W krętych podziemnych korytarzach można znaleźć wiele opustoszałych pomieszczeń. Nie brakuje tu więc także od wieków nieużywanych klas. Jedna z nich znajduje się w krętych lochach. Jej wnętrze jest dość niewielkie i zwykle pogrążone w zupełnym mroku. Poniszczone i zakurzone ławki ułożone są jak w aulach, natomiast ściany zdobią jakieś stare obrazy na których nie znajdziesz żywych postaci. Nawet one opuściły to miejsce. Niełatwo tu dotrzeć, ale ma to też swoje plusy, istnieje naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że jakiś inny uczeń w tym samym czasie będzie chciał odwiedzić to miejsce.
No przynajmniej tyle dobrze, że ta nauczycielka nie robiła mu problemu z tego, że nie jest punktualny. Zasady przedstawione przez profesor Beatrice były proste i nietrudne do zapamiętania. Gdy nauczycielka zapytała się o to, czy dwójka Krukonów chce coś wiedzieć, Julius lekko się pobudził Będziemy coś przygotowywać sami, czy zajęcia będą miały formę warsztatów?- Niemiec chciał coś sobie "pogotować" w kociołku. Dzięki temu rozluźniał się po całym dniu nauki i robieniu rzeczy zadanych przez nauczycieli. Na pytanie o eliksiry jednak lekko zwiesił mu się mózg, tak już miał, kiedy myśli tłoczące się w głowie przysłaniały mu informację, którą aktualnie potrzebował. Dente Crescere... al dente to coś ostrego w mugolskiej kuchni, ale mógł się mylić. Nawet gdyby miał rację, to raczej nie był to eliksir o podobnych właściwości. Nagle, światełko pojawiło się w ciemnej próżni, która znajdowała się w głowie Raucha. Coś z kośćmi?- zapytał się niepewnie Niemiec. Gdyby to była normalna lekcja, pewnie zrobiłby się czerwony ze wstydu, ale pozostało mu liczyć, że koleżanka obok nie jest jakaś doświadczona w teorii eliksirów.
Posłała witający uśmiech do Juliusa, którego kojarzyła oczywiście z innych zajęć, ale również z rzadkich wizyt w pokoju wspólnym krukonów. Lubiła przechodzić do konkretów, dlatego cieszyła się, że właśnie od tego zaczęła Profesor Dear. Słuchała jej uważnie, delikatnie kiwając głową za każdym razem, kiedy zgadzała się z wypowiedzianym przez kobietę zdaniem. Nie miała problemu z zasadami, które ustaliła na samym początku. Przynajmniej mieli jasno przedstawioną sytuację. -Nie mam żadnych.-Powiedziała spokojnie, jeszcze zanim do jej głosu doszedł chłopak. W tym czasie wypakowała resztę potrzebnych (przynajmniej w jej mniemaniu) rzeczy, kładąc je obok na ławce. Tak, aby mogła zapisać na nich dodatkowe informacje. Westchnęła cicho, unosząc podbródek i przez moment zastanawiając się nad odpowiedzią. Wiedziała, że na pewno dotyczy zębów. Jednak czy służył do odrośnięcia wszystkich? Jednego? I czy na pewno miał pomóc w wypełnieniu uzębienia, a nie na odwrót? Spojrzała na nauczycielkę.-Na pewno ma związek z zębami. Nie mogę jednak przypomnieć sobie, czy ma pomóc w odbudowie, czy może na odwrót... Ma zniszczyć uzębienie.-Powiedziała lekko.-Na pewno to nic przyjemnego.-Oh, pamiętny okres wypadania mleczaków i wyrośnięcie tych prawidłowych.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Wszystko wskazywało na to, że ich współpraca miała przebiegać sprawnie i pomyślnie. W końcu mieli dokładnie takie same plany: ona chciała ich dobrze nauczyć warzenia eliksirów, a oni chcieli poznać pewne niepisane zasady, które temu procesowi towarzyszyły. Mogła przekazać im wszelaką wiedzę jaką posiadała, o ile tylko będą chcieli jej odpowiednio użyć. Bo co z tego, że będą wiedzieli wszystko, skoro nie będą w stanie zastosować tego w praktyce? Nie miałoby to najmniejszego sensu. A teraz, chciała przede wszystkim dowiedzieć się, na jakim poziomie obecnie się znajdują. Będzie mogła dzięki temu odpowiednio go dostosować i rozwijać wraz z ich osobistym rozwojem. -Myślę, że po części każda z opcji, panie Rauche. - odpowiedziała powoli na pytanie zadane przez chłopaka. -Będę wymagała od was, aby zadane zagadnienia zostały rozważone. Mówiąc to, mam na myśli, że możecie sobie z czymś nie poradzić, bo może to znacząco wykraczać poza wasz zakres umiejętności. Ale oczekuję, że pokażecie mi, że próbowaliście przynajmniej rozwiązać problem. W zamian za to, ze swojej strony obiecuję, że będę wam pomagać w każdej możliwej sytuacji. Możecie się do mnie zgłaszać osobiście, pisać listy, na pewno wam pomogę. Sądziła, że jest to dosyć uczciwa wymiana. Oni mogli na nią w stu procentach liczyć, jeśli tylko nie będą w stanie sobie z czymś poradzić a w zamian za to, ona chciała, aby przykładali się do tych małych zajęć, na jakie się zdecydowali. Teraz jednak postanowiła przejść do części zasadniczej ich dzisiejszego spotkania. -Tak panno Ritcher, eliksir dente crescere ma związek z zębami. A dokładniej powoduje ich odrastanie. Proces ten jest bardzo nieprzyjemny. Samo uwarzenie eliksiru jest dość pracochłonne, ale jeśli damy radę, to może dziś uda się go skończyć. W najgorszym wypadku, dojrzeje on w moim gabinecie. - sięgnęła po podręcznik do eliksirów i położyła go przed nimi na odpowiedniej stronie. -Chciałabym, abyście spróbowali się z nim dzisiaj zmierzyć. Zacznijmy jednak od najprostszej części a mianowicie rozpoznania odpowiednich ingerencji. - machnęła różdżką w stronę kuferka, który został przyniesiony przez skrzaty. Wieko otworzyło się a w ich nozdrza uderzył zapach przeróżnych ziół i nie tylko. - Bardzo proszę, abyście rozpoznali odpowiednie składniki niezbędne dla tego eliksiru.
_________
Zadanko jest proste. Rzucacie 6 kości bo zakładamy, że tyle składników ma eliksir. Kość parzysta, ingerencja jest poprawna, nie pomyliście jej z jakąś podobną. Kość nieparzysta, niestety, to nie to, co powinno być.
Łatwo nauczycielce powiedzieć, że dana rzecz jest "najłatwiejsza". Niestety, albo "stety", profesor Dear nie miała wcześniej styczności z Juliusem, więc nie wiedziała jaki jest z niego zdolny student. -No tak- odpowiedział tylko na polecenie o szukaniu składników. I tępym wzrokiem zaczął patrzeć raz to na koleżankę, raz na nauczycielkę, aż w końcu skierował oczy tam gdzie powinien, czyli na kuferek, z którego miał wybierać odpowiednie elementy tego eliksiru. Oczywiście, jak na godnego reprezentanta Ravenclawu przystało, nie kojarzył ani jednego składnika, który by pasowało do eliksiru, który dawał taki efekt. Postanowił więc zamknąć oczy podczas losowania i wybrał sześć rzeczy. Gdy rozłożył je przed sobą, zauważył, że to raczej nie jest dobry wybór, przynajmniej w zdecydowanej większości...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdziwiło go nagłe ogłoszenie o lekcji wychowania do życia w rodzinie. Przez siedem lat nikt im nic na ten temat nie mówił, a tu nagle taka heca. Czy był to efekt jego przypału z Tori? Czy może zbyt wiele osób nagle postanowiło uprawiać seks w zakamarkach zamku, a może wakacje skutkowały jakimiś wydarzeniami, o których Solberg nie miał pojęcia? Możliwości było wiele i Max miał nadzieję, że tajemnica wyjaśnić się sama. Na lekcji pojawił się... Sam właściwie nie wiedział czemu. Czuł, że jeżeli go tutaj zabraknie to dostanie odpowiedni opierdol od przynajmniej jednej z organizatorek. Usiadł w pierwszej ławce, żeby nie przeoczono jego poświęcenia i czekał na rozpoczęcie tego cyrku.
//jak się ciąży ktoś nie boi zapraszam do dosiadania się
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie spodziewał się, że aż tak dobry humor będzie mu od razu dopisywał. Nawet jeżeli nie posiada możliwości reprodukcji, nawet jeżeli jest bezpłodny, nawet, jeżeli Perpetua Whitehorn wiedziała o jego przypadku, to postanowił przyjść. Postanowił się zabawić; postanowił spotkać jednego ktosia, by z nim, być może, ponownie wpaść w tarapaty. No ba, nawet na tę okazję, był gotów odpierdzielić jakiś żart; czarne ciuchy, okalające jego chudą sylwetkę, mogły mu to utrudnić, ale też, ostatecznie ułatwić bycie nierozpoznanym. Spokojne kroki wydawały charakterystyczny, aczkolwiek cichy stukot, który odbijał się o kolejne ściany korytarza. Ciche westchnięcie, tak charakterystyczne, ciemne tęczówki zdające się przyglądać wszystkiemu i wszystkim; byleby udać się na odpowiednie piętro (lochy, Felinusie) a następnie do sali; otwartej, pozostawionej jako przestrzeń publiczna. A w pierwszej ławce Max. Idealnie. Uśmiechnął się, tak charakterystycznie, tak nietypowo, że sam Solberg wiedział, że Felinus na pewno coś postanowi odrąbać. I nie ma co się dziwić; wystarczył moment, nawet nie skinął głową w jego stronę, nawet się nie odezwał. Wszedł natomiast na scenę i rozpoczął swoje przemówienie, tudzież zabawę, rozdając karty do gry. — Dzień dobry. Dzisiaj rozpoczniemy pierwszą lekcję WDŻ w tym roku szkolnym. Proszę zanotować nowy temat lekcji. — powiedział, zapisując na tablicy temat, trzymając kredę w chusteczce, o wdzięcznej nazwie "Seksualizacja młodzieży", być może zachowując się jak dzieciak. Nie śmiał się jak debil. Nawet lewą ręką pisał to, byleby nikt go nie rozpoznał, kreśląc w odmienny sposób różne końcówki literek; trochę niewyraźnie, aczkolwiek możliwie do odczytania. Do tego, jak najostrożniej, byleby proszek z kredy nie ostał się na jego ubraniu, pozostawiając następnie trzymany kawałek w odpowiednim, poprzednim miejscu. — Dzisiaj będziemy mówić o... — napisał jedno słowo; tak charakterystyczne dla mema, tak charakterystyczne dla kwiatu młodzieży — ...r-u-c-h-a-n-i-u. — wskazywał palcem, nie dotykając tablicy, każdą z literek, by potem przerwać całe swoje przedstawienie i podejść do ławki Solberga, stawiając na niej jedną nogę, jakoby był pannicą gotową poddać się istnemu pożądaniu, o ile wystarczająco zakręci w głowie mężczyźnie. Sam podsunął dwa palce pod niego brodę, gładząc ją kciukiem i jakoby się zastanawiając nad czymś bliżej nieokreślonym. Najwidoczniej molestowanie seksualne jest w jego krwi. — Obrób mi gałę, skarbie. — poruszył jedną z brwi do góry; powaga na jego twarzy wydawała się być na tyle komiczna, że on sam nie wytrzymał. Początkowo pozostawał w kamiennej pozie, a po chwili, ustąpiwszy miejsca normalnemu ja, parsknął śmiechem dość głośno i tym samym wziął nogę oraz usiadł w ławce. — Ja pierdolę, nie mogłem się powstrzymać. — oparł się o dłoń, zginając w łokciu rękę i tym samym patrząc prosto na Maximiliana. — Jak tam nastawienie? — powiedział już normalnie, całkowicie charakterystycznie dla siebie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Lekcja WDŻ... Czemu... Merlinie kochany... CZEMU. Znaczy... z tego co słyszała to niektórym naprawdę przydałaby się taka lekcja, ale to chyba były pojedyncze przypadki... No dobra. Ona sama też powinna się tu pojawić. Zdecydowanie. Chociaż z drugiej strony... Może jednak nie było tak źle z nią? Po prostu powinna wystrzegać się wil, alkoholu i wszystkiego, co mogłoby w sobie zawierać amortencję i/lub afrodisię. Za bardzo na nią działały. W każdym razie zebrała się w sobie i doczłapała się jakoś do nieużywanej sali, czując, że to będzie naprawdę ciężkie przeżycie. Nie nadawała się na tego typu lekcje i zapewne przez długi czas będzie starała się siedzieć cicho, nie zwracać na siebie uwagi, umierać wewnętrznie i identyfikować się z ławką byle tylko nie zostało jej zadane jakieś pytanie. To brzmiało jak plan. Przywitała się krótko z @Maximilian Felix Solberg, który usiadł w pierwszej ławce i sama zajęła ławkę sąsiednią. I właśnie wtedy do sali wszedł on... Wielki Puchon, który do Hufflepuffu jednak średnio pasował, @Felinus Faolán Lowell. Już od jakiegoś czasu zwracała na niego uwagę, mając nadzieję, że naprawdę nic nie odwali i będzie spokojny. Myliła się. Nienawidziła się mylić. Mogła jedynie kręcić z zawodem głową, starając się nie zaczerwienić ze wstydu na jego jakże ciekawy i dojrzały wykład, siłą woli powstrzymując się jedynie od wykonania facepalma. Zamiast tego spoglądała uważnie na chłopaka, który naprawę był w nastroju do głupiego śmieszkowania. - Felinus, uspokój się, proszę - poleciła mu, sięgając po różdżkę, by za pomocą prostego zaklęcia zmazać widoczny na tablicy napis. Liczyła na to, że nie będzie żadnych spięć. Niech chociaż raz wszystko będzie spokojnie...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przywitał się uśmiechem z Yuuko, która zajęła miejsce tak niedaleko od niego. Nawet nie pomyślał jeszcze, jakby tu się zająć do przybycia Beatrice i Perpetuy, a tu do sali już wchodzi on, cały na czarno - Felek. Początkowo Max nie poznał go w tym stroju, ale mimika zdradziła prawdziwą tożsamość puchona. Max zastanawiał się, co jego starszy kolega kombinuje, bo wyraz jego twarzy nie pozostawał wątpliwości, że za chwilę będzie świadkiem.... Czegoś. Wtedy właśnie Lowell rozpoczął swoje przedstawienie. Solberg nie do końca wiedział, jak ma zareagować, dopiero tekst o "obrobieniu mu gały" sprawił, że ślizgon po prostu nie wytrzymał. -Co Ty odpierdalasz, stary? - Zapytał przez śmiech. W takim wydaniu definitywnie go jeszcze nie widział. Spojrzał puchonowi w oczy, jakby rozważał kolejny ruch ostatecznie jednak nie korzystając z propozycji Felka. -Zdecydowanie mniej pozytywne niż Twoje. Oddaj mi trochę tego zapału. - Odpowiedział na pytanie o swoje podejście do całej tej wychowawczej pogadanki. Wtedy też usłyszał z ławki obok pouczenie, które Yuu puściła w stronę Felinusa. Nie była to jego sprawa, więc postanowił się nie mieszać. -Jak myślisz, kto jest powodem całej tej farsy? - Zapytał jeszcze z ciekawości.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Lekcja WDŻ... kto to wymyślił. Pewna nie była. Wiedziała jednak na pewno, że mogą to być całkiem ciekawe zajęcia. Zresztą prowadzone miały być przez duet Whitehorn&Dear. Czuła się niejako zobowiązana do tego, by na nie pójść. I może przy okazji będzie miała okazję do tego, by spotkać się z nimi dwiema. Być może miały już pewne informacje na nurtujący ją aktualnie temat. W sali zjawiła się mając na sobie całkiem wymowny t-shirt głoszący "I''m a virgin" choć pod nim nieco mniejszą czcionką dodane już było "(this is an old t-shirt)" sugerujący, że podobna informacja może być już nieaktualna. Zresztą... kto ją znał to wiedział. Torbę, w której nie znajdowało się zbyt wiele rzeczy rzuciła niemal pod jedną z ławek, przy której zajęła miejsce. Miała tylko nadzieję, że całe przedstawienie niedługo się zacznie. Choć wpierw musiałaby się uzbierać całkiem spora grupka uczniów. Coś czuła, że zapotrzebowanie na podobne zajęcia było naprawdę spore.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kiedy wśród uczniów rozeszła się wiadomość, że mają się odbyć zajęcia z WDŻ, Brooks wiedziała, że nie może ich opuścić. Taki przedmiot w konserwatywnym Hogwarcie, gdzie program nauczania nie zmienił się od niepamiętnych czasów? Mogło to oznaczać jedno – dramę, a tego odpuścić nie mogła. WDŻ jasno dowodził, że ktoś coś odwalił, i to całkiem porządnie. Z drugiej strony, ciężko oczekiwać od bądź co bądź buzujących hormonami nastolatków, żeby trzymali popędy na wodze. Wchodząc do klasy i widząc Maxa, miała niejasne przeczucie, że cały ten cyrk jest w jakiś sposób powiązany właśnie z wysokim Ślizgonem. Krukonka przywitała się pobieżnie ze wszystkimi i zajęła wolną ławkę, wyczekując przedstawienia, które przygotowały dla nich dwie nauczycielki.
/jak ktoś ma ochotę, to może się dosiadać :)
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
W tym roku będę chodzić na wszystkie lekcje i uczyć się na bieżąco. Kto nigdy nie postawił sobie takie wyzwania, niech pierwszy rzuci expeliarmusem. To chyba był jedyny powód, dla którego w ogóle przyszła na te zajęcia. Jakoś nie wydawało jej się, że mogłaby wynieść z nich coś nowego, ale na zajęcia z profesor Whitehorn po prostu wypadało przyjść i przynajmniej sprawiać pozory, że jej podopieczni są sumiennymi uczniami, czy coś takiego. No i była jeszcze Dear, której zdecydowanie nie należało podpadać już na początku września. Weszła do sali, zastanawiając się, kto jeszcze odważy się przyjść na tę specyficzną lekcję. Sama nie do końca wiedział, kogo mogłaby zobaczyć w sali, ale dostrzegając @Violetta Strauss, jej brew uniosła się w górę w wyrazie zdziwienia. Jej akurat się tutaj nie spodziewała. Stała chwilę w wejściu, zastanawiając się co z sobą zrobić, ale ostatecznie postanowiła podejść do Strauss i wraz z nią uczestniczyć w tej karuzeli śmiechu, jaka zapewne zaraz się tutaj rozpocznie. Bardziej niezręcznie niż podczas ich spaceru z latarni morskiej do pensjonatu przecież nie będzie, prawda? Niepewnym krokiem podeszła do ławki, przy której siedziała Krukonka i usiadła obok, kładąc swoją torbę na blacie. - Mam nadzieję, że wolne. - rzuciła, spoglądając na dziewczynę i uśmiechając się wesoło. Odruchowo spojrzała nieco niżej, by przeczytać napis widniejący na koszulce i w tym samym momencie odwróciła wzrok, dość mocno zmieszana. Odchrząknęła, besztając się w myślach za tę przesadzoną reakcję i poczuła zdradzieckie ciepło ogarniające jej ciało. - Ciekawe skąd pomysł na takie zajęcia, ktoś chyba musiał podpaść... Ciekawe co będziemy robić. Nie spodziewam się niczego ciekawego, ale stwierdziłam, że na początku roku jednak warto pojawić się na zajęciach... Chociażby z... Ciekawości.- zaczęła gadać jakieś głupoty, byle tylko Viola nie zauważyła, że ta głupia koszulka tak ją rozproszyła. Jeszcze zajęcia się nie rozpoczęły, a w zasadzie już żałowała, że tu przyszła, bo nie miała pojęcia jak się w tej całej sytuacji zachować.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Wieść o tym, że w murach Hogwartu miała zostać przeprowadzona lekcja wychowania do życia w rodzinie, rozeszła się po szkole w zastraszającym tempie. Gdyby miał określić czas, w jakim ta wiadomość dotarła do ponad dziewięćdziesięciu procent uczniów, to z powodzeniem mógłby ją porównać do najgorętszych plotek z ostatnich lat. Osobiście uważał, że było to coś o podobnym kalibrze, co informacja o zajściu w ciąże nastolatki z czwartego lub piątego roku. Drama, kontrowersja, temat do gorących dyskusji. Naturalnie nie mogło go tutaj zabraknąć także i jego i miał cichą nadzieję, że dołączy do niego także część znajomych. Zapowiadała się niezła zabawa. Podejrzewał, że zajęcia te mogą skończyć się na dwa sposoby. Totalną kompromitacją szkolnej kadry lub tym, że większość obecnych na zajęciach uczniów pomyśli pięćdziesiąt razy, zanim chociaż zacznie fantazjować o pójściu z kimkolwiek do łóżka. Można by powiedzieć, że taka pogadanka to mógłby być wręcz nowy sposób antykoncepcji. W każdym razie zapowiadało się to na niezapomniane doświadczenie, którego nie można było sobie ot, tak odpuścić. Ignacy dotarł na miejsce przed czasem, jednak tuż przed wejściem na salę, przystanął na moment, aby poprawić krawat w barwach Hufflepuffu, który już któryś z kolei raz tego dnia mu się przekrzywił. Eh, ta złośliwość rzeczy martwych. Gdy już udało mu się uporać z tą drobną niedogodnością, wszedł na salę z lekkim uśmiechem. Po przekroczeniu progu otaksował zebraną w klasie grupę uważnym spojrzeniem. Coś czuł, że w ciągu najbliższych kilku minut, ilość uczniów może się jeszcze drastycznie zwiększyć. Widząc parę znajomych twarzy, pomachał najpierw do @Julia Brooks, ukłonił się przed @Nancy A. Williams, a następnie podszedł do @Yuuko Kanoe. Kiedy zorientował się, że ta akurat udziela reprymendy Felinusowi, jego uśmiech nieco się zmniejszył. Znowu? Sądził, że początek roku był już wystarczający. Nie potrzebowali chyba powtórki z udziałem @Felinus Faolán Lowell? – Wszystko w porządku? – spytał puchonki, pozwalając, aby jego słowa zawisły na dłuższą chwilę w powietrzu, a następnie usiadł obok niej. Dwóch prefektów, to nie to samo, co jeden, więc może ich obecność, jakoś zniechęci pobliskie ławki do strojenia sobie żartów. Tak, jak we własnych głowach mogli piać ze śmiechu, tak mimo wszystko musieli dbać o względny porządek.
Jako, że Odeya rzadko kiedy zagląda na tablicę ogłoszeń związanych z lekcjami (o tych, które ją interesowały zwykle dowiadywała się od Oliv), tak i tym razem informacji o lekcji wudeżetu nie wyczytała na magicznym szyldzie. Plotki, które krążyły po szkole na temat zajęć, które miały prowadzić profesor Dear i profesor Whitehorn oczywiście były nieco podkoloryzowane i Ode nie była w stanie zliczyć, którą to z kolei wersję słyszała na korytarzu w ciągu ostatniego tygodnia. Niektórzy mówili, że miarka się przebrała i już trzeciego dnia woźny nakrył w jednej z opuszczonych klas parkę w dość jednoznacznej sytuacji. Od innego Puchona Worthington usłyszała, że to przez to, że jeden z rodziców wysłał sowę do dyrektora, zbulwersowany brakiem tego typu zajęć w ich planie lekcji. Wszakże większość uczniów znajduje się w okresie dojrzewania... Ale brunetka jakoś niespecjalnie wierzyła w to, że którakolwiek z tych informacji była powodem podjęcia takiej decyzji przez psorki. To wszystko brzmiało prawdopodobnie, ale Worthington uważała, że zwyczajnie nauczycielki same doszły do tych wniosków, które zawarł w rzekomym liście równie rzekomy rodzic. Przekraczając próg jednej z nieużywanych klas, rozglądnęła się po pomieszczeniu. Było już kilka osób, między innymi dostrzegła @Maximilian Felix Solberg, na którego ostatnio wreszcie wpadła na korytarzu i mogła poznać osobiście. Pomachała Ślizgonowi, kierując się gdzieś do końca klasy, aby zająć tradycyjnie ostatnią ławkę. W pierwszej siedziały zawsze mądre osoby, dlatego najczęściej to miejsce zajmowała Callahan, a tym razem najbardziej zainteresowany i równocześnie chyba najbardziej obeznany z tematem był "przyjaciel" samej pani prefekt Domu Lwa. Uśmiechnęła ironicznie do swoich myśli, rzucając pod ławkę niewielki plecaczek, z którym się nie rozstawała i poprawiła materiał szkolnej spódnicy. Generalnie przyszła tutaj, aby dowiedzieć się czegoś pożytecznego, bo choć nigdy nie była zbyt dobra ani z eliksirów ani z magii leczniczej, wierzyła, że wiedza, którą przekaże Beatrice i Perpetua będzie przydatna. Oparłszy łokcie na blacie stolika, podparła sobie brodę na dłoniach i czekała na rozpoczęcie lekcji.
Dzień jak co dzień. Chyba niekoniecznie. Bo przecież nie codziennie Perpetua i Beatrice wpadają na pomysł zajęć z wychowania seksualnego. Wierzył, że będzie ciekawie, dlatego jak tylko nadszedł ten historyczny dzień, stawił się w jednej z nieużywanych klas, aby zdobyć wiedzę z tego zakresu. Wiadomo, profesorki zawsze mogą ich czymś zaskoczyć. Po wejściu do sali parsknął śmiechem na widok @Maximilian Felix Solberg,zajmującego zaszczytne miejsce w pierwszej ławce. Od razu skierował kroki w stronę kumpla, jak i @Felinus Faolán Lowell, słysząc fragment ich rozmowy. - Obstawiam, że gziłeś się z tą swoją Gryfonką w Luizjanie i Becia Was dopatrzyła - oznajmił przekonująco, zajmując ławkę za nimi i rozsiadając się wygodnie, wykładając podudzia na drugie krzesło i opierając się plecami o ścianę. - A jak nie, to może mieliśmy to w planie nauczania od zawsze tylko nikt dotąd nie miał jaj, żeby to poprowadzić - dodał po chwili, wzruszając ramionami.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Czy miał wstyd? Możliwe, że posiadał jego drobną namiastkę. Przedstawienie, jakie odprawił na początku zbierania się uczniów i studentów z hogwarckiej społeczności zabarwił własnym akcentem, by następnie przejść do bycia po prostu... normalnym Felinusem. Siedząc obok Maximiliana, niebezpiecznie blisko, by każdy prefekt miał ich na celowniku w zasięgu widoczności; czasami lubił się bawić w zwracanie ich uwagi, wiedząc doskonale, że jeżeli nie dopełnią własnych obowiązków, mogą spotkać się z pewnymi, mniej lub bardziej licznymi, konsekwencjami. Stukot palców o ławeczkę rozbrzmiewał w powietrzu, docierając do uszu najbliższych osób. Częściowy zapał, jaki pokazał na początku, został kompletnie ugaszony - niczym świeca zdmuchnięta za pomocą ludzkiej egzystencji, tak samo jak została zapalona - by następnie przejść do zwykłych, codziennych rozmów z kolegą, spoglądając na niego spokojnym spojrzeniem ciemnych tęczówek. — Proszę bardzo. — wystawił na ławkę pustą przestrzeń, jakoby będącą zapałem, którego tak Maximilianowi brakowało. Nie zdążył odpowiedzieć jednak na drugie pytanie, kiedy to przyszedł Lucas i zajął za nimi ławkę, rozsiadając się wygodnie; najwidoczniej on również miał do dodania swoje dwa grosze na temat powodu spotkania. Sam Felinus zmarszczył brwi, jakoby się nad czymś zastanawiając, niemniej jednak powrócił w pełni do dyskusji, odwracając krzesło tak, by mieć kontakt ze wszystkimi. Jednocześnie wychudzone przedramię od strony prawej opierało się o oparcie krzesełka. — Zero prywatności, nawet na wycieczce. — delikatnie uniósł lewą wargę do góry, jakoby w mimowolnym, pozbawionym większych emocji, uśmiechu. Jeżeli ktoś przyglądnął się czynnościom wykonywanym przez Solberga, to wolał nie wiedzieć, ile razy ktoś widział jego goły tyłek. Nie wiedział jednocześnie nic o życiu prywatnym przyjaciela, co nie zmienia faktu, iż świetnie się z nim dogadywał. — Albo nikt na to kiedyś nie przychodził, bo wszyscy mieli to gdzieś, a następnie dyrektor sobie o tym przypomniał? Też możliwe. — westchnął. — W większości przypadków nikt nie kwapi się aż tak na zajęcia, z których zazwyczaj zbyt mało wiedzy się wynosi. — albo rozmawia się o sytuacjach nieprzyjemnych. Chociaż, w związku z jego utratą jąder, profesor Whitehorn perfekcyjnie wręcz trafiła z pomysłem na przeprowadzenie zajęć dotyczących życia seksualnego. Większość z tego mu się po prostu nie przyda. — Chociaż zastanawiam się nad tym, co będziemy robić. Podobno wiedza z eliksirów też ma nam się przydać. Antykoncepcyjny? Poronny? — zaczął się zastanawiać nad tym wszystkim.
Właśnie rozpoczynał dziesiąty (i tym samym ostatni; smuteczek) rok nauki w Hogwarcie, a nigdy dotąd nie miał okazji uczestniczyć w lekcji WDŻ. Nawet wtedy, gdy wieść o ciąży Heaven rozeszła się po szarych murach. Co tym razem się wydarzyło i czy było to coś gorszego? Bądź co bądź, Ślizgonka była wtedy pełnoletnia, może teraz trafiło to na młodszych uczniów? Jakieś plotki słyszał, ale nie przepadał za taką formą zdobywania informacji, więc nic nie brał za pewnik. A na same zajęcia przyszedł bardziej z... ciekawości. No i może trochę liczył na podśmiechujki, choć w tym wieku powinien być już poważny, a żartowanie z tak oczywistych i naturalnych kwestii mu, najzwyczajniej w świecie, nie wypadało. Nie zakładał studenckiej szaty, ubrał się w codzienne, luźne ubrania i gorąco liczył na to, że obędzie się bez minusowych punktów za brak mundurka. A gdy tylko wszedł do sali, począł rozglądać się za wolnym krzesłem. Coś go jednak podkusiło, żeby dosiąść się do nieznajomej Krukonki @Julia Brooks. Znał dziewczynę jedynie z widzenia, nie miał nawet pojęcia, na którym roku jest i jak ma na imię. Czy czymś jednak ryzykował? Absolutnie! Dlaczego by więc nie zagadać? - Na co komu WDŻ, jak powszechnie wiadomo, że dzieci znajduje się w kapuście? - przewrócił teatralnie oczami, siadając po prawicy dziewczyny - Dlatego nie jadam kapusty. - wyszczerzył się, wielce zadowolony z własnego sucharka, a potem podał jej dłoń i przedstawił się - Bruno Tarly, do usług. Chyba się nie znamy?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia była właśnie w trakcie rozwiązywania zwykłej mugolskiej krzyżówki, która skutecznie zabijała czas w miejscu, gdzie smartfon z LTE był jedynie smutnym wspomnieniem, kiedy usłyszała ciepły męski głos. Kiedy oderwała wzrok od stronic, ujrzała chłopaka o młodej twarzy, kręconych włosach i sympatycznym uśmiechu, którego skądś znała, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, kim jest, z kim się przyjaźni, a z racji braku szat – z jakiego jest domu. Wystarczyło jednak, że otworzył usta, żeby zyskała pewność, że nie z Ravenclawu. Słysząc jego dowcip, przewróciła wymownie oczami, nieudolnie powstrzymując uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. – A ja właśnie jadam kapustę. Z tego samego powodu – odpowiedziała i posunęła się nieco, aby zrobić mu miejsce obok siebie. Kiedy chłopak się przedstawił, uścisnęła jego dłoń. Była znacznie cieplejsza niż jej. Zimne dłonie Krukonki były barometrem, który wyraźnie wskazywał, że przyszła jesień. – Julia. Brooks. Również do usług– odpowiedziała ciepło, spoglądając z zaciekawieniem na nieznajomego – Jak myślisz, zrobią nam zajęcia praktyczne, czy skupią się na samej teorii? – dodała, nawiązując do tematyki dzisiejszej lekcji.
Śmiechem zbywam informację o zajęciach z WDŻ. Wiem, że mówi się o nich już od dobrych kilku (-nastu? -dziestu?) lat i nigdy nie przybierają formy rzeczywistej, jedynie bawiąc młodzież i zniesmaczając profesorów. Ale kiedy drepczę do hogwarckiej kuchni, zastanawiając się czym przekupić skrzaty w celu otrzymania jakichś słodkości, do moich uszu docierają nie tyle żarty, co... przypuszczenia? I wtedy wiem już, że najwyraźniej faktycznie kogoś wzięło na nieco bardziej życiowe edukowanie uczniów. Ostatecznie proszę skrzaty tylko o kawę, a właściwie - próbuję zrobić ją sam, by zaraz dać się przegadać, odciągnąć i usadowić. Nawet nie wiem jakim cudem obok kubka, w którym sam przygotowywałem napój, pojawia się drugi, z dziełem wyjątkowo głośnej skrzatki. Najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru pokazanie mi jak powinien działać ten magiczny ekspres, w który ja niezdarnie stukałem różdżką. I kiedy wychodzę z kuchni, czuję się trochę głupio, bo paraduję po korytarzu z dwoma kubkami parujących napojów, które nieszczególnie różnią się smakiem, bo ten kawowy i tak został zabity solidną dawką cukru. Cieszy mnie tylko, że nie mam daleko, a jeszcze bardziej cieszy mnie widok zmierzającej w tę samą stronę ofiary. - Hej! Hej, hej, czekaj chwilkę, bo narozlewam - wołam dobitnie, przyspieszając i już niemal biegiem dopadając do niewiele niższego ode mnie chłopaka z ładnie poskręcanymi loczkami, u którego dopiero z bliska dostrzegam odznakę prefekta naczelnego. - O proszę, jaka szycha... Dobrze połączyć informacje z twarzą i imieniem, to jest - gdybym to imię pamiętał... Idziesz pilnować tych głupków na WDŻ, którzy spodziewają się jakichś kinky zajęć i nie wpadli na to, że najzwyczajniej w świecie psorki robią połączenie Uzdrawiania z Eliksirami? - Gadam, może nawet trochę za dużo, nie zostawiając miejsca na reakcję mojemu przypadkiem pozyskanemu towarzyszowi. - Swoją drogą, jestem Levi Dare. Och, no i mogę poczęstować cię kawą, bo trochę dałem się zamotać skrzatom... lubisz ulepek? - Podsuwam mu kubek pod nos, nieco niezgrabnie próbując odrzucić w tył włosy, które lecą mi na twarz, a których nie mogę odgarnąć rękoma. Ale nie przejmuję się tym jak chaotycznie mogę wypadać w oczach puchoniego prefekta, zamiast tego już rozglądając się za nowymi obrazami, których nie było na tych ścianach za moich czasów; chwilę później patrzę po twarzach zebranych w klasie uczniów i studentów, niekoniecznie szukając kogoś znajomego, a prędzej ciekawego.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Niezależnie od tego, jaki charakter miałaby przybrać lekcja WDŻ'u, to był całkiem pewny tego, że mając dwadzieścia lat na karku i uwarzonych kilkaset eliksirów antykoncepcyjnych za sobą, nie nauczy się podczas tych zajęć absolutnie niczego nowego. Mógłby tę godzinę poświęcić na cokolwiek innego, a jednak doskonale wiedział, jak żywe zainteresowanie wywoła zorganizowanie lekcji, o którą od lat proszą uczniowie, a która zawsze pozostawała poza zasięgiem zgody dyrektora. Częściowo ze względu na to, że chciał być podporą dla Perpetki, a częściowo mając świadomość, że sama obecność prefekta może nieco uczniów uspokoić, zdecydował się zrezygnować z okienka, które miał ochotę wykorzystać na drzemkę lub szybkie upieczenie ciastek wraz z Wywłoczką, zamiast tego kończąc nieco wcześniej korki dla jednej z Puchonek, by wciąż zdążyć na te specjalne zajęcia. - Huh? - wykręcił się gwałtownie, dając wyrwać się z zamyślenia o pewnym problematycznym Puchonie, czym chyba spełniał częściowo jego fantazję o byciu prześladowanym przez prefektów i utkwił jasne spojrzenie w znajomo-nieznajomej twarzy, szybko opadając wzrokiem na usta Krukona, by wspomóc się w nadążeniu za tymi wszystkimi słowami, które z niego uciekały. Ledwo zdążył rozchylić własne, chcąc jakoś zareagować na nazywanie uczniów głupkami, a jednak uśmiechnął się tylko i przytaknął mu nieco rozbawiony, nie tylko nie mając za bardzo miejsca na wciśnięcie własnych słów w rozmowę, ale też musząc poniekąd zgodzić się ze swoim nastawieniem do tego spotkania. - No niby nie powinienem, ale nie ukrywam, że lubię - przyznał, zaraz już z perfekcyjnie wyćwiczonym uśmiechem dziękując za kawę i aż zmrużył z zadowolenia oczy, gdy tylko upił przesłodzony łyk gorąca, nagle uświadamiając sobie jak tęsknił za tą absurdalną ilością cukru, odkąd próbował ograniczyć jego ilość w codziennie wypijanej kawie. - Skyler. Skyler Schuester. A w kuchni to pewnie Migdał. Nienawidzi jak ktoś bez pytania dotyka ekspresu przedstawił się od razu, z jednej strony już sprzedając informacje o skrzatach, a z drugiej zawieszajac się idiotycznie na posłyszanym imieniu, próbując skojarzyć je z twarzą, dosyć pewny tego, że skądś już znał Krukona. Nie dostał jednak wcale zadowalającej go ilości czasu, by połączyć zerwane styki i rozruszać odpowiednio pracę umysłu, a już rozglądał się po obecnych w sali uczniach. Ciepłym uśmiechem powitał się ze swoimi Puchonami, nie mogąc ukryć radości w oczach, że nawet na nieobowiązkowych zajęciach stawiają się tak licznie, a jednak zaraz złapał wzrokiem czarniejącą owieczkę (@Felinus Faolán Lowell), o której wybielenie miał zadbać, wciąż zupełnie nie wiedząc gdzie leży granica jego nadopiekuńczości, gdy Yuuko u boku nie beształa go za zbytnią wścibskość. - Dobrze widzieć, że drobna sprzeczka nie zaszkodziła Waszej znajomości - rzucił w końcu do niego i @Maximilian Felix Solberg, drobnym ruchem głowy dając znać, że zagaduje ich dlatego, że to do Felinusa ma sprawę, a jednak zrobił krótką pauzę na drobny łyk kawy, próbując pozbierać myśli we względnie poprawne zdanie. - Jak już będziesz miał dość szlabanów od nauczycieli, to uprzedź mnie następnym razem, gdy będziesz miał w planach łamanie szkolnego regulaminu, żebym to ja Ci jakiś dał. Młodszym Puchonom przyda się pomoc przy pracach domowych, a Ty masz już doświadczenie - pociągnął dalej, pozwalając niskiemu głosowi wybrzmieć nieco głośniej, pozbywając się typowych dla niego cichych pomruków, gdy wbijał jasne spojrzenie w ciemne oczy Felinusa - Ale tylko pomoc, skoro rozwiązywanie za kogoś jest wciąż nielegalne, tak samo jak handel na terenie szkoły, więc taka pomoc jest mile widziana i poza szlabanami, ale opłacana jedynie wdzięcznością - przypomniał mu wymownie, naciskając na niego w chęci ostrzeżenia go przed kolejnymi wpadkami, bo skoro już zdążył posłyszeć dość niekonkretne, ale jednak plotki o wciąż aktualnej ofercie kupowania prac domowych, to wolał wyraźnie zaznaczyć, że Puchon swoim zachowaniem sam siebie wystawia pod czujną obserwację nauczycieli i prefektów.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Był wyraźnie rozbawiony, kiedy na tablicy ogłoszeń zawisł kawałek pergaminu informujący o zajęciach z wychowania do życia w rodzinie. W pierwszej chwili pomyślał, że jest to jakiś żart, jednak im bliżej było do rozpoczęcia tej lekcji tym bardziej udzielały mu się nastroje innych, a przede wszystkim Puchonów, którzy wydawali się być bardzo przejęci całym przedsięwzięciem doszukując się powodu jego przeprowadzenia w zeszłorocznym incydencie. Kierowany wrodzoną ciekawością postanowił pojawić się na wieczornych zajęciach. Kiedy tylko przekroczył próg sali, prawie od razu jego spojrzenie pomknęło ku znajomej buźce, zaś jej widok skwitował szerokim uśmiechem - zwłaszcza, że dziewczyna siedziała w ławce sama. Nim jednak ruszył ku jej osobie, podszedł najpierw do ławki przy której siedział Max (@Maximilian Felix Solberg) - jego nowy kumpel. -Słyszałem, że to przez ciebie ta lekcja - zaśmiał się pochylając nad postacią Ślizgona, przy okazji witając się z nim, po czym ruszył na koniec sali, nonszalancko zajmując miejsce obok Odey. -Przyszłaś się doszkolić? Planujesz dla mnie jakąś niespodziankę? - zapytał sugestywnie poruszając przy tym brwiami.
Nie była pewna, co w głowie komu siedziało, kiedy stwierdził, że odpowiednim rozwiązaniem będzie zorganizowanie lekcji WDŻ w Hogwarcie, ale skoro już taki pomysł powstał, to Lara postanowiła się pojawić. Co prawda jej samopoczucie wciąż pozostawiało wiele do życzenia. Ludzie jakby to zauważali, bo zostawiali ją w spokoju, co w tym momencie gryfonce cholernie odpowiadało. Nie miała ochoty na głupie rozmowy w zasadzie o niczym, nie chciała chodzić na lekcje i w ogóle najchętniej nie wychodziła by ze swojego łóżka. Jednak wiedziała, że nie może się poddać. Musiała próbować zmusić się do dalszego normalnego funkcjonowania, co wcale łatwym nie było. Skrupulatnie wybierała, z czym będzie w stanie się danego dnia zmierzyć, a z czym nie. Dziś padło na to, że WDŻ to odpowiednia dla niej opcja. Od dłuższego czasu nie przykładała żadnej uwagi co do tego, jak wygląda. Po prostu zakładała to, co wpadło jej w dłoń, nie przejmując się tym, że być może bluza jest poplamiona a spodnie przetarte w nieodpowiednim miejscu. Tak było i tym razem, więc do klasy przyszła, mając na sobie, jakieś stare dżinsy i kompletnie za dużą bluzę. O makijażu na twarzy Lary można było tylko pomarzyć i jedyną pozostałością po jej własnej osobowości, były różnorodne kolczyki, wciąż tkwiące w jej twarzy i uszach. Weszła do klasy na długo przed nauczycielkami, bo jak wiedziała, dzisiaj miał ich obsługiwać duet Dear-Whitehorn. Usiadła w jednej z pustych ławek i wyciągnęła na blat pergamin i pióro. Po czym bez ładu i składu zaczęła mazać po pergaminie, nie wiedząc nawet o tym, jakie w zasadzie wzory kreśli. Miała tylko nadzieję, że lekcja minie szybko i w miarę bezkonfliktowo.
/Jak ktoś odważny, może się dosiąść do Lary
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Naprawdę próbowała się nie sugerować żadnymi plotkami, które krążyły wokół zorganizowanej tak niespodziewanie lekcji Wychowania do życia w rodzinie, a konkretniej – wokół powodu, dla którego tego typu zajęcia okazały się nagle tak potrzebne. Jak to zwykle bywało: ilu uczniów, tyle durnych teorii, ale podejrzewała, że tym razem przynajmniej w części z nich mogło tkwić ziarno prawdy. Keyira postanowiła wziąć w nich udział z czystej ciekawości zarówno odnośnie formy, jak i składu, który miał je poprowadzić… Już sama wizja duetu Whitehorn-Dear była intrygująca i dziewczyna chciała wiedzieć jak to się miało odbyć w praktyce. Ostatecznie nie było przecież żadną tajemnicą, że Ślizgoni knujący z Puchonami (lub odwrotnie) zawsze wzbudzali podejrzenia, najczęściej całkiem słusznie zresztą. Jakkolwiek nauczanie WDŻ przez przyszłą, potencjalną macochę mogło być nieco, cóż, dziwne - nie zamierzała z tej okazji rezygnować. Shercliffe weszła do sali akurat na czas, by móc odczytać napis na tablicy, który kilka sekund później zniknął pod wpływem zaklęcia litościwie rzuconego przez drugą Puchonkę. Studentka zatrzymała w drzwiach, z rękoma w kieszeniach jeansowych spodni - wykorzystała sugestię jednej z nauczycielek, jakoby lekcja nie miała być tak oficjalna i rygorystyczna pod względem stroju - i oparła się niedbale o framugę. Puffki szaleją, przemknęło jej przez myśl, kto by pomyślał. Jej spojrzenie przemknęło po pomieszczeniu i zatrzymało się na moment na @Felinus Faolán Lowell. Obserwowała go uważnie podczas dalszego odgrywania krótkiego, sugestywnego przedstawienia, po czym pokręciła głową i z cichym parsknięciem odepchnęła się od ściany, by podejść do jednej z mniej obleganych ławek. Po drodze machnęła na powitanie kilku znajomym osobom. Zanim zajęła puste miejsce, zerknęła kontrolnie na @Lara Burke i na dzień dobry skinęła jej bez słowa. Dotychczas nie miały ze sobą jakoś szczególnie często do czynienia, więc nie było sensu udawać, że jest inaczej. Zresztą dziewczyna nie sprawiała wrażenia, jakby chciała prowadzić towarzyską pogawędkę – tym lepiej. Stopą odzianą w ciężki but, Keyira obróciła ku sobie krzesło z przedniej ławki, by następnie skrzyżować na jego siedzisku nogi na wysokości kostek. Podciągnęła też rękawy zielonego swetra i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, wyczekując przybycia prowadzących. — Długo to już trwa? — zagadnęła Larę kilka minut później, ruchem brody wskazując walne zgromadzenie z udziałem prefektów kawałek dalej.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Nie spodziewała się tego, że mimo wszystko ktoś postanowi zwrócić na nią jakąkolwiek uwagę. W normalnych okolicznościach było to przynajmniej niespotykane, a co dopiero teraz, kiedy tak ostentacyjnie pokazywała całym swoim jestestwem, jak bardzo w dupie ma cały świat. A mimo to, okazał się ktoś na tyle odważny, żeby jednak uznać, że usiąście w jej towarzystwie, będzie dobrym pomysłem. Zaskoczona uniosła spojrzenie z nad kawałka pergaminu, na którym aktualnie rysowała, starając się odwzorować jak najdokładniej, męskiego członka. W końcu pasował on tutaj idealnie, wychowanie do życia w rodzinie, to również seks, a seks to penis i wagina. Spojrzała na ślizgonkę wzrokiem, który otwarcie pytał, czy jest z nią na pewno wszystko w porządku. Póki jednak nie odzywała się nic, to i sama Lara nie zamierzała rozpoczynać konwersacji. Po prostu wróciła do bazgrania po pergaminie, nie przejmując się tym, że dotąd puste krzesełko obok niej, nagle było zajęte. Słowa ślizgonki sprawiły, że musiała jednak podnieść znów wzrok. Omiotła spojrzeniem całą klasę, zastanawiając się nad poprawną odpowiedzią na zadane jej pytanie. - Kilka minut robią z siebie błaznów - stwierdziła krótko, kompletnie beznamiętnym tonem. W zasadzie co ją interesowało to, co robią? Chcieli wyjść na debili, nie zamierzała stawać im na drodze. Póki coś nie dotyczyło jej bezpośrednio, miała to w dupie. A i nawet jak dotykało Larę, to obecnie też pewnie nie zwróciła by na to uwagi. Jak na wszystko inne.
Plotki rozchodziły się po szkole jak choroby weneryczne po wakacyjnych domkach w szkolnym ośrodku. Nawet nie trzeba się było za bardzo starać, aby wieść o ciężarnych Gryfonkach zawładnęła szkolnymi korytarzami. Ile z tego było prawdą i czy czemukolwiek warto było poświęcać czas? Niby lekcja Whitehorn i Dear brzmiała jak jakiś czerwony alarm, ale czy na to nie było ODROBINĘ za późno? O kogo w ogóle chodziło, skoro nikt nie chciał zdradzać konkretów? I czy w ogóle było w tym jakiekolwiek ziarno prawdy, jeżeli dziewczyna z plotek tak długo pozostawała bezimienna? Czy to nie miałoby kosmicznego wpływu na jej życie, a samą jej zmianę zachowania widać byłoby na pierwszy rzut oka? W sumie przykład psycholki Heaven wskazywał na coś skrajnie odmiennego, skoro Ślizgonka była w stanie zasuwać na mecze Quidditcha nawet wtedy, gdy odeszły jej wody. Co za niepoważna szkoła. - Gotowy na nadchodzące podśmiechujki? - nawet nie kryła tego, że nastawiała się na wysłuchiwanie jakichś ekstremalnie żenujących tekstów, ale próbowała robić wszystko, by nie traktować lekcji i wydarzeń z niej zbyt poważnie. Tyle mogła zrobić - choćby z szacunku dla Whitehorn. Jak, na rozkołysane lunaballe, odmieniało się imię tej kobiety?
Kompletnie nie wiedział jak mogło mu to wypaść z głowy, ale naprawdę... Zapomniał. To wszystko przez to, że kompletnie nie spodziewał się takich zajęć w tym roku i że sam nie wiedział czy do końca był na nie przygotowany. Niemniej jednak w żadnym wypadku nie chciał ich przegapić chociażby ze względu na to, że jak na tę chwilę jego dobra passa w odpuszczaniu sobie wagarowania była nieprzerwana. Pozostawało jedynie wierzyć, że uda mu się nie spóźnić, a także że wparuje do sali najpóźniej w najlepszym ku temu momencie.
Kiedy biegł szkolnym korytarzem co i rusz zerkał w stronę zegarku czy aby na pewno uda mu się jeszcze zdążyć. Nie widział na nim żadnego z profesorów, a więc jego szanse raczej wynosiły pięćdziesiąt do pięćdziesięciu - albo ktoś już zaczął zajęcia i był spóźniony, albo jeszcze nikogo nie było i ten jeden, jedyny raz miał szczęście.
Wpadając niczym burza do pomieszczenia szybko się po nim rozejrzał. Nie zauważył żadnego prowadzącego, dlatego też odetchnął z ulgą i zajął pierwsze lepsze wolne miejsce witając się z tymi, których jakkolwiek kojarzył. Posłał przyjazne spojrzenie @"Ignacy Moscicki", po czym w pierwszym rzędzie zauważył również @Maximilian Felix Solberg i @Lucas Sinclair - im również pomachał wyjmując z torby kawałek pergaminu i pióro z inkaustem.
Kompletnie nie wiedział czego powinien spodziewać się po tych zajęciach i czy w ogóle robienie jakichkolwiek notatek z tego przedmiotu miało większy sens. Niemniej jednak lekcja to lekcja, więc jakiekolwiek posiadanie przyborów do notowania mogło się przydać. Nie wiedział też co było przyczyną prowadzenia takiej lekcji, ale może faktycznie hogwardzka młodzież wydawała się być złaknioną takiej wiedzy, a to była odpowiedź na zapotrzebowanie wśród uczniów?
Noah P. Williams
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : gęste, rozczochrane włosy; prawa ręka pokryta bliznami
Noah długo się zastanawiał, czy powinien pojawić się na tej lekcji. Nie była ona obowiązkowa, do tego była czymś... co najmniej niecodziennym. Siłą woli powstrzymywał się przed tym nawet jeszcze tego samego dnia, nie chcąc maczać się w takie sprawy, bo podejrzewał, że cała ta lekcja robiona jest przez to, że ktoś odwalił jakiś numer, może jakaś hogwarcka uczennica jest w ciąży i teraz Hampton ma problem... Cholera wie. Ale jednak zwyciężyła w nim ciekawość - dosłownie w ostatniej chwili, w ostatnich minutach przed rozpoczęciem lekcji, stawił się w klasie. Chciał pozostać niezauważony. Dostrzegł z daleka swoją siostrę (@Nancy A. Williams) obok tej Krukonki (@Violetta Strauss), która na jej prośbę uczyła go zaklęć niewerbalnych. Czy to właśnie o niej mówiła Nancy w parku? - zaczął się zastanawiać. Jeśli tak, to znalazła sobie bardzo... interesującą partnerkę. Nic się jednak nie odzywał, w końcu on sam nie był lepszy... A jeśli już o tym mowa, to gdzieś w rogu sali dostrzegł też @Odeya Worthington, z którą jakoś nie miał ochoty rozmawiać, a jeszcze bardziej nie miał ochoty na jakiekolwiek poruszanie takich tematów w jej obecności. Odwróciłby od niej wzrok z samym tylko dreszczem, który przeszedłby po jego skórze, gdyby nie to, że zobaczył koło niej jakiegoś chłopaka (@Daemon Avrey), którego mógł już gdzieś kiedyś widzieć, najpewniej w Luizjanie. Z jakiegoś powodu miał co najmniej niedobre wrażenie, że Odey chyba nie była do końca z nim szczera... Ale z drugiej strony, jak on by zareagował, gdyby szczerą była? O tym nie myślał. Rzucił im tylko nienawistne i pełne wrogości spojrzenie z drugiego końca sali, choć oni zapewne tego nie widzieli. Zajął miejsce gdzieś na tyłach, obok jakiegoś chłopaka, którego wcześniej nie znał (@Cassian H. Beaumont), zaciskając zęby i pięści i nie odzywając się ani słowem.