnie ładnie, ani tym bardziej grzecznie. Nazywasz mnie łajzą i twierdzisz, że jestem pojebana - przypomniała dobitnie. Cóż, nie miała zaników pamięci czy pamięci krótkotrwałej, dlatego dokonale wiedziała, o czym mówił do niej przed chwilą chłopak, który się nawet nie przedstawił, ale na to już Mołdawianka nawet nie liczyła. W tej szkole chamstwo i brak kultury było na porządku dziennym z tego co zdążyła zauważyć. Nie, żeby ona była dobrze wychowana, ale w porównaniu do tego, co działo się w Hogwarcie, to była niemalże szlachcianką, heheheh. Mimo wszystko nie była jakimś potworem, dlatego trochę ruszyło ją kończowe zachowanie Payne'a, którego bacznie obserwowała, choć na początku rzeczywiście nosiła się z zamiarem, aby odejść i psioczyć na kolesia, który nie pozwolił jej zdążyć na lekcję. Teraz miała już to głęboko w dupie, więc mogła zatrzymać się na chwilę i pokontemplować nad obecną sytuacją. A jeszcze gdyby wiedziała, co łączy tę dwójkę... z pewnością zagrałaby to inaczej. - Gemma Zaharov. Jestem siostrą Eiv. Nie wiem jak wiele mogę ci powiedzieć, wolałabym, aby ona sama to zrobiła - powiedziała w końcu, podpuszczana z powodu poczucia winy. Wciąż słodka i naiwna. To takie zgubne.
Noel tym bardziej nie umiał się wczuć w jej sytuację. Dla niego jej zachowanie było głupie, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, ze nie pozbawione sensu. Pewnie, gdyby był na jej miejscu strzeliłby się w pysk jeszcze co najmniej raz, za prostactwo, które przez niego przemawiało. Ale nie był prostakiem, nie był też frajerem za którego się uważał za każdym razem, gdy Eiv zatajała przed nim jakiś dość istotny fakt i dowiadywał się o tym zupełnie przypadkiem. Widok dziewczyny, wyglądającej zupełnie jak ona po prostu wyprowadził go z równowagi, bo zrobił z siebie kretyna, mając dobre intencję popełnił błąd. A przecież nie umiał przepraszać, nie robił tego nigdy. Ciężko mu było przełknąć porażkę, przyznać się do tego, że powinien czuć zakłopotanie, więc wyrażał to złością. Czysto męskie zachowanie, może czysto noelowe, nieistotne. — Ta, wyrwało mi się — przyznał niechętnie, biorąc głęboki wdech. Patrzył na dziewczynę nieprzerwanie, analizując centymetr jej twarzy po centymetrze, kawałek jej ciała po kawałku, próbując uwierzyć, ze ma przed sobą zupełnie inną osobę. To było niesamowite. Złość, która się w nim kłębiła zaczęła mieszać się z ekscytacją spowodowaną jej obecnością, a emocje… no cóż, zostały emocjami, gdzieś głęboko schowanymi, do których nikt poza Henley nie miał dostępu. Chyba. Raczej. Jakoś tak. A przecież stała przed nim niemalże ona. — Gemma Zaharov — powtórzył po niej dokładnie, a gdy przyznała, że jest siostrą bliźniaczką Eiv cofnął się jeszcze o krok, opierając plecami o ścianę korytarza i przetarł twarz obiema dłońmi. Jakby tego było za dużo, w związku z samym powrotem Eiv. Powrotem ich dwóch. Lecz w końcu dostał jakieś odpowiedzi. Konkretne, sensowne, choć tak zajebiscie nieprawdopodobne. — Też bym wolał by ona to zrobiła. Ale chyba mogę o tym pomarzyć. Mówi tylko to, na co ma ochotę i kiedy jej się zachce. — Pokręcił głowę, spoglądając przelotnie na Gemmę, bo jej osoba przyciągała jego wzrok tak samoistnie. Nie mogło być inaczej, przecież. To logiczne. — Noel. — Przetarł policzek dłonią, przypominając sobie w tym samym momencie, ze w niego oberwał jeszcze chwilę wcześniej. — Niezły strzał. Chapeau Bas.
Powoli zaczęła się uspokajać, próbując zrozumieć chłopaka, którego miała przed sobą. Nie miała pojęcia, kim był dla Eiv, ale sądząc po jego zachowaniu, to nie wyglądał jak chłopak do szybkiego numerku. Choć trzeba przyznać, że Gemma nie miała żadnego doświadczenia w tej materii, dlatego mogła wysnuwać dosyć nieadekwatne wnioski. Westchnęła, zastanawiając się więc dalej, ale posiadała za mało informacji. Wszystko byłoby prostsze, gdyby Henley poinformowała ich o tym, co może się wydarzeć. Gdyby Noel wiedział, że po szkole krąży jej siostra bliźniaczka, a Zaharov miała informacje, że za którymś rogiem może czyhać na nią facet, z którym jest w skomplikowanych, acz chyba poważnych relacjach. Mogliby się oboje na to przygotować, działać prewencyjnie czy cokolwiek innego. A tak obojgu musiało być głupio - Payne'owi z powodu jego pomyłki i tego, że o niczym nie wiedział, a Mołdawiance z powodu nieprzyjemnego zachowania chłopaka w stosunku do niej no i głupi atak złości oraz... pięści. To wszystko było po prostu zwyczajnie niepotrzebne. - Wyrwało - powtórzyła głucho, kiwając bez przekonania głową. Ale po chwili uśmiechnęła się nikle. - Mi też się wyrwało. Nie mogę oceniać waszych relacji, nie znam cię. I jej w zasadzie też nie - dodała naprędce, co miało być czymś na kształt przeprosin, ale takich trochę bardziej zawoalowanych. Nie, żeby nie potrafiła przepraszać, przyznawać się do błędów czy po prostu być szczerą, wręcz przeciwnie. po prostu uznała, że tutaj one nie pasują. Patrzyła na niego niejako ze współczuciem, choć oczywiście zostawiła sobie margines na niepewność i wątpliwości, tak w razie gdyby to był po prostu kolejny, podstępny ślizgon. Gemma taka przezorna, wowowowow. - Dobrze wiedzieć. Będę pamiętać - stwierdziła, uznając to za jakąś informację odnośnie siostry. Próbowała ich zbierać jak najwięcej, ale czasem niektóre jej odkrycia były przerazające. W związku z tym ostrożnie dobierała sobie jej cechy do listy. Ale te wydawały się być bardzo prawdopodobne, zważywszy na to, że nikomu o niczym nie powiedziała. - Powinnam powiedzieć, że miło mi cię poznać Noel, ale nasze poznanie wcale nie jest miłe - dodała, uśmiechając się już szerzej. Chciała chyba trochę rozluźnić atmosferę. To było zabawne, niby wciąż była sobą, ale podświadomie zastanawiała się jak postrzegają ją inni. Czy jest tak bardzo różna od gryfonki jak jej się zdawało? - Dziękuję - zaśmiała się. - A ty całkiem nieźle pachniesz, jak już mamy się obrzucać komplementami. Choć wolałabym, abyśmy byli szczerzy, a nie sztucznie mili. Choć podobno nie można tego powiedzieć po uczniach slyth... slyth... slytherinu - rzuciła, na koniec trochę zacinając się przy nazwie. Kilka lat w Salem poprawiło zdecydowanie jej angielski, ale język wciąż miała rumuński, w dodatku z Mołdawii, dlatego nazwy własne domów były dość uciążliwe. Skąd jej wiedza? Cóż, skoro spieszyli się na zajęcia, musieli być w mundurkach.
Tak, rzeczywiście nie powinna była oceniać jego relacji z Eiv, ponieważ nie miała o tym zielonego pojęcia. Ale czy on powinien był obrzucać ją wyzwiskami, myśląc, że kłamie? Nie. Ludzie często podejmują pochopne decyzje, kiedy ich rzeczywistość zderza się z rzeczywistością nieznaną, nową, w których płaszczyzny wartości i hierarchii nijak się zgadzają. Tak było w tym przypadku. Oboje zagalopowali się zbyt szybko, wysnuwając zbyt daleko idące wnioski wobec siebie samych. Ale niebyło przecież o czym gadać, zostało jedynie zakłopotanie, bądź pewien niesmak, który jednak dziewczyna całkiem skrzętnie zamieniła w humor. — Nie możesz. Chociaż powinnaś, jesteś jej siostrą tak? Bliźniaczką — powtórzył, marszcząc brwi, czując w tym coś znacznie bardziej pociągającego niż mogło mu się wydawać w pierwszej chwili, ale wtedy jego myślenie przysłaniała złość, teraz pojawiła się ciekawość. — Wybacz moją bezpośredniość — rzucił, odrywając się od ściany, by stanąć bliżej niej i spojrzał na nią uważnym wzrokiem. — Jak to się w ogóle stało? Jak to możliwe, że nie wiedziałyście o sobie? Bo nie wiedziałyście, tak? — To było dość kluczowe pytanie, jeśli miał oceniać zachowanie Eiv, a przede wszystkim jej zatajenie przed nim prawdy. Jeśli nie mógł się tego dowiedzieć od niej, czemu miał nie spróbować od Gemmy. — Spieszyłaś się gdzieś… Odprowadzę cię, co? Cóż, jednak był szczwanym ślizgonem, ale jego nagły przypływ sympatyczności nie był aż taki interesowny. Rzeczywiście, spotykając gemmę na swojej drodze mógł się wiele dowiedzieć, naprawdę wiele. Czuł się tak jakby spotkał kogoś, kto byłby w stanie zdradzić mu tajemnicę wszechświata, a przynajmniej pomóc poskładać pourywane elementy układanki. Ale poza zdobyciem informacji było w niej coś tak skrajnie różnego od Henley, że czysta chęć sprawdzenia tego, poznania jej bliżej nie mogła mu dać spokoju w tak krótkim czasie. Słysząc jej komentarz uśmiechnął się, a może nawet zaśmiał, zupełnie niespodziewanie, bo ona go przecież zaskoczyła tym, co powiedziała. Spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem, myśląc przez chwilę, aż w końcu pokiwał głową. — Myślałem, że miło się zaczęło to ty wprowadziłaś jakąś nerwową atmosferę tą pięścią, którą we mnie wymierzyłaś. Mogło być całkiem przyjemnie, ale skoro wolisz ten bardziej pretensjonalny i oficjalny ton… — Ukłonił się przed nią teatralnie. —Jak wolisz. Będę to miał na uwadzę i zachowam należyty dystans, bo co jak co, ale lubię swoją twarz. Nie umiałbym przyzwyczaić się do nowej. — Szczerzy, ach — jęknął, rozglądając się niezręcznie po korytarzu, ale szelmowski uśmiech wykrzywił mu usta. W końcu spojrzał na nią i puścił jej oko. — Da się zrobić. Nie wiem, czy komplementami jesteśmy w stanie nadrobić to „miło-niemiło”, ale póki co mogę być szczery. Naprawdę. Słowo ślizgona. — Przyłożył prawą dłoń do lewej piersi w tak poważnym geście i uniósł brwi, spoglądając na nią wymownie.
Tak usilnie nie chciała rozgrzebywać przeszłości, że kiedy ta do niej dotarła, brnęła w nią dalej. Przecież mogła olać Noela, powiedzieć mu kilka kolejnych słów za dużo, odejść i nie babrać się w tym gównie, które za sobą zostawiło. Tak, to byłoby najprostszym rozwiązaniem, ale jednocześnie tak bardzo nie pasującym do Zaharov. Wolała drążyć, przenikać kanaliki i kombinować, niż tak łatwo się poddawać. Nawet, jeśli przynosiło ból czy wątpliwości. Więc stała jak ostatnia sierota (hehe, super żarcik) i rozmawiała z nowopoznanym ślizgonem, który obojętnie kim dla Eiv był, i tak wiedział o niej więcej niż sama Gemma. Przyjmowała więc kolejne dawki informacji, kolejne dawki lawirowania wokół czasów zamierzchłych, w której Payne przecież brał udział. Uśmiechała się, będąc już całkiem spokojną, choć oczywiście przezorna czujność nie dawała stuprocentowego relaksu. Ale to nic. Dziś jest sobą, a przynajmniej taki jest ten sprytny plan. - Tak - potwierdziła, skinąwszy głową. To chyba nie wymagało dodatkowych komentarzy. Miał rację, ot. Musiała więc zacząć nadrabiać zaległości, ale w tej szkole było tyle zajęć, obowiązkowych i dodatkowych, tyle eliksirów do odkrycia, tyle wynalazków do zbudowania... brakowało jej już tchu, siły i przede wszystkim doby na to wszystko. A gdzie życie towarzyskie? Imprezy jeszcze nie były jej obce, ale ulubione zajęcie uczniów i studentów, czyli uprawianie seksu gdzieś po kątach to była czarna magia, na którą w ogóle nie miała czasu. Odpowiednich kandydatów też nie, ale to już odrębna historia. - Nie - dodała, czując się dziwnie z tym, że mówi tak niewiele. Jak nie ona. Nie miała pojęcia, że tym samym bardziej przypomina Henley. - Nie wiem ile wiesz... na Merlina, jak Eiv się dowie to mnie zabije - westchnęła, wywracając oczami i odetchnąwszy ciężko. No, dobra, będzie musiała mu wyczyścić pamięć w razie czego, heheheh. - W sensie... ile wiesz o jej przeszłości? O jej rodzicach i w ogóle? - spytała ostrożnie. Może gryfonka nie życzyła sobie, aby mówić o tym, że jest adoptowana? To było strasznie pokręcone. - Umm, w sumie to nie trzeba. I tak już minęła połowa zajęć - skwitowała, uśmiechając się asymetrycznie, bo mimo wszystko nie lubiła przegapiać lekcji. - Może i byłoby miło, ale ciekawe co byś zrobił, gdyby Eiv się o tym dowiedziała - dodała, pół-żarem, pół-serio, bo przecież i tak by na to nie poszła. Żelazna dziewica? Heheheh, się zobaczy. - O rany, tak bardzo ci nie wierzę - zaśmiała się, będąc jednocześnie zadowoloną, że obrót spraw nie przybrał tak dramatycznego charakteru jak te ze Sweeney'em.
Jeśli uprawianie seksu po kątach było dla Zaharov czarną magią to Noel mógłby być idealną osobą do tego, by nauczyć ją odpowiednich zaklęć. Przecież tak bardzo lubił tą tematykę. Taki zły, Noel. — Wiem za mało. Eiv nie lubi się zwierzać, mówić o sobie, ale brak wiedzy w ważnych dla niej sprawach tylko pogarsza sytuację — powiedział od razu, niemalże bez zastanowienia, marszcząc brwi nad prostym nosem. No bo ile razy musieli drzeć koty o coś, co mogło nie być żadnym powodem do kłótni, gdyby tylko chciała o tym porozmawiać. Zamiast tego milczała, wystawiając cierpliwość Noela na próbę, a przecież on sam był impulsywny. — Nie mówi o tym z wielu, tylko jej znanych powodów, które po czasie okazują się abstrakcyjne. Tak jak wszystkie jej obawy — dodał jeszcze, ale pokręcił głową, wzdychając ciężko. Miał nieodpartą ochotę na papierosa, ale na korytarzu było to raczej wykluczone. Przetarł więc włosy palcami, tylko po to by zagłuszyć głód i nawyk, który się budził. — O przeszłości? Tyle co nic, chociaż znamy się od dawna. Znam jej ojca, ale nie ma się czym chwalić. Kawał skurwysyna z niego. I to wszystko. — Wzruszył ramionami, spoglądając na Eiv, wróć, Gemmę, nieświadomie zatracając się już po chwili w tych krystalicznych błękitnych tęczówkach. Były zbyt podobne. Musiał zamrugać kilkukrotnie, by uzmysłowić sobie, ze nie ma do czynienia z Henley. Włożył dłonie w kieszenie spodni i przygryzł policzek od środka. Czy rzeczywiście mogła mu coś powiedzieć? Coś więcej? Coś czego nie wiedział, a co mogłoby mu ułatwić jego relację z Evelyn, która tak dzielnie broniła swoich sekretów? — Wchodzenie z tobą w intymne relacje byłoby raczej kiepską opcją, zważywszy na te bliźniacze… telepatyczne stosunki, czy jak się o tym mówi. Wiesz, niewidzialna więź i całe to pieprzenie. — Pokręcił palcem tuż przy skroni, krzywiąc się, jakby mówił o czymś szalonym, ale lewy kącik ust poszybował w górę. Seks z bliźniaczkami byłby spełnieniem marzeń każdego faceta, ale tak jak nie widział tego w relacji MMS-SMS tak Eiv-Gemma. Musiałby być samobójcą, by pozwolić swoim samczym zapędom na przystawianie się do Zaharov, nawet jeśli go tak cholernie intrygowała swoją osobą. Odrzucał tę myśl na wstępie, starając się nawet nie zagłębiać we własne argumenty dla własnego bezpieczeństwa, jakby tak zaczął w nie wątpić, czy coś. — Nie wierzysz? — Zatrzymał się, przybierając poważny wyraz twarzy i zagrodził jej drogę, marszcząc brwi i nachylając się w jej stronę. — Spójrz mi w oczy i dobrze się zastanów. A teraz powtórz to, że mi nie wierzysz. — Wlepiał w nią to swoje czekoladowe spojrzenie, praktycznie gotów do tego, by ją zahipnotyzować, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdyż jego głos stał się niższy, cieplejszy i emanował spokojem. Ale przecież Zaharov nie wiedziała o tym, ze może, prawda?
Idealną? Fatalnie, dobrze, że się z tym nie zdradził, bo Gemma z pewnością podzieliłaby się tą informacją z Eiv. Wiecie, jakaś tam rodzinna więź, choć praktycznie się nie znały, ale to nie szkodzi. Przecież nie była podstępną żmiją, która czyhała na życie Henley i za wszelką cenę chciała je przejąć, włącznie z Noelem. Dlatego jeśli chłopak miał na to nadzieję, to niestety powinien jej zaniechać, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Szczególnie, że teraz zaczęły się ważniejsze kwestie, mianowicie informacje o tym, co powinni zrobić z tą całą gryfonką, która najwidoczniej nie była aż tak wylewna jak Zaharov. - Rozumiem, ale skoro taka jest jej wola... - powiedziała, wzruszając ramionami. Nie była chyba upoważniona do nazbytniej ingerencji w jej życie i jakkolwiek nie byłoby jej żal chłopaka, tak po prostu nie uważała się za odpowiednią osobę do tego, aby zdradzać sekrety swej bliźniaczki. Szczególnie, że rzeczonego ślizgona widzi po raz pierwszy w życiu i nie jest przekonana do tego, czy aby na pewno powinna mu ufać. - Wiesz, każdy ma jakąś tam wrażliwość i sposób myślenia. To sprawia, że dla jednych dany problem jest niskim płoteczkiem, dla innych wysoką górą - rzekła dyplomatycznie, ponownie wzruszając ramionami, jak gdyby mówiła to od niechcenia. Po prostu to były takie tam jej luźnie przemyślenia, w zasadzie nawet nie oczekiwała, że chłopak w jakimkolwiek stopniu ją zrozumie. Chciała mu pewne rzeczy nakreślić, ale podejrzewała, że to są znane mu zagadnienia. - Nie mam pojęcia, czy my takie posiadamy. Ciężko to na razie stwierdzić. Ale myślisz, że mogłybyśmy? - Ostatnie pytanie zadała z lekką nadzieją w głosie. Byłoby miło. Zawsze chciała rozumieć drugą osobę tak bardzo, że aż nie potrzebowałyby słów. I nie interesował ją w ogóle fakt, że ich relacje intymne nie mogły dojść do skutku. Nie potrzebowała ich, nie zabiegała o nie. Życie nauczyło ją, że pewne rzeczy muszą być takie same i nie można ich zmienić. A teraz szli sobie spokojnie, kiedy Payne się zatrzymał i kazał jej spojrzeć w oczy. Ona również przystanęła i spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale jego oczy nagle zdawały się być nadmiernie interesujące. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku. były jak czarna dziura, która chciałaby pochłonąć wszystko na swojej drodze. - Nie wiem w sumie... - rzuciła więc niepewnie, nie będąc już tak bardzo przekonana do swojego poprzedniego zdania. Nie miała pojęcia z czego to wynika.
Już dawno minęło Halloween, a w Hogwarcie wciąż panował istny bałagan. Dzieciaki wszędzie rozrzucały papierki po cukierkach, nie zauważając, że mają niedaleko do kosza na śmieci i mogliby trochę zaoszczędzić pracy Woźnemu, Gargamelowi. Arcellus późnym popołudniem uznał, że to idealny czas na naukę czarnej magii. Zaczął bawić się jakimiś paskudnymi składnikami do eliksirów. Wrzucał je do kociołka, co chwilę mieszając jego zawartość. Nie zauważył nawet, gdy kleista maź zaczęła pluskać na boki i brudzić cały korytarz. W tym czasie akurat stanął za nim Gargamel.
Gargamel nawet sam gdy mieszkał jeszcze samotnie w swoim domu zwanym Ruiną za nic nie potrafił utrzymać porządku. A co dopiero tutaj.. Korytarze ciągnęły się bez końca tak jak bez końca ciągnął się ten cały śmietnik. Gdyby to był jego śmietnik, na pewno by mu to nie przeszkadzało, ale co zrobić. Te durne dzieciaki rozrzucały wszędzie swoje irytujące odpadki, niedojedzone czekoladowe cukierki przyklejały się do podłogi, podobnie jak karmelki, gumy do żucia i inne obrzydliwości. Gargamel wolał zająć sie bardziej niż sprzątaniem tego chlewu powstałego przez ich ignorancje samym uprzykrzaniem życia tych denerwujących uczniów. Przyłapanie kogoś na gorącym uczynku dawało mu możliwość satysfakcjonującej możliwości upokorzenia wandala. - I oto jest! Kolejny zafajdany parszywiec! *zaklął pod nosem kiedy zauważył lepką cuchnącą stróżkę mazi ciągnącą się za jakimś chłopakiem. Stanął za nim zadowolony, że w końcu znalazł kolejnego flejtucha, któremu będzie mógł złoić skórę. - O ty parszywy szubrawcu ja nie bede tego sprzątać! *warknął zza jego pleców. Na początku Arcellus mógł nawet nie wiedzieć o co chodzi temu stukniętemu woźnemu, lecz wtedy zgarbiony czarownik szarpnął go za ramie i wskazał na cały uwalony miksturą korytarz. Niebywale ostry zapach substancji z czymś się skojarzył Gargamelowi, który przypomniał sobie pierw nieudolną kuchnie jego mateczki. - A co ty tam mieszasz w tym kociołku co? *zapytał zaglądając do środka marszcząc brwi i nos.
Podwinął rękawy koszuli i rozluźnił krawat pod szyją, mieszając w kociołku zawartość. Była to bardziej forma testu i działania wbrew zasadom, w zgodzie z własnymi zachciankami, niż próba stworzenia czegoś pożytecznego. Tak sobie tłumaczył niezdarność z jaką wykonał eliksir. Bliżej: mocno niezidentyfikowaną maź, wyciekającą na boki. Albo tego nie zauważył, albo udał, że nie widzi, pozostawiając ją samą sobie. Mieszał dalej. A czując szarpnięcie za ramię, wyprostował się, Spojrzał na mężczyznę z góry, unosząc nieznacznie brew. Spotkanie z Gargamelem Hokuszpokiem było jak dziecinna gra. Ślizgon szarpnął ramieniem, wyrywając się z pod uścisku palców zgarbionego knypka. Nigdy nie darzył go szczególną sympatią. O ile w przypadku Arcellusa można było mówić o sympatii. Nie tolerował go nawet, ale znał o nim pewne historie i jak przystało na typa, który nie skąpił wykorzystywać cudzych słabości, postanowił wiedzę to wykorzystać przeciwko woźnemu. — Poluję na smerfy — odparł śmiertelnie poważnie, a na jego twarzy nie wykwitła ani odrobina emocji mogących go zdradzić. W rzeczywistości, choć brzmiało to śmiesznie, jego to nie bawiło. Nie mogło. Poważnie podchodził do tego, co miało być dla niego korzystne. A jeśli przez to musiał udawać, że wyłapuje istniejące tylko w głowie Gargamela stworzenia… nie widział w tym nic zabawnego. Cel uświęca środki, a Greengrass w nich nie przebierał. Nie kiedy mógł osiągnąć jakieś korzyści. — Topią się w kotle — dodał, spoglądając obojętnie przez ramię na rzeczywiście dziwnie zabarwioną na niebiesko ciecz, przez co w sumie to sromotne kłamstwo nabrało trochę wiarygodności. A skoro Gargamel pytał… Arcellus udzielił mu odpowiedzi, jakiej chciał usłyszeć, przy okazji licząc na to, ze w takich okolicznościach nie będzie musiał się zmagać z konsekwencjami za warzenie eliksiru na środku korytarza. — To źle? — dodał prowokująco, nieznacznie unosząc brew, czekając na reakcje sfiksowanego mężczyzny.
*Niezmiernie ożywił się na słowa ślizgona dotyczące tego, że ten chłopak również polował na te niebieskie stworzenia. Nagle jego stosunek mocno się zmienił i spojrzał na Arcellusa z podziwem w oczach. - polujesz na.. Smerfy?!?!- zapytał bo nie wiedział czy wierzyć w to co przed chwilą usłyszał. Rudy kot, ktory pojawił się nie wiadomo kiedy miuknął równie zaskoczony. Nagle w robaczywym sercu czarnoksiężnika pojawiła się parząca wręcz płomienna iskra nadziei rozgrzewająca jego wnętrzności. Jeżeli ten młodziak upolował smerfy to znaczy, że jego domysły się potwierdziły! Smerfy są tutaj pospolite! Nie żeby kiedykolwiek to zwątpił, przecież Gargamel zawsze ma racje. Między innymi właśnie po to tutaj w Hogwarcie się znalazł. Liczne magiczne stworzenia grasujące w pobliskich lasach, legendy o ich licznych różnorodnościach już dawno dotarły do jego Ruiny. Smerfów nie mogło tutaj więc zabraknąć! - To bardzo, bardzo dobrze! Top je! Top! Niech cierpią przeklęte małe paskudne niebieskie robaki! - jego twarz obleciał ciemny cień chorej obsesyjnej nienawiści. - Gdzie je złapałeś?! Powiedz mi szybko! - w czasie tych słów wyciągnął z kieszeni worek gotowy do wypełnienia go po brzegi smerfami. Już dawno zapomniał o przewinieniu jakiego dokonał Greengrass, teraz ta wstrętna maź zdawała się być swojego rodzaju przeklętą relikwią. Widząc zawartość kociołka zaczęła lecieć mu ślinka gdy pomyślał, z czego powstała. - Musimy to zjeść! pomogę ci to przyrządzić, tyle lat opracowywałem liczne przepisy z smerfów, zupa a la smerf, gulasz a la smerf, szaszłyki, i wiele wiele innych! *chwycił ochoczo za jego kocioł ciągnął go w swoją stronę..
Skinął głową. Uznał, że historia o smerfach będzie mu bardziej korzystna niż gdyby miał się tłumaczyć z warzenia eliksiru. Nie spodziewał się tylko, ze Gargamel jest aż tak wkręcony w temat, że zareaguje tak… gwałtownie. Na szczęście, to był Greengrass, nie dostrzegał ironii w tym, że zesłał na siebie więcej problemów i więcej obowiązków. Widział to jako możliwości. Dodatkowe, otwierające się przed nim sposobności. A że zgarbiony staruszek dość naiwnie wierzył w tą historyjkę, nie widział powodu, dla którego nie miał tego wykorzystać. Każdy może na jego miejscu zastanowiłby się czy manipulowanie pracownikiem Hogwartu nie jest może zbyt drastycznym środkiem, ale nie Arcellus. Dla niego nie istniały funkcje, hierarchie, w których nie mógłby się znaleźć na szczycie. O nich pamiętał tylko, kiedy potrzebował trafić do samej „góry” drabiny wariatów (zwykle w czysto krwistych rodach). Na ten moment taki porządek nie miał znaczenia. Łamanie woźnego było tak samo nieetyczne jak łamanie ucznia Hogwartu, więc nie widział w tym żadnej różnicy. — Poluję — przyznał — Mogę powiedzieć Ci gdzie je znaleźć… — przyznał i zawiesił ton opierając się o ścianę korytarza. Splótł ręce na piersi patrząc jak Gargamel napala się na ten temat. Nie poskąpił sobie tego wykorzystać. — Ale coś za coś. Znalezienie ich kryjówki zajęło mi miesiące… to nie są pospolite stworzenia — zaczął cały czas w tym samym poważnym tonem, choć, na Merlina! Mówił o smerfach! Cokolwiek to było w wyobrażeniu Hokuszpoka — … zanim zdradzę Ci swój sekret, potrzebuję coś w zamian. Obserwował jak mężczyzna zgarnia do siebie jego kociołek. Ok, mógł to zaakceptować z racji, że breja, która się tam znajdowała chyba i tak nie przypominała tego, co powinna. — Częstuj się — dał mu zezwolenie — wymieńmy się. Kocioł, za kilka cennych składników zielarskich. Cokolwiek uda Ci się znaleźć — udał, że idzie mu na rękę — z szacunku do kolegi po fachu — nie wierzył w swoje słowa, ale nie musiał. Wystarczyło, ze brzmiały wiarygodnie.
* Przez moment nie spodobało mu się to, że ten uczeń coś od niego chciał w zamian, ale chęć dorwania tych niebieskich niziołków była zbyt wielka, wręcz monumentalna więc teraz liczyło się tylko to. Zdobyć takie składniki, które chciał Arcellus nie powinno stanowić dla niego większego problemu, a na pewno nie tak wielkiego jak samo zdobycie smerfów. Wszak to o nie własnie chodziło, o smerfy! Gargamel musiał się pohamować by nie być zbyt opryskliwy jak zwykł. Ten chłopak definitywnie coś wiedział, widział to. - Niech ci będzie! *szarpnął za kocioł. - trzeba to szybko zjeść, żeby aromat nie uleciał. * stwierdził tonem profesjonalnego znawcy. - zdobędę dla ciebie te składniki, możemy połączyć siły i szybciej wykończyć te przekl.. *urwał bo nie widział do końca czy ślizgon poluje na nie w celu ich zniszczenia czy w celu czysto gastronomicznym - to znaczy więcej ich złapać będziemy mogli *zatarł nikczemnie ręce z chorą satysfakcją. Dotąd w łapaniu smerfów pomagał mu tylko Klakier, który dość kiepsko się sprawdzał. A ten chłopak znalazł ich kryjówkę! To na tym zawsze najbardziej mu zależało. Tyle razy był o krok od odnalezienia ich wioski, ale zawsze tym parszywcom udało się go przechytrzyć. Dobrze wiedział, że jest to bardzo trudne i rozumiał Arcellusa, gdy mówił o miesiącach starań. Teraz musiał zrobić wszystko by ten chłopak go tam zaprowadził.
— Śmiało — dał mu wolną rękę, nie paląc się do próbowania breji, którą wytworzył. W zasadzie gdyby był to jakiś bardziej ułożony, etyczny uczeń, może ostrzegłby Gargamela przed tym spartaczonym eliksirem, ale był to Arcellus, więc w zasadzie było mu wsio rybka czy Hokuszpok będzie miał potem zgagę, zbierze mu się na wymioty, czy wyrosną mu ośle uszy. W końcu niezbadane są skutki topienia smerfów, nie? Gargamel sam ryzykował decydując się na degustację tegoż specyfiku, który zaczął przed nimi niebezpiecznie bulgotać. Greengrass przyjrzał się wywarowi, zastanawiając się czy ktoś realnie mógł myśleć o tym, żeby to zjeść. — W porządku. Ale lepiej zostawić to w tajemnicy. Hmmmm… żeby nikt nie dowiedział się więcej niż my wiemy. Im mniej osób wie, tym więcej smerfów dla nas. Wyprostował się dumnie, wyciągając różdżkę, pomagając Gargamelowi przenieść kocioł w inne miejsce. Nawiasem mówiąc to fascynujące jak Hokuszpok dorwał się do kociołka, nie paląc sobie rąk, kiedy go za sobą ciągał. Rozgrzany metal przeciw takiemu dziwakowi? I dziwak wygrywał. Interesujące. — Ale wszystko po kolei. Najpierw składniki, tak? A ja zorientuję się, czy te… smerfy, nie przeniosły swojej osady? Czeka nas długa przeprawa.
*Wzdrygną się na myśl o tym, że te paskudne smerfy mogły przenieść swoją wioskę. Wiedział bowiem, że mimo swojej niepozornej postury są cholernie cwane. bo jak inaczej wytłumaczyć to ,że nie udało mu się jeszcze ich zniszczyć. Kwestia tajemnicy była jak najbardziej na miejscu. - Wiedz, że nie jestem głupi, nie zamierzam nikomu o tym mówić. - odparł biorąc się za konsumpcję nie zbyt apetycznie wyglądającej mazi. - ty też nikomu tego nie zdradzaj i nie mów o tym, że przekażę tobie te składniki - powiedział z pełnymi ustami. Przypomniał sobie, gdzie łatwo będzie owe składniki wykraść. Jako woźny miał klucze do wielu pomieszczeń i schowków. Nagle z jakimś neurologicznym opóźnieniem doszedł do niego smak tego co właśnie jadł. Nie było to idealne w smaku, kazdy normalny miałby dawno odruchy wymiotne. Ale nie Gargamel, przyzwyczajony do dużo gorszej w smaku kuchni jego mateczki. - Następnym razem przyrządzimy te smerfy według mojego przepisu - stwierdził z pełnymi ustami. Poczuł ogromną satysfakcje z tego, że właśnie zjadał smerfy. Przypomniał sobie, że kiedyś obiecał spróbowanie ich Klakierowi, ale ten jakoś nie parał się do tego. Jadł więc papkę dalej, miała wyjątkowo dziwny smak.. W geście jednak chorej żądzy kolejne porcje znikały w jego ustach. - chętnie pójdę z tobą sprawdzić tę osadę - odpowiedzał, bo nie wiedział czy może mu ufać. Sam Gargamel nie był człowiekiem godnym zaufania wiec jak to bywa z takimi osobami, kto często sam kłamie podejrzewa innych o to samo. Nie chciał by ten chłopak pierw sam przed nim poszedł do ich wioski, żeby nie daj bóg zgarnął wszystkie smerfy tylko dla siebie. Wtedy jak grom z jasnego nieba poczuł się bardzo dziwnie. Ale czego można było się spodziewać po skonsumowaniu nieudanego czarnomagicznego specyfiku. Twarz Gargamela przybrała w jednej chwili wszystkie kolory tęczy, nie wiadomo czy z mdłości, duszenia się czy jeszcze czegoś innego, zakręciło mu sie w głowie i każdy mógł zobaczyć, że COŚ zaczęło się z nim dziać...
Przerażała nieco Delfinę wielkość zamku. Mogłaby przysiąc, że Hogwart jest przynajmniej dwa razy większy od Salem i do tego cztery razy mniej intuicyjny. Dziewczyna planowała ucieczkę z zimnych czterech ścian, najlepiej nad hogwarckie jezioro albo do tego uroczego kwiecistego ogrodu, który odkryła dokładnie dwa dni temu (i już został jej faworytem), niestety gdzieś po drodze najzwyczajniej się zgubiła. Do tego te upierdliwe, niedorzeczne schody - zupełnie ich nie rozumiała. Było trzeba słuchać kochanej Sunny, gdy ta była jedyną chętną na oprowadzenie Delfinki i jeszcze z dobrego serduszka dawała jej rady jak nie zwariować z systemem schodów. Ale nie!; Delphine była zbyt zafascynowana hogwartckimi błoniami i co trzy słowa słodko wtrącała "A kiedy wyjdziemy na dwór?" zupełnie nie zwracając uwagi na słowa swojej obecnej przyjaciółki. No i gdzie teraz ta Sunny, jak jej potrzeba? Gdzie ktokolwiek inny i czemu tak nagle hogwartckie korytarze zupełnie opustoszały? To był perfidny pech albo ironia losu, bez różnicy. Delphine była, żeby się jakoś kurtuazyjnej wyrazić, w czarnej dziurze. Dosłownie, bo trafiła aż do podziemi. I w jaki sposób ona to zrobiła - ciężko stwierdzić. Błądziła biedna amerykanka po tych korytarzach, dzielnie, choć żałośnie walczyła ze schodami i wreszcie znalazła się tutaj - dokładnie nie miała pojęcia gdzie. Pojmowała natomiast, że jest tu nielitościwie zimno i wcale, ani to wcale nie podobało jej się to miejsce! Nie przypominało ono przecież kwiecistego ogrodu, w ogóle z czymkolwiek kwiecistym te brzydkie, szare ściany miały najmniej wspólnego. Cóż, przyznać trzeba, że Delfina nigdy nie miała dobrego rozeznania w terenie, ale żeby zajść aż do lochów w drodze na zewnątrz? Aż tak źle?... Biedna nie wiedziała co zrobić. Szła coraz dalej, wciąż skręcając, bojąc się wejść w jakiekolwiek drzwi, bo miała wrażenie, że za każdymi czają się jeszcze ciemniejsze i zimniejsze korytarze, których już tak szybko nie opuści. Wpadała w pewnego rodzaju panikę, dość do Delfiny niepodobną, przez którą już miała nogi jak z waty i co chwilę odwracała się za siebie. Halo, dobry wybawco, gdzie się ukrywasz przed tym blond strzępkiem nerwów?
przeraża mnie jakość tego posta, ale następne będą lepsze, obiecuję :c
Faye miała dziś fatalny dzień! Nie dość, ze spóźniła się na lekcję bo zaspała to jeszcze wylała na siebie sok dyniowy podczas śniadania przy okazji zlewając swój zeszyt to rysowania. Była tak wściekła, że mogła zbijać wzrokiem. Było już dość późno a Ślizgonka musiała wrócić do dormitorium po książki których zapomniała, nie wiedziała co było gorsze : spóźnić się na kolejną lekcję, czy pojawić się na niej na czas lecz bez potrzebnych książek? No dobrze zaryzykujmy spóźnieniem. Rudowłosa puściła się pędem korytarzami, nie zwracając na nic uwagi. Pobiegła do swojego dormitorium wzięła potrzebne rzeczy idąc przez Pokój Wspólny potknęła się i upadła na ziemię rozsypując wszystko po pokoju. -Cholera jasna! Dlaczego ja?! -wrzasnęła wściekła. Dlaczego ona miała tak strasznego pecha? Przecież nic złego nie zrobiła. Już nie miała nawet ochoty iść na lekcję. Podniosła się z ziemi i posprzątała swoje rzeczy. Wzięła rysownik i ołówek po czym wyszła z pokoju wspólnego i udała się w stronę bocznego korytarza. Potrzebowała cichego miejsca a tam nikt nie chodził. Wyszła z za zakrętu i omal nie wpadła na kogoś. Mała blondyneczka widocznie zabłądziła. Nawet nie wyglądała na tutejszą. Zdziwiona Faye zmarszczyła czoło i przyjrzała się dziewczynie. Pomóc jej czy nie? Eee po co, niech stąd wyjdzie tą samą drogą którą przyszła. Przecież to nic trudnego. W zwyczaju Fajki nie było pomaganie więc po co miała się męczyć? A w sumie, może jeśli pomoże to pech zniknie? Hmm, dość kusząca propozycja. -Zgubiłaś się? -spytała stając przed dziewczyną. Odgarnęła rude kosmyki włosów na plecy i zmierzyła dziewczynę uważnie wzrokiem. Po co ona w ogóle zadała to pytanie? Przecież to było oczywiste, ze się zgubiła! Po co miała by tu przyjść? Na spacer, z nudów, może zgubiła pupilka? Ugh.. Faye ty ruda kretynko.. Jaka ty czasami jesteś bezmyślna, jak blondynka. -Może Ci pomogę? Znam ten zamek jak własną kieszeń, wiec nie będziemy miały problemu ze znalezieniem wyjścia. -dodała po chwili melodyjnym głosikiem i posłała dziewczynie fałszywy uśmiech. Cała Faye, nic za darmo. Jeśli pomoże dziewczynie, pech zniknie.. coś za coś.