C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Usytuowany na obrzeżach Inverness dom z zewnątrz idealnie wpasowuje się w szkocki krajobraz.
Kuchnia
Małe, aczkolwiek funkcjonalne pomieszczenie z oknem wychodzącym na ogród.
Jadalnia
Używana zazwyczaj tylko do niedzielnych obiadów i świątecznych kolacji.
Salon
Główne miejsce wydarzeń towarzyskich u Kolbergów.
Gabinet
Głównie okupowany przez Stacey, gdy ta pracuje nad kolejną powieścią. Specjalnie wystylizowany, by inspirować kobietę.
Łazienka na piętrze
Kiedyś wiecznie zajęta przez Emmę, dzisiaj już bardziej dostępna dla innych. Druga łazienka znajduje się na parterze domu.
Sypialnia dla gości
Pokój otwarty na przyjęcie każdej zagubionej duszy.
Sypialnia Maxa
Dawny pokój Emmy, przejęty przez Maxa, gdy dziewczyna wyprowadziła się z domu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob 26 Mar - 14:23, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co by tu dużo mówić. Spodziewał się, że Paco może zareagować niezbyt radośnie na wieść o tym, że Max cały ten czas wodził go za nos. Nastolatek musiał jednak przyznać, że odczuwał z tego powodu chorą satysfakcję, a mocny chwyt na jego talii i gwałtowne wpicie się w jego usta wywołały jęk, który już dawno pragnął wydostać się z nastoletniego gardła. I zapewne poszliby dalej, gdyby nie Grom, który przeszkodził im w tych pieszczotach. A może właśnie uratował Maxa, przed kolejną nieprzespaną nocą? Były ślizgon nie miał czasu ani ochoty analizować teraz tego wydarzenia, skupiając się na Gromie i tym, by żadne zakażenie nie wdało się w jego rozoraną pazurami nogę. -Och, głównie z mojej słynnej bezczelności i przekory. Do tego byłem naprawdę ciekaw jak sobie ogólnie poradzisz i gdyby nie ten stopień różnicy na końcu, który wraz ze świeżym powietrzem zbyt mocno wychłodził eliksir, wszystko poszłoby jak trzeba. - Zaczął wyjaśniać, dokładnie czyszcząc swój sztylet po tym, jak upewnił się, że kociołek lśni jak przed ich pracą. -Brakuje Ci elastyczności, a poza tym radzisz sobie nieźle. Jeszcze coś z Ciebie będzie. - Wyszczerzył się, po czym przechodząc obok Moralesa, poklepał go po ramieniu, by następnie nachylić się do swojej torby. -Łap, na pocieszenie. W końcu przyniosłeś składniki, więc musisz wyjść z eliksirem. - Podszedł do niego, by następnie włożyć malutką fiolkę do kieszonki w koszuli na jego piersi. Może i był wymagający, ale potrafił zawsze docenić swoich podopiecznych.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czy spodziewał się usłyszeć inną odpowiedź? Niekoniecznie, ale nie zależało mu niej aż tak jak po prostu na okazaniu swojego niezadowolenia. Nie martwił się o roztrwonione na składniki galeony, tych miał przecież wiele. Żałował natomiast, że nie miał nawet szans zebrać owoców swojej pracy, zwłaszcza że była to jego pierwsza próba warzenia eliksiru po wielu latach przerwy. – Czyli gdyby nie to otwarte na oścież okno… – …wszystko poszłoby zgodnie z planem. Nie dokończył nawet, wzdychając jeszcze ciężej, skoro od zwycięstwa dzieliły go jedynie milimetry. – Elastyczności... – Powtórzył po nim, jakby wypowiedzenie myśli na głos miało ułatwić mu zanotowanie jej w pamięci. – Dzięki. – Pochwała z pewnością załagodziła nerwy, osłodziła również gorycz porażki, a pokrzepiające poklepanie po ramieniu przywróciło werwę i zapał do dalszej nauki. Nie zdążył jednak złożyć Maximilianowi propozycji, kiedy chłopak sięgnął do swojej torby, a chwilę później wcisnął mu do kieszonki koszuli szklanką fiolkę wypełnioną eliksirem spokoju. – Nie musiałem. W końcu nie nad wszystkim mamy kontrolę, czyż nie? Ale doceniam i postaram się go dobrze wykorzystać. – Podziękował za prezent, a nawet dał swemu byłemu kochankowi do zrozumienia, że wyciągnął lekcję z dzisiejszego popołudnia. – Najgorzej chyba poszło z rozpoznawaniem tych wszystkich ziół… może następnym razem wybierzemy się do lasu czy gdzie tam trzeba i zerwiemy je sami? – Podzielił się pomysłem, który wpadł mu przed momentem do głowy. Zawsze była to dobra okazja do nadrobienia zaległości z zielarstwa jeszcze przed rewelacjami nad kociołkiem. – Ah, właśnie. – Wtrącił nagle, przypominając sobie o innej ważnej kwestii. – Mam nadzieję, że zgłodniałeś. Miałem przypilnować, żebyś zjadł zapiekankę i mam zamiar to zrobić, żeby Stacey nie wyrzuciła mnie za drzwi przy kolejnej wizycie. – Sprzedał mu kuksańca w bok, z rozbawionym uśmiechem wymalowanym na twarzy. – No i tak w ogóle… Nie odpowiedziałeś mi wcześniej. Co jej o mnie nagadałeś? – Zapytał również zaciekawiony, sięgając po filiżankę ostygłej herbaty, żeby zwilżyć zaschnięte gardło.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Eliksiry były kapryśne i niestety często sprawiały, że po wielu godzinach ciężkiej pracy zostawało się z niczym, jeżeli oczywiście nie miało się wprawy w tej sztuce. Prawdą było jednak, że nawet doświadczeni eliksirowarzy nie zawsze mogli nad wszystkim zapanować, a zwykłe niewyspanie powodowały przeoczenia i błędy, których normalnie by nie popełnili. Czynnik ludzki był tu tak samo ważny, jak cała reszta. -W teorii... - Podsumował, bo nie mógł mu zapewnić, że akurat przy zamkniętym oknie osiągnęliby spektakularny sukces. Mogło przecież zdarzyć się co innego, ale jeśli Morales pracowałby tak samo, to raczej wszystko zwiastowało na to, że eliksir spokoju zostałby uwarzony. -Daj spokój. - Przewrócił oczami, choć nie mógł powiedzieć, że eliksir spokoju rozdawał z przyjemnością, bo ten wywar akurat był w życiu Maxa nieodzowny. Szczególnie ostatnimi czasy, gdzie oprócz mugolskich używek i właśnie tego eliksiru, nie miał metody na swoje napady i ciągoty do autodestrukcji. -Ten chyba został mi grejfrutowy, jak dobrze kojarzę etykietę. Mam nadzieję, że lubisz. - Dodał jeszcze, bo przecież byli i tacy, co mieli uczulenie na cytrusy i jeszcze by posłał Paco do szpitala, a zdecydowanie jeśli miał to zrobić, to nie w ten sposób. -Jasne! Tylko nie wszystko teraz znajdziemy. Będziemy musieli skupić się na innych, bardziej sezonowych roślinach. Odpowiada Ci to? - Upewnił się, bo raczej był fanem świeżego zbierania tego, co akurat naturalnie rosło o danej porze roku w Brytyjskich lasach, czy na łąkach, a czasem nawet i w rowach. Na wyobrażenie mężczyzny w tej ostatniej lokacji aż prychnął sam do siebie pod nosem. -Ja pierdolę... - Westchnął ciężko, na propozycję zejścia do kuchni. -Po pierwsze, Stacey powiedziała, że jak zgłodniejemy to mamy ją zjeść, a po drugie... Nie możemy odkroić kawałka dla Budd`yego i zgodnie uznać, że zjedliśmy? - Zapytał, bo raczej nie w głowie było mu teraz jedzenie, choć naprawdę doceniał ten gest. -No chyba, że Ty jesteś głodny. - Dodał jeszcze, bo był przecież zajebistym gospodarzem i nie miał zamiaru trzymać Paco o pustym żołądku tutaj. -W sumie to... Nic. - Powiedział szczerze. -Stace lubi sobie dopowiadać historie. Wiedziała, że przychodzisz do mnie na korki i że... ehhh.... że parę razy mnie składałeś po imprezie. Chyba myśli, że jesteś jakimś moim mentorem z urzędu czy chuj wie kim. - Dokończył z trudem, odrzucając różdżkę, nawet nie patrząc gdzie, po czym podszedł i zamknął okno, bo robiło się tutaj coraz chłodniej, gdy gorąca atmosfera między nimi ostygła.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Eliksiry bywały kapryśne i nieprzewidywalne, a Paco chyba zaczynał rozumieć dlaczego Maximilian zapałał do nich taką miłością. Musiał również przyznać, że o ile początkowo podchodził do tematu zadaniowo, mając jedynie nadzieję na to, że nauczy się warzyć te najbardziej użyteczne na co dzień mikstury, tak po tych nietypowych korepetycjach w towarzystwie Felixa zaintrygowała go sama praca z ingrediencjami i kociołkiem. Przypominała mu ona bowiem wiele popołudni spędzonych przy kuchni bądź barze, wszak i tam trzeba było zwracać uwagę na jakość składników, nauczyć się komponować je w spójną całość, stosując rozmaite metody przyrządzania potraw i pilnując temperatury. Szkoda, że podobne porównanie nie przyszło mu na myśl wcześniej; pewnie wówczas łatwiej byłoby mu oswoić się z niby starą, a jednak jakby zupełnie nową wiedzą. - Poważnie. Doceniam. Nie tylko za eliksir, ale i za nauczycielskie zdolności, których próbowałem ci odmówić. – Pozwolił sobie na to szczere pochlebstwo, w końcu chłopak naprawdę zasłużył sobie na miłe słowa, i to pomimo tej małej złośliwości związanej z otwarciem na oścież okna. – Lubię. – Skwitował smak wręczonej mu mikstury. – Wiesz, że grejpfrut dobrze działa na potencję? – Zagadnął wymownie, tym razem samemu mogąc poszczycić się wiedzą o kulinarnych prawidłach i może nie magicznych, ale równie praktycznych właściwościach niektórych z owoców. – Mnie pytasz? Miałeś okazję się przekonać jak wiele wiem o ziołach. Zdam się na ciebie, chociaż następnym razem postarać się lepiej odrobić pracę domową. – Obiecał mu, że nie wyłoży się więcej na tak prostych, przedszkolnych pytaniach, a przynajmniej spróbuje przeczytać przed spotkaniem kilka rozdziałów podręcznika do zielarstwa i eliksirów. Popatrzył na Solberga zrezygnowanym wzrokiem, przypominając sobie że chłopak jest uparty jak osioł. – Jadłeś dzisiaj cokolwiek sensownego? – Nie potrafił ustrzec się protekcjonalnego tonu, ale w tej kwestii musiał przyznać rację Stacey. Nastolatek ostatnimi czasy mocno wychudł, więc może i trzeba było go odrobinę przypilnować. Nie chciał zarazem przejmować na siebie kobiecej roli, bawiąc się w jego matkę, nieważne czy zastępczą czy nie, więc napotykając stanowcze spojrzenie szmaragdowych ślepiów, postanowił mu tym razem odpuścić. – Możemy. – Wzruszył ramionami w poddańczym geście, kiwając jednocześnie przecząco głową w odpowiedzi na pytanie Maximiliana. Sam też nie myślał obecnie o jedzeniu. – Mentorem. – Powtórzył, wymownie przekręcając głowę i unosząc brew, ale w sumie takie tłumaczenie wydawało mu się wygodniejsze i bardziej racjonalne niż to, które przemknęło mu wcześniej przez myśl. Nie zdziwiłby się bowiem, gdyby Felix wmówił gospodyni, że jest jakimś jego terapeutą, wszak makaron na uszy to on akurat nawijać potrafił. Natomiast Paco pewnie nieźle by się zdziwił, gdyby któregoś razu musiał udawać, że wie cokolwiek w temacie magii uzdrowicielskiej. Skoro temat zapiekanki został zamieciony pod dywan, Paco zbliżył się do swego towarzysza, przesuwając wymownie dłonią po jego koszulce, zanim chwycił delikatnie jej materiał, przyciągając Felixa do siebie. – To co takiego ciekawego i sezonowego obecnie rośnie, panie profesorze? – Wyszeptał kusicielskim tonem, niemalże w jego usta, rozmyślnie akcentując dwa ostatnie słowa, jakby przypominając mu na czym to skończyli, a co zostało nieoczekiwanie przerwane przez brutalne włączenie się Groma do gry.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiele osób powtarzało mu, że eliksiry i gotowanie to siostrzane dziedziny, ale w kuchni nastolatek ni chuja nie potrafił się odnaleźć. Nie wiedział, z czego to wynika, ale gdy zabierał się za gotowanie nagle potrafił przypalić najprostsze rzeczy, czy zjebać coś przez złe dodanie składników. Naprawdę, to że tak świetnie radził sobie z kociołkiem było albo jakimś jebanym cudem, albo mutacją. -Przestań mi tak słodzić, bo jeszcze uznam, że te opary powypalały Ci styki w mózgu. - Zaśmiał się, choć w głębi duszy zrobiło mu się naprawdę miło. Z powodu ich przeszłości i raczej nie do końca jasnej atmosfery między nimi, ciężko było mu tak po prostu przyjąć ten komplement. -O, tego to nie wiedziałem. - Przyznał szczerze, przechylając lekko głowę z zaciekawieniem. -W takim razie dobrze, że Ci dałem akurat ten. - Powiedział, sugerując tonem, że uważa iż te piękne właściwości grejfruta mogą się Moralesowi przydać, co miało z prawdą chyba nic wspólnego. A przynajmniej nastolatek nigdy nie zauważył, by Paco miał problemy akurat w tym temacie. - Tragiczny wybór. - Prychnął jeszcze, tradycyjnie umniejszając nieco swojej wiedzy, choć tym razem typowo żartobliwie. Może nie był zielarą, ale też potrafił rozróżnić pokrzywę od mięty a to już coś. No i oczywiście, że Pan Psuja musiał zadać znienawidzone przez Maxa pytanie. -Nie, siedzę na głodniaka od rana. - Odpowiedział ironicznie, przewracając oczami i dając mu tym samym do zrozumienia, że nie jest idiotą, który by się głodził. Pominął tylko malutki fakt, że tak naprawdę to był idiotą, który się głodził, a wystygnięta kawa, leżąca na jego biurku była jego najporządniejszym posiłkiem tego dnia. Uznał, że skoro Paco też nie jest głodny, nie będzie walił ściemy i marnował dobrej zapiekanki tylko dlatego, by wyglądało, że cokolwiek zjadł. Do powrotu Stacey miało jeszcze trochę minąć i w tym czasie wiele się mogło wydarzyć. -No chyba tak to nazywają. Wiesz, osoba co do niej dzwonisz, jak Cię klepie, bo musisz znowu przygrzać, żeby jakoś Cię od tego odwiodła. - Rozwinął nieco kwestię "Mentora". Nastolatek wiedział bardzo dobrze, że wkręta "na terapeutę" by nie przeszła, bo jego przybrani rodzice doskonale znali się z osobą, która próbowała uzdrowić jego popierdoloną psychikę. Sam nie wiedział, czy spodziewał się powrotu do tego, co im przerwano, czy wręcz się tego spodziewał, ale czując dłoń na swoich ubraniach posłusznie dał się przyciągnąć, a iskierki w szmaragdowych oczach powoli na nowo zaczynały się rozpalać. Serce Maxa przyspieszało rytmu z każdym słowem wyszeptanym w jego usta, ale nie spuszczał wzroku z czekoladowej głębi oczu Moralesa. -Niech pomyślę... - Uśmiechnął się podstępnie, specjalnie przeciągając tę pełną napięcia chwilę między nimi. -Cebulica, miłek, leszczyna.... - Zaczął wymieniać, po każdej nazwie rośliny coraz bardziej i zachłanniej wpijając się w usta mężczyzny. W życiu by nie pomyślał, że w takim momencie będzie przedstawiał listę kwitnących wiosną roślin.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czasami przeszkodą na drodze do osiągnięcia wyznaczonych celów pozostawał brak wiary we własne możliwości, który negatywnie wpływał również i na koncentrację. Niezwykle łatwo było przecież paść ofiarą pesymistycznego myślenia, podszeptującego złowieszczo, że na pewno, ale to na pewno przypalisz smażonego właśnie kotleta… albo wrzucisz kilka paprochów melisy do kociołka. Skoro jednak jeden z tego duetu warzył najlepsze eliksiry w mieście, a drugi potrafił wyczarować dania godne angielskiej królowej, może powinni połączyć siły i częściej spotykać się na wspólnych korepetycjach? - Nie potrafisz przyjmować komplementów, co? – Pozwolił sobie wytknąć żartobliwym tonem, wszak jego były kochanek niemal zawsze miał przygotowaną odpowiedź na miłe słowa i dziwnym trafem nigdy chyba jeszcze nie usłyszał prostego dziękuję. Nie to żeby go oczekiwał, czasami nawet wolałby usłyszeć z jego ust śmiało rzucone wiem. Póki co odnosił jednak wrażenie, że Maximilian w pewnym sensie wzbrania się przed zaakceptowaniem skierowanych w jego stronę pochlebstw. – A widzisz, mówiłem że wiele możemy się od siebie nauczyć. – Zasugerował z uśmiechem, unosząc krzaczastą brew, która niechybnie próbowała podpowiedzieć, że najlepiej byłoby, gdyby lekcje zahaczyły również i o anatomię. Zaraz Paco przekręcił jednak głowę, spoglądając jednocześnie na Solberga, jakby chciał powiedzieć are you fucking kidding me?, bo co jak co ale akurat jego sypialnianych kompetencji podważać nie powinien. – Najlepszy. – Poprawił go, ale i jemu trudno było powstrzymać ciche prychnięcie pod nosem. – Tylko następnym razem wymieniłbym walerianę na… No nie wiem, chyba będziesz musiał mnie zapoznać z szerszą gamą ziół. – Postanowił przekuć własną niewiedzę na swoją korzyść, przypominając o nietypowych metodach badań, które z chęcią włączyłby na stałe do ich korepetycji. - No już, nie denerwuj się… – Mruknął przeciągle, zerkając na niego z miną zbitego psa. – Przecież nie będę stał nad tobą z łyżką. Po prostu… – Przerwał, bo jakiekolwiek zwieńczenie zdania, jakie sobie wymyślił, wybrzmiewało w jego głowie tak samo tragicznie. – Szkoda zapiekanki i wysiłku Stacey, nie? – Rzucił więc sprytnie, ale pokiwał jednocześnie głową na znak, że nie zamierza kontynuować tematu ani na niego naciskać. Przypomniał, spełnił swoją rolę, a czasami wypadało jednak chłopakowi trochę odpuścić i dać mu nieco swobody w wyborze. – Ah, hmm… – Nie był pewien czy podejmować rozmowę na tak newralgicznym obszarze, ale skoro Maximilian sam o tym wspomniał… - Każą wam wybrać taką osobę na terapii? – Zapytał luźno, spokojnym tonem, ot z czystej ciekawości jak to wszystko wygląda. Miał nadzieję, że kiedyś chłopak opowie mu więcej bez potrzeby ciągnięcia go na siłę za język. Na razie natomiast nie chciał niszczyć jego dobrego nastroju, a tym samym wolał powrócić do tego, co Grom przerwał nagłym ujawnieniem pazurów. Przyciągnął Felixa do siebie, dłuższą chwilę przypatrując się połyskującym w szmaragdowych ślepiach ognikom, kiedy uwodzicielskim tonem wypytywał o rośliny, które mogliby razem zebrać. Spostrzegł podstępny uśmieszek, domyślając się co on zwiastuje, ale świadomie nie poruszył się nawet z miejsca, oddając inicjatywę młodszemu kochankowi. Poczuł przyjemne dreszcze przemykające po plecach, a kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy tylko chłopak wpijał w nie swoje wargi z każdym kolejnym elementem florystycznej układanki. Paco w tym czasie obejmował go już swoim ramieniem, z zaangażowaniem oddając się tej cudownej pieszczocie, która utrudniała skupienie się na zielarskich planach. – Miłek brzmi całkiem miło… – Wyszeptał mu na ucho, i to by było tyle jeśli chodzi o jego wiedzę na temat kwitnących na wiosnę kwiatków. Łatwiej było mu się skoncentrować na tym, co mu wychodziło, dlatego z jeszcze większą żarliwością ucałował jego usta, dłonią napierając na jego klatkę piersiową, żeby popchnąć go na materac stojącego nieopodal łóżka. Podążył tuż za nim, jedną ręką opierając się o pościel, drugą zaś wplatając w chłopięce włosy. – Co powiesz na środę? – Zapytał, ale nawet nie dał mu szansy odpowiedzieć, kiedy na powrót przylgnął do jego rozpierzchniętych warg.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż jak widać mogli się od siebie faktycznie czegoś nauczyć, choć akurat Maxa do garów nie ciągnęło, ale taki wspólny wieczór w kuchni zdecydowanie mógł być...Inspirujący. -Widocznie zbyt rzadko je słyszę. - Oczywiście, że musiał odpowiedzieć kolejnym przytykiem. Widać miał dzisiaj dobry humorek, który odbijał się nie tylko w jego gestach i czynach, ale też docinkach, które bez przerwy leciały w stronę starszego z nich. Przypomniał sobie nawet własne słowa, które wystosował, gdy Paco spytał co o nim myśli i musiał przyznać, że były one wyjątkowo trafne. -Nigdy nie powiedziałem, że nie masz racji. - Poruszył lekko własnymi brwiami, by zaraz przybrać minę niewiniątka, jakby kompletnie nie rozumiał, czemu Paco tak na niego patrzy po grejfrutowej sugestii. -Myślę, że da się zrobić. - Mruknął na powrót przyjmując podstępną i zdecydowanie bardziej flirciarską pozę. Gdyby tylko mógł, zapoznałby go z każdą możliwą rośliną, jaką znał. Choć wiele z nich akurat była trująca, więc może nie był to aż tak dobry pomysł. -No ja myślę, że nie będziesz. - Odpyskował rozbawiony, widząc Moralesa w roli takiego kuchennego strażnika. Oj wyobraźnia nastolatka podsuwała mu coraz więcej sytuacji, w których chciał mężczyznę zobaczyć i o dziwo wychodziły one poza te czysto łóżkowe, co wcześniej raczej się nie zdarzało. -Stacey jakoś to przeżyję. Przehandluję zapiekankę z młodym. Jeszcze nie wiem za co, ale na pewno czymś mnie wkurwi. - Nie pierwszy raz kombinował w tym domu, więc doskonale wiedział, jak poradzić sobie z domownikami. Poza tym, nie chciał okłamywać kobiety, ale też nie chciał przysparzać jej więcej zmartwień niż już i tak miała po tym, jak przyjęła Maxa pod swój dach. -Sugerują, że warto. - Odpowiedział, jednocześnie przyznając się, że faktycznie uczęszcza na terapię, czego nigdy wcześniej nie zrobił, mówiąc Paco jedynie, że jest czysty i ma się od niego odpierdolić. Dziś obyło się nawet bez tej drugiej części, a to już wyglądało na postęp! Nienaturalna skłonność Moralesa do rezygnacji z nadawania ich spotkaniu tonu była dla nastolatka zadziwiająca, ale nie miał najmniejszego zamiaru narzekać na taki obrót spraw. Prawda, nie do końca był do tego przyzwyczajony, ale nie znaczyło to, że nie podobała mu się ta nagła zmiana ról. Wręcz przeciwnie. -Mhm... - Przytaknął tylko, zaciskając mocniej dłoń na talii Paco i przysuwając ich ciała bliżej siebie. Nie do końca już obchodziło go, co tamten mówił. Nawet nie do końca go słuchał, skupiając się na czystej, fizycznej przyjemności, której w końcu mogli się oddać bez ryzyka, że spalą Kolbergom chatę. Poczuł odpowiednie pchnięcie i posłusznie opadł na materac swojego łóżka czekając aż Morales do niego dołączy. Na szczęście nie trwało go długo, a gdy tylko ten znalazł się nad sylwetką Felixa, chłopak ugiął jedno z kolan, tym samym uniemożliwiając częściowo mężczyźnie ucieczkę ze swoich objęć, po czym zabrał się za łapczywe rozpinanie guzików jego koszuli, starając się jednocześnie nie stracić ani sekundy tego cennego czasu, podczas którego ich języki tańczyły ze sobą w pełnym pożądania ogniu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wspólne gotowanie zdecydowanie mogło być inspirujące, a i nie bez powodu krążyło pośród ludzi powiedzenie, że przez żołądek znacznie łatwiej było trafić do czyjegoś serca. Najwyraźniej eliksiry z kuchnią wiele miały jednak wspólnego, a opary unoszące się nad kotłem działały równie silnie jak niejeden kulinarny afrodyzjak. Czasami, by pobudzić zmysły do pracy, nie potrzeba było czekolady, truskawek ani bitej śmietany; wystarczyła gorzka w smaku waleriana. - Rozumiem. W takim razie trzeba to zmienić. – Odpowiedział mu z uśmiechem, acz nie zamierzał również z komplementami przesadzać, i to nawet nie dlatego że nie chciał dopuścić, aby Maximilian obrósł w piórka. Po prostu miłe słówka używane w nadmiarze czasem zatracały swój piękny wydźwięk; bardzo możliwe że to właśnie z tego powodu lubił również ich przyjacielskie przytyki, które równie skutecznie poprawiały nastrój, nie zagrażając zarazem oskarżeniami o fałszywe pochlebstwa. - Nie próbuj teraz nadrabiać. – Zażartował, przypatrując się jego niewinnej minie, a i zaśmiał się na widok tej flirciarskiej pozy, po której trudno byłoby się na chłopaka gniewać. – Myślę, że właśnie zapałałem miłością do zielarstwa. – Kontynuował tym samym rozbawionym tonem, jednak jego twarz spoważniała, kiedy zboczyli na nieco bardziej przyziemne, a i mniej przyjazne tematy, chociaż… nawet i one nie wytrąciły jego młodszego kochanka z doskonałego wręcz nastroju. Chyba kociołek rzeczywiście miał na niego dobry wpływ. - Nie będę… jeżeli będziesz grzeczny. – Początkowo nie zauważył jak dwuznacznie wybrzmiały jego słowa, wszak chodziło mu wyłącznie o przypomnienie Felixowi, że powinien o siebie zadbać, co oznaczało przede wszystkim zjedzenie jakiegoś porządnego, gorącego posiłku. Niestety z chłopięcą upartością naprawdę trudno było wygrać. – Ty to byś łysemu grzebień sprzedał. – Pokręcił głową, przewracając przy tym teatralnie oczami. Momentami zastanawiał się jak cierpliwa musi być zamieszkująca tutaj kobieta, że znosiła tego małego manipulanta dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chociaż… trzeba było Solbergowi oddać, że tak jak potrafił zachachmęcić i zagrać innym na nerwach, tak czynił to z niebywałym wręcz urokiem, który pewnie niejednokrotnie ratował go przed zgubą. Wystarczyło tylko spojrzeć w te szczenięce, szmaragdowe ślepia, w których tak łatwo było utonąć… – Mógłbym zostać nim naprawdę. – Powiedział bardziej stanowczo niż przypuszczał, a zdając sobie sprawę z tego, że stąpa po dość kruchym lodzie, zdecydował się zaraz załagodzić swoją wypowiedź. – Żebyś nie musiał wyprowadzać Stacey z błędu. – Ponownie wytarł sobie gębę biedną gospodynią, chociaż tak naprawdę… czy podświadomie Maximilian nie darował mu tej roli? Może nie zadzwonił nigdy, prosząc aby odwiódł go od grzania, za to ostatnim razem kiedy potknął się na drodze do czystości, to przecież do niego przyszedł, na swój zawoalowany sposób zwracając się również o pomoc. Przekonany był, że jeszcze do tego tematu wrócą nieraz, być może w bardziej sprzyjających okolicznościach, ale na razie należała im się odrobina przyjemnego relaksu, zwłaszcza po ognistych przygodach z kociołkiem, które mogły przecież zakończyć się o wiele groźniej niż tylko zagaszonym w zarodku pożarem. Nie potrafił zresztą nasycić się tymi nieoczekiwanymi pocałunkami, jakimi chłopak raczył go dzisiejszego popołudnia, a teraz sam zapragnął mu się odwdzięczyć, traktując jego usta z należytą im czułością i troską… przynajmniej przez tę krótką chwilę, zanim nie zawładnął nad nim płomień pożądania, wyraźnie widoczny również w jego czekoladowych źrenicach. Pchnął młodszego partnera na łóżko, zawisając nad nim, żeby ponownie wpić się w jego wargi ze znacznie silniejszą żądzą i temperamentem, a kiedy tylko poczuł że palce Felixa zręcznie rozpinają guziki jego koszuli, sam chwycił za materiał przykrywającej tors chłopaka podkoszulki, podciągając ją do góry, żeby pomóc kochankowi odrzucić ją na podłogę. Chcąc nie chcąc musiał się na moment oderwać od jego ust, ale za to chwilę później wytyczał już wilgotną ścieżkę po jego szyi. – O szesnastej przy leśniczówce Sherclliffe’ów? – Mrukliwym szeptem nadal dogadywał szczegóły środowego spotkania, nie poprzestając wcale w swych pieszczotach. Ledwie chwycił zębami płatek chłopięcego ucha, a już mknął wilgotnymi pocałunkami niżej, tym razem omijając szyję, więcej zaś uwagi poświęcając odsłoniętej skórze przy obojczyku, do której przyssał się mocniej, pozostawiając na niej czerwony ślad. Nie mógł również utrzymać dłoni w bezruchu; jedna co prawda nadal podtrzymywała o materac zawieszoną w powietrzu sylwetkę, druga jednak gładziła opuszkami palców nagi tors Maximiliana, powoli zmierzając do paska jego spodni.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max się za bardzo ze swoim żołądkiem nie dogadywał, a tym bardziej z wątrobą, ale potrafił docenić dobre jedzenie i przede wszystkim gorącą atmosferę w kuchni. Zresztą zdarzało mu się już wykorzystywać jedzenie podczas igraszek łóżkowych i zdecydowanie doceniał kreatywność, jaką to budziło. -Nie o to mi.... - Zaczął, ale urwał w połowie, machając tylko ręką. Nie miało to znaczenia, bo Paco i tak pewnie miał zamiar robić co chciał, a Dear Maxowi świadkiem, że tak łatwo do komplementów się nie przyzwyczai. Przynajmniej do tych, traktujących o jego charakterze, bo akurat co do swojego wyglądu nigdy nie miał specjalnych obiekcji. No może w trudnych czasach waga dość mocno mu szwankowała, ale nadal nie odbierało mu to przystojnej twarzy, która przy pomocy zielonych oczu często czarowała bardziej niż cała reszta. Uniósł dłonie, jakby pokazując Paco, że spokojnie, nie ma zamiaru niczego takiego robić, a następnie już przestał udawać, że jego dusza jest czysta i zamiast tego powrócił do mniej lub bardziej bezpośredniego kuszenia mężczyzny. -Do zielarstwa powiadasz? - Zapytał poddając wątpliwości słowa starszego z nich. Tak, eliksiry działały na Maxa jak najlepszy afrodyzjak nawet jeżeli tylko stał i przyglądał się czyjeś pracy. A może właśnie zwłaszcza wtedy... -Przy Tobie? Nunca. - On z kolei idealnie wyczytał drugie dno tej wypowiedzi, nie mogąc na nie nie odpowiedzieć. Już i tak był w nastroju na podobne przepychanki, które miały tylko odwlec to, co zdawało się być tego dnia nieuniknione, a miało wiele wspólnego z dwoma nagimi, spoconymi, ale zdecydowanie spełnionymi ciałami. -Cóż mam powiedzieć, mam swój urok. - Szmaragdowe ślepia błysnęły pewnością siebie, która gdzieś zniknęła w jego codziennym życiu, pojawiając się tylko od czasu do czasu. Widać Paco miał tę moc, by wywabić ją na światło dzienne. Pytanie tylko, na jak długo. -Och, Paco.... - Nagle nieco zmienił front, czując się lekko zakłopotanym, co raczej nie zdarzało mu się... W sumie to nigdy. -Dziękuję, serio, ale nie potrzebuję Mentora. Poza tym to tylko kolejna rola, którą wymyślili, żeby coś z tych ich pogaduszek mądrze brzmiało. A o Stacey to Ty się nie martw. - Z każdym zdaniem coraz bardziej wracał do siebie, kończąc na uśmiechu. O mało co nie pogroziłby Paco palcem, by przypadkiem nie wpadł na jakiś debilny pomysł i mu matki zastępczej nie próbował wyrywać, ale z tego co Felix się orientował, Moralesa raczej niezbyt obchodziły kobiety. On z kolei wolał wierzyć, że już nigdy nie wysypie się przypadkiem ze swoich problemów i był to koniec tej konwersacji na najbliższe osiemnaście lat jego życia. Ciężko było zresztą myśleć o odwyku, gdy gorące usta spotykały się z jego, a płytkie oddechu jasno wskazywały na to, co kryje się w umysłach mężczyzny i jego, cóż ewidentnie już nie byłego, ale zdecydowanie młodszego kochanka. Felix miał wrażenie, jakby przez rok błądził po Saharze i wreszcie udało mu się dorwać do oazy, którą za nic w świecie nie potrafił zaspokoić palącego go pragnienia. Co rusz sięgał intensywniej warg Moralesa, by pokazać mu tę tęsknotę i niemo prosić, wręcz błagać, o zaspokojenie jej. Znaleźli się na łóżku i nie potrafił odnieść wrażenie, że jest tu zdecydowanie za dużo materiału między nimi. Zabrał się więc do naprawy tego problemu, w międzyczasie pozwalając, by Paco uwolnił go od górnej części własnej odzieży. W końcu nastolatek wyzwolił ostatni guzik koszuli kochanka z pętelki i zdjął ją z jego ramion, po czym znów opadł na miękki materac przymykając oczy i skupiając się na błądzących po jego ciele ustach. -Środa. Szesnasta. Leśniczówka. - Dyszał raz za razem, kompletnie nie potrafiąc przypisać tym słowom znaczenia, jakby był to jakiś tajny szyfr, który tylko Morales teraz rozumiał, ale Max musiał zapamiętać go na wszelki wypadek. Czuł przyjemne drżenie mięśni, gdy dłoń sunęła po poranionej skórze, wywołując coraz bardziej intensywnie znane młodemu chłopakowi ciarki. Ledwo powstrzymywał się od wokalnego błagania, by Salazar przestał się nad nim znęcać i w końcu przeszedł do rzeczy. Zamiast tego wykrzesał z siebie jednak ostatki sił i w porywie przypływu sił i namiętności wykorzystał ugiętą nogę i wolne dłonie, by zamienić ich miejscami i móc górować nad Moralesem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Rozmowa o komplementach, a pośrednio również i o samoocenie, została urwana wpół, ale może to i lepiej skoro w obliczu ponętnego spojrzenia i zalotnej pozy Maximiliana coraz trudniej było sklejać słowa w spójne i sensowne zdania. Ciało wyprzedzało myśli o krok, przypominając o naglącej potrzebie bliskości, a silna wola po raz kolejny wystawiona została na próbę, kiedy Felix poddał w wątpliwość jego zapał do pielenia grządek i chwycenia po atlas florystyczny. – No… może jeszcze do eliksirów… – Postanowił się z nim odrobinę podroczyć, acz kuszący uśmiech uwydatniający teraz jeszcze wyraźniej kształt jego kości szczękowych oraz zamglone, oczarowane nastoletnim partnerem spojrzenie zdradzały prawdziwego adresata tego nagłego przypływu miłości, który teraz wypalał Moralesa od wewnątrz. - Chyba ktoś cię powinien nauczyć pokory, cariño. – Podłapał dwuznaczny, chłopięcy ton, nie stroniąc przy tym od słownych przepychanek i typowej dla nich walki o dominację. Dwa jelenie właśnie zostały wypuszczone na rykowisko, a to mogło oznaczać tylko jedno: albo się wzajemnie pozabijają ostrym porożem albo wylądują ze sobą w łóżku, chociaż zważając na ich tęskne, wygłodniałe spojrzenia, drugi ze scenariuszy zdawał się o wiele bardziej prawdopodobnym. – Oj, masz… – Pokiwał z uznaniem głową, tym razem przyznając mu zaskakująco uczciwie, ale czując bijącą od chłopaka pewność siebie i ten charakterystyczny dla niego łobuzerski dryg, chyba na moment zatracił gdzieś swój rezon. Ot, miał wrażenie, że te lśniące, szmaragdowe ślepia przemawiają właśnie do niego, bezgłośnie prosząc go choćby o ten jeden pocałunek. – Czasami warto może tych pogaduszek posłuchać, ale… w porządku. Nie martwię się. Ani o ciebie, ani o Stacey. Wiem, że sobie poradzicie. – Płomień delikatnie przygasł, tylko na chwilę ustępując miejsca subtelniejszemu, pokrzepiającemu uśmiechowi, który miał uspokoić nastoletniego gospodarza i zapewnić go, że Paco nie zamierza dalej brnąć w temat odwyku czy terapii. Wziął sobie do serca to, co Felix ostatnio nagadał mu przy kieliszku veritaserum. Zrozumiał również, że nie może wspierać go na każdym kroku i że musi obdarzyć go kredytem zaufania, wszak w razie problemów chłopak dobrze wiedział gdzie go znaleźć. Na razie mógł mu natomiast dać innego rodzaju ciepło, do którego obaj lgnęli niemal od początku spotkania przy kociołku. Łaskotał więc jego delikatne usta swoim gorącym, płytkim oddechem, zanim zdecydował się je zamknąć w dzikim i namiętnym pocałunku, a gdy tylko obaj wylądowali na miękkim, wygodnym materacu, pozbył się naprędce podkoszulki najwyraźniej już nie byłego kochanka, sunąc językiem nie tylko po jego szyi, ale i po obojczyku. Podnosząc na chwilę głowę, dostrzegł ten jeden wcale nie taki mały szczegół, którego nigdy wcześniej u niego nie widział. Aż przerwał to, co zaczął, oplatając dłonią jego lewe ramię, żeby przyjrzeć się dumnemu pyskowi kojota. – Podoba mi się. Kiedy zrobiłeś? – Zapytał zaintrygowany w szczególności doborem zwierzęcia, wszak nie od dziś wiadomo, że jego pycha wędrowała krok przed nim, a więc nawet w tej kwestii gotów był przypisać sobie zasługi. W oczekiwaniu na odpowiedź zsunął z ramion swoją barwną koszulę, zaraz na powrót pochylając się nad nagim torsem Solberga, choć tym razem pocałunkami zbliżył się do jego sutka, który ostrożnie drażnił swym językiem, usatysfakcjonowany słowami wydyszanymi przez leżącego przed jego oczami partnera. Palcami delikatnie przesunął po jego poranionej skórze, nie chcąc przypadkiem rozdrapać którejś z krwistych szram, kiedy nagle króciutka chwila nieuwagi kosztowała go nieoczekiwaną zamianę pozycji. Teraz to on leżał na łóżku, podziwiając ciało Felixa w pełnej okazałości, czego nie był w stanie zresztą nie skwitować ukontentowanym uśmiechem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wystarczyło kilka sekund, subtelny gest, czy płonące spojrzenie, by atmosfera między nimi od razu się zagęściła na powrót siejąc w nich umysłach tylko to jedno pragnienie, do którego wspólnie dążyli. Oczywiście, że Max nie wierzył w nagły zapał do zielarstwa Moralesa, tak samo zresztą, jak nie potrafił uwierzyć do końca w kolejne jego słowa. -Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że zapałałeś raczej chęcią wzięcia eliksirowara, ale co ja tam wiem... - Oj tak, pewny siebie i bezczelny Maxio znów gościł na salonach. I to własnych salonach, co zazwyczaj nie było tak częste, jako że większość romansów starał się wynosić poza mury domu w Inverness. Nie zawsze mu się to udawało, ale liczyły się chęci!. Teraz jednak nastolatek nie myślał o tamtych osobach, a jak zahipnotyzowany wpatrywał się w tę męską szczękę i czekoladowe oczy, które zdawały się istnieć tu tylko dla niego, a Felix czuł, że jeśli dziś ich nie posmakuje, znikną gdzieś na zawsze zostawiając mu tylko głodne wspomnienia. -I uważasz, że jesteś odpowiedni do tej roboty? Wielu już próbowało... - Podpuszczał go dalej wiedząc, że zabrnął już za daleko, by tak po prostu wycofać się i odejść. W tym momencie nie widział już innego rozwiązania, jak doprowadzenie do tego, by ta bańka i pożądania w końcu pękła wraz z nadejściem upragnionego przez nich spełnienia. Przyjął z szerokim, łobuzerskim uśmiechem przyznanie mu racji w tym temacie, po czym kompletnie już zignorował temat swoich problemów, które absolutnie nie miały tu znaczenia, gdy krew gotowała się w żyłach nastolatka i zdecydowanie odpływała z głowy w dolne części jego ciała. Tematy uzależnień zostawiał na terapii i zdecydowanie nie czuł się dobrze z rozgrzebywaniem ich z kimkolwiek innym. Nie żeby psycholog był tu wyjątkiem, ale w miarę przyzwyczaił się już do niewielkiego otwierania serca w tamtym przytulnym pomieszczeniu. Max nie sądził jednak, by Paco powinien mieszać się w jego sprawy. Poza tym, nie chciał nikogo nimi znów obarczać licząc na to (może i naiwnie), że niedługo wszystko w końcu się ułoży. Z widocznym rozczarowaniem otworzył powieki spoglądając na Paco, który na chwilę zaprzestał pieszczot, zwracając uwagę na tatuaż, o którym Max w tej sytuacji kompletnie zapomniał. Zresztą chyba nikt mu się nie dziwił. Nastolatek machinalnie przeniósł wzrok na wydziaranego kojota, który z widoczną przyjemnością na pysku i kulturalnie zamkniętymi ślepiami dekorował jego skórę. Gdy Morales pogładził dłonią ramię niedaleko tatuażu, kojot na chwilę otworzył wielkie, czarne oczy, w jakiś magiczny sposób niesamowicie podobne do tych szmaragdowych, które wpatrywały się w Paco z zupełnie innego kąta. -Tego lata. - Odpowiedział krótko, po czym chwycił kark kochanka i zdecydowanie przyciągnął do siebie, zatapiając w nim na chwilę usta, nie pozwalając mężczyźnie rozpraszać się ani sekundy dłużej. Oczywiście wchodzą z Brooks do studia tatuażu w Meksyku Morales nawet nie przeszedł mu przez głowę. Nawet teraz, gdy wiedział już, że Paco ma patronusa w formie dokładnie tego zwierzęcia, jakoś niespecjalnie połączył ze sobą te dwie rzeczy, ale znów, nie było to coś, o czym by tak naprawdę myślał. Całe szczęście nie musiał długo czekać, nim mężczyzna wrócił do przerwanego wcześniej zajęcia, pieszcząc ciało nastolatka swoimi ustami i dłońmi, doprowadzając go do upragnionej rozkoszy, która z każdą chwilą zdawała się rosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów. Widać Max zapomniał już, jak sama obecność tego zadufanego w sobie, egoistycznego dupka potrafi sprawić, że będzie myślał tylko o momencie, kiedy w końcu opadną wykończeni w swoich ramionach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Początkowo bawiło go to rozochocenie Maximiliana w towarzystwie wypełnionego bulgocącą cieczą kotła i wprawionej w ruch chochli, ale teraz miał wrażenie, że i jemu opary warzonego wcześniej eliksiru zawróciły w głowie, skoro nie potrafił myśleć o niczym innym jak tylko o głębi szmaragdowych ślepiów, które łobuzerskim błyskiem zapraszały go do wspólnej zabawy. Prawdopodobnie im obu przydałaby się teraz odrobina eliksiru spokoju i to niekoniecznie z grejpfrutową nutą, chociaż trudno powiedzieć, czy ta przydatna acz nie tak silna mikstura, zdołałaby ugasić pożar wzniecony już jakiś czas temu za sprawą walerianowego pocałunku, który z czasem rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie, ogarniając każdy skrawek ich spragnionych bliskości ciał. – Podobno sztukę warzenia skomplikowanych wywarów najlepiej zgłębiać u samego źródła. – Zaripostował śmiało, nie dając się stłamsić jego dumnie wypiętej piersi i młodzieńczej butności słyszalnej wyraźnie w pewnym tembrze głosu. Nie zraził się również tym, że pozostawali na jego terenie, chociaż niewątpliwie swobodniej czuł się jako gospodarz, kiedy wielokrotnie gościł go w progach luksusowego salonu w hotelowym apartamencie. Czasami warto było wprowadzić coś nowego, zwłaszcza kiedy najistotniejsze elementy ich gry pozostawały niezmienne. Szmaragdowe ślepia nadal kusiły wszak tak samo, zachęcając do tego, by utonąć w nich na zawsze, a rozpierzchnięte, chłopięce wargi niemo błagały o jego obecność, przyjemnie łaskocząc jego prawdopodobnie i tak nazbyt wybujałe ego. Potrzebował na nowo się w nich zatracić, przypomnieć sobie ich smak, uciszając jednocześnie swego kochanka, który wyjątkowo zaczął się dzisiaj szarogęsić. - Rzucasz mi wyzwanie? – Zapytał zaczepnie, unosząc jeszcze wyżej kąciki ust. – Myślisz, że nie wiem jak cię okiełznać? – Poruszył sugestywnie brwiami, w końcu pomimo nieustannych kłótni, słownych przytyków i wzajemnego rzucania się sobie do gardeł, obaj doskonale wiedzieli, że w sypialni to Morales wiedzie prym, a przynajmniej wiódł go, zanim to ich toksyczny romans zmarł śmiercią naturalną. Paco nie był jednak teraz w stanie myśleć o przeszłości, skupiony wyłącznie na przepięknym obrazku malującym się obecnie przed jego oczami, a że chłopak wszedł mu na ambicję, prędko dostał dokładnie to na co sobie zasłużył. Nad ciałem mężczyzny zapanował bowiem dziki, zwierzęcy zew, który nie pozwalał mu chociażby na krótką chwilę oderwać się od delikatnych ust, które całował teraz z jeszcze żywszą żarliwością, do utraty tchu. Zwisając tuż nad swoim kochankiem, pieścił jego nagą skórę i dopiero drzemiący na lewym ramieniu Felixa kojot jakby wybudził go z hipnotycznego transu, zmuszając do przerwania czynności, której poddawał się kierowany już nawet nie świadomością, a zwykłym instynktem. Cień satysfakcji przemknął po jego twarzy, kiedy wytatuowane zwierzę wybudziło się ze snu, racząc go podobnie rozpalonym spojrzeniem co sam Solberg, ale ostatecznie to na jego właścicielu Paco skupił całą swą uwagę, powracając do rozgrzanych, wyraźnie zarysowanych na chłopięcym ciele mięśni, których drżenie wyczuwał pod palcami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak już miał, że możliwość obcowania ze swoją prawdziwą miłością wprawiała go w nader dobry nastrój i była receptą na wiele spotykających go nieszczęść dając ucieczkę i zapomnienie. Dziś jednak eliksiry obudziły jeszcze bardziej to, co od spotkania na Malediwach ponownie zaczynało się tlić w młodym organizmie, choć wielokrotnie przecież próbował się od tego odciąć. Jak widać nie było mu to dane. -Widać ktoś mądry zna się na rzeczy. - Odpowiedział na komentarz, który zdecydowanie nie pogorszył jego nastroju. Wręcz przeciwnie tylko nakręcił do dalszego działania. Całe ich ciała i postawy prosiły już tylko o jedno odganiając na bok wszelkie złudzenia, czy kłamstwa, jakie mogliby próbować z siebie wydusić. Na szczęście chyba żaden z nich nie był tak głupi, by zaprzeczać oczywistościom. -Nieprzerwanie od dwóch lat. - Potwierdził przypuszczenia Moralesa, nie zostawiając już żadnych złudzeń. -Myślę, że straciłeś wprawę. - Podpuścił go jeszcze bardziej, doskonale wiedząc w co i jak uderza pewnego siebie mężczyznę. Max ani trochę nie spodziewał się, by Paco stracił werwę i żar, ale musiał po raz kolejny pobawić się w przesuwanie jego granic, by w końcu osiągnąć to, czego tak bardzo pragnął. Wiedział, że im bardziej będzie tykał tego zwierza patykiem, tym ten agresywniej przypuści atak, gdy już straci całą cierpliwość, a gdy w końcu to się stało nastolatek miał wrażenie, że mimo braku tchu spowodowanego intensywnymi pieszczotami, wciąż ma go aż zbyt dużo i potrzebuje kolejnych, bardziej intensywnych działań, by ostatecznie osiągnąć spełnienie, na które czekał.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Widzisz. Szybko się uczę. – Pozwolił sobie na tę bezczelną i jakże bezpośrednią autoreklamę, jednak mrukliwy, kokieteryjny tembr jego głosu wyraźnie świadczył o tym, że zamiast koncentrować się na słownych przepychankach, wolałby spijać każdy najdrobniejszy jęk czy ciche westchnienie wypływające z chłopięcych ust. Potrzebował jego bliskości, a już całkiem zatracił się w tym nieznośnym pragnieniu, kiedy jego kochanek tak otwarcie i wyzywająco odarł ich rozmowę ze wszelkich złudzeń, skutecznie podjudzając go do utraty samokontroli i znacznie śmielszych w swym wyrazie gestów. – Myślę, że nie wiesz o czym mówisz. – Wydusił z siebie jeszcze niecierpliwie, zanim ognisty temperament przejął pełnię władzy nad jego instynktami, popychając go wprost w wytęsknione od dawna ramiona dające gwarancję zdecydowanie zbyt długo wyczekiwanego spełnienia.
Zamiast tego podszedł bliżej siedzącego przy oknie Solberga, stając metr, może dwa metry od parapetu. Schował ręce do kieszeni, opierając się o drewniany mebel obok, ale nie spuszczał wzroku z twarzy partnera. – No es sólo sexo, ¿verdad? – Zwrócił się do niego spokojnym, łagodnym tonem, mimo że sam cierpiał wewnętrznie, nie mogąc znaleźć ujścia dla rozognionej w nim żądzy, która ani trochę go nie opuściła. – Está bien. Relájate, chico. Tome su tiempo. – Przekonywał go, żeby nie zaprzątał sobie głowy tym, co właśnie się wydarzyło. Skłamałby mówiąc, że nie jest rozczarowany i że liczył na kompletne inne zwieńczenie tego popołudnia, ale był w stanie go zrozumieć i uszanować jego uczucia. Co prawda nie miał pojęcia, skąd ten nagły wybuch złości, czy blokada była wyrazem niedawnego rozstania z partnerem czy może innych problemów, które przecież Felix przyciągał do siebie niczym magnes, ale czuł że nie jest to najlepszy moment, żeby wnikać. Zajął się więc zapięciem guzików swojej koszuli, a kiedy uporał się z kołnierzykiem, przestąpił jeszcze o krok, by ucałować na pożegnanie już nie usta chłopaka, a jego rozpalone jak przy gorączce czoło. – Założę wygodne buty. – Rzucił chyba dla rozluźnienia atmosfery, pośrednio odnosząc się do wcześniejszych słów chłopaka, jakoby czekała go długa droga. Najwyraźniej nie tylko jego. Zastanawiał się czy powinien powiedzieć cokolwiek więcej, ale że empatia nigdy nie była jego najmocniejszą stroną a w świecie emocji poruszał się z gracją słonia w składzie porcalny, stwierdził że najlepiej będzie, jeżeli po prostu zostawi go tutaj samego. Przekroczył więc próg sypialni, z bólem serca omiatając raz jeszcze chłopięcą sylwetkę, nim zszedł po schodach, opuszczając przestronne domostwo na obrzeżach Inverness. Miał nadzieję, że kiedy spotkają się w środę w rezerwacie, Maximilian nie będzie miał mu niczego za złe.
zt. x2
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Noc na moczarach zdecydowanie nie poprawiła kondycji psychicznej nastolatka, który mimo wszystko nie zdecydował się na sen. Zbyt mocno się bał, by pozwolić sobie na odpłynięcie w ramiona Morfeusza. Zdecydowanie wystarczały mu te, które otulały go na jawie i dawały poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Może i fizycznie oraz psychicznie był styrany, ale miał wrażenie, że ich relacja dużo zyskała przez to cholerne zrządzenie losu, które uwięziło ich na moczarach na całe dwa dni. Wcale nie było bowiem tak łatwo znaleźć następnego dnia odpowiednią drogę, choć w końcu mogli teleportować się poza granice tego pierdolonego rezerwatu. Max nie miał zamiaru przyjmować żadnych oporów, gdy zauważył, że Paco też nie jest w najlepszym stanie. Może i nie był uzdrowicielem, ale zaczątki lebietusa każde dziecko by rozpoznało, czy też po prostu przeziębienie wynikające z nadmiaru wilgoci i chłodu. Całe szczęście, że Morales miał obok kogoś, kto pieprzowy uwarzy od ręki. A i miał nawet w zapasie trochę, czym mógł się podzielić, choć zdecydowanie wolał poczęstować starszego kochanka czymś bardziej świeżym. -Właź pod kołdrę i nie marudź. Zaraz ogarniemy Ci jakieś lekarstwo na to gówno. - Zaczął się rządzić, gdy tylko znaleźli się znów w pokoju nastolatka. Bez zastanowienia zabrał się za rozstawianie sprzętu mimo, że ze zmęczenia tak naprawdę ledwo trzymał się na nogach. Uznał jednak, że sen zaczeka bo są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Już miał wyciągać z kuferka składniki, gdy usłyszał rytmiczne pukanie w szybę. Odwrócił się i zobaczył sześć zmaltretowanych sówek, które dźwigały przywiązane do nóżek pudło. -No nareszcie! Masz szczęście. Dostaniesz dzisiaj to, co najlepsze. - Rzucił się by otworzyć okno i ulżyć ptakom ciężaru ogromnego zamówienia, które złożył ostatnio w sklepie zielarskim. Składniki, jakie tam się znajdowały kosztowały go małą fortunę, ale Max wiedział, że żaden listek ani okruszek się nie zmarnuje.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał ochoty wracać myślami do grudniowego, krwawego popołudnia, ale wycieńczenie organizmu zwyciężyło nad lękiem, z czasem układając go do snu. Niekiedy tylko kropelki potu wypływały na jego skroń, a Paco nieświadomie zaciskał mocniej palce na kurtce leżącego obok partnera, przyciągając go jeszcze bliżej swojego ciała, ale ostatecznie udało mu się odrobinę zregenerować. Wybudził się dopiero nad ranem, wraz z Maximilianem poszukując wyjścia z tego pierdolonego lasu, co wcale nie okazało się takie proste. Najwyraźniej na przeszkodzie teleportacji stał nie tylko ich wczorajszy, opłakany stan, ale również magia otaczająca moczary, a nim udało im się przekroczyć granice tej niewidzialnej, wkurwiającej bariery minęło kilka dobrych godzin, podczas których Morales nie tylko wyrzucił z siebie parę siarczystych, hiszpańskich przekleństw, ale i pociągał nosem, czując jak lebetiusowa, bielutka para wydobywa się z jego uszu. Naprawdę odnosił wrażenie, że otworzyli jakąś jebaną puszkę Pandory… Szczęście w nieszczęściu, że wreszcie różdżki zaczęły funkcjonować tak jak należy, a w konsekwencji udało im się przenieść do znacznie cieplejszego i bezpieczniejszego pokoju na piętrze domu położonego na obrzeżach Inverness. - Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto umiera na skutek głupiego przeziębienia? – Burknął na swojego młodszego kochanka, ani myśląc o kładzeniu się pod kołdrę. Wręcz przeciwnie, udawał że czuje się wspaniale i niewykluczone, że nawet wypadłby w tej kreacji wiarygodnie, gdyby nie nagłe kichnięcie i kolejny mglisty obłok unoszący się nad jego głową. – Mierda… – Wyrzucił z siebie kompletnie wkurwiony, bo nie wierzył że po tych wszystkich niefortunnych zdarzeniach, jakie spotkały ich na terenie rezerwatu, będzie musiał jeszcze użerać się z cholernym lebetiusem. – Chcesz warzyć pieprzowy? Mogę ci pomóc. – Zaproponował, mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego młodziutki mistrz eliksirów nie potrzebuje asysty, zwłaszcza kogoś, kto całą wiedzę o magicznych miksturach pozostawił lata temu w murach szkoły. – Nie każ mi leżeć bezczynnie... – Westchnął więc zaraz, niejako tłumacząc swój zapał do pracy. Po prawdzie nienawidził czuć się bezużytecznie, a podczas choroby momentami stawał się naprawdę nieznośny. Potrzebował czegokolwiek, co odsunie jego myśli od utrudniającego oddychanie kataru. Rozejrzał się wokoło, kiedy Solberg odebrał z dziobów sów kilka pokaźnych rozmiarów paczek i dopiero teraz zauważył wiszący nad jego łóżkiem łapacz snów. Powiedzmy sobie uczciwie, podczas ostatniej wizyty w tym pokoju nawet go nie zauważył, skoncentrowany na zupełnie innych, przyjemniejszych wrażeniach z gorzkawym smakiem waleriany na czele. – Czy to wszystko to składniki eliksirów? Wykupiłeś całą aptekę? – Zażartował z opóźnieniem, powracając niedowierzającym wzrokiem do tekturowych pudeł przyniesionych tu przez całe stadko ptaków. Wiedział jaką miłością chłopak darzy swój kocioł, ale na ten cały asortyment musiał wydać horrendalną sumę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i się zaczęło. Coś tak spodziewał się, że Paco jednak postanowi marudzić i napsuć mu krwi, ale przyznajmy sobie szczerze, Max był zbyt zmęczony, by jakkolwiek się teraz z nim wykłócać. -No tak, a co myślałeś? - Spytał unosząc brew, bo nie kumał jak Paco mógł w ogóle podejrzewać, że Max da mu coś gotowego. Może jeszcze z apteki za rogiem? Ni chuja. Skoro mógł, miał zamiar uwarzyć i przy okazji odciągnąć też swoje myśli od całej reszty. -Dobra, ale jesteś w stanie? Nie potrzebuję żebyś mi wpadł ze zmęczenia do kociołka, czy tym bardziej zasmarkał cały wywar. - Ostrzegł go pół żartem pół serio jednocześnie znów odpalając swojego wewnętrznego hipokrytę. Zastanawiał się nawet, czy nie wspomóc się eliksirem czuwania, ale na ten moment postanowił spróbować dać sobie radę bez wspomagaczy. Doskonale rozumiał też, że Morales nie potrafi tak po prostu siedzieć i patrzeć bezczynnie, co zresztą ostatnio w tym pokoju mu przyznał, gdy Max po raz pierwszy podczas zbliżenia postanowił przejąć sytuację. Nastolatek już miał zaczął wydawać instrukcje, gdy przybycie sówek rozproszyło go na dobrą chwilę. -Noo... Nie całą. Nie wszystko mieli na stanie, ale musiałem co nieco pouzupełniać. - Wzruszył ramionami, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło i wcale trzysta galeonów w postaci szczątek zwierząt i roślin właśnie nie wylądowało u niego na podłodze. -Dobra, możesz wyszukać z tej sterty odpowiednie składniki i już przygotować sobie stanowisko pracy, ja w tym czasie poukładam sobie szybko resztę. - Powiedział, bo oczywiście nie chciał tracić czasu wiedząc, że w każdej chwili może jebnąć i nie wstać przez najbliższe milion godzin. Był wykończony i słaby, ale kociołek zawsze miał pierwszeństwo.
Kostki::
Rzuć k6, by sprawdzić ile składników dobrze rozpoznał Paco i uszykował na stanowisku pracy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Trudno było nie marudzić po tym jak księżyc postanowił sobie wziąć wolne, wpływając negatywnie na ogólne samopoczucie, a ostatnie dni obfitowały w spotkanie ponuraka, harpii, heroiczne boje z dementorami i dwa długie dni błądzenia po bagnistych terenach rezerwatu zwieńczone jeszcze na domiar złego złapaniem cholernego lebetiusa. Morale spadły, a resztki dobrego humoru Moralesa ratowała jedynie obecność Maximiliana u jego boku i bezgraniczna wiara w jego umiejętności warzenia mikstur. Paco zawsze doceniał jego pasję, ale w tym momencie okazywała się ona wręcz nieopisaną zaletą. Chłopak mógł bowiem poszczycić się niebywałym drygiem do komponowania składników, a leczenie z wykorzystaniem eliksiru jego własnej produkcji, zamiast aptekarskich gotowców, dawało nadzieję na znacznie szybsze zażegnanie choróbska. – Powinienem się domyślić, że sobie nie darujesz. – Odpowiedział mu wzruszeniem ramion, ale kąciki ust same uniosły się wyżej w rozbawionym uśmiechu. Solberg nie przepuściłby okazji, by popisać się swoim talentem i poruszyć chochlą. – Spokojnie, aż tak tragicznie się nie czuję. – Zapewnił go, bo mimo zaszklonych oczu i zablokowanych nozdrzy, jego obecna forma w porównaniu z wczorajszą zdecydowanie poszybowała w górę. W końcu przespał te kilka godzin, a nawet jeśli dręczyły go wówczas koszmary, tak organizm zdołał nabrać na powrót sił. Przynajmniej na tyle, by Salazar nie dał się swemu młodszemu kochankowi uziemić. Nie potrafiłby leżeć pod kołdrą z termometrem w gębie, widząc jak chłopak krząta się po pokoju, zwłaszcza że teraz to on wydawał się o wiele bardziej zmęczony. Chciał go trochę odciążyć, a akurat wywar pieprzowy nie był aż tak skomplikowanym tworem, by miał sobie nie poradzić. - Masz to jak w banku, mistrzu. – Rzucił zaczepnie, rozgarniając palcami ogromną stertę ziół i odzwierzęcych ingrediencji. Potrzebował chwili, by przypomnieć sobie recepturę, ale wreszcie namierzył po charakterystycznym ubarwieniu hibiskus ognisty, który odłożył na bok. Nie miał także problemów z odszukaniem pokrzywy lekarskiej, ale w przypadku mięty pieprzowej rozmyślnie rozgniótł jeden listek, by wydobyć z niego intensywną woń zdolną przebić się przed jego upośledzony z powodu lebetiusa węch. Dopiero gdy upewnił się, że ma do czynienia z właściwą rośliną, zebrał wszystko razem, dołączając jeszcze do składników kawałek korzenia mandragory. – Hibiskus ognisty, pokrzywa lekarska, mięta pieprzowa, korzeń mandragory… – Zaczął wyliczać wszystko to, co skompletował do tej pory. – To wszystko czy o czymś jeszcze zapomniałem? – Zapytał, odwracając głowę w kierunku Felixa, ale nie przypatrywał się zbyt długo jego twarzy. Poczuł bowiem nagle swędzenie w okolicach nosa, a zaraz po tym kichnął, zakrywając dłonią usta. – Nie wytrzymam kilku dni z tym gównem. – Wycedził przez zęby… i to by było na tyle ze zgrywania twardziela, któremu przecież niestraszne przeziębienie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, efekt braku księżyca był zdecydowanie zbyt mocno odczuwalny. Max ni chuj nie miał pojęcia czemu tak to wszystko na niego działa, ale chyba się już z tym pogodził. Szczerze nie mógł doczekać się aż w końcu legnie na swoim łóżku i będzie mógł bez strachu zasnąć i zregenerować swoje przemęczone ciało. Teraz jednak były ważniejsze rzeczy do ogarnięcia. -Nie, nie daruję. Wolę mieć pewność, czym się leczysz. - Tak jak Paco kontrolował, co Max bierze, tak nastolatek jeśli mógł, lubił mieć pewność, co do zażywanych przez jego bliskich eliksirów. Może i nie miał na myśli brylowania swoimi umiejętnościami, czy popisywania się, ale przynajmniej miał pewność, że to co wychodzi z jego kociołka nie jest żadną ściemą. -To dobrze. Chociaż jeden z nas będzie zdolny myśleć. - Przyznał, bo co jak co, ale w tym stanie wolał, by Morales był świadom, że i młodszemu z nich trzeba poniekąd patrzeć na ręce. Ostrożności nigdy za wiele szczególnie w kwestii eliksirów. Całe szczęście mieli do czynienia tylko z czymś w rodzaju mugolskiej grypy, a nie z czymś powazniejszym, nad czym naprawdę musieliby pracować w pełni sił. Rzucił mu lekki uśmiech słysząc to całe "mistrzowanie" I zabrał się do roboty, raz po raz delikatnie kontrolując wybory Salazara. Musiał przyznać, że mężczyźnie szło zdecydowanie lepiej niż ostatnim razem, gdy podejmowali się wspólnie przyrządzania magicznych wywarów. Choć cień niezadowolenia przemknął przez młode lico, gdy Max zobaczył jak bezceremonialnie Paco obchodzi się że składnikami, na które Solberg wydał małą fortunę. W przeciwieństwie do Moralesa, Felix nie miał nieskończonej gotówki do użycia i każdy listek był dla niego na wagę złota. -Wątroba nietoperza i nektar z nagietka. - Dokończył za Salazara, kładąc odpowiednie pojemniczki na stole i tym samym uzupełniając to, czego potrzebowali do uwarzenia pieprzowego. -Następnym razem proszę zapytaj, nie stać mnie obecnie na kolejne tak duże zakupy. - Wskazał na zgnieciony listek mięty i choć nie była to duża starata w tej chwili, to jednak mogła być, gdyby należał on do bardziej drogocennej rośliny. - Obawiam się, że nie masz wyjścia. - Mruknął widocznie w słabszym humorze. O ile towarzystwo Paco mu nie przeszkadzało, a tym bardziej praca nad kociołkiem, tak jedyne o czym teraz marzył to spokój i porządny odpoczynek. -Przyszykuj bazę, utrzyj korzeń mandragory i posiekaj papryczki. - Poinstruował go, a sam miotał się chowając zakupione składniki i wciąż bijąc się z myślami, czy nie wspomóc się czymś, co jeszcze chwilę podtrzyma go w formie. Pokusa była ogromna, ale póki co jeszcze się jej opierał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Rozczula mnie ten upór i twoja troska. – Prychnął pod nosem i pokręcił ze zrezygnowaniem głową, chociaż w głębi duszy nie mógł nie docenić gestu Maximiliana, któremu najwyraźniej zależało na utrzymaniu go w dobrej kondycji. Problem tkwił natomiast w tym, że obecnie to nastolatek wyglądał jak kupka nieszczęścia. Nieprzespana noc wyraźnie wypływała na jego umęczoną twarz, a Paco zaczynał szczerze obawiać się czy chłopak znowu mu nie zemdleje, zwłaszcza po kolejnych słowach, które to wydobyły się z ust Solberga, a które potwierdzały jedynie, że nie jest z nim najlepiej. – Felix. – Przywołał go, zaciskając dłoń na jego barku, by skłonić go do spojrzenia w oczy. – Pewien jesteś, że czujesz się na siłach? Wiem, że aptekarskie specjały nie dorównują twojej produkcji, ale to tylko pieprzowy… Mogę go po prostu zamówić, jeżeli potrzebujesz odpoczynku. – Mówił spokojnie, ale stanowczo, bacznie przyglądając się jego mimice. Znali się przecież nie od dzisiaj, wiedział że jego młodszy kochanek jest uparty jak osioł, a zdecydowanie wolałby go nie mieć na sumieniu. Niełatwo było jednak z nim dyskutować, a w konsekwencji postanowił przynajmniej wziąć na barki te etapy warzenia, które wymagały od nich największego wysiłku. Pokiwał Maximilianowi głową na znak zrozumienia, omiatając wzrokiem stertę rozmaitych składników. Na szczęście wątroby nietoperza i nagietków nie sposób było z czymkolwiek pomylić, toteż po krótkiej chwili udało mu się skompletować niezbędny zestaw początkującego eliksirowara, a także przygotować i uprzątnąć stanowisko pracy. – Wybacz, nie pomyślałem… – Wydusił z siebie w odpowiedzi na reprymendę gospodarza, zdając sobie sprawę z tego, że winien obchodzić się z jego własnością z należytym szacunkiem. Raczej nie miał wątpliwości co do tego, że natrafił na miętę pieprzową – w końcu używał jej również przy barze – ale pomyłki chodziły po ludziach, a takimi metodami mógł zniszczyć naprawdę wartościową roślinę. – Czekaj… czy to baza na eliksiry spokoju i czuwania? – Wskazał ruchem dłoni na pozostałe paczki, przypominając sobie, że Solberg obiecał zadbać o ich asortyment – Mówiłem ci, cariño, że mogę dać ci pieniądze na składniki… – Przypomniał mu z wyrzutem, wszak oferował finansową pomoc już wcześniej, a teraz Felix sam przypadkiem przyznał, że dysponuje ograniczonymi funduszami. Nie chciał nadszarpywać jego portfela, skoro dla niego nie był to żaden odczuwalny wydatek. - Ty to potrafisz człowieka pocieszyć… – Westchnął cicho, ale zamilknął zaraz po tym jak ponownie zerknął na zasinioną skórę pod jego oczami. Felix ewidentnie potrzebował snu, więc wolał go nie męczyć podobnymi docinkami. – Może najpierw zrobić ci kawę? – Zaproponował, ale nie chcąc tracić cennego czasu, zajął się również wykonaniem jego poleceń. Wyciągnął więc zza paska różdżkę, napełniając kociołek wodą, którą doprowadził do właściwej temperatury, a potem oskrobał korzeń mandragory. Siekanie zostawił sobie na koniec, a chociaż biegłością w posługiwaniu się nożem miał już okazję się przed Maximilianem pochwalić, tak akurat z ostrymi papryczkami szło mu dzisiaj znacznie wolniej. Wystarczyło bowiem, że naciął jedną z nich, a unosząca się w powietrzu kapsaicyna jeszcze mocniej zaszkliła jego ślepia i nasiliła towarzyszący mu katar. Musiał przerwać na moment, żeby przetrzeć nos chustką i powstrzymać wylatującą z uszu parę. – Czterdzieści stopni będzie w porządku? – Zapytał jeszcze chłopaka, upewniając się co do właściwości bazy. Co prawda eliksir pieprzowy należał do podstawowych mikstur, ale dawno go nie warzył, a że nie miał przed oczami receptury, wolał nie polegać wyłącznie na własnej, niestety dość zawodnej pamięci.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie chciał być rozczulający po prostu był sobą, a że od tej strony Paco nie miał okazji go wcześniej poznać to już inna historia. Max był opiekuńczy, a po relacji z Felkiem czasem i zbyt mocno martwił się o innych i choć zazwyczaj nie było to aż tak widoczne, to przy bliższym poznaniu stawało się wręcz oczywiste. -Nie czas na sentymenty. - Mruknął tylko, choć jego twarz zdobił charakterystyczny lekki uśmiech. Obydwoje byli siebie warci, a obecnie Max nie potrafił pozbyć się z duszy kilku słów, które w ciągu ostatniej doby usłyszał od Paco. Wiedział, że mężczyzna ma go za kogoś więcej niż przypadkowego kochanka z Nokturnu, który za dragi gotów jest oddać siebie i wszystko co ceni, ale jednak wypowiedziane w nocy " Zależy mi" ,nawet jeśli w kontekście wspólnego wyjazdu, zapadło nastolatkowi nienaturalnie w pamięć i sam nie wiedział co dokładnie chce o tym myśleć. -No właśnie, to tylko pieprzowy. Nic mi nie będzie. - Postanowił wykorzystać słowa samego Salazara i obrócić sytuację w swoją stronę. Gdyby przyszło mu teraz siedzieć nad Felix Felicis, czy czymś równie pojebanym, pewnie rano już by go zgarniali w charakterystycznym czarnym worku, ale był pewien, że tak proste zadanie może jeszcze podjąć. Patrzył Paco w twarz, nie mając zamiaru jakkolwiek pokazywać słabości. Może i nie walczyli o śmierć i życie ale choć w ten sposób Solberg mógł się kochankowi odwdzięczyć. -Daj spokój. - Machnął ręką, bo przecież każdy mógł się pomylić. Jak widać przemęczony Max był nad wyraz wyrozumiały. Przynajmniej do czasu, a ten na szczęście jeszcze nie nadszedł. Spojrzał na wskazane przez Moralesa pojemniczki i przypomniał sobie ich konwersację. -Nie będę brał od Ciebie hajsu. Ale tak, to są te bazy. Mówiłem Ci że chcę uzupełnić zapasy, a że trochę Ci oddam to przecież nie zbiednieję. - Machnął ręką, bo co jak co ale na tego rodzaju zakupy to nigdy nie było mu żal kasy. Owszem nie spał na stercie galeonów, ale póki co jakoś mu wystarczało na codzienne wydatki. Przynajmniej na większość z nich. No i jeszcze dochodziła kwestia lokalu, który pożerał jego sakiewkę jak pojebany. -Ta, nie jestem w tym najlepszy, chyba że pociesza Cię najebanie się w trupa. - Zażartował lekko, ale nawet trochę zrobiło mu się głupio. -Nie trzeba, serio. -Odmówił kawy wiedząc doskonale, że jedyne o czym teraz myśli to coś zdecydowanie mocniejszego, a do tego przecież nie mógł się mężczyźnie przyznać. Postanowił więc skupić się na pracy i tylko pracy. Patrzył, jak Paco wykonuje jego polecenia samemu jednocześnie robiąc coś, co zdarzało mu się rzadko przy wywarach tak prostego stopnia. Sięgnął bowiem po swój notes odczytując własne, krzywe pismo w poszukiwaniu kilku wskazówek. -Czterdzieści według oryginału, pięćdziesiąt trzy według mnie. Ciężej przełknąć, mocniej pali, ale działa skuteczniej. - Powiedział w końcu, dając Salazarowi możliwość zadecydowania samemu. W końcu nigdy nikomu nie narzucał własnej drogi nad kociołkiem, czy gdziekolwiek indziej. -Potem mieszasz soki ze zduszonej pokrzywy i mięty i marynujesz w nich papryczki. - Dodał dalsze instrukcje, wpatrując się w buchający pod kociołkiem płomień.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob 16 Kwi - 11:31, w całości zmieniany 1 raz
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Dopiero od niedawna mieli okazję poznać się wzajemnie od tej cieplejszej i bardziej troskliwej strony, a chociaż Paco otoczony opoką swego młodszego kochanka momentami czuł się dość niekomfortowo, tak zdecydowanie nie mógł na podejście Maximiliana narzekać. Była to dla niego swego rodzaju nowość, do której niewątpliwie musiał się przyzwyczaić, ale cieszyło go to, że zdołali odsunąć na bok wcześniejsze spory, a nastolatek chyba powoli zaczynał traktować go jako kogoś bliskiego. – Oho, ktoś tutaj udaje poukładanego i twardo stąpającego po ziemi. Ciekawe jak długo. – Zerknął na niego ukradkiem, unosząc wymownie brwi, a jego kąciki mimowolnie uniosły się w rozbawionym uśmiechu. Nie potrafił jakoś przywyknąć do rządzącego się Solberga, ale jednocześnie nie mógł odebrać mu tej przyjemności, zwłaszcza w progach jego własnego królestwa. – Jak tylko skończymy z pieprzowym, kładziesz się spać. Nie chcę słyszeć żadnego ale. – Nie pozostał mu jednak dłużny, bo aż przykro było patrzeć na znużoną twarzyczkę gospodarza i jego spowolnione ruchy. Nic więc dziwnego, że teraz obaj prześcigali się w swej stanowczości i matkowaniu. - Mógłbyś czasami zostawić ten swój honor i upartość za drzwiami. – Westchnął głośno, przewracając oczami, ale nie rzucił tych słów agresywnym tonem, ani myśląc o zaproszeniu do kłótni, na którą żaden z nich nie miałby obecnie siły. – W porządku, ale wiesz, że dla mnie to nie problem. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, to daj mi znać. – Dodał ugodowo, ale nie zamierzał ukrywać, że wolałby pokryć koszty, szczególnie kiedy wiedział już, że zakupione przez Maximiliana składniki wcale do najtańszych nie należą. Myślał nawet czy nie wcisnąć mu na siłę do rąk sakiewki wypełnionej galeonami, ale nie był to chyba najlepszy moment na forsowanie podobnych decyzji i podburzanie jego nastroju. – Czasami pociesza… – Aż uśmiechnął się szerzej na myśl o szklaneczce szlachetnego trunku. – …ale obawiam się, że w naszym stanie kac mógłby okazać się zabójczy. – Pozwolił sobie zażartować, acz akurat ten żart tak daleko od prawdy nie leżał. Zamroczony nieboskłon wyciskał z nich wszelką werwę, a to oznaczało że najprawdopodobniej obaj powinni na jakiś czas zrezygnować z alkoholu. Nie przerywał pracy, chociaż zdziwiło go to, że Felix sięgnął po swoje notatki. Przy kociołku chłopak czuł się nad wyraz pewnie, ale najwyraźniej teraz i jemu trudno było zebrać myśli, a zdrowy rozsądek nakazywał mu nie ufać swoim własnym osądom. – Nie takie rzeczy się piło, czyż nie? – Rzucił zaczepnie, nie odpowiadając wprost, ale nie potrzeba było tłumacza, by wiedzieć na którą to opcję Morales się zdecydował. Gotów byłby łyknąć i łyżkę dziegciu, byleby skrócić przeziębieniowe katusze chociażby o jeden dzień. Stuknął więc różdżką o brzeg kociołka, podkręcając temperaturę o kolejne trzynaście stopni, zamieniając się w słuch, gdy Solberg podzielił się z nimi kolejnymi instrukcjami. Receptura brzmiała dość prosto, ale Paco postanowił jeszcze ułatwić sobie zadanie i odjąć roboty, więc i do wyciśnięcia soku z pokrzywy oraz mięty wykorzystał ściskany pomiędzy palcami kawałek drewna. Zamieszał otrzymaną ciecz, wrzucając do niej posiekane wcześniej papryczki, a wreszcie oparł się dłońmi o stół, spoglądając na swojego młodszego nauczyciela. – Jak długo powinny w nim leżeć? – Dopytał o czas marynowania, kontrolując również czy płomień pod kociołkiem czasem nie przygasł i nadal utrzymuje pożądane pięćdziesiąt trzy stopnie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Odsunięcie sporów zdawało się być tutaj kluczowe, choć pozostawało pytanie, jak długo uda im się w takim stanie rzeczy wytrwać. Obydwoje mieli dość silne charaktery, co już z definicji prowadziło do ognistej relacji. Miało to swój urok, ale i potrafiło cholernie napsuć krwi. -Poukładany i twardo stąpający po ziemi, to zdecydowanie nie pasuje do moich papierów. - Prychnął rozbawiony, jo co jak co ale nie oszukiwał się, że jest jakkolwiek porządny. Kociołek co prawda sprawiał, że przez czas pracy podchodził zupełnie inaczej do otaczającego go świata, ale to co czasem kombinował dalekie było od poukładania. -Dobra, dobra, skupmy się na robocie. - Machnął ręką bo oczywiście, że chciał spać, ale żaden Meksykański diler nie będzie mu mówił przecież jak ma żyć. Istniały na świecie rzeczy ważne i ważniejsze, a w tej chwili eliksir znajdował się na szczycie priorytetów nastolatka. Szczerze mówiąc gdyby nie brak łapacza snów i przygotowania do zaistniałej sytuacji, Max chętnie pozostałby na moczarach jeszcze przez chwilę. -Mógłbym. - Potwierdził tylko, nie mając zamiaru powtarzać, że nie będzie nikogo prosił o pieniądze na własne zaopatrzenie. Przecież sam też potrzebował zarówno eliksiru spokoju jak i czuwania. Całe szczęście jednak, że Paco nie upierał się dalej, bo zapewne nie skończyłoby się to najlepiej. -Dlatego nie można pozwolić by się pojawił. - Zauważył słusznie na temat kaca. Był ciekaw, czy Beatrice miała zamiar udostępnić powszechnie formułę eliksiru nad którym pracowali, a który naprawdę działał cuda. Max doskonale pamiętał jak w mgnieniu oka mikstura odebrała wszelkie dolegliwości związane z alkoholowym zatruciem, choć na samą myśl wydarzeń, które doprowadziły do tamtego poranka skrzywił się mimowolnie. -Ja tam nie wiem jakimi domestosami się trujesz. - Prychnął gdy usłyszał zdecydowany wybór Moralesa w kwestii pracy. Nie było to nic przyjemnego, gdy przełyk palił niemiłosiernie, ale choroby też nie należały do miłych wydarzeń, więc trzeba było wybrać dla siebie mniejsze zło. Nastolatek patrzył znad swoich notatek jak Morales podnosi temperaturę i wykonuje kolejne kroki. Oczywiście sam ograniczał używanie magii do minimum, ale wiedział że niektórzy cenią sobie wygodę i szybkość ponad sztukę, więc nie skomentował decyzji Salazara. -Najlepiej to kilka dni, ale pół godziny zazwyczaj wystarcza. Przynajmniej przepisy mówią o trzydziestu minutach. - Gdyby mógł to by wziął się za to jak należy, ale lebietus nie chciał poczekać więc musieli działać zgodnie z tym, co ktoś kiedyś sobie opracował. -Czas zająć się hibiskusem. Oddział pręciki i je oczyść, a płatki od razu wrzuć do kociołka. Następnie mieszaj powolnym ruchem przeciwnie do wskazówek zegara przez siedem minut. - Ponownie otworzył swoje notatki, choć już nie patrzył na pieprzowy. Wczytywał się w projekt, nad którym pracował przy pomocy Nathaniela licząc, że może coś go znów oświeci, ale jednak umysł nastolatka był chyba zbyt zmęczony, by zająć się czymś poważniejszym niż zupa z ostrych papryczek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Silne charaktery niekiedy stawały na przeszkodzie do obopólnego porozumienia, a Paco nawet nie ukrywał, że Maximilian ze swą wybuchową, impulsywną naturą jak nikt inny potrafi go doprowadzić do białej gorączki. Solberg miał jednak rację, mówiąc że może poszczycić się wieloma talentami, a mimo że Morales czasami naprawdę nabierał ochoty na trzepnięcie go w ten głupi łeb, tak musiał również przyznać, że nikt nie zapewnia mu równie intensywnych emocji i wrażeń. Nie był w stanie z zrezygnować z towarzystwa młodszego kochanka, mając w pamięci także te pozytywne wspomnienia, do których wracał z przyjemnością i które to zawsze przyozdabiały jego twarz przepełnionym szczęściem, szczerym a nie jak zwykle wymuszonym, uśmiechem. - Zupełnie nie. Zawsze byłeś taki w gorącej wodzie kąpany? – Zaśmiał się pod nosem, ale prawdę mówiąc zaczynał się już do tego ognistego temperamentu Felixa przyzwyczajać i traktować go jako jego osobliwy urok. Niewykluczone, że gdyby chłopak nauczył się spokoju i cierpliwości, zatraciłby ten swój magnetyczny koloryt. – W porządku. – Uwielbiał się z nim podroczyć, ot z czystej przekory, ale tym razem pokiwał potakująco głową, wiedząc że powinni jak najszybciej uporać się z eliksirem pieprzowym, by wreszcie pozwolić sobie na wyjątkowo potrzebny ich ciałom odpoczynek. Nie odpowiedział więc już na kolejne słowa gospodarza, omiatając jedynie jego sylwetkę czujnym spojrzeniem czekoladowych tęczówek. Zamiast dodatkowo swego kompana męczyć wolał skoncentrować się na pracy, która na razie polegała na przygotowaniu odpowiednich ziół i papryczek. – Sprytne, ale niekoniecznie korzystne dla wątroby. – Skwitował pomysł alkoholowego cugu, a chwilę później parsknął śmiechem, kiedy spijane przez niego trunki Solberg postanowił porównać do mugolskiego środka czyszczącego. – Ej, ej, akurat ty wiesz, że dobrego smaku to mi nie brakuje. – Przypomniał mu o bogatym, ściśle wyselekcjonowanym asortymencie hotelowego baru, który niegdyś Felix sam całkiem sprawnie i skutecznie opróżniał. – A propos smaku… chciałbyś mi pomóc z wymyśleniem kilku nowych wegetariańskich pozycji w menu? – Zaproponował mu współpracę, kiedy uderzał koniuszkiem osikowego drewna o brzeg kociołka, tym samym kontrolując temperaturę warzonej mikstury. Zerknął również ukradkiem na zegarek, żeby zacząć odmierzać wspomniane przez chłopaka pół godziny marynowania ostrych warzyw. - Hibiskus… – Mruknął, powtarzając za nastoletnim mistrzem eliksirów, któremu niestety nie dorównywał do pięt. Na szczęście zajmowali się prostym pieprzowym, a nie chociażby skomplikowanym veritaserum, więc nie wypadał na jego tle aż tak koszmarnie. Nadal jednak nie czuł się zbyt pewnie w otoczeniu tak szerokiej gamy ingrediencji i zawahał się przed sięgnięciem po niezbędną roślinę. Przyjrzał się jej dokładnie z każdej strony, a i tak zdecydował się wspomóc różdżką przy oddzielaniu pręcików od płatków i oczyszczaniu ich z drobinek ziemi. Nie przepadał za stosowaniem zaklęć w życiu codziennym, stronił od nich w kuchni, ale akurat w tym przypadku magia dodawała mu śmiałości i precyzji. W końcu wykonał zlecone zadanie, wrzucając płatki do znajdującej się w kotle bazy, a pręciki hibiskusa na razie odłożył na bok, by przypadkiem nie trącić ich ręką i nie zniszczyć. Machnął lekko nadgarstkiem, wprowadzając chochlę w ruch we właściwym kierunku, dzięki czemu oszczędził sobie wysiłku, a potem ponownie rzucił okiem na wskazówki zegarka, notując w myślach od kiedy liczyć narzucone siedem minut. – Gotowe, co dalej? – Zagadnął, porządkując nieco stanowisko pracy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oj tak dzięki temu starciu charakterów ich relacja była wyjątkowa. Pytanie tylko czy tym samym nie dążyli szybko ku wspólnej destrukcji, która mogła spalić wszystko na ich drodze z nimi samymi włącznie. -No właśnie nie. Przynajmniej z tego co wiem. - Wytknął, bo ponoć jako zupełnie mały brzdąc był zupełnie innym chłopcem. Słodkim i kochanym aniołkiem o ciemnych kręconych włosach i spojrzeniu rozczulającym każdego, nawet największych twardzieli. Później jednak życie go zmieniło a on musiał dostosować się do nowych warunków i to zdecydowanie zbyt szybko. Starał się ignorować te lustrujące go spojrzenia i jak zazwyczaj udawać, że problem nie istnieje. Całą uwagę poświęcał eliksirowi wiedząc, że z każdą chwilą będzie mu coraz trudniej skupić się ba robocie, a przecież nie chciał, by cokolwiek im się stało... -Paco rzucisz barierę wokół kociołka? - Poprosił go ignorując już kwestię hipotetycznego kaca. Sam wolał już nawet nie unosić różdżki jeśli nie musiał. Był wściekły ba siebie, że zapomniał o czymś tak podstawowym, co odbiło się na jego twarzy szczególnie w postaci mocno zaciśniętej szczęki. Tylko cudem chyba powstrzymał się od siarczystego przekleństwa. Podszedł jednak do drzwi zamykając je dokładnie, by w razie wypadku siła konsekwencji skupiła się na tym jednym pomieszczeniu. -Czy dobry smak nie jest pojęciem względnym? - Oczywiście mimo złego samopoczucia musiał się z nim podroczyć. Wiedział, że Paco lubuje się w tym co drogie, ale czy zawsze oznaczało to dobry smak? Tutaj nie był w stanie jednoznacznie potwierdzić. -Ja? - Zapytał kompletnie zszokowany, patrząc na mężczyznę jakby zobaczył przynajmniej najświętszą Maryję zawsze dziewicę. -Mam doradzać w sprawie potraw? Upewnił się jeszcze, a gdy nie usłyszał zaprzeczenia roześmiał się solidnie. -Dzięki za propozycję, ale nie chuj nie wiem nic o kuchni. Po prostu to nie mój świat. Żarcie jest dobre albo nie tyle mogę Ci doradzić. - Jasno dał do zrozumienia, że zdecydowanie nie nadaje się do tej roboty. Może kilka talentów miał, ale zdolność kucharzenia nigdy nie była jednym z nich w żadnej absolutnie formie. -Ładny egzotyczny kwiatek. - Paco może niezbyt pomocnie, ale okazało się, że tyle wystarczyło, by Morales połapał się co jest pięć. Już po chwili płatki wylądowały w kociołku, a pręciki spokojnie leżały na boku. Mieszanie nigdy nie byli najciekawszą częścią pracy, ale zdecydowanie konieczną. Solberg postanowił więc nieco ich zaczadzać i odpalił papierosa, tym razem zostawiając okno zamknięte. Zaciągał się nikotyną, jakby miała dać mu energii na kolejne minuty choć było my coraz ciężej ustać na nogach i utrzymać otwarte powieki. -Tam w buteleczce masz płyn opisany "stabilizator lekki". Dodaj go, bo przy mojej wersji przyda się dodatkowe wspomaganie. Potem sprawdź jak się mają papryczki. Jeśli zmieniły lekko kolor na jaśniejszy to jest git. W międzyczasie zwiększenia temperaturę o trzy stopnie. - Poinstruował dalej, ziewając przeciągle. Powieki na dłuższą sekundę mu się przymkęły, ale gdy po raz kolejny zaciągnął się szlugiem zawalczył chęć spania i otworzył je czując niewiarygodny ciężar, jaki nagle się na nich pojawił. Choć nie chciał się kłaść modlił się, by eliksir był już gotów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Łącząca ich relacja z pewnością była wyjątkowa i na swój sposób niebezpieczna, wszak zderzenie dwóch silnych osobowości i temperamentów mogło prowadzić do niejednego pożaru… a jednak, kto nie ryzykuje nie pije szampana, czyż nie? Paco tego bąbelkowego trunku skosztować lubił. Nigdy nie bawił się również w półśrodki; wolał więc wybrać ogień wypalający go od samych trzewi niż byle tlącą się iskrę, a do tych płonących, szmaragdowych ślepiów Maximiliana wróciłby z rozkoszą, nawet gdyby ich spojrzenie miało go spopielić. – Powiedz mi jeszcze, że byłeś grzeczny. – Rzucił zaczepnie, ze słyszalną nutą niedowierzania w głosie, bo nie potrafił sobie wyobrazić tego małego diabła z anielskimi skrzydłami przyklejonymi do pleców… a właściwie to był w stanie przywołać w myślach taki obraz, acz zdecydowanie więcej niżeli z niebiańską niewinnością miał on jednak do czynienia z grzechem. - Barierę? – Początkowo nie załapał o co chodzi. Co prawda przespał względnie spokojnie kilka godzin, ale zmęczenie nadal nie ustępowało, a z tego powodu wszelkie zalecenia i uwagi gospodarza docierały do niego z lekkim opóźnieniem. – Ah, barierę. Tak, nie ma problemu. – Zdążył poprawić się sam, jednocześnie zaciskając mocniej palce na rękojeści osikowego drewna. Zatoczył koniuszkiem różdżki kształt w powietrzu, otaczając kocioł niewidzialną, magiczną siłą, mającą uchronić ich przed potencjalnym wybuchem. Przy dosyć prostym eliksirze pieprzowym takowy raczej im nie groził, ale wcale a wcale się Solbergowi nie dziwił. Wręcz przeciwnie, szanował i doceniał jego podejście, bo sam przykładał ogromną wagę do środków ostrożności i bezpieczeństwa, nawet jeżeli przepadał za balansowaniem na krawędzi. Niezwykle przyjemnie było poczuć dreszczyk adrenaliny, jednak warto było przy okazji minimalizować ryzyko. - Jest… – Przez moment wydawać by się mogło, że się z nim godzi, ale przecież nie byłby sobą, gdyby nie dodał czegoś jeszcze. – A co? Masz jakiekolwiek zastrzeżenia co do jakości ostatniego bourbonu? – Podniósł śmiało głowę, darując mu jedno z tych prowokujących, choć rozweselonych spojrzeń. Cena nie zawsze szła w parze z wykwintnym smakiem, ale Morales starał się zadbać nawet o te najbardziej wybredne podniebienia. – Tak, ty. – Nie zważał na jego zdziwienie, nadal uśmiechał się od ucha do ucha, wzruszając nonszalancko ramionami. Zresztą dopiero po kolejnych słowach Felixa zdał sobie sprawę z tego, dlaczego chłopak nagle parsknął gromkim śmiechem. – Źle mnie zrozumiałeś, cariño. Nie każę ci gotować. Po prostu szukam pomysłów i kogoś skorego do degustacji. Ja się wszystkim zajmę, a ty będziesz miał okazję zjeść ze mną dobrą kolację… – Wyjaśnił wcześniejsze nieporozumienie, kiedy sam prychnął pod nosem. – …znaczy się, mam nadzieję, że dobrą. W końcu dobry smak to pojęcie względne, nie? – Wytknął, świadomie naśladując ton swego młodszego kochanka. Czy rzeczywiście potrzebował jego pomocy? Prawdopodobnie poradziłby sobie i bez jego udziału, ale czemu by nie połączyć przyjemnego z pożytecznym, a że do tego Maximilian unikał mięsa i zapewne próbował wielu wegetariańskich potraw… cóż, wydawał się idealnym kandydatem. - Dzięki. Wiem. – Spojrzał na niego spod byka, zanim wyciągnął ze sterty właściwą roślinę i przygotował jej płatki i pręciki. Na szczęście zaklęcie wyręczyło go w żmudnym i usypiającym mieszaniu chochlą w kwiecistym wywarze, dzięki czemu mógł również poświęcić więcej uwagi gospodarzowi… inna rzecz, że zaraz tego pożałował, bo gdy tylko ujrzał papierosa pomiędzy jego palcami i unoszącą się obok głowy chmurę siwego dymu, sam nabrał chętki na merlinową strzałę. Nie zamierzał jednak ćmić przy kotle, a poza tym intensywne kichnięcie i wydobywająca się z uszu para odebrały mu jakąkolwiek radość z upragnionego rytuału. Skinął głową w milczeniu, przeglądając szklane buteleczki z rozmaitymi płynami i eliksirami, wreszcie wyciągając tę właściwą, na której etykiecie widniał duży, czytelny napis „stabilizator lekki”. – Ile kropli? – Dopytał jeszcze miłośnika magicznych mikstur, by przypadkiem nie przesadzić z cieczą, której sam chyba nigdy nie używał. Dopiero kiedy się upewnił, przelał zawartość do warzącego się eliksiru, odłożył naczynie na stół i zajął się kwestią marynowanych papryczek. – Wydaje mi się, że trochę wyjaśniały, ale przyznam szczerze, że nie jestem pewien. Może dla bezpieczeństwa poczekamy jeszcze kilka minut? – Zasugerował, kierując różdżkę na buchający pod kotłem ogień, by zgodnie z życzeniem Solberga podkręcić temperaturę o trzy stopnie. Widział i słyszał, że chłopak z wycieńczenia ledwie trzyma się na nogach, dlatego postanowił nie przeciągać niepotrzebnie pracy. – Wiesz co, dobra… te papryczki powinny się nadać. – Dodał więc, jeszcze raz zapuszczając żurawia do przygotowanej wcześniej marynaty.