C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Usytuowany na obrzeżach Inverness dom z zewnątrz idealnie wpasowuje się w szkocki krajobraz.
Kuchnia
Małe, aczkolwiek funkcjonalne pomieszczenie z oknem wychodzącym na ogród.
Jadalnia
Używana zazwyczaj tylko do niedzielnych obiadów i świątecznych kolacji.
Salon
Główne miejsce wydarzeń towarzyskich u Kolbergów.
Gabinet
Głównie okupowany przez Stacey, gdy ta pracuje nad kolejną powieścią. Specjalnie wystylizowany, by inspirować kobietę.
Łazienka na piętrze
Kiedyś wiecznie zajęta przez Emmę, dzisiaj już bardziej dostępna dla innych. Druga łazienka znajduje się na parterze domu.
Sypialnia dla gości
Pokój otwarty na przyjęcie każdej zagubionej duszy.
Sypialnia Maxa
Dawny pokój Emmy, przejęty przez Maxa, gdy dziewczyna wyprowadziła się z domu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob 26 Mar 2022 - 14:23, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Camelot ogłosił wielkie poszukiwanie starożytnych skarbów, a jako że Max po powrocie z Malediwów potrzebował bardzo mocno zajęcia głowy od razu uznał, że jest to misja dla niego. Nastawił się szczególnie mocno na jeden przedmiot, broszkę starej czarownicy, która według legendy była wyjątkową zielarką, a jej biżuteria pomagała jej w utrzymywaniu swojej cieplarni w bardzo dobrej kondycji. Jeżeli to nie brzmiało jak misja dla eliksirowara, to Max nie wiedział już co. Udał się więc do biblioteki w Hogsmeade i wypożyczył z niej pełno tomiszczy, które wziął pod lupę w swoim rodzinnym domu. Siedząc w biurze Stacey po kolei wertował wielkie księgi w poszukiwaniu najmniejszych strzępków informacji. Na pierwszy ogień wziął historię Camelotu, jego mieszkańców i grodu. Bez trudu znalazł kilka wzmianek o czarownicy, jako że była raczej znaną personą wśród lokalnej społeczności. Przefiltrował znalezione informacji, spisując te, które wydały mu się najważniejsze, po czym sięgnął po "Najwybitniejszych zielarzy średniowiecznej Anglii". Tam było już nieco ciężej dokopać się do właścicielki broszki, ale ostatecznie znalazł kilka linijek o kobiecie, która ponoć posiadała niewielką broszkę, nadającą jej rośliną specjalnych właściwości. Nastolatek nie miał wątpliwości, że chodzi o tę samą czarownicę, której błyskotka zaginęła gdzieś w Anglii, a która teraz była przedmiotem poszukiwań. W końcu, po wielu godzinach Max otworzył ostatni tom, traktujący o członkach specjalnego zielarskiego stowarzyszenia w tamtych czasach. Choć wiele informacji zdawało się powtarzać z tymi, które znalazł w innych źródłach, to jednak ta książka przyniosła mu wskazówkę, która mogła odmienić wszystko. Zaznaczył więc w swoim notatniku Rezerwat w Dolinie Godryka jako główny cel swoich poszukiwań i już miał kończyć ten research, gdy coś ponownie przykuło jego uwagę. Możliwości zawęziły się, gdy natrafił na wzmiankę o charakterystycznej ścieżce, ukochanej przez kobietę, a której legendę znał, bo krążyła w szkolnych murach między uczniami, którzy nieco bardziej interesowali się lokalną historią. W końcu mógł zamknąć ten cały naukowy arsenał i udać się do swojego pokoju, by spakować kilka rzeczy na poszukiwania zaginionej broszki.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nad ranem przy filiżance smoczego espresso wysłał do sklepu z eliksirami Pippins’a list z odliczoną kwotą galeonów, zamawiając tym samym składniki niezbędne do uwarzenia mikstury spokoju. Przynajmniej jeżeli wierzyć Maximilianowi, wszak Paco nie sprawdzał poprawności receptury i nawet nie zauważyłby, gdyby chłopak zrobił sobie z niego żarty, nakłaniając do zakupienia żarcia dla trytonów. Nie zdziwiłby się, chociaż wypisana przez Solberga na wizzengerze lista brzmiała raczej wiarygodnie, i mógł to ocenić pomimo wyraźnych zaległości w mieszaniu chochlą w kotle, których nie miał czasu nadrobić od opuszczenia hogwarckich murów. Nie to żeby zielarstwo było jego konikiem – w tym zakresie sytuacja miała się podobnie – ale mimo to pamiętał o uspokajających właściwościach melisy czy waleriany. Po podpisaniu ostatnich poprawek do nowej karty dań, którą chciał wprowadzić od kwietnia w hotelowej restauracji, odebrał w recepcji swoją przesyłkę i wraz z nią teleportował się pod domostwo położone na obrzeżach Inverness. Zgodnie z życzeniem Felixa nie silił się na pukanie do drzwi, od razu naciskając dzwonek. – Propozycja herbaty nadal aktualna? – Powitał nastolatka z uśmiechem, bezpośrednio odnosząc się do jego przytyku, chociaż musiał przyznać że po tych słowach uczuł delikatnie ukłucie stresu. Każdy kto go znał, wiedział że lubi znaleźć się w centrum zainteresowania i pochwalić swoimi osiągnięciami, a z tego względu nieszczególnie przepadał za paraniem się w czyjejś obecności tym, co nie wychodziło mu wcale najlepiej. – Wszystkie składniki kupione. Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłem. – Wręczył również byłemu kochankowi do rąk owiniętą brązowym papierem paczkę, zanim wszedł do przedpokoju. Na razie jednak nie ruszył się w głąb mieszkania. Nie miał pojęcia czy są tutaj sami, a poza tym wypadało poczekać na inicjatywę gospodarza.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Siedział u siebie i upewniał się, że wszystkie zaklęcia ochronne jeszcze trzymają. Trochę dziwnie było mu zapraszać tu Paco szczególnie, że cały dom wciąż jeszcze tętnił dla Maxa Felkiem, a sypialnia, którą dzielili tym bardziej. Pamiętał, że miał zrobić tu remont po powrocie z ferii, ale i na to nie miał ochoty. Wszystko więc stało względnie na swoim miejscu, a jedyną zmianą było stanowisko eliksirowarskie, którego nie miał już potrzeby więcej składać, skoro jemu wystarczało tyle miejsca w pokoju. Właśnie wywalał spalonego peta przez okno, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Widząc godzinę, jaka go zastała od razu ruszył na dół. A raczej ruszyli, bo wraz z Felixem, na parterze znaleźli się też Grom, Andrzej, Rychu i Buddy, który gdy tylko drzwi się otworzyły, zaczął naskakiwać na Moralesa. -Buddy, błagam... - Zaśmiał się widząc jak psina liże gościa po kolanach, domagając się czułości. - Herbata aktualna. Mogę nam zrobić takiej prawdziwej nim zabierzemy się do pracy. - Zaproponował, choć sam to akurat chętniej napiłby się kawy, ale był to tylko szczegół, który dość szybko umknął z jego pamięci. -Widzę byłeś u Pippina. Dzięki, nawet jakby damy sobie jakoś radę. - Odebrał paczuszkę, machinalnie ważąc ją na dłoni. Co prawda Morales uważał, że jest chujowy z eliksirów, ale gdyby zapomniał jakiegoś składnika.... Oj wtedy zobaczyłby Solberga w akcji, gdy ten próbuje zamiennikami uzyskać to, czego każdy pragnie od eliksiru spokoju. -Rozbierz się i zapraszam na... - Wskazał na wieszaki, by Paco się rozpłaszczył, co musiało nie być takie łatwe biorąc pod uwagę, że teraz nie tylko Buddy kręcił się pod nogami Salazara, ale reszta zwierzyńca postanowiła się też przywitać. Do tego nie, nie byli w domu sami, o czym dość prędko mężczyzna mógł się przekonać, gdy z salonu wyszła drobna kobieta ewidentnie szykująca się do wyjścia. -Max, skarbie, widziałeś gdzieś mój drugi kolczyk? Na Boga jestem już spóźniona, wydawca mnie zamorduje.... - Cała Stacey. Choć nie był to jej pierwszy, ani trzeci raz, zawsze wpadała w zdenerwowanie, gdy tylko ważyły się losy jej nowej książki. -A Pan to...? - Zaczęła patrząc na Moralesa, po czym jej oczy od razu się rozszerzyły, jakby przypomniała sobie coś ważnego. -Ach, Pan do Maxa, tak, tak. Stacey Kolberg. Proszę mi wybaczyć, spieszę się na spotkanie służbowe. Mam nadzieję, że o Pana zadba, a Panu uda się jakoś zadbać o niego. Nie wiem jak długo to potrwa, więc jakbyście zgłodnieli w lodówce jest świeża zapiekanka. Może chociaż Panu uda się go namówić na jakiś porządny posiłek, jak odmówi zapiekanki osobiście odwiozę go do szpitala.... - Czy Max wspominał już, że zdenerwowana Stacey to zbyt otwarta i gadatliwa Stacey? Chyba nie, ale zdecydowanie nie chciał by ta rozmowa poszła jakkolwiek dalej bo według nastolatka i tak padło już zbyt wiele słów. -Stace, kolczyk jest w łazience i przestań się denerwować, rozwalisz ich tam. - Objął ją, by nieco uspokoić kobietę, przesyłając Paco przepraszające spojrzenie. -O mnie też się nie denerwuj, wszystko pod kontrolą. A teraz leć i nie karz im na siebie dłużej czekać, jasne? czekam na info, jak Ci poszło. - Ucałował ją jeszcze w policzek, po czym z rozbawieniem patrzył, jak znika w łazience na parterze, by odnaleźć zagubiony element biżuterii. -Co ja to...? A tak, herbata i lecimy na górę? - Wrócił już do Paco, który musiał dostać tradycyjne dla tego domostwa powitanie, które ani trochę nie miało nic wspólnego ze spokojem i ciszą. Całe szczęście, że Hugo dziś był poza domem, bo Max chyba by go ukatrupił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie spodziewał się takiego powitania. Pośród wszechobecnego chaosu brakowało chyba jedynie czerwonego dywanu, na którego deficyt nie zamierzał jednak narzekać. Przeciwnie, dawno nie miał okazji uczestniczyć w takim rodzinnym spędzie, który kojarzył mu się z odwiedzinami w matczynym domu w Meksyku. Przykucnął na jedno kolano, głaszcząc wskakującą mu na nogawki psinę, nie przejmując się nawet tym, że pazurami może poszarpać drogi materiał jego spodni. – Zatem Buddy… – Mruknął bardziej do siebie niżeli gospodarza, kiedy nagle w oczy rzuciły mu się rozszalałe figurki smoków i kocur łaszący się o listwę w korytarzu. – …a tamten wąsacz? Jak się wabi? – Zapytał, po raz ostatni drapiąc golden retrievera za uchem zanim podniósł się na powrót do pionu. – Chętnie. – Zdecydowanie wolał kawę, ale wypił już od rana ze cztery, a potrafił docenić smak prawdziwej herbaty na grubym liściu, niekoniecznie jej ułudy sprzedawanej w saszetkach. – Miałem w sumie zapytać co jest nie tak ze sklepem Dearów? – Na wizzengerze odpisywał w biegu, ale nadal ciekaw był dlaczego Maximilian skierował go właśnie do tej apteki, zwłaszcza że nazwisko Dear niemal wszyscy kojarzyli z magicznymi miksturami. Skorzystał z zaproszenia, zsuwając z ramion skórzaną kurtkę, którą starał się powiesić na tyle ostrożnie, by przypadkiem nie kopnąć kręcącego się wokół kostek Buddy’ego albo nie nadepnąć ogona mniejszego sierściucha wyrosłego nagle tuż obok swego psiego kolegi. – No to… – Zwrócił się do Felixa, przerywając tak szybko jak przed jego oczami pojawiła się kolejna, elegancko ubrana domowniczka. Mimowolnie uniósł wyżej brew w niemym wyrazie zaskoczenia. Przypuszczał raczej, że chłopak zaprosi go do domu pod nieobecność rodziców, by uniknąć niekomfortowych pogawędek, ale mimo nieoczekiwanego zderzenia z pięćdziesięcioletnią – tak by przynajmniej strzelał – kobietą Paco nie dał zbić się z pantałyku. – Salazar Morales. – Pokłonił się kulturalnie, jeszcze bardziej zdziwiony, kiedy wydawało się, że matka Maximiliana wie o nim więcej niż on o niej. – Spokojnie, pani Kolberg. Proszę się nie martwić. Postaram się go namówić. – Zapewnił Stacey z czarującym uśmiechem przywdzianym na usta, idealnie wchodząc w rolę… właściwie to nie wiedział jeszcze kogo, ale na pewno nie można było mu odmówić trzymania się zasad etykiety. Pewnie byłby nawet i ucałował kobiecą dłoń, gdyby nie to że pani gospodarz gorączkowo przemykała to tu to tam, wyrzucając z siebie tysiąc słów na minutę. – Życzę owocnego spotkania. – Pozwolił sobie również na to kurtuazyjne pożegnanie, choć nie ukrywał, że odetchnął z ulgą kiedy został z Felixem sam i nie musiał już silić się na sztuczne uprzejmości. Nie to żeby odczuwał względem Stacey antypatię, wręcz przeciwnie. Po prostu w ogóle jej nie znał, a to znacząco ograniczało swobodę. Miło było jednak patrzeć jak jego były kochanek obejmuje zagubioną matulę ramieniem i ucałowuje jej policzek. - Emm… Tak, prowadź. – Sam potrzebował chwili, żeby pozbierać zabałaganione myśli. – Co takiego w ogóle nagadałeś swojej mamie? Kim według niej jestem? – Zapytał ściszonym, rozbawionym głosem, przechylając się nieco bliżej swego dzisiejszego nauczyciela. Szedł tuż za gospodarzem, rozglądając się jednak wokoło, wszak do tej pory widział dom Kolbergów jedynie z zewnątrz, najczęściej wtedy kiedy odstawiał chłopaka po którejś z mocno zakrapianych imprez.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W tym domu rzadko kiedy panowała cisza i spokój szczególnie, jeśli był w nim Max, a jeżeli obok znajdował się jeszcze Hugo.... Lepiej dla wszystkich, żeby chłopaki jednak spędzali czas osobno jak najwięcej było to możliwe. Jednego nie można było jednak temu miejscu odmówić, bez względu na to ilu domowników akurat w nim przebywało, dom na obrzeżach Inverness był niezwykle ciepły i przyjazny dla każdego, kto tylko przestawił stopę przez jego próg. Nawet sam Max zdawał się emanować tutaj inną, znacznie bardziej beztroską i ciepłą energią. -To Grom. I tak, imię idealnie odzwierciedla charakter, więc radzę na niego uważać. - Prychnął obserwując kocura, który jak zawsze trzymał się nieco na uboczu. W przeciwieństwie do psiny, Grom raczej nie darzył sympatią kogokolwiek poza Maxem i jedynie czasami podszedł bliżej, by ostrożnie wybadać nową twarz. -Nie tak? - Zapytał, jakby właśnie usłyszał największą obrazę życia. -Są najlepsi na całych Wyspach! Nie tak, też mi coś... - Pokręcił głową, bo nie potrafił znieść nawet myśli o tym, że ktoś mógłby obrażać Dearów a już tym bardziej w kwestii eliksirowarstwa. -Po prostu wiedziałem, że do Pippina masz bliżej. - Wyjaśnił jeszcze swoje decyzje. Idealnie by było, gdyby Max sam poszedł i nazrywał świeżych roślin, ale nie miał na to czasu, a poza tym krwawe ziele nie rosło o tej porze roku, więc i tak musiał zadowolić się produktem ze sklepowej półki. Max z zainteresowaniem przyglądał się interakcji tej dwójki, choć większą część uwagi nastolatka pochłaniała Stacey, którą pragnął jakoś uspokoić. Na szczęście miała już założone szpilki i nie musiała aż tak stawać na palcach, by odpowiednio wtulić się w swojego przybranego syna. -Dziękuję. W razie czego wszystkie ważne telefony są na lodówce. Max, gdyby tylko coś się działo.... - Zatrzymała się w biegu, spoglądając z czułością i zmartwieniem na osiemnastolatka. -Wiem Stace. Naprawdę nie musisz się o nic martwić. Skup się na spotkaniu, jak wrócisz wciąż tu będę grzecznie popijając herbatę. - Zapewnił ją, bo doskonale wiedział, co kryje się w tej inteligentnej i kreatywnej łepetynie jego zastępczej matki. Kobieta uśmiechnęła się tylko ciepło do Felixa, kiwając lekko głową, po czym wróciła do swoich przygotowań. -W takim razie chodź do kuchni. Jaką chcesz? Zieloną? Czarną? Owocową? - Zaczął wymieniać, wyciągając odpowiednie pudełka na ladę, po czym wstawił czajnik pełen wody. -Co? - Zapytał wyciągając kubki, bo nie do końca doszedł do niego sens tego pytania. Dopiero po kilku sekundach roześmiał się wsypując do jednego z naczyń świeżo zmieloną kawę. -Mówisz o Stacey? To nie jest moja matka. - Odpowiedział rozbawiony. Kompletnie zapomniał, że Paco nie zna jego popierdolonej historii życia. Znowu. -Tamta kurwa zaćpała się jakiś miesiąc przed tym, jak się poznaliśmy. - Dodał już mniej radośnie, ale ton nastolatka nie zdradzał kompletnie żadnych uczuć. Był przeraźliwie obojętny jak na to, że mówił o kobiecie, która sprowadziła go na ten świat. -Słodzisz? - Zapytał, jakby nigdy nic, a gdy napoje były już gotowe, chwycił kubki w obie dłonie i dał Paco znać, by poszedł za nim na górę. Oczywiście zwierzęcy orszak towarzyszył im cały ten czas, ale gdy tylko doszli do sypialni Maxa, nastolatek stanął i spojrzał na kręcące się wokół nich futrzaki. -Buddy, zostań! Andrzej, Rychu idźcie poćwiczyć do kolejnych zawodów. Jak skończę dostaniecie ulubione przekąski. - Stanowczo wydał zwierzakom polecenia, po czym delikatnie wtulił się w łebek Andrzeja, który jak zwykle siedział mu na ramieniu. Widać smoczek nie do końca chciał się rozstawać z nastolatkiem, ale zwierzaki nauczyły się już, że wyciągnięty w sypialni kociołek oznacza dla nich brak wstępu. No prawie dla wszystkich, bo Grom jako jedyny miał przepustkę do królestwa Maxa. -Wejdź, zapraszam i połóż składniki na stole obok moździerza, jeśli mogę Cię prosić. - Zwrócił się do Paco, któremu powierzył paczuszkę, jako że on sam przecież musiał wnieść napoje po schodach. -No więc eliksir spokoju.... Pamiętasz cokolwiek o warzeniu, czy musimy zaczynać zupełnie od podstaw? Takie rzeczy typu, jak się tworzy bazę, jak najlepiej nagrzewać kociołek i tak dalej...? - W końcu przeszedł do kwestii, po którą się tutaj spotkali. Odłożył kubki na biurko, oczywiście z dala od kociołka i wziął na ręce Groma, którego delikatnie odłożył na łóżko, by stamtąd mógł obserwować to, co działo się w pokoju.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nigdy wcześniej nie przestąpił progu rodzinnego domostwa Maximiliana na obrzeżach Inverness, ale mimo to nie sposób było nie zauważyć ciepłej i przyjaznej atmosfery, jaka zdawała się tutaj królować. Nie potrafił tego wyjaśnić wprost, jednak dało się ją wyczuć z daleka, możliwe że przez wzgląd na tę całą radosną krzątaninę, plączące się pod nogami zwierzęta i intensywny zapach zapiekanki unoszący zza murów kuchni. Pomimo otaczających go zewsząd luksusów, Moralesowi brakowało niekiedy podobnego klimatu. Klimatu, który nieodzownie kojarzył mu się również z ojczystymi stronami i spotkaniami w licznym gronie meksykańskiej familii. - Lubi pokazać pazurki? Podobno zwierzęta domowe upodabniają się do właścicieli. – Rzucił zaczepnie do swojego byłego kochanka, unosząc nieco wyżej lewę brew. Postanowił jednak nastolatka posłuchać i nie zwracać uwagi na Groma, jeżeli tylko nie zechce sam spocząć na jego kolanach. – Dlatego właśnie nie przepadam za rozmowami na wizzengerze. Czasami trudno zorientować się w intencjach, jeżeli nie słyszy się osoby po drugiej stronie. – Westchnął wymownie, bo skoro tak się sprawy miały, a on i tak zamawiał składniki wysyłkowo, równie dobrze mógł skorzystać z usług słynnych Dearów. Nie był pewien jednak czy w przypadku kilku podstawowych ziół kwestia doboru apteki miała w ogóle jakiekolwiek znaczenie i czy rzeczywiście rośliny różniły się jakością. – I tak wysłałem sowę, miałem sporo roboty w hotelu. – Machnął na to ręką, w końcu nie było sensu rozprawiać godzinami o wyższości Dearów nad Pippins’em. Ważne, że mieli w paczce wszystko to, czego potrzebowali do uwarzenia eliksiru spokoju. Trudno było mu po tej przypadkowej i dość krótkiej pogawędce ze Stacey Kolberg wyrobić sobie o niej jakąkolwiek obiektywną opinię, chociaż kobieta sprawiała wrażenie opiekuńczej i otwartej. Nieco może roztrzepanej, ale przecież każdy miał jakieś wady. Widać było jednak w głębi jej czułego, zmartwionego spojrzenia, że zależy jej na dobru i bezpieczeństwie syna. Ani myślał wkraczać w rozmowy pomiędzy nią a osiemnastolatkiem, dlatego czekał cierpliwie aż pani gospodyni powróci do swoich spraw. – Niech będzie… czarna. – Przez moment się zawahał, ale w razie wątpliwości najlepiej było postawić na klasykę. Powędrował za swoim towarzyszem do kuchni, stając we framudze. Nie zamierzał się rozsiadać, skoro i tak mieli zaraz pójść do pokoju na piętrze. – Nie? – Wtrącił nagle zaskoczony niespodziewanym newsem, który nijak nie współgrał mu z wymienionymi pomiędzy Stacey a Maximilianem serdecznościami. – Ah… Rozumiem. Gdybyś chciał pogadać… – Standardowo nie wiedział jak zareagować w takich okolicznościach, dlatego na wszelki wypadek uniósł ręce w obronnym geście, wskazując że to jedynie luźna propozycja. – Nie. Szkoda zdrowia. – Odmówił cukru, co musiało zabrzmieć zabawnie w jego ustach, biorąc pod uwagę to, że od papierosów i alkoholu to akurat wcale nie stronił. Wreszcie wyruszyli na wyprawę po schodach wraz z wesołą ferajną nieodstępującą Felixa na krok, która niestety musiała zakończyć swoją podróż przed drzwiami. Przynajmniej poza jednym gagatkiem nieoczekiwanie wpuszczonym do sypialni Solberga. Najwyraźniej Grom miał specjalny przywilej. Paco nie znał jednak panujących w tym domu reguł. Musiał za to przyznać, że chyba po raz pierwszy widział swego byłego kochanka w tak władczej roli, co zresztą wywołało nieco szerszy uśmiech na jego twarzy. – Się robi, cariño – Zasalutował mu posłusznie niczym reszta jego domowych pupili (no, może poza Andrzejem, który wykazał się chyba największą upartością), rozrywając zaraz tekturowy karton. Rozłożył na stole krwawe ziele, melisę i walerianę, dokładnie w takiej kolejności, licząc od lewej… a przynajmniej tak mu się wydawało, bo niestety wiele roślin i ziół było do siebie cholernie podobnych. – Bazę? – Mruknął nagle pod nosem, dopiero po chwili podnosząc na chłopaka głowę. Starał się robić dobrą miną do złej gry, ale jego zdezorientowane spojrzenie zdradzało, że nie ma zielonego pojęcia o czym Maximilian w ogóle do niego mówi. – Wiesz co… trochę czasu minęło od kiedy ostatni raz miałem styczność z kociołkiem… – Przerwał, przypominając sobie nagle o jeszcze jednej rzeczy, którą zdecydował się ze sobą przywlec. Wyciągnął z kieszeni pomniejszoną za pomocą transmutacyjnego zaklęcia księgę, której teraz przywrócił jej normalne rozmiary. Podręcznik do eliksirów, podstawy warzenia magicznych mikstur. – Chciałem się przygotować, ale zdążyłem przejrzeć tylko rozdział o rodzajach kotłów i chochli. – Przyznał zupełnie szczerze, zerkając na niego przepraszająco. Teraz to i on czuł, że czeka ich ciężka przeprawa przez bagno niewiedzy i zapomnienia. – Może lepiej zacznijmy od podstaw? – Zasugerował, mając nadzieję, że jego były kochanek był przygotowany na ewentualność pod tytułem „zgodziłem się uczyć kompletnego ignoranta, którego najpewniej zatłukę nabierakiem zanim wszystkie składniki trafią do wywaru”.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dom rodzinny to nie był Hogwart, ani luksusowe wnętrza El Paraiso i choć Max wszędzie, gdzie postawił stopę czuł się swobodnie, to jednak tylko w tym miejscu pokazywał twarz, która gdziekolwiek indziej jakoś naturalnie nie potrafiła wyjść na światło dzienne. Może to kwestia otaczających go istot, a może zapachu lawendy unoszącego się z ogrodu za domem, a może w końcu miłości, jaką po raz pierwszy w życiu zaznał właśnie w tych murach... Nie miał pojęcia, ale tak jak już wspomniał Moralesowi, ogromnie dbał o to, by dom w Inverness pozostał nietknięty przez jego problemy, które między innymi z tego powodu tak często wynosił na zewnątrz i dźwigał na własnych barkach. -Do ludzi? Nie. Do Andrzeja? Powiedzmy, że nie bez powodu jednego trzymam na ramieniu, a drugiego na ziemi. - Zaśmiał się, bo akurat ta dwójka walczyła ze sobą jak najęta, a kociak, który miał zaledwie rok nigdy nie zdawał się tracić energii do kolejnej potyczki. -Coś w tym akurat jest. Ale może nie mnie oceniać. - Prychnął na kolejne słowa. Po prawdzie w każdym ze swoich zwierzaków mógł znaleźć cząstkę siebie i między innymi za to je tak bardzo kochał nawet, jeżeli większość z nich mieszkała tutaj stosunkowo od niedawna. Tylko Buddy od wielu lat rozpromieniał mury tego domu swoją bezinteresowną radością i miłością. -Pierdolisz. To jak smsy. Jakbym miał czas wysyłać za każdym razem sowę, to niektóre rzeczy załatwiałbym do emerytury. A Pippins też jest dobry. Nie bezbłędny, ale dobry. - Okej, wiedział, że Paco był z innego pokolenia, ale zdecydowanie nie miał zamiaru przepuścić mu ignorancję tak wygodnego źródła komunikacji, jakim był wizzenger. Jak ktoś chciał wyrazić emocje, zawsze mógł używać emotek, lub po prostu rozpisać to, co miał na myśli. Sowy był zdecydowanie zbyt czasochłonne i kosztowne w utrzymaniu, by wciąż zajmowały pierwsze miejsce w wymianie korespondencji w dwudziestym pierwszym wieku. Gdy Paco wyraził swoje preferencje, Max od razu otworzył odpowiedni pojemniczek, z którego momentalnie uniósł się aromat czarnej, liściastej herbaty. Wyjął zaparzacz, nasypał odpowiednio liści, a następnie czekał, aż gwizdek oznajmi, że woda w czajniku została zagotowana. -Daj spokój, wyglądam jakbym się przejmował? - Przewrócił oczami, wciąż mając na twarzy to niepasujące do tematu rozmowy rozbawienie. To, o czym pomyślał widocznie zostawiał dla siebie, ale raczej nie był to głęboki żal po stracie kobiety, która go urodziła, ani gorzka tęsknota za matczynym ciepłem, które mu dawała. Pewnie głównie dlatego, że żadna z tych rzeczy nigdy nie miała miejsca. -Od kiedy Ty taki zdrowy? - Uniósł ironicznie brew, gdy Paco uznał, że butelka bourbonu w wieczór to okej, ale łyżeczka cukru do herbaty to już zbyt duża przesada. Przeszli na górę, a gdy zostawili cały zwierzyniec za drzwiami w końcu mogli przejść do rzeczy, a Morales już niedługo miał odkryć kolejną twarz Maxa - Maxia eliksiroświra. Patrzył, jak Paco rozwija składniki, dokładnie analizując każdy jego gest i każde dotknięcie roślin, by wyłapać, jak mężczyzna podchodzi do tematu i czy wie cokolwiek o traktowaniu tych składników. Szybko jednak się rozproszył, gdy Morales powtórzył jego słowa i to jeszcze tonem świadczącym o tym, że ni chuja nie ma pojęcia o czym Max mówi. Nastolatek westchnął głęboko i odpalił papierosa, otwierając uprzednio okno na oścież. Dopiero, gdy pierwsza dawka nikotyny nasyciła jego płuca, miał siłę na cały ten nonsens, jaki wypłynął z ust Salazara. -Dobra, nie sądziłem, że będzie aż tak ciężko. - Westchnął, po czym podszedł do Paco i ręką wolną od szluga wziął mu książkę z ręki i odrzucił gdzieś na bok. -Siadaj i słuchaj, bo jak zaczynasz naukę eliksirów od rodzajów łyżek, to nigdy nawet herbaty nie ugotujesz. - Przybrał ton, który niektórzy mogli znać z Laboratorium Medycznego, kiedy to opierdalał ludzi za bezmyślne podchodzenie do pracy lub marnowanie cennych składników. -Po pierwsze, każdy eliksir, czy Ci się to podoba, czy nie, zaczynamy od bazy. To nic więcej, jak wlana do kociołka woda, którą trzeba doprowadzić do odpowiedniej temperatury. Niektóre bardziej skomplikowane eliksiry wymagają wody infuzjowanej ziołami, kwiatami, czy przyprawami, ale zdecydowanie nie powinieneś teraz przejmować się tymi wywarami. Tak prędko do nich nie dojdziesz. - Zaciągnął się ponownie, robiąc kilka kroków w tył i opierając się tyłem o biurko, po czym znów zaciągnął się szlugiem. -Co wiesz o składnikach, jakie mi dzisiaj przyniosłeś? Z magicznego i mugolskiego punktu widzenia. Dajesz. - Kiwnął mu głową na znak, że teraz jest czas na popisanie się wiedzą, a sam zaczął kartkować odrzucony wcześniej podręcznik z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy, gdy widział jakie bzdury się tam znajdują.
Kostki:
Trzy składniki, trzy kostki k6. Każdy wynik powyżej 3 oczek sugeruje, że wiesz cokolwiek o danej roślinie. 4 oczka - Wiesz kilka faktów, które dzieci uczą się w przedszkolu 5 oczek - Twoja wiedza jest wystarczająco obszerna, żeby Max Cię nie zjebał 6 oczek - Idzie Ci wybitnie, ale nie ciesz się aż tak, bo to rośliny dla trzylatków.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Charakterne. – Pokiwał głową, ukradkiem zerkając na kocura, który jako jedyny nie ujawnił chyba na razie swej prawdziwej natury. Jak to kot, przyczajony w oczekiwaniu na swą ofiarę. Na kolejne słowa już nie odpowiedział skupiony przede wszystkim na poznaniu nowego dla siebie terenu, na którym to ku własnemu zaskoczeniu czuł wyjątkowo swobodnie. – Nie mówię, że to zła forma komunikacji. Szybka – to na pewno, ale ma swoje wady. – Wzruszył nonszalancko ramionami, w końcu aż tak stary też znowu nie był, żeby całkiem stronić od smsów, chociaż akurat wizbooka i wizzengerze założył niegdyś przede wszystkim ze względu na Maximiliana. Emotikon jednak nie używał, więc może rzeczywiście nie był po prostu przyzwyczajony do takich metod porozumiewania się na odległość. – Następnym razem mogę odwiedzić Dearów. – Wskazał, że dystans nie stoi na przeszkodzie, zwłaszcza jeżeli apteka zapewnia wyższą jakość produktów. Chwilę później do nozdrzy uderzyła już przyjemna, intensywna woń ciemnej, liściastej herbaty, która zdecydowanie narobiła mu smaku. – Tak tylko mówię, w razie gdybyś potrzebował. – Rzucił lekko, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza ciągnąć go za język ani drążyć niewygodnych tematów, nawet jeżeli wcale nie były aż tak niewygodne jak mogłoby się wydawać. Chociaż nie miał tak naprawdę pojęcia, czy rzeczywiście Felix po prostu dawno pogodził się z przeszłością czy robił tylko dobrą minę do złej gry. – Nie czepiaj się… akurat cukier to jedna z najgorszych trucizn, a tak na poważnie, to nieszczególnie przepadam za słodkościami. – Przewrócił teatralnie oczami, jednak uśmiech nie schodził z jego twarzy. Pomimo pracowitego dnia od rana miał dobry nastrój i miał nadzieję, że ewentualne potknięcia przy gorącym kotle nie narażą go na utratę tej szczęśliwej passy. Pogawędzili podczas krótkiej wędrówki po schodach, zostawili całe stadko zwierząt za drzwiami, mogąc przejść do właściwego celu spotkania, jakim było uwarzenie eliksiru spokoju… szkoda tylko, że Paco wcale taki spokojny nie był, zwłaszcza kiedy z każdą kolejną sekundą coraz dotkliwiej docierało do niego, że jego wiedza o magicznych miksturach przez te długie lata niemal całkiem odeszła w niepamięć. Wystarczyło, że niedbale rozłożył na stole rośliny i już wiedział, że nie dałby sobie ręki uciąć czy rozpoznałby je pośród innych na leśnej polanie. – Początki są zwykle najtrudniejsze. – Próbował podnieść swojego nauczyciela na duchu, jednak nie wybrzmiało to zbyt wiarygodnie. Cóż, przynajmniej nie musiał już pytać czy może tu zapalić. Sam wsunął więc merlinową strzałę do ust, wierząc że potężna dawka nikotyny wpłynie pozytywnie na koncentrację i pozwoli przyswoić mu więcej informacji. Nawet miał otworzyć książkę na rozdziale o eliksirze spokoju, ale nie zdążył, kiedy Felix odrzucił ją na bok. Stwierdził, że nie będzie się ze swoim ekspertem kłócił, więc usiadł posłusznie niedaleko niego, zaciągając się chmurą siwego dymu. – Dobra, jednak będzie ciężko. – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, słysząc ten protekcjonalny ale i uszczypliwy ton nastoletniego belfra. Pomyśleć, że będzie zmuszony znosić go całe popołudnie! – Infuzjowanej…? – Wyłapał w jego wypowiedzi kolejne słowo, którego nie zrozumiał, spoglądając zarazem w szmaragdowe ślepia nienawistnym wzrokiem, nieprzywykły zupełnie do tego, że ktoś śmie podważać jego kompetencje, a co najmniej gotowość do nauki. Akurat w tym przypadku słusznie, ale co zrobić… - Emm… – Mruknął zakłopotany sytuacją, w jakiej nagle się znalazł. Miał wrażenie, jakby właśnie stanął przed egzaminatorem, a powiedzmy sobie uczciwie, wiele lat minęło od zakończenia przez niego studiów. – Waleriana inaczej zwana jest kozłkiem lekarskim, jest rośliną wieloletnią. Ma właściwości lecznicze i uspokajające. Przy warzeniu mikstur korzysta się przede wszystkim z jej korzeni, tych będziemy potrzebowali dzisiaj, ale używa się też jej gałązek… zdaje się, że są składnikiem eliksiru zapomnienia i słodkiego snu. – Pierwsza roślina nie sprawiła mu aż takich kłopotów, ale wiedział, że im dalej w las, tym więcej drzew, ale i mniej jego pewności siebie. – Melisa też wykazuje działanie uspokajające… – Zaczął jeszcze śmiało, udając że radzi sobie doskonale, ale niestety przerwał wywód tak prędko jak i go rozpoczął. – Dobra, jak mam być szczery, to o tym krwawym zielu nie wiem kompletnie nic, ale nazwa nawet ładna. – Przyznał się wreszcie, wzdychając przy tym ciężko, bo i źle znosił porażki. Zdecydowanie powinien się lepiej przygotować do tej wizyty, a teraz pozostawało mu utopić albo raczej ulotnić smutki w papierosowym dymie, licząc również i na to, że merlinowa strzała doda mu skrzydeł albo chociaż kilku piórek.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak głosiło pewne mugolskie przysłowie - "co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie". Max jednak oczywiście w chwili obecnej nie miał zastrzeżeń co do kolejnej palącej osoby w kątach swojej sypialni. Bardziej skupiał się na tym, co Paco do niego mówił, niż na tym, co robił, choć z biegiem czasu miało się to znacząco zmienić. -Z takim podejściem to nigdy nie wyjdziesz poza początki, które akurat są najłatwiejsze. - Upomniał go, bo w eliksirach nie było nic prostszego niż teoria, a tym bardziej, jeżeli mieli gawędzić o melisie i walerianie, które nawet mugolskie dzieci rozpoznałyby z zamkniętymi oczami. -Infuzjowany, nasączony, aromatyzowany. Chodzi o wcześniej, bądź w danym czasie przygotowaną mieszankę wody i kilku prostych dodatków, na którym wywar się oprze. - Wyjaśnił jeszcze cierpliwie, nie mając pojęcia, że za kilka chwil utrzymanie tego stanu będzie dla niego niezwykle ciężkie. Co miał poradzić, skoro większość osób w wieku Paco jakie znał, zazwyczaj zadziwiała go wiedzą w tym temacie i pozwalała nastolatkowi zdobywać nowe informacje i udoskonalać swoją pracę, a tu nagle natknął się na kompletne przeciwieństwo wszystkiego, co do tej pory doświadczył. Nawet jedenastoletni Oliver zdawał się mieć większe pojęcie o eliksirach niż ponoć wyedukowany Morales, do kurwy nędzy! -Bardzo dobrze. Waleriana jest też antidotum, ale działa jedynie na naprawdę słabe trucizny. Nie radzę trzymać się tego rozwiązania. - Pochwalił Paco, gdy ten jednak wiedział cokolwiek na temat składników. Nie miał zamiaru burzyć teraz jego wierzeń i uświadamiać, że choć we wszystkich przepisach korzeń waleriany stosowany jest w eliksiru spokoju, to jednak Max zupełnie ma to w dupie i używa ledwo zakwitniętych łodyg. Na takie dziwactwa było jeszcze za wcześnie dla błądzącego w ciemności Moralesa. -Tu już fatalnie.... - Mruknął, po czym znów zamienił się w okropnego Solberga i zabrał Salazarowi papierosa z dłoni. -Oddawaj. Nie zasłużyłeś. Powąchaj tego. - Podłożył mu fiolkę pod nos, która miała za zadanie oczyścić węch i smak Moralesa, nim Max mógł przejść do wyjaśniania mu jak działają zakupione przez niego składniki. -Melisa jest cudną rośliną, bo znajdziesz ją prawie na każdym kontynencie. Ma szerokojajowate liście o bardziej intensywnej zieleni na górze i nieco bledszej na dole. Wykazuje działania uspokajające, poprawia tempo wykonywania obliczeń, zmniejsza bezsenność i stany lękowe, pomaga w depresji oraz nerwicy. To z podstaw. Zawiera też jakieś niecałe jeden procent kwasu rozmarynowego, który nadaje jej charakterystyczny cytrynowy zapach i jest ponoć niezłym hamulcem dla nowotworów i stanów przeciwzapalnych. Polecam ją także dla poprawy smaku nie tylko eliksirów ale i potraw. - Dodał smaczek od siebie na koniec, bacznie obserwując, czy Paco kuma cokolwiek z tego, co Max mówi, czy jednak w jego głowie wciąż panuje jedna wielka pustka. -Przechodząc do krwawego ziela.... Używane jest jako środek uśmierzający ból. Świeże dodaje się do eliksirów leczniczych, suszony kwiatostan posiada właściwości uspokajające, relaksujące i przeciwbólowe. Krwawe ziele zmniejsza też doskonale ciśnienie śródgałkowe, reguluje czynności przewodu pokarmowego, usuwa kurzajki i takie tam...Sok ma właściwości bakteriobójcze, przeciwalergicznie, a także zmniejsza lub znosi wstrząs histaminowy i anafilaktyczny, co myślę warto sobie zapamiętać. Generalnie jest też trująca, więc nie polecam wpierdalać jak marchewek po zebraniu, tylko najpierw odpowiednio przygotować. - Oczywiście, że pouczył na koniec bo inaczej nie dałby sobie rady. Zaciągnął się znów nikotyną i podszedł do komody, by wyciągnąć z niej swój stary szkolny krawat. -Teraz sprawdzimy, co udało Ci się zapamiętać. - Powiedział, wciąż trzymając fajek w ustach, po czym klęknął na łóżku za Paco i zawiązał mu oczy zielono-srebrnym krawatem, by następnie chwycić jego dłonie i wyciągnąć je wierzchem do dołu kładąc na nich trzy rośliny, o których przed chwilą rozmawiali. -Na podstawie tego, co już wiesz wskaż po kolei co masz na dłoniach. Możesz wąchać, dotykać, ewentualnie lizać, ale raczej polecam robić to bez zaangażowania. - Sprzedał Moralesowi instrukcję stając naprzeciw niego i uważnie czekając na to, czy mężczyzna jakkolwiek poradzi sobie teraz z tym zadaniem. Zielara była z Paco beznadziejna.
Kostki:
Nic prostszego. Rzucasz sobie k100. <15 Nie zgadujesz nic. Jesteś porażką zielarską i życiową. 16-35 Rozpoznajesz bezbłędnie jeden składnik 36-70 Rozpoznajesz ledwo dwa składniki 71-100 W mgnieniu oka rozwiązujesz tę przedszkolną zagadkę.
Za każdego buziaka jaki Max kiedykolwiek od Ciebie dostał dostajesz przerzut. HAHAHA Żartuję, masz jeden przerzut z dobroci mojego serduszka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie oceniaj książki po okładce. Daj mi się rozkręcić. – Walczył o swoją pozycję, chyba wierząc jeszcze naiwnie, że luki w pamięci wypełni czarującym uśmiechem. Niestety życie bywało bezlitosne, a nawet jeżeli za czasów szkoły zajęcia z eliksirów naprawdę lubił i nie sprawiały mu one większych kłopotów, tak po długich latach wydawania galeonów w aptekach lekką ręką, zapomniał praktycznie wszystkiego czego kiedykolwiek się w tej dziedzinie nauczył. – Proste. – No i trwał dalej w tej pozie, kiwając głową ze zrozumieniem tak jak słynna chińska figurka kota macha swoją łapką, ale czy rzeczywiście cokolwiek pojmował i czy nie doprowadzi Maximiliana na skraj cierpliwości to dopiero miało okazać się za chwilę. Przepytywanie Felixa boleśnie wykazało jego braki. Niewykluczone, że hogwarcki jedenastolatek, który na bieżąco chadzał na lekcje i wypełniał sumiennie prace domowe wiedział więcej niżeli Paco, który po prostu na co dzień z warzeniem magicznych mikstur nie miał styczności. Parę ziół może i znał, ale raczej ze względów kulinarnych, a akurat tymi trzema nie ubogacał przyrządzanych dań. Przy walerianie jeszcze względnie sobie poradził, nie mając pojęcia skąd pamięta te wszystkie informacje. Najwyraźniej mózg z jakiegoś powodu postanowił je zachować, pozwalając właścicielowi przynajmniej przez ten moment poczuć się wybitnym uczniem. Pierwsze wrażenie zrobił dobre, ale potem… potem posypał się jak domek z kart, a Solberg nie dał się nabrać na jego potulne, przepraszające spojrzenie. – Naprawdę? Musisz? – Zerknął na niego spod byka, unosząc dłoń by odebrać swoją zgubę, ale nastolatek był od niego znacznie szybszy, toteż Salazar niczym obrażony dzieciak dmuchnął mu jedynie pozostałym w płucach dymem w twarz. Odgryzł się na tyle, na ile pozwalały mu okoliczności, ale zaraz posłusznie powąchał zawartość tajemniczej fiolki, nie bardzo wiedząc właściwie czemu miałoby to służyć. Zatracił jednak czujność do tego stopnia, że Maximilian spokojnie mógłby go uraczyć nawet i chloroformem. Mimo to wziął głębszy oddech, starając się odnaleźć zagubioną gdzieś koncentrację i zamienił się w słuch, pragnąć wchłonąć jak najwięcej przekazywanych mu przez nastoletniego nauczyciela szczegółów, a tych… Tych było wiele, może nawet za wiele jak na jego obecny stan zaznajomienia z trzema leżącymi na stole roślinami. - No dobra, muszę przyznać, że jednak kiedy temat zbacza na eliksiry, nagle okazuje się że jesteś złotousty. – Nie to żeby mu się przymilał, chociaż w duchu liczył na to, że ten drobny komplement ułatwi Felixowi przełknięcie jego ignorancji. A Paco… cóż, głuchy ani głupi nie był. Rozumiał co mówi do niego były kochanek, ale natłok informacji budził obawy, że nie zdoła zapamiętać tego, co najistotniejsze. Krwawe ziele zaintrygowało go najbardziej i to nie tylko przez wzgląd na swoją nazwę, ale i fakt że sam nie potrafił powiedzieć o nim kompletnie nic. Patrzył więc na poruszające się usta Maximiliana z zaciekawieniem. Tak, pierwszy błąd, który poprowadził go do zguby. Chciał skupić się na wykładzie, ale jego wyobraźnia pomknęła w zupełnie innym kierunku, a już na widok krawatu w dłoniach osiemnastolatka mimowolnie poruszył brwiami, uśmiechając się przy tym wymownie, przez co samego siebie musiał przywoływać do porządku. – Tego się obawiałem… – Nie był już taki hardy jak na początku, ale nie tracił nadziei. Mimo że jego myśli często zbaczały w inne rejony, tak wydawało mu się, że sporo udało mu się zapamiętać. Wiara legła w gruzach dopiero gdy pogrążył się ciemności, a inne zmysły zdawały się bezbronne w starciu z wciśniętymi mu do rąk roślinami, których struktura była aż nader podobna. Nie poddawał się jednak, unosząc każdą z nich wyżej, by zbadać je również za pomocą węchu, a jedną z nich nawet polizał, ale cierpki smak pozostały na języku zniechęcił go do tej metody, zwłaszcza że i tak nie miał zielonego pojęcia na co wówczas natrafił. Nie sądził, że to będzie takie trudne, ale nagle na ratunek przybył aromatyczny zapach rozpościerający się w nozdrzach. Cytrusy. – No dobra, to będzie melisa. Charakterystyczny zapach. – Mruknął, rozcierając zioło pomiędzy palcami, zanim oddał je na ślepo gospodarzowi. – To jest krwawe ziele, a to waleriana. – Podobnie uczynił z następnymi obiektami testu, a choć towarzyszyła mu przy tym niewzruszona mimika, tak po samym czasie reakcji można się było domyślić, że to wyłącznie szczęśliwy, a w tym przypadku raczej nieszczęśliwy strzał.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Problem polegał na tym, że tamten jedenastolatek jeszcze nie miał okazji na żadnej lekcji się pojawić, bo dopiero co otrzymał list z Hogwartu i wychowywał się u mugoli. No cóż, Max nie chciał oczywiście skreślać od razu Moralesa, ale widząc, że ten wysypuje się na podstawach, musiał podejść do niego jak do kogoś, kto nigdy w życiu o żadnych eliksirach i roślinach nie słyszał. Zadanie to było o tyle ciężkie, że chyba taka osoba na świecie po prostu nie istnieje, bo nawet dzieci potrafią rozróżnić stokrotki od róży. -Nie oceniam, tylko reaguję na to co słyszę. - Wyprowadził go z błędu, bo akurat o ile sam był zjebem na punkcie magicznych mikstur tak wiedział, że większość społeczeństwa ma tę dziedzinę głęboko w dupie. Nie miał zamiaru dyskutować na temat zapalonego szluga, bo akurat nikotyna dość mocno zniekształcała to, jak odbierało się świat przy pomocy węchu i smaku. Była na tyle silna, że tłumiła naprawdę wiele innych aromatów i smaków, przez co w tej chwili była gościem niepożądanym w organizmie Paco. -Nagle? Dzięki, wiesz.... - Prychnął rozbawiony kompletnie nie biorąc tego do siebie, bo akurat nie przyszedł tu po komplementy. A raczej nie spraszał tu po to Moralesa. Mimo wszystko poczuł się w pewien sposób doceniony, choć przecież nie rozmawiali nawet o eliksirach, a tylko o kilku leżących przed nimi roślinkach. -Dokładnie, koniec nauki idziemy się zabawić. - Przewrócił oczami widząc wymowny wyraz twarzy Moralesa, ale nie potrafił powiedzieć tego poważnie. Zamiast tego po prostu pozbawił mężczyznę tego zmysłu na kilka chwil i kazał mu udowodnić, że jednak słuchał tego, co do niego mówił, a nie tylko siedział i kiwał głową jak piesek na szybie samochodu. -Świetnie! Melisa i cytryna powinny na zawsze wbić Ci się w pamięć. - Był zdziwiony, że naprawdę coś do Paco dotarło, ale jeszcze nie robił sobie wielkich nadziei. Na całe szczęście, bo dalsze zgadywanki już przyniosły kompletną porażkę, a Max po raz kolejny wzdychnął ciężko, wydychając z płuc zbawienny dym. -Dobra, chyba jednak trzeba odpalić program dla dzieci specjalnej troski. - Mruknął niby do siebie, ale specjalnie na tyle głośno, by Morales bez przeszkód usłyszał każde jego słowo. Nie zdejmując krawata z oczu Salazara, Max również oczyścił wszystkie swoje zmysły, po czym spryskał się eliksirem, który uwolnił go od zapachu fajek, by nie rozpraszał on jego ucznia. Następnie wziął z rąk Moralesa krwawe ziele i walerianę. -Ponowimy próbę. Tym razem proszę, naprawdę się najpierw skup. Powtórz sobie informacje, jakie już masz i wyobraź sobie każdą z tych roślin. - Zaczął przemawiać do niego po cichu, ale stanowczo, jakby chciał przeprowadzić go przez ten proces wizualizacji. Następnie, gdy Paco uznał, że jest już wystarczająco gotowy, Solberg chwycił jego dłoń i nakierował na swoją, otwartą, w której to znajdowało się krwawe ziele. -Nie spiesz się. Wyczuj strukturę rośliny. Zapamiętaj uczucie, jakie wywołuje w Twoich palcach. - Mówił powoli, sprawdzając, wzrokiem, czy jego uczeń stosuje się posłusznie do tych zaleceń. -Teraz weź i powąchaj. Powinieneś wyczuć zapach, którego nie da się jednoznacznie opisać. Coś, jak wąchanie świeżo zroszonej trawy, z nutą czegoś cierpkiego. - Zamknął krwawe ziele w dłoni Paco, pozwalając, by ten sam przeszedł do kolejnego etapu i mógł skupić się na wąchaniu tego wątpliwego cudeńka. Gdy już i ten etap mieli za sobą, przyszedł czas na walerianę. -To było krwawe ziele. Teraz waleriana. Znów, zaczniemy od dotyku. Powinieneś od razu wyczuć, że nie jest tak przyjemna w dotyku. Bezlistna, granulowata, prawie oschła. - Tłumaczył dalej, nim znów przeszli do zmysłu zapachu. -Tutaj będzie mniej przyjemnie. Waleriana posiada charakterystyczny smród, ale jak się przez niego przebijesz, wyczujesz nutę świeżej ziemi. - Nakierował Paco na to, czego powinien szukać przykładając sobie drugą roślinę do nozdrzy, by ostatecznie i ją zabrać z jego dłoni. Przez chwilę wahał się i zamilkł, by następnie uznać, że skoro już i tak ryzykuje wiele, to postawi ten kolejny krok. Oderwał jeden z kwiatostanów waleriany i wtarł go sobie w usta. -Trzecia, zdecydowanie mocno charakterystyczna cecha waleriany... - Zamilkł, zbliżając się zdecydowanie do Moralesa. -Jej smak. - Wyszeptał mu prosto w usta, by następnie złączyć swoje wargi z tymi, należącymi do Paco i dać mu możliwość poczucia tej mocnej, znienawidzonej przez każdego, kto kiedykolwiek brał leki z tej rośliny, goryczy.
Kostki:
Paco! Twoje skupienie na lekcji wynosi 150. Są to punkty, które w dowolnych proporcjach możesz dodawać do dowolnych swoich kostek do końca wątku.
Obecnie rzucasz następujące kości:
Krwawe ziele:
Rzuć 2x k6 by zobaczyć, którą właściwość zapamiętasz. Wynik nieparzysty oznacza sukces.
Waleriana:
Rzuć 2x k6 by zobaczyć, którą właściwość zapamiętasz. Wynik nieparzysty oznacza sukces. Ze względów oczywistych na zmysł smaku rzucasz k100. Powyżej 50 udaje Ci się skupić na tyle, by zapamiętać i tę informację.
Do każdej rośliny w tej turze przysługuje Ci jeden przerzut. (Jeden na kostki krwawego ziela i jeden na kostki walerianowe)
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Całe szczęście, że nie był legilimentą ani żadnym innym sposobem nie miał obecnie szans zdemaskować myśli kłębiących się pod nastoletnią kopułą. Czasami lepiej było nie wiedzieć, a niewykluczone, że świadomość iż jego były kochanek bezgłośnie wyzywa go od przedszkolaków, twierdząc że nie potrafi odróżnić róży od stokrotki, całkiem podcięłaby mu skrzydła. Na co dzień Paco mógł sprawiać wrażenie aroganckiego, zadufanego w sobie dupka, ale teraz nawet on czuł, że lekko nie będzie, a w konsekwencji do swojego młodszego nauczyciela zdecydował się podejść z pokorą i należnym mu szacunkiem. – Ależ proszę. – A przynajmniej za chwilę, bo po tym rozbawionym prychnięciu Maximiliana nie mógł zareagować inaczej jak jeszcze szerszym, zawadiackim uśmiechem, który utkwił zresztą na dłużej na jego twarzy, a to na skutek zaproponowanej przez chłopaka, dosyć dwuznacznej zabawy. Nieszczególnie nawet przejął się tym, że Solberg przyuważył jego jakże wymowną mimikę. Ot, parsknął tylko śmiechem, starając się jednak skoncentrować na rzeczywistym zadaniu… a przynajmniej stwarzać pozory w razie, gdyby skupienie na temacie ponownie rozsypało się w drobny mak. - Widzisz, nie jest tak źle. – Próbował go przekonać co do wartości własnych zmysłów zanim zorientował się, że z trzech roślinnych składników udało mu się odgadnąć tylko jeden. Cytrusy uratowały mu tyłek, odżegnując od sromotnej porażki, ale sytuacja nadal rysowała się dla niego niekorzystnie, co dobitnie skwitował i jego zajarany magicznymi miksturami belfer. – Zawsze znęcasz się nad swoimi uczniami? – Wytknął mu z cierpiętniczym westchnieniem, myśląc wyłącznie o tym, że najchętniej sprzedałby mu bolesnego kuksańca w żebra. Problem w tym, że czekoladowe ślepia nadal miał przewiązane krawatem, a na oślep pewnie prędzej sam wyrżnąłby o kociołek zamiast ustrzelić swojego byłego kochanka w bok. Niby mógłby go zdjąć, ale nie chciał marnować czasu Felixa, który i tak musiał poświęcić go na niego chyba więcej niżeli zamierzał. – Myślisz, że łatwo się skupić z opaską na oczach? – Opaską czy tam krawatem, jeden pies. Nie był przyzwyczajony do utraty wzroku, a mimo że wiele razy słyszał, że brak jednego ze zmysłów wzmaga działanie pozostałych, w tym momencie nie był do tej teorii przekonany. Zależało mu jednak na sukcesach, nie na wysłuchiwaniu kolejnych obelg ze strony Maximiliana, dlatego postanowił wznieść się na wyżyny swoich możliwości, żeby udowodnić zarówno jemu, jak i samemu sobie, że nauka nie poszła w las. Pozwolił chłopakowi poprowadzić swoją dłoń przez to organoleptyczne badania wycinka świata flory, starając się zapamiętać jak najwięcej wyczuwalnych pod opuszkami palców elementów. Potakiwał głową podczas toczonego przez Solberga wykładu, posłusznie uniósł również krwawe ziele bliżej własnych nozdrzy, wizualizując sobie wygląd tej rośliny, który teraz nierozerwalnie łączył z wydzielaną przez nią nietypową wonią. Podobnie uczynił z walerianą, jednak w jej przypadku uwagę poświęcił przede wszystkim niezbyt przyjemnej w dotyku strukturze, która faktycznie zdawała się oschła i granulowata. W toku tegoż badania ucierpiała zresztą nie tylko jego skóra, ale i węch po raz kolejny wystawiony na przeszywający na wskroś smród, pośród którego trudno było doszukać się wspomnianego przez Felixa ziemistego zapachu. Najchętniej odsunąłby trącące intensywnie zioło na bok, ale przemógł się, wreszcie wyczuwając również tę subtelną nutę. – Żeby ją w ogóle wyczuć, trzeba się najpierw przyzwyczaić do tej stęchlizny. – Wtrącił swoje trzy, niewiele warte knuty, oddając korzeń waleriany w ręce nauczyciela. Dalej słuchał z bacznością jego słów, chociaż ciekawość ustępowała powoli miejsca pokusie, kiedy chłopak zbliżył się do niego na tyle, by niemal połaskotać jego wargi swym oddechem. Nie był nawet pewien czy spodziewał się tego, co za chwilę nastąpi, czy raczej było to tylko jego myślenie życzeniowe, ale żywo zareagował na pocałunek, który mimo swej gorzkości niósł za sobą również słodkawy smak tęsknoty. Przesunął językiem po walerianowych ustach swego byłego kochanka, a gdy ten się od niego odsunął, odruchowo podążył głową za nim niczym pies przywiązany do łańcucha, z opóźnieniem wsłuchując się w wewnętrzny głos zdrowego rozsądku nakazujący mu uciszenie drzemiących w trzewiach pragnień. – Wiesz co… bezduszny jesteś. – Burknął niezadowolony nagłym zwiększeniem dystansu, ale teraz tym bardziej potrzebował mu pokazać, że niesłusznie go ocenił. Duma została urażona, a kierowany pragnieniem zamazania wcześniejszego wstydu Salazar naprędce powtórzył to co, o dziwo, nagle zdołał sobie przyswoić. – Spokojnie, zrozumiałem. Krwawe ziele: gładkie w dotyku, zapach świeżo zroszonej trawy z nutą cierpkości w tle. Waleriana: oschła, o strukturze granulatu, bezlistna. Trąci trupem, ale da się też wyczuć woń zawilgotniałej ziemi.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ich przekomarzanki były naturalne jak powietrze, którym oddychali. Max nie potrafił obrazić się na te słowa czując, jak obecność Moralesa poprawia mu humor, a lekka atmosfera w powietrzu odsuwa na bok wątpliwości, które trapiły jego młodą głowę. Może była to kwestia tego, że po raz pierwszy spotykali się na jego gruncie i jego warunkach, a może był to wynik ich ostatniego spotkania, podczas którego kilka rzeczy udało mu się w tej łepetynie poukładać. Nie miał pojęcia, ale nie chciał psuć sobie humoru rozważaniami na ten temat. -Szczerze? Jeszcze nikt nie wymusił na mnie odpalenia tego programu. - Pokazał mu język, po czym zorientował się, że Paco go przecież nie widzi. -Ale nie, nie ma ze mną łatwo. Jeśli chcesz się nauczyć, to Cię kurwa nauczę, choćbym miał zginąć próbując. - Zapewnił go, bo jak to typowy ślizgon miał w sobie wystarczająco ambicji, by obdarzyć nią przynajmniej pół Szkocji. Oczywiście musiał teraz zmienić nieco podejście widząc, że teoria ni chuja na Moralesa nie działa, tak samo jak zwykły kontakt z roślinami. Max miał jednak nadzieję, że zna rozwiązanie tego problemu. Wymagało ono jedynie nieco bardziej....Prywatnego podejścia. -Zdecydowanie. Nie masz tylu bodźców, które Cię rozpraszają. Wystarczy tylko chcieć się skupić. - Wskazał na błąd w myśleniu, który jego uczeń najwyraźniej popełniał. Jak to Max wspomniał zaledwie chwilę temu, z negatywnym nastawieniem, Morales mógł osiągnąć tylko negatywne wyniki i to właśnie to nastawienie nastolatek miał w planach teraz zmienić. Obserwował uważnie, jak Paco za pomocą zmysłów zapoznawał się ponownie z roślinami i musiał przyznać, że w głowie rodził mu się pomysł nie do końca kierowany pobudkami edukacyjnymi. Czując jego place muskające dłoń, na której spoczywały składniki i widząc skupienie na twarzy Salazara przepasanej jego szkolnym krawatem... Zdecydowanie coś się w nastolatku obudziło, nad czym nie miał kontroli, choć już nad tym, co zrobił następnie miał całkowitą władzę, a i tak postanowił iść za instynktem, jednocześnie tłumacząc wszystko wyjątkową metodą nauczania dla opornych. Mruknął tylko potwierdzająco na słowa o zapachu waleriany, bo wiedział, jak nieprzyjemna naprawdę jest ta woń, po czym zmuszając się do ogromnej samokontroli, wypowiedział te kilka kolejnych słów i dopiero wtedy wpił się w usta Paco, który nie cofnął się przed raczej mało smacznym, ale jednak pełnym uczucia pocałunkiem. -Bezduszny? Czyli jednak zmienić metodę, rozumiem. - Odpowiedział przekornie, po czym zdjął Moralesowi krawat z oczu, by ten nie musiał się już zamęczać w ciemnościach, jednocześnie przepłukując eliksirem usta, by zmyć ten obrzydliwy smak z własnych warg. -A widzisz, czyli jednak jesteś w stanie coś zapamiętać. Świetnie, w takim razie skoro pierwszy kamień milowy osiągnięty, przejdźmy w końcu do praktyki. - Odpowiedział wskazując głową stół, na którym czekał już dawno kociołek. Odłożył zgniecione przez nich i przemacane w każdy możliwy sposób roślinki. Wiedział, że mieli na tyle towaru, że mogą pozwolić sobie na kilka strat, ale na wszelki wypadek nie wyrzucał ich jeszcze do kosza. -Wiesz co. Skoro tak dobrze Ci szło, a ja mam zmienić metodę nauczania na bardziej tradycyjną, pozwól że odbiorę chociaż nagrodę za ten mały sukces w przebiciu się do Twojej wiedzy. - Już miał wstawać do roboty, ale ostatecznie zdecydował się pewniej objąć Paco i po raz kolejny i tym razem zdecydowanie bardziej spragniony, wpił się w jego wargi przymykając oczy i delektując się tym charakterystycznym prądem przeszywającym jego ciało. Jedną dłoń wplótł w jego włosy, a drugą umieścił na barku byłego kochanka jakby w gotowości do jednoczesnego odepchnięcia go i przysunięcia jeszcze bliżej siebie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Pomimo dzielącej ich różnicy wieku nie dało się nie spostrzec, że łączy ich podobna energia i temperament, które naturalnie odnajdywały ujście w potyczkach słownych, jakie nieustannie ze sobą prowadzili, a jakie to ubogacały ich relację, nadając jej zarazem wyjątkowego, intrygującego kształtu. Co prawda buńczuczna natura i ogień tlący się w głębi spojrzenia zarówno tych szmaragdowych, jak i czekoladowych tęczówek, skutecznie podnosiły ciśnienie, czasami zagęszczając też unoszącą się wokoło nich atmosferę, ale czy to konna przejażdżka, czy dzisiejsze popołudnie spędzone w akompaniamencie magicznych ziół i bulgoczącej wody w kotle udowadniały, że ten nietypowy duet, jeżeli tylko chce, potrafi złapać nić porozumienia i powstrzymać mordercze zapędy kłębiące się gdzieś z tyłu czaszki. - Rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że jestem wyjątkowy. – Postanowił odparować ten cios z szelmowskim uśmiechem przywdzianym na usta. W końcu odwrócenie kota ogonem zdawało się obecnie jego jedyną jakkolwiek sensowną linią obrony, skoro stan jego wiedzy o czarodziejskim świecie flory wołał wyłącznie o pomstę do nieba. – Zawsze doceniałem twój upór i determinację w dążeniu do wyznaczonych sobie celów, ale mam nadzieję, że jednak obędzie się bez ofiar. – Kontynuował tym samym tonem, chociaż mimo słyszalnej, żartobliwej nuty w tembrze jego głosu, Paco naprawdę poprzysiągł sobie, że weźmie się w garść. Nie chciał przecież narażać na szwank chłopięcej cierpliwości, która po jego zielarskich popisach prawdopodobnie wisiała już na włosku. - Chcę się skupić. – Podkreślił pierwsze słowo, przekonując go że wbrew ich przekomarzankom podchodzi do nauki śmiertelnie poważnie. Niewykluczone zresztą, że to właśnie w jego perfekcjonistycznym nastawieniu tkwił cały szkopuł, a niepowodzenia, z którymi zderzył już na samym początku spotkania konsekwentnie podcinały mu skrzydła. Pragnął pofrunąć wysoko, ale z każdą próbą pikował w dół niczym strącony promieniami słońca Ikar. Nie znosił porażek. Nie miał jednak pięciu lat, żeby obrazić się na cały świat, rzucając zabawkami w kąt. Złapał więc głębszy oddech, uciszając rodzący się w głowie pesymizm, i na powrót zaczął badać rośliny przede wszystkim za pomocą subtelnego dotyku, jak i zmysłu węchu wystawionego teraz głównie na intensywny, cholernie paskudny aromat waleriany. Nie czuł się ani trochę komfortowo w nowej dla siebie sytuacji, ale słodko-gorzki, przepełniony uczuciem pocałunek byłego kochanka znacząco poprawił mu nastrój, jednocześnie podnosząc upadające powoli morale. – Nie. – Zaprzeczył błyskawicznie. – Nie. Tak jest dobrze. – Dodał już nieco łagodniej, gdy dotarło do niego, że chłopak rozmyślnie i przekornie z nim pogrywa. Krawat zniknął, a kiedy tylko Paco otworzył szerzej oczy, musiał je na krótką chwilę zmrużyć, żeby przyzwyczaić się do nagle jakby zbyt jasnego światła. – Zaczynamy warzyć eliksir? – Skinieniem głowy wskazał na kocioł, ruszając się również z łóżka, by wychylić łyka zapomnianej herbaty, która niestety przez ten czas zdążyła już ostygnąć. Szczęście w nieszczęściu temperatura nie wpłynęła aż tak znacząco na przyjemny, gorzkawy smak zaparzonych liści. – Niczego nie musisz zmieniać… – Mruknął nie do końca świadom jeszcze, w jakim kierunku zmierza nastolatek. Zrozumiał z opóźnieniem, dopiero kiedy poczuł chłopięce dłonie na swoim ciele, a Felix znów wpił się w jego usta z jeszcze większą chyba żarliwością. Morales sięgnął z zaangażowaniem jego warg, dłonią otulając przy tym jego szyję, chociaż mimo tego jednego, gwałtownego zrywu, nie napierał już dalej na nie tak agresywnie jak zazwyczaj, pozwalając gospodarzowi utrzymać inicjatywę i kontrolę na jego własnym terenie. – A do tego bezczelny… – Wytknął Solbergowi, kiedy tylko oderwali się od siebie, chociaż nawet nie krył się z oczarowanym, zamglonym spojrzeniem i rozanielonym uśmiechem rozpromieniającym całą jego twarz. – Chyba powinienem częściej przychodzić do ciebie na nauki… – Mruknął uwodzicielsko, nie zapominając jednak o tym w jakim celu spotkali się dzisiaj na obrzeżach Inverness. Eliksir spokoju. – No to od czego zaczynamy? – Zapytał więc zaraz przytomniej, opierając dłonie o brzeg zastawionego rozmaitymi składnikami stołu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby wysilić się na poetyzm czy romantyzm można by wręcz uznać, że byli jak jedna dusza uwięziona w dwóch osobnych ciałach. Może to właśnie było przyczyną tego, jak bardzo do siebie ich ciągnęło, bo w końcu mogli stworzyć naturalną jedność. Oczywiście Max w życiu nie wierzył w takie bzdety, ale musiał przyznać, że Paco jest chyba jedyną osobą jaką zna, która naprawdę może być w stanie choć trochę zrozumieć to, co w nim siedzi właśnie ze względu na podobieństwo ich charakterów. Raczej wyjątkowo głupi. - Pomyślał, zagryzając jednak zęby, bo tak samo jak z marchewkami, podczas nauczania nie warto było przesadzać z kijami. Morales na pewno potrafił wykrzesać z siebie zrozumienie dla tematu tylko Max musiał znaleźć sposób, by jakoś do niego dotrzeć. -W takim razie mnie nie wkurwiaj. - Zaśmiał się, bo naturalnie to Salazar był tu pierwszy na liście ofiar do odstrzału, jeżeli nastolatek straci w końcu swoją cierpliwość. Zresztą, obydwoje dobrze wiedzieli, jak sprawy się mają, gdy Felix daje się ponieść emocjom. -W takim razie pokaż mi to. - Powiedział już bardziej poważnie, przechodząc do macania, wąchania i smakowania ziółek. Znał perfekcjonizm Moralesa i jego chęć kontroli nad każdym jebanym aspektem życia, ale eliksiry nie były sztuką, która to doceniała. Oczywiście pewne rzeczy musiały zawsze pozostawać tak samo bezbłędne i precyzyjne, ale czasem wystarczył lekki podmuch wiatru w pomieszczeniu, by nawet najbardziej rzetelna w pracy z kociołkiem osoba musiała zmagać się z niechcianymi konsekwencjami. Może to był właśnie powód, dla którego Paco nie do końca się ze sztuką eliksirowarstwa lubił, a może faktycznie zabrakło w jego życiu nauczyciela, który odpowiednio by go nakierował. -Skoro już wiesz, co będziesz wrzucał do kotła, nie widzę przeszkód. - Odpowiedział z uśmiechem, bo czym innym było ślepe podążanie za recepturą, którego Max nienawidził z całego serca, a co innego zrozumienie, co tak naprawdę się tam odbywa. Według nastolatka to właśnie była prawdziwa magia. Nie potrafił jednak sam skupić się tak od razu na pracy mając w umyśle jeszcze pocałunek, który przed chwilą dzielili, a który zdecydowanie nie nakarmił jego tęsknoty za bliskością. Oczywiście, że zignorował słowa Paco, zamiast tego bezczelnie znów stykając ze sobą ich wargi. Tym razem nie był tak delikatny i metodyczny. Pozwolił, by płomień tkwiący w jego szmaragdowych ślepiach przelał się do jego warg i języka kradnąc kilkanaście sekund przyjemności dla siebie samego. -Nie zaprzeczę. - Mruknął z uśmiechem, gdy w końcu oderwał się od Paco z wielkim trudem. Mieli jednak tu coś innego do roboty niż oddawanie się fizyczności, która teraz już ni cholerę nie chciała wyjść z umysłu Maxa. Oczywiście sam był sobie winien, ale nie był to teraz moment, by czegokolwiek żałować. -A ponoć nie nadaję się kompletnie na nauczyciela. - Wytknął mu, parafrazując słowa, które tak niedawno od niego usłyszał. Oczywiście był to tylko żartobliwy przytyk, bo Solberg doskonale wiedział, co Salazar miał w tej chwili na myśli i bardzo chętnie by się z nim zgodził, gdyby nie fakt, że ta zgoda mogła po raz kolejny pchnąć go w stronę jego ust zamiast w stronę kociołka, który niecierpliwie na nich czekał. -Najpierw trzeba posiekać krwawe ziele i zetrzeć melisę w moździerzu. - Poinstruował jak na dobrego belfra przystało. Wziął leżący na brzegu stołu sztylet i jak zawsze sprawdził jego ostrość na swojej dłoni, na której od razu pojawiła się krwista smuga. Wytarł dokładnie ostrze i podał je Moralesowi. -Wy się już chyba znacie. - Dodał z uśmiechem, bo był to dokładnie ten sam sztylet, który leżał między nimi na stole pewnego Świątecznego i bardzo skacowanego poranka w El Paraiso. -Następnie musisz pokruszyć kamień księżycowy na odłamki wielkości mniej więcej tego koralika. - Pokazał mu punkt odniesienia, po czym machnął różdżką, stawiając bariery wokół stanowiska, głównie ze względu na obecnego w pokoju Groma, a sam stanął przy oknie obserwując swojego ucznia i odpalając nowego papierosa.
Kostki:
Twoje skupienie na lekcji wynosi 150. Są to punkty, które w dowolnych proporcjach możesz dodawać do dowolnych swoich kostek do końca wątku.
Rzucasz 3xk100, które określi jakość wykonanych przez Ciebie czynności. (siekanie, moździerz i kruszenie)
<30 Nie masz pojęcia co się dzieje, ale zdecydowanie potrzebujesz pomocy Maxa, bo zaraz ktoś straci palec, albo co gorsza zmarnujesz kompletnie składniki
31-60 Jest w miarę. Kilka sugestii od Solberga jest nieodzowne, ale oprócz tego mogło być zdecydowanie gorzej.
61-90 - Widać, że czasem siedzisz w kuchni, bo idzie Ci zaskakująco dobrze z tymi prostymi czynnościami.
91+ Perfecto! Żadnych zastrzeżeń, same pochwały!
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Mogliby rozprawiać godzinami o bliźniaczym płomieniu i braterstwie duszy rozdzielonej romantycznie wpół, a potem uwięzionej w dwóch niezależnych od siebie ciałach, które dopiero w ciasnym zespoleniu zdawały się tworzyć jedną wyjątkowo spójną całość… gdyby tylko potrafili tak pięknie mówić o uczuciach, a emocjonalne rozmowy nazbyt często nie wyprowadzały ich na manowce. Mowę często przyrównywano do srebra, ale to milczenie określano mianem wartościowszego przecież złota, a w przypadku tego nieszczęsnego duetu niekiedy rzeczywiście lepiej było nie silić się na poetyzmy, zamiast tego zamykając usta w namiętnym pocałunku. Niekoniecznie walerianowym, chociaż patrząc zupełnie obiektywnie, zdawał się on idealnym odwzorowaniem podobnie słodko-gorzkiej więzi, jaka przypadkiem wywiązała się pomiędzy nimi. - Tómatelo con calma, mi toro. – Rzucił zaczepnie, a i z przyjemnością puściłby mu teraz oczko, gdyby nie przewiązany przez skronie krawat. – Gdybym miał ochotę na corridę, złapałbym świstoklik do Hiszpanii. – Pozwolił sobie również zażartować, w dość zawoalowany sposób dając swemu byłemu kochankowi do zrozumienia, że nie zamierza przeciągać struny. Nie potrafił jednak zrezygnować z tych wszystkich słownych przepychanek, które dawały mu ogrom satysfakcji, i to nawet pomimo świadomości, że akurat w obecnych okolicznościach to on jest pierwszym na linii strzału. Nigdy nie analizował swoich predyspozycji do warzenia magicznych mikstur przez pryzmat dominujących cech osobowości, ale pewnie można by oddać Maximilianowi wiele racji. Eliksiry jako szkolny przedmiot nigdy nie sprawiały Moralesowi większych kłopotów, jednak jako pedant i perfekcjonista zwykle ściśle trzymał się opracowanych przez bardziej doświadczonych w temacie ekspertów. Co prawda nie wkuwał ich do głowy na pamięć, starając się również zrozumieć prawidła rządzące sztuką mieszania chochlą w kotle, ale możliwe że zabrakło mu elastyczności, a w konsekwencji nie zgłębił jej w stopniu, o którym z taką naturalnością rozprawiał Felix. Koncentrował się jedynie na suchej wiedzy, która z biegiem lat odeszła w niepamięć, a teraz musiał zaczynać swą przygodę z wywarami niemalże od samego początku… a właściwie nie tylko z wywarami, ale i roślinnymi składnikami, bez udziału których nie miały one szansy powstać. - Oho, czyli mówisz, że zdałem? – Niezwykle wygodnie było zdjąć materiał z oczu i utkwić na dłużej spojrzenie czekoladowych ślepiów w przyozdabiającym twarz Solberga uśmiechu, wyraźnie świadczącym o tym że potknięcia ucznia nie zdołały jeszcze zepsuć jego dobrego nastroju. Nawet uniesione kąciki ust nie mogły się jednak równać z jego płomiennym pocałunkiem, który powoli zaczynał zagrażać dalszym losom ich korepetycji. Niełatwo było się wszak skoncentrować na eliksirze spokoju, kiedy rozszalałe serca nagle zapragnęło wyrwać się z klatki piersiowej, a jedyne o czym Paco teraz myślał to to, że chyba nigdy nie będzie w stanie się nasycić diablikami czającymi się w szmaragdowych ślepiach i niebiańskością chłopięcych ust, które zawsze doprowadzały jego krew do niebezpiecznego wrzenia. – Ale chyba nie z grzeczności… – Mruknął, wymownie unosząc jedną brew, nim przestąpił parę kroków do zastawionego roślinami i innymi składnikami stołu. - Każdy może się pomylić. – Zerknął ukradkiem na swojego nauczyciela, notując w pamięci zwięzłą, acz rzeczową instrukcję, zaraz po tym spuszczając wzrok na znajomy mu sztylet. – Można by powiedzieć, że dogłębnie. – Pozwolił sobie zażartować, chwytając rękojeść lśniącego narzędzia, wysłuchując do końca wszystkich uwag i wskazówek, jakimi w międzyczasie raczył go pasjonat magicznych mikstur. Wreszcie przystąpił do zleconych mu zadań, przybliżając do siebie krwawe ziele, które potrafił już bez problemu rozpoznać, mogąc poszczycić się zdolnościami, jakie weszły mu w nawyk podczas wielu godzin spędzonych w kuchni. Felix mógł zaobserwować jak pewnie trzyma nóż i jak zręcznie sieka na drobne kawałeczki zmacaną wcześniej roślinę. Nieco mniej sprawnie poszło mu starcie melisy w mosiężnym moździerzu, ale i z tym wyzwaniem jakoś się uporał po drobnych sugestiach ze strony bardziej doświadczonego eliksirowara. Na koniec pozostawił sobie czynność, której najbardziej się obawiał. Chyba niesłusznie, bo kruszenie księżycowego kamienia przyszło mu niemal tak naturalnie jak ciskanie pojedynkowymi zaklęciami. Nie miał żadnego problemu w uzyskaniu odłamków wielkości zademonstrowanego mu wcześniej przez nastolatka koralika, chociaż możliwe że po prostu szczęśliwy obłupał składnik, poczynając we właściwym miejscu. – Jaką ocenę wystawisz mi tym razem? – Rzucił wyzywająco, spoglądając na twarz Solberga. Srebrzysty sztylet na razie odłożył na bok w oczekiwaniu na dalsze rozkazy czuwającego nad procesem warzenia kochanka… a czy nadal byłego?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że Max miał rację. Zbyt dobrze znał naturę eliksirów, by nie wiedzieć, że Paco się niekoniecznie z nią spotyka. Wiele uczniów nie rozumiało dlaczego podczas idealnego odwzorowania przepisu, coś szło im nie tak, ale nastolatek znał przynajmniej setki powodów, dla których mogło się tak wydarzyć, od jakości składnika, po zagubiony włosek kociej sierści w kociołku, przez co sam tak mocno dbał o BHP, gdy pracował z innymi, a jego sypialnia zawsze była otoczona zaklęciami gdy pracował, na wypadek, gdyby doszło do eksplozji. Jego sypialnia to chuj, ale nie chciał przy okazji pozbawiać dachu nad głową ludzi, którzy byli dla niego czymś więcej niż tylko rodziną zastępczą. To właśnie praktyka, jaką Felix posiadał i elastyczność, która w dużej mierze wynikała z jego charakteru sprawiały, że potrafił przewidzieć te konsekwencje i dostosowywać się na bieżąco do tego, co działo się w kociołku. Sucha wiedza była bardzo dobrym startem i podkładką, ale jak Morales miał okazję się przekonać, miała tendencję do uciekania z pamięci, gdy tylko człowiek przestawał zwracać na nią uwagę. -Raczej powiedziałbym, że względnie prześlizgnąłeś się przez pierwszy etap. Żeby zaliczyć czeka Cię jeszcze długa droga. - Tak, dobór słów nie był tutaj przypadkowy, ale też oczywiście Max miał na myśli postęp Paco w kwestii wiedzy o składnikach, które zaraz miały utopić się w kociołku i stworzyć cudny eliksir kojący nerwy. Eliksir, od którego Max jeszcze nie tak dawno temu był uzależniony, jednocześnie niwelując jego działanie miksturą czuwania. Tak, nie tylko wiedza sprawiała, że nastolatek tak dobrze rozumiał eliksiry, ale i fakt, że wlewał je w siebie jak pojebany i dokładnie mógł przyjrzeć się ich działaniom w różnych warunkach. -Znasz mnie, uosobienie grzeczności i kultury. - Odpowiedział w swoim stylu, bo choć wielokrotnie zarzucał Moralesowi, że nic o nim nie wie, to jednak tutaj mogli być raczej zgodni, że Maxowi raczej naturalnie nie było po drodze z formalnościami i zasłoną z dobrego wychowania, jeżeli nie miał w tym swojego celu. -Czy Ty właśnie przyznałeś się do błędu? Chyba muszę zaznaczyć sobie ten dzień w pamiętniczku. - Spojrzał na niego rozbawiony, wyjmując z kieszeni pomniejszony dziennik, z którym nigdy się nie rozstawał i udając, że coś w nim zapisuje. Oczywiście nie silił się nawet na przywrócenie go do normalnych rozmiarów, czy sięgnięcie po długopis. Ot chodziło o sam efekt wizualny. -Może kiedyś mi opowiesz historię waszej znajomości, skoro łączy was tak wiele. Ostrzegam tylko, nie łatwo się z nim rozstaję, więc traktuj go jak największy skarb. - Pogroził żartobliwie, choć nie mijał się wcale z prawdą. Sztylet nosił prawie zawsze przy sobie, tak samo jak notatnik. Różdżka nie była dla niego aż tak ważna, co to wysłużone i wierne ostrze. Problem był taki, że Max wciąż nie wiedział, co zaszło tej niepamiętnej Wigilii, gdy nagle następnego dnia znalazł się w El Paraiso i zostało mu zasugerowane, że jest sprawcą rany ciętej na piersi Moralesa. Oparł się o parapet i zaczął obserwować, jak Paco radzi sobie z pierwszym praktycznym wyzwaniem tego dnia. Rozpoczął od siekani i Max musiał przyznać, że widać było, jaką wprawę mężczyzna ma w podobnym zadaniu. Oczywiście Solberg wiedział, że Paco krząta się czasem po kuchni, ale nigdy wcześniej nie widział go w akcji i musiał przyznać, choć z lekkim bólem serca, że był to widok, który trochę zbyt mocno mu się podobał, gdy obserwował męskie ramiona operujące jego wiernym sztyletem z taką łatwością. O mało co, by nie odleciał w krainę wyobraźni, ale na szczęście Grom postanowił zeskoczyć z łóżka zwabiony chyba zapachem świeżo siekanego zioła i odbił się od wyczarowanej przez Maxa bariery, miałcząc głośno z niezadowolenia. -GROM! Wiesz, że nie podchodzimy do kociołka! Nawet, jak tata nie gotuje. Chodź tu Ty głupi kocurze. - Dał mu reprymendę, bo czym zaśmiał się lekko i wziął kociaka na ramiona uważając przy tym, by nie przypalić jego lśniącej, czarnej sierści odpalonym szlugiem. -Jeśli chcesz być jeszcze bardziej efektywny, następnym razem pamiętaj, by nieco odchylić ostrze do wewnątrz. Sztylet jest wyważony pode mnie i widzę, że trzymany w prawej ręce potrzebuje małej korekty. - Tym razem zwrócił się do Paco, ale nie ze słowami krytyki, a ze szczerą i dobrą poradą, mającą tylko usprawnić pracę mężczyzny i uwolnić jego dłoń od niepotrzebnego wysiłku, który z tego wynikał. Następnie przyszła pora na ucieranie w moździerzu i tu już Morales nie radził sobie aż tak dobrze, jak przy posługiwaniu się sztyletem, co nie do końca wywoływało uśmiech na twarzy jego dzisiejszego nauczyciela. -Chwyć pewniej moździerz, żeby Ci tak nie uciekał. - Powiedział, a gdy Paco poprawił pozycję i nie przyniosło to większej poprawy wypatrzył więcej błędów, jakie ten popełniał. -Merlinie, to jest moździerz nie kutas, weź porządnie nim pierdolnij o tę miskę... - Miał wrażenie, że Morales nieco zbyt delikatnie podchodzi do liści melisy, a przecież cały sens tkwił w tym, by utrzeć je do maksimum i uzyskać jak najwięcej oleju z tej rośliny. -Nie mogę na Ciebie patrzeć. - Westchnął w końcu, wypuszczając Groma z ramion, wyrzucając peta przez okno, otrzepując ręce, by pozbyć się z nich kociej sierści i w końcu podchodząc do Moralesa. -Chodź no tu... - Powiedział, stając za Paco i obejmując go ramionami tak, że miał idealną pozycję do kontrolowania poczynań jego dłoni. Rękę, która obejmowała misę moździerza jedynie umocnił na tej pozycji, bo akurat to jak widać Paco potrafił zrobić, ale już tę, która trzymała część do ucierania musiał zdecydowanie chwycić, by pokazać Moralesowi, jak to ma być zrobione. -Zbyt mocno skupiasz się na tych niezgniecionych częściach. Ucieramy na drobne, więc możesz je trochę pomaltretować. Patrz. - Powoli nadał moździerzowi odpowiedni ruch, nakierowując tym samym Paco na to, ile siły powinien używać i pod jakim kątem ucierać liście, by wypuściły jak najwięcej oleju. Gdy mężczyzna w końcu załapał, Max z dość wielkim trudem przywołując się do porządku odsunął się od niego i wrócił do zajmowanego wcześniej miejsca przy oknie. Skłamałby mówiąc, że tamta bliskość nie miała na niego zupełnie wpływu i nie miał ochoty zatopić warg w delikatnej szyi Moralesa, która otulała nozdrza nastolatka swoim zapachem. Zamiast tego Solberg pozwolił sobie, by kawowy aromat zastąpił ten zdecydowanie przyjemniejszy, gdy upił dość sporego łyka czarnej, aczkolwiek już zdecydowanie wystygniętej kawy. -Osz Ty skubańcu. Naprawdę dobra robota! - Pochwalił swojego ucznia, gdy zauważył, jak sprawnie poszło mu rozdrabnianie księżycowego kamienia. Zazwyczaj wiele osób miało problem z załapaniem, jak zrobić to tak, by uzyskać odpowiednie odłamki, a tu proszę bardzo. -Myślę, że na ten moment nawet zasłużyłeś na.... Zadowalający. - Przekomarzał się z nim oczywiście, ale choć wiedział, że uczniów nie można tylko krytykować, nie chciał przesadzać też z pochwałami, by Paco nie obrósł w piórka, do czego Max doskonale wiedział, że mężczyzna ma skłonności. Spojrzał nieco ze smutkiem, na po prostu odłożony na bok sztylet, ale nic nie powiedział. Nie każdy musiał dbać przecież o to ostrze tak jak on, a poza tym nie było to teraz najważniejsze. -Napełniasz kociołek wodą i podgrzewasz do czterdziestu trzech stopni. Następnie wrzucasz kamień księżycowy, dodajesz siedem kropli leśnej rosy i.... Mieszasz. - Przewrócił oczami na ostatnie słowo, co Morales mógł odnieść do ich rozmowy o wiggenowym, którego proces tworzenia składał się głównie z tej czynności. -Piętnaście razy zgodnie z ruchem zegara i trzydzieści siedem w przeciwną stronę, utrzymując półtorej minuty przerwy między kierunkami. Wszystko jasne? - Zapytał w razie czego, po czym odpalił kolejnego szluga, a w drugą dłoń chwycił różdżkę w razie, gdyby musiał jednak interweniować. Z takim uczniem nigdy nie było wiadomo.
Kostki:
Twoje skupienie na lekcji wynosi 133. Są to punkty, które w dowolnych proporcjach możesz dodawać do dowolnych swoich kostek do końca wątku.
Najpierw rzucasz k100 na temperaturę. Im bliżej 43 tym lepiej Ci idzie. Jeśli odległość między pożądaną temperaturą a Twoją kostką jest większa lub równa 40, Maxio wchodzi z interwencją.
Następnie rzucasz 2xk6 i 1xk100 na mieszanie.
Wynik k6: Jeśli jest parzysty, nie pierdolisz się w liczeniu tego ile razy zamachałeś chochlą. W przypadku wyniku nieparzystego dla mieszania przeciwnie do ruchu zegara, Max musi interweniować.
Wynik k100: Pokazuje jak dokładnie mierzysz wspomniane półtorej minuty. Im większa kostka, tym większa precyzja! Jeśli otrzymasz wynik mniejszy niż 40, Max musi interweniować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Bystrość umysłu i spostrzegawczość dawały mu pewien ogląd na sytuację. Potrafił zrozumieć, że sposób warzenia mikstury czy skuteczność otrzymanego produktu mogą zależeć od mnogich czynników, ale nie poruszał się w świecie magicznych mikstur z taką swobodą jak chociażby stojący tutaj Maximilian, żeby dostrzec wszelkie potencjalne powiązania. Przede wszystkim brakowało mu doświadczenia, wszak im częściej pochylało się nad kociołkiem, tym więcej niuansów można było wyłapać. Paco po opuszczeniu murów Hogwartu nie chwytał nawet za chochlę, nic więc dziwnego że te jedne korepetycje – mimo błyskotliwości nastoletniego nauczyciela – nie rekompensowały jego zaległości i braków. Pochwalić musiał natomiast wymyślne sposoby przekazywania wiedzy, i to nie tylko ze względu na tęsknotę za bliskością chłopięcych ust. Po prostu wiedział, że te dzięki tym nietypowym metodom zapamięta zarówno strukturę, jak i właściwości smakowe i zapachowe ziół, które wykorzystywali dzisiaj w procesie warzenia. Kiedy tylko usłyszał tekst swojego byłego kochanka, momentalnie prychnął pod nosem. - Nadal mówimy o eliksirach? – Zagadnął prowokującym tonem, nie mogąc się powstrzymać od przybrania jeszcze szerszego, weselszego uśmiechu. Kto by pomyślał, że wspólna praca nad eliksirem spokoju tak mocno ich do siebie zbliży… Chyba powinni częściej spotykać się w towarzystwie szklanych fiolek i bulgoczącego w kotle wywaru. – Chyba chciałeś powiedzieć grzeszności i kulturwy, ale w porządku. Rozumiem. Głupie przejęzyczenie. – Rzucił wyraźnie rozbawiony, ani myśląc o oddaniu mu prymu w ich dzisiejszych słownych potyczkach, które chyba i tak nie miały wyłonić zwycięzcy, skoro nigdy nie miały swego końca. Przekręcił głowę jak zaciekawiony szczeniak, przypatrując się co tym razem wymyślił jego nastoletni belfer, a zaraz po tym przewrócił teatralnie oczami, widząc jak chłopak uparcie udaje skupienie na nieistniejących tak naprawdę zapiskach. – Wbrew pozorom potrafię się przyznać do błędów. Po prostu rzadko je popełniam. – Obiektywnie rzecz biorąc, trudno byłoby mu zarzucać kłamstwo, wszak dorobił się pokaźnej fortuny, a w interesach rzadko kiedy przydarzały mu się wpadki. Niestety tego samego nie można było powiedzieć o jego relacji z Maximilianem, która obfitowała wręcz w szeroką gamę gaf czy krzywd uczynionych chłopakowi z jego strony. Nie zamierzał jednak dzisiaj do nich wracać, a i miał nadzieję że Felix postanowił odrzucić je w niepamięć, dając mu szansę na odbudowanie nadszarpniętego wcześniej zaufania. – Może. Kiedyś. – Odpowiedział, racząc go jedynie tajemniczym, subtelnym uśmiechem. Nie to żeby chronił tej historii jak największego sekretu, ale potrzeba byłoby im więcej czasu, żeby rozłożyć ją na czynniki pierwsze. Na razie wolał skupić myśli wokół eliksiru spokoju, a raczej przygotowań bazy pod miksturę, którą wybrali wspólnymi siłami zamiast zanudzającego Felixa wiggenowego. Sztyletem posługiwał się z imponującą sprawnością dzięki wprawie nabranej w kuchni, jednak musiał przyznać, że z tym ostrzem ewidentnie było coś nie tak. Nie wiedział czy to jego kształt, czy może ciężar, acz na szczęście nie była to cecha, która znacząco utrudniałaby mu starcie z krwawym zielem. Nie chcąc przerywać, ukradkiem tylko zerknął na rozprawiającego się z nieposłusznym kocurem gospodarza, który zresztą wyjaśnił mu również zagadkę trzymanego przez niego noża. – Rzeczywiście, zapomniałem… – Przyznał szczerze, w końcu nie znali się od wczoraj. Czasami jednak nie pamiętał o tym, że jego były kochanek jest mańkutem, a z tego względu różnego rodzaju narzędzia zakupione pod jego potrzeby mogą się różnić od oryginałów. O ile z nożem w ręku mógł uchodzić za masterchefa, tak z moździerzem nie radził już sobie tak wspaniale, a to dziwne, bo wiele razy ucierał w nim rozmaitego rodzaju przyprawy. Niewykluczone, że problem tkwił w melisie, której nie używał podczas gotowania albo w należących do Solberga dzbanku i tłuczku, do których nie był jeszcze przyzwyczajony. Posłuchał wskazówki swego nauczyciela, wzmacniając uścisk, ale zmiana pozycji niewiele tak naprawdę wniosła, a kolejna reprymenda jaka uwolniła się z chłopięcych ust poskutkowała nie tyle poprawą, co parsknięciem którego Salazar nijak nie był w stanie opanować. – Kurwa, jak jesteś taki mądry, to chodź i pokaż mi co niby robię źle, mistrzu obrazowych metafor. – Burknął wkurzony, spoglądając jednocześnie na chłopaka spod byka, bo no ileż modyfikacji można wprowadzać, nie widząc przy tym żadnego namacalnego efektu. – Mój blask cię onieśmiela? – Na szczęście złość minęła mu dość szybko, kiedy na powrót przybrał pewną pozę, dumnie wypinając do przodu pierś. Nie spodziewał się jednak, że Felix rzeczywiście zareaguje na jego słowa, obejmując ramionami jego ciało. Pozwolił mu pokierować swoimi dłońmi, instynktownie odchylając jednak głowę w tył, kuszony jego bliskością i zapachem. Nie ucałował go, ale chociaż trącił nosem jego policzek zanim skupił się na jego instrukcjach i uwagach. – Dobra, łapię. – Zapewnił go, kiedy tylko chłopak zakończył demonstrację. Morales był wzrokowcem, więc zdecydowanie łatwiej było mu ucierać listki po tym jak zobaczył swego bardziej doświadczonego partnera w akcji. Kamień księżycowy okazał się składnikiem najwdzięczniejszym, przy którym Paco w końcu zabrylował, nie dając Solbergowi żadnych, ale to żadnych powodów do narzekań. Czego by nie powiedzieć, od początku spotkania zanotował niebywały wręcz progres, a zachęcony pochwałą nastoletniego belfra, zdecydował się wydębić od niego ocenę, która niestety odrobinę go rozczarowała. Westchnął głośno i przeciągle, ale nie dał się zbić z pantałyku. – Przynajmniej cię zadowalam. – Podniósł śmiało głowę, puszczając mu oczko z prowokującym uśmieszkiem, który tym razem wyraźnie mówił, że nie chodzi wyłącznie o eliksiry… ale! Pogaduszki pogaduszkami, a eliksir sam się przecież nie uwarzy. Salazar porzucił więc sprośne żarciki na bok, zamieniając się w słuch, kiedy płynnie przeszli do ogarniania tak zwanej bazy pod przyrządzany wywar. - Tak. Czterdzieści trzy stopnie, kamień księżycowy, siedem kropli leśnej rosy. Piętnaście na trzydzieści siedem. Półtorej minuty. – Powtórzył najważniejsze informacje skrótowo na głos, żeby lepiej je zapamiętać, a następnie przystąpił do roboty. Najpierw prostym ruchem różdżki nastawił kociołek, pilnując temperatury, jaką osiągała woda. Paradoksalnie ta część okazała się dla niego dość prosta, a to znowu dzięki doświadczeniu wyniesionemu z kuchni. Popisał się precyzją, uzyskując idealnie czterdzieści trzy stopnie na liczniku, a do wywaru dorzucił zaraz ukruszony wcześniej kamień i dokładnie odliczone siedem kropli leśnej rosy. Przyszedł czas na mieszanie. Złapał drewnianą łychę pomiędzy palce, mocząc ją w zawartości kotła, a w myślach pilnował ruchów: najpierw tych zgodnych ze wskazówkami zegara, następnie po odmierzeniu półtorej minuty niemalże z zegarkiem w ręku, tych w przeciwną stronę. – Gotowe. – Zwrócił się na sam koniec do obserwującego jego poczynania Maximiliana, wierząc że nie poszło mu najgorzej, skoro nie spotkał się z interwencją młodszego eliksiroświra.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak to mówią, sukces ucznia w dużej mierze zależy od kompetencji nauczyciela, a tego to Paco miał zajebistego! Nie żeby się tym przechwalał, bo akurat nigdy nie dawał sobie wystarczająco uznania w tym temacie, zaniżając własne kompetencje i osiągnięcia. Jeśli Morales nie oglądał się po sklepowych półkach nawet nie mógł mieć pojęcia o tym, że jeden z wynalazków Maxa wszedł do ogólnej sprzedaży już rok temu. Solberg był jednak z tych, którzy nie zadowalali się tym, co osiągnęli, jeżeli można było osiągnąć więcej, a nastolatek doskonale wiedział, że ma przed sobą jeszcze ocean nieodkrytych możliwości w kwestii eliksirowarstwa. -Nie tylko. - Wyszczerzył się do niego, nie mając zamiaru udawać, że miał na myśli coś więcej niż dzisiejsze postępy swojego ucznia, choć te były zdecydowanie widoczne. Początkowo Felix spodziewał się większych problemów widząc, jak niewielką wiedzę Paco posiada, ale gdy już udało im się załapać wspólny rytm, okazało się, że może coś z niego jeszcze być. Widać z nauczaniem było jak z seksem i musieli się najpierw nieco dotrzeć. -Chciałeś powiedzieć, tak Panie profesorze, już biorę się do roboty. - Prychnął rozbawiony, jednocześnie parafrazując słowa Moralesa, nieco kulturalnie mówiąc mu "nie pyskuj smarkaczu, bo nigdy nie zaliczysz". Wyjęcie notatnika nie tylko posłużyło wizualizacji żartu, ale też przypomniało Maxowi o istnieniu kilku zaczętych projektów. Nad jednym z nich na dłużej zawiesił oko, palcem delikatnie przejeżdżając po własnych zapiskach. Tak, zdecydowanie musiał powrócić do roboty. Jak w ogóle mógł porzucić coś tak obiecującego? - Mam nieco inne zdanie na ten temat. - Odgryzł się, po czym zamknął notatnik, chowając go do kieszeni i wrócił do obserwacji postępów Salazara, które zdecydowanie były lepsze niż jego teoretyczna wiedza. Oczywiście nie miał zamiaru mówić Moralesowi, że egzemplarz, którym się posługuje jest magiczny i gdyby tylko stuknął w niego różdżką, moździerz sam perfekcyjnie wykonałby robotę. O nie, musiał nauczyć tego gnojka nieco pokory i ciężkiej pracy. -Onieśmiela mnie tylko zajebistość moich narzędzi. Suń dupsko. - Gdyby kiedykolwiek Felix nie podjął wyzwania, można by śmiało przypuszczać, że zachorował na jakąś nieuleczalną chorobę i pakować go już do trumny. Skoro słowa nie pomagały, trzeba było posunąć się do czynów, a poza tym, każdy kto kiedykolwiek prosił nastolatka o korepetycje wiedział, że jest raczej fanem praktycznego podejścia do tematu, więc i teraz nie było to dla niego coś nienaturalnego. Bliskość Paco, jego odchylona głowa i trącenie nosem... To wszystko zdecydowanie nie działało na wytrwałość i skupienie Maxa, ale nie dawał się tak łatwo rozproszyć. Może i cały ten dzień wyglądałby inaczej, gdyby uczyli się run, czy zielarstwa, ale otoczenie kociołka zawsze działało na nastolatka relaksująco i nie raz palący się pod naczyniem płomień rozgrzewał też atmosferę między nim, a osobą którą akurat szkolił. Zresztą szkolne laboratorium wiedziało o tym najlepiej. Paco widać faktycznie załapał w końcu rytm i odpowiedni nacisk moździerza, jaki był tu potrzebny, bo ostatecznie składnik nie został zmarnowany i udało mu się uzyskać naprawdę zadowalającą ilość oleju z melisy. -Nie bądź z siebie taki dumny, nie Ty jeden. - Auć. To mogło zaboleć, ale zdecydowanie nie miał zamiaru pozwalać Paco zbyt unosić się tutaj swoimi osiągnięciami. Oczywiście powiedział to żartobliwie, ale musiał sprowadzić go nieco na ziemię. Nie tylko dla dobra skupienia swojego ucznia, ale też dla samego siebie, bo czuł, jak ciężko mu dziś trzymać się od mężczyzny z daleka. Z różdżką w ręku uważnie obserwował to, co działo się w kociołku i obok niego. Gdyby Morales zjebał coś na tym etapie, mogłoby skończyć się to średnio dla jego nienagannego wyglądu i spokoju znajdujących się w domu zwierzaków. Na szczęście i ku wielkiemu zdziwieniu Felixa, mężczyzna poradził sobie ze swoim zadaniem wyśmienicie i chłopak był z niego naprawdę dumny, choć wciąż z taką samą ostrożnością trzymał w dłoni różdżkę. Ot tak na wszelki wypadek. -Okej, początek za nami. Teraz dodajesz melisy, ale musisz uważać, by nic poza olejkiem nie dostało się do kociołka. Następnie mieszasz krwawe ziele we fiolce z walerianą i trzema kroplami śliny nietoperza i zwiększasz temperaturę do siedemdziesięciu stopni. - Zajął się dalszymi instrukcjami, wydychając za okno chmurę nikotynowego dymu.
Kostki:
Twoje skupienie na lekcji wynosi 128. Są to punkty, które w dowolnych proporcjach możesz dodawać do dowolnych swoich kostek do końca wątku.
Rzucasz k100 by sprawdzić, czy udało Ci się odpowiednio dodać melisę. Jeśli otrzymasz wynik poniżej 50 dorzuć k6, której wynik pokaże, ile cząstek rośliny wleciało do kociołka.
Następnie dorzucasz k100 na ślinę nietoperza. Wynik podzielny przez 3 oznacza sukces.
Na koniec rzut k100 na temperaturę. Jak uprzednio im bliżej 70 tym lepiej Ci idzie. Jeśli wynik jest odległy o 20 lub więcej, oznacza to porażkę.
Przy każdej porażce wymagana jest interwencja Maxia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Kiedy ostatnim razem podważał belferskie kompetencje Maximiliana, oczywiście towarzyszył mu żartobliwy ton, ale mimo wiary pokładanej w swego byłego kochanka, nie spodziewałby się po nim aż takiego popisu umiejętności. Chłopak nie tylko znał się na rzeczy, ale dodatkowo potrafił oczarować opowieściami o składnikach i magicznych wywarach, dzięki czemu Paco naprawdę zapragnął zgłębić temat warzenia eliksirów, niekoniecznie już nawet dla samego opanowania najbardziej użytecznego w jego fachu wiggenowego. Niewykluczone, że gdyby Felix prowadził wykłady z tej dziedziny magii, wzbudziłby zainteresowanie znacznie szerszej publiki, zachęcając wielu niezdecydowanych jeszcze czarodziejów do zapoznania się z tajnikami pracy nad zawartością kociołka. - Długa droga, powiadasz? Dobrze, że zawsze lubiłem piesze wycieczki, a i tempo trzymałem raczej niezłe. – Zalotnie puścił mu oczko, przypominając sobie jak bardzo cieszy tego chłopaka testowanie granic jego cierpliwości. Momentami miał wrażenie, że Solberg czerpie dziką satysfakcję z podobnego przeciągania liny. Kusił go i nęcił wyzywającym spojrzeniem, ognistymi pocałunkami tylko po to, by następnie go od siebie odtrącić. Paco poznał już jednak jego talenty na tyle, by wiedzieć że warto czekać. Teraz uniósł wymownie brew, przesuwając głowę bliżej twarzy Felixa. – Kręci cię to? – Mruknął niemalże wprost w jego wargi, wpatrując się w głębię chłopięcych szmaragdowych ślepiów. Nie dał mu jednak tym razem tej satysfakcji i nie skulił posłusznie głowy, szepcząc tak jest, panie profesorze, nawet jeżeli korciło go ujrzenie jego reakcji. Nie odpowiedział mu na kolejne słowa, wzruszając jedynie delikatnie ramionami, jakby chciał powiedzieć, że taki już po prostu jest. Poza tym musiał skoncentrować się na tym przeklętym moździerzu i jeszcze bardziej skurwiałej melisie, która nie chciała się zetrzeć na miał. – Jak zawsze miły i kochany… – Westchnął również na formę wypowiedzi, którą to Solberg zdecydował się podjąć rzuconą mu rękawicę, ale w gruncie rzeczy nie mógł narzekać. W końcu nastoletnie ciało na powrót przylgnęło do jego pleców, a on mógł raczyć się jego bliskością i ciepłem. Przyjemne uczucie, które niestety trwało zdecydowanie zbyt krótko, a i zburzyło po części jego koncentrację na przygotowaniach bazy pod eliksir spokoju. Wyobraźnię wypełniła bowiem nie przyszła zawartość kociołka, a uwydatnione kości biodrowe Felixa, za którymi niewątpliwie zdążył zatęsknić, a które to podziwiało jeszcze wielu innych mniej lub bardziej przypadkowych partnerów. Chwila… co? Tak, złośliwy przytyk osiemnastolatka dotarł do niego z niemałym opóźnieniem, a pod zmrużonymi lekko powiekami nagle buchnął płomień zazdrości. – Wiesz, cariño… mając mnie obok, nie musisz korzystać z półśrodków. – Rzucił prowokująco, kwestionując zarazem bezczelnie umiejętności innych łóżkowych kompanów lub kompanek swego byłego kochanka. Przywdział komentarz w żartobliwym ton, jednak w każdym żarcie można było odnaleźć i ziarenko prawdy, a Paco z pewnością nie obraziłby się, gdyby Maximilian jednak zechciał skorzystać z jego zaproszenia, ot choćby w celach badawczych, by mieć pewność że właściwie poukładał kolejność w swym prywatnym rankingu. Baza. Niemalże zapomniał po co właściwie się tutaj spotkali, ale wbrew pozorom w starciu z kotłem wypadł naprawdę wyśmienicie. Podtrzymał właściwą temperaturę, wrzucił do wywaru odpowiednie składniki, nie pomylił się przy mieszaniu chochlą, a i prawidłowo odmierzył czas podgotowania mikstury. Sęk w tym, że proces warzenie jeszcze nie dobiegł końca, a kolejne czynności stawały się coraz bardziej skomplikowane. Pokiwał głową ze zrozumieniu, w pełni oddając się obowiązkom, ale już na pierwszym etapie padł ofiarą nieszczęsnej melisy. A podobno roślina ta miała uspokajające właściwości… ta, takiego chuja, a nie uspokajające. – Kurwa mać. – Paco warknął siarczyście pod nosem, wiedząc już że dał dupy, kiedy poza olejem do bulgoczącej wody dostało się również pięć drobnych pozostałości po nie w pełni startych listkach. Nie był pewien czy ten błąd dyskwalifikuje cały eliksir, dlatego w oczekiwaniu na ewentualną reakcję Felixa próbował nadrobić to potknięcie, kontynuując przygotowania. Pomieszał zatem krwawe ziele z walerianą i trzema kroplami śliny nietoperza, a i machnął różdżką, podgrzewając to, co pływało w kotle do temperatury siedemdziesięciu stopni, dokładnie tak jak nakazał mu jego młodszy nauczyciel. Miał nadzieję, że nie zatracił tego, co udało im się uzyskać do tej pory i że nie będą musieli przez tę chwilę nieuwagi zaczynać wszystkiego od początku.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Urok Maxa nie opierał się tylko na jego wyglądzie. Możliwe, że to jego zdolność dobierania słów tak, by zaciekawić tematem, a może właśnie fakt, że starał się dobierać metodę nauczania do każdego indywidualnie, ale raczej mało kto wychodził z korepetycji z nim niezadowolony i często wracali po więcej. Paco nie był tutaj wyraźnie wyjątkiem. -W takim razie lepiej załóż wygodne buty. - Nie dał się złapać na te piękne zapewnienia. Oczywiście, że uwielbiał przeciągać linę i budować napięcie aż do momentu, gdy nie mogli już dłużej go znieść i musieli po raz kolejny umrzeć w swoich ramionach. Czasem jednak nastolatek nie robił tego specjalnie, bez względu na to, jak mogło to wyglądać. Zdarzało się, że po prostu się zapominał i tracił kontrolę nad swoimi słowami i gestami, a co za tym szło gdy rozum wracał, musiał przywołać się do porządku i odsunąć od Salazara. -A jak Ci się wydaje? - Ogniki błysnęły w szmaragdowych ślepiach i Max poczuł, jak serce znów przyspiesza swojego rytmu. Prawdą było, że tak naprawdę to sam Paco go kręcił, bez względu na to, w jaką gierkę akurat grali. Musiał jednak przyznać, że nawet podobała mu się ta niecodzienna zamiana ról. Stał więc tam, wyzywająco patrząc w te czekoladowe oczy, ale jakimś cudem, jakąś resztką woli udało mu się nie stracić kontroli i nie sięgnąć po raz kolejny tych kuszących warg, których z każdym pocałunkiem pragnął więcej i to nie tylko na swoich ustach. Nie miał zamiaru po raz kolejny taka prosto się łamać tylko dlatego, że Morales był tak blisko i tak mocno kusił go swoją obecnością... -Cóż mogę powiedzieć. Cały ja. - Wzruszył ramionami na ten jakże ironiczny komentarz. Zresztą już chwilę później i tak nie miał on znaczenia, gdy po raz kolejny ich ciała znalazły się nieznośnie blisko siebie, a oni próbowali skupić się na pracy, a nie cieple jakie wytwarzały i wyobraźni, która zamiast ku stojącemu nad ogniem kociołkowi pchała ich do stojącego za nimi łóżka. -Wiesz Paco, to od nauczyciela zależy sukces jego ucznia. Lubię obserwować, jak ludzie rozwijają się pod moim okiem. - Odpowiedział mu przekornie, choć akurat była to prawda. Choć cenił sobie zajebisty seks od samego początku, to jednak tak samo lubił proces docierania się w łóżku i odkrywania upodobań swoich i drugiej osoby. To wszystko nadawało temu pewnej wyjątkowości, która przy zbyt idealnym dopasowaniu po prostu nie miała racji bytu. Oczywiście nie mógł odebrać mężczyźnie tego, że zadowalał go jak nikt, ale też nie miał zamiaru pozwalać mu na to, żeby jego ego wyjebało mu dziurę w suficie. No i widocznie co za dużo to niezdrowo. Morales utracił nieco czujności, a może po prostu nie rozumiał angielskiego, ale Max widział, jak szczątki melisy lądują w kociołku. Westchnął tylko pozwalając Paco na dokończenie reszty czynności i dopiero wtedy podszedł do kociołka podwijając rękawy swojej bluzy. -A mogłem dać Ci sitko. - Powiedział najpierw, przewracając teatralnie oczami. Na szczęście nie był to błąd, który groził czymś poważnym, ale zdecydowanie mógł zmarnować ich dotychczasowe wysiłki, a szkoda by przecież tego było. W dodatku warto, by nastolatek pokazał, że poza ględzeniem i pouczaniem potrafił też coś zrobić. Dlatego też chwycił stojącą obok fiolkę z jadem żmii i wlał cztery krople do wywaru. Składnik od razu rozpuścił pływające w eliksirze resztki melisy, ale to nie był koniec. -No, mój zadowalający uczniu i co teraz? Spierdoliłem przepis, pomóż mi. - Odwrócił się w stronę Moralesa czekając na pokaz logicznego myślenia i rozwiązanie problemu, jaki przed nimi powstał. A przynajmniej na podjęcie takowej próby, bo nastolatek dobrze wiedział, że nie łatwo jest od razu wpaść na poprawne rozwiązanie.
Kostki:
Twoje skupienie na lekcji wynosi 70. Są to punkty, które w dowolnych proporcjach możesz dodawać do dowolnych swoich kostek do końca wątku.
Rzucasz k100 na propozycję naprawienia eliksiru. Wynik w zakresie 40-65 oznacza sukces.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby urok Maximiliana opierał się wyłącznie na niebywale atrakcyjnej, ale jednak aparycji, byłby on tylko jednym z wielu przystojnych chłopców, którymi można nacieszyć oko, zapominając o nich wraz z nadejściem poranka. Solberg poza zgrabną sylwetką i przepięknymi ślepiami mógł poszczycić się natomiast wieloma innymi znacznie istotniejszymi cechami, chociażby takimi jak nieczęsto spotykana, zwłaszcza pośród tak młodziutkich osób, charyzma oraz pasja do magicznych mikstur, która sprawiała że każde wypluwane przez niego słowo niosło za sobą również niemożliwą do opisania moc i siłę perswazji. – Założę. – Odpowiedział mu z uśmiechem, nie dając zbić się z tropu, chociaż w duchu liczył, że ta droga wcale nie będzie aż tak długa, a zwieńczeniem podróży okażą się jego otwarte szeroko ramiona. – No tak… – Mruknął również zaraz pod nosem, wpatrując się intensywnie w głębię jego rozpalonego spojrzenia, które mówiło mu więcej niż tysiąc słów, wabiąc go jeszcze skuteczniej niźli syreni śpiew. Wystarczyło, żeby Felix zanucił mu teraz jeden z romantycznych szlagierów, a z pewnością nigdy nie powróciłby do Itaki. Nie musiał jednak nawet otwierać swych ust, wyobraźnia Paco i tak pognała do przodu, nęcąc myślami o nietypowej, acz intrygującej zamianie ról, na którą nie wiedział czy byłby gotów rzeczywiście przystać. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz serce zabiło szybciej, podpowiadając że to najwspanialszy pomysł na świecie, a po plecach przemknął przyjemny dreszcz pragnący mu przypomnieć o bliskości nagiego ciała byłego kochanka. Morales nie upilnował również swego natarczywego wzroku, który z czasem opadł na ponętne, chłopięce usta. Dopiero po dłuższej chwili Salazar zdołał przywołać samego siebie do porządku. Eliksir… tak, eliksir. Całe szczęście, że sobie o nim przypomniał, bo ta gra spojrzeń groziła buchnięciem pożaru, i wcale nie było tutaj mowy o gotującym się w kotle wywarze. - Żebyś tylko przypadkiem nie obrósł w piórka. – Po części zamienili się miejscami już teraz, wszak zwykle to on był adresatem podobnych przytyków. Widział jednak, że Maximilian poczuł się dzisiaj nad wyraz pewnie – zresztą nie bez przyczyny, skoro znaleźli się nagle w jego ulubionej krainie magicznych mikstur – toteż skorzystał z okazji, żeby się odwdzięczyć. Zamilknął równie szybko, na powrót ciesząc się bijącym od niego ciepłem, które z przyjemnością przygarnąłby na całą noc. Koncentracja na wywarze może nie tyle co legła w gruzach, ale na pewno ustąpiła odrobiny miejsca wizji stojącego za nimi łóżka, a raczej tego jak dobrze mogliby je razem wykorzystać. – Nie należy się zatrzymywać również i w samorozwoju. Zawsze można nauczyć się czegoś nowego. – Zagadkowy ton niewiele zmieniał, w końcu obaj dokładnie wiedzieli do czego się odnoszą. Docieranie się niewątpliwie miało swój wyjątkowy, osobliwy klimat, ale odkrywać wzajemnie własne upodobania można było na każdym etapie znajomości, a zajebisty seks zawsze dało się przekuć w jeszcze bardziej namiętne i intrygujące doświadczenie. Potrzeba było jedynie odrobiny kreatywności i dobrych chęci. Zabrnęli dosyć daleko, a w zmaganiach z pierdoloną melisą Paco kompletnie odpłynął myślami do świata fantazji, co oczywiście musiało poskutkować błędem. Przypadkowo strącił paprochy zieleniny do zawartości kotła, przeklinając pod nosem jak szewc, ale Felix nie reagował na to potknięcie, a to dawało mu nadzieję, że eliksir spokoju nie został jeszcze całkiem zaprzepaszczony. Powtórzył więc sobie raz jeszcze przekazaną mu przez chłopaka recepturę, dokładnie odwzorowując kolejne kroki z nieco większym zaangażowaniem. Mikstura ponad łóżko. Mieszanka z krwawego ziela, waleriany i śliny nietoperza nie miała żadnych mankamentów. Zastrzeżeń nie budziła także utrzymana przez niego temperatura podgrzewanego konsekwentnie wywaru. – Mogłeś. – Rozłożył bezradnie ręce, nie mając żadnego innego wytłumaczenia. Po prostu obserwował poczynania bardziej doświadczonego z chochlą gospodarza, który niestety nie rozgadywał się tak jak wcześniej, pozostawiając go z wieloma wątpliwościami zbierającymi się pod kopułą. Morales nie miał pojęcia co takiego Solberg wlał do kociołka, ale kilka kropel tajemniczej cieczy w trymiga rozpuściło śmieci, które nigdy w eliksirze nie powinny zagrzać miejsca. – Co to było? – Zagadnął, ale zamiast odpowiedzi Maximilian uraczył go kolejnym rebusem, a powiedzmy sobie uczciwie, jego wiedza w zakresie warzenia magicznych mikstur raczej nie dawała potencjału do jego rozwiązania. Ściągnięte w głębokim zastanowieniu rysy twarzy świadczyły o tym, że próbował nad zagadką główkować, ale niestety żadna sensowna propozycja nie przychodziła mu obecnie na myśl. Zapewne byłoby prościej, gdyby wiedział jakiż to kwas trafił przed momentem do przyrządzanego przez nich eliksiru. – Czasami najprostsze rozwiązania są również tymi najbardziej skutecznymi… – Zaczął swój wywód, udając że naprawdę wie o czym mówi. – No nie wiem. Odwiedzamy aptekę i kupujemy gotowy? – Kilka sekund; tyle jednak wystarczyło, by zrobił z siebie pajaca, ratującego się przed reprymendą urokliwym, szczwanym uśmiechem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam już nie potrafił myśleć tak trzeźwo jak jeszcze chwilę temu. Krótka odpowiedź na jego retoryczne pytanie i opadający na jego wargi wzrok jasno wskazywały na to, że Sal równie odpływa do krainy miękkiej pościeli co nastolatek. Max musiał przyznać, że dziś ciężko byłoby mu utrzymać posłuszną i uległą rolę, jaka zawsze mu przypadała, ale nie mógł tak po prostu poddać się tej fantazji, którą zdecydowanie zbyt mocno pragnął teraz wprowadzić w życie. Musiał wytrzymać, choć płomienne spojrzenia i ciężar atmosfery nie pomagały w tym zadaniu. Całe szczęście, że Morales się opamiętał, bo Felix był pewien, że jeszcze kilka sekund i rzuciłby w cholerę te całe eliksiry, kociołki i zioła. -Nie martw się, na pewno chętnie mi je w razie czego powyrywasz. - Rzucił może nie do końca sympatycznie, ale ironicznie nawiązując do wielu ich poprzednich rozmów. Oczywiście, że wypowiedź Paco była w stanie zachwiać poczucie własnej wartości Maxa, ale na pewno nie miała mocy pozbawienia go pewności przy kociołku, a to było chyba dla chłopaka ważniejsze niż jakieś tam ego. -I co, uważasz, że to Ty jesteś kwalifikowany do nauczenia mnie czegoś....nowego? - Nie potrafił się powstrzymać przed delikatnym przygryzieniem wargi i postąpieniem kroku w kierunku swojego dzisiejszego ucznia. Pogrywali ze sobą wiedząc doskonale, że nie może się to skończyć normalnie. Max nie wiedział tylko, czy jest to test silnej woli, cierpliwości, czy może czysta głupota z jego strony, kiedy sam w myślach zdawał sobie sprawę z błędu jaki popełnia. W końcu przyszedł czas, by to Felix popisał się nieco umiejętnościami i to wcale nie tymi łóżkowymi. Od razu ograniczył słowa, jakie opuszczały jego usta, a szmaragdowe tęczówki przyjęły zupełnie inny wyraz, świecąc teraz czymś poza czystym pożądaniem - pasją i skupieniem, które przejęło cały jego umysł. Nie zdążył odpowiedzieć Paco na pytanie, gdy ten już uznał, że popisze się swoją ignorancją i zaświeci pieniędzmi, które w jego głowie miały rozwiązać problem. -W takim razie po kiego chuja sterczymy tu od godziny? - Zapytał prychając rozbawiony. Miał wrażenie, że kiedyś już ktoś zaproponował mu podobne rozwiązanie, ale nie miał teraz czasu myśleć o tym, czy była to prawda i kto taki mógłby tu być. Mieli jeszcze jakieś dwie minuty i czterdzieści sekund na uratowanie wywaru. -Dodałem jad żmii. Idealny do pozbywania się śmieci z kociołka a jednocześnie wykurwiście zakwaszający całą miksturę. - Zaczął tłumaczyć, wkładając różdżkę między zęby i odwracając się znów w stronę kociołka, by zabrać się do roboty. -Trzeba teraz to zneutralizować, żeby nie doprowadzić do wrzenia mikstury i zmarnowania innych składników. Siedem miarek śluzu gumochłona, cztery płatki nagietka i dwanaście kropel porannej rosy... - Zaczął wymieniać przez tkwiący w jego ustach patyczek, jednocześnie odnajdując wszystkie składniki i wkładając je do jednej fiolki, a następnie potrząsając nią, aż całość nie została wchłonięta przez nagietek, zmieniając barwę płatków na morski. Wtedy też, Max odkorkował fiolkę i wlał zawartość do kociołka, by zaraz potem wyjąć z ust różdżkę i wymamrotać odpowiednie zaklęcie nad całą miksturą, jednocześnie zmniejszając temperaturę o trzynaście stopni. -I voila! Po krzyku. Wywar zneutralizowany bez odebrania mu właściwości. Będzie co prawda smakował jeszcze gorzej, ale możesz dorzucić na koniec trochę cynamonu, co powinno poprawić tę sytuację. - Schował różdżkę do kieszeni, zwracając się znów twarzą do Paco. -Czyń honory i dokończ, co zacząłeś. Mieszasz zgodnie ze wskazówkami zegara. Jedno okrążenie na trzy sekundy. Powtarzasz dwanaście razy, po szóstym zmniejszając temperaturę do dwudziestu stopni. - Wskazał ręką na stanowisko, zapraszając Moralesa do ostatniego etapu ich pracy, a następnie sam chwycił kilka kryształowych fiolek i zaczął machinalnie, choć zdecydowanie bez potrzeby je czyścić, by mogły przyjąć za chwilę eliksir.
Kostki:
Najpierw rzucasz k6 na pierwszą połowę mieszania. Wynik podzielny przez dwa oznacza sukces, w innym wypadku dostaniesz zjebę ;*
Następnie rzucasz k100 na temperaturę. Jak zawsze im bliżej 20 tym większy sukces
Na koniec rzuć k100 i dodaj wynik do pozostałych Ci punktów skupienia. Jeżeli osiągniesz sumę przynajmniej 150pkt Eliksir udał się perfekcyjnie. Z kolei jeśli suma nie dobije do 100 punktów, mikstura nie wyszła, Paco widocznie coś zjebał na ostatnim etapie. ;*
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Maximilian nie był jedynym, który zapragnął wcielić w życie te wszystkie drzemiące w nim fantazje, jakich z każdą sekundą przypatrywania się chłopięcym ustom rodziło się coraz to więcej. Ledwie się powstrzymywał, by nie zignorować nastawionego w kociołku wywaru i nie chwycić szczupłego ciała gospodarza wpół, rzucając je na miękki materac łóżka znajdujący się nieopodal. Płomień tlący się w szmaragdowych ślepiach zdecydowanie nie ułatwiał skupienia się warzonym właśnie eliksirze, a tak jak wcześniejsze pocałunki stanowiące podstawę nietypowych metod nauki i obcowania z roślinnymi składnikami okazały się niebywale skuteczne, tak obecny, coraz bardziej rażący bezpośredniością flirt, podkopywał i tak topniejącą już koncentrację. - Ej… – Mruknął rozczarowanym tonem, zdając sobie sprawę z tego do czego chłopak pije. Wiele razy mniej lub bardziej świadomie podkopywał jego samoocenę, ale nie chciał nigdy więcej popełnić podobnego błędu. Miał nadzieję, że te nieustanne przekomarzanki nie wpływają na nią negatywnie. – Nie będę ci niczego wyrywał, mój pierzasty przyjacielu. – Zapewnił go, że to jedynie głupie żarty i że wyciągnął nauczkę z przeszłych wydarzeń. Naprawdę tego chłopaka doceniał, nawet jeżeli niegdyś nie potrafił tego otwarcie pokazać. – Kto wie… może ja ciebie, a może ty mnie… warto spróbować. – Kącik jego ust uniósł się wyżej w zapraszającym półuśmiechu, kiedy tylko spostrzegł przygryzioną wargę Felixa, a chociaż sam z przyjemnością zbliżyłby się do byłego kochanka nie tylko o krok, ale i o kilka, nie poruszył się z miejsca, mając świadomość tego, że wówczas cała silna wolna odeszłaby w zapomnienie, zaś prace nad eliksirem spokoju można by włożyć pomiędzy bajki. Solberg mógł wreszcie jeszcze aktywniej włączyć się w ten proces nauki, popisując się pasją i skupieniem, których niestety Salazarowi powoli zaczynało brakować. Pochłonął dzisiejszego popołudnia ogrom informacji, zmuszając mózgownicę do pracy na pełnych obrotach, a że wokoło nęciło go również wiele innych bodźców, cierpliwość zdawała się z czasem ulatniać merlin jeden wie gdzie. Brak sensownej riposty na pytanie Maximiliana ponownie uwydatniło zresztą jego braki i nieumiejętność improwizowania przy kociołku, a przez to morale spadały na łeb i szyję, i to nawet pomimo rozbawionego tonu, który towarzyszył jego propozycji. Można by rzec, że w pewnym sensie wybrnął z niewygodnej sytuacji, swą niewiedzę maskując dyplomacją i poczuciem humoru, ale chyba sam poczuł, że ma już w głowie kompletny bałagań. Ot, za dużo newsów jak na pierwsze korepetycje. – Dobra, dobra. Nie czepiaj się, tylko mów co to było i jak to naprawić. – Skłonił go do monologu, na którym zaraz skupił też całą swą uwagę, dowiadując się o żrących, ale i zakwaszających właściwościach jadu żmii. Zaczynał jeszcze bardziej doceniać fanatyków eliksirów, nie mogąc wyjść z podziwu jak można zapamiętać tak wiele składników i ich cech… chociaż, podobnie było i w kuchni. Zapewne potrzeba było po prostu dłużej w tym siedzieć i to lubić. – Soda oczyszczona by zadziałała? Też neutralizuje kwasy. – Zagadnął nagle, chyba ku własnemu zaskoczeniu, ale akurat o tym wiedział bardzo dobrze, a to przez wzgląd na szerokie zastosowanie sody przy okazji kulinarnych popisów. Poza tym jednak starał się nie przeszkadzać, obserwując każdy najdrobniejszy ruch swojego nauczyciela. Siedem miarek śluzu gumochłona, cztery płatki nagietka i dwanaście kropel porannej rosy. - Czemu nie. Niech będzie cynamon. – Zacierał już ręce na myśl o uwarzeniu samodzielnie – no, może nie do końca samodzielnie, ale to pomińmy – pierwszego eliksiru od czasów opuszczenia szkoły, nie wiedząc jeszcze że w rzeczywistości nie ma powodów do radości. – Tak jest, panie profesorze. – Wyszczerzył się za to, w nagrodę postanawiając darować młodszemu kompanowi ten cień satysfakcji, jak się miało zaraz okazać, niezupełnie uzasadniony. W końcu sukcesy ucznia przypisać należało również i nauczycielowi, podobnie jednak było z porażkami, a chociaż Morales zrobił wszystko zgodnie z instrukcją, eliksir spokoju spłonął na panewce, i to dosłownie, ale o tym za chwilę. Paco mieszał dzielnie tkwiący w kotle wywar, trzymając się wytycznych co do jednego okrążenia na trzy sekundy. Powtórzył tę czynność sześciokrotnie, kontrolując po tym temperaturę cieczy. Nie był aż tak precyzyjny, ale jeden stopień nie czynił chyba aż tak dużej różnicy. Potem znów zamieszał chochlą miksturę sześć razy, tak samo w zgodzie ze wskazówkami zegara, ale coś ewidentnie musiało pójść nie tak. Nagle tafla eliksiru pokryła się bowiem płomieniem, jak gdyby ktoś przypalił spirytus, niemalże buchając Salazarowi prosto w twarz. Mężczyzna umknął na szczęście w porę, ratując swoją fryzurę i barwną, drogą jak pierun koszulę przed spopieleniem, ale do śmiechu wcale mu nie było. Wręcz przeciwnie, Maximilian nie miał chyba okazji oglądać tak smutnej i przepełnionej rozczarowaniem twarzy swego sporo starszego kochanka. – No chyba żartujesz… – Paco wyrzucił z siebie ściszonym głosem, nijak nie potrafiąc pogodzić się ze skalą porażki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście nie chciał budzić w Paco żadnego poczucia winy, czy niczego na ten kształt. Ot miał dziś humor na mniej lub bardziej na miejscu żarciki i jak widać ten akurat nie do końca wylądował, jak powinien. -Oj już nie rób takiej miny, wiem przecież. - Puścił mu oczko, nie potrafiąc poddać się rozczarowanej atmosferze. Był w swoim żywiole pierwszy raz chyba od dawna. -Czyżbyś zrobił się otwarty na różne... propozycje? - Zapytał, poszerzając jeszcze swój uśmiech, bo wodze fantazji już dawno zostały puszczone, a Max bardzo dobrze widział już wszystko, co mu podpowiadały, skutecznie odkładając eliksiry na drugi plan. Szczęście prawiepoczątkującego widać przestało opuszczać Paco, bo nagle pojawił się pierwszy błąd. Może i dobrze, bo już Max zaczynał czuć się tu niepotrzebny, skoro Morales tak dobrze sobie radził. Nastolatek wszedł jednak do akcji bohatersko ratując ich przed... Głównie ogromnym smrodem i ciężką chmurą, której nie tak łatwo wyplenić z pokoju. Ale o tym Paco nie musiał przecież wiedzieć. -Cierpliwości młody padawanie. - Pouczył go nawiązując do znanej, mugolskiej serii filmów, po czym jednak przeszedł do wyjaśnień tego, co i dlaczego właśnie uczynił, by odratować eliksir przed zmarnowaniem. -Dobre myślenie, ale jednak błędne. - Zaczął jak zwykle na około, nim zabrał się za wyjaśnianie, dlaczego pomysł Moralesa nie miał racji bytu. -Soda faktycznie neutralizuje kwasy, ale też spulchnia i przede wszystkim fermentuje. Tego zdecydowanie tutaj nie chcemy. Doprowadziłbyś tylko do zgęstnienia wywaru i powstania gorzkiej, prawdopodobnie mdłozielonej papki. - Sztuką w eliksirach nie było tylko zrozumienie tego, jak działa każdy składnik z osobna, ale przede wszystkim to, jak reaguje z innymi ingrediencjami wrzuconymi do kociołka. Dlatego też Max wymyślił "wybuchowy kociołek", by nauczyć wystarczająco odważnych i wystarczająco głupich ślizgonów tej oto prawdy. Uniósł sugestywnie brwi słysząc tak piękną zgodę z ust Moralesa, a następnie uszykował mu jeszcze odpowiednią ilość cynamonu, by mógł dodać sobie do końcowego produktu, nim jeszcze zajął się fiolkami. Był naprawdę dumny ze swojego ucznia, czego nie miał zamiaru oznajmiać mu przed skończoną pracą. I jak widać podjął bardzo dobrą decyzję, bo już za chwilę w pokoju zrobiło się gorąco od prawdziwego ognia, który buchnął z kociołka. Solberg poczuł, jak dawne traumy wychodzą na powierzchnię, lecz tak samo jak podczas pożaru na pustyni, był w stanie nad tym zapanować skupiając się na załagodzeniu sytuacji. W mgnieniu oka machnął więc różdżką gasząc pożar i choć dłoń niesamowicie mu się trzęsła, osiągnął zamierzony skutek. -Nic Ci nie jest? - Zapytał, podchodząc do Paco i kładąc mu dłoń na ramieniu, uprzednio chowając różdżkę do kieszeni. -Szło Ci naprawdę świetnie. Początkowo myślałem, że nie dojdziemy nawet tutaj. - Powiedział szczerze, by następnie zebrać się do odkrycia wszystkich kart, bo wiedział, że Morales na pewno zastanawia się, czemu mimo praktycznie perfekcyjnych ruchów, eliksir o mało co nie spalił mu brwi. -Następnym razem upewnij się tylko.... - Zaczął, a iskierki w szmaragdowych tęczówkach znów się rozpaliły, gdy znacząco zmniejszył między nimi dystans. -Czy przypadkiem... - Wyszeptał mu do ucha. -Ktoś... - Trącił lekko nosem policzek Salazara. -Nie otworzył Ci na oścież okna i nie chłodził eliksiru od zewnątrz. - Dokończył z diabelskim uśmiechem, przygryzając w końcu płatek ucha Paco, nie mogąc powstrzymać się przed chociażby tak drobnym gestem, jako że z każdym milimetrem zmniejszającego się między nimi dystansu, nastolatek tracił kolejne resztki kontroli. Niestety nie było mu dane dłużej poznęcać się nad sobą i Moralesem, bo nagle poczuł cholerny ból w łydce i wrzask, który zdecydowanie nie wyrwał się z gardła Paco. Grom uznał, że nie chce dzielić się swoim panem z nikim innym, a że widocznie nie zwracali na niego uwagi, wbił swoje pazury w nogę nastolatka powodując pojawienie się kilku krwawych szram. -Kurwa mać! - Odruchowo zareagował odsuwając się od Paco i biorąc Groma na ręce. -Idziesz stąd zazdrośniku. - Otworzył drzwi stawiając kota na korytarzu, po czym Max wyjął różdżkę z kieszeni, usiadł na łóżku i zaczął doprowadzać się do porządku. -Dobra, czas posprzątać ten bałagan. - Wstał w końcu, gdy na łydce nie było już śladu po kocim ataku i zabrał się za chowanie narzędzi i składników zgodnie z własnym systemem na odpowiednie miejsca.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przez moment Paco poczuł się nieswojo, jednak lekka atmosfera jaka zakrólowała dzisiaj pomiędzy nimi nie dopuszczała do głosu wyrzutów sumienia, odsuwając również na bok te mniej wygodne czy krzywdzące wspomnienia. Nie chciał skupiać się na tym, co w ich relacji poszło nie tak. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz przydarzył im się komunikacyjny zgrzyt. Nie zawsze dało się takowych uniknąć, a im przede wszystkim potrzeba było nieco więcej naturalności i swobody, której tego popołudnia najwyraźniej pomogło towarzystwo kociołka. Na puszczone przez chłopaka oczko zareagował więc subtelnym uśmiechem, który przybrał jednak zupełnie inny, uwodzicielski wyraz, kiedy w uszach wybrzmiało mu kolejne, kuszące pytanie byłego kochanka. - Być może. – Rzucił tajemniczo, z uniesieniem brwi, nie zdradzając jednak jakie to fantazje zrodziły się właśnie w jego wyobraźni. Gdyby tylko począł się nimi z Maximilianem dzielić, prawdopodobnie z warzonego eliksiru spokoju pozostałby jedynie nic niewarty popiół. Całą… no, może prawą cała swoją uwagę przeznaczył więc sporządzanej właśnie miksturze, a wbrew sporym zaległościom w teoretycznej wiedzy, przy praktycznych ćwiczeniach zdawało się, że radzi sobie znacznie sprawniej. Receptura bazowała jednak na wielu rozmaitych czynnościach, które w końcu musiały ujawnić jego brak doświadczenia. Ponownie winowajczynią okazała się cholerna melisa, ale na szczęście Solberg pozostawał w pogotowiu, naprędce naprawiając błąd popełniony przez swojego ucznia. – Młody padawanie? – Zagadnął nieco skołowany, nie rozumiejąc nawiązania. Nie to żeby nie był zaznajomiony z mugolską twórczością, nawet wolał ją od czarodziejskiej, ale akurat ten follow-up nie natrafił na podatny grunt. Mimo to Salazar machnął ręką na to drobne nieporozumienie, dyskutując dalej ze swym nastoletnim belfrem o właściwościach sody oczyszczonej, a dokładniej mówiąc o tym dlaczego nie należy wykorzystywać jej do zneutralizowania zakwaszonego przypadkiem eliksiru spokoju. Pomyślał, że zaimponuje chłopakowi ciekawostką, ale oczywiście nie udało mu się sprostać jego wymaganiom, tyle tylko że tym razem nie zrobił z siebie kompletnego idioty. – Dobrze wiedzieć na przyszłość. – Skwitował chyba wyłącznie po to, by pokazać że nadal słucha Felixa, a nie tylko zerka tęsknym spojrzeniem na jego delikatne usta. Wydawać by się mogło, że wszystko idzie zgodnie z planem, a jednak na ostatniej prostej Paco musiał zderzyć się z buchającym niebezpiecznie płomieniem oraz gorzkim smakiem rozczarowania. Nie miał pojęcia, co dokładnie się wydarzyło, skoro stosował się do instrukcji i wskazówek Maximiliana z niebywałą jak na jego predyspozycje precyzją, chociaż powinien się prawdopodobnie cieszyć, że nie osmalił sobie twarzy ani ubrania. Powinien ugasić ten wywołany niechcący pożar, ale na skutek doznanego szoku jego reakcje zostały spowolnione, a tym samym został uprzedzony przez młodszego gospodarza, który może i za rzucaniem zaklęć nie przepadał, ale potrafił zachować zimną krew i trzeźwość umysłu, kiedy sytuacja tego wymagała. – Nie. W porządku. – Położył palce na grzbiecie jego dłoni, jednak nadal spoglądał w kierunku kociołka, zastanawiając się w czym tkwił cały szkopuł. – Co zrobiłem źle? – Stwierdził ostatecznie, że najlepiej będzie zapytać u źródła, ale roztańczone iskierki w szmaragdowych ślepiach podpowiadały mu, że nie uzyska tak szybko jednoznacznej odpowiedzi. Powiódł wzrokiem za poruszającą się blisko niego chłopięcą sylwetką, ciekaw jaki szalonym pomysłem Felix kierował się tym razem. Mimowolnie wstrzymał oddech, słysząc jego wibrujący szept, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy były kochanek trącił nosem jego policzek, podkręcając i tak gorącą już atmosferę. Przygryziony płatek ucha rozpromienił całą twarz Moralesa i pewnie ta rozanielona mimika zagościłaby na niej na dłużej gdyby nie słowa chłopaka, które dotarły do niego z niewielkim opóźnieniem. Nagle mężczyzna zmarszczył czoło w złości, chwytając partnera wpół, by przycisnąć go do swego ciała, zamykając w stanowczym uścisku swoich ramion. – Wiedziałeś od samego początku, że mi nie wyjdzie. – Burknął niby obrażony, ale jednocześnie nie potrafił wcielić się w rolę w zderzeniu z jego diabelskim, tak zachęcającym do złego uśmiechem. Zamiast wylewać na niego swoje żale, po prostu sięgnął jego ust, zahaczając zębami o dolną wargę… ale nim zdążył ucałować je z należytym – a raczej obecnie nienależytym – szacunkiem, przerwał mu gwałtowny wrzask, który wydarł się z chłopięcego gardła. Paco instynktownie odsunął się od swojego byłego kochanka, poszukując źródła problemu, kiedy jego oczom rzuciły się czerwone szramy na nodze chłopaka i czarny kocur patrzący złowrogo na swą ofiarę. Pierdolony sierściuch… dlaczego akurat teraz… Przeszło mu tylko przez myśl, chociaż ani myślał o tym, żeby zwyzywać Groma na głos. Nie dość, że wyglądałoby to komicznie, to nie wypadało mu nadwyrężać gościnności gospodarza już przy pierwszej wizycie w domu rodzinnym. Westchnął więc tylko głośno i wymownie i pokręcił ze zrezygnowaniem głową, obserwując jak właściciel wyrzuca nieposłuszne zwierzę za drzwi. - Taa… – Mruknął niepocieszony, pragnąc wrócić do momentu, w którym ich ciała pozostały w ciasnym zespoleniu, ale niestety nie było to możliwe. Chwycił więc kawałek osikowego drewna pomiędzy palce, pomagając Solbergowi uprzątnąć wszechobecny rozgardiasz. – Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym oknie wcześniej? – Nie mógł sobie darować, żeby mu tego nie wytknąć. W końcu wychodziło na to, że Maximilian przez całe popołudnie stroił sobie z niego żarty, a ponoć podchodził z szacunkiem tak do swojego kociołka, jak i cennych składników…