C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Usytuowany na obrzeżach Inverness dom z zewnątrz idealnie wpasowuje się w szkocki krajobraz.
Kuchnia
Małe, aczkolwiek funkcjonalne pomieszczenie z oknem wychodzącym na ogród.
Jadalnia
Używana zazwyczaj tylko do niedzielnych obiadów i świątecznych kolacji.
Salon
Główne miejsce wydarzeń towarzyskich u Kolbergów.
Gabinet
Głównie okupowany przez Stacey, gdy ta pracuje nad kolejną powieścią. Specjalnie wystylizowany, by inspirować kobietę.
Łazienka na piętrze
Kiedyś wiecznie zajęta przez Emmę, dzisiaj już bardziej dostępna dla innych. Druga łazienka znajduje się na parterze domu.
Sypialnia dla gości
Pokój otwarty na przyjęcie każdej zagubionej duszy.
Sypialnia Maxa
Dawny pokój Emmy, przejęty przez Maxa, gdy dziewczyna wyprowadziła się z domu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sob Mar 26 2022, 14:23, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, prawda o drugim źródle dochodów Paco, raczej nie pocieszyłaby Nicka i wzbudziła wiele pytań, ale na szczęście mężczyzna pozostawał narazie nieświadomy i nie musieli się tym przejmować. Zamiast tego rozmawiali o Maxie, ale nie o jego problemach, a skupiali się na tym, co w nim uwielbiali. Oczywiście w zupełnie innym kontekście. -Szkoda, że nie widziałeś go za dzieciaka. Mały szatan o anielskiej twarzyczce. Nie dziwię się, że Stacey go pokochała i mimo kilku trudniejszych chwil, naprawdę cieszę się, że przekonała mnie do stworzenia mu nowego domu. Mam wrażenie, że potrzebowaliśmy go tak samo jak on nas. - Twarz neurochirurga widocznie oddawała uczucia, jakie darzył względem Maxa i swojej rodziny. Tak, nie mieli z chłopakiem łatwo, ale pokochał tego urwisa, choć początkowo obawiał się go przyjmować pod swój dach, gdy usłyszał, jak wiele miał za uszami już w tak młodym wieku i jak wiele zaległości w kwestiach rodzinnego ciepła przysporzyło mu życie. Ostatecznie jednak Max przynosił im też dumę i radość, a to rekompensowało wiele. Nick początkowo spojrzał lekko z ukosa, gdy Paco udzielił mu porady, ale szybko zrozumiał, że facet ma rację. -Tak zrobię. - Zapewnił Salazara, bo choć nie bał się rozmów z przybranym synem, tak jakoś nigdy nie pomyślał, że powinien akurat poruszyć z nim ten temat. -Nie przyzna się do tego zbyt chętnie, ale bardzo tego potrzebuje. Dlatego staramy się zawsze pokazywać mu, że nam na nim zależy i nie zamierzamy się go wyrzec bez względu na to, ile razy będę musiał jeszcze odwiedzać komendę, czy czytać niepokojące listy ze szkoły. - Ton miał już bardziej żartobliwy, ale wciąż było widać, że mówi poważnie. Sam nie był wcale wzorowym obywatelem w młodości i wiedział, ile rzeczy można przeskrobać, ale się po prostu martwił i chciał zapewnić nastolatkowi najlepszą możliwą przyszłość. Nick z wielką chęcią słuchał o osiągach i budowie samochodu. Najchętniej już teraz sprawdziłby, co to cacko potrafiło, ale po pierwsze nie mógł, a po drugie rozmowę przerwał Max i mężczyzna wcale nie był z tego powodu smutny czy rozczarowany. Udał się do domu, by przekazać reszcie informacje, ale słysząc odpowiedź syna musiał jeszcze mruknąć sobie pod nosem, choć wystarczająco głośno, by Solberg usłyszał. -Kiedyś przekonasz mnie do dobrowolnej lobotomii. - Po czym zniknął za drzwiami, dając pozostałej dwójce upragnioną chwilę samotności. Max nawet nie próbował już skupić się na czym innym niż bliskość partnera i otaczające go ramiona. Kotłowało się w nim teraz zbyt wiele emocji, by potrafił sam sobie z nimi poradzić, a objęcia Paco zawsze potrafiły go jakoś uspokoić. -Nie mogą być gorsze niż to, z czym użerasz się na co dzień. - Zaznaczył z uśmiechem, nim pozwolił sobie na chwilę smutku i ulgi w postaci krótkiego milczenia i łez. Cieszył się też, że jego ojciec postanowił jakoś załapać kontakt z Paco, choć domyślał się, że pewnie czeka go z Nickiem rozmowa na ten temat. Na to miał jednak przyjść jeszcze czas i Max nie chciał wybiegać myślami gdziekolwiek indziej, niż poza moment, w którym się teraz znajdował. -Dziękuję, że przyszedłeś. Chciałbym Cię tam kiedyś zabrać i powiedzieć wszystko, ale jeszcze nie jestem gotów. - Czuł wsparcie od swojego partnera i był mu za to naprawdę wdzięczny. Po tym, jak wyglądało ich ostatnie pół roku, potrzebowali zmiany na lepsze i miał nadzieję, że takowa się szykuje. Na pewno jednak czuł się teraz poniekąd bliżej Paco niż dotychczas, jakby kolejna bariera została przełamana. -Chciałbym, ale Stacey będzie czekać choćby tydzień żeby mieć nas wszystkich. - Uśmiechnął się szerzej, kręcąc głową na znak, że taka opcja nie wchodzi w grę. -Ale myślę, że potem możemy się urwać na górę. Chciałbym dać Ci w końcu Twój prezent. - Dodał, ponownie wtulając się w ramiona ukochanego, jakby nie mógł nasycić się tą bliskością.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby miał oceniać szczerze, powiedziałby że Maximilian od dziecka niewiele się zmienił. Anielska uroda, szatański charakterek, ognisty temperament i łobuzerski uśmieszek przyklejony do twarzy – ot, cały on. Nick opowiadał jednak o chłopaku z uczuciem, które niemal wypełniło Moralesa. – Rozumiem, co masz na myśli. – Mruknął wreszcie, odnosząc się zwłaszcza do ostatnich słów mężczyzny. Potrzebowaliśmy go tak samo jak on nas. Miał wrażenie, że z nim i Felixem było dokładnie tak samo i że uzupełniali się nawzajem. Potrzebował go teraz tutaj, a chociaż znał jego pobudki, chciał wierzyć że niedługo wróci, w pełni zdrowia, zdolny na nowo docenić ciepło dawane mu przez najbliższych. Na razie jednak koncentrował się na jego ojcu, spostrzegając nieprzychylne spojrzenie, które na szczęście zniknęło równie prędko, co się pojawiło. Paco nie miał przecież zamiaru gospodarza pouczać, zwłaszcza że nigdy nie pełnił roli zatroskanego rodzica. Domyślał się, że Nick nie miał z Maximilianem łatwo i że robił wszystko, żeby pomóc mu uporać się z bolesną przeszłością. – Na pewno docenia wasze starania. Czasami po prostu trudno mu się odnaleźć. – Rzucił pokrzepiająco, po części tłumacząc również swojego młodszego partnera, który niewątpliwie wiele razy zawodził opiekunów. Miał nadzieję, że dzisiejszego wieczoru udowodni, że odnalazł w sobie siłę, żeby zerwać z przyzwyczajeniami, które raniły jego rodzinę. Rozumiał zarówno obawy Kolbergów, jak i słabości ich syna, z którymi nie zawsze mógł sobie poradzić. Nikt nie winiłby go pewnie, gdyby nie wrócił albo pojawił się nad ranem w tragicznym stanie, a jednak Salazar odetchnął z ulgą, ujrzawszy go w pełni zdrowia, opartego o pobliską ścianę. Przepełniony dumą i radością, pragnął podzielić się tymi pozytywnymi emocjami z ukochanym, wdzięczny również Nickowi że pozwolił im na odrobinę bliskości i samotności. – Są gorsze. – Wtrącił uparcie, nie do końca zgodnie z prawdą, wszak póki co kolacja przebiegała raczej w spokojnej, przyjemnej atmosferze. Co prawda nadal stresowała go wizja organizowanego przez Stacey turnieju, ale na pewno nie żałował że skorzystał z zaproszenia. – Nie musisz mi się tłumaczyć, cariño. Wiem, że to dla ciebie ważne. Po prostu obawiałem się, że… – Westchnął cicho, zaraz siląc się na przepraszający uśmiech. – …niepotrzebnie. – Zwieńczył swą wypowiedź, woląc nie wspominać o czym tak naprawdę myślał, kiedy go nie było. Wierzył w niego, ale zdawał sobie również sprawę z tego, że mógł poddać się chwili słabości. – Mówiłem, że jesteś silny. – Pozwolił sobie za to przypomnieć, uśmiechając się z rozbawieniem, gdy po raz kolejny przytulał go do własnego torsu. Przewrócił teatralnie oczami dopiero na wieść o tym, że Stacey nie odpuści im udziału w konkursie talentów, ale tak czy inaczej gotów był w tej rzezi niewiniątek wystąpić tylko po to, by zyskać w jej oczach i spędzić z ukochanym więcej czasu. Szczególnie, że zapowiedź prezentu wybrzmiała niebywale kusząco… - Zdecydowanie urywamy się na górę. – Poruszył sugestywnie brwiami, przypominając sobie o jeszcze jednej ważnej kwestii, która umknęła mu na skutek świątecznych przygotowań. – Musimy też pogadać w wolnej chwili o sylwestrze. – Miał już skupić się na konkretach, ale kiedy Felix wtulił się w niego jak zmarznięte kocię, uniósł tylko wyżej kącik ust, ponownie obejmując go swoimi ramionami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać, że mężczyźni nie zatracili wspólnego języka, który załapali przy pierwszej dzielonej szklance whisky. Choć Nick wciąż nie był w stu procentach pewien, czy dobrze robi, podchodząc do tematu tak beztrosko ufał Maximilianowi i jak do tej pory widział, że partnerów dobiera sobie raczej dobrze. Co prawda nadal nie poznał pełnej historii jego zerwania z Felkiem, ale teraz nie miało to znaczenia, skoro nastolatek najwyraźniej uporał się z tym tematem i znów próbował znaleźć w swoim życiu szczęście. -Wiem. Czasem po prostu ciężko nam zrozumieć, jak można w sobie tyle trzymać. Max jakiego znamy z domu jest zupełnie inny niż ten, który z niego wychodzi, a już na pewno to nie ten sam Max, którego znają w szkole. Wytłumacz mi, jak można jednocześnie mieć co chwilę szlaban i zasypywać nas listami od opiekunów, a do tego mieć najwyższe stypendia i ukończyć szkołę z bardzo dobrymi wynikami, by przed dwudziestką wejść we własny biznes? Ja chyba nie do końca ogarniam ten wasz świat. - Zaśmiał się szczerze, bo naprawdę zachwycały go te skrajności, jakie w Solbergu występowały. Sam nigdy nie był wybitnym uczniem, aż do studiów, gdy w końcu ogarnął się i znalazł swoją życiową ścieżkę, a Max zdawał się mieć ten temat już poukładany. Max skłamałby mówiąc, że sam poniekąd nie czuje dumy z tego, jak udało mu się ten wieczór przetrwać. Nie było łatwo, ale jednocześnie czuł, że to wszystko było tego warte. Miał tylko nadzieję, że jest to oznaka trwałych zmian na lepsze. -No okej, już nigdy Cię żadnym męczyć nie będę. - Udał, że się poddaje, choć spodziewał się, że Paco aż tak nie cierpi. Poza tym wcale nie chodziło o ten mały tłumek za grubym murem, a o ich dwójkę. -Wiem. Też się bałem. Miałeś powód do niepokoju. - Przyznał, bo wcale nie chciał uciekać od tematu i nie uważał, by Paco miał powód do przeprosin. Tak, Max naprawdę wiele myślał ostatnimi czasy i wziął sobie do serca porady Walshów. Dobrze wiedział, że jeśli ta relacja ma zostać na bliskim poziomie, musi zacząć zmiany od siebie, a nie od naskakiwania na partnera i ciągłych ucieczek. Wcale nie zamierzał, by ta wypowiedź zabrzmiała dwuznacznie. Zorientował się niestety po fakcie, a że nie był pewien sam, na czym dokładnie stoi w temacie intymności, postanowił narazie nie poruszać tej kwestii, ponownie zatapiając się w uścisku ramion ukochanego. -Och... Coś nie tak? - Sam nie wiedział czemu, ale temat sylwestra zabrzmiał mu jakoś martwiąco, więc wolał od razu zapytać, choć w razie czego był też gotów poczekać na odpowiedź.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Kiedy nie tak dawno temu godził się na wychylenie szklaneczki whisky z Nickiem, nie wziął jeszcze pod uwagę tego, że przyjdzie im ze sobą rozmawiać znacznie częściej. Mimo że nazywanie Maximiliana partnerem przychodziło mu już od dłuższego czasu naturalnie, nie przywykł do zobowiązujących relacji i chyba dopiero teraz docierało do niego, że więź z ukochanym oznaczała również konieczność zadbania o właściwe kontakty z jego rodziną. Szczęście w nieszczęściu, że na razie na tym tle wypadał nieźle, a przynajmniej z przybranym ojcem Felixa udało mu się odnaleźć wspólny język. Nie miał pojęcia czy podobnie odbiera go Stacey, wszak z nią nie poruszał tak ważkich tematów, ale to że zasypywała go milionem pytań i doceniła jego umiejętności kulinarne, należało raczej poczytać na plus. - Nie wytłumaczę ci. Mi też nie było łatwo do niego dotrzeć… ale czy nie wszyscy mamy wiele twarzy? – Zagadnął, wzruszając lekko ramionami. Nie chciał niweczyć pogodnej atmosfery, za to zostawił mężczyzną z refleksją, która sama nasunęła mu się na myśl. – Zdolny i utalentowany. Pojawiłem się na otwarciu jego klubu i powiem uczciwie, że możecie być dumni. – Postanowił także pochwalić przedsiębiorczość swojego partnera, a syna Nicka, z oczywistych względów nie wspominając rozmówcy, z jakimi problemami wiąże się prowadzenie własnego biznesu. O niektórych zdążył już napomknąć samemu Maximilianowi, poza tym i tak zamierzał mu pomóc w razie jakichkolwiek komplikacji. Na razie natomiast wolał odrzucić troski na bok, podzielając zresztą uczucie, jakie niósł w sercu jego nastoletni ukochany. Chciał wierzyć, że czekają ich jedynie zmiany na lepsze, zwłaszcza że ostatnio los jakby się do nich uśmiechnął, rekompensując wszelkie niedogodności i krzywdy z przeszłości. – No dobra, nie jest aż tak źle. Możesz mnie jeszcze kiedyś zaprosić, szczególnie że obiecałem twojemu ojcu, że udostępnię mu pioruna. – Przyznał szczerze, że już sam zdążył się w międzyczasie wprosić, chociaż tak jak Felix znał upodobania jego i Nicka, tak pewnie domyślił się, że nie stali przy masce samochodu na darmo. – Mam ich wiele, ale dzisiaj nie powinniśmy się skupiać na żadnym. – Sprzedał mu prztyczek w nos, uśmiechając się jeszcze radośniej niż do tej pory, jakby dopiero teraz uzmysłowił sobie, że znów trzyma chłopaka w objęciach. – Nie, może poza tym, że chyba chciałbym cię zaprosić nie na jeden sylwester, a na dwa. – Wtrącił dość tajemniczo, bo i nadal nie miał pewności jak dokładnie zorganizować tę noc. – Marzyłeś o wyjeździe gdzieś daleko, więc zarezerwowałem nam już nawet hotel… no a potem dostałem pocztą zaproszenie na bal dla absolwentów w Hogwarcie i pomyślałem, że szkoda byłoby go ominąć. Nie chciałbyś przypomnieć sobie szkolnych czasów i pójść tam razem ze mną? – Wyjaśnił na razie pokrótce, dlaczego powinni pogadać o szczegółach, póki co przedstawiając jedynie dostępne opcje. Żałował, że nie mogą znaleźć się w obu miejscach na raz.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Stacey zapewne dużo bardziej martwiła się o przybranego syna, ale na ten moment była po prostu ciekawa Paco i chciała go lepiej poznać, a że usta jej się nie zamykały, to akurat nie była żadna nowość. Ciężej było stwierdzić, co na temat mężczyzny myśli siostra Maxa, ale też wieczór jeszcze nie dobiegł końca. -Trochę prawda, ale ten dzieciak nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. - Widać było, że Nick myśli nad tym, co Paco powiedział, choć nie wdawał się w szczegóły. Jakby nie było aż takimi przyjaciółmi nie byli, żeby nagle zacząć dzielić ze sobą każdą myśl. -Też bym chętnie poszedł, ale niestety, mając wyjątkowego syna trzeba się pogodzić z tym, że niektóre rzeczy nas omijają. Dobrze jednak wiedzieć, że się udało. Jestem z niego naprawdę dumny. - Przyznał bez ogródek, bo nie widział sensu ukrywać tego, co czuje do syna. Szkoda tylko, że nastolatek sam nie potrafił spojrzeć na siebie ich okiem i docenić samego siebie. -Dobrze, że wolisz młodszych, bo pomyślałbym, że już mi chcesz ojca rwać. - Prychnął lekko rozbawiony Felix, gdy usłyszał, że faktycznie Salazar aż tak tu nie cierpi. Cieszył się, że na ten moment wszystko odbywało się bez większych problemów, nie licząc chłodnego powitania Hugo. Max zgodził się w milczeniu na tym, żeby dziś odłożyć troski na bok. Sam zresztą wolał się cieszyć tym, co mają, niż rozmyślać o tym, że mogą to znów stracić w jakikolwiek sposób. -Dwa? Ale Ty wiesz, że to tylko jedna noc? - Odparł zdumiony, po czym zamienił się w słuch, niedowierzając po raz kolejny rozmachowi Salazara. -Kurwa, to...Dużo. - Przyznał z uśmiechem, gdy usłyszał to wszystko. Nie chciał jednak zostawiać Paco bez odpowiedzi, więc kontynuował. -Słyszałem o tym balu i nie byłem pewien, czy powinienem tam iść. No, ale skoro zaprasza mnie największy przystojniak z czasów samych założycieli nie mogę odmówić. - Nie mógł powstrzymać się przed przytykiem do wieku partnera, jednocześnie dając mu definitywną odpowiedź. -Tylko licz się z tym, że będę musiał zatańczyć choć raz z Brooks. A co do wyjazdu, to o niczym innym nie marzę. Solo Tu y Yo, verdad? - Ostatnie słowa praktycznie wyszeptał, po czym złożył pocałunek na ustach ukochanego. -A teraz radzę nam wracać. Miejmy to już z głowy. - Wskazał ruchem na drzwi do domu, po czym ujął dłoń Moralesa i razem zniknęli w ciepłym i gwarnym wnętrzu.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Rozmowa z ojcem Maximiliana przebiegła nadspodziewanie przyjemnie, a Paco delikatnie pokiwał mężczyźnie głową na pożegnanie. Niedługie, zważywszy na nadchodzący konkurs talentów, w którym chcąc nie chcąc musiał ze swoim młodszym partnerem uczestniczyć. Przez moment myślał nawet, żeby namówić drugiego fana motoryzacji i jego wiecznie zaskakującego syna na ucieczkę – oj, wtedy niewątpliwie zadziwiliby pozostałych członków rodziny. Obawiał się jednak, że jego plan spłonąłby na panewce, a i całą trójką zostaliby zdzieleni przez Stacey patelnią w te głupie łby, gdyby ich niecne zamiary wyszły na jaw. - W sumie… nie jest zły. Całkiem przystojny, zna się na samochodach… do tego mniej marudny. – Mruknął prowokującym tonem, sugestywnie poruszając brwiami. Nie miał jednak szans wybrzmieć w tej kwestii wiarygodnie. Felix znał go zbyt dobrze i na pewno wiedział, że Nick kompletnie nie wpisuje się w jego gusta. – Spokojnie, cariño. Nie chcę cię wymienić. Niestety, jesteś moim ulubionym osłem. – Westchnął niby to rozczarowany, ale zaraz przeprosił partnera za te głupie żarty kolejnym już tego wieczoru pocałunkiem. – Wiem, daj dokończyć. – Wtrącił również a propos sylwestrowej nocy, której organizacja po przesyłce z Hogwartu mocno się skomplikowała. Tak, sam uważał, że to dużo i kompletnie nie wiedział jak ugryźć temat, zwłaszcza że zdążył już obiecać nastolatkowi odprężający wyjazd. Mówiąc uczciwie, nie spodziewał się ze strony Maximiliana tak szybkiej i pewnej odpowiedzi. Podobnie, jak i komplementu, który wypełnił go dumą i wymalował uśmiech na jego twarzy, utrzymujący się aż do przetrawienia drugiej jego części, zdecydowanie mniej przychylnej. – Udam, że nie usłyszałem tego, co powiedziałeś dalej. – Przewrócił teatralnie oczami, mimo to przyciągając do siebie chłopaka. – No dobra, akurat Brooks mogę cię na ten jeden taniec oddać. Solo tu y yo. – Szepnął ciepło, unosząc wyżej kąciki ust na skutek rozkosznego pocałunku, po którym zdecydowanie mniej chętnie ruszył się z miejsca, podążając śladami partnera. - Taa.. już lecę. – Wymamrotał bez cienia entuzjazmu, nagle uświadamiając sobie, że lewituje parę centymetrów nad zaśnieżonym chodnikiem. A przynajmniej tak mu się wydawało. – Ty, Felix. Poważnie lecę… albo wypiłem już za dużo whisky. – Sam już nie był pewien, ostatnio wokoło działy się naprawdę dziwne rzeczy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak, chyba cała ich trójka chciała się jakoś wymigać od tego gówna, ale nie mieli wyboru. A przynajmniej pozornie, bo po prostu ani Nick, ani Max nie chcieli zrobić Stacey przykrości. Po prostu trzeba było spiąć dupska i jakoś to odbębnić, nic więcej. -Yhym... Coś jeszcze? - Zapytał niby obrażony, choć dobrze wiedział, że to wszystko jest tylko gierką ze strony Paco. Nie przejmował się więc nawet, jeśli udawał, że jest inaczej. -Cóż, ważne, że ulubionym. - Roześmiał się, po czym oddał pocałunkowi, jakby nic innego nie miało znaczenia, bo w tej chwili, dla nastolatka, tak właśnie było. Zgodnie z prośbą zamknął mordę i słuchał. Naprawdę nie wiedział, co myśleć o tym balu, ale poczuł, że nie chce odmawiać tego zaproszenia, a z Moralesem u boku będzie mu łatwiej przeżyć wszystko, co może spotkać go w dawnej szkole. -Są święta, więc będę miły i nie powtórzę. - Wyszczerzył się łobuzersko, bo przecież nie chciał mu dopierdalać, choć jednocześnie uwielbiał się z nim przekomarzać, a ciężko było zignorować tak idealny temat jak dzieląca ich różnica wieku. Słysząc, że Brooks Paco potrafi odpuścić uznał jednak tę rozmowę za swój mały sukces i nie dyskutował dalej. W dupie miał to, co mogę pomyśleć inni uczniowie, czy pedagodzy. Chciał po prostu się odstawić i miło spędzić czas ze swoim partnerem, a co jak co, ale Hogwart wiedział, jak wyprawiać podobne imprezki. -Po prostu zróbmy swoje i nie patrzmy na nic innego. - Zaproponował, bo chyba obydwoje chcieli już być zdecydowanie gdzie indziej niż pośród rodziny, choć bardzo ją kochał. -Co Ty...? - Spojrzał na niego nieco jak na wariata. -Stoisz twardo na ziemi. Może to whisky... - Zaproponował wytłumaczenie, choć sam zaczął się nieco martwić o partnera. Już miał mówić coś jeszcze, gdy zobaczył kątem oka niewielki płomień, który zniknął, gdy tylko odwrócił w tę stronę głowę. Postanowił uznać to za objaw przemęczenia i chwilowo zignorować. -No! W końcu! Więc, jak się domyślacie, zaczynamy doroczny pokaz talentów. Kto chce pierwszy? - Stacey rozpromieniła się na ich widok, a dzieciaki Emmy od razu wyrwały się na ochotników. Pierwsza wystąpiła córeczka fryzjerki, tańcząc jakiś układ, którego ostatnio nauczyła się na zajęciach z rytmiki. Oczywiście wszyscy nagrodzili ją brawami tak samo, jak jej brata, który powiedział jakiś wierszyk o niedźwiadku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Paco gospodyni byłby jeszcze w stanie odmówić, ale z pewnością nie chciał sprawiać przykrości Maximilianowi, a skoro tak, nie miał innego wyjścia jak po prostu znieść niedogodności towarzyszące dzisiejszej, rodzinnej kolacji. Nie miał jednak zamiaru przyklasnąć tradycji i Stacey i chyba przetrzepałby jej adoptowanemu synowi skórę, gdyby próbował wcielenia podobnych pomysłów w ich związku. Na razie na szczęście nie wyczuwał z jego strony podobnych zagrożeń, więc po chwili wzajemnego przekomarzania wymienił się z ukochanym czułościami, po których wstępnie poruszył również temat sylwestra. Co prawda nadal nie wiedział na jaką godzinę zorganizować świstoklik, ale mieli jeszcze wiele czasu, by dopracować szczegóły. Póki co wystarczało mu zapewnienie, że spędzą ostatnią noc w roku, a gdzie i z kim zatańczą pozostawało kwestią drugorzędną. - Tak, miejmy to już z głowy. – Zawtórował młodszemu partnerowi, wzdychając ciężko na niesprzyjający los. Powłóczył również za nim nogami albo poleciał tuż za nim. Przez moment dałby sobie przecież rękę uciąć, że unosi się nad ziemią. Felix prędko zdementował jednak jego wersję wydarzeń, a przecież darzył go zaufaniem. Miał mętlik w głowie. – Zmęczenie i whisky. – Pokiwał porozumiewawczo głową, starając się w ten sposób wytłumaczyć swoje dziwaczne zachowanie, acz obawiał się że padł ofiarą kolejnej klątwy lub choroby, które ostatnio panoszyły się po czarodziejskim świecie jak szare gęsi. Miał jedynie nadzieję, że ta konkretne nie zniweczy przyjemnej atmosfery panującej w domu na obrzeżach Inverness. - Idziesz przede mną. – Mruknął w międzyczasie do nastolatka, dając młodszemu pierwszeństwo w tej szalonej zabawie. Podziwiał również taneczny występ, który kulturalnie nagrodził brawami, oczywiście nadal odnosząc wrażenie, że jego tyłek unosi się parę centymetrów nad fotelem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam Max też cieszył się, że spędzą razem ostatnie chwile tego roku. Niby świat się nie kończył, ale było w tym coś symbolicznego i chciał dzielić ten moment ze swoim partnerem, bez względu na wszystko inne. -Paco... - Spojrzał nagle na niego nieco zmartwiony, nie będąc pewnym, czy powinien tak bagatelizować jego słowa. Najpierw opuchnięta głowa, teraz to... Nie brzmiało to wszystko najlepiej. -Wszystko w porządku? - Zapytał prosto z mostu, zatrzymując się na chwilę, by spojrzeć w czekoladowe tęczówki partnera i upewnić się, że nic nie jest specjalnie gorzej niż zwykle. Nastolatek patrzył na występy młodzieży, po których nadszedł czas na ich rodziców, którzy nie mogli się już doczekać, aż położą pociechy spać. W czasie, gdy Peter składał origami, Max ponownie dostrzegł nieokiełznany ogień i drgnął lekko, kompletnie nie słysząc tego, co działo się wokół. -Paco... Chyba... Chyba to znów się dzieje. Te płomienie... - Powiedział przerażony, wciskając się mocno w objęcia partnera, jakby liczył, że od tego halucynacje ustąpią. Miał nadzieję, że i tym razem to tylko wytwór jego wyobraźni i nikomu z jego bliskich nic poważnego się nie stanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Dotychczas nieszczególnie przejmował się symbolicznym zakończeniem roku, sylwestrową noc traktując wyłącznie jako dobrą okazję do zakrapianej zabawy do samego rana, ale tym razem było nieco inaczej. Miał ochotę naprawdę zwieńczyć te ostatnie miesiące miłym akcentem, zwiastującym jedynie zmiany na lepsze, tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym, a mówiąc o tym prywatnym, miał na myśli przede wszystkim jego relację z Maximilianem, która wreszcie wkraczała na właściwe tory. Wziął głębszy oddech, starając się okiełznać ukłucie stresu, które pojawiło się na skutek niecodziennych doświadczeń, a gdy w uszach wybrzmiało mu jego własne imię, odwrócił głowę w kierunku wyraźnie zaniepokojonego jego stanem ukochanego. - Wszystko ok, nie przejmuj się. – Nie chciał dokładać mu zmartwień, zwłaszcza że zaraz mieli stanąć oko w oko z oczekiwaniami Stacey. Czuł jednak, że coś jest nie tak i że historia jakby zatoczyła koło, wrzucając ich w wir niespodziewanych wydarzeń. Nieodparte wrażenie lewitacji mógł jeszcze zdzierżyć, ale wolałby mimo wszystko zachować trzeźwość umysłu, a niestety los nie dawał mu w tym zakresie żadnych gwarancji. Wpatrywał się w występy gości i domowników z zainteresowaniem, ale nie mógł w pełni się nimi cieszyć, skoncentrowany raczej na tym, żeby nie zrobić niczego głupiego. Dopiero po przerażonej twarzyczce nastolatka utwierdził się w przekonaniu, że obydwaj nie są w najlepszej kondycji. Wyciągnął ramię, przytulając do siebie Felixa, który wyciągnął znacznie gorszy los na loterii. – Wcześniej moja głowa, lewitacja, teraz płomienie… Wiesz, że nie są prawdziwe, hm? – Szepnął do niego łagodnym, spokojnym tonem, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak wiarygodne są towarzyszące im odczucia i obrazy. – Chcesz wyjść na zewnątrz i się przewietrzyć? Może tak będzie lepiej, wyjaśnię wszystko Stacey. – Zaproponował na wszelki wypadek, nie będąc w stanie przewidzieć jak zachować się jego partner w obliczu niby nierealnego, a jednak trawiącego wszystko wokoło pożaru.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max oczywiście zawsze Sylwestra uwielbiał, jako że był idealną okazją do zabawy do upadłego. Tym razem sam też miał zupełnie inne priorytety i choć widział ich z whisky w dłoniach, to jednak miała być ona tylko miłym dodatkiem, a nie głównym punktem wieczoru. Nie był pewien, czy uwierzył partnerowi w jego zapewnienia. Przez chwilę milczał, jakby bił się z myślami, czy powinien ciągnąć temat, czy może raczej go urwać. W końcu zdecydował się jednak odezwać. -W razie czego wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? - Zapytał, jednocześnie przypominając Paco, że jest tuż obok, gdyby ten potrzebował wsparcia. Nie chciał zostawiać go samego z problemem, jakikolwiek by on nie miał być. Tak, jak obydwaj marzyli o wymiganiu się z tradycji Stacey, tak chyba żaden z nich nie chciał, by odbyło się to w ten właśnie sposób. Max zaczął drżeć i wiedział, że jeszcze chwila, a znów wpadnie w panikę, której nie będzie w stanie sam opanować. Dlatego też zwrócił się do partnera, nieświadomy tego, że przyciągnął kilka spojrzeń. -Nie wiem. Boję się. - Przyznał, a jego organizm reagował coraz mocniej. Max czuł ogarniające go gorąco, a halucynacje z każdą sekundą się nasilały. Fakt, że w tym wszystkim uczestniczyły dzieci tylko pogarszał cały stan rzeczy. -Zabierz mnie stąd. Proszę. - Wyszeptał, nie bacząc na cokolwiek innego. W tej chwili chciał poczuć się po prostu bezpiecznie, mając zamiar wyjaśnić wszystko przybranej rodzinie, jak tylko sytuacja nieco się uspokoi. Niestety fakt, że po raz kolejny miał te same halucynacje, wcale nastolatka nie pocieszał, a tylko zwiększał poczucie, że coś jest naprawdę nie tak z jego psychiką.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Wiem, Felix. – Zapewnił chłopaka, spoglądając z przekonaniem w jego szmaragdowe ślepia. Nawet jeżeli borykał się obecnie z dość nietypowym problemem, po pierwsze nie zamierzał zaprzątać głowy partnera bzdetami, a po drugie wiedział że musi wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za ich bezpieczeństwo i samopoczucie. Jasne, wrażenie unoszenia się nad podłożem nie było przyjemne, zwłaszcza w kontekście zaplanowanego przez niego pokazu, ale nie było to zarazem nic, z czym nie mógłby sobie poradzić na własną rękę. Albo obecnie skrzydło. Pojebane. Mimo kolejnych, coraz to ciekawszych występów, nie tylko tyłkiem, ale i myślami, zdawał się odlatywać gdzieindziej. Zaczął się zastanawiać czy pożar w pubie pozostawał w związku z tymi wszystkimi szaleństwami i chorobami i czy czasem nie ocenił halucynacji młodszego partnera pochopnie, skoro w tym momencie również on czuł się, jakby polizał papierek nasączony kwasem. – Dopóki jestem przy tobie, nic złego się nie stanie. – Szeptał spokojnie, przypominając sobie wiele podobnych sytuacji, w których Maximilian był naćpany jak stodoła. Tym razem źródła omamów należało poszukiwać w innym miejscu, ale co z tego, skoro tak samo wwiercały się w mózg, a chociaż przytulał do siebie chłopaka coraz mocniej, uścisk jego ramion nie miał z nimi najmniejszych szans. – Ok. Złap mnie za szyję. – Poprosił, chwytając jak najwygodniej rosłego niestety nastolatka, a potem wyszedł z nim przed dom, po drodze kiwając przepraszająco Nickowi. Na razie nie było czasu na wyjaśnienia, a wydawało mu się, że gospodarz najlepiej zrozumie sytuację. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, postawił Solberga przed sobą, nadal ściskając jednak jego nadgarstki. – Patrz na mnie, dobrze? No i pamiętaj, że złego diabli nie biorą. – Posilił się na subtelny uśmiech, przekonując ukochanego, że nawet te cholerne płomienie nie zrobią mu krzywdy. Inna rzecz, że aktualnie bardziej niż ogoniastego czarta przypominał upadłego anioła unoszącego się nad bielutką, zaśnieżoną werandą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fakt, że Paco też miał dzisiaj coś z głową wcale nie był pocieszający. Max liczył, że chociaż ten jeden dzień w roku będzie dla nich łaskawy, ale jak widać nie było im to dane. Niestety. Coraz mniej zwracał uwagę na własną rodzinę, gdy widmowe płomienie coraz mocniej rozprzestrzeniały się po pomieszczeniu. Nastolatek znów czuł ten okropny strach podsycane jeszcze faktem, że ta sytuacja zdarzyła się po raz kolejny i to w tak krótkim odstępie czasu. Zacisnął mocniej zęby, po czym kiwnął głową. Chciał, by to co Paco mówi było prawdą i chciał w to wierzyć, ale gdy wokół szalał pożar, ciężko było podejść do sytuacji na chłodno. Objął ciasno szyję partnera całkowicie poddając się jego działaniom. Nie zbaczał na to, co robili w tej chwili inni. Był cały blady i roztrzęsiony, co widocznie wskazywało, że coś niedobrego się z nim dzieje. Gdy chłodne powietrze uderzyło go w twarz, poczuł się nieco lepiej i przez kilka sekund, gdy stawał na ziemi miał wrażenie, że omamy minęły. Niestety już po chwili wszystko znów wróciło, a chociaż nastolatek starał się nie spuszczać wzroku z oczu partnera, to miał wrażenie, że nawet w czekoladowych tęczówkach widzi odbicie ognistej poświaty. -Jest ich coraz więcej. Proszę, niech to się skończy. Proszę.... - Wyszeptał ostatnie słowa, zamykając oczy, spod których zaczęły wypływać łzy. Ledwo trzymał się na nogach, a nawet to, że miał zamknięte powieki nie pomogło mu poczuć się lepiej, gdy czuł to cholerne gorąco.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Uczucie nieważkości skutecznie rozpraszało myśli, jednak przerażone spojrzenie szmaragdowych ślepiów po części go otrzeźwiło, zmuszając do porzucenia własnych wrażeń i odczuć na bok. Rozumiał do czego to wszystko zmierza, a mając w pamięci niedawne zachowanie Maximiliana w pubie, czujnie obserwował zaciśniętą nerwowo szczękę nastolatka, gotów zareagować w razie, gdyby sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót. Podobnie jak i wtedy próbował przekonywać chłopaka, że rozszalałe wokoło płomienie są wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Miał nadzieję, że tym razem ukochany zdoła zachować spokój, jednak otulające mocno jego szyję ręce uświadomiły mu, że to nieodpowiednia pora na podjęcie walki z rozbudzonymi na skutek panujących w czarodziejskim świecie chorób lękami. Gra niewarta była ryzyka, dlatego wyniósł Felixa na zewnątrz, wierząc że mroźne powietrze ostudzi panikę i wyciszy atakujące jego młodszego partnera omamy. Przez moment wydawało się nawet, że rozwiązanie podziałało, a jednak cichutki szept i spływające po policzkach nastolatka łzy sprawiły, że Paco przestał chłodno kalkulować, gwałtownym ruchem przyciągając Solberga do siebie, żeby zamknąć go w ciasnym objęciu własnych ramion. Nie tylko dla wsparcia, ale również jego własnego bezpieczeństwa, nie miał zamiaru go wypuścić, by pod wpływem strachu nie zrobił sobie żadnej krzywdy. – Dopóki cię trzymam, nic złego się nie stanie. – Mruknął łagodnie, czule gładząc jego plecy. – Nie otwieraj oczu. Pomyśl, że to promienie słońca, które dają nam przyjemne ciepło. – Zmienił również taktykę, każąc ukochanemu trzymać powieki zamknięte, a w tym samym czasie starał się podziałać na jego wyobraźnię, odsuwając wizję pożaru na bok.
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia Pon Gru 26 2022, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cholerne choroby. Musiały atakować akurat wtedy, gdy ta dwójka miała szansę na naprawdę miłe spędzenie wspólnego czasu. Cóż, Max niby już się do takiego obrotu spraw przyzwyczaił, ale jednocześnie nie potrafił wyzbyć się emocji, które nim targały. Złość, na całą sytuację, ale przede wszystkim ogromny strach, że mimo wszystko to, co widzi jest prawdą, skutecznie odbierały mu zdolność jasnego myślenia. Na całe szczęście nie był sam i już po chwili wraz z Paco znajdowali się na zewnątrz. Można by pomyśleć, że to jakkolwiek pomoże sytuacji, ale niestety, wizje nie chciały odpuścić. Całe szczęście, że Max stał tyłem do swojego rodzinnego domu i nie musiał oglądać tego, co podpowiadał mu zarażony halucynacjami umysł. Niestety nie oznaczało to, że nie myślał o rodzinie, która znajdowała się wciąż w budynku. -Moja rodzina... Na pewno są bezpieczni? - Zapytał, wtulając się w ramiona partnera. Musiał mieć tę pewność, nim był w stanie skupić się na sobie. Co prawda nie słyszał krzyków, ani przeraźliwego ujadania Buddy`ego, ale wciąż ciężko było mu oddzielić prawdę od magicznej iluzji. -Dlaczego...? - Zapytał tylko, nie będąc w stanie więcej z siebie wydusić. Czuł się niesprawiedliwie i bezsilnie. Nie miał pojęcia, czym zasłużyli sobie na takie niezbyt przyjemne prezenty od losu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie pierwszy raz los drwił sobie z nich, nie pozwalając choćby na jedno przyjemne i spokojne popołudnie. Nawet wigilia musiała zostać zniszczona przez szaleńcze wizje, podszeptywane przez przyciągniętą przez nich z czarodziejskiego świata aurę, która mieszała w głowach niemal tak skutecznie jak środki odurzające. Zabawne, że akurat teraz, kiedy Maximilian znalazł w sobie siłę, wyrywając się ze szponu nałogu, i tak musiał zmagać się z omamami i dotychczas uśpionym lękiem. Paco współczuł mu, zaciskając w złości pięści, bo chociażby chciał, nie potrafił mu teraz pomóc ani oczyścić chaotycznych myśli i obaw, które boleśnie przejmowały nad nim kontrolę. - Wszyscy są bezpieczni, Felix. Poradzimy sobie i przetrwamy to razem, dobrze? – Mówił do niego ściszonym, miękkim tonem, żeby załagodzić nerwową atmosferę, mimo że sam odczuwał stres i martwił się, że przerażony chłopak wyszarpie się z jego ramion. Dopiero gdy ukochany wtulił się w nieco mocniej, po części odetchnął z ulgą, nie pozwalając sobie jednak na uśpienie czujności. – Nie wiem, Felix… może po prostu mamy jebanego pecha. – Westchnął również zrezygnowany, nie wiedząc jak racjonalnie wytłumaczyć to, że dotykają ich te wszystkie nieszczęścia. Nie było to sprawiedliwie i sam także czuł się bezsilny, skoro nie był w stanie swojego partnera przed nimi uchronić. – Todo estará bien. Toma tiempo. – Szepnął znów cieplej, głaszcząc ukochanego po plecach, żeby jakkolwiek go pocieszyć. Miał nadzieję, że odczuwane przez nich dolegliwości wreszcie miną i że ponownie będą mogli się cieszyć wzajemnym towarzystwem i magią świąt.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nastolatek myślał dokładnie to samo. Niby postąpił krok do przodu w sprawie swoich problemów, ale jednocześnie dostał kolejnym prosto na ryj. Był już taką koleją rzeczy zmęczony i naprawdę zastanawiał się, jaki to wszystko ma sens i czy jest jeszcze jakakolwiek szansa, by kiedyś wszystko choć przez chwilę po prostu było dobrze. -Przetrwamy. - Powtórzył załamanym głosem, choć nie był wcale pewien czy w to wierzy. To już drugi raz i po raz kolejny ten atak miał coś wspólnego z ogniem. Może i panowały magiczne choroby w ich świecie, ale to, co spotkało Solberga, było zbyt spersonalizowane, by potrafił uwierzyć w jakiś magiczny przypadek. -Mam dość. - Przyznał dławiąc się nieco własnymi łzami, które raz po raz wsiąkały w garnitur jego partnera. Starał się odepchnąć myśli od tego, co się działo i faktycznie wyobrazić sobie, że są gdzieś, gdzie ogrzewają ich ciepłe promienie słońca, ale gdy tylko uchylał powieki, znów powracał ten cały koszmar. Objął mocno Paco dłońmi, jakby chciał się wtopić w ukochanego. Nie miał już siły niczego mówić. Po prostu stał tam czekając albo na śmierć, albo na cud. W końcu, gdy po raz kolejny otworzył powieki, cały ten koszmar jakby ucichł. Nie przestawał jednak obejmować partnera jeszcze przez dłuższą chwilę, co zrobił dopiero, gdy upewnił się, że płomienie nie powracają. -Zostaniesz ze mną do rana? - Poprosił, a w szmaragdowych tęczówkach widać było przerażenie, po czym chwiejnym krokiem, wspierając się o Salazara wrócił do domu i po krótkim wyjaśnieniu ojcu, z czym się zmaga, zabrał partnera na górę, do starego pokoju Hugo, który obecnie robił Maxowi za sypialnię.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Słysząc załamany głos partnera, sam czuł się rozczarowany i rozbity, ale nie zamierzał się poddawać; wręcz przeciwnie, pragnął wreszcie stworzyć dla ukochanego bezpieczną przystań, której ten tak bardzo potrzebował. Miał dość popierdolonych klątw, amnezji i iluzorycznych płomieni, mieszających w głowie Maximiliana, który po raz pierwszy od dawna naprawdę starał się wyjść na prostą. Wiedział, że nie z pradawną magią nie wygra, ale gotów był uczynić wszystko, byleby załagodzić objawy rozsianych ostatnio chorób, udowadniając również Felixowi, że razem są w stanie sprowadzić je do roli drobiazgu i pokonać obezwładniający dotychczas nastolatka lęk. - Pamiętasz, co ci mówiłem? Jesteś silny, cariño, więc walcz i nie poddawaj się. – Mruknął, doskonale go rozumiejąc. Nie chciał jednak pozwolić, żeby chłopak bezradnie rozłożył ręce, nawet jeśli odczuwał niebywałe zmęczenie i dławił się własnymi łzami. Musieli radzić sobie z przeciwnościami losu, nieważne jak wiele razy ten zamierzał jeszcze w nich uderzyć. Niekiedy jednak trzeba było wojować nie za pomocą pięści, a ciepłego uścisku ramion i bliskości, której Paco ukochanemu nie żałował. Po prostu czekał, obejmując kurczowo jego drżące ciało, dając mu dokładnie tyle czasu, ile potrzebował, żeby znowu otworzyć oczy i zmierzyć się z niesprawiedliwą, momentami bolesną rzeczywistością. – Dobrze się czujesz? – Zapytał instynktownie, nie oczekując odpowiedzi. Zamiast tego otarł kciukiem załzawione policzki młodszego partnera, składając na jego ustach czuły, pokrzepiający pocałunek. – Zostanę. – Wyszeptał z przekonaniem, zanim powrócili do środka, gdzie stanął tuż obok, trzymając ukochanego i kiwając potwierdzająco głową, kiedy Maximilian tłumaczył ojcu dlaczego zniknęli za drzwiami. - Jednak przydałaby się jeszcze jedna poduszka. – Zagadnął również Nicka, z opóźnieniem odpowiadając na jego pytanie czy planuje pozostać tutaj do rana. Posłał mu jeszcze uspokajający uśmiech, jakby chciał bezgłośnie powiedzieć, żeby nie martwił się o syna i że odpowiednio się nim zaopiekuje, a wreszcie dał się pociągnąć za rękę, lądując w pokoju na piętrze, który najwyraźniej pełnił obecnie rolę gościnnego. – Mam nadzieję, że paczka ode mnie dotarła? – Zapytał, siadając na brzegu łóżka. Sowia poczta raczej nie dopuszczała się opóźnień, chociaż i na taką ewentualność na szczęście się przygotował.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Piękny wieczór w gronie najbliższych dość szybko zamienił się dla Maxa w jeden wielki koszmar. Na szczęście mógł liczyć na naprawdę duże wsparcie, a halucynacje w końcu ustąpiły, choć nie znał powodu takiego stanu rzeczy. Na ten moment nie chciał jednak się tym przejmować. -Niezbyt. - Przyznał pociągając nosem, po czym oddał się ciepłemu pocałunkowi, który nieco poprawił jego samopoczucie jeszcze bardziej utwierdzając w tym, że nie jest ze swoimi problemami sam. Zaczynało mu jednak być cholernie zimno, więc chciał, czy nie, musieli w końcu wrócić do domu. Ścisnął mocniej partnera, posyłając mu pełen wdzięczności i miłości uśmiech, gdy ten zgodził się zostać z nim jeszcze kilkanaście godzin. Sen był tym, czego Max obawiał się bardzo mocno i choć zawieszony nad łóżkiem łapacz snów działał, jak powinien, to jednak nastolatek czuł się dużo bezpieczniej wiedząc, że w razie czego będzie miał partnera tak blisko siebie. -Jasne, wszystko zorganizujemy. - Odpowiedział Nick, z nikłym uśmiechem. Widać było, że martwi się o syna, a jednocześnie czuł, że jest on w dobrych rękach. Max usiadł na łóżku czując, jak bardzo jest zmęczony tym, co przed chwilą miało miejsce. Nie mógł jednak iść jeszcze spać, skoro nie udało im się dopełnić najważniejszego rytuału. Paco widać czytał mu w myślach, bo pierwszy podjął temat świątecznych prezentów. -Tak, sowa była rano, ale nie chciałem otwierać. - Przyznał szczerze, wskazując paczkę od Paco, która leżała na biurku. Inne prezenty już rozpakował, ale ten chciał otworzyć razem z partnerem wiedząc, że te będzie spędzał Wigilię razem z nim. Nastolatek wstał więc i chwycił schludnie opakowaną paczuszkę, przy okazji biorąc inną i podając ją ukochanemu. -Wszystkiego najlepszego mi amor. - Ucałował go delikatnie. Wciąż jeszcze nieco się trząsł, ale wolał skupić się na pozytywnych chwilach, niż zamartwiać się o dziwne wizje. Przynajmniej w tym momencie. -Pozwoliłem sobie na coś nieco bardziej osobistego. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - Odpowiedział nieśmiało, powoli zabierając się za odpakowanie podarku od Salazara. W swoim prezencie Paco mógł znaleźć kamień uśpionego wspomnienia oraz samonagrzewający się kubek z nadrukiem meksykańskiej plaży.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Niezbyt w obecnych okolicznościach wcale go nie dziwiło, chociaż miał nadzieję że zdoła jeszcze poprawić ukochanemu humor, i to nie tylko pocałunkiem. Noc była jeszcze młoda, a chociaż marzył o spojrzeniu w szmaragdowe ślepia nad ranem, po przebudzeniu obok ukochanego, tak na razie nie miał ochoty kłaść się do snu. Najpierw musiał zadbać o wymazanie z pamięci Maximiliana wspomnienia trawiącego jego rodzinny dom pożaru, a za najlepszą metodę uznał otwarcie świątecznych prezentów. Podziękował więc Nickowi uprzejmym skinieniem głowy, udając się ze swoim nastoletnim partnerem na piętro, acz na razie nie zdradzał przygotowanej dodatkowo niespodzianki, obserwując jedynie jak chłopak otwiera opasane wstęgą pudełko. Nie pozostawał oczywiście bierny, sam również odebrał z rąk Felixa paczkę, unosząc radośnie kąciki ust na skutek delikatnego pocałunku. – Wszystkiego najlepszego, cariño. Życzę ci, a właściwie to nam obu, żeby to ogień miedzy nami był jedynym, który przyjdzie nam w życiu oglądać. – Tak, chciał aby Solberg zapomniał o ostatnich wydarzeniach, jednak wiedział że pamięć o omamach tak prędko nie zniknie, a skoro tak, przynajmniej spróbował obrócić sytuację w żart. Na wszelki wypadek przytulił jednak Maximiliana raz jeszcze, szeptając mu na ucho: - Postaraj się o tym nie myśleć. – Dopiero po tych słowach uśmiechnął się szerzej, oglądając z każdej strony iście meksykański kubek, który przywoływał naprawdę miłe obrazy, znane mu z rodzinnych stron. – Chciałbym teraz leżeć z tobą na tej plaży. – Mruknął rozmarzony, wpatrując się w jaśniutki piasek, błękitną wodę i palmy, a chociaż kusiło go żeby od razu wypróbować ceramiczne naczynie, na razie odpuścił sobie wycieczkę do kuchni i zimowe, rozgrzewające herbaty. Zamiast tego skupił się natomiast na ciemnoczerwonym kamieniu, którego przez chwilę obracał pomiędzy palcami. Wreszcie jednak podniósł głowę, prowokująco poruszając brwiami. – Powinienem go otworzyć? – Zapytał ukochanego, postanawiając się z nim odrobinę podroczyć. W rzeczywistości umierał z ciekawości i sam nie mógł się doczekać ujawnienia zaklętego w spinelu obrazu. Nie miał pojęcia, które ze wspomnień Felix wybrał, ale był pewien, że pragnie je przeżyć na nowo.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max też pragnął odejść myślami od wszelkich problemów, więc ucieszył się, gdy Paco podjął się tematu prezentów. Nie żeby specjalnie potrzebował materialnych oznak ich wzajemnego przywiązania, ale jakby nie było obchodzili święta, a nastolatek nie wyobrażał ich sobie bez wzajemnego obdarowania się podarunkami. -Dziękuję. Mam nadzieję, że tak będzie. - Odpowiedział szczerze, uśmiechając się nieco mocniej, po czym wtulił się w Salazara, kiwając tylko głową na znak, że nie będzie usilnie rozmyślał o tym, co zdarzyło się przed chwilą. Obydwoje potrzebowali w końcu czegoś przyjemniejszego w tym momencie. Denerwował się tym, jak Paco zareaguje na swój prezent, ale że nie chciał się w niego uporczywie wpatrywać, skupił się na rozpakowaniu paczki od partnera. Najpierw wyjął bon do "Ziołowego kociołka" i szczerze się ucieszył. Na zakupy do eliksirów zawsze miał ochotę, a nie zawsze fundusze i szczerze, niczego więcej już nie potrzebował. -Może będzie pomocny w przywołaniu trochę ciepła podczas tych szarych brytyjskich dni. - Wyjaśnił, przenosząc wzrok na kubek. Tak, sam wiele by dał by teraz zmienić nieco otoczenie, choćby ponownie na to meksykańskie. -Tylko najpierw się zaopatrzę, żeby nie zmarnować prezentu od Ciebie. - Dodał, wskazując radośnie na bon, po czym ponownie zerknął do swojej paczki. -A myślałem, że nie lubisz mojego zwierzyńca. - Zaśmiał się lekko, biorąc delikatnie na dłoń smoczą figurkę, która obecnie smacznie spała. -Szczepan na pewno odnajdzie się dobrze w moim małym zoo. Prawda maluszku? - Pogłaskał delikatnie smoczka po głowie, od razu nadając mu imię, po czym ostrożnie odłożył go na biurko, żeby mógł się wyspać. A pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu nie przepadał za żadnym magicznym stworzeniem. Nawet za ich imitacjami. W końcu wyjął z pudełka kompas marzeń, przez chwilę wpatrując się w niego. -Jesteś cudowny i bardzo Ci dziękuję. - Pocałował ponownie partnera, przeszkadzając mu w odpakowaniu kamienia. -Wszystko o czym marzę, mam obecnie tutaj. - Odpowiedział, łapiąc na chwilę partnera za dłoń i rumieniąc się nieco, gdy znał już treść listu dodanego do paczki. Po chwili postanowił jednak pozwolić Paco na odpakowanie drugiego drobiazgu. -Jak otworzysz, będzie już bezużyteczny. Pozwoliłem sobie zakląć w nim wspomnienie z Edynburga, gdybyśmy potrzebowali kiedyś przypomnienia, co tak naprawdę jest ważne. - Odpowiedział lekko speszony. -Nie chciałem obwieszać Cię błyskotkami, ale możesz go oprawić w pierścień, albo wisiorek. No albo wrzucić do szuflady, czy coś. - Nakręcał się, widocznie zdenerwowany, przy okazji grzebiąc w kieszeni. W końcu wziął głęboki oddech i wyjął z niej małe, szmaragdowe pudełeczko. -Paco... Wiem, że przez to całe zamieszanie ominęliśmy Twoje urodziny. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten spóźniony prezent. - Wręczył niewielkie puzderko ukochanemu, przygryzając delikatnie wargę. Ostatnio mieli naprawdę wiele problemów, ale miał nadzieję, że mimo wszystko złoty sygnet, jaki się w środku znajdował, nie był specjalną przesadą. Na czarnym kamieniu pierścień miał wygrawerowane "S&M", gdzie symbol stworzony był ze splecionych ze sobą węży, a na wewnętrznej stronie obrączki widniał napis "Solo Tu y Yo".
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wbrew pozorom Paco również odnajdywał więcej przyjemności w samym symbolicznym geście, a nie materialnej wartości wymienionych z młodszym partnerem podarków, chociaż nie byłby sobą, gdyby ograniczył prezenty do zawartości przesłanej przez sowę paczki. Przygotował dla Maximiliana jeszcze jeden, który póki co nadal skrywał w kieszeni w oczekiwaniu na odpowiednią chwilę. Na razie cieszył się nieco szerszym uśmiechem ukochanego, który powoli rozpakowywał pudło, natrafiając wpierw na bon do bogatej w składniki do magicznych mikstur apteki. Co jak co, ale akurat tę zniżkę Morales wiedział, że chłopak dobrze wykorzysta. – Na pewno się przyda, a kawa z rana będzie smakowała w nim o wiele lepiej. – Potwierdził, kiwając porozumiewawczo głową, chociaż nie był pewien czy na miłe rozpoczęcie wpłynie w większej mierze piękny obraz meksykańskiej plaży, czy raczej świadomość że to Felix zadbał, żeby już nigdy nie musiał raczyć się wystygniętym napitkiem. – Tylko spróbuj zmarnować. – Szturchnął go również rozbawiony, acz o to że eliksiro-świr zapomni o bonie zdecydowanie martwić się nie musiał. – Lubię jak jesteś szczęśliwy, a skoro wolisz otaczać się hałaśliwą ferajną, najwyraźniej będę zmuszony ten gwar zaakceptować. – Westchnął cicho, wzruszając bezradnie ramionami. Wiedział, że kolejnym zwierzątkiem przyczyna się do jeszcze większego chaosu, ale czuł że smocza figurka sprawi Solbergowi wiele radości. Poza tym… była całkiem urocza, przynajmniej teraz, kiedy smacznie spała, zamiast trzepotać skrzydłami i rozbijać się po całym pokoju. – Może przynajmniej jego imię zapamiętam. Szczepan. Oby drzemał jak najdłużej. – Parsknął pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że nieświadomie ściszył głos, żeby przypadkiem nowego przyjaciela Maximiliana nie obudzić. - Wiem. – Szepnął również śmiało wprost w chłopięce usta, które zaraz pochwycił i swoimi wargami, rozkoszując się w pełni pocałunkiem i wyznaniem ukochanego. Nie pomyślałby, że kiedykolwiek znajdzie się w podobnej sytuacji, ale rzeczywiście i on nie potrzebował kompasu, żeby z przekonaniem powrócić w ramiona Felixa, w których zawsze odnajdywał szczęście. – No tak… – Zacisnął mocniej palce na dłoni nastolatka, marszcząc w czoło w rozczarowaniu, bo kusiło go otwarcie zaczarowanego, mieniącego się obecnie spinelu. Zawsze mógłby oddać go do naprawy. Wiedział jednak, że Maximilian ma rację i że lepiej będzie pozostawić zaklęte w nim wspomnienie na kiedy indziej, gdy naprawdę dopadnie ich chwila zwątpienia. – Szkoda, że działa tylko jeden raz. – Nie musiał mówić wprost, te słowa w połączeniu z zamyśloną twarzą Meksykanina wyraźnie wskazywały, że prezent przypadł mu do gustu. – Oprawię go. Nie chcę, żeby kurzył się w szufladzie. – Zapewnił, zerkając na nakręconego, ale i widocznie zestresowanego partnera. – Wiesz, że nie musiałeś… – Przesunął dłonią po jego czuprynie, wszak sam zapomniał już o tych nieszczęsnych urodzinach, które przypadły w niefortunnym dla nich obu okresie. Docenił jednak starania Solberga, dlatego nie kazał mu zbyt długo czekać, od razu otwierając niewielkie puzderko. – A to ty mówisz mi, żebym nie przesadzał… – Przewrócił delikatnie oczami, wyciągając ze środka misternie wykonany, złoty sygnet z ozdobnym czarnym kamieniem. Do materiałów nie sposób było się przyczepić, jednak o wiele istotniejsze okazały się splecione ze sobą węże i wygrawerowany napis po wewnętrznej stronie obrączki. Dawno nie czuł się speszony, ale tym razem musiał przyznać, że Felix wprawił go w zakłopotanie. – Czy to oświadczyny? – Poruszył sugestywnie brwiami, starając się zamaskować stres żartobliwą nutą. – Gdybym wiedział, kupiłbym dla ciebie drugi. Jest świetny, kubek zresztą też… – Podziękował chłopakowi pocałunkiem, nakładając sygnet na serdeczny palec lewej dłoni, a potem zerwał się z łóżka, pośpieszając ręką Maximiliana. – Wstawaj. Błyskotek dla ciebie nie mam, na plażę też cię dzisiaj nie zabiorę, ale akurat do Meksyku możemy się dzisiaj na chwilę przenieść. – Zagadnął tajemniczo, wyciągając z kieszeni pomniejszonego za pomocą zaklęcia renifera, któremu przywrócił pierwotny rozmiar, z użyciem różdżki wieszając go po środku sypialni. Wreszcie wręczył Felixowi drewnianą pałkę, przypominając trochę tę, którą posługiwali się gracze quidditcha, i stanął tuż za jego plecami, żeby zawiązać mu oczy czarną chustą. – Widzisz cokolwiek? Tylko mnie nie okłamuj. – Pociągnął za dwa końce materiału, ściskając go mocniej wokół bujnej fryzury ukochanego, dopiero po tym przechodząc do tłumaczenia zasad. – W Meksyku podczas świąt dzieciaki rozbijają piniaty. Pomyślałem, że ci się spodoba. Tylko błagam, nie pozabijaj nas. – Mruknął chłopakowi na ucho, odsuwając się na względnie bezpieczną odległość, zanim rzucił wesołe wal śmiało.
Rzuć kością k100. Niezależnie od wyniku, przy kolejnym uderzeniu możesz uznać, że udało ci się zniszczyć reniferową piniatę. 1 – 33: Wziąłeś ogromny zamach i z impetem uderzyłeś Salazara w klatkę piersiową. 34 – 66: Machnąłeś energicznie, przecinając drewnianą pałką… powietrze. Zrobiłeś tym samym obrót, tracąc równowagę i wpadając w ramiona Paco. 67 – 100: Trafiłeś w sam środek renifera, który rozpadł się na kawałki. Po zdjęciu opaski widzisz leżące na podłodze, ładnie opakowane czekoladki. Niektóre z nich mają na papierkach numerki od 1 do 8.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Po tym, jak Paco obdarował go na urodziny, Max wiedział, że nigdy rozmachem partnerowi nie dorówna, ale miał nadzieję, że chociaż uda mu się trafić w coś, z czego mężczyzna będzie się cieszył. Ulżyło mu więc nieco, gdy widział jego reakcje na rozpakowywane podarunki, choć na ten najważniejszy miał jeszcze przyjść czas. -Wolę otaczać się Tobą, ale ferajna też ma swoje plusy. - Sprostował, patrząc jeszcze chwilę na figurkę, która na ten moment zdawała się być spokojna i Max miał tyko nadzieję, że nie ma podobnie diabelskiego charakteru co reszta jego zwierzyńca. -Jak będziesz gotów zapamiętać resztę, to daj znać. Mam już przyszykowaną ściągę. - Pamiętał, że obiecał zrobić mu listę imion swoich smoków i tak też postąpił, choć obecnie leżała ona na szafce przy łóżku, w domu Brooks. Max mógł śmiało teraz przyznać, że czuł się szczęśliwy. Mimo wielu nieprzyjemności, jakie ich spotykały, ten wieczór sprawiał, że nie żałował tego, że postanowił dać im jeszcze jedną szansę. Nie wyobrażał sobie, by mógł teraz być w ramionach kogokolwiek innego i to nie tylko ze względu na to, że Paco jak nikt potrafił uspokoić jego wizje i ataki. Przelał te wszystkie uczucia w pocałunek, zdecydowanie dłuższy i bardziej namiętny niż te, które dzielili jeszcze przed chwilą. -Wiem, ale myślę, że póki nic pojebanego nas znowu nie spotka, będziemy o tym naturalnie pamiętać. - Starał się znaleźć pozytywną odpowiedź choć sam nieraz zapominał o tym, by trzymać się czasem tych bardziej pozytywnych wspomnień, które dzielili. -Wiem, ale chciałem. Ty wyprawiłeś mi najlepsze urodziny na świecie, więc choć tyle mogłem zrobić. Wszystkiego najlepszego. - Odparł, przekazując pudełeczko. Miał ogromną ochotę teraz zapalić, ale też nie chciał ominąć reakcji partnera na to, co zastanie w środku. -Daj spokój, to nic wielkiego. - Machnął ręką, jakby faktycznie tak myślał, choć zastanawiał się, czy Paco w ogóle przypadnie to do gustu. Wiedział, że mężczyzna nie chciał by ich związek był specjalnie publiczny ze względu na bezpieczeństwo, ale też chciał dać mu coś wyjątkowego, a sygnet pasował mu do mężczyzny. -Gdyby to były oświadczyny, postarałbym się o bardziej romantyczne okoliczności. - Odparł szczerze, choć zaśmiał się lekko. Tak, Max może i miał wiele za uszami, ale wiedział, jak zadbać o odpowiednią atmosferę podczas naprawdę ważnych wydarzeń. - Ale pozwoliłem sobie rzucić na niego zaklęcie Proteusza. Będziemy mogli w ten sposób się komunikować, jeśli zajdzie potrzeba. Patrz. - Chwycił leżącą na szafce różdżkę i wyrysował nią niewielkie serduszko na swoim pierścieniu sidhe i w tym samym czasie ten sam symbol pojawił się na sygnecie Salazara. Max był zaskoczony zerwaniem go z miejsca zdecydowanie bardziej niż przyjemnym pocałunkiem. -O czym Ty...? - Zapytał, bo niewiele rozumiał z tego, co Paco mówił. Obserwował więc, jak ten wyciąga z kieszeni renifera, po czym go powiększa i dopiero wtedy zrozumiał, co się odpierdala. -Piniata? Zajebiście! - Ucieszył się, po czym zapadła ciemność, gdy jego oczy zostały przewiązane opaską. -Ni chuja. Widzę, że wiązanie oczu staje się tradycją w tym domu. - Zażartował, wspominając lekcję eliksirów, jaką kiedyś udzielał Paco za ścianą. Max zacisnął mocniej dłonie na pałce, czując jak powraca do niego wiele wspomnień. Tak, zawsze czuł się dobrze na pozycji pałkarza i teraz chętnie by znów wyleciał na boisko w szmaragdowych szatach. Oczami wyobraźni widział, jak leci w niego rozpędzony tłuczek. Zamachnął się więc i... Trafił perfekcyjnie w sam środek piniaty, a dźwięk rozsypujących się po podłodze drobiazgów utwierdził go w przekonaniu, że poradził sobie naprawdę dobrze. -Max jeden, renifer zero. Widzisz, nie musisz się bać, że Ci coś zrobię. - Wyszczerzył się, po czym zdjął przepaskę, spoglądając na rozsypane po podłodze cukierki. -A te numerki to co? - Zapytał szczerze zaciekawiony, chowając przepaskę do kieszeni i schylając się po słodycze, by lepiej im się przyjrzeć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Tak jak uwielbiał rywalizować ze swym młodszym partnerem na wielu polach, tak akurat w kwestii prezentów nie oczekiwał wcale od Maximiliana rozmachu. Nie chciał, żeby chłopak próbował się do niego porównywać ani żeby wydawał ciężko zarobione galeony na złote pierścienie albo srebrne zegarki dla zaspokojenia jego próżności i przyzwyczajenia do luksusów. Nie potrzebował kosztowności, skoro sam mógł je sobie kupić. Cenniejsza była dla niego bliskość ukochanego i widok jego szmaragdowych ślepiów, promieniejących niedającym się opisać słowami szczęściem. Nie to, żeby nie spodobały mu się podarki, ale przede wszystkim zwrócił uwagę nie na błyszczący materiał ani wartościowy kamień, a na starania partnera, który spersonalizował wręczoną mu biżuterię, przekazując w niej wiele miłości i troski. – Niby jakie? – Wtrącił zaczepnie, zastanawiając się jak wiele oszczędności Felix wydaje na wyżywienie tej całej, zwierzęcej zgrai. – Gotów jestem, ale uprzedzam, że jeszcze przez jakiś czas mogę je mylić. Ściąga się przyda. – Puścił nastolatkowi oczko, oczekując zwiniętego w rulon pergaminu, ale okazało się, że niestety dzisiejszego wieczoru nie dostanie podpowiedzi. Z drugiej strony… nie miał na co narzekać, skoro podczas wigilii towarzyszyło im tylko troje pupilów: Szczepan, Buddy i Grom. Nie wiedział, co myśli sobie Solberg, ale sam również nie żałował tej wizyty. Nadal nie czuł się może w pełni komfortowo w towarzystwie Nicka, Stacey i innych członków rodziny swojego partnera, ale ten wigilijny wieczór z pewnością należał do przyjemnych i udanych, a przede wszystkim pozwolił im zapomnieć o ostatnich błędach, potknięciach czy prztyczkach w nos sprzedawanych im przez niesprawiedliwy los. Nic dziwnego, że nie miał ochoty zmrużyć oczu; wolałby, by ta noc trwała w najlepsze, a już w ogóle utwierdził się w tym przekonaniu pod wpływem dużo gorętszego, namiętnego pocałunku, jakim uraczył go z wdzięcznością Maximilian. – Powinieneś mnie tak całować częściej. – Przywdział na usta szelmowski uśmieszek, zaraz kiwając zgodnie głową. – Te święta też zapamiętam. Mamy coraz więcej wspomnień, których będę strzegł jak lew. – Przyznał szczerze, obiecując sobie że już nigdy nie podpadnie harpiom. Ba, zamierzał omijać te paskudztwa szerokim łukiem. Nie spodziewał się, że kiedyś to powie, ale miał zbyt wiele do stracenia. - Dziękuję. – Szepnął, czując palącą satysfakcję, że został przez niego wyróżniony, chociaż jeszcze chętniej niż na splecione ze sobą węże patrzył na ich splecione dłonie albo ramiona. – Skromny jak zawsze. – Prychnął też pod nosem, kręcąc łepetyną z niedowierzaniem, nim po raz kolejny przesunął dłonią po chłopięcym ramieniu, coraz mocniej pragnąć fizycznego kontaktu. – Wolałbyś to zrobić na meksykańskiej plaży? – Świadomie go podkręcał, z zaciekawieniem przyglądając się zresztą jego mimice, chociaż wcale nie chciał usłyszeć odpowiedzi, podobnie jak i wybiegać myślami w przyszłość, którą dopiero mieli wspólnie odkrywać. – Sprytne, podoba mi się. Powinniśmy ustalić jakiś alarmowy symbol… chyba że wystarczy S.O.S. – Rozczuliło go ozdabiające smolisty kamień serce, ale prędzej niż do romantyzmu było mu do pragmatyzmu, a że życie doświadczało ich nazbyt często, skoncentrował się na tych użytecznych aspektach połączonych magią pierścieni. Dopiero po chwili zrozumiał, że zignorował uroczy gest partnera, a swój błąd zdecydował się naprawić pocałunkiem. W końcu przeszli do nieco aktywniejszej rozrywki, a chociaż Paco przewidywał, że walenie drewnianą pałką w zwisającą z sufitu piniatę przypadnie jego ukochanemu to gustu, tak nie spodziewał się aż takiej dozy entuzjazmu. Nie dość, że trafił w dziesiątkę, to jeszcze uśmiał się jak głupi na skutek niewybrednego komentarza Solberga. – Nie powiesz chyba, że nie lubisz tej tradycji, co? – Szturchnął lekko chłopaka barkiem, a po tym chwycił jego ramiona, żeby ustawić go dalej od renifera. Nie chciał przecież swojemu lubemu ułatwiać zadania. Na jego nieszczęście, ani odległość ani pozycja nie stanowiły dla Felixa żadnej przeszkody, a pałkarskie umiejętności wyjątkowo szybko pozwoliły mu ustrzelić wypchanego czekoladkami rogacza. – Naprawdę musiałeś trafić za pierwszym razem? Zepsułeś mi zabawę, myślałem że się trochę z ciebie pośmieję. – Westchnął teatralnie, udając obrażonego, ale nawet jeśli żałował dobrego widowiska, cieszył się że sam nie oberwał drewnianą belą w brzuch. Poza tym musiał jeszcze odpowiedzieć na pytanie Maximiliana, wyjaśniając dodatkowy element zabawy. – Przyjemny sposób na odliczanie dni dzielących nas od sylwestrowej imprezy. – Wytłumaczył lakonicznie, ale za to treściwie, pochylając się, by podnieść z ziemi szmaragdowe opakowanie oznaczone numerem jeden. – Otwórz. – Podał słodycz chłopakowi, czekając z dalszymi instrukcjami na jego reakcję. W środku Solberg mógł znaleźć rozpływającą się w ustach czekoladkę nadziewaną kubańskim rumem i wypisany odręcznie na butelkowo-zielonym papierze liścik: Jestem diabelsko wręcz przystojny, za to mój anielski uśmiech poprawiłby humor nawet dementorom.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście wiedział, że Paco mógł zdobyć wszystko czego chciał, bez większego wysiłku. Nie zmieniało to jednak faktu, że też chciał sprawić mu prezentem przyjemność, dlatego nie poszedł do sklepu po pierwszy, lepszy prezent, a chwilę poświęcił nad myśleniem, co takiego może mu sprezentować. Szczęście odbijało się w szmaragdowych ślepiach i choć nie było w nich aż tyle spokoju, co podczas oglądania zachodu słońca na edynburskim wzgórzu, to i tak zdecydowanie skutecznie poprawił mu się humor, a Paco zdołał odciągnąć jego myśli od przerażających płomieni. -Andrzej, na przykład, jest zajebistym świadkiem na ślubie. Serio mówię. - Wywalił z siebie pierwsze, co przyszło mu na myśl. Do najstarszej ze swoich figurek przywiązany był wyjątkowo mocno, bo i zdążyli razem przeżyć dość wiele ciekawych momentów, a wszystkie należały raczej do tych szczęśliwych, które Max wspominał z uśmiechem. Nie skomentował słów Moralesa na temat pocałunków, bo i nadal czuł pewną blokadę, choć cieszył się, że w pewien sposób i w tym temacie znów ruszyli na przód. Felixowi też brakowało tych namiętnych momentów, jakie ze sobą zwykli dzielić, a fakt, że nie do końca czuje się komfortowo sprawiał, że nastolatek irytował się sam na siebie. -W razie czego, zawsze chętnie Ci je przypomnę. - Zapewnił partnera, po czym przygasł nieco. -Powinienem Cię chyba przeprosić za to, jak zachowywałem się podczas Twojej amnezji. - Przygryzł ponownie dolną wargę, nieświadomie pocierając dłonią swoje ramię. Nie mieli jeszcze okazji na spokojnie i wprost o tym porozmawiać, ale skoro już i tak poniekąd naruszyli temat, Max uznał, że nie będzie unikał tematu. Uśmiech znów jednak wykwitł na młodej twarzy, gdy usłyszał o meksykańskiej plaży w kontekście hipotetycznych zaręczyn, które w ich ustach mogły brzmieć dość niecodziennie biorąc pod uwagę nie tylko ich związek, ale i to, jakie podejście do relacji posiadali jeszcze nie tak dawno. -Zdecydowanie nie. Wymyśliłbym coś, czego byś się w życiu nie spodziewał. - Nie dał się do końca podpuścić. Oczywiście nie myślał o tym, czy i gdzie się mężczyźnie oświadczyć, ale był pewien, że na pewno wymyśliłby coś wyjątkowego i pewnie lekko popierdolonego. -Zależy od sytuacji. S.O.S. może zabrać za wiele czasu. Jakieś propozycje? - Zapytał, pozwalając Paco zdecydować o sygnale alarmowym i choć Max nie koniecznie chciał myśleć o przykrych sytuacjach, tak niestety te zdarzały się im na tyle często, że musieli wziąć pod uwagę jakiś sposób komunikacji w podobnych momentach. Zdecydowanie walenie kijem w cokolwiek brzmiało jak rozrywka dla Solberga. Cieszył się jak dziecko, które znalazło się właśnie w sklepie z cukierkami i nie mógł się doczekać, aż dopierdoli tej wiszącej kukle, aż wyrzyga wszystkie flaki przez zadaną jej ranę. -Uwielbiam. Jestem za obchodzeniem jej co roku! - Oznajmij entuzjastycznie, po czym dał się pokierować Moralesowi na miejsce. Nie trzeba było czekać długo, aż było po zabawie. Wystarczył jeden zgrabny ruch i słodycze znalazły się na ziemi, a niektóre szczególnie przykuły uwagę eliksirowara. -Przepraszam, mi amor. Następnym razem pomacham trochę wokół, żebyś się lepiej bawił. - Zapewnił, przewracając ze śmiechem oczami i składając na policzku Salazara kolejny pocałunek, nim zapytał o co chodzi z tymi całymi numerkami. -Oho! I liczysz, że nie zeżrę wszystkiego od razu? - Zapytał, biorąc podany mu słodycz i już miał wpychać go sobie do gęby, gdy zobaczył i przeczytał dołączony do cukierka liścik. Ponownie nieco się zarumienił, patrząc na partnera. -Błagam, nie mów, że każdy mi tak będzie słodził, bo nie będę w stanie udźwignąć tyle cukru. - Zaśmiał się niezręcznie, choć musiał przyznać, że zrobiło mu się strasznie miło. -Chyba już mnie mdli, nie dam rady jeść całego. Musisz mi pomóc. - Westchnął niby obojętnie ramionami, po czym wsadził pół czekoladki sobie do mordki i zbliżył się do ukochanego, by w dość intymny sposób podzielić się z nim rumowym rarytasem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie wątpię, pewnie w spektakularny sposób podaje obrączki albo zieje ogniem zamiast fajerwerków… o, może powinniśmy zabrać go ze sobą na sylwestra? – Pociągnął żart dalej, chociaż akurat ostatnią noc w roku wolał spędzić z dala od należącego do Maximiliana zwierzyńca. Wystarczało mu, że musi oddać ukochanego na jeden taniec Brooks. Nie miał ochoty walczyć jeszcze o jego uwagę z zazdrosnymi smokami, psami i kotami. Zdecydowanie skuteczniej pozbyć się konkurentów zawczasu, a powiedzmy sobie uczciwie, w tych błyszczących, szmaragdowych ślepiach można było zakochać się od pierwszego wejrzenia, więc i tak wiedział, że będzie zmuszony strzec ich jak najwartościowszego skarbu. – Łatwiej chyba byłoby kupić myślodsiewnię. – Pozwolił sobie na ten przyjacielski przytyk, nie spodziewając się przeprosin ze strony ukochanego. Nie potrzebował ich, bo po pierwsze, obydwaj mieli swoje za uszami, a po drugie, postanowił po prostu zamknąć ten rozdział. – Skoro tak, ja powinienem przeprosić za to, że nałożyłem na ciebie namiar i… zrobiłem wiele innych rzeczy, które cię zraniły. – Nagle spoważniał, czując się zobowiązanym względem młodszego partnera. – Nie wracajmy do tego. – Poprosił jednak, bo o ile cieszył się, że są w stanie wreszcie pewne tematy przerobić bez rzucania mięsem albo ucieczki, tak pewnych wspomnień, jak również ich braku, nie chciał już po raz kolejny tykać, zwłaszcza kiedy mieli szansę skoncentrować się na o wiele przyjemniejszych chwilach. Na szczęście hipotetyczne zaręczyny uratowały sytuację, rozpraszając zarazem gęstniejącą niebezpiecznie atmosferę. Wiadomo, że Paco nie mówił o meksykańskiej plaży na poważnie, ale teraz jakby zaczął żałować, że nie zaręczą się łaskotani promieniami gorącego słońca. – Byle nie w norweskiej jaskini. Wiesz, że nienawidzę mrozu i śniegu po kolana. – Parsknął wesoło, przypominając sobie tę nieplanowaną wycieczkę w nieznane. Nie to, żeby jej żałował, ale jednak przejście z pokładu jachtu do zimowej wędrówki po górach zdawało się wręcz kwintesencją ich popierdolonej relacji oraz pomysłowości Maximiliana, który potrafił chyba zaskoczyć nawet samego siebie. – Może krzyż? – Zaproponował pierwszy symbol, który przyszedł mu na myśl, zaraz marszcząc czoło w zastanowieniu. – Gdyby cokolwiek się stało, nadal nie będę wiedział, gdzie cię znaleźć… – Spostrzegł pewną lukę w niby doskonałym planie, ale nie oferował tak szalonych sposobów jak namiar, wiedząc jak alergicznie reaguje na niego jego ukochany. Na razie zdecydował się cieszyć tym, co mają a możliwość komunikowania za pomocą pierścieni brzmiała kozacko. – Zapomniałem ci powiedzieć, że dostałem lusterka dwukierunkowe. Wydaje mi się, że od Chrisa. Sugestywne, co? – Znowu trudno było mu powstrzymać się od śmiechu. – Nie mam ich przy sobie, ale sprezentuję ci jedno, jak mnie odwiedzisz – Nie wyobrażał sobie, by miał dać połączone zwierciadełko komu innemu niż Felixowi, a kto wie, może to właśnie ono stanowiło idealny kompromis pomiędzy ograniczającym chłopaka namiarem a jego potrzebą kontroli, dyktowaną zmartwieniami i troską o pakującego się wiecznie w tarapaty diablątka. - Czyli następnym razem mogę ci zawiązać oczy dopiero za rok? Nie ma opcji. Chyba że mówimy wyłącznie o walce z piniatą, wtedy mogę na to przystać. – Nie dawał za wygraną, obserwując wojującego z papierowym reniferem pałkarza, który jak to on, nie okazał wobec rogatego zwierzęcia ani grama litości. – No trudno. Nie trzeba, i tak bawię się przednio. – Poklepał nastolatka po ramieniu, wraz z nim zabierając się za zbieranie rozsypanych z piniatowego żołądka słodkości. Pomiędzy podnoszeniem cukierków i czekoladek, zmierzył tylko Felixa ostrzegawczym spojrzeniem, zniechęcając do pożarcia wszystkiego na raz. – Każdy z tych ośmiu, dlatego masz otwierać po jednym dziennie. Inne możesz śmiało wcinać, dopóki cię brzuch nie rozboli. – Potwierdził instrukcję, nie zdradzając na razie oczywiście treści innych pochowanych w pudełkach liścików. Zamiast tego skorzystał z zaproszenia, zbliżając się do swojego młodszego partnera, żeby nadgryźć kubańską, rumową czekoladkę z drugiej strony. Ledwie oderwał własną połówkę, którą przełknął w pośpiechu, żeby następny już raz wpić się w usta partnera, tym razem nie dając im już ani chwili wytchnienia. Dłoń ułożył na klatce piersiowej chłopaka, po czym popchnął go lekko na łóżko, całym swoim ciałem podążając za opadającą na mięciutką kołdrę sylwetką. – Każdy list mówi o innej twojej zalecie… – Wyszeptał w przerwie na złapanie oddechu. – Każda czekoladka ma też inny smak… – Dodał znów pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim.