W krętych podziemnych korytarzach można znaleźć wiele opustoszałych pomieszczeń. Nie brakuje tu więc także od wieków nieużywanych klas. Jedna z nich znajduje się w krętych lochach. Jej wnętrze jest dość niewielkie i zwykle pogrążone w zupełnym mroku. Poniszczone i zakurzone ławki ułożone są jak w aulach, natomiast ściany zdobią jakieś stare obrazy na których nie znajdziesz żywych postaci. Nawet one opuściły to miejsce. Niełatwo tu dotrzeć, ale ma to też swoje plusy, istnieje naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo, że jakiś inny uczeń w tym samym czasie będzie chciał odwiedzić to miejsce.
Autor
Wiadomość
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Na lekcję planuję iść z Boydem z prostego powodu - ja chcę zobaczyć jak Perpetua razem z Beatrice mówią nam cokolwiek o seksie. Perpetua wydaje mi się osobą, która będzie albo mocno się rumieniła albo mówiła słówkami przez które nawet nie ogarniemy, że rozmawiamy o jakkolwiek lubieżnych sprawach. Zaś nauczycielka Slytherinu, przyjaciółka Nessy, wydawała mi się tak bezpośrednia i rzeczowa w mówieniu taki rzeczy, że założyłem, że może przynajmniej stracę swoje libido, słuchając jej praktycznego podejścia. Oprócz tego wiedziałem, że Boyd pogonił swoją siostrę na zajęciach i chciał sprawdzić czy aby na pewno będzie. Ja za to chciałem zobaczyć czy może Viki zawita na zajęcia, mogłaby swoją drogą na nie pochodzić... Wchodzę do nieużywanej od dawna klasy i rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Boyda. Ponieważ wcześniej siedziałem i ćwiczyłem transmutację, mieliśmy się już spotkać na miejscu. Rozglądam się po sali i uśmiecham się na widok @Maximilian Felix Solberg. Mój przyjaciel na pewno się ucieszy, że chłopak postanowił w końcu nauczyć się co nieco o anytkoncepcji. Co prawda mógł to zrobić zanim zaczął dobierać się do każdej przystępnej Gryfonki... Ale lepiej późno niż nigdy. Widzę już, że wchodzi mój współlokator i soulmate, na co niezbyt zgrabnie pokazuję palcem w stronę Maxa siedzącego z ziomkami. - Będziesz z nim rozmawiał? - pytam bardzo zadowolony z wizji jakiejś bitki, która mogłaby odrobinę rozświetlić ciemne, szkolne mury. Póki co jednak klepię ziomka po ramieniu, by nie biegł tam od razu tylko kieruję go by usiąść obok jakichś uroczych koleżanek z naszych domów. Jest to @Lara Burke, którą Boyd wydawać się dość nieźle znał, ale nie wiedziałem jakie dokładnie mają relacje, bo mój przyjaciel rzadko kiedy mi opowiada jakieś szczegóły dotyczące jego związków. Obok niej widzę @Keyira Shercliffe ostatnio bliższe kontakty mieliśmy na bardzo nieudanym podrywie w Pubie Zimowym, kiedy znaleźliśmy ghula, co narobił rabanu (jak i my). - Gotowi na... - zastanawiam się przez chwilę co w zasadzie będziemy robić. - Dwie atrakcyjne nauczycielki rozmawiające o seksie? - mówię w końcu pytająco do osób obok, nie mając pojęcia czego w zasadzie mamy się dziś spodziewać.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dlatego też Krawczyk postanowiła wybrać się na tą dość nietypową lekcję, którą poprowadzić miały dwie opiekunki hogwartyczków - profesor Whitehorn i Dear. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać, bo mimo wszystko jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić tych kobiet w nowej roli, ale kibicowała im z całego swojego puszkowego serduszka. Mogła jedynie wyobrażać sobie, jak ciężkie zadanie przed nimi stoi, a i tak to pewnie nie była nawet namiastka tego, jak to rzeczywiście wyglądało. Sama była niesamowicie ciekawa przebiegu lekcji, bo było to coś nowego i... Skąd w ogóle nagle taki pomysł? W każdym bądź razie przekroczyła próg sali niedługo przed rozpoczęciem zajęć i rzuciła okiem po zgromadzonych, z lekkim zaskoczeniem zauważając, ilu przyszło Puchonów. Dwójka prefektów, prefekt naczelny i do tego kilkoro uczniów... Co jak co, ale nie spodziewała się, że to akurat z ich domu przybędzie tyle żądnych wiedzy osób. Nie skierowała się jednak ku żadnemu z nich, a przynajmniej nie tak bezpośrednio, bo ostatecznie wybrała ławkę znajdującą się tuż w pobliżu jednego z nich. - Humory dopisują? - rzuciła, unosząc kącik ust i dopiero po chwili witając się z całą trójką (@Maximilian Felix Solberg, @Lucas Sinclair, @Felinus Faolán Lowell). W takim towarzystwie była pewna, że lekcja będzie jeszcze ciekawsza, niż gdyby ulokowała się gdzieś w pośrodku klasy, sama, tak jak to miała początkowo w zamiarze. - Zabieraj nogi Sinclair, nie będę całe zajęcia stać jak kołek - oznajmiła, wymownie zerkając na krzesło, na którym postanowił rozwalić swoje kończyny.
Nie można powiedzieć, żeby biegł na lekcję wychowania do życia w rodzinie z jakimś szczególnym zaangażowaniem, bo wydawało mu się, że wie na ten temat wszystko, co niezbędne, no a już na pewno więcej niż na przykład jego siostra, która swoją drogą, miał nadzieję, że też się zjawi i przyszedł głównie po to, żeby zobaczyć czy się pofatygowała. To, że szkolny zapylacz Solberg siedział w pierwszej ławce, to zauważył od razu, zwłaszcza z pomocą Fillina który bardzo kulturalnie pokazywał na niego palcem i dopytywał, czy zamierza z nim pogadać. Hm. - Rozmawiać? Niech Becia i Perpa się zajmą gadaniem, a ja mu mogę potem wpierdolić, nie zaszkodziłoby mu - odpowiedział, rozważając tą bardzo kuszącą opcję i opadł na krzesło obok ziomka, patrząc na towarzystwo, w jakim się znaleźli. Całkiem przyjemne, pomijając fakt, że Lara wyglądała jakby była w kiepskim stanie, a Keyira po ich ostatnim spotkaniu chyba uważała ich za debili. No trudno. Rzucił jakieś powitanie do siedzących w pobliżu koleżanek, po czym mruknął do Fillina, tknięty nagłą refleksją: - Co my tu właściwie robimy, i tak nie poruchamy przez kolejne sto lat bo ja mam tą pierdoloną klątwę, a... a ty... no... jesteś z Viki.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Zastanawiała się czy to naprawdę lekcja WDŻ wywołała w uczniach taką fascynację, że mentalnie cofali się o kilka ładnych lat wstecz, czy też może to po prostu ona zazwyczaj stawiała się na zajęciach zbyt późno, by to zarejestrować i było to zjawisko dość powszechne. W każdym razie, im dłużej to trwało, tym istniało większe prawdopodobieństwo, że za moment się znudzą i znajdą sobie jakieś kreatywniejsze zajęcie. Z drugiej strony zachowanie towarzystwa nie przeszkadzało jej też jakoś szczególnie, więc nie zamierzała się wtrącać czy ingerować w ich zabawy. À propos kreatywnych zajęć… Wzrok Shercliffe mimowolnie ześlizgnął się na pergamin, nad którym co chwila nachylała się jej koleżanka z ławki. Z początku nie zorientowała się na co właściwie patrzy; siedziała pod złym kątem, więc przysunęła się nieco i zerknęła ponad ramieniem Lary. Parsknęła, gdy zorientowała się, że Gryfonka – bardzo tematycznie zresztą - uwiecznia na papierze najzwyklejszego kutasa. — Nieźle — pochwaliła, ale zanim zdołała dodać coś jeszcze, na wolnym krześle przed nimi przysiadła kolejna osoba. Keyira uniosła kącik ust, gdy poderwawszy głowę dostrzegła znajomego Ślizgona. — Hej — przywitała się, bo jakoś wcale nie wspominała ich ostatniego spotkania źle. Okay, być może nie przebiegło bezproblemowo, ale mimo wszystko nie była nastawiona negatywnie ani do Fillina, ani do Boyda, który zjawił się kilka sekund później. Brunetka ledwo zdążyła zdjąć nogi z krzesła, na które opadł wychowanek Godryka. Nie mając innego wyjścia, wyprostowała się na swoim miejscu, a potem ustawiła je lekko bokiem, by móc lepiej przyjrzeć się arcydziełu Lary. Słowa Callahana dotarły do niej jakoś tak mimowolnie; nie planowała podsłuchiwać… Zresztą, żaden z nich nie mówił cicho, najwyraźniej nie przejmując się zupełnie opinią innych, a więc nie poczuła się szczególnie winna. — Cóż… — mruknęła, przypominając sobie, że Ó Cealláchain zdał im pytanie. — Do jednej z nich mogę w przyszłości mówić „mamo”, więc wolałabym nie rozpatrywać jej w kategorii atrakcyjności, ale Dear faktycznie jest niezła — zgodziła się z autentycznym rozbawieniem, po czym szturchnęła Gryfonkę obok, tchnięta nagłym pomysłem. — Ej, Lara, będziesz miała coś przeciwko jeśli wykorzystam twoje arcydzieło? — zagadnęła i jeszcze zanim uzyskała odpowiedź, wyciągnęła swoją różdżkę. Obracając patyczek w palcach rozejrzała się po sali, podliczając coś bezgłośnie. Kiedy Burke przysunęła pergamin ku niej, Shercliffe uśmiechnęła się z wdzięcznością i skopiowała malunek prostym zaklęciem transmutacyjnym, po czym położyła sobie na kolanach torbę i wygrzebała z niej ołówek. Na górze, wielkimi, drukowanymi literami zapisała: „KUTAREXUS KAPUCYNUS”, a tuż pod rysunkiem zamieściła opis.
„KLASYFIKACJA:XXXX SPECYFIKACJA:W swoim naturalnym środowisku występujący w różnych rozmiarach i kształtach. Wrażliwy na niskie temperatury i niepochlebne opinie, zmienia stopień twardości w zależności od stanu emocjonalnego. Okazyjnie zastępuje także funkcje mózgowe; organ decyzyjny w sytuacjach życiowych łatwych do spierdolenia. Wykazuje aktywność zarówno nocną, jak i dzienną. Do polowań na ofiary wykorzystuje ich naiwność, wywołując najpierw silny popęd seksualny. Stworzenie szczególnie niebezpieczne dla młodych, podatnych na wpływy i górnolotne pierdolamenty dziewcząt. Umiejętnie wykorzystany może być silnie uzależniający. OSTRZEŻENIE:Bezpośredni kontakt grozi zaciążeniem, chorobami lub silną reakcją alergiczną, w konsekwencji prowadzącą do skrajnej nieufności wobec innych przedstawicieli gatunku w przyszłości.”
| Dosiada się do Filina krzesłem obok, błędy w dialogu są celowe |
Przyszła na te śmieszne zajęcia tylko z jednego powodu. Znalazła go po wejściu do sali. Miała na niego radar. Namiar. Nie zamierzała mu dać spokoju. Przeszła przez salę i absolutnie nie zwracała na nikogo uwagi. Zabrała komuś krzesło, przystawiła je do Filina i usiadła tuż obok. - Cześ. - zawołała do wszystkich w pobliżu zatrzymując jednak wzrok na Boydzie na którego zmrużyła jedynie oczy. Oparła się wygodnie, a nogi wywaliła prosto na uda Filina. - Ja ci mówiłam kotku, że ja cię wychowam w łóżku jak przestaniesz być cnotliwa dziewica. - była na niego strasznie cięta jednak jednocześnie ciągnęło ją do niego do takiego stopnia, że nie potrafiła tego już wytrzymać. - Co wy tu robicie na tych śmiesznych zajęciach? Po Filinie się spodziewam, ale ty Boyd? - uniosła brew i zerknęła na Filina, gotowa pożerać go wzrokiem i lekceważyć pozostałych. Popatrzyła na dziewczyny i wysiliła się na uśmiech. - Jak ten irlandzki idioti mnie przedstawi to będzie supi. - zapewniła i nie zamierzała zabrać stóp z ud Filina. Taka lekcja jest idealna na wytrącanie go z równowagi aż w końcu kiedyś zrozumie kto powinien być jego dziewczyną.
Ostatnio zmieniony przez Laurel Miskinis dnia Pią Wrz 11 2020, 22:12, w całości zmieniany 1 raz
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zamiast tu przychodzić, równie dobrze mógł sobie walnąć jakimś zaklęciem prosto w głowę. To było jak samobójstwo – byli najwyraźniej na celowniku obserwatora, a nawet jeśli by tak przestać się przejmować jego zgryźliwymi komentarzami, różnica wieku na tym etapie życia sprawiała, że nawet w oczach zwykłych ludzi na podobnych zajęciach mogli wyglądać dość śmiesznie. Z jednej strony trudno potępiać pragnienie wiedzy, prawda? Z drugiej zdawało mu się, że ową wiedzę i tak już od dawna posiada. A mimo to szedł tutaj, w dodatku od razu decydując się na towarzystwo swojej partnerki. Chyba po prostu był ciekawy, w Hogwarcie była to wszak nowość. — Żartujesz? — uniósł kącik ust, aby zaraz w towarzystwie bezgłośnego parsknięcia odsłonić zęby w szerokim uśmiechu. — Wychowałem się z Cassiusem, całe życie jestem na to gotowy. — Machnął lekceważąco ręką i przepuścił ją w drzwiach, ot, dżentelmen pozwalający, by jako pierwsza przyjęła na siebie ewentualne spojrzenia. Choć w gruncie rzeczy... czy naprawdę go one obchodziły? Był w stanie przymknąć oko na wszystko poza osobą, z którą dzisiaj przyszedł... i nauczycielkami, oczywiście. — Skoro to wychowanie do życia w rodzinie, to może mnie nauczą jak postępować z wyrodnymi kuzynami. Ciekawe co je nagle naszło — wskazał jedną z ławek gdzieś pośrodku, posyłając jej pytające spojrzenie. Nie chciał wybijać na sam przód, ale siedzenie całkiem z tyłu nie było do końca w jego stylu. — Co to? — zmarszczył brwi, widząc, że przed Moe pojawiła się jakaś karteczka. Może warto by tak zacząć przykładać uwagę do tego co działo się dokoła?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kiedy siedział do bezkresu, kiedy to czekał na nauczycielki, bacznym wzrokiem czekoladowych tęczówek spoglądał na jednostki wchodzące do sali. Uwadze nie umknęła mu Keyira, do której machnął dłonią w sposób wyjątkowo delikatny. Spotkawszy ją wcześniej, przez kompletny przypadek, zdołał po prostu polubić; poprzez specyficzny charakter i humor, przedstawicielka rodu Shercliffe ewidentnie zadbała o to, by w jej głowie utkwił właśnie jako ta oryginalna. Wyjątkowa na swój własny, unikalny sposób. Nie uśmiechał się jednak jakoś specyficznie; każde pociągnięcie warg do góry było mimowolną, bardzo delikatną reakcją, podczas której zdawał sobie sprawę, że w ciągu ostatniego roku, ze skrytego trybu życia, zdołał wyrobić sobie wiele znajomości i tym samym zdobyć jakiekolwiek nowe możliwości. Maximilian, którego spotkał poprzez zdawanie Zielarstwa, Lucas, z którym miał styczność na urodzinach Russeau, do tego jeszcze potem wchodząca Aleksandra. Ta natomiast znała jego ciut masochistyczną stronę; jakby nie było, to nie bez powodu tracił krew podczas rozcinania tętnic, prawda? Ale wszystko w dobre imię nauki, w imię eksperymentów, w imię pomocy koleżeńskiej. No właśnie. Oczy również dostrzegły sylwetkę charakterystycznego Puchona; Puchona, który kiwnął głową w ich stronę, wymagając pewnej rozmowy. Sam Felinus chętnie przekręciłby własną, ale ostatecznie nie zdradzał żadnej z postaw; siedząc cicho, siedząc przede wszystkim bez żadnej niewerbalnej mowy ciała, stanowił enigmatyczną zagadkę - co mu chodziło po myśli? Tego Skyler mógł się tylko i wyłącznie domyślać; Lowell to naprawdę trudny orzech do zgryzienia. A jeżeli podchodził z chęcią wybielenia, to przyszedł ewidentnie za późno, skoro już dawno jego skrzydła pokryły się plagą czerni i zgrzeszenia. Nawet modlitwy nie dałyby w związku z tym żadnej rady; rady Schuestera potraktował zatem pobieżnie. — Tak? — zapytał się, kiedy to inicjacja rozmowy ewidentnie była przesłanką do dłuższego monologu i prawienia dobrych rad. Jako osoba interesowna, nie lubił, gdy ktoś ubierał w słodkie ubrania słowa; wolał stawiać na lakoniczną mowę z wykorzystaniem technik perswazji. — Jestem gotów zacytować cały regulamin szkoły, prefekcie Schuester. — nie zamierzał mówić na Ty, nakładając odpowiednią dozę dystansu; jeżeli Skyler liczył na polepszenie rozmowy, poprzez wypomnienie mu paru kwestii, to poszedł w złym kierunku. Nie zamierzał się zwierzać, nie zamierzał okazywać jakichkolwiek cech charakteru poprzez wypowiedzi; skupiwszy się na mowie wyjątkowo uargumentowanej, zamierzał sprowadzić prefekta do gruntu za pomocą braku znajomości przepisów. — Zgodnie z regulaminem szkoły, nie dopełniam się czynów nielegalnych, w związku z czym nie otrzymuję szlabanów. Nie potrzebuję zatem pomocnej dłoni w tej kwestii. — powiedział, spoglądając mu również prosto w oczy; jego nie pokazywały niczego. Mogło być to objawem ignorancji, ale czy aby na pewno? Wychudzonymi kośćmi u palców natomiast stuknął parę razy, jakoby w rytmie, który sam wyznaczał, poprzez melodie, które krążyły mu w głowie; w razie potrzeby, gotów był oczyścić swój umysł. Już znajdował się w połowie drogi do sukcesu zostania oklumentą. — Handel tak samo nie jest nielegalny; przedmiotem handlu u mnie nie są używki bądź inne tego typu rzeczy, które znikają po wejściu do zamku; jest to wiedza odpowiednio przygotowana i streszczona. Każdy płaci za usługę. Proste prawa rynku - natomiast każdy szlaban jest pozbawiony podstaw w zapisach. — westchnął, spoglądając natomiast w stronę dziewczyny, która czekała na Sinclaira, który powinien odsunąć swoje nogi. Z tą trójką zapowiadały się całkiem niezłe zajęcia; oczywiście w zaburzonym rytmie przez uwagi ze strony prefekta. — Raczej popisują. Aleksandra, jak po wakacjach? Podejrzewam, że nasze wspólne lekcje się przydały podczas pobytu w Luizjanie. — od cholery, chciałby wspomnieć, ale to on pytał, a nie był pytanym. Po chwili jednak dziewczyna otrzymała karteczkę z nieznaną zawartością od Ślizgonki, co zaintrygowało po części Lowella, aczkolwiek ten się w tej kwestii już nie odezwał.
Nie zwróciła większej uwagi na pojawienie się kolejnych osób w klasie, zdecydowanie zbyt skupiona na poprawnym bazgraniu i tak niepoprawnie wyglądającego kutasa na arkuszu pergaminu. Dlatego w zasadzie nie interesował ją zbyt mocno fakt, że zarówno @Fillin Ó Cealláchain jak i @Boyd Callahan postanowili przysiąść się do ich ławki. I pewnie wciąż by tak pozostało, gdyby ślizgon nie zdecydował się zwrócić do nich bezpośrednio. Dopiero wtedy uniosła spojrzenie z nad pergaminu, przyswajając fakt, że nie są już same w ławce. Próbowała uśmiechnąć się w stronę chłopaków, jednak grymas, który powstał na jej twarzy, z pewnością był daleki od uśmiechu. Niestety, nie mogła zdobyć się na nic więcej. Miała ogromną ochotę, aby po prostu przesiedzieć w ławce i mieć wszystko w dupie, odbębnić godzinę i wrócić do dormitorium, byle szybciej i byle bez jakiegokolwiek towarzystwa. Niestety, pytanie które padło z ust Fillina wymagało chyba jakiejś odpowiedzi. Z tą na szczęście pospieszyła Keyira tym samym wyręczając Larę z odpowiedzialności kulturalnej konwersacji na którą kompletnie nie miała ochoty. Pokiwała tylko głową, udając, że skupia się na tym, co mówią, ale w zasadzie nie zapamiętała z tego zbyt wiele, dalej skupiając się na szkicowaniu swojego rysunku. - Hm? - mruknęła, wyrwana z kompletnego zamyślenia i nim się obejrzała, jej koleżanka już po prostu zapożyczyła sobie jej rysunek. W sumie nie bardzo interesowała się tym, co się z nim stanie, ale skupiła swoje ciemne oczy na śledzeniu jej dalszych poczynań. Nachyliła się nad jej ramieniem, żeby dokładniej przeczytać to, co dopisywała. Zapewne w normalnych okolicznościach zaśmiała by się głośno i dorzuciła jakiś ambitny, bądź wręcz przeciwnie komentarz, odnośnie tego, jakie to w sumie było śmieszne. Okoliczności jednak nie były normalne i Lara nie zachowywała się tak, jak nawykła. Dlatego tylko wyciągnęła swoje długie nogi przed siebie, i skrzyżowała ręce na wysokości piersi, kiedy kopie jej "arcydzieła" roznosiły się po klasie do każdej kobiety, która się w niej znalazła. - Nie ma co, idealne nawiązanie do tematu dzisiejszych zajęć - stwierdziła tylko, kiedy i do niej dotarł jeden opisany przez Key egzemplarz. Ton jej głosu był jednak tak beznamiętny, że nawet nie dało się stwierdzić, czy mówiła o tym ze śmiechem, sarkazmem, zażenowaniem czy jakąkolwiek inną emocją. Po prostu je wykluczyła.
— Tere. — Odpowiedział nagle Rasmus, którego sylwetka wpełzła do klasy pełnej męskich i żeńskich hormonów. Na zajęcia przystosowujące do życia w rodzinie ani trochę nie musiał chodzić, chociaż chciał zająć w jakiś sposób czas, który pozostał mu w szkole. W sumie to jeszcze cały rok, a potem? Czas zniknąć. Zniknąć za murami szkoły i zająć się tym do czego było się stworzonym. I cała ta sytuacja polityczna obecnie w całych Zjednoczonych Królestwach sprawiała mu tylko więcej problemu. Był szlachcicem, a z drugiej nie tępił mugolaków. Czy powinien być faktycznie po którejś stronie? No... Rodzina byłaby raczej niezadowolona, gdyby był przeciwko nim. Ale... chrzanić to. Najważniejsze było dla niego akurat ten ostatni rok. Rok pełen zmian. Po letnich wakacjach zdecydowanie odczuwał różnicę. Nawet niektórzy, którzy zobaczyli go po powrocie - uznaliby, że coś zaczęło w nim na nowo kiełkować. Jednak... był też tutaj też dla kogoś. Dla ważnej mu osoby, która zagościła od pewnego czasu w jego głowie. Musiał podpierać ją w duchu, sprawiać, że otucha z jego strony nigdy nie opuści jej. Że stopi ten stonowany wyraz twarzy i otworzy przed nią nowy sposób spoglądania. Nawet, jeśli cierpienie po życiowym wydarzeniu zostanie, ale lżejsze. Dlatego też postanowił usiąść za @Lara Burke, mieć ją na oku i nawet czuwać, kiedy będzie czuła się niepewnie. Że też ponownie mógł kogoś obdarzyć opieką. Wysunął się więc tylko tułowiem do niej, pozwalając ustom dotknąć jej policzka. Dać znak, że już jest. — Jestem tuż za tobą. — I postanowił skupić się już na choć trochę rozwijającej się lekcji. Ale penisy? Cholera... to będzie dziwna lekcja.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Zdawała sobie sprawę, że ogłoszenie o lekcji WDŻ może spotkać się z... różnym odbiorem. Młodzi reagowali zaskakująco żywiołowo na wieść, że profesorowie mieliby wypowiadać się o sprawach, które - z perspektywy ucznia - ich nie dotyczą, a są przecież tak bardzo emocjonujące. Większości najpewniej będzie wydawać się to śmieszne - biorąc pod uwagę, że zapewne swoje doświadczenia, mniejsze lub większe, mieli już za sobą. Perpetua spodziewała się całkiem sporego zainteresowania tymi dodatkowymi zajęciami - z racji nietypowości i zapewne prognoz podopiecznych na 'coś niezwykle zabawnego'. Właściwie nie miała zamiaru ich wyprowadzać z tego przeświadczenia - ostatnie co chciałaby robić, to podnoszenie tematów edukacji seksualnej do rangi patosu. Przecież sama doskonale pamiętała jak to jest być młodym - chciała bardziej nawiązać do zdrowego rozsądku i odpowiedzialności. Bo nieco o uszy już zdążyło jej się rozbić. Jeszcze nim weszła do sali - wszyscy mogli doskonale usłyszeć stukot laski, rozchodzący się echem po hogwarckim korytarzu. Biodro ostatnimi czasy solidnie jej dokuczało - choć absolutnie nic na to nie wskazywało. Kulała jak zawsze - acz była również jak zawsze uśmiechnięta, nie pozwalając sobie na najmniejszy choć grymas. Zwyczajnie się nadwyrężyła. — Dzień dobry skar...! — Przechodząc przez drzwi, aż przystanęła na widok tylu uczniów. Pierwszy szok zaraz jednak zszedł jej z twarzy - zaraz rozpromienionej w uśmiechu, który sięgnął roziskrzonych oczu. — Och, ale was dużo! Dzień dobry! Ależ się cieszę, że was widzę w takim gronie. Przygotowani do lekcji czy wręcz przeciwnie? Zaśmiała się perliście, podchodząc do nauczycielskiego biurka, na które najpierw położyła swoją Ferulę - by zaraz sama się na nie wsunąć, nonszalancko zakładając nogę na nogę. Kompletnie nie zwróciła uwagi na wszystkich nie ubranych w mundurki uczniów - była to lekcja nieobowiązkowa, a sama Whitehorn odrzuciła nauczycielskie szaty na rzecz ciemnogranatowej szmizjerki z wiązaniem w talii. Na jej piersi błyszczała złota broszka w kształcie dwóch jaskółek - które od czasu do czasu trzepotały misternie zdobionymi skrzydełkami. Rozejrzała się po klasie i wszystkich znajomych jej twarzach - wyłapując w pierwszej kolejności obecność @Skyler Schuester, do którego, bez dwóch zdań, uśmiechnęła się szeroko. Nie spodziewała się w sumie, że jeden z jej ulubionych ze wszystkich ukochanych Puchonów się tutaj zjawi - zaraz potem przesunęła jasne tęczówki na pozostałą część Domu Helgi Hufflepuff, odnotowując ich liczną obecność - w tym także @Felinus Faolán Lowell (którego nie spodziewała się tutaj jeszcze bardziej), jak również pełną prefekturę. Odcisnęło się to jedynie zwiększonym promieniem jej radosnej aury. — Co tam masz, Yuu? — A propós prefektów - @Yuuko Kanoe wyglądała na wyjątkowo poruszoną znajdującym się przed nią pergaminem - który Perpetua machnięciem różdżki do siebie przywołała. Chwyciwszy kartkę w odzianą w koronkową rękawiczkę dłoń, uśmiechnęła się pobłażliwie, zagłębiając się jednak dodatkowo w lekturę - która już sypnęła rozbawionymi iskrami z jej oczu. Rozpoznała to pismo - podniósłszy więc wzrok na @Keyira Shercliffe, odwróciła ku niej pergamin, kręcąc głową. Nie miał ten gest jednak nic wspólnego z dezaprobatą. — Interesujący opis stworzenia, Keyiro. Aczkolwiek nie zawarłaś informacji, czy można go oswoić. — Zwróciła się do pozostałej części klasy, zahaczając spojrzeniem o @Maximilian Felix Solberg, na którego widok brew wraz z kącikiem ust powędrowała jej ku górze. Nie musiała jednak komentować famy chodzącej za młodym Ślizgonem. — Z tego co wiem - a wiem sporo — puściła nieco prześmiewcze, zawadiackie oczko, opierając się jednym ramieniem o blat biurka, drugą dłoń układając na kolanie i przybierając swobodną pozę. — To można. Gorzej, jeśli ktoś weźmie się za hodowlę, do tego potrzeba już głowy… I po to też ta lekcja. Chociaż wolałabym ją nazwać spotkaniem, zależy mi na dialogu, a nie tłuczeniu wam do głów morałów. Wybiła niezidentyfikowany rytm o blat biurka - spoglądając w kierunku wejścia do sali, w którym zjawiła się już jej współprowadząca, @Beatrice L. O. O. Dear - skinęła do niej głową na powitanie, zaraz ponownie zwracając się do swoich podopiecznych. — Zacznę może od tego, że plotki w hogwarckich murach szybko się rozchodzą… Bynajmniej, to nie one są powodem naszego spotkania… Cóż, może po części — zaśmiała się krótko, energicznie odrzucając złoty lok, opadający jej na czoło. — Bądźmy szczerzy, moje skarby. Każdy tutaj już wie z czym to się je - jeśli nie z autopsji, to z innych źródeł. Mamy XXI wiek - a i plotki nie biorą się z niczego. Nie będziemy się tutaj kryć za infantylnymi metaforami o pszczółkach i ptaszkach. O Kupucynusach też nie... — stuknęła wolną dłonią w rysunek leżący obok jej biodra. — Będziemy rozmawiać o antykoncepcji, po prostu. O seksie również - jeśli będziecie chcieli. Zsunęła się z gracją z biurka - chwytając swoją laskę i rozpoczynając spacer między ławkami. Uniosła swoją srebrzystą różdżkę - mierząc w tablicę, na której zaraz za pomocą kredy, starannym, kaligraficznym pismem wyrysowało się rzucone przezeń zadanie. Jednocześnie na wszystkie ławki sfrunęły zwoje czystych pergaminów. — Wymieńcie wszystkie wam znane środki antykoncepcyjne. Mugolskie, magiczne... Nawet te najbardziej absurdalne - jak choćby seks przy śpiewie lelka wróżebnika. Jednocześnie proszę też o opisanie jednego z wybranych - obojętnie czy skutecznego czy też nie. Jestem ciekawa waszych wiadomości... Potem, obiecuję - podam wam kilka ciekawych sposobów na niecodzienne wykorzystanie zaklęć leczniczych. Może też kilka historii z izby przyjęć w Mungu... Albo odpowiem na wasze pytania, zobaczymy. Przeszła znów na środek sali - w zgrabnym półpiruecie obracając się do zebranych - i uśmiechając się pokrzepiająco. — Uporajmy się z tym wstępem, to będziemy mogli przejść do rzeczowej części profesor Dear. Jakieś pytania?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Uśmiecham się wesoło na myśl o tym, że Boyd pójdzie niedługo wpierdolić Maxowi. Nie to, że miałem coś przeciwko chłopakowi, ale zdecydowanie mu się należy. Chyba to wiedział kiedy postanowił próbować zapylić siostrę Callahana? Za bardziej błahe rzeczy ludzie dostawali wpierdol od Boyda. Kiedy siadamy sobie obok dziewczyn aż wzdycham, bo co jak co, ale mój ziomek ma sporo racji. Zaś na odpowiedź Keyiry aż mrużę oczy z zastanowieniem, bo muszę dodać dwa do dwóch. Nie jestem znawcą ploteczek nauczycielskich i nie umiem rozróżnić prawd od tego co tam się faktycznie działo. - Twój ojciec to szczęśliwy mężczyzna - stwierdzam w końcu, ponownie wzdychając na ten myśl. Patrzę przez ramię Boyda na to co tam sobie rysujecie i piszecie na karteczkach. - Ale o ile Becia jest atrakcyjna, to zakładam, że byłaby jakaś... oschła? - próbuję znaleźć dobre określenie na to jak postrzegam naszą opiekunkę, kiedy nagle obok mnie słyszę szurające krzesło. A ja z lekkim przerażeniem, stwierdzam, że oto Laurel postanowiła się dosiąść do mnie na właśnie takiej lekcji. I zanim zdążę chociaż otworzyć jadaczkę, żeby cokolwiek odpowiedzieć na przywitanie, Gryfonka zasypuje mnie zaczepnymi uwagami na temat mojej powściągliwości seksualnej. Aż rumienie się na chwilę jak dziewica od której zostałem powyzywany. Wywracam oczami na dalszy ciąg złośliwości, ledwo się powstrzymując od brutalnego zepchnięcia nóżek Laruel. Przez to wszystko ledwo się orientuję, że Rasmus siada obok nas i coś jest definitywnie nie tak z Larą. - To jest Laurel - przedstawiam dziewczynę zgodnie z jej prośbą. - Niestety nie jest stąd, więc ledwo mówi po angielsku i nie umie prawidłowo powiedzieć nic z tego co by chciała. Ani nie umie się zachować - mówię i odwracam się do Gryfonki, by złapać ją za kostki z zamiarem odłożenia je na ziemię. Wtedy też weszła Perpetua, a za nią Becia, gotowe zacząć lekcję. W lekkiej panice zerkam na drzwi kiedy je słyszę, żeby sprawdzić czy to nie przypadkiem Victoria. Z tego wszystkiego zostaję z tymi nogami Laurel, trzymając je mocno kiedy najpierw Perpa znajduje obrazek Key, a potem zaczyna swój wykład. Dopiero kiedy słyszę o antykoncepcji wracam na ziemię i orientuję się, że nadal siedzę z nogami Miskinis. - Klątwa lodowa - proponuję uprzejmie Perpetule świetny sposób na antykoncepcję, jak na ironię w tej chwili próbując zdjąć z siebie nogi atrakcyjnej dziewczyny. Co się stało z moim życiem? - Albo mój sposób, też jest świetny - dodaję jeszcze już bardziej w stronę Boyda o chodzeniu z Victorią, nie chcąc mówić tego na głos, bo moja dziewczyna nie byłaby raczej zadowolona, gdybym rzucił taką odpowiedź na forum klasy.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Nie miała humoru na dowcipkowanie choć jej słowa mogły temu przeczyć. Wprosiła się kolejny raz w cudze towarzystwo za nic mając fakt, że ktoś mógłby sobie jej tutaj nie życzyć. Laurel nie pytała, ona robiła co chciała a potem dziwiła się, że ktoś jej nie chciał. Zerknęła przelotnie na dziewczyny oglądające jakiś rysunek. - Co tam maci? Ranking największych ciach? - podjęła się próby jakiegokolwiek dialogu, a co. Dźgnęła Filina pod żebrami kiedy ten spartaczył przedstawienie jej. - Nie mówiłam który irlandzki idioti, jakiś ty miły. - teraz pogłaskała go po czuprynie i puściła Boydowi oczko, jeśli udało się złapać jego wzrok. Nic nie wiedziała na temat jego klątwy a więc dobrze, że nie postanowiła się akurat na nim uwięzić. Zerknęła na jakiegoś obcego Krukona, ale ten nie był nawet w połowie tak atrakcyjny jak jej Filin. Gdy przyszła nauczycielka to szczerze mówiąc Laurel nie słuchała co ma do powiedzenia. Pilnowała, aby Filin nie zrzucił jej stóp ze swoich kolan. Taka pozycja była wyśmienita. Wyszczerzyła się okrutnie kiedy do jej uszu dobiegło pytanie nauczycielki i jednocześnie szept Filina. - Ja znam proszi pani skuteczni sposób! - odezwała się donośnie ze swoim akcencikiem i uniosła przy tym wysoko rękę, aby zwrócić na siebie uwagę. - To irlandzki metoda! - odepchnęła kończyny górne Filina kiedy ten (na pewno!!) próbował zakryć jej usta i ją powstrzymać. - Trzeba mieć taki dziewczyni jak Filin, co jest zimniejsza niż rosyjska zima. I trzeba ją… łapy zabieraj, ja tu mówi! - odepchnęła znów jego ręce, bo nie da się jej powstrzymać skoro postanowiła się na nim mścić i jednocześnie próbować go kiedyś uwieść. - … i trzebi ją traktować jak porcalanowi lalki to nigdy facet nie zaliczi. - zabrała stopy z kolan Ślizgona i tym razem oparła łokieć o jego bark, jakże spoufale, wymownie. Łaskotała go włosami.
To nie tak, że się spóźniła. Zatrzymała się w drzwiach, dostrzegając wewnątrz sali dwie twarze, których chciała uniknąć. @Daemon Avrey dalej nie otrzymał od niej sprawiedliwych podziękowań za uratowanie ją w Luizjanie i dalej nie wiedziała, jak się do tego przymierzyć. Zaś od @Cassian H. Beaumont ostatnim razem uciekła w popłochu, dlatego teraz, zamiast wejść do sali, cofnęła się za drzwi, opierając się o ścianę. Przymknęła powieki, przytulając do piersi swój szkicownik. Dlaczego w tej szkole było tak wiele nieodpowiednich osób? A tak niewiele tych, z którymi chciałaby spędzić czas na jednej lekcji. W normalnych warunkach zapewne dosiadłaby się do @Elijah J. Swansea, ale tradycyjnie, jak wokół członków jej rodziny i tym razem wokół niego wiele było znajomych i sympatii, dlatego nie szukała w nim ratunku. Weszła po kilku minutach do salki, machając kuzynowi lekkim, ulotnym ruchem ręki. Nie była pewna czy ją zauważył. Unikała wszystkich spojrzeń w pomieszczeniu, przysiadając przy losowym stoliku. @Rasmus Vaher nie był jej bliżej znany, więc przynajmniej dobrze, że okazał się neutralną dla niej osobą. Osunęła się na krześle, zasłaniając się jego sylwetką przed Ślizgonem i Gryfonem, dla swojego komfortu wyciągając szkicownik. Drgnęła, dopiero teraz pomiędzy uczniami, przez swoją chęć stania się niewidzialną dla otoczenia, zauważając Profesor Whitehorn zdecydowanie za późno. Nie ukłoniła się jej, nie przeprosiła za spóźnienie, a przez to, że zdążyla już siąść w ławce i rozłożyć swoje rzeczy, robienie dodatkowego szumu wydawało się jeszcze gorszą alternatywą niż wyjście na niewychowaną pannicę z borsuczego domu. Ostatecznie schowała twarz w obu dłoniach, nie mając pojęcia co się dzieje, czy lekcja się już zaczęła, skąd ten szum między ludźmi i krzyki. Miała nadzieję czegoś się nauczyć podczas tych zajęć, a zamiast tego, uczyła się tylko, że Hogwart pogrążył się w chaosie. Uświadomił ją w tym po raz pierwszy widok uczniów innych domów w jej miejscu sakralnym, w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu. Rozgardiasz podczas tej lekcji jedynie ją w tym utwierdził.
Marisol Wright
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.79 m
C. szczególne : Pieprzyk nad górną wargą po lewej stronie. Szpecące blizny pokrywające szyje i prawą dłoń.
Przekroczenie na nowo bramy Hogwartu wydawało się dziwnym doświadczeniem, o niemal psychodelicznym zabarwieniu. Marisol Wright nie istniała. Korytarzami szkoły kroczyła inna dziewczyna. W jej ruchach zagościła niepewność. Dłoń lekko zadrżała, gdy z przestrachem noga obsunęła się o jeden schodek, wkraczając do podziemi, a ona starała się utrzymać równowagę. Jej serce gwałtownie przyspieszyło. Musiała się do tego przyzwyczaić, ale nie potrafiła. Była spóźniona, a nie chciała tego. Pragnęła nie zwracać na siebie uwagi, którą mogła przykuwać właśnie teraz. Pożałowała swojej decyzji, powrotu na studia. Niegdyś kochała przyciągać spojrzenia innych, lecz przecież tamtą dziewczyną już nie była. Na ramieniu miała swój, jak najbardziej ciemny, nierzucający się w oczy, zwyczajny plecaczek, chociaż mały mógł pomieścić jej wszystkie książki, zeszyty i akcesoria szkole, których mogła potrzebować. Niewiele pamiętała ze szkoły. Miała nadzieje odświeżyć sobie wiele informacji, ponieważ tylko to jej zostało — wiedza, którą mogła w przyszłości wykorzystać. Chociaż wiedziała, że nie będzie łatwo i tak już miała problemy ze znalezieniem pracy, gdzie potrzebowali osób komunikatywnych. Miała ochotę się z tego gorzko zaśmiać, ale nawet taki dźwięk nie chciał wyrwać się z jej ust. Była chodzącym upiorem, który straszył innych jedynie swoją obecnością — to musiało wystarczyć. Pragnęła schować się w dormitorium ślizgonów, mając nadzieje, że tam jakoś w ukryciu przeczeka cały rok szkolny, jednak i tu los nie był jej łaskaw. Życie ją nienawidziło. Rozpoczynając naukę, musiała mieć za współlokatorów nieokrzesanych gryffonów. Miała wrażenie, że jej lęk potęgował się z dnia na dzień. Odetchnęła głęboko, nim weszła do klasy. Zrobiła to gwałtownie, jakby właśnie dostąpiła ataku paniki, ale nic takiego się nie stało. Weszła do sali, nie mogąc powiedzieć zwykłego "dzień dobry", ani przeprosić za spóźnienie. Inni mogli mówić, a nie robili tego. Może puchonka, która weszła przed nią, również chciała być niewidzialna? Tak bardzo dopadały ją paranoje i obsesje, gdy przekroczyła próg klasy. Dlatego czasami, kiedy myśli były zbyt chaotyczne, tak jak dzisiaj zarzuciła zieloną apaszkę na szyje, by chociaż ukryć te haniebne blizny. Drżącymi dłoniami zdjęła plecak, kładąc przed sobą na ławce i mimowolnie spojrzała na prawą rękę, którą niczym nie zakryła. Włożyła ją do plecaka, udając, że szuka jakichś notatek czy książek; nieważne, chciała, chociaż na chwile poczuć się normalnie, ale nic takiego się nie stało. Usiadła gdzieś blisko ściany, nie na początku, ani nie na końcu. Neutralne miejsce, gdzie mogłaby nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Próżne były jej nadzieje.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gorąco zbierało się pod materiałem szkolnej koszuli. Nie mógł, próbował, ale... nie dało się znieść błądzącego po ciele ciepła, kiedy tylko opuścił rękawy cienkiej, letniej koszuli. Dla niego obecna temperatura zakrawała jeszcze o upał. Ile by dał, by móc wejść do sali w samym bezrękawniku. Zamiast tego, ryzykując złą postawą prefekta, podwinął rękawy do łokci. odsłaniając skórzaną bransoletę na jednym nadgarstku i rozpoczęty od węzła celtyckiego tatuaż jednego przedramienia. Dusił się. Tym bardziej, że jeszcze nie zaleczył bólu krtani. Choć już do niego przywykł, powoli godził się z myślą, że w końcu będzie zmuszony poszukać pomocy wśród magomedyków, czy pielęgniarek, zanim niezidentyfikowana choroba magiczna zdążyłaby się jeszcze bardziej rozwinąć. Przekroczył próg do sali, wcale niezdziwiony rumorem jaki panował. Wakacje ledwie się skończyły. Wszyscy prowadzili swobodne pogawędki. Zmrużył powieki, w panującym nadmiarze informacji próbując zgadnąć, czy lekcja zdążyła się zacząć czy jeszcze nie. Przelotnym spojrzeniem zerknął na profesor Whitehorn, zadając istotne pytanie: — Spóźniłem się? Choć brak w nim było skruchy, bo wyprostował się bez poczucia wstydu, czy odpowiedzialności. Bez jakiejkolwiek oznaki zwątpienia, mimo to skinął lekko głową psorce, co niejako było zastępstwem za jego opóźnienie. W końcu to była lekcja dodatkowa, nie obowiązkowa. Lawirując między ławkami, zerknął po twarzach kilku Ślizgonów, jeszcze nie wiedząc czy powinien ich za coś strofować, skoro sam się spóźnił. Postanowił odczekać kilka minut kiedy pamięć o jego złej postawie uczniowskiej nieco wyblaknie. Rzucając skórzaną torbę na losową ławkę z boku sali, przy ścianie, odetchnął, odpinając kolejny guzik koszuli, wachlując się jej połami. — Ja pierdolę — mruknął do siebie, obie ręce opierając na stoliku. Dłonie wczesując we włosy, pochylił się w dół, rozpoczynając dzień od zrezygnowania. Tylko z ciekawości zerknął na przypadkową koleżankę, do której się dosiadł. Nie spodziewał się spotkać nikogo, kto skupiłby jego uwagę. A jednak... Jego wzrok padł na Marisol Wright. Znał ją bardzo dobrze z opowiadań innych uczniów. Przewinęła mu się na korytarzu kilka razy. Każdorazowo odprowadzona intrygującym komentarzem hogwartczyków. Sam nie miał okazji nigdy z nią rozmawiać. Kiedy jeszcze uczyła się w szkole, on uczył się we Stavefjord. Zaś zeszły rok to ona miała przerwę. Dlatego zawiesił niebieskie tęczówki na jej twarzy ze zwyczajną ciekawością. Z bliska jej uroda wydawała się bardziej nietuzinkowa. Migdałowy kształt jej oczu i łagodne, mimo wyrazistości, rysy twarzy przyciągały spojrzenie. Jednak to, co skupiło jego wzrok bardziej, to spojrzenie. Lękliwe, jakie poznawał wśród spłoszonej zwierzyny. Odjął dłoń od włosów, podrywając podbródek w górę, żeby móc się jej przyjrzeć pod normalnym kątem. Słyszał ją. Na żywo. Zabawne... podczas ostatniego, oglądanego przez jego matkę występu, kiedy to jego rodzicielka straciła głos. Wzrok mimochodem przemknął mu od jej twarzy, do boku szyi, a potem zbliznowacenia. Szkoda... Miała piękny śpiew. Prawie tak samo piękny, jak jego matka. Uśmiechnął się kącikiem ust, pochylając się w jej stronę, żeby złapać jej uwagę. — Hej — rozpoczął zwyczajnie, po prostu wodząc wzrokiem znów do jej oczu — Jesteś Marisol, prawda? — nie mógł się pomylić. Plotki o niej były cały czas żywy, a jej występ... cóż, zachodził w pamięć — Gunnar. Mimochodem podniósł dłoń do jej szyi. Szkoda takiego głosu... Zanim jednak palce opadły na jej skórę, cofnął rękę do swojego karku, wracając spojrzeniem przed siebie. — Moja matka była fanką — zakończył ostatecznie.
Naprawdę nie wymagała tak wiele, ale chyba niektórych wyjątkowo trzymało się śmieszkowanie. I to w słabym guście. Można by było pomyśleć, że w tym wieku niektórzy z nich podejdą do sprawy jednak nieco poważniej i przyjdą to, by faktycznie czegoś się dowiedzieć, bo jednak nie sądziła, by Perpetua i Beatrice miały im tłumaczyć jakieś naprawdę oczywiste rzeczy odnośnie ludzkiej anatomii i tym podobnych rzeczy... Spojrzała jedynie na @Ignacy Mościcki, gdy ten podszedł do jej ławki i uśmiechnęła się do niego delikatnie. On zawsze wiedział, kiedy ma zrobić wejście. Naprawdę cieszyła się z tego, że to on zastąpił Skylera, gdy ten otrzymał awans na stanowisko prefekta naczelnego. - Tak. W porządku - odpowiedziała, gdy chłopak usiadł obok niej. Przynajmniej mogła liczyć na zwiększone morale w czasie zajęć. No i po prostu w towarzystwie współlokatora czuła się zdecydowanie swobodniej i pewniej. Przynajmniej do czasu dopóki nie otrzymała pewnego prezentu od pewnej Ślizgonki siedzącej kilka ławek dalej. Naprawdę nie musiała się zbytnio przypatrywać kartce pergaminu, by zobaczyć na niej ogromnego penisa opatrzonego podpisem będącym jego klasyfikacją według wytycznych Ministerstwa Magii stosowanej dla magicznych stworzeń. Naprawdę nie wierzyła w to, co miała przed oczami. Nikogo nie zdziwiłby fakt, że Kanoe niemal natychmiast oblała się mocnym rumieńcem. Czy naprawdę nie mogło tu być spokojnie? - KEYIRA! - zawołała jedynie chwytając ten jakże majestatyczny rysunek i wstając z miejsca, by podejść do @Keyira Shercliffe i choć było to zdecydowanie nie potrzebne wyciągnąć jej niemal przed samą twarzą dzieło przedstawiające Kutasorexa. - Naprawdę uważasz podobne dziecinne żarty za potrzebne? Nie wiedziała jak inaczej je nazwać. W zasadzie... nawet nie bardzo wiedziała jak powinna podejść do tej sprawy, ale pewne było jedno: raczej nie miała ochoty na otrzymywanie podobnych liścików od Ślizgonki, które jedynie wprawiały ją w zakłopotanie. Nawet jeśli chciała powiedzieć coś jeszcze to nie zdążyła, bo właśnie wtedy do klasy weszła Whitehorn, która najwyraźniej cieszyła się widząc tak liczną grupę studentów i starszych uczniów. Gdyby tylko wiedziała jaki mają stosunek do prowadzonych przez nią zajęć. Postanowiła wrócić na swoje miejsce i nie poruszać już niepotrzebnie sprawy rysunków, ale opiekunka Hufflepuffu chyba dostrzegła wyraźnie jej rozemocjonowanie i zwróciła uwagę na trzymany przez nią pergamin, który przyzwała do siebie zaklęciem i... Nie, proszę. Ona też? Zaczerwieniła się jedynie jeszcze bardziej słysząc słowa nauczycielki i zaczęła naprawdę żałować tego, że zdecydowała się przyjść na te zajęcia. Chyba zdecydowanie nie były dla niej skoro nie była zainteresowana... oswajaniem penisów. Czy mogła jeszcze wrócić do domu? Nie. Wtedy będzie tylko gorzej dlatego po prostu usiadła z powrotem obok Ignacego, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Całe szczęście kolejny pergamin, który pojawił się na jej ławce był już pusty, a Kanoe miała na nim zapisać wszystkie znane jej metody antykoncepcji, a tych... Cóż raczej nie było zbyt wiele. Przede wszystkim na liście znalazł się eliksir antykoncepcyjny oraz inne specyfiki wpływające na gospodarkę hormonalną. Wpisała tam również prezerwatywy, które raczej były oczywistą formą zabezpieczenia. Szczerze powiedziawszy nie znała się na tym zbytnio. Głównie dlatego, że raczej nie miała powodów, by interesować się tą kwestią. W końcu... nigdy jej jakoś specjalnie nie ciągnęło do tych spraw.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie była pewna, kto w zasadzie był inicjatorem tych zajęć, ale zgadzała się z twierdzeniem, że były one konieczne. Uczniowie i studenci Hogwartu stawali się coraz bardziej nowocześni, ale wciąż niejednokrotnie miała przeświadczenie, że pod pewnymi względami, zachowują się oni gorzej, niż za czasów, kiedy sama była zaledwie uczennicą tej szkoły. Ile to się słyszało o dziwnych wydarzeniach bezpośrednio powiązanych z seksualną stroną człowieczeństwa? Ciąże były zaskakująco częstym zjawiskiem, to samo jeśli mówi się wyłącznie o seksie w szkole. Może po prostu miała dosyć i uznała, że lepiej zapobiegać, niż leczyć? Jeśli uczniowie będą wiedzieli na ten temat więcej (a uważała, że z pewnością i tak wiedzą cholernie dużo w dobie wizzbooka i innych nowoczesnych dupereli), to może dzięki tej lekcji uda im się uniknąć pewnych nieprawidłowości, które w ogóle nie powinny mieć w szkole miejsca… Tak, należało podjąć się tego tematu. Razem z Perpetuą mogły zrobić coś albo bardzo dobrego dla nich, albo kompletnie odwrotnego. Miała nadzieję, na to pierwsze… Jak widać, czasami wciąż była naiwną osobą. Klasa była wyznaczona, godzina spotkania również, więc należało tylko się na nim pojawić. Dlatego w odpowiedni dzień, Beatrice udała się do nieużywanej klasy, zastanawiając się nad tym, jak wielu uczniów będzie chciało uczestniczyć w tych zajęciach. Jak zwykle prezentowała się nienagannie, mimo wszystko wciąż pielęgnując w sobie przesłanie, że odpowiedni, stylowy ubiór, bez względu na panujące normy i obyczaje, nigdy nie wychodzi z mody. Stukot jej obcasów obwieścił, że Dearówna znalazła się w pobliżu klasy. Otworzyła drzwi i przeszła przez próg, od razu zmierzając w stronę jej przedniej części. Za nią do klasy weszło kilka skrzatów oraz jeden, kompletnie nie podobny do skrzata, @Huxley Williams. Kompletnie nie spodziewała się, że nowy opiekun magii leczniczej zapragnie razem z nimi przyjść tutaj, aby rozmawiać z młodzieżą o seksie. - Hux, bardzo ci dziękuję za pomoc – uśmiechnęła się ciepło w kierunku mężczyzny, po tym jak odstawił targany przez siebie przedmiot. Posłała również uśmiech w stronę już obecnej w klasie @Perpetua Whitehorn. Skrzaty posłusznie ułożyły pod ścianą kilkanaście kociołków oraz dużą drewnianą skrzynię, po czym bez słowa opuściły pomieszczenie. Beatrice rozejrzała się po zgromadzonych bez słowa. W przeciwieństwie do swojej dzisiejszej wspólniczki, tak wysoka frekwencja nie była dla niej żadnym zaskoczeniem. Oczywistym było, że wiele z obecnych tutaj uczniów przyszło tylko i wyłącznie dlatego, że liczyło na spektakularną porażkę w ich wykonaniu. Pozwoliła jednak, aby to Perpetua rozpoczęła tę część zajęć, nie wtrącając się w to, w jaki sposób zapragnęła poprowadzić tę dyskusję. Wyczarowała krzesło dla siebie i wciąż obecnego Huxa niedaleko tego, które obecnie zajmowała kobieta i usiadła na jednym z nich z gracją, automatycznie rozkładając poły spódnicy, by prezentowały się jak najlepiej. Założyła nogę na nogę i podwinęła rękawy czarnej bluzki, nieświadomie odsłaniając specyficzną bransoletę zdobiącą jej lewy nadgarstek. Słuchała uważnie słów Perpetuy oraz tego, co pragnęli powiedzieć w tym temacie uczniowie. Fajerwerków nie było, jak zwykle traktowali temat jak niedorozwinięte gówniarze sądząc, że śmiech był idealnym rozwiązaniem na poradzenie sobie ze wszelakimi sposobami. Jednak dopiero zachowanie @Laurel Miskinis zwróciło jej specjalną uwagę. Bo choć obiecała sobie, że nie będzie wtrącać się drugiej pani profesor w połowie jej części zajęć, tak teraz nie mogła dotrzymać danego słowa. - Myślę, że na początek warto wspomnieć o jednej, zasadniczej sprawie – zaczęła, kierując swoje czarne ślepia w stronę Gryfonki. Uśmiechnęła się delikatnie, jednak ten uśmiech nie mógł zwiastować niczego dobrego. – Należy odróżniać, kiedy „nie” znaczy „nie”, panno Miskinis – jej zdaniem nie musiała tłumaczyć jej dokładnie o co chodzi, ale i tak postanowiła dodać. – Panno Miskinis, nogi na ziemię, bo nie chce pani, abym je zdjęła zaklęciem. – nie groziła. Obiecywała. Może bez cienia przyjemności w obietnicy, ale jednak.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Po prostu nie miała nic lepszego do roboty więc równie dobrze mogła przyjść na te zajęcia. Zresztą ostatnio miała pewne biznesy związane z Whitehorn i Dear. Może nawet jakoś u nich zaplusuje samą obecnością? Lub po prostu skorzysta z odpowiedniej okazji do tego, by zagadnąć je odnośnie kwestii związanej z eliksirem, nad którym podobno pracowały. Chyba faktycznie była nieco zbyt niecierpliwa. W momencie kiedy tuż obok niej pojawiła się @Nancy A. Williams uśmiechnęła się w jej kierunku i już chciała mruknąć coś w ramach potwierdzenia, co przez długi czas było jej niemalże naturalną reakcją na wiele różnych sytuacji, ale niestety nie była w stanie zrobić nawet tego. Dlatego jedynie skinęła głową, pozwalając na to, by Puchonka się do niej rozsiadła i... rozpoczął się na nowo festiwal niezręczności. Naprawdę nie wiedziała czemu akurat teraz dziewczyna się speszyła. W końcu nie było nic dziwnego z jej koszulką, która stwierdzała jedynie pewne fakty. Słuchając wywodu Williams postanowiła sięgnąć po pióro, by zapisać krótką wiadomość na leżącym pergaminie i podsunąć ją Nancy.
Trzeba przypodobać się Whitehorn na początek roku
Yeah. Bo dokładnie to powinna robić. Tym bardziej po tym, że chyba podłapała u niej pewnego minusa po tym jak usilnie upraszała się o wstęp do Działu Ksiąg Zakazanych. Powinna się teraz zachowywać tak jak na wzorową uczennicę. Przystało. Lub też nie, bo było to naprawdę trudne. Kiedy tylko dostała jakże cudowny rysunek Kutasorexa to najchętniej wybuchnęłaby śmiechem, ale niestety mogła jedynie powstrzymać ten odruch, by nie wyglądać jak idiotka z jakiegoś niemego filmu. Postanowiła też nieco ulepszyć sam rysunek dorabiając Kutasorexowi łapki i ogonek, by przypominał teraz pełnoprawnego dinozaura. trzeba było jeszcze dorysować mu oczka na główce i pyszczek, żeby nie był ślepy i miał czym jeść. Dzięki temu chyba będzie szczęśliwszy. Sięgnęła po różdżkę i przy pomocy prostego zaklęcia przemieniła kartkę papieru w origami, które posłała z powrotem na ławkę @Keyira Shercliffe, która teraz mogła podziwiać swojego pięknego zwierza w całej okazałości. I wtedy też do sali weszła Whitehorn, by móc zacząć prowadzić zajęcia, a tuż po niej w klasie zjawiła się również Dear. Krukonce jakoś nie bardzo spieszyło się do wykonywania zadania. Zamiast tego przyglądała się nauczycielce eliksirów, która postanowiła skorzystać ze swojej aury dominy (którą Strauss całkiem dobrze zdołała poznać w wakacje) i zwrócić się do jednej z Gryfonek, która nie siedziała tak jak należało to robić w klasie. Violetta postanowiła skorzystać z tej sytuacji i chociaż przez chwilę jeszcze bawić się całkiem dobrze w luźnej atmosferze zajęć. Wciąż trzymając różdżkę w dłoni postanowiła wypisać nią przy pomocy odpowiedniego zaklęcia krótki napis, który następnie dzięki odpowiedniemu ruchowi nadgarstka posłała tuż nad głowę @Laurel Miskinis tak, by teraz Dear mogła bez problemu odczytać coś, co można byłoby wziąć za wypowiedź Gryfonki, gdyby tylko znajdowały się w świecie komiksowym:
SOUNDS HOT. YOU GONNA SPANK ME MOMMY?
Tak. Zdecydowanie miała niezwykle zryte poczucie humoru, ale wprost nie mogła się od tego powstrzymać. Chyba po minionych wakacjach życie nie było jej już tak miłe jak na samym ich początku. Spojrzała jeszcze na siedzącą obok Williams, która zapewne nie pochwalała podobnego zachowania. Cóż... Ta lekcja i tak już była niezwykle zryta. Dlatego też zamiast przejmować się konsekwencjami swoich akcji po prostu zabrała się za wymienianie znanych jej metod antykoncepcji na przygotowanym pergaminie umieszczając tam dosyć solidne pozycje jak eliksiry antykoncepcyjne, prezerwatywy czy tym podobne, ale dodając tam także komentarze typu 'dla niektórych najlepszą metodą antykoncepcji jest ich wygląd lub osobowość' oraz 'jeśli chodzi o zapobieganie ciążą wystarczą praktyki seksualne nieobejmujące penetracji waginalnej przez penisa'. Jakże piękne spostrzeżenia!
Marisol Wright
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.79 m
C. szczególne : Pieprzyk nad górną wargą po lewej stronie. Szpecące blizny pokrywające szyje i prawą dłoń.
Sądziła, że jest niewidzialna, kiedy nie spoglądała na innych. Nie rozglądała się, jak większość uczniów, nie chichotała idiotycznie, ani też nie miała pojęcia, co tu tak właściwie robi. Mogła sobie odpuścić tę dodatkową lekcję. Nie zrobiła tego. Jej wzrok błądził niespokojnie od plecaka do ławki, aż w końcu zerknęła mimowolnie na profesor Dear, która zwróciła uwagę jakiejś Miskinis. Kto to był, nie miała pojęcia, ani też nie zamierzała za długo obserwować innych, z obawy, że jednak jest tu ktoś znajomy, albo ktoś niegdyś przez nią dręczony. Jak na ironię nie zniosłaby obecnie żadnego upokorzenia. Według wschodniej filozoficznej myśli karma jednak istnieje dla Marisol Wright. Od razu zwrócił jej uwagę. To nie tak, że go znała. Może i był prefektem, ale co z tego? Mógłby być samym Ministrem Magii. Nie miało to żadnego znaczenia. Niemal podskoczyła, kiedy jego torba znalazła się na ławce, przy której siedziała. Zmrużyła oczy, chcąc posłać mu groźne spojrzenie, ale tylko zamrugała z przestrachem. Zignorował ją, gdyby mogła coś powiedzieć, gdyby była dawną Marisol Wright, to pożałowałby tego. Niestety nie była. Chłopak wyglądał, jakby zaraz miał zdjąć koszule. Rękawy podwinął do łokci, które odsłoniły skórzaną bransoletę na jednym nadgarstku i tatuaż. Rozpiął guzik przy koszuli, wachlując się jej połami, a potem miał czelność wypowiedzieć cudowne "ja pierdolę", które podirytowało Marisol Wright. Przeniosła wzrok w stronę krzesełka, które przed chwilą świeciło cudowną pustką. Wyglądała niczym zwierzyna, która próbuje zmylić myśliwego. Źrenice lekko rozszerzyły się, ponieważ rozważała jedną opcję. Drugą zamierzała rozważyć później, ponieważ nie spodziewała się, tego, co właśnie miał uczynić Gunnar Ragnarsson. Dłoń zacisnęła na plecaku, spoglądając na jeszcze puste miejsce obok niej, gdyby tak perfidnie umieściła na nim swój plecak? Zrozumiałby? Poszedł sobie? Zrezygnowała jednak z tej opcji, a jej dłoń odsunęła się od plecaka, kiedy spojrzał na nią i przywitał się, normalnie w świecie wypowiadając jej imię. Nie słychać było w tym żadnej arogancji ani chęci upokorzenia. Może spodziewała się okrucieństw i uszczypliwych słów przez to, kim była kiedyś? Wiedziała, że była rozpoznawalna. Teraz jednak wydawało się to popularnością negatywną, odbieraną przez pryzmat jej męża. W pierwszej chwili chciała go okłamać. Pokiwać przecząco głową, powiedzieć mu, że z kimś ją pomylił, że nie zna żadnej Marisol. Nie zdążyła, nawet gdyby mogła wypowiedzieć tych parę słów. Jego dłoń skierowała się w stronę szyi. Miejsca wstydu, upokorzenia i straty. Miejsca śmierci. Krzesło zaszurało o podłoże, zachwiała się i niemal spadłaby, jednak to gotowość przed atakiem utrzymała ją w miejscu, a nie zaskoczyła. Wstrzymała oddech jakby w przypływie jakiejś paniki. Wypuściła gwałtownie powietrze, słysząc jego słowa. Była w tym jakaś ulga. Rozważała właśnie drugą opcję — ucieczka. Strach nieco minął, a miejsce te zaczęła zastępować złość. Myśli chaotycznie krążyły w jej głowie: Bezczelny idiota, skończony dupek, kurwa mać... Złapała gwałtownie za plecak i szybkim ruchem wyciągnęła z niego notes. Nakreśliła kilka brzydkich słów, ponieważ dłoń drżała jej bardziej, niż powinna.
Nigdy więcej tego nie rób!!!
Zrobiła niemal dziurę w kartce. Przystawiła mu otwarty notes do twarzy, prawie uderzając go nim w twarz. Idiota. Miała ochotę dodać coś obraźliwego, ale powstrzymała się i opadła zrezygnowana na krzesło, odsuwając się jak najdalej od Gunnara. Nie mogła skupić się na lekcji, nie wiedziała, czego jeszcze może spodziewać się po Ragnarssonie. Zresztą seksualność nie była dla niej żadną tajemnicą. Poprawka nie była, ale dla niegdyś pięknej, utalentowanej Marisol Wright, która nie tylko bajerowała mężczyzn z rodów o czystej krwi, ale także i wyszła za mąż, co okazało się najgorszą decyzją w jej życiu. Jak ona nienawidziła płci przeciwnej, ale i też się ich bała. Jednego była pewna, już nigdy żadnemu nie da się dotknąć, nawet jeśliby to oznaczało celibat do końca życia.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nie spodziewał się, że nie robiąc w sumie… nic, poruszy taką reakcję we Wright. Instynktownie odchylił się w tył, podpierając się łokciem na ławce, kiedy wystrzeliła z notesem w kierunku jego twarzy. Nie chciał jej tego od razu uświadamiać, ale z tej odległości zdecydowanie nie widział co jest na nim napisane. Zamrugał od rozmazanych barw zaraz przed nim, podnosząc wolna rękę w górę. Chwytając przegub jej ręki w swoją dłoń, odciągnął zeszyt trochę od siebie, żeby móc cokolwiek z niego wyczytać. Trwało to ledwie moment. Chwilę potem przerzucił wzrok z kartki papieru na jej twarz. Była zła. Nie wiedział o co, ale trzy wykrzykniki i jej dzikie spojrzenie były żywym potwierdzeniem tej złości. Nie zdażył jej nawet odpowiedzieć, kiedy jej dłoń wysnuła się spomiędzy jego palców, a ona sama cofnęła się wraz ze swoim krzesełkiem jak najbliżej ściany. Podobno przy ścianie, wbrew pozorom, najłatwiej było się bronić. Ale czy ona myślała, że naprawdę miała w tym momencie przed czym. Nie odwrócił spojrzenia od jej oczu, cały czas śledząc jej reakcję. Zamiast tego, oderwał łokieć od ławki, pochylając ciało w jej kierunku. Im bardziej ona chciała się odsunąć, tym bardziej on chciał sprawdzić, gdzie dokładnie przebiega granica jej komfortu, dlatego dynamicznym ruchem szarpnął własnym krzesłem i zbliżył się na powrót w jej stronę, przez co zwolnił znaczną część biurka na swoją torbę. Oboje zajmowali z kolei nieco więcej niż połowę blatu, skoro postanowiła tak skrupulatnie się od niego oddalić, a tym samym zmuszać go do podążenia jej śladami. Opierajac przedramię na jej części blatu, kiedy spróbował wyłapać jej spojrzenie, może ktoś spodziewałby się, że zaraz rzuci coś istotnego, mającego znaczenie. Jakieś odparowanie jej ataku. Zamiast tego, mruknął z rozbawieniem: — Eliksir Antykoncepcyjny, kalendarzyk, Eliksir Po, prezerwatywy… — wymieniał w liście odpowiedzi na zadane przez profesorki pytanie, a chwilę później wskazał podbródkiem na tablicę. Ostatecznie niezadowolony jednak z jej gwałtowności, wyrwał jej zeszyt i skreślając zapisane zdanie, naskrobał dokładnie to co powiedział. — Uważaj, Wright. Jesteś na lekcji. I dopiero wtedy oddał jej zeszyt, razem z należącym do niej piórem. Nie zmienił jednak swojej pozycji. Więcej… oparł zaczepnie rękę na oparciu jej krzesła, co by się zastanowiła czy dalej chciała do niego pisać, kończąc wypowiedzi pokazowymi wykrzyknikami. Zaraz jednak, obok jego towarzyszki w ławce, uwagę skupił na innych uczniach. Czy oni byli w podstawówce? Rozumiałby podobne teksty i zachowania wśród uczniów czwartego, czy piątego roku, ale miał wrażenie, że w większości na sali znajdowali się studenci i ostatnie klasy... Zmarszczył brwi. Jako dwudziestoparolatek czuł się zażenowany tą dziecinadą. Nie przyszedł się zapewne uczyć o pszczółkach i kwiatkach. Miał nadzieję, na zdobycie recepty na niezbędne eliksiry zabezpieczające, jeśli nie dla siebie, bo ostatnio był znacznie mniej aktywny seksualnie, to może chociaż zapobiegawczo dla Frei. Jako starszy brat, choć nie chciał do siebie dopuścić myśli o jej współżyciu, musiał sobie uświadomić, że była już studentką i zapewne te tematy nie były jej obce.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Inny. Tym słowem, by nie użyć takiego silniej nacechowanego pejoratywnie, które z pewnością przez wielu byłoby trafniejsze, ukreśliłby @Felinus Faolán Lowell. Instynktownie podążał ku jego ciemnym oczom, jak zawsze z nich chcąc odczytać to, czego nie zdradzały słowa, a jednak natrafiał na barierę, której nie spotykał nigdzie indziej. Brwi drgnęły mu minimalnie w lekkiej irytacji, psując zadowolenie z tego, że chłopak takim pyskowaniem poniekąd przyznawał się do tego, że plotki wcale nie były tylko plotkami. Przemknął spojrzeniem po mięśniach jego twarzy, układzie dłoni, postawie całego ciała i miał ochotę odebrać mu człowieczeństwo, bo jakkolwiek ludzko by nie wyglądał jego rozmówca, tak miał dziwne wrażenie, że nie rozmawia z uczniem, a mugolskim androidem, którego oprogramowanie nie uwzględniało uczuć i mowy ciała. Szybko jednak upomniał się w myślach, że to zamknięcie tym bardziej świadczy o tym, że Felinus musi zwyczajnie mieć jakiś problem, którego strzeże jak największej tajemnicy, a jego zadaniem, nie tylko jako prefekta, ale i po prostu wychowanka Hufflepuffu, powinna być pomoc. I cóż, zrozumiał, że to nie jest do tego odpowiedni moment, nie mogąc powstrzymać tego błysku współczucia w oku, które zdradzało jak daleko pognała jego wyobraźnia, poddając mu już tysiące różnych powodów skąd w Felinusie ten bunt i desperacka potrzeba dodatkowego zarobku. - Skoro znasz kodeks na pamięć, to na pewno nie muszę Ci tłumaczyć, że chociażby punkt piąty obowiązków ucznia kryje za sobą niekończącą się listę czynności, które są przez niego zabronione, choć regulamin bezpośrednio ich nie zakazuje - zaczął tłumaczyć, próbując nie brzmieć przy tym jakby faktycznie tłumaczył oczywistą oczywistość (chociaż właśnie to robił), nie chcąc sugerować, że Puchon ma jakieś braki w inteligencji lub zbyt złośliwą potrzebę wynajdywania luk we wspominanym dokumencie - W kodeksie żaden punkt nie zabrania chociażby demolowania sal lekcyjnych, kradzieży własności szkolnej czy nawet załatwienia się na środku korytarza, bo to no... dość oczywiste, że zwyczajnie nie powinno się czegoś takiego robić. Każdy ma w sobie jakieś poczucie moralności, a odrobienie za kogoś pracy domowej jest, jakby nie patrzeć, oszustwem, skoro okłamuje się nauczyciela, że ktoś inny ją napisał. Niezależnie od tego czy faktycznie to robisz czy tylko w tym pomagasz - pociągnął dalej, mimowolnie nakładając na usta ciepły uśmiech, którym instynktownie chciał załagodzić fakt pouczania innego studenta i to w sprawie tak bezdyskusyjnej - Ale cóż, wierzę, że inteligencja nie pozwala Ci popełniać dwa razy tego samego błędu, więc nie muszę już Ci przypominać, że reprezentujesz dom, którego cechą jest uczciwość - zakończył, czując, że zdecydowanie powinien był zaczepić błądzącego Puchona na osobności, więc nie zamierzając też ciągnąć dalej tematu, choć gotów był skorzystać z punktu czwartego obowiązków ucznia, by personalnie dać niewymieniony w kodeksie zakaz, jeśli Felinus faktycznie potrzebował mieć wszystko powiedziane bezpośrednio. Mimo to już zaraz robił krótką rundkę po klasie, by przywitać się ze wszystkimi znajomymi, dostając nagłego olśnienia gdzieś między wspomnieniem o profesor Dear, więc powrócił do @Levi O. R. Dare z nieco ożywionym spojrzeniem, czego zasługą zdecydowanie nie była przesłodzona kawa. - Merlinie, ten Levi - wyrzucił z siebie, dzieląc się urywkiem myśli, która nijak nie dawała pełnego obrazu tego, co zadziało się w jego myślach, gdy wspomnienia nieśmiało wywróciły się o siebie kaskadowo. Spojrzał na chłopaka ciekawsko, zaraz łapiąc jego dłoń wolną ręką, by spojrzeć na wymalowane paznokcie. - Nie wiem jak mogłem Cię od razu nie poznać. Dobrze wyglądasz, chociaż no, trochę się zmieniłeś - wyrzucił z siebie, ciągnąc go za przedramię do ławki, by zgarnąć go dla siebie na resztę zajęć, licząc na jakieś ciekawe informacje, zupełnie nie dziwiąc się temu, że chłopak go nie pamiętał, skoro jedyną wartą zapamiętania częścią jego osoby była odznaka, którą zdobył gdy Leviego nie było już w Hogwarcie. - Gdzie się podziewałeś? Albo raczej... Czemu wróciłeś? - zagadnął, nie mogąc zdecydować które z pytań chce wyrzucić z siebie jako pierwsze, przeczuwając, że wcale nie starczy czasu na więcej i faktycznie już za chwilę uśmiechał się ciepło do @Perpetua Whitehorn. I choć ściągnął brwi w lekkim zmartwieniu na to wywołanie @Yuuko Kanoe, niezbyt zadowolony ze stawiania jej w takiej sytuacji, tak wiedział przecież, że to nie może być winą żadnej z nich, a zwyczajne nieporozumienie przez żart kogoś innego z sali. I choć normalnie zerknąłby na przyjaciółkę, by sprawdzić jak sobie z tą sytuacją radzi, tak teraz wbił wzrok w kawę, chcąc popracować nad swoją nadopiekuńczością, bezgranicznie wierząc w to, że Yuu po prostu sobie poradzi. Jak zawsze, gdy nie ma go przy niej. Zerknął na wyczarowany przed sobą pergamin, przez chwilę zastanawiając się czy faktycznie powinien brać udział w tym zadaniu, a jednak zaraz odstawił kubek na blat ławki, by rozrysować tabelkę, dzieląc podane przez siebie metody antykoncepcji na działające i wiejskie/miejskie legendy; te działające układając według stopnia ich skuteczności, pozostawiając miejsce na drobne komentarze, zaraz też dopisując legendę, według której podkreślone podwójną linią metody są czarodziejskie; zaczynając od dobrze znanych eliksirów, mających jego mniejsze zaufanie mieszanek ziół, przechodząc przez mugolski arsenał prezerwatyw, tabletek, plastrów czy spirali, kończąc to wszystko wymysłami typu podczas pierwszego razu nie da się zajść; dzień przed trzeba najeść się dużo miodu bzyczków; lub seks pod wpływem jakiegokolwiek eliksiru zabija plemniki w chwili finiszu. Nie mogąc powstrzymać się przed tym, by nie dodać, że najlepszą antykoncepcją jest seks z partnerem tej samej płci, choć pedantyczne podejście do sprawy kazało mu dodać dopisek, że zawsze warto się zabezpieczyć, by uniknąć przeniesienia przeróżnych chorób, nawet jeśli jest to tylko seks oralny.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
W Sali podniosły się chichoty, kiedy na ławkach wylądowały kawałki pergaminu z nowym groźnym drapieżnikiem, którego ofiarą padało dziesiątki uczennic (i uczniów) rocznie. Julia spojrzała na Kutarexusa i uśmiechnęła się delikatnie, po czym wyjęła pióro i zaczęła rysować na swoim egzemplarzu wąsy, cylinder i monokl. W takim wydaniu już nie będzie prezentował się tak groźnie. W pomieszczeniu panowało przyjemne rozluźnienie, jedynie prefekci, co było zrozumiałe, starali się zapanować nad ogólną wesołością i z kamiennymi twarzami strofowali co większych śmieszków. Nie było w tym nic dziwnego, taka była ich rola, a poza tym wiedzą powszechną było to, że prefektów temat seksu nie dotyczy, bo rozmnażają się przez fragmentację plechy. Julia odwróciła się w kierunku Keyiry i z uśmiechem na twarzy dodała: - Hej, Kyira! Zapomniałaś dodać, że jego jedynym naturalnym wrogiem jest Vulvazaur, a to całkiem istotna informacja!
Wygłupy przerwało wejście do Sali nauczycielek. Momentalnie zapanowała względna cisza. Kiedy Perpetua i Beatrice pokrótce wyjawiły im, jaki jest cel lekcji, podniosły się pojedyncze szmery, które zamieniły się w chichoty, gdy nauczycielki przedstawiły im zadanie. Wymienianie środków antykoncepcyjnych? Najwidoczniej traktowały je jak dzieci, choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę ilość ciężarnych uczennic, może tak właśnie musiały ich traktować. Julia wzięła w dłoń pióro i zaczęła wymieniać znane sobie środki antykoncepcyjne. Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, podobnie jak opisanie jednego z wybranych. Trochę się wahała nad wyborem, ale w końcu postawiła na środek koncepcyjny, znany ludzkości od zarania dziejów.
MIŁOŚĆ GRECKA
Prawdopodobnie jeden z nielicznych środków antykoncepcyjnych, które jednocześnie są naturalne, darmowe i w 100 procentach skuteczne. Nazwę swą zawdzięcza starożytnym Grekom, którzy to odkryli dodatkowe (obok oczywistego) zastosowanie odbytu. Dziś miłość grecka, zwana również seksem analnym jest trzecią najpopularniejszą formą kontaktów seksualnych. Jeżeli chodzi o naturalne środki antykoncepcyjne, jedynie miłość francuska może rywalizować z grecką w kategorii skuteczności antykoncepcyjnej.
Krukonka z nieodgadnionym uśmieszkiem odłożyła pergamin na bok, po czym wróciła do krzyżówki, której jeszcze nie zdążyła rozwiązać.
Ignacy uśmiechnął się pod nosem, gdy Perpetua wkroczyła do sali, a kąciki jego ust tylko powędrowały jeszcze wyżej, gdy kobieta zorientowała się, z jak dużą publicznością przyjdzie się jej mierzyć tego dnia. Cóż, czy naprawdę było to tak bardzo zaskakujące? Jego osobiście nie zdziwiłoby, gdyby pomieszczenie było jeszcze bardziej zapchane przez uczniów pierwszych roczników, którzy mogliby tutaj zostać zaciągnięci siłą, aby parę życiowych porad wbiło im się w głowę. I żeby nie poszli w ślady swoich nieco mniej... nieodpowiedzialnych starszych znajomych. Trudno było nie zauważyć skrawka papieru, który wylądował tuż przy jego współlokatorce. Chłopak zerknął na niego kątem oka i zdusił uśmiech, zaciskając usta w cienką linię. Cudownie. Ta lekcja zdecydowanie przejdzie do historii. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, @Yuuko Kanoe już wkroczyła do akcji, opieprzając jedną z uczennic domu węża. – Spokojnie. Może ta lekcja nie rozbudzi u wszystkich takich pokładów kreatywności – odparł pocieszająco. Zamrugał zdziwiony, kiedy dostrzegł nad głową @Laurel Miskinis mieniące się napisy. Nawet nie musiał ich dokładnie widzieć, aby zacząć podejrzewać, że nie było to coś, na co prowadzące zajęcia kobiety nie zwrócą zbytniej uwagi. Mleko już się rozlało, teraz tylko należało czekać na konsekwencje. A tych mogło być lepiej. Od zwykłego komentarza, reprymendy, karcącego uśmiechu po... szlaban. Akurat na to ostatnie chyba nikt z tutaj zebranych nie miał zbytniej ochoty. Puchon zaczął rozglądać się po klasie, starając się namierzyć winowajcę, jednak nie udało mu się to. Zatrzymał się na dłużej na kilku twarzach, ale te wydawały się bardziej rozbawione samą lekcją niż niecnym występkiem. Oby tylko nie był to nikt z Hufflepuffu, pomyślał z nadzieją. Nie dość, że była tu aż trójka prefektów, to jeszcze ich opiekunka. Puszki chyba miały więcej oleju w głowie? Zerknął na @Yuuko Kanoe – Tutaj powinna być obstawa prefektów z całej szkoły – mruknął pod nosem. Zaczynał szczerze wątpić w to, aby lekcja to mogła zostać przeprowadzona bez żądnych incydentów. Ludzi za bardzo bawił ten temat. Oczami wyobraźni już widział, jak to właśnie prefekci obrywają za niepoprawne zachowanie młodszych kolegów. Tylko co oni tak właściwie mogli zrobić? Mogli reagować tylko na to, co widzieli. Nie siedzieli w głowach uczniów, czekając tylko na moment, aż w ich podświadomości zaczną kiełkować złe intencje, aby chwilę później zdusić je w zarodku. Gdy mały zwój pergaminu trafił już w jego ręce, Ignacy przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co właściwie powinien zapisać. Koniec końców zdecydował się pójść w prostotę i zamian wymieniać w nieskończoność wszystkie metody antykoncepcyjne, w tym także i te, którym bliżej było do starożytnych rytuałów, niż specyfików z apteki, zapisał te najbardziej znane, jak chociażby prezerwatywy cze eliksiry antykoncepcyjne. Nie mogąc się powstrzymać, na sam koniec dopisał krótką frazę „Posiadanie rozumu i godności człowieka. Pomyślmy dwa razy, zanim coś zrobimy”. Jasne zapoznanie uczniów z różnymi metodami było ważne, jednak wzmaganie u nich rozwagi, również mogło przynieść odpowiednie skutki. Mogło to niebywale pomóc młodym parom, które zastanowiłyby się kilka razy, zanim zaryzykowałyby posiadaniem potomstwa w trakcie swojej szkolnej kariery.
Ostatnio zmieniony przez Ignacy Mościcki dnia Pon Wrz 14 2020, 19:00, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przywitał się uśmiechem z @Julia Brooks i od razu przeniósł swoją uwagę na @"Lucas Sinclair, który właśnie wszedł do klasy. -Bardzo śmieszne, stary. Chociaż chyba nikt by się nie zdziwił, gdyby to zebranie miało moje imię w sloganie. - Z tego co wiedział, był bezpieczny i nikt nie powinien mieć mu nic do zarzucenia, choć prawda była nieco inna, o czym wiedział @Boyd Callahan. -Prywatności trochę było. - Uśmiechnął się porozumiewawczo do @Felinus Faolán Lowell, ale musiał przyznać mu rację, że wdż był raczej zapomnianym w tej szkole przedmiotem. -Proszę Cię, poronny? Antykoncepcyjny? Trzeba było powiedzieć, bym przyniósł swoje zapasy i nie musiałbym uczestniczyć w tym cyrku. - Mruknął bardziej do siebie niż do innych. Szczerze mówiąc trochę był ciekawy, jak ta szopka się potoczy, a widząc, co dzieje się naokoło zapowiadało się na dość ciekawą pogadankę. -Potrzeba czegoś więcej, żeby nam naprawdę zaszkodzić. Wiemy, jak się dogadać w ekstremalnych warunkach. - Skomentował słowa @"Skyler Shuester". Już dawno widział, że prefekt im się przygląda, ale na szczęście od pierwszego dnia zarówno Felek jak i Max nie sprawiali kłopotów. Zostawił puchonów w spokoju, by mogli porozmawiać i skupił się na @"Daemon Avery", który właśnie go zagadał. -Nosz na jajca hipogryfa czemu wszyscy mają mnie za głównego podejrzanego. - Wywrócił teatralnie oczami, chociaż ani trochę się nie dziwił. Zeszłoroczny popis z Tori w roli głównej na pewno jeszcze nie został zapomniany przez wszystkich. Przywitał się jeszcze z @"Cassian H. Beamont" i skinął głową do @Fillin Ó Cealláchain, który z niewiadomych powodów, dziwnie się na niego spojrzał. A przynajmniej tak się Solbergowi wydawało. -Oczywiście, że tak. W końcu jesteśmy w tak zacnym gronie. - Rzucił witając się z @Aleksandra Krawczyk. Od kiedy dzielili pokój wspólny dużo częściej się widzieli. W końcu do klasy weszła @Perpetua Whitehorn i rozpoczęła przemówienie. Max dość uważnie słuchał jej słów po czym spojrzał na leżący przed nim pergamin. -Serio? - Spojrzał na Lucasa, po czym zabrał się za wypisywanie wszystkich znanych mu metod mugolskich i magicznych z eliksirem poronnym i kastracją na czele listy. Uzbierał tych metod dość pokaźną listę i zamiast myśleć, czy coś jeszcze przyjdzie mu do głowy, skupił się na @"Beatrice L.O.O. Dear", która właśnie weszła do sali z przyrządami do warzenia eliksirów. -No i teraz to ja się zainteresowałem. - Uśmiechnął się do towarzyszy. Naprawdę nie mógł się doczekać, aż będzie mógł po raz kolejny uwarzyć coś, co skutecznie usuwa zapobiega ciąży.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Inny. Tylko i wyłącznie dlatego, bo nie wykazywał cech typowych dla Hufflepuffu. Tylko i wyłącznie dlatego, bo nie pozwalał na to, by emocje wydostały się na zewnątrz, zagrzewając ludzkie serca, jak również przyczyniając się do ich zniszczenia. On miał najmniejsze prawo do oceniania go - nie znając sytuacji, @Skyler Schuester narażał się na większe odtrącenie, jeżeli chodzi o Felinusa; oczywiście nie powiedział tego na głos, niemniej jednak doczepianie się w kwestii legalnie prowadzonego interesu nadal nie leżało w naturze tego, co chciałby tak naprawdę widzieć. Usługę uznawał za usługę - nie obarczał ciągłym lenistwem, lecz po prostu posiadaniem gotówki, za którą był w stanie poświęcić trochę swojego czasu, by zwiększyć pensję. Nie zamierzał żyć w ubóstwie jak kiedyś - nie zamierzał jeszcze przy okazji żyć z dnia na dzień, zastanawiając się nad tym, za co opłaci wszelkie uszkodzenia w domu, karmę dla zwierząt i inne tego typu. Spojrzenie tęczówek zawisło na chwilę jeszcze raz na Skylerze, zastanawiając się, dlaczego - do jasnej cholery - wszyscy zaczęli zwracać na niego uwagę. Zamiast siedzieć w cieniu i zajmować się własnymi sprawami, wszyscy zdawali się ciągnąć go za nogi i wymagać jakichkolwiek wyjaśnień. Dobre sobie - zmęczony wzrok, kiedy to napotkał ten należący do prefekta, zdawał się na chwilę pełnić tylko i wyłącznie jedną funkcję. Większość ludzi zdaje się zauważać w oczach odzwierciedlenie duszy - jej natomiast tam po prostu nie było. Ukryta, skrzętnie, niczym największa tajemnica, pozostawała poza zasięgiem kogokolwiek. Ciche westchnięcie, wydające się być niemym "Skończ, proszę", jakoby wymagając tylko i wyłącznie ciszy. — Jeżeli jakikolwiek punkt jest względny, nadal - wymierzanie kary znajduje się pod znakiem zapytania. — dłonie upchnął do kieszeni, natomiast plecami oparł się o krzesło, na którym to właśnie siedział; nie lubił doczepiania się na siłę. Nie lubił, gdy ktoś wobec niego próbował zastosować jakiekolwiek kary; równie dobrze mu nie zależało aż tak na tym, by ukończyć te studia. Mogliby go przetrzymać, a i tak znalazłby sobie pracę bez nich. Postęp poszedł zwyczajnie do przodu i do wykonywania większości zawodów nie trzeba żadnego papierka. Niemniej jednak, z szacunku do własnego czasu, nie zamierzał ich porzucać, by udowadniać, jak bardzo jego ambicje sięgają mułu, który sam to stworzył. — Demolowanie ma nadal większą szkodliwość niż to, co ja robię. — nie zamierzał się z tym kryć; sam się przecież pochwalił profesor Cortez o własnych działaniach. Każdy radzi sobie w życiu tak, jak potrafi - jeżeli odrabianie za kogoś zadań ma poprawić jakość życia, to się tego chwytał. Bo było najłatwiejsze. — By przynależeć do Hufflepuffu, należy wykazywać tylko jedną cechę. Nie wszystkie. — napomknął, niemniej jednak zakończywszy dyskusję, wrócił do swojego towarzystwa, odprowadzając Schuestera wzrokiem pozbawionym wszelkich niedogodności - z dyskusji zawsze, mimo względnych nieprzyjemności, jest w stanie wyciągnąć jakieś wnioski. Przyjście Perpetuy zdawało się poniekąd zastanawiać go jeszcze bardziej - co on tutaj robi? Ta wiedza, tak cholerna, tak dziwna, nie przydałaby mu się w żadnym stopniu. Przeszedł leniwymi tęczówkami na @Maximilian Felix Solberg, z którym to miał przyjemność dzielić ławkę; zapewne wiedział o tym całym procederze. Tak jak cała reszta, ale ostatecznie, gdyby otrzymywał szlabany, to i tak byłby na plusie; ilość galeonów, jakie to zarobi z paru zadań, nierzadko potrafi sięgnąć pułapu połowy wypłaty uzyskanej w ciągu miesiąca. — Najwidoczniej za mało. — trochę, na spędzenie czasu w udziale gry cieni, kiedy to dwie dusze splatają się na jeden, szczególny moment, kończący się, jeżeli jest to tylko i wyłącznie coś niezobowiązującego, to mało czasu. A przynajmniej tak uważał. — Dawaj, możesz jeszcze wyjść, masz okazję. — może nie zachęcał jakoś szczególnie, niemniej jednak, jeżeli Maximilian uważał WDŻ za coś, co nie przyniesie mu czegoś ciekawego do umysłu i pamięci, to mógł zawsze wstać, wyprostować nogi i skierować się w stronę drzwi. Sam niespecjalnie wiedział, co tutaj robił, co nie zmienia faktu, że po prostu był ciałem, ale duchem już tak średnio. Może dlatego, bo wyprzedał ją diabłu? — Piękne, zacne grono. — o ile nie wiedział, co @Aleksandra Krawczyk wiąże z innymi, o tyle jednak ich wiązała fontanna krwi i ucinanie tętnic. Niezbyt przyjemne, niemniej jednak ukazujące trudy zastosowań zaklęć uzdrawiających na tle krytycznej sytuacji. I nie, wbrew obietnicy... nie brał żadnych eliksirów wzmacniających po tym wydarzeniu. Odwróciwszy głowę w stronę profesor Dear, niespecjalnie się ucieszył. Niespecjalnie również za nią przepadał, natomiast o Williamsie nie miał na razie wyrobionego zdania; wszystko było jedną, wielką niewiadomą, kiedy to spoglądał na biegnące przy jego dłoniach i kościach żyły, a bladość zdawała się jeszcze bardziej potęgować w świetle wyjątkowo trupim. Na pergaminie napisał rzeczy, które znał - Lowell jakoś niespecjalnie interesował się tematami antykoncepcji (bo po co?), niemniej jednak stosowną wiedzę posiadał. Naturalne metody, chemiczne, hormonalne... Eliksir Antykoncepcyjny, kalendarzyki, obserwowanie śluzu, mierzenie temperatury, wkładki, substancje ubijające plemniki, kondomy, seks oralny, pozbawiony penetracji pochwy, wazektomia, salpingotomia, kastracja... Kiedyś, w średniowieczu, stosowało się błonkę z jelita, a w Starożytnym Egipcie - łajno krokodyla. Dopiero potem przeszedł do różnych plotek, jak chociażby takich, że za pierwszym razem nie można zajść, podczas okresu - również, a w nocy plemniki śpią. Jeżeli para będzie uprawiać seks do góry nogami, to plemniki spłyną na dół... Co jeszcze było... Stosunek przerywany nadal może spowodować wystąpienie ciąży, no bo preejakulacie mogą znajdować się martwe plemniki... I chyba trochę się rozpisał.
- Z tym jadem w głosie brzmisz jak Ślizgonka - zauważył z uśmiechem, wpatrując się w @Aleksandra Krawczyk przez chwilę z głupkowatym uśmiechem, po czym zrzucił nogi, które trzymał na krześle z siedziska i przetarł je dłonią, aby chwilę później puchońska księżniczka mogła na nim zasiąść. - Myślę, że to będzie ciekawa lekcja... - mruknął do koleżanki z ławki, nadal w wyśmienitym humorze, słuchając bardzo rzeczowej wymiany zdań pomiędzy @Felinus Faolán Lowell i @Skyler Schuester i kręcąc lekko głową. Za chwilę jednak do Oli przyfrunął kawałek pergaminu, a jako, że Sinclair nie był w stanie powstrzymać swojej wrodzonej ciekawości, musiał zajrzeć przez ramię dziewczyny, aby kilka sekund później parsknąć śmiechem. - Zajebiste, Key - rzucił @Keyira Shercliffe, siedzącej zaledwie dwie ławki za nimi. - Czyli możemy już się rozchodzić, skoro wszyscy wszystko wiedzą? - dorzucił, rozbawiony. Po tym jak w sali pojawiła się @Perpetua Whitehorn ze swoim autorskim wstępem, wiedział, że szybko stamtąd jednak nie wyjdą. Karteczki i kartkóweczka... - pomyślał ironicznie, kiedy przed jego nosem pojawił się pergamin. Posłał porozumiewawcze spojrzenie @Maximilian Felix Solberg, z którym rozumieli się bez słów, dlatego wiedział co w następnej chwili powie kumpel. A więc nie pozostało mu nic innego jak pochylenie się nad papierem, aby chwilę później zacząć skrobać swoim niedbałym pismem wszystkie znane mu metody zabezpieczania się przed niechcianą ciążą. I jako, że był poważnym człowiekiem w pierwszym punkcie zawarł seks przy śpiewie lelka wróżebnika, bo skoro Perpetua przytoczyła ten sposób, to musi być przecież baaardzo skuteczny... Po tym jak wymienił kilka podstawowych metod zarówno mugolskiej antykoncepcji, jak i kilku popularnych mugolskich, drzwi sali ponownie się otworzyły i stanęła w nich oczywiście @Beatrice L. O. O. Dear wraz ze swoim "sprzętem" wniesionym przez jej pomocników. - Na Ciebie, stary już sam widok kociołka działa jak Afrodisia, więc się nie dziwie - mruknął do Solberga po jego słowach wyraźnego podekscytowania. - Olka, daj spisać - rzucił do @Aleksandra Krawczyk, posyłając jej szeroki uśmiech po czym zaśmiał się krótko, odkładając pióro i wyprostował plecy na krześle, na znak, że skończył Sprawdzian Wiedzy O Tym Jak Nie Zostać Nastoletnim Tatusiem.