W krętych podziemnych korytarzach można znaleźć wiele opustoszałych pomieszczeń. Nie brakuje tu więc także od wieków nieużywanych klas. Jedna z nich znajduje się w krętych lochach. Jej wnętrze jest dość niewielkie i zwykle pogrążone w zupełnym mroku. Poniszczone i zakurzone ławki ułożone są jak w aulach, natomiast ściany zdobią jakieś stare obrazy na których nie znajdziesz żywych postaci. Nawet one opuściły to miejsce. Niełatwo tu dotrzeć, ale ma to też swoje plusy, istnieje naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że jakiś inny uczeń w tym samym czasie będzie chciał odwiedzić to miejsce.
- I tutaj się z tobą nie zgodzę. Również czytałam ten sam przypadek i owszem, chodziło o specyficzną magię krwi. Z tych starych pierwotnych wierzeń, zapomnianą już przez czarodziei. Jednak to co opisałam, nie polegałoby zasadniczo na takiej właśnie specyfice. W tym momencie zabrakło mi słów. Nie wiedziałam w jaki sposób wyrazić główną myśl. - Widzisz to również byłaby magia krwi, ale magia krwi zastosowana w zupełnie innym celu. Nie do odrodzenia ciała czy nadania ochrony przed fundamentalnymi emocjami. Chodziłoby raczej o barierę przeciwko zaklęciom. I masz rację, chociaż tego nie wypowiedziałeś ocierałoby się to o bardzo czarną magię. Tylko musisz wiedzieć, że magia sama w sobie nie jest biała albo czarna. Ona istnieje, jest fundamentalna i tak naprawdę tylko od naszej intencji, naszego wyboru zależy jak ją będziemy postrzegać. Zabić można najprostszym zaklęciem. W takim wypadku czy próba znalezienia jak najdoskonalszej ochrony dla osób nam bliskich może być uznana za czarną magię? W końcu naszą intencją jest ochrona, tak by nie musieć zabijać i krzywdzić. Rozumiem, że problemem etycznym byłoby zdobycie składników, ale w ministerstwie są przecież aurorzy, którzy muszą się nauczyć zaklęć niewybaczalnych chociażby rzucając je na zwierzęta. Zastanów się, krew zwierzęcia to również krew istoty żywej. efekt nie byłby może tak bardzo silny, ale byłby.
Miałam nadzieję, że moje pokrętne wyjaśnienia były nieco przydatne. Mając ojca Aurora, który całe lata studiował czarną magię oraz pamiętając lekcje matki, która przywiązana była do prostej ale równocześnie jednej z najbardziej pierwotnych i skomplikowanych dla czarodziei magii - magii ziemi. Byłam pewna, że dałoby radę stworzyć tego typu eliksir. Spojrzałam na bukiet szkarłatnych róż.
- Oczywiście przyjmę twoją propozycję co do złożonych zaklęć obronnych. Niestety tego w szkole nas nie uczą a z ojcem widzę się raczej rzadko. Musisz też wiedzieć, że w mojej głowie siedzi jeszcze naprawdę wiele pomysłów na eliksiry. Wszystkie mają dość proste przepisy, ale będę dawać ciekawe efekty.
- To nie problem etyczny mnie niepokoi, czy zdobycie składników. -Odparł spokojnie- Zresztą zajmując się w takim stopniu eliksirami, jak ja poznałbyś zupełnie inną trudność, fakt mówimy tu o starożytnych praktykach o których mgliście wspominają księgi już z okresu wczesnego średniowiecza, a nawet te starsze nie posiadają dokładniejszego objaśnienia, bo jak to było określone wiedza i technika były przekazywane ustnie. Tylko ryzyko wypadku, bo nie ma nic za darmo jeśli chodzi o starożytną Magie, nie bez powodu została zapomniana.- Skupił się, Będzie musiał podskoczyć do domu Księgę Rodową postudiować, a to mu z parę dni zajmie- Co do twoich innych pomysłów nie wątpię że są ciekawe, w mojej głowie często rodzą się ciekawe pomysły, nie dalej jak wczoraj w zamian za przepis na wino korzenne, stworzyłem płonącą róże, a niedawno zająłem się eliksirami eterycznymi, w sensie gazowymi, ale wracając do problemu eliksiru tarczy duża odpowiedzialność spadnie na nas gdy uda się nam uzyskać recepturę, i lepiej niech ta wiedza pozostanie między nami.
- Masz rację były przekazywane ustnie... Uśmiechnęłam się tajemniczo. W mojej rodzinie przepisy na niespotykane eliksiry wysysało się wraz z mlekiem matki, już w bardzo wczesnym dzieciństwie . Wszystkie one, są objęte rodzinnym zaklęciem i raczej nie powinny wypłynąć w czarodziejskim świecie. Poza maścią czarownic, o niej już od średniowiecza krążyły legendy. Ale były to tylko historie zawierające ziarno prawdy, nic ponadto. - Masz też rację , jeśli chodzi o stwierdzenie, że nic za darmo. Tylko ta prawdziwa, starożytna magia nigdy nie wymagała ofiary większej, aniżeli dana osoba była w stanie dać. Tylko w jednym wypadku słyszałam o poświęceniu życia by uratować dziecko przed skutkami Avady. Wiesz o kim mówię. Każdy to wie. Przykładowo by przezwyciężyć Crucio należy zaakceptować ból. Nadal będzie się go odczuwało, ale w bardziej, jeśli mogę tak to ując "boski' sposób. Stanie się on częścią naszego ciała, naszego życia. I właśnie ta akceptacja, wręcz afirmacja bólu będzie dobrowolną ofiarą złożoną przez jednostkę, by mogła ocalić swój umysł. W wypadku eliksiru o którym mówimy podejrzewam, że koniecznym będzie dobrowolne ofiarowanie paru kropel krwi osób dla których będzie on przeznaczony. Zawsze można dodatkowo pójść w stronę rytuałów, o których niestety tez nas niczego nie uczą. Ale o nich mam już dość sporą wiedzę. Tak jak powiedziałeś przekazywaną ustnie z pokolenia na pokolenie.
- Wierze, i wiem o czym mówisz jeśli chodzi o ofiarę, dla tego nie uczą o tym w szkołach wyobrażasz sobie bandy dzieciaków w trakcie burzy hormonalnej, i jeszcze posiadających taką wiedzę, Sam jeden nie raz musiałem zwalczać pokusy, bo jak mówią im większa moc tym większa odpowiedzialność. Ale można dotrzeć do różnych źródeł, i podań, a jak sądzę pochodzenie ze starożytnego rodu ma tu znaczenie jeśli chodzi o posiadanie wiedzy.- Wyprostował się- W tym wypadku badania muszą pozostać tajemnicą i nigdy opuścić przestrzeni poza nami, zmuszony będę przewertować kroniki rodzinne a to zajmie mi parę dni intensywnej pracy, miałem szczęście do przodków nader wścibskich i utalentowanych, ale niestety o paskudnym charakterze pisma -Uśmiechnął się- Może zmienimy temat na coś przyjemniejszego, napijesz się może herbaty.
- Z przyjemnością , masz może francuską różę i wanilię? Po dodaniu ich do czarnej herbaty uzyskasz niesamowity aromat przełamujący naturalną gorycz, a jak dodasz jeszcze zapach... Istne niebo poruszające kubki smakowe, możesz mi wierzyć Na moich ustach ponownie zagościł całkowicie naturalny dla mnie uśmiech. Dla Yavana i Nataniela ten uśmiech podobno rozświetlał moją postać. Nie wiem, nigdy nie uśmiechałam się do lustra... -Muszę przyznać, że naprawdę nieźle się tutaj urządziłeś.
- Trochę skromnie ale przytulnie- mówił przyrządzając herbatę,- musisz mi wybaczyć skromne wyposażenie, po parę rzeczy będę musiał wybrać się do domu, ale to już nie problem, praktycznie najpotrzebniejsze rzeczy już tutaj są, ah gapa ze mnie - zalał herbatę dla Sig czarna z dodatkiem francuskiej róży i wanilii, a dla niego zielona jaśminowo-cytrusowa., po czym podał herbatę- Muszę tu jeszcze upchnąć gdzieś żerdź dla Lugha, bo póki co musi siadać na fotelach a nie lubi tego, trochę kaprysi ale jak to feniks ma do tego prawo.-Usiadł w fotelu- Mam nadzieje że smakuje, wybacz brak ciasteczek ale chwilowo mam tu jeszcze warunki polowe.
- Nie lubię ciasteczek, więc się nie przejmuj. Ponownie rozejrzałam się z ciekawością po pomieszczeniu. Tak zdecydowanie mogło to być w przyszłości bardzo przyjemne lokum. Z dala od głównej arterii szkoły, takie miejsce nienarażone zbytnio na ciekawość nieupoważnionych osób. Aromat dwóch herbat powoli wypełniał loch. - Swoją drogą to ciekawe. Dlaczego chciałeś kontynuować edukację akurat w Hogwarcie? Wybacz taką ciekawość, ale zawsze takie sprawy niebywale mnie interesowały.
- Z jednej tradycja według której każdy potomek mojej rodziny ma uczęszczać do Hogwartu, kiedy ja dzięki stanowczości matki wylądowałem w Durmstrangu, a z drugiej tutejsza biblioteka magiczna jedna z największych na świecie, plus znaczna swoboda jaka dotyczy studentów, bo jako uczeń tutaj miałbym chyba przechlapane- Wziął łyczek herbaty- W sumie też trochę moja ciekawość, chciałem zobaczyć i poczuć aurę Alma mater moich przodków po mieczu.- Spojrzał na Sigrid- A co sprowadziło tu ciebie moja droga, mogłaś wszak obrać inną placówkę edukacyjną.
- Cóż mając niecałe osiem lat przeprowadziłam się wraz z ojcem do Brytanii. Naturalne było więc, że jak dostałam list przyszłam tutaj do szkoły. Nigdy nie zastanawiałam się nad wyborem szkoły i było to raczej coś naturalnego. Zresztą jak na upartą kobietę przystało i tak sporo kłopotów mu przysporzyłam chodząc do mugolskiej podstawówki. Tyle szlabanów i nagan nauczyciele w tamtej szkole jeszcze nie widzieli, a ojciec dostawał szału. Nie potrafił zrozumieć, czemu nie chciałam prywatnych nauczycieli z czarodziejskiego świata. Nigdy nie myślałam o podstawówce z przyjemnością. Nienawidziłam tej szkoły, ale przynajmniej podszkoliłam tam pewne formy manipulacji ludźmi .
-eh szczenięce lata ja swojej podstawówki wole nie wspominać, bo na wzgląd na własną przeponę pomnę że bawiłem się tam wyśmienicie,- pociągnął delikatnie nosem, gdy usłyszał leki starzał płomienia, jakby pękło polano, wstał- Wybacz na momencik, Lugh właśnie mi się zaczął do zestawu herbaty dobierać, zawsze poczuje jak tylko otworze puszkę z zieloną, magia jakaś czy co- puścił oko do Sig, i ruszył w kierunku szafki z ziołami teraz otwartej i wyjadającego z słoika z herbatą zawartość Feniksa- Lugh choć no tu- Aleks poklepał się po ramieniu, a feniks spojrzał i wylądował na nim, Aleksander pokiwał głową, wziął spodek nasypał na niego parę szczypt zielonej herbaty jaśminowo cytrynowej zamknął puszkę, potem szafkę, odwrócił się do Sig i ruszył w kierunku fotela z feniksem na ramieniu. zdjął go i pozwolił przysiąść na oparciu postawił spodek z ziołami na stoliku tak by Lugh mógł go dosięgnąć, po czym usiadł i pogładził główkę feniksa- Wybacz o czym mówiliśmy
- Masz Feniksa? Ciekawe, jakoś nie potrafię ich polubić, choć są to nadzwyczajne stworzenia. Nie mogłabym sobie wyobrazić prawie wiecznego życia, jest to dla mnie zbyt tragiczne . Lepiej przeżyć swoje z poczuciem, że żyło się naprawdę a nie tylko istniało w pustej skorupce. Ponownie tego wieczoru zamyśliłam się. W towarzystwie Aleksandra jakoś łatwiej łapałam równowagę niż włócząc się po zamku z nadzieją, że mój fanklub w końcu wykona pierwszy ruch. - tak swoją drogą zawsze wolałam testrale, nawet miałam kiedyś swojego. piękne stworzenie, choć równie tragiczne.
- Jeśli chodzi o feniksa, to jakoś z mojej strony polubiłem tego łachudrę- pogłaskał Lugha po łebku- zgodzę się że perspektywa ciągłego życia, w kręgu ciągłego odradzania się i śmierci jest dla niektórych uznawana za trudną do pojęcia, z drugiej strony jest on stworzeniem z wszech miar praktycznym i pięknym, Co do testrali mają w sobie piękno i gracje, ale trzeba czasami przełamać się w stosunku do nich, mi niestety przypomina ich widok utratę kogoś bliskiego.- popatrzył na Lugha ze smutkiem, feniks zaś odczuwając smutek pana, obrócił łebek patrząc na niego swoimi pięknymi złotymi oczyma. Aleks spojrzał w nie i smutek zaczął go opuszczać, fala wspomnień pomału się cofała. Spojrzał na Sig przywołując spokojny wyraz twarzy- Przepraszam za to, myślałem że mam to za sobą to wszak już 8 lat- Poprawił się w fotelu- Nie chcę cię obarczać moimi smutkami, i byłbym wdzięczny żebyś o to nie pytała- Spojrzał jej w oczy- W zamian za twoją powściągliwość możesz wpadać tu bez zapowiedzi, zawsze znajdziesz tu kogoś do rozmowy przy herbacie, jak zauważyłaś to dość dobrze ukryte pomieszczenie.
- Każdy ma swoje smutki. Możesz mi wierzyć i jeśli taka wola nigdy nie będę cię wypytywać. Czasami warto jest mieć po prostu kogoś, z kim bez roztrząsania przeszłości będzie się mogło porozmawiać o sprawach teraźniejszych i przyszłych. Nie powiem, że mogłam się wczuć w jego sytuację. Każdy ma w końcu inne duchy przeszłości, ale doskonale rozumiałam jego prośbę. Sama niejednokrotnie miałam ochotę najzwyczajniej w świecie pomilczeć, bądź zapomnieć. - A testrale właśnie dlatego, że przypominają nam osoby, które odeszły są dla mnie takie wyjątkowe. Czasami te wspomnienia są naprawdę piękne i dzięki nim nie bledną w mrokach niepamięci. Była to prawda. Dla mnie te stworzenia pomimo tragicznej natury są orędownikami najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa. - Jest już późno i nie chciałabym zajmować ci dalej czasu. Dzięki wielkie za herbatę, była przepyszna. Jeśli będziesz miał ochotę poeksperymentować, ewentualnie sprawdzić mój przepis to jestem więcej niż chętna. Mogę wręcz powiedzieć, że będę zaszczycona. Posłałam mu jeden ze swoich radosnych uśmiechów , wstałam i powoli podeszłam do drzwi.
- Dziękuję Ci za zrozumienie- wstał odprowadzając ją do drzwi- i muszę ci przyznać uśmiechaj się tak dalej, a zacznę mieć ciekawe myśli- uśmiechnął się- Pamiętaj ja tu eksperymenty i tak będę czynił, więc wpadaj kiedy chcesz, nie zapomnij aby o tym- wyciągnął różdżkę i używając Accio, przywołał zostawiony przez nią bukiet- Chyba nie chciałabyś bym pomyślał że Ci się nie podobają, w sumie mogły by mi wyjść lepsze, dzięki za recepturę najprawdopodobniej przetestuje ją w najbliższym czasie jeśli wszystko pójdzie jak planowałem, aha uważaj taka dobra rada co będziesz piła i jadła- uśmiechnął się tajemniczo- jak co to w razie potrzeby znajdziesz tu herbatkę i schronienie, a nawet antidota, zostawię opisane
Zatrzymałam się w progu zaszokowana....Gdy przywołał bukiet odebrałam go z wrodzoną sobie gracją, ale gdy wspomniał o truciznach w moich oczach zalśniły niebezpieczne iskierki. - Dziękuję za troskę, ale już od dawna noszę przy sobie beozar i na część trucizn, tych delikatniejszych jestem uodporniona na tyle by od razu nie zejść z tego świata. Czasami dziękuję bogom za tak p[przezornego ojca. Ponownie spojrzałam z ciekawością na Aleksandra. Z jego twarzy nie udało mi się wyczytać jakiejkolwiek cennej informacji. Zresztą, czego się niby spodziewałam- otwartej księgi? Był, tak jak ja arystokratą, który od momentu w którym zaczął stawiać pierwsze kroki był przygotowywany do życia wedle starych zasad. Kwestią naszego przetrwania były umiejętności ukrywania naszych emocji i dyskretnej manipulacji. Skoro pomógł mi, mógł też za odpowiednią opłatą pomóc innym. - Jeszcze raz dziękuję za tak nieoczekiwanie przyjemny wieczór. I możesz być pewny, że będę wpadała dość często. Choćby podzielić się z tobą moimi niekonwencjonalnymi pomysłami. Może już następnym razem będę miała odpowiednie składniki... I z tymi niedokończonymi słowami oraz zagadkowym uśmiechem błąkającym się na ustach wyszłam, trzymając w dłoni bukiet szkarłatnych róż.
Zamknął drzwi za nią powstrzymując śmiech. Urocz istotka, żeby tylko zrozumiała ten problem że po szkole chodzi ktoś uzbrojony w Amortencje, kiwał głową siadając w fotelu, biorąc filiżankę w dłoń Boezar, pięknie czyli nie należy do tych którzy się na życie nie przygotowują, ale żeby wiedział jak bardzo bywa zawodny kiedy przychodzi do eliksirów miłosnych, albo potrafiła wyczuć kiedy zaczyna działać w organizmie, sam tą naukę mocno zapłaciłem ale przynajmniej nikt mi trucizny czy eliksiru miłosnego nie poda tak że się nie zdążę odtruć.- Co sądzisz o niej Lugh- zwrócił się do feniksa- naprawdę czeka mnie ciekawa znajomość- Feniks spojrzał na niego z ukosa. Widząc to Aleks tylko się zaśmiał. Wypij herbatę po czym wrócił do swoich zajęć, w znacznie lepszym humorze. Sprawdził stan Apteczki, w tym zapas antidotów, oraz kuferek eliksirów, przeprowadził inwentaryzacje w magazynie składników, po czym przygotował zestaw alchemiczny, musi być sprawny. Wciągnął z magazynu niezbędne składniki i zaczął przyrządzać półprodukty do uwarzenia FF DWA DNI POŹNIEJ
Siedziałem spokojnie w fotelu , czytając książkę, Lugh drzemał na żerdzi w kącie, w tle delikatnie płynęła muzyka z Adaptera aktualnie leciała Aria Figaro z Cyrulika sewilskiego. Na stołach w kociołkach i alembikach dojrzewały mikstury, parę przelanych już do fiolek. Przydało ściągnąć się i upchnąć jeszcze trochę sprzętu z domu. Udało mu się również zabezpieczyć sale przed nieproszonymi gośćmi obłożyłem salę Fidelus Charmem , a jej strażnikiem uczyniłem siebie, na razie o niej wiedzieć będą Sig i Yavan.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Nie Mar 27 2011, 11:25, w całości zmieniany 2 razy
Wiedziałam ,że będę w lochach częstym gościem. Pojęcia jednak nie miałam, że aż tak...wczoraj wysłałam do ojca list z prośbą o krew zwierząt na których ćwiczą zaklęcia. Oczywiście z dokładnym zastrzeżeniem , że ma to być krew pobrana dokładnie w czasie ćwiczenia zaklęć niewybaczalnych. Odpowiedź jaką dostałam.... Może to przemilczmy. Jednak już w drugiej paczce znalazłam dwie fiolki i jeden słoiczek z dokładnymi opisami. Czego nie zrobi się dla jedynej córki... - Hej jest tu ktoś? Wchodząc do klasy wolałam się upewnić, że nie będę całkiem sama. Ucieszyłam się na widok Aleksandra siedzącego w fotelu i niewątpliwie pogrążonego w lekturze. Pomieszczenie nabierało charakteru i zaczynało odzwierciedlać wnętrze właściciela. - Cześć, nie przeszkadzam? Zdobyłam składniki.
podniósł wzrok znak lektury, Uśmiechnął się - Aż tak się stęskniłaś, że składniki w ciągu dwóch dni załatwiasz- wstał by ją przywitać- Nie próżnujesz, mogę zobaczyć- podszedł do stołu laboratoryjnego, uprzątnął z niego kilka tomów które ustawił na półce na ścianie- Zdejmując z półki kilka zwojów- Wybacz lecz w tym czasie udało mi się tylko tyle znaleźć w zapiskach rodzinnych i paru starych traktatach.
- Czy się stęskniłam?....Hmmm nie wiem? Robiło się naprawdę ciekawie. Całym swoim jestestwem czułam, że z tym mężczyzną mogłam konie kraść, ale tylko tyle. Raczej jestem osobnikiem monogamicznym i jak kocham to jedną, konkretną osobę. Kręgosłup moralny podobno też posiadam... - Stęskniłam się za naszą współpracą. Nie obraź się ale dla mnie będziesz moim mentorem i nauczycielem, może kiedyś przyjacielem. Podroczyć się również mogę... ale... Właśnie to "ale" było tutaj decydujące. W moich skrytych myślach istniał tylko jeden mężczyzn. Być może źle zinterpretowałam słowa Aleksandra, ale pewne rzeczy powiedzieć musiałam. - Ach, do cholery! Zaczynajmy w końcu pracę. Wyjęłam flakoniki, które wbrew pozorom były sporej wagi i różne zioła w woreczkach. - Czekam na propozycje, od czego moglibyśmy zacząć? Mam ochotę chwilkę posłuchać, dopiero później wysunę swoje ...
Podroczyć się również mogę... ale. Podniosłem rękę-wybacz przyjemności nie łącze z pracą, co do naszej znajomości niech zostanie platoniczna- podszedłem do fiolek z krwią wziąłem je w ręce otworzyłem, sprawdziłem pod światło potem węchem pipetą nabrałem parę kropel roztarłem między palcami powąchałem i spróbowałem krew jeszcze w granicy świeżości, nie ludzka a zwierzęca, czyli to materia próbna nie da on dużej obrony ale cóż. - Jak rozumiem stworzenia te były celem zaklęć niewybaczalnych,a krew pobrano w trakcie działania zaklęcia lub krótko po ich ustaniu, cóż może odrobina magi w nich została. odłożyłem naczynka: - Dobrze powiem czego dowiedziałem się z tych zapisków, eliksir o którym mówiłaś nie był pity a stosowany do wyrysowywania symboli na ciele, oczywiście w tym czasie istniała trochę inna zasada magii i inne zaklęcia, więc szukamy bardziej farby i to do stosowania rytualnego, cześć autorów spierała się czy by działał potrzebna była maść czy symbole wyrysowane na ciele
Spoglądałam, jak z miną znawcy ogląda krew. - W tej krwi zostało na tyle magii by można było poeksperymentować. Jak zauważyłeś będziemy potrzebowali "farby" o ile tak to można nazwać. Musisz również wiedzieć, że zapytałam się ojca o pewne szczegóły i mogę zaręczyć, że równie ważne co symbole na ciele było ich rytualne wyrysowanie.
W tym momencie wchodziliśmy w jedną z moich ukochanych dziedzin magii. Tak bardzo przypominającą mi matkę i Norwegię.
Usiadłem w fotelu, zatopiony w myślach, pomału tworzył się wzór składniki ustawiały się w kolejności, intuicyjnie przygotowywał spis i czynności Zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością coś przejmowało nade mną kontrole. Wstał i nie odzywając się podszedł do stołu, zaczął działać automatycznie wyciągnął misę, sięgnął po mieszki ziół które przyniosła, po kolei otwierał je po czym zaczął je rozpoznawać, nie wiadomo skąd pojawił się moździerz, Aleksander miał martwy wzrok, zaczął wybierać zioła wrzucając cześć do moździerza w których starł je na proszek inne wrzucił do alembik w którym przygotował napar. Naparł wlał delikatnie do misy dodał potem sproszkowane zioła, tworząc pastę do której zaczął dodawać krew zwierząt, nie wiedzieć czemu zaczął coś mamrotać pod nosem w trakcie sporządzania pasty Na chwilę się ocknął, rozejrzał. popatrzył na Sig- Wybacz znowu to samo mam tak co jakiś czas -szczególnie jeśli studiowałem Księgę rodu dodał w myślach, -możesz mi powiedzieć co się stało powiedzieć co zrobiłem i ile czasu minęło,
Nie chciałam mu przeszkadzać, widocznie wpadł w trans. Czasami taki stan ducha był wielce pożądanym u odkrywców w swojej głowie jednak odnotowywałam skrupulatnie każdy jego ruch. Ocknęłam się dopiero gdy się mnie spytał o to, co robił. - Nie, nie trwało to długo. Może jakieś pół godziny, w przybliżeniu oczywiście. Wpierw w moździerzu utarłeś wszystkie przyniesione przeze mnie zioła. W tej kolejności: szałwia, kora brzozy, suszony kwiat lipy, suszone płatki róży, odrobinę aloesu, parę owoców jałowca, czarci pazur, naparstnicę, liście pokrzywy. Nie zauważyłaś nawet, gdy z tego skórzanego woreczka wyjąłeś odrobinę mandragory i również ją dodałeś. Następnie gorący napar przelałeś do misy i dodałeś sproszkowane zioła. Utworzyła się po tej czynności pasta, do której wlałeś po jednej trzeciej krwi zwierząt. Miałam nadzieję, że opisałam procedurę w miarę dokładnie. - Ocknąłeś się, ale zapomniałeś o fragmencie skóry ze słoiczka. Mówiąc to obeszłam stół i stanęłam obok Aleksandra. Instynktownie wyjęłam fragment skóry i odkroiłam odrobinę. Na tym zwierzęciu przetestowano avadę i znając mojego ojca pobrał ją zaraz po wypowiedzeniu zaklęcia. Przez chwilkę przyglądałam się tej odrobinie by za pomocą Relashio spopielić ją. Uzyskane prochy wpadły do misy nadając paście ciemniejszego koloru. - Chyba powinniśmy całość odstawić do całkowitego ostygnięcia. Jest jednak zbyt gęsta i podejrzewam, że będziemy musieli wymyślić eliksir, którym ją rozcieńczymy...
- Dobrze dobrze że notowałaś odtwarzanie metody zajeło by mi dużo czasu, ale nie musiałaś dodawać skóry na Avade i tak to nie zadziała, a mogłaś zburzyć skład, bo o skórze jeśli po nią nie sięgałem znaczy że nie było w składzie, ale nie matrw się nie powinno zaszkodzić- podszedł do fiolek- Pamiętając że przepis jezt z wczesnego średniowiecza, raczaj nie należy myśleć o jakimś wybitnie komplikowanym rozcieńczaczu- mówiąc to przeglądał fiolki zamieszał w kociołku, powąchał parę eliksirów- Sądzę że w tym wypadku zadziała jako rozcieńczacz po tym jak pasta stwardnieje zadziała- podniósł mały nożyk w lewą rękę, podszedł do misy ustawił obok małą miseczkę zdjął rękawice z prawej ręki odwinął bandaż, ukazując wychudzoną i szarą dłoń, o wyschniętej i popękanej skórze, przypominała dłoń chwały, z tym tylko wyjątkiem że żyła, pod skórą jak robaki wiły się naczynia krwionośne które próbują wyrwać się na wolność, spokojnie wziął nóż do lewej ręki i nacinając prawą dłoń utoczył z niej krew do małej miseczki po czym używając Episkey zasklepił ranę obwiązał rękę bandażem i s powrotem nałożył rękawice. spojrzał na Sig, dając do zrozumienia że nie chce o tym rozmawiać i tym bardziej nie chciałby żeby ktoś się o tym dowiedział: Mam nadzieja że to pozostanie między nami- poszedł do apteczki i wypił eliksir leczniczy.- Krew twórcy też tu odgrywa pewną rolę a rozcieńczyć to można albo wodą albo alkoholem wymieszanym z moją krwią, chyba nie liczyłaś że użyje eliksiru zamiast podstawowych rozpuszczalników oba nie zaburzą składu a niosą ze sobą tyle magi co kot napłakał- Podszedł by sprawdzić jeszcze raz pastę, i dodał trochę krwi z miseczki,oto krew moja w zapłacie za cierpienia wasze przyjmijcie ją i dajcie mi w zamian ochronę, dodał w myślach w szczerym geście woli, wymieszał ją raz jeszcze i popatrzył na Sig
Skłamałabym jeślibym powiedziała, że nie zaskoczyła mnie jego dłoń. Zaskoczyła i to bardzo. Z drugiej jednak strony byłam głęboko wdzięczna, że podzielił się ze mną tym sekretem. A raczej uchylił rąbka tajemnicy go otaczającej. - Możesz być spokojny, przecież nic nie widziałam. Uśmiechnęłam się uspokajająco. - Tylko wiesz co... uważam, że ten proch ze skóry był potrzebny. w końcu " z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". We wszystkich religiach martwe ciało i jego powrót na łono Matki Natury jest magicznym momentem. Wtedy łączymy się z wszechświatem po długiej wędrówce. Rozumiem również, że nieczęsto ktoś ci zwraca uwagę... W tym momencie chrząknęłam znacząco a w moich oczach pojawiły się psotne chochliki. Aleksander był typem mężczyzny, który zawsze chce mieć rację. Dlatego tak doskonale się bawiłam lekko go drażniąc i drocząc się. Taka była moja natura. - Poczekaj.... Podeszłam do misy i sztyletem od Nataniela nacięłam sobie nadgarstek. Delikatnie, tak by nie było śladu. Patrząc jak krople krwi wypływają z nacięcia czekałam... -Czy myślisz, że to dobry moment? A może wznioślej byłoby z zastosowaniem rytualnego obramowania?
-Większość rytuałów to zbędna teatralizacja, a i rytuały są w większości mało skuteczne, miały na celu wzbudzenie strachu wołając jaki to ja potężny, tu liczy się wola i intencja, a nie zapalone ogniska wybijanie rytmu na bębnach-pokiwał głową- preferuje prostą magię czasem złożoną z inkantacji, czasem symboliczną, ale nie przepadam za Patetyzmem, a tutaj go nie potrzeba, twa intencja i uczucia dają efekt, a krew ma być zapłatą ale też i wkładem naszym w miksture -Podszedłem do Apteczki wyciągnąłem eliksir leczniczy i bandaż- Nie musiałaś lecz doceniam twój gest, a teraz opatrz ranę i wypij to uzupełni utraconą krew i zapobiegnie bliznom, bo raczej nie chciałbym potem kłopotów i zbędnych pytań po mnie tej rany nie widać ale ta na twoim nadgarstku może wydać się podejrzana.